Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
46 osób interesuje się tą książką
Drugi tom emocjonalnej serii „Niezłomne”.
Małżeństwo Alexis Davies i Wiktora Mrozowa miało połączyć dwie potężne rodziny mafijne. I mimo że związek był aranżowany, a kobieta nie dostała wyboru odnośnie do przyszłego męża, Alexis zaczęła darzyć Wiktora prawdziwym uczuciem. Wydawało się, że odnajdzie szczęście w mafijnym świecie.
Jednak piękna bajka szybko zamieniła się w niewyobrażalny koszmar. Mężczyzna okazał się potworem. Alexis zrozumiała, że jest w pułapce. Kiedy w wyniku wybuchu agresji męża, kobieta straciła kolejne dziecko, wiedziała, że to koniec. Z pomocą ochroniarza Wasila postanowiła upozorować wypadek Mrozowa, a także własną śmierć.
Quinton Clarke, szef rodziny mafijnej, jest przekonany, że dziewczyna wraz z mężem zginęła. Kobieta nigdy nie była mu obojętna, jednak gdy prawda wychodzi na jaw, Alexis musi zapłacić za to, co zrobiła. Być może wszystko, co Quinton myślał na temat Alexis, było tylko złudzeniem?
Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 310
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright ©
Joanna Chwistek
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2022
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
All rights reserved
Redakcja:
Alicja Chybińska
Korekta:
Kinga Jaźwińska-Szczepaniak
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Przygotowanie okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN 978-83-8178-913-4
Quinton
Nie miałem pojęcia, dlaczego ludzie wybierają na ślub tak idiotyczną porę roku, jaką jest lato. Biała koszula pod granatową marynarką co chwilę kleiła mi się do pleców. Z nieba lał się żar, a ja już chciałem mieć za sobą tę cholerną uroczystość. Leciałem tu kilka godzin, żeby wziąć udział w ślubie córki jednego z szefów mojego pododdziału. Musiałem się pojawić w Nowym Jorku, chociaż w Chicago czekała mnie masa roboty. Poluzowałem krawat i odwróciłem głowę w lewą stronę, gdzie stał jeden z moich braci. Z satysfakcją zauważyłem, że Liamowi też musiało być gorąco. Po raz kolejny pomyślałem, że lipiec to kretyńska pora na takie uroczystości.
W ogromnym ogrodzie Darrena Daviesa ustawiono ponad setkę krzeseł. Urzędnik już czekał w towarzystwie świadków i pana młodego. Pieprzony Rusek widocznie też smażył się w letnim słońcu, a po pannie młodej ani śladu. Za chwilę małżeństwo córki jednego z moich ludzi i syna pakhana stanie się faktem. Od kilku lat pracowaliśmy nad kompromisem i w miarę poprawnymi stosunkami, ale obie strony stwierdziły po czasie, że tylko ślub może być gwarancją pokoju i stabilności między naszymi ludźmi. Dasza Mrozow zaproponował swojego syna, a Darren Davies swoją córkę, która kilka dni temu skończyła dziewiętnaście lat. Chodziło o małżeństwo na najwyższym szczeblu, a nie widziałem lepszego wyjścia, jak wydanie córki szefa Nowego Jorku za samego dziedzica ruskiego królestwa.
Za rok pełnoletność osiągnie córka Daszy, a nasze stosunki zacieśnią się jeszcze bardziej, kiedy mój brat Liam ją poślubi. Na razie to były wstępne rozmowy, a Mrozow nalegał, żebym to ja poślubił jego dziecko, ale nie miałem zamiaru tego robić. Miałem gdzieś jego ambicje i to, że chciał wydać córkę za samego szefa. Miałem inne plany. Ruscy byli ważni, razem stanowiliśmy potęgę, której obawiano się na całym kontynencie, ale więzi wewnątrz naszej rodziny były jeszcze ważniejsze. Miałem zamiar wziąć za żonę córkę Magnusa Stanforda, szefa mojego pododdziału w Filadelfii. Bez względu na wszystko musieliśmy być silni także wewnątrz naszej struktury. To my byliśmy siłą, nie Ruscy i nie Włosi. Mój ojciec zapomniał o tym i drogo za to zapłacił. Byłem gotów poświęcić jeszcze Liama, ale nikogo poza tym. Dwa małżeństwa w zupełności wystarczą, aby zacieśnić nasze stosunki i przypieczętować kilkuletni pokój.
Mimo całej tej uroczystości byłem ostrożny. Za paskiem spodni miałem Berettę, i Liam także miał broń. Życie nauczyło nas, żeby nie ufać nikomu, nawet rodzinie, a co dopiero Ruskim. W tej właśnie chwili mogło stać się wszystko i obaj byliśmy tego świadomi. Czasami wystarczyła mała iskra, by wybuchł pożar. Byliśmy otoczeni moimi ludźmi, ale nie mogłem polegać tylko na nich. W tym tłumie było przynajmniej kilkanaście osób, których ucieszyłaby moja śmierć.
Darren Davies stał w pierwszym rzędzie, dumny niczym paw i odziany w jasny garnitur. Obok niego stał Mrozow. Davies z pewnością był szczęśliwy z tego powodu, że jego córka jako pierwsza zapoczątkuje długoletnią współpracę i pokój z Ruskimi. Zapomniał tylko o tym, że to ja przebierając wśród kobiet z naszej rodziny, wybrałem właśnie jego córkę. Nigdy nie widziałem tej dziewczyny, ale zdecydowałem się na nią, bo była w odpowiednim wieku i miała odpowiednio ważnego ojca.
– Długo jeszcze? – usłyszałem burkliwy głos Liama. – Kurwa, zaraz się rozpłynę.
Poprawiłem okulary przeciwsłoneczne na nosie i skupiłem wzrok na Daszy Mrozowie. Właśnie w tej chwili w tym miejscu zebrała się cała śmietanka przestępczego świata tego kontynentu. Jeśli doszłoby do strzelaniny, bez wątpienia ucierpiałyby obie strony, w dodatku byłem przekonany, że Mrozow nie zaryzykowałby tak głupio. Ale byli jeszcze inni: Włosi, Meksykanie i inni, którzy chętnie wykorzystaliby taką okazje. Dlatego właśnie okolice patrolowała ochrona, dom obstawiali nasi ludzie, a nad posiadłością krążył helikopter. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
– Nareszcie – sapnął niecierpliwie Liam, gdy rozbrzmiały pierwsze takty marszu weselnego.
Wszyscy bez wyjątku odwrócili się, żeby spojrzeć, jak pojawia się panna młoda. Dziwiło mnie, że Davies nie odprowadził jej do przyszłego męża, ale nie wtrącałem się. To było mało istotne. Przyszły pakhan miał pojąć za żonę jedną z naszych kobiet i zrobić jej gromadkę dzieci. Przez tłum przeszedł szmer zachwytu, kiedy na końcu stanęła postać w białej sukni. Obróciłem się niechętnie w tamtą stronę, żeby w żaden sposób nie okazać, jak mało mnie to wszystko interesowało. W tej chwili w Chicago czekał na mnie związany i zakneblowany Erik, mój człowiek, który grał na dwa fronty. Straciłem przez niego kilku dobrych ludzi i towar. Musiałem się dowiedzieć, z kim współpracował i ile musiał dostać, żeby mnie zdradzić. Erik służył jeszcze mojemu ojcu i gdyby nie mój notoryczny brak zaufania, pewnie nie wpadłbym na to, że gość, który był od lat blisko mnie, okazał się być zdrajcą.
– Ale laleczka – usłyszałem pełen uznania głos mojego brata. Przez tłum i to, że byłem dość daleko, nie widziałem nic, z wyjątkiem dołu białej sukni.
Po chwili dziękowałem Bogu, że miałem na nosie ciemne okulary. Po czerwonym dywanie dosłownie płynęła zjawiskowo piękna dziewczyna. W dłoniach trzymała bukiet jasnych kwiatów, ale to nie na nie się gapiłem. Panna młoda wyglądała oszałamiająco. Suknia była skromna i prosta, ale opinała jej ciało w strategicznych miejscach. Jej długie jasnobrązowe włosy były rozpuszczone i opadały falami na plecy. U góry przytrzymywała je opaska z drobnymi kryształkami. Moją uwagę zwrócił delikatny uśmiech igrający na jej pełnych i pięknych wargach. Drgnąłem zaskoczony, bo uśmiechnięta panna młoda w tych okolicznościach to było niespotykane zjawisko. W naszym świecie nie istniało coś takiego jak małżeństwo z miłości, a niemalże każda dziewczyna w dniu ślubu była zapuchnięta od płaczu i wystraszona. Ale nie ona.
Sunęła powoli po czerwonym dywanie w stronę Wiktora Mrozowa, który wlepiał w nią pożądliwe spojrzenie, podobnie jak i reszta męskiej części gości. Kiedy dziewczyna przechodziła obok, dostrzegłem jej niewiarygodnie duże oczy, idealne kości policzkowe i mały, lekko zadarty nosek. Liam miał rację – wyglądała jak laleczka, jak dzieło sztuki, od którego nie mogłem oderwać oczu. Gdzie, do cholery, ukrywał ją Davies?
Zacząłem rozumieć, dlaczego widziałem ją pierwszy raz. Gdybym ja miał taką córkę, bez wątpienia nie dopuściłbym do tego, aby dranie pokroju wszystkich szefów i ich prawych rąk ją zobaczyli. Jednak oprócz oszałamiającej urody i ponętnej figury zwróciłem uwagę na coś jeszcze. Dziewczyna, której imienia nawet nie pamiętałem, spoglądała przed siebie, a dokładnie na swojego przyszłego męża. Patrzyła na Wiktora w taki sposób, jakby nic innego się nie liczyło, jakby nie było tu nikogo poza nim. Jakby był dla niej wszystkim, jakby go kochała.
Liam spojrzał na mnie zaskoczony i byłem pewny, że też to zauważył. Cóż, Wiktor należał do przystojnych mężczyzn i był tylko kilka lat starszy od niej. Na naszych oczach właśnie miało miejsce historyczne wydarzenie. Pierwszy raz byłem świadkiem tego, że jakakolwiek kobieta z tego świata wychodziła za mąż z miłości. Przez całą drogę, kiedy kroczyła po czerwonym dywanie, nie spojrzała w bok ani razu. Patrzyła ciągle na niego, a kiedy nas mijała, widziałem, jak delikatnie przygryzła dolną wargę.
– Nigdy ci nie wybaczę tego, że oddałeś ją Ruskim i nawet nie pomyślałeś o własnym bracie – warknął Liam, kiedy przeszła obok nas.
Patrzyłem, jak podeszła do Wiktora, a on ujął jej małą dłoń w swoją i pocałował jej przegub. To, co poczułem, nie miało nic wspólnego z jej urodą, a przynajmniej tak mi się wydawało. Znałem wiele kobiet, równie pięknych, ale chodziło raczej o jej spojrzenie. Patrzyła na Wiktora tak, jakby nie mogła bez niego żyć i oddychać, jakby idąc do ołtarza, miała dostać gwiazdkę z nieba. Byłem więcej niż pewny, że większość z tu obecnych mężczyzn dałaby się zabić choćby za jedno takie spojrzenie. W naszym świecie małżeństwa zawierano z rozsądku, dla korzyści, a mężczyźni przeważnie szukali szczęścia w ramionach kochanek, a nie swoich żon. Wyjątkiem od tej reguły był Peter Rouen, który z biegiem czasu zakochał się we własnej żonie, a teraz spodziewali się dziecka.
Kobiety patrzyły na mnie zazwyczaj ze strachem, zainteresowaniem lub czymś, co nazywałem taktycznym badaniem terenu, oceniającym korzyści płynące z tego, że je zerżnę, ale żadna z nich nigdy nie spojrzała na mnie tak, jakbym był butelką wody na pustyni po trzech dniach wędrówki, a tak właśnie patrzyła na Wiktora jego przyszła żona.
Nigdy nie przejmowałem się tym, jak nasi mężczyźni traktują swoje żony, bo to nie była moja sprawa, ale w tej jednej chwili pomyślałem, że jeśli ten Ruski kutas będzie ją źle traktował, to go zabiję. Nie myślałem tu o biciu, czy tym podobnych rzeczach, bo to w ogóle nie wchodziło w grę. Może nikt z nas nie był święty, ale krzywdzenie kobiet nie było czymś, co akceptowałaby nasza rodzina, nie było takiej możliwości.
Ceremonia trwała w najlepsze, a ja skupiałem się tylko na jej delikatnym profilu i długich włosach. Zaraz po słowach przysięgi Wiktor wziął jej twarz w swoje dłonie i namiętnie pocałował. Policzki dziewczyny natychmiast zrobiły się purpurowe, ale oddała pocałunek, próbując zasłonić widok pozostałym swoją dłonią, ale Wiktor natychmiast ją odciągnął. Rozległy się oklaski i wiwaty. Zdawało się, że spojrzenie panny młodej nie tylko na mnie zrobiło wrażenie. Wiktor objął jej smukłe ciało i razem ruszyli w stronę namiotu, gdzie przygotowano przyjęcie weselne. Natychmiast podeszli do mnie Dasza, Darren i Magnus Stanford, który trzymał dla mnie w garści Filadelfię.
– Miejmy nadzieję, że szybko pojawią się dzieci – powiedział wyraźnie zadowolony Dasza Mrozow, a ja poczułem wściekłość na samą myśl, że ta cudowna istota urodzi temu skurwielowi wnuki, a jeszcze większa furia ogarnęła mnie, kiedy pomyślałem o tym, co jego syn będzie z nią robił, żeby ją zapłodnić.
– Dzieci umacniają nie tylko małżeństwo, ale i umocnią nasze przymierze. – Podchwycił zadowolony Darren.
Kiedy zająłem swoje miejsce pomiędzy Daviesem a Mrozowem, ściągnąłem okulary. Niedaleko siedzieli państwo młodzi. Wiktor rzucał spojrzenia swojej świeżo poślubionej żonie, ale nie spuszczał wzroku z otoczenia. A ona… położyła mu dłoń na ramieniu. Z tej odległości dostrzegłem jej krwistoczerwone paznokcie i skrzywiłem się lekko. Odważny kolor jak na tego typu uroczystość.
Podczas obiadu uśmiechała się do niego, a on odgarnął jej niesforny lok za ucho. Peter Rouen, członek trzymający w garści Los Angeles, właśnie mówił coś na ucho do swojej ciężarnej żony, która lekko się skrzywiła i pokiwała głową.
– Żeby przypieczętować ten związek, proponuje ściągnąć z Rosji nasz pierwszy wspólny transport, Quinton.
Mrozow rozparł się wygodnie na krześle i spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
– Broń? – zapytałem, upijając łyk whisky. Nie mogłem się przełamać do ich wódki. Nie zamierzałem nigdy pić tego syfu.
– Cały tankowiec wypełniony bronią zamiast ropy przypłynie do nas prosto z Rosji. Skoro połączyliśmy siły, możemy poszerzyć nasze horyzonty, nie uważasz?
– Przyszły piątek, Mrozow – oznajmiłem po chwili zastanowienia. – O miejscu i czasie powiadomi cię Liam. Wtedy dogadamy szczegóły.
Nie miałem ochoty na dalsze dyskusje, bo młoda para właśnie weszła na parkiet. Nie mogłem oderwać wzroku od tej dziewczyny, zresztą nie tylko ja. Poruszała się w taki sposób, że fiut w moich gaciach drgnął niespokojnie. Była zwiewna, lekka i pełna gracji i tak cholernie świeża i niewinna. Tak niewinna, że zupełnie nie pasowała do tej zbieraniny gangsterów, zabójców i egzekutorów. Wyglądała niczym piękny kwiat wśród chwastów. Jak anioł pośród diabłów o najgorszej reputacji. Wstałem od stołu, kiedy piosenka zmierzała ku końcowi.
– Zatańczysz z Lexi? – zapytał Davies, a ja kiwnąłem lekko głową.
Lexi… pasowało do niej. Bez namysłu ruszyłem w kierunku parkietu. Miałem takie prawo i zamierzałem z niego skorzystać. Nikogo nie dziwiło, że zaraz po pierwszym tańcu głowa rodziny mafijnej zatańczy z panną młodą. To było coś w rodzaju tradycji, którą praktykował jeszcze mój dziadek, a następnie ojciec. Zrobiłem to jak na autopilocie, i zanim jeszcze dobrze przemyślałem, co chciałem zrobić, stałem już koło parkietu i czekałem na to, aż Wiktor mi ją odda i będę mógł jej dotknąć.
Liam posłał mi zaskoczone spojrzenie. Mój ojciec egzekwował to prawo, ja natomiast miałem zamiar zrobić to pierwszy raz. Musiałem, czułem palącą potrzebę, żeby położyć na niej dłonie i sprawdzić, czy była prawdziwa, czy może była wytworem mojej wyobraźni.
Nigdy nie interesował mnie taniec z panną młodą aż do teraz. Państwo młodzi dostrzegli mnie, gdy schodzili z parkietu. Wiktor powiedział coś do dziewczyny na ucho, a ta skinęła głową.
– Quinton, zatańczysz z moją żoną?
Dziewczyna dygnęła lekko i spojrzała mi w oczy. Cholera, właśnie w tej chwili patrzyłem w najbardziej niezwykłe oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. Były duże i piękne, jedno z nich było niebieskie jak bezchmurne niebo, a drugie brązowe. Dziewczyna patrzyła na mnie z lekkim przestrachem, kiedy ująłem jej dłoń i poprowadziłem na parkiet. Zesztywniała, kiedy objąłem jej wąską talię. Bała się mnie, czułem to wyraźnie.
– Nie gryzę – powiedziałem, patrząc ponad jej głową na raczący się wódką tłum gości. Nie wiedziałem, do diabła, czego oczekiwałem, ale na pewno nie tego, że jej drobne ciało będzie drżeć w moich ramionach, a ona będzie unikać mojego wzroku.
– Przepraszam – zwróciła się do mnie cichym melodyjnym głosem. – Jestem zdenerwowana.
– Przeze mnie jesteś zdenerwowana?
Lexi uniosła głowę i ponownie spojrzała mi w oczy. Widok był doprawdy niesamowity. Piękna twarz i tak cholernie niezwykłe spojrzenie jej różnokolorowych oczu...
– Nie tylko – odpowiedziała po dłuższej chwili, skupiając wzrok na mojej marynarce. Nawet w butach na obcasie sięgała mi ledwie do brody. – Ślub jest dość stresującym wydarzeniem.
Jej głos drżał lekko, podobnie jak dłoń, którą trzymałem, kiedy prowadziłem ją w tańcu. Zniknęła ta roześmiana dziewczyna, która jeszcze przed chwilą uśmiechała się promiennie do swojego męża. Jeśli plotki, które krążyły o mnie, dotarły do jej uszu, miała prawo być zdenerwowana. Byłem największym sukinsynem ze wszystkich tu zebranych gości. Tylko moja bezwzględność doprowadziła mnie do punktu, w którym się znalazłem. Po śmierci ojca rada wybrała mnie na nowego szefa i głowę rodziny w dużej mierze dzięki mojej reputacji i złej sławie.
Nie miałem problemu z tym, żeby skręcić komuś kark gołymi rękoma albo zmiażdżyć tchawicę. Wiele z tych rzeczy robiłem, będąc jeszcze pachołkiem własnego ojca, to on mnie tego nauczył, a ja byłem bardzo pojętnym uczniem. Wiedziałem, że chwila słabości albo zawahania mogła być moim końcem, a we mnie od zawsze była ogromna wola istnienia.
– Wydajesz się być zadowolona – zagadnąłem po chwili tylko po to, żeby znowu usłyszeć jej głos.
– Jestem zadowolona. – Lexi uniosła głowę i patrzyła gdzieś w punkt poza moim ramieniem. Kiedy się odwróciłem zauważyłem, że to właśnie tam stał Wiktor.
Z tego, co pamiętałem, byli zaręczeni blisko rok. Miała okazję, żeby go poznać i, jak widać, zakochać się. Jeśli jakakolwiek kobieta spojrzy kiedyś na mnie tak, jak ona na niego, bez wahania zaciągnę ją przed ołtarz.
– Można powiedzieć, że jesteś prekursorką naszego nowego przymierza. Przypuszczam, że możesz się bać nowego życia u boku przyszłego pakhana.
Dziewczyna oderwała wzrok od swojego męża i wbiła go we mnie. Był lekko zamglony, zamyślony, a ona przygryzła lekko wargę, jakby się denerwowała albo nie do końca słuchała tego, co do niej mówiłem.
– Poradzę sobie – odezwała się po chwili. Głos miała tak mocny i pewny, że przez chwilę miałem wrażenie, że to nie ją usłyszałem.
– Pamiętaj, że mimo wszystko nadal należysz do naszej rodziny. Gdyby coś się działo, zgłoś się do swojego ojca, rozumiesz?
Dziewczyna kiwnęła tylko głową. Nie byłem przyzwyczajony do takiego zachowania. Lexi ignorowała mnie, wciąż szukając wzrokiem Wiktora, chociaż była grzeczna i nie znieważyła mnie w żaden sposób. Kobiety zazwyczaj próbowały zwrócić na siebie moją uwagę, ale nie ona.
Powiedziałem jej to, bo nie do końca byłem przekonany, czy Ruscy w pełni zaakceptują Amerykankę jako żonę przyszłego pakhana. Żona była sprawą męża i nie miałem zamiaru ingerować w jakikolwiek związek, ale dziewczyna była pod moją ochroną i zarówno ja, jak i moi ludzie nie pozwolimy na to, aby Ruscy skrzywdzili kogokolwiek z naszej rodziny.
Kiedy zeszliśmy z parkietu i oddałem dziewczynę Wiktorowi, Liam spojrzał na mnie spod przymkniętych powiek. Czułem się dziwnie, pociły mi się dłonie i ogarnęło mnie dziwne uczucie, które zdawało się być tęsknotą za czymś, czego tak naprawdę nie potrafiłem nazwać.
– Wyglądasz, jakby ta mała kopnęła cię w jaja.
Nawet nie miał pojęcia, jak bliski prawdy był w tej chwili.
Podszedłem do stolika, gdzie czekał już Davies, Mrozow, Stanford i Rouen, który nie spuszczał oczu ze swojej żony szepczącej coś w tej chwili do ucha Lexi. Musiałem zająć się czymś innym, skupić na kimkolwiek, tylko nie na niej. To zaczynało robić się chore.
– Gdzie Pascal? – zapytał Stanford, przeczesując wzrokiem tłum.
– Został w Chicago. – Nie miałem zamiaru tłumaczyć, że wuj przeszedł operacje kolana. To było nieistotne i ryzykowne. Mimo że teoretycznie stanowiliśmy niemal jedność, nikomu z wyjątkiem Liama nie ufałem na tyle, żeby zwierzać się z kłopotów rodzinnych. Byliśmy jak wilki, każdy z nas, a informacja, że jeden osobnik w stadzie był ranny, mogła wywołać lawinę zdarzeń, której w tej chwili nie miałem czasu powstrzymywać. Nie chciałem, by ktokolwiek wiedział, że jeden z nas był osłabiony.
– Nieważne. – Machnął dłonią Davies. – Zapraszam do mojego gabinetu. To odpowiednia chwila, aby omówić kilka spraw.
Przejechałem językiem po zębach, poprawiłem broń w kaburze przy pasku spodni, a następnie ruszyłem za Daviesem. Ruchem dłoni nakazałem zostać Liamowi na miejscu, żeby miał sytuację na oku. Remy ruszył za mną, ale kazałem mu czekać przed drzwiami gabinetu. W razie czego byłem w stanie poradzić sobie z Mrozowem, a nigdy nie wykluczałem pułapki, więc dobrze, aby ktoś obstawiał drzwi. W gabinecie Darren nalał nam whisky, a Daszy wódkę. Zająłem miejsce przy biurku i patrzyłem na siedzących przede mną facetów.
– Chciałbym, abyś za rok poślubił moją córkę – odezwał się po chwili Mrozow, patrząc wprost na mnie. Uniosłem brwi ze zdziwienia i pociągnąłem łyk bursztynowego trunku.
– Dlaczego miałbym to zrobić? – zapytałem, odstawiając szklankę na biurko. Złożyłem dłonie na brzuchu i czekałem na to, co powie ten wielki Rusek.
– To jeszcze bardziej zacieśni nasze stosunki, poprawi relacje i przyniesie wiele dobrego naszym interesom, Quinton – poinformował szybko, a ja z niemałą satysfakcją stwierdziłem, że był zdenerwowany.
Czas sprowadzić go na ziemię.
– Jeśli zależy ci na kolejnym małżeństwie, Dasza, jedyne, co mogę ci zaproponować, to mojego brata – skwitowałem po chwili. – I to na tę chwilę będzie ostatnie mieszane małżeństwo w mojej rodzinie. Jestem skłonny zgodzić się na to, aby moja prawa ręka wzięła twoją córkę za żonę, ale moja rodzina i nasze wewnętrzne sprawy są dla mnie priorytetem, dlatego ja wezmę za żonę córkę Magnusa. – Spojrzałem na mojego podszefa, który natychmiast wyprostował się w fotelu i zerknął na mnie z zadowoloną miną. Wiedział, że o tym myślałem, ale jeszcze nigdy nie mówiłem o tym tak bardzo oficjalnie. – Ile ona ma lat?
– Siedemnaście. – odpowiedział Magnus natychmiast. – Ale w dzień osiemnastych urodzin…
– Za dwa lata wezmę ślub z twoją córką – poinformowałem, a po chwili zerknąłem na Daszę. Był lekko czerwony, zdenerwowany i zaskoczony, że nie chciałem wziąć jego córki, pieprzonej rosyjskiej księżniczki, chociaż mogłem to zrobić. – Mylisz pojęcia, Mrozow. Pragnąłem pokoju, a nie tego, aby za wszelką cenę żenić wszystkich i stworzyć jedną wielką rodzinę. Moja rodzina to jedno, a twoja to drugie, jasne?
– Tak, ale Quinton…
Przerwałem mu gestem dłoni, a on natychmiast zamilkł. Słusznie. Powinien znać swoje miejsce.
– Liam ożeni się z twoją córką i to już postanowione. Nasze interesy zostają bez zmian. Nie wchodzisz mi w drogę, a ja tobie. Jedynym naszym wspólnym interesem zostaje broń. Wyłożę na ten transport kasę, ale wszystkim zajmujesz się ty.
– Obawiasz się, że zrobię cię w chuja? – zapytał Mrozow, patrząc mi w oczy.
Widziałem, jak niespokojnie drgnął mu mięsień na szczęce. Albo był zdenerwowany, albo wściekły, ale średnio mnie to w tej chwili obchodziło.
– Nie ufam ci, Mrozow – zacząłem po chwili. – A nasz rozejm jest na tyle świeży, że na to zaufanie będziesz musiał sobie zapracować, jasne?
– Nigdy bym nie wepchnął cię na minę…
– Bo nigdy do tego nie dopuszczę! – warknąłem do niego, a następnie wstałem ze swojego miejsca za biurkiem Daviesa. – Znałeś zasady, wiedziałeś, ile jestem w stanie dać z siebie i mojej rodziny i nagle zachciało ci się zmiany zasad?
Ta rozmowa zaczęła mnie wkurwiać. Jeszcze przed ślubem wyjaśniliśmy sobie większość kwestii i ten skurwiel znał moje stanowisko. Dwa śluby to wszystko, na co byłem gotowy przystać.
– Nie – zaprzeczył szybko. – Myślałem, że…
– To nie myśl – przerwałem mu po raz kolejny. – Tylko zajmij się interesami. Znasz termin spotkania, wtedy omówimy transport z Rosji. I nie płacę w ciemno. Najpierw towar, później kasa.
Poszedłem do drzwi, bo jeśli zostałbym w tym gabinecie choć chwilę dłużej, to rozwaliłbym tego zachłannego Ruska. Jego roszczeniowość zaczynała mnie drażnić.
– Mówiłem ci, żebyś nie naciskał, żebyś… – usłyszałem wkurzony głos Daviesa, zanim zdążyłem zamknąć za sobą drzwi.
Mrozow nie będzie ze mną pogrywał, nie pozwolę na to. Chciałem tego sojuszu, ale nie będę rozmnażał naszych ludzi jak jebanych królików. Nie będzie żadnego połączenia rodzin, a na pewno nie na taką skalę.
– Wszystko w porządku, szefie? – Remy oderwał się od ściany, kiedy tylko mnie zauważył, i stanął obok. Pokiwałem głową i ruszyliśmy w stronę odgłosów przyjęcia.
Wszystko było w porządku, bo trzymałem rękę na pulsie o każdej porze dnia i nocy. Dzięki temu odbudowałem zgliszcza, jakie zostawił po sobie mój ojciec. Erik był ostatnim złym ogniwem i umrze, kiedy tylko wrócę do Chicago. Nie miałem litości dla nikogo, a zwłaszcza dla zdrajców mojej rodziny.
Przymierze z Mrozowem ułatwiło mi wiele spraw, ale ten Rusek musiał znać swoje miejsce. Nawet jeśli nasze porozumienie trafi szlag, poradzimy sobie. Mrozow nie był niezastąpiony, a mnie zaczynały drażnić jego naciski.
Zajmowałem się interesami o bardzo dużym spektrum, od narkotyków po broń i alkohol. Dasza nie był dla mnie zagrożeniem, ale był mi potrzebny. W ciągu najbliższych kilku lat miałem zamiar poszerzyć swoje horyzonty i przejąć Florydę, na której do tej pory łapę trzymali Włosi. Potrzebowałem przejąć to terytorium, żeby być bliżej Kuby i Meksyku. Zatoka Meksykańska była idealną drogą transportu, a ja chciałbym bez problemu odbierać i przeładowywać towar w Naples. Już wiedziałem nawet, komu i ile zapłacić za to, żeby odbywało się to bezproblemowo.
– Proszę… – Nagle dotarł do moich uszu drżący i pełen trwogi głos. Poznałem go natychmiast.
Remy zatrzymał się gwałtownie, prawie wpadając na moje plecy. Wyciągnąłem broń z za paska i ponownie usłyszałem głos Lexi. Stałem przy ścianie zaraz przy skręcie do kolejnego korytarza.
– Puść mnie…
Wychyliłem się delikatnie, aby sprawdzić, co się działo, i starałem się pohamować wściekłość. Jej przerażony głos obudził we mnie najgorsze instynkty.
– Chcemy należycie cię przywitać w naszej rodzinie – usłyszałem mocny głos z rosyjskim akcentem. Zobaczyłem dwóch odzianych w drogie garnitury dupków i wyszedłem zza rogu wprost na nich.
Lexi stała odwrócona do mnie tyłem, widziałem jej piękną sylwetkę i brązowe włosy zasłaniające jej plecy. Najdłuższe pasma kończyły się tuż nad pośladkami. Oni dostrzegli mnie od razu. Jeden z nich próbował wyciągnąć broń.
– Nie radziłbym – uprzedziłem go i wymierzyłem broń w jego durny łeb. Remy mierzył już w drugiego ze swojego Colta. – Odsuń się od niej.
Jego wielkie łapsko ściskało jej delikatne ramie. Ledwo się hamowałem, widząc, jak dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Była przerażona, ale kiedy spojrzała w moje oczy, dostrzegłem w jej źrenicach cień ulgi.
– Nic ci nie jest? – zapytałem i wróciłem wzrokiem do dwóch krzepkich Rusków. Dłuższe patrzenie na nią mogło spowodować atak mojej furii, a tego nie chciałem. Przynajmniej nie w tym momencie.
– Nie – odpowiedziała drżącym głosem.
– Podejdź do mnie.
Posłusznie kroczyła w moją stronę, a kiedy była już blisko, wepchnąłem ją za swoje plecy i strzeliłem do jednego z nich, trafiając go prosto w ramię.
– Chciałeś się przywitać. – Wspomniałem, patrząc, jak ten śmieć osuwa się po ścianie. – Wiesz, kogo właśnie dotknąłeś swoimi brudnymi łapami? Wiesz, kurwa?
Drugi Rusek stał jak wmurowany i nawet nie drgnął. Dotarła do niego powaga sytuacji, słusznie.
– Ja tylko…
– Co tu się dzieje? – Z korytarza wypadł Davies, a za nim Mrozow i Stanford.
Rouen zapewne wrócił już do swojej kobiety, na punkcie której kompletnie mu odwaliło, i to zaraz po ich ślubie. Nie miałem nic przeciwko uczuciom, ale nie, do cholery, do własnej żony, i nie wtedy, kiedy ktoś mógł to wykorzystać.
– To twoi ludzie Mrozow? – zapytałem, nie spuszczając z nich oczu.
– Moi – odpowiedział, a następnie stanął obok mnie. – Co tu się stało?
– Remy, zabierz ją.
Mężczyzna chwycił Lexi pod ramię i po chwil usłyszałem stukot jej oddalających się kroków. Nie musiała tego oglądać w dniu swojego ślubu.
– Twoi ludzie chcieli należycie ją przywitać – odezwałem się, strzelając stojącemu jeszcze Ruskowi w nogę. Kiedy padł, popatrzyłem na Mrozowa. – Ten – warknąłem, wskazując bronią na skurwiela, który padł na ziemię i trzymał się za ramię – trzymał ją. Tak zapewniałeś mnie, że twoi ludzie będą szanować żonę przyszłego pakhana, a wystarczyło, że poszła sama do toalety.
– Nie wiem, co im strzeliło do głowy – tłumaczył szybko Mrozow, najwidoczniej przerażony tym, do czego mogła doprowadzić ta cała sytuacja.
– Zapewniałeś mnie i Daviesa, że włos jej z głowy nie spadnie, że twoi ludzie będą ją szanować – rzuciłem, a po chwili strzeliłem leżącemu facetowi w sam środek czoła. Kula przeszła na wylot, ściana, o którą się wcześniej opierał, została zabryzgana krwią, a jego bezwładne ciało padło na ziemię.
– Pytam. Kurwa. O coś! – Z mojego gardła wydobył się wściekły warkot.
– Ja… przepraszam! – wyjęczał facet z dziurą w udzie. Davies będzie musiał malować ściany i prać dywany. Krwi było mnóstwo. – Zaczepiliśmy ją, chociaż nie mieliśmy prawa i…
– Nie będę słuchał twoich tłumaczeń. – Kolejny strzał, tym razem w klatkę piersiową i szyję. Rusek padł od razu na jasne kafle, przez dłuższą chwilę charczał, aż w końcu, kiedy uleciało z niego życie, zapadła cisza. Miałem gdzieś fakt, że to byli ludzie Mrozowa. Zabiłbym każdego, nie bacząc na konsekwencje. Jej przerażony głos jeszcze teraz dudnił mi w głowie.
Schowałem broń do kabury przy pasku spodni i spojrzałem na resztę towarzystwa. W korytarzu zebrał się już spory tłum, zapewne usłyszeli strzały w środku domu i zdawali sobie sprawę z tego, że zebranie w gabinecie mogło przynieść niezbyt oczekiwane rezultaty. Obok mnie pojawił się Liam i nasza ochrona oraz pan młody we własnej osobie. Patrzył zaskoczony na zwłoki w korytarzu, a później na mnie. Podszedłem do niego, złapałem za poły marynarki i rzuciłem nim o ścianę, od razu do niego dopadając.
– Mieliśmy, kurwa, umowę – warknąłem mu prosto w twarz.
– Ja nie wiedziałem… – sapnął, próbując poluźnić mój chwyt na swoim gardle. – Rozmawiałem z ludźmi, nie mieli prawa....
– Nie mieli, ale zrobili to.
– Quinton, spokojnie – usłyszałem za sobą głos Daviesa. On mnie uspakajał? Mnie? To była jego córka, a nie kiwnął nawet palcem.
– Posłuchaj mnie uważnie – syknąłem do Wiktora. Wydawał się być przerażony, jebany dziedzic ruskiej spuścizny. – Jeśli jeszcze raz pozwolisz na to, żeby ktoś podniósł na nią rękę, to cię zabije. Ona jest twoją żoną, ale to nadal kobieta, która należy do mojej rodziny, rozumiesz? – Potrząsnąłem nim lekko, a on kiwnął szybko głową. – Ja chronię moją rodzinę, Mrozow, nawet jeśli opieka nad nią już nie jest moją sprawą.
Puściłem go gwałtownie i przyszpiliłem spojrzeniem Daszę. On też powinien zdawać sobie sprawę z tego, jak poważna była ta sytuacja.
– To się więcej nie powtórzy, Quinton – zapewnił mnie szybko. – Nie wiem, co im odwaliło, ale to się więcej nie powtórzy. Moi ludzie szanują nasze przymierze i wasze kobiety…
– Właśnie widziałem – parsknąłem i kiwnąłem głową na Liama. – To ostatnie ostrzeżenie, Mrozow.
Zostawiłem ich i ruszyłem prosto do wyjścia. Nie miałem zamiaru zostać tu dłużej, niż było to konieczne. Jeśli te ruskie dzikusy zrobią jej krzywdę, będzie po przymierzu, po interesach, a ziemia spłynie krwią wszystkich, którzy będą za to odpowiedzialni.
Quinton
– Nie mówisz poważnie.
Parsknąłem śmiechem, mój brat był idiotą. Od pięciu minut siedzieliśmy w moim gabinecie, a on walił mi starymi frazesami, na przemian zamykał i otwierał usta, żeby wciąż gadać to samo: „Nie mówisz poważnie”.
– Mówię całkiem poważnie. – Odchyliłem się lekko w potężnym fotelu i oparłem ramiona o podłokietniki. – Musimy się rozwijać, Liam, przeć do przodu, bo zanim się obejrzysz, poczujemy na plecach oddech Włochów, a tego byśmy nie chcieli.
– Mam zostać szefem Chicago – powtórzył po raz kolejny. – Jestem jeszcze młody i…
– Masz żonę i dziecko w drodze – wtrącił ostro Pascal i zbyt mocno odstawił szklankę z whisky na stół. – Jeśli mamy być silni, nie możesz się wiecznie chować za spódnicą Quintona!
Liam posłał wujowi wściekłe spojrzenie i pociągnął spory łyk burbonu.
– Za nikim się nie chowam – warknął. – Po prostu… mam dopiero dwadzieścia pięć lat!
Pascal zaśmiał się cicho.
– Ostatnio upierałeś się w ten sam sposób, kiedy Quinton kazał ci się żenić z rosyjską księżniczką.
Twarz mojego brata natychmiast złagodniała. Bez wątpienia był teraz myślami ze swoją młodą żoną. Na początku Liam nie był zachwycony wizją małżeństwa z córką Mrozowa, ale wszystko się zmieniło, kiedy tylko zobaczył Anję. Być może nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, przynajmniej nie ze strony dziewczyny, ale wszystko poszło w dobrą stronę. Być może zakochiwanie się we własnej żonie nie było najmądrzejszym posunięciem, ale jeśli Liam był szczęśliwy, nie przeszkadzało mi to zupełnie. Ja nie szalałem na punkcie swojej przyszłej żony i cieszyłem się, że w tym brudnym świecie chociaż jeden z nas był szczęśliwy.
– Popełniłem błąd, okej? – wyznał Liam, unosząc ręce w geście poddania. – Nie chciałem jej, ale nie sądzicie, że posiadanie żony różni się trochę od rządzenia całym jebanym Chicago?
– Twoja reakcja jest trochę przesadzona – skwitowałem, podchodząc do okna. Lada chwila miałem opuścić Chicago i swój luksusowy apartament. – Podobnie jak w przypadku ślubu.
– Wiedziałem, że mam się ożenić, ale rzuciłeś we mnie tą informacją jak bombą, na ostatnią chwilę!
– Nie miałem wyjścia – powiedziałem cicho, zapatrzony w panoramę miasta. Zostałem postawiony pod ścianą i nie mogłem czekać ze ślubem Liama i Anji. Nie po tym, co się stało, nie po tym, jak auto, w którym jechała Lexi Mrozow ze swoim mężem, wyleciało w powietrze. Jedyna nić, która związała nasze rodziny, pękła, więc czymś rozsądnym była decyzja o kolejnym ślubie.
– Wiem, ale to co innego i…
– Liam, dobrze wiesz, że mamy dwa wyjścia – przerwałem mu ostro. – Albo ty lecisz na Florydę, albo ja.
– Dobrze wiesz, że tam sobie nie poradzę i…
– Przestań zachowywać się jak pizda – warknąłem, z całej siły starając się pohamować wściekłość. – Przejęliśmy Florydę, trzeba zaprowadzić nowe porządki. Nasze porządki. Ktoś musi zostać tutaj.
W ciągu roku nasza rodzina posunęła się naprzód. Byliśmy królami w całym państwie i nie miałem zamiaru tego zaprzepaścić, nie po tym, jak doszczętnie zniszczyliśmy Włochów i Meksykanów na Florydzie. Ponieśliśmy wiele strat, ale zyski były tego warte. Kiedy jeszcze żył ojciec, marzyłem o przejęciu tej części kraju, bo zdawałem sobie sprawę, jak wiele nam to ułatwi, i w końcu się udało.
– Nie zrobiłem rzezi po to, by odpuścić teraz to terytorium, Liam – kontynuowałem po chwili – bo ty się boisz i trzęsiesz gaciami.
– Nie trzęsę, do cholery!
– Przyjacielu. – Pascal wydawał się być zrezygnowany całą rozmową i podejściem mojego brata. – Poradzisz sobie, ja tu zostanę. Pomogę ci i wesprę w razie potrzeby. Quinton musi wziąć na siebie Florydę, dokończyć porządki i zaprowadzić nowe zasady. Koniec zabawy, Liam. Musisz założyć spodnie i zrobić to, czego się od ciebie oczekuje. Wychowałeś się w tym świecie, synu.
Liam zrezygnowany przymknął powieki, bo dobrze wiedział, że nie miał innego wyjścia. Latami go do tego przygotowywałem, a on doskonale znał moje cele.
– Dasza mnie wykończy – jęknął cicho.
– Tylko nie daj sobie wejść na głowę – zaznaczyłem natychmiast. – To twój teść, ale to nasza rodzina Liam. W razie czego dzwoń.
– Ten sukinsyn odkąd stracił syna, nie daje mi żyć.
Cóż, wielki ruski pakhan nie mógł pogodzić się ze śmiercią potomka. Próbował znaleźć jego zastępstwo w osobie Liama, ale ten stawiał opór. Ja też nie mogłem się pogodzić, ale nie ze śmiercią Wiktora, tylko z jej śmiercią. Od dnia zamachu minęło osiem miesięcy, a ja nadal nie mogłem wyrzucić z pamięci jej różnokolorowych oczu… i tego spojrzenia, jakim obdarzała Wiktora. Oddałbym wiele, żeby móc cofnąć czas. Lexi nie zasługiwała na śmierć. Każdy, byle nie ona.
Nie mogliśmy przez tyle czasu znaleźć sprawców. Przez te kilka miesięcy nie doszliśmy do tego, kto podłożył ładunek pod auto, którym jechali Lexi, Wiktor i ich ochroniarz Wasil. To, że jej śmierć mną wstrząsnęła, to mało powiedziane. Byłem zdruzgotany. Blisko rok po ślubie zginęła w samochodzie pułapce, miesiąc wcześniej tracąc ciążę w wyniku upadku ze schodów. Podobno była w ciężkim stanie. Wtedy z niecierpliwością czekałem na informacje od Daviesa odnośnie do stanu jej zdrowia.
Zaraz po ślubie też zaszła w ciążę, ale straciła ją w drugim miesiącu. Spotkałem ją drugi raz właśnie kilka tygodni po tym przykrym zdarzeniu, które musiało nią wstrząsnąć do głębi. Nie była już tą samą dziewczyną idącą z błyskiem w oczach po czerwonym dywanie. Nie patrzyła już w ten sposób na Wiktora. Wcale na niego nie patrzyła, a jeśli już to… jej oczy były puste, bez wyrazu, i nie mogłem zrozumieć, jak to się, do cholery, stało. Davies uparcie twierdził, że Lexi nie mogła przeboleć straty, ale kiedy spotkałem ją ponownie po trzech miesiącach, nic się nie zmieniło.
Pamiętałem to spotkanie, bo był to moment, kiedy widziałem ją po raz ostatni. Davies wydawał przyjęcie w swoim domu. Przyleciałem do Nowego Jorku, aby oficjalnie Liam mógł poznać Anję. Alexis stała sztywno obok Wiktora, patrząc pustym wzrokiem przed siebie. Kiedy stanąłem przed nią, zdawała się mnie nie zauważać, a gdy podniosła na mnie różnokolorowe oczy, nie zobaczyłem w nich nic, co zapamiętałem z wesela. Podczas spotkania Wiktor mówił, że jego żona nie może dojść do siebie po stracie dziecka, a po chwili wziął jedną z dziwek i zniknął z nią za drzwiami któregoś z pokoi.
Stojąc nad trumnami, w których były jedynie szczątki, bo po wybuchu nie zostało z ciał zupełnie nic, przysiągłem sobie, że ktoś odpowiedzialny za jej śmierć poniesie konsekwencje i zapłaci mi za to, co jej zrobił. Za to, że pozbawił ją życia, a ja już nigdy nie zobaczę tego spojrzenia.