Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jesień 1945 roku. Polacy zajmują Prusy Wschodnie, a dla ich mieszkańców rozpoczyna się czas wysiedleń.
Amalia wydostała się z bydlęcego wagonu, którym wywożono Niemców i Mazurów na zachód. Udało się to dzięki interwencji Piotra – mężczyzna skłamał, że są małżeństwem. Kobieta rozpoczyna więc nowe życie, podając się za żonę Polaka. Rozdarta między miłością do mężczyzny a miłością do rodziny, zadręcza się niepokojem o przebywającą w Niemczech córeczkę oraz pozostawioną w Schönwalde siostrę.
Komuniści, którym udaje się przejąć władzę w Polsce, dążą do weryfikacji narodowościowej autochtonów, co sprawia, że nie jest łatwo być Mazurką w powojennym świecie. Życie byłoby prostsze, gdyby Amalia zadeklarowała polską narodowość, do czego namawia ją ukochany.
Jakich wyborów dokona? Czy zobaczy jeszcze córkę? I czy zdołają z Piotrem ocalić łączące ich uczucie?
Finałowy tom przejmującej serii Magdaleny Wali.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 356
Moim czytelnikom
Część pierwsza
Olsztyn
Rozdział 1
Mocne trzaśnięcie drzwiami wagonu odcięło Amalię od światła i zabrzmiało tak... ostatecznie. W jednej chwili ustanowiło granicę pomiędzy tym, co znane i bliskie, a niepewną przyszłością. Głośno oznajmiało zakończenie jej dotychczasowego życia w Prusach, unicestwienie dziewczęcych planów i marzeń. Sądziła, że sam pobyt w obozie odarł ją ze wszystkich złudzeń, i w pewnym sensie tak było. Jednak nawet podczas tych potwornych dni nadal znajdowała się na swojej ziemi i to dawało jej siłę. To oraz obecność innych kobiet, z którymi wiązało ją więcej, niż kiedyś przypuszczała. Od kiedy załadowano je na ciężarówkę, tylko to, że były z nią przyjaciółki, dodawało jej otuchy i utrzymywało przy zdrowych zmysłach. Jeśli wywiozą je na wschód, te kobiety będą ostatnim ogniwem łączącym ją z rodzinnymi stronami. Jej heimatem[1].
Kiedy wraz z innymi znalazła się w ciemnościach, poczuła ogarniający ją chłód, który tylko częściowo miał związek z nieprzychylną aurą. Były już zziębnięte po nocy spędzonej pod gołym niebem, okryte postrzępionymi szmatami, które służyły im za ubrania. Jednak lodowate dreszcze przeszywające ciało Amalii miały więcej wspólnego ze strachem przed nieznanym niż trawiącą jej ciało gorączką. Trzęsła się i ledwo stała na nogach. W wagonie panował niemiłosierny ścisk, który uniemożliwiał kobietom zmianę pozycji. Podróż w takich warunkach będzie koszmarem i Amalia obawiała się, że może jej nie przeżyć, jeśli pozostaną zamknięte przez kilka dni, bez dostępu do wody. Może to lepiej, że zrobiło się chłodno. Może to zimno pomoże im przetrwać podróż. Gdyby panował skwar, ofiar byłoby znacznie więcej.
Ogrzewała się powoli ciepłem ciał swoich towarzyszek. I obrazem, który zobaczyła na moment, nim ktoś zatrzasnął drzwi. Miała nadzieję, że to, co widziała, było prawdą, a nie jedynie podsuniętą przez jej wyczerpany umysł halucynacją. Piotr... Nie zastanawiała się, co robił na dworcu ani dlaczego znów pojawił się w Prusach. Jeśli postanowił ją odszukać, przyjechał na próżno. Kilka miesięcy wcześniej, nim wywieźli ją z Schönwalde, może mieliby cień szansy na szczęśliwy finał. Teraz wszystko się skończyło, chociaż był tak blisko. Los ponownie z nich zakpił.
Osłabła nagle i mocniej oparła się na stojącej koło niej Heldze. Postanowiła wziąć się w garść i przestać poddawać się czarnym myślom. Dopóki żyją, istnieje nadzieja. Nawet jeśli będzie musiała ułożyć sobie życie bez Piotra, przetrwa. Podczas ostatnich miesięcy doświadczyła przecież tak wiele. Nagle przestała się smucić, że mężczyzna, którego kochała, znajdował się po drugiej stronie zaryglowanych drzwi. To, że go dostrzegła, samo w sobie stanowiło cud. Przymknęła oczy i starała się przypomnieć jego wygląd. Wyraz jego skupionej na niej twarzy, sposób, w jaki chodził, wyprostowany i dumny. Poczuła w środku przypływ ciepła, który sprawił, że przestała się trząść. Piotr przeżył wojnę i to było teraz najważniejsze. Musiało mu się dość dobrze układać, bo nie wyglądał na zabiedzonego. Nie widziała śladów wyczerpania czy choroby. Zarejestrowała jedynie oznaki zwykłego zmęczenia, pewnie spowodowanego podróżą, i nieco wymięte ubranie. Uśmiechnęła się w ciemnościach. Wojna nie zdołała go zniszczyć. Wiedzie mu się... To dobrze... dobrze. Przynajmniej o niego mogła być spokojna. Przynajmniej o niego...
– Mówiłaś coś? – wyszeptała Helga.
– Nie – zaprzeczyła. Nie zamierzała wprowadzać przyjaciółki, bo tak ostatnio traktowała Helgę, w swoje sprawy sercowe. Bo i po co, skoro wszystko definitywnie się skończyło... Poza tym... to nie był odpowiedni czas ani miejsce na tego typu opowieści.
Zastanawiała się, czy Piotr już odszedł, zajęty swoimi sprawami, czy nadal czeka, aż ich pociąg odjedzie. Mogło jeszcze chwilę potrwać, nim ruszą, więc pewnie już go nie ma. Bądź szczęśliwy, życzyła mu w myślach, czując ogarniający ją smutek. Gniewnym ruchem otarła łzę z policzka. To nieodpowiedni moment na rozpamiętywanie utraconej miłości. Weź się w garść, Amalio, upomniała się. Rozdzielenie z kochankiem to przecież nie koniec świata. Na rozpacz może pozwolić sobie później. Kiedy zyska choć odrobinę kontroli nad ruiną, którą stało się jej życie.
– Tam coś się dzieje... – powiedziała Birgit. – Kłócą się...
Amalia otrząsnęła się z zamyślenia i podobnie jak inne kobiety skupiła na odgłosach dochodzących z zewnątrz. Docierały do niej urywki polskich i rosyjskich zdań. Na peronie zaczęło się robić głośno.
– Ktoś się domaga, aby otworzyć wagon – wyjaśniła jedna z kobiet, która znała rosyjski.
Serce Amalii zabiło mocniej. Przypomniała sobie scenę oglądaną na moment przed tym, jak znalazły się w wagonie. Chyba ci rabusie zdawali sobie sprawę, że nie mają z czego ograbić wywożonych kobiet? Zauważyli zapewne, jak ładowano je do środka bez żadnych bagaży. Mogli się najwyżej kłócić o zerwane z ich ciał brudne łachmany. Nie sądziła, aby okazali się aż tak zdesperowani. Nagle pomyślała o czymś innym. Skoro nie ci grabieżcy... Czyżby to był Piotr? Rozpoznał Amalię i stara się wydostać ją z wagonu? Oby tylko żołnierze nie zrobili mu krzywdy. To w końcu oni podejmowali wszystkie decyzje, a Piotr był tylko cywilem, Polakiem w dodatku. Nie miał żadnego wpływu na sprawujących władzę Sowietów.
– Ktoś twierdzi, że wewnątrz naszego wagonu znajduje się jego żona – przetłumaczyła kobieta.
Po tych słowach od razu dało się słyszeć szepty. Żadna Niemka nie wydałaby się za Polaka, nie w Trzeciej Rzeszy. Chyba że chodziło o którąś ze starszych kobiet, która zawarła związek małżeński dobre trzydzieści lat wcześniej. Tylko co ona w takim wypadku robiłaby w Prusach Wschodnich? Może obydwoje byli Mazurami albo Warmiakami? Jednak wówczas mężczyzna nie znajdowałby się na wolności, raczej wcześniej zostałby wywieziony na wschód.
– Chodzi o którąś z was? – zapytała Emma, zwracając się do poznanych na dworcu kobiet. Odpowiedziały jej tylko zaprzeczenia.
– Bądźcie cicho, bo nie rozumiem, o czym mówią enkawudziści. – Samozwańcza tłumaczka próbowała uspokoić kobiety.
W wagonie natychmiast zapadła cisza. Dało się jedynie słyszeć oddechy kobiet. Nagle starsza kobieta głośno wciągnęła powietrze.
– Transport zostanie skierowany na zachód. Do Stettina – powiedziała.
– To znaczy... – odezwał się ktoś w ciemności, lecz Amalia nie rozpoznała głosu. To nie była żadna ze znajomych z obozu w majątku baronostwa von Rothe.
– To znaczy, że jeśli ci dranie nie kłamią, już wkrótce będziemy wolne. W Niemczech! – prawie wykrzyknęła tłumaczka.
Stłoczone kobiety zaczęły się przekrzykiwać jedna przez drugą. Amalia nie dziwiła się tej kakofonii, bo sama poczuła przypływ nadziei. Wyjazd do Stettina oznaczał, że ich gehenna dobiegała końca. To wcale nie był koniec problemów, ale wśród swoich będzie im trochę łatwiej. Tam, na zachodzie, na pewno znajdą miejscowości wolne od Sowietów. Na nią w Kerpen czekała Else. Amalia żywiła nadzieję, że córeczka nadal ją pamięta, pomimo że od ich rozstania upłynął ponad rok. Chociaż... nawet jeśli zapomniała, chwile, które spędzą razem, pozwolą im zbudować nowe, szczęśliwe wspomnienia.
Z takimi wieściami dzień okazał się dobry, uznała, pomimo że rano się taki nie zapowiadał. Upewniła się, że z Piotrem wszystko w porządku, i rozpoczęła podróż, u kresu której czekała na nią córka. Już niestraszne było jej wielogodzinne przebywanie w bydlęcym wagonie. A jeśli Bóg da, kiedyś wraz z Else wróci do Schönwalde. Może też uda jej się odnaleźć Piotra, o ile nie ułoży sobie wcześniej życia z inną kobietą. Polką. Wcale tego nie wykluczała.
– Amalio, czyż to nie cudowne? – spytała Helga.
Tak... To jak odpowiedź na wszystkie ich modlitwy. A może po prostu czuwał nad nimi duch Trudy.
– Będziesz się miała u kogo zatrzymać? Wiem, że planowałyście wraz z Leni pobyt u córki Trudy. – Amalii zadrżał głos. Nadal nie przebolała śmierci staruszki. Podczas zimowej ewakuacji nie wypytała sąsiadek o dalsze plany, skupiona na własnym celu podróży. A potem uznała, że nie ma sensu pytać. Skoro teraz jechały, musiała się upewnić, że Helga zna ludzi, którzy ją przyjmą. Nie chciała, aby po wszystkim, co w tym roku przeżyły, błąkała się, szukając łaskawego chleba. – Może pojedziemy razem do Kerpen? – zaproponowała.
Nie była pewna, jak jeszcze jedną osobę do wyżywienia przyjmie krewna Heynów, ale po prostu nie mogła zostawić Helgi samej.
W ciemnościach poczuła, jak sąsiadka ściska lekko jej dłoń.
– Wiem, że śpieszysz się do Else. Ja pojadę poinformować Katrin o śmierci jej matki, a potem udam się do kuzynki. Nim się pożegnamy, zostawię ci adres – mówiła uspokajająco Helga. – I napiszę do ciebie, jak tylko się urządzę – obiecała.
Amalia westchnęła. Pomimo radości na myśl o rychłym spotkaniu z Else czuła smutek. Ich rozmowa wyglądała, jakby właśnie się żegnały. A pociąg nawet jeszcze nie drgnął. W tej samej chwili coś szarpnęło i Amalia była pewna, że właśnie ruszają, kiedy poraził ją nagły blask słońca. Drzwi zostały gwałtownie otwarte, a Amalia odruchowo uniosła dłoń, by osłonić wzrok. Nagle opuściła rękę i z osłupieniem przyglądała się mężczyznom stojącym na peronie. Wśród nich dostrzegła zdecydowaną twarz Piotra.
– To ona. – Wskazał na Amalię. – Moja żona. Nie mam pojęcia, co tu robi wraz z tymi Niemkami, ale zakładam, że to jakaś koszmarna pomyłka.
W jednej chwili poczuła, jak pada na nią wzrok stłoczonych w wagonie kobiet. Gdzieś z tyłu Renate zaczęła się śmiać.
– Nic dziwnego, że się uważała za lepszą od nas. To zwykła polska kurwa.
– Zamilcz w końcu... – odezwała się Birgit.
Amalia stała, wpatrując się w osłupieniu w Piotra, który widząc jej nieruchomą sylwetkę, wspiął się na palce i złapał ją za rękę. Amalia zadrżała, czując niespodziewany dotyk. Ciepły, znajomy, a jednocześnie po tak długim rozstaniu obcy... Na wspomnienie ostatnich mężczyzn, którzy się do niej zbliżyli, wzdrygnęła się raptownie. To jednak był jej Piotr. Jego wspomnienie przez wiele miesięcy utrzymywało ją przy zdrowych zmysłach i nie pozwalało na poddanie się. Jej Piotr... Zaszkliły jej się oczy, a na ustach pojawił się nieśmiały uśmiech. Jej palce bezwiednie oplotły jego rękę.
– Jestem. Wybacz, że się spóźniłem, kochanie. Chodź – ponaglił delikatnie. – Pora skończyć z tym koszmarem.
– Jak ona się właściwie nazywa?
Amalia otworzyła usta, aby wytłumaczyć pomyłkę, lecz Piotr tylko mocniej ścisnął jej dłoń. Nie wypuścił jej, nawet gdy się obrócił, by odpowiedzieć.
– Aniela Marszewska. Poznaliśmy się i pobraliśmy podczas pobytu na robotach – wyjaśnił zniecierpliwiony.
Kobiety szeptały między sobą coraz głośniej, wyraźnie zaskoczone niespodziewanym obrotem sprawy, a Helga wpatrywała się w Amalię, po czym skierowała zmrużone oczy na Piotra. Nic jej nie mówiło obce nazwisko, ale rodzinę Schimanskich znała od lat. Amalia faktycznie była mężatką, lecz przed nimi nie stał Johann Heyn, tylko... Twarz Helgi rozjaśniła się nagle.
– Wasz robotnik najwyraźniej wrócił zza grobu i usiłuje cię uratować, Amalio – szepnęła do struchlałej dziewczyny. – Idź! – Popchnęła ją lekko. – Może w odróżnieniu od nas uda ci się zostać w domu.
W domu? Tak... Widok Piotra przypomniał jej o domu. Bezpieczeństwie. Chwilach szczęścia. Jednak ten czas przeminął, a ona miała dziecko. I to o nie powinna się zatroszczyć w pierwszej kolejności. Nawet najbardziej kochający dziadkowie nie zastąpią matki.
– Muszę jechać do Kerpen, do Else – szepnęła Amalia, wahając się i jednocześnie nie mogąc oderwać wzroku od mężczyzny. Piotr czy Else? Tak jakby mogła przedłożyć jedną miłość nad drugą. Ukochanego nad córkę? Jeszcze kilka chwil wcześniej sądziła, że już go nie zobaczy. A teraz był przy niej. Wystarczyło jedynie zrobić niewielki krok. Jednak nie podobało jej się obce nazwisko, które Piotr podał enkawudzistom. Czy tak właśnie nazywała się przed ślubem żona Piotra, którą utracił w pierwszych tygodniach wojny? Nie mogła podawać się właśnie za nią...
Chwila, kiedy gorączkowe myśli przemykały jej przez głowę, trwała pewnie ułamki sekund, ale wydawało jej się, że przytłoczona rozterkami tkwi w wagonie całe godziny.
– I pojedziesz... Za parę miesięcy, w ludzkich warunkach – dotarł do niej szept Helgi. Przyjaciółka mówiła pośpiesznie, niemal połykając końcówki słów. – Dam znać twoim teściom w Kerpen, że jesteś cała i zdrowa. Wyjaśnię im wszystko i napiszę do ciebie na adres Dory. Kiedy ponownie się spotkamy, chcę usłyszeć od ciebie całą historię... Pamiętaj, że w Schönwalde jest Frieda. Twojej siostrze nie został już nikt bliski – dodała z naciskiem.
Do Amalii dotarły jeszcze te słowa, a chwilę później otoczyło ją w talii ramię Piotra. Wpatrywał się w nią stanowczym wzrokiem, który lepiej niż słowa przekazał jej, że jest gotowy na wszystko. Najwyraźniej los zdecydował za nich, a ciepło jego ciała sprawiło, że nabrała ochoty, aby przestać walczyć z przeznaczeniem. Nagle uścisk stał się mocniejszy, a ona poczuła, jak serce przyśpieszyło rytm. Nareszcie będzie miała na kim się oprzeć, stwierdziła z ulgą. Uległa zatem pokusie, by złożyć swój los w ręce Piotra. Oparła dłonie na jego ramionach, kiedy pomagał jej bezpiecznie opuścić wagon.
– Już dobrze... Wszystko się ułoży, zobaczysz – zapewnił ją szeptem.
Przypisy