Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kobieca historia walki o wolność i miejsce w świecie zdominowanym przez mężczyzn
Kończy się I wojna światowa. W Zasławowie, majątku należącym do rodziny Kalinowskich, dorastają bliźniaczki Sabina i Maria. Dziewczęta przygotowują się do ostatniego roku nauki we lwowskim gimnazjum i cieszą letnią swobodą. Sielanka się kończy, gdy starszy o 12 lat brat podejmuje decyzje mające zaważyć na ich życiu. Marię chce wydać za mąż za obcego, ale bogatego mężczyznę, a Sabinę umieścić w klasztorze. Siostry domyślają się, że plany brata mają uratować Kalinowskich przed bankructwem i są związane z ponurą przepowiednią dotyczącą kurhanów znajdujących się niedaleko dworu. Zbuntowana Sabina nie zamierza wkładać habitu i bierze sprawy w swoje ręce. Z pomocą siostry próbuje rozwikłać rodzinną tajemnicę i zadbać o przyszłość bliskich.
Tymczasem jesienią wybuchają walki o Lwów, w których bliźniaczki aktywnie uczestniczą. Sabina rozważa wstąpienie do Ochotniczej Ligi Kobiet. W trakcie działań wojennych spotyka tajemniczego mężczyznę…
Jak potoczą się losy bliźniaczek? Czy upiorna przepowiednia kolejny raz się spełni?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 334
Grażynie i Sylwii.
Dziękuję!
UPROSZCZONE DRZEWO GENEALOGICZNE SABINY I MARII
PROLOG
Luty 1846 roku
Właśnie zaczęło świtać, kiedy trwający całą noc rejwach wreszcie zamarł. Dziedziczka, podtrzymując ogromny brzuch, dźwignęła się z fotela, skąd komenderowała służącymi, którzy naprędce pakowali pozostawione jeszcze we dworze najwartościowsze przedmioty. Zerknięcie przez okno upewniło ją, że każdy w pośpiechu wykonywał jej polecenia. Mężczyźni, uginając się pod ciężarem wypełnionych kufrów, ładowali je na duży wóz. Do eleganckiej bryczki stajenni właśnie zaprzęgali parę siwków. Popatrzyła dalej, na pokryte śniegiem trawniki i dęby zasadzone przy alei prowadzącej do dworu. Za nimi niebo zaczynało się już rozjaśniać.
– Przekaż Jaśkowi, żeby natychmiast wyjeżdżał. Droga do Przemyśla może już być zablokowana, niech ominie miasto i kieruje się na Lwów. Trasa będzie dłuższa, ale bezpieczniejsza.
Ciotka męża, która podczas oczekiwania na rozwiązanie dotrzymywała jej towarzystwa, skinęła głową.
– Nie wolno nam dłużej opóźniać wyjazdu. Agula wspominała, że we wsi już wrze. Lada chwila ktoś może wpaść na pomysł, żeby splądrować dwór. To doprawdy nieszczęście, że mój bratanek musiał wyjechać w interesach akurat w ten niebezpieczny czas – utyskiwała pani Jaworska, ale dziedziczka tylko posłała jej blady uśmiech.
Dobrze, że to nie była pierwsza ciąża pani Będkowskiej. Dziesięć lat wcześniej urodziła syna, który obecnie uczęszczał do szkoły we Lwowie. Mimo że mąż chciał jak najszybciej mieć kolejnego, do tej pory ich poczynania pozostały bezowocne. I kiedy stracili już nadzieję, okazało się, że znowu obdarzy męża potomkiem. Bóg da, to powije drugiego silnego chłopaka.
Starsza kobieta z lekkim niepokojem przypatrywała się bladej twarzy powinowatej. Według doktora jej czas miał nadejść za niespełna dwa tygodnie. Oby tylko zdążyły bezpiecznie dojechać do Lwowa...
– Przygotuj nasze okrycia. I butelki z gorącą wodą do grzania rąk – przykazała służącej.
Szkoda, że mrozy już odpuściły. Lepiej byłoby ruszyć saniami, niż ryzykować wypadek podczas roztopów. To najgorszy czas na podróże, jednak nie miały wyboru, jeśli chciały ocalić życie. Elżbieta Jaworska nie zamierzała zdawać się na łaskę chłopów nawet za cenę ucieczki z własnego domu. Te mury niejednego już doświadczyły, więc przetrwają i plebejską rewolucję.
– Wszystko gotowe! – przekazała Agula, wpadając do salonu. Przez ramię miała przewieszone podbite futrem obszerne peleryny.
W innych okolicznościach za taki brak szacunku zostałaby skarcona przez Elżbietę, jednak teraz wskazany był pośpiech. Na dodatek brzemienna pani, krzywiąc się, ponownie zaczęła masować sobie dół pleców. Wygięła się nieco, szukając pozycji, która przyniosłaby jej chociaż krótkotrwałą ulgę. Agula szybko zarzuciła jej na ramiona granatową pelerynę. Pani Jaworska w swoją opatuliła się sama. Podeszła do młodej dziedziczki i podtrzymała ją, kiedy ta stawiała niepewne kroki.
Za nimi szła doświadczona akuszerka, którą wezwały do dworu dwa tygodnie wcześniej. Emilia Będkowska życzyła sobie, aby poród odebrał jej zaufany doktor, ale w czasie zimy istniało duże ryzyko, że nie dojedzie na czas. Ciotka męża zaproponowała zatem, aby na wszelki wypadek udzielić gościny znajomej akuszerce. Kobieta miała spore doświadczenie i, co dla dziedziczki okazało się decydujące, była czysta. Emilia nie zapomniała historii opowiadanej przez kuzynkę, do której w ostatniej chwili wezwano babę ze wsi. Lekarz, który pojawił się później, stwierdził poważne zapalenie, a biedaczkę z trudem odratowano.
Kiedy znalazły się w bryczce, Elżbieta poczuła ulgę. Jak do tej pory wszystko układało się gładko. Przeżegnała się pośpiesznie, kiedy konie szarpnęły. Oby nie pomyślała tego w złą godzinę.
Wyjechały właśnie poza mur otaczający zabudowania dworskie, kiedy bryczka wyraźnie zwolniła. Elżbieta uchyliła okno i wystawiła głowę na zewnątrz. W oddali widać było sporą grupę mężczyzn, która zbliżała się od strony wsi. Zamarudziły zbyt długo i nie uda im się już skręcić w omijającą wieś drogę wiodącą do Przemyśla. Taka banda bez wątpienia zatrzyma i obrabuje powóz. Pozostawała im tylko jedna, właściwie nieuczęszczana, pełna wybojów droga. Łatwo mogli złamać na niej oś w powozie albo zgubić koło. Jednak nie mieli wyjścia.
– Skręcaj na Biedakowo! – rozkazała woźnicy.
Konie się zatrzymały. Mężczyzna najwyraźniej nie był przekonany co do wyboru tej drogi. Nie dziwiła mu się. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuszczał się w tamte rejony. W normalnych okolicznościach do Biedakowa jeździli okrężną trasą. Jednak dzisiejszy poranek okazał się daleki od normalności.
– Jaśnie pani... – W głosie woźnicy dał się słyszeć wyraźny protest. Mikołaj służył we dworze jeszcze za życia starszego brata Elżbiety. Przez dwadzieścia lat z okładem został doskonale zaznajomiony z miejscowymi legendami i przesądami. Na szczęście pochodził z Przemyśla i nie miał związków z chłopami. Nie groziło im zatem, że opuści kozioł, aby na własną rękę szukać ratunku w ucieczce.
– Wolisz spotkać się z nimi? – spytała.
Okutani w kożuchy chłopi dzierżyli w dłoniach narzędzia, które świadczyły o bynajmniej nie pokojowym charakterze wizyty. A kobiety nie pragnęły zostać tego poranka nadziane na widły czy pobite cepami. Ku ich uldze Mikołaj uznał, że z dwojga złego woli pojechać przeklętą drogą, niż spotkać się ze zbuntowanymi wieśniakami. Widząc, że powóz skręca, chłopi rozpoczęli pościg. Bryczka podskoczyła na wyboju, a Emilia wydała z siebie przeciągły jęk. Elżbieta natychmiast zatrzasnęła okno i rzuciła żonie bratanka pełne współczucia spojrzenie. Na czole kobiety, mimo panującego wewnątrz powozu chłodu, perlił się pot.
– Wytrzymaj. To na szczęście nie potrwa długo. Kiedy miniemy kurhany, rychło dotrzemy do lepszej drogi.
Powóz kołysał się gwałtownie na resorach, a młoda pani Będkowska przygryzła usta, po czym znów jęknęła.
– Obawiam się, ciociu, że mogę nie dotrwać do lepszej drogi. Dziecku mocno śpieszy się na świat.
– Masz bóle?
Zaczęła rodzić? Teraz? Z daleka od wygody ciepłego łóżka, czystych prześcieradeł i gorącej wody. A przede wszystkim lekarza! Zmiłuj się, Panie Boże, i Najświętsza Panienko! Tyś swojego syna przynajmniej powiła w stajni...
Pani Będkowska skinęła głową.
– Czułam dyskomfort od wczorajszego popołudnia, ale uznałam, że to wskutek lęku. Zorientowałam się, co się dzieje, dopiero kiedy wsiadłam do powozu, ale dopóki nie znaleźliśmy się na tej drodze, żywiłam nadzieję, że wytrwam jeszcze parę godzin. Jednak odeszły mi wody. A ból błyskawicznie narasta. Zupełnie inaczej niż poprzednio...
Henia rodziła blisko dwie doby i to doświadczenie sprawiło, że unikała małżonka. Dopiero jego stanowcze żądania zmusiły ją do ulegania mu w łożnicy. Z jednej strony chciała wypełnić swój obowiązek, z drugiej bała się długotrwałego bólu. Kiedy znów poczęła, starała się uchronić przed cierpieniem na wszelkie możliwe sposoby, dlatego teraz towarzyszyła jej akuszerka. A jednak, mimo powziętych środków ostrożności, ten poród miał okazać się zdecydowanie bardziej pamiętny niż poprzedni. Kiedy po wyjeździe męża dotarły do niej niepokojące plotki o rozruchach na wsiach, zamiast opuścić dwór, jak uprzednio planowała, musiała się zająć zabezpieczeniem majątku. Zszarpane nerwy i bieganina najwyraźniej spowodowały, że tym razem dziecku śpieszyło się na świat. Chyba że wcześniej zamordują ich chłopi. Mocne szarpnięcie sprawiło, że poczuła kolejną falę bólu. Wykrzyczała zasłyszane u męża wulgaryzmy. Żadna z kobiet nie skomentowała doboru słów, a Emilia przez chwilę poczuła się nieco lepiej. Akuszerka podwinęła jej suknię i rozpoczęła szybkie badanie.
– Musimy się zatrzymać – zdecydowała. – Widać już główkę.
Elżbieta zerknęła przez okno. Właśnie dojeżdżali w okolice kurhanów, więc należało kontynuować podróż tą drogą.
– To już długo nie potrwa. Za piętnaście minut powinniśmy dotrzeć do lepszego traktu.
– Ona nie ma tyle czasu, a jak nie zdołam odebrać porodu w podskakującym na wybojach ciasnym powozie. Dziecku i matce może stać się krzywda – perswadowała akuszerka.
Agula rzuciła bojaźliwe spojrzenie na bliźniacze kurhany, które już wyrosły obok drogi, i drżącym głosem zaczęła odmawiać zdrowaśki.
– Zatrzymaj powóz! – poleciła Emilia woźnicy, starając się głęboko oddychać. Każde szarpnięcie bryczki wywoływało rozdzierający ból. Nie mogła nawet w miarę wygodnie się ułożyć, co potęgowało jej dyskomfort. Kiedy rozchyliła powieki i zobaczyła, że ciotka męża zamierza jechać dalej, z całej siły ryknęła: – Zatrzymaj!
Jej wrzask musiał dotrzeć do Mikołaja, ponieważ pojazd raptownie zwolnił, po czym stanął.
– Czy to mądre? – spytała ciotka.
– Nie... w głowie... mi teraz rodzinne... przesądy... i bajania – wyrzęziła Emilia, napinając mięśnie. W tym momencie były jej najzupełniej obojętne opowieści o straszących w pobliżu upiorach. Chciała tylko wypchnąć z siebie dziecko. I chociaż chwilę odpocząć. Kiedy tak leżała na poduszkach, wszystko inne przestało zaprzątać jej myśli. Słyszała, jak Mikołaj wyciągnął z kufra przymocowanego z tyłu bryczki naczynie i pobiegł po wodę. Ciotka usiadła naprzeciwko niej i lnianą ściereczką ocierała jej spocone czoło. Emilia mocno złapała jej rękę i wydała z siebie wrzask. Moment później zawtórował jej głośny płacz noworodka. Obróciła głowę i spojrzała na zakrwawione dziecko. Najgorsze było już za nią... Z wolna docierały do niej odgłosy gorączkowej krzątaniny i pomyślała, że jeśli położy głowę na kolanach Aguli, jakoś przetrwa drogę do najbliższego miasta.
– Jak moje dziecko?
– Zdrowa dziewczynka – oznajmiła z uśmiechem akuszerka. Szybkimi ruchami zawinęła noworodka w przewożone w kufrze powijaki i podała pani Jaworskiej, która zacmokała i szeroko uśmiechnęła się do małej.
Emilia starała się stłumić rozczarowanie. Narodziny córki oznaczały, że Karol zacznie nalegać, aby spróbowali ponownie. Jednak ten drugi poród okazał się szybszy, więc może kolejny też nie będzie taki bolesny. Musi się zastanowić, jakie imię nadać urodzonej w takich okolicznościach córce. Może Beata? Błogosławiona mimo okoliczności, w których przyszła na świat. Właśnie odprężyła się i przymknęła na chwilę oczy, kiedy znów poczuła ból brzucha. Co się działo? Przecież akuszerka poszła zakopać łożysko?!
Poczuła nagły przypływ niepokoju. Kobieta nie pochodziła z tych okolic, zatem może zrobić to w okolicy kurhanów. Emilia nie wierzyła w przesądy, ale przekazywana w rodzinie męża historia pochowanych tam ludzi budziła w niej dreszcze przerażenia. Chociaż wydarzyła się wieki temu, Będkowscy nadal byli przekonani o nieuchronności kary ciążącej nad ich rodem za oszustwo i zbrodnię.
– Znajdź akuszerkę – szepnęła do pokojówki. – Sprawdź, gdzie zakopała...
– Poleciłam jej, aby trzymała się z dala od kurhanów – uspokajała Agula.
Czyżby nawet taka odległość przeszkadzała upiorom z przeszłości? Emilia odczuwała coraz silniejszy ból i nadal miała skurcze. Zupełnie tak, jakby... Ciotka męża patrzyła na nią z rosnącym niepokojem. Chociaż była zamężna, nigdy nie udało jej się urodzić dziecka.
– Wydaje mi się... Nie... jestem pewna... że znów rodzę. Wołajcie akuszerkę... – Ostatnie słowa wyjęczała.
Agula przekazała polecenie woźnicy, Emilia zaś zaczęła się zastanawiać, czy zanim powtórnie urodzi, nie zostanie zmuszona do udzielenia pomocy pobladłej nagle ciotce męża. Wydawało się, że starsza kobieta jest na skraju omdlenia. Jeszcze gotowa upuścić maleństwo! Pokojówka musiała dojść do tego samego wniosku, bo odebrała noworodka pani Jaworskiej.
Emilia doskonale zdawała sobie sprawę, czego najbardziej boi się powinowata. Ją najbardziej w tym momencie interesowało, czy dziecko jest zdrowe. Czując kolejną falę bólu, ponownie chwyciła Elżbietę za rękę.
– Potrzebuję cię teraz bardziej niż kiedykolwiek – wyrzęziła.
Ku jej uldze chwilę później wróciła akuszerka i przejęła kontrolę. Podczas kolejnych skurczy wspierała młodą panią Będkowską, która czuła, że coraz bardziej słabnie. A jeśli nie będzie w stanie wypchnąć z siebie dziecka i umrze tutaj? Przy kurhanach? Upiory otrzymają kolejne dwie ofiary.
– Mocniej. Dasz radę, pani!
Emilia zmusiła się do podjęcia wysiłku. Nie podda się tak łatwo, udowodni, że legenda jest jedną wielką bzdurą. Napięła mięśnie i po chwili usłyszała głośny płacz kolejnego dziecka. Moment później zapadła cisza.
– To druga dziewczynka... – oznajmiła akuszerka.
Elżbieta odmawiała kolejne modlitwy, błagając Boga o zmiłowanie, i jednocześnie energicznie się wachlowała. W tym momencie żadna z nich nie czuła chłodu. Akuszerka szybko owinęła drugie dziecko, chroniąc je od zimna. Elżbieta niechętnie sięgnęła po bliźniaczkę.
– Jak bardzo jest uszkodzona? – spytała szeptem, nie chcąc obudzić Emilii, która zapadła w sen.
– Uszkodzona? To śliczna, całkowicie zdrowa dziewczynka! – zapewniła akuszerka. – Powicie bliźniąt zdarza się rzadko, a ponieważ pani w dodatku rodziła na otwartym powietrzu, powinien je jak najszybciej obejrzeć doktor.
Elżbieta odważyła się spojrzeć na dziecko. Rzeczywiście, twarz dziewczynki nie nosiła żadnych oznak, że coś może być nie w porządku. A takiego stygmatu najbardziej się obawiała. Dobrze utkwiła jej w pamięci czerwona plama na twarzy ciotki Laury Będkowskiej, która urodziła się jako młodsza z bliźniąt jakieś sto lat wcześniej. Kornet nie był w stanie jej całkowicie zakryć. Buzia nowo narodzonej była pozbawiona wad, a maleńka tak słodko spała, że starsza kobieta się rozczuliła. Może upiory, poniekąd asystując przy porodzie, okazały nareszcie miłosierdzie? Doszły do wniosku, że dług został w końcu spłacony? Uspokojona kołysała dziecko.
– Kiedy dojedziemy do miasta, musimy kupić różnokolorowe ubranka, aby rozróżnić dziewczynki. – Elżbieta się uśmiechnęła, kiedy minęli Biedakowo. Im dalej na wschód, tym powinno być spokojniej.
– To nie będzie konieczne, jaśnie pani. Później urodzona dziewczynka ma na główce niewielkie znamię. Będzie jednak zupełnie niewidoczne, kiedy urosną jej włosy.
Pani Jaworska natychmiast odsunęła kocyk i odsłoniła główkę noworodka. Jej oczy się rozszerzyły.
– Niech nas Bóg ma w swojej opiece... – wyszeptała.