Chciwość. Tom 2. 7 Grzechów Głównych - Katarzyna Kulcak - ebook + audiobook

Chciwość. Tom 2. 7 Grzechów Głównych ebook i audiobook

Katarzyna Kulcak

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Pożądanie, przemoc i żądza odwetu… Pewnego dnia Eliza Falkowska otrzymuje wiadomość, że jej ojciec się powiesił. W tym czasie w zupełnie innej rodzinie dochodzi do podobnego zgonu. Komisarz Gabriel Skonieczny zaczyna podejrzewać, że obie śmierci coś łączy, a ślady pozostawione na miejscu zbrodni wskazują na to, że aby znaleźć sprawcę, musi on dogłębnie poznać przeszłość ofiar... Dawne grzechy muszą znaleźć zadośćuczynienie, a zemsta będzie jak tornado, chciwie zagarniające wszystko, co napotka na swojej drodze. „Chciwość” to drugi tom mrocznej serii kryminalnej 7 Grzechów Głównych, w której wątki religijne łączą się z psychologicznymi, by wskazać czytelnikowi drogę do zaburzonego umysłu mordercy. "Czekam na kolejną część książki trzyma w napięciu".- opinia słuchacza pierwszego tomu "Nieczystość". Katarzyna Kulcak – na co dzień związana z polskim wymiarem sprawiedliwości, zgłębiająca meandry polskiego postepowania cywilnego. Teraz jednak zdecydowała się na realizowanie swojej długoletniej pasji, jaką jest pisanie książek. Kocha książki Stephena Kinga, które zainspirowały ją do tworzenia własnych opowieści. W wolnych chwilach chodzi na spacery, czyta niezliczoną ilość książek oraz zajmuje się swoim ukochanym kotem. Pasjonatka włoskiego jedzenia, miłośniczka gór, wszelkiej grozy, horrorów i kryminałów. Uwielbia się bać, choć ubolewa nad spadkiem jakości produkowanych filmów grozy. Miłośniczka „Koszmaru z ulicy Wiązów” i serii Krzyk.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 357

Rok wydania: 2024

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 59 min

Rok wydania: 2024

Lektor: Katarzyna Kulcak

Oceny
4,7 (20 ocen)
14
6
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Katarzyna Kulcak

Chciwość

Tom 27 Grzechów Głównych

LIND & CO

LIND & CO

@lindcopl

e-mail: [email protected]

Tytuł oryginału:

Chciwość

Tom 2: Siedem Grzechów Głównych

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Wydawnictwa Lind&Co Polska sp. z o o.

Wydanie I, 2024

Projekt okładki: Magdalena Zawadzka, Aureusart

Grafiki na okładce:

HTWE/ shutterstock

PRESSLAB/ shutterstock

houchi/ shutterstock

Copyright © dla tej edycji:

Wydawnictwo Lind&Co Polska sp. z o o, Gdańsk, 2024

ISBN 978-83-67718-58-5

Opracowanie ebooka Katarzyna RekWaterbear Graphics

Dla Taty

Żałuję, że nie ma Cię dziś ze mną

Prolog

Odzyskała przytomność, lecz umysł nie wrócił do pełnej sprawności. Widziała jak przez mgłę. Czuła na sobie dotyk dłoni. Uporczywy i napastliwy. Zobaczyła ich, gdy oczy przyzwyczaiły się do panującego półmroku. Dwóch koło niej. Czterech stało z tyłu. Wiedziała, co będą chcieli zrobić. Czuła na sobie ich wzrok od dawna. Obserwowali ją ukradkiem niczym zwierzynę wystawioną na polowanie.

Choć doskonale znała ich imiona, nie była pewna tego, do jakiego okrucieństwa będą w stanie się posunąć. Ktoś trzymał ją za ręce. Mężczyzna dyszał w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić. W tym samym czasie inny, którego dotychczas nawet zdążyła polubić, znalazł sznur i skrępował jej nogi.

– Kurwa! – krzyknął, przewracając do połowy opróżnioną butelkę, i rzucił się, by ratować resztki trunku. Pociągnął spory łyk. Kiedy ciepło rozeszło się po jego ciele, ponownie złapał za sznur. Wspólnie przywiązali ją do starego łóżka. Oddychała z trudem, walcząc o każdy haust powietrza. Łzy płynące po policzkach rozmazały tusz do rzęs i poznaczyły twarz dziewczyny ciemnymi bruzdami.

Mężczyźni przepełnieni niecierpliwością i ochotą na jak najszybsze zaspokojenie żądzy rozerwali cienką bluzkę kobiety. Zerwali koronkowy stanik, z którego wypłynęły pełne piersi. Napastnik stojący obok niej łapczywie ujął je w dłonie. Zadowolony z widoku, jaki miał przed sobą, zapamiętale zaczął ssać sutki. Mlaskał przy tym obleśnie, pozwalając, aby lepka ślina spłynęła na ciało dziewczyny. Drugi z nich zwolnił nieco uścisk, rozpinając spodnie. Gotowy, by wziąć to, co w jego ocenie mu się należało.

Pozostali czekali.

Otworzyła oczy i zobaczyła nabrzmiały członek. Mężczyzna splunął na dłoń i nawilżył go śliną. Klęknął nad nią w rozkroku i przysunął go do jej ust.

– Bierz! – rozkazał, łapiąc ją za głowę.

Chciała, aby koszmar się skończył. Spojrzała w oczy oprawcy i rozchyliła usta. Mężczyzna włożył w nie całe przyrodzenie i zaczął się rytmicznie poruszać. Do uszu dziewczyny dotarły narastające jęki. Mężczyzna przyspieszył intensywność ruchów. Po kilkunastu sekundach gęsta sperma wypełniła usta kobiety, a napastnik opadł na materac, oddychając ciężko.

– Chłopie, ty już? – drugi z mężczyzn zaśmiał się nieznacznie. Wypuścił pierś, która opadła z cichym plaśnięciem.

Dziewczyna wykorzystując chwilę nieuwagi, zaczęła wypluwać to, co miała w ustach. Zanim jednak zdążyła się wszystkiego pozbyć, mężczyzna złapał ją za włosy i uderzył głową o ramę łóżka.

– Połykaj to, głupia dziwko! – wycharczał z furią.

Posłusznie przełknęła pozostałości spermy. Przekręcił jej głowę i nakazał zlizać wszystko, co zdążyła wypluć.

– Ani mi się waż zrzygać! Nie będę po tobie sprzątał! – splunął. – Wszystkie jesteście takie same! – krzyczał. – Głupie suki! – Wziął zamach i kopnął ją w brzuch. Skuliła się.

– Kto pierwszy? – zapytał, zerkając na pozostałych mężczyzn. Stali w cieniu, posłusznie obserwując to, co działo się na ich oczach. Nagie ciała lśniły od potu. Oczy mieli przeszklone od alkoholu.

– Ty zaczynaj – zaproponował chudszy. – Muszę chwilę odetchnąć. Nie mogłem się powstrzymać – zaśmiał się szyderczo, oblizując wąskie wargi. Wyciągnął rękę i złapał dziewczynę za pośladki. – Zobacz jakie ma ciało! – Ścisnął mocniej, na co krzyknęła przerażona. – Aż czeka, aby ją pożądanie zerżnąć! Z bliska jesteś jeszcze słodsza. – Przejechał językiem po ustach dziewczyny, po czym wymierzył jej policzek.

Głowa dziewczyny odskoczyła na bok, a łzy popłynęły z oczu. Zobaczyła na ich twarzach wyraz satysfakcji. Ciemnooki mężczyzna brutalnie ściągnął jej spodnie, rozszarpując przy tym bieliznę.

– Proszę – wyszeptała. – Jestem dziewicą.

Mężczyźni spojrzeli po sobie.

– Słyszałeś to? – zapytał pierwszy, stojąc nad nią. – Sądząc po tym, jaką masz ładną buźkę i jak dobrze połykasz, niejeden musiał w tobie zamoczyć! Dobre sobie! – zaśmiał się głośno, rozmasowując krocze.

Pozostali wydali z siebie pomruki zadowolenia.

– Proszę, nie róbcie tego! – Ciałem dziewczyny wstrząsnął szloch.

– Przestań ryczeć!

Nie czekając na dalsze prośby i błagania o wolność, brutalnie rozchylił nogi dziewczyny. Zbliżył twarz do młodego ciała i głęboko zaciągnął się zapachem. Wyciągnął rękę i dotknął ją między nogami.

– Chodźcie – polecił. – Zobaczcie! – Pokazał wilgotną rękę. – Suka jest podniecona!

Jeden z mężczyzn stojących z tyłu zbliżył się do dziewczyny i z impetem wbił się w nią językiem. Poczuł na języku jej soki i o mało nie dostał orgazmu.

– Smakujesz wybornie – wyszeptał tuż przy jej uchu.

Mężczyzna głęboko się w niej zanurzył. Początkowy ból w podbrzuszu przerodził się w mrowienie. Nie przestawał się poruszać. W głowie dziewczyny narastał szum, słyszała przyspieszone bicie serca. Oddychała spazmatycznie. Ciało przygotowało się do spełnienia. Krzyknęła głośno. Przeżywszy pierwszy w życiu orgazm, oczy miała pełne łez.

Płakała. Chciała zmyć z siebie cały brud, jaki ją oblepił. Na nic zdawały się krzyki i wołania o pomoc. Zakrwawiona i pobita prosiła Boga, by zakończył to, co ją spotkało.

Rozdział 1

Eliza Falkowska poczuła wibrowanie telefonu. Zerknęła na zegarek. Dochodziła szósta rano. Przetarła zmęczone oczy. Marzyła o tym, żeby napić się kawy. Choć kochała swoją pracę, w ciągu ostatniego czasu musiała zrobić od niej przerwę. Rehabilitacja i powrót do sprawności nadal nie zostały w pełni zakończone. Codziennie odczuwała ból podczas zginania palców dłoni. Na skutek uszkodzenia nerwów nie mogła w pełni wyprostować palca serdecznego, który nieustannie pozostawał przykurczony. W miejscu, w którym kość przebiła skórę, pozostały blizny, mające znaczyć ciało Elizy na zawsze.

Mimo upływu czasu nie mogła sobie poradzić z napadami lęku i paniką, jaka ogarniała ją na myśl o Włodku Lindtke i jego córce Anastazji. Dziewczynie, która do tej pory nie została odnaleziona. W snach wielokrotnie widziała przed sobą bezwładne ciało Zofii Kaczmarek, której nie zdołała uratować. Westchnęła ciężko, odpędzając od siebie obrazy sprzed roku. Potrzebowała uciec od życia i błędnych decyzji, które podjęła w pośpiechu i pod wpływem emocji.

Odwracając się od pacjentki, uspokojona jej miarowym oddechem, Eliza wyjęła telefon. Mama? – pomyślała, patrząc na wyświetlacz urządzenia.

Myśląc o Teresie Niesielskiej, poczuła ciarki na całym ciele. Lodowaty dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa i rozlał się w zakamarkach umysłu. Była pewna, że stało się coś złego. Po wczorajszym wieczorze czuła niepokój i bała się tego, co mogła za chwilę usłyszeć.

– Co się stało, że dzwonisz? – zapytała zdezorientowana. – Mamo? – ponowiła, słysząc wyłącznie ciszę. – Dlaczego się nie odzywasz?

Odsunęła telefon od ucha, sprawdzając, czy połączenie nie zostało przerwane. Nagle usłyszała w słuchawce głos, który od zawsze kojarzył się lekarce z obojętnością.

– Ojciec się powiesił – rzuciła Niesielska.

Zanim zdołała zadać kolejne pytania czy chociażby utwierdzić się w przekonaniu, że nie jest to makabryczny żart, Teresa się rozłączyła. Stała na środku korytarza i czuła, jak w oczach wzbierają jej łzy. Niewiele myśląc, wybrała numer do Pawła, by upewnić się, czy matka powiedziała prawdę. Z bijącym sercem czekała, aż odbierze.

– Halo – padło z drugiej strony.

– Paweł, dzwoniła matka – wykrzyczała, niemal krztusząc się łzami. – Mówiła, że ojciec się powiesił. Co z tatą? To prawda? – wyrzuciła z siebie.

– Do mnie też zadzwoniła – odparł. – Parkuję właśnie pod bramą, oddzwonię do ciebie.

W tle rozległ się dźwięk zamykanych drzwi. Mężczyzna ruszył w stronę domu,

– Dobrze, ale szybko.

Rozłączyła połączenie i pobiegła do gabinetu. Siadając za biurkiem, ukryła twarz w dłoniach i w pełni się rozpłakała. Oczekiwanie na wiadomość o stanie ojca ciągnęło się w nieskończoność. Nie mogąc dłużej znieść niepewności, zadzwoniła do matki. Ta jednak, mimo kilkunastu prób, nie odbierała. Ponownie wybrała numer brata.

– Eliza, o co ci kurwa chodzi?! – krzyczał. – Ojciec nie żyje! Daj mi, kurwa, spokój!

Niesielski bez słowa się rozłączył, a Eliza poczuła, jak świat nagle runął. Nie potrafiła dłużej się hamować, a jej ciałem ponownie wstrząsnął szloch. Czas płynął nieubłaganie, a otępiała z bólu Falkowska nie potrafiła zebrać się w sobie, by zrobić cokolwiek. Z marazmu wyrwało ją natarczywe pukanie do drzwi.

– Mam kilka pytań o nową pacjentkę, pomożesz mi? – Edyta Mikołajczyk weszła do pokoju lekarskiego. – Eliza, co się stało? Czemu płaczesz? – pulchna blondynka zasypała Falkowską pytaniami.

– Mój tata nie żyje – wyszeptała. Ukryła twarz w dłoniach. Wciągała głośno powietrze, aż dostała czkawki. Mikołajczyk przytuliła lekarkę, głaszcząc jednocześnie jej plecy.

– Wypłacz się. Zobaczysz, że wtedy będzie lepiej – zapewniła.

Po kilkunastu minutach poczuła, że ciało Elizy się odprężyło, i delikatnie się odsunęła. Popatrzyła w jej oczy, próbując ocenić, na ile doszła do siebie.

– Dasz radę jechać? Zawieźć cię? – zaproponowała.

– Tak, dam – odparła. – Dziękuję, że tu przy mnie byłaś.

Eliza wyciągnęła rękaw bluzki i wytarła mokre policzki, nie przejmując się smugami tuszu, jakie pozostawiła na ubraniu.

– Zawsze możesz na mnie liczyć. Powtarzałam ci to wielokrotnie.

– Wiem, pamiętam, Edi. Wiesz też, że nie chciałam nigdy nadużywać twojej pomocy. – Uśmiechnęła się blado.

– Ale przyjaciele od tego są – przerwała jej Edyta. – Ile masz tam kilometrów?

– Około trzydziestu pięciu – odparła.

Po wydarzeniach sprzed ponad roku rodzina Falkowskiej podjęła decyzję o sprzedaży domu w Dłużniewie. Kazimierz tłumaczył to tym, że jest zmęczony pracą na dwa etaty i potrzebna jest mu zmiana. Jakże ogromne było zdziwienie Elizy, gdy po powrocie ze szpitala ojciec zapukał do drzwi, informując o zmianach i o tym, że rozpoczął prowadzenie własnej firmy.

– To tym bardziej powinnaś ruszać. Jesteś pewna, że sobie poradzisz? – Mikołajczyk przerwała wspomnienia Elizy krążące wokół ojca.

– Tak – rzuciła. – Chociaż przyznam, że się boję. – Sięgnęła po torebkę. – Nie wiem, co mnie czeka na miejscu.

– Co mówiła mama? A brat? – Edyta wyglądała na zmartwioną. – Na pewno zareagowali bardzo emocjonalnie, ale pamiętaj, że to twój tata. I trzeba się dowiedzieć, co się stało.

– Masz rację, zadzwonię do Darka i powiem mu, że muszę wyjść.

– Jasne, gdybyś czegoś ode mnie potrzebowała, to pisz i dzwoń. Dobrze? – Edyta uścisnęła delikatnie dłoń Falkowskiej.

– Dobrze, dziękuję.

Edyta jeszcze raz przytuliła przyjaciółkę i opuściła biuro. Eliza zadzwoniła do ordynatora oddziału psychiatrycznego. Tęskniła za Henrykiem, poprzednim przełożonym, ale Pietrzak padł ofiarą Włodka Lindtkego, który zamordował go w wyjątkowo brutalnych okolicznościach.

– Halo, pani Elizo, coś się stało? – Głos ordynatora przepełniała radość.

Darek Makowski był jednym z najlepszych lekarzy, z jakimi Eliza pracowała. Miał otwarty, pełen pomysłów umysł. Dzięki niemu sochaczewski oddział psychiatryczny w krótkim czasie stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce, a kolejki na zapisy sięgały kilku miesięcy naprzód. Nagłe przypadki nie były jednak nigdy bagatelizowane i każdy, kto potrzebował pomocy, otrzymywał ją.

– Panie Darku… – Eliza nabrała głęboko powietrza.

Makowski nie potrafił ukryć zakłopotania, słysząc barwę głosu pracownicy.

– Eliza, co się stało? – dopytywał, płynnie przechodząc na ty.

– Darek, mój tata nie żyje – wyrzuciła z siebie.

Ściągnęła okulary i przetarła oczy wierzchem dłoni. Pomiędzy napadami płaczu zdołała jeszcze wyksztusić, że musi wyjść z pracy.

– Nie przejmuj się tym. Zaraz przyjadę i wszystkim się zajmę.

– Dziękuję i przepraszam. Wiem, że przyjęliśmy na oddział bardzo trudną pacjentkę, która wymaga pomocy, ale ja nie dam rady. – Eliza znowu się rozpłakała. – Zawiodłam.

– Eliza, jedź do domu – polecił. – Nie martw się niczym. W takich sytuacjach rodzina jest najważniejsza.

Po rozłączeniu nadal wpatrywała się w ekran komputera. Wzięła kilka głębokich wdechów. Poczuła się pewniej, opuściła gabinet i udała się do wyjścia.

* * *

Prokurator Marcin Chojnacki nie lubił rozpoczynać pracy o świcie. Owszem, kochał to, co robił, a w pracy znalazł wybawienie, lecz najbardziej doskwierało mu wstawanie o nieludzkich godzinach. Od czasu rozwodu z Aliną praca pomagała mu oderwać się od codzienności i dzięki niej zapominał o problemach w życiu osobistym.

W pogoni za marzeniami zrujnował życie towarzyskie, później małżeńskie, a jak się też okazało, i ojciec z niego żaden. Nie potrafił sobie wybaczyć, że na skutek własnych zaniedbań doszło do porwania jego córki. Szczęśliwie Hannę udało się odnaleźć, a dzięki podjętemu leczeniu dziewczynka powoli dochodziła do siebie i coraz rzadziej budziła się w nocy przestraszona koszmarami. Nie chciał wracać do domu, nie miał do kogo. Zdarzały mu się przelotne romanse, ale od rozwodu dla nikogo nie stracił głowy, a żadna kobieta nie zagościła w jego życiu na dłużej. Poza aplikantką Małgorzatą, która zerwała z nim wszelki kontakt. Początkowo czuł się zawiedziony, jednak szybko wrócił do starych nawyków.

Kochał pracować w prokuraturze, bo właśnie tu odnalazł swoje miejsce. W pracy czuł się szanowany i tylko tu miał władzę. Niektórzy z jego przeciwników nazywali go „tępym chujem”, myśląc, że o tym nie wie. Mylili się. Chojnacki miał oczy i uszy szeroko otwarte, a ten, kto chciał mówić, zawsze znajdował do niego drogę. Mówili też o nim, że jest śliski i trzeba na niego uważać. Marcin doskonale wiedział, jak zyskać pogłos. Opinia na jego temat była niejednoznaczna, ale on sam nie miał sobie nic do zarzucenia. Był człowiekiem, który nigdy nie sprzeniewierzył się przyjętym zasadom. Nie sprzedał się ani nie przyjął łapówki.

Od godziny szóstej siedział przy swoim biurku, pijąc kawę. Od czasów studiów wyznawał zasadę, że bez kawy dzień to dzień stracony. I nigdy, przenigdy nie wypijał mniej niż trzy filiżanki dziennie. Delektując się zapachem, spojrzał na liczbę papierów piętrzących się na biurku. Pilniejsze sprawy musiał przekazać asystentce. Czekała go praca w terenie i oględziny. Będąc w domu, jeszcze w stanie upojenia alkoholowego, odebrał telefon informujący, że czekała na niego para wisielców.

Odstawił pustą filiżankę i naciągnął płaszcz. Spojrzał na obicie w lustrze, poprawił krawat i zadowolony opuścił gabinet. Z całych sił starał się ukryć to, że trzy godziny temu kończył butelkę wódki, a zapach alkoholu, podobnie jak opinia alkoholika, były nieodłącznym elementem jego osoby.

* * *

Kolejną noc spędził w pokoju na poszukiwaniu wiadomości na temat Anastazji. Nie mógł uwierzyć w to, że siostrzenica dała się omotać ojcu, z którym dotychczas nie miała kontaktu. Czechowska zostawiła przybraną rodzinę w Niemczech i z pomocą Włodka przedostała się na teren Polski. Po wydarzeniach w Żukowie, gdy wszyscy rzucili się na ratunek Elizie, ona jedyna zdołała uciec.

Komisarz Gabriel Skonieczny był pewien, że Lindtke przygotował plan awaryjny. Nie wyobrażał sobie, że naraziłby świeżo odnalezioną córkę na niebezpieczeństwo. Poza tym chciał przekazać jej misję, do której w jego ocenie został powołany. Anastazja miała zostać nowym mesjaszem, Bogiem i wybawcą dusz. Gdyby nie działanie Gabriela i komendanta Szafrańskiego, plan mógł się udać, a kolejne dziewczyny w Sochaczewie mogły stracić życie. Lindtke niejednokrotnie pokazał, że był przebiegły. Osiągnął mistrzostwo w myleniu śladów i zachowaniu pozorów. Anastazja gdzieś tam była, a poszukiwania Gabriela nie przynosiły rezultatów. Nie potrafił sobie tego wybaczyć. Wyrzuty sumienia nie pozwalały mu spokojnie zasnąć.

Zrezygnowany zamknął okno przeglądarki i wyłączył komputer. Wypił ostatni łyk whisky, chociaż za oknem budził się nowy dzień.

Czuł, że zawiódł, i uczucie to nie pozwalało mu racjonalnie myśleć. Kładł się i budził z poczuciem winy i obezwładniającej klęski. Patrzył w lustro i nie poznawał człowieka, którym się stał. Bardzo schudł. Zapadnięte policzki, cienie pod oczami i kilkudniowy zarost świadczyły o tym, że przestał o siebie dbać. Pomimo tego nie stracił powodzenia u płci przeciwnej.

Spojrzał na kobietę leżącą w łóżku. Nie pytał o imię i nie chciał go poznać. Była kolejną z bezimiennych twarzy. Kobiety, które w ostatnich tygodniach przewijały się przez jego łóżko, były niczym morski przypływ. Gdy pojawiała się jedna, druga znikała. Próbował wypełnić pustkę, jaką odczuwał po odwróceniu się od niego Elizy. Żadna z nich nie potrafiła dać mu tego, co czuł, gdy był obok niej.

Myślał, że Eliza czuła podobnie. Łudził się tym i robił wszystko, aby się do niej zbliżyć. Po wyjściu ze szpitala Falkowska skryła się w sobie. Robiła uniki i przestała odpowiadać na telefony. Z randki wyszły nici. Gabriel odwiedził Elizę kilkukrotnie w szpitalu, lecz za każdym razem odprawiała go z kwitkiem. Jakby wraz z upływem kolejnych dni docierało do niej, co się stało. Chyba postanowiła oddalić się od wszystkich. Nie chciał, by została sama. Chciał pomóc. Nie mógł ocalić Falkowskiej, jeśli ona sama spisała zarówno siebie, jak i ich na straty.

Wiedział, że zablokowała numer. Nie odpowiedziała na żadną z wysłanych wiadomości. Nie odpuścił nawet wtedy, gdy Eliza zaczęła spotykać się z Dominikiem. Nie odpuścił, gdy wzięli szybki ślub, i nie odpuścił, gdy dowiedział się, że Eliza bardzo szybko znalazła sobie kochanka. Wszystkie sprzeczności w jej zachowaniu w sercu Gabriela znajdowały usprawiedliwienie. Przekonywał siebie, że wydarzenia sprzed roku odcisnęły na niej piętno i nie mogła znaleźć drogi, by się na nowo poskładać. Dlatego on chciał to zrobić. Nurtowało go, co tak naprawdę stało się w przeszłości Falkowskiej i dlaczego twierdziła, że kogoś zabiła. Podczas rozmów próbował poruszyć ten temat, ale Eliza nie odpowiadała. Nie był pewien, czy faktycznie się przyznała, czy też wszystko to mu się przywidziało. Falkowska pełna była sprzeczności, nie wiedział, co stanowiło prawdę, a co fikcję. Próbował zaprzeczać i wielokrotnie beształ się w myślach za to, co czuł. Nie mógł bowiem nic poradzić na to, że pokochał ją od chwili, gdy na niego spojrzała.

– Jebać to – skwitował, kierując się w stronę łóżka.

Musiał złapać chociaż godzinę snu, bo był pewien, że inaczej nie będzie mógł funkcjonować. Alkohol krążył w żyłach. Gabriel, znając swój organizm, wiedział, że nawet krótka drzemka sprawi, że będzie jak nowo narodzony.

Zgrabna brunetka przeciągnęła się leniwie. Objęła go, czując, że znalazł się obok. Skonieczny mimowolnie się wzdrygnął. Seks był czymś innym. Czułości miał w dupie. Odsunął rękę kochanki, zajmując miejsce przy krawędzi łóżka. Słyszał spokojny oddech kobiety, który powodował, że oczy zaczęły mu się zamykać. Nagle ciszę przerwał dzwonek telefonu. O.S.T.R. zaczął rapować o tym, jak nie lubi poniedziałków, a on sam poczuł, że jego też będzie do niczego. Kontrolnie spojrzał na wyświetlacz telefonu i przeciągnął zieloną słuchawkę.

– Komendancie – powiedział.

– Dzień dobry, komisarzu – w słuchawce rozległ się zdenerwowany głos komendanta Szafrańskiego.

– Komendant wie, że jestem na urlopie.

Mężczyzna odchrząknął nieznacznie.

– No niby tak, ale mamy problem – powiedział.

– Mamy? – Gabriel z niedowierzaniem pokręcił głową. – Chyba wy macie. Nie ja. Ja odpierdalam zaległy urlop.

– Chyba mnie nie zrozumiałeś, chłopcze. – Głos komendanta stał się poważny. – Skoro mówię, że mamy problem, to znaczy, że, kurwa, mamy problem. Nie ja mam, ale my. Ja i ty, i cały ten pierdolony majdan.

– Szefie, cholera, zlituj się. Miałem wziąć matkę na urlop. Obiecałem.

– Żadne zlituj. – Szafrański się zaperzył. – Ubieraj się i zapierdalaj na Saneczkową, jakby się paliło. Odwołuję urlop. A jeśli chodzi o twoją matkę, to dostaniesz wolne w innym terminie. To ci mogę obiecać.

– Gdzie mam być? – Skonieczny podniósł głowę, ale helikopter w głowie kazał mu się położyć.

– Na Saneczkową. Nie słyszysz? Może czas do laryngologa?

– Taa, kurwa… lecę. Gdzie to w ogóle jest? To jeszcze w Sochaczewie?

– Sam się zdziwiłem, ale tak. Prokurator Chojnacki i komisarz Iwańska niedługo będą na miejscu.

– Jeszcze ona jest mi potrzebna do tego całego pierdolnika – warknął Gabriel. – Naprawdę musiał pan ją przydzielić do sprawy?

W słuchawce zdało się słyszeć ciche westchnięcie.

– Skonieczny, gdyby to ode mnie zależało, wyjebałbym ją w kosmos. Tak jak ty nie lubię Iwańskiej, jest niczym wrzód na dupie. Myślę, że razem z prokurator Lisiecką są siebie warte. Jedna bardziej wredna od drugiej. Dobra, Gabriel, koniec tych uprzejmości. Zapierdalaj do mnie.

– To co się odjebało, szefie? – zapytał zrezygnowany.

– Będziesz na miejscu, to się dowiesz – rzucił i zakończył połączenie.

Kobieta leżąca koło Gabriela obudziła się i zaczęła krążyć ręką wzdłuż linii jego kręgosłupa. Wzdrygnął się. Wstał, zostawiając ją zdumioną i samą. Zignorował zawroty głowy i zaczął wciągać dżinsy i spraną koszulkę z logo zespołu Metallica. Nieodzowny element ubioru.

Ten tydzień wyjątkowo źle się rozpoczął. Zamiast odpoczynku z własną matką, który obiecywał jej od kilku miesięcy, czekało go cholera wie co. Spojrzał w stronę łóżka. Kobieta wpatrywała się w niego intensywnie.

– Dobra, wypierdalaj! – Rzucił ubranie na łóżko. – Mam robotę.

* * *

Dominik Zieja leżał w łóżku. Nie miał ochoty wstawać do pracy. Dochodziła szósta trzydzieści, a on niespokojnie przekręcał się z boku na bok. Myśli mężczyzny wędrowały w stronę żony i uporczywie nie dawały mu odetchnąć.

Rozmyślał o Elizie i czuł, że pomiędzy nimi ostatnio nie układało się najlepiej. Zaledwie osiem miesięcy stanowili parę, z czego pięć jako małżonkowie. Eliza nie zmieniła nazwiska, podkreślała bowiem, że przypominało o przeszłości, która ją ukształtowała. Szanował to. W tym krótkim czasie mieli wzloty i upadki, ale mimo wszystko cały czas ją kochał. Żona. Idealna, właściwa i taka nieszczęśliwa. Kochał ją, pomimo jej natręctw, wad i pracoholizmu. Rozumiał, czemu rzadko bywała w domu, a szpital stanowił dla niej wszystko.

Po szybkim ślubie Eliza spakowała część dobytku i przeprowadziła się do męża w podwarszawskim Legionowie. Dom na ulicy Diamentowej mieszczącej się na obrzeżach Sochaczewa, który kupiła jeszcze przed spotkaniem Dominika, stanowił obecnie bazę wypadową dla Elizy, która zostawała w nim po ciężkich dyżurach, chcąc zaoszczędzić sobie czas na powrót. Przede wszystkim jednak obydwoje bali się o to, aby zmęczona nie zasnęła za kierownicą i nie spowodowała wypadku.

Z rozmyślań wyrwał go dźwięk telefonu. Eliza. Tylko na oznaczenie połączenia od niej miał ustawioną w telefonie piosenkę November Rain grupy Guns N’ Roses. Obydwoje uwielbiali ten kawałek.

– Cześć, kochanie, co się stało, że tak wcześnie dzwonisz? – odebrał zadowolony.

Cieszył się, że Eliza zadzwoniła. Od kilku dni była zajęta i nie przyjeżdżała, pracując po godzinach. Bardzo chciał do niej pojechać, ale wzbraniała się, mówiąc, że potrzebuje czasu dla siebie. Starał się to zrozumieć, chociaż tęsknił niewypowiedzianie mocno. Marzył o tym, by wieczorem położyła się koło niego i by mógł ją przytulić, przysunąć do siebie i pocałować. Kochał czuć ciepło żony obok i zapach jej ciała. Nie znosił, gdy była daleko, nie cierpiał życia bez niej.

– Dominik! Słyszysz mnie? – powtórzyła. – Mówiłam, że tata nie żyje! – W słuchawce rozległ się histeryczny płacz.

– Co ty mówisz, Eliza? Jak to nie żyje? Co się stało?

Dominik się rozbudził. Usiadł na łóżku, nie mogąc uwierzyć w rewelacje, jakie usłyszał na temat o teścia.

– Nie wiem, Dominik! – Eliza niemal krzyczała. – Kilkanaście minut temu zadzwoniła matka. Nic więcej nie powiedziała poza tym, że tata się powiesił! Rozumiesz? Nie wiem, co tam się stało. Zadzwoniłam na policję, to jeszcze mnie zapytali, czy ma przyjechać straż pożarna i czy tatę trzeba będzie odcinać? Jak ja nawet nie wiedziałam, jak to się stało!

Dominikowi ze zdenerwowania zaczęły trząść się ręce. Był świadom, że Eliza i Kazimierz mają bardzo specyficzne relacje i nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego rodzina tak bardzo ją wykorzystywała. Eliza wielokrotnie miała problemy w relacjach z rodzicami, którzy dla brata potrafili poświęcić całe życie, a ona była zdana na siebie. Nawet ostatnio wystąpiły zgrzyty między Elizą a ojcem, lecz Dominik nie chciał wnikać w szczegóły sprzeczki.

– Boże, tak bardzo mi przykro. Naprawdę. Przyjechać po ciebie? Dasz radę jechać?

– Nie, Dominik, jeszcze nie przyjeżdżaj. Na razie pojadę tam sama, zobaczę, co się dzieje, i dam znać. Dobrze? – Pociągnęła nosem, a Dominikowi zrobiło się żal żony.

– Pewnie, skarbie. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to zadzwoń. Przywiozę ci wszystko, co niezbędne. Nie jest tam przecież tak daleko. Zależy mi na tobie i chcę pomóc.

Dominik poczuł, że teraz żona powinna czuć jeszcze większe wsparcie. Ostatnio bała się o wiele bardziej niż zwykle, że ojciec mógł posunąć się do radyklanych rozwiązań, gdyby nie spełniła jego próśb.

– Dziękuję. Najwyżej kupię sobie jakieś rzeczy na miejscu.

– Eliza, kocham cię. Pamiętaj.

– Jasne.

Rozłączyła się, a Dominik poczuł pustkę i niepokój. Nie umknęło mu, że Eliza nie odpowiedziała na zapewnienia o miłości, lecz zrzucił to na karb zdenerwowania. Czuł, że Kazimierz mógł coś takiego zrobić, tym bardziej że ostatnio relacje pomiędzy Elizą a ojcem nie należały do najlepszych. I te wydarzenia sprzed tygodnia. Tak, wszystko do tego prowadziło – pomyślał. Lubił Kazimierza. Szkoda, że rodzina tego nie doceniała. Zieja zrozumiał, że wszystko od dziś będzie inne. Żona również.

* * *

– Odbierz wreszcie! – Falkowska krzyczała do słuchawki, potrzebując rozładować emocje. – Odbierz ten cholerny telefon!

– Halo. – Usłyszała zaspany głos Karola Wójcika.

Cała złość nagle odeszła w niepamięć. Tak bardzo tęskniła, mimo że od momentu, gdy wyszła z mieszkania Wójcika, minęło zaledwie pięć godzin.

Eliza wiele razy próbowała zerwać z przeszłością i destrukcyjnymi nawykami. Pewnego wieczoru, gdy posprzeczała się z Dominikiem, weszła na jeden z portali internetowych i wybrała pokój do rozmowy. Padło na Karola. Tak naprawdę nie planowała wtedy nikogo poznawać. Nie chciała tego. Potrzebowała wyłącznie niezobowiązującej rozmowy. Na swoje nieszczęście Karol zachowywał się idealnie. Od wymiany kilku pierwszych słów Eliza czuła, jakby znali się od lat.

Tak też nawiązała romans, który nie powinien się przydarzyć. Przeplatany cierpieniem, rozkoszą, tęsknotą i miłością.

– Karol – rozpłakała się, pociągając kilka razy nosem.

– Skarbie, co się dzieje? Czemu płaczesz? – Wójcik się niepokoił. – Mów do mnie, proszę. – Troska w głosie kochanka opatulała ją miękkim kokonem bezpieczeństwa.

Dał Elizie chwilę, by doszła do siebie. Rozumiał ją doskonale i w sytuacjach stresujących czekał cierpliwie. Obecnością dawał poczucie, że jest tuż obok. Nigdy nie był względem Elizy nachalny czy roszczeniowy. Kochał ją bezgranicznie, pomimo że sytuacja życiowa Falkowskiej nie była prosta.

– Tata nie żyje! – Ponownie nie potrafiła powstrzymać łez i fala bólu przetoczyła się przez nią. – Nie żyje. Rozumiesz? Odebrał sobie życie! To moja wina! – Nie panowała nad sobą.

W słuchawce rozległo się zawodzenie Elizy. Karolowi przypominało ryk rannego zwierzęcia. Jego ukochana cierpiała, a on nie mógł zrobić nic, by uśmierzyć ból.

– Ciiiiichutko, kochanie – wyszeptał głębokim basem. – Eliza, uspokój się, proszę. Jestem tu. Bardzo cię kocham. Niezmiennie.

Powoli zaczęła cichnąć. Dał jej jeszcze chwilę, nim odezwał się ponownie:

– Elizka, skarbie. Powiedz mi, proszę, co się stało.

– Karol, kurwa! – Brzmiała histerycznie.

Nie znosił, gdy przeklinała. Rzucanie wulgaryzmami nie pasowało do Elizy. Zacisnął jednak zęby i słuchał dalej.

– Przed chwilą zadzwoniła matka. Sam wiesz, jaka ona jest. Zimna suka niepotrafiąca okazać jakichkolwiek emocji. Powiedziała, że ojciec się powiesił, i się rozłączyła.

– Jak się powiesił? Nie rozumiem? W domu? Czy gdzie? To prawda? A co na to Paweł? Dzwoniłaś do niego? – Karol zasypał Elizę pytaniami.

– Pewnie, że dzwoniłam. Powiedział to samo, co matka, i się rozłączył. – Znowu się rozpłakała. – Boże, Karol. To wszystko moja wina. Gdybym zrobiła to, co chciał, może nadal by żył.

– Tego nie wiesz. Strasznie mi przykro. Naprawdę. – Westchnął. – Przyjechać po ciebie i zawieźć cię do matki?

– Nie – odparła. – Przyjadę po walizkę. Spakuj moje najpotrzebniejsze rzeczy i kosmetyki. Będę za godzinę.

Karol starał się ukryć zdziwienie, że Eliza najpierw chciała przyjechać po rzeczy. Nie rozumiał, co chciała tym osiągnąć. Gdyby on był na miejscu Falkowskiej, pędziłby do domu, żeby usłyszeć wyjaśnienia. Eliza nie zawsze postępowała racjonalnie. Była nieprzewidywalna i za to ją kochał.

– Jasne. Jesteś pewna, że dasz radę prowadzić? – zapytał. – Wiem, że twoje stosunki z ojcem nie były idealne, zwłaszcza ostatnio, ale to w końcu twój ojciec.

– Karol, nie chcę teraz o tym rozmawiać, przygotuj moje rzeczy.

– Pewnie, jeśli tego właśnie chcesz. Kocham cię, wiesz?

– Też cię kocham. Zadzwonię, gdy będę pod Warszawą.

To wszystko moja wina! Nie mogła opędzić się od tej przerażających myśli. Ciągle miała obraz ojca przed oczami. Wyraz rezygnacji i zawodu na twarzy, gdy widzieli się ostatni raz.

– Tato, dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytała.

W głowie Falkowskiej nadal rozbrzmiewały wypowiedziane słowa. Otarła łzy wierzchem dłoni, gdy dotarło do niej, że nigdy nie uzyska odpowiedzi na swoje pytania. Wyjeżdżając na trasę w kierunku Warszawy, przyspieszyła. Miała nadzieję, że załatwi wszystko, a ojciec jeszcze będzie w domu. Ostatnio w życiu Falkowskiej przeważały momenty, gdy nienawidziła go za wszystko, co ją spotykało. Nie mogła jednak pominąć tego, że był jej ojcem. Musiała się pożegnać.

* * *

Karol Wójcik wstał z łóżka. Przetarł oczy i założył okulary. Wraz z wiekiem coraz gorzej widział. Cały czas pracował przy komputerze i taki rodzaj pracy z pewnością mu nie pomagał. Pomyślał, że będzie musiał pójść na badanie do okulisty.

– Karol! O czym ty myślisz? Miałeś szykować rzeczy dla Elizy! – wypowiadając słowa na głos, uświadomił sobie, jak idiotycznie zabrzmiały. Zaczynam mówić sam do siebie, pomyślał, to nie wróży dobrze.

Wstawił wodę na kawę i wyciągnął walizkę. Walizkę, która była nieodłącznym atrybutem Elizy. Nie było tygodnia, żeby z nią nie przyjeżdżała. Przyjazd i powrót. I tak od prawie czterech miesięcy. Karol nie wiedział, kiedy dał się w to wszystko wplątać. Nie tak to miało wyglądać! Nie tak!

Stanął przed wspólnym zdjęciem i poczuł łzy cisnące się pod powiekami. Nie wierzył, że Kazimierz nie żyje. To nie mogła być prawda. A jeżeli była, to wiedział, że od dziś zmieni się wszystko. Eliza nigdy nie będzie taka sama. Miał żal do siebie, że wyszedł z kolegami na piwo. Eliza napisała mu SMS-a, że rozmawiała z ojcem i że znowu mają problemy. Odczytał wiadomość, ale nawet nie odpisał. Zbyt dobrze się bawił, żeby zawracać sobie głowę ojcem Elizy. Teraz nie potrafił pogodzić się ze swoją bezmyślnością. Wyrzucał sobie, że powinien być z nią w mieszkaniu, a nie łazić nocą po mieście. Tym bardziej że tak rano wstawała do pracy.

Miał się nią opiekować. Czuł, że zawiódł na całej linii. Mimo dobiegającego z kuchni rytmicznego gwizdania czajnika nie potrafił oderwać wzroku od zdjęcia. W końcu nie mogąc znieść hałasu, ruszył do niewielkiego aneksu kuchennego. Wyłączył gaz. Nasypał dwie łyżeczki kawy i zaparzył ją sobie w ulubionym kubku Elizy. Musiał to zrobić, by choć na chwilę poczuć, że jest bliżej niej. Nawet jeśli miało to być trzymanie w dłoniach tego samego naczynia. Spojrzał na zegarek, który podarowała mu na urodziny. Choć uwielbiał go nosić, bo zawsze mu przypominał o łączącym ich uczuciu, teraz miał ochotę go wyrzucić, mając nadzieję, że tak uda mu się cofnąć czas.

Spojrzał w głąb szafy, którą wspólnie dzielili. Delikatnie dotknął wiszących w niej sukienek. Najbardziej lubił ją w tej w kwiatki, wyglądała wtedy tak promiennie, a za każdym razem, gdy się uśmiechała, kradła na nowo jego serce.

Tak bardzo ją kochał.

Powoli i metodycznie zaczął układać ubrania. Tak jak lubiła. Przy Elizie nauczył się, że utrzymanie porządku nie jest wcale takie złe. A w tym małym wynajmowanym mieszkanku wręcz nawet wychodzi mu to na dobre. Z ciężkim sercem zamknął walizkę i czuł, jak właśnie pękło mu serce. Nie wiedział dlaczego, ale był przekonany, że ich dzisiejsze spotkanie może być ostatnie. Nie miał pojęcia, jak przebiegną kolejne dni i jak bardzo Eliza będzie zdruzgotana śmiercią ojca. Przede wszystkim nie umiał przewidzieć, jak bardzo mąż Elizy będzie dążył do tego, by znowu stanąć u boku żony. Po raz pierwszy zaczął się bać.

Rozdział 2

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Epilog

Od Autorki