Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tajemnica z przeszłości i dług sprawiedliwości.
Karolina opiekuje się swoją surową, konserwatywną i apodyktyczną babcią. Marzy, żeby wreszcie się usamodzielnić i żyć według własnych reguł.
Dzięki pomocy przyjaciółki znajduje pracę w pensjonacie Jesionowy Zakątek w Zaborzu. Tu próbuje wyjaśnić tajemnicę zawartą w pamiętniku pisanym w czasie II wojny światowej przez młodą dziewczynę, Polkę zmuszoną do służby u esesmana Ericha Henschela.
Kim była Ludmiła? Co się stało z jej siostrą?
Do czego były zdolne kobiety, by chronić swoje rodziny przez zagładą?
Czy po życiu z bestialskim oprawcą jest jeszcze nadzieja?
Karolina chce poznać całą historię i rozwikłać związki, które łączyły Ludmiłę i jej prababkę, odnaleźć ją samą lub przynajmniej jej potomków. Czy będzie to możliwe? Czy znajdzie odpowiedzi na wszystkie pytania?
Witajcie w Zaborzu. Tu każdy strzeże swoich tajemnic.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 333
Autor: Magdalena Wala
Redakcja: Zuzanna Wierus
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak
Projekt graficzny okładki: Katarzyna Borkowska
Skład: Mariusz Kurkowski
Zdjęcia na okładce: Marta Syrko, Jill Ferry/Trevillion Images; Aleksandra Wójcik/zdjęcie autorki
Redaktor prowadząca: Agnieszka Górecka
© Copyright by Magdalena Wala
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, za wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Bielsko-Biała 2021
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
tel. 338282828, fax 338282829
pascal@pascal.pl
www.pascal.pl
ISBN 978-83-8103-749-5
Przygotowanie e-Booka: Mariusz Kurkowski
Sierpień 2009 roku
Mgnienie oka.
Czasem tyle wystarczy, aby czyjeś życie zmieniło się bezpowrotnie.
Zaledwie kilka sekund wcześniej Karola cieszyła się pięknym dniem. Miarowo wciskała pedały roweru, czując, jak powiew wiatru wpełza pod luźną koszulkę i chłodzi jej ciało. Zaśmiała się głośno, kiedy mocniejszy podmuch porwał jej długie włosy, aż zawirowały przy prawym policzku. Sierpniowe słońce przenikało przez liście drzew rosnących przy drodze, kładąc na jezdni falujące światłocienie. Karola przymknęła oczy i uniosła ku niemu uśmiechniętą twarz, aby przez chwilę napawać się ciepłym blaskiem. Gdzieś za sobą usłyszała narastający ryk silników i natychmiast zjechała na pobocze, ponieważ zbliżał się jakiś samochód. Jak okazało się chwilę później, nawet nie jeden, a dwa, jadące obok siebie tak szybko, że rower Karoli zachwiał się pod wpływem pędu powietrza, kiedy kierowcy minęli ją w rytm dudniącej z głośników muzyki.
Droga do Zaborza wiła się wśród lasów i obowiązywało na niej znaczne ograniczenie prędkości. Karola odnosiła jednak wrażenie, że kierowcy nic sobie nie robią z przepisów drogowych. Prują dobrze ponad setką, oceniła, patrząc na znikające za zakrętem auta. Pokręciła głową, w duchu ubolewając nad bezmyślnością ludzi, którzy ze spokojnej leśnej drogi zrobili sobie tor wyścigowy. Ryk silników odrobinę ucichł, więc znowu skupiła się na przyjemności, którą dawała jej jazda w to piękne popołudnie. Szkoda, że Majka…
Nie zdążyła nawet dokończyć tej myśli, kiedy usłyszała odgłos gwałtownego hamowania i zgrzyt metalu. A potem nagle nastała cisza. Karola przestraszona zachwiała się na siodełku, a z jej serca uleciał leniwy spokój. Coś najwyraźniej wydarzyło się za zakrętem. Czyżby któryś z szalonych kierowców stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w drzewo? Nie zdziwiłoby jej to, skoro gnali jak wariaci. Mocniej nacisnęła pedały i przyśpieszyła, chcąc jak najszybciej dotrzeć na miejsce wypadku, aby sprawdzić, czy nikt nie został poszkodowany. Może jednak nie, skoro ponownie usłyszała warkot silników i pisk opon. To dobrze, pomyślała, znowu zwalniając. Nie życzyła źle nikomu, nawet odrobinę szalonym piratom drogowym.
Rozluźniła się więc i znowu szeroko uśmiechnęła, aż do momentu, kiedy wyjechała zza kolejnego zakrętu i dostrzegła leżącego na poboczu mężczyznę. Nastolatka właściwie, tak na oko niewiele starszego od niej. Leżał na wznak z rozrzuconymi rękami, a pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to jego noga dziwnie wygięta w kolanie. Obok niego błyszczała w słońcu zgięta rama czarnego roweru. Jedno z kół nadal odrobinę się kręciło i kiedy Karolina w końcu zatrzymała się przy poszkodowanym, zastygło z przeciągłym jękiem.
Karola prawie sfrunęła z roweru i odrzuciła go na bok, nie przejmując się, że może zarysować fioletową ramę. Przez chwilę spanikowana zastanawiała się, co robić. Co innego lekcje edukacji dla bezpieczeństwa i zajęcia z udzielania pierwszej pomocy, a co innego samodzielne ratowanie ludzkiego życia. A przecież w przyszłości zamierzała studiować medycynę. Przeżegnawszy się, uklęknęła przy nieruchomym chudzielcu i próbowała ogarnąć nagłą pustkę w głowie. Myśl, Karola! Co zrobić najpierw? Zawiadomić o wypadku jakieś służby? Może… Wypadałoby sprawdzić, czy chłopak w ogóle żyje, czy oddycha, aby udzielić dyspozytorowi pogotowia rzetelnej informacji.
– Hej! – skrzywiła się, słysząc swój piskliwy głos, więc odchrząknęła i odezwała się głośno po raz kolejny: – Słyszysz mnie? Wszystko w porządku?
Uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Nieborak leży tu nieprzytomny, a ona pyta, czy wszystko w porządku. Przecież widać, że nie!
Oceniła ułożenie głowy nastolatka i zauważyła spływającą po skroni krew, która zdążyła zaplamić jego rozjaśnione słońcem włosy. Potrząsanie poszkodowanego za ramiona czy ruszanie go raczej nie byłoby dobrym pomysłem, więc zdecydowała się uszczypnąć chłopaka w ucho z nadzieją, że ten się ocknie. Przeczekała kilka pełnych napięcia sekund, obserwując jego twarz, ale nie zauważyła żadnej zmiany.
– Co dalej, Karola? – zastanawiała się głośno, czując, jak oblewa ją zimny pot. Z napięcia jej serce biło coraz silniej. – Właśnie! Serce! Sprawdzić tętno i oddech.
Uspokojona, że wie, jak postępować, przyłożyła dwa palce do tętnicy szyjnej chłopaka, usiłując wyczuć puls. Gdy poczuła pod opuszkami lekkie drgania, odetchnęła z ulgą. Kiedy jednak spojrzała na zegarek, skrzywiła się, ponieważ według niej drgnięcia następowały w zbyt dużych odstępach czasu.
Ale były! Zaobserwowała również, że klatka piersiowa chłopca unosi się w płytkim oddechu. Żył…
Wszystkie czynności dłużyły się w nieskończoność, ale kiedy otworzyła klapkę komórki, ze zdziwieniem uzmysłowiła sobie, że gdzieś w oddali nadal słyszy echo oddalających się z dużą prędkością samochodów. Od czasu kiedy na poboczu dostrzegła poszkodowanego, musiało upłynąć zaledwie kilkadziesiąt sekund. Dzięki Bogu jej telefon łapał tu zasięg.
Szybko wybrała numer alarmowy i niecierpliwie czekała na połączenie.
– Chłopak potrącony przez samochód – poinformowała chrapliwie dyspozytora. – Nieprzytomny, ale oddycha samodzielnie. Kierowca uciekł z miejsca wypadku.
– Gdzie pani jest?
Nie znała tych terenów zbyt dobrze, ale tą akurat drogą jechała już wcześniej z Majką.
– Znajduję się na szosie prowadzącej wzdłuż Jeziora Łańskiego. Niedawno minęłam zjazd do Leśniczówki, ale nie dotarłam jeszcze do rozwidlenia biegnącego do Zaborza.
– Rozumiem. Proszę monitorować stan poszkodowanego i ułożyć go w pozycji bocznej ustalonej. Postaram się, aby karetka dotarła jak najszybciej…
– Boję się ruszać jego głowę… – oznajmiła cicho, ale po drugiej stronie odpowiedziała jej jedynie cisza. Połączenie zostało zerwane. Spojrzała zdziwiona na telefon i natychmiast zorientowała się dlaczego. Jej telefon właśnie stracił zasięg.
Włożyła go do kieszeni spodni i zaczęła powtórne oględziny chłopaka. Wyglądało na to, że nie odniósł jakiś poważniejszych obrażeń zewnętrznych. Poza urazem głowy oczywiście, ale przekonała się, że krew prawie przestała płynąć. Nie wykluczało to jednak obrażeń wewnętrznych, ale zajęcie się nimi na szczęście nie leżało już w jej gestii. Tym zajmą się lekarze w szpitalu.
Może jednak powinna rozważyć ułożenie go w pozycji bezpiecznej? Upłynęło już kilka minut, a poszkodowany nadal nie odzyskał przytomności. Na dodatek nie podobał jej się odcień jego skóry, która mimo opalenizny powoli zaczynała przybierać barwę popiołu. Może powinna go czymś przykryć? Na przejażdżkę rowerem nie zabrała przecież apteczki, więc nie dysponowała kocem termicznym. W plecaku miała jednak lekki sweterek, który zarzuciła chłopakowi na ramiona, starając się jak najszczelniej go okryć.
Jeszcze raz przyjrzała się jego twarzy. Nie określiłaby jej jako superprzystojnej, ale miał w sobie to nieuchwytne coś. W normalnych okolicznościach pewnie robił na dziewczynach wrażenie, zwłaszcza że był dość proporcjonalnie zbudowany, co zdążyła dostrzec, kiedy szukała obrażeń na jego ciele. Typ, który nawet w koronkach i różu wygląda jak stuprocentowy facet, uznała, poprawiając na nim pudrowy sweter z koronkowymi wstawkami.
Kolejne minuty wlekły się niemiłosiernie, kiedy czekała na przyjazd karetki. Od momentu wypadku drogą nie przejechał żaden samochód, którego kierowca mógłby jej pomóc. A przede wszystkim ją wesprzeć.
– Trzymaj się – powiedziała nagle do nieprzytomnego chłopaka, biorąc go za rękę, aby dodać mu otuchy. Skrzywiła się odrobinę, czując, że dłoń jest nieprzyjemnie zimna. – Pomoc jest już w drodze, powinni tu dotrzeć lada chwila. W szpitalu raz dwa postawią cię na nogi i niedługo znów będziesz śmigał na rowerze. Nie wiem tylko, czy dasz radę uratować swoje dwa kółka – zafrasowała się, rzuciwszy ponownie okiem w kierunku wygiętej ramy. – Z drugiej strony lepiej on niż ty.
Umilkła na chwilę, ale, inaczej niż podczas przejażdżki, panująca wokół cisza przeszkadzała jej coraz mocniej. To pewnie z nerwów, uznała, po raz kolejny sprawdzając na tarczy zegarka, która godzina.
– Nie wiem jak ty, ale przyjechałam do Plusk na wakacje do przyjaciółki. Przez dwa lata chodziłyśmy razem do gimnazjum, ale tuż przed wakacjami jej ojciec odszedł do innej kobiety, a mama stwierdziła, że nie da rady utrzymać siebie i córki ze swojej nauczycielskiej pensji. Postanowiły więc przeprowadzić się na wieś do swojej rodziny, zwłaszcza że w tym samym czasie ciężko zachorowała prababcia Majki. Moja przyjaciółka długo nie mogła przebaczyć matce, że w trzeciej klasie musiała zmienić szkołę i zamieszkać gdzieś w leśnej głuszy. Ja z kolei sądzę, że te okolice są wyjątkowo piękne. Kiedy zaprosiła mnie na wakacje, okazało się, że mieszka niedaleko… A ty dlaczego zaczynasz charczeć?
Karola zamilkła i uważnie obserwowała ledwie dostrzegalne ruchy klatki piersiowej chłopaka.
– Jeśli moje gadanie ci przeszkadza, to się zamknę – obiecała przestraszona.
Z gardła chłopaka przestało się wydobywać dziwne rzężenie, a jego pierś poruszyła się gwałtownie i zastygła w bezruchu.
– Hej! – poklepała go po policzku, czując, jak jej własny oddech przyśpiesza. – Nie rób mi tego, słyszysz? ! Naprawdę potrafię zachować ciszę.
Pochyliła się nad jego twarzą i usiłowała wyczuć strumień wydychanego przez nieznajomego powietrza, ale bezskutecznie. Nic…
– Nie… nie… nie… – Karola zaczęła popadać w panikę. – Pomoc jest już w drodze… Oddychaj! Proszę cię.
Jeszcze raz spojrzała na klatkę piersiową chłopaka, ale ta ani drgnęła. Zacisnęła oczy… To znaczyło… A jeśli usiłując przywrócić krążenie, wyrządzi mu krzywdę? Połamie żebra? Biedak już i tak ma uszkodzone kolano…
– Idiotka – mruknęła. – Jeśli czegoś nie zrobisz, to w ogóle przestanie potrzebować żeber, a rodzina zacznie szukać trumny.
Wymierzyła sobie mentalny policzek i ujęła w dłonie głowę chłopaka, rozchylając jednocześnie jego usta. Pochyliła się i przylgnęła do nich wargami, jednocześnie wypuszczając zgromadzone w jamie ustnej powietrze. I jeszcze raz…
Teraz trzydzieści uciśnięć mostka. Rozpaczliwie szukała w pamięci ćwiczonego niegdyś ułożenia dłoni oraz miejsca, w którym powinna je umieścić na ciele poszkodowanego. I ruszyła.
Raz, dwa, trzy… dwadzieścia dziewięć, trzydzieści! – odliczała w myślach, czując, jak pot spływa jej po plecach, a ręce drżą z wysiłku. Szybkie zerknięcie na klatkę piersiową upewniło Karolę, że chłopak nadal nie oddycha.
– Błagam cię… – wyszeptała, pochylając się, aby oddać mu następne dwa oddechy. I znowu… Trzydzieści uciśnięć… dwa oddechy… trzydzieści uciśnięć… I tak bez końca.
Po kolejnych zauważyła, że jego twarz jest mokra. Czyżby płakał?
Nie… to ona zalewała się łzami, dygocząc jednocześnie z wysiłku. Już nie mogła, po prostu nie była w stanie kontynuować. Pomimo mroczków przed oczami postanowiła spróbować jeszcze raz. Może z mniejszą energią, ale dalej pobudzała jego serce do pracy. I nagle, kiedy już prawie omdlewała, usłyszała dźwięk pojazdu na sygnale. To ją zmotywowało: zebrała resztki drzemiących w niej jeszcze sił i coraz szybciej uciskała klatkę piersiową chłopaka.
– Żebyś nie ważył mi się tu teraz umierać, słyszysz? – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Zaraz tu będą, więc, do cholery, zacznij w końcu walczyć!
Wdmuchnęła mu do ust powietrze i rozpoczęła nową serię. Gdy ją skończyła, zauważyła, że jeden z ratowników nakłada chłopakowi na twarz maskę, a inny instaluje kołnierz na jego szyi.
Ktoś do niej coś mówił, ale las wokół nagle stał się jaskrawy, a potem zachwiał się i dziwnie poczerniał.
Gdy znów odzyskała jako taką świadomość, stwierdziła, że siedzi w jadącej na sygnale karetce, a silna dłoń dociska jej klatkę piersiową do ud. Nie widziała za dobrze – przed oczami wirowały jej żółto-szare wstęgi.
– Odzyskuje przytomność – usłyszała dobiegający z daleka głos.
– To dobrze – wymamrotała.
Posiedziała jeszcze dość długo zgięta wpół, czując, jak powoli wracają jej siły. Kiedy uniosła głowę, jeden z ratowników podał jej butelkę z wodą.
– Pora uzupełnić płyny – polecił, po czym odwrócił się do leżącego chłopaka. Ku swoje uldze dostrzegła, jak jego klatka piersiowa unosi się w oddechu.
– Udało się… – wyszeptała do samej siebie.
W szpitalu kazano jej czekać na policję i doktora, usiadła więc na plastikowym krzesełku, obserwując drzwi, za którymi zniknął przejęty przez lekarzy poszkodowany chłopak.
Spojrzała na wyświetlacz telefonu i zobaczyła trzy nieodebrane połączenia od Majki. Powinna do niej zadzwonić, uspokoić ją, że wszystko jest w porządku, ale kompletnie nie miała na to ochoty. Kiedy zobaczyła dwóch mundurowych kierujących się w jej stronę, Karola zaczęła coraz mocniej szlochać. Sama już nie wiedziała dlaczego. Przecież wszystko skończyło się dobrze.
Po prostu musiała!
Zwolniona:
Jak to zwolniona? !
Karola z niedowierzaniem przyglądała się kierownikowi hotelu, w którym pracowała od sześciu miesięcy. Została zatrudniona na stanowisku recepcjonistki, co może nie było pracą jej marzeń, ale uznała, że od czegoś trzeba zacząć, aby powoli piąć się po szczeblach kariery. Wybrała stosunkowo niewielki hotel, jeden z trzech znajdujących się w rękach rodziny Obcowskich. Biegle znała angielski, ale nieźle radziła sobie również w kontaktach z francuskojęzycznymi gośćmi. Chwalono jej kompetencje, ale przede wszystkim spokój, który okazywała w kryzysowych sytuacjach. Nigdy nie traciła cierpliwości i miłego uśmiechu, starając się, w miarę swoich możliwości, spełnić czasami dość oryginalne życzenia gości.
W chwili kiedy zamierzała napomknąć o podwyżce, szef znienacka wręczył jej wypowiedzenie.
– Czy ktoś złożył na mnie jakąś skargę? – wykrztusiła, kiedy po raz trzeci zapoznała się z jego treścią. Gdy pierwszy raz przebiegła druk wzrokiem, pomyślała, że to jakaś koszmarna pomyłka. W związku z tym zapoznała się z dokumentem po raz kolejny i na wszelki wypadek przeczytała go po raz trzeci. Niestety z treści jednoznacznie wynikało, że za dwa tygodnie zostanie bezrobotna.
Położyła dokument przed sobą na biurku i wbiła wzrok w szefa. Mężczyzna lekko zmrużył oczy i pokręcił głową.
– O ile mi wiadomo nie.
– To może mi pan wytłumaczyć dlaczego? Zaledwie tydzień temu byłam wychwalana pod niebiosa przez pana Obcowskiego, a teraz dostaję kopa?
Jej zdziwienie odchodziło w niebyt wraz z legendarnym już stoickim spokojem. W ich miejsce pojawiły się rozgoryczenie oraz początki gniewu, który jednak nadal trzymała pod ścisłą kontrolą.
Kierownik zmarszczył brwi, najwyraźniej niezadowolony z kierunku, w którym zmierzała ich rozmowa.
– Właściciel doszedł do wniosku, że w tym momencie nie potrzebujemy aż tylu pracowników. Panią przyjęliśmy do pracy jako ostatnią.
To akurat nie była do końca prawda. W tym samym czasie została zatrudniona również Agnieszka.
– Zwalniacie mnie w kwietniu? Przed zbliżającym się sezonem, kiedy ludzie dopiero zaczynają odwiedzać miasto? Kiedy zjeżdżają wycieczki szkolne? – ironizowała. – Faktycznie: wyjątkowo rozsądna polityka kadrowa.
Skoro decyzja o jej zwolnieniu już zapadła, mogła dobitnie powiedzieć, co o tym sądzi. Nigdy wcześniej nie dyskutowała, tylko gorliwie wypełniała swoje obowiązki. I proszę jaka spotkała ją za to nagroda!
Kierownik jedynie westchnął.
– Uwierz mi, gdyby ta decyzja należała do mnie, pracowałabyś u nas dalej. Niestety mam związane ręce.
Karola nie odezwała się, tylko wymownie popatrzyła na szefa.
Intuicja podpowiadała jej, że zwolnienie miało wiele wspólnego z powołaniem nowej dyrektor. Pani Ewa była jedyną córką właściciela i podejmowała wszystkie decyzje dotyczące hotelu, jako że ojciec zostawił jej wolną rękę. Na Karoli kobieta zrobiła wyjątkowo niekorzystne wrażenie już podczas prezentacji, kiedy pan Obcowski osobiście zapoznawał ją z personelem. W odróżnieniu od ojca, który starał się utrzymywać w pracy miłą atmosferę, nowa pani dyrektor szybko dała odczuć pracownikom, kto tu rządzi. Na dodatek szybko znalazła wspólny język z jedną z dziewczyn pracujących w recepcji, Agnieszką. Karola podejrzewała, że Aga donosi nowej szefowej o wszystkim. Co prawda nie posługiwała się angielskim tak dobrze, ale jako pupilka szefowej znalazła się pod ochroną. Karola z niesmakiem wykrzywiła usta.
– Chcę przepracować okres wypowiedzenia i dostać ekwiwalent za niewykorzystany urlop – oznajmiła cicho, dochodząc do wniosku, że dalsze rozmowy będą prowadzić donikąd. Dyrektorka z sobie tylko znanych powodów uznała, że Karola jest zbędna. Może chciała przyjąć do pracy kogoś z polecenia.
– Oczywiście, oczywiście…
Kierownik pokiwał gorliwie głową, ocierając pot z czoła chusteczką, szczęśliwy, że tę nieprzyjemną rozmowę ma już za sobą. Kiedy został wezwany przez dyrektorkę i dowiedział się, kto ma zostać zwolniony, zwątpił przez chwilę w zdrowie psychiczne szefowej. Na miesiąc przed zwyczajowym najazdem gości właściciel zwolnił jedną z najbardziej kompetentnych pracownic. Tę, której sam wróżył ogromną karierę. Nie dyskutował jednak, skoro Obcowska uparła się, aby załatwić tę sprawę szybko i możliwie dyskretnie. Karolina Dziarska jest młoda i szybko znajdzie coś innego, zwłaszcza że zamierzał jej wystawić entuzjastyczną opinię. On niestety liczył już lata do emerytury i nie miał ochoty się narażać wyniosłej pracodawczyni. Gdyby jeszcze była równie kompetentna, co wystrojona…
Karola po powrocie do pracy z trudem zachowywała profesjonalny uśmiech. Załatwiała kolejne sprawy, odbierała telefony, a w duchu pytała siebie, dlaczego taka niesprawiedliwość przydarzyła się właśnie jej. Do tej pory uważała, że aby osiągnąć sukces, wystarczy się starać i zdobywać wiedzę. Wypowiedzenie, teraz bezpiecznie spoczywające w jej torebce, przekonało ją, że ludzie postępują słusznie jedynie wtedy, gdy nie godzi to w ich interesy. A przynajmniej pewien typ ludzi, pomyślała, obserwując przechodzącą obok niej Obcowską, która rzuciła jej pełen satysfakcji uśmiech. Kiedy godzinę później zakończyła zmianę, chwyciła za telefon. Ku swojej uldze szybko usłyszała w aparacie znajomy głos.
– Po prostu nie uwierzysz, co się stało… – rozpoczęła tyradę.
Po tym, jak przegadała pół godziny, siedząc na ławce w parku, poczuła się odrobinę lepiej. Majka jak zwykle miała rację. Świat nie kończy się na hotelu Pod Złotą Ciżemką. Korzystniej faktycznie zmienić pracę, niż wypruwać sobie żyły w miejscu, w którym nie ma przejrzystych zasad. Może się już pochwalić sporym doświadczeniem zawodowym, co pozwoli jej znaleźć inną, lepszą pracę. A pracować musi, jeśli kiedyś chce uniezależnić się od babci i pójść na swoje. Nie mogła się tego doczekać.
Konieczność wiecznego podporządkowywania się zasadom starszej pani odbierała jako co najmniej śmieszną. Jej dziadka wychowywano wyjątkowo surowo i dokładnie te samy zasady wprowadził w swoim domu w stosunku do mamy Karoli. Kiedy dodawała do nich nadopiekuńczość seniorki, Karoli absolutnie nie dziwiło, że mama wcześnie wyszła za mąż, a potem korzystała z każdej okazji, aby wyjeżdżać z ojcem. Chociaż własnym dzieciom starała się zapewnić swobodne dzieciństwo, wolność natychmiast kończyła się, kiedy wraz z bratem lądowali u dziadków i musieli przestrzegać setek reguł. Teraz, jako dorosła kobieta, nie potrzebowała opiekuna, ale mamie zależało, aby ktoś w czasie jej nieobecności przypilnował babci. Pozbawiona pracy i źródła dochodu mogła u niej utknąć na dłużej, więc czuła się zdeterminowana, aby znaleźć coś jak najszybciej. Seniorka wykorzystałaby tę sytuację jako argument, aby Karola przeniosła się do niej na stałe. Na tę myśl poczuła przeszywające dreszcze.
Oczywiście nie było mowy, aby otrzymała kredyt na kupno własnego mieszkania. Do pełni szczęścia wystarczyłoby jej jednak wynajęcie małej kawalerki. Nawet takiej tylko odrobinę większej od znaczka pocztowego. Nie musiałaby dłużej słuchać uwag, że jej spódniczki nie sięgają wystarczająco daleko przed kolano, a spodnie bywają zbyt opięte. Że nie siedzi wystarczająco prosto, zadaje się z nieodpowiednimi osobami, a jej lektury są niedostatecznie ambitne. Że spóźniła się do domu o minutę.
A właśnie… Karola nerwowo zerknęła na zegarek ustawiony dokładnie według czasu wskazywanego przez kuchenny zegar babci i natychmiast poderwała się z ławki. Miała dokładnie siedem minut, aby dobiec do domu. W przeciwnym razie końcówka pechowego już dnia okaże się jeszcze gorsza.
Spocona zgięła się wpół i dysząc ciężko, nacisnęła na dzwonek w chwili, kiedy zegar zaczął wybijać siódmą. Zdążyła! Drzwi uchyliły się, ukazując szczupłą sylwetkę starszej damy. Ta zmarszczyła z niesmakiem brwi, widząc, jak wnuczka ciężko opiera się o framugę cała zaczerwieniona i na dodatek z grzywką przylepioną do zroszonego potem czoła. Na szczęście nie odezwała się ani słowem, tylko pozwoliła zasapanej Karoli wejść do środka i ściągnąć mokasyny oraz lekką kurtkę.
Karolina zaniosła torebkę do swojej sypialni i udała się do łazienki, aby umyć ręce. Później przeszła do jadalni, gdzie na stole czekała już na nią parująca zapiekanka makaronowa. Pierwszy kęs upewnił ją, że warto było biec przez większość drogi i nabawić się kolki, ponieważ cokolwiek by mówić o jej babci, ta gotowała po prostu bosko!
Wróciłaby minutę późnej i z wnętrznościami grającymi z głodu nawet nie marsza, ile skocznego oberka, obserwowałaby, jak babcia sama powoli delektuje się zapiekanką. Spóźniający się, według pani Arendt, nie zasługują na posiłek i mogą chodzić spać głodni. Oczywiście po wcześniejszej rozmowie dyscyplinującej, która przypominałaby niesfornej wnuczce o panujących u Arendtów zasadach. To, że Karolina już dawno odebrała dowód osobisty, pozostawało zupełnie nieistotne, skoro mieszkała u babci. Jej dom, jej zasady.
– Kiedy posprzątasz w kuchni, zrób nam herbaty. Musimy porozmawiać – oznajmiła dostojnie starsza pani, po czym przeszła do salonu.
Karola po raz kolejny tego dnia oblała się potem, tym razem lodowatym. Dobrze, że nadal siedziała, ponieważ babcina potrzeba rozmowy mogła sugerować podjęcie tylko jednego tematu.
Dziewczyna powoli zbierała naczynia ze stołu i jeszcze wolniej przenosiła je do kuchni. Pamiętającą jeszcze czasy przedwojenne porcelanę pani Arendt należało ostrożnie myć w zlewie. Nie nadawała się do zmywarki, więc nawet gdyby ten diabelski wynalazek został przez staruszkę zaaprobowany i kupiony, nie wyręczyłby Karoli w tym znienawidzonym przez nią zajęciu. Przy innych okazjach zmęczona dziewczyna pewnie burczałaby pod nosem, uważnie pocierając gąbką nasączoną płynem kolejne naczynia. Tego wieczoru myła każdy talerz nadzwyczaj dokładnie, po czym równie starannie osuszała go płócienną ściereczką i chowała do szafki. Cały czas łudziła się, że babcia poczuje się na tyle strudzona, aby pójść spać, zanim Karolina skończy kuchenne porządki. Jednak pomimo że mocno nadstawiała ucha, nie usłyszała żadnych dźwięków świadczących o tym, że seniorka wcześniej uda się na spoczynek. Kiedy ostatni wypucowany talerz znalazł się w szafce, a w filiżankach wylądował perfekcyjnie zaparzony earl grey, Karola powędrowała z tacą do salonu.
– Już myślałam, że osobiście zbierasz herbatę na Cejlonie, zamiast po prostu zalać tę, którą kupiłam – powiedziała pani Arendt i zgarnęła z tacy filiżankę ze spodkiem. – Siadaj.
Karola zajęła miejsce obok babci, prostując automatycznie plecy i w duchu godząc się z nieuniknionym. Ponuro obserwowała, jak nad filiżankami unosi się para.
– Przejrzałam twój grafik i zauważyłam, że sobotni wieczór masz wolny. To dobrze, ponieważ spodziewamy się gości.
Karola nawet nie mrugnęła i starała się wyglądać na maksymalnie rozluźnioną. Uzmysłowiła sobie, że nie może się przyznać babci do utraty pracy. Staruszka i tak była jak taran przy drzwiach z dykty: rozbijała w drzazgi każdą próbę oporu. Kiedy dowie się, że z hotelowej kariery Karoliny wyszło wielkie nic, będzie drążyć tak długo, aż dziewczyna ustąpi. Choćby po to, by nie wylądować u czubków. Albo za kratkami, kiedy w napadzie szału udusi babcię, żeby nareszcie powstrzymać jej spiski.
Ponuro pomyślała, że popracowałaby jeszcze miesiąc, góra dwa, i pewnie odłożyłaby pieniądze na kaucję za mieszkanie. A rodzicom może udałoby się spacyfikować zasadniczą staruszkę po powrocie.
– Jakieś twoje znajome? – spytała, zaciskając w myślach kciuki.
– Można tak określić naszych gości. – Babcia królewsko skinęła głową i wskazała na pełną filiżankę wnuczki. – Nie pijesz?
Karola natychmiast złapała za spodeczek i opróżniła filiżankę trzema haustami, wywołując skrzywienie na twarzy starszej pani.
– Ile razy cię uczyłam? Prawdziwa dama sączy napój, a nie żłopie jak chłop jakieś piwsko w spelunie.
Karola nabrała powietrza kilka razy i uśmiechając się, eleganckim ruchem postawiła filiżankę na ławie, pilnując, aby porcelana nie wydała najmniejszego dźwięku.
– Tak, babciu. Nie raz. Miałam jednak dzisiaj wyjątkowo trudny dzień i chciałabym się już odświeżyć i położyć.
Babcia spojrzała na nią bez śladu współczucia w niebieskich oczach.
– Gdybyś mnie słuchała, już dawno byłabyś mężatką i nie musiałabyś nawet kiwać palcem poza domem. Wam, młodym, wydaje się jednak, że pozjadaliście wszystkie rozumy i wszystko wiecie lepiej. Nas z dziadkiem wychowano inaczej i wyszło nam to tylko na dobre.
Karola siłą powstrzymała się od przewrócenia oczami, co spowodowałoby trwający godzinę wykład. Policzyła w myślach do dziesięciu, wzięła trzy głębokie oddechy i kiedy już zyskała pewność, że jej wypowiedź będzie spokojna, odważyła się odezwać:
– Babciu, dzisiaj kobiety robią karierę na równi z mężczyznami. Mamy dwudziesty pierwszy wiek i…
– Robią karierę – bezpardonowo weszła jej się w słowo babcia – ponieważ te biedaczki nie mają innego wyjścia. W domu nie nauczono ich, że można żyć inaczej, a nie tylko gonić za mrzonkami. To takie wulgarne, kochanie. Przy właściwym mężczyźnie kobieta może się spełniać w sposób odpowiedni dla siebie. Ja na przykład nigdy nie musiałam pracować zawodowo, twoja matka również. Nie pojmuję przyczyn, dla których ty zaharowujesz się dla kogoś obcego, zamiast siedzieć w domu i korzystać z życia.
Karola znowu liczyła w myślach, jednak nawet doliczenie do setki nie zmniejszyło poziomu jej irytacji. Babcia świetnie odnalazłaby się w dziewiętnastym wieku w roli wielmożnej pani wyżywającej się na służbie. Mąż i teść świetnie ją wytresowali, tak przynajmniej twierdziła mama Karoli. Dziewczyna jednak miała nieco większe ambicje, niż przez całe życie podawać mężczyźnie kapcie i obiadki oraz dbać o jego świetny humor. Najchętniej wprost powiedziałaby staruszce, co o tym wszystkim myśli, jednak nie chciała, aby babcia ponownie wylądowała w szpitalu z powodu niebezpiecznego skoku ciśnienia spowodowanego ognistą wymianą zdań. Przed wyjazdem rodziców przecież obiecała im, że podczas sprawowania opieki nad starszą damą nie da się sprowokować. Niestety już drugiego dnia po przeprowadzce do babci zaczęła się zastanawiać, czy w tym wypadku zachowywanie spokoju przypadkiem nie jest syzyfową pracą. Pani Arendt umiała ją bowiem zirytować jak nikt inny. Konieczność dzielenia czerech ścian z kontrolującą babcią jak nic wcześniej zmotywowało Karolę do natychmiastowego znalezienia pracy.
– No, to wygląda na to, że ustaliłyśmy już wszystko. – Pani Arendt przechyliła filiżankę i wypiła ostatni łyk herbaty. A Karolina, która w czasie monologu babci pogrążyła się w rozmyślaniach, gorączkowo zastanawiała się, o czym zdecydowała starsza pani. I jakie czekają ją wobec tego niespodzianki w sobotni wieczór.
Kolejna noc w pracy bynajmniej nie nastawiła jej bardziej optymistycznie, zwłaszcza kiedy zauważyła zmiany naniesione przez dyrektorkę w grafiku. Zgodnie z nimi miała przepracować niedzielę, a potem przychodzić na nocne zmiany. I tak do końca okresu wypowiedzenia. Oznaczało to dotrzymywanie babci towarzystwa w ciągu dnia. Chociaż… zmieniony grafik miał też swoje jasne strony. Kiedy starsza pani zajmie się plotkami z którąś z rozlicznych przyjaciółek, Karola zyska czas konieczny do zaktualizowania CV. Dzięki Bogu zna biblioteki z dostępem do internetu, w których mogła poszukać ofert pracy, ponieważ babcia nie zamierzała zapraszać do domu tego diabelskiego wynalazku. Następnie osobiście zawiezie papiery wszędzie tam, gdzie mogłaby liczyć na etat.
Po wieczornym zamieszaniu z zakwaterowaniem grupy szkolnej około dwudziestej pierwszej opadła z ulgą na krzesło za ladą recepcji i zabrała się do wstukiwania do systemu danych młodych gości. W pewnym momencie jej skupienie zostało przerwane przez pukanie w drewniany blat.
Karola oderwała wzrok od monitora i spojrzała na stojącego przed ladą nastolatka odzianego jedynie w koszulkę i szorty.
– Czym mogę służyć? – spytała, obdarzając młodzieńca profesjonalnym uśmiechem.
– Kibel się zatkał. Pokój 23 – rzucił i pomknął w stronę windy.
Cóż, zatkana toaleta będzie musiała poczekać, aż w holu pojawi się któryś z pracowników hotelu. A jeszcze lepiej, aż przyjdzie do pracy któraś z hotelowych złotych rączek. Karola prawie niewidocznie wzruszyła ramionami i powróciła do przerwanego zajęcia. Po piętnastu minutach ktoś chrząknął jej nad uchem. Tym razem przed ladą stało już dwóch skąpo odzianych nastolatków.
– Pojawi się ktoś w końcu, żebyśmy mogli wejść do łazienki? Starsze trują, że mamy się umyć przed ciszą nocną.
– A próbowali panowie użyć spłuczki?
– Nie jestem debilem – zdenerwował się jeden z nastolatków. – Pokój 23 i niech się pani w końcu ruszy.
Nim za przyszłością narodu zamknęły się drzwi windy, zdążyła jeszcze usłyszeć komentarz na temat swojego koloru włosów i powiązanego z nim ilorazu inteligencji. Westchnęła, wybrała numer do restauracji i poprosiła, aby jedna z koleżanek zastąpiła ją na chwilę za blatem recepcji. Następnie uzbrojona w porwany z kantorka sprzątaczek przepychacz sanitarny ruszyła po schodach. Otworzył jej świecący gołą klatą nastolatek, którego już znała z recepcji.
– Nareszcie – mruknął, po czym ruszył w głąb pokoju, aby przepuścić ją do łazienki.
Wzięła głęboki oddech i przygotowała się mentalnie na konieczność wykonania nieprzyjemnej pracy. Jeden rzut oka upewnił ją, że muszla jest przepełniona, ale postanowiła, że nim zacznie pracować przepychaczem, spróbuje jeszcze raz spuścić wodę.
– Pani, to nie działa – oznajmił, patrząc na nią z góry, tyczkowaty rudzielec.
Karola nie wdawała się z nim w dyskusje, tylko opuściła klapę sedesu i energicznie nacisnęła oba przyciski. Gdy pojemnik się napełnił, zrobiła to ponownie i dopiero wtedy uniosła deskę w górę. Ku swojej uldze zobaczyła jedynie czystą wodę, co uwolniło ją od manewrowania przepychaczem na oczach młodych gości.
– Proszę bardzo – obdarzyła ich miłym uśmiechem.
Roznegliżowanemu chłopakowi rumieniec sięgał już do szyi, a jego kolega wyglądał na równie zawstydzonego. Nim zamknęła za sobą drzwi, usłyszała ciche „dziękuję”. I jeszcze cichsze „przepraszam”.
Schodząc, pomyślała, że przynajmniej jeden gówniany problem ma już z głowy.
Babcia bez litości wyciągnęła ją z łóżka wraz z wybiciem dziewiątej. Gdy Karola z jękiem zerknęła na wyświetlacz telefonu, uzmysłowiła sobie, że przespała niecałe dwie godziny.
– Przecież zaprosiłaś gości dopiero na wieczór – wymamrotała, wchodząc w piżamie do kuchni. Usiłowała rozczesać palcami wronie gniazdo na głowie, ziewając przy tym na potęgę.
– A przygotowania? Myślisz, że wszystko zdążę zrobić sama? – Pani Arendt zerknęła na nią nieprzychylnie, nie przerywając mieszania jajecznicy. Karolina wciągnęła nosem boski zapach. – Jak ty wyglądasz? Ile razy mam powtarzać, że piżama nie jest odpowiednim strojem porannym. Idź się umyć i przebrać, nim zasiądziesz do śniadania!
Karola zdusiła w zarodku rodzące się w jej piersi westchnienie i podreptała do łazienki. Może zimny prysznic chociaż trochę ją otrzeźwi?
Faktycznie, umyta czuła się gotowa stawić czoła śniadaniu, ale dalej wściekle chciało jej się spać. Taca z przygotowanym posiłkiem czekała na kuchennym stole, więc Karola, nie zwlekając, zaniosła ją do jadalni, gdzie swoje miejsce zajęła już babcia, niecierpliwie bębniąc palcami w stół.
– Mogłaś się trochę pośpieszyć. Zaraz do reszty wystygnie i będzie niesmaczna. Wcale nie doceniasz mojego wysiłku… – gderała, podczas gdy wnuczka rozstawiała przed nią talerzyki i napełniała filiżanki herbatą z imbryka.
– Przecież pomogłabym ci w przygotowaniach… – Karola wróciła do interesującego ją tematu. – Myślałam, że dasz mi pospać przynajmniej do południa, żebym wieczorem wyglądała jak człowiek.
– Chcę zrobić zakupy rano. Nie zamierzam tracić kilku godzin, stojąc w kolejkach z powodu śpiącej królewny. A po powrocie ktoś musi posprzątać, nim przyjdą goście. Nie chcę, żeby Marylka odniosła wrażenie, że żyjemy w chlewie.
Dziewczyna wsunęła do ust widelec pełen jajecznicy i aby nie wypalić czegoś, co na pewno nie spodoba się babci, zaczęła pracowicie przeżuwać. Coś czuła, że czeka ją ciężki dzień, a najlepsze, co mogła zrobić, to bez dyskusji poddać się rozkazom staruszki. Z doświadczenia wiedziała, że babcia tak czy inaczej postawi na swoim.
Na zakupach spędziły dwie dłużące się Karoli godziny, podczas których na polecenie pani Arendt przebierała w stosach jarzyn, szukając tych najokazalszych i najładniejszych, sprawdzała daty przydatności do spożycia kolejnych produktów i głośno odczytywała ich skład, nim zyskały aprobatę starszej pani lub zostały przez nią odstawione na półkę. Kiedy obładowana siatkami Karola stanęła nareszcie przed drzwiami mieszkania, pot spływał z niej hektolitrami. Gdy już udało jej się rozpakować zakupy i uciec z kuchni, niestraszne jej były generalne porządki. Co prawda babcia na pewno sprawdzi, czy Karola posprzątała według jej wyśrubowanych wytycznych, ale na razie była zbyt zajęta gotowaniem, żeby patrzeć wnuczce na ręce. Pozbawiona dozoru dziewczyna nawet nuciła pod nosem, opróżniając półki z bibelotów babci i ścierając kurze zarówno z nich, jak i z mebli.
Po kilku godzinach mieszkanie lśniło, a Karola, wyginając się, rozmasowywała bolący krzyż. Babcia przeprowadziła inspekcję i umiarkowanie zadowolona poleciła wnuczce jeszcze posprzątać w kuchni, zanim się przebierze w coś elegantszego. Sama natomiast zniknęła w sypialni, aby zażyć drzemki przed zapowiedzianą wizytą. Karolina postanowiła zjeść coś na szybko, umyć naczynia i udać się w jej ślady, ponieważ goście zostali zaproszeni na dwudziestą. Dopiero dochodziła siedemnasta, tak więc miała nadzieję, że uda jej się złapać przynajmniej dwie godziny snu. Jej złudzenia szybko rozwiała jednak wisząca na lodówce kartka z kolejnymi zadaniami do wykonania, między innymi odpowiednią dekoracją stołu oraz potraw. Ostatecznie wykończona padła na łóżko zaledwie na piętnaście minut, nim jej zaróżowiona po drzemce Nemezis, szarpiąc ją za ramię, zarządziła, aby dziewczyna zrobiła się na bóstwo i przypomniała sobie podstawy savoir-vivre’u, żeby nie przynieść wstydu rodzinie.
Karoli cudem udało się zamaskować wory pod oczami i nadać bladej twarzy jakiś koloryt za pomocą różu. Zastanawiała się tylko, czy uda jej się powstrzymać ziewanie. Nie wątpiła, że czeka ją długi i nudny wieczór.
– Idź, otwórz. I pamiętaj o uśmiechu – poleciła babcia, gdy odezwał się dzwonek.
W ostatniej chwili wrzuciła do szafki na buty przydeptane kapcie i włożyła szpilki. Twarz przystroiła w wyćwiczony uśmiech, wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi. Tak jak przypuszczała: kryli się za nimi kobieta w wieku babci i mężczyzna dzierżący przed sobą bukiet kwiatów. Karolina odebrała od nich płaszcze i wskazała im drogę do jadalni, gdzie czekała już gospodyni.
– Marylko, to właśnie moja wnuczka Karolinka – pani Arendt dokonała prezentacji zaraz po tym, jak zaproszeni weszli do pokoju.
Karola uśmiechnęła się miło i uścisnęła dłoń staruszki.
– Mój syn Zbyszek.
Mężczyzna wręczył jej bukiet różowych róż, mamrocząc pod nosem coś w rodzaju: „Miło mi poznać”, po czym z ulgą rozsiadł się na krześle. Karola, nie czekając na rozkaz babci, wyciągnęła z witryny kryształowy wazon i pobiegła do kuchni, aby napełnić go wodą. Gdy kwiaty zajęły honorowe miejsce na komodzie, zaczęła znosić z kuchni kolejne półmiski, najpierw z przystawkami, potem z podgrzanym daniem głównym, wdzięczna, że może zająć się czymś, co odwlecze chwilę, kiedy będzie musiała usiąść naprzeciw gościa i uczestniczyć w niemrawo toczącej się konwersacji.
Babcia tym razem naprawdę przesadziła.
Nie można wykluczyć, że mężczyzna należał do wartych poznania osobników płci przeciwnej, ale przecież nie dla niej. Na oko oceniła, że mógłby być jej ojcem. Musiał już dawno przekroczyć czterdziestkę, skoro był synem przyjaciółki babci. Nie wyglądał zupełnie źle, ale nie można go było zaliczyć do przystojniaków. Ot, przeciętny facet w okularkach z zaczątkami łysiny i sporą wartością dodaną w okolicach pasa. Obserwując, w jakim tempie kolejne potrawy znikają z jego talerza, Karolina uznała, że mieli przynajmniej jedną wspólną pasję. Jedzenie!
– Czym pan się zajmuje?
Karoli ledwo udało się stłumić parsknięcie śmiechem. Babcia zapytała tak, jakby wcześniej nie przestudiowała skrupulatnie przebiegu jego kariery zawodowej. Gdyby było inaczej, nie przekroczyłby progu jej mieszkania.
– Programowaniem – powiedział cicho, nim ponownie wbił widelec w kawałek indyka i podniósł go do ust.
– O! To fascynujące! – oznajmiła gospodyni, nachylając się w stronę gościa. – Może mógłby pan mi trochę przybliżyć swoją pracę? Wcale się na tym nie znam, a to zajęcie z takimi perspektywami, nieprawdaż, Karolinko?
Karola, tak jak od niej oczekiwano, uśmiechnęła się i przytaknęła. Wkrótce w eter poszybowały javy, skrypty i litery z dodatkowymi plusami. Właśnie podnosiła dłoń, by dyskretnie zamaskować ziewanie, gdy zmroziło ją spojrzenie babci. Z ukrywanym znudzeniem wysłuchała więc monologu gościa, nie odrywając od niego spojrzenia.
– Karolinka nie może się pochwalić aż takimi kompetencjami, jak to kobieta, oczywiście. Ale zna dwa języki obce i na pewno nie przyniesie wstydu podczas żadnego spotkania towarzyskiego.
Karolinka zgrzytnęła zębami, słysząc wtręt babci. I znowu zajęła się liczeniem, aby czegoś nie powiedzieć. Absolutnie nie sądziła, że ze względu na płeć jest mniej inteligentna niż siedzący naprzeciw facet.
– Niestety nie robi się coraz młodsza – ubolewała nadal staruszka – i potrzebuje odpowiedniego mężczyzny u boku. Taka z niej kruszyna… – mówiąc to, rzuciła Zbyszkowi wyczekujące spojrzenie.
Ten na szczęście nie odrywał wzroku od zawartości talerza, ponieważ w przeciwnym wypadku zobaczyłby, jak zaczerwieniona z wściekłości Karola po prostu sztyletuje swoją babcię spojrzeniem. Ta jednak wcale nie patrzyła na wnuczkę.
– Faktycznie, pora, aby dziewczyna się ustatkowała, zwłaszcza że nie zajmuje się niczym ważnym – zawtórowała przyjaciółce Marylka. – W jej wieku już dawno byłam matką.
Karola zacisnęła dłonie w pięści pod stołem i wbiła paznokcie w skórę dłoni. Liczenie do setki właśnie przestało pomagać.
– Nie pracujesz?
Miała wrażenie, że mężczyzna zaczął na nią patrzeć nieco protekcjonalnie. Właśnie otwierała usta, aby wyjaśnić to i owo, kiedy ponownie ubiegła ją babcia.
– Owszem, Karolinka coś tam robi poza domem, ale to tylko do czasu zamążpójścia. Potem w pełni poświęci się mężowi i dzieciom. To porządna dziewczyna, a nie jakaś tam feministka. Moja córka dobrze ją wychowała.
Babcia w jednym zdaniu zrobiła z niej polującą na faceta idiotkę, której jedynym marzeniem jest zostanie kurą domową. Nigdy wcześniej podczas tych aranżowanych randek w ciemno staruszka nie posunęła się aż tak daleko. Na szczęście rodzice wracają za dwa miesiące i mamie może uda się spacyfikować babcię. Albo Karolina naprawdę oszaleje!
Goście przeszli do salonu, aby tam raczyć się kawą i ciastem, a Karola szybko sprzątała w jadalni. Gdy ponownie dołączyła do zgromadzonych, z przerażeniem zobaczyła w rękach babci album rodzinny. Na dodatek obie starsze panie rozsiadły się w fotelach, skazując dziewczynę na zajęcie miejsca na niewielkiej dwuosobowej sofie obok siedzącego w swobodnej pozie Zbyszka. Niechętnie usiadła obok, czując, jak jego udo zaczyna napierać na jej nogę. Nie miała gdzie uciec przed niechcianym dotykiem.
– Karolinka wdała się w rodzinę męża. – Pani Arendt przewracała kolejne kartki albumu w poszukiwaniu zdjęć wnuczki. – O, tutaj!
Zaprezentowała zdjęcie Karoli jako niemowlaka leżącego nago w walizce z opaską z kwiatkiem na blond włoskach. Każde kolejne wywoływało coraz głośniejsze zachwyty Marylki.
– Byłaś śliczna jako dziecko. Jak laleczka…
Nic dziwnego. Wszystkie kompromitujące ją fotografie pochodziły właśnie z odwiedzin u babci, podczas których ta stroiła wnuczkę w różowe sukienki z koronkami lub tiulami. Karolina najchętniej wrzuciłaby wszystkie te zdjęcia do ogniska.
– Na pewno urodzi równie ładne dzieci.
Marylka podsunęła prawie pod nos syna jedno ze zdjęć przedstawiających Karolę jako nastolatkę. Pamiętała, że babcia zmusiła ją wtedy do włożenia okropnej kiecki i zabrała do fotografa. Miała wrażenie, że wszyscy na ulicy się z niej nabijają. Dzień później, wściekła, cichaczem wróciła do zaskoczonych rodziców, oznajmiając im, że wróci do babci tylko po własnym trupie. Ponieważ rodzice mieli właśnie wyjechać, a Bartek szwendał się z kumplami po Polsce, zaproszenie mamy Majki spadło im jak z nieba.
– Piękna pamiątka – skomentował Zbyszek, zerkając na zarumienioną z upokorzenia Karolę.
– Album zawiera rodzinne zdjęcia nawet sprzed stu lat – pochwaliła się gospodyni, jednocześnie wyciągając po niego rękę.
Przyjaciółka jakby nie dostrzegła gestu pani Arendt i przesunęła album bliżej syna.
– Naprawdę? – Marylka otworzyła album na pierwszej stronie i nim pani Arendt zdążyła zaprotestować, zaczęła chciwie go przeglądać.
– A to co? – Marylka zatrzymała się na jednej z pierwszych kart i wskazała Zbyszkowi jedno ze zdjęć. – Patrz, takie stare zdjęcie, jaka szkoda, że się zniszczyło…
Karola zaciekawiona przechyliła głowę i zerknęła na fotografię. Wiedziała, oczywiście, że dziadkowie przechowują taką w albumie, ale przeglądanie rodzinnych fotek zawsze ją nudziło. Na czarno-białym zdjęciu uwieczniono trzy osoby – mężczyznę, kobietę i dziecko. Niestety fotografia została nadpalona w jednym z rogów. Karolę zawsze trochę dziwiło, że uszkodzone w ten sposób zdjęcie nie zostało wyrzucone, tylko ktoś zdecydował się je zatrzymać. Nawet kiedyś pytała o to prababcię, która wyjaśniła, że w czasie wojny większość ich rodzinnych pamiątek uległa zniszczeniu. Gładziła przy tym to zdjęcie ze łzami w oczach.
– Czasem ci, których kochamy, odchodzą, a nam zostaje tylko taka podniszczona fotografia. I wspomnienia, które wraz z upływem lat zacierają się coraz bardziej. W ich miejsce pojawia się żal, że kiedyś nie postąpiło się inaczej, nie wypowiedziało się w porę pewnych słów. Człowiek stara się wtedy zachować choćby taki wizerunek, aby na stare lata móc powspominać to, co było dobre.
Teraz skupiła się na słowach babci, ciekawa, czy dowie się o fotografii czegoś więcej.
– To zdjęcie przedstawia mojego teścia za młodu, zostało zrobione przed jego ślubem – zwięźle wyjaśniła pani Arendt. – Z tego, co wiem, to jedyna fotografia z jego dużo młodszą siostrą. Matka mojego męża znalazła ją, kiedy po śmierci swojej teściowej porządkowała rodzinne dokumenty, i wtedy postanowiła wkleić ją do albumu.
Babci nareszcie udało się odzyskać album, który szybko zamknęła. Podała go Karolinie i poprosiła o odłożenie na miejsce. Karola była pewna, że Krystyna Arendt nie zamierzała pokazywać gościom starych rodzinnych fotografii, ponieważ zaciskała usta w znanym wnuczce grymasie niezadowolenia. Karola wstała i z ulgą odłożyła album na komodę, po czym niechętnie wróciła na miejsce.
Usiłowała sobie przypomnieć, czy ktoś kiedyś wspominał jej o siostrze pradziadka, ale trafiła na pustkę. Na pewno nie utrzymywali kontaktu z tą częścią rodziny. Zaintrygowało ją to jednak na tyle, żeby przy najbliższej okazji wypytać babcię o zdjęcie.
Wizyta trwała jeszcze pół godziny. Nim jednak goście opuścili mieszkanie, obie starsze panie umówiły młodych na randkę w najbliższy czwartek. Babcia chciała w piątek, ale Karola przypomniała sobie, że idzie na noc do pracy. Żegnając gości, obiecywała sobie, że jeśli randka się nie uda, pod koniec spotkania delikatnie pozbawi Zbyszka ewentualnych złudzeń. Może i według babci sprawiał sympatyczne wrażenie, ale dużo starszy kawaler nadal mieszkający z rodzicami zdecydowanie nie nadawał się na partnera dla niej. Zgadzała się też z Majką, że bez względu na stan zdrowia babci musi w końcu ukrócić jej matrymonialne zapędy.
W czwartek siedziała więc w kawiarni ubrana w różowy kostium, którego zakup wymusiła na niej babcia. Zanim zresztą Karola wyszła, ku jej wściekłości Krystyna Arendt dokładnie zlustrowała jej wygląd. Tak jak wcześniej przypuszczała, okazało się, że nic ich ze Zbyszkiem nie łączy. Mężczyzna przy bliższym poznaniu okazał się zamkniętym w sobie samotnikiem, zainteresowanym jedynie nowymi programami i wirtualną rzeczywistością. Źle się czuł w otoczeniu innych ludzi, więc połowę spotkania spędził, klikając w swój tablet i zbywając Karolę półsłówkami.
– Sądzę, że nie pasujemy do siebie – oznajmiła cicho, gdy nie odpowiedział na jej pytanie o ostatnio obejrzany film.
– Dlaczego nie? – zainteresował się nagle, podnosząc wzrok znad urządzenia. – Zarabiam dość, aby móc cię utrzymywać i zapewnić ci wygodne życie. Mama ma rację, że powinienem założyć rodzinę, a ty nawet mi się podobasz. To, co naprawdę łączy ludzi, to możliwość wzajemnego zaspokajania swoich potrzeb. Twoja babcia podczas wizyty dokładnie przecież wyjaśniła, czego szukasz u faceta, i uważam, że uczciwie stawiasz sprawę. Mogę cię na przykład zapewnić, że zaoszczędziłem dość, aby kupić mieszkanie, które sobie wybierzesz. Albo nawet dom.
Karola domyślała się, jakich głupot nagadała babcia pod jej nieobecność. I zdawała sobie sprawę, że wybuch wściekłości czy awantura nie powstrzyma staruszki w przyszłości. Karolina patrzyła na Zbyszka i po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, jak zareagować. Poza tym… Czy on jej się właśnie oświadczył? A może proponował jej coś zupełnie innego? Najwyższa pora zakończyć tę tragifarsę!
– Czy ty w ogóle zrozumiałeś sens moich słów? Właśnie doszłam do wniosku, że nie mamy ze sobą absolutnie nic wspólnego, nasze spotkanie okazało się katastrofą, a ty mi proponujesz wspólne mieszkanie?
Wzruszył ramionami, nareszcie odkładając tablet.
– Dlaczego nie? Nie jestem ekspertem od randek, więc wolałbym pominąć ten etap. Nie lubię gierek, tylko jasne sytuacje. Myślałem, że po to właśnie się spotkaliśmy, żeby ustalić kwestie praktyczne. Przejść do konkretów, zwłaszcza że oboje wiemy, jaki jest cel naszego spotkania. Wiem, że kobiety lubią utrzymywać pozory, więc nie protestowałem, kiedy wypytywałaś o te nieistotne rzeczy.
Karola uznała, że Zbyszek za bardzo wszedł w system zero-jedynkowy. Ich postrzeganie świata najwyraźniej znajdowało się na przeciwległych krańcach spektrum, ale postanowiła objaśnić mu po raz ostatni, co sobie ceni i do jakich wartości dąży. A pogoń za mamoną znajduje się na samym dole jej priorytetów, wbrew temu, co on sądzi.
– To wyjaśnij mi, bo ja chyba czegoś nie zrozumiałam. Myślałam, że spotkałam się z tobą, aby cię lepiej poznać i zdecydować…
– Przecież najważniejsze już wiesz – zdziwił się. – Ja też się dowiedziałem, że potrafisz prowadzić dom tak, żebym był zadowolony. Poza tym jesteś reprezentacyjna, potrafisz odpowiednio się ubrać i zgrabnie się wypowiadać, więc nie narobisz mi wstydu podczas spotkań towarzyskich. – Tu obrzucił jej sylwetkę spojrzeniem pełnym uznania. – Twoja babcia opowiadała w sobotę, czego pragniesz od życia, a ty nie protestowałaś. Uznałem, że zanim zaczniemy załatwiać formalności, pozostało nam sprawdzić już tylko jedno… A widzimy się tutaj, ponieważ przy członkach naszych rodzin nie wypadało mi zaproponować spotkania w pokoju hotelowym. Termin uzgodnimy dzisiaj. Naprawdę wolę w ten sposób, bez tych wszystkich podchodów. Prosta transakcja. Ty, jak większość kobiet, potrzebujesz faceta z kasą, a ja chętnej partnerki do łóżka.
Wystarczy!
Mieszkanie z wiecznie niezadowoloną i wymagającą babcią miało swoje plusy. Dzięki codziennemu ćwiczeniu opanowania potrafiła zachować spokój w pracy. Teraz też udało jej się powstrzymać od podjęcia od jakiś nierozważnych kroków. Chociaż miała ochotę rozpętać karczemną awanturę.
– Może po prostu zamów sobie prostytutkę. Taniej ci wyjdzie – zaproponowała.
– Nie interesuje mnie przechodzony towar – oznajmił poważnie. Niestety najwyraźniej nie pojmował gryzącej go w nos ironii. – Lepsze są studentki, ale również na krótszą metę. Moja żona musi spełniać wyższe standardy. Nie potrzebuję dobrej jedynie do łóżka, bezmózgiej laleczki, która zamiast iść do normalnej roboty, obiera drogę na skróty. Ty, co prawda, też odrobinę podpadasz pod tę kategorię i jak na mój gust jesteś odrobinę za stara, ale masz sporo zalet, które to rekompensują. Na przykład zdecydowanie doceniam dobrą kuchnię.
Coraz bardziej zdegustowana Karola postanowiła zakończyć spotkanie. Nieliczne pozytywne uczucia, które wykiełkowały podczas ich pierwszego spotkania, gdzieś się rozpłynęły. Zbyszek okazał się typem, którego szczerze nie znosiła. Takim, który uważał, że wolno mu traktować kobiety przedmiotowo czy protekcjonalnie tylko dlatego, iż ma pieniądze. Przywołała kelnerkę.
– Poprosimy o rachunek – zawahała się i sprostowała. – O dwa rachunki. Zapłacę za siebie kartą.
Kobieta wystukała na terminalu odpowiednią kwotę, a Karola przyłożyła kartę do czytnika. Zbyszek przyglądał się jej w osłupieniu. Wstała.
– Zdecydowałam, że nie chcę mieć z tobą do czynienia. Nie dzwoń do mnie.
– Nie dostałem jeszcze twojego numeru…
– Tym lepiej – mruknęła i nie oglądając się za siebie, opuściła kawiarnię.
Karola oczami wyobraźni widziała, jak Majka ze śmiechu wije się na łóżku. Przyjaciółka chichotała do słuchawki praktycznie od początku ich rozmowy. Karo rozpoczęła od opisu nieszczęsnego spotkania, ponieważ nie zamierzała nazywać tej katastrofy randką. Radosne kwiki przyjaciółki niosły się po pokoju, gdy opisywała zachowanie Zbyszka i swoje wrażenia.
– Normalnie jak w ubiegłym stuleciu. Mamy się dogadały, więc grzeczne dzieci uzgodniły datę ślubu – parsknęła prosto w ucho przyjaciółki Majka.
– To nie jest śmieszne. Na początku myślałam, że ze mnie kpi, ale kiedy okazało się, że on tak na poważnie… Dlaczego ciągle muszę trafiać na samych dupków? !
Karola przytrzymała słuchawkę ramieniem i zabrała się do opróżniania kolejnej szuflady brzuchatej komody. Wściekła babcia po telefonie od oburzonej Marylki, aby potrząsnąć krnąbrną wnuczką, zarządziła generalne porządki. Z własnoręcznym polerowaniem starych mebli włącznie. Obecnie dziewczyna miała trochę spokoju, ponieważ starsza pani umówiła się z przyjaciółką w kawiarni, zostawiając wnuczce listę rzeczy do zrobienia.
– Babcia cię z nimi umawia, a ty nie protestujesz. Niewdzięczna jesteś, kochana…
– To właśnie mi wypunktowała. Ale przyznaj sama, mam wybór? Pamiętasz, jak ci opowiadałam o mojej ostatniej normalnej randce? Pozwól, że przypomnę okoliczności. Miesiąc po przeprowadzce do babuni umówiłam się z facetem z własnej inicjatywy, a po moim powrocie przed kamienicą zastałam karetkę pogotowia. Babci pod moją nieobecność podskoczyło ciśnienie i odczuwała jakieś bóle w piersiach – oznajmiła ponuro. – Przez cały tydzień latałam do niej do szpitala, a przy wypisie lekarz zalecił, żeby jej nie denerwować. Nie jest to szczególnie łatwe zadanie, bo złości się za każdym razem, kiedy robię coś nie po jej myśli. Czuję się niczym drażniony przez dzieciaki tygrys zamknięty w klatce. I boję się, że kiedy stracę kontrolę i wybuchnę, ona umrze. Mnie na złość… To po prostu nie do zniesienia.
– A Bartek?
Karola wsunęła do opróżnionej szuflady szmatkę nasączoną pastą i zaczęła ją energicznie rozcierać po drewnianym dnie.
– Zadzwonił trzy dni temu i radośnie oznajmił, że Aneta jest w ciąży. Absolutnie nie może się denerwować, więc nie przyjadą zająć się babunią, jak to wcześniej uzgodniliśmy. Założę się, że specjalnie zrobili sobie teraz to dziecko. A ja już ciągnę resztkami sił.
– A czy babcia przypadkiem nie planuje odwiedzin u twojego braciszka?
– Jak najbardziej planuje i z tego, co wiem, to będzie bardzo długa wizyta – oznajmiła Karola z satysfakcją. – Nie zamierzam jednak ostrzegać Bartka, ponieważ z taką perspektywą spakują się i też wyjadą za granicę. Na razie jednak czeka na powrót mojego taty, żeby ją zawiózł. W jej wieku, cytuję, nie zamierza się tłuc pociągami. Na dodatek…
– Co?
– Dziś wieczorem idę do pracy po raz ostatni.
Karola westchnęła i usiadła na sofie, rzucając szmatkę na podłogę. Kiedy o tym pomyślała, miała ochotę zacząć walić głową o komodę, nie przejmując się zarysowaniami, których mogłaby przysporzyć antykowi jej twarda czaszka.
– I nadal nie przyznałaś się babci…
Na myśl o momencie, w którym będzie musiała powiedzieć staruszce o zwolnieniu, palce Karoli mocno zacisnęły się na komórce. Najbardziej dobijał ją brak perspektyw.
– Najgorsze jest to, że gdziekolwiek zanoszę CV, na początku są bardzo zainteresowani, zapraszają na rozmowę i gdy mam już pewność, że nareszcie coś sobie znalazłam, nikt nie dzwoni. Właściwie wyczerpałam już wszystkie możliwości w mieście. Pozostaje mi się tylko uzbroić w cierpliwość i poczekać na powrót rodziców. Chciałam pracować tu, na miejscu, aby w razie czego pomóc mamie przy babci, ale zaczynam dopuszczać do siebie myśl, że na rodzinnej miejscowości świat się nie kończy…
Po zakończonej rozmowie siedziała chwilę na sofie, obojętnie obserwując panujący w salonie rozgardiasz. Powinna w końcu zebrać się na odwagę i wyjaśnić babci, co jej przeszkadza, ale po jednym rzucie oka na Krystynę natychmiast rezygnowała z realizacji tego pomysłu. Babcia nie potrafiła pojąć, że Karola pragnie żyć według swoich reguł i jest dość dorosła, aby móc popełniać własne błędy. Westchnęła. Musiała przetrwać całe sześć tygodni do powrotu rodziców, a potem na chwilę wrócić do domu. A później… się zobaczy.
Poukładała w szufladzie jej zawartość, po czym zabrała się do opróżniania ostatniej. Powinno pójść szybko, ponieważ babcia przechowywała w niej dokumenty i albumy. Po tym, jak już skończy, czeka ją jeszcze zwinięcie i wytrzepanie dywanu, a potem pastowanie i froterowanie parkietu…
Kiedy przenosiła dokumenty, jeden z boków starego kartonowego pudełka oderwał się, a że Karola trzymała je nieco pod kątem, papiery wyślizgnęły się, tworząc na podłodze czarno-białą mozaikę.
– Kur… – chciała zakląć, ale urwała w pół słowa. Przyzwyczajenie jednak zrobiło swoje. W mieszkaniu babci nie wolno było używać żadnych wulgaryzmów. Nawet pod jej nieobecność.
Uklękła przy papierach i zaczęła zbierać luźne kartki, które po dokładniejszych oględzinach okazały się listami. Część z nich nadal była przechowywana w kopertach zaadresowanych bardzo eleganckim charakterem pisma.
Teraz tradycyjne listy ze znaczkami zastąpiły e-maile. Wiadomości na pewno docierały do adresata szybciej i nic nie kosztowały, ale według Karoli były zbyt… bezosobowe. Co innego taka zapisana wiecznym piórem pożółkła już kartka. Szkoda, że ludzie nie wysyłają już listów.
Uśmiechając się, porządkowała w pudełku kolejne kartki, a pod nimi na samym dnie znalazła grubą kopertę.
Przesunęła karton na bok i przez chwilę obracała kopertę w dłoniach. W odróżnieniu od innych ta nigdy nie została otwarta.
Tylko dlaczego?
Pamiętała ten konkretny list, ponieważ lata temu sama wyciągnęła go ze skrzynki. Dokładnie przyjrzała się wyraźnie skreślonym literom, które układały się w imię i nazwisko jej prababki. Tak jak przed laty zastanowił ją brak wypisanego nadawcy. Stempel pocztowy nadal dawał się odczytać, a data podpowiadała, że dotarł do adresatki na dwa miesiące przed jej śmiercią. Prababcia wtedy dochodziła do siebie po wylewie i z bezwładną prawą stroną ciała nie byłaby w stanie sama go przeczytać, jednak Karolę zastanowiło, że nikt z rodziny nie wyświadczył jej tej przysługi. Ba, nikt nawet nie naruszył koperty. A przecież prababcia uwielbiała słuchać, jak Karola czyta. Wkrótce potem nastąpił kolejny wylew, którego staruszka już nie przeżyła.
Dziwne.
A może niepotrzebnie doszukuje się spisku, ponieważ rozwiązanie mogło się okazać naprawdę proste. Na przykład koperta została przykryta innymi papierami, a po śmierci prababci po prostu wsunięta pomiędzy inne listy. I zapomniana.
To wszystko działo się w dwa tysiące dziewiątym roku. List został wysłany w styczniu z Zaborza, a nikt z jej rodziny ani znajomych nie mieszkał w tych rejonach. Poza Majką. Kiedy została zaproszona do Plusk, aby spędzić z przyjaciółką część wakacji, i okazało się, że Zaborze leży zaledwie kilka kilometrów dalej, ostatniego dnia pobytu Karoli na Warmii postanowiły przejechać się tam na wycieczkę. Za wioską, prawie nad jeziorem, mieszkała starsza pani, którą Majka bardzo lubiła, więc dziewczęta postanowiły ją odwiedzić. I przy okazji wywiedzieć się o tajemniczą kopertę. Staruszce nudziło się nieco, więc przeprowadzenie dyskretnego śledztwa mogło dostarczyć jej rozrywki.
Karola uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Planowały z przyjaciółką pojechać tam razem, jednak ta w dniu wycieczki zachorowała, a potem zdarzył się ten wypadek. I Karoli wywietrzały z głowy tajemnicze listy bez nadawcy, ewentualne śledztwo lub poszukiwanie zagadkowego autora. Sierpniowe wydarzenia zmieniły również jej własne plany. Po tym, jak zareagowała po wypadku, po tym, jak zemdlała, przekonała się, że nie poradzi sobie z odpowiedzialnością za ludzkie życie. Tak jak przepowiadała babcia, okazała się zbyt słaba, zbyt podatna na stres. W chwilach zagrożenia wpadała w panikę i działała bardziej instynktownie niż celowo. Zrezygnowała z marzeń o medycynie, zadowalając się turystyką – swoim drugim hobby. Przed wyjazdem z Plusk uprosiła przyjaciółkę, aby ta wywiedziała się, czy pomimo jej niesprawnej akcji ratowniczej chłopak przeżył.
Na początku nikt w szpitalu nie chciał rozmawiać z Majką, ale ta okazała się bardziej stanowcza niż przepisy i ostatecznie dowiedziała się, że wyszedł z tego cało. Dotarła również do informacji, że sprawców wypadku nie udało się odnaleźć i w efekcie nie ponieśli za swoje bezmyślne zachowanie żadnych konsekwencji.
Karola oderwała się od wspomnień i ponownie spojrzała na trzymany w dłoniach list. Zaczęła walczyć z pokusą otwarcia go i zaspokojenia swojej ciekawości. Prababcia od ponad dziesięciu lat spoczywała w grobie, a może wiadomość w nim zawarta jest ważna. A jeśli nie, i tak ciekawiło ją, kto napisał do niej tak gruby list. W środku na pewno nie znajdowało się żadne pismo urzędowe, tylko zwykła korespondencja. Kto z dalekiego Zaborza znał prababcię? A może miała jakieś sekrety? Prowadziła drugie, ukrywane przed rodziną życie?
Karola parsknęła śmiechem. Nie tylko nastolatki mają bujną wyobraźnię, jak się okazuje, dorosłe kobiety wcale nie są gorsze! Równie dobrze mogły tam się znajdować wzory robótek ręcznych przesłane przez jakąś poznaną w sanatorium znajomą.
Wiedziała, że rodzina pradziadka w czasie wojny mieszkała w Warszawie i opuściła stolicę przed powstaniem. Nie zdecydowała się również na powrót do rodzinnego miasta po jego odbudowaniu, chociaż babcia od czasu do czasu nawiązywała do tego tematu w rozmowach z dziadkiem. Jej mąż jednak nie marzył o przeprowadzce do stolicy i nie zdecydował się na wyjazd. W Warszawie zamieszkał dopiero Bartek.
Wypadałoby zapytać babcię, czy może otworzyć list i zaspokoić swoją ciekawość, ale nie chciała tego robić. List najprawdopodobniej ponownie wylądowałby pod kluczem w komodzie, a Karola zostałaby uraczona całym wykładem dotyczącym wścibstwa. Następnie babcia przeszłaby do utyskiwania nad marnowaniem przez wnuczkę cennego czasu na zajmowanie się głupotami. Marudzenie trwałoby godzinami, jeśli nie całymi dniami. Lepiej więc było żyć domysłami, niż potem wysłuchiwać dziesiątków komentarzy na temat swojego beznadziejnego charakteru. Spokój ponad zaspokojenie próżnej ciekawości, pomyślała Karola i odłożyła kopertę na kupkę poukładanych papierów.
I wtedy przyszła jej do głowy genialna myśl. Przecież babcia była tylko synową adresatki, a nie jej córką. Idąc tym tropem, większe prawa, aby decydować o liście miała… mama Karoli.
Nie zastanawiając się długo, wybrała jej numer.
– Jak tam u babci, córuś? – spytała mama, gdy szybko wymieniły się najważniejszymi informacjami. Nie mogły ze sobą rozmawiać zbyt długo ze względu na koszmarnie drogie połączenia.
– Wisisz mi przysługę. Właśnie poleruję meble i mam już wszystkiego serdecznie dość – oznajmiła ponuro Karola.
– Już niedługo – westchnęła mama po drugiej stronie. – Babcia nigdy nie należała do najłatwiejszych ludzi, a kolejne lata nie pomagają.
Łagodnie powiedziane.
– Wręcz przeciwnie, powiedziałabym – mruknęła Karola. – Dzwonię, ponieważ nie chcę zawracać babci głowy…
Szybko opisała mamie znalezisko i spytała, czy może się z nim zapoznać.
– List do babci Zosi powiadasz… Pierwsze słyszę… A czytaj sobie do woli, jej tym na pewno nie zrobisz krzywdy. Skoro nie ma nadawcy, to nawet nie można go odesłać z powrotem. Może w środku znajdziesz jakieś wskazówki, żeby poinformować autora listu o śmierci prababci.
Dzwonek do drzwi oznajmił koniec świętego spokoju. Karola spojrzała na zegar i skrzywiła się. Dziś plotki zajęły babci zdecydowanie za mało czasu. Dobrze, że pani Arendt zazwyczaj nie chciało się przetrząsać torebki w poszukiwaniu kluczy.
– Muszę kończyć, babcia wróciła!
Pożegnała się szybko z mamą, słysząc natrętny dźwięk drugiego dzwonka. Szybko ruszyła do przedpokoju i na moment przed otwarciem drzwi zorientowała się, że nadal dzierży w dłoni kompromitujący ją dowód rzeczowy. Nie wahając się, wcisnęła list do swojej torebki. Wydęła wargi w miłym uśmiechu i nie zwlekając dłużej, otworzyła babci drzwi.
Ostatnia noc w pracy mijała jej spokojnie, nie licząc jednej interwencji u imprezującej młodzieży. Ponieważ inni goście hotelowi chcieli wypocząć, a rozbawione nastolatki nie reagowały na skargi, Karola postanowiła obudzić opiekunki i poprosić je o wsparcie. Na czas swojej nieobecności na wszelki wypadek zamknęła laptopa. Środek nocy, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Wyciągnięta z łóżka o wpół do drugiej w nocy kierowniczka wycieczki zmełła w ustach przekleństwo.
– A jeszcze godzinę temu robiłam ostatni obchód i sprawdzałam, czy wszędzie już cicho. Licealiści, a zachowują się jak przedszkolaki! – jęknęła do drugiej nauczycielki, która po omacku szukała na podłodze klapek.
Obie pognały piętro niżej do wskazanego przez gości pokoju. I faktycznie, dało się z niego słyszeć śmiechy i muzykę. Karola postawiła nogę na pierwszym stopniu schodów, kiedy w korytarzu rozległ się odgłos energicznego pukania do drzwi. Muzyka i głosy natychmiast umilkły.
– Nie wiecie, że o dwudziestej drugiej rozpoczyna się cisza nocna? – rozległ się głośny szept jednej z nauczycielek. – Dobra, imprezowiczko. Wyciągnij telefon i dzwoń do mamy…
Karola nie dosłyszała odpowiedzi uczennicy, za to w ciszy rozbrzmiał wyraźny głos opiekunki wycieczki.
– Co znaczy: „Nic nie robię”? Goście się skarżą, sama słyszałam głośną muzykę. A ty za chwilę będziesz tłumaczyć swojej mamie, co robisz o tej godzinie w pokoju chłopców! Kołysankę im przyszłaś zaśpiewać? Dzwoń i dokładnie wytłumacz, dlaczego budzisz ją o tej porze.
Karola aż zamarła na półpiętrze, ciekawa, jak to się skończy.
– Przy mnie dzwoń! Co to znaczy, że rozmowa jest prywatna? Czyli to ja mam zadzwonić? Wiesz, co sobie pomyśli, jak o tej porze zobaczy mój numer? Jednak nie? To do dzieła!
Karolina uznała, że najwyższa pora wrócić za ladę recepcji. Sadowiąc się na niewygodnym krześle i podnosząc klapę laptopa, stwierdziła, że odrobinę współczuje młodzieży. Mogła sobie wyobrazić, co powiedziałaby jej łagodna w gruncie rzeczy matka, gdyby ona czy Bartek zadzwonili za piętnaście druga w nocy na polecenie nauczycielki. Pewnie klasa na następną wycieczkę pojechałaby bez nich, skoro nie potrafili się dostosować do regulaminu…
Karoli mocno zachciało się spać, ale do piątej zostało kilka godzin. I wtedy przypomniała sobie, że przecież ma w torebce tajemniczą kopertę. Teraz nie miała nic do roboty i bez przeszkód mogła zapoznać się z jej zawartością. Nie wahając się zbytnio, przeszła do pokoju socjalnego, gdzie trzymała swoje rzeczy, a następnie wróciła na stanowisko pracy z listem w ręce.
W szufladzie odnalazła nóż do papieru, odetchnęła głęboko i przecięła kruchy papier. Zajrzała do środka i zmarszczyła brwi. Nie było tam pliku kartek, jak się spodziewała, ale cienki zeszyt. Sądząc po wyglądzie, dużo starszy niż koperta.
Zaintrygowana otworzyła go na pierwszej stronie i po przeczytaniu kilku zdań zorientowała się, że wcale nie trzyma w dłoniach listu.
Prababce ktoś przysłał pamiętnik.
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
Spis treści
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Epilog