Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
54 osoby interesują się tą książką
Kiedy dziewiętnastoletnia Liv Morton dowiaduje się, że została oszukana przez najbliższą rodzinę, stawia wszystko na jedną kartę. Wyjeżdża z miasta, chcąc spełnić swoje marzenie, jakim jest pójście na studia.
Niestety w trasie dziewczyna ulega wypadkowi, rozbijając swój samochód. Z pomocą przychodzi jej nieznajomy i dużo starszy mężczyzna Hakon Taylor, który oferuje, że ją podwiezie.
Jednak ich przypadkowa znajomość na tym się nie kończy. Mężczyzna jest pod wrażeniem, jakie wywarła na nim młodziutka dziewczyna walcząca o niezależność i postanawia jej pomóc, proponując pracę i dach nad głową. Z czasem zaczyna widzieć w niej coś więcej…
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 356
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Joanna Chwistek
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Alicja Chybińska
Korekta: Karina Przybylik, Daria Raczkowiak, Maria Klimek
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8362-562-1 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Liv
Kolejny raz uniosłam dłoń, zapominając o tym, że nie miałam zegarka. Nie rozstawałam się z nim często, praktycznie wcale, ale dzisiaj musiałam zapomnieć o swoich przyzwyczajeniach.
Choćbym nie wiem, jak chciała, cartier w żaden sposób nie pasował do sukni ślubnej i musiałam przyznać rację stylistce. Zamiast zegarka przegub mojej ręki zdobiła bransoletka z białego złota, mieniąca się nawet w nikłym świetle dzięki diamentom.
Stałam zupełnie sama pośrodku ciemnego i zimnego pomieszczenia, gdzieś na tyłach kościoła, czekając na znak, kiedy powinnam wyjść, żeby ojciec poprowadził mnie do ołtarza. Planistka ślubna postanowiła dać mi kilka minut tylko dla siebie, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Mimo że się nie denerwowałam i nie czułam stresu związanego z faktem, że lada chwila przejdę po czerwonym dywanie, aby stanąć obok czekającego przy ołtarzu Samuela, to chciałam złapać oddech, wyciszyć się i odprężyć przed nadchodzącym ślubem i przyjęciem.
Dzisiejsza uroczystość nazwana została przez media „ślubem roku”, zanim jeszcze na dobre ruszyły przygotowania do niej. Nasz związek miał scementować długoletnie porozumienie dwóch największych spółek w stanie. Dzięki temu mariażowi deweloperskie imperium mojego ojca miało poszerzyć zakres usług, a obie firmy zyskały szansę, by poważnie zasilić konta i otrzymać jeszcze więcej rozgłosu.
Miałam dziewiętnaście lat, dopiero co skończyłam liceum, a Samuel był o pięć lat starszy. I wbrew wszystkiemu i wszystkim, naprawdę się kochaliśmy. Być może nie przyszło to od razu, nie dało się tego nazwać miłością od pierwszego wejrzenia, ale przez prawie rok narzeczeństwa naprawdę scementowaliśmy ten związek zaplanowany przez naszych ojców. Nie miałam żadnych wątpliwości, co do słuszności tej decyzji. Mój narzeczony był przystojnym i miłym chłopakiem, a każdy jego gest świadczył o tym, na jak wielkiego dżentelmena go wychowano. Czułam się dobrze w jego towarzystwie, uwielbiałam z nim rozmawiać. Często wychodziliśmy na miasto, uczestniczyliśmy w różnego rodzaju przyjęciach i bankietach.
Ojciec od dawna uświadamiał mi, jak ważne było to porozumienie i fuzja firm. Samuel też zdawał sobie z tego sprawę. Nigdy nie zrobiłabym niczego, żeby zawieść ojca i rodzinę. Wiedziałam, że status społeczny zobowiązywał do pewnych rzeczy, do poświęceń. Miałam świadomość, że nie mogłam wybrzydzać, że nie mogłam wyjść za kogokolwiek. Tak zostałam wychowana, tego ode mnie oczekiwano. Zapewne byłoby inaczej, gdyby mój przyszły mąż okazał się rówieśnikiem mojego ojca, ale wybór taty bardzo mi odpowiadał. Samuel ujął mnie swoim charakterem i sposobem bycia. Skończył architekturę i budownictwo, i razem mieliśmy prowadzić połączony rodzinny interes, kiedy ja skończę ten sam kierunek. Rozpoczęłam studia, bo to logiczne posunięcie. Miałam stać się prawą ręką swojego męża.
Z tym że ja nie znałam się na prowadzeniu firmy, nie miałam pojęcia o szczegółach. Potrafiłam robić tylko projekty, a najlepiej się czułam, rysując. Czasami odnosiłam wrażenie, że nie pasuję do tego świata, że gdybym miała jakikolwiek wybór, postawiłabym na akademię sztuk pięknych, a nie projektowanie zimnych molochów bez duszy. Od malowania bardziej kochałam jednak grę na skrzypcach. Od dziecka się tego uczyłam, a jako dziewczynka często stawałam na środku pokoju z instrumentem i wyobrażałam sobie, że gram koncert w filharmonii. W szkole muzycznej odnosiłam ogromne sukcesy i chciałam się rozwijać, ale ojciec przekonał mnie, że to nie ma przyszłości i nie jest dochodowe. Miał rację. Gra na skrzypcach to nie coś, z czego można się utrzymać.
Mimo wszystko byłam szczęśliwa, choć nie ja wybrałam drogę, którą właśnie kroczyłam. Nie mogłam powiedzieć też, że ktoś mnie do czegoś zmuszał. Wszystkie decyzje podejmowałam sama, podtrzymując się ojcowskiego ramienia. Spełniałam wszystkie jego aspiracje, robiłam dokładnie to, czego ode mnie oczekiwał. Tak, Logan Morton miał siłę perswazji, której ja nie potrafiłam się sprzeciwić. Być może nie spełniałam marzeń, ale żyłam wygodnie, stawiając pierwsze kroki w deweloperskim biznesie.
Nie mogłam boso biegać w deszczu, nie mogłam wyjść poza mury rezydencji ubrana niestosownie, nie mogłam śmiać się zbyt głośno, wypowiadać się publicznie bez wcześniejszej konsultacji z człowiekiem zajmującym się wizerunkiem naszej rodziny i firmy. Idąc nawet na prywatne przyjęcie do przyjaciół lub rodziny, musiałam bardzo uważać na to, co robię i mówię. Do tej pory pamiętam medialny szum, kiedy moja siostra Dalia została sfotografowana ze słynnym kierowcą Formuły 1, który miał reputację kobieciarza i bawidamka. Ojciec bardzo dbał o nasz wizerunek, bo jak mówił, jeśli jego rodzina nie będzie miała twardych fundamentów i nieposzlakowanej opinii, kto zleci jej tak poważną inwestycję jak budowa domów i osiedli?
Dalia miała jednak problem z trzymaniem się z daleka od kłopotów. To mnie wychowywano na tę idealną córkę, a właściwie stałam się nią na pokaz, bo do ideału mi daleko. Kiedy nikt nie widział, śpiewałam pod prysznicem, rysowałam, grałam do późna na skrzypcach, udając, że to występ w Wiedniu, i oblewałam się sokiem, a także jadłam sałatkę nieodpowiednim widelcem. Coś w środku kazało mi manifestować własną niezależność, chociażby tylko w samotności. Nie chciałam tak zupełnie zatracić siebie, chociaż za kilka lat mogę już tak przesiąknąć tym wszystkim, że stanę się zupełnie przeźroczysta i zniknę. Długo pracowałam nad sobą, nad wizerunkiem, który chcieli widzieć inni, a zwłaszcza mój ojciec i narzeczony.
Ojciec podnosił poprzeczkę niemal każdego dnia, a ja się po prostu dostosowałam. Byłam jego oczkiem w głowie i nie chciałam go zawieść. Czy to grzech?
Po ślubie porozmawiam z Samuelem, powiem mu o tym, o czym marzę, co chciałabym robić w życiu. O tym, że chociaż w domu chciałabym pozostać sobą, nie zimną rybą, że chciałabym się śmiać do rozpuku i zamawiać pizzę w sobotnie wieczory… Oboje byliśmy młodzi i chociaż czasami rozmawialiśmy o swojej przyszłości, nigdy nie zebrałam się na odwagę, by powiedzieć narzeczonemu, czego tak naprawdę chciałam od życia, a także czego oczekiwałam od naszego małżeństwa. Wydawało mi się, że na takie rozmowy przyjdzie jeszcze czas.
Nagle drzwi do pomieszczenia się otworzyły, a w progu stanęła Dalia. Zanim weszła do środka, rozejrzała się uważnie.
Dalia, choć to moja młodsza o rok siostra, to jednak tak zupełnie inna ode mnie. Różniłyśmy się zarówno pod względem wyglądu, jak i charakteru. Ja byłam blondynką, ona miała włosy czarne jak noc, ona wiedziała, czego chce, ja zaś miotałam się między swoimi pragnieniami a oczekiwaniami ojca. Ona nigdy nie robiła czegoś tylko po to, by udowodnić coś ojcu, miała gdzieś jego ambicje. Postawiła się Loganowi tyle razy, aż ten w końcu dał jej wolną rękę, jakby nie miał siły z nią walczyć. Nasz ojciec nigdy nie dysponował wolnym czasem, by zająć się zbuntowaną nastolatką, a w końcu miał mnie, córeczkę, która spełniała wszystkie jego życzenia.
Dalia, wbrew prośbom ojca, zaczęła studiować dziennikarstwo i z tym wiązała swoją przyszłość. Byłyśmy ze sobą bardzo zżyte już od dziecka, być może dzięki małej różnicy wieku umożliwiającej nawet pójście razem do szkoły, ale moim zdaniem tkwiło w tym coś więcej. Prawdę mówiąc, rodzice nigdy nie mieli dla nas czasu i, z wyjątkiem opiekunek, miałyśmy tylko siebie. Dalia była moją przyjaciółką i powierniczką. Wiedziałam, że siostra skoczyłaby za mną w ogień i ja za nią także.
– Myślałam, że na mnie poczekasz… – zaczęłam, kiedy drzwi zamknęły się za nią, ale nie dane mi było skończyć.
Miała na sobie piękną fioletową suknię, jej włosy były ułożone w elegancki kok, a makijaż podkreślał jej szafirowe oczy. Jej ubiór i makijaż mocno kontrastowały z tym, w co ja byłam ubrana i jak byłam umalowana.
– Posłuchaj. – Westchnęła teatralnie, spoglądając na mnie z czujnością. – Miałam tam na ciebie zaczekać, ale… Po prostu nie wypuszczę cię stąd, dopóki się o wszystkim nie dowiesz. Długo biłam się z myślami, ale, do cholery, nie pozwolę, żebyś zgodziła się na tę farsę bez świadomości, co się dzieje.
Zaskoczyły mnie jej słowa. Farsa?
Dalia podeszła do mnie, a następnie wyciągnęła białą kopertę z torebki. Spojrzałam zaskoczona na jej wystawioną w moim kierunku dłoń.
– Bierz – sapnęła. – Zobacz to.
Jej zachowanie mocno mnie zaskoczyło, tak samo jak koperta, na którą moja siostra patrzyła z nieskrywaną wściekłością.
Z lekkim wahaniem wzięłam plik z jej dłoni, a kiedy go otworzyłam, zobaczyłam znajdujące się w środku zdjęcia. Wyciągając je, nabrałam głośno powietrza. Przerzucałam kolejno fotografie, nie mogąc uwierzyć w to, co widziałam. Na każdej z nich znajdował się Samuel. Z kobietą. Piękna szatynka całowała go przed wejściem do jego apartamentu, a on ją obejmował. Kolejne zdjęcie, tym razem z plaży. Kobieta leżała na piasku w objęciach Samuela. Później było już tylko gorzej: objęci spacerowali ulicami miasta albo całowali się w przytulnej knajpce.
Z szoku i niedowierzania zabrakło mi tchu. Wzięłam kilka głębokich wdechów, ale to nie pomogło, wręcz przeciwnie, czułam coraz mocniejsze zawroty głowy. Nie do końca potrafiłam uwierzyć, że to, co zobaczyłam, było prawdą.
– To akurat z jego podróży służbowej, którą odbył w zeszłym miesiącu do Miami – prychnęła Dalia.
Pamiętałam to dokładnie. Mój narzeczony poleciał tam, aby omówić jakiś bardzo ważny kontrakt, który jego rodzinna firma miała już realizować z moim ojcem. To miała być pierwsza wspólna inwestycja, tak ważna dla przyszłości połączonych firm.
– Skąd to masz? – zapytałam drżącym głosem.
Brakowało mi powietrza, a ciasno związana suknia ślubna nie ułatwiała oddychania. Jeszcze wczoraj ten drań zapewniał mnie o swojej miłości, o oddaniu i cholera jeszcze wie o czym!
– Livia, zaczynam dziennikarstwo, mam wielu znajomych, w tym reporterów – odezwała się lekko zniecierpliwionym tonem. – Miałam swoje podejrzenia i sporo mnie to kosztowało, ale zdobyłam dowód. Masz go przed oczami. Oglądaj dalej.
Dalia od kilku miesięcy suszyła mi głowę. Cały czas mówiła, że Samuel nie jest dla mnie, że to kobieciarz, ale ja tego nie dostrzegałam. Nie wierzyłam w pełne złośliwości komentarze siostry, byłam pewna, że ma mi za złe fakt, że tak chętnie wypełniałam polecenia ojca i nawet wychodziłam za człowieka, z którym kazał mi wziąć ślub.
Owszem, zrobiłabym dla ojca wszystko, byłam pewna, że nawet w małżeństwie z rozsądku w pewnym momencie mogą zrodzić się uczucia, ale takiego czegoś nigdy nie brałam pod uwagę. Nie potrafiłam znieść myśli, że mój mąż mógłby mnie zdradzać. W końcu tata powiedział, że to najlepszy kandydat na męża, jaki mógł mi się trafić.
Kolejne zdjęcia łamały mi serce, ale pękło ono dopiero wtedy, kiedy Dalia wyciągnęła dyktafon.
Głos ojca uderzał w moją głowę, rozbijał mnie kawałek po kawałku.
– Nie obchodzi mnie, co robisz, bylebyś był ostrożny, Samuel. – Ton ojca był twardy i nieustępliwy. – Możesz sobie mieć kochankę, ale, na Boga, bądź dyskretny, do cholery!
– Przyjechała bez zapowiedzi, nie spodziewałem się jej wizyty – tłumaczył gorączkowo mój narzeczony.
Wtedy usłyszałam w dyktafonie kolejny głos. Mojego teścia.
– Młodość rządzi się swoimi prawami.
– Wiem coś o tym, ale ja tyle lat pozostałem dyskretny, nikt nigdy nie widział, z kim się spotykam ani z kim sypiam – warknął ojciec. – Jeśli nie dochowasz tajemnicy, puścisz nas z torbami. Klienci nam ufają, bo jesteśmy tego godni, kapujesz? Jak myślisz, co będzie, jeśli wyjdzie, że masz kochankę jeszcze przed ślubem? Sypiaj z nią, nie mam z tym problemów, ale rób to dyskretnie i...
– Wyłącz – szepnęłam zbolałym głosem. – Po prostu to wyłącz.
W jednej chwili cały znany mi świat po prostu runął. Mój narzeczony mnie zdradzał, a ojciec o wszystkim wiedział. I zachęcał go jeszcze do tego, żeby kontynuował tę znajomość, jedynie dyskretnie.
– Nadal chcesz to zrobić? – zapytała Dalia, chwytając mnie za ramiona. – Nadal chcesz poświęcić się dla ojca i tego pieprzonego imperium? Nadal po tym wszystkim chcesz być jego kukiełką? Odpowiedz mi, Livia, czy pozwolisz mu zniszczyć sobie życie!?
Pokręciłam głową i zakryłam twarz dłońmi. Nie miałam pojęcia, co bolało bardziej – zdrada ojca czy Samuela. Świadomość tego, co zrobił, paliła żywym ogniem.
Nieobecne spojrzenie, drżące ręce i pot perlący się na moim czole, musiały uświadomić Dalii, jak mocno to mną wstrząsnęło.
– Ojciec powinien go zabić, a nie prosić, by był dyskretny! Oni obaj mają cię za nic, do cholery, a ty ciągle próbujesz sprostać ich wymaganiom! Otrząśnij się, to twoje życie! Chcesz być tą drugą w imię cholernej fuzji?
Pokręciłam głową. Obaj mnie oszukali. Nie mogłam oddychać, miałam złamane serce, mętlik w głowie. Poczucie obowiązku nadal gdzieś kołatało mi w głowie, mimo że człowiek, który mnie wychował, którego kochałam, dał przyzwolenie na to, żeby mój przyszły mąż mnie zdradzał.
– Nigdy nie byłaś ważna – warknęła Dalia. – Ani ty, ani ja, słyszysz? Tylko pieprzona firma! On jest gotów cię poświęcić dla dodatkowych milionów!
Stałam się ideałem dla niego. Pilnowałam się na każdym kroku, żeby go nie zawieść. Robiłam to, czego nie lubiłam, tylko po to, żeby go zadowolić, żeby spełnić jego oczekiwania. A on tak po prostu… pozwolił na to, żeby Samuel mnie ranił, żeby mnie zdradzał.
W jednej chwili strąciłam dłonie Dalii ze swoich ramion i ruszyłam do drzwi. Zamierzałam pierwszy raz w życiu wywołać skandal i wykrzyczeć przy wszystkich całą prawdę. Jednak tuż przy drzwiach siostra chwyciła mnie za rękę i szarpnęła mocno.
– Nie – burknęła, odciągając mnie od drzwi. – Ty tam nie pójdziesz, słyszysz?
– Niby dlaczego? – Szarpnęłam się. Było mi wszystko jedno. Chciałam spojrzeć w oczy ojca i Samuela. Chciałam, żeby zobaczyli w moich poczucie krzywdy.
– Bo jesteś mięczakiem, Livia! Jeśli tam pójdziesz, ojciec znów zacznie grać ci na emocjach i znowu uwierzysz w to, jaka z ciebie wyrodna córka. Robił to nie raz. W końcu wylądujesz przy tym cholernym ołtarzu, nie rozumiesz?
Rozumiałam doskonale. Dalia znała mnie jak nikt inny i znała też ojca. Zapewne wziąłby mnie na bok, tłumacząc, że to nieporozumienie, że jestem córeczką tatusia, a ten ślub jest ważnym biznesowym posunięciem i bardzo mu na tym zależy. A ja nie mogłam znieść faktu, że ojciec przeze mnie czuł zawód, że ja stałam się tego powodem. Potrzebowałam jego akceptacji i nie mogłam być pewna, że mnie nie przekona. Bo kto jak kto, ale Logan Morton miał siłę przebicia, której nie poddała się tylko jego młodsza córka. Ona była na niego uodporniona i zawsze gdzieś miała jego ambicje. Żyła własnym życiem, po swojemu i niczym się nie przejmowała. Nie pozwalała ojcu na te wszystkie emocjonalne gierki i szantaże. W przeciwieństwie do mnie.
– Ja… nie wiem, co robić – wyznałam drżącym głosem.
– Powiem ci. – Popchnęła mnie lekko, abyśmy odsunęły się od drzwi. – Za kościołem stoi wypożyczone na mojego kolegę auto. W bagażniku są twoje dokumenty i trochę kasy, a także skrzypce. Przygotowałam to wszystko na szybko, ale poradzisz sobie, słyszysz? Wyjedziesz stąd. Zaraz.
Otworzyłam szeroko oczy. Ja? Wyjechać? Bez słowa…?
– Skup się – warknęła. – Ojciec cię oszukał, do cholery, chciał wydać za mąż dla własnych korzyści za przeklętego dziwkarza! Otrząśnij się w końcu i zacznij żyć, nie tak, jak ci każą, ale tak, jak ty chcesz. Lepszej okazji nie będzie, rozumiesz? Umierasz tu, Liv, marnujesz się, a ja nie mogę na to patrzeć. Weź się w garść! Masz szansę, żeby nabrać dystansu bez tego całego syfu z poczuciem winy, którym od lat karmi cię ojciec! Skorzystaj z tej okazji i wróć, gdy odzyskasz rozum!
Skinęłam głową. Dalia miała rację. Nie mogłam wyjść za człowieka, który zdradzał mnie jeszcze przed ślubem. Chciałam mieć kochającą rodzinę, a z kimś takim… zresztą, oprócz Dalii nie miałam nikogo. Tylko ona chciała mojego dobra, pozostali patrzyli na korzyści. Tylko ucieczka może sprawić, że naprawdę zacznę żyć. Żyć dla siebie, nie dla innych, spełniać swoje marzenia, nie marzenia ojca. Będę mogła się śmiać i płakać wtedy, kiedy ja sama zacznę mieć na to ochotę. Będę mogła malować, grać i spacerować w blasku księżyca… Będę mogła rozmawiać z ludźmi bez tego całego piętna odciśniętego na mnie przez ojca.
W tej samej chwili zorientowałam się, jaką krzywdę wyrządził mi Logan, jak bardzo mnie zmanipulował i wychował na swoje podobieństwo i pod swoje dyktando. I zrobił to tak umiejętnie, że nawet się nie buntowałam, myślałam, że tak po prostu trzeba, że tak ma być, że to jest właściwe. A nie było. Nic w moim życiu nie było właściwe.
– Gdzie to auto? – zapytałam, a Dalia uścisnęła mnie mocno.
– Chodź.
Oglądając się za siebie, ruszyłyśmy w stronę bocznego wyjścia z kościoła, mając nadzieję, że nikt nam nie przeszkodzi. Siostra szepnęła mi, że jej kolega zajął się ochroniarzem przy tych drzwiach, cokolwiek to znaczyło. Kiedy wyszłyśmy na zewnątrz, gorące powietrze buchnęło mi w twarz.
Biegłam przez trawnik, trzymając siostrę za rękę. Od czasu do czasu Dalia ściskała ją lekko, dodając mi otuchy. Wypływałam na głęboką wodę, ale prawdę mówiąc, nie czułam strachu, jedynie ulgę. Zbyt wiele się stało, żebym mogła teraz stanąć przed ojcem i Samuelem, nawet tylko po to, żeby porozmawiać.
Po chwili dotarłyśmy do auta. Być może nie było najnowsze, ale w dobrym stanie i wyglądało na to, że nie rozsypie się za rogiem. Siostra przytuliła mnie mocno. Widziałam, że z trudem walczyła ze łzami. Wiedziała, że ucieczka to dla mnie najlepsze rozwiązanie.
– Skorzystaj z tej wolności, Liv – szepnęła, całując mnie w policzek. – Musisz odnaleźć siebie, prawdziwą siebie, a nie twór stworzony przez Logana. Uważaj na siebie i bądź szczęśliwa. Masz awaryjny telefon w torbie, ale dzwoń tylko w nagłych sytuacjach. Ludzie ojca mogą próbować cię namierzyć.
– Dziękuję, Dalia.
– Przykro mi, ale cieszę się, że to otworzyło ci oczy. Jedź bezpiecznie i do zobaczenia!
Ostatni uścisk, ostatnie słowa i siedziałam już w aucie. Suknia ślubna była sztywna i utrudniała oddychanie, ale poczucie ulgi i wolności sprawiało, że zrobiło mi się wygodnie i przyjemnie. Po kilkunastu minutach wyjechałam z Phoenix i zupełnie automatycznie ruszyłam w stronę Los Angeles, miasta aniołów i nowych szans. Musiałam spróbować, musiałam wreszcie się przekonać, jak żyje się z własnymi decyzjami, na własny rachunek i bez poczucia winy. Kiedy wyjechałam spomiędzy zabudowań, puściłam muzykę w radiu na cały regulator i zaczęłam śpiewać. Livia Morton już nie istniała, umarła w kościele na obrzeżach Phoenix. Teraz narodziła się Liv, która z dudniącymi basami i uśmiechem na ustach jechała w stronę nowego życia. I wszystko po to, żeby posklejać złamane serce.
Liv
Dokładnie po dwóch godzinach jazdy przestała działać klimatyzacja, ale miałam to gdzieś. Panował potworny upał, a otwarte okno na niewiele się zdało. Czy to ważne? Nie, wcale. Zadziwiające, jaką przemianę przeszłam w zaledwie kilka godzin. Wcześniej każde niepowodzenie mnie dobijało. Jeśli coś nie szło z planem, czułam się winna. Nie miało znaczenia, czy chodziło o dziurę w rajstopach, czy o rozbity zderzak. Teraz nie było obok Logana Mortona, a mnie ogarnął zadziwiający spokój, z moich barków spadł wielki ciężar odpowiedzialności. Poczucie ulgi zlewało się z kłującym bólem zdrady, ale starałam się nie skupiać na tym drugim. Musiałam iść naprzód, spełniać swoje marzenia. Szkoda, że dopiero ta sytuacja popchnęła mnie do zdecydowanych kroków. Powinnam już dawno temu oznajmić rodzinie i światu, czego tak naprawdę oczekuję i pragnę. Niestety, wolałam pozostać posłusznym pieskiem swojego ojca, który odpłacił mi się, wbijając nóż prosto w plecy.
Kiedy w radiu usłyszałam pierwsze takty Sweet Child O’Mine, pogłośniłam muzykę jeszcze bardziej i uśmiechając się lekko, zaczęłam śpiewać.
Chciało mi się pić, byłam potwornie głodna i zmęczona. Tej nocy prawie nie spałam, czekając na swój wielki dzień i nowe życie, które okazało się jednym wielkim kłamstwem. Nie mogłam rano nic przełknąć i teraz bardzo tego żałowałam. Znajdowałam się zbyt blisko Phoenix, żeby się zatrzymać i cokolwiek kupić. Pojawienie się na stacji benzynowej w sukni ślubnej nie wchodziło w grę. Musiałam jakoś wytrzymać, aż dojadę do Los Angeles. Tam poszukam małego sklepu i kupię zwykłe szorty czy cokolwiek innego i jakiś T-shirt. W tej chwili to nieważne. W tej chwili po prostu cieszyłam się wolnością i oddychałam pełną piersią.
Poczucie krzywdy i żalu starałam się zdusić w zarodku, ale kiedy tylko moje myśli uciekały w stronę Logana, żal powracał i uderzał we mnie z całej siły. Zostałam zdradzona i to na dwa różne sposoby. Myślałam, że Samuel naprawdę mnie kochał, że nasze życie mogło stać się szczęśliwe i po prostu dobre. Kiedy mnie całował i dotykał, czułam się wyjątkowo, ogarniało mnie szczęście. Wierzyłam, że ta bajka może trwać, że naprawdę czeka mnie coś dobrego.
Dalia miała rację. Nie potrafiłam sprzeciwić się ojcu. Nie byłam na to gotowa, więc jedynym rozsądnym wyjściem okazała się ucieczka. Kiedyś, za jakiś czas, wrócę do Phoenix z dumnie uniesioną głową, pokazując Loganowi, że już nie może mną dyrygować ani za mnie decydować. Potrzebowałam tylko czasu. Wrócę silniejsza, pewna swoich racji, udowodnię im, że dawna Livia nie istnieje, bo sami ją zniszczyli.
– Potrzebowałam chyba wstrząsu, żeby zrozumieć pewne rzeczy – mruknęłam do siebie, kiedy piosenka się skończyła.
Starałam się zagłuszyć poczucie winy, które co chwila przypominało mi o tym, że zostawiłam wszystko i uciekłam z kościoła, narażając swoją rodzinę i rodzinę narzeczonego na skandal. Szybko jednak przypomniałam sobie, że oni wcale o mnie nie myśleli, kiedy kazali Samuelowi ukrywać kochankę. Nikt o mnie nie myślał, z wyjątkiem Dalii. Wszyscy mieli gdzieś mnie, moje uczucia i krzywdę, którą mi robili. Dla ojca ważniejsza była fuzja i miliony dolarów niż własna córka. Gdybym mogła, w tej chwili z chęcią bym coś rozbiła, rozwaliła, zniszczyła.
Z nagrania wynikało, że ojciec od lat zdradzał mamę i dobrze się ukrywał. I akceptował fakt, że mój przyszły mąż miał zamiar robić mi dokładnie to samo!
Zawsze wydawało mi się, że rodzice tworzyli dobre małżeństwo, ale chyba byłam zbyt mała, żeby dostrzec oczywiste fakty. Mama zginęła w wypadku, kiedy miałam dwanaście lat. Pamiętam ją jako cudowną osobę, pełną ciepła i miłości. Kiedy żyła, nasza rodzina była szczęśliwa i pełna. Wtedy ojciec akceptował mnie i Dalię takimi, jakimi byłyśmy. Mogłam malować, grać na skrzypcach i brudzić się podczas zabaw na podwórku. Kiedy mama odeszła, wszystko się zmieniło.
Siostra od początku nie dała się tłamsić, nie próbowała nawet spełniać wygórowanych oczekiwań ojca, miała je gdzieś. Groźby na niewiele się zdały. Nie miał zbyt wiele czasu na to, żeby nas karać, żeby z nami być. Kiedy Dalia skończyła osiemnaście lat, kompletnie przestała przejmować się ojcem, bo mogła sama dysponować spadkiem po mamie. Ja dostałam pieniądze rok wcześniej, a mimo to… Po prostu kochałam tatę, wierzyłam, że chce dla mnie jak najlepiej, dla Dalii także. Czasami nie rozumiałam jej buntu, nie akceptowałam go. Przecież on kochał nas obie i chciał dla nas pewnej i dobrej przyszłości.
– Gówno prawda – sapnęłam do siebie. – Chciał pieniędzy i zaspokojenia swoich chorych aspiracji naszym kosztem.
A do mnie dotarło to dopiero dzisiaj. Dopiero dzisiaj zrozumiałam, że byłam pionkiem w chorej grze ojca. Gotów był mnie poświęcić dla pieprzonej fuzji!
– Kurwa! – przeklęłam chyba pierwszy raz w życiu i sprawiło mi to ogromną przyjemność. – Teraz ja jestem królową na szachownicy swojego życia. Nie potrzebuję króla ani wieży! Nikogo nie potrzebuję!
Miałam dopiero dziewiętnaście lat. Przede mną najlepszy czas, mój czas, nie czas Logana. Pieprzyć wszystko!
Przetarłam dłonią spocone czoło. Mimo upału i braku klimatyzacji makijaż ślubny miał się świetnie, podobnie jak fryzura. Tak bardzo chciało mi się pić, że widziałam mroczki przed oczami. Postanowiłam zjechać na najbliższą stację. Chciałam zobaczyć, co spakowała mi Dalia i ile gotówki miałam do dyspozycji. Musiałam się też pozbyć sukni, była strasznie ciężka i utrudniała oddychanie.
W pewnym momencie jakieś zwierzę wyskoczyło na jezdnię, zobaczyłam je w ostatnim momencie i odbiłam kierownicą w lewo. Ostatnie, o czym pomyślałam to fakt, że gwałtowne ruchy to bardzo zły pomysł.
Hakon
Jeśli chodziło o mnie i Sophię, to musiałem przyznać szczerze, że czas niewiele zmienił, to nadal cholernie bolało. Stałem przed nią na werandzie jej domu i nie mogłem powstrzymać rosnącej frustracji. Ona już nie była moja. Nie miałem do niej żadnych cholernych praw, nie mogłem jej dotknąć ani zabrać do łóżka.
– Więc po prawie pół roku bezsensownej walki tak po prostu mi go oddajesz? – zapytałem, opierając się o framugę drzwi.
Sophia stała przede mną w letniej sukience na cienkich ramiączkach. Nie miała na sobie stanika, a jej ciemne włosy powiewały lekko na wietrze. Nadal była piękna, usta miała nieco większe niż przed rokiem, a policzki wyraźnie zyskały nowy kształt.
– Nie mam czasu. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – On wymaga… sporo uwagi. Zrzekam się praw do niego, chyba sam tego chciałeś, prawda?
Tak, walczyłem o niego od samego początku, ale zyskałem tylko tyle, że mogłem brać go co dwa tygodnie. Pieprzona opieka naprzemienna, która sprawiała, że ten rozrabiaka nie mógł się dopasować i tak naprawdę nigdzie nie czuł się jak w domu.
– Jestem tylko zdziwiony – oznajmiłem po chwili.
– Bruno potrzebuje stabilizacji, a w ten sposób jej nie dostanie. Czeka mnie długa trasa koncertowa, tak będzie dla niego lepiej.
– Cieszę się, że w końcu to zrozumiałaś.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, a przed oczami stanęły mi przeróżne obrazy. Jej nagie ciało, grymas na twarzy, kiedy się z nią droczyłem, nie pozwalając dojść… cholera.
Rok temu wszytko się popsuło. Rok temu wróciłem wcześniej do domu i zastałem ją w łóżku z moim już byłym managerem. Pieprzyli się tak głośno, że słyszałem ich już na dole.
– Co u ciebie słychać, Hakon? – zapytała, jakbyśmy byli parą przyjaciół, która nie widziała się przez jakiś czas.
– W porządku – odpowiedziałem tylko.
Nie chciałem wdawać się z nią w dyskusję, pragnąłem po prostu zabrać Brunona, wrócić do domu i wymazać jej obraz z pamięci. Nie miałem zamiaru informować jej, że nadal miałem złamane serce.
– Nie zapytasz, co u mnie? – Uśmiechnęła się lekko.
Wiedziałem, co u niej. Jej media społecznościowe zostały dosłownie zawalone zdjęciami, informacjami i lokalizacjami. Od roku tkwiła w związku z Jackiem, facetem, który ją rżnął, kiedy ja byłem w trasie koncertowej.
– Nie – warknąłem. – Przestało mnie to obchodzić w momencie, kiedy zastałem cię w łóżku z moim managerem.
Do tej pory się nie otrząsnąłem. Nadal kochałem tę sukę, a mój żołądek wywracał się na drugą stronę, kiedy tylko ją widziałem.
Kiedy wpadłem do naszej sypialni, nie zrobiłem kompletnie nic. Po prostu stałem i patrzyłem, jak ona i Jack w pośpiechu się ubierali. Później kazałem im się wynosić. Powinienem go zabić, powinienem zabić tego kutasa, ale nie zrobiłem nic. Pozwoliłem im wyjść.
Zdrada okazała się o wiele bardziej bolesna, dlatego że moją kobietę pieprzył facet, którego uważałem za przyjaciela. Czy się tego spodziewałem? Absolutnie nie. Owszem, Sophia to flirciara, cieszyła się ogromnym powodzeniem u płci przeciwnej, jednak wydawało mi się, że mnie kochała i nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Podczas trwania naszego związku ani razu nie spojrzałem w stronę innej kobiety, chociaż oszalałe fanki same pchały mi się do łóżka, i nawet nie musiałbym się starać, żeby kogoś zaliczyć w długiej trasie.
Do dziś pamiętam, że obwiniła mnie za rozpad naszego związku, mimo iż to ja przyłapałem ją w naszym łóżku z moim kumplem!
– To twoja wina! – wykrzyczała Sophia, kiedy wychodziła z mojego domu. – Nie było cię! Nie ma cię całymi miesiącami! Nie było cię nawet wtedy, kiedy straciłam nasze dziecko! Mam tego dość!
Wydawało mi się, że rozumiała specyfikę mojej pracy. Byłem frontmanem popularnej grupy rockowej, sławnej nawet w Europie. Miałem zobowiązania, koncerty, wywiady. Sophia stawiała wtedy pierwsze kroki na scenie muzycznej. Wpadliśmy, nie planowaliśmy dziecka, ale stało się i cieszyłem się z tego. Kiedy poroniła, byłem w Anglii. Non stop wisiałem z nią na telefonie. Nie mogłem odwołać koncertu na stadionie Wembley, po prostu nie mogłem!
Później zaczęliśmy się od siebie oddalać, mijaliśmy się. Kiedy ja nagrywałem płytę w Los Angeles, Sophia wyruszyła w pierwszą trasę koncertową, a kiedy ona nagrywała, ja znów koncertowałem. I znalazł się Jack, bohater od siedmiu boleści, który ją pocieszył.
– Zasłużyłeś na to – warknęła. – Nigdy cię nie było, nie było cię, kiedy naprawdę cię potrzebowałam, Hakon.
– Wydaje mi się, że mogłaś ze mną porozmawiać, a nie zacząć się puszczać – odezwałem się chłodnym tonem. – Ja też cierpiałem po stracie dziecka, a w dodatku nie mogłem odwołać koncertów na prawie pół miliona ludzi!
– Chciałam wrócić do ciebie i…
Parsknąłem śmiechem. Sophia tego pamiętnego dnia wyszła z Jackiem. Nie minął tydzień, kiedy znów się pojawiła, chciała rozmawiać. Co miałem jej powiedzieć? Kochałem ją, nadal kocham, ale nie potrafiłem znieść myśli, że pieprzyła się z innym, kiedy ja byłem w trasie. Nie potrafiłem jej tego wybaczyć, zapomnieć.
– Nie chciałem cię – poinformowałem ostro. – I nadal nie chcę. Wolałaś się rżnąć na boku, niż po prostu mi powiedzieć, że coś jest nie tak! Zabrałaś Brunona, żeby zrobić mi na złość, do cholery!
– Popełniłam błąd i…
– I co? – zapytałem cicho i postąpiłem krok naprzód.
Stanąłem tak blisko, że poczułem jej zapach. Kosmyk jej włosów opadł na moje ramię, kiedy delikatny zefir wpadł na taras. Pochyliłem głowę i nasze usta się spotkały. Sophia nie odepchnęła mnie, wręcz przeciwnie, zarzuciła mi ręce na szyję, pogłębiając pocałunek. Przez jedną chwilę poczułem się jak w domu, jakby to wszystko, co mieliśmy, wróciło. Ale po kilku sekundach przypomniałem sobie o tym, co mi zrobiła, co nam zrobiła. Chciałem ją odepchnąć, ale nie potrafiłem. Pragnąłem jej nadal, kochałem ją do szaleństwa, i to mimo wszystko. Jakaś część mnie chciała, żeby Sophia wróciła, ale to niemożliwe. Nie potrafiłbym żyć z tym, co mi zrobiła. Widziałem, jak Jack posuwał ją od tyłu, trzymając w garści jej włosy…
W tym momencie oderwałem się od niej, dysząc ciężko. Nie mogłem sobie tego zrobić, nie mogłem jej wziąć, a później po prostu wyjechać. Nie byłem w stanie…
– Hakon, proszę cię – szepnęła, dotykając obrzmiałych od pocałunku warg. – Kocham cię, a to była pomyłka.
Parsknąłem śmiechem.
– Pomyłka? Czy to nie garnitury owej pomyłki wiszą teraz w twojej szafie? – zapytałem sarkastycznie.
– Hakon, ja…
– Przestań – warknąłem w przypływie irytacji.
– Nie mówi mi, że ty byłeś taki święty! – krzyknęła, tracąc resztki opanowania. – Wszędzie napalone fanki, pamiętasz, jak jedna z nich czekała na ciebie w pokoju hotelowym? Naga?
Tak, pamiętałem, tak samo jak miliony innych sytuacji. Stałem na czele sławnej grupy rockowej, kobiety waliły do mnie oraz chłopaków drzwiami i oknami, nie przebierając w środkach. Podczas jednej trasy nadarzało się multum możliwości, a jednak z nich nie skorzystałem, bo ją kochałem i to ją chciałem mieć w łóżku!
– W przeciwieństwie do ciebie ja dochowałem wierności – oznajmiłem pozbawionym emocji głosem. – Wiedziałem, że czekasz na mnie w domu. Kochałem cię i nie potrzebowałem nikogo więcej. Chciałem tylko ciebie, Sophia.
W jej oczach zalśniły łzy. Nigdy nie potrafiłem znieść tego widoku. Bolało mnie jej cierpienie, ale teraz… nadal nic się nie zmieniło. Czy ja się kiedykolwiek od niej uwolnię?
– Możemy jeszcze to naprawić, Hakon… posklejać, proszę…
– Spieprzyłaś to definitywnie Soph, tego nie da się naprawić. – Sięgnąłem po szklankę wypełnioną wodą, stojącą na stole, a następnie wychyliłem się przez balustradę i upuściłem ją na beton. Naczynie rozbiło się w drobny mak, a ja spojrzałem wymownie na kobietę, którą nadal kochałem. – Napraw to, Soph – powiedziałem, wskazując na kawałki szkła. – Posklejaj to.
Duże łzy potoczyły się po jej policzkach. Gdyby Jack był pieprzoną pomyłką, tak jak twierdziła, nie mieszkałaby z nim!
– Hakon…
– Gdzie Bruno? Muszę już jechać. – Uciąłem dalsze dyskusje.
Mógłbym ją teraz przelecieć, mógłbym to zrobić, a ona by mi na to pozwoliła. Nie chciałem jednak, wbrew temu, co myślał o tym mój fiut. Nie mogłem z nią być, nie po tym, co zrobiła.
Sophia weszła do domu, zamykając mi drzwi przed nosem. W pewnym sensie mógłbym się teraz zemścić na Jacku, odegrać się, ale co by to zmieniło?
Po chwili znów pojawiła się w drzwiach. Kiedy tylko je otworzyła, Bruno z piskiem rzucił się na mnie i prawie powalił na ziemię.
– No już – zaśmiałem się, starając się powstrzymać wielkiego owczarka, żeby przestał lizać mnie po twarzy.
– Tęsknił za tobą – stwierdziła Sophia drżącym głosem.
Głaskałem go i tuliłem. Miał już cztery lata, a nadal zachowywał się jak szczeniak. Cholernie mi go brakowało i kiedy tylko Sophia zadzwoniła z informacją, że nie może się nim dłużej zajmować, natychmiast tu przyjechałem.
Podała mi smycz i w tym momencie nasze dłonie się zetknęły, powodując przyjemne mrowienie w całym ciele. Zignorowałem je, starając się skupić całą uwagę na Brunonie. Nadal skomlał, machał ogonem i próbował na mnie skakać, jednocześnie liżąc moje dłonie.
Dziewczyna podała mi jeszcze torbę z jego zabawkami i innymi duperelami, a ja ruszyłem w stronę auta bez żadnego pożegnania. Miałem nadzieję, że widzę ją po raz ostatni. W końcu oddała mi Brunona, nic nas już nie łączyło. Sprzedałem nawet cholerny dom, w którym razem mieszkaliśmy.
– Gdybyś miał problemy z opieką podczas trasy, daj znać – krzyknęła jeszcze, zanim wsiadłem do auta.
Nie będę miał problemów. Violett, starsza pani, która zajmowała się moim domem, zajmie się też zwierzakiem, kiedy mnie nie będzie. I miałem cholernie wielu przyjaciół. Nie byłem sam.
Bruno zaszczekał z tylnego siedzenia, kiedy uruchomiłem silnik. Czekało nas jakieś pięć godzin jazdy do Los Angeles.
Moja kariera rockmana zaczęła się, kiedy miałem osiemnaście lat. Po tym, jak wygrałem jeden z muzycznych programów i nagrałem solową płytę, rzuciłem szkołę i wyjechałem z Nowego Jorku do Los Angeles, gdzie miałem większe szanse. Kochałem grać i śpiewać, a scena była dla mnie czymś w rodzaju spowiedzi przed całym światem. Stojąc przed tłumem, oddawałem ludziom całego siebie.
Zanim jeszcze na dobre rozgościłem się w Mieście Aniołów, znalazłem ekipę, z którą gram do dziś. Wspólnie zdecydowaliśmy, że nasz zespół ze względu na moją sławę, będzie nosił nazwę Hakon. Osiągnęliśmy niemal wszystko na rynku muzycznym. Byliśmy milionerami i chociaż moglibyśmy utrzymywać się z samych tantiem, nadal koncertowaliśmy, nadal nagrywaliśmy. Kochaliśmy to.
Kilka lat temu otworzyłem studio, w którym wszystkie terminy były zajęte do końca przyszłego roku. Nie chciałem polegać tylko na czymś tak ulotnym, jak kariera sceniczna, bo ta mogła się skończyć w każdym momencie. Chciałem mieć pewność, że kiedy zejdę ze sceny już na zawsze, nadal będę mógł prowadzić życie na poziomie i pomagać rodzicom, którzy mnie wychowali, którzy pomogli mi spełnić marzenia i którzy byli ze mnie dumni.
Mama od początku ostrzegała mnie przed Sophią. Widziała w niej karierowiczkę pragnącą wybić się na moich plecach. Wydawało mi się, że Sophia mnie kochała, że tworzyliśmy udany związek, że będziemy razem już zawsze.
Nie nazwałbym siebie skurwielem, któremu sodówka uderzyła do głowy. Rodzice dobrze mnie wychowali, nigdy bym nie zdradził Sophii, chociaż miałem tysiące okazji. Dochowałem jej wierności i chyba teraz tego żałowałem. Gdybym sypiał z fankami, może teraz czułbym się lepiej.
Od czasu rozstania, spałem z trzema kobietami. Nie było to nic zobowiązującego, ot jednorazowe numerki, nawet nie pamiętałem ich imion. Chłopaki nie mieli problemu z przypadkowym seksem, natomiast ja… mimo złej sławy całej kapeli, ja jednak wolałem seks z kobietą, którą kochałem. Takie pieprzenie bez uczuć przypominało jedzenie podróbki szwajcarskiej czekolady. Niby jesz, ale nie ma to smaku, uroku i chemii. Potrzebowałem zaangażowania, żeby iść do łóżka, potrzebowałem uczuć. W innym przypadku po prostu było to jak inne czynności fizjologiczne.
Do celu miałem jakieś dwieście kilometrów, kiedy zadzwoniła mama. Odebrałem natychmiast.
– Oddała ci Brunona? – zapytała z przejęciem.
Tina i Finn Taylor nadal mieszkali w Nowym Jorku. Byli już na emeryturze, ale tato nadal pracował jako księgowy. Kupiłem im dom na obrzeżach miasta i chociaż nie chcieli go przyjąć, nie dałem im wyboru. Podobnie było z autem i innymi prezentami. Miałem bardzo dużo pieniędzy i zamierzałem sprawić, by rodzice także to poczuli. Doszedłem tak daleko dzięki nim.
Bruno, słysząc swoje imię, głośno zaszczekał.
– Sama słyszysz – zaśmiałem się cicho. – Wracamy do domu.
– Synku, jak poszło wasze spotkanie? – W jej głosie słyszałem duże napięcie.
Mama wiedziała, że kiedy tylko odbierałem albo odwoziłem psa, te spotkania wytrącały mnie z równowagi. Nikt nie znał mnie tak dobrze jak ona.
– Chciała, żebym wrócił – odpowiedziałem po prostu.
Tina westchnęła głośno. Nie lubiła Soph, ale widziała, jak bardzo przeżyłem nasze rozstanie. Akceptowała mój związek, bo wiedziała, że byłem zakochany.
– Hakon, wiem, że ci trudno, ale nie zasłużyłeś na to. Nie dasz rady z tym żyć, będziesz przy każdej okazji sobie o tym przypominał, kiedy ty ruszysz w trasę, kiedy ona się spóźni…
– Tak, wiem. – Przetarłem dłonią zmęczoną twarz.
– Powinieneś się z kimś umówić, na przykład tato wspominał mi o uroczej dziewczynie, jest dźwiękowcem w…
– Nie, mamo – przerwałem jej natychmiast, zanim wyobraźnia zaczęłaby podsuwać jej kolejne scenariusze. – Emma jest miła, ale ja nie mam ochoty się angażować. Mam pół roku przerwy od koncertów, a później nie chcę żyć z myślą, że kiedy wrócę, zastanę to, co ostatnio. Jest dobrze, jak jest.
Związek z Soph zniszczył mnie, zburzył obraz idealnej rodziny, którą chciałem kiedyś stworzyć. Mój obecny tryb życia nie sprzyjał stałym związkom. Nie chciałem kolejnych dramatów w moim życiu.
– Widocznie jeszcze potrzebujesz czasu.
Tu nie chodziło wcale o czas. Wątpiłem, by zdołał on sprawić, żebym przestał kochać Sophię. To tak nie działało i chociaż zrobiła rzecz niewybaczalną, nie potrafiłem jej wymazać z pamięci ani z serca. Nie sądziłem też, że potrafiłbym zaufać po raz kolejny. To nie wchodziło w grę.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę o trasie, którą nasz zespół skończył tydzień temu, i o planach na najbliższe pół roku. Mieliśmy mieć miesiąc przerwy, a później zamierzaliśmy nagrać kolejną płytę, a następnie znów wyjazd w promującą ją trasę. Przede mną bez wątpienia pracowity czas. Byłem na rynku muzycznym już prawie piętnaście lat. We znaki dawało mi się zmęczenie, ciągłe wyjazdy i z każdym dniem coraz częściej myślałem o tym, żeby skupić się na prowadzeniu studia i jedynie okazjonalnie dawać koncerty.
Kiedy zakończyłem połączenie, spojrzałem we wsteczne lusterko zaniepokojony popiskiwaniem. Bruno siedział na tylnej kanapie mojego terenowego mercedesa, z nosem wlepionym w szybę. Warczał cicho, jakby coś go niepokoiło.
– Jestem w kiepskim nastroju po spotkaniu z tą dziwką, ale ty się nie musisz martwić – powiedziałem do niego, na co warknął po raz kolejny. – To nie jest tak, że nie mogę bez niej żyć, bo, do cholery, mogę. Nie mam depresji, stary.
Kolejne warknięcie, a następnie Bruno zaczął ujadać. Co się działo z tym psem? Po chwili wskoczył na przednią kanapę i szczekał głośno, patrząc w przednią szybę. Na poboczu drogi stało auto, a raczej leżało przewrócone na bok. Spod maski wydostawał się dym.
– Szlag – mruknąłem, a następnie zjechałem na pobocze.
Ktoś bez wątpienia potrzebował pomocy. Droga nie była o tej porze roku jakoś wybitnie uczęszczana, więc od wypadku mogły minąć długie minuty.
Wyskoczyłem z samochodu, a za mną podążył Bruno. Podbiegł do auta i zaczął szczekać. Złapałem jeszcze gaśnicę, chociaż dym raczej pochodził z chłodnicy, a nie został spowodowany ogniem.
Przednia szyba była rozbita i wyglądało na to, że auto koziołkowało kilka razy. Przez kawałki szkła widziałem tylko wielką białą plamę, nic poza tym. Co, do cholery, znajdowało się w tym aucie?
– Odezwij się – krzyknąłem, obchodząc pojazd i próbując się dostać do środka. – Nic ci nie jest?
Cisza. Wóz został porządnie zniszczony i miałem nadzieję, że nie wyciągnę z niego zwłok.
– Nic mi nie jest. – Do moich uszu po chwili dotarł lekko schrypnięty damski głos. – Próbuję otworzyć drzwi.
– Nie ruszaj się – krzyknąłem. – Zaraz…
W tej samej chwili drzwi się otworzyły, a następnie spadły na ziemię, tuż obok moich nóg. Podszedłem bliżej i wtedy zobaczyłem całą masę białego materiału oraz przerażoną twarz. To kobieta, w dodatku bardzo młoda. Z jej skroni ciekła krew, ale wyglądała na całą.
– Pomożesz mi stąd wyjść? – zapytała drżącym głosem.
Nie, do cholery, przyszedłem popatrzeć.
– Musimy to zrobić szybko, żeby auto się nie przewróciło, bo wtedy nas zgniecie, rozumiesz?
Samochód leżał na boku, drzwi od strony kierowcy znalazły się na górze. Może to i lepiej, bo gdyby było odwrotnie, mógłbym jej nie wyciągnąć.
Bruno zaczął szczekać, dziewczyna drgnęła niespokojnie.
– Gryzie? – zapytała niepewnie, lekko się wychylając.
Co ona miała na głowie? Koronę? Jej makijaż wydał mi się perfekcyjny, podobnie jak fryzura, i gdyby nie krew na skroni i policzku, wyglądałaby jak z modowego magazynu. I była śliczna. Wielkie niebieskie oczy kontrastowały z bladością twarzy, a blond kosmyki wyplątały się z koka i opadły na ramiona. Nie miałem pewności, czy taki był zamysł wizażystki, czy fryzura się popsuła, bo dziewczyna wyglądała perfekcyjnie.
– Tylko złych ludzi – oznajmiłem, a następnie podszedłem bliżej.
– To chyba nie muszę się bać – szepnęła, ale nadal patrzyła z rezerwą na Brunona.
– Uciekłaś z balu, księżniczko? – zażartowałem, próbując rozluźnić atmosferę i patrząc na tiul, który niemal wylewał się z auta, oraz diadem na jej głowie.
– Ze ślubu. Z własnego ślubu – dodała po chwili.
Spojrzałem na nią zaskoczony, ale dziewczyna już się nie odezwała, nie próbowała niczego wyjaśniać. Powinienem był zadzwonić po pogotowie i zrobiłbym to, gdybym nie usłyszał głosu dziewczyny. Teraz musiałem pomóc jej wydostać się z tej pułapki, a w następnej kolejności zadzwonić po pomoc.
– Uciekająca panna młoda? – zaśmiałem się, chcąc rozluźnić atmosferę. – Okej, skarbie, teraz delikatnie i bardzo powoli wysuniesz się na zewnątrz. Jesteś ranna? Dasz radę?
– Nic mi nie jest – zapewniła mnie i po chwili zaczęła się wysuwać. Kiedy jej ramiona były już na zewnątrz, szybko złapałem ją pod pachami i jednym ruchem wyszarpnąłem z auta, które zachwiało się niebezpiecznie, ale nie upadło.
Nie zamierzałem puszczać dziewczyny, obawiając się tego, że mogła zasłabnąć albo okazać się poważnie ranna. Ruszyłem z nią w stronę swojego samochodu, zauważając, że była zadziwiająco lekka, mimo tylu warstw materiału na sobie. Kiedy posadziłem ją na fotelu pasażera, skrzywiła się lekko.
– Muszę się dostać do Los Angeles – powiedziała niemal z paniką. – Jedziesz może w tamtą stronę?
Przez chwilę po prostu na nią patrzyłem. Naprawdę wyglądała jak księżniczka. Widać też było, że nie ucierpiała poważnie w tym wypadku, jednak mogłem się mylić. Nie chciałem jej niczego obiecywać, zanim jej nie obejrzę.
– Opatrzę cię, dobrze? – zaproponowałem szybko. – Pogadamy za chwilę.
– Masz może coś do picia? Nie piłam nic od rana – zapytała cicho, wlepiając wzrok w swoje złożone na kolanach dłonie.
Bruno siedział przy aucie i patrzył na dziewczynę, szorując ogonem po piasku. Był wyraźnie zainteresowany tym, co się działo.
Wziąłem z tylnego siedzenia butelkę z wodą i podałem nieznajomej. Wypiła niemal połowę, i to za jednym zamachem. Jak długo siedziała w tym aucie?
Odebrałem jej napój i wziąłem apteczkę. Odgarnąłem dziewczynie włosy na bok. Na skroni miała rozcięcie, ale nie wyglądało to źle.
– Przemyjemy to – poinformowałem, wyciągając wodę utlenioną i gazę. – Będzie piekło. Czy coś jeszcze cię boli?
Pokręciła głową, a włosy znów opadły do przodu. Ponownie je odgarnąłem, dotykając przez przypadek jej obojczyka. Zadrżała.
– Jak ci na imię? – zapytałem, bo dziewczyna była w szoku. Jej wzrok przeskakiwał z rozbitego auta na mnie, a następnie na Bruno.
– Liv.
Najlepiej by było, gdyby ściągnęła tę suknię, wtedy mógłbym ją obejrzeć. Istniało duże prawdopodobieństwo, że odniosła poważniejsze obrażenia, a trzymała się dzielnie tylko dzięki adrenalinie.
– A więc, Liv, uciekłaś z własnego ślubu – zagadnąłem. Wyglądała bardzo młodo. Ile mogła mieć lat? Obstawiałem, że dwadzieścia.
Skinęła głową, a następnie syknęła, kiedy przyłożyłem gazę do jej skroni.
– To boli – sapnęła, oddychając głośno.
Zobaczyłem też drobne rozcięcie na jej ramieniu i już miałem się tym zająć, kiedy dziewczyna gwałtownie mnie odepchnęła, a następnie zwymiotowała na suchą ziemię.
Patrzyłem, jak opada na kolana wstrząsana torsjami. Bruno zaczął piszczeć i patrzył na mnie takim wzrokiem, jakbym miał coś z tym zrobić. Ta sytuacja zdawała się dobrym materiałem do jakiegoś cholernego filmu, komedii romantycznej, ale kiedy dziewczyna odwróciła się w moją stronę, a ja zobaczyłem łzy w jej oczach, kompletnie nie było mi do śmiechu.