Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
13 osób interesuje się tą książką
Witajcie w Raj & Co. Spełniamy wszystkie, nawet najbardziej niezwykłe życzenia naszych klientów. Zwłaszcza… jeśli nie jesteście ludźmi!
Nina od wczesnego dzieciństwa śni wyłącznie jeden sen. Urywa się on zawsze, gdy dziewczyna spada z korony potężnego drzewa. W styczniową noc sen zostaje przerwany przez telefon brata. Filip, jego dziewczyna i znajomy zostali zaatakowani z centrum Katowic. Chłopakowi nic się nie stało, jednak w szpitalu umiera jego przyjaciel, a Asia zapada na ciężką chorobę.
Te wydarzenia zbiegają się w czasie ze znalezieniem przez Ninę pracy w firmie Raj & Co, która zajmuje się organizacją imprez w duchu słowiańskim. Dziewczyna szybko jednak żałuje podpisania umowy. Przekonuje się bowiem, że słowiańskie demony bynajmniej nie należą tylko do ludowego folkloru. Co więcej, jeden z nich ma wiele wspólnego z dziwną chorobą Asi. Nina nagle musi się zmierzyć z ożywionymi istotami ze słowiańskiego panteonu, niestandardowymi klientami, powstałym z grobu upiorem i snującymi się w jej pobliżu widmami.
Czy pomiędzy pracą dla niezwykłych szefów, poszukiwaniem remedium na postępującą chorobę Asi i próbą wywiązania się z kolejnego powierzonego zadania dziewczynie uda się ocalić własne plany na przyszłość?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 280
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Magdalena Wala, 2024
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2024
Redaktorka prowadząca: Joanna Jeziorna-Kramarz
Marketing i promocja: Judyta Kąkol
Redakcja merytoryczna: dr Anna Jankowiak
Redakcja: Anna Zientek
Korekta: Katarzyna Dragan, Magdalena Owczarzak
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl
Projekt okładki i stron tytułowych: Magda Bloch
Fotografia na okładce: © ekosuwandono | Adobe Stock
Fotografia autorki na skrzydełku: Łukasz Zioła | Luka Studio
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Projekt okładki został przygotowany z wykorzystaniem elementów graficznych wygenerowanych przez narzędzia AI.
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
eISBN 978-83-68217-40-7
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
www.czwartastrona.pl
Prolog
Marzec 2023
Światło padające na ciemną sylwetkę mężczyzny sprawiało, że zdawał się otulony błękitnym nimbem. Malujący się przed nią obraz bynajmniej nie tchnął niebiańskim spokojem. Potężny mężczyzna górujący nad ciałem kobiety.
Bezsprzecznie martwej.
Na jego twarzy usiłowała znaleźć jakiekolwiek oznaki wyrzutów sumienia, przerażenie albo chociaż rezygnację. Nie dostrzegła zupełnie nic, jakby przypatrywała się kamiennej rzeźbie. Wydawało się jej, że przez ostatnie tygodnie poznała go dobrze; przyzwyczaiła się do niezwykłości, których była świadkiem. A przynajmniej usiłowała w miarę racjonalnie wytłumaczyć sobie wszystkie wydarzenia, które doprowadziły ją do tego miejsca. Kiedy uchyliła drzwi i ujrzała, co kryje się wewnątrz, domyśliła się, że nie zdoła uniknąć konfrontacji. Walki, w której wygrana czekała wyłącznie na jedną osobę.
Zamiast relaksować się w domu po pełnym wrażeń dniu, z niedowierzaniem wpatrywała się w rozgrywającą przed oczami scenę. Przez chwilę miała nadzieję, że to, co widzi, jest tylko koszmarem sennym, jednak ona poza jednym nie pamiętała swoich snów. Przełknęła głośno ślinę, kiedy jego spokojny wzrok spoczął na jej sparaliżowanej przerażeniem twarzy. Uzmysłowiła sobie wtedy, że za chwilę nadejdzie jej kolej, by pożegnać się z życiem. Przecież nie pozwoli jej odejść. Nie po tym, co przez przypadek zobaczyła. Logiczne było, że pozbędzie się niewygodnego świadka. Zrobił w jej stronę jeden krok, a potem następny. Krzyk uwiązł jej w gardle. Chciała go błagać o litość. Przysiąc milczenie, byle tylko wyjść cało z tej sytuacji.
Jedyne, co wydobywało się z jej ust, to chrapliwy oddech. Gdyby nawet zdołała krzyknąć, i tak nikt nie usłyszałby jej wołania o pomoc. Za sobą miała wciąż otwarte drzwi, więc właściwie mogła rzucić się do ucieczki. Może zdążyłaby… Może… Strategiczne odwroty jednak nigdy nie były w jej stylu. Instynkt samozachowawczy znów ją zawiódł. W przeszłości, wczoraj, a nawet jeszcze chwilę temu cieszyło ją jego przyjazne zachowanie. Była pewna, że oboje obdarzyli się sympatią. Teraz wolałaby się znaleźć wszędzie, tylko nie tu. W swoim domu, a najlepiej na drugim końcu wszechświata. Jak najdalej. Na żal było za późno.
Udało jej się w końcu wyszeptać kilka słów, ale nie wywołały oczekiwanej reakcji. Spojrzała na tonące powoli zwłoki i poczuła jeszcze większy żal, że tak to się skończyło.
– Stało się. – Głos miał głęboki, a ona z zaskoczeniem stwierdziła, że nie przebywali w pomieszczeniu sami. Towarzyszył im ktoś trzeci, chociaż w głębi nie dostrzegała nikogo. I znała ten głos.
Kiedy zamrugała oczami, już przy niej stał. Poczuła na policzku muśnięcie jego palców, tak delikatne, jakby zrobił to z czułością, a nie chęcią mordu. Dłoń przesunęła się niżej, na szyję, wywołując drżenie. Pochylił się, a ona zesztywniała, gotowa do przyjęcia ciosu. Gdyby tylko mogła przewidzieć, z której strony nadejdzie. Gdyby tylko mogła cofnąć czas o te kilka tygodni. Bez względu na wszystko nie przestąpiłaby progu willi. Kiedy zabrał dłoń, odetchnęła i wtedy zrozumiała, że ten dotyk coś w niej odblokował. Pewnie przegra z potężniejszym od niej przeciwnikiem, ale tak łatwo się nie podda.
– Tak – potwierdził, znów zwracając na siebie jej uwagę. Jego dłoń ponownie zacisnęła się na jej szyi, lecz nadal nie sprawiał jej żadnego bólu. Nawet dyskomfortu, pominąwszy ten spowodowany całą tą sytuacją. Odkryciem zwłok. Odkryciem jego… – Nie powinnaś tu przychodzić. Nie jesteś gotowa. Jeszcze nie teraz… Jednak sama pozbawiłaś się wyboru. – Przysunął się jeszcze bliżej.
Żałowała, że nie miała przy sobie żadnej broni, ale czy mogła przypuszczać, że tego wieczoru wpadnie na mordercę? Może wystarczy te kilka lekcji samoobrony, na które niechętnie chodziła, nie chcąc robić mamie przykrości. Może pod wpływem adrenaliny jej ciało zareaguje i uda jej się opuścić budynek, by zawiadomić służby. Telefon nadal trzymała przy sobie. Może trafi na jakiś patrol policji.
– Nadal nie rozumiesz – westchnął. – Wasza policja czy sądy nie są w stanie mnie ująć ani ukarać. To… – obrócił się lekko i spojrzał na ciało, które zdążyło opaść na dno płytkiego basenu – musiało się wydarzyć.
Ten spokojny głos, relacjonujący w beznamiętny sposób zbrodnię, coś w niej przełamał. Nie podda się, postara się go doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości. To zabójstwo nie ujdzie mu na sucho. Żadnemu z nich.
– Nie naruszyłem prawa. – Nadal nie wyczuwała w nim żadnego zniecierpliwienia. Tylko przyprawiający o dreszcze spokój. – Pora otworzyć oczy i przestać się okłamywać. Podarowałem ci wystarczająco dużo czasu, byś przestała się zachowywać jak dziecko. Musisz zaakceptować…
– Morderstwo? – wyszeptała chrapliwie.
Pokręcił prawie niedostrzegalnie głową.
– Mnie. Moją naturę. I swoją… Już pora. – Wyszeptał z czułością jakieś niezrozumiałe dla niej słowo.
Pochylił się raptownie i wtedy dostrzegła, co kryło się w głębi jego oczu. Po raz pierwszy zobaczyła coś obcego i zarazem potężnego. Wcześniej musiał to skutecznie ukrywać. Nagle za jego plecami zauważyła jakiś ruch i kiedy dotarło do niej, co się dzieje, nie zdołała powstrzymać wrzasku. Nim ogarnęła ją ciemność, przez jej umysł przemknęła ostatnia myśl, że na pewno widziała to już wcześniej. Na pewno.
Przynajmniej raz.
Rozdział pierwszy
Styczeń 2023
Po drugiej w nocy usłyszała wwiercający się w uszy nieprzyjemny dźwięk. Próbowała złapać resztki snu, lecz irytujący sygnał telefonu okazał się silniejszy. Wtem poczuła nagłe uderzenie. Otworzyła raptownie oczy i stłumiła jęk bólu. Podczas snu prawdopodobnie szamotała się w pościeli i w efekcie spadła z łóżka. Owinęła się kołdrą i ponownie wgramoliła na materac, usiłując zlokalizować dzwoniący telefon. Nie musiała nawet zerkać na wyświetlacz, aby upewnić się, że o tej godzinie mógł dzwonić tylko jej młodszy braciszek. Drugi raz w tym tygodniu. Radośnie przehulał stypendium i traktował starszą siostrę jak darmowego taksówkarza.
– Cooo? – warknęła. – Oby to było ważne, bo jutro mam egzamin, a Stasia nie bierze jeńców. Jak pod wpływem niewyspania pomylę funkcje ośrodka Broki z tymi ośrodka Wernickiego, to…
– Wrzuć na luz, siostra. Nie zawracałbym ci o tej porze zadka, gdyby to nie było pilne…
Obiecywała sobie, że to ostatni raz, kiedy pędzi młodemu na ratunek. Jutro wyciszy telefon i Filip będzie mógł sobie dzwonić do woli. Ona zamierzała smacznie spać, jak inni ludzie. Po rozwodzie rodziców ojciec założył nową rodzinę, zaś mama wszelkie nadzieje pokładała w Filipie. Rozpuściła go niczym dziadowski bicz, pomstowała w duchu Nina, zupełnie się rozbudziwszy. Od dziecka słyszała, że jest starsza i mądrzejsza, w związku z czym powinna ustępować bratu. W konsekwencji młody po raz kolejny dzwoni po nią w środku nocy, zamiast zamówić ubera jak cała reszta świata. Nie żeby Filip był jakiś nieporadny życiowo. Wręcz przeciwnie – musiała przyznać, że znakomicie sobie radził na automatyce na polibudzie. Miał też mnóstwo znajomych i oczywiście Asię. Zdawałoby się, że tak inteligentny facet nie będzie wykorzystywać siostry. Czasami pozory mylą, westchnęła i skoncentrowała się na głosie brata.
– Jesteś w szpitalu? – przerwała jego nieskładne tłumaczenia. Na pewno nie w kostnicy, skoro z nim rozmawiała.
Po drugiej stronie zapadła cisza, jak gdyby brat zastanawiał się, w jaki sposób przekazać jej złe wieści. Poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła, aż nie potrafia zaczerpnąć tchu.
– Nie… – rzucił w końcu z ociąganiem. – W szpitalu już nie… – zaakcentował ostatnie słowo.
– Okey… – powiedziała słabo.
Pod wpływem ulgi z impetem opadła na poduszkę. Na szczęście nic mu nie dolegało, a z resztą jakoś sobie poradzą. Z tym wnioskiem pojawił się przypływ gniewu. Złoty chłopczyk, beniaminek rodziny, cholera jasna. Telefon o tej godzinie oznaczał, że wpakował się w jakiś syf. Oby nie z prawem, znów zaczęła ogarniać ją panika.
– Siostra, jesteś tam jeszcze?
– Jestem… – burknęła i skupiła się. Coś do niej mówił.
– To zbieraj tyłek w troki i przyjeżdżaj po nas do Ochojca. Musimy odwieźć Asię do domu.
Filip rozłączył się, a Nina zaczęła pospiesznie się ubierać. Włożyła do torebki telefon, sprawdziła, czy ma dokumenty, i na paluszkach wyszła do przedpokoju. Jeszcze tylko kluczyki i buty, które zamierzała włożyć na korytarzu. Mama zazwyczaj spała mocno, ale i tak wolała nie ryzykować. Już wyobraziła sobie chaos, który by się rozpętał, kiedy dotarłoby do mamy, że jej ukochany synuś wpakował się w jakieś tarapaty. Wsiadła do wysłużonej skody i skierowała się w stronę Ochojca.
Starała się koncentrować na drodze, ale jej myśli błądziły. Znowu przyśniło jej się to cholerne drzewo. Nie dotykała go, pomimo ponawianych w kolejnych snach prób nie umiała zbliżyć się na tyle, aby położyć na nim dłoń lub choćby musnąć palcem czubek jednego z liści. O ile w tym dziwacznym śnie w ogóle miała kończyny. Unosiła się gdzieś w powietrzu, wysoko przy rozłożystej koronie. Czuła się przy nim kompletnie mała, jak tańczący na wietrze pyłek. Co prawda nie wyczuwała żadnego drgania czy powiewu, ale liście leciutko falowały pod wpływem jakiejś siły. Co mogło wywołać taki efekt? Drzewo za każdym razem wydawało jej się tak realne, aż musiała sobie przypominać, że to jedynie wytwór jej pogrążonego w sennych majakach umysłu. Z każdego ze snów usiłowała zapamiętać jak najwięcej szczegółów, jednak nie udało jej się odgadnąć gatunku, chociaż po przebudzeniu przeglądała zdjęcia najróżniejszych drzew w internecie. Wielkością nieco przypominało jej daglezję, ale z wielobarwną, złuszczającą się korą, jak z platanu. Kształt i liście miało podobne do dębu. Próbowała zrozumieć, dlaczego ten sen się powtarza i co w ten sposób chce przekazać jej umysł.
Każdy ze snów rozpoczynał się tak samo, w tym samym miejscu, blisko soczyście zielonego, trochę poszarpanego liścia. Gałąź zakołysała się i na moment odsłoniła siedzącego na konarze potężnego orła. Ptak zakrzyknął, po czym spojrzał wprost na Ninę. Z pewnością był większy od niej, mimo że przy imponującej gałęzi, w którą wbijał szpony, wydawał się niepozorny. Kiedy rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze, po raz kolejny zadała sobie pytanie, jak duże w zasadzie było to drzewo, skoro w każdym ze snów zdołała zobaczyć jedynie jego niewielki fragment. Może następnym razem, zamiast próbować się zbliżyć, powinna się oddalić?
Ptak przefrunął tuż obok niej i w tym momencie sen zawsze wchodził w nową fazę. Ruch skrzydeł sprawiał, że nagle nabierała ciężkości i raptownie spadała ku ziemi. Kolejne gałęzie migały jej przed oczami, a liście przypominały jasnozielone błyskawice, kiedy mijała je w szalonym pędzie. Tak jak wcześniej bezskutecznie usiłowała się ratować, złapać czegokolwiek, co pomogłoby uniknąć upadku albo przynajmniej złagodzić jego skutki. Odnosiła wrażenie, że drzewo bawi się nią, obracając i posyłając tam, gdzie nie napotka żadnych przeszkód na swojej drodze. Chyba emocje mieszały jej w głowie, skoro przypisywała roślinie ludzkie cechy. Przerażenie za każdym razem było równie realne i zagłuszało podszepty rozumu. Najgorsze było to, że nie potrafiła zamknąć oczu czy zasłonić twarzy rękoma, aby dłużej nie widzieć gwałtownie przybliżającej się ziemi. Odnosiła wrażenie, że czas się rozciągnął, bo pomimo prędkości, z jaką spadała, ziemia znajdowała się daleko. Zdawała sobie sprawę, że po upadku nie pozostanie jej ani jedna cała kość, a ciało przemieni się w krwawą miazgę. Świadomość śnienia wcale jej nie uspokajała, wręcz odwrotnie, nieustannie obawiała się, że nie zdoła się na czas obudzić. Serce zaczęło walić jej w piersi, czoło oblał pot, gdy w polu jej widzenia pojawiły się potężne korzenie. I ciemność poniżej. Zazwyczaj w tym momencie się budziła, jednak ku swojemu przerażeniu uświadomiła sobie, że ten konkretny sen trwa dalej. Czyżby miały się ziścić jej najgorsze lęki?
W splecionych korzeniach nagle coś zajaśniało. Znajdowała się stanowczo zbyt daleko, aby dostrzec, co to takiego, ale przedmiot pobłyskiwał złotem. I biorąc pod uwagę głębokość, na jakiej się znajdował, musiał być ogromny. Wokół niej robiło się coraz ciemniej, tak jakby znajdowała się gdzieś na kresach Układu Słonecznego, gdzie blask zaledwie muska ciemność. Nie mogła jednak zwrócić twarzy w stronę przygasającej jasności, musiała cały czas spoglądać w dół. Nieco uspokojona, że na razie nie grozi jej nagłe zejście z tego świata, postanowiła odkryć, co też kryje się w ciemnej plątaninie. Wytężyła wzrok i…
Wtedy właśnie zadzwonił Filip, a ona zamiast wylądować na dnie otchłani, przeżyła bolesne zetknięcie z podłogą. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Nawet podczas snu potrafiła sobie zrobić krzywdę, a teraz pędziła stówą w terenie zabudowanym, gdy właśnie zaczynało sypać. Wystraszona tą myślą odrzuciła bezproduktywne rozważania, mocno zwolniła i skupiła się znów na drodze.
Na szczęście ruchu o tej godzinie nie było, więc nim wskazówki pokazały wpół do trzeciej, zatrzymała się na parkingu niedaleko wejścia na SOR. Chwilę później przy samochodzie pojawił się Filip z dziewczyną. Nina zauważyła, że Asia kulała, a na nodze miała umocowany spory opatrunek. Brat na szczęście wyglądał zdrowo.
Uchyliła okno.
– Sorki za kłopot – odezwała się słabo Asia, a Nina znów poczuła przypływ niepokoju. Zazwyczaj tryskająca energią dziewczyna zdawała się z niej kompletnie wyzuta. – Normalnie zadzwoniłabym po rodziców, ale dwa dni temu polecieli do Egiptu wygrzać się na słońcu. Musiałam wykupić lekarstwa, więc nie starczyło mi na taksówkę…
To wyjaśniało sprawę telefonu od brata.
Nina zdziwiła się, kiedy Filip wyciągnął z bagażnika koc, rozłożył go na tylnej kanapie samochodu, po czym pomógł Asi usadowić się wewnątrz. Sam zajął miejsce obok i zapiął pas. Skrzywiła się, kiedy po chwili do jej nozdrzy dotarł paskudny odór. Rozkaszlała się i natychmiast opuściła szyby. Owiało ją lodowate styczniowe powietrze. Dobrze, że nie panowały syberyjskie mrozy.
– Mam nadzieję, że ten smród nie przejdzie na tapicerkę – zmartwiła się Asia.
– Koc i ciuchy się wypierze. Będzie dobrze – pocieszył ją Filip.
Siedzieli razem mocno przytuleni i rzadko się do siebie odzywali. Nina zastanawiała się, czy to ze zmęczenia, czy też wydarzyło się coś, co obojgiem wstrząsnęło. Opatrunek i fetor unoszący się w samochodzie wskazywały na to drugie. Wyjechała z Ochojca i ruszyła w stronę Zawodzia, a potem w kierunku położonej na obrzeżach Mysłowic dzielnicy Kosztowy, gdzie wraz z rodzicami mieszkała Asia.
– Mario dziś robił za kierowcę – odezwał się brat. – Podwiózł nas tylko na SOR, bo wiedzieliśmy, że trochę potrwa, zanim nas stamtąd wypuszczą. Ma jutro zaliczenie, więc sama rozumiesz, nie chciałem, żeby czekał.
Nina nie odzywała się, czekając na wyjaśnienia. Jednak oboje nie kwapili się, aby ją oświecić.
– Obyśmy nie musieli zapłacić jego rodzicom za czyszczenie auta – mruknęła Asia. – Ten smród… Nie rozumiem, dlaczego tak długo się utrzymuje.
– Pewnie ten menel czymś nam wysmarował ubrania i one tak dają…
Kiedy tylko wjechali do Mysłowic, zaczął padać coraz gęstszy śnieg, więc Nina niechętnie zamknęła okna. Nie przypuszczała, że może zacząć jeszcze bardziej śmierdzieć, więc tylko zacisnęła usta i skupiła się na prowadzeniu. Nie chciała z powodu chwilowej nieuwagi wylądować w rowie. Na szczęście po parunastu minutach zatrzymała się przed domem Asi.
– Poradzisz sobie? – martwił się Filip. – Może z tobą zostanę?
Asia jednak pokręciła głową.
– Nic mi nie będzie. W przyszłym tygodniu zaczynam ferie. A ty z samego rana musisz być w Gliwicach na zaliczeniu. Jedź już…
Brat pomógł wyjść Asi z auta i wygrał stoczoną przy drzwiach dyskusję, bo wszedł z dziewczyną do środka. Najwyraźniej chciał się upewnić, że jest bezpieczna. Chwilę później w oknach pojawiło się światło, a po kilku minutach zobaczyła, jak Filip zamyka za sobą drzwi wejściowe i wraca do auta.
Kiedy chciał wsiąść z przodu, bez słowa pokazała mu tylną kanapę. Odczekali jeszcze chwilę, a gdy w łazience zapaliło się światło, Filip dał jej znać, że mogą już jechać. Nina zawróciła skodę w stronę Katowic.
– A teraz wytłumacz mi, co wam się przydarzyło – zażądała.
Po powrocie do domu reszta nocy upłynęła spokojnie. Filip zabrał z samochodu koc i wkrótce usłyszała dochodzące z łazienki odgłosy pracującej pralki. Młody obiecał rozwiesić mokre rzeczy rano, nim pojedzie na uczelnię. Zgodnie uznali, że najlepiej będzie wypadki ubiegłej nocy pominąć milczeniem i nie wspominać o niczym mamie. Skoro brat z nocnej awantury wyszedł w zasadzie bez szwanku, ich mama nie musiała wiedzieć, że został napadnięty przez jakiegoś menela. Nie chciał, by następnym razem przesiadywała do późna, czekając na niego, tak jak to jeszcze niedawno miała w zwyczaju. Do tej pory centrum Katowic wydawało się Ninie bezpieczne. Na Mariackiej nawet późno można było spotkać ludzi i to raczej nie bezdomnych. Filip na dodatek kilka lat trenował judo, ostatnio siłownia stawała się jego drugim domem, więc powinien obronić siebie i swoją dziewczynę. Czyżby stał się zbyt pewny siebie i dlatego Asia skończyła pogryziona, a on zamroczony na chodniku? Cała ta sytuacja nie mieściła się Ninie w głowie. Jak młody, dobrze zbudowany i wysportowany chłopak mógł zostać pobity przez jakiegoś mikrusa? Chociaż „pobity” to chyba nieodpowiednie słowo. Po prostu odrzucony z taką siłą, że po upadku nieco go zamroczyło. Puchowa kurtka i gruba czapka, które kupił za pieniądze otrzymane na gwiazdkę od babci, zdołały nieco zamortyzować uderzenie o ziemię, więc ostatecznie poza paroma siniakami nic mu się nie stało. Kumpel i Asia mieli mniej szczęścia. Dziewczyna została dwukrotnie ugryziona w udo, zaś Romek z rozbitą głową znalazł się w szpitalu.
– Najpierw rzucił się na mnie, ale kiedy już leżałem zamroczony, nagle odskoczył, jakby się mnie wystraszył, chociaż z łatwością sobie ze mną poradził. A nie byłem pijany. Przynajmniej nie tak bardzo – dodał uczciwie, kiedy relacjonował w samochodzie nocne wypadki. – Jeśli uważasz, że śmierdzę, uwierz mi, że od niego waliło gorzej niż z gnojówki na placu sąsiadki cioci Krysi. Nie wiem, od czego bardziej mnie zemdliło, siły uderzenia czy tego nieznośnego fetoru. Nim zdążyłem się pozbierać, dopadł Asię… Wtedy Romek zaatakował go, ale menel odrzucił go podobnie jak mnie. Nie rozumiem tego, bo ziomal rozmiarami przypomina szafę. Studiuje ze mną na roku, ale jest kilka lat starszy. Musiał mocno uderzyć głową w ścianę kamienicy, bo nie odzyskał przytomności, nawet kiedy przyjechało wezwane przez patrol policji pogotowie… – Filip się zamyślił. – Wiesz, co jest najdziwniejsze? Teraz jak pomyślę o nim…
– O tym Hannibalu Lecterze?
Filip oparł się wygodniej i szeroko ziewnął. Ich spojrzenia zetknęły się na moment, kiedy zerknęła na lusterko wsteczne. Śnieg padał coraz mocniej i utrudniał widoczność, więc skupiała się na drodze i jednocześnie pilnowała, aby nie uronić słowa z opowieści brata.
– Skurczysyn okazał się zdumiewająco silny. Pewnie naćpał się jakimś świństwem i to dlatego… Ludzie bali się podejść, widząc, jak gostek nami rzuca, jednak ktoś okazał się na tyle przytomny, aby zadzwonić po gliny. Patrol znajdował się zaledwie kilka przecznic dalej, więc pojawili się szybko. Ech… – Bratem targały silne emocje. – Kiedy ledwo się podniosłem i starałem do nich doskoczyć, on puścił Asię i po prostu zwiał. Właściwie nie rozumiem, bo taki półprzytomny nie byłem dla niego przeciwnikiem. Działałem głównie na adrenalinie. A ci nieliczni nie kwapili się do konfrontacji. I raczej nie mogę ich za to winić. Ktoś zajął się Romkiem, ludzie krzyczeli, aby zostawił Asię. Kiedy zniknął, przyjechały gliny.
Zadawała pytania, ale tylko potrząsnął głową, pochmurniejąc coraz bardziej. Przymknął oczy, a Nina była przekonana, że odtwarza w pamięci kolejne sceny. Myśli, które go ogarniały, nie należały zapewne do wesołych. Gdy zaparkowała przed domem, ożywił się tylko na moment, czytając w telefonie jakąś wiadomość. Pewnie od Asi, bo błyskawicznie odpisał. Milczał po tym, jak opuścili samochód, a kiedy znalazł się w mieszkaniu, od razu zniknął w łazience.
Następnego dnia po powrocie z egzaminu, podczas scrollowania Facebooka, natrafiła na filmik z całego zajścia zamieszczony u kogoś w mediach społecznościowych. Stał się popularny, a coraz więcej osób udostępniało materiał.
Bez trudu rozpoznała przejście dla pieszych położone na skrzyżowaniu Mariackiej i Francuskiej, gdzie jej brat czekał w towarzystwie na kumpla. Właściciel telefonu nie filmował od początku całego zajścia. Pierwszy kadr pokazywał leżącego na chodniku postawnego chłopaka, w którym rozpoznała brata. Nagrywający nieco się cofnął, kiedy Asia zaczęła krzyczeć i wzywać pomocy. Potem usiłowała zlokalizować telefon w swojej torebce. Nina zobaczyła niskiego, nieco zgarbionego mężczyznę, który przyskoczył do powalonego Filipa. Jej brat niezgrabnie się podniósł, jednak kiedy napastnik pochylił się nad nim, nagle zwymiotował. Wtedy żul błyskawicznie odskoczył. Otrząsnął się i jakby zawahał. Moment później ruszył w stronę Asi, którą przewrócił na trotuar, po czym przywarł ustami do jej uda. Dziewczyna wydała z siebie wysoki dźwięk, krzyk bólu i przerażenia. Napastnik wcale nie przejmował się innymi obecnymi, tylko skupiał na swojej ofierze. Przypominał wygłodzonego drapieżcę, tak jakby kierowała nim desperacja. Ten dziki instynkt czynił go jednocześnie niewrażliwym na inne bodźce. Tak zachowywały się osoby chore psychicznie, uznała. Nina doszła do wniosku, że napastnik był nie tylko bezdomny, ale również niebezpieczny dla innych. Jednak nie jako bandyta, ale osoba nieświadoma swojego zachowania. Zwykłe bandziory nie zachowują się w taki sposób. W tle nagrania usłyszała, jak przerażony damski głos gorączkowo tłumaczy, gdzie doszło do napadu. To pewnie dziewczyna, która wezwała pomoc. W obiektywie nagle pojawił się kolejny mężczyzna.
– Zostaw ją, cwelu – wrzasnął, po czym odskoczył. – Kurwa, ale od niego capi…
Krzyk zbiegł się z próbą ratowania Asi przez drugiego z towarzyszących jej chłopaków. Jednak menel z łatwością odrzucił Romka i ponownie ugryzł dziewczynę. Chłopak upadł poza zasięg kadru. Rozległ się jej kolejny, pełen bólu krzyk, ale widać było, że dziewczyna próbuje się bronić. W tle słychać było głosy obserwatorów. Piski przerażenia mieszały się z męskimi wyzwiskami. Jedna z obserwatorek przeklinała. Filip w tym czasie zdążył się jakoś pozbierać i na chwiejących się nogach ruszył w stronę napastnika. Ten podniósł się, spojrzał w stronę chłopaka Asi, a Ninie wydawało się, że węszy w powietrzu. Gwałtownie odskoczył od swojej ofiary i roztrącając kilku gapiów, pognał w górę Francuskiej. Filip zachwiał się i popatrzył za nim niepewnie, po czym odwrócił się do Asi i pomógł jej wstać. Z bliska rozległ się sygnał nadjeżdżającego patrolu. Na tym filmik się skończył.
Spojrzała na czas nagrania. Całe zajście rozegrało się w niespełna dwie minuty, a jednak uczestnikom ten czas musiał wydać się wiecznością. Przewinęła szybko komentarze, mając nadzieję, że ktoś z gapiów zauważył coś więcej. Znalazła sporo głosów współczucia wobec Asi, lecz w kilku komentarzach jacyś hejterzy pokpiwali sobie z poszkodowanych, wyzywając ich od słabizn. Pod jednym wpisem pojawiła się dyskusja na temat bezpieczeństwa w mieście, w którym grasuje niezrównoważony bezdomny. Niestety nigdzie nie znalazła informacji, czy napastnik został ujęty. Wyglądało na to, że zdołał zbiec.
Przewinęła całe nagranie, jeszcze raz koncentrując się na obcym. Ponownie uderzyło ją jego dziwaczne postępowanie. Gryźć ludzi w centrum miasta, kiedy obserwują cię świadkowie? Fakt, wyglądał na wychudzonego, ale to nie wyjaśnia tego niecodziennego zachowania. Zatrzymała filmik, kiedy mężczyzna stał wyprostowany. Powiększyła obraz i dokładnie mu się przyjrzała. Jeszcze jakaś osobliwość uderzyła ją w wizerunku szaleńca i dopiero po kilku minutach wpatrywania się w monitor zorientowała się, że był to jego strój. Mocno nieodpowiedni w styczniu. Kiedy temperatura opadała poniżej zera, nawet bezdomni opatulali się możliwie ciepło. Napastnik był odziany w garnitur…? Wytężyła wzrok. I tak… Nie myliła się. Rzeczywiście biegał po nocy ubrany tylko w marynarkę i spodnie. Strój bardziej odpowiedni do restauracji, na jakąś oficjalną uroczystość, ale jego był porwany, wymięty i pewnie pokryty jakimiś świństwami, skoro mężczyzna wydzielał odór wyczuwalny na dworze na przynajmniej metr. Dlaczego w środku zimy nosił takie lekkie ubranie? Nic dziwnego, że komentujący doszli do wniosku, że to narkoman albo wariat. Ona sama odniosła takie wrażenie.
Zminimalizowała stronę, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Nie chciała, aby mama zobaczyła, w jakim niebezpieczeństwie znalazł się jej syn. Jednak do pokoju wsunął się Filip. Jej brat wyglądał na wstrząśniętego.
– Właśnie zadzwonił Mario. Romek zmarł dziś rano w szpitalu.
Rozdział drugi
Siedziała zakopana w książkach i przygotowywała się do egzaminu z psychologii społecznej, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. W pierwszej chwili miała ochotę zignorować natręta, który odrywał ją od nauki, ale mama nie wróciła jeszcze z pracy, a Filip przygotowywał pilny projekt. O ile ona potrzebowała ciszy, aby cokolwiek zapamiętać, to jej brat najlepiej skupiał się w hałasie, który nazywał muzyką. Okazując litość rodzinie i sąsiadom, czynił to jednak w słuchawkach, w związku z czym pogrążony w pracy pozostawał nieobecny dla świata. Poczuła ból w krzyżu i zorientowała się, że straciła poczucie czasu. Zerknęła na zegarek. Nic dziwnego, że jej ciało zaprotestowało z powodu zbyt długiego przebywania w jednej pozycji, a w brzuchu zaczęło burczeć. Na szczęście w lodówce miała przygotowaną lasagne, która tylko czekała na podgrzanie.
Ponownie rozległ się dzwonek do drzwi, jakby ktoś się niecierpliwił. Nina dostrzegła przez wizjer stojącą na korytarzu parę w mundurach. Niechętnie uchyliła drzwi.
– Słucham państwa.
Jak się okazało, policjanci chcieli porozmawiać z Filipem o napadzie. Nina zaprowadziła ich do pokoju, zaproponowała coś do picia, po czym zapukała do sypialni brata. Kiedy się nie odzywał, weszła do środka. Siedział przed monitorem z nałożonymi na uszy słuchawkami, więc dotknęła jego ramienia. Spojrzał na nią zdziwiony, że mu przerywa, i ściągnął słuchawki.
– Gliny do ciebie.
Poruszył ustami w bezdźwięcznym przekleństwie.
– Mama przyjechała? – Nina zaprzeczyła, więc odetchnął z ulgą. – Postaram się ich spławić, nim wróci. Szlag by to wszystko trafił.
Zamknęła za sobą drzwi do swojego pokoju i pogrążyła się w myślach. Odkąd dwa dni wcześniej okazało się, że jego znajomy zmarł, Filip stał się dziwnie cichy. Tak jakby nagle uświadomił sobie, że śmierć może nadejść wtedy, kiedy najmniej jej się spodziewasz. Tylko ślepy los sprawił, że to nie on leżał teraz w kostnicy. Raz za razem oglądała filmik zamieszczony w sieci, tak że prawie na pamięć znała poszczególne ujęcia. Najbardziej chciałaby dorwać tego, kto ośmielił się skrzywdzić jej braciszka. Filip jak nikt inny potrafił ją wkurzyć, ale i tak pałała żądzą zemsty. Mimo że nagranie zostało wielokrotnie udostępnione, nikomu nie udało się rozpoznać sprawcy. Raz zakiełkowała w niej nadzieja, bo ktoś napisał, że napastnik przypomina mu znajomego. Niestety w następnej linijce przeczytała, że ów mężczyzna niedawno zmarł. Podobno każdy z nas ma jakiegoś sobowtóra, pomyślała. Może jednak policja wpadła na jakiś trop. Pozostało jej tylko czekać, aż wyjdą, i wypytać brata.
Na szczęście gliniarze nie siedzieli długo. Usłyszała cichy trzask zamykanych drzwi i Filip pojawił się u niej. Wyglądał na równie zmęczonego, co przygnębionego. Opadł na kanapę i przetarł dłońmi twarz. Spojrzał na nią, a w jego oczach czaił się żal.
– Szukają tego drania. Przyszli wypytać o szczegóły napadu. Sprawa zrobiła się medialna, więc prokurator ciśnie…
Usiadła obok niego i chwyciła go za ramię. Dotyk często pomagał mu skoncentrować się i pokonać słabości. Teraz podziękował jej nikłym uśmiechem i poklepał lekko po ręce.
– Mają jakieś tropy? Cokolwiek?
Skrzywił się i mimowolnie zabębnił palcami o stolik.
– Niestety. Przejrzeli monitoring, ale ślad urwał się w okolicy cmentarza na Francuskiej. Facet po prostu rozpłynął się w powietrzu. Mieli nadzieję, że przypomniałem sobie coś, co pomogłoby w jego identyfikacji i zatrzymaniu. Na podstawie filmiku doszli do wniosku, że napastnik w jakiś sposób mnie rozpoznał i dlatego zdecydował się na ucieczkę. To wszystko wydarzyło się błyskawicznie, mimo to mógłbym przysiąc, że pierwszy raz miałem do czynienia z tym człowiekiem. Chyba liczyli, że powiem im coś więcej… Niestety wydaje mi się, że byliśmy jedynie przypadkowymi ofiarami. Brak powiązań utrudnia śledztwo.
– Mam nadzieję, że go złapią, zanim zdąży zabić kogoś jeszcze. Co u Asi?
Podniósł się i zaczął niespokojnie krążyć po pokoju. Obserwowała go ze swojego miejsca. W końcu zatrzymał się i oparł plecami o zamknięte drzwi szafy.
– A jak myślisz? – warknął. – Nie potrafi się pozbierać po tym wszystkim. Na udzie najprawdopodobniej zostaną jej blizny i od kiedy dowiedziała się o śmierci Romka, bez przerwy płacze. Lekarz przepisał jej jakieś prochy na sen, bo budzi ją byle szmer. Nieobecność rodziców też nie poprawia sytuacji, bo siedzi sama w domu. Wczoraj i dzisiaj nocuje u niej przyjaciółka, a ja zamierzam się do niej wprowadzić do powrotu jej starych z zagranicy. Mam nadzieję, że moja obecność pomoże się jej chociaż odrobinę wyciszyć. Czekam tylko na powrót mamy, aby jej powiedzieć.
Zapadła cisza. Filip zamierzał wyjść, ale Nina go zatrzymała.
– Asia powinna porozmawiać z psychologiem. Bardziej pomoże jej terapia niż prochy – zasugerowała. – Ty zresztą też powinieneś… – dodała ciszej.
– Nie musisz się o mnie martwić – wszedł jej w słowo. – Może jakiś koleś mnie powalił, ale poradzę sobie – oburzył się.
Założył ręce na piersi i spoglądał na nią spod byka. Jego koszula napięła się, podkreślając mięśnie. Brat musiał ostatnio intensywniej ćwiczyć. Teraz po napadzie zaobserwowała, że zdwoił wysiłki. Nie mieściło mu się w głowie, że przegrał tak łatwo z przeciwnikiem wyglądającym na starszego i słabszego. Był na tyle młody, aby wierzyć, że rozbudowana muskulatura stanowi receptę na wszystko. Same ćwiczenia nie stanowiły problemu, bała się, że zacznie zażywać jakieś wspomagacze i sobie zaszkodzi.
– Oczywiście – zgodziła się. – Po prostu widzę, jak zmagasz się z trudnymi emocjami. Jesteś silny, więc w końcu wszystko sobie poukładasz. Jednak terapia przyśpieszyłaby ten proces.
Podejrzewała, jakie myśli najbardziej dręczą Filipa. Nie udało mu się obronić dziewczyny, w której był zakochany. Jego klęska na dodatek została upubliczniona i szeroko komentowana, co utrudniało sytuację. Do tego nie najlepszy stan Asi i śmierć Romka… Nie potrafiła tylko stać z boku i obserwować, jak brat się miota. Niestety Filip nie chciał przyjąć jej pomocy.
– Poradzę sobie… – uciął temat. Nina znała go na tyle, aby nie próbować dłużej go przekonywać, a tymczasem zamierzała go obserwować. – Co do Asi, może ty byś mogła…? – zawiesił głos.
– Nie skończyłam jeszcze studiów, a poza tym jestem z wami emocjonalnie związana. Z twoją dziewczyną mogę porozmawiać jako przyjaciółka, jednak przydałby się jeszcze ktoś bardziej obiektywny.
Zachrobotał klucz w zamku, szczęknęły cicho drzwi. Ich rozmowę przerwał powrót mamy.
– Idę wstawić lasagne do piekarnika. Musisz jeść, nawet jeśli nie masz apetytu – szepnęła. Przywitała się z mamą, po czym skierowała się do kuchni.
Filip nie protestował. Mamę od czasu rozwodu trapiło wystarczająco dużo zmartwień i nie chciał dokładać jej kolejnych. Napadem zainteresowały się lokalne media, ale ich matka na szczęście unikała serwisów informacyjnych. Z pracy wracała wyzuta z energii i po rozmowie z dziećmi zazwyczaj relaksowała się przy kolejnym odcinku serialu. Istniała szansa, że wieści o pobiciu Filipa nadal do niej nie dotarły.
Usiedli razem przy stole i zapanowała cisza przerywana tylko brzęczeniem sztućców. Rzecz niespotykana w ich małej rodzinie. Mama grzebała widelcem w daniu, które przecież uwielbiała, a Filip pochłaniał makaron, najwyraźniej nie mogąc doczekać się wyjścia. Atmosferę, która zapanowała, Nina mogłaby określić grobową. Filip odłożył widelec i zagryzł wargę, jak miał to w zwyczaju, kiedy spodziewał się konfrontacji.
– Mamo, przenoszę się na kilka dni do Asi. Moja dziewczyna czuje się niepewnie sama…
Nie dodał niczego więcej, czekał na protest, ale mama jedynie skinęła głową, więc rodzeństwo wymieniło znaczące spojrzenia. Nina poczuła przypływ niepokoju, bo kobieta niechętnie spuszczała z oka młodsze dziecko. Filip w dzieciństwie często chorował, więc matka bywała nadopiekuńcza. Nie powstrzymałaby syna, jednak zasypałaby go dobrymi radami. Do znudzenia powtarzałaby, że ma uważać, aby nie utrudnić sobie życia. Nina raz była świadkiem, jak Filip niemal wił się podczas jednej z pogadanek mamy, która zakończyła się wprost rzuconym „zabezpiecz się, skarbie, bo jestem za młoda na to, aby zostać babcią”. Dziewczyna wiedziała, czym to jest spowodowane. Alina Duży sądziła, że zaszła w ciążę zbyt młodo, co zaowocowało pospiesznym małżeństwem i pojawieniem się na świecie Niny. Kochała córkę, ale ta nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że matka chwilami żałowała, że jej życie tak się potoczyło. Nie zdążyła się wyszaleć i wpadła w wir dorosłego życia. Kilka lat temu ojciec uznał, że rodzina za bardzo go ogranicza i któregoś dnia po prostu spakował walizki. W ubiegłym roku zaprosił swoje dzieci na kolejny ślub, z kobietą zaledwie kilka lat starszą od Niny. Wtedy też zaczęły się problemy z wypłatą alimentów. Ojciec uznał, że dzieci są dorosłe i nie potrzebują dłużej jego finansowego wsparcia. Nina, wściekła na ojca, stwierdziła, że nie będzie z nim walczyć o pieniądze, tylko poszuka sobie pracy, za to Filip postanowił domagać się swojego. Sądy jednak działają powoli…
– To lecę, mamo… – powiedział, kiedy przełknął ostatni kęs lasagne. Ulżyło mu, gdy matka nie zaprotestowała.
– Nim pojedziesz, muszę z wami porozmawiać – odezwała się cicho mama, kiedy zaszurały nogi odsuwanego krzesła.
Alina odłożyła sztućce na talerz i westchnęła. Nina, która skończyła posiłek wcześniej, podała jej kubek kawy. Czarną, bez cukru, taką, jaką uwielbiała. Mama na moment zniknęła w swoim pokoju. Wróciwszy, podała córce białą kopertę, w której kryło się pismo z banku. Nina tylko podniosła brwi, kiedy zobaczyła, jaką kwotę przyjdzie co miesiąc im spłacać. Mniej więcej się orientowała, ile zarabiała mama.
– Mamy problem. Rata kredytu znowu poszła w górę, a ja nie dostałam zapowiadanej przez szefa podwyżki. Koszty dla przedsiębiorców rosną i właściciel stoi pod ścianą: albo podniesie pracownikom pensje, ale będzie musiał zwolnić ludzi, albo mimo inflacji pracujemy za tyle samo, przy czym nikt nie traci pracy. Niestety wasz ojciec nie płaci alimentów, więc obawiam się, że po uregulowaniu rachunków nie starczy nam do pierwszego. Musimy jeszcze mocniej zacisnąć pasa. – Spojrzała przepraszająco na Filipa.
To oznaczało, że dopóki nie wyciągną od ojca należnych pieniędzy, koniec z imprezami. Brat zacisnął usta, kiedy zorientował się, że również będzie musiał zrezygnować z opłacania karnetu na siłownię i innych niezbędnych w jego mniemaniu wydatków. Biorąc pod uwagę, ile matka zostawiła u mechanika w ubiegłym miesiącu, z pieniędzmi może naprawdę być krucho. Właściwie nie mieli już oszczędności. Na szczęście Filip nie protestował.
– Jasne, mamo – szybko się zgodził. – Komornik już wkrótce powinien zacząć działać. Ojciec, co prawda, argumentował w sądzie, że ma żonę i kolejne dziecko na utrzymaniu, ale sędzia przyznał nam rację. Nadal oboje się uczymy, a tata doskonale zarabia. Tylko ta zołza go podjudza…
Nina się skrzywiła. Nie przepadała za nową żoną ojca, ale Filip wprost nie potrafił kobiety znieść. Był pewien, że to ona spowodowała jego odejście. Oboje z siostrą starali się jak najrzadziej wspominać o niej, aby dodatkowo nie ranić matki.
– Poszukam sobie pracy – oznajmiła Nina.
Mama pokręciła głową.
– Studiujesz na wymagającym kierunku. Sama widzę, jak wiele czasu poświęcasz na naukę. Ja nie potrafiłam połączyć macierzyństwa ze studiami.
Pojawił się koronny argument mamy, lecz córka tym razem nie zamierzała ustąpić. Nalała sobie kawy, dodała mleka i usiadła przy stole. Filip zaczął niespokojnie się kręcić. Pewnie śpieszyło mu się do dziewczyny, ale nie wypadało wyjść, kiedy rozważali sprawy finansów.
– To były inne czasy. Poza tym opieka nad niemowlęciem to praca dwadzieścia cztery godziny na dobę – broniła Nina.
Nie wspomniała już o tym, że matka została sama z dzieckiem, bo dziadkowie uznali, że powinna ponieść konsekwencje własnej głupoty, natomiast ojciec uważał, że opieka nad potomstwem to domena kobiet. Skoro Wojciech Wybraniec przynosił do domu pieniądze, założył, że nie musi uczestniczyć w pracach domowych. W efekcie mama przerwała studia na kierunku lekarskim i zajęła się rodziną. Mąż za to poświęcenie podziękował jej kilkanaście lat później – rozwodem. Nina nie zamierzała skończyć jak matka – uzależniona finansowo od mężczyzny, tylko sama zatroszczyć się o swoją przyszłość. I równie dobrze może zacząć teraz.
– Wielu studentów godzi pracę z nauką, a ja mogę zatrudnić się na część etatu, choćby po to, aby cię odciążyć. Przejąć opłacanie na przykład czynszu i dokładać się do zakupów – zaproponowała Nina.
– Za jakiś rok ja też zacznę zarabiać – poparł ją Filip. – Na wydziale wisi sporo dobrze płatnych ofert pracy dla studentów mojego kierunku. Muszę tylko nabrać trochę więcej doświadczenia.
– Stracicie alimenty… – oponowała mama.
Filip uśmiechnął się w sposób, którego Nina bardzo nie lubiła, ponieważ zazwyczaj zapowiadał kłopoty. Brat uwielbiał stawiać na swoim i nie oglądał się na możliwe konsekwencje, stąd cyklicznie ładował się w tarapaty. Nina, jako starsza siostra, często przychodziła mu z pomocą.
– Niekoniecznie. Rodzic powinien utrzymywać pracującego studenta. To, że zaczniemy sobie dorabiać, nie zwalnia go z tego obowiązku. A ja zamierzam wydrzeć od niego każdą należną nam złotówkę.
Sytuacja finansowa rodziny musiała rzeczywiście jawić się w dość czarnych barwach, bo mama dłużej się nie sprzeciwiała. Nina czuła jednocześnie przypływ ekscytacji i lęku. Wraz z podjęciem pracy kończył się etap dzieciństwa. Pomimo obaw nie mogła się doczekać zmian.
Rozdział trzeci
Ranek w dzień pogrzebu Romka okazał się stosowny do okoliczności: szary i ponury. Nina podniosła roletę, a jej oczom ukazały się ołowiane chmury dokładnie zasnuwające całe niebo i niepozwalające przebić się nawet najmniejszemu promykowi słońca. W taki dzień człowiek najchętniej zawinąłby się w kołdrę i nie ruszał się za próg. Pomyślała, że mają szczęście, bo jej brat wyszedł z napadu prawie bez szwanku. Szkoda, że jedynie on. Zrobiła sobie i Filipowi kanapki, starając się nie zerkać za szybę. Mróz nieco odpuścił, a od rana padał deszcz ze śniegiem, zamieniając białą pokrywę w grząską breję.