Danielle - Joanna Chwistek - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Danielle ebook i audiobook

Joanna Chwistek

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

68 osób interesuje się tą książką

Opis

Danielle Sampras, młoda agentka nieruchomości, bardzo długo pracowała na swoją pozycję na rynku. Posiadanie własnego biura w dobrej dzielnicy Seattle kosztowało ją wiele wyrzeczeń i trudu. Jednak dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, że nie jest tak niezależna, jak sądziła.
Jej ojciec, prowadzący szemrane interesy, postanowił zadecydować o jej przyszłości. Danielle nie miała pojęcia, że jest on członkiem mafii. W dodatku właśnie oddał ją Aleksandrowi Rublowowi, aby ten zgodził się podpisać wielomilionowy kontrakt z jego firmą.
Danielle nie wiedziała, o jaką stawkę toczy się gra tuż za jej plecami. Poza tym ojciec naruszył zasady umowy z Aleksandrem, wprawiając w ten sposób mężczyznę w gniew. Nie zdawał sobie sprawy, z jakim człowiekiem igra. Rublow już dawno ułożył plan, a Danielle była tą osobą, która miała zapłacić za błędy przeszłości swojej rodziny.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 412

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 2 min

Lektor: Joanna Chwistek
Oceny
4,7 (3385 ocen)
2559
590
191
36
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aanufka

Nie oderwiesz się od lektury

świetna! bardzo się cieszę, że było zakonczenie 😀. ostatnio mam wrażenie jest plaga urywanych książek i oczekiwanie na kolejne tomy.... Czekam na kolejne historie bohaterów.
211
edyta198022

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna!
70
melancholy_angel

Nie oderwiesz się od lektury

Joanna Chwistek nie zawodzi . Idealnie trzyma w napięciu. Nie było ani momentu żebym się nudziła przy czytaniu tej książki. Z niecierpliwością czekam na kolejne książki autorki
40
Palma283

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna książka! Polecam jedynie nie wczytywać się w komentarze, bo bardzo dużo ludzi zdradza ważny element książki o którym dowiadujemy się dopiero pod koniec :/ Mi to trochę zepsuło czytanie. Ale książka czad 😉
30
kokocha

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna. Polecam
30

Popularność




Copyright © 2022

Joanna Chwistek

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Angelika Oleszczuk

Korekta:

Joanna Błakita

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-296-9

Prolog

Danielle

Zbyt późno zrozumiałam, że zadane rany nigdy nie znikają. Mogą jedynie się zabliźnić, przestać boleć, ale wciąż swędzą, nadal są widoczne. Cierpienie wcale nie uszlachetnia. Wręcz przeciwnie: odziera człowieka z resztek godności.

Karma zawsze wraca i teraz dopadła także mnie. Bezlitośnie przypomniała o złu, jakie wydarzyło się za sprawą mojego milczącego przyzwolenia. Stałam się jedną z nich – osobą współwinną krzywdy setek ludzi oraz ich rodzin. Jak mogłam z tym żyć? W moich żyłach płynęła ta sama krew i już ten fakt sprawiał, że czułam brzemię odpowiedzialności. Ból przenikał każdą komórkę mojego ciała, lecz dzięki temu chociaż przez chwilę się sobą nie brzydziłam.

Z sytuacji, w której się znalazłam, nie było innego wyjścia. Zasługiwałam na wszystko, co mnie spotkało. Nie powinnam uciekać. Powinnam odpokutować swoje winy, spojrzeć Aleksandrowi w twarz, a potem przyjąć z pokorą to, co dla mnie przygotował.

Moje piekło na ziemi. Mój mąż. Moja zguba.

Nawet jeśli kiedyś chciałam sprawić, żeby ten okrutny mężczyzna zmiękł jak plastelina pod wpływem mojego dotyku i dobra, które zamierzałam na niego przelać, którymi planowałam się z nim podzielić, nawet jeśli pragnęłam pokazać mu wszystkie kolory tęczy… Już wiedziałam, że to nierealne. To tak, jakbym postanowiła dosięgnąć gwiazdozbioru Andromedy i sprawdzić, jaki jest w dotyku. Pewne rzeczy były nieodwracalne, a wyrządzone krzywdy nie mogły zostać wybaczone.

Niektóre sprawy z góry są przegrane i ja w tej też poniosłam porażkę. Los zadrwił ze mnie okrutnie. Skazał na wieczne potępienie.

Mój mąż popełnił jeden błąd – nie pociągnął za spust, gdy miał okazję, choć powinien był to zrobić. Nie okazał się jednak na tyle litościwy dla mojego udręczonego sumienia. Nie przejawiał żadnych ludzkich uczuć, a ja byłam ostatnią osobą na świecie, która mogła liczyć na jego miłosierdzie. Bo nie zasłużyłam na nie.

Aleksander pojawił się w moim świecie jako anioł zemsty. Przebił mydlaną bańkę, w której egzystowałam, i uczynił z mojego życia piekło. On był piekłem, czarną otchłanią, drogą bez powrotu.

Na mój policzek spadł pierwszy płatek śniegu. Pod wpływem ciepła od razu przestał istnieć. Zamienił się w krople, które spłynęły po skórze. Zniknął. Tak jak ja zniknę za chwilę.

Nabrzeże o tej porze roku było opustoszałe, jedynie na moście w oddali widziałam jadące samochody. Życie innych się toczyło, podczas gdy moje właśnie dobiegało końca. Tak wygląda kolej rzeczy, prawda? Byłam nic nieznaczącą cząstką, materią we wszechświecie. Byłam częścią tego całego zła, jakie się wydarzyło. Byłam splamiona krwią setek istnień, na równi z ludźmi, którzy je zniszczyli.

– Danielle.

Broń w mojej dłoni drgnęła. Wiedziałam, kto stoi za moimi plecami. Zdawałam sobie sprawę, że kiedy tylko się odwrócę, napotkam to zimne, bezduszne spojrzenie niebieskich oczu. Bez cienia uczuć. Jednak już nie bałam się tego faceta. Moje życie było w moich rękach.

Zwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos. Mężczyzna stał wyprostowany, pewny siebie i mroczny. Wydawał się nie dostrzegać, że trzymam pistolet. To był błąd, bo miałam zamiar go użyć.

– Nie pozwoliłem ci opuszczać domu – powiedział groźnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem.

Przymknęłam oczy i lekko uniosłam broń, żeby pokazać mu, czym dysponuję. Nie zobaczyłam na jego twarzy zdziwienia ani jakichkolwiek innych emocji. Patrzył na mnie z odległości kilkunastu metrów. Jego czarny płaszcz powiewał na wietrze. Blond włosy, przystrzyżone po bokach i dłuższe na górze, miał zaczesane na bok, a usta zaciśnięte w wąską kreskę. Był pewny, że zapędził mnie w kozi róg. Że skoro mnie znalazł – jak zawsze to robił – to mu nie ucieknę. Ale tym razem się mylił. Tym razem byłam o krok od wolności.

Kiedyś, gdy mogłam już swobodnie przy nim oddychać, zauważyłam, że jest bardzo przystojny. Mimo śladów po ranach pokrywających jego ciało. Mimo blizny ciągnącej się od podbródka, przez policzek, aż do linii włosów. Tylko cudem nie stracił oka.

Kilka metrów za nim stał Maksim. W oddali widziałam też potężny, czarny samochód. Przyjechali po mnie. Jednak dzisiaj się uwolnię.

Wymierzyłam do Aleksandra z broni. Nie wyglądał na zaskoczonego ani zaniepokojonego. Maksim także nie zrobił nawet kroku.

– Strzelaj. – Rozbrzmiał ostry głos. Aleksander zupełnie nie przejmował się tym, że celuję w jego głowę. – Strzelaj! – krzyknął, aż zadrżałam z przerażenia. – To twoja jedyna droga do wolności, Danielle – dodał spokojniej. – Śmiało, skarbie.

Czy ja naprawdę sądziłam, że ten człowiek wystraszy się lufy pistoletu skierowanej w jego stronę? Nie pierwszy raz był w takiej sytuacji i nic sobie z tego nie robił, chociaż desperacja, która zapewne malowała się na mojej twarzy, powinna go ostrzec. Nie bał się niczego, a już na pewno nie śmierci. Przyznał to wtedy, gdy leżał na moich kolanach cały we krwi.

Maksim wciąż nie ruszył się z miejsca. Nie sięgnął po spluwę. Nie zrobił nic, choć widział, że mierzę do jego brata. Nie bali się mnie. Doskonale zdawali sobie sprawę, że nie nacisnęłabym na spust.

– Skąd masz broń? – Padło ciche pytanie.

– Od Arona – skłamałam gładko. – Odejdź stąd. Niech to się wreszcie skończy, Aleksander.

Wykrzywił twarz w lekkim grymasie, a następnie spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem.

– Strzelaj, Danielle – warknął, zbliżając się o krok. – Tylko wtedy zyskasz pewność, że to się skończy i będziesz wolna.

Szedł dalej w moją stronę. Patrzył mi prosto w oczy. Nagle się zatrzymał, bo przystawiłam lufę do swojej skroni.

– Jesteś tego pewny? – Uśmiechnęłam się nieznacznie. – Jesteś pewny, że tylko zabijając ciebie, wreszcie będę wolna?

Cały stres, który narastał od tygodni, gdzieś uleciał. To była ostatnia prosta, a we mnie nie zostało nic, co dałoby się zniszczyć.

– Odłóż broń! – wrzasnął Aleksander, ale nie ruszył się nawet o milimetr, wpatrzony w lufę przy mojej głowie.

– Nie boję się ciebie – szepnęłam. – Już nie. I nie ma nikogo, żadnej osoby, którą mógłbyś mnie szantażować. To koniec.

W jego oczach zobaczyłam dziwny błysk. Maksim był coraz bliżej brata. Zrozumiał. Dostrzegłam, jak drgnął mięsień jego szczęki.

– Odbierzesz sobie życie, Danielle? – Aleksander uniósł w zdziwieniu brew. – Jesteś aż takim tchórzem?

– Samobójstwo to odwaga, a nie słabość – odparłam.

Nie byłam w stanie poradzić sobie z tym, co się stało. Nie umiałam pogodzić się ze stratami, które właśnie on spowodował.

– Strzel do mnie – zaproponował. – Będziesz wolna.

Zaśmiałam się krótko, niemal piskliwie.

Kłamał. Wiedziałam, że jedynie śmierć jednego z nas może mnie uwolnić. Nie potrafiłam go zabić, więc wybór był oczywisty. W obliczu tak wielu przegranych moje życie było niczym marny puch.

– Po co mnie szukałeś? – zapytałam, czując, jak palec drży mi na spuście.

Aleksander też to zauważył.

– Czas to zakończyć, Danielle.

Tak, zdawałam sobie z tego sprawę, jednak ciężar w moim sercu nie pozostawiał wątpliwości, że nic nie zakończy tego lepiej niż moja śmierć. Byłam ostatnią z rodu. Ostatnią, która przeżyła.

– Mam taki zamiar – zapewniłam.

– Odłóż broń – warknął.

Musiał szykować coś naprawdę niezwykłego, skoro aż tak zależało mu na tym, żebym nie pociągnęła za spust. Wrzuci mnie do gorącego kotła czy raczej porzuci na bezludnej wyspie? Zamknie w jakimś lochu, gdzieś na obrzeżach Moskwy? To ostatnie także było możliwe i tak bardzo do niego podobne.

Pokręciłam powoli głową. Czułam, że do oczu napływają mi łzy.

– Odłóż tę pierdoloną broń, Danielle! – ryknął. – Będziesz żyła, słyszysz?

Z tym że ja nie chciałam życia, które on mi proponował. Jeśli miałabym konać w mękach, wolałam wybrać łatwiejszą drogę. Wolałam wybrać sprawiedliwość.

Poczułam błogi spokój, kiedy mój palec drgnął, żeby po raz ostatni wykonać jakąkolwiek czynność.

– Kurwa, nie! – Aleksander rzucił się ku mnie, gdy pojął, że moja decyzja jest nieodwracalna.

Prawie się zaśmiałam, widząc jego minę. Wreszcie zrozumiał, że ten jeden raz nie ma wpływu na to, co się stanie. Że jest bezsilny.

Pociągnięcie za spust było równie łatwe co wzięcie kolejnego oddechu. I stało się to, o czym wiedziałam od początku. Odkąd Aleksander pojawił się w moim domu.

Miał rację: wyłącznie śmierć jednego z nas mogła to zakończyć.

1

Danielle

Przekręciłam klucz w zamku i jeszcze raz z dumą spojrzałam na zdobiącą drzwi tabliczkę.

Danielle Sampras

Agent nieruchomości

Miałam dwadzieścia cztery lata i właśnie mogłam świętować niesamowity sukces. Udało mi się wynająć biuro w jednej z najlepszych części Seattle, bo wreszcie było mnie na to stać. Na wszystko, co osiągnęłam, zapracowałam sama. Nie tknęłam nawet milionów mojego ojca. Nie on pomógł mi założyć biznes. Zaczęłam trzy lata temu i wciąż doskonale pamiętałam, ile nocy nie przespałam oraz jak wiele musiałam zrobić, żeby dotrzeć tu, gdzie się znalazłam.

Tak naprawdę interes zaczął przynosić większy dochód dopiero w zeszłym roku. Zwlekałam z przeniesieniem biura do lepszej dzielnicy, dopóki nie odłożyłam trochę pieniędzy. Musiałam zyskać pewność, że w razie jakiegoś zastoju będę w stanie utrzymać siebie i Madison, którą zatrudniłam kilka miesięcy temu, a także zapłacić czynsz.

Teraz nie zajmowałam się jedynie wyszukiwaniem domków z ogródkiem na obrzeżach miasta, chociaż takie zlecenia też przyjmowałam. W większości jednak miałam bogatych klientów szukających luksusowych mieszkań albo ogromnych willi z krytym basenem i kortem tenisowym.

Zbiegłam do podziemnego garażu, gdzie na wykupionym miejscu parkingowym stał mój mercedes. Może był tylko klasy C, ale za to nowiusieńki, czerwony i naprawdę śliczny.

Wsiadłam za kierownicę, po czym ruszyłam w kierunku śródmieścia, nad zatokę Elliott, gdzie umówiłam się z nowym klientem. Zależało mu, żeby kupić apartament na jednym z najwyższych pięter w drapaczu chmur. Wcześniej wysłał maila, w którym wyraźnie przedstawił swoje wymagania: mieszkanie musiało być dwupoziomowe, na dole miała znajdować się część dzienna z gabinetem, salonem, siłownią i jadalnią połączoną z kuchnią, z kolei na górze powinny mieścić się cztery sypialnie, każda z osobną łazienką. I apartament musiał być urządzony.

Zdawało się, że to zadanie pochłonie mnie na długie miesiące, ale nic bardziej mylnego. Już po dwóch tygodniach trafiłam na wymarzone lokum, a teraz jechałam je zaprezentować. Liczyłam, że klient doceni moje starania i kupi mieszkanie, dzięki czemu zarobię całkiem sporą sumkę. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad zatrudnieniem kolejnej osoby. Najlepiej kobiety. Biuro, które wynajęłam, było duże i wybrałam je, dlatego że myślałam przyszłościowo. Niedługo planowałam mieć trzech pracowników, żeby zyskać więcej czasu wolnego, a przynajmniej nie pracować w weekendy.

Ostatnie lata dały mi się we znaki.

Gdy podjechałam pod drapacz chmur, spojrzałam do góry i aż westchnęłam. Nigdy nie będzie mnie stać, żeby zamieszkać w takim miejscu, chyba że skorzystam z pieniędzy ojca. A tego nie zamierzałam robić. Małe mieszkanie niedaleko biura w zupełności mi wystarczy, oczywiście jeśli uzbieram trochę gotówki, żeby je kupić.

Byłam w stanie wynająć lokum i usamodzielnić się już teraz, ale wolałam odłożyć kasę na coś własnego. Mogłam poczekać, tym bardziej że mieszkanie z ojcem i bratem mi nie przeszkadzało. Tak naprawdę przez większość czasu obaj przebywali na drugiej półkuli, więc nie wchodziliśmy sobie w drogę. Zgodnie z moim planem potrzebowałam jeszcze roku, aby spełnić marzenie i się wyprowadzić.

Jednym z warunków, jakie przedstawił w mailu niejaki pan Rublow, był też dostęp do prywatnej windy. Dostałam specjalny kod, bez którego nie udałoby się jej uruchomić, a teraz użyłam go, by wjechać na samą górę.

Gdy wkroczyłam do holu, od razu podeszłam do wielkiej, przeszklonej ściany – z widokiem na zatokę Elliott – znajdującej się w salonie. Pomieszczenie zostało utrzymane w drewnie oraz czerni, podobnie jak kuchnia, z której podczas gotowania można było podziwiać krajobraz. Obcasy moich szpilek stukały o marmurową posadzkę.

– Kiedyś ja też będę mieszkała w takim miejscu – obiecałam sobie cicho.

Poczułam mrowienie na karku i spojrzałam w górę.

Mama.

– Wiem, że jesteś tu ze mną – szepnęłam. – Wiem, że mi pomożesz.

Nieustannie czułam jej obecność. Zginęła, kiedy miałam dwanaście lat i potrzebowałam mamy jak nigdy wcześniej. Nie było jej przy mnie, gdy wchodziłam w wiek dojrzewania. Nie uczesała mnie na bal. Nie pocieszała, kiedy rzucił mnie pierwszy chłopak. Jej brak był odczuwalny w każdym aspekcie mojego życia.

Zginęła w wypadku samochodowym w Rosji, w Moskwie, gdzie poleciała ze względu na prowadzone przez ojca interesy. Ojciec spędzał tam większą część roku, a gdy wracał do Seattle, i tak nigdy nie było go w domu, ponieważ w Stanach też głównie zajmował się pracą. Prowadził ogromne biuro maklerskie. Jego pracownicy grali na giełdzie cudzymi pieniędzmi. Kiedy mój brat Liam, o pięć lat starszy ode mnie, skończył szkołę, ojciec wciągnął go do biznesu, a ja zajmowałam się sobą. Rodzina nie wywierała na mnie presji, jeśli chodziło o dalszą naukę. Najoględniej mówiąc, ojciec miał gdzieś, co będę robić, bo zależało mu wyłącznie na tym, aby mój brat poszedł w jego ślady.

Granie na giełdzie mnie nie interesowało. Chociaż było dochodowym zajęciem, wiązało się z masą nerwów i stresem, że coś pójdzie nie tak, przez co stracę powierzone mi pieniądze. Ponieważ lubiłam kontakt z ludźmi oraz wyszukiwanie przeróżnych informacji, doszłam do wniosku, że będzie dla mnie odpowiednia praca na rynku nieruchomości, gdzie swoją drogą też można dobrze zarobić. Uzyskanie pierwszej licencji okazało się banalnie proste, później jednak, żeby zrobić specjalizacje w poszczególnych segmentach rynku, musiałam się sporo natrudzić. Potrzebowałam licencji i certyfikatów, żeby rozkręcić własny biznes, a kiedy wreszcie udało się zdobyć wszelkie niezbędne dokumenty, nie wahałam się ani chwili. Początki były trudne, ale teraz w końcu mogłam powiedzieć, że dałam radę. I do wszystkiego doszłam sama. Nic nie zostało mi podarowane. Ojciec proponował pomoc, lecz nie chciałam z niej skorzystać.

Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze pięć minut dla siebie. Prawdziwi bogacze nigdy się nie spóźniali. Nigdy. Szanowali czas zarówno swój, jak i innych. Kiedy sprzedawałam małe domy, ludzie, którzy mieli dzieci, potrafili zjawić się nawet pół godziny później. Wytłumaczeniem zawsze było to, że mają dzieci. Jakby od razu ich to usprawiedliwiało. W przypadku majętnych osób spóźnienia się nie zdarzały.

Poprawiłam czarną, ołówkową spódnicę oraz białą bluzkę. Potem zdjęłam czerwone buty na obcasie, żeby dać odpocząć nogom po całym dniu katorgi. Złote okulary w kształcie kociego oka dodawały mi powagi. Makijaż miałam delikatny, ale czerwona szminka pokazywała, że jestem pewną siebie kobietą. Podobnie czerwone szpilki. Bycie agentem nieruchomości nie należało do łatwych, jeśli klienci brali mnie za gówniarę. Wyglądałam zbyt młodo, aby wzbudzać zaufanie, dlatego musiałam sobie pomóc. Ciemne włosy spięłam w kok tuż nad karkiem i, prawdę mówiąc, dzięki temu lookowi mogłam uchodzić za kobietę koło trzydziestki. Chociaż James – mój chłopak – śmiał się, że nadal wyglądam jak dziewczynka, tyle że w wydaniu wamp.

Zamyślona patrzyłam na zatokę i już miałam włożyć z powrotem szpilki, kiedy za plecami usłyszałam głos.

– Panna Sampras?

Obróciłam się tak szybko, że potknęłam się o swoje buty. Gdyby nie stalowy uścisk, w którym zostałam zamknięta, padłabym na podłogę jak długa. Nie wiedziałam, jakim cudem ktoś się do mnie zbliżył, a ja nawet tego nie zarejestrowałam.

Stałam z nosem wciśniętym w białą koszulę, a mocny, męski, korzenny zapach niemal mnie odurzał. Kiedy uniosłam wzrok, napotkałam spojrzenie najbardziej niezwykłych niebieskich oczu, jakie kiedykolwiek widziałam. Facet był wyższy ode mnie o głowę. Miał zaczesane na bok jasne włosy, elegancko przycięte po obu stronach. Przez połowę jego twarzy przebiegała blizna, która zaczynała się na podbródku, ciągnęła przez policzek i kończyła na linii włosów. Mimo wszystko, a może nawet dzięki tej bliźnie, mężczyzna był cholernie atrakcyjny. Miał mocno zarysowaną szczękę i orli nos.

– Ostrożnie – mruknął i w tej samej chwili mnie puścił. Szybko włożyłam buty, po czym wygładziłam czarną spódnicę. – Nie mogę pojąć, dlaczego kobiety sobie to robią. – Skinął głową na szpilki, następnie przyjrzał mi się uważnie.

Oceniał mnie, a ja nie mogłam niczego wyczytać z jego spojrzenia. Facet był zimny i nieprzystępny jak góra lodowa. Chociaż ani na sekundę nie oderwał ode mnie wzroku, w jego oczach widziałam wyłącznie pustkę.

– Dla efektu. – Wzruszyłam ramionami, uśmiechnęłam się nieznacznie i podałam mu rękę. – Nazywam się Danielle Sampras.

– Aleksander Rublow – powiedział, ujmując moją dłoń i ściskając ją lekko.

Zadrżałam, kiedy poczułam pod palcami jego ciepłą skórę. W tym samym momencie mężczyzna odwrócił się i rozejrzał po wnętrzu. Dopiero teraz zauważyłam, że w pobliżu windy stoi facet o równie jasnych włosach i nieco ciemniejszych oczach. Patrzył na mnie, a jego spojrzenie… Poczułam niepokój na samą myśl, że jestem w pustym mieszkaniu z obcymi mężczyznami. Przełknęłam ślinę.

– I jak? – zwróciłam się do Aleksandra. – To jeden z lepszych apartamentów, które udało mi się znaleźć w tak krótkim czasie, panie Rublow. Siłownia na dole, podobnie gabinet. Przy każdej sypialni jest łazienka.

– Wanna? – rzucił przez ramię, po czym ruszył w kierunku kuchni.

– W dwóch łazienkach jest wanna plus prysznic. – Przytaknęłam, po czym doprecyzowałam: – Duża wanna z hydromasażem i widok na zatokę.

Obcasy moich szpilek stukały o marmurową posadzkę, kiedy szłam za Aleksandrem. Towarzyszący mu mężczyzna cały czas stał przy windzie. Kiedy przechodziliśmy przez salon, w stronę schodów, zobaczyłam pod jego marynarką broń. Zadrżałam.

Podążałam za Aleksandrem, który wkroczył do pierwszej sypialni zaraz po tym, jak dotarliśmy na górę.

– Podoba się pani ten apartament? – odezwał się w końcu.

Drgnęłam pod wpływem zachrypniętego głosu. Obcy akcent wskazywał, że Aleksander bez wątpienia jest Rosjaninem. Stał tyłem do mnie, a jego potężne ramiona opinała granatowa marynarka. Każdy ruch tego człowieka świadczył o ogromnej pewności siebie.

– Tak – potwierdziłam. – Bardzo mi się podoba. Wiele bym dała, żeby zamieszkać w takim miejscu.

Aleksander zaśmiał się cicho, lecz nie było w tym ani cienia wesołości. Jego śmiech był mroczny i ostry. Taki jak on sam. Choć spotkałam w życiu wielu ludzi, ten mężczyzna wywoływał we mnie dziwny niepokój.

– Trzeba uważać, czego się pragnie – powiedział cicho. – Marzenia potrafią się spełniać.

Tym razem to ja się zaśmiałam, jednak tylko po to, żeby rozładować napięcie.

Bałam się go. I jednocześnie mnie fascynował. Obawiałam się tego faceta, chociaż nie miałam ku temu żadnego powodu. Mimo wszystko nawet sposób, w jaki się przedstawił, wzbudził mój lęk.

– Nie grozi mi to. – Machnęłam ręką. – Może za kilka lat, ale na pewno nie teraz.

Aleksander obrócił się i spojrzał na mnie. Jego niebieskie oczy na dłuższą chwilę zatrzymały się na moich ustach pomalowanych czerwoną szminką.

– Zaprowadź mnie do głównej sypialni – polecił.

Natychmiast wyszłam na korytarz. Jeśli on w taki sposób wydawał polecenia, z pewnością nie było osoby, która by go nie posłuchała. Ja także zrobiłam to, co kazał.

Wskazałam mu pomieszczenie na końcu korytarza. Chciałam go przepuścić, ale on otworzył drzwi, a następnie je przytrzymał, żebym weszła pierwsza.

To była największa sypialnia, z największą garderobą, w całym apartamencie. Znajdowało się w niej ogromne łóżko z białym baldachimem oraz ciemnymi zasłonami na pilota.

– Prosiłem, żeby łóżko miało metalowy zagłówek. Ze szczeblami.

Drgnęłam.

Cholera, zapomniałam o tym.

– Da się to załatwić – zapewniłam prędko, przestraszona, że intratny kontrakt przemknie mi koło nosa przez pieprzone drewniane wezgłowie. – Mogę zająć się tym jeszcze dzisiaj.

Aleksander skinął głową i podszedł do okna. Przez moment po prostu tam stał, wpatrzony w zatokę.

– Piękny widok – stwierdził wreszcie.

– Tak – westchnęłam. – Mogłabym go podziwiać godzinami.

Zaczął się śmiać. Nie przestał nawet wtedy, gdy się do mnie odwrócił. Jednocześnie bił od niego mrok jakby zwiastujący zagrożenie. To było tak cholernie dziwne… Zrobiłam krok do tyłu, a mężczyzna skierował się ku łazience.

– Marzenia się spełniają, Danielle – rzucił.

Wzruszyłam ramionami i poszłam w tę samą stronę co on.

Pora wziąć się w garść, przedstawić mu wszelkie walory tego miejsca, zgarnąć kasę i zbierać się do domu.

– Wszędzie jest ogrzewanie podłogowe – oznajmiłam, wchodząc za nim do przestronnej łazienki. – Firma myje okna z zewnątrz cztery razy w roku. Oczywiście wcześniej o tym informują. Budynek jest chroniony, na korytarzach są kamery. Jedna z nich została skierowana na windę. Strzeżony parking, basen do dyspozycji mieszkańców, siłownia i spa. Czynsz…

– Danielle, czynsz nie jest istotny. – Zbliżył się do mnie. – Możesz mi zagwarantować, że jutro będzie tu stało łóżko, jakiego potrzebuję? – spytał, a potem dodał szybko: – Jutro rano.

– Tak – zapewniłam. Miałam zamiar stanąć na uszach i wtargać tu to łóżko choćby samodzielnie, jeśli zaszłaby taka konieczność.

Razem z Madison z samego rana zaczniemy szukać tego, czego chce Aleksander. Zapłacę nawet potrójnie, bo było warto. Mogłam zarobić ogromną sumę na sprzedaży prezentowanego właśnie apartamentu.

Aleksander skupił wzrok na wielkiej wannie z masażem umiejscowionej przy samym oknie. Pod prysznicem, który stał w rogu, zmieściłoby się chyba dziesięć osób.

– W takim razie prześlij mi dokumenty – oznajmił. – Umowę jeszcze dziś odeślę kurierem, a jutro w południe moi ludzie przywiozą rzeczy. – Kiedy wytrzeszczyłam oczy, wyjaśnił: – Nie lubię hoteli. Chcę się jak najszybciej wprowadzić.

– Jasne. – Skinęłam głową. – Wszystko będzie gotowe.

Obserwowałam, jak Aleksander idzie do drzwi, ciesząc się, że tak sprawnie mi poszło. Madison dostanie nowy komputer i służbowe auto. Jej stary nissan dosłownie chrupał, tyle było na nim rdzy. Klienci musieli widzieć, że nasza firma dobrze prosperuje, a nic nie pokazywało tego lepiej niż porządny sprzęt, którym posługują się pracownicy.

– Jeśli nie będzie tu tego łóżka, to pożałujesz. – Aleksander przystanął, spojrzał na mnie uważnie, następnie rzucił „do zobaczenia” i opuścił sypialnię.

Gdy zostałam sama, z westchnieniem usiadłam w wielkim fotelu przy oknie.

Co było z nim, do cholery, nie tak? Z łóżkiem i z Aleksandrem?

Zresztą, nie obchodziło mnie to. Ważne, że na moje konto wpadnie niezła sumka. Teraz musiałam skupić się na poszukiwaniach.

I żadne „do zobaczenia”, dupku, bo już nigdy więcej się nie spotkamy.

2

Danielle

– Znalezienie zagłówka z cholernymi szczeblami wcale nie jest takie proste – sapnęła Madison, przeglądając kolejne strony internetowe. – To jakiś pieprzony fan BDSM czy jak? Ma zamiar przywiązywać kobiety do tego łóżka?

To było całkiem prawdopodobne. Gość wyglądał na takiego, który uwielbia dominować. Któremu nikt nigdy się nie przeciwstawił. Tężyzna fizyczna musiała być sporym ułatwieniem. Już wyobrażałam sobie, jak Aleksander przewraca kobiety na materacu z taką łatwością, jakby przerzucał naleśniki na patelni. Tylko jedną ręką.

Miał duże dłonie, co sprawiło, że od razu przypomniałam sobie słowa mojej babci, która twierdziła, że jeśli facet ma duże dłonie, musi mieć też wielkiego penisa.

– Nie wiem, Madison. – Westchnęłam ciężko. – Ale od tego cholernego mebla zależy twoja premia, więc skup się, dziewczyno, i szukajmy dalej.

Rozumiałam jej frustrację wynikającą z faktu, że spełnienie wymagań Aleksandra nie jest łatwe.

Spojrzałam na zegarek. Lada chwila powinnam wyjść. Babcia miała dziś wizytę u lekarza, a ja musiałam po nią jechać i potem odstawić ją do domu.

Babcia Maria to mama mojej mamy. Ojciec nigdy nie robił problemów z powodu tego, że z nami mieszkała. Praktycznie to ona mnie wychowała, ponieważ byłam jeszcze dzieckiem, kiedy umarła mama, a ojciec ciągle pracował. Liam z kolei miał własny świat, swoich kolegów i koleżanki. Zresztą, był zbyt młody, żeby zająć się wychowaniem siostry.

Zostałam w biurze jeszcze kilka minut, ale poszukiwania nadal nie przynosiły rezultatów, więc postanowiłam się zbierać. Nawet łóżko dla pana Rublowa nie było ważniejsze od osoby, którą kochałam najmocniej na świecie.

***

Tkwiłam w korku, gdy zadzwoniła Madison. Powiedziała, że znalazła to, czego szukałyśmy.

– Zaraz wyślę ci zdjęcie.

Właśnie stałam na czerwonym świetle, kiedy je przysłała. Musiałam przyznać, że Madison stanęła na wysokości zadania. Natychmiast jej napisałam, żeby jechała do sklepu.

Do babci dotarłam na czas. Czekała już w naszym ogromnym salonie ubrana w najlepszą sukienkę. Miała ponad siedemdziesiąt lat i siwe włosy, natomiast zgarbiona postawa nie pozwalała mi zapomnieć, że jej stan stopniowo się pogarsza, a ja nic nie mogę na to poradzić.

– Dokąd jedziemy, Danielle? – zapytała zaskoczona, gdy zaprowadziłam ją prosto do auta, którego nie gasiłam.

Jeszcze wczoraj wieczorem i dzisiaj rano przypominałam jej o wizycie u lekarza. Najgorsze jednak było to, że często nazywała mnie Annabelle – imieniem mojej mamy. Demencja postępowała bardzo szybko mimo wdrożonego leczenia i najlepszej opieki, jaką mogłam jej zapewnić.

– Do lekarza, babciu. Mówiłam ci o tym rano.

Skrzywiła się lekko.

– Ale po co? Dean powiedział, że to i tak nie pomoże. – Wzruszyła ramionami.

Włączając się do ruchu, pomyślałam, że przydałoby się porozmawiać z ojcem. Być może nie leżała mu na sercu troska o teściową, lecz powinien zważać na słowa. Przez większą część roku i tak nie było go w Stanach, nie interesował się nami, a kiedy przyjeżdżał, nikomu nie szczędził przykrych komentarzy. Wcześniej to naprawdę bolało, jednak teraz uwagi ojca nie robiły na mnie wrażenia.

– Pomoże – odparłam. – Musisz tylko sumiennie brać leki, wiesz?

Spojrzałam na zegarek. Dochodziła ósma rano. Liczyłam, że Madison zdąży załatwić ten cholerny mebel, zanim Aleksander zmieni zdanie. Przez tego dupka zaczęłyśmy pracę o świcie.

W szpitalu babcię standardowo poddano serii badań. Siedziałam jak na szpilkach w poczekalni, mając nadzieję, że rezonans nie wykaże kolejnych uszkodzeń mózgu, a choroba się zatrzyma i odpuści choć na jakiś czas. Nie wyobrażałam sobie chwili, kiedy babcia mnie nie pozna.

– Danielle? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos lekarza.

Jacob leczył babcię od dawna. Był kompetentny, uprzejmy, a poza tym mogłam do niego dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Miał niewiele ponad trzydzieści lat, wielkie aspiracje oraz ogromną wiedzę na temat demencji.

Poinformował, że z babcią jest teraz pielęgniarka, która pomaga jej się ubrać, po czym zaprosił mnie do gabinetu.

– Nie mam dla ciebie dobrych wiadomości – oznajmił, kiedy zajęłam miejsce na krześle, które mi wskazał. – Choroba postępuje, Danielle. Będzie trzeba wdrożyć dodatkowe leki. Przykro mi.

Poczułam, że pod powiekami zbierają mi się łzy. Dodatkowe leki oznaczały dla babci wydłużenie snu, a już teraz spała przez większą część dnia. Wiedziałam, że z każdym kolejnym pogorszeniem się jej stanu zdrowia dawki będą zwiększane, aż babcia po prostu zaśnie na dobre.

– Nie da się nic zrobić? – zapytałam drżącym głosem. – Jakaś innowacyjna terapia, cokolwiek?

Jacob spojrzał na mnie wzrokiem pełnym współczucia i powoli pokręcił głową.

– Robimy, co w naszej mocy – odezwał się po chwili. – Twoja babcia dostaje najlepsze dostępne leki. Miejmy nadzieję, że podczas następnej kontroli nie zobaczymy dalszych postępów choroby. Ale na razie właśnie tak to wygląda.

Wzięłam wypisaną receptę, po czym ruszyłam do recepcji, żeby zapłacić za wizytę. Czekałam na babcię, próbując przywołać na twarz uśmiech. Nie chciałam jej martwić. Nie musiała wiedzieć, jak cholernie źle przedstawia się sytuacja. Wystarczyło, że ja nie śpię po nocach. Ona nie musiała o tym myśleć. Tym bardziej że przejmowałaby się przez dwa dni, a później kompletnie zapomniała. Momentami zazdrościłam jej tej przypadłości. Czasami sama chciałabym nie pamiętać.

Kiedy zadzwoniła Madison, natychmiast odebrałam, modląc się, żeby nie było kłopotów z tym pieprzonym łóżkiem. Jeszcze tego mi dzisiaj brakowało.

– Załatwiłam. Nie pytaj, ile kosztowało, ale znajduje się już w apartamencie – rzuciła Madison, na co odetchnęłam z ulgą. – Jest tylko drobny problem: z lewej strony farba lekko się zdarła. Trzeba to pomalować, a ja właśnie jadę do klienta.

Sprawdziłam, która godzina. Do dwunastej nie zostało wiele czasu. Nie zdążyłabym odwieźć babci i się tym zająć. Musiałam zabrać ją ze sobą.

– Poradzę sobie – odparłam. – Jedź, Madison, dobra robota.

– Zaraz wyślę ci zdjęcie, żebyś mogła dobrać odpowiedni kolor farby – dodała jeszcze, nim zakończyła połączenie.

Zgodnie z jej słowami już po chwili usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.

Gdy pomogłam babci wejść do auta, zerknęłam na ekran telefonu i w pośpiechu myślałam nad tym, gdzie dostanę taką farbę.

– Coś się dzieje? – zapytała babcia, kiedy wyjechałam z parkingu.

– Nie. Dlaczego?

Uniosła nieco kąciki ust i poprawiła apaszkę na szyi.

– Jesteś zdenerwowana.

Położyłam dłoń na jej ręce i ścisnęłam lekko.

– Ostatnio mówiłaś, że spędzamy razem zbyt mało czasu, więc postanowiłam wziąć cię dzisiaj ze sobą do pracy. Co ty na to?

Babcia wydawała się bardzo zadowolona.

– Chętnie. – Klasnęła w dłonie, po czym wyjrzała przez okno. – Mój Boże, jak Nowy Jork się zmienia. – W jej głosie słyszałam nostalgię. – Jest nie do poznania.

Zacisnęłam dłonie na kierownicy. Maria już od kilkunastu lat nie była w Nowym Jorku. Przeprowadziła się do Seattle zaraz po śmierci mojej mamy. To był kolejny dowód na to, że wyniki nie kłamią. Że Jacob się nie myli. Choroba postępowała, a ja mogłam jedynie trwać przy babci i ją wspierać. Po drodze do apartamentu kupiłam w sklepie budowlanym odpowiednią farbę. Miałam nadzieję, że ta skutecznie zakryje mankament, o którym wspomniała Madison.

Maria rozglądała się z zaciekawieniem, gdy wsiadałyśmy do windy w drapaczu chmur. Kiedy dotarłyśmy na górę, od razu poszłyśmy do sypialni. Łóżko już tam stało i faktycznie na boku było lekko zadrapane.

– Okropne – stwierdziła babcia.

Musiałam przyznać jej rację. Było ogromne, a sam zagłówek wyglądał jak… klatka. Zero finezji czy jakichkolwiek zdobień. Po prostu zimne szczeble.

Aleksander chciał łóżka z metalowym zagłówkiem i w zasadzie nie powiedział o nim nic więcej. Jeśli nie będzie mu się podobało, może iść do diabła.

– Babciu, usiądź. – Wskazałam fotel przy oknie. – Chwilkę mi to zajmie. Ty podziwiaj w tym czasie widoki.

Sprawa okazała się trudniejsza, niż sądziłam. Zadrapania widniały w kilku miejscach, a jedna warstwa farby nie wystarczyła. Musiałam czekać, aż pierwsza wyschnie, i wtedy słuchałam, jak babcia opowiada o swojej młodości oraz o tym, jak poznała dziadka.

– Nigdy nie lubiłam twojego ojca – oznajmiła cicho. – To gagatek i ostrzegałam przed nim Annabelle, ale nie posłuchała.

Tak, znałam tę historię. Miłość mojej matki była silniejsza niż zdrowy rozsądek.

– Jednak dzięki temu mam ciebie. – Babcia uśmiechnęła się do mnie, kiedy kucałam przy ramie łóżka, próbując opanować cały ten bałagan. – Pamiętasz, jak w zeszłym roku byłyśmy nad jeziorem? Rozbiłaś kolano.

Łzy zapiekły mnie pod powiekami, gdy uświadomiłam sobie, że to wcale nie wydarzyło się w zeszłym roku, tylko jakieś osiem lat temu. Nie miałam pretensji do ojca ani do Liama, że nie opiekują się babcią, lecz bałam się, że w pewnym momencie mnie to przerośnie i będę potrzebowała wsparcia. Ale wiedziałam, że go nie dostanę.

– Na dole jest piękna kuchnia – odezwała się po chwili Maria. Następnie wstała z wielkiego, czarnego fotela. – Pójdę zrobić herbatę.

– Dobrze – zgodziłam się prędko.

Tak naprawdę nie zdołałam jeszcze przetrawić informacji, które przekazał mi Jacob. Nie umiałam pogodzić się z tym, co nieuchronne. Choroba babci pojawiła się rok temu i postępowała bardzo szybko – zbyt szybko – a ja nie miałam czasu, by oswoić się z tą sytuacją.

Usiłowałam skupić się na odnowieniu ramy łóżka, jednak nie potrafiłam. Wciąż zastanawiałam się, jak to będzie, kiedy babcia przestanie poznawać najbliższe osoby – mnie, ojca i Liama – a także otaczającą ją rzeczywistość.

Jakiś czas później zaniepokoiłam się jej długą nieobecnością, dlatego poszłam na dół, do kuchni, gdzie powinna robić herbatę. Ale tam jej nie znalazłam. Przerażona sprawdziłam w salonie, jak również w gabinecie.

– Babciu! – krzyknęłam, czując wzbierającą we mnie panikę. – Babciu, gdzie jesteś?

Odpowiedziała mi głucha cisza.

3

Danielle

Zajrzałam w każdy kąt na dole. Potem wróciłam na górę w nadziei, że babcia jednak gdzieś tu się kręci – być może korzysta z toalety – ale tam też jej nie było. Zbiegłam po schodach i popędziłam w stronę siłowni.

– Babciu!

Ogarnęło mnie takie przerażenie, że nie mogłam nabrać tchu ani jasno myśleć. Czułam, że po policzkach płyną mi łzy.

Jeśli coś jej się stanie, to będzie moja wina. Chociaż wiem, że cierpi na zaniki pamięci, pozwoliłam jej pójść na dół i zrobić cholerną herbatę!

Do apartamentu można było się dostać nie tylko windą, lecz także drzwiami ze wspólnego korytarza. Zważywszy na fakt, że babcia nie znała kodu dostępu, a nie znajdowała się w mieszkaniu, uznałam, że musiała wybrać tę drugą drogę.

Pobiegłam w tamtym kierunku. Drzwi były uchylone. Miałam nadzieję, że Maria nie dotarła do wspólnej windy albo klatki schodowej i nie wyszła na zewnątrz. Przeszły mnie ciarki, gdy pomyślałam, że może błąkać się sama po wielkim mieście, którego nawet nie pamięta, bez telefonu, z demencją.

– Babciu! – zawołałam drżącym głosem. – Babciu!

Muszę ją znaleźć.

Popędziłam ku schodom. Szarpnęłam za klamkę drzwi prowadzących na klatkę, kiedy usłyszałam dobrze znany mi głos.

– Danielle?

Odwróciłam się i zobaczyłam mojego klienta. Obok niego stał ten sam mężczyzna, który towarzyszył mu podczas naszego pierwszego spotkania. Aleksander ruszył w moją stronę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Otarłam policzki wierzchem dłoni, nie przejmując się zupełnie tym, że makijaż może się rozmazać. W tej chwili nie obchodziło mnie to, jak wyglądam.

– Moja babcia – wydusiłam, po czym przygryzłam dolną wargę.

– Co z nią? – zapytał Aleksander. Stanął tuż przede mną, przez co musiałam zadrzeć głowę, aby widzieć jego twarz.

– Była ze mną, poszła zrobić herbatę i zniknęła. – Z moich oczu popłynęły kolejne łzy. – Ona ma demencję, nie pamięta wielu rzeczy. Mogła wyjść na ulicę, wsiąść do autobusu, a ja…

Aleksander odwrócił się do stojącego za nim mężczyzny.

– Zabierz ją i zadzwoń do Iwana. Niech wysiądzie z auta i się rozejrzy – nakazał.

– Nigdzie nie pójdę. – Pokręciłam głową. Nie przejmowałam się wcale jego spojrzeniem, które wyraźnie mówiło, że mam zamknąć usta oraz wykonywać polecenia. – Muszę jej poszukać.

– Idź do apartamentu – warknął. – Znajdę twoją babcię. Ale ktoś musi być w mieszkaniu, w razie gdyby okazało się, że poszła na krótki spacer i wróciła. Rozumiesz?

– Jest niska – rzuciłam pośpiesznie. – Ma siwe włosy i była ubrana w zieloną sukienkę w białe kwiaty.

– Znajdę ją – zapewnił.

Przytaknęłam, po czym ruszyłam za mężczyzną, natomiast Aleksander oddalił się w innym kierunku. Po wejściu do apartamentu facet, który mi towarzyszył, stanął przy windzie. Nie zwracał na mnie uwagi. Kręciłam się po mieszkaniu, chodziłam od okna do drzwi i z powrotem, a każdy najmniejszy dźwięk sprawiał, że podskakiwałam w miejscu.

– Oszaleję – wymamrotałam, wplatając palce we włosy.

– Aleksander ją znajdzie – odparł mężczyzna. Nadal patrzył pustym wzrokiem w przestrzeń.

Przez chwilę odnosiłam wrażenie, że tylko mi się zdawało, że się odezwał.

– Masz jakieś imię, cieniu? – zapytałam, obserwując go.

– Aron.

Chociaż tyle.

Podeszłam do okna, starając się uspokoić i wyciszyć. Wydawało mi się, że minęły wieki, odkąd Aleksander ruszył na poszukiwania babci. Bałam się najgorszego: że Maria zniknie w tłumie i nigdy jej nie znajdziemy.

Po chwili usłyszałam dźwięk oznajmiający przyjazd windy. Stałam wpatrzona w drzwi, a gdy te się rozsunęły, ze środka wyszli Aleksander z babcią uczepioną jego ramienia. Sięgała mu zaledwie do piersi, ale kroczyła dumna niczym paw, uśmiechając się radośnie. Aleksander z kolei nie spuszczał ze mnie uważnego spojrzenia zimnych, niebieskich oczu.

– I wtedy Danielle uderzyła tego chłopaka, wiesz? – zwróciła się do niego. – Ale właśnie taka była. Zawsze broniła słabszych i jeszcze… – Maria przerwała w pół słowa, kiedy tylko mnie zauważyła.

Rozpłakałam się ze szczęścia i ulgi. Podeszłam do babci i mocno ją uścisnęłam.

– Gdzie byłaś? – szepnęłam, czując, jak mocno wali mi serce. – Dlaczego wyszłaś z apartamentu?

– Chciałam sprawdzić, co znajduje się za tymi drzwiami w korytarzu – odparła zadowolona. – A potem zobaczyłam windę i pojechałam na dół. Wiesz, że obok jest taki sklep, w którym mają drewniane korale? Zawsze o nich marzyłam. Twój dziadek kupił mi takie podczas podróży poślubnej, jednak później był ten pożar… No ale pan Aleksander był taki dobry, że kupił mi te korale.

Odsunęłam się od babci i zerknęłam na jej szyję. Faktycznie, miała na niej drewniane korale z paciorkami w czerwonych, pomarańczowych i zielonych odcieniach. Przeniosłam wzrok na Aleksandra, lecz nie mogłam niczego wyczytać z jego twarzy.

Westchnęłam.

– Babciu. Nie możesz sama wychodzić, nie mówiąc mi ani słowa – skarciłam ją. – Martwiłam się o ciebie.

– Jestem już dorosła. – Wzruszyła ramionami, a następnie spojrzała na Aleksandra. – To przystojny mężczyzna i ma duże dłonie. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo, po czym ruszyła w stronę kuchni. – To ja zrobię tę herbatę, dziecko, a ty idź zająć się tym łóżkiem.

– Nie zostawię cię…

– Aron przypilnuje twojej babci – oznajmił nagle Aleksander i wskazał mi ręką schody.

Przez moment nie byłam pewna, co powinnam zrobić. W końcu popatrzyłam na stojącego bez ruchu Arona.

– Jeśli ona zniknie, to cię zabiję – zagroziłam, nim zaczęłam wchodzić po stopniach.

Za mną podążał Aleksander. Czułam jego obecność. I zapach. Mimowolnie wciągnęłam głęboko powietrze.

Kiedy weszliśmy do sypialni, od razu ruszyłam w kierunku łóżka. Chwilę później kontynuowałam przerwaną pracę.

– Podoba ci się? – odezwał się Aleksander po dłuższym czasie.

Zerknęłam na niego i zrozumiałam, że pyta o łóżko. Serio wyglądało okropnie, jednak nie mogłam mu tego powiedzieć. Ono jako jedyne spełniało jego wymagania oraz było dostępne od ręki w promieniu stu mil.

– Tak – skłamałam bez mrugnięcia okiem. – Jest bardzo stylowe i pasuje do wnętrza, chociaż tamto drewniane moim zdaniem też nie było złe.

– Drewno nie wykazuje właściwości, których potrzebuję. Skrzypi.

– Masz zamiar trenować tu zapasy? – Zaśmiałam się cicho.

Cały strach o babcię uleciał w nieznane, zostawiając mnie zmęczoną, u kresu sił. Mimo wszystko starałam się zachować pogodę ducha. W końcu Maria się odnalazła, a ja sprzedałam niezwykle drogi apartament.

– Coś w tym stylu. – Aleksander stanął przy mnie. – Musi być wytrzymałe. Jest jakiś problem?

Wzruszyłam ramionami.

– Miało lekki odprysk, ale lada moment kończę to naprawiać – zapewniłam szybko.

Przyglądał mi się z góry, kiedy klęczałam przy ramie i próbowałam zatuszować wszelkie ślady świadczące o tym, że łóżko jest powystawowe.

– Przelałem na twoje konto pieniądze.

To była świetna informacja, wręcz doskonała. Nie okazywałam jednak zbytniego entuzjazmu, żeby nie pomyślał, że ta kasa ratuje mi życie. W sumie bardzo jej potrzebowałam, lecz obeszłabym się również bez niej.

– Świetnie – stwierdziłam.

Obecność tego mężczyzny tuż obok sprawiała, że czułam się niepewnie. Czułam się zagrożona, choć zupełnie nie wiedziałam dlaczego. Aleksander Rublow to biznesmen, nie seryjny zabójca. Owszem, był przystojny, mimo blizny szpecącej jego twarz, ale miał też w sobie coś takiego, co wprawiało moje ciało w drżenie. A przecież spotykałam się z kimś na poważnie, więc nie powinnam tak reagować na bliskość innego faceta, nawet jeśli ten wyglądał jak ucieleśnienie kobiecych fantazji.

Właśnie kończyłam malowanie, gdy usłyszałam głos babci.

– Dzieci, herbata gotowa!

Aleksander znajdował się tak blisko, że kiedy wstawałam z kolan, prawie się o niego otarłam, lecz on wciąż stał niczym skała, wbijając we mnie wzrok. Jak na mój gust nie powinien tak patrzeć, zupełnie nieskrępowany tym, że to widzę. Dzisiaj był ubrany na czarno. W tym kolorze miał koszulę, buty, spodnie oraz pasek. Musiałam przyznać, że wygląda dość mrocznie. Czerń bardzo do niego pasowała i mocno kontrastowała z jasnymi włosami. Jego nieustępliwe spojrzenie niemal mnie paliło. Jednak nie mogłam pozwolić, by ten mężczyzna wywoływał we mnie strach.

– Dziękuję, że znalazłeś babcię – wymamrotałam, chcąc przerwać ciszę.

Liczyłam, że wreszcie przestanie wpatrywać się we mnie bez słowa, ale najwyraźniej nie miał zamiaru się odezwać. Ostatecznie to ja musiałam odwrócić wzrok. Aleksander włożył dłonie do kieszeni spodni i wciąż się gapił, sprawiając, że czułam się nieswojo. Nigdy żaden mężczyzna tak na mnie nie patrzył. Aleksander zdawał się mieć za nic, jak mogę to odczytać.

– Dowiedziałem się o tobie wielu ciekawych rzeczy.

Przewróciłam oczami.

– Niech zgadnę: babcia opowiadała ci o moich bójkach.

– Między innymi.

Z całą pewnością nie byłam grzecznym dzieckiem. Okres buntu też przechodziłam bardzo burzliwie i rzadko próbowałam używać siły argumentów. Częściej wybierałam argument siły.

– To stare dzieje. – Zaśmiałam się pod nosem, podchodząc do komody i przesuwając palcami po gładkiej powierzchni. – Już taka nie jestem.

– Już nie bronisz słabszych? – Jego głos rozbrzmiał za moimi plecami.

Drgnęłam, bo znów nie słyszałam kroków Aleksandra.

Jak to możliwe, że ten potężny mężczyzna porusza się tak cicho?

– Zdarza się, ale o wiele rzadziej.

– Maria mówiła, że przyjechałyście tu prosto od lekarza.

Milczał przez większość czasu, kiedy malowałam jego obrzydliwe łóżko. Co go tak nagle naszło na rozmowę?

– Tak, byłyśmy na kontroli. Jest coraz gorzej. Kiedy tu jechałyśmy, twierdziła, że znajdujemy się w Nowym Jorku. Często też myli mnie z moją matką, która zmarła wiele lat temu. Dzisiejsze badania wykazały, że choroba postępuje. Babci zwiększono dawkę leków. W domu jest ochrona i wielkie ogrodzenie, więc sama nigdzie nie wyjdzie. Zanim przyjechałeś… – Przełknęłam ślinę. – Miała iść tylko zrobić herbatę.

– Nie myślałaś o domu opieki?

Odwróciłam się do niego i spojrzałam z wściekłością w zimne, niebieskie oczy.

– To moja babcia – warknęłam. – Nie pójdzie do domu opieki, choćbym miała rzucić pracę i być na utrzymaniu ojca.

Minęłam Aleksandra, z premedytacją trącając go ramieniem. Prawie powaliło mnie to na podłogę, bo starcie z jego potężnym ciałem było niczym uderzenie w skałę. On tymczasem nawet nie drgnął.

Nie oglądając się za siebie, poszłam na dół. W kuchni babcia starała się namówić Arona, żeby usiadł przy wyspie i wypił przygotowaną herbatę, ale ten gbur nawet się nie odezwał.

Aleksander pojawił się tuż za mną. Usiadł obok babci, która była wyraźnie zadowolona z towarzystwa postawnego Rosjanina.

– Moja wnuczka jest śliczna, prawda? – zagadnęła, co sprawiło, że o mało nie spadłam z wysokiego krzesła.

– Owszem – potwierdził Aleksander, rzucając mi przelotne spojrzenie.

– To dobra dziewczyna. I zdolna. Wymalowała twoje stare łóżko.

Drgnęłam niespokojnie, natomiast Aleksander zachował kamienną twarz.

– Łóżko jest nowe, babciu – odparłam.

– Nieważne. – Machnęła ręką i uśmiechnęła się słodko do Aleksandra. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko włączyła tryb kokietki. Jak na swoje lata radziła sobie całkiem nieźle. – Mój lekarz ją podrywa – wyznała konspiracyjnym szeptem.

– Babciu! – skarciłam ją, czując, że nawet moja szyja jest już purpurowa.

– No co? – zapytała oburzona. – Zaprasza cię na kawę, żeby omawiać moje wyniki. Czy to nie dziwne? Takie rzeczy robi się w szpitalu.

Faktycznie, kilka razy umówiłam się z Jacobem na kawę, aby omówić wyniki Marii. Ale to nie było nic zobowiązującego!

– Babciu – upomniałam ją ponownie.

– Przysłał ci kwiaty na urodziny! – Nie dawała za wygraną.

Posłałam Aleksandrowi przepraszające spojrzenie, na co on jedynie popatrzył na mnie tym lodowatym wzrokiem.

– Babciu, pan Rublow ma swoje sprawy i…

– Chętnie posłucham – przerwał mi. Kąciki jego ust lekko drgnęły, jednak w żadnym wypadku nie można było nazwać tego uśmiechem.

– Wiesz, Aleksandrze, Jacob to bardzo przystojny mężczyzna, ale nie nadaje się dla naszej Danielle – powiedziała babcia, mrugając do niego. Miałam ochotę krzyczeć i błagać ją, żeby się uciszyła. – On jest zbyt spokojny. Nie opanuje jej.

– Jest aż tak narwana? – zapytał Aleksander, a ja kopnęłam go w kostkę, żeby nie drążył tematu.

Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Nawet nie odsunął nogi, w którą właśnie znowu oberwał.

– Strasznie – stwierdziła babcia. – Danielle prowadzi firmę i wszędzie jej pełno.

– Babciu, ja tu siedzę – wycedziłam, powoli tracąc cierpliwość. – I nie szukaj dla mnie męża, dobrze? Jestem szczęśliwa z Jamesem. Aleksander zapewne także kogoś ma. To niegrzeczne z twojej strony.

Maria spojrzała na niego i znów uśmiechnęła się słodko.

Poważnie? Ona cierpi na demencję?

– Masz kogoś, Aleksandrze?

– Nie. – Padła krótka odpowiedź.

Zerwałam się z miejsca i podeszłam do babci. Wyjęłam jej z rąk kubek z do połowy wypitą herbatą, a później pomogłam zejść z wysokiego krzesła.

– Na nas już czas – oznajmiłam, patrząc na nią wymownie.

Dzięki Bogu zrozumiała, że przegięła.

– No tak – westchnęła.

– Ile jestem ci winna za korale? – zwróciłam się do Aleksandra.

– Drobnostka. To prezent.

Czułam, że jakakolwiek dyskusja z nim nie ma sensu, więc po prostu zaczęłam prowadzić babcię do wyjścia. Po drodze zgarnęłam z kanapy torebkę.

– Miło było cię poznać – rzuciła jeszcze Maria przez ramię.

– Żegnaj – dodałam, aby przekaz był jasny.

Miałam nadzieję, że widzimy się po raz ostatni, zwłaszcza w towarzystwie babci. Nie zniosłabym ponownie takiego upokorzenia.

– Do zobaczenia, Danielle.

Drgnęłam. Drzwi windy otworzyły się, a ja weszłam do środka, trzymając Marię pod ramię. Po chwili odwróciłam się i dostrzegłam, że Aleksander stoi niedaleko i na mnie spogląda. Powinni zamykać w więzieniach o zaostrzonym rygorze ludzi, którzy patrzą w taki sposób.

Zjechałyśmy na podziemny parking. Kiedy babcia siedziała już w aucie, usłyszałam dzwonek telefonu. Byłam pewna, że dzwoni Madison, żeby zapytać, czy udało mi się zamalować mankament metalowej konstrukcji, ale okazało się, że to James. Uśmiechnęłam się do siebie, a następnie odebrałam.

– Hej – szepnęłam.

– Cześć, skarbie, jak mija dzień? – Gdy usłyszałam jego łagodny głos, poczułam, że wracają mi siły.

James był oazą spokoju. Człowiekiem, którego trudno wyprowadzić z równowagi. A jego opanowanie udzielało się także mnie.

– Bywało lepiej – przyznałam po kilku sekundach.