Beze mnie jesteś nikim. Przemoc w polskich domach - Jacek Hołub - ebook + audiobook

Beze mnie jesteś nikim. Przemoc w polskich domach ebook

Jacek Hołub

4,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

15 osób interesuje się tą książką

Opis

W badaniu przeprowadzonym na zlecenie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej trzydzieści procent – czyli ponad dziewięć milionów – dorosłych Polaków potwierdziło, że było sprawcami przemocy w rodzinie. Siedemnaście procent skrzywdziło bliskich kilka razy, a trzy procent wielokrotnie.

Mężczyźni katują żony i dzieci. Bici synowie dorastają i znęcają się nad swoimi partnerkami i dziećmi. Krzywdzone dziewczynki wpadają w szpony toksycznych mężów. Dorosłe dzieci dręczą zniedołężniałych rodziców. Silniejsi terroryzują słabszych, zdrowi niepełnosprawnych, ci, którzy mają władzę, kontrolują i ranią swoich podopiecznych. Przez nasze domy płynie rzeka agresji, bólu, cierpienia i nienawiści. Oficjalne statystyki to wierzchołek góry lodowej.

Napisałem tę książkę, by pokazać, co kryje się pod spodem – jak wygląda prawdziwe oblicze przemocy domowej.

Jacek Hołub

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 266

Oceny
4,7 (3160 ocen)
2232
776
133
15
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anitana123

Nie oderwiesz się od lektury

W dzieciństwie i później padłam ofiarą przemocy psychicznej, ekonomicznej o seksualnej. Tym bardziej była to dla mnie wstrząsająca lektura. Cieszę się, że w tym ciemnogrodzie, jakim jest Polska, dzisiaj można się dopominać o swoje prawa. Gdy ja byłam dzieckiem, nie miałam takiej szansy. Dziękuję Autorowi za kawał dobrej roboty.
254
Tomek_123

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobry reportaż. Temat przemocy ujęty ze strony ofiar (stygmatyzujące słowo) jak i sprawców i osób pomagających tymże. Lektura obowiązkowa dla przyszłych pracowników socjalnych, policjantów z prewencji i terapeutów. Gorzka refleksja nad kwestią prawną ofiar - kiepska wykrywalność, śmiesznie niskie wyroki (w większości przypadków w zawieszeniu). Wstrząsające wyznania maltretowanych kobiet i mężczyzn, którzy przez lata znosili tortury fizyczne i psychiczne tak wielkie że aż trudne do wyobrażenia. Podziwiam autora, że dał radę przebrnąć przez tą hałdę bólu, morze łez i ocean zła w czystej postaci.
190
YenneferSic

Dobrze spędzony czas

Brakło mi rzetelnego opisania przemocy seksualnej, czyli wprowadzenia konceptu ZGODY. Myślę, że wtedy wiele osób przeraziłoby się, jak bardzo jako społeczeństwo mamy skrzywione myślenie. Jeśli ktoś byłby zainteresowany, to Fundacja Autonomia wydała darmowy ebook "Bez zgody na przemoc", a Grupa Ponton "Chcę/Nie chcę".
110
justynasobonska

Nie oderwiesz się od lektury

Książka która otwiera oczy na temat tego czego nie chcielibyśmy widzieć czyli przemocy domowej. Napisana na tyle chłodnym językiem, aby nie epatować tanią sensacją. Zaś z drugiej strony odzwierciedlająca to z czym muszą się mierzyć nie tylko ofiary przemocy domowej, ale i oprawcy. Polecam tę lekturę, chociaż nie jest ona ani łatwa ani przyjemna.
80
OlaOla1962

Nie oderwiesz się od lektury

Jeszcze do tej pory az mnie nosi, na nasz system prawny, sedziow, funkcjonariuszy policji i cala pseudoopieke socjalna,sekrety rodzinnne.Straszne, przerazajace, krzywdzące.Switny reportaz przeczytalam jednym tchem prawie, jedynie co mnie irytowalo to fakt, iz autor ,,skacze,, od bohaterki do bohaterki i miesza watki.Na milośc boska Kobiety, Dziewczyny mowcie o przemocy o tym co Was spotyka !!!!! nie badzcie same i nie wierzcie w obiecanki, jesli nie dla was to dla Waszych dzieci. Pozdrawiam Was wszystkie Dziewczyny i Panow tez, ktorzy przeszli przez to pieklo na ziemi.
73

Popularność




W serii ukazały się ostatnio:

Elizabeth Pisani Indonezja itd. Studium nieprawdopodobnego narodu (wyd. 2)

Barbara Seidler Pamiętajcie, że byłem przeciw. Reportaże sądowe (wyd. 2)

Tomasz Grzywaczewski Wymazana granica. Śladami II Rzeczpospolitej

Jacek Hołub Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci (wyd. 2)

Piotr Lipiński Cyrankiewicz. Wieczny premier (wyd. 2)

Birger Amundsen Harald. Czterdzieści lat na Spitsbergenie

Swietłana Aleksijewicz Cynkowi chłopcy (wyd. 4)

Małgorzata Sidz Kocie chrzciny. Lato i zima w Finlandii (wyd. 2)

Marcelina Szumer-Brysz Wróżąc z fusów. Reportaże z Turcji (wyd. 2)

Ewa Stusińska Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity

Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń Łukaszenka. Niedoszły car Rosji (wyd. 2 zmienione)

Dawid Krawczyk Cyrk polski

Aleksandra Łojek Belfast. 99 ścian pokoju (wyd. 2 zmienione)

Peter Hessler Pogrzebana. Życie, śmierć i rewolucja w Egipcie

Peter Hessler Przez drogi i bezdroża. Podróż po nowych Chinach (wyd. 2)

Thomas Orchowski Wyspa trzech ojczyzn. Reportaże z podzielonego Cypru

Haruki Murakami Podziemie. Największy zamach w Tokio

Drauzio Varella Więźniarki

Paweł Smoleński Balagan. Alfabet izraelski (wyd. 2 zmienione)

Jan Pelczar Lecę. Piloci mi to powiedzieli

Mariusz Surosz Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów (wyd. 3)

Marta Wroniszewska Tu jest teraz twój dom. Adopcja w Polsce

Patrick Radden Keefe Cokolwiek powiesz, nic nie mów. Zbrodnia i pamięć w Irlandii Północnej (wyd. 2)

Antonio Talia Droga krajowa numer 106. Na tajnych szlakach kalabryjskiej mafii

Lars Berge Dobry wilk. Tragedia w szwedzkim zoo (wyd. 2)

Oktawia Kromer Usługa czysto platoniczna. Jak z samotności robi się biznes

Jelena Kostiuczenko Przyszło nam tu żyć. Reportaże z Rosji (wyd. 2)

Marek Szymaniak Zapaść. Reportaże z mniejszych miast

Roman Husarski Kraj niespokojnego poranka. Pamięć i bunt w Korei Południowej

Paweł Smoleński Irak. Piekło w raju (wyd. 3)

Ola Synowiec Dzieci Szóstego Słońca. W co wierzy Meksyk (wyd. 2 poprawione)

Marcelina Szumer-Brysz Izmir. Miasto giaurów

Paweł Smoleński Izrael już nie frunie (wyd. 5)

Lidia Ostałowska Cygan to Cygan (wyd. 3)

W serii ukażą się m.in.:

Jenny Nordberg Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie (wyd. 3)

Anna Maziuk Instynkt. O wilkach w polskich lasach

Barbara Demick Zjadanie Buddy. Życie tybetańskiego miasteczka w cieniu Chin

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Projekt okładki Ola Szpocińska na podstawie projektu serii Agnieszki Pasierskiej

Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl

Fotografia na okładce © by PAP / Keystone

Copyright © by Jacek Hołub, 2021

Opieka redakcyjna Przemysław Pełka

Redakcja Magdalena Błędowska

Korekta Anna Smutkiewicz, Iwona Łaskawiec

Skład Agnieszka Frysztak / d2d.pl

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-8191-343-0

Krzywdzonym

Wstęp

Artykuł 207, paragraf 1 Kodeksu karnego: „Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy podlega karze”… Paragraf 1a rozszerza przepis o znęcanie się „nad osobą nieporadną ze względu na jej wiek, stan psychiczny lub fizyczny”.

W badaniu przeprowadzonym na zlecenie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej trzydzieści procent dorosłych Polaków wskazało, że było sprawcą lub sprawczynią przemocy w rodzinie. Siedemnaście procent skrzywdziło bliskich kilka razy, a trzy procent – wiele razy. Jak konkludują autorzy raportu: „Oznacza to, że ponad dziewięć milionów Polaków przyznaje się do stosowania przemocy w rodzinie, a około sześciu milionów było w takiej sytuacji kilku- lub wielokrotnie”[1].

Mężczyźni katują żony i dzieci. Bici synowie dorastają i znęcają się nad swoimi partnerkami i dziećmi. Krzywdzone dziewczynki wpadają w szpony toksycznych mężów. Dorosłe dzieci dręczą zniedołężniałych rodziców. Silniejsi terroryzują słabszych, zdrowi niepełnosprawnych, ci, którzy mają władzę, kontrolują i ranią swoich podopiecznych. Przez nasze domy płynie rzeka agresji, bólu, cierpienia i nienawiści. W telewizyjnych materiałach – o mężach mordujących żony, ojcach gwałcących córki, braciach molestujących siostry czy kobietach znęcających się nad dziećmi – widzimy tylko jej brzegi. Oficjalne statystyki to wierzchołek góry lodowej.

W 2019 roku policjanci wypełnili ponad 74 tysiące formularzy Niebieskiej Karty i odnotowali ponad 166 tysięcy przypadków przemocy w rodzinie[2]. Rok wcześniej z artykułu 207 Kodeksu karnego sądy skazały 9297 osób, w tym 8957 mężczyzn i 340 kobiet1. Ale nawet te dane nie odzwierciedlają „sądowej rzeczywistości”. Wiele wyroków na sprawców przemocy domowej zapadło z innych artykułów: od spowodowania uszczerbku na zdrowiu (artykuł 156 i 157), przez naruszenie nietykalności cielesnej (artykuł 217), groźby karalne (artykuł 190), zgwałcenie (artykuł 197), kazirodztwo (artykuł 201), uprowadzenie lub zatrzymanie małoletniego (artykuł 211), aż po pobicie ze skutkiem śmiertelnym (artykuł 158, paragraf 3) i zabójstwo (artykuł 148).

Pracując nad tą książką, rozmawiałem z kilkudziesięcioma osobami: doznającymi przemocy i sprawcami, „pomagaczami” z organizacji pozarządowych, psycholożkami, terapeutkami, naukowcami, a także innymi specjalistkami i specjalistami zawodowo wspierającymi pokrzywdzone i pokrzywdzonych oraz zajmującymi się przeciwdziałaniem przemocy w rodzinie. Wszyscy wiedzieli, jaki jest cel rozmowy, i zgodzili się na nią dobrowolnie. Większość pokrzywdzonych i sprawców prosiła o zachowanie anonimowości. W wielu przypadkach, żeby zapewnić moim rozmówczyniom i rozmówcom bezpieczeństwo, zmieniłem nazwy miejscowości i niektóre okoliczności wydarzeń. Nie konfrontowałem osób, które doznały przemocy, z ich oprawcami. Mówienie o tym, co przeżyły, było dla nich bardzo trudne i bolesne. Próba konfrontacji byłaby wtórnym wyrządzeniem krzywdy. Część moich rozmówców udostępniła mi zdjęcia, filmy, nagrania, zapiski, fragmenty korespondencji. Przytaczam akta sądowe, a także dokumenty instytucji działających w ramach procedury Niebieskiej Karty, których źródeł nie mogę ujawnić.

Nie zdołałem poruszyć wszystkich wątków, jakie chciałem, nad czym ubolewam. Wiele rozmów nie znalazło się w książce, ale wszystkie miały wpływ na jej kształt i były dla mnie ważne.

Mam nadzieję, że chociaż w części udało mi się pokazać oblicze przemocy w polskich domach.

Chłopcy

Artur:

– Pamiętam to jak przez mgłę. Tata mnie karmił i bardzo krzyczał na mamę. Mama musiała się bać, bo płakała. Chodziła nerwowo z kąta w kąt. Próbowała coś powiedzieć. Nagle wyszła na balkon i zniknęła. Przestraszyłem się. Wyciągnąłem w jej stronę ręce i zawołałem, że mama poleciała. Ojciec rzucił łyżkę i wybiegł z mieszkania. Tak jak stał, w skarpetkach. Zostawił otwarte drzwi. Pobiegłem za nim, schodami w dół. Po drodze z czwartego piętra minąłem przeraźliwie krzyczącą sąsiadkę. Dalej już nie pamiętam. To moje pierwsze wspomnienie z dzieciństwa. Miałem wtedy cztery lata.

Marcin:

– Gnieździliśmy się w czwórkę z siostrą i psem na osiemnastu metrach w kamienicy przy Czystej w Białymstoku. Daj kartkę, to ci narysuję. Wchodziło się przez kuchnię. Agnieszka, moja upośledzona umysłowo siostra, spała w jednym łóżku z mamą. Ja kimałem na rozkładanym fotelu, ojciec miał wyro pod ścianą. Kibel był w korytarzu, dzieliliśmy go z sąsiadami. Myliśmy się w misce. Ciasno było. Jak stary maltretował matkę, to uciekaliśmy na schody. Właściwie to mnie z Agnieszką nie bił. Dręczył nas psychicznie. Tylko raz rzucił mną o ziemię i przydusił poduszką tak, że prawie straciłem przytomność.

Podręczniki wymieniają cztery cechy przemocy domowej. Po pierwsze jest intencjonalna. Sprawca chce skrzywdzić. Agresja służy mu do zaspokajania swoich potrzeb, kontrolowania i podporządkowania sobie innej osoby. Po drugie w relacji występuje nierównowaga sił. Jedna strona ma przewagę nad drugą. Na ogół krzywdziciel jest silniejszy fizycznie, ale równie dobrze może być bardziej odporny psychicznie, pozbawiony zahamowań, mieć wyższą pozycję społeczną, ekonomiczną lub prawną. Po trzecie sprawca narusza godność drugiej osoby i odbiera jej prawa, na przykład przez odcinanie od kontaktów z rodziną. Po czwarte przemoc powoduje cierpienie i szkody2. Fizyczne, psychiczne lub oba rodzaje naraz. Aby doszło do przemocy, muszą być spełnione wszystkie cztery warunki.

Są też cztery rodzaje przemocy. Fizyczna jest najłatwiejsza do rozpoznania, bo często widać jej ślady. Psychiczna – najczęściej stosowana – to wyśmiewanie, poniżanie, nieustanna krytyka, wmawianie choroby psychicznej, uniemożliwianie kontaktów z innymi ludźmi, czytanie osobistej korespondencji. Przemoc seksualna polega na doprowadzaniu osoby do aktywności seksualnej wbrew jej woli i bez świadomej zgody. Ekonomiczna – to pozbawianie środków do życia i możliwości zaspokojenia podstawowych potrzeb, zabieranie pieniędzy, niszczenie rzeczy czy zaciąganie pożyczek „na wspólne konto” bez wiedzy i zgody partnera3.

Według policyjnych statystyk około dziewięćdziesięciu procent sprawców przemocy domowej to mężczyźni.

– To nie jest tak, że mamy to w genach czy że jesteśmy z natury bardziej agresywni. Jesteśmy po prostu silniejsi fizycznie i społecznie od kobiet. W związku z tym w sytuacjach konfliktowych mężczyźni sięgają po przewagę w postaci siły fizycznej lub innego rodzaju – wyjaśnia psychoterapeuta Luis Alarcon Arias, prezes Stowarzyszenia na rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”.

Jest wiele teorii na temat źródeł przemocy. Badania wskazują, że znaczny odsetek sprawców to psychopaci, czyli ludzie o osobowości nieprawidłowej: dążący do natychmiastowego zaspokojenia swoich potrzeb, niezdolni do odczuwania emocji, pozbawieni poczucia winy, wstydu i odpowiedzialności. Szacuje się, że osoby o takich cechach stanowią trzy procent społeczeństwa i od dwudziestu do siedemdziesięciu procent więźniów4. Liczne statystyki wiążą przemoc w rodzinie z alkoholem. Na blisko siedemdziesiąt pięć tysięcy podejrzewanych przez policję w 2019 roku o znęcanie się nad bliskimi ponad połowa była nietrzeźwa5. Jak wynika z raportu Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych z 1998 roku, aż osiemdziesiąt procent badanych żon alkoholików doświadczyło z ich strony różnych form przemocy6. Istnieją również badania wykazujące związek między wybuchami agresji a padaczką skroniową i urazami głowy.

Alarcon Arias nie lubi przyklejania łatek. Z jego doświadczeń wynika, że osoby stosujące przemoc z reguły nie mają zaburzeń psychicznych. Nie można także stawiać znaku równości między krzywdzicielem a alkoholikiem lub narkomanem. Konsultanci kierowanej przez niego „Niebieskiej Linii”[3] odbierają rocznie około dwudziestu trzech tysięcy połączeń. Wśród zgłaszanych sprawców tylko blisko trzydzieści sześć procent nadużywa alkoholu lub jest uzależnionych od niego i innych substancji odurzających. Mało tego – alkoholicy i narkomani też doznają przemocy.

Szef „Niebieskiej Linii” twierdzi, że nikt się nie rodzi przemocowcem. Kształtuje ich kultura i tradycja oparta na wzorcach męskiej dominacji. Dorastają w przekonaniu, że mężczyzna jest od rządzenia i wolno mu więcej, a do kobiety należy sprzątanie, gotowanie, opieka nad dziećmi i zaspokajanie potrzeb seksualnych faceta. Jeśli w dzieciństwie ich krzywdzono lub byli świadkami przemocy wyrządzanej przez kogoś z najbliższych, uczą się, że agresja może być sposobem rozwiązywania problemów. Prawdopodobieństwo, że w przyszłości staną się dręczycielami lub dręczonymi, wzrasta.

– Reagują przemocą w trudnych sytuacjach, bo inaczej nie potrafią. Tak zostali zaprogramowani – tłumaczy Luis Alarcon Arias. – Tym się różnią od nas, że nie mają alternatywnych wzorców zachowań, dzięki którym potrafiliby się zatrzymać i nie skrzywdzić drugiego człowieka.

Dom

Artur ma czterdzieści lat, wysokie czoło, na rękach niebieskie plamy tatuaży i posturę po ojcu.

– Pochodzę z dobrego domu. Mieszkaliśmy w Płocku. Mama była krawcową, tata pracował w Petrochemii, wcześniej był milicjantem antyterrorystą. Ludzie mówili, że ma duszę artysty. Dorabiał, robiąc obrazy ze skóry i ramy do luster. Kiedy podrosłem, przeprowadziliśmy się z kawalerki w bloku do domu jednorodzinnego z wypielęgnowanym oczkiem wodnym.

Z dzieciństwa zostały mi blizny. Na ciele i w psychice. Te pierwsze mniej bolą, już się zagoiły.

Pogruchotane kości czaszki. Podczas nocnej libacji tata rzucił we mnie pufem. Dostałem w głowę drewnianą nóżką. Przewróciłem się i straciłem przytomność. Na rękach trzymałem młodszą siostrę. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem wykrzywioną twarz ojca. Zapytał: „Kochasz mnie, synuś?”.

Złamana ręka. Kiedy mu podpadłem, kazał mi leżeć krzyżem twarzą do ziemi i czekać, aż wymyśli karę. Raz w takiej chwili weszła sąsiadka. Uniosłem głowę i odruchowo powiedziałem: „Dzień dobry”. Ojciec się wściekł. Skoczył mi z wrzaskiem na rękę. Łokieć wygiął się w drugą stronę. Oglądałeś pan filmy z Bruce’em Lee? Tak to wyglądało. Tyle że byłem bezbronnym dzieciakiem. Sąsiadka uciekła. Gdy wróciłem ze szpitala z gipsem i temblakiem, tata pchnął mnie na ścianę, podarł na mnie koszulkę i napluł mi w twarz.

Naderwane ucho. Wpadł w furię, jak mieliśmy gości, bo przyniosłem mu z kuchni sól w słoiku, a nie tak jak wypada, w solniczce. Nie okazałem mu szacunku. Złapał mnie za uszy i uderzył z główki. Poleciała krew. Mama przykleiła mi ucho plastrem. Zrosło się, ale została blizna.

Sznyty – po samookaleczeniach.

O ranach psychicznych długo by można gadać. Kiedy ojciec mnie stłamsił, już nie musiał mnie lać. Wystarczyło, że spojrzał, pogroził palcem albo że z wybałuszonymi oczami zbliżył twarz do mojej twarzy. Bałem się tak bardzo, że odbierało mi władzę w nogach. Byłem jak sparaliżowany. Chodziłem, trzymając się ścian.

Mama przeżyła. Upadek z balkonu zamortyzowały linki na pranie u sąsiadki z dołu. Przez pół roku leżała w szpitalu. Potem ojciec znęcał się nad nią dalej. Kiedy był pijany i na trzeźwo. Pamiętam taką sytuację: siedzi na podłodze, zapłakana, w poszarpanym ubraniu, z twarzą we krwi. Tata przywiązał ją do kaloryfera. Stanąłem przy niej. Chciałem na nią krzyknąć: „No zrób coś!”, ale nie potrafiłem wykrztusić słowa. Patrzyła na mnie z dołu, w jej spojrzeniu była rezygnacja. Byłem na nią zły, że nie potrafi przerwać tego koszmaru. Z czasem wyrobiłem sobie własną strategię przetrwania. Wyobraź sobie, że przychodzi do twojego domu chłop, sto dwadzieścia kilo, i na twoich oczach katuje ci żonę. A ty nic nie możesz zrobić. Patrząc na to, możesz zwariować. Więc się odcinasz.

Latem pojechaliśmy do rodziny na wieś. Ojciec wpadł w taki szał, że krewni musieli mu skrępować ręce i nogi łańcuchem do wiązania krów. Mama uciekła, boby ją zabił. Bardzo się wystraszyłem. Tata kazał mi przynieść nóż, żeby mógł się oswobodzić. Babcia wytrąciła mi go z ręki w ostatniej chwili. Ojciec wpadł w furię. Zaczął walić głową o ziemię. Na ustach miał pianę. Wyglądał jak diabeł.

Gdy Marcin mówi, wschodni zaśpiew nadaje jego słowom łagodność.

– Nauczyłem się być niewidzialny. Jak robak, który udaje martwego. Przemykałem po pokoju na palcach. Nie odzywałem się, żeby nie zagłuszyć telewizora. Nie patrzyłem w stronę ojca, żeby go nie drażnić. Nie robiłem żadnych min i gestów, żeby nie ściągnąć jego gniewu. Pilnowałem się, żeby się głupio nie uśmiechać. Najgorsze były weekendy, kiedy stary pił. Siedzieliśmy jak na minie. Nie wiedzieliśmy, kiedy wpadnie w szał.

Kiedyś ojciec zabrał mnie ze sobą do pracy. Jeździł dostawczakiem i rozwoził towar do sklepów. Nagle zobaczyłem innego człowieka: śmiał się, żartował. Był szarmancki wobec kobiet. Wszyscy go lubili. A w domu tak lał matkę, że podłoga była cała we krwi. Agnieszkę i mnie traktował jak najgorsze gówno. Pomiatał nami, upokarzał… Czułem się jak kawałek łajna.

Nigdy mnie nie przytulił, nie powiedział „kocham cię”, „jestem z ciebie dumny”. Nie znałem czegoś takiego jak rodzinny obiad, że siedzimy razem przy stole, rodzice pytają: „jak ci minął dzień?”, „co tam w szkole?”. Tylko wyzwiska i przemoc. Byłem jak emocjonalny zombie. I tak mi zostało. Mam czterdzieści jeden lat i nie umiem okazywać uczuć. Stary kochał tylko gołębie. Miał gołębnik na strychu. Nauczył mnie nienawidzić koty, bo koty polują na ptaki. Jak miałem dziesięć lat, pokazał mi dla zabawy, jak się zabija podwórkowca. Jedną ręką łapiesz za głowę, drugą za ogon i ciągniesz. Trach i pęka kręgosłup.

Agnieszka uciekała w swój świat. Całymi dniami siedziała wystraszona na łóżku w kącie pokoju. Czasami rozmawiała głośno z przyjacielem, który istniał tylko w jej głowie. Ojciec wpadał wtedy w furię. Darł się na nią, żeby zamknęła mordę, wyzywał ją od debilek. W nocy miała ataki padaczki. Ja się kompulsywnie masturbowałem, po kilkanaście razy dziennie. Znęcałem się nad zwierzętami, dręczyłem koty. Kiedy starego nie było w domu, potrafiłem tak skatować naszego psa, że cały się trząsł i sikał pod siebie. W szkole i na podwórku byłem popychadłem. Chłopaki regularnie kroiły mnie z fajek i kasy – nigdy się nie postawiłem. Nie umiałem się bić, bałem się własnego cienia. Nie wiedziałem, jak rozmawiać z kolegami z klasy. Zawsze chciałem postawić na swoim. Nie miałem kumpli ani dziewczyny.

Bunt

– Wydaje się nam, że okrutny ojciec to włochaty pijany facet z flaszką w ręku. To charakterystyczny obraz, ale niejedyny. Przemoc zdarza się też w tak zwanych dobrych domach – zastrzega Mirosława Kątna, psycholożka i przewodnicząca Komitetu Ochrony Praw Dziecka. – Sprawcy to nie są jacyś „inni”. To ludzie, którzy są wśród nas i wokół nas.

– Krzywdzicieli trudno przypisać do jakiejkolwiek grupy. Przemoc domowa jest zjawiskiem niezwykle demokratycznym – podkreśla Alarcon Arias.

Eksperci wymieniają kilka cech, które łączą sprawców przemocy partnerskiej. To niskie poczucie wartości, zaburzenia emocjonalne i ich objawy (wybuchowość, łatwość wpadania w gniew), potrzeba władzy, słaba samokontrola, a przy tym skłonność do kontrolowania innych oraz obniżony poziom empatii, współczucia i krytycyzmu połączony z brakiem poczucia winy7.

Profesor Danuta Rode, psycholożka, biegła sądowa specjalizująca się w przestępstwach z użyciem przemocy, zwraca uwagę, że nie ma jednego typu krzywdzicieli. Są na przykład przemocowcy wyłącznie rodzinni, którzy znęcają się tylko nad bliskimi. Wśród sąsiadów, znajomych i członków dalszej rodziny często cieszą się opinią miłych, grzecznych i uczynnych.

Rode, która przeprowadziła kilkuletnie badanie sprawców skazanych z artykułu 207 Kodeksu karnego, podzieliła ich na trzy grupy. Przemocowcy reaktywnie agresywni są wybuchowi, impulsywni, nie panują nad emocjami i zachowaniami. Eksplodują z byle powodu. Reagują krzykiem, przekleństwami, groźbami i używają siły fizycznej. Po wszystkim potrafią przepraszać, płakać, histeryzować, żeby utrzymać krzywdzone osoby przy sobie – do następnego wybuchu. Sprawcy o niskich kompetencjach zaradczych to osoby na pograniczu upośledzenia umysłowego. Nie potrafią myśleć logicznie, analizować sytuacji i wyciągać wniosków. Mają problemy z podejmowaniem decyzji i rozwiązywaniem problemów. Charakteryzuje ich niska samoocena i niska samoakceptacja. Nie rozumieją, że są sprawcami przemocy i muszą ponieść tego konsekwencje. Z kolei sprawcy psychopatyczno-odwetowi są paranoiczni, nieufni, pamiętliwi i mściwi. Mają obniżony poziom empatii, nie poczuwają się do winy i odpowiedzialności za swoje czyny. Wyrachowani, kontrolują otoczenie i potrafią nim manipulować. Potrzebują silnych wrażeń, które zapewniają sobie poprzez agresję[4].

– Sprawcy, z którymi pracuję, opowiadają: „Panie, ale ja naprawdę kocham swoją żonę! Tylko że ona nie robi tego, co powinna. U mnie w domu był idealny porządek. Wystarczyło, że ojciec popatrzył na matkę, i ona myk, myk do kuchni. I chodziła jak w zegarku. Każdy znał swoje miejsce”. Albo: „Ja nie chcę bić tego dzieciaka, strasznie przy tym cierpię, ale jak ja go proszę o coś raz, drugi, trzeci, a on tego nie robi, to trzeba być świętym, żeby nie zareagować i nie walnąć go w ten głupi łeb” – opowiada Luis Alarcon Arias. – Są przekonani, że postępują słusznie, bo tylko oni wiedzą, co jest dobre dla rodziny. Wszystko, co robią, jest owinięte płaszczem źle pojętej miłości.

Artur:

– Ojciec mnie katował, bo chciał zrobić ze mnie mężczyznę. Trenował mnie, jak zabić człowieka nożem, jak gołymi rękami skręcić kark. Urządzał mi musztrę. Kazał stać na baczność i trzymać w wyprostowanych rękach krzesło. Robić przysiady i pompki na pięściach. Nawet jeść musiałem na czas. Do dziś nie potrafię jeść normalnie.

Cały czas mi wmawiał, że to nie on mnie krzywdzi, tylko ja jego. Wszystko robiłem nie tak. Kiedy coś zbroiłem, to jemu na złość. Kiedy dostałem złą ocenę, zadawałem mu ból. Kiedy go nie słuchałem, okazywałem mu brak szacunku. Jak mogłem mu to robić! On przeze mnie cierpi! To nie on był winny, tylko ja. Dlatego musiał mnie karać.

Pewnego dnia sąsiad mu nagadał, że mnie widział pod blokiem, jak paliłem papierosy. Tata mnie o to nawet nie zapytał. A to nie była prawda. Widziałem, jaki jest wściekły. Wychodząc do pracy, zapowiedział, że porozmawia ze mną, jak wróci. Wiedziałem, co to znaczy. Myślałem, że mnie zatłucze. Poczekałem, aż mama wyjdzie z domu. Siostra miała wtedy dwa latka. Mieliśmy taką huśtawkę przymocowaną do futryny. Wsadziłem ją do tej huśtawki i połknąłem wszystkie tabletki, jakie znalazłem.

Marcin:

– Czasem kiedy ojciec maltretował matkę, sąsiedzi dzwonili na policję. Przyjeżdżał patrol i zabierali go na wytrzeźwiałkę. Wracał na drugi dzień, cały nabuzowany. Wtedy baliśmy się jeszcze bardziej. Mama nigdy nie złożyła przeciwko niemu zeznań ani nie zrobiła obdukcji. Wpajał nam, że rodzinę trzeba szanować. Brudy pierze się w czterech ścianach. A na męża i ojca się nie donosi.

Kiedy miałem szesnaście lat, ojciec wyrzucił matkę z domu. Zakazał jej kontaktów ze mną i moją siostrą. Mama tułała się po rodzinie i znajomych. Nie wiem, czemu mnie zostawił przy sobie. Agnieszka była mu potrzebna, bo miała rentę, którą wydawał na chlanie. Ze mnie nie miał żadnego pożytku. Robiłem wszystko, żeby jak najmniej przebywać w domu. Całymi dniami włóczyłem się po ulicach. Chodziłem głodny, bo bałem się zajrzeć do lodówki. Czasem znajomi dawali mi coś do jedzenia. Rzuciłem liceum, bo wstydziłem się, że jestem brudny, oberwany i nie mam kasy na książki i zeszyty. Udawałem punka, dla fasonu.

Artur:

– Obudziłem się w szpitalu, pod kroplówką. Pierwsze słowa, które powiedziałem mamie, to że ja naprawdę nie paliłem papierosów. Nie przypominam sobie, żeby ktoś się zainteresował, dlaczego jedenastolatek chciał się zabić.

W podstawówce byłem czarną owcą. Nie miałem głowy do nauki, wagarowałem. Wszyscy wytykali mnie palcami. Przyjaciół znalazłem na ulicy. Dziewczyna i chłopak, ich ojcowie byli kryminalistami, w domach mieli meliny. Pierwszy portfel ukradłem razem z nimi, spod sklepowej lady. Zabraliśmy pieniądze, a sakiewkę wyrzuciliśmy do Wisły. W siódmej klasie podstawówki uciekłem z domu. Bałem się, że ojciec mnie zabije, jak zobaczy moje świadectwo ze szkoły. Znalazł mnie w ośrodku Monaru w Warszawie.

Gniew

Artur:

– Pierwszy raz upiłem się do nieprzytomności, gdy miałem czternaście lat. Piłem na przepustkach z kumplami z pogotowia opiekuńczego, a potem z ośrodka szkolno-wychowawczego. Umieścił mnie tam sąd dla nieletnich, bo uciekłem z domu, zadawałem się z chuliganami i nie chodziłem do szkoły. Ojciec zeznał, że robi, co może, ale taki ze mnie łobuz, że nie daje sobie ze mną rady. Sędzia uwierzyła byłemu milicjantowi. Mnie nikt nie zapytał, co się ze mną dzieje, nie miałem nic do gadania.

Alkohol wyłączał mi wszystkie niefajności. Dawał poczucie bezpieczeństwa. Czułem się akceptowany. Kiedy się upiłem, mijały strach i napięcie. Już nie bolał mnie świat. Od pierwszej imprezy piłem do odcięcia, na umór.

Uczyłem się na fryzjera, ale całymi dniami przesiadywałem z kumplami pod sklepem, pijąc tanie wino. Pewnego dnia któryś z nas zaczepił przechodnia. Padły wyzwiska, w ruch poszły pięści, facet padł. Skopaliśmy go, ktoś zabrał mu portfel. Kilka tygodni później znalazłem się w złym miejscu o złym czasie. Wplątałem się w skok na sklep. Policja nie miała problemu, żeby nas namierzyć. Za dwa rozboje dostałem dwa i pół roku więzienia. Miałem dziewiętnaście lat.

Trafiłem do zakładu karnego dla młodocianych przestępców w Potulicach. Kilkunastoosobowa cela, wyzwiska, bijatyki, gwałty. Od pierwszej minuty miałem do wyboru, po której znajdę się stronie: ofiar czy tych, którzy zadają ból. Gdybym dał się wtedy złamać, już bym się nie podniósł. To było jedyne miejsce, gdzie sprawdziła się szkoła ojca. Przetrwałem dzięki jego „szkoleniu”, mojej dzikości i agresji. Potem przenieśli mnie na oddział terapeutyczny dla uzależnionych od alkoholu na Służewcu w Warszawie. Tam pierwszy raz wciągnąłem amfetaminę.

Marcin:

– Wyprowadziłem się z domu, kiedy poszedłem do wojska. Do starego na Czystą już nigdy nie wróciłem. Poprzysiągłem sobie, że nie będę taki jak on. W życiu nie sięgnę po flaszkę. Skończyłem wieczorowo liceum, znajoma załatwiła mi etat grafika w dużej firmie. Ale nie umiałem żyć jak normalni ludzie. Po pierwszej wypłacie dostałem pierdolca, nigdy nie widziałem takich pieniędzy. Prosto z roboty poszedłem do knajpy i zamówiłem połówkę.

To było jak objawienie. Nagle odkryłem swoją lepszą twarz. Stałem się wygadany, dowcipny. Dusza towarzystwa. Wokół mnie pojawili się ludzie, dziewczyny… Pierwszy raz w życiu poczułem luz. Nigdy nie byłem szczęśliwszy. Pomyślałem: „Kurczę, wcale nie jestem taki jak ojciec!”. Normalnie zero agresji. Wszedłem w alkohol na grubo. Wynająłem kawalerkę, ostro imprezowałem. Nie zauważyłem, kiedy zacząłem mieć wybuchy złości. Pierwszą dziewczynę, która ze mną zamieszkała, wyrzuciłem za drzwi bez słowa wyjaśnienia. Bo mi się znudziła, poznałem nową laskę.

Artur:

– Jak ktoś był wychowany w przemocy, to skąd ma wiedzieć, że można inaczej? Miałem zapisane w ustawieniach fabrycznych, że bicie jest normalne. Od małego słyszałem od ojca, że mężczyzna wie lepiej, w domu musi być dyscyplina, a dzieci i ryby głosu nie mają. Matka nie miała nic do gadania. Musieliśmy wykonywać jego polecenia, bo wykształcił się w nim egocentryk, egoista i narcyz, który był przekonany, że to, co on mówi i myśli, jest jedyne i właściwe. Nie było innej opcji. Jako przemocowiec zadbał o to, żeby nie mieć kolegów, którzy szanują swoje żony, bo jakby wyzwał matkę przy normalnym mężczyźnie, toby się czuł jak gówno na białym dywanie, za przeproszeniem. Takie miałem wzorce.

Po wyjściu z więzienia ćpałem, piłem i tułałem się po Warszawie. Zgłosiłem się do ośrodka Monaru. Tam poznałem dziewczynę, narkomankę. Złamaliśmy zakaz abstynencji seksualnej, zaszła w ciążę. Krzywdziłem ją, tak jak wszystkie poprzednie dziewczyny. Jeśli tylko w pobliżu niej pojawił się jakiś facet, od razu czułem się odrzucony, zazdrosny i przerażony. Skrajne przeżycia, normalnie koniec świata. Nie miałem pojęcia, że to się dzieje tylko w mojej głowie. Cierpiałem, więc musiałem ją ukarać. A że mnie karano fizycznie i poniżano, to odpalałem z zasobów, które miałem. Momentalnie agresja i atak. Wszystko mi wywalało, na całego. Rozeszliśmy się, kiedy urodził nam się syn.

Od pierwszej do drugiej odsiadki, przez pięć lat, żyłem na adrenalinie i haju. Uzbierało mi się dziewięć zarzutów: kradzieże, pobicie, groźby karalne. Dostałem cztery lata. Znowu Służewiec, potem Rakowiecka i Białystok. Czułem, że to ślepy zaułek. Próbowałem się zmienić. Napisałem list-modlitwę: „Boże mój kochany, do ciebie się dziś zwracam, pokaż, jak żyć dalej, bym życia się nauczył, twoją drogą kroczył i nigdy nie zawrócił…”.

Prosto z więzienia pojechałem do ośrodka „Przystań” Fundacji Sławek w Mieni na Mazowszu. Przez pół roku uczyłem się normalności: jak żyć na trzeźwo, rozmawiać z ludźmi, robić zakupy, planować wydatki, ugotować obiad i tak dalej. Wychodząc, wierzyłem, że zacznę wszystko od początku i że nie popełnię już żadnego głupiego błędu.

Wyjechałem z nowo poznaną partnerką do Holandii. Ale co z tego, że nie piłem i nie ćpałem, skoro dalej nie radziłem sobie z emocjami. Upiory wróciły. Wszędzie widziałem kochanków dziewczyny. Wszystko interpretowałem jako kłamstwo i zdradę. Kontrolowałem ją, urządzałem awantury, znęcałem się nad nią psychicznie i fizycznie. Gdy uciekła, wpadłem w rozpacz. Zostałem sam, z poczuciem krzywdy. Kompletnie nie miałem poczucia, że to ja jestem odpowiedzialny za zniszczenie naszego związku. Wylądowałem na ulicy.

11 lipca 2011 roku, po półtora roku życia w trzeźwości, wróciłem do picia i narkotyków. Nocowałem gdzie popadnie, kradłem. W końcu wpadłem i trafiłem na pół roku do holenderskiego więzienia.

Po wyjściu na wolność nie miałem gdzie się podziać. Pojechałem do Belgii, do ojca. Urządził się, miał firmę. Nic się jednak nie zmienił. Pił i znęcał się nad nową partnerką. Zamieszkałem u niego, razem pracowaliśmy. Chciałem wyjść na prostą. Zacząłem chodzić na mityngi polskiej grupy anonimowych alkoholików w Antwerpii. Tylko że to strasznie wkurzało tatę. Cały czas dochodziło między nami do awantur. W końcu wyrzucił mnie z domu. Zamiast wypłaty dał mi pięćdziesiąt euro.

Znowu wylądowałem na bruku. Pojechałem do Brukseli. Spałem na kartonach pod wiaduktem niedaleko dworca centralnego, z innymi Polakami. Chodziłem brudny, w rozlatujących się butach, śmierdziałem. Ludzie odwracali ode mnie wzrok.

Marcin:

– Do Brukseli ściągnął mnie kumpel, który pracował przy remontach. W dzień zapieprzaliśmy, noce to była jedna wielka balanga. Imprezowaliśmy na chacie albo w polskich knajpach. Odkryłem drugą miłość po wódzie – amfetaminę. Kiedy mieszałem jedną z drugą, odcinało mi film. Nic nie pamiętałem. Znajomi mi później opowiadali, że odbijała mi szajba. Przyczepiałem się do jakichś kolesi i darłem na nich ryja. Tyle że zawsze wybierałem mniejszych od siebie i słabszych. Jak ktoś się postawił i chciał się bić, zaraz robiłem się malutki i chowałem się za innych. Raz się dowiedziałem, że chłopak siedzący przy barze to gej. Wpadłem w furię. (Ojciec nauczył mnie nienawidzić wszystkiego, co inne, zwłaszcza Cyganów i homoseksualistów. Do dziś łapię się na tym, że mam problemy z tolerancją, chociaż pracuję nad sobą). Strasznie go zbluzgałem. Gość się zmył. Kilka dni później wrócił do pubu ze znajomymi, wywlekli mnie za nogi na ulicę, wciągnęli za winkiel i przekopali jak psa.

W Brukseli mieszkałem trzy lata. Któregoś dnia obudziłem się po imprezie w zdemolowanym pokoju. Łóżko było całe we krwi, z pośladka sterczał mi wbity nóż. Taki tępy, do masła. Szuflada, w której schowałem kasę na czynsz, była pusta. Niczego nie pamiętałem. Zrozumiałem, że sięgnąłem dna.

Trzy dni później byłem już u matki w Białymstoku. Zgłosiłem się do szpitala psychiatrycznego w Choroszczy i poprosiłem, żeby wszyli mi esperal. Myślałem, że mam problem z głowy. Przestałem chlać. Byłem przekonany, że skoro nie chodzę brudny i oszczany, nie wydaję całej kasy na dragi i nie zawalam pracy, to wszystko jest okej.

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Przypisy końcowe

1Sprawozdanisse z realizacji Krajowego Programu Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie na lata 2014–2020 za okres od 1 stycznia do 31 grudnia 2018 r., Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Warszawa 2019, s. 90.

2Godne życie bez przemocy – poradnik dla osób stosujących przemoc, Stowarzyszenie na rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”, Warszawa 2014, s. 10–12.

3Wyprawa PoMoc. Poradnik dla osób doznających przemocy w rodzinie, Stowarzyszenie na rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”, Warszawa 2018, s. 16.

4 S. Kluczyńska, Zrozumieć sprawców przemocy, „Niebieska Linia” 1999, nr 3.

5Przemoc w rodzinie – dane od 2012 roku, statystyka.policja.pl, bit.ly/3gfZL2m, dostęp: 19.11.2020.

6 D. Rode, Psychologiczne uwarunkowania przemocy w rodzinie. Charakterystyka sprawców, Katowice 2010, s. 175.

7Nie bij. Charakterystyka sprawców przemocy partnerskiej, wykład prof. Danuty Rode, youtube.com, bit.ly/335x6W1, dostęp: 23.06.2020.

Przypisy

[1] „Do stosowania przemocy psychicznej przyznało się najwięcej osób (24 procent), w dalszej kolejności do fizycznej (11 procent), a w najmniejszym zakresie do ekonomicznej (5 procent) i seksualnej (2 procent)”. Ogólnopolska diagnoza zjawiska przemocy w rodzinie, raport Kantar Polska dla Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, październik 2019, s. 21.

[2] 58 963 przypadki przemocy fizycznej, 81 tysięcy – psychicznej, 1238 – seksualnej, 1897 – ekonomicznej oraz 23 004 przypadki innego rodzaju przemocy. Informacja dotycząca realizacji przez Policję procedury „Niebieskie Karty” w 2019 r., Biuro Prewencji Komendy Głównej Policji, Wydział Prewencji, s. 10.

[3] Są dwie „Niebieskie Linie”: Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” działające na zlecenie Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA) oraz Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia” działające w ramach Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Dane, które przytacza Luis Alarcon Arias, pochodzą z tego pierwszego.

[4] W książce będącej owocem badań profesor Rode wymienia jeszcze jeden typ sprawców: z dużym potencjałem przystosowawczym. Można ich określić jako osoby „normalne”. Nie mają zaburzeń osobowości, radzą sobie w różnych sytuacjach życiowych i dobrze funkcjonują społecznie. Czasami zachowują się impulsywnie. Liczą się z informacjami o konsekwencjach swojego postępowania. D. Rode, Psychologiczne uwarunkowania przemocy w rodzinie. Charakterystyka sprawców, Katowice 2010, s. 248, 249.

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Sekretariat i dział sprzedaży:

ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Dział promocji:

ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa

tel. +48 22 621 10 48

Skład: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2021

Wydanie I