Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nawet najmniejsi mogą zmieniać świat!
W Święto Ptaków przychodzi na świat mały dodo. Ptaszek już od narodzin wykazuje się niezwykłą odwagą i prosto ze skorupki wyrusza na swoją pierwszą wyprawę. Jogi Rarytas, bo tak nazywają go rodzice, to niestrudzony podróżnik, który całe dnie spędza na zwiedzaniu wyspy i poznawaniu nowych przyjaciół. Jego marzenia sięgają coraz dalej, a największym z nich jest podróż na odległą wyspę, zamieszkaną przez smoki. Na pozór nieszczęśliwy splot wydarzeń sprawi, że dodo będzie miał szansę na zrealizowanie swojej upragnionej misji. Czy zyska sympatię stworzeń, które spotka na swojej drodze, znajdzie odpowiedzi na dręczące go pytania i przede wszystkim – czy jego podróż zakończy się sukcesem?
Z każdej strony mijały go kolorowe rybki. W oddali dostrzegł niewielkie posągi w różnych barwach. Sprawiały wrażenie, jakby były pokryte miękką trawą, która falowała wraz z wodą, a pomiędzy nimi tętniło bogate życie morskie. Większe ryby goniły mniejsze. Jedne uciekały slalomem, inne chowały się w małych podwodnych jaskiniach, a jeszcze inne tworzyły ogromne tańczące skupiska, mieniąc się w blasku słońca to na zielono, to na niebiesko. Jogi był tak urzeczony, że nie wiedział, w którą stronę patrzeć. Życie w wodzie wydało mu się niezwykle dynamiczne, a jego bogactwo oszołomiło go do tego stopnia, że zapomniał na chwilę o swojej misji ratunkowej.
Rozwiń skrzydła wyobraźni i zostań współtwórcą książki. W ramkach umieszczonych w jej wnętrzu umieść własne ilustracje. Niech to będzie także i Twoje dzieło!
E.M.
PS Moje rysunki są czarno-białe.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 146
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Było to w dzień Święta Ptaków na wyspie Mauricia, położonej na środku oceanu Tirukiru. Obchody, jak każdego roku, były niezwykle gwarne i uroczyste. Kanarki wraz ze słowikami obległy największe drzewo butelkowe w okolicy i rozpoczęły koncert. Kolibry z papugami urządziły pokaz podniebnych akrobacji, a pozostałe ptaki tańczyły na gałęziach drzew, podśpiewując wesoło pod dziobami. W takich to okolicznościach z jednego jaja leżącego na ziemi wyłoniła się ciekawska główka małego ptaszka dodo. Kiedy po udanej walce ze skorupką ptaszek uzyskał wolność, postanowił udać się do pobliskiego krzaczka ze smakowicie wyglądającymi, fioletowymi kuleczkami.
Rodzice byli tak zaaferowani podniebnym pokazem, że nawet nie zauważyli, jak maleńki dodo przyszedł na świat i sam oddala się od domu. Kręcili kuperkami w prawo i w lewo, wybijając rytm wielkimi stopami i śpiewając przy tym ptasi hymn. Mały dodo miał ogromne szczęście, że roślinka, do której ruszył na swój pierwszy posiłek, okazała się pysznym, dojrzałym, jagodowym krzaczkiem. Malec ogołocił go w zaledwie kilka chwil, po czym zadowolony z siebie postanowił ruszyć dalej. Bardzo podobała mu się rozlegająca się na całej wyspie pieśń i tańce radosnych ptaków, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że wokół niego dzieje się coś wyjątkowego.
Po krótkiej wędrówce natrafił na maleńką sadzawkę. Z wody wynurzyło się sześć ciekawskich par oczu wpatrujących się przenikliwie w małego ptaszka. Dodo postanowił wskoczyć na miło wyglądającego potwora z wystającymi oczami. Bardzo się zdziwił, że zamiast wylądować na jego grzbiecie, wpadł do środka stawu, rozchlapując dookoła wodę. Wpatrzone w niego oczy również postanowiły się popluskać. Były to małe, zielone żabki, które znalazły w malcu świetnego kompana do mokrych zabaw. Ptaszek machał wesoło skrzydełkami, tworząc wokół siebie okrągłe fale, a jego dziób świetnie nadawał się do robienia fontanny, rozpraszając wodę na wszystkie strony. Żaby były zachwycone! Skakały wokół niego, rechocząc z zadowolenia.
W takich okolicznościach zastali ptaszka zdziwieni rodzice. Tata odchrząknął znacząco, żeby zwrócić na siebie uwagę rozbawionego towarzystwa, co wyszło mu znakomicie. W jednej chwili cała sadzawka zamarła, nawet zmącona woda bała się dalej poruszać, by nie zakłócić ciszy, która nagle zapadła. Ptaszek zamrugał kilka razy oczkami z niedowierzaniem i ruszył w kierunku rodziców. Jego białe piórka pokryte były fioletowym sokiem jagodowym. Pomponia i Aninasek, rodzice malucha, popatrzyli na siebie kątem oka, mrugając porozumiewawczo, po czym mama włożyła smyka z powrotem do sadzawki i porządnie go wyszorowała. Zawiedzione żaby siedziały zrezygnowane na brzegu.
– Nie martwcie się, jeszcze kiedyś do was wrócę, ale teraz idę przywitać się z rodzicami. To jest nasze pierwsze spotkanie – mówił przejęty maluch.
Tata chwycił go delikatnie za piórka, posadził na swoim grzbiecie i poczłapali razem do swojego domku.
– Jak nas poznałeś, malutki? – spytał zaciekawiony Aninasek.
– Hmm, poczułem to w stopach, tato. One mi to powiedziały – odpowiedział szczerze malec.
Tym razem rodzice już nie wytrzymali i zaczęli głośno się śmiać, nie przypuszczając nawet, że ich synek rzeczywiście ma w stopach ukryty niezwykły dar.
– Musimy mu nadać jakieś imię, Pomponio – rzekł uroczyście tata, gdy dotarli do swojego gniazdka.
– No właśnie, a dzisiaj jest wyjątkowy dzień, Święto Ptaków. Może nadamy mu imię na część tego wielkiego dnia? – odparła dumna mama.
– Myślałem raczej o czymś prostszym, kochana. Co powiesz na imię Jogi Rarytas?
Pomponia zaczęła się śmiać, ale Aninasek doskonale znał swoją ptaszynę i wiedział, że jego propozycja przypadła jej do gustu. Zwrócił się więc do malca:
– Od dzisiaj będziesz nazywał się Jogi Rarytas, na cześć jagodowego krzaczka, który ogołociłeś zaraz po wykluciu. – Tata wyrwał malcowi największe piórko z ogonka, jak nakazywał ptasi zwyczaj. Dumny maluch schował piórko do swojej skorupki i pobiegł do pokoju ukryć ją gdzieś głęboko na pamiątkę.
Rodzina państwa Nasków mieszkała na Ptasim Osiedlu. W gęstym gaju drzewek oliwnych, butelkowych i tulipanowców żyły przeróżne gatunki ptaków. Ponieważ ptaszki dodo należą do nielotów, wszystkie rodziny zamieszkiwały najniższy poziom pod wielkimi korzeniami drzew. Były z tego powodu bardzo zadowolone, bo ich wille były naprawdę okazałe. Znajdowało się tam wiele komnat i oczywiście bezpośrednie wyjście do prywatnego ogrodu.
– Jogi! Chodź na świąteczny tort. Mama zrobiła coś wyjątkowego! – krzyczał zachwycony tata Aninasek. – Owocowy torcik z masą z robaczków ziemnych. Coś pysznego!
Maluch ukrył szybko swój skarb pod liściem palmowym, który ozdabiał jego pokój, i ruszył na obiecane pyszności. Po uczcie udali się na Malinową Polanę, gdzie miało nastąpić uroczyste zakończenie obchodów ptasiego święta.
Jogi był zachwycony wielkimi, kolorowymi kwiatami, które w tę jedyną noc w roku nie zamykały swoich kielichów wraz z zachodem słońca. Ich płatki rozpościerały się nad ptakami, tworząc tęczowy tunel na tle rozgwieżdżonego nieba. Księżyc i gwiazdy świeciły tak jasno, że ich promienie, odbijając się od kolorowych płatków, tworzyły niezwykle barwne widowisko w gęstym od wilgoci powietrzu. Delikatny wiatr tchnął życie w przepiękny pokaz natury, a w oddali słychać było dobiegający z drzew koncert kanarków. Na tę noc wszystkie ptaki czekały z utęsknieniem przez cały rok. Maleńki dodo stał z otwartym dziobem i okrągłymi oczami, marząc o tym, by znaleźć się w powietrzu i szybować z tańczącymi, kolorowymi promykami.
– Mamo, co to są za kwiaty? – spytał urzeczony.
– To są, mój drogi, doliany. Największe i najpiękniejsze kwiaty na wyspie. Występują tylko tutaj, na Malinowej Polanie. Legenda mówi, że jest jeszcze jeden taki poranek w roku, kiedy wszystkie kwiaty ruszają do podniebnego tańca. Mój dziadek kiedyś mi o tym opowiadał, ale ja w to nie wierzę. To tylko takie baśnie, synku, przekazywane z pokolenia na pokolenie – opowiadała Pomponia.
***
Po całonocnym pokazie wszyscy rozeszli się do domów na zasłużony odpoczynek. Nazajutrz Jogi ruszył na zwiedzanie Ptasiego Osiedla. Miał nadzieję znaleźć kompana, z którym wyruszy poznawać świat. Niestety okazało się, że wszystkie dzieciaki z sąsiedztwa bardziej zainteresowane były szukaniem przysmaków w ziemi i zabawą niż wyprawą w nieznane. Jogi przywilej poszukiwania pokarmu pozostawił swoim rodzicom, a sam po kilku dniach snucia się po osiedlu postanowił poznać trochę lepiej otaczający go świat.
– Tylko nie odchodź daleko, synku, bo nie trafisz z powrotem do domu – ostrzegał go Aninasek.
– Spokojnie, tato, moje stopy wszędzie was znajdą – odpowiedział poważnie malec, rozbawiając przy tym zaniepokojonych rodziców.
Mały Rarytas ruszył przed siebie bez celu. Po chwili przypomniał sobie, jak pierwszego dnia po wykluciu znakomicie bawił się z żabami. „Tylko jak tam teraz trafić?” – zastanawiał się Jogi, przebierając szybko wielkimi stopami, które w jednej chwili przeniosły go w miejsce pierwszej kąpieli.
„O! Nie wiedziałem, że mogę tak szybko chodzić” – zdziwił się uradowany maluch. „Ciekawe, czy wszystkie ptaszki potrafią przemieszczać się równie szybko jak ja”. Niestety w sadzawce nie było już tych samych, ciekawskich, wystających z wody oczu. Zawiedziony Jogi rozglądał się dookoła, szukając małych, żabich przyjaciół na drzewach i w trawie. Nagle usłyszał czyjś głos mówiący bardzo powoli:
– Czego tutaj szukasz, malutki dodo?
Był to duży żółw lądowy, który przyszedł napić się wody z sadzawki.
– Dzień dobry. Szukam malutkich, zielonych żabek, które baraszkowały tutaj ze mną trzy dni temu.
– Nie wiesz, że żabki często zmieniają swoje lokum? Zapewne przeniosły się już do innego bajorka. One nie lubią siedzieć długo w tej samej wodzie.
– Nie wiedziałem. A kim pan jest? – zapytał ciekawski malec.
– Jestem żółwiem i mam na imię Totuś – dumnie odparł żółw.
– Ja mam na imię Jogi Rarytas – pochwalił się dodo.
Żółw mruknął pod nosem, jakby miał coś ważnego do przemyślenia, po czym rzekł:
– Ciekawe imię, bardzo ciekawe imię, mój mały dodo.
Jogi nie rozumiał jednak, co ciekawego żółw usłyszał w jego imieniu, i szybko zmienił temat rozmowy.
– Może poskaczesz ze mną w sadzawce, skoro żabek już tutaj nie ma? – zapytał rozochocony Jogi.
– Oj nie, mój drogi, żółwie nie potrafią skakać tak jak żaby. Żółwie noszą na grzbietach swoje domy i są zbyt ciężkie, żeby unieść się w powietrzu.
– Ojej, ależ to jest niezwykle praktyczne mieć cały czas ze sobą swój dom. Kiedy chcesz, to śpisz, kiedy chcesz, to przyrządzasz sobie coś smacznego. Nic cię, Totusiu, nie ogranicza! – mówił zachwycony Rarytas, po czym dodał: – W takim razie jak bawią się żółwie?
– Hmm… bawią? A co to znaczy „bawią”? – odparł zdziwiony Totuś.
– Co lubisz robić w wolnym czasie? Co ci sprawia przyjemność? – dopytywał maluch.
– Jaaaa luuubię leeeżeć i patrzeeeć – odpowiedział bardzo wolno żółw.
– Ale jak to „leżeć i patrzeć”? I tyle? Nic poza tym? – zdziwił się Jogi.
– Nooo nic.
– Hmm – zastanawiał się na głos ptaszek. – Bawiłem się tak raz, gdy byłem w nocy na Malinowej Polanie, w dzień Święta Ptaków. W sumie to bardzo mi się tam podobało. Może pójdziemy tam razem i pobawimy się w obserwowanie przyrody?
– Wiesz, Rarytas, że to jest bardzo dobry pomysł, a polanka jest bardzo blisko nas. Powinniśmy tam dotrzeć przed porą obiadową, żeby jeszcze chwilkę się pobawić – ucieszył się żółw i ruszyli w stronę łąki, która znajdowała się za pięcioma rzędami ogromnych eukaliptusowych drzew.
Jogi biegał tam i z powrotem od drzewa do Totusia, nadkładając przy tym drogi trzykrotnie. Nie umiał poruszać się z prędkością żółwia. „To pewnie przez ten ciężki dom na plecach Totuś tak wolno kroczy” – pomyślał i zagadnął zdyszanego żółwia:
– A co ty tam nosisz w tym domku, że tak ciężko ci się chodzi?
– Same najpotrzebniejsze rzeczy, Rarytasie: dwie kokosowe miseczki na jedzenie i picie, ciepły kocyk z jedwabnej pajęczyny na wypadek chłodnej nocy, słomkę z bambusa i mały nożyk zrobiony ze znalezionego kła tygrysa szablozębnego. A, byłbym zapomniał, jeszcze moją ukochaną przytulankę na noc, króliczka pętliczka, którego uszyła mi z prawdziwego, mięciutkiego futerka moja babka – chwalił się Totuś, wolniutko wypowiadając każde słowo.
Jogi zamarzył o swojej mięciutkiej przytulance, ale z bujania w obłokach wyrwał go widok Malinowej Polany.
– Jesteśmy! – obwieścił szczęśliwy żółw, po czym zwierzył się ptaszkowi dodo: – Wiesz, Jogi, przypomniała mi się jeszcze jedna zabawa z lat młodości. Pamiętam, że obracałem się wtedy na skorupkę, brzuszkiem do góry, i bujałem się tak godzinami, patrząc na latające ptaki.
– Pokażesz mi, jak się bujałeś? Może ja też tak spróbuję? – zapytał maluch.
Totuś, niewiele myśląc, przewrócił się na skorupkę i machając nogami, zaczął się kołysać w przód i w tył.
– Wiesz co? Ja nie mam takiego domku na plecach jak ty. Mogę wskoczyć na twój brzuch i pobawić się z tobą? – zapytał rozochocony Jogi.
– Wskakuj, Rarytas! – krzyknął szczęśliwy Totuś.
Mały dodo podczas wspinaczki połaskotał kompana po brzuszku i zadowolony położył się wygodnie. Po chwili kołysania zaczął się jednak wiercić.
– Totusiu, czegoś mi tu brakuje. Spróbuj wyciągnąć jedną nogę do ziemi i odepchnij się mocno – zaproponował.
Żółw kopnął nogą w ziemię z całej siły. Zaczęli we dwóch wirować wokół własnej osi, krzycząc i głośno się przy tym śmiejąc. Cały świat kręcił się wokół nich, a przed oczami widzieli rozmazujące się kolory pięknych dolianów oraz brązowozielonego buszu. Chwilę później cały świat stał się dla nich wielką, kolorową, wirującą spiralą.
Kiedy wreszcie się zatrzymali, a brzuchy bolały ich już ze śmiechu, Jogi ześliznął się z żółwia na ziemię. Rozpaczliwie próbował utrzymać się na nogach, ale wszystko wokół niego tak się kręciło, że bezradnie przewrócił się na plecy. Leżeli tak razem szczęśliwi, patrząc ze zdziwieniem na przesuwający się wokół nich krajobraz.
– Ależ to była wspaniała zabawa, Rarytas! – odezwał się zachwycony Totuś.
– Oj tak, żółwie jednak potrafią się świetnie bawić! Ja od tego kręcenia strasznie zgłodniałem – wyznał Jogi.
– Ja również, ale zanim pójdziesz coś zjeść, musisz mi pomóc wstać. Podejdź pod moją głowę i z całej siły przechyl skorupkę do góry – poinstruował malca Totuś.
Po chwili obaj siedzieli już na trawie, podziwiając piękne kwiaty na Malinowej Polanie. Skąpane w słonecznym blasku mieniły się wszystkimi kolorami tęczy.
– Musimy się jeszcze kiedyś spotkać, Totusiu! Pobawimy się wtedy w siedzenie i oglądanie kwiatów – zaproponował Jogi.
– Z przyjemnością, mój mały przyjacielu – odparł Totuś, nie kryjąc zadowolenia.
– W takim razie do zobaczenia niebawem, Toti. Znajdę cię któregoś pięknego dnia i razem pójdziemy na łąkę. – Dodo pożegnał się z żółwiem, zamknął oczy i powiedział do swoich stóp: „Zaprowadźcie mnie do rodziców”.
Parę razy machnął nogami i z niewiarygodną prędkością przeniósł się do domu.
Totuś przecierał tylko oczy ze zdumienia, nie mogąc uwierzyć, że Jogi dosłownie rozpłynął się przed nim w powietrzu.
Zabawa Jogiego i Totusia w karuzelę
***
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazała się również:
Eli jest wrażliwym i radosnym chłopcem, jednak gdy na skutek usilnych próśb dostaje cybertrop, czyli okulary będące bramą do wirtualnego świata, zupełnie się zmienia. Staje się agresywny, leniwy, całe dnie spędza na graniu, zabijaniu potworów i zdobywaniu kolejnych umiejętności oraz odznaczeń w wirtualnej rzeczywistości. Prawdziwy świat, ludzie i dotychczasowe życie stają się dla niego nudni. Zaniepokojona mama szuka sposobów, by oderwać chłopca od gry, lecz na próżno. Aż za radą pewnego mądrego staruszka sięga po ostateczny argument – niszczy okulary syna. Eli nie może już grać, na nowo musi nauczyć się funkcjonować w prawdziwym świecie i może uda mu się zrozumieć, że jest w nim tak wiele ważniejszych spraw od technologii i jej dominacji nad światem…
Dodo i smocze miasto
ISBN: 978-83-8313-466-6
© Ewelina Mazurek i Wydawnictwo Novae Res 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Magdalena Białek
Korekta: Anna Jakubek
Okładka: Wioleta Melerska
Ilustracje: Wioletta Melerska, Ewelina Mazurek
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek