Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
62 osoby interesują się tą książką
Romans mafijny autorki bestsellerowej serii „Niezłomne”!
Dwudziestotrzyletnia Sheila Midler jako niemowlę została adoptowana przez jedną z najbardziej wpływowych rodzin mafijnych w Los Angeles – Midlerów. Mimo że się w niej nie urodziła, od początku była traktowana na równi z innymi członkami.
Kiedy głowa rodziny odchodzi na emeryturę, postanawia powierzyć Sheilii zarządzanie klubem oraz kasynem. Dziewczyna otrzymuje połowę udziałów. Druga połowa jest własnością Philipa Talbota, trzydziestoletniego mafioso i wspólnika jej ojca.
Oboje od początku się nie dogadują: Philip jest zimny, nieprzejednany i traktuje Sheillę z góry. Ale dla dobra kasyna powinni się dogadać. Mężczyzna wprowadza więc Sheillę w machinę interesów, nie szczędząc jej brutalnych szczegółów. Dziewczyna, dla własnego dobra, szybko musi nauczyć się funkcjonować w tym świecie. Nie wie jednak, że Philip – wbrew swojej woli i rozsądkowi – zaczyna ją chronić. Opis pochodzi od wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 405
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 10 godz. 5 min
Copyright © 2022
Joanna Chwistek
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Julia Deja
Korekta:
Joanna Błakita
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-339-3
Sheila
Jeśli istniała jakakolwiek sprawiedliwość na tym świecie, to Alison powinna ponieść surową karę za to, co zrobiła Vincentowi, a ja miałam zamiar zadbać o to, żeby ta wredna jędza na zawsze zapamiętała ten dzień. Z moją rodziną się nie zadziera.
Zachichotałam cicho na samą myśl, że nie tylko ta żmija będzie bardzo długo wspominać swoje przyjęcie zaręczynowe, ale też wszyscy obecni goście będą mówić o nim przez wiele miesięcy. To będzie prawdziwe show i żaden pokaz fajerwerków go nie przebije. Miałam tylko nadzieję, że nikt nie powiąże mnie z katastrofą, którą dla niej szykowałam. Nie byłyśmy jakoś blisko, oprócz tego, że nasi ojcowie prowadzili wspólne interesy. Nie łączyło nas kompletnie nic z wyjątkiem wzajemnej niechęci i zimnej rywalizacji. Mimo wszystko nie chciałabym, żeby mój ojciec dowiedział się, że maczałam w tym palce; z pewnością byłby niezadowolony, a do tego nie mogłam dopuścić. On i mama byli dla mnie wszystkim i bardzo ich kochałam. Starałam się robić, co w mojej mocy, żeby ich nie zawieść, jednak czasami po prostu się nie udawało, bo po pierwsze do aniołów to ja nie należałam, a po drugie rodzice mieli w stosunku do mnie duże wymagania. Miałam się uśmiechać, dobrze zachowywać, dobrze się uczyć, a z tym bywało różnie.
– Kochanie?
Spojrzałam na mamę i mogłabym dać sobie rękę uciąć, że wiedziała o moich planach. Patrzyła na mnie tak, jak zawsze, kiedy coś podejrzewała.
– Tak? – odpowiedziałam słodziutko, przywołując na twarz uśmiech numer trzy mówiący o tym, jaką byłam grzeczną dziewczynką.
Czułam, że nie dała się nabrać. Znała mnie jak własną kieszeń. Właśnie stałyśmy pod wielkim namiotem umieszczonym w przepięknym ogrodzie państwa West i o ile moja mama naprawdę układała kwiaty w tych okropnych kryształowych wazonach, ja jedynie udawałam, że coś poprawiam.
Na przyjęcie zaręczynowe Alison i Lance’a przyjechaliśmy trochę wcześniej, bo matka Alison potrzebowała pomocy w ostatnich przygotowaniach, a jej ojciec miał do omówienia jakieś ważne interesy z moim tatą. Nie cierpiałam ich wszystkich, lecz moja pozycja wymagała ode mnie pewnych zachowań i temu nie mogłam się przeciwstawić.
– Masz tę charakterystyczną minę – dodała cicho.
I tu mnie miała. Może nie potrafiła mnie rozszyfrować tak dobrze jak tata, ale wystarczyło, że na mnie spojrzała, a już wiedziała, co w trawie piszczy.
– Nie wiem, o czym mówisz. – Wzruszyłam ramionami i wróciłam do poprawiania wściekle różowych kwiatów w tandetnych kryształowych wazonach.
Nie chciałam jej oszukiwać, a jednocześnie nie mogłam jej zdradzić swoich planów. Ona, tato i moi bracia byli dla mnie wszystkim, chociaż nie byłam z nimi spokrewniona. Zostałam adoptowana, kiedy miałam zaledwie kilka dni. Mama zawsze marzyła o dziewczynce i mówiła, że byłam darem od losu, bo nie mogła mieć więcej dzieci. Prawdę o adopcji zdradzili mi, gdy skończyłam osiem lat. Nikt nie miał pojęcia, że nie jestem biologicznym dzieckiem państwa Midler, bo moja mama faktycznie była w ciąży, z tym, że mój brat zmarł zaraz po narodzinach.
Rodzice powiedzieli mi o tym z dwóch powodów. Po pierwsze oboje brzydzili się kłamstwem, a po drugie mówili, że prawda prędzej czy później mogła wyjść na jaw, a oni nie chcieli, bym poczuła się oszukana i jeśli od kogokolwiek miałam dowiedzieć się prawdy, to właśnie od nich.
Więzy krwi były czymś naprawdę głęboko zakorzenionym w naszym świecie, a pochodzenie i rodzina prawdziwym posagiem, tak że o tym, że w moich żyłach płynęła krew niewiadomego pochodzenia, wiedzieli tylko rodzice, moi bracia i dwóch najbliższych współpracowników ojca. Wszyscy zobowiązani byliśmy przysięgą milczenia dla dobra mojego i mojej rodziny.
Na początku byłam zdruzgotana i przybita, lecz pewnego wieczoru tato wziął mnie na kolana, mocno przytulił i zapewnił, że bez względu na wszystko jestem jego małą księżniczką i nie ma znaczenia, kto mnie spłodził i kto urodził, bo ważne jest to, kto mnie wychował. A ja mu uwierzyłam. Byłam szczęśliwa, miałam kochającą rodzinę i szybko zapomniałam o tym wyznaniu.
– Sheila, bardzo cię proszę… – Mama westchnęła ciężko. – Dziś będą tu wszyscy, wiesz, jakie to ważne, prawda?
Skinęłam tylko głową. Fred Midler, Vincent Midler, Philip Talbot, John West i Lance Amos to cholerna korporacja, mafijna maszynka do narkotyków, pieniędzy, kasyn i nocnych klubów, i chociaż każdy z nich prowadził odrębne interesy, to ściśle ze sobą współpracowali, dzięki czemu nie było w Stanach potężniejszej grupy niż oni. Informacja o tym, czym zajmował się ojciec, powinna być dla mnie szokiem, ale przygotowywano mnie do tego od lat, odpowiednio dozując to, co zobaczę i o czym usłyszę, więc nie byłam zaskoczona. Odkąd tylko pamiętam, uczono mnie samoobrony, walki wręcz czy przy pomocy noża. Uczyłam się też strzelać, bo tata uznał to za konieczne. Nie chciał, żebym była kolejną bezwolną kobietą, marionetką, która w chwili zagrożenia może polegać jedynie na bliskich lub ochronie. Ojciec uczył mnie, że mam liczyć na siebie i sama próbować wyplątać się z tarapatów. Teoria była ekscytująca i przyjemna, jednak nie miałam pojęcia, co będzie, gdy przyjdzie mi zmierzyć się z praktyką i strzelić do prawdziwego człowieka.
– O czym myślisz?
Mama nie odpuszczała i musiałam przyznać, że tę cechę odziedziczyłam po niej. Nie mogłam powiedzieć, że upierdliwość wyssałam z mlekiem matki, lecz uczyłam się tego od lat, obserwując ją i patrząc, jak dosłownie skacze po głowie swojemu mężowi, człowiekowi, który niejednokrotnie wracał do domu pokryty zaschniętą krwią, miał na sumieniu ludzkie istnienia, a przy niej… Cóż, robił dokładnie to, czego chciała.
– Alison jest rok młodsza ode mnie – odezwałam się po chwili i to nie dlatego, że chciałam oderwać mamę od przypuszczeń, że coś knułam, ale naprawdę wiele razy o tym myślałam. – Mam dwadzieścia trzy lata i zastanawiam się, kiedy ja będę musiała…
Mama położyła dłoń na moim ramieniu i uśmiechnęła się lekko.
– Kiedy się zakochasz – odpowiedziała spokojnie. – Ani tato, ani ja do niczego cię nie zmusimy, kochanie.
Ulga to jedyne, co czułam w tym momencie. Nie chciałam wychodzić za mąż dla pieniędzy czy sojuszu tak jak Alison. Lance Amos wkradł się do naszego świata poprzez ślub z nią i tylko dlatego, że tato, Philip i Vincent na to pozwolili. Lance wiele miesięcy zabiegał o ich uwagę, sprowadził nawet jakąś trudno dostępną broń z Rosji i dopiero wtedy szanowna rada spojrzała na niego przychylniejszym okiem. Wtedy, jakby wyczuwając swoją szansę, poprosił Alison o rękę i otrzymał zgodę, tym samym dołączając do klanu.
– Pójdę do toalety – zdecydowałam szybko. Czas mijał, a ta wiedźma miała wkrótce wrócić od fryzjerów i kosmetyczek, a wtedy mój plan pójdzie w diabły.
– Nie kręć się koło gabinetu – uprzedziła mama, nadal patrząc na mnie uważnie. – Mają ważne spotkanie, dodatkowo Philip jest wściekły na Adama. Tata próbuje załagodzić sytuację, ale wiesz, że w tym przypadku różnie bywa.
Tak, wiedziałam o tym. Philip był nieobliczalny. I przystojny. Tak bardzo przystojny, że gdy tylko pojawiał się w towarzystwie, wszystkie kobiety w przedziale wiekowym od trzynastu do stu lat nie odrywały od niego spojrzenia, on za to traktował je z szacunkiem i kurtuazją, ale za tą maską czaił się kompletny brak zainteresowania ich zalotami.
Philip Talbot był zimny jak sopel lodu, a zamiast serca miał głaz.
Tatuaże, które zdobiły jego dłonie, przyciągały wzrok, podobnie jak duży złoty sygnet, który nosił na serdecznym palcu lewej dłoni.
Wiedziałam na pewno, że na prawej dłoni miał wytatuowaną kartę z wizerunkiem króla pik oraz trupią czaszkę. Na każdym palcu zaś jakieś dziwne i niezrozumiałe dla mnie wzory.
Na lewej dłoni tatuaży miał o wiele więcej, ale małych i nie miałam szans im się przyjrzeć. Nigdy nie byłam na tyle blisko z Philipem, żeby móc się na nich skupić.
Kilka miesięcy temu przeniósł się do Meksyku, zostawiając interesy w Los Angeles bratu. Decyzję o przeniesieniu się do San Carlos podjął sam, tłumacząc się tym, że będąc na miejscu, zyska lepszą kontrolę nad interesami z Emiliem Perezem, a ojciec mu przyklasnął.
Philip był też mężczyzną, którym byłam fatalnie zauroczona już od lat. Był moją pierwszą dziecięcą miłością i chociaż próbowałam zdusić w sobie to uczucie, fascynacja jego osobą trwała podczas okresu dojrzewania i nie skończyła się do dziś. Niestety.
– Będę się trzymać z daleka od tego ociekającego testosteronem dupka – obiecałam uroczyście, a śmiech mamy odprowadził mnie niemal pod same drzwi rezydencji.
W środku nie było żywej duszy, bo cała służba Westów uwijała się jak w ukropie w ogrodzie, żeby Patricia, matka Alison, nie pluła jadem i nie zionęła ogniem. Nie miałam zamiaru korzystać z łazienki, lecz tylko tak mogłam wytłumaczyć swoją długą nieobecność. W domu Westów bywałam nie jeden raz, tak że doskonale zdawałam sobie sprawę, gdzie znajdowała się sypialnia Alison. Nóż jak zwykle miałam schowany pod sukienką – byłam doskonale przygotowana.
Nie miałam pojęcia, w jakiej epoce zatrzymała się Patricia, ale ta baba miała obsesję na punkcie kryształów – żyrandole, wazony, ozdoby i nawet donice zdobiły każdy kąt tego wersalu. Złoto i kryształy były wszędzie i nie zdziwiłabym się, gdyby muszla klozetowa w jej łazience była zrobiona z takich samych materiałów.
Uchyliłam lekko drzwi do pokoju Alison i zajrzałam do środka. Teren był czysty, a na ozdobnym parawanie wisiała kreacja przyszłej pani Amos. Miałam niewiele czasu, więc podciągnęłam moją zieloną suknię, gdzie za podwiązką trzymałam nóż, z którym rozstawałam się tylko podczas snu. Sukienka Alison była na cienkich ramiączkach, więc delikatnie i z ogromną dbałością nacięłam lekko szwy na plecach. Tak lekko, żeby ją założyła i zupełnie nieświadoma zeszła na dół bez niespodzianek, a później… Cóż, kurtyna spadnie i wielka Alison West stanie przed gośćmi w samych majtkach. Miałam tylko nadzieję, że ramiączka nie odpadną przy zakładaniu, tylko o wiele później, podczas przyjęcia.
Vincent, mój kuzyn, był mi tak samo bliski jak moi bracia. Był w wieku Roberta i miał dwadzieścia sześć lat, a mój drugi brat Jared skończył trzydzieści, podobnie jak rozwścieczony Philip Talbot, którego podniesiony głos dochodził do mnie, gdy szłam korytarzem w kierunku sypialni Alison.
Między mną a Vincentem i Robertem były tylko trzy lata różnicy – nic więc dziwnego, że byliśmy zżyci i spędzaliśmy ze sobą wiele czasu, podczas gdy mój najstarszy brat miał już inne rzeczy na głowie. Jared teoretycznie był dziedzicem imperium Freda Midlera, jednak tato powiedział, że nie będzie w ten sposób poróżniał swoich dzieci. Każdy dostanie po równo, również ja. Byłam do tego przygotowywana i zamiast iść na studia, uczyłam się, jak prowadzić interesy – te legalne i te na granicy prawa – bo poważniejsze sprawy trafią pod opiekę moich braci.
Po nacięciu ramiączek w pięknej kremowej sukni Alison schowałam nóż i poprawiłam sukienkę na wieszaku. Ta żmija będzie miała nauczkę. Najpierw mydliła oczy Vincentowi, latała za nim, a kiedy ten się zaangażował, wybrała Lance’a, bo miał więcej pieniędzy, domów i aut niż mój kuzyn. Sama to powiedziała przy nas wszystkich. Vincent przez długi czas był obiektem niewybrednych żartów, ku ogromnej radości Alison, a ponieważ on zachowywał się jak dżentelmen, wzięłam sprawy w swoje ręce.
Bardzo powoli uchyliłam drzwi na korytarz, zerknęłam w lewo i…
– Zgubiłaś się?
Spojrzałam na śnieżnobiałą koszulę i granatową marynarkę. Zanim uniosłam głowę, wiedziałam już, kogo zobaczę. Jakim cudem znalazł się tutaj, skoro jeszcze przed chwilą był na dole i darł się na Adama?
– Eeee, szukałam Alison – oznajmiłam pewnie, wychodząc z sypialni i zamykając za sobą drzwi. Nie mogłam dać niczego po sobie poznać. Philip był drapieżnikiem, a ja nie chciałam zostać jego ofiarą. Stałam więc przed nim, zadzierając głowę, aby popatrzeć mu w oczy. Ciemne włosy miał krótko przystrzyżone, a niebieskie tęczówki świdrowały mnie na wskroś. Ciało i ręce miał tak potężne, że mógłby mnie zabić jednym ruchem, jednym machnięciem.
– Oboje dobrze wiemy, gdzie jest Alison – stwierdził, uważnie mi się przyglądając.
Czy mnie o coś podejrzewał? Czy wiedział, co zrobiłam? Na jego widok miękły mi kolana, podobnie jak reszcie żeńskiej populacji naszego globu, ale musiałam wziąć się w garść.
– Dobra – odezwałam się, wzdychając ciężko. – Ona ma taką fajną szminkę, wiesz? Bez względu na to, ile zjesz i ile wypijesz, ona nadal jest na ustach, a ta żmija nie chciała mi powiedzieć, gdzie ją kupiła ani jak się nazywa, skorzystałam więc z okazji i sama sprawdziłam.
Philip obserwował mnie z kamienną twarzą. Czasami miałam wrażenie, że gdybym powiedziała mu, że zabiłam jego brata, jego mina pozostałaby taka sama. Jeśli ktoś go jawnie zdenerwował, okazywał wściekłość, lecz jeśli próbował się czegoś dowiedzieć, nigdy nie odkrywał kart, nie używał żadnych gestów, nawet nie drgała mu powieka. Miałam kłopoty i modliłam się, żeby mi uwierzył.
– Nie łaź sama po domu – upomniał mnie po chwili, przeczesując palcami swoje gęste czarne włosy. – Jest tu rodzina Lance’a. Nie znamy ich zbyt dobrze, a wszyscy są w ogrodzie.
Martwił się o mnie? Poważnie? Zawsze traktował mnie tak, jak traktuje się natrętną muchę. Szybkie „cześć” i „spadaj”. Coś się zmieniło przez trzy miesiące od czasu, gdy widziałam go po raz ostatni?
– Chcesz mi powiedzieć, że wpuściliście w swoje zacne szeregi kogoś, kogo nie znacie? – zapytałam, uśmiechając się szeroko. – Czy ta idealna machina, imperium, które funkcjonuje jak w zegarku, zaczyna się psuć?
Jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Otaksował mnie wzrokiem od srebrnych sandałków na szpilce po czubek głowy i jego uśmiech zmienił się na bardziej mroczny, a w jego oczach zobaczyłam dziwny błysk. Jego spojrzenie spoczęło na moich piersiach.
– Kojarzysz historię Heleny Trojańskiej, Sheila? – zapytał, spoglądając mi tym razem w oczy, a ja skinęłam głową. – Jesteś taką Heleną. – Nachylił się, a następnie szepnął mi do ucha: – I nie chciałbym, żeby przez to upadło to, na co pracował latami mój ojciec, a teraz ja.
Czułam, jak na moje policzki wypłynął rumieniec. Czy on uważał, że jestem taka piękna, czy raczej podstępna?
Philip przez chwilę jakby się odsłonił, wystawił swoje emocje na widok publiczny, bo w jego oczach zauważyłam zachwyt i coś pomiędzy niechęcią a strachem – naprawdę dziwna dawka uczuć i mieszanych emocji. Widywałam go od wielu lat, pamiętałam, kiedy przyjeżdżał do nas ze swoim ojcem i gdy po jego śmierci przejął interesy. Traktował mnie jak wszystkie kobiety, jednak od jakiegoś czasu zwyczajnie mnie unikał i naprawdę nie przesadzałam. Starał się nie przebywać w tych samych pomieszczeniach, a jeśli to było niemożliwe, zajmował najdalszy kąt i nie zaszczycał mnie ani jednym spojrzeniem.
Ja natomiast uganiałam się za nim od dziecka i przestałam dopiero wtedy, kiedy dorosłam na tyle, że nie wypadało. Starałam się zdusić w sobie to uczucie, ulokować je w innym mężczyźnie, ale się nie udało. Nie mogłam sobie wybić z głowy Philipa.
– Z okien gabinetu wszystko widać – poinformował, zerkając na mnie chłodno. Włożył ręce do kieszeni eleganckich spodni, jakby sam nie wiedział, co ma z nimi zrobić. – Chcesz wiedzieć, na co gapił się brat tego dupka?
Jeśli nie na mamę albo Patricię, która, swoją drogą, wyglądała jak Urszula z bajki o Małej Syrence, to gapił się na mnie.
– Może lepiej nie – odpowiedziałam cicho.
– Gapił się na ciebie – warknął poirytowany. – Był bardzo zadowolony, gdy wypadła ci serwetka, a ty się pochyliłaś, żeby…
– Przestań! – przerwałam mu szybko. Może Justin był równie przystojny, co jego brat Lance, jednak w jego wzroku było coś obrzydliwego, w związku z tym nie chciałam tego słuchać.
– Odprowadzę cię do matki.
Szliśmy ramię w ramię długim korytarzem, a ja byłam pewna, że Philip także musiał mnie obserwować, skoro wiedział, gdzie mnie szukać. Niepokoiło mnie to i cieszyło jednocześnie. Nie mogłam zaprzeczyć, że mnie pociągał i mimo tej całej oziębłości w stosunku do mnie byłabym gotowa oddać wiele za jeden pocałunek. Philip był bardzo przystojnym mężczyzną, lecz w jego przypadku to nie było wszystko. Roztaczał wokół siebie aurę władzy, stanowczości i pewności siebie. Gdziekolwiek się nie pojawił, czułam się przy nim bezpiecznie, bo nigdy nie tracił czujności – nawet skupiony na rozmowie zawsze uważnie lustrował otoczenie. Nigdy nie mówił o sobie zbyt wiele, nawet tato nic nie wiedział o jego życiu prywatnym. Philip jedynie słuchał i wyciągał wnioski.
Gdy doszliśmy do drzwi, po prostu je otworzył i bez słowa mnie przepuścił. Idąc w kierunku namiotu, czułam jego palący wzrok na plecach, a kiedy kierowana nagłym impulsem odwróciłam się, nadal stał w drzwiach i patrzył na mnie. Zmiana jego zachowania w stosunku do mnie wzbudziła mój niepokój i jakieś bliżej nieokreślone uczucie. Radość? Na myśl, że Philip Talbot się mną interesował, poczułam ekscytację. Gdy podeszłam do mamy, niezbyt dobrze udało mi się to ukryć. Spojrzała na mnie, a po chwili w kierunku drzwi. Philip nadal tam stał i rozmawiał przez telefon. Wciąż mnie obserwował.
– Sheila? – zagadnęła mama.
– Tak?
– Zapal świeczki, kochanie. Alison przyjechała.
Wzięłam zapalniczkę i kolejno chodziłam od stołu do stołu. Zaczęli pojawiać się pierwsi goście. Mężczyźni wyszli już z gabinetu. Adam miał minę zbitego psa, Justin uśmiechał się do mnie obleśnie, a tato podszedł do mamy i klepnął ją w tyłek. Skrzywiłam się zniesmaczona, bo to, że obściskiwali się po kątach w domu, byłam w stanie zrozumieć, jednak powinni mieć na tyle rozumu, żeby publicznie powstrzymać się od takich akcji.
– Masz taką minę, jakbyś właśnie połknęła jakiegoś robala.
Nie wiadomo skąd obok mnie pojawił się Vincent, a następnie odebrał mi zapalniczkę i zapalił trzy ostatnie świeczki. Wydawał się rozluźniony i odprężony. Współczułam mu, że musiał być tu dzisiaj obecny, że będzie świadkiem, jak Lance wciska na palec Alison pierścionek.
– Jeśli chcesz, to wymyślimy coś, żebyś mógł iść do domu – powiedziałam cicho.
– Ale po co? – Posłał mi zaskoczone spojrzenie, po czym wsadził zapalniczkę do kieszeni spodni.
– Nie musisz na to patrzeć.
Vincent uśmiechnął się szeroko, co kompletnie zbiło mnie z tropu. W ogrodzie pojawiało się coraz więcej ludzi, a ja zamiast iść poprawić makijaż, proponowałam temu głupkowi pomoc, z której on chyba nie miał zamiaru skorzystać.
– Czasami zachowujesz się jak głupia gąska, kuzynko – szepnął. – Myślisz, że cierpię, bo Alison wychodzi za mąż?
– A nie cierpisz? – zdziwiłam się. Już naprawdę nic z tego nie rozumiałam.
Vincent wybuchnął śmiechem, co sprawiło, że kilka osób odwróciło się w naszą stronę, w tym Philip, który lekko zmarszczył brwi i mruknął coś cicho do stojącego obok niego Adama, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Sheila… – Vincent westchnął ciężko, a następnie pokręcił głową, nadal się uśmiechając. – Spałem z nią. – Głos zniżył do szeptu. – Zaliczyliśmy krótką, acz intensywną znajomość i to wszystko. Nic jej nie obiecywałem, ona mnie też nie.
– Vincent, widziałam cię i…
Przecież sobie tego nie wyobraziłam! Gdy się rozstali, Vincent chodził jak struty!
– Kiedy rzuca cię kochanka, to nie jest nic miłego, ale nie przypisuj temu jakiegoś dużego znaczenia, Sheila. Nie kocham jej ani nic z tych rzeczy, także wyluzuj, okej? To mógł być dla mnie dobry biznes, jednak nie jest. Już po sprawie. Lance nam się przyda i to też jest dobre.
Mina mi zrzedła. To było dla niego tak cholernie proste, a ja myślałam, że stracił kogoś, kogo kochał, że Alison nim wzgardziła, że mój kochany Vincent, z którym się wychowałam, cierpiał, a ja musiałam się zemścić. Tymczasem zaliczył kolejną panienkę i był zadowolony.
– Będziesz miał ogromne kłopoty po nocy poślubnej – syknęłam do niego.
Wszyscy wiedzieli, że coś między nimi było, a gdy Lance zorientuje się, że Alison…
– Nie mam pojęcia, kto będzie miał kłopoty, ale na pewno nie ja. – Vincent szturchnął mnie w ramię. – Nie miałem nic wspólnego z pierwszym razem Alison i to raczej nie jest mój problem.
Odsunęłam krzesło i usiadłam na nim. Byłam pewna, że moja twarz przybrała odcień kryształów Patricii. Alison właśnie weszła do ogrodu w pięknej kremowej sukni z przeciętymi ramiączkami. Philip rozmawiał z tatą i Johnem Westem, który spoglądał na swoją córkę z nieskrywaną dumą. Vincent podszedł do mężczyzn i włączył się do rozmowy, a ja po prostu czekałam na nadchodzącą katastrofę.
Jeśli nie za Vincenta, Alison zasłużyła sobie na to po tym, co zrobiła mnie. Po tym, jak odbiła mi pierwszego chłopaka. Być może nie kochałam Erica, lecz byłam zauroczona i chciałam przedstawić go rodzicom. Był moim lekarstwem na fatalne zauroczenie Philipem.
Zasłużyła na to, bo kiedy miałam szesnaście lat i umówiłam się do kina z Jasonem, ona powiedziała moim braciom, że ten wkładał mi ręce pod bluzkę. Jason dostał lanie, a ja miałam szlaban na wszystko przez długie miesiące.
– Co to za mina? – Obok mnie stanął Jared, mój najstarszy brat, a ja byłam w stanie tylko słabo się uśmiechnąć. Katastrofa zbliżała się wielkimi krokami, a dodatkowo Philip od dłuższej chwili uważnie mi się przyglądał.
– Buty mnie obtarły. – Z mojego gardła wyrwał się cichy jęk.
– Nie mam pojęcia, czemu kobiety sobie to robią. – Wykrzywił się lekko, zerkając na moje nogi, a później spojrzał na mnie ze współczuciem.
Lance zapytał Alison, czy za niego wyjdzie. Usłyszałam głośne „tak”, a chwilę później rozbrzmiały oklaski, goście zaczęli wznosić toasty, rozległy się głośne gratulacje i okrzyki nawołujące do tego, aby świeżo zaręczeni uczcili to pocałunkiem. Lance przytulił Alison, pocałowali się, a gdy odsunęli się od siebie, piękna kremowa suknia najpierw zsunęła się lekko na piersiach, aby po chwili zjechać niżej, ukazując biust kobiety, a następnie opadła do kostek. Nastała grobowa cisza, przerywana płaczem małego dziecka i głośnymi oddechami. Alison i Lance dopiero po chwili zorientowali się, co się stało. Plątanina rąk Patricii, mojej mamy i Lance’a nie pomogła, gdy każdy chciał podciągnąć suknię.
– Podam do sądu tego projektanta! – wykrzyknęła Patricia, kiedy w końcu udało się zakryć nagie ciało Alison.
Byłam pewna, że cała męska część gości skupi się na podziwianiu Alison, ale jedne oczy były skupione na mnie. Oczy Philipa. On wiedział, kto był za to odpowiedzialny, jego wzrok powiedział mi wszystko. Zanim pociągnął duży łyk whiskey, uśmiechnął się do mnie i uniósł szklankę w moją stronę, jakby chciał powiedzieć, że zna moją tajemnicę i gdy przyjdzie czas, nie zawaha się użyć tej wiedzy przeciwko mnie.
Sheila
Jeśli mama miała jakiekolwiek przypuszczenia, kto był odpowiedzialny za to, co się stało na przyjęciu zaręczynowym, nie dała tego po sobie poznać. Jedynie Philip miał realne prawo podejrzewać mnie o cokolwiek, ale miałam nadzieję, że z nikim się tym nie podzieli. Minęło kilka dni od feralnego wydarzenia i nastał względny spokój. Wróciłam do ćwiczeń, do strzelania, do zamawiania towarów do klubów i kasyn, bo za to jak na razie byłam odpowiedzialna.
Kiedy kończyłam jeść obiad, do jadalni wszedł Ross, mój ochroniarz, którego tata przydzielił mi kilka lat temu. Oznajmił, że musimy jechać do klubu. Wczoraj załatwiłam wszystkie dostawy i nie miałam pojęcia, o co mogło chodzić.
– Szef prosił, żebym cię przywiózł, najlepiej zaraz – oświadczył.
– Coś się stało? – zapytałam zaniepokojona, ponieważ takie spontaniczne wezwania nie były w stylu taty.
– O niczym nie wiem. W każdym razie wszyscy żyją.
Zebrałam się szybko w nadziei, że nikt nie wpadł na pomysł, żeby przejrzeć monitoring w domu Westów. Jeśli wyjdzie na jaw, co zrobiłam, będę miała ogromne kłopoty. Tym bardziej, że Patricia mówiła mamie, że Alison musiała skorzystać z pomocy psychologa. Cudownie.
Droga do klubu minęła w pełnej napięcia ciszy i chociaż Ross próbował mnie zagadywać, ja odpowiadałam półsłówkami. Strach ściskał mnie za gardło i wiedziałam, że żadna zemsta nie była tego warta, nawet w imię obrony serca Vincenta. Ten podły zdrajca był za to wszystko odpowiedzialny. To była jego wina. Myślałam, że Alison wzgardziła jego uczuciami, że ten idiota cierpiał…
– Od kilku dni zachowujesz się naprawdę dziwnie. – Ross co chwila zerkał we wsteczne lusterko i przyglądał mi się czujnie. Pewnie nauczony doświadczeniem, że moje milczenie nie oznaczało niczego dobrego. W życiu wywinęłam już kilka numerów, z których nie byłam dumna, jednak czasu nie da się cofnąć.
– Nie czuję się najlepiej – burknęłam cicho. To wcale nie było kłamstwem. Miałam wyrzuty sumienia, bo zepsułam jeden z najpiękniejszych dni życia Alison.
– Coś cię boli? Może umówisz się na wizytę u lekarza?
Cały Ross, troskliwy, jakby opieka nade mną nie była płatną robotą, tylko czymś naturalnym.
– Przejdzie mi – rzuciłam tylko. Potrzebowałam raczej spowiedzi i księdza, a nie lekarza.
Pod klubem praktycznie cały parking był pusty, co było zupełnie normalne o tej porze. Prawdziwe apogeum nastąpi wieczorem, lecz do tego czasu ja już będę w domu. Klub Afrodyta był ulubionym lokalem mojego taty. Tutaj przesiadywał i załatwiał interesy. Budynek powstał kilka lat temu i był potężny. Na trzech poziomach znajdowały się sale taneczne, a w każdej inny rodzaj muzyki. Na każdym piętrze był duży, dobrze zaopatrzony bar, a na czwartej kondygnacji mieściły się biura i ogromny gabinet taty. Afrodyta była jedynym klubem, w którym w podziemiach nie funkcjonował luksusowy burdel i być może dlatego tata wybrał to miejsce jako swoją siedzibę. Rodzice się kochali, dlatego ojciec wolał unikać miejsc, w których drinki podawały półnagie albo zupełnie nagie kobiety.
Ross towarzyszył mi do samej windy i zjechał na dół, kiedy tylko wysiadłam na czwartym piętrze. Podeszłam do drzwi gabinetu, zapukałam szybko i bez zaproszenia weszłam do środka.
Tato siedział przy biurku w wielkim fotelu i musiałam przyznać, że prezentował się bardzo dobrze jak na swoje prawie sześćdziesiąt lat. Wiele kobiet się za nim oglądało. Jego włosy lekko posiwiały na skroniach, a sylwetki mógł pozazdrościć mu niejeden trzydziestolatek. Jared śmiał się, że to wszystko przez seks, że dzięki ciągłemu bzykaniu on i mama są w idealnej formie.
– Coś się stało? – zapytałam szybko, zamykając za sobą drzwi, i dopiero wtedy dostrzegłam postać przy oknie. Philip! Patrzył wprost na mnie, a w dłoni miał szklankę z alkoholem.
– Siadaj – polecił ojciec.
Byłam pewna, że ten drań zdradził, że widział mnie, jak wychodziłam z sypialni Alison.
Wykonałam polecenie taty i usiadłam naprzeciwko, czekając na zbliżającą się katastrofę. Philip nie ruszał się z miejsca; wpatrywał się w ulicę, na której tętniło życie. Co on tu robił?
– Rozmawiałem już z Jaredem i Robertem, teraz kolej na ciebie, kochanie.
Rozmawiał z moimi braćmi? Spojrzałam na tatę. Wzrok miał łagodny, nie był spięty ani tym bardziej zły, więc nabrałam cichej nadziei, że to nie chodziło wcale o Alison. Tyle że jeśli nie chodziło o nią, to o co? I był tu Philip…
– Tato, straszysz mnie – szepnęłam, a po kilku sekundach usłyszałam ciche parsknięcie dobiegające spod okna. Ten drań uśmiechał się bezczelnie, jakby napawał się moim lękiem.
– Mam pięćdziesiąt osiem lat, Sheila. – Ojciec oparł się wygodnie w fotelu. – Całe życie poświęciłem interesom. Już od jakiegoś czasu informowałem twoich braci i ciebie, że nadejdzie ten dzień, gdy rzucę to wszystko, kupię dom na plaży i będę z mamą rozkoszował się zasłużoną emeryturą, póki mam jeszcze zdrowie i energię.
Faktycznie, wspominał coś o tym, że chce odpocząć, jednak nie sądziłam, że to wszystko nadejdzie tak szybko.
– Nie myślałam, że to już – stwierdziłam cicho, bo jakoś dziwnie się czułam z faktem, że tata przestanie trząść Los Angeles, że będzie siedział na jachcie i dorobi się piwnego brzucha.
– Podjęliśmy tę decyzję z twoją matką niedawno.
W gabinecie zapadła nieręczna cisza. Philip odłożył szklaneczkę na biurko, ściągnął czarną marynarkę i przewiesił ją przez oparcie drugiego fotela. Biała koszula opinała jego potężne ramiona.
– Co to dla mnie oznacza? – zapytałam, chociaż byłam pewna, że dostanę Afrodytę. To był jedyny w pełni legalny interes taty i kiedyś wspominał, że właśnie to po nim przejmę, bo tak będzie bezpieczniej i nie będę ryzykować konfliktu z prawem ani rosyjską mafią, która zdawała się panoszyć w naszych okolicach od jakiegoś czasu. I motocykliści. Oni byli najgorsi, nie mieli skrupułów ani litości. Jakiś czas temu głośno było o ich konflikcie z Włochami. W wiadomościach podali, że na bagnach znaleziono piętnaście ludzkich ciał z odciętymi głowami.
– Oznacza to, że od jutra przejmujesz Afrodytę i wiem, że świetnie sobie poradzisz. – Ojciec uśmiechnął się do mnie, nachylił się i położył swoją dużą dłoń na mojej. – A także otrzymasz pięćdziesiąt procent udziałów w Milenium.
I to wyjaśniało obecność Philipa, ponieważ to do niego należała pozostała część udziałów w Milenium, jednym z największych kasyn w Los Angeles.
– Tato, to naprawdę zbędne – wymamrotałam. Afrodyta w zupełności mi wystarczy. Zresztą nie byłam ich biologicznym dzieckiem i źle się czułam z tym, ile chcieli mi dać.
– Sheila, będzie jak postanowiłem. Jesteś świadoma, że w kasynie czasami musimy ściągać długi i wiesz, w jaki sposób się to odbywa. – Zadrżałam na te słowa. Wiedziałam i nie bardzo chciałam mieć z tym cokolwiek wspólnego, lecz tato szybko rozwiał moje wątpliwości. – Tym zajmie się Philip, dogadaliśmy się w tej sprawie.
– Philip jest w Meksyku i…
– Będę tu tak często, jak będzie potrzeba – przerwał mi Philip, a następnie usiadł na fotelu, gdzie chwilę wcześniej powiesił swoją marynarkę. Dopiero teraz poczułam jego zapach. Zapach mężczyzny i korzennych, piżmowych perfum, które chyba robiono na zamówienie, bo żaden inny facet nie pachniał tak jak on. – To dwie godziny lotu helikopterem.
– Ja się nie znam na kasynach…
– Ustalimy, za co będziesz odpowiedzialna. – Philip położył rękę na oparciu, przez co otarł się o moje ramię. Jego zapach i to przypadkowe muśnięcie spowodowały, że miałam gęsią skórkę na całym ciele.
– Tato – odezwałam się po chwili, nie zwracając uwagi na jego słowa. – Afrodyta to i tak więcej, niż mogłabym chcieć.
– Sheila… – Ojciec westchnął i powoli pokręcił głową. – Jared i Robert dostali inne moje biznesy, starałem się być sprawiedliwy, ale nie wszystkim możesz się zajmować. To niebezpieczne. Dochody z kasyna i Afrodyty będą o wiele mniejsze, jednak Robert i Jared raz w roku będą przelewać ci odpowiednią sumę, która ci to zrekompensuje. Dodatkowo każdy z was raz w roku odda mi dziesięć procent swoich dochodów.
Afrodyta i udziały w kasynie będą moje. Cholera, to naprawdę bardzo dużo, nie spodziewałam się tego. Czy sobie poradzę? Na pewno, wychowałam się w tym świecie, byłam świadkiem niejednej rozmowy, niejedno widziałam, gorzej z kasynem.
Kiedy Philip po raz kolejny musnął moje ramię, zdałam sobie sprawę z tego, że praca w kasynie to nie będzie moje jedyne wyzwanie, kolejnym będzie współpraca właśnie z nim. Był zupełnie inny niż reszta ludzi, których znałam i którzy obracali się w naszym środowisku. Po innych wiedziałam, czego się spodziewać, z Philipem można się było tylko domyślać. Zazwyczaj był cichym obserwatorem i wystarczyło jedno jego spojrzenie, żeby postawić do pionu innych. Kilka lat temu w klubie odbywało się jakieś spotkanie, dość ważne, bo ojciec zabrał wtedy ze sobą sześcioro ludzi. Kiedy wrócił do domu, był dziwnie poruszony i to dało mi do myślenia. Kolejnego dnia podczas nieobecności taty sprawdziłam monitoring.
Na nagraniu widziałam, że wszędzie było pełno ochroniarzy i jakichś ludzi w graniakach. Philip siedział między tatą a Vincentem, kolejne miejsca zajmowali moi bracia i John West, a naprzeciwko nich znajdowało się trzech obcych facetów. Głos był wyłączony, więc nie słyszałam, o czym rozmawiali, zresztą Philip niewiele mówił, ale w pewnym momencie wstał, szarpnął za kołnierz koszuli mężczyzny siedzącego naprzeciwko, przycisnął go do swojego torsu, zanim ten zdążył zareagować, i jednym szybkim ruchem skręcił mu kark. To było potworne i wtedy tak naprawdę zdałam sobie sprawę, jakim człowiekiem był Philip. To cichy zabójca, którego ruchu nie da się przewidzieć w żaden sposób.
– Wiesz, że nie ja powinnam to dostać, nie jestem przecież...
– Dość – przerwał mi ostro ojciec i Bogu dzięki, bo niewiele brakowało, a powiedziałabym to, czego nie powinnam mówić. Rodzice nie lubili, gdy przypominałam im, że byłam adoptowana, a w dodatku siedział tu Philip, który nie mógł się tego dowiedzieć. Rodzice bardzo naciskali, żeby zachować to w tajemnicy.
Zerknęłam przelotnie na Philipa, czy aby nie zdążył się połapać, o co chodzi, lecz jego mina niczego nie zdradzała. Jak zwykle. Zaczęłam się obawiać, że ściąganie długów może być dla mnie bezpieczniejszą opcją niż bliskie kontakty z nim.
– Od jutra zaczynasz – kontynuował niezrażony tata, spoglądając na mnie. – Sprawę kasyna omówisz z Philipem, ja i tak muszę już iść.
– Dziękuję – wymamrotałam.
Ojciec wstał, a następnie podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
– Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, moja księżniczko.
Spojrzałam na swoje złączone dłonie i nie ruszyłam się nawet wtedy, kiedy usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwiami. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, od czego zacząć. Obecność Philipa mnie onieśmielała.
– Oczekuję, że nie będziesz wtykać nosa w nie swoje sprawy. – Podniosłam głowę na ten ostry ton i dostrzegłam, że Philip już nie siedział obok mnie, ale znów stał przy oknie. Nie był zadowolony, tyle byłam w stanie wyczytać z wyrazu jego twarzy. – Zajmujesz się barem, uzupełnianiem towaru, ja dbam o resztę.
Co? Jeśli myślał, że będzie wydawał mi rozkazy, był w błędzie i szybko go z niego wyprowadzę.
– O ile wiem, mamy równe udziały – oznajmiam z chytrym uśmiechem. – I jeśli myślisz, że jestem jakąś głupią gęsią, która pozwoli sobą pomiatać, to się mylisz.
– A nie jesteś? – zadrwił, nalewając sobie kolejną porcję alkoholu.
– Nie – odpowiedziałam pewnym siebie głosem. Nie tylko on potrafił zachować pokerową twarz. – I nie będziesz rozmawiał ze mną w ten sposób. Nie myślisz, że lepiej zabrzmiałoby: „Sheila, masz pojęcie o zamówieniach i zaopatrzeniu, więc może zajmiesz się tym, a ja resztą”?
Philip pociągnął spory łyk trunku i spojrzał mi w oczy. Kiedy odłożył pustą szklankę, na jego ustach igrał nikły uśmiech.
– Wyglądam na taką osobę, która o cokolwiek pyta, Sheila? – Podszedł do biurka, a następnie usiadł na miejscu, które jeszcze przed chwilą zajmował mój tata.
Wyglądał na osobę, która jednym ruchem mogła zmieść mnie z powierzchni ziemi i byłam pewna, że nie przejąłby się tym, co powiedzieliby na to ojciec i moi bracia, nawet jeśli miałoby to oznaczać krwawą zemstę.
– Nie obchodzi mnie to – odparłam, wygładzając moją białą sukienkę i spoglądając mu w oczy. Jeśli teraz zobaczy we mnie tchórza, będę przegrana już na starcie, a na to nie mogłam pozwolić. – Nie będę rozmyślać o tym, na jaką osobę wyglądasz, tak czy siak jesteśmy partnerami i oczekuję równego traktowania.
Philip parsknął śmiechem. Wydawał się naprawdę rozbawiony, a ja nie miałam pojęcia, czy to było dla mnie dobre w tej chwili i czy czasami nie wróżyło niczego złego.
– To pieprzone feministyczne brednie – warknął. – Chcesz ściągać długi? Pilnować porządku na sali i ogarniać tych wszystkich oszustów, którzy tam przychodzą?
– Nie będziesz mi rozkazywał i rozmawiaj ze mną, jak ze swoim wspólnikiem, a nie jak z lokajem – zażądałam opanowanym tonem. Tylko spokój mógł mnie uratować, a ten olbrzym powinien zdawać sobie sprawę, że nie ucieknę, gdy tylko podniesie głos.
– W takim razie, moja wspólniczko – odrzekł, a po chwili wstał z miejsca – bądź gotowa jutro o piątej rano. Specjalnie dla ciebie przedłużę swój pobyt w Los Angeles i wprowadzę cię w nasze sprawy.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Philip wyszedł z gabinetu, pozostawiając po sobie swój korzenno-piżmowy zapach. Byłam niemal pewna, że będę miała kłopoty.