Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
66 osób interesuje się tą książką
Szef jej nie cierpi i zrobi wszystko, żeby wróciła tam, skąd przyjechała.
Noemi Marshall wychowywała się pod czujnym okiem czterech despotycznych mężczyzn, których życiowym celem stało się pilnowanie jej za wszelką cenę. Nic więc dziwnego, że marzyła tylko o tym, aby wyrwać się ze złotej klatki.
Wkrótce nadarza się ku temu okazja. Ojciec i trzej bracia dziewczyny zgadzają się na jej wyjazd do Los Angeles, ale pod jednym warunkiem – zaprzyjaźniona rodzina będzie miała ją na oku i to właśnie w ich firmie podejmie pierwszą pracę. Noemi doskonale wie, że to szansa, która może się nie powtórzyć.
Dziewczyna zgadza się na to, pragnąc wolności i samodzielności, ale już pierwszego dnia pobytu w nowym mieście w wyniku niefortunnych zdarzeń ląduje w łóżku swojego szefa. W dodatku Lane McKinley nie ukrywa, że jej nie znosi i zrobi wszystko, żeby jak najszybciej wróciła do Seattle.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 468
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2024
Joanna Chwistek
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Alicja Chybińska
Korekta:
Alicja Szalska-Radomska
Karolina Piekarska
Maria Klimek
Redakcja techniczna:
Michał Swędrowski
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8362-366-5
Noemi
Serce mocno tłukło się w mojej klatce piersiowej, a dłonie zrobiły się wilgotne od potu. Podjęłam już decyzję i wiedziałam, że zrobię to, co uważam za słuszne, ale chciałam, żeby ojciec i bracia mnie zrozumieli.
Bycie najmłodszą w rodzinie, do tego jedyną kobietą, nie wiązało się tylko z przywilejami, ale miało także swoje minusy, a jednym z nich była nieustanna kontrola i próba ingerencji w moje życie. Zazwyczaj radziłam sobie świetnie z całą czwórką, ojcem i trzema braćmi, ale teraz chodziło o coś zupełnie innego niż facet lub jakieś wyjście. Tym razem chciałam wyjechać i to najdalej, jak to tylko możliwe.
Siedziałam naprzeciwko ojca, czekając na werdykt. Wyjadę stąd tak czy inaczej, albo w pokoju, albo w stanie wojny, nie obchodziło mnie to. Wiedziałam, że żaden z nich nie mógł długo się na mnie gniewać i prędzej czy później zaczną przepraszać za swoją porywczość.
Zane, mój najstarszy brat, stał za biurkiem obok ojca i patrzył na mnie ze złością, zapewne dziwiąc się, że miałam czelność powiedzieć im coś takiego. Rick zaś siedział obok mnie w kompletnym milczeniu, a najmłodszy, Troy, buszował właśnie w barku ojca, poszukując czegoś mocniejszego.
Tę rozmowę odbyliśmy już tydzień temu i musiałam przyznać, że wtedy czułam się o wiele gorzej, teraz bracia i ojciec, owszem, byli zdenerwowani, ale wydawali się pogodzeni z sytuacją. Liczyłam się z tym, że spróbują kombinować, zwłaszcza Zane, ale ja już nie byłam małą dziewczynką i potrafiłam sobie z nimi poradzić.
To oni ponosili winę za to, że ilekroć jakiś facet chciał się do mnie zbliżyć, uciekał z podkulonym ogonem. To oni byli odpowiedzialni za to, że wyjście na każdą imprezę wiązało się z kłamstwami, kombinowaniem i wiecznym strachem, że mogą mnie szukać.
– Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz, Noemi? – odezwał się ojciec lekko schrypniętym głosem.
Zadzwonił dziś rano, by mnie poinformować, żebym po południu przyjechała do jego biura, ale nie miałam pojęcia, że zastanę tu także moich braci, i to w pełnym składzie. Czułam, że będą mnie próbowali przekonać do zmiany zdania, ale po moim trupie.
Między mną a Carterem sprawy zaszły za daleko. Nie czułam się już dobrze w tym mieście, a nawet we własnym domu. Musiałam zmienić otoczenie, wyjechać, żeby w końcu złapać oddech.
Mój związek z chłopakiem, który jako jedyny nie bał się moich braci, skończył się katastrofą. Carter, bo tak miał na imię dupek, który okazał się zdradzieckim kutasem, nadal mnie nachodził, wysyłał prezenty i pojawiał się wszędzie tam, gdzie ja, co zaczynało mnie już przerażać. Od czterech miesięcy nieustannie mówiłam mu, że to koniec, a ja nigdy nie wybaczę mu zdrady, ale ten złamas tego nie rozumiał.
Nie dowiedziałabym się o tym, co wyprawiał, gdyby nie cholerny przypadek. Miałam lecieć z ojcem do Los Angeles. Marc musiał załatwić tam interesy ze swoim znajomym Piersem McKinleyem, a ja chciałam trochę pozwiedzać i powygrzewać się na plaży, ale niestety w ostatniej chwili spotkanie zostało odwołane, bo przyjaciel ojca zachorował. Pragnęłam zrobić Carterowi niespodziankę i pojechałam do jego mieszkania, a tam… Miałam swój klucz, dlatego nawet nie pukałam. Ten kutas namawiał mnie, żebym z nim zamieszkała, chociaż mnie zdradzał! Kiedy tylko otworzyłam drzwi, już z holu słyszałam jęki i okrzyki wyraźnie świadczące o tym, co działo się w sypialni, w której ja także z nim spałam.
Kiedy weszłam do środka, na materacu klęczała blondwłosa kobieta, a Carter pieprzył ją w tyłek. Nie odezwałam się nawet, a oni mnie nie widzieli, więc wyciągnęłam z torebki telefon i zrobiłam im zdjęcie, które wysłałam chłopakowi dopiero, kiedy wróciłam do domu. Carter szalał, próbował się tłumaczyć, ale ja mu na to nie pozwoliłam. Takich rzeczy nie da się wyjaśnić. To, że dał mi spokój chociaż na jakiś czas, było zasługą moich braci. W tym jednym przypadku ich nadopiekuńczość jednak okazała się pożyteczna.
– Tak, jestem pewna – potwierdziłam, starając się, żeby mój głos brzmiał stanowczo. – Chcę wyjechać, zacząć staż gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna i gdzie nie sięgają wasze macki.
Zane prychnął, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
– Załatwię ci staż w takim miejscu, że nie dostaniesz taryfy ulgowej – zapewnił, spoglądając na ojca.
Wiedziałam już, że ten miał zamiar pozwolić mi wyjechać, jedynie moi bracia stawiali jeszcze opór. Wyjadę tak czy inaczej, ale nie chciałam się z nimi rozstawać w złości. Miałam dość tego, że Carter wysyłał mi prezenty, pojawiał się w miejscach, w których ja się pojawiałam i pisał do mnie oraz dzwonił, często z innych numerów i często nawet się nie odzywał, kiedy odbierałam połączenie.
Zaczęłam podejrzewać, że facet jest niespełna rozumu, kiedy dostałam kilka kompletów bielizny, futrzane kajdanki czy skórzane rękawiczki. Czarę goryczy jednak przelały zdjęcia otrzymane kilka tygodni temu. Przedstawiały one domek gdzieś na wsi, wśród zieleni, a na każdym widniały podpisy w stylu „To nasz wspólny dom i wkrótce Cię tam zabiorę” albo „Już niedługo, Noemi”. Nie wspomniałam o tym braciom, ale ogarnęło mnie przerażenie. Poszłam nawet na policję, ale nie miałam żadnych dowodów na to, że to Carter mnie nachodził, więc tak naprawdę odesłano mnie z kwitkiem. Jedyną moją nadzieję stanowiło to, że chłopak odpuści, jeśli zniknę z miasta i nikt nie będzie wiedział, gdzie jestem.
– Tu nie chodzi tylko o staż. – Spojrzałam na Zane’a, a następnie utkwiłam wzrok w ojcu. – Chcę zapomnieć o Carterze, zmienić otoczenie. Przecież nie wyjeżdżam na zawsze, to tylko tymczasowe rozwiązanie – tłumaczyłam cierpliwie. – I nie, to nie jest to, co myślicie. Ja nie proszę was o zgodę, ja wam oznajmiam.
Przez gabinet przeszedł szmer dezaprobaty, a ja uniosłam podbródek jeszcze wyżej. Wychowało mnie czterech facetów i wiedziałam, że każda oznaka słabości lub zwątpienia będzie wykorzystana przeciwko mnie, a na to nie mogłam pozwolić, nie tym razem. Wiele rzeczy potrafiłam odpuścić, ale nie to.
Mój Boże, gdyby ta zgraja dowiedziała się o tych przesyłkach, zdjęciach, bez wątpienia Carter skończyłby na cmentarzu, a oni w więzieniu, a tego za cholerę nie chciałam.
Nie miałam pojęcia, czy bardziej nienawidzę go za to, że mnie zdradził, czy za to, że próbował mi wmówić, że ktoś mu czegoś dosypał, a tej kobiety kompletnie nie znał.
– Podejmujesz pochopne decyzje, Noemi – stwierdził siedzący obok mnie Rick. – Nikt nie będzie nad tobą skakał podczas stażu tylko dlatego, że masz na nazwisko Marshall.
– Na pewno – prychnęłam, ledwo nad sobą panując. – W tym mieście nie ma miejsca, do którego nie sięgałyby wasze macki, a ja chcę być traktowana sprawiedliwie, nie rozumiecie tego? Chcę też wyjechać i…
– Zatłukę tego gnoja i nie będziesz musiała wyjeżdżać, żeby o nim zapomnieć – wtrącił Troy.
Ojciec słuchał naszej rozmowy z uwagą, zerkając kolejno na każdego z nas, jakby próbował podjąć jakieś sensowne decyzje. Naprawdę nie rozumiał, że żaden z nich nie miał nic do gadania, a moje walizki zostały już spakowane?
– To nie chodzi tylko o Cartera, ale także o staż, który chcę odbyć we właściwych warunkach – tłumaczyłam cierpliwie. – Bez zagrożenia, że ktoś się będzie ze mną cackał. Jestem dorosła. Nie widzicie tego?
– Oczywiście, że widzimy – stwierdził kwaśno Zane. – Dlatego powinnaś zostać w domu. Wokół kręci się wystarczająco wielu zwyroli i innych szumowin.
Spojrzałam na brata, uśmiechając się lekko. Lekcja numer dwa, nigdy nie daj się wyprowadzić z równowagi, gdyż wtedy zyskają poczucie, że zwyciężyli, a ty się zdenerwujesz, bo twoje argumenty są marne. Nie tym razem.
– Jak wszędzie. – Wzruszyłam lekko ramionami.
– Nie uważasz, że trochę inaczej jest jednak, jeśli jesteśmy blisko? – zauważył Troy.
– Nie, bo podczas włamania mogę nie zdążyć po was zadzwonić, jeśli ktoś mnie będzie akurat gwałcił lub przystawiał nóż do szyi – stwierdziłam, przesuwając kolejno spojrzeniem po twarzach braci i ojca. Tylko Marc pozostawał niewzruszony. Czułam, że podjął już decyzję, pozwalał się nam jedynie wykrzyczeć.
– Noemi… – Rick przewrócił oczami, powoli tracąc cierpliwość.
Moi bracia byli diabelnie przystojni, dziedzicząc niemal wszystkie geny po naszym ojcu, którego włosy, teraz już przyprószone siwizną, kiedyś miały kruczoczarny kolor. Cała trójka była równie wysoka i barczysta jak on. Różniliśmy się wyglądem, gdyby nie nazwisko, nikt by nie pomyślał, że jesteśmy rodzeństwem. Sama miałam włosy… niemalże czerwone, a oczy niebieskie.
– Nie zgadzam się z tym wyjazdem – burknął Rick.
– Nie musisz – syknęłam. – Jakoś to przeżyję.
– Dosyć. – Nagle do rozmowy wtrącił się ojciec, który powiedział jedynie jedno zdanie, odkąd tu weszłam. – Załatwiłaś już ten staż?
– Nie, jeszcze nie – powiedziałam zgodnie z prawdą.
Chciałam lecieć do Nowego Jorku i tam na miejscu się tym zająć. Po prostu musiałam jak najszybciej wyjechać.
– Nie będę cię zatrzymywał siłą – odezwał się cichym głosem ojciec, a ja skupiłam na nim całą swoją uwagę.
Widziałam wyraźnie, że w jego oczach czaił się smutek.
– Jednakże mam pewne uwagi do kierunku, w jakim chcesz się udać.
Nie powiem, że mi nie ulżyło. Zależało mi na tym, żeby wyjechać stąd w przyjaznej atmosferze.
– Tato… – próbował mu przerwać Troy, ale ojciec uniósł dłoń i to wystarczyło, żeby mój brat zamilkł.
– Nie będę owijał w bawełnę, dziecko – odezwał się Marc, patrząc mi w oczy. – Jesteś dla nas najcenniejszym skarbem, młodą, śliczną kobietą i… – Przełknął głośno ślinę. – Nie poradzę sobie z twoim wyjazdem do Nowego Jorku, do reszty osiwieję i zwariuję. Chyba że zgodzisz się na moje rozwiązanie.
– Jakie? – zapytałam szybko.
Czy okazałabym się na tyle bezduszna, żeby wyjechać, widząc, jak ojciec bardzo się o mnie martwił?
– Chciałbym pożyć spokojnie, skarbie, mam już swoje lata – tłumaczył cierpliwie. – Nie chciałbym ci podcinać skrzydeł, Noemi, ale zrozum, ja…
– Tato – warknął Zane. – Nie ma takiej cholernej opcji, słyszysz?
Marc rzucił najstarszemu synowi szybkie spojrzenie, a następnie znów skupił całą uwagę na mnie.
– Pragnę, żebyś zaznała szczęścia, i nie chciałbym się o ciebie martwić, rozumiesz? A przynajmniej nie tak bardzo.
– Co proponujesz? – zapytałam, po czym głośno przełknęłam ślinę.
– Kiedy powiedziałaś o tym stażu i że chcesz wyjechać, pomyślałem, że jest to dla mnie kompletnie nie do przyjęcia, jeśli zostaniesz całkiem sama.
– Nie wybierasz się ze mną? – zapytałam zaskoczona, na co ojciec pokręcił głową. – I mam nadzieję, że oni także nie – odezwałam się, wskazując kolejno na moich wściekłych braci.
– Oczywiście, że nie – zaprzeczył natychmiast. – Ale pomyślałem, że mam sposób na to, żebyśmy czuli się spokojniej, kiedy ty się rozwijasz.
– Jaki to sposób? – zapytałam ponownie.
– Mój przyjaciel, Piers McKinley – wyjaśnił. – Wiesz, kim jest, prawda?
– Tak – przyznałam. – Ma linie lotnicze.
– Teraz firmę prowadzą jego synowie, ale obiecał mi, że jeśli tylko zechcesz, dostaniesz u nich staż – wyjaśnił. – Piers także na czas twojego pobytu wynajmie ci jeden ze swoich apartamentów – dodał szybko. – Poczuję się lepiej, wiedząc, że ktoś będzie obok, w razie czego.
– Tato, jestem dorosła i…
– Ale mimo wszystko zbyt młoda i zdecydowanie zbyt bogata, rozumiesz? – przerwał mi ostro. – Nikt nie będzie cię tam trzymał za rączkę, ale muszę mieć świadomość, że ktoś jest blisko. Uparłaś się na wyjazd, dobrze, szanuję to. Ale to mój warunek, Noemi. Mam nadzieję, że zrobisz to dla starego ojca, który oszaleje ze zmartwienia, jeśli jednak postanowisz lecieć gdzie indziej, gdzie kompletnie nie mam żadnych kontaktów ani znajomości.
Ten kij ma dwa końce. Ja potrafiłam grać im na uczuciach, wymuszać pewne zachowania, ale mój ojciec także był w tym mistrzem.
– Dobrze – zgodziłam się po chwili, słysząc parskania, warknięcia i inne dziwne odgłosy braci. – Polecę do Los Angeles i tam podejmę staż.
Ojciec powoli kiwnął głową, ale na jego twarzy zobaczyłam wyraźnie malującą się ulgę.
– Tonny odwiezie cię jutro na lotnisko. Zarezerwowałem ci już lot.
Skrzywiłam się lekko. Czyli wiedział, że się zgodzę, kiedy postawi mnie pod ścianą i wyciągnie asa z rękawa w postaci swojego zmartwienia.
– Przylecę do ciebie – odezwał się Zane, a w jego głosie pobrzmiewało ostrzeżenie. – I masz dzwonić, gdyby cokolwiek się działo, łapiesz?
Spojrzałam na brata ze złością i dużo nie brakowało, żebym pokazała mu język, ale to zdecydowanie nie były te lata…
– Może wszyscy wpadniecie, co? – zadrwiłam, patrząc po kolei na nich.
– Świetny pomysł – oznajmił Troy.
Tylko przewróciłam oczami, ale w głębi duszy cieszyłam się z takiego rozwiązania. Wreszcie uwolnię się spod skrzydeł tej piekielnej czwórki i będę mogła żyć tak, jak mi się podoba. Odkąd dziesięć lat temu zmarła mama, ich troska i strach o mnie stały się niemal przytłaczające i czułam ciężar każdej swojej decyzji, chociaż tak naprawdę miałam prawo popełniać błędy i się na nich uczyć.
– Trzymajcie się ode mnie z daleka – burknęłam, powoli wstając z miejsca. – Mam zamiar pracować, zdobywać doświadczenie. Przestańcie mnie w końcu dusić. Nie planuję zostać striptizerką ani zmieniać facetów co noc.
– Tylko byś spróbowała. – Rick szturchnął mnie łokciem, na co prawie straciłam równowagę.
Posłałam im całusa w powietrzu, a następnie pośpiesznie opuściłam gabinet ojca, machając na pożegnanie jego sekretarce. Upragniona wolność nadchodziła wielkimi krokami, a ja już nie mogłam się doczekać chwili, kiedy znajdę się w samolocie z daleka od popieprzonego Cartera i całej tej piekielnej czwórki.
Noemi
Ostatni raz rzuciłam okiem na swój pokój, ale nie czułam smutku, jedynie ogromne podekscytowanie na samą myśl, że lada chwila znajdę się na lotnisku z daleka od tej bandy zaborczych i kontrolujących facetów. To prawdziwe utrapienie mieć trzech braci i ojca, którzy wskoczyliby za tobą w ogień. Każda moja łza zawsze wiązała się z pytaniami „kto”, „kiedy” i „dlaczego”. Gdyby mogli, podpaliliby dla mnie świat, i naprawdę to doceniałam, z tym że kiedy miałam dwanaście, no może czternaście lat oraz wcześniej. Teraz? Taka armia była jedynie sporym utrudnieniem, a ja potrzebowałam odetchnąć.
Kiedy zeszłam na parter, Tonny już na mnie czekał. Chwilę wcześniej zapakował moje walizki do samochodu. Mężczyzna był tuż przed trzydziestką i pracował jako kierowca mojej rodziny. Ojciec Tonny’ego pełnił funkcję szefa ochrony naszej firmy, a chłopak dobrych kilka lat temu, zaraz po skończeniu college’u dostał pracę jako szofer. Lubiłam go, bo kiedy chodziłam jeszcze do szkoły, Tonny naginał dla mnie niektóre zakazy ojca, zwłaszcza wtedy, kiedy musiałam po lekcjach wracać od razu do domu, a chciałam zajrzeć do galerii handlowej. O ile dobrze liczyłam, mężczyzna przez prawie dziesięć lat pracował dla nas, najczęściej wożąc mnie i odbierając z zajęć. Był dość przystojny, a jego sylwetka i rozbudowane mięśnie sprawiały, że czułam się przy nim bezpieczna.
– Gotowa? – zapytał, mierząc mnie uważnym spojrzeniem, na co tylko skinęłam głową, stawiając stopę na ostatnim stopniu.
Miałam na sobie dżinsowe spodnie i koszulę w czerwono-czarną kratę oraz białe tenisówki. Musiało być mi wygodnie w czasie długiego lotu. W Seattle panował chłód, wręcz mróz, a pogoda w Los Angeles była zupełnie inna, więc nie chciałam brać ze sobą płaszcza i kozaków. W aucie działało ogrzewanie, na lotnisku także, więc nie czułam takiej potrzeby.
– Tak – potwierdziłam, mijając go w holu.
Z ojcem i braćmi pożegnałam się z samego rana, zaraz przed ważnym spotkaniem, które mieli z jakimś inwestorem. Marc to deweloper, a w prowadzeniu interesów pomagali mu moi bracia. Gdybym chciała, mogłabym odbyć staż w naszej rodzinnej firmie, ale musiałam odmówić, nie chcąc, by traktowano mnie jak księżniczkę. Miałam pracować i się uczyć, zdobywać wiedzę, a zdawałam sobie sprawę, że przy całej tej czwórce to okazałoby się niemożliwe.
Nie umiesz czegoś zrobić? To zostaw.
Chcesz wyjść szybciej z pracy? Pewnie.
Męczy cię to? Ktoś inny się tym zajmie.
Nie, dziękuję.
Usiadłam na tylnej kanapie luksusowego mercedesa mojego ojca i patrzyłam, jak Tonny podchodzi do drzwi kierowcy, otwiera je, a następnie zajmuje swoje miejsce.
– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – zapytał, odpalając silnik.
No tak, zapomniałam jeszcze, że oprócz trzech braci i ojca był jeszcze on. Facet, który nie tylko, że mnie woził, niejednokrotnie robił za moją niańkę. I owszem, często widząc, jak męczą mnie te zakazy i nakazy ojca, naginał je, ale nie, jeśli chodziło o bezpieczeństwo. A teraz mieli stracić mnie z oczu na całe miesiące i chyba Tonny także nie czuł się na to gotowy.
Prawda była taka, że woził mnie jeszcze na zajęcia, mimo iż osiągnęłam pełnoletność. Tak to właśnie wyglądało, wiedziałam, że muszę wyjechać, bo ta banda nie wypuści mnie spod swoich skrzydeł aż do czterdziestki.
– To świetny pomysł – zapewniłam go szybko, spoglądając ostatni raz na swój rodzinny dom, który właśnie opuszczałam.
Auto sunęło powoli podjazdem w stronę żelaznej bramy.
– Carter przestał cię nachodzić – stwierdził po chwili Tonny.
Fakt, nie pisał do mnie już od jakichś… dwóch tygodni, a ostatni prezent też przyszedł w podobnym czasie, ale to niczego nie zmieniało. Nie chciałam tu zostać, zmieniłam numer, usunęłam wszystkie konta na portalach społecznościowych i lada chwila zmienię adres.
– Maczałeś w tym palce? – zapytałam podejrzliwie.
– Być może. – Wzruszył lekko ramionami.
To całkiem prawdopodobne, z tym że wcześniej także miałam chwilowy spokój po interwencji braci, trwał on może dwa miesiące. Nie chciałam dostawać pieprzonych prezentów, kwiatów, czekoladek ani bielizny. Nie chciałam bać się każdego samochodu zwalniającego, kiedy szłam ulicą. Carter być może był jednym z tych obleśnych typów niepotrafiących znieść odrzucenia i może posunąłby się do wszystkiego, a ja wolałam nie ryzykować, tym bardziej że policja miała związane ręce, a lanie od braci wystarczało tylko na kilka tygodni. Jego błagalne wiadomości mogłam jeszcze znieść, ale nie te niespodzianki. Co zrobię, jeśli pewnego dnia przyśle mi bombę?
– Podjęłam decyzję, Tonny – powiedziałam ostro. – I nie mam zamiaru jej zmieniać. Muszę od was odpocząć.
– A co, jeśli my nie chcemy odpoczywać od ciebie? – odparł, zerkając na mnie we wstecznym lusterku.
– Jeśli czujecie potrzebę kontrolowania, macie niekończące się pokłady troski, to kupię wam psa – zadrwiłam. – I to takiego, który będzie wymagał masy uwagi i pracy. Co ty na to?
Tonny milczał przez dłuższą chwilę, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie jechaliśmy drogą prowadzącą na lotnisko.
– Ej! – wykrzyknęłam. – Powinieneś skręcić!
Drgnął niespokojnie na dźwięk mojego głosu.
– Zawrócę – burknął. – Bez paniki.
Spojrzałam na zegarek. Na szczęście postanowiłam wyjechać trochę szybciej w obawie przed tym, że napotkamy na korki, więc ta drobna pomyłka nie sprawi, że spóźnię się na lot.
– Kiedy planujesz wrócić do domu?
– Nie wiem – odezwałam się po chwili. – Nie myślałam o tym jeszcze.
– Miesiąc? Dwa? – dopytywał.
Nie po to walczyłam z ojcem i braćmi, żeby wracać tu po kilku tygodniach.
– Bardziej sześć – sprostowałam, na co mężczyzna rzucił mi kolejne spojrzenie w lusterku. Nie był zadowolony.
– Noemi…
– Dość – odezwałam się, już lekko poirytowana. Lubiłam go, szanowałam, wiele mu zawdzięczałam, ale nie miał prawa zachowywać się w ten sposób, tym bardziej że nawet Marc i moi bracia wreszcie odpuścili temat. – Nie chcę już o tym rozmawiać. Wyjeżdżam i kropka, Tonny. Nic mi się nie stanie. Jestem dorosła.
– Dorosłym też zdarzają się różne rzeczy – prychnął.
– Oczywiście – potwierdziłam. – I jeśli ma coś mi się stać, to się stanie tutaj czy w Los Angeles. Przeznaczenia nie oszukasz.
– Byłem pewny, że twój ojciec ma więcej oleju w głowie i posłucha Zane’a – stwierdził z niesmakiem.
Uderzyłam dłonią w jego fotel, na co zerknął przez ramię.
– Patrz na drogę – upomniałam go. – I pilnuj swojego nosa, okej?
Doskonale wiedziałam, że oni wszyscy chcieliby rządzić, dyrygować, ale nie ze mną te numery. Czasami z trudem przychodziło mi poradzić sobie z tym testosteronem, emocjami, ale miałam na to swoje sposoby. Ojciec, Zane, Rick i Troy bywali nieugięci, ale mój płacz działał na nich jak płachta na byka. Wtedy z trybu „Nie i koniec” włączał się tryb „kompromis” i wszyscy byli zadowoleni. Wtedy okazywało się, że jednak mogę iść na imprezę studencką, ale tylko do północy, a Tonny poczeka na mnie na kampusie, albo że mogę nocować u Avy, jeśli obiecam, że nie nigdzie nie wyjdziemy. Oczywiście, obiecywałam, co tylko chcieli, a i tak robiłam swoje, bo młodość i studenckie życie rządziły się swoimi prawami. Czy miałam wyrzuty sumienia? Być może na początku. Czy wymuszałam płacz, żeby cokolwiek ugrać? Jasne, że tak. I akurat z tym nie do końca zgadzało się moje sumienia, ale jak mogłam inaczej sobie z nimi poradzić? Cel uświęcał środki i tyle.
Wiedziałam, że gdyby mama żyła, wyglądałoby to inaczej, miałabym więcej swobody, bo ona nie dałaby mnie zamknąć w domu. W chwili kiedy zostałam jedyną kobietą w rodzinie, owinięto wokół mnie kokon, z którego nie mogłam się wydostać, a jeśli już się to udawało, to jedynie podstępem. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, więc kłamałam, żeby zaznać chociaż odrobiny wolności, nie doprowadzając jednocześnie ojca i braci do ataku serca.
– Będę dzwonił – zapowiedział Tonny, kiedy dojeżdżaliśmy na lotnisko.
– Okej – rzuciłam, patrząc na ogromny parking.
– Masz odbierać – zażądał.
– Dobra – obiecałam.
Nie chciałam, by mnie odprowadzał, więc kiedy wyciągnął z bagażnika moje dwie walizki, natychmiast je pochwyciłam.
– Do zobaczenia, Tonny – pożegnałam się jedynie przez ramię, wzrokiem zabraniając mu się ruszyć z miejsca.
Nie chciałam już, by za mną łaził i mi pomagał. Kiedy po kilkunastu metrach obejrzałam się za siebie, mężczyzna nadal stał tam, gdzie go zostawiłam, wlepiając we mnie uważne spojrzenie. Roześmiałam się i pokazałam mu język, a jego mina pozostała niewzruszona.
Od tej właśnie chwili zaczynałam nowe życie, a Tonny musiał się z tym pogodzić, podobnie jak cała ta horda kontrolujących dupków.
Kiedy siedziałam już w samolocie, poprosiłam, aby podano mi najlepszego szampana. W końcu byłam wolna i musiałam porządnie uczcić zmiany nadchodzące wielkimi krokami.
Noemi
Lot trwał pięć i pół godziny, a ja tak zachłysnęłam się tą wolnością, że wypiłam całą butelkę najdroższego szampana, jaki mieli na pokładzie. Kiedy wylądowaliśmy, lekko szumiało mi w głowie i dziękowałam Bogu, że raczyłam się trunkiem przez pięć godzin lotu, bo jeśli podróż trwałaby krócej, nie dałabym rady wysiąść.
Ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam starszą kobietę czekającą w hali przylotów z wielką kartką, na której napisano moje imię, oraz z mężczyzną mającym na sobie uniform szofera podobny do tego, który nosił Tonny.
– Witaj, drogie dziecko. – Kobieta ucałowała mnie w oba policzki, uśmiechając się lekko, mimo iż była wyraźnie zmęczona.
Kiedy zerknęłam na wielki zegar, zobaczyłam, że dochodziła pierwsza w nocy.
– Nazywam się Rita, pracuję w McKinley Air i wysłano mnie po ciebie, żebyś bezpiecznie dotarła do apartamentu. – Wyciągnęła przed siebie dłoń, w której znajdowały się klucze. – Proszę, to do twojego nowego lokum.
– Dziękuję. – Odwzajemniłam uśmiech, chowając klucze do kieszeni szortów.
– Chodźmy. – Rita ziewnęła, obejmując mnie ramieniem, a mężczyzna zajął się moim bagażem. – Jest już późno, na pewno jesteś zmęczona.
– Trochę – zaśmiałam się cicho, bo tak naprawdę byłam pobudzona i podekscytowana.
Prawdę mówiąc, wolałam wziąć taksówkę, przejechać się po mieście, nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie niańczył, ale przymknęłam na to oko. Zaraz znajdę się w swoim nowym mieszkaniu, a od jutra rozejrzę się po okolicy. Staż rozpoczynałam dopiero w poniedziałek, więc miałam przed sobą trzy dni wolnego i zamierzałam wykorzystać je na zwiedzanie lub drobne zakupy, jeśli w mieszkaniu, którego użyczył mi Piers McKinley, będzie czegoś brakowało.
– Miałaś już do czynienia z liniami lotniczymi? – zagadnęła Rita, kiedy siedziałyśmy już w aucie.
– Nie, to mój pierwszy raz.
Kobieta znów uśmiechnęła się lekko, a następnie wierzchem ręki zasłoniła usta, aby stłumić ziewnięcie. To bardzo miłe z ich strony, że wysłali po mnie delegację, ale sam szofer by wystarczył, Rita nie musiała się trudzić i czekać na lotnisku o tak nieludzkiej godzinie.
– Jestem sekretarką Lionela – wyjaśniła. – Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, możesz zgłaszać się do mnie.
– Świetnie, dziękuję – szepnęłam podekscytowana faktem, że miałam już kogoś w firmie, do kogo będę mogła uderzyć w razie problemów.
– Przygotowałam ci stanowisko przy biurze Lane’a. Nic wielkiego, ale będziesz miała swoje miejsce i drzwi, które w razie czego zamkniesz. – Kobieta zaśmiała się cicho. – Na tę chwilę Lane został sam w firmie, bo jego brat musiał… eee… wyjechać.
– Rozumiem.
– Zrozumiesz w poniedziałek. – Rita mrugnęła do mnie. – Odkąd Lionel uciekł… – Urwała gwałtownie, zerkając na mnie. – To znaczy wyjechał – poprawiła się pośpiesznie, a następnie odchrząknęła. – Większość rzeczy jest na głowie Lane’a, więc ma pełne ręce roboty i nie jest pokojowo nastawiony. Będziesz z nim pracować, więc przygotuj się na wszystko, moja droga.
To nie brzmiało zbyt optymistycznie, ale miałam zamiar sama się przekonać, czy faktycznie jest tak źle, jak twierdziła Rita.
– Mam ojca i trzech braci – powiedziałam tylko, na co kobieta wybuchnęła śmiechem i spojrzała na mnie ze zrozumieniem.
– To wiele wyjaśnia – stwierdziła. – W takim razie jestem pewna, że poradzisz sobie z naszym wielkim i złym smokiem.
– Mam swoje sposoby – zapewniłam ją.
– Och, w to nie wątpię. – Roześmiała się cicho.
Odniosłam wrażenie, że złapię z nią wspólny język, a moje początki w firmie okażą się nie takie złe, jak początkowo mi się wydawało. Pierwsze dni zawsze są trudne, kiedy nikogo nie znasz, a każdy patrzy na ciebie jak na zjawisko.
– Mam nadzieję, że będę robiła coś więcej niż kawę dla tego potężnego i złego smoka – zażartowałam.
– Oczywiście – potwierdziła Rita natychmiast. – Już zadbam o to, żebyś zajęła się czymś konkretnym. Studiowałaś zarządzanie, prawda?
– Tak.
– Nie martw się. – Poklepała mnie po dłoni, którą trzymałam na udzie. – Całkowicie nie wyeliminujemy robienia kawy, ale dostaniesz też swoje zadania i ja już tego przypilnuję. – Mrugnęła do mnie. – Ponieważ nie ma Lionela, pomagam też ogarniać bałagan, którego narobi Lane. Jesteś w dobrych rękach, drogie dziecko, uważaj tylko na Claudię.
– Kim jest Claudia? – zapytałam zaciekawiona.
– Dyrektorką marketingu – wyjaśniła. – Będziesz miała z nią częsty kontakt. Od dawna próbuje złapać w sidła któregoś z braci, ale nie bardzo jej się to udaje. Każdą młodą kobietę traktuje jak rywalkę i pamiętając, co działo się z Ari, po prostu cię uprzedzam.
– Kim jest Ari? – zainteresowałam się, mając nadzieję, że moja nowa znajoma powie coś więcej.
– To podopieczna rodziny McKinley, ale to długa historia. – Rita pokręciła powoli głową.
Najwyraźniej nie chciała już więcej mówić na ten temat, a ja nie zamierzałam nalegać.
– W każdym razie uważaj na Claudię, taka moja przyjacielska rada.
Planowałam uważać na każdego, nie tylko na wspomnianą dyrektor marketingu. Nikogo tu nie znałam, więc automatycznie musiałam zachować czujność.
– Piers i Meg chcą też zjeść z tobą kolację, przywitać cię w mieście. Pasuje ci sobota?
– Jasne – potwierdziłam szybko. I tak nie miałam konkretnych planów na najbliższe dni, z wyjątkiem zwiedzania czy zakupów.
– Do apartamentu przynależy basen i siłownia, to wszystko znajdziesz na dole – kontynuowała Rita.
W tej samej chwili auto zatrzymało się pod wielkim wieżowcem.
– To właśnie tu zamieszkasz. Masz klucz? – upewniła się, na co skinęłam głową. – Świetnie. Czterdzieste czwarte piętro, numer masz zapisany na plakietce. Wejdziesz do środka, przy recepcji powiesz ochroniarzowi nazwisko, a on pokieruje cię do windy. Dasz sobie radę z walizkami?
– Jasne – potwierdziłam szybko, a następnie dodałam, widząc, że kobieta się wahała: – Mają kółka, nie są ciężkie, tak że spokojnie.
– Główna sypialnia jest na samym końcu korytarza, tam wszystko zostało przygotowane na twój przyjazd. Lion ma identyczny apartament piętro wyżej, a Lane mieszka na twoim piętrze. Powodzenia, Noemi, i ciesz się nowym życiem.
Kobieta ucałowała mnie w policzek, a następnie drzwi po mojej stronie się otworzyły. Szofer wyciągnął z bagażnika walizki i, uśmiechając się lekko, postawił je na chodniku.
– Dziękuję – powiedziałam, kiedy próbował chwycić za rączki. Zapewne chciał odprowadzić mnie do budynku. – Poradzę sobie sama.
– Na pewno?
– Tak, jasne – potwierdziłam szybko, odbierając swój bagaż. – Dziękuję za podwózkę i dobranoc.
Odwróciłam się w stronę wielkich, przeszklonych drzwi i ruszyłam w ich kierunku. Budynek był okazały, przy recepcji siedział ochroniarz, któremu podałam nazwisko, a ten krótko skinął głową i zaprowadził mnie do windy.
Nie zależało mi na aż takich luksusach, ale doskonale wiedziałam, że ojciec i bracia nie przystaliby na cokolwiek innego. Oczami wyobraźni widziałam ich miny, jeśli zobaczyliby mnie w jakiejś zwyczajnej kawalerce albo dzielącą z kimś pokój. I tak czułam ogromną radość na samą myśl, że zamieszkam sama, że znajdę się z daleka od rodzinnego domu. Kochałam moich najbliższych, ale ich opieka czasami okazywała się… przytłaczająca, a ja mocno chciałam się uwolnić, żeby spróbować życia. I cóż, udało się.
Winda sunęła do góry, a ja spojrzałam w lustro na swoją zmęczoną twarz. Wielogodzinna podróż i wypity szampan dały mi się we znaki, a do tego poczułam ogromne znużenie. Kiedy w końcu drzwi się otworzyły i znalazłam się w długim korytarzu, sięgnęłam do kieszeni szortów po klucze, które dała mi Rita, gdzie na przypiętym do nich breloku widniał numer apartamentu. Bez problemu odnalazłam odpowiednie drzwi, dziwiąc się, że nadal funkcjonowały tu klucze, choć w większości miejsc stosowano już karty.
Zamek ustąpił niemal natychmiast, klucz przekręciłam jedynie raz i weszłam do środka. W pomieszczeniu panował półmrok, nikłe światło zapewniały jedynie punktowe lampki oraz blask świateł miasta wpadający przez wielkie okno.
Postawiłam walizki przy drzwiach, a następnie zsunęłam buty, szorty, pozbyłam się koszuli i rzuciłam wszystko na oparcie kanapy. Zamierzałam zająć się tym jutro, kiedy odpocznę i szampan przestanie szumieć mi w głowie.
Minęłam ogromny salon z wielkimi jasnymi kanapami, w półmroku dostrzegłam też kuchnię oraz jadalnię i ruszyłam korytarzem w stronę głównej sypialni, o której mówiła mi Rita. Z trudem stłumiłam ziewnięcie, krocząc dumnie w samej bieliźnie i w postanowieniu, że prysznic wezmę z samego rana, przecież nic się nie stanie, prawda? Padałam z nóg i musiałam odpocząć.
Nacisnęłam klamkę białych drzwi na końcu korytarza, a następnie weszłam do środka. Ciężkie zasłony sięgające samej podłogi zasłaniały wielkie okno, ale udało mi się zobaczyć zarys łóżka, więc ruszyłam w jego stronę, wzdychając głośno z poczucia ulgi, że już za chwilę poczuję pod sobą wygodny materac i będę mogła zasnąć.
Po drodze mój mały palec zetknął się z nogą mebla, na co jęknęłam cicho, w myślach wyrzucając sobie nieostrożność. Kiedy opadłam na łóżko, krzyknęłam głośno, przerażona jak nigdy w życiu, bo materac wcale nie okazał się miękki, ale twardy i nierówny! Pisnęłam, gdy zaczęłam się zsuwać, a wtedy na moich biodrach zacisnęły się duże ręce, które unieruchomiły mnie w miejscu. W jednej chwili zaczynałam nowe życie z dala od braci, a w drugiej leżałam przyciśnięta do materaca, z unieruchomionymi nad głową nadgarstkami, a ktoś siedział okrakiem na moich nogach, blokując każdy mój ruch! Zaczęłam wrzeszczeć wniebogłosy, a wtedy ciężka dłoń opadła na moje usta, odbierając mi dopływ powietrza. Przepełniła mnie pewność, że zginę, i tylko cud mógł mnie uratować.
Noemi
Jakby z oddali docierały do mnie ciche przekleństwa, a wtedy odzyskałam siły, gryząc napastnika w dłoń, którą trzymał na moich ustach. Niestety, łapa nie zniknęła, a uścisk wokół moich nadgarstków się wzmocnił. Wierzgałam, kopałam nogami, ale to nic nie dawało. W ciemnościach niewiele widziałam, ale sylwetka napastnika, który na mnie czekał, była na tyle duża, że bez wątpienia bandzior musiał być mężczyzną.
– Uspokój się – usłyszałam lekko schrypnięty i zniecierpliwiony męski głos.
Ja miałam się uspokoić? Zapewne ten atak został zaplanowany, facet czekał na mnie, chciał okraść albo może nawet zgwałcić, a ja nie zamierzałam się poddawać.
– Ugryź mnie jeszcze raz, a nie zaczekam do przyjazdu policji, tylko wypieprzę cię przez to okno!
Policji? O czym on mówił? Jedyną osobą, która miała prawo powiadomić organy ścigania, byłam ja. Zamarłam na jego słowa.
– Teraz zabiorę dłoń z twojej twarzy – powiedział spokojnie. – Jeśli krzykniesz, pozbawię cię przytomności, rozumiesz?
Przełknęłam głośno ślinę, czując nadchodzący atak paniki.
– Kiwnij głową, inaczej nie zabiorę ręki – nakazał ostro, a ja natychmiast wykonałam polecenie.
Zabrał dłoń z mojej twarzy dopiero po dłuższej chwili. Kompletnie przerażał mnie fakt, że leżałam pod tym facetem w samej bieliźnie, bezbronna i drżąca, a on mógł ze mną zrobić dosłownie wszystko i nikt mi nie pomoże. Byłam zdana na jego łaskę i w tej samej chwili, jak nigdy wcześniej, zapragnęłam znaleźć się z powrotem w domu.
– Nie rób mi krzywdy – szepnęłam drżącym głosem.
Mężczyzna poruszył się, ocierając o moje ciało, a dreszcz przerażenia przeszył mnie jak błyskawica. Usłyszałam ciche kliknięcie, a następnie pokój rozświetliła niewielka nocna lampka stojąca na stoliku. Przez dłuższą chwilę mój wzrok przyzwyczajał się do światła, a kiedy już się to stało, zobaczyłam mężczyznę, który na mnie siedział i więził w stalowym uścisku moje nadgarstki.
Mój Boże, ten facet był istnym dziełem sztuki. Muskularna klatka piersiowa, szerokie ramiona, wyrzeźbiony brzuch, a to wszystko tylko dopełniała twarz o bardzo intrygujących rysach. Napastnik miał ciemne włosy, brązowe oczy, orli nos i silnie zarysowaną linię szczęki, pokrytą krótkim zarostem. Wściekłość malująca się na jego twarzy sprawiła, że kolejny raz zadrżałam z niepokoju, tym bardziej że siedział na mnie, mając na sobie jedynie bokserki i lustrując mnie uważnie.
– Kim jesteś? – zapytałam, bo nie mogłam znieść już tego milczenia.
Mężczyzna prychnął, spuszczając wzrok na moje piersi okryte jedynie czarnym koronkowym biustonoszem, przez który prześwitywały sutki. Od zawsze miałam słabość do dobrej i wyzywającej bielizny i w tym momencie zaczęłam tego mocno żałować.
– Nie dość, że włamywaczka, to jeszcze bezczelna – stwierdził, krzywiąc się lekko.
– Ja nie… – próbowałam zaprzeczyć, ale szybko mi przerwał, przesuwając powoli wzrokiem po moim ciele.
– Chociaż mam poważne podejrzenia, że chciałaś się pieprzyć – rzucił, wracając spojrzeniem do moich oczu. – Jeśli chciałabyś mnie okraść, nie rozbierałabyś się do samych majtek, prawda?
– To jakaś pomyłka, ja…
– Jestem cholernie zmęczony – warknął. – W nocy wróciłem z Seattle i jeśli przekonasz mnie jakoś, żebym nie dzwonił na policję, będę na tyle wspaniałomyślny, że to przemyślę. – Znów zatrzymał spojrzenie na moich piersiach, a po chwili przesunął je na wisiorek, który miałam na szyi, a następnie ujął go między palce. – Cóż to? Diament?
Skinęłam szybko głową.
– Kolczyki też są diamentowe?
Ponownie kiwnęłam, przełykając głośno ślinę. Mój Boże, co się ze mną działo? Zazwyczaj byłam wygadana, ale teraz, leżąc pod nim, niepewna swojego losu, nie potrafiłam wykrztusić słowa!
– I bielizna też nie należy do najtańszych – stwierdził. – Po co tu przyszłaś? Chciałaś wywołać skandal? Jak się tu dostałaś?
Sytuację mocno komplikował fakt, że w pewnej chwili mężczyzna pochylił się nade mną, a ja poczułam na brzuchu jego erekcję. Bałam się, potwornie się bałam, ale oprócz tego było coś jeszcze, coś, o czym nawet nie chciałam myśleć, bo to chore i popieprzone! Nie powinnam tego czuć w obecności obcego faceta, i to leżącego na mnie niemal nago!
Nie miałam pojęcia, skąd się tu wziął, dlaczego najwyraźniej spał w tym łóżku, mój przerażony umysł nie rejestrował oczywistych faktów.
– Rita dała mi klucz – wykrztusiłam, a jego brew wystrzeliła do góry.
– Co?
– Rita dała mi klucz – powtórzyłam już pewniejszym głosem. – Przywiozła mnie z lotniska.
Mężczyzna syknął, a następnie powoli, bardzo powoli puścił moje nadgarstki.
– Kurwa – zaklął, gapiąc się na mnie z przerażeniem.
– Czy… czy mógłbyś ze mnie zejść? – zapytałam cicho.
Siedział na mnie jeszcze przez kilka sekund, a następnie zeskoczył z łóżka i zanim zdążyłam usiąść, miał już na sobie szare dresy i przeciągał dłonią po ciemnych włosach.
– Noemi, tak? – zapytał, podszedł do łóżka i zarzucił na mnie kołdrę. – Okryj się, do diabła.
– Noemi – potwierdziłam. – Okryłabym się już jakiś czas temu, gdybyś na mnie nie siedział – burknęłam. – I skoro wiesz, kim jestem, może wypadałoby się zrewanżować, co?
W chwili kiedy ze mnie zszedł, odzyskałam rezon i odwagę. Raczej nie zamierzał mnie krzywdzić, a skoro znał moje imię, jego obecność tutaj nie była przypadkowa.
– Lane – syknął, gapiąc się w okno. – Lane McKinley.
Chryste! Wylądowałam w łóżku faceta, dla którego miałam pracować! Nie mogłam lepiej rozpocząć swojego nowego życia z dala od rodzinnego domu!
– Ale… jak? – wydukałam, gapiąc się na jego plecy.
Założył spodnie, ale zapomniał o koszulce, a ja siedziałam na łóżku mojego szefa w samej koronkowej bieliźnie!
– No właśnie, jak? – warknął, nawet na mnie nie patrząc. – Wygląda na to, że ta stara wiedźma dała ci złe klucze. Twój apartament jest na końcu korytarza.
Lane podszedł do szafki nocnej, a następnie wziął z niej smartfon. Nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem, tylko zaczął gdzieś dzwonić.
– Nie, nie obchodzi mnie, że jesteś już w domu – syczał do telefonu. – Wróć tu, Rita, z dobrymi kluczami, do diabła!
Mężczyzna zamilkł na dłuższą chwilę, słyszałam jedynie niewyraźny głos kobiety, która mówiła coś szybko.
– Nie, nie wierzę w cholerne przypadki! Jeśli to jakiś żart, to… – Lane zawiesił głos, nerwowo przeczesując palcami włosy. – Nie wkurzaj mnie – syknął. – Wróć tu i zabierz tę… po prostu zabierz ją z mojego mieszkania, do cholery! – Znów zamilkł, potok niewyraźnych słów dotarł do moich uszu. – Zapłacisz mi za to, Rita, przysięgam. Jutro wsadzę cię w pierwszy samolot do Seattle, słyszysz? – Mężczyzna zakończył połączenie, a następnie rzucił telefon na łóżko tuż przy moich nogach i wreszcie skupił na mnie wzrok.
– Rita pomyliła klucze – stwierdził. – I musisz zostać tu do rana, bo kierowca, który zawoził ją do domu, odjechał, a klucze do twojego apartamentu zostały w biurze.
– W sensie, tutaj, że w tym łóżku?
– Nie zostaniesz w tym łóżku – sarknął. – Są tu trzy sypialnie – wyjaśnił. – Jesteś głodna? Chcesz coś do picia?
Pokręciłam szybko głową. Wylądowałam przez przypadek w łóżku swojego nowego szefa i chciałam jak najszybciej znaleźć się gdziekolwiek indziej niż tutaj! Nie byłabym w stanie nic przełknąć i prawdę mówiąc, senność minęła jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, a z mojego rozluźnienia, osiągniętemu dzięki wypitemu szampanowi, nie zostało już nic.
– Eee, to ja już pójdę…
– Stój – odezwał się, na co natychmiast zamarłam. – Gdzie są twoje ubrania?
– Zostały w salonie.
– Przyniosę je. Nie będziesz paradować nago po moim mieszkaniu!
– Nie jestem naga i…
– Ta bielizna niczego nie zakrywa – stwierdził, ruszając w stronę drzwi. – Równie dobrze mogłabyś nie mieć jej na sobie, więc nie ruszaj tyłka spod kołdry i poczekaj, aż przyniosę twoje cholerne ubrania.
Był zły, wręcz wściekły, chociaż ja nie miałam nic wspólnego z całą tą pomyłką. Czekałam, aż Lane wróci z moimi ciuchami, rozglądając się po jego sypialni. Prawdziwa męska jaskinia, dominował tu surowy wystrój w ciemnych barwach. Nawet pościel była czarna.
Lane po chwili pojawił się w pokoju i rzucił moją odzież na łóżko.
– Ubierz się – polecił. – Będziesz spała w sypialni przy salonie. Pierwsze drzwi w korytarzu. Pójdę do łazienki, masz pięć minut, żeby się stąd wynieść.
Dobra, został zaskoczony równie mocno, jak ja, może nawet się wściekł, ale ja nie byłam winna tej sytuacji i ten typ nie miał prawa się na mnie wyżywać!
– Może grzeczniej, co? – burknęłam. – Zachowujesz się jak kutas.
Jego brew ponownie wystrzeliła ku górze, jakby był kompletnie zszokowany faktem, że odezwałam się do niego w taki sposób.
– Kutas? – powtórzył. – Jeszcze nawet nie zaczęłaś pracy, a już przez łóżko próbujesz zdobyć awans?
Miałam ochotę wziąć nocną lampkę i przywalić mu nią w ten durny łeb, ale się powstrzymałam. Nie widziałam sensu w zaognianiu konfliktu, który mógł utrudnić mi pracę i zniszczyć nowe życie, o które tak walczyłam.
– Jeszcze nie byłam w łóżku z kimś, kto chciałby dzwonić na policję, kiedy się w nim znalazłam – prychnęłam poirytowana.
– Sprawa kluczy to jedno, ale nie widziałaś, że ktoś jest w sypialni?
– Było ciemno, a ja byłam zmęczona po wielogodzinnym locie – wyrzuciłam z siebie jednym tchem. – W życiu nie spojrzałabym na takiego palanta jak ty.
– Odważne słowa, jak na kogoś, kto w poniedziałek zacznie bezpośrednio mi podlegać. – Wykrzywił usta w lekkim grymasie złośliwości.
– Miałeś iść do łazienki – przypomniałam mu.
– Właśnie idę, a ty się ubieraj. Masz trzy minuty.
Trzasnął drzwiami tak mocno, że aż podskoczyłam. Wyskoczyłam z łóżka, a następnie zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z tej piekielnej jaskini. Nie było sensu się ubierać, skoro miałam tylko przejść korytarzem. Już po kilkunastu sekundach znalazłam się w sypialni, którą miałam zająć, i zamknęłam drzwi na klucz, oddychając ciężko.
Cóż za fatalna pomyłka! Musiałam akurat trafić do łóżka swojego szefa… Moje zmęczenie gdzieś wyparowało, więc postanowiłam wziąć prysznic. W chwili kiedy wychodziłam już z łazienki, owinięta w biały puszysty ręcznik, usłyszałam walenie do drzwi.
Ten człowiek okazał się nieobliczalny i szalony i powoli zaczęłam żałować wyjazdu.
– Otwieraj!
– Po co? – krzyknęłam przez drzwi.
– Twój telefon nie daje mi spać, do tego twój ojciec i bracia dzwonili już sześć razy do mojego ojca, czy dotarłaś na miejsce, więc z łaski swojej otwórz te cholerne drzwi, zabierz swój telefon i poinformuj wszystkich, że jesteś cała i zdrowa!
Sprawdziłam, czy ręcznik zakrywa wszystkie newralgiczne miejsca, a następnie otworzyłam sypialnię. Lane stał przed nimi z wściekłością wymalowaną na twarzy, trzymając za pasek moją torebkę.
Kiedy mnie zobaczył, jego mina stężała, a wzrok automatycznie spoczął na nagich ramionach, mokrych włosach, a następnie przesunął się w dół.
– Trzymaj – rzucił mi torebkę, którą w porę złapałam, a następnie oddalił się długim korytarzem w stronę swojej sypialni.
Jezu, to będzie doprawdy wspaniały staż, nie ma co!
Ponownie zamknęłam drzwi, a następnie kolejno zaczęłam dzwonić do ojca i braci, że jestem na miejscu cała i zdrowa. Nie wspomniałam ani słowa o tym, co się wydarzyło. Miałam tylko nadzieję, że Lane zachowa się jak człowiek i zapomni o tym incydencie, na który nie miałam wpływu. Nie chciałam, by zmienił moje życie w koszmar, a bez wątpienia potrafiłby się do tego posunąć.
Noemi
Dochodziła trzecia w nocy, a ja nadal nie mogłam zmrużyć oka, myśląc o tej katastrofie, która stała się moim udziałem. Myślałam także o twardych mięśniach brzucha i erekcji. Czułam ją wyraźnie, kiedy Lane się poruszył. To wyglądało naprawdę kiepsko i nie miałam pojęcia, jak jutro spojrzę mu w oczy. Rita narobiła niezłego bałaganu, ale nie mogłam jej winić za tę pomyłkę. Zapewne tego nie chciała, a ja nie należałam do osób wypominających błędy. Miałam jedynie nadzieję, że Lane zachowa się jak człowiek i puści to w niepamięć, a przede wszystkim, że zacznie odzywać się do mnie normalnie, a nie winić za to, że dostałam złe klucze i wylądowałam w jego łóżku.
Nie miałam pojęcia, o której zasnęłam, ale obudziłam się tuż przed siódmą rano, czując głód i pragnienie. Udałam się do łazienki, załatwiłam najpilniejsze potrzeby i dzięki Bogu znalazłam nową szczoteczkę do zębów. Moja nadal znajdowała się w walizce, a nie chciałam wychodzić z sypialni z nieświeżym oddechem.
Ubrałam się, licząc na to, że nie spotkam tego dupka w kuchni. W świetle poranka to mogłoby być wyjątkowo niezręczne, więc miałam nadzieję, że już sobie poszedł. Z tym że co dalej? Miałam czekać na niego, aż dostarczy mi odpowiednie klucze?
Niestety, moje nadzieje okazały się płonne, bo w chwili kiedy tylko odtworzyłam drzwi sypialni, usłyszałam blender.
Miałam ochotę wrócić do środka, rzucić się na łóżko i poczekać, aż facet zniknie, ale chciało mi się pić i byłam potwornie głodna. Nie było też sensu chować głowy w piasek, więc dziarskim krokiem ruszyłam w stronę kuchni, podziwiając apartament. Przestronne wnętrze, a w dodatku przytulne, nawet jeśli wszystko zostało utrzymane w ciemnych kolorach. Ale nie kuchnia. Ta okazała się jasna i biała, a pośrodku stała duża kuchenna wyspa, przy której stał mój napastnik odziany w szary garnitur. Kiedy tylko pojawiłam się w drzwiach, utkwił we mnie spojrzenie. W świetle dnia, elegancko ubrany, z ułożonymi włosami wyglądał naprawdę świetnie. Tylko że wyraz jego twarzy mówił dobitnie, jak mocno uwiera go moja obecność.
– Cześć – powiedziałam nieśmiało, na co ten burknął jedynie suche „dzień dobry”.
Kiedy stałam tak bez ruchu, czując się jak kompletna kretynka, w końcu się odezwał, ale zajęło mu to kilkanaście długich sekund:
– Siadaj – polecił nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Zajęłam miejsce przy wyspie, a Lane podał mi świeżo wyciśnięty sok i omlet. Pachniał obłędnie.
– Co dalej? – zapytałam po chwili.
– Jadę do pracy – oznajmił. – Rita przyjedzie tu z kluczami do twojego apartamentu. Wyniesiesz się, gdy tylko je dostaniesz.
– Dziękuję. Jesteś bardzo miły. – Mój sarkastyczny ton zwrócił jego uwagę i mężczyzna spojrzał mi prosto w oczy.
– Nie bądź bezczelna. – Popchnął w moją stronę koszyk z pieczywem. – Wdarłaś się do mojego łóżka i…
– Przez pomyłkę – przerwałam mu gwałtownie. – Bo uwierz, nigdy nie znalazłabym się tam z własnej woli, więc z łaski swojej wyjmij już głowę z tyłka i zapomnij o tym, co? – odpyskowałam pełnym irytacji głosem. – I nie rób z tego wielkiej sprawy – dodałam już nieco spokojniej.
– Twierdzisz, że nie znalazłabyś się w moim łóżku z własnej woli? – wymruczał powoli, jakby jedynie to wychwycił z mojej wypowiedzi.
– Tak, tak twierdzę – potwierdziłam, na co parsknął cichym śmiechem.
– A to ciekawe. Nie podobam ci się?
Jezu, dlaczego on drążył? Oczywiście, że mi się podobał. Musiał się podobać każdej zdrowej kobiecie. Dbał o siebie, jego ciało było muskularne, twarde i wyrzeźbione, w kubku miał zapewne jakiś zdrowy koktajl, słyszałam przecież blender. Do tego ta twarz… Nie mogłam jednak się do tego przyznać.
– Prawdę mówiąc, nie myślałam o tobie w takich kategoriach. – Wzruszyłam lekko ramionami.
– A w jakich? – dociekał, siadając naprzeciwko mnie.
– W takich, jak trudna okaże się współpraca z tobą, skoro warczysz na mnie tylko dlatego, że ktoś pomylił klucze.
– A ty wpadłaś do mojego łóżka w bieliźnie, która nic nie zakrywała, i równie dobrze mogłabyś nie mieć nic na sobie. Wiesz, że w firmie obowiązuje zakaz kontaktów intymnych między pracownikami?
– Nie spałam z tobą, do cholery! – wykrzyknęłam rozzłoszczona.
– Ale chciałaś!
Przewróciłam oczami, tracąc do niego siły.
– Byłam pewna, że jestem w swoim apartamencie! Dlatego weszłam do twojego cholernego łóżka.
– Nie weszłaś, rzuciłaś się – sprostował. – Na mnie – dodał, unosząc lekko kącik ust.
– Nie wiedziałam, że jesteś w łóżku – tłumaczyłam, starając się powstrzymać przed tym, żeby oblać go tym sokiem, który mi podał. – Nie polowałam na ciebie, nie podobasz mi się i chcę w spokoju pracować. Jestem po… mam za sobą trudny związek i ostatnie, czego chcę, to kolejny facet w moim życiu.
Spojrzał na mnie, nie kryjąc zainteresowania moimi słowami. Poluźnił węzeł krawata i odpiął guzik kołnierzyka. Jedyne, o czym marzyłam w tej chwili, to żeby zobaczyć żółtą plamę na jego śnieżnobiałej koszuli. Wtedy nie wydawałby się już taki idealny, taki akuratny i taki… przystojny.
Czułam, że będą z tego kłopoty. Kiedy tu jechałam, nie rozmyślałam nad tym, jak wygląda mój nowy szef, ale nic, kompletnie nic nie mogło mnie przygotować na to, co tutaj zastałam.
– Co znaczy „trudny związek”? – zapytał, patrząc mi w oczy.
– Nie mam zamiaru ci się zwierzać. Jesteś moim szefem, nie przyjaciółką, z którą dzielę się sekretami. Nie poszłabym z tobą do łóżka, nawet jeśli to gwarantowałoby pokój na świecie i zasoby wody pitnej na pustynnych terenach, rozumiesz?
Kiwnął powoli głową.
– Świetnie, więc sobie nie schlebiaj.
– Jedz – mężczyzna uśmiechnął się lekko – i przestań już gadać.
Zapadła upragniona cisza i nabrałam pewności, że tę kwestię mamy już omówioną, ale się myliłam. Lane nie zamierzał odpuszczać.
– A więc ci się nie podobam, tak?
– Ani trochę – skłamałam gładko.
– To dziwne. – Jego zamyślony ton brzmiał… seksownie.
– Dlaczego? – zagadnęłam.
– Bo potrafię rozpoznać widoczne oznaki podniecenia. – Gapił się na mnie, i to w sposób, od którego czułam dziwne pulsowanie w dole brzucha.
I wyglądało na to, że totalnie zmienił taktykę. Płynnie przeszedł od obwiniania mnie za całą sytuację, do wmawiania, że mi się to podobało!
– I jakie to niby oznaki, co? – zadrwiłam, nabijając na widelec kawałek omleta.
– Przyśpieszony oddech, drżenie ciała i sterczące sutki – wyjaśnił, a jego mina pozostała niezmieniona.
– I nie pomyślałeś, że to mogło być ze strachu? – Utrzymywałam spojrzenie jego orzechowych oczu, chociaż miałam ochotę pobiec do łazienki, żeby się schować. Teraz także miałam przyśpieszony oddech, sterczące sutki i drżałam, chociaż nawet mnie nie dotknął.
– W chwili kiedy zapaliłem światło, już się nie bałaś – stwierdził z całą pewnością.
– Tak, pewnie – prychnęłam. – Ucieszyłam się, że zostanę zgwałcona przez przystojniaka.
– Z nas dwojga to ciebie można by było posądzić o gwałt, Noemi. To ty wlazłaś do mojego łóżka.
Powoli traciłam do niego cierpliwość, przysięgam.
– Nie wiedziałam, że w nim jesteś!
– Podejrzewam, że jeśli to wyjdzie, twoi bracia obedrą mnie ze skóry. – Płynnie zmienił temat.
– Znasz ich? – zapytałam zaskoczona.
– Nie muszę, żeby znać oczywiste fakty – odparł beztrosko. – Mój ojciec opowiadał mi trochę o twojej rodzinie.
Powiedział mu, że moi bracia to chorzy na punkcie kontroli skurwiele?
– Nie martw się, nie powiem o tym nikomu – uspokoiłam go.
– Nie martwię się. Mów, co chcesz, Noemi. Nie obchodzi mnie to.
Nie skończył nawet swojego śniadania, tylko rzucił mi ostatnie dziwne spojrzenie i po prostu opuścił kuchnię. Po chwili usłyszałam odgłos zatrzaskiwanych drzwi i zostałam kompletnie sama.
Nie minęła godzina, kiedy do apartamentu wkroczyła zdyszana Rita, trzymając w dłoni klucze od mojego nowego lokum. Siedziałam akurat w salonie i z braku zajęcia oglądałam telewizję. Kobieta nie próbowała mnie przepraszać, po prostu dała mi klucz, wzięła jedną z moich walizek i zaczęła ją ciągnąć w stronę drzwi.
– Mam nadzieję, że nie miałaś problemów z Lane’em – zagadnęłam, biorąc drugą walizkę, i ruszyłam za nią.
Rita zamknęła drzwi do apartamentu McKinleya i zaprowadziła mnie do tego, który miałam zajmować.
– Nie przejmuj się nim – prychnęła tylko. – Dużo warczy, ale nie gryzie, bez obaw.
Zaśmiałam się cicho, bo ja nie miałam tak lekkiego podejścia do tej sprawy.
– Weszłam mu do łóżka. W środku nocy.
Rita przystanęła gwałtownie, a następnie spojrzała na mnie przez ramię, próbując ukryć uśmiech. Jezu, naprawdę ją to bawiło?
– Powinnaś być dumna, żadnej jeszcze się to nie udało.
– Słucham? – zawołałam zaskoczona.
– No, Lane nie przyprowadza kobiet do swojego mieszkania. To jego świątynia – poinformowała, otwierając drzwi mojego apartamentu. – Dziś rano w biurze nasz chłopiec był wyraźnie… rozkojarzony. Ale nie pytałam dlaczego.
– Rita…
– O nie! – wykrzyknęła. – Nie próbuj mi wmówić, że zrobiłam to specjalnie! To nieprawda!
– Lane tak powiedział?
Rita prychnęła, wchodząc do środka.
– Dupek był tego pewny, ale ja… no cóż, pomyliłam się. Przecież nic takiego się nie stało, prawda?
– Pewnie, że nic. Ja tylko w środku nocy wskoczyłam niemal naga na swojego szefa, który smacznie spał we własnym łóżku, a on mnie obezwładnił, a następnie chciał zadzwonić na policję.
– Poważnie? – zapytała zaskoczona. W jej oczach błyszczała ciekawość.
– Poważnie, ale nie przejmuj się. – Machnęłam lekceważąco dłonią. – Nic się nie stało.
– To świetnie – oświadczyła, stawiając z boku moją walizkę. – A teraz uciekam, śpieszę się. Pamiętaj o jutrzejszej kolacji z Meg i Piersem. Wyślą po ciebie kierowcę.
– Pamiętam – zapewniłam ją. – Miłego dnia, Rita.
– Wzajemnie, skarbie.
Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, a ja zostałam sama.
Apartament do złudzenia przypominał ten, w którym spałam dzisiejszej nocy. To samo ustawienie pomieszczeń czy mebli, ale wszystko zostało utrzymane w zdecydowanie jaśniejszych kolorach, począwszy od ścian, a na meblach skończywszy.
Bez trudu odnalazłam w końcu korytarza swoją nową sypialnię i zabrałam się za rozpakowywanie rzeczy. Miałam nadzieję, że wyczerpałam limit pecha na następne miesiące, moja praca okaże się satysfakcjonująca, a atmosfera swobodna, mimo że pierwsze spotkanie z szefem zaliczyłam w jego łóżku.