Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
31 osób interesuje się tą książką
Pewne mroczne wydarzenia sprawiły, że Kai Kane postanowił wyjechać na studia jak najdalej od Los Angeles. Chciał odciąć się od swojej rodziny, a przede wszystkim od siostry, której widok przypominał mu o tym, jak bardzo kiedyś ją zawiódł.
Postawił na Nowy Jork, dokąd wyjechał razem z paczką przyjaciół. W końcu otrzymał szansę, żeby trochę się rozluźnić i nie myśleć o problemach. Jego życie znowu zaczęło być proste. Na jego koncie nie brakowało pieniędzy i rozpoczął niezobowiązującą relację z Melody.
Do czasu… aż pewnego dnia zobaczył dziewczynę leżącą w skutej lodem kałuży.
Teraz chłopak pragnący pozostać głuchy i ślepy na uczucia zaczyna dostrzegać rzeczy, od których wcześniej uciekał.
Amy dzielnie walczyła z przeciwnościami losu oraz wszystkimi kłodami rzucanymi jej przez los pod nogi. Ale kiedy poczuła zapach Kaia… przepadła.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 415
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2024
Joanna Chwistek
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Alicja Chybińska
Korekta:
Katarzyna Chybińska
Karolina Piekarska
Estera Łowczynowska
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8362-082-4
Kai
Siedziałem na brzegu łóżka, obracając telefon w dłoniach, i nawet nie drgnąłem, kiedy poczułem na plecach muśnięcie kobiecych palców. Opuszki delikatnie przesunęły się po tatuażu znajdującym się na łopatce.
– Coś się stało?
Pokręciłem lekko głową, nie należałem do rozmownych, prawdę mówiąc, odzywałem się tylko wtedy, kiedy zachodziła taka konieczność.
– Masz taką minę…
Doskonale wiedziałem, jaką miałem minę. Taką jak zazwyczaj, z tym że Melody za wszelką cenę próbowała nawiązać rozmowę, jakby wcale mnie nie znała. Doskonale wiedziała, że nie wdawałem się w żadne dyskusje, a zwłaszcza te o moim samopoczuciu.
Dziewczyna przyjaźniła się z Leilą, dupą mojego kumpla Ashera, i pieprzyliśmy się w zasadzie od zeszłego roku, w różnych konfiguracjach. To między nami to nawet nie przyjaźń z korzyściami, tylko zwyczajny seks, bez żadnych warunków. Czasami w wyniku spontanicznych decyzji dołączała do nas jakaś inna laska. Trójkąty nie były mi obce, praktykowałem je z Asherem jeszcze w Los Angeles, ale kiedy przyjaciel znalazł sobie dziewczynę na stałe, nie chciałem ruchać żadnej laski z innym kolesiem, więc ograniczyłem się do trójkąta z jednym fiutem, tym moim, i dwiema cipkami.
– Nie próbuj tego robić – uprzedziłem ją, zanim wypowiedziała kolejne słowo.
– Czego mam nie próbować?
Usłyszałem, że poruszyła się na łóżku, a kiedy się odwróciłem, Melody siedziała na materacu, okrywając się kołdrą. Oboje nadal byliśmy nadzy.
– Sypiamy ze sobą, nie przyjaźnimy. – Skrzywiłem się lekko. – Nie będę z tobą gadał, Melody, nie będę się z tobą dzielił moimi sekretami, nie będę ci mówił o czym myślę, ani nie będę opowiadał o swoich planach. Możesz już iść. – Ponownie wróciłem wzrokiem do telefonu, kompletnie ignorując wściekłe sapnięcie dziewczyny.
– Jesteś dupkiem, Kai – rzuciła nerwowo, wstając z łóżka.
W pośpiechu zaczęła zbierać z podłogi swoje rzeczy, a następnie ruszyła do łazienki, którą na szczęście miałem w pokoju. Mieszkałem w akademiku, początkowo razem z Asherem, ale ten wyprowadził się do Leili, a później się z nią ożenił, nie mając jeszcze nawet dwudziestu lat. Kretyn i idiota to za mało powiedziane, ale nie mieszałem się w jego sprawy, nie kwestionowałem decyzji przyjaciół. Oni sami najlepiej wiedzieli, co dla nich najlepsze.
Wsłuchując się w odgłosy dochodzące z łazienki, gdzie Melody puściła wodę pod prysznicem, odblokowałem ekran telefonu. Ojciec próbował się do mnie dodzwonić już kilka godzin temu, ale nie miałem ochoty z nim rozmawiać.
Właśnie zacząłem drugi rok studiów na uniwersytecie w Nowym Jorku, chociaż gdybym podjął inną decyzję po pierwszym półroczu, już dawno by mnie tu nie było. Wiedziałem doskonale, z jakiego powodu ojciec do mnie dzwonił, a ja planowałem wziąć go na przetrzymanie, jak zwykle.
Odgłosy z łazienki ucichły, a po chwili do pokoju weszła Melody, kompletnie już ubrana. Widziałem złość malującą się na jej twarzy, ale nie zamierzałem tego komentować. Miałem gdzieś, co sobie myśli i czuje, próbowała przekroczyć granicę, a ja jej na to pozwolę.
– Kai, jesteś…
– Tak, wiem – przerwałem jej szybko. – Dupkiem, kutasem i takie inne. Jeśli oczekujesz zaproszenia na randkę, nie przychodź tu więcej.
Spotykałem się z Melody niemal od roku, z drobną przerwą na wakacje, kiedy wróciłem do domu. Przez ostatni rok niczego jej nie obiecywałem, nie dawałem nadziei i kompletnie nie rozumiałem, skąd ta nagła zmiana jej zachowania.
– Nie oczekuję zaproszenia na randkę. – Dziewczyna stanęła przede mną, kładąc dłonie na biodrach w buntowniczej pozie. – Mógłbyś jednak być trochę milszy.
Mógłbym, ale nie chciałem. Bycie miłym dla dziewczyny, z którą się sypia, to niezbyt dobry pomysł. Zaraz mogła zacząć sobie coś wyobrażać, a ja nie chciałem pakować się w takie gówno.
Prawie ze sobą nie rozmawialiśmy, nie wymienialiśmy poglądów, nie spędzaliśmy razem czasu poza moim lub jej łóżkiem, więc o co mogło jej nagle chodzić?
– Co rozumiesz przez słowo „milszy”, Melody? – zapytałem spokojnie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, jakby moje pytanie kompletnie ją zaskoczyło. Milczała przez dłuższą chwilę. Nie bywałem miły, ba, nie byłem nawet przyjemny w obyciu i nie widziałem potrzeby, by to zmieniać, zwłaszcza dla dziewczyny, którą w każdej chwili mogłem zastąpić inną. To, że akurat ta okazała się przyjaciółką Leili, o niczym nie przesądzało.
– Czasami po prostu… mógłbyś po wszystkim powiedzieć do mnie cokolwiek – odpowiedziała po dłuższej chwili.
Postukałem palcami w ekran telefonu, próbując zrozumieć, co ona właśnie do mnie powiedziała. Od tego się zaczynało, najpierw „powiedz cokolwiek”, a później zacznie mi wybierać kolor krawata. Po moim trupie.
– Nasza umowa nie przewiduje mówienia „cokolwiek” – zadrwiłem, odkładając smartfon na szafkę nocną. – Idź już, jestem zmęczony – skłamałem gładko.
Dziewczyna porwała swoją torebkę, którą kilka godzin temu położyła na moim biurku, a następnie wyszła z pokoju i głośno zatrzasnęła za sobą drzwi. Miałem to gdzieś, wróci prędzej czy później. To nie pierwsza tego typu rozmowa ani nie pierwsza taka sytuacja. Prawdę mówiąc, nie będę zadowolony, jeśli Melody postanowi to zakończyć. Dziewczyna była lekko pokręcona, lubiła przeróżne zabawy i nie przerażało jej to, co z nią robiłem. Lubiła to równie mocno jak ja. Nie chciało mi się badać gruntu i szukać kolejnej partnerki, która pozwoliłaby mi robić ze swoim ciałem, cokolwiek tylko przyszło mi do głowy.
Leżałem chwilę w kompletnej ciszy, aż w końcu postanowiłem oddzwonić do ojca. Tak jak myślałem, odebrał po pierwszym sygnale.
– Kai – rzucił szybko do telefonu. – Dlaczego się nie odzywasz?
Bo nie miałem na to ochoty.
– Byłem zajęty – skłamałem, a po drugiej stronie zapadła cisza.
Nie zamierzałem odzywać się pierwszy, to on chciał się ze mną skontaktować, nie odwrotnie. Czasy, kiedy łaknąłem jego uwagi, akceptacji i towarzystwa, już dawno minęły.
– Podjąłeś już decyzję? – zapytał, na co uśmiechnąłem się lekko.
Ten skurwiel, który mnie spłodził, próbował wpłynąć na moje wybory, ale nic z tego. Zrobię dokładnie to, czego on by nie chciał.
– Tak – potwierdziłem. – Zostaję w Nowym Jorku.
Głośne warknięcie dotarło do moich uszu, na co uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Był wściekły.
– Kai, to idiotyzm! Chłopie, świat stoi przed tobą otworem, a ty chcesz zmarnować swoją szansę?
Nie chciałem jej marnować, ale pragnąłem mu dowalić i dlatego kolejny raz się nie zgodziłem. Z satysfakcją słuchałem, jak się miotał.
– Moją szansą są studia – powiedziałem ostro. – Planuję zdobyć dyplom bez względu na to, co powiesz czy zrobisz. Jest dobrze tak jak jest.
– Jesteś kompletnym… – wybuchnął, ale w porę zawiesił głos. – Kai, robisz błąd.
Miałem ochotę się zaśmiać. Błędem było to, że ponownie wpuściłem go do swojego życia i znowu zacząłem go kochać. To dopiero idiotyzm.
– Chciałeś coś jeszcze? – Z trudem stłumiłem ziewnięcie. – Jestem zmęczony.
– Odrzucasz życiową szansę, bo studia? – krzyknął do telefonu, a w jego głosie słyszałem frustrację, niedowierzanie i złość. – Popełniasz błąd, do cholery! Przylecę do Nowego Jorku i…
– Nie przylecisz – przerwałem mu. – Bo nie masz za co, a ja nie przeleję ci kolejnych pieniędzy. Nie ma szans.
– Kai…
– Dobranoc – rzuciłem na pożegnanie, a następnie odłożyłem telefon na stolik nocny.
Poszedłem pod prysznic, aby zmyć z siebie zapach Melody, szorowałem całe ciało, aż skóra zrobiła się czerwona.
Czułem satysfakcję, że wyprowadziłem tego dupka z równowagi. Doskonale znałem jego plany, nawet jeśli staruszek nie powiedział ani słowa. Matka wielokrotnie mnie uprzedzała, żebym trzymał się od niego z daleka, ale nie posłuchałem, złakniony męskiego wzorca. Od zawsze brakowało mi ojca, a kiedy pojawiła się szansa, że mogę go odzyskać, nawet się nie zawahałem. I to okazało się ogromnym błędem. Wpuściłem go ponownie do swojej codzienności, tylko po to, żeby ten bydlak złamał mi serce. Miałem gównianych rodziców i kiedy zobaczyłem możliwość, że chociaż jedno z nich zechce uczestniczyć w moim życiu, chciałem w to wejść całym sobą.
Matkę nie obchodziło nic z wyjątkiem najnowszych trendów, zabiegów medycyny estetycznej i fiutów, którzy mogliby ją przelecieć. Z kolei mojego ojca nie obchodziło nic z wyjątkiem kasy, którą nieustannie próbował ode mnie wyciągnąć.
Historia małżeństwa moich rodziców była krótka, acz burzliwa. Poznali się na jakimś przyjęciu, gdzie ojciec pracował jako kelner. Dla dziadków było nie do pomyślenia, żeby dziedziczka jednej z największych stacji telewizyjnych w tym kraju spotykała się z kelnerem i chociaż próbowali ich rozdzielić, nie udało się. Matka zaszła z nim w ciążę, a dziadkowie doszli do wniosku, że ślub będzie najlepszym rozwiązaniem dla tej katastrofy.
Jak się później okazało, ojciec zrobił to z premedytacją. Nigdy nie kochał swojej żony, ale luksusy, których nigdy wcześniej nie doświadczył. Po ślubie zamieszkał w wielkim domu, miał służbę i kupę kasy na swoje rozrywki.
Kiedy się urodziłem, to małżeństwo już było historią i być może właśnie dlatego, matka zaszła w ciążę kolejny raz. Żywiłem przekonanie, że to nie dzieło przypadku. Kat była młodsza ode mnie o cztery lata, a małżeństwo naszych rodziców trwało kolejne trzy. Dziadkowie mieli już dość pasożyta, którym był Drake i postawili sprawę na ostrzu noża: ojciec miał znaleźć pracę i sam utrzymać rodzinę. Z wielkiej rezydencji trafił do mieszkania na obrzeżach miasta, gdzie utracił dostęp do luksusów i opiekunek do dzieci. Nie sprostał zadaniu, z każdej pracy wykopywali go po tygodniu, a kiedy wracał do domu, czekała tam na niego moja bardzo niezadowolona matka i dwoje dzieci.
Finał tej historii był taki, że ojciec uciekł pod osłoną nocy, a matka wróciła do rodziców, którzy przyjęli ją z otwartymi ramionami. A Drake milczał latami, nie próbował się z nami kontaktować. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy uczyłem się w liceum. Okazało się, że ponownie się ożenił i miał dwoje dzieci. Gówniana historia, na którą dałem się nabrać.
Sprzedał mi bajeczkę o śmiertelnie chorej córce potrzebującej kosztownego leczenia. Powiedział mi, że mnie kocha i za mną tęskni, ale moi dziadkowie nie pozwolili mu się z nami kontaktować, grozili mu, co okazało się kolejnym kłamstwem. Pompowałem kasę w tego kutasa, a kiedy w końcu zrozumiałem, że chodziło mu tylko o pieniądze, było za późno.
Zupełnie nie narzekałem na brak pieniędzy, moi dziadkowie nigdy mi ich nie szczędzili. Miałem, cokolwiek chciałem, podobnie jak moja siostra. Kiedy w dniu osiemnastych urodzin otrzymałem dostęp do funduszu powierniczego założonego dla mnie przez bliskich, stałem się milionerem, a to jeszcze nie koniec. Każdego miesiąca na moje konto spływała niezła sumka, bo staruszkowie chcieli, żebym zostawił pieniądze z funduszu do momentu, aż nie skończę studiów. Powiedzieli, że to kasa na nowy start, dom czy cokolwiek zechcę, ale za te pieniądze zdołałbym sobie kupić wyspę, nie tylko dom.
Powinienem był kopnąć ojca w tyłek, ale nie zrobiłem tego z kilku powodów, a jeden z nich to moja matka. Chciałem jej zrobić na złość, wiedziałem, jak mocno bolało ją to, że utrzymywałem kontakt z ojcem, chociaż sama nigdy się mną nie interesowała. Kiedy wróciła ze mną i Kat na łono rodziny, opiekę nad nami przejęła babcia i opiekunki, a ona rzuciła się w wir zabawy i układania sobie życia na nowo.
Nie mogłem posłać do diabła tego drania, który mnie spłodził, z jednego prostego powodu. Miał coś, co nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego. Nigdy nie pozwolę na to, żeby dowiedzieli się o tym moi dziadkowie, bo ich jako jedynych nie chciałem ranić. Dlatego też co miesiąc przelewałem na konto ojca pewną sumę. To cena milczenia, którą musiałem płacić za swoją głupotę. I mogłem zrobić chociaż jedno, w jednej sprawie stawiać opór. Marzeniem mojego starego było, żebym grał w NHL. I mógłbym je spełnić, bo już pod koniec pierwszego semestru, podczas pierwszego roku na studiach, dostałem propozycję z Seattle. Nie przyjąłem jej dlatego, że on o tym marzył! Chciał się mną popisywać przed kumplami, udzielać wywiadów, skorzystać ze sławy, a tę mogłem mu dać tylko ja. Nic z tego. Zrezygnowałem ze swoich marzeń tylko po to, żeby nie spełnić jego. Czy to nie paradoks?
Ani London, ani Ash nie wiedzieli, że agent drużyny z Seattle skontaktował się ze mną po raz drugi, w zeszłym tygodniu. O pierwszym telefonie także nie wiedzieli. Nie mogłem im o tym powiedzieć, bo zaraz musiałbym wyjaśnić, dlaczego zamierzałem skończyć studia, a nie grać zawodowo w hokeja, a na to nie czułem się gotowy. Wiedzieli, że marzyłem o grze w NHL przynajmniej do momentu, kiedy nie dowiedziałem się, że to marzenie także mojego ojca. A ja nie mogłem tego spełnić.
Ten złamas uwierzył we mnie dopiero wtedy, kiedy dostałem stypendium i zostałem przyjęty na studia. Wtedy w jego głowie wyklarował się jasny plan. A ja zrobię wszystko, żeby nigdy go nie zrealizował, nawet kosztem własnego szczęścia.
Kai
Za pieniądze można kupić dosłownie wszystko. Śmieszyły mnie te całe bajeczki o tym, że kasa nie dawała szczęścia. Dawała, nie widziałem sensu, by to ukrywać. Za pieniądze można kupić wiele rzeczy, a ponieważ miałem swoje kontakty i pokaźne konto, po raz kolejny nabyłem dla nas fałszywe dowody tylko po to, żeby zabrać moich kumpli do klubu w swoje urodziny. Do tego typu miejsc zyskam dostęp dopiero za jakiś czas. Chciałem spędzić ten dzień z kumplami, ale kiedy Leila i Blue oznajmiły, że skoro my wychodzimy do klubu, one także gdzieś się wybiorą, stanęło na tym, że musieliśmy zabrać również dziewczyny. Asher w życiu nie puściłby Leili samej, a zwłaszcza po tym, co stało się ostatnim razem, kiedy wybrały się na imprezę. London nie okazał się pod tym względem lepszy, więc nie zostało mi nic innego, jak zabrać ze sobą te wszystkie piszczące laski.
Nie miałem nic przeciwko temu, że moi kumple się zakochali, ale jeśli wpływało to na nasze kontakty, to już owszem. Niestety, wpływało, i to nie dlatego, że ich laski nie chciały ich wypuścić z domu, ale dlatego, że oni czuli potrzebę, żeby pilnować swoich dziewczyn. Pieprzeni pantoflarze, w tym jeden żonaty!
Załatwiłem też dokument dla Melody. Całe szczęście, że przeszło jej z tymi głupotami i nadal mogłem ją pieprzyć, gdzie chciałem, jak chciałem i z kim chciałem, a ona nie zadawała więcej pytań. Nie miałem pojęcia, czy Asher, London, Blue i Leila zdawali sobie sprawę z naszego układu i prawdę mówiąc, niewiele mnie to obchodziło.
Wrzesień na uczelni minął jak pstryknięcie palcami, podobnie październik. Czas leciał nieubłaganie, wypełniony imprezami i dobrą zabawą. Oboje z Melody nie ograniczaliśmy się do swojego towarzystwa, ale koniec końców i tak wracałem do niej, bo ona jako jedyna akceptowała moje pokręcone potrzeby i zaspakajanie ich piekielnie jej się podobało. Dziewczyny w moim wieku były jeszcze bojaźliwe, nie chciały eksperymentować, a ona jedna dawała mi wszystko to, czego potrzebowałem, i o nic nie pytała, a przynajmniej niezbyt często. Szanowała to, że wolałem milczeć, a przynajmniej próbowała to akceptować.
Kiedy podjechałem pod klub, Asher, Leila, Melody, Blue i London już na mnie czekali. Wczoraj dałem im dokumenty, żeby nie rozdawać ich na ulicy. To karalne, a ostatnie, czego chciałem, to dzwonić do adwokata, żeby wpłacił kaucję i wyciągnął mnie z paki.
Dziewczyny żywo dyskutowały o tym, która ma wręczyć mi prezent. Zupełnie przypadkiem do moich uszu doszły słowa Leili, która założyła się z Blue o dziesięć dolców, że nawet nie podziękuję.
Kiedy weszliśmy do środka, usłyszałem dudniący bas i muzykę, a to sprawiło, że się wzdrygnąłem. Chciałem w końcu trafić na porządny klub, gdzie nie puszczaliby tego disco-gówna, ale samego rocka. Marzenia ściętej głowy.
Lokal był elegancki, wynająłem dla nas lożę VIP, znajdującą się na tarasie, skąd widać było cały parkiet i nawet jeszcze nie usiedliśmy, kiedy obok nas pojawiła się kelnerka.
Stół został już przygotowany, a na nim browary, whiskey i gin z tonikiem.
Czy byłem zdziwiony, że nikt z wyjątkiem dziadków i Kat do mnie nie zadzwonił? Ani trochę. Matka widziała jedynie czubek własnego nosa, a stary liczbę zer na moim koncie.
Zaciskając mocno zęby, jakoś zniosłem to składanie życzeń, całowanie w policzek i mocne potrząsanie dłoni.
– Mówiłam, że nie podziękuje! – wykrzyknęła Leila zadowolonym z siebie głosem.
Blue bez wahania wyciągnęła z torebki wygnieciony banknot, a następnie podała go dziewczynie, przewracając oczami.
Hałas na górze nie był tak donośny jak na dole, więc zdołamy też pogadać.
– Nie chodzisz sama do łazienki ani na dół – zaznaczył natychmiast Asher, zajmując miejsce na potężnej kanapie i wciągając na kolana swoją żonę. To samo zrobił London z Blue.
– Ash… – próbowała protestować, ale napotkała jedynie twarde spojrzenie swojego męża.
– Nie ma mowy!
Uwielbiałem te ich sprzeczki, przepychanki, przysłuchiwałem się im z politowaniem. Bycie w związku jest do bani. Oni się użerali, podczas gdy moja zabawka Melody siedziała sobie spokojnie na brzegu kanapy, sącząc powoli drinka.
Gadanie o hokeju nie sprawiało mi już takiej przyjemności jak kiedyś, zapewne przez tego kolesia, który mnie spłodził, a później porzucił, bo teściowie odcięli go od gotówki. Coś, co było miłością mojego życia, stało się nagle ciężarem, którego nie miałem ochoty dźwigać.
– Gdy tylko otworzą lodowisko w Central Parku, proponuję, abyśmy wszyscy się tam wybrali – odezwała się Blue, po czym zaśmiała się cicho. – Może wasze towarzystwo zmobilizuje mnie do dalszej nauki.
London przewrócił oczami. Chłopak już dawno stracił nadzieję na to, że jego dziewczyna przejedzie choć dwa metry i nie obije sobie tyłka o lód.
Leili szło o niebo lepiej, a jak radziła sobie Melody, nie miałem pojęcia, bo mnie to nie obchodziło.
– Podoba mi się ten pomysł – podchwyciła natychmiast Leila.
– Musisz uważać, żeby jakiś wściekły student nie robił na ciebie zamachów – wtrąciła Melody, siadając bliżej mnie.
Mimowolnie się odsunąłem.
Leila od początku tego semestru prowadziła zajęcia dla studentów z pierwszego roku. Była świetna w przedmiotach ścisłych i szybko została zauważona. Czy należała do tych wymagających, czy raczej wyrozumiałych, nie miałem pojęcia.
Po chwili muzyka zmieniła się na bardziej nastrojową, chociaż nadal w rytmie, którego nie znosiłem. Część osób skupiła uwagę w rogu sufitu, a ja podobnie jak oni zwróciłem spojrzenie w tamtą stronę.
Na dwóch jasnych szarfach wisiała dziewczyna ubrana w jednoczęściowy, kremowy kostium kąpielowy albo coś w tym rodzaju. Mogło to być jakieś cholerne body, ale nie znałem się na tym na tyle, żeby stwierdzić to z całą pewnością.
– Wow! – westchnęła Leila, wstając z kolan Ashera, i podeszła do balustrady, żeby mieć lepszy widok na rozpoczynający się spektakl.
– Prawdę mówiąc, tego się nie spodziewałem – mruknął Barkley, kiedy przechodził obok mnie, aby dołączyć do swojej żony. – Znając ciebie, Kai, spodziewałem się raczej striptizu.
Nie miałem pojęcia, że odbędzie się tu taki pokaz, ale nigdy nie zabrałbym dziewczyn do miejsca, w którym można obejrzeć striptiz. Mogłyby się wkurzyć.
Kobieta wijąca się pod sufitem w bardzo wymagających pozach miała brązowe włosy zaczesane w gładki kok oraz bose stopy i chociaż wyglądało na to, że nie będzie się rozbierała, kutas drgnął mi w spodniach.
Staliśmy dość blisko, stąd doskonale widziałem każdą krągłość tancerki, jej cycki rysujące się pod jasnym materiałem i sterczące sutki.
Jakiś typ stojący niedaleko nas zaczął się śmiać i mówić swoim kumplom, co by z nią zrobił. I tak szczerze, miałem ochotę na dokładnie to samo. Szarfy zaciśnięte na jej nadgarstkach sprawiły, że moja wyobraźnia zaczęła działać. Chciałbym ją przelecieć, zaplątaną w te pasma materiału. Z tego, co widziałem, potrafiła unieść nogę ponad swoją głowę, więc…
– Widzę, o czym myślisz. – London nachylił się nade mną, a następnie mrugnął porozumiewawczo.
On nawet nie miał pojęcia, o czym myślałem. Gdyby wiedział, uciekłby stąd z krzykiem.
Tancerka, a raczej gimnastyczka, była wysportowana, giętka i widziałem w niej doskonały materiał do zabaw w łóżku. Melody nie potrafiła nawet porządnie założyć nogi na nogę, podczas gdy dziewczyna na szarfach robiła szpagat w powietrzu.
Kiedy przeniosłem wzrok z jej ciała na twarz, dostrzegłem przymknięte oczy, lekko rozchylone pełne usta, mały nos i idealne rysy. Miała mocny makijaż, zapewne sztuczne rzęsy, ale nie obchodziło mnie to ani trochę. Jeśli pod warstwą tego wszystkiego była beznadziejna, każę jej się malować, kiedy będę ją rżnął. Dziewczyna wydała mi się eteryczna, a mój kutas już nie drgał w spodniach, tylko stał na baczność.
Na dole kilka par tańczyło w takt muzyki, ale zdecydowana większość gapiła się na dziewczynę wijącą się pod sufitem. Jeśli to jakaś sztuka, to bardzo zboczona. Nie tylko mnie ślina ciekła na jej widok.
Miałem już plan. Doskonały, wymagał tylko tego, żebym się odezwał. Zszedłem na dół, udając się wprost do miejsca, gdzie wisiały szarfy. Z tarasu doskonale dało się zobaczyć, gdzie poszedłem, ale nie obchodziło mnie to ani trochę, musiałem się dostać do tej dziewczyny.
Podest, na który musiała wejść gimnastyczka, obstawiała ochrona. Zbliżyłem się do jednego z chłopaków, a następnie wyciągnąłem z kieszeni spodni plik banknotów.
– Chcę się z nią spotkać po pokazie – powiedziałem, przekrzykując hałas, a chłopak spojrzał najpierw na pieniądze, a następnie na mnie i parsknął cicho.
– Nie ty pierwszy, stary – powiedział, powoli kręcąc głową.
Tak podejrzewałem, więc wyciągnąłem kolejne dwieście dolców.
– Chcę się z nią spotkać – powtórzyłem.
Ochroniarz ponownie pokręcił głową.
– Stary, wylecę z pracy, jeśli ci na to pozwolę. Mam żonę i dziecko i mógłbym poważnie przemyśleć twoją propozycję, jeśli miałbyś w tej kieszeni dziesięć tysięcy.
Nie miałem przy sobie tyle kasy. Kiedy uniosłem głowę, zobaczyłem, jak dziewczyna zaczepiona jedynie stopą o jasny materiał wygina swoje ciało, i byłem gotów zapłacić za to, żeby do niej podejść. Ale niestety, to nie stanie się dzisiaj.
– W jakie dni ona tu tańczy? – zapytałem, wciskając pieniądze w dłoń faceta, a on pośpiesznie schował je do kieszeni.
– Środy i piątki – zdradził, patrząc tam, gdzie ja.
Jeśli nie dziś, to w środę, tłumaczyłem sobie, wracając do loży. Kiedy stanąłem obok Ashera, ten szturchnął mnie lekko, a następnie uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. Melody nie była zadowolona, posłała mi zimne jak lód spojrzenie i usiadła na kanapie, podczas gdy my w spokoju dokończyliśmy oglądanie gimnastyczki, która po kilku minutach zniknęła na zapleczu żegnana gromkimi brawami. Tym razem musiałem obejść się smakiem, a nie przyzwyczaiłem się do tego, że musiałem czekać.
Przez resztę wieczoru spoglądałem na sufit, żywiąc nadzieję, że to nie ostatni pokaz, ale niestety, akrobatka ze sterczącymi cyckami już nie wróciła.
Melody mimo zapewnień, że rozumie nasz układ, nie rozmawiała ze mną, siedziała daleko, a później obściskiwała się na parkiecie z jakimś napalonym Mulatem. Generalnie miałem to gdzieś, ale nabrałem ochoty na jej cipkę, bo mój apetyt pobudziła gimnastyczka, ale ona nie była już zainteresowana.
Ruszyłem więc na łowy, dopadłem seksowną blondynkę w krótkiej czerwonej sukience i zacząłem z nią tańczyć. Moje dłonie na jej tyłku zostały przyjęte bez zbędnych oporów. Dziewczyna wspięła się na palce i szepnęła do mojego ucha:
– Belinda.
– Cześć, Belinda – odpowiedziałem. – Chcesz się pieprzyć?
Skinęła głową, więc zabrałem ją do kibla. Miałem to gdzieś, że posuwałem ją od tyłu w ciasnej kabinie, podczas gdy drzwi do łazienki otwierały się co chwilę, ktoś lał do pisuaru albo rzygał tuż obok. Belinda okazała się ciasna i chętna, a ja ochoczo korzystałem z takich okazji. Fakt, zazwyczaj byłem wybredny, ale ta suka naprawdę mi się podobała. Gdyby udało mi się dopaść laskę od pokazu, z pewnością nie zaciskałbym teraz pięści na jasnych włosach.
Kiedy skończyłem, wyrzuciłem gumkę do kibla, a następnie poprawiłem spodnie.
– Może postawisz mi drinka? – zagadnęła blondynka, obciągając czerwoną sukienkę.
Miała rozmazaną szminkę i zamglone spojrzenie. Wyciągnąłem z kieszeni spodni pięćdziesiąt dolców i wcisnąłem jej banknot w dłoń.
– Możesz go sobie sama kupić – powiedziałem, otwierając drzwi kabiny.
Za sobą usłyszałem wściekłe prychnięcie, ale nie zwracałem na nie uwagi. Wróciłem do loży, gdzie Asher i Leila lizali się w najlepsze. Reszta bawiła się na parkiecie.
Ponownie spojrzałem na sufit, gdzie jakiś czas temu wiła się dziewczyna, przez którą miałem wzwód, i zastanawiałem się, dlaczego mnie aż tak wzięło. Przecież chodziłem do różnych lokali, widziałem nie takie tańce, a jednak…
Melody nie odezwała się do mnie przez resztę wieczoru, a kiedy odwoziłem ją do domu, napomknęła tylko, że pieprzyła się w kiblu z tym kolesiem, ale nie skomentowałem tego, bo mnie to zwyczajnie nie obchodziło. Zawsze używałem gumek, więc jeśli Melody złapie jakąś chlamydię albo dorobi się brzucha, nie będę miał z tym nic wspólnego.
– Naprawdę ci to odpowiada? – zapytała dziewczyna, kiedy zaparkowałem pod jej akademikiem.
Nie miałem wątpliwości o co jej chodziło. Czy nie dałem jej już wystarczająco do zrozumienia, że tylko się pieprzyliśmy? Lubiłem ją, owszem, ale nic więcej!
– Nie musisz do mnie przychodzić, jeśli nie chcesz – stwierdziłem, wzruszając ramionami. – A teraz wysiadaj, Melody, jestem zmęczony.
Bez słowa opuściła samochód. Czekałem jeszcze, aż wejdzie do budynku, żeby mieć pewność, że dotarła cała do domu, a następnie odjechałem w kierunku swojego akademika, myśląc o tym, dlaczego kobiety próbują szukać uczuć tam, gdzie ich nie ma.
Kai
To mój drugi rok w Nowym Joru, a jednak nadal byłem zaskoczony nagłą zmianą temperatur. Kiedy wczoraj wieczorem wracałem z treningu było wietrznie, ale ciepło, natomiast dzisiaj rano kałuże skuwał lód i nie musiałem patrzeć na termometr, żeby wiedzieć, że temperatura spadła sporo poniżej zera. Mimo że hokej to moje życie, a jak wiadomo, na lodowisku panował chłód, to jednak wolałem na co dzień chodzić w lżejszych ciuchach. Niestety, to nie Los Angeles, a mroźne podmuchy wiatru tylko utwierdzały mnie w tym przekonaniu.
Zostawiłem auto na parkingu uniwersyteckim i ruszyłem w stronę budynku, w którym odbywały się pierwsze dzisiejsze zajęcia. Było już po dziewiątej, a na dziedzińcu panowały pustki zapewne dlatego, że pięć minut temu rozpoczęły się wykłady. Byłem spóźniony pierwszy raz w tym semestrze, ale wczorajszy trening tak dał mi w kość, że z premedytacją ustawiłem budzik na ósmą, nie siódmą trzydzieści. Musiałem się zregenerować, a drobne spóźnienie było warte kilkudziesięciu minut w łóżku.
Prawdę mówiąc, zmęczenie nadal trzymało mnie po sobotniej imprezie, na którą trafiłem zupełnie przypadkiem. Russel, student pierwszego roku, który wprowadził się do naszego akademika, wyciągnął mnie na miasto. Do pokoju wróciłem nad ranem, jeszcze pijany, a wiadomo, regeneracja po takim weekendzie nie była natychmiastowa, do tego doszedł poniedziałkowy trening, więc nic dziwnego, że we wtorek nadal czułem się jak gówno.
Znowu trafiłem do tego klubu, gdzie zobaczyłem gimnastyczkę, ale podobnie jak poprzednim razem nie miałem szans jej poznać, dowiedziałem się, że dziewczyna znalazła lepiej płatną pracę i już nie wróci. Miałem gigantycznego pecha.
Kiedy Russel zaproponował wyjście na miasto, załatwiłem mu fałszywy dowód tylko po to, żeby zrobić rundę po lokalach, gdzie oferowano podobne atrakcje. Niestety, bezskutecznie. Wyglądało na to, że dziewczyna znalazła tę robotę w innym mieście, i starałem się o niej zapomnieć, jednakże czasami, kiedy nie było pod ręką Melody, przypominałem sobie pokaz, który widziałem w dniu urodzin, żeby sobie ulżyć.
Poślizgnąłem się na lodzie tuż przed budynkiem, ale szybko odzyskałem równowagę. Powinni posypać to gówno piaskiem albo innym świństwem. Te wszystkie lalunie w wysokich szpilkach gotowe wybić sobie zęby na tym lodowisku.
Zobaczyłem idącą naprzeciwko mnie dziewczynę. Kojarzyłem ją ze stołówki. Zawsze siedziała sama, na uszach miała słuchawki i zdawała się nie zwracać uwagi na otoczenie. Nie widziałem jej w zeszłym roku, więc musiała być pierwszy semestr na uczelni. Na nogach miała brązowe trapery, czarne spodnie, a biała puchowa kurtka zapięta była pod samą szyję. Spod kolorowej czapki wymykały się brązowe włosy, które przybierały miedziany odcień, kiedy tylko padało na nie słońce. Patrzyła wprost przed siebie, kompletnie ignorując fakt, że właśnie wlazła na jedną z tych zamarzniętych plam wody. Albo jej zimowe buty miały kolce, albo dziewczyna była zaślepiona moim widokiem, bo gapiła się wprost na mnie. To tylko kwestia czasu, zanim jej nogi rozjadą się na lodowej tafli, a dziewczyna rąbnie na tyłek. I tak też się stało.
Najpierw zobaczyłem w górze jej nogi, później usłyszałem cichy krzyk, odgłos ciała uderzającego o ziemię i cichy jęk. Przystanąłem w miejscu, tuż przed drzwiami budynku. Czekałem, aż dziewczyna się pozbiera, ale nic takiego się nie działo. Leżała kompletnie bez ruchu. Szlag, powinienem do niej podejść, ale tak wyjątkowo nie chciało mi się mówić albo udawać, że mnie to interesuje. Niestety, ona nadal się nie ruszała.
Podczas upadku telefon wysunął się z kieszeni jej kurtki i teraz leżał jakiś metr dalej, nadal podłączony do słuchawek, które także wysunęły się z uszu dziewczyny.
Nie miałem wyjścia, nie mogłem tak zostawić tej ofermy.
– Nic ci nie jest? – zapytałem, podchodząc bliżej.
Miała zamknięte oczy, a z lekko rozchylonych ust unosiła się para. Otworzyła oczy, kiedy nad nią stanąłem. Jasnobrązowa barwa jej tęczówek przypominała roztopioną czekoladę, a gęste i ciemne rzęsy okalały lekko skośne powieki.
– Co za emocje – sapnęła, gapiąc się w niebo.
Nie miałem czasu na gadanie o głupotach, ale jednocześnie miło było na nią patrzeć. Na twarzy nie miała ani grama makijażu, a jej rysy były bardzo interesujące, podobnie jak długie nogi, odziane w czarne dżinsy. Przez chwilę wyobraziłem sobie, jak obejmuje mnie nimi w pasie, kiedy przyciskam ją do chłodnych kafelków w uczelnianej toalecie.
– Pytałem, czy nic ci nie jest – powtórzyłem nieco zniecierpliwiony.
Być może dziewczyna uderzyła się w głowę, miała wstrząśnienie mózgu i nie wolno było tego bagatelizować.
– Próbuję złapać oddech – wyjaśniła. – Ten upadek był dość… niespodziewany.
Ta jasne, z premedytacją wlazła na lód, a teraz się dziwi, że gruchnęła o ziemię.
– Jestem już spóźniony, więc z łaski swojej podnieś tyłek – powiedziałem, wyciągając rękę w jej stronę, którą kompletnie zignorowała.
– Możesz iść – poleciła, nadal gapiąc się w górę. – Złapię oddech i zaraz wstaję.
Przewróciłem oczami. Nie było takiej opcji. Jeśli się okaże, że jednak nie była w stanie sama się podnieść, co wtedy?
– Nie ruszę się stąd – odpowiedziałem ostrym tonem. – Przynajmniej do momentu, aż nie wstaniesz.
Akurat ja musiałem trafić na tę ofermę. Miałem w życiu właśnie takie przeklęte szczęście.
– Wiesz – westchnęła teatralnie, nadal nawet na mnie nie patrząc. – Czasami dobrze… jest poleżeć.
– Naprawdę, wybrałaś do tego świetne miejsce – zadrwiłem w przypływie irytacji.
Powoli zaczęła gramolić się z ziemi. Najpierw przewróciła się na brzuch, następnie na czworakach dopełzła do miejsca, gdzie nie było lodu.
– Auć – syknęła, stając na nogach.
Okej, czyli raczej nie było zagrożenia życia ani zdrowia. Już miałem się odwrócić, kiedy okazało się, że dziewczyna, której imienia nawet nie znałem, ponownie opadła na kolana, a następnie dłonią zaczęła klepać ziemię. Co ona, do diabła, robi?
Wyglądało to, jakby szukała czegoś w ciemności, chociaż był biały dzień. Cień podejrzenia zaczaił się z tyłu mojej głowy, kiedy jej dłoń zaczęła sunąć obok telefonu, a kiedy wreszcie jej palce trafiły na zielony przedmiot, podniosła go z westchnieniem ulgi.
Wiedziałem już, dlaczego idąc naprzeciwko mnie, myślałem, że się na mnie gapi. Nie robiła tego, bo nic nie widziała!
Podszedłem do skraju zamarzniętej kałuży, a następnie podniosłem jej torbę i wrzuciłem do niej długopis i chusteczki, które z niej wypadły. Zbliżyłem się do nieznajomej, chwyciłem ją za ramię, żeby nie wlazła kolejny raz na lód, jednocześnie schylając się po słuchawki, które zostały na ziemi.
– Trzymaj – rzuciłem, wieszając jej torbę na ramieniu.
Dziewczyna zwróciła twarz w moją stronę, a następnie uśmiechnęła się lekko.
– Ładnie pachniesz – stwierdziła cicho.
Przeszył mnie dreszcz, kiedy wypowiedziała te słowa. Być może ładnie pachniałem, ale ona… cała była, kurwa, ładna. Skupiła oczy na mnie, a ja nie miałem pojęcia, skąd wiedziała, gdzie znajduje się moja twarz, skoro była niewidoma. Czy nie powinna mieć okularów? Albo jakiejś laski?
– Muszę przyznać, że lekko się spociłem, kiedy zobaczyłem twoje nogi w górze – wyznałem zupełnie wbrew własnej woli, bo nie miałem zamiaru się odzywać. Nie chciałem z nią gadać.
– Ta pogoda to jakaś katastrofa – szepnęła, poprawiając torbę na ramieniu. – Nie mam laski ani okularów, bo nie jestem tak całkiem ślepa – odezwała się, jakby odczytując moje myśli. – Widzę zarys postaci, budynków, lecz niestety, kałuży nie zobaczyłam. Dzięki, że mi pomogłeś.
Chciałem zapytać, o to, jak radzi sobie z przemieszczaniem, ale dziewczyna zrobiła krok do przodu, a następnie nadepnęła na rozwiązaną sznurówkę buta. Złapałem ją za ramię, ratując przed upadkiem.
– Nie ruszaj się – mruknąłem, klękając na jedno kolano, aby rozwiązać ten problem.
– Co robisz? – zapytała zaskoczona, a następnie opuściła głowę.
– Wiążę twój but – oznajmiłem. – Mam zamiar dopilnować, abyś w jednym kawałku weszła do budynku, a później niech się dzieje co chce.
Usłyszałem jej cichy śmiech.
– Potrafię wiązać sznurówki – zapewniła mnie szybko.
– Niestety, nie mam na to czasu. Jestem spóźniony.
Kiedy się wyprostowałem, chwyciłem ją pod ramię i, omijając zamarzniętą kałużę, zaprowadziłem na schody prowadzące do budynku.
– Mam na imię Amy – powiedziała cicho, kiedy otwierałem potężne drzwi.
Nie odezwałem się, nie czułem potrzeby, żeby się jej przedstawiać. Ta mała w jakiś dziwny sposób wyrzuciła mnie z mojej strefy komfortu, do której chciałem natychmiast wrócić. Nie podobało mi się to, że ona… mi się podobała. Z reguły nie przepadałem za uśmiechniętymi ludźmi, a ona cały czas miała rogala na twarzy, nawet jeśli zapewne bolał ją teraz tyłek po upadku.
– Miło było cię poznać, Amy – odparłem, kiedy znaleźliśmy się już w środku. – I na Boga, uważaj na siebie!
Puściłem jej ramię, a następnie ruszyłem długim korytarzem, nie oglądając się za siebie. W tej dziewczynie było coś znajomego, ale na tę chwilę nie potrafiłem stwierdzić, co to dokładnie takiego. I nie chciałem się nad tym zastanawiać.
Do auli wszedłem w chwili, kiedy wykładowca pisał coś na tablicy, więc przemknąłem szybko do góry, w stronę najwyższych rzędów, aby zająć miejsce obok Londona, Blue, Ashera i Leili. Od razu zobaczyłem, że wśród nich panowało niezdrowe podekscytowanie.
– Nie gadaj, że wpadliście – mruknąłem do Barkleya, który niemal natychmiast pokręcił głową.
– Zwariowałeś? – syknął. – Dzieci dopiero po trzydziestce.
– Taaa, akurat – prychnął London. – A jakiś czas temu gadałeś, że nigdy nie będziesz w stałym związku, po czym nie minęło kilka miesięcy, a się ożeniłeś.
Wykładowca odwrócił się od tablicy i spojrzał w naszą stronę z dezaprobatą. Udawaliśmy, że nic się nie działo aż do chwili, kiedy ten znów nie zaczął pisać.
– Chcą Londona w NHL – szepnęła Blue podekscytowana. – W Nowym Jorku!
Wow! Cóż to była za wiadomość! Spojrzałem na Westa, uśmiechając się szeroko. Jeśli to jakiś pieprzony żart, skopię im tyłki zaraz po wykładzie.
– I co ty na to? – zapytałem szybko, kompletnie olewając fakt, że siedzieliśmy na wykładzie. London marzył o tym od dziecka, nie miałem wątpliwości, że skorzysta z tej szansy.
– Będę miał problem z rodzicami, oni chcą, żebym skończył studia – przyznał ściszonym głosem.
– Na studia zawsze możesz wrócić – stwierdziłem. – A za kilka lat, kiedy je skończysz, może być już za późno na grę zawodową.
Taka była prawda. Trzeba korzystać z tego, co przynosił nam los. To jego szansa i powinien z niej skorzystać.
Kolejne pełne dezaprobaty spojrzenie wykładowcy zmusiło nas do zakończenia dyskusji, ale kiedy tylko wyszliśmy z auli, zasypaliśmy Londona gradem pytań. Widziałem, że ten kutas się cieszył, ale nie był do końca pewny, co ma zrobić.
– Nie martw się – zapewnił Asher. – Przypilnujemy Blue. Nikt ci jej nie sprzątnie sprzed nosa, kiedy ty będziesz zarabiał miliony!
West przyciągnął do siebie dziewczynę, a następnie mocno pocałował. Prędzej mi kaktus na dłoni wyrośnie, niż trzeba będzie pilnować Blue. Ona świata poza nim nie widziała i trudno ją było od niego oderwać.
Na kolejnych zajęciach musieliśmy się rozdzielić, ja miałem analizę matematyczną, Blue jakieś gówno związane z chemią, a Asher i London literaturę. Kiedy stałem na korytarzu, bawiąc się telefonem, poczułem mrowienie w karku i natychmiast uniosłem głowę. I zobaczyłem ją. Amy, niewidoma dziewczyna, która niemal zabiła się na zamarzniętej kałuży, pojawiła się korytarzu. Jak zwykle miała słuchawki w uszach, co wydało mi się kompletnym idiotyzmem, bo nie dość, że była ślepa, to jeszcze nie słyszała.
Usiadła pod ścianą po turecku, opierając głowę o ścianę. Po chwili utkwiła we mnie wzrok, a ja poczułem niepokój, chociaż dziewczyna nie mogła mnie widzieć. Mimo to, zrobiło mi się dziwnie. Mrowienie w karku nie ustawało nawet wtedy, kiedy Amy zwróciła głowę w inną stronę.
Gapiłem się na nią przez resztę przerwy, próbując zrozumieć, dlaczego wydawała mi się być znajoma… Niestety, nie mogłem sobie przypomnieć.
Amy
Szło mi naprawdę świetnie, wręcz doskonale. Pierwszy rok studiów, nowe miasto, nowi znajomi. Chciałam mieć przyjaciół, świetne oceny, być może nawet chłopaka, niestety, nie wyszło, no może z wyjątkiem dobrych ocen. Czułam się zagubiona, wystraszona i chociaż starałam się dzielnie trzymać gardę i uśmiechać, to wszystko było do bani.
Zostałam sama, nikt nie chciał ze mną rozmawiać, a na dodatek kilka dni temu wywróciłam się na lodzie przed budynkiem, gdzie odbywały się zajęcia, a chłopak, który mi pomógł, pachniał oszałamiająco, niestety, pozbył się mnie zaraz po tym, jak weszliśmy do środka. Był oschły i nieprzyjemny i zapewne uważał mnie za kalekę, którą przecież byłam.
Studiowanie okazało się całkiem łatwe, wszystkie podręczniki miałam w wersji audio i słuchałam ich w każdej wolnej chwili. Mogłam się poszczycić doskonałą pamięcią, a wykładowcy pozwolili mi zdawać wszystkie kolokwia i egzaminy ustnie, zostałam zwolniona z pisemnych wypowiedzi, co było dla mnie ogromnym ułatwieniem.
Nadeszła połowa listopada, a z mojego nowego życia nie wyszło kompletnie nic. Byłam wyrzutkiem w liceum i na studiach nadal nim zostałam. Powinnam się już przyzwyczaić do życia w samotności, ale nie potrafiłam. Chciałam być lubiana, mieć przyjaciółkę, chociaż jedną. Niestety, nikt nie chciał ze mną rozmawiać, nie zapraszano mnie na imprezy ani nawet do wspólnego oglądania telewizji w salonie. Pieprzyć to, że widziałam jedynie zarys telewizora, miałam przecież jeszcze uszy! I chciałam spędzać czas z ludźmi, nie sama w swoim pokoju.
Mieszkałam w koedukacyjnym akademiku. W czterdziestu pokojach żyło pięćdziesięciu studentów i żaden z nich nie próbował zamienić ze mną nawet słowa, a przynajmniej do czasu, kiedy przez pomyłkę wzięłam komuś coś z lodówki albo z kuchennych szafek. Nie, nie chciałam litości, jedynie żeby ktoś dał mi szansę i przekonał się, że mimo iż niewiele widziałam, byłam… fajna.
Ale już niedługo to wszystko się zmieni, a moje życie stanie się lepsze. Znalazłam się tak blisko upragnionego celu, jeszcze tylko kilka tygodni!
Z tą myślą wygrzebałam się z łóżka, wzięłam szybki prysznic, a następnie wyciągnęłam z szafy biały sweter i ciemne spodnie.
Nie byłam niewidoma od dziecka, dlatego doskonale zdawałam sobie sprawę, jak wyglądają drzewa, rośliny, a także twarze moich rodziców i rodzeństwa. I być może dlatego tak bardzo przeżywałam każde pogorszenie mojego wzroku. Miałam wadę od wielu lat, pogłębiała się ona z miesiąca na miesiąc, a jedynym ratunkiem była piekielnie droga operacja, po której i tak konieczne są okulary, ale to nieistotne. Operacja zniweluje wadę wzroku, a ja zacznę normalnie żyć. Niewielkie problemy z widzeniem i konieczność noszenia okularów to żaden problem. Prawdziwym problemem były pieniądze, których potrzebowałam na ten zabieg.
Miałam już część kwoty i to dlatego, że będąc w liceum, pracowałam w barze należącym do córki pastora. Zmywałam tam talerze, co nie było jakieś mocno skomplikowane, a pozwalało mi zarobić trochę pieniędzy. Prawdziwy przełom nastąpił, kiedy przyjechałam do Nowego Jorku. Od dziecka trenowałam gimnastykę artystyczną, którą uwielbiałam, i szczęśliwy traf sprawił, że dostałam pracę!
Moja siostra Grace zadzwoniła do mnie z informacją, że znalazła w gazecie pewne ogłoszenie i za dwadzieścia dolarów poda mi jego treść. Zdradziła jedynie, że znalazła dla mnie pracę, która wiązała się z czymś bardzo podobnym do gimnastyki artystycznej.
Obiecałam jej, że przy następnej wizycie w domu dam jej obiecane pieniądze, a wtedy ona podyktowała mi numer, który zapamiętałam już za pierwszym razem, a po zakończeniu połączenia głosowo wybrałam ten numer. I tak zaczęła się moja przygoda z tańcem na szarfach na dużej wysokości, bez żadnych zabezpieczeń. Dużym plusem było to, że nie widziałam, jaka odległość dzieliła mnie od podłogi. I zarabiałam naprawdę dobrze.
Po kilku tygodniach właściciel lokalu zaproponował mi pracę w innym miejscu, które także należało do niego, a ja natychmiast się zgodziłam. Ta zmiana spowodowała podwyższenie mojego wynagrodzenia i jeśli utrzymam się na tym stanowisku, o co miałam zamiar zadbać, za trzy miesiące będzie stać mnie na opłacenie operacji jednego oka.
Być może dla kogoś innego to nic wielkiego, ale dla mnie możliwość ponownego zobaczenia świata, choćby jednym okiem, była wszystkim.
Włożyłam buty i kurtkę, a następnie zeszłam po schodach. Nie zamierzałam jeść śniadania, już od dawna nie trzymałam niczego we wspólnej kuchni. Moja ułomność powodowała zbyt wiele komplikacji w budynku, w którym żyło tak wiele osób.
– Amy – usłyszałam za plecami donośny głos, a w następnej kolejności poczułam zapach.
Jeśli jeden zmysł szwankował, inny musiał nadrobić za niego, więc moje powonienie tak mocno się rozwinęło, że z daleka poczułam smród wydzielany przez Stephena, studenta trzeciego roku. Kiedy nie reagowałam na jego zaczepki, krzyknął za mną: – Amy, coś ci wypadło na schodach!
Zdezorientowana, zatrzymałam się w pół kroku. Natychmiast wsadziłam dłoń do kieszeni kurtki, ale wyczułam w niej telefon. Odwróciłam się w stronę schodów.
– Gdzie to leży? – zaryzykowałam tym pytaniem, mając świadomość, że Stephen może mi nie odpowiedzieć.
– Na środku.
Mniej więcej w połowie długości schodów ruszyłam na czworakach do góry, przesuwając dłońmi po drewnianych stopniach.
– Możesz mi powiedzieć, co to jest? – zapytałam, licząc na to, że Stephen wyjaśni, co takiego mi upadło, przez co będzie mi łatwiej namierzyć cel.
– Twój mózg – zaśmiał się szyderczo.
Mogłam się spodziewać, że to się tak skończy. Stephen miał momenty dobroci, ale przeważnie drwił ze mnie i robił takie numery. Za pierwszym i drugim razem, kiedy upokorzył mnie w salonie, mówiąc, że to sala telewizyjna, a ja i tak nic nie widzę, płakałam. Kolejne razy były już… łatwiejsze.
Chwyciłam poręcz, a następnie wstałam. Bez słowa powoli zeszłam na parter, nie zwracając uwagi na jego szyderczy śmiech. Ktoś, kto pachniał w ten sposób, nie mógł być dobrym człowiekiem.
– Ty poważnie nadal dajesz się na to nabrać? – zadrwił, kiedy znalazłam się już przy drzwiach.
– Najwidoczniej w tym jesteś najlepszy – rzuciłam przez ramię. – Szkoda, że twoja dziewczyna mówi to samo. Podobno woli twoje żarty niż twojego kutasa.
Usłyszałam jego wściekłe warknięcie, kiedy zamykałam za sobą drzwi.
Na uczelnię nie miałam daleko, doskonale wiedziałam, jak dojść tam bezpiecznie. Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku, przez dwa dni pewna miła dziewczyna pokazywała mi, jak dojść w miejsca, w które będę potrzebować, a drogę wskazywały mi albo drzewa rosnące na skraju chodnika, albo budynki o wyrazistych barwach. To naprawdę nic trudnego i chociaż dziewczyna miała poświęcić mi tydzień, po dwóch dniach postanowiłam zrezygnować z tej pomocy.
Po tej operacji wszystko się zmieni, przysięgałam sobie w drodze na zajęcia. Nie będę już ofiarą w tej dżungli, stanę się tygrysem.