Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Witajcie ponownie w Zaborzu! Poznajcie kolejne niesamowite historie jego mieszkańców!
Jakie tajemnice skrywa Piekielny Dwór? Czy potomkowie rodziny Walddorf upomną się kiedyś o swoje dziedzictwo?
Maja wciąż nie otrząsnęła się z bolesnych wydarzeń z przeszłości i nie chce angażować się w żaden związek.
Podczas wycieczki do archiwum w Olsztynie w jej ręce wpadają listy napisane przez jedną z rezydentek dworu rodziny Walddorf. Zaintrygowana rozpoczyna ich lekturę, chcąc wyjaśnić zagadkową przeszłość ukrytych w lesie ruin posiadłości.
Tymczasem okazuje się, że na jej terenie rozpoczęły się prace remontowe. Ku zaskoczeniu inwestorów w pobliżu dworu zostają odkryte ludzkie szczątki.
Kto został pochowany w parku? Dlaczego zginął? Czy miał coś wspólnego z przeszłością dworu?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 325
Bibliotekarkom i bibliotekarzom
Prolog
Czy to sen, czy jawa?
Na razie nie potrafiła ocenić.
Siedziała na kanapie w wynajmowanej kawalerce i z osłupieniem wpatrywała się w Arka. Doszła do wniosku, że chyba nadal tkwi w jakimś surrealistycznym śnie. Ledwo powstrzymała się przed uszczypnięciem, aby sprawdzić stan swojej świadomości. I upewnić się tym samym, że jednak nadal znajduje się w objęciach Morfeusza, a życie po raz kolejny nie potraktowało jej pięścią w twarz. Jednak odbierane wrażenia były zbyt realne jak na wytwór śniącego umysłu. Docierały do niej różne bodźce. Zapach wody kolońskiej Arka, smak rozpuszczającej się w ustach pralinki, aksamitna miękkość narzuty na kanapie. Z przykrością stwierdziła, że to jednak jawa. Niestety.
A skoro tak, to trafiła na mistrza świata w kategorii drań niepospolity.
Nabrała powietrza, po czym powoli je wypuściła. Wilgotne ze zdenerwowania dłonie dyskretnie wytarła w narzutę. Zastanawiała się, co ma mu odpowiedzieć. Jak zareagować na wieści, które właśnie do niej dotarły. Jego słowa oznaczały przecież... Potrząsnęła głową.
– Nareszcie nauczyłaś się milczeć? Szkoda, że tak późno. – Usłyszała kpiący komentarz swego chłopaka.
Byłego chłopaka, sprecyzowała w myślach. W zasadzie... W świetle tego, co jej powiedział, tylko ona uważała, że tworzyli związek. Według niego łączyła ich zupełnie inna relacja. Jednak nie potrafiła wymówić słowa, którym ją określił. Jeszcze.
Teraz wyzywała się w myślach od naiwnych idiotek. Mogła się zastanowić nad pewnymi sygnałami wcześniej, a nie uspokajać się, że wszystko jest w porządku. Nie oczekiwać, że kiedyś zaufa jej na tyle, aby jej więcej o sobie opowiedzieć. Jak się dzisiaj okazało, nie było o czym mówić, a przez kilka ostatnich miesięcy karmił ją mieszanką półprawd i niedopowiedzeń. Jednak nie mogła go wprost oskarżyć o kłamstwo. I tu znalazła swoją winę. Po prostu nie zadawała odpowiednich pytań.
Nie! Pragnęła, aby czuł się przy niej swobodnie, więc tłumiła wrodzoną ciekawość. Nie pozwoliła dojść do głosu instynktowi, który wołał, żeby dowiedziała się o swoim partnerze jak najwięcej. Nie chciała wyjść na wścibską babę, więc wcale nie pytała, tylko czekała, aż sam jej co nieco wyjaśni. I dzisiaj to uczynił. Niestety, prawda okazała się dużo gorsza, niż się spodziewała. Czy jednak nadal chciałaby żyć złudzeniami? Zdecydowanie nie.
Konsekwencje jej – tak to tylko mogła nazwać – beztroski okazały się poważne.
– Chyba sam powiedziałeś wystarczająco dużo. Nie czuję potrzeby dyskutowania z tobą, skoro podjąłeś decyzję. Żałuję tylko jednego...
– Tak...?
– Że tak późno odkryłeś karty. Gdybyś na samym początku postawił sprawę jasno, zdecydowałabym inaczej.
Odchylił głowę do tyłu i głośno się zaśmiał. Nigdy nie odbierała jego śmiechu jako nieprzyjemnego, ale tego wieczoru właśnie tak zabrzmiał. Ironicznie. Szyderczo wręcz.
– Doprawdy? Nie wydaje mi się... – Arek wstał z narożnika i przeszedł do przedpokoju, gdzie szybko włożył skórzane zimowe buty i wełniany płaszcz. Przyglądała mu się w milczeniu. – Z przyjemnością pozbawię cię złudzeń. I to szybciej, niż ci się zdaje – rzucił, nim zatrzasnął za sobą drzwi.
Zablokowała zamek, po czym wróciła na kanapę. Przytuliła dużą maskotkę, którą jej podarował na początku znajomości, i zatopiła się w myślach. Arka poznała w pracy. Jak w kalejdoskopie przebiegały jej w głowie kolejne stopklatki ich związku. Pierwsze spotkanie w restauracji, w której kelnerowała, pierwsza randka, kolejne tak udane, że mimo pewnych zastrzeżeń zdecydowała się na głębszą relację. Moment, w którym zaczęła ją traktować poważnie. Wyprowadzka z wynajmowanego pokoju do niewielkiej kawalerki. Wspólna codzienność. I w końcu dzisiejszy wodospad zimnej wody.
Okazało się, że zupełnie inaczej postrzegali swój związek. Dla niej to była pierwsza poważna próba po wcześniejszej emocjonalnej katastrofie. Długo rozważała wszystkie za i przeciw, nim pozwoliła sobie na głębsze zaangażowanie. Na początku przemawiał rozum, dopiero po kilku spotkaniach uznała, że może warto komuś zaufać. Nareszcie nadszedł właściwy czas, ponieważ przebolała stratę faceta, na którym jej zależało. Kiedy podjęła decyzję, zaangażowała się w tę nową miłość całą sobą i sądziła, że druga strona odwzajemnia jej uczucia.
Jak się okazało, jej przekonanie opierało się na fałszywych przesłankach. Jednak nie przypuszczała, że to, co dla niej było szansą, dla Arka stanowiło coś zgoła innego. Spojrzała na siebie i uznała, że zbyt łatwo uwierzyła w jego komplementy. W to, że mu się naprawdę podoba.
Wstrząsnął nią dreszcz.
Nie wszystko w ich relacji jej pasowało, ale sądziła, że wspólnie pokonają trudności. Kwestia lepszego poznania potrzeb partnera. Godzin rozmów i chęci wypracowania rozwiązań zadowalających obie strony. Co za naiwność! Gdy już sprowadziła się do kawalerki, wcale nie kwapił się do rozmów. Kierowały nim zupełnie inne potrzeby. Myślała, że kiedy popęd osłabnie, nareszcie przyjdzie na to pora. Faktycznie, ostatecznie seks z nią znudził się Arkowi. Postanowił zatem z nią zerwać. Tak po prostu wymienił ją na inny model. Nie liczył się wcale z jej uczuciami. Chwileczkę... Przecież on sądził, że nie miała uczuć. Tylko dlatego, że przyznała mu się, co sprawiło, że znalazła się z dala od domu. Przed czym, a właściwie przed kim uciekała.
Kurczowo trzymała się Arka i to był błąd. Chciało jej się płakać. Nie miała jednak czasu na użalanie się. Musiała sobie zorganizować mieszkanie. Nie mogła tu zostać.
Odrzuciła maskotkę i włączyła notebook leżący na stoliku. Poczuła przypływ złości i odetchnęła z ulgą. Gniew był lepszy niż rozpacz. Motywował do działania, pozwoliła zatem, aby rosła w niej wściekłość. Tylko Arek mógł jej wykręcić taki numer...
Chociaż... musiała uczciwie przyznać, że częściowo była sama sobie winna.
Przez chwilę obserwowała obracające się kółko, w końcu, ku jej uldze, laptop postanowił się włączyć. Właściwie powinna odesłać staruszka na emeryturę, ale teraz to będzie niemożliwe. Szykują jej się inne, pilniejsze wydatki. Znalezienie mieszkania z dnia na dzień graniczyło z cudem, chyba że się miało nieograniczony budżet. Nigdy nie szalała z zakupami, ale jej konto i tak świeciło pustkami. Na wyprowadzkę do hostelu nie było jej stać. Na akademik na początku letniego semestru również nie miała szans. Była na siebie wściekła, że uległa Arkowi i zrezygnowała z pracy. Argumentował, że będą mieli dla siebie więcej czasu, a on może bez problemu pokryć koszty mieszkania. Teraz pozostało jej tylko stypendium, na szczęście w tym semestrze otrzyma również naukowe. Miała właśnie sprawdzić kolejne ogłoszenie, kiedy usłyszała dzwonek.
Czyżby Arek czegoś zapomniał? Zerwała się i szybkim krokiem ruszyła do drzwi, kiedy nadeszło otrzeźwienie. Przecież nie wrócą do tego, co ich łączyło.
Poprawka: do tego, co sądziła, że ich łączyło.
Przez chwilę czuła pokusę, aby po prostu zignorować ten dzwonek, lecz uznała, że stawi mu czoła. Ostatecznie, jak jej dziś uświadomił, mieszka tu z jego łaski. Odblokowała zamek i uchyliła drzwi.
– Jeśli myślisz... – zaczęła i raptownie urwała. Przed nią stał zupełnie obcy facet. W myślach udzieliła sobie upomnienia, że przed otwarciem drzwi nie zerknęła przez wizjer. Ale też nie spodziewała się wizyt o godzinie dwudziestej pierwszej z minutami. – Słucham pana – dokończyła spokojniej.
– Wolałbym naszą rozmowę przeprowadzić wewnątrz – powiedział mężczyzna, po czym wykonał ruch, jakby chciał wejść do środka. – Po co dostarczać rozrywki sąsiadom.
– Nie znam pana i nie zamierzam pana wpuścić. Zwłaszcza o tej porze. O co chodzi?
Stała dalej w uchylonych drzwiach, czując narastający niepokój. Co to za typ? Windykator? Majętna nie była, ale też nie narobiła długów. Dzieciństwo nauczyło ją oszczędzania.
– Jestem nowym właścicielem mieszkania – oznajmił w chwili, gdy zamierzała zatrzasnąć drzwi. – I życzę je sobie teraz zobaczyć.
Tak ją zdziwił, że nie zaprotestowała, kiedy pchnął drzwi i władował się do przedpokoju. Musiała się cofnąć, aby jej nie uderzyły. Zauważyła, że przechodząc do pokoju, zostawiał mokre ślady na panelach. Ściągnął kurtkę i cisnął niedbale na oparcie kanapy, rozsiadł się, po czym rzucił:
– Napiłbym się czegoś.
To ją odblokowało, bo do tej pory potrafiła się tylko wpatrywać w obcego. Mógł być właścicielem, ale na razie to ona zajmowała mieszkanie. Wysłucha go i wyprosi. Westchnęła, nalewając wody mineralnej. Czy ten upiorny dzień nigdy się nie skończy?
Zerknął na szklankę z niechęcią, ale umoczył w wodzie usta, po czym ją odstawił. Chyba nie sądził, że poda mu alkohol?
– Uważam, że poszukiwanie nowego lokum nie jest konieczne – stwierdził, patrząc na stronę internetową, na którą weszła przed jego przyjściem. – Możemy bez problemu się dogadać. – Spojrzał na nią wymownie.
Bez słowa zamknęła klapę laptopa. Jej podejrzenia rosły i jeśli były słuszne, to za chwilę narobi takiego wrzasku, że zlecą się sąsiedzi. Zwłaszcza pani Jastrzębska spod trzydziestki.
– Nie sądzę, aby mnie było stać na czynsz – ucięła. – Kawalerka jest malutka, więc zobaczył pan już wszystko. Jest późno i chcę się położyć.
– Nie chodzi mi o mieszkanie. Bywałem u Arka, jeszcze zanim się wprowadziłaś. Nie widziałem na żywo najważniejszego elementu wyposażenia, że tak to określę. Oglądałem cię tylko na zdjęciach w jego telefonie. Oczywiście miałaś wtedy na sobie znacznie mniej ciuchów.
Spurpurowiała. Arek chyba nie... on chyba nie... – myślała z przerażeniem, ale mina nieproszonego gościa mówiła, że jednak tak. Jej były pokazał swojemu kumplowi zdjęcia. Nagie zdjęcia. Pamiętała awanturę, którą mu zrobiła, kiedy się zorientowała, że ją fotografuje. Natychmiast kazała mu je usunąć i zarzekał się, że to zrobił. Widocznie coś sobie zostawił na pamiątkę. Świnia!
– Proszę wyjść – wycedziła, trzęsąc się ze zdenerwowania. – Jutro się wyprowadzę.
Najwyżej weźmie pożyczkę studencką. To pozwoli jej przetrwać, zanim znajdzie pracę. Jutro zacznie dzwonić po koleżankach z roku, może któraś coś słyszała o wolnych pokojach. Albo przynajmniej zapewni jej dach nad głową przez dzień, dwa.
Podniósł kącik ust w krzywym uśmieszku. Dobiegał chyba czterdziestki, ale wciąż nieźle się prezentował. Jednak jej kojarzył się przede wszystkim z zagrożeniem, kiedy tak wbijał spojrzenie w bluzę, pod którą kołysały się jej pozbawione stanika piersi. W obronnym geście skrzyżowała przed sobą ramiona, zakłócając mu widok.
– Po co te nerwy? Wiem, że niełatwo się pozbierać po utracie sponsora, ale ja jestem więcej niż chętny, aby go zastąpić. Co prawda mój kumpel jest młodszy, lecz zapewniam, że bez problemu dasz radę zarobić na utrzymanie. Nie mam węża w kieszeni, więc przestań się boczyć, jakbym ci krzywdę robił. Arek co prawda wspominał, że lubisz gierki, ale ja preferuję czysty układ. Bez niedomówień. Dziś się śpieszę, zresztą musisz jeszcze zrobić badania, bo nie jestem pewien, czy tylko mojego kumpla tutaj przyjmowałaś. Niby miał cię na wyłączność, ale w tych sprawach należy zachować ostrożność. Nie chcę złapać czegoś brzydkiego, sama rozumiesz. Z góry zapowiadam, że nie lubię się dzielić i jeśli jakiś gnojek wejdzie na mój teren, to się z nim policzę. A teraz ściągaj te dresy. Dziś oczekuję przynajmniej prezentacji towaru.
Może w taki sposób zachowywali się nadziani faceci, ale ona odebrała kumpla Arka jako wyjątkowego chama. Jej były nazwał się jej sponsorem, ale przy nim nawet przez chwilę nie poczuła się tak jak w tej chwili. Jak dziwka.
Przełknęła ślinę i powoli odsunęła ręce od piersi. Obcy oderwał się od oparcia i pochylił do przodu. Uśmiechnął się szerzej. Był gotowy na show.
Rozdział pierwszy
Otworzyła oczy i przez chwilę zdezorientowana rozglądała się po pokoju. Białe ściany, zdjęcie jeziora i pojedyncze łóżko zupełnie nie przypominały zagraconej sypialni w domu prababci. Jej wzrok spoczął na opalizującej fioletowej walizce i natychmiast sobie przypomniała, dlaczego się znalazła w pokoju na poddaszu pensjonatu. Wczoraj do jej domu weszła ekipa remontowa i Łukasz zaproponował, aby nie plątała się im pod nogami.
– Poszukaj lokum u Aleksa w pensjonacie, a dom zostaw profesjonalistom.
Gdyby taki tekst rzucił kto inny, błyskawicznie by się przekonał, że w jej drobnym ciele tkwi bojowy duch. Nienawidziła protekcjonalności. Jednak Łukasz miał w jednym rację. Jej wiedza na temat remontów ograniczała się do pokrycia ścian farbą. A opuściła dom, ponieważ ufała chłopakom z Zaborza. Znali się na robocie, a ona nie zamierzała im przeszkadzać. Poza tym, inaczej niż w wypadku obcych fachowców, po remoncie przez jej dom przejdzie prawdziwa procesja mam i babć, które odbiorą robotę. Każdy z mężczyzn zdawał sobie sprawę, że czujnym oczom matron nie ujdzie żadna fuszerka.
Nie wiedziała, jak to wyglądało gdzie indziej, ale w Zaborzu dawali z siebie wszystko. Na wszelki wypadek. Nikt nie chciał zostać potraktowany jak Kuba Ziębała, który dostał w łepetynę przy kumplach, bo w domu kuzynki swojej babci zostawił zabrudzone fugi. Potem panowie szczoteczką do zębów usuwali wszelkie niedoskonałości. Pilnowała ich ciężarna kuzynka Kuby, Ania, która z wysokości swojego fotela wskazywała packą na muchy kolejne miejsca wymagające ich natychmiastowej uwagi. Kiedy starsze panie wróciły z ogrodu, jeszcze raz odebrały pracę i pogratulowały świetnej roboty... Ance.
Toteż kiedy przyjechał Aleks, żeby przetransportować jej walizkę do pensjonatu, nie protestowała. Przebywanie w domu, w którym właśnie rozwalane są ściany i panuje niemiłosierny hałas, nie należy do przyjemności. U matki zajętej ostatnią miłością jej życia zatrzymać się nie mogła. Przyjaciel zdawał sobie sprawę z jej sytuacji rodzinnej, więc kiedy zaproponował, aby zatrzymała się w pensjonacie, z ulgą przyjęła jego zaproszenie. Podziękowała Aleksowi za propozycję podwiezienia, zamierzając przejechać się na rowerze, ostrzegła chłopców, aby nie szarżowali z jej domkiem, i z lekkim niepokojem w sercu wyruszyła w stronę Jesionowego Zakątka.
Nawet nie zdążyła otworzyć walizki, kiedy rozległo się pukanie do pokoju. Za drzwiami stali Karola z winem i Aleks z tacą, na której znajdowała się góra jedzenia. To kolejny plus mieszkania w pensjonacie, pomyślała, szeroko otwierając drzwi. Stały dostęp do pysznego jedzenia. To jednak był również minus, ponieważ zawartość tej tacy poszerzy jej obwód w biodrach o dodatkowe centymetry. Miała jednak za słabą wolę, aby oprzeć się obłędnie pachnącej pokusie. Następnego dnia była sobota, a to oznaczało, że może się wyspać. Albo... znów zdecydować się na bieganie. I to chyba będzie najrozsądniejsze wyjście. Aleks niedługo po tym wyszedł, a ona z Karolą siedziały do późna, racząc się winem. Nim Karo chwiejnym krokiem ruszyła do pokoju obok, rozprawiły się zarówno z zawartością tacy, jak i butelki.
Nic dziwnego, że następnego dna czuła się lekko zdezorientowana otoczeniem. To już nie te lata, kiedy mogła się bawić przy alkoholu do białego rana, a potem wstać rześka niczym czyżyk na wiosnę. Skrzywiła się lekko, przypomniawszy sobie wieczorne postanowienie, jednak stanowczo odrzuciła kołdrę. Odmówienie sobie jedzenia w pensjonacie stanowiło ekwiwalent średniowiecznych tortur, a przeciwko temu Majka protestowała całą sobą. Pozostawało spalenie nadmiarowych kalorii.
Z walizki wygrzebała legginsy i lekki top, który miał zastąpić jej stanik. Na niego po chwili wahania dodatkowo narzuciła luźny T-shirt. Prawdopodobnie zobaczą ją tylko zamieszkujące pobliskie lasy zwierzęta, ale jej nieskrępowane miseczkami stanika piersi podczas biegu żyły własnym życiem. Czasem przeklinała swój biust, który przy jej drobnej budowie wydawał się zbyt duży. Chętnie oddałaby to ciężkie diabelstwo za możliwość zmieszczenia się w miseczkę B. Wielkie piersi są zdecydowanie przereklamowane, nie wspominając, że pod koniec spędzonego aktywnie dnia powodowały ból pleców. Gdyby tak bardzo nie bała się skalpela, prawdopodobnie zdecydowałaby się na ich zmniejszenie. Bez względu na to, co miałby do powiedzenia ewentualny partner. To ostatecznie było jej ciało. Nie zamierzała pozwolić, aby w przyszłości jakikolwiek facet wywierał na nią presję.
Zbiegła ze schodów, licząc na to, że nie spotka żadnego z imprezowiczów siedzących wczoraj do późna na tarasie. Nie przepadała za mężczyznami, którzy z dala od domu świętowali ostatnie chwile kawalerskiego życia. Nieraz słyszała od nich niedwuznaczne propozycje. Na szczęście grupa dzisiaj miała się wymeldować, więc nie groziły jej już ewentualne zaczepki. Dlaczego faceci po jednym rzucie oka na jej figurę dochodzili do wniosku, że jest łatwa? Pracę w szkole podstawowej ceniła sobie między innymi dlatego, że dla dzieci po prostu była nauczycielką, nikim więcej, i to sprawiało, że czuła się wśród nich tak swobodnie. Luźne bluzki, które nosiła na lekcjach, załatwiały sprawę. Nastolatka potrafiłaby też od razu usadzić, ale w kontaktach z mężczyznami miała już problem. Dlatego tak lubiła Zaborze. Znała wszystkich tutejszych facetów od czasów piaskownicy.
Zaśmiała się, wspominając wspólne dzieciństwo z członkami ekipy remontowej. Tak się złożyło, że w jej roczniku i kilku poprzednich dominowali chłopcy. Kubę na przykład pobiła grabkami, kiedy zabrał jej wiaderko. Wcale się nie bronił, nauczony w domu, że dziewczynek się nie bije. Pozwoliłby się dalej tłuc, gdyby nie interwencja trzy lata starszego od niej Grześka, który po prostu wyrwał jej nieszczęsne grabki z dłoni, nim zdołała poważniej uszkodzić przyjaciela. Nic dziwnego, że kiedy dorósł, został policjantem. Piaskownica na podwórku Rosińskich, w której dokazywały kolejne roczniki zaborzątek, w ubiegłym roku przeszła na emeryturę. Szkoda...
Biegła poboczem prowadzącej do osady szutrowej drogi, kiedy pojawiły się pierwsze oznaki zmęczenia. Zerknęła na zegarek, który na ostatnią Gwiazdkę otrzymała od mamy, i skontrolowała puls. Był za wysoki jak na dość spokojne tempo, w którym biegła. Zdecydowanie zbyt długo odkładała ćwiczenia i straciła formę. Kiedy obok niej zatrzymał się samochód Heńka Bruskiego, a kierowca zaproponował jej podwózkę, odkrzyknęła, że dziękuje.
– Marnie wyglądasz, Majeczko – rzucił mężczyzna, po czym zamknął okno od strony pasażera i odjechał.
Wtedy stwierdziła, że pora zbiec z ruchliwej trasy. Nie życzyła sobie zostać obiektem plotek, chociaż i tak wieść o tym, jak Heniek chciał jej wyświadczyć przysługę, dotrze za jakieś pięć minut do uszu jego żony, Julii. Reszta była tylko kwestią czasu. Najdalej za dwie godziny większość mieszkańców osady dowie się, że Majka znów usiłuje schudnąć. Już wyobrażała sobie komentarze i dobre rady starszyzny, które starała się przyjmować z uśmiechem, nawet jeśli w środku ją bolały. Kiedy ostatnio zaczęła biegać, Wanda Rosińska zaproponowała, aby wykonywała ćwiczenia w tandemie. Najlepiej w towarzystwie któregoś z chłopców z osady, którzy, ku utrapieniu starszych mieszkańców, nie garnęli się do żeniaczki. Nieplanowana ciąża byłaby przecież idealnym pretekstem, aby wywrzeć presję na jakiegoś delikwenta. A może tym razem jej się uda? Większość staruszków ekscytowała się związkiem Karoli i Aleksa. Zwłaszcza kiedy wyszło na jaw, że Karola jest spokrewniona z Majką, co czyniło z niej prawie tutejszą. Ostatnio zakładali się, kiedy najnowsza mieszkanka Zaborza zacznie chodzić z brzuchem. Co według tutejszych standardów oznaczało pośpieszne wesele.
Ciekawe, co powie Karola, kiedy się dowie, że to Dorota postawiła na najmniej odległą w czasie datę. Niecałe dziewięć miesięcy. Pytanie, czy to tylko pobożne życzenia, czy wiadomość z pierwszej ręki. Westchnęła i rozejrzała się.
Właśnie dobiegała do łagodnego zakrętu. Niedaleko rozpoczynała się ścieżka prowadząca do Piekielnego Dworu. Praktycznie nikt nie zapuszczał się w jego okolice, więc zdecydowała się go okrążyć i dobiec do osady. Przy okazji zajrzy do domu i upewni się, czy jeszcze stoi. Napije się wody i wróci do pensjonatu również przez las.
Jedyny minus to rosnące wokół zabudowań pokrzywy, ale jakoś je przeboleje. Najwyżej nie będzie narzekać na reumatyzm na stare lata. Błyskawicznie się zdecydowała i skręciła w zasłoniętą potężnym krzewem ścieżynę. Lepiej zniknąć zaborzanom z radaru przynajmniej na chwilę.
Widać było, że ze ścieżki korzystały przede wszystkim zwierzęta. Z roku na rok szeroka niegdyś aleja robiła się coraz węższa. Być może za parę lat zupełnie zarośnie ją trawa i w końcu tylko najstarsi mieszkańcy będą wiedzieć, dokąd niegdyś prowadziła. Pewnie matki nadal będą straszyć swoje dzieci mieszkającym we dworze diabłem. W końcu nazwa zobowiązuje. Maję w dzieciństwie, podobnie jak jej rówieśników, fascynowała aura tajemniczości, która otaczała rozpadające się dworzyszcze. Fakt, że przy każdym pytaniu dotyczącym tego miejsca dorośli nabierali wody w usta, jeszcze wzmagał ciekawość najmłodszych. Rodzice jej, a także jej kolegów, wiedzieli równie mało. A ci, którzy mogliby udzielić jakichkolwiek rzetelnych informacji, spoczywali już w grobach. I z przyczyn oczywistych milczeli. Kolejne pokolenia coraz mniej interesowały się ukrytą w lesie posiadłością, która powoli niszczała. Za to stale rozwijała się otaczająca ją legenda.
Do przyjazdu Karoli Majka praktycznie nie rozmyślała o dworze. Podejrzewała, że działo się tam coś niedobrego w czasie wojny i dlatego miejsce zostało skazane na zapomnienie. Miała jednak dość innych problemów i nie zastanawiała się nad tak odległą przeszłością. Uważała przy tym, że mury, w przeciwieństwie do ludzi, nie potrafią krzywdzić. No, chyba że ktoś wchodził tam, gdzie mogły się osunąć. Wtedy jednak, według Majki, ciekawski sam sobie był winien, gdy cegła zleciała mu na głowę. Jej nastawienie zmieniło się tego lata. W pamiętniku prababci, który przeczytała Karola, natrafiły na wzmianki dotyczące Piekielnego Dworu. Po raz pierwszy została uchylona furtka prowadząca do rozwiązania zagadki.