Bieg czasu, bieg atramentu - Habielski Rafał - ebook + książka

Bieg czasu, bieg atramentu ebook

Habielski Rafał

0,0
54,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książka „Bieg czasu, bieg atramentu” Rafała Habielskiego jest prezentacją dokonań legendarnego założyciela "Wiadomości Literackich" - Mieczysława Grydzewskiego. On sam i kolejne wcielenia prowadzonych przez niego w kraju, a potem na emigracji, pod różnymi tytułami „Wiadomości Literackich” zbierały najlepsze polskie pióra reportażu i eseju w wieku XX.  Tak pisma jak i ich redaktor nie zostawiały nikogo ze świata literatury i dziennikarstwa polskiego obojętnym. Lubiano go i nie lubiano, ale doceniano i szanowano. Rafał Habielski, historyk i wielki znawca polskiej żurnalistyki, zebrał wspomnieniowe szkice poświęcone Grydzewskiemu i jego pismom, wybrał najciekawsze i ze swoim wstępem i objaśnieniami udostępnił czytelnikom. Powstała z tego niezwykle ciekawa i żywa mozaika stylów pisania, punktów obserwacji, refleksji autorskich. To tak, jak byśmy oglądali sylwetkę znanego człowieka i jego działa oświetlone z ponad dwudziestu kątów. Zawsze inne zatem i zawsze jednak podobne do siebie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 396

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redaktor prowadzący

Michał Karpowicz

Redakcja

Joanna Gil-Siemińska

Korekta

Mirosława Kostrzyńska

Skład wersji elektronicznej

Michał Latusek

Projekt okładki i stron tytułowych

Mimi Wasilewska

Wydawca dołożył wszelkich starań, by dotrzeć do wszystkich właścicieli i dysponentów praw autorskich do publikowanych tekstów. Osoby, których danych nie udało się nam ustalić, prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected].

© Copyright by Państwowy Instytut Wydawniczy, 2022

Wydanie pierwsze

Państwowy Instytut Wydawniczy

ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa

tel. 22 826 02 01

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa www.piw.pl

www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy

ISBN 978-83-8196-528-6

„Wiadomości Literackie” – „Wiadomości Polskie” – „Wiadomości”. 1924–1981

Dzieje czasopism literackich i politycznych bywają ciekawe, a nawet fascynujące, nie tylko z powodu przypisywanego im znaczenia, ale i wyzwań, którym usiłowały sprostać. Przyczyny okazywanego im zainteresowania biorą się nierzadko z podejrzenia, że nie wiemy o nich wszystkiego tego, co wiedzieć powinniśmy. Jest tak nawet w przypadku tych, które doczekały się poświęconych im opracowań.

Tożsamość czasopism odkrywać można na różne sposoby, nie tylko poprzez lekturę – choć to z pewnością najlepszy sposób, ale także bibliografie oraz różnorodne świadectwa wynikające z faktu ich istnienia. Szczególnie atrakcyjna jest korespondencja redaktorów i autorów oraz relacje i wspomnienia. Brakuje na ogół materiałów powstających w trakcie prac redakcyjnych, które wydawały się wówczas niewarte zachowania; sporo decyzji nie zostało zarejestrowanych.

Bez potwierdzonych dowodami odpowiedzi pozostaje w związku z tym szereg pytań dotyczących okoliczności założenia, rzeczywistych intencji, zmian programu oraz przyczyn, które je wywoływały. W przypadku czasopism wiodących rachityczny i krótkotrwały żywot sprawy takie albo się przemilcza, albo wraca do nich incydentalnie. Jeśli natomiast czasopismo cieszyło się popularnością i wychodziło przez dłuższy czas, okazuje się, że wartościowy, życiodajny pomysł miał kilku patronów, których relacje nie zawsze do siebie przystają. Wcale nie sporadycznie wymiar prawdy objawionej przybierają zasłaniające istotę rzeczy anegdoty, za których prawdziwość nie ręczą nawet ich autorzy.

Kwestią niełatwą do jednoznacznego wyjaśnienia jest zgodność zamierzeń redaktorów z osiąganymi rezultatami. Czy ich pisma były tym, czym miały być, czy rzeczywiście odpowiadały powołaniu, któremu miały służyć? Podobnie jest ze współpracownikami. Zagadnienie, czy byli nimi ci, którzy mieli nimi być, czy może inni, zastępujący tych, którzy z różnych przyczyn nie kwapili się do pisania, pozostaje z reguły wyjaśnione w stopniu względnym. Nie inaczej ma się sprawa z tym, w jakim stopniu program albo linia pisma wpływały na poglądy autorów, ile natomiast zawdzięczało ono stanowiskom piszących, którzy nie zawsze zresztą mogli dawać nieskrępowany wyraz swoim przekonaniom.

Zagadnieniem pozornie tylko oczywistym jest kontekst polityczny wpływający na treść pism, ich postawę, stopień niezależności oraz zajmowane przez nie stanowisko. Zjawisko to bywa na ogół wypadkową szeregu czynników: porządku prawnego, polityki państwa i praktyki rządzenia, charakteru narzucanych przez cenzurę ograniczeń, a także stanowisk i oczekiwań czytelników, poglądów i interesów redaktora naczelnego oraz przekonań autorów. W warunkach uniemożliwiających swobodne odnoszenie się do rzeczywistości redaktorzy i autorzy stosowali wybiegi dające poczucie mówienia nieskrępowanym głosem, czytelne dla ówczesnych odbiorców, ale w miarę upływu czasu coraz mniej zrozumiałe i po latach trudne, jeśli w ogóle możliwe, do rozszyfrowania.

Materią wartą namysłu jest rola, jaką odgrywały pisma oraz ich wpływ na czytelników. Deklaracje o powszechnym rezonansie, niekiedy nawet nieodzowności, oraz inspirującej, kreatywnej obecności w życiu kulturalnym lub politycznym, formułowane przede wszystkim przez autorów, wypada tyleż brać pod uwagę, co traktować z rezerwą, odsuwając na bok klisze i upominając się o dowody. Powoływane do życia przez współpracowników mity, którymi obrastają zarówno tytuły, jak i ich redaktorzy, podnoszą rangę czasopism, ale nie służą wyjaśnieniu istoty rzeczy. Nie ułatwia to analiz podejmowanych z perspektywy czasu, refleksji nad dziedzictwem oraz ewentualną, ponadczasową aktualnością1.

Wiele ze spraw, o których mowa wyżej, daje o sobie znać w przypadku tygodnika będącego powodem niniejszych uwag. Czasopisma składającego się z trzech wcieleń, zasługującego na miano fenomenu przekraczającego ramy zagadnienia, jakim jest historia prasy, obecnego w przestrzeni kultury i literatury, myślenia o przeszłości i o polityce. Periodyku o niełatwych do odkrycia właściwościach, stanowiących zapowiedź kłopotów w przypadku refleksji nad jego tożsamością i znaczeniem.

Rozpocząć wypada – nie tylko dlatego, że nie nastręcza to większych problemów – od chronologii. W styczniu 1924 r. Mieczysław Grydzewski2 zaczął wydawać w Warszawie tygodnik „Wiadomości Literackie”. Pismo wychodziło do września 1939 r., po czym w Paryżu, w marcu 1940 r. ukazał się pierwszy numer „Wiadomości Polskich Politycznych i Literackich” – również tygodnika, który po klęsce Francji został reaktywowany w Londynie, wychodząc tam do lutego 1944 r. Po ponad dwóch latach pismo odrodziło się po raz kolejny, tym razem pod bezprzymiotnikowym tytułem „Wiadomości”, ukazując się, przez cały czas w Londynie, do marca–kwietnia 1981 r.3 Podczas wojny nominalnym redaktorem był Zygmunt Nowakowski, faktycznym zaś Grydzewski. Po wojnie Grydzewski przez dwadzieścia prowadził pismo samodzielnie; później redagowali je kolejno Michał Chmielowiec oraz Stefania Kossowska.

Na osobliwość trójpostaciowego tygodnika składają się zjawiskowość jego redaktora, formuła i program, ewoluujące zwłaszcza w dwóch pierwszych odmianach, nieidentyczne audytoria oraz specyfika relacji między tygodnikiem a jego czytelnikami. Wcale nieoczywiste są związki pomiędzy trzema odmianami pisma. Można dyskutować, czy wychodzące w trzech miastach na przestrzeni ponad półwiecza trzy odmiany pisma, których byt przerywany był dwukrotnie przez agresję niemiecką, a raz przez sowiecką interwencję u rządu brytyjskiego – połączone przez czterdzieści lat postacią jednego redaktora, współtworzą spójną całość, czy może są odrębnymi zjawiskami. Na rzecz pierwszej wersji przemawia przesądzający wpływ Grydzewskiego. Na rzecz drugiej, poza różnymi tytułami, okoliczności, w jakich wychodziły, autorzy oraz różniący się od siebie odbiorcy.

„Wiadomości Literackie” (1924–1939)

Przyjmuje się, że „Wiadomości Literackie” założone zostały z kilku powodów, których zasadność i prawdziwość nie budzi poważniejszych wątpliwości. Tygodnik miał być warsztatem pracy Grydzewskiego, który z bliżej nieznanych przyczyn („za krnąbrność”) stracił zajęcie redaktora nocnego w „Kurierze Polskim”4, ale przede wszystkim wcieleniem sukcesu, „doniosłą innowacją” na rynku tygodników kulturalno-literackich, pismem z premedytacją wyposażonym w cechy obce dotąd periodykom tego gatunku. Powodzenie swego przedsięwzięcia pojmował Grydzewski jako gwarancję stabilizacji miesięcznika „Skamander”, który wydawał od 1922 r.

Motywy, jakimi się kierował, dają sposobność wyboru wersji najbardziej prawdopodobnej, ale i możliwość traktowania ich łącznie – nie wykluczają się przecież. W takim wypadku do obrony jest teza, że Grydzewski, usiłujący zapewnić spokojny byt „Skamandrowi”, co zresztą udało się połowicznie – miesięcznik został zawieszony w 1928 r. (po czym wznowiony w 1935 r.5) – założył tygodnik, który poprzez swoją oczekiwaną poczytność miał być gwarantem powodzenia. Diagnoza taka wcale nie musi odstręczać swoją poczciwą oczywistością, nawet wówczas, gdy uznać, że istota sprawy nie leżała w tym, dlaczego Grydzewski zdecydował się na wydawanie „Wiadomości Literackich”, ile w tym, czym był jego tygodnik.

W relacjach poświęconych początkom pisma pojawiają się informacje na temat jego „sensacyjnego” charakteru. W planach Grydzewskiego leżało wydawanie „brukowca literackiego”, albo, wedle jego własnej opinii, literackiego „czerwoniaka” (od pierwszego warszawskiego dziennika sensacyjnego, „Kuriera Czerwonego”), redagowanego wprawdzie na „wyższym poziomie, ale równie sensacyjnego w treści”, drukowanego na gazetowym papierze6. Nie jest wszelako jasne, co rozumieć przez pojęcie „brukowiec literacki”, oraz na czym polegać miała „sensacyjność” „Wiadomości Literackich”, pisma bądź co bądź poświęconego zagadnieniom kulturalnym. Jednym z prawdopodobnych wyjaśnień była nowatorska konwencja, sprowadzająca się do połączenia funkcji dziennika i tygodnika. Przemawiała za tym pierwsza część tytułu, sugerująca specyfikę dziennika, dająca do zrozumienia, że „Wiadomości Literackie” będą tygodniową gazetą pełniącą – jeśli nie wyłącznie, to przede wszystkim – funkcję informacyjną. Podejrzenie takie podtrzymywały cechy formalne tygodnika: sposób łamania, kompozycja, układ uzupełnianych ilustracjami tekstów.

Konsekwencją zamysłu Grydzewskiego było ograniczanie materiałów analitycznych oraz posługiwanie się gatunkami zarezerwowanymi dla prasy codziennej. Ilustracją niech będzie wywiad ze Stefanem Żeromskim, który ukazał się w pierwszym numerze pisma7 oraz ogłoszone w kolejnych numerach rozmowy z Augustem Zamoyskim, Tymonem Niesiołowskim8, Zofią Stryjeńską (przedstawioną jako „księżniczka malarstwa polskiego”9), a także Marianem Zdziechowskim10 oraz mistrzem pamfletu Adolfem Nowaczyńskim11.

Jeśli sensacyjność sprowadzić do kwestii gatunkowej, identyfikując ją z hybrydowym modelem pisma, formuła „Wiadomości Literackich” w pełni zasługiwała na miano czegoś dotąd niepraktykowanego. Ukazujące się w latach 20. czasopisma tygodniowe: pamiętający czasy przedpowstaniowe „Tygodnik Ilustrowany” (założony w 1859 r.), przeznaczony dla kobiet „Bluszcz” (1865 r.) oraz późniejszy (1906 r.) „Świat”, odwoływały się do tematyki kulturalnej i literackiej, ale traktowały ją inaczej, niż robiły to „Wiadomości Literackie”.

Intencje definiował odbiorca, z myślą o którym Grydzewski zaczął wydawać swoje pismo. W opinii Jerzego Stempowskiego po I wojnie światowej zanikła warszawska inteligencja dawnego typu. Zastąpiła ją nowa, nazywana przez eseistę „nieokreśloną rzeszą pracowników umysłowych i inteligencji zawodowej”12. Wśród tych „domniemanych i możliwych czytelników” widział Stempowski grupę urzędniczą, a także asymilującą się inteligencję żydowską, biorącą coraz intensywniejszy udział w polskim życiu kulturalnym13. „Wiadomości Literackie” były jego zdaniem „pierwszą udaną próbą zdobycia dla czytelnictwa” tego rodzaju odbiorców. Poza innymi wyzwaniami wynikał z tego wymóg zmierzenia się z kwestią antysemityzmu, nieobcą samemu pismu14, oraz, szerzej, z zagadnieniem żydowskim w Polsce15.

Grydzewski zdawał sobie sprawę z pojawienia się nowego czytelnika i potrafił rozpoznać jego upodobania. Wiedział, że interesuje się on kulturą w wymiarze bardziej opisowym niż analitycznym, chce być informowany, nie mając pretensji do znawstwa, traktuje kulturę i literaturę jako obszar rozrywki. W ulotce zapowiadającej ukazanie się tygodnika obiecywano, że pismo informować będzie nie tylko o sprawach polskich. „Wiadomości” nie chciały widzieć literatury polskiej w separacji od kultury europejskiej16, wiedząc, że ich czytelnik kieruje uwagę głównie ku zagadnieniom ojczystym.

Redaktor „Wiadomości Literackich” potrafił zmierzyć się z tymi potrzebami, tworząc pismo, które wbrew temu, co sądził Juliusz Sakowski17, nie było adresowane do elity. Zwłaszcza początkowo było raczej egalitarne. Już w numerze 10 (1924 r.) ogłoszony został konkurs – gatunek, który stał się jednym ze znaków rozpoznawczych tygodnika18. Poświęcony znajomości literatury polskiej, okazał się – jeśli sądzić po frekwencji kolejnych jego edycji – propozycją wartą zachodu. Nie był przy tym jedyną stosowaną przez Grydzewskiego formą służącą poszerzaniu grona czytelników i wiązania ich z pismem. Niebawem konkursy wspomagać będą gatunki pokrewne: ankiety19, dyskusje, plebiscyty, numery specjalne oraz dodatki tematyczne. Redaktor był świadom atrakcyjności kultury masowej oraz jej ludycznej natury – zjawiska, którego znaczenia nie negował. Podporządkowywał mu się i potrafił wykorzystać.

Powodzenie pisma gwarantowało oferowanie tego, co spodziewane, ale nieznane, bawiło czytelników i, jak się zdaje, samego redaktora, obdarzonego darem inicjatyw z gatunku tych najcenniejszych, gdyż możliwych do realizacji. Grydzewski dbał, by to, co proponował, odpowiadało oczekiwaniom, nie obawiając się pytać o opinie na temat pisma. Czytelnicy zostali upoważnieni do wystawiania ocen i proponowania zmian20.

Konwencja przyjęta przez „Wiadomości Literackie” sprawiała, że pismo nie miało odpowiednika – a więc i konkurencji – wśród tygodników, co nie znaczyło, że nie miało konkurencji w ogóle. W pewnym stopniu stanowiła ją prasa codzienna, która informowała o zagadnieniach kulturalnych i literackich, drukowała poezję i krótkie formy prozatorskie oraz posługiwała się dodatkami tematycznymi, także literackimi. Mankamentem dzienników, ograniczającym zagrożenie dla tygodnika Grydzewskiego, było na ogół podporządkowanie partyjnym wydawcom albo – jeśli nie były organami stronnictw – rygorom życia politycznego z wszystkimi tego konsekwencjami. Prasa codzienna nie mogła w związku z tym, albo nie chciała, informować o wszystkich wydarzeniach godnych uwagi, odnosząc się tylko do takich, które mieściły się w ramach sympatii ideowych.

Przeglądając pierwsze numery „Wiadomości Literackich”, trudno nie zauważyć ich wątłej zawartości, jeśli nie liczyć wywiadu z Żeromskim, będącego zresztą jedną z ostatnich, jeśli nie wręcz ostatnią wypowiedzią pisarza. Lektura tygodnika z pewnością nie zmuszała do głębszego wysiłku, po latach nie sprawia także wrażenia czegoś nadzwyczaj zajmującego, chyba że za cechę wyjątkową uznać gazetowość pisma. Grydzewski oferował melanż tematyczny i jakościowy, w tym utwory, które znakomicie odnalazłyby się w prasie lżejszej, np. odcinkową opowieść pióra Stanisława Balińskiego pt. Zabity przez lustra, względnie utwór Stanisława Brucza pt. Kąpiel śmierci21. Teksty takie przydawać miały tygodnikowi posmak szczególnej atrakcji, stanowiąc zachętę do jego kupowania.

Deklarowanym przez Grydzewskiego wyróżnikiem pisma miał być „świadomy i celowy eklektyzm”. Wedle opublikowanego w pierwszym numerze oświadczenia odredakcyjnego tygodnik miał nie reprezentować żadnej szkoły estetycznej i nie toczyć bojów o jakąkolwiek doktrynę. Miał być wolny od ideologii, aspirując do pełnienia funkcji forum wypowiedzi dla różniących się poglądami autorów, indywidualności korzystających z obowiązującej w piśmie nieskrępowanej swobody twórczej. Stanowić wyzwanie dla „partyjności literatury”, która – jak pisał Paweł Hulka-Laskowski – musiała przystosowywać się do ideałów pism udzielających jej gościny22.

Ambicją Grydzewskiego była obecność, najlepiej w każdym numerze, tekstów wobec siebie polemicznych, wprost albo pośrednio, a jeśli niepozostających w relacji dyskursywnej, takich, które wyszły spod pióra osób kojarzonych z odmiennymi obozami, różniących się stanowiskami, poglądami politycznymi lub estetycznymi. Przez czytelników zabiegi takie przyjmowane były bez sprzeciwu, znajdując potwierdzenie w formule sprawiającej wrażenie bezprecedensowej, lekkiej i „swobodnie improwizowanej”23. Grydzewski proponował przy tym nie tylko atrakcyjną osobliwość, niespotykaną w innych tytułach. Stawiał swoich czytelników wobec konieczności uruchomienia niepraktykowanej dotąd aktywności, odnoszenia się do odmiennych sposobów myślenia, ich porównywania, być może dokonywania wyborów. Dzięki temu zabiegowi popularne z założenia pismo nabierało znaczenia wykraczającego poza pierwotnie przypisywane mu funkcje.

Pomijając kwestię, czy „eklektyzm” „Wiadomości Literackich” brał się z aksjomatycznie traktowanego programu, czy też był pomysłem służącym jego atrakcyjności i popularności, różnorodność tygodnika dawała o sobie znać w stopniu, na jaki pozwalały okoliczności. Formułę weryfikowała rzeczywistość. Najpoważniejszą przeszkodą okazał się opór ze strony potencjalnych autorów, których obecność potwierdzałaby, stale i niezmiennie, „eklektyczny” charakter tygodnika.

W wymiarze politycznym „Wiadomości Literackie” uchodziły za pismo sympatyzujące z obozem piłsudczykowskim, a mówiąc precyzyjniej, z jego przywódcą, będącym notabeneautorem tygodnika24, oraz niektórymi prominentnymi przedstawicielami zaprzyjaźnionymi z redakcją (gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski). Tygodnik dawał temu wyraz nie tylko w numerach poświęconych Marszałkowi25. Z pewnością odstręczało to od współpracy przeciwników sanacji, niemających powodu ani ochoty występować w piśmie, którego inklinacje były im obce. Do drukowania nie kwapili się zwłaszcza, mający gdzie pisywać, narodowcy i konserwatyści, niechętni tygodnikowi nie tylko z powodów politycznych. Potwierdzający regułę wyjątek postaci z innego świata stanowił Adolf Nowaczyński. Inni pojawiali się znacznie rzadziej – Władysław Leopold Jaworski, Jan Emil Skiwski, Marian Zdziechowski czy Tadeusz Zieliński.

Nie sposób nie zauważyć wypowiedzi Stanisława Mackiewicza i Władysława Studnickiego – autorów, dla których „Wiadomości Literackie” były również wyborem incydentalnym. Mackiewicz miał własny dziennik, wileńskie „Słowo”, w którym często pisywał Studnicki. Pytanie, czy Grydzewski drukował ich i im podobnych, by zapoznać swoich czytelników z ich poglądami, dlatego, by podtrzymywać „eklektyczną” markę swego tygodnika, a może z powodu swego mającego rzeczywiście szerokie granice liberalizmu, musi pozostać bez jednoznacznej odpowiedzi. Mniej wątpliwości towarzyszy przypadkowi Ksawerego Pruszyńskiego, związanego z neokonserwatywnym „Buntem Młodych” i „Polityką”. Pruszyński traktował pismo Grydzewskiego jako atrakcyjną trybunę, występował w roli autora dbającego głównie o poklask, dalece mniej o spójność stanowisk prezentowanych w tytułach, w których pisywał. Za sprawą swojej zgoła nielewicowej genealogii politycznej oraz nie dla wszystkich zrozumiałych poglądów dawał pismu nie mniej, niż odeń dostawał26.

Bez względu na to, czy Grydzewski traktował „eklektyzm” konwencjonalnie (a może nawet marketingowo), czy raczej widział w nim fundament, autorzy z prawej strony nie służyli jedynie podtrzymywaniu tej właściwości tygodnika. Byli przydatni do radzenia sobie z zarzutami o znaczącej obecności autorów związanych z lewicą, w tym lewicą komunistyczną, których w piśmie rzeczywiście nie brakowało (Jerzy Borejsza, Janina Broniewska, Władysław Broniewski, Jan Hempel, Leon Kruczkowski, Andrzej Stawar, Lucjan Szenwald, Wanda Wasilewska). Trzeba przy tym zastrzec, że ich obecność w „Wiadomościach Literackich” nie była tożsama z prezentowaniem poglądów politycznych; Broniewska pisywała o książkach dla dzieci, recenzując m.in. Słonia Trąbalskiego Tuwima27, nie wszystkie drukowane przez Grydzewskiego wiersze Broniewskiego i Szenwalda afirmowały rewolucję. Nie znosi to tym niemniej argumentów na rzecz lewicowych skłonności tygodnika, które wolno traktować szeroko: bądź jako sympatię ideową, bądź ofertę kierowaną do czytelników o takich poglądach. W drugim wypadku przykładem służyć mogą reportaże Pruszyńskiego z wojny domowej w Hiszpanii. Pisane dla konserwatywnego „Czasu” i nieprzyjęte przez redakcję dziennika, zaskoczoną punktem widzenia autora, znalazły miejsce u Grydzewskiego28.

Zagadnieniem, o którym nie sposób nie wspomnieć, próbując rozpoznać ideowy profil „Wiadomości Literackich”, był stosunek pisma do Związku Sowieckiego. Zdaniem Janusza Stradeckiego tygodnik charakteryzował się wręcz „manifestacyjną sympatią do literatury rosyjskiej i radzieckiej”29. Przypadłość tę dostrzec można już w pierwszych numerach30, a za jej apogeum uznać numer specjalny poświęcony kulturze sowieckiej, wypełniony tekstami tamtejszych autorów31.

Warto pamiętać, że na okoliczności towarzyszące tym zainteresowaniom składała się świeża pamięć o wojnie 1920 r. oraz dość powszechna niechęć do Rosji, zarówno białej, jak i czerwonej. Tym wszelako, którzy uważali, że uwaga poświęcona przez „Wiadomości Literackie” Związkowi Sowieckiemu jest dowodem ideowych sympatii pisma, względnie jego redaktora, Grydzewski przypominał, że numer „sowiecki” ukazał się w dobie ocieplenia stosunków między obydwoma państwami, po zawarciu paktu o nieagresji, podpisanego w 1932 r. Dystansujący się od komentowania wprost wydarzeń politycznych, redaktor „Wiadomości” zareagował na porozumienie rozpisaniem ankiety Pisarze polscy a Rosja sowiecka32. Jakiś czas później zdecydował się nad druk relacji André Gide’a33, którą trudno uznać za afirmację ładu sowieckiego. Niewykluczone, że dla rozładowania emocji wywołanych numerem sowieckim, oraz w imię „eklektyzmu”, tygodnik poświęcił uwagę innemu sąsiadowi Polski – także, z wzajemnością, niecieszącym się powszechną sympatią. W 1934 r. wyszedł numer monograficzny poświęcony kulturze litewskiej34.

Przeciwwagą dla „postępowości” i pozostawania pod urokiem „nowoczesności”, o co podejrzewano „Wiadomości Literackie”, było uznanie Grydzewskiego dla klasyki literatury polskiej35. Wprawdzie admiracji dla twórczości Mickiewicza czy Fredry towarzyszyły „odbrązawiające” zapały Boya-Żeleńskiego36, ale tygodnik nie chciał być postrzegany jako narzędzie przewartościowywania kanonu i rozmywania tradycji. Raczej utrwalania pamięci, o czym świadczą numery specjalne poświęcone m.in. Janowi Kasprowiczowi, Janowi Kochanowskiemu, Adamowi Mickiewiczowi, Bolesławowi Prusowi, Stanisławowi Przybyszewskiemu, Władysławowi Reymontowi, Juliuszowi Słowackiemu, Stanisławowi Wyspiańskiemu oraz Stefanowi Żeromskiemu37.

Sympatia okazywana literaturze nie miała wiele wspólnego z aprobatą współczesnej polityki kulturalnej. Od początku lat 30. Grydzewski nie był jej zwolennikiem, sceptycznie przyglądał się postępom etatyzacji, obejmującej oprócz literatury teatr oraz prasę. Za pretekst dania wyrazu stanowisku pisma posłużyło utworzenie Polskiej Akademii Literatury, powołanej do życia mocą rozporządzenia rządu we wrześniu 1933 r. Umocowanie PAL i jej skład – dominowali pisarze zaprzyjaźnieni z obozem władzy, w tym autorzy „Wiadomości Literackich” – a także podjęta przez Akademię praktyka hierarchizowania osiągnięć piśmienniczych, skłoniła Grydzewskiego do utworzenia Akademii Niezależnych38. Piętnastkę, która otrzymała najwięcej głosów w plebiscycie tygodnika, tworząc jury nagrody dla najlepszej książki pisarza polskiego, tworzyli Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Andrzej Strug, Maria Dąbrowska, Paweł Hulka-Laskowski, Kazimierz Wierzyński, Ferdynand Goetel, Michał Choromański, Aleksander Brückner, Jan Parandowski, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Aleksander Świętochowski, Kazimiera Iłłakowiczówna, Adolf Nowaczyński i Szymon Askenazy39. Drugi człon nazwy oraz tryb wyłaniania jurorów, którymi nie mogli być członkowie PAL, był manifestacją samodzielności i autonomii wobec polityki kulturalnej państwa. W opinii Grydzewskiego sens nagrody sprowadzał się do honorowania książek wybitnych, nie tylko literackich, oraz kierowanie się przez jurorów wyłącznie ich jakością. „Chodzi nie o to,  k t o  co napisał, ale o to,  c o  kto napisał”40.

Laury przyznawane przez tygodnik – z biegiem czasu nagrodzie pisma towarzyszyła nagroda czytelników – były głosem osobnym, w pewnym stopniu polemicznym wobec werdyktów PAL. Okazały się pomysłem, który nie po raz pierwszy uwierzytelniał charakter „Wiadomości Literackich” i ich pozycję, wcale nie ułatwiając rozpoznania tożsamości. Pierwszy nagrodą tygodnika uhonorowany został Wojciech Bąk za Brzemię niebieskie (Warszawa 1934)41; kolejnymi laureatami byli Józef Wittlin za Sól ziemi (Warszawa 1935)42; Pamiętniki chłopów. Seria druga (Warszawa 1936)43; Jeremi Wasiutyński za Kopernika. Twórcę nowego nieba (Warszawa 1937)44 oraz Maria Czapska za Ludwikę Śniadecką (Warszawa 1938)45.

Od momentu ukazania się pierwszego numeru „Wiadomości Literackie” budziły emocje, rzadko spotykane w przypadku czasopism kulturalnych. Świadczą one o wyjątkowości tygodnika i są dowodem jego zjawiskowości. Bliscy Grydzewskiemu towarzysko i literacko poeci grupy Skamandra, których nazwiska pojawiły się w ulotce zapowiadającej ukazanie się pierwszego numeru, byli podobno niemile zaskoczeni, bądź co najmniej sceptyczni wobec treści i formuły tygodnika. Julian Tuwim, pomysłodawca tytułu, będącego spolszczeniem wydawanego w Paryżu od października 1922 r. tygodnika „Les Nouvelles littéraires”, zdecydował się na wypowiedzenie współpracy, choć nie wytrwał w tej decyzji zbyt długo46. Wątpliwości spowodowane dyskusyjnym poziomem pierwszych numerów po jakimś czasie ustąpiły miejsca akceptacji. Bez względu na koleje relacji z pismem, na które wpływ miała nie tylko polityka47, skamandryci pozostali beneficjentami sukcesu „Wiadomości Literackich”. Ich udziału nie sposób zaliczyć przy tym wyłącznie na poczet triumfu redaktora. Owszem, przyciągali uwagę czytelników, ale przy okazji naruszali zasadę programowego „eklektyzmu”, skłaniając do uzasadnionych podejrzeń, że tygodnik jest przede wszystkim forum zamkniętej grupy („klanu”), nadającej pismu ton, wpływającej na jego treść i odbiór48.

Pomijając zagadnienie spójności grupy, od przełomu lat 20. i 30. ulegającej stopniowej dezintegracji, obecność jej przedstawicieli w tygodniku nie była jednoznaczna. Jesienią 1931 r. Kazimierz Wierzyński zdecydował się na założenie własnego pisma, co Grydzewski skrupulatnie odnotował49. Tygodnik nosił tytuł „Kultura” i był poświęcony „twórczości i krytyce”, czyli czemuś nieodległemu od zainteresowań „Wiadomości Literackich”. W założeniu periodyk Wierzyńskiego miał stać bliżej rzeczywistości – rzeczywistości kulturalnej, a nie politycznej, którymi to zagadnieniami w zasadzie się nie zajmował. „Kultura” ukazywała się początkowo jako dodatek do „Expressu Porannego”, dziennika tzw. prasy czerwonej, sensacyjnej i prorządowej. Po jakimś czasie poeta zdołał usamodzielnić pismo, lecz nie zapewniło to tygodnikowi powodzenia. „Kultura” przestała wychodzić wiosną 1932 r., po ukazaniu się 27 numerów, mimo że Grydzewski wróżył pismu „jak najpiękniejszą przyszłość”50.

Kierowane pod adresem „Wiadomości Literackich” pretensje, nieporozumienia ze współpracownikami i secesje nie zmieniają faktu, że tygodnik zdobył pozycję wyjątkową. Zawdzięczał to talentom swego pomysłodawcy, znajdujących wyraz w jego bezpretensjonalnej pomysłowości. Formuła pisma okazała się przy tym podatna na zmiany. Trudno orzec, czy powodem modyfikacji była krytyka, z jaką początkowo spotkał się tygodnik, czy też inne względy – ambicje redaktora bądź zmieniające się (pod wpływem lektury?) potrzeby czytelników, których Grydzewski nie pozostawiał samych sobie. Niewykluczone, że życie kulturalne stało się dla niego materią godną bardziej analizowania niż informowania o nim. Przypuszczenie to może znajdować potwierdzenie w opinii Andrzeja Zawady, którego zdaniem nigdy przed 1918 r. i po 1939 r. „nie zdarzył się w polskiej kulturze fenomen tak bujnego życia literackiego”51; z pewnością było z czego korzystać. Wypada także wziąć pod uwagę, że na charakter „Wiadomości” wpłynęło zawieszenie „Skamandra”, uwalniając Grydzewskiego od konieczności dzielenia materiału do druku i dbałości o odrębność tygodnika. Symptomem zmian było odchodzenie od pierwotnego założenia, tj. formuły informacyjnej. Materiały tej kategorii pozostały, ale dominować zaczęły teksty problemowe52. Upominał się o to Hulka-Laskowski, zapewniając, że czytelnicy z zadowoleniem powitaliby poszerzenie „sfery zainteresowań” oraz „pogłębienie pewnych spraw literackich i publicystycznych”53.

Grydzewski zdawał się nie pamiętać, że początkowo chciał wydawać tygodniową gazetę, nadając pismu postać standardowego tygodnika kulturalnego operującego właściwymi mu gatunkami: publicystyką oraz tekstami literackimi. „Wiadomości” nadal były bardziej „kulturalne” niż „literackie”, kierując uwagę nie tylko ku literaturze i krytyce literackiej, ale także ku teatrowi, kinu, muzyce, plastyce i architekturze. Przejawem ewolucji formuły było pojawienie się w połowie 1927 r. felietonowej rubryki Kronika tygodniowa pióra Antoniego Słonimskiego54. Wedle wielu opinii Kronika stała się najpopularniejszym działem „Wiadomości Literackich”, od którego rozpoczynano lekturę, wykładem stanowiska pisma i jego powołania.

Po jakimś czasie, pokonując kolejny próg modyfikacji, Grydzewski zdecydował się na wyjście poza podstawowy zakres tematyczny tygodnika. W miarę zyskiwania przez „Wiadomości” pozycji i poczytności miał prawo przywiązywać mniejszą wagę do ewentualnej krytyki, nie krępując się związkiem pomiędzy tytułem pisma a jego zawartością. Wynikało to z potrzeby – albo konieczności – uwzględniania zainteresowań wnoszonych do pisma przez autorów, służąc uatrakcyjnianiu tematyki, podkreślaniu nowatorskiego charakteru tygodnika oraz poszerzaniu jego audytorium.

Znakiem rozpoznawczym „Wiadomości Literackich” stała się publicystyka Tadeusza Boya-Żeleńskiego, którego stanowisko w sprawach obyczajowych, choć nie tylko w tej kwestii, stawiało tygodnik w centrum zainteresowania55. Dbając o różnorodność opinii, Grydzewski dał prawo głosu także jego krytykom, m.in. Janowi Emilowi Skiwskiemu56. Potwierdzał tym specyfikę pisma, przydając sobie nową rolę: moderatora debaty publicznej. Występował wobec niej w roli opiekuna, tworząc warunki do wymiany myśli, czyniąc tygodnik beneficjentem własnej innowacyjności. Nie zapominając o wymogu spójności przekazu dbał o koherentność tematyki, znajdując rozwiązanie w dodatkach tematycznych. Dwa z nich – każdy z innych powodów – budziły największe emocje. Były nimi „Życie Świadome” (1932 r.)57 oraz „Ze Świata Katolickiego” (1933 r.). Oczekującym czegoś zupełnie innego proponował dodatek „Prawo, Przestępca, Życie” (1934 r.), poświęcony zagadnieniom kryminologii.

Miarą specyfiki „Wiadomości Literackich”, pomnika pomysłów i zabiegów Grydzewskiego, były różnice w postrzeganiu pisma i wynikające z nich oceny. Tradycjonalistów tygodnik raził „nowoczesnością”, niektórych – bez względu na poglądy ideowe – czymś, co przyjęto określać mianem „talentyzmu”, preferowanego jakoby przez Grydzewskiego założenia o niezbędnej przewadze waloru formalnego nad merytorycznym drukowanych przezeń tekstów. Byli i tacy, których niechętnie usposabiała dostrzegana w publicystyce „Wiadomości Literackich” powierzchowność, przejawiająca się raczej sygnalizowaniem zagadnień niż ich głębszym rozpoznaniem. Wachlarz skrajnych opinii półżartem, niemniej wcale nie nieprawdziwie, odtworzył Juliusz Sakowski, wedle którego tygodnik „dla prawicy” był wywrotowy, „dla lewicy” – wsteczny, „dla piłsudczyków” – nieprawomyślny, „dla endeków” – sanacyjny, „dla komunistów” – drobnomieszczański, „dla Żydów” – antysemicki, „dla rasistów” – żydowski; „dla świętoszków” – niemoralny, a „dla awangardowych snobów” – zbyt tradycyjny58. Sekwencję tę można kontynuować, przyjmując, że dla ateistów „Wiadomości” były zbyt religijne, dla katolików – bezbożne, dla ceniących powagę – wesołkowate, dla intelektualistów – zbyt płytkie, dla półinteligentów – zbyt trudne, a dla wysublimowanych – zbyt efekciarskie. Każdy z tych mniej lub bardziej trafnie zdiagnozowanych atrybutów tygodnika mógł być powodem sympatii okazywanej pismu, jego lektury i współpracy z jego redaktorem. Mógł być jednak także czymś zgoła przeciwnym.

Wierne obietnicy „eklektyzmu”, praktykowanego na tyle, na ile umożliwiały to warunki oraz strategia redaktora, „Wiadomości Literackie” mogą uchodzić za liberalne (w opinii Wiktora Weintrauba – „demoliberalne”59), ucieleśniając stanowisko nieznajdujące odpowiednika wśród działających w Polsce środowisk i ugrupowań politycznych. Uzupełnieniem profilu pisma były sygnalizowane przezeń zachęty do usuwania przeszkód odgradzających polskie życie umysłowe od „ognisk cywilizacji współczesnej”, a także obietnica przeciwstawiania się „wstecznictwu” i „staroświecczyźnie”60. W powojennej opinii Grydzewskiego, poświęconej profilowi „Wiadomości Literackich”, jego tygodnik był liberalno-konserwatywny61. W ocenie Słonimskiego, sformułowanej po śmierci Grydzewskiego (1970 r.), dotyczącej czasów przedwojennych, naczelny „Wiadomości” miał być „prawicowym liberałem”62. Zdaniem Aleksandra Wata w początku lat 30. „Wiadomości Literackie” były „platformą radykalnej inteligencji” i miały ambicję „podnieść całość tej radykalnej inteligencji od postępowo-umiarkowanej do najbardziej radykalnej”63. Diagnoza ta, obsadzająca Grydzewskiego w roli organizatora życia politycznego, zdaje się być tym bardziej niedorzeczna, że poza treścią pisma podważa ją opinia samego naczelnego, nie sposób wszelako jej nie uwzględniać.

Potwierdzenia ocen dotyczących ideowego charakteru pisma szukać trzeba w treści tygodnika, pokonując przeszkodę jego różnorodności. Przydatny okaże się z pewnością namysł nad tym, czy zapatrywania redaktora były identyczne z profilem pisma, choć można raczej wykluczyć, że pozostawały z nimi w sprzeczności. Refleksja tego rodzaju skłania do pytania o tożsamość Grydzewskiego. W tym wypadku również trudno o bezdyskusyjny werdykt, niemniej wydaje się, że redaktora „Wiadomości Literackich” można lokować w środowisku demokratycznie/liberalnie zorientowanej inteligencji, reprezentowanej w piśmie m.in. przez Marię Dąbrowską, Stanisława i Marię Ossowskich oraz Jerzego Stempowskiego. Wyznacznikami poglądów środowiska, które reprezentowali, był brak aprobaty dla postaw nacjonalistycznych i krytyczny stosunek do postępującego od początku lat 30. zaostrzania polityki wewnętrznej. Dla wielu przedstawicieli tej formacji okazało się to wystarczającym powodem do przecięcia więzów łączących ich z obozem władzy.

Grydzewski nie akceptował skrętu na prawo rządów pomajowych, lecz unikał przyoblekania pisma w kostium opozycyjny. Jeśli uznawał to za niezbędne, dozował przejawy krytycyzmu. Wcieleniem tej zasady były komentarze Słonimskiego do aresztowania posłów opozycji centrolewicowej we wrześniu 1930 r.64 Tygodnik inkrustowały dowody uznania dla Marszałka, mające – zarówno za jego życia, jak i po śmierci – właściwości deklaracji politycznej. Wspominając po wojnie „Wiadomości Literackie”, Stefania Zahorska zauważyła, że pismo usytuowało się niejako poza czasem i przestrzenią. Tygodnik miał świadomie nie sięgać do „sedna zła” oraz omijać istotę jego przyczyn. Stanowisko takie, doskonale uosabiane przez Kroniki Słonimskiego, uznawała Zahorska za cenne dla władz oraz wygodne dla czytelników. Dawało ono „złudzenie wolności”, nie naruszając „istniejącego porządku rzeczy”65. Z opinią tą współgra ocena Adam Pragiera, przeciwnika sanacji, podsądnego w procesie brzeskim, więźnia politycznego, którego zdaniem „Wiadomości Literackie” były „niezaangażowane” i „unikały toru głównego”66.

Wyważoną ocenę, jeśli trudności z jej sformułowaniem nie składać na karb „eklektyzmu” (pomijając numer poświęcony Marszałkowi, Grydzewski drukował piłsudczyków67), ułatwić może dostrzeżenie w redaktorze „Wiadomości Literackich” liczącego się z rzeczywistością pragmatyka. Osoby nieodczuwającej potrzeby doświadczania porywów heroizmu, rozpoznającej wrażliwość sympatyków swego tygodnika, potrafiącej podtrzymywać z nimi więzi bez angażowania pisma w bieżący spór polityczny, do czego być może nie czuł się powołany – niewykluczone, że podobnie, jak i jego czytelnicy.

Opinie o liberalizmie Grydzewskiego wzmacniają zapewnienia o jego niezwykłej wręcz tolerancji, którym przeczy określanie go mianem despoty. Monstre-redaktora, z którym walka potencjalnych albo spełnionych już autorów kończyła się zawsze przybierającą różne postacie kapitulacją. Jego „uporom, kaprysom i dąsom” ulegać musieli wszyscy współpracownicy, co wynikało i z przyjętych założeń redakcyjnych, z których na ogół nie rezygnował, i z pozycji pisma68. Sprzeczności te pozwala pogodzić opinia Jana Kotta, który twierdził, że Grydzewski był liberałem, a liberałowie „nie znają tolerancji”69, z czego można wnosić, że redaktor „Wiadomości Literackich” był liberalnym dyktatorem.

Przypisywane Grydzewskiemu cechy upoważniają do przyjrzenia się jego strategii redakcyjnej. Wyzwanie to zdaje się tym bardziej usprawiedliwione, że dotyczy nie tylko okresu przedwojennego, ale i lat późniejszych, w których redagował „Wiadomości Polskie” oraz „Wiadomości”. Wedle obiegowej opinii Grydzewski miał kwalifikować do druku wszystkie teksty dobrze napisane, mniej bacząc na ich tematykę i wymowę. Sprzyjała temu popularność tygodnika, pisma nienarzekającego na niedostatek materiałów. Miały one napływać w ilości, która pozwalała Grydzewskiemu na ograniczenie się do wyboru najlepszych tekstów. Pisząc na ten temat, Mieczysław Giergielewicz przytoczył uwagę z okresu tuż po wojnie, kiedy to Grydzewski miał odżegnywać się zarówno od podejrzeń o „kierowanie” „Wiadomościami”, jak i zamawianie materiałów. „Po prostu – mówił – zamieszczam to, co autorzy sami nadsyłają”70. Opinie takie prowadzą do wniosku, że tygodnik także przed wojną powstawał w zasadzie samorzutnie, czerpiąc z własnej atrakcyjności, przy dość pasywnej roli redaktora ograniczającego się do selekcji materiału oraz jego rozmieszczenia. Znaczyłoby to, że Grydzewski jedynie wymyślił koncept „Wiadomości Literackich” i ich późniejszych wcieleń, sprowadzając swoją rolę do dbałości o zachowywanie stylu i poziomu. Przypuszczenie to potwierdza przytoczony przez Sakowskiego postulat krytyków metody Grydzewskiego, uważających, że pisma nie wystarczy wydawać, „trzeba je jeszcze redagować”71, oraz godna uwagi frekwencja autorów, czym chlubiły się „Wiadomości Literackie” i „Wiadomości”. Tezę tę wspiera również brak kolegium redakcyjnego w klasycznym znaczeniu tego pojęcia: osób odpowiedzialnych za poszczególne działy pisma, a przy okazji zasilających je swoim piórem. Redakcja „Wiadomości Literackich”, podobnie jak ich kolejnych wcieleń, składała się z trzech osób: redaktora, sekretarza redakcji oraz administratora.

Na sposób redagowania „Wiadomości” można spojrzeć inaczej, puszczając mimo uszu zapewnienia, że Grydzewski ze spokojem czekał na codzienną porcję napływających materiałów, zaprzątając sobie głowę jedynie rozmiarem teki redakcyjnej. Owszem, był beneficjentem popularności swego pisma i nie narzekał na brak tekstów, ale musiał być przecież być redaktorem aktywnym, dbając o zachowanie przyjętej konwencji tygodnika. Przy takich wymogach zasada samoredagowania służyć mogła za budulec mitu tygodnika i legendy jego redaktora, lecz z pewnością nie dawała gwarancji powodzenia. Domniemanej pasywności Grydzewskiego przeczą liczne, nietrudne do zauważenia inicjatywy na rzecz utrzymania atrakcyjności pisma. Trudno uwierzyć, że większość tego, co drukował, było samodzielną ofertą autorów, a różnorodność („eklektyzm”) – rezultatem przypadkowości, nie zaś dbałości o atrakcyjność i zachowanie konwencji. Minimalizm Grydzewskiego podważa wreszcie niebiorąca się przecież znikąd ewolucja formuły tygodnika. „Wiadomości Literackie” być może redagowały się same, lecz przy przesądzającym końcowy efekt udziale ich redaktora.

Rezultat, jakim zakończyło się przedsięwzięcie Wierzyńskiego, oraz zwieńczone podobnymi efektami inne próby podważenia pozycji „Wiadomości Literackich”, podejmowane z lewa i prawa, mogły świadczyć o tym, że tygodnik zdobył w swojej klasie pozycję niemal monopolistyczną. Grydzewski rzeczywiście zdołał osiągnąć to, co składało się na pojęcie sukcesu. Wydawał pismo, które z biegiem czasu stało się punktem odniesienia, było dyskutowane, budziło namiętności, utrzymywało się w centrum uwagi, stanowiło przedmiot recenzji w przeglądach prasy tytułów przyjaznych, neutralnych i wrogich. Według Stanisława Mackiewicza „Wiadomości Literackie” były „instytucją publiczną”, o której „można i należy dyskutować w interesie dobra publicznego”72, natomiast zdaniem Czesława Miłosza stworzone zostały „tylko dla geszeftu”, zasłaniając „jasny horyzont”73. Były zatem pismem, które dostąpiło nieczęsto spotykanego zaszczytu bycia atakowanym i z prawa, co podkreśla się dość często, i z lewa, o czym mówi się rzadziej; z pozycji politycznych, ideowych, kulturowych i aksjologicznych. Na dodatek nie wszyscy formułujący opinie i wydający werdykty dbali o konsekwencję, pozwalając sobie na zmianę ocen. Po śmierci Grydzewskiego Miłosz uznawał „Wiadomości Literackie” oraz „Skamandra” za „najważniejsze pisma literackie Dwudziestolecia”; „wszyscy wiele im zawdzięczamy” – zapewniał74. Złożoność diagnoz uzmysławia wymiar tygodnika i kłopot z wyważeniem jego właściwości.

Dowodem pozycji pisma Grydzewskiego, ale i wyzwania, przed którym stanął redaktor, było pojawienie się tygodników o podobnej charakterystyce formalnej, opartych na założeniach stanowiących zaprzeczenie tych, które przyjęło się widzieć wśród fundamentów „Wiadomości Literackich”. To, że czasopisma, o których mowa, zaczęły wychodzić w połowie lat 30., w krótkich odstępach czasu, nie było niczym szczególnym. Wprawdzie obóz władzy nie musiał jeszcze szukać ideowej legitymizacji, po śmierci marszałka Piłsudskiego znajdując ją w retoryce odwołującej się do nacjonalizmu, ale sytuacja w Polsce nie przypominała tej, w której założone zostały „Wiadomości Literackie”. Czasy usprawiedliwiające zrzucanie z ramion płaszcza Konrada, a wiosną widzenia wiosny, nie Polski, minęły bezpowrotnie. Przestały bawić, choć być może nie wszystkich, rozważania na temat uprawnień seksualnych starych panien75. Prawa jednostki ustępowały pod naporem wymogów racji stanu i dobra narodu. W Polsce, podobnie jak w wielu państwach Europy, brał górę trend antyliberalny. Pluralizm zastępowało przekonanie o potrzebie wspólnotowej jedności, inaczej definiowano polskość i obowiązek patriotyczny oraz wyrażające je powinności kultury i literatury.

Zbędnym wyolbrzymianiem wagi „Wiadomości Literackich” byłoby przekonywanie, że pojawienie się nowych tygodników miało za wyłączny cel nadwyrężanie pozycji pisma Grydzewskiego. Nie to było powodem ich powstania, ale wszystkie odwoływały się do wartości i założeń różnych od tych, którym hołdowały „Wiadomości”, lub takich, których pismo nie uważało za stosowne afirmować. Pierwszym w kolejności, założonym w 1933 r., był prorządowy „Pion”, rozumiany jako miejsce skupiające ludzi pióra i sztuki, życzliwie, czy przynajmniej neutralnie, usposobionych wobec rządu. W tym samym roku wychodzić zaczął celujący w ostrych polemikach „Merkuriusz Polski Ordynaryjny”, a w 1936 r. katolicki tygodnik „Kultura”, wydawany pod auspicjami Naczelnego Instytutu Akcji Katolickiej, który z pismem Wierzyńskiego łączyła jedynie nazwa.

Tygodnikiem, który najpowszechniej przyjęło się uważać za powstały w wyniku negatywnej inspiracji, jaką dla jego pomysłodawcy Stanisława Piaseckiego stanowić miały „Wiadomości Literackie”, było „Prosto z Mostu”, pismo założone w 1935 r. w wyniku usamodzielnienia dodatku literackiego prawicowego dziennika „ABC”76. Felieton (Ryżowa szczotka), przeciwstawiany Kronicetygodniowej Słonimskiego, pisywał tam Karol Zbyszewski, niecofający się przed popisami brutalności i antysemityzmu. To jego cieszącej się rozgłosem książce Niemcewicz od przodu i tyłu (Warszawa 1939)77 Józef Łobodowski zarzucał, że jest antypolska78, ilustrując tym samym skalę rozbieżności w rozumieniu i definiowaniu patriotyzmu.

Jeśli za wskaźnik pozycji „Wiadomości Literackich” w okresie bezpośrednio przedwojennym brać ich nakład oraz obecność w życiu kulturalnym, tygodniki, które wówczas powstały i złożyły się, przy wszystkich różnicach, na kontekst pisma Grydzewskiego, nie stanowiły dlań zagrożenia. Tworzyły mimo to alternatywę, wymuszając zmianę tonu, usprawiedliwioną nie tylko nowym otoczeniem, ale i klimatem politycznym. Tygodnik stał się stateczniejszy, a Grydzewski zdawał się być inny niż dawniej; ukazał się numer specjalny poświęcony kulturze Japonii79 oraz polskiemu morzu80. Mający charakter manifestu woli obrony niepodległości numer Gdańsk a Polska (44 strony, 165 ilustracji)wyszedł w lipcu 1939 r. w nakładzie 20 tysięcy egzemplarzy81. Składając hołd Romanowi Dmowskiemu, zmarłemu w styczniu 1939 r., Ksawery Pruszyński dowodził, że nacjonalizm założyciela obozu narodowego „zrozumie historia”82.

Poglądy takie mogły zaskakiwać niektórych czytelników, ale nie sprawiały, że pismo wydostawało się z pola ostrzału. Antoni Słonimski został napadnięty po opublikowaniu wiersza Dwie ojczyzny83,a próby polemik z oskarżeniami o pacyfizm nie zdawały się na wiele84. Szczególnie pracowicie, pod własnym nazwiskiem i niejednym pseudonimem, zarzuty te formułował Jerzy Pietrkiewicz85. W maju 1939 r. Maria Jehanne Wielopolska, przed laty pisująca dla Grydzewskiego, wydała broszurę Silni, zwarci, gotowi… ale i czujni, w której zarzucała grupie pisarzy drukujących w „Wiadomościach Literackich” („Słonimscy, Witliny, Broniewscy, Tuwimy, Hollendry, Kruczkowscy, Wasilewskie”) twórczość obarczoną skazą antymilitaryzmu i antypaństwowości86. Przytaczane przez Wielopolską przykłady świadczyły, że przestępstw tych dokonywano przed laty, czego ich autorzy od dawna nie ukrywali87, okazywały się niemniej tak poważne, że nieodzowne stawało się ich przypomnienie.

„Wiadomości Polskie. Polityczne i literackie” (1940–1944)

Ostatni numer „Wiadomości Literackich”, przygotowany przez Grydzewskiego przed wybuchem wojny, z dołączoną kartką z wierszem Kazimierza Wierzyńskiego Wstążka z Warszawianki, nosił datę 3 września 1939 r. Kolejny, mający relacjonować działania wojenne reportażami Ksawerego Pruszyńskiego oraz Melchiora Wańkowicza, pozostał w sferze przedsięwzięć niezrealizowanych.

Po siedmiu miesiącach, opatrzony datą 17 marca 1940 r., wyszedł natomiast w Paryżu pierwszy numer tygodnika „Wiadomości Polskie. Polityczne i Literackie”. Tematyka i ton pisma, a także jego tytuł nie budziły wątpliwości co do powodów, dla których zostało założone. Mniej jasna była funkcja pełniona w nim przez Grydzewskiego. Nominalnym redaktorem został Zygmunt Nowakowski, którego nazwisko pojawiało się w „Wiadomościach Literackich” z umiarkowaną częstotliwością. Nowy redaktor, reżyser teatralny i aktor, a w latach 30. felietonista krakowskiego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”, nie miał poważniejszych doświadczeń redakcyjnych, ale był dobrze postrzegany przez premiera gen. Władysława Sikorskiego, który widział w nim, nieco na wyrost, przeciwnika rządów przedwrześniowych88. Podejrzenie takie nie padło na Grydzewskiego, co rzuca nieco światła – choć nie jest to snop nazbyt rzęsisty – na polityczny profil „Wiadomości Literackich”. Generał Sikorski był niechętny wszelkim rzeczywistym i wyimaginowanym, przeszłym i współczesnym związkom i przejawom sympatii wobec reżimu przedwojennego, czego ofiarą padło m.in. stanowisko redaktora „Wiadomości Polskich”. Nominacja Nowakowskiego, popieranego także przez prof. Stanisława Kota, „antysanatora” wręcz obsesyjnego, sprowadzającego uprawianie polityki do zagadnień personalnych, miała być rękojmią prorządowej linii pisma, ale dla obu (Grydzewskiego i Nowakowskiego) było oczywiste, że redagowaniem w ścisłym tego słowa znaczeniu zajmować się będzie Grydzewski. Historia „Wiadomości Polskich” daje powody sądzić, że ich współpraca układała się co najmniej poprawnie.

Przesłanie tygodnika definiowały czas i miejsce edycji. Wśród powodów zmiany tytułu wymienia się dosłowne nawiązanie do czasopisma, które wychodziło w Paryżu w latach 50. XIX w. i wyrażało stanowisko emigracji polistopadowej, oraz obawa wydawców przed represjami wobec pozostałych w kraju współpracowników „Wiadomości Literackich”. W dostosowanej do nowych warunków formule pisma Grydzewski i Nowakowski, świadomi, że ich czytelnikami będą nie tylko ci, którzy czytywali „Wiadomości Literackie”, musieli zadbać o grono odpowiednich autorów, bez których ich projekt pozostałby w sferze marzeń.

W końcu września 1939 r. zaczęła formować się w Paryżu polska kolonia, poszerzająca się w miarę napływania nowych rozbitków. Jej fragment stanowili ludzie pióra; nie było ich wielu, ale byli wśród nich autorzy godni wykorzystania. Poza Lechoniem, będącym na miejscu od 1930 r., pełniącym funkcję attaché kulturalnego ambasady, oraz Józefem Wittlinem, który wyjechał z kraju niedługo przed wybuchem wojny, przymuszony do tego m.in. atakami Jerzego Pietrkiewicza89, do Paryża zdołali dotrzeć m.in. Baliński, Stanisław Mackiewicz, Pruszyński, Słonimski, Tuwim, Wierzyński i Zahorska. Do dyspozycji byli przedwojenni korespondenci prasowi, m.in. Kazimierz Smogorzewski i Wacław A. Zbyszewski.

Zapewnienie tygodnikowi piór odpowiadających wymogom poziomu, do którego pismo aspirowało, dowodzących sensu jego wskrzeszenia, nie sprowadzało się wyłącznie do uzyskania deklaracji współpracy. Klęska wrześniowa sprzyjała przewartościowaniom poglądów i sympatii politycznych, szlifowaniu krawędzi dotychczasowych podziałów i animozji, ale także powstawaniu nowych. Nadziejom, jakie pokładano w osobie i polityce gen. Sikorskiego, towarzyszył krytycyzm wobec polityki obozu przedwojennego, idący niekiedy w parze z niezadawnioną sympatią do Marszałka Piłsudskiego. W jakim stopniu nastrojom tym uległ Grydzewski, wiadomo niewiele, a wszelkie sugestie w tej materii muszą uwzględniać pragmatyzm redaktora. Skłonność ta nakazywała pamiętać o tym, co było, ale również liczyć się z tym, co jest, czyli z zachowaniem nieodwołanej przecież, mimo że korygowanej okolicznościami, różnorodności pisma. „Wiadomości Polskie” były w związku z tym tyleż podobne do swojej poprzedniej wersji, co od niej różne. Przybrały charakter bardziej polityczny, nie rezygnując z tematyki literackiej i kulturalnej, czego dowodem był pierwszy numer tygodnika90. Uczynienie Ksawerego Pruszyńskiego, który garnitur zamienił na mundur, czołowym, przez jakiś czas, autorem, było zabiegiem łączącym pismo z jego przedwojennym wcieleniem, a zarazem przejawem nowego tonu. Dyskusyjne wydają się w związku z tym kierowane pod adresem Grydzewskiego podejrzenia o zbytnią giętkość. Wedle Stanisława Mackiewicza, redaktor „Wiadomości Polskich”, zorientowawszy się, że popularność Słonimskiego, zwłaszcza w wojsku, nie daje pismu szans powodzenia, miał „puścić go w trąbę”, stawiając na Pruszyńskiego91. Nie sposób tego z całą pewnością wykluczyć, lecz jest więcej niż prawdopodobne, że Grydzewskiemu dalece bardziej niż o nazwiska szło o to, co jego autorzy mieli do powiedzenia.

Podobnie jak przed wojną, Grydzewski po swojemu reagował na bieżącą sytuację, nie mogąc robić tego tak niespiesznie jak dawniej. Pełnienie przez „Wiadomości Polskie” funkcji platformy wymiany myśli uważał za powołanie, któremu należy dochować wierności, tym bardziej, że tematów do dyskusji nie brakowało. Położenie sprawy polskiej i wynikająca z niego polityka rządu nie budziły początkowo poważnej różnicy zdań, w przeciwieństwie do nieodległej przeszłości. Rozgoryczenie klęską, jej tempem i rozmiarami prowadziło do zbyt pochopnych wniosków i łatwych oskarżeń, których autorami byli nie tylko przedwrześniowi krytycy obozu władzy, ale i jego ówcześni apologeci. Grydzewski uznał, że „Wiadomości” nie będą brały udziału w kampanii pomówień, co nie znaczy, że nie będą zabierać głosu. Z pewnością nie kierował się zasadą rozliczeń, raczej wyjaśnień, uprzytamniając powtarzalność polskiego losu, czego dowodził tytuł jego pisma. Miał poczucie, że sprawą wartą uwagi, obok przyczyn klęski, była refleksja nad głębszym sensem i celem pobytu poza krajem. Obecność w Paryżu skłaniała do przyglądania się zmaganiom poprzedników sprzed kilkudziesięciu lat i szukania w ich poglądach pomocy w rozwiązywaniu zagadnień współczesnych, które niekiedy tylko pozornie były odległe od tych, z którymi mierzył się książę Adam Czartoryski92.

Pierwszy okres dziejów „Wiadomości Polskich” skończył się w połowie czerwca klęską Francji. Ostatni tamtejszy numer ukazał się z datą 23 czerwca 1940 r., czyli późniejszą niż wejście wojsk niemieckich do Paryża. Grydzewski dotarł do Londynu, gdzie w ekspresowym tempie (z datą 14 lipca) wznowił pismo. Szybkość działania, przyjąwszy nawet, że wykorzystał materiały przywiezione z Paryża, stanowiła miarę jego determinacji.

Klęska Francji, pogarszając położenie sprawy polskiej, nie zaszkodziła rozważaniom o przeszłości. Upadek państwa silniejszego od Polski skorygował oceny Września, dowodząc niedorzeczności części zarzutów, ale nie zamknął debaty. Grydzewski uważał za swój obowiązek dalsze czuwanie nad dyskusją, drukował opinie, które czerpały z doświadczeń 1939 r., umożliwiając zabranie głosu wszystkim, którzy mieli coś do powiedzenia93. Cenił wypowiedzi, które wykraczały poza granicę doraźnych rozliczeń, wpisując je w porządek sporu o powody upadku Polski w XVIII w., takie, których autorzy szukali we Wrześniu czegoś więcej niż okazji do przypominania okoliczności przegranej94. Zarejestrował początek dyskusji, kontynuowanej przez lata nie tylko na emigracji, również w kraju, znajdującej oparcie w „Wiadomościach Polskich”, a później „Wiadomościach” „bezprzymiotnikowych” i innych pismach95.

Namysł nad powodami klęski sprawił, że szukanie odpowiedzi na pytanie, jak było, mieściło się w nostalgicznej przestrzeni, w którą emigranci wpisywali się bez względu na poglądy i niedawne przeżycia. Wystarczyło poczucie oddalenia oraz niepewność powrotu. W 1942 r. wyszła w Londynie książka zatytułowana Kraj lat dziecinnych, składająca się ze wspomnień poświęconych minionym czasom i odległym miejscom, będąca jednym z pierwszych objawów tęsknoty za dawnością i wyrazu żywionych ku niej uczuć – skłonności, z której emigracja już się nie wyzwoli. Z relacji Grydzewskiego wynika, że pomysłodawcą był Ksawery Pruszyński96, autor często przywoływanego eseju Na czarnym szlaku, który ukazał się w „Wiadomościach Polskich”97 i wszedł do tomu Kraj lat dziecinnych. Nie umniejsza to zasługi redaktora tygodnika, który nadał pomysłowi nieobojętny dla przyszłości kształt. W opinii Marii Danilewiczowej reperkusje wydania Kraju… były wręcz „nieobliczalne”98. Pomijając bieżącą inspirację, której służyła, książkę uznać można za akt założycielski myślenia o przeszłości, podszyty nostalgiczną emocją, ale i polityką, które zawładną postawami emigrantów.

Pierwszy rok obecności pisma poza krajem nie dał zbyt wielu powodów do manifestowania stanowiska w sprawie polityki rządu, aczkolwiek w ocenie Stanisława Mackiewicza „Wiadomości Polskie” nie były wówczas pismem „sympatycznym”. Miało być tak za sprawą publicystyki Słonimskiego, który, jak podaje Mackiewicz, twierdził, że agresja Związku Sowieckiego na Polskę była tym samym, co „najazd” Polski na Czechosłowację, czyli zajęcie Zaolzia w 1938 r.99

Ocena ta nie zmienia faktu, że tygodnik cieszył się uznaniem, które zawdzięczał swojej zawartości i programowi. Zgodnie z przyjętym założeniem, przypieczętowanym nominacją Nowakowskiego, „Wiadomości Polskie” były lojalne. Generał Sikorski, poobijany krytyką za zbytnią ufność w siłę Francji, odpowiedzialnością za zmarnowanie sformowanej tam armii polskiej i groźbą dymisji, odzyskiwał inicjatywę m.in. za sprawą wywiadu, którego udzielił Nowakowskiemu100. „Wiadomości” ofiarowywały poparcie, które nie będąc bezwarunkowe, okaże się także krótkotrwałe. Zanim doszło do wypowiedzenia posłuszeństwa, niektóre z pomysłów rządu spotkały się z uznaniem pisma. Tak było z projektem nowej organizacji środkowej Europy, której forpocztę stanowić miała federacja polsko-czechosłowacka. W czerwcu 1941 r. pomysłowi temu poświęcony został specjalny numer tygodnika, zawierający teksty autorów polskich i czeskich, z wydrukowanym na pierwszej stronie, przeprowadzonym przez Pruszyńskiego wywiadem z prezydentem Edvardem Benešem101. Przyjmując, że treść numeru stanowiła wyraz aprobaty dla pomysłów gen. Sikorskiego, wolno sądzić, że był on zarazem ostatnim przejawem uznania dla jego polityki. W tydzień później Hitler ruszył na Związek Sowiecki, co zmieniło przebieg wojny, nie pozostając bez wpływu na poglądy i pozycję pisma.

30 lipca 1941 r., po żmudnych i długich rokowaniach, podpisana została w Londynie umowa polsko-sowiecka, potocznie określana układem Sikorski–Majski102. Porozumienie otwierało przed Polakami bramy sowieckich obozów i więzień oraz umożliwiało tworzenie armii polskiej w ZSRS. Sikorski ogłosił je sukcesem sprawy polskiej, a także swoim osobistym triumfem, lecz w opinii wielu układ obciążony był poważnym mankamentem w postaci pominięcia milczeniem niezmienności granicy wschodniej. Zdaniem krytyków, zwłaszcza tych obdarzonych umiejętnościami profetycznymi, treść umowy kładła się cieniem na przyszłości Polski, dając czynnikom zewnętrznym możność decydowania o jej kształcie terytorialnym. Stanowiło to sprzeniewierzenie się zasadom leżącym u podstaw odmowy żądaniom terytorialnym Hitlera.

Umowa wywołała kryzys zakończony dymisją trzech ministrów, w tym szefa dyplomacji, wbrew którego stanowisku gen. Sikorski zdecydował się złożyć swój podpis, ale w istocie rzeczy układ był czymś znacznie poważniejszym niż zażegnanym, nie bez wysiłku, rządowym kryzysem. Dał podstawy do kwestionowania zasadności polityki wschodniej premiera, oraz, co więcej, stał się budulcem postawy bezwzględnej obrony niepodległości Polski. Stanowisko to wyznaczało nowe linie podziału, a tym samym unieważniało część dawnych sporów pamiętających czasy przedwojenne.

Różnica zdań w sprawie wartości i zasad, na których miała się opierać polityka polska, nie ominęła „Wiadomości Polskich”. Tygodnik zareagował na zawarcie układu polsko-sowieckiego komentarzem Nowakowskiego (członka Rady Narodowej RP, pozakrajowego quasi-parlamentu), niekryjącego niezadowolenia z podpisania  t a k i e j  (wyróżnienie Nowakowskiego) umowy. Polityczna przyjaźń pisma z szefem rządu dobiegała kresu103. Zdania nominalnego redaktora nie podzielali jednak wszyscy. Różnice w zapatrywaniach nadwyrężyły stosunki z pismem Słonimskiego104 i Tuwima. Wyjazd Pruszyńskiego do Związku Sowieckiego, gdzie objął stanowisko attaché prasowego ambasady RP, dał początek głębokiej rewizji jego poglądów, która doprowadzi do zakończenia współpracy z „Wiadomościami”105.

Trudno z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, czy układ polsko-sowiecki był punktem zwrotnym w politycznych dziejach tygodnika Grydzewskiego i Nowakowskiego, czy może tylko impulsem skłaniającym do korekty programu. W każdym razie pismo ewoluowało odtąd w stronę stanowiska opozycyjnego, czego świadectwem są poruszane w nim tematy, ilustrujące poglądy nie zawsze wykładane wprost, ale nie zawsze skrywane. W październiku 1941 r. na pierwszej stronie wydrukowany został manifest Ignacego Matuszewskiego pt. Wola Polski106. Tekst, który z powodzeniem uznać można za wykład bezkompromisowości w obronie niepodległości i integralności terytorium. Komentując wrażenie wywołane wystąpieniem Matuszewskiego, Nowakowski pisał o uldze, dając do zrozumienia, że powiedziane zostało coś, co powiedziane zostać musiało, ale również coś, na co czekano107.

Sceptycyzm wobec polityki rządu, znajdujący uzasadnienie w miarę potwierdzania się niedoskonałości umowy z 30 lipca oraz złej woli Moskwy, sojusznika z zasady nieuczciwego i wiarołomnego, nie pozostał bez reakcji ze strony czynników oficjalnych. „Wiadomości Polskie” zaczęły podlegać coraz ostrzejszym rygorom cenzury i szykanom administracyjnym. Na posiedzeniu rządu w listopadzie 1941 r. gen. Marian Kukiel domagał się odebrania przydziałów papieru „wszystkim, którzy opozycję utożsamiają z warcholstwem. Deprawowanie wojska przez Mackiewicza i Nowakowskiego musi się skończyć”108 – dodawał. Wtórował mu prof. Stanisław Stroński. Podczas posiedzenia w grudniu 1941 r. ubolewał nad nielojalnością m.in. redaktorów „Wiadomości Polskich”, podkreślając, że rząd, „mając w swoim ręku dystrybucję papieru, ma całkowitą możność zahamowania wydawania tych pism”, o ile nie zastosują się one do zaleceń, które planował przedstawić na poświęconej tej sprawie konferencji109.

Ostrzeżenia te nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, co nie pociągnęło za sobą – jeszcze – odebrania przydziału papieru, ale doprowadziło do wstrzymania subwencji i zakazu kolportażu w wojsku. Pełniący funkcję kontrolera prasy prof. Stroński zdawał się wierzyć, że utrudniając życie „Wiadomościom Polskim” i innym pismom krytycznym wobec polityki rządu działa na rzecz racji stanu. O tym, jak bardzo się mylił, przekonał się już niebawem: praktyki restrykcyjne nie tylko nie odbiły się na kondycji tygodnika, lecz przydały mu zwolenników i czytelników. Wiosną 1942 r. nakład pisma wynosił 7 tysięcy egzemplarzy – wynik godny uwagi, jeśli wziąć pod uwagę wielkość potencjalnego audytorium110.

Przybieranie przez „Wiadomości Polskie” oblicza pisma politycznego nie zmieniało przekonania Grydzewskiego (Nowakowskiego zapewne również), że tygodnik powinien nadal opiekować się polską kulturą i literaturą. Służył temu dział Skarbnica polska, w którym drukowano klasykę polskiego piśmiennictwa, dbając o zachowanie związku pomiędzy tematyką publikowanych utworów a współczesnością.

Polityczny profil pisma i poglądy jego redaktorów nie spowodowały porzucenia zasad, którym Grydzewski hołdował przed wojną. „Wiadomości Polskie” były otwarte, „dostępne dla ludzi wszystkich obozów, bez oglądania legitymacji partyjnych”111. W 1942 r. opublikowany został artykuł Pruszyńskiego Wobec Rosji112, poddający pod rozwagę zmianę granic (nabytki na zachodzie i północy w zamian za Kresy Wschodnie), przywołujący opinie komunistów polskich w Związku Sowieckim w tej sprawie. Reakcją na emocje, które wzbudził, było ogłoszenie bloku tekstów polemicznych, podkreślających znaczenie Kresów – obszaru, na którym zdaniem oponentów Pruszyńskiego zdeponowany był atrybut niepodległości Polski113. Wypowiedzi autora Na czarnym szlaku przekroczyły ramy „Wiadomości”; z krytyką wystąpiono z lewej i prawej strony. Dostało się Pruszyńskiemu, ale i pismu, które popełnić miało „moralne i polityczne samobójstwo”114.

Diagnozę tę uznać trzeba za najmniej trafną z możliwych, o czym świadczą dalsze losy tygodnika, a także reakcje czytelników, niemających wątpliwości, ze stanowiskiem której strony sporu sympatyzuje pismo. Potwierdzeniem były nie tylko polemiki z Pruszyńskim, ale i jego rychłe przeniesienie się na inne łamy. Prawem paradoksu bieg wypadków sprawił, że „szeroka trybuna”, jaką były „Wiadomości Polskie”, stała się węższa, nie tylko nie zaprzeczając temu powołaniu pisma, ale podnosząc jego znaczenie. Grydzewski i Nowakowski nie porzucali respektu dla różnorodności opinii, odmawiali natomiast uznania metod rozwiązania sprawy polskiej na warunkach sowieckich lub im pokrewnych, stanowiących przygotowanie do decyzji, które zapadły w końcowej fazie wojny.

„Wiadomości Polskie” zwracały się nie tylko przeciw polityce sowieckiej wobec Polski, ale i przeciw stanowisku rządu brytyjskiego, idącemu na rękę Stalinowi. Zdaniem Nowakowskiego Polacy mieli pełne prawo korzystać w Wielkiej Brytanii z przywileju suwerennych sojuszników, do czego powód dawała postawa prezentowana przez nich od wybuchu wojny115.

W styczniu 1943 r. Moskwa dała do zrozumienia, że w mocy pozostają efekty ustaleń terytorialnych w sprawie Polski, zawarte w układzie Ribbentrop–Mołotow. W trzy miesiące później Stalin zerwał stosunki z rządem polskim. Za pretekst posłużyło zwrócenie się Polski do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o zbadanie okoliczności śmierci oficerów, których ciała odkryli Niemcy w zbiorowych grobach w Katyniu.

Na wieść o odkryciu grobów „Wiadomości” zareagowały umieszczeniem na pierwszej stronie klepsydry zawiadamiającej o nabożeństwie za spokój dusz pomordowanych116. Nie mniejsze wrażenie robił poświęcony zbrodni felieton Nowakowskiego, upstrzony białymi plamami cenzury117. Tygodnik przecinał ostatnie, bardzo już wątłe więzy łączące go z rządem. W kwietniu 1943 r. Grydzewski wydrukował treść odczytu gen. Kazimierza Sosnkowskiego o Piłsudskim118. Numer, w którym po katastrofie w Gibraltarze „Wiadomości Polskie” wspominały osobę i zasługi gen. Sikorskiego119, nie przypominał numeru „Wiadomości Literackich” poświęconego Marszałkowi. Z pewnością nie z mocy przypadku w następnym, na pierwszej stronie, opublikowane zostały fragmenty pism Piłsudskiego120.

Zmiana nastawienia politycznego tygodnika nie pozostała bez związku ze składem zespołu współpracowników. Swoją obecność zaznaczał prof. Stroński, który po odejściu ze stanowiska ministra informacji i dokumentacji przeistoczył się z cenzora w obrońcę wolności. Nie obyło się bez eskalacji rozdźwięków. W wydawanym przez Słonimskiego miesięczniku „Nowa Polska”, sprawiającym wrażenie, że politykę gen. Sikorskiego i jego następcy, Stanisława Mikołajczyka, uznaje za odpowiadającą polskim interesom, znalazł miejsce Pruszyński, pokładający ufność w deklaracje Stalina, zapewniającego o niezbędności istnienia wolnej, niepodległej Polski121. Zwolennik założenia, że romantyzm polityczny powinien ustąpić miejsca realizmowi, w czym upatrywał szanse powodzenia122, Pruszyński uznał za niezbędne wystawienie pismu Grydzewskiego świadectwa moralności. Zarzucając redaktorom „Wiadomości Polskich” kierowanie się w polityce „węchem dyrektora teatru” (Nowakowski) i „obrotnością doskonałego kupca” (Grydzewski), pomawiał tygodnik o zdradę własnej tradycji, mając na myśli odstępstwo od poglądów, których uosobieniem był ton i styl „Wiadomości Literackich”123.

Jeśli przyjąć, że antynomia realizm–romantyzm w miarę trafnie oddaje różnice postaw w końcowym okresie wojny, ucieleśnieniem romantyzmu stawało się pisarstwo Nowakowskiego, herolda bezkompromisowości, wyraziciela odczuć i woli większości. Jego publicystyka, uczciwa w przesłaniu, motywowana wolą obrony niepodległości, była świadectwem położenia, w jakim znalazła się sprawa polska. Świadoma bezbronności wobec siły, ocalenie widziała w trwaniu przy zasadach124.

Wedle nieodosobnionych opinii wystąpienia Nowakowskiego przesądziły o wyroku na pismo, tworzywa jego chwały. 9 lutego 1944 r. władze brytyjskie podjęły decyzję o wstrzymaniu przydziału papieru dla „Wiadomości Polskich”, równoznaczną z zamknięciem pisma125