Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
14 osób interesuje się tą książką
Epicka opowieść o ludziach żyjących w latach siedemdziesiątych, epoce zmian wartości i nowego spojrzenia na świat. To kolejne pokolenie bohaterów uwielbianej sagi Prawda zapisana w popiołach.
Nadszedł rok 1978, w który świat wita papieża Polaka. Władze w kraju zaczynają panikować, kryzys zaczyna się pogłębiać, a SB nie przestaje nękać opozycjonistów. Karol Lewin kolejny raz okazuje się niezastąpiony w swoim fachu, prywatnie zaś przeżywa najszczęśliwsze chwile w swoim życiu. Kostek Piotrowski usiłuje rozwikłać jedną z największych afer z udziałem polskich służb specjalnych, a Kinga próbuje poukładać swoje życie osobiste, podobnie jak Grzegorz Łyszkin i Amelia Imhoff, której coraz mniej podoba się w socjalistycznej Polsce. Bohaterowie, którzy dotychczas zmagali się z duchami przeszłości, teraz borykają się z własnymi problemami, które zesłał im los. Tymczasem do Afganistanu wkraczają wojska sowieckie, w Iranie wybucha rewolucja islamska, zakończona obaleniem szacha, zaś Europa nękana jest zamachami terrorystycznymi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 478
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Anna Seweryn
Projekt okładki
Joanna Jax
Fotografie na okładce
©Jarek Fethke, iweta0077/shutterstock.com
Redakcja techniczna, skład i łamanie
Damian Walasek
Przygotowanie wersji elektronicznej
Maksym Leki
Korekta
Urszula Bańcerek
Marketing
Anna Jeziorska
Wydanie I, Chorzów 2021
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3 C
tel. 600 472 609, 664 330 229
www.videograf.pl
Dystrybucja wesji drukowanej: LIBER SA
05-080 Klaudyn, ul. Zorzy 4
Panattoni Park City Logistics Warsaw I
tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12
dystrybucja.liber.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2020
Tekst © Joanna Jakubczak
ISBN 978-83-7835-900-5
Usposobienie człowieka jest złe już od młodości
(Rdz 8, 21)
Patrycji Szczubełek
Grzegorz Łyszkin starał się szerokim łukiem omijać rodzinne spotkania w domu na Saskiej Kępie. Kiedyś robił to z powodu swojego kuzyna Karola, teraz nie był w stanie zdzierżyć widoku Amelii Imhoff. Bywały jednak sytuacje, gdy nie mógł wykręcić się od wizyty u rodziców. Nie obawiał się swoich uczuć, czuł do Amelii jedynie pogardę, ale irytowało go w niej wszystko. Sposób, w jaki mówiła, trzymała filiżankę albo się śmiała. Kiedyś uwielbiał jej dziwny akcent, teraz uważał go za drażniący. Jeszcze dwa lata temu czuł mrowienie w podbrzuszu, gdy kobieta poprawiała swoją fryzurę, teraz miał ochotę krzyknąć, żeby w końcu związała albo spięła swoje niesforne kudły, bo on nie zamierza jeść sałatki czy ziemniaków udekorowanych jej włosami. Nie odzywał się jednak, tylko zaciskał zęby i odliczał minuty, by wstać od stołu, pożegnać się i opuścić willę na Saskiej Kępie.
Karol Lewin wciąż był wpatrzony w swoją wybrankę jak w obrazek, rodzice bardzo polubili Amelię, Nadia pozostawała neutralna, ale Majka już nawet nie starała się ukrywać swojej niechęci do kobiety. Hanka szeptała mu niekiedy do ucha, że jego siostrzenica być może podkochuje się w swoim wujku i stąd wynika jej opryskliwość w stosunku do jego narzeczonej, ale w takich chwilach Łyszkin odpowiadał jedynie:
— Nie wiem, co ci się roi w głowie, bo Majka nie traktuje Karola inaczej niż mnie, więc raczej pudło. Chyba że podkochuje się w nas obu. Może zwyczajnie jej nie lubi?
— Masz rację, to byłoby niedorzeczne — wzdychała matka, a potem dodawała: — Ale może jest zazdrosna? Karolek zawsze był jej ukochanym wujkiem, robiła z nim, co chciała, a teraz poszła w odstawkę.
— Mamo… — jęknął. — Dziewczyna ma swoje życie, towarzystwo i zapewne nie ma ochoty spędzać czasu ze starymi prykami. Ludzie czasami nie lubią innych bez wyraźnego powodu.
Nie chciał odpowiadać matce w nieuprzejmy sposób, bo w końcu zaprosiła całą rodzinę na rocznicę swojego ślubu, ale w duchu miał ochotę powiedzieć, że ich mała Majka zapewne poznała się na tej obłudnej suce i nie ma po co rozwijać tego tematu. Zaczął nawet żywić do siostrzenicy coś na kształt wdzięczności, bo często mówiła głośno to, o czym on jedynie myślał, nie chcąc urazić Karola. Nawet nie wiedział, dlaczego zrobił się nagle taki miłosierny dla nielubianego kuzyna. Być może dlatego, że uznał jego pożycie z Amelią Imhoff za wystarczającą karę za to, co kiedyś zrobił Nadii.
— O matko, Amelio, za chwilę udusisz Mikołaja tymi swoimi kłakami. — Usłyszał nieco złośliwy głos Majki. — Zwiąż je czy coś… Przecież cały czas jeździsz mu nimi po buzi.
Amelia odrzuciła włosy do tyłu. Tym swoim zwyczajowym gestem, który niegdyś tak bardzo podniecał Grzegorza, ale w tym momencie jedyną reakcją, na którą było go stać, to złośliwy uśmieszek.
— Nie przesadzaj — mruknęła Amelia. — Nigdy nie spinam włosów, Mikołajek już do tego przywykł.
— Biedny dzieciak! — warknęła pod nosem Majka, ale nie powiedziała już nic więcej, bo Igor zgromił ją wzrokiem.
Gdyby podobne spojrzenie posłali jej rodzice, zapewne nawet nie zwróciłaby na to uwagi, ale przed swoim dziadkiem czuła respekt, podobnie zresztą jak pozostali członkowie ich rodziny. Grzegorz nawet zastanawiał się niekiedy, co by się stało, gdyby wyznał ojcu prawdę o pani Imhoff. Może ojciec nie okazywałby jej wrogości publicznie, ale kobieta z pewnością nie mogłaby liczyć ani na jego sympatię, ani też na pomoc w jakiejkolwiek sprawie. Chwilami korciło go, by odkryć przed nim prawdziwe oblicze wybranki Karola, ale znowu zaczynał myśleć o swoim kuzynie, z którym wychował się pod jednym dachem, i o tym, jak bardzo mu będzie przykro. Karolowi zawsze zależało na opinii Igora i chociaż się do tego nie przyznawał, chciał, by ten był z niego dumny równie mocno, co z Grzegorza.
— A dlaczego jeszcze się nie pobraliście? — Majka jednak nie wytrzymała. Tym razem zadała pytanie z udawaną słodyczą, która miała imitować jej troskę. — Misiek wciąż nazywa się Imhoff, a jego ojciec Lewin.
— To nasza sprawa — zupełnie spokojnie odparła Amelia, ale jej spojrzenie skierowane na Majkę mogłoby wrzątek zamienić w bryłę lodu.
— Prawdę mówiąc, potańczyłbym na jakimś weselu, bo Hania nie cierpi dansingów — ze śmiechem dodał Igor.
— Kochanie, były czasy, kiedy codziennie występowałam w jakiejś tancbudzie. Każdemu by obrzydło. Poza tym prawdziwa miłość nie potrzebuje papierka. — Hanka machnęła dłonią, bo nawet po tylu latach chyba trochę się wstydziła, że wyszła za Igora, kiedy Grzegorz już od dobrych kilku lat pałętał się po świecie.
Karol siedział zmieszany i milczał. Najpewniej był to dla niego przykry temat, który spędzał mu sen z powiek. Grzegorz sam się niekiedy zastanawiał, dlaczego Amelia zwlekała ze ślubem, chociaż zawsze twierdziła, że Karol jest miłością jej życia, ale potem doszedł do wniosku, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to zapewne chodzi o pieniądze. Rodzice Andreasa byli przekonani, że mały Mikołajek jest ich wnukiem, i być może od czasu do czasu przysyłali Amelii pokaźny czek, a niewykluczone, że zrobili także ogromny zapis dla jej syna. Po mężu, co prawda, narzeczona Karola odziedziczyła dom i niewielkie oszczędności, ale zapewne mnóstwo pieniędzy pochłonęły honoraria adwokatów, którzy bronili ją w procesach wytoczonych przez teściów. Mikołaj to jednak była odrębna historia i Imhoffowie nie mieli powodu, by źle go traktować, zwłaszcza że więcej wnuków się nie dorobili. Gdyby więc Amelia wyszła za mąż, zmieniła nazwisko swojemu synowi i przyznała się, czyim jest dzieckiem, mogłaby wiele na tym stracić. Karol zaś zrobiłby wszystko, aby po ich ślubie w metryce Miśka wpisano dane jego prawdziwego ojca. Grzegorz był jedynie ciekawy, jakie bajeczki sprzedała ukochanemu, bo ten zdawał pogodzić się z rolą wiecznego narzeczonego. Gdyby Mikołaj nie był tak podobny do Lewinów, być może targałyby nim wątpliwości, czy w istocie jest ojcem chłopca, ale w tym przypadku nawet Grzegorz nie miał wątpliwości.
— Już październik, a w Warszawie złota polska jesień. Wyjdę do ogrodu z Mikołajem, bo się wierci i zaraz zacznie dokazywać — powiedziała Amelia i wstała od stołu. Zapewne chciała uciąć dyskusję o ślubie.
Pogoda tego dnia rzeczywiście była przepiękna, dlatego pomysł wyjścia na taras albo do ogrodu podchwycili pozostali goście. Matka rozpoczęła uroczystość od wczesnego obiadu, licząc, że spędzi z rodziną prawie cały dzień. A w końcu ileż można siedzieć przy stole. Poza tym jej gosposia mogła spokojnie zmienić nakrycia i przynieść zimne zakąski czy ciasta. Tak, Hanka urządzała przyjęcia rodzinne z wielkim rozmachem. Mimo że w sklepach był coraz mniejszy wybór towarów, po rarytasy ustawiały się kolejki i wciąż obowiązywała reglamentacja cukru, wdomu Łyszkinów nigdy się tego nie odczuwało. Wędliny i mięso kupowano w sklepach komercyjnych po paskarskich cenach, a i luksusów z pewexu nie brakowało. Czekolady z orzechami, ananasy z puszki czy dobre papierosy albo aromatyczna kawa zawsze musiały się pojawić z okazji podobnych uroczystości.
Grzegorz także z ulgą opuścił salon matki i wyszedł do ogrodu, by zapalić papierosa. Mimo że był już starym koniem, matka napomniała go, by założył kurtkę i zawiązał pod szyją szalik, bo taka pogoda bywała bardzo zdradliwa i mógł dostać kataru. Nie irytowała go ta nadopiekuńczość i troska matki, wręcz przeciwnie, znowu mógł się poczuć jak mały chłopiec, który nie ma pojęcia, że przeziębienie będzie kiedyś najmniejszym z jego zmartwień.
Miał ochotę znowu gdzieś wyruszyć, ale RFN na razie był dla niego niedostępny. Mógł co najwyżej zaryzykować i wyjechać tam w charakterze turysty, gdyby bardzo się upierał, ale do pracy w tym kraju już nie.
Kolorowe zeschnięte liście szeleściły mu pod stopami, słońce przyjemnie łaskotało twarz, a ogród matki wyglądał bajkowo. Oddalił się nieco od pozostałych gości i usiadł na ławeczce za załomem budynku. Przymknął powieki, uśmiechnął się i delektował aromatycznym marlboro. Do jego uszu dobiegały rozmowy i śmiech pozostałych uczestników imprezy. Nagle poczuł padający na jego twarz cień. Otworzył oczy i zobaczył stojącą naprzeciwko niego Amelię. Błogi uśmiech od razu zniknął z jego ust. Nie powiedział jednak ani słowa.
— Grzegorz… — zaczęła niepewnie Amelia. — Chcę, żebyś wiedział, że ta sytuacja jest dla mnie równie trudna, co dla ciebie.
— Ta sytuacja nie jest dla mnie trudna, tylko męcząca — wycedził.
— Ale widzę, że wciąż masz do mnie żal i chyba… Chyba mnie nie lubisz.
— Wybacz, moja droga, ale nie mam cię za co lubić — odparł, nie odnosząc się do pierwszej części jej wypowiedzi. Z prostej przyczyny, nie zamierzał opowiadać jej o swoich uczuciach.
Oczywiście, że miał do niej żal. I to ogromny. Tak potężny, że na prawie każdą napotkaną kobietę patrzył przez pryzmat zachowania Amelii. Jedynie Kinga Dargiewicz była według niego wyjątkowa. Ale ona dała mu kosza, wyjechała do Londynu i od tego czasu przysłała mu tylko dwie kurtuazyjne pocztówki. Jedyne informacje, które miał na jej temat, to te przekazywane mu przez matkę. Powróciła do swoich dawnych rozmów z Alicją i tylko dzięki temu wiedział, że mała Kinga dużo podróżuje po Europie, zajmując się coraz częstszymi zamachami terrorystycznymi nawiedzającymi Stary Kontynent i szykowała się do ślubu z ich firmowym prawnikiem. Grzegorz wyobrażał go sobie jako nobliwego mężczyznę w skrojonym na miarę garniturze i okularach w cienkich złotych oprawkach, który waży każde słowo, zanim je wypowie. Po prostu jako zwykłego nudziarza, który kompletnie nie pasował do Kingi. Już prędzej mógłby ją sobie wyobrazić przy boku Saszy Płatowa, o ile ten zrezygnowałby ze swojego rozwiązłego trybu życia. Z tego jednak, co słyszał, libido podstarzałego korespondenta radzieckiego wciąż miało się dobrze.
— Wiem, ale myślę, że powinniśmy się pogodzić przez wzgląd na naszych bliskich.
Rozzłościł się, bo Amelia ośmielała się powoływać na rodzinne więzy, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że romansując równocześnie z nim i Karolem, mogła na zawsze zerwać ich braterskie relacje. A te nie należały do najłatwiejszych jeszcze przed pojawieniem się w ich życiu tej bezdusznej zdziry.
— Posłuchaj, moje kontakty z rodziną są w porządku. Nie muszę niczego naprawiać ani polepszać. A ty do tej rodziny nie należysz, więc nie zamierzam ani cię słuchać, ani też liczyć się z tobą w jakikolwiek sposób. — Jego głos był chłodny i pełny drwiny.
— Grzegorz, nie chciałam cię skrzywdzić. Naprawdę sądziłam, że przy tobie zapomnę o Karolu i pokocham cię tak, jak ty mnie.
— I dlatego wrobiłaś mnie w morderstwo swojego męża, którego nie popełniłem? Proszę cię, skończ, bo mi się niedobrze robi, gdy tego słucham. I kiedy na ciebie patrzę, więc wracaj na taras i daj mi spokój.
— Uczucia nie zależą od nas… — zaczęła, ale jej przerwał.
— Uczucia nie, ale czyny względem drugiego człowieka już tak.
Odeszła bez słowa, pozostawiając po sobie smugę perfum, które chyba do końca życia będą mu się kojarzyć tylko z nią. Na szczęście lekki podmuch jesiennego wiatru sprawił, że po krótkiej chwili już ich nie czuł. Zacisnął zęby i ogarnęła go złość. Amelia naprawdę była niepoważna, proponując mu rozejm w imię dobrych relacji rodzinnych. Czyżby sądziła, że nic wielkiego się nie stało?
Z ulgą opuścił dom Łyszkinów na Saskiej Kępie, chociaż do czasu awantury z Karolem bardzo lubił te ich rodzinne spotkania. Potem, gdy już między nimi doszło do zawieszenia broni, powoli zaczynał przywykać do obecności młodego Lewina i sądził, że niebawem znowu poczuje radość na samą myśl otym, iż będą mogli zasiąść wszyscy razem do stołu, zwłaszcza że z roku na rok robili to coraz rzadziej. Tymczasem pojawiła się w ich życiu Amelia, która zmieniła wszystko. Teraz męczył się jak potępieniec, bo musiał udawać, że zaakceptował nowego członka rodziny.
***
Przez kilka następnych dni rozważał, co powinien zrobić ze swoim życiem, bo siedzenie w Warszawie zaczynało go nużyć, a świadomość bliskości swojego śmiertelnego wroga, czyli Amelii Imhoff, męczyć. Pewnego niedzielnego popołudnia postanowił, że nazajutrz uda się do swojego przełożonego i popros Następnego dnia jednak jego szef był w delegacji, po południu zaś gruchnęła informacja, która mogła zmienić wszystko w jego resorcie. I w każdym innym działającym w Polsce Ludowej. Konklawe, które zebrało się w Watykanie, by wyłonić po śmierci Jana Pawła I nowego papieża, wybrało na to miejsce Polaka, Karola Wojtyłę. Człowieka, który nawet specjalnie się nie krył z niechęcią do rządów w swojej ojczyźnie.
Zamieszanie i wrzawa, które wybuchły następnego poranka w ich firmie, nie miały sobie równych. Ostatni raz podobne poruszenie wywołał zamach w Monachium, ale i tak było niczym w porównaniu z tym, co działo się teraz.
Eulalia weszła cicho do sypialni i dotknęła ramienia Krzysztofa.
— Idź już spać… Musisz być jutro wypoczęty i mieć jasny umysł — powiedziała cicho.
Siedział pochylony nad biurkiem, a lampka oświetlała mu dokumenty i notatki. Nazajutrz miał się rozpocząć proces Romana Kesslinga. I choć jego adwokatem był ojciec Krzysztofa, Szymon, on chciał mieć pewność, że nie pominęli niczego, co mogło pomóc teściowi.
Tuż po jego aresztowaniu, niespełna rok wcześniej, gazety rozpisywały się o Kesslingu niemal codziennie. Z artykułów, które pojawiały się w prasie, można było wysnuć wniosek, że dyrektor jednej z central handlu zagranicznego jest potworem na miarę Zdzisława Marchwickiego, słynnego seryjnego mordercy. Kessling nie był święty, ale Krzysztof podejrzewał, że większość dyrektorów takich central dorobiło się majątku dzięki łapówkom otrzymywanym przez kontrahentów z drugiego obszaru płatniczego. Teraz jednak władza potrzebowała takich afer i pokazowych procesów, by odwrócić uwagę od pogłębiającego się kryzysu.
— Chcę być dobrze przygotowany… — wymamrotał.
— Przecież obrońcą jest twój ojciec. A on już na pewno wszystkiego dopilnuje.
— Co dwie głowy, to nie jedna. — Uśmiechnął się.
— Myślisz, że twój tata nie postara się, bo nie cierpi takich ludzi jak mój ojciec? — zapytała niepewnie.
Pokręcił przecząco głową. Nawet nie dopuszczał takiej ewentualności. Szymon Wielopolski był profesjonalistą w każdym calu i jeśli zgodził się reprezentować Kesslinga w sądzie, zapewne zrobi wszystko, by ten otrzymał jak najniższy wyrok. Jego teściowi postawiono kilka zarzutów, ale jeden z nich, czyli przyjmowanie korzyści majątkowych, mógł mieć wpływ na ocenę pozostałych, czyli niegospodarność albo zawieranie niekorzystnych umów handlowych. Niekompetencję społeczeństwo mogło wybaczyć, a sądy z reguły łagodnie traktowały takich delikwentów, ale fakt, że działo się to wszystko z powodu otrzymywanych łapówek, zmieniał postać rzeczy. Kiedy Polacy spostrzegli, że obietnice Gierka nijak się mają do rzeczywistości, z wielką niechęcią patrzyli na tych, którym niczego nie brakowało, a łapówkarzy nazywali po prostu złodziejami.
— Krzysiu, a jeśli prokurator dowiedzie, że majątek, który zdobył ojciec, pochodzi z przestępstwa, to mogą zabrać nam mieszkanie i samochód? — zapytała drżącym głosem Eulalia.
— Mieszkanie i samochód są na ciebie, a łapówkarstwa raczej mu nie udowodnią. To są jedynie domniemania i poszlaki. Twój ojciec nie jest głupcem i tego typu środki umieścił w szwajcarskich bankach. W dodatku w takich, gdzie nie pyta się o nazwisko. Żaden bank nie udzieli polskiemu wymiarowi sprawiedliwości podobnych informacji, nawet jeśliby chciał, bo konta są na hasła. Zachodni kontrahenci także się do niczego nie przyznali, bo mogliby z tego powodu sami mieć kłopoty w swoich macierzystych firmach. Twój ojciec musiałby się przyznać do wszystkiego, a przecież nie zrobi tego.
— A jeśli wyzna prawdę?
— Eulalio, on nawet nam nie powiedział całej prawdy. Zresztą nie znam człowieka, który by się tak podłożył i dorzucił sobie do wyroku kilka lat, że o przepadku mienia nie wspomnę.
— A reszta zarzutów?
— Skarbie, twój ojciec nie był jedynym odpowiedzialnym. Ktoś to sprawdzał, doradcy i fachowcy podpisywali się pod rozmaitymi ekspertyzami… Owszem, zeznali w prokuraturze, że twój ojciec ich do tego zmuszał, grożąc utratą pracy, ale takie wypowiedzi można podważyć.
— Boję się — szepnęła. — Mój ojciec… Znasz go… Zawsze był tyranem, ale to mój ojciec. Nigdy nie dostałam od niego lania i zawsze dawał mi wszystko, co dusza zapragnie. Nawet męża.
— To był pospolity szantaż — westchnął Krzysztof.
— Żałujesz?
— Teraz już nie, ale kiedyś… naprawdę byłem zdruzgotany. Pocieszało mnie jedynie to, co powiedziałaś na naszym ślubie, i odliczałem dni do chwili, kiedy będziemy mogli się rozwieść. Nie przewidziałem jednego… Że znowu się w tobie zakocham jak wariat.
— Ale ufasz mi, prawda? — zapytała cicho.
— Wiesz, że to trudne, Eulalio. Jesteś taka piękna… I taka niestabilna uczuciowo.
— Przestań! — przerwała mu nagle. — Nie wracajmy do tego, bo znowu się pokłócimy. To tak jak w sądzie. Słowo Gosi czy Marka przeciwko mojemu słowu. Tylko nie ma sędziego, który mógłby rozstrzygnąć, kto mówi prawdę.
— Jakoś to będzie — powiedział na odczepnego.
Nie chciał wracać do tego tematu. Nie zamierzał się rozwodzić z Eulalią, bo naprawdę ją kochał, ale wciąż bywały dni, gdy czuł się jak ostatni frajer i największy rogacz w Warszawie.
Kiedy zamknięto Kesslinga, a gazety poinformowały, że jego obrońcą będzie Szymon Wielopolski, plotki dotyczące małżeństwa Krzysztofa rozgorzały na nowo. Przede wszystkim szeptano, że Eulalia, która zamierzała puścić kantem małżonka, rozmyśliła się z uwagi na aresztowanie jej ojca. Nie było dnia, żeby nie słyszał podobnych rewelacji, i w końcu nie wytrzymał. Zadzwonił do Gosi i umówił się z nią na kawę w jednej ze stołecznych kawiarni. Nie zrobił tego, żeby dopiec żonie czy z uwagi na samą osobę Gosi, ale chciał wiedzieć, co naprawdę o jego małżeństwie myślą ludzie z ich otoczenia.
— No co gadają — prychnęła Gosia i zanurzyła łyżeczkę w kremie sułtańskim. — Chciała rozwodu, a chwilę potem się rozmyśliła, bo potrzebowała dobrego adwokata, a nikt się nie kwapił, by bronić aferzysty.
— Ale przecież jej wizyta w kancelarii adwokackiej, w której pracuje twój koleżka, była spowodowana aresztowaniem ojca — jęknął.
— Tego nie wiesz…
— Dajże spokój, Gosiu! Naprawdę sądzisz, że chciała sobie w tym momencie dokładać problemów? To niedorzeczne…
Gosia nachyliła się w jego stronę i powiedziała cicho:
— Posłuchaj, może masz rację, bo finalnie zrezygnowała z tego pomysłu, ale słyszałam, że ten gość, z którym spotykała się przed tobą, rozwiódł się i teraz opowiada wszystkim, iż to on jest ojcem Łukasza, i ma zamiar zająć się swoim synem, rozwieść cię z Eulalią, a potem się z nią ożenić. Podobno spotkali się kilka razy i o tym rozmawiali. Ten facet odgrażał się nawet, że pójdzie do sądu, zażąda badań na grupę krwi i przyprowadzi tuzin świadków, którzy potwierdzą, iż w tym czasie żył z Eulalią, a ty byłeś już przeszłością. Wiesz, jak to jest, kobieta zawsze pójdzie do tego, z którym ma dziecko, jeśli ją kocha i pragnie z nią być. W końcu są prawdziwą rodziną, a nie papierową. Przykro mi, Krzysiu, że ci o tym mówię, ale nie ma dymu bez ognia.
Struchlał i nie powiedział ani słowa, bo po prostu zabrakło mu głosu. Kochał Łukaszka jak własne dziecko i nawet chwilami zapominał, że Eulalia spłodziła go z kimś innym. A teraz nagle, po ponad pięciu latach, zjawił się czuły tatulek i postanowił nie tylko odebrać mu syna, ale także ukochaną żonę.
— Wszystko gra? — zapytała Gosia i dodała nieco złośliwie: — A podobno to twój biologiczny syn…
— To mój syn… — wymamrotał Krzysztof, ale Gosia najpewniej spostrzegła, że kłamie, bo powiedział to zupełnie bez przekonania.
— W takim razie możesz spać spokojnie. — Uśmiechała się półgębkiem, a po chwili wyznała coś, co zupełnie zbiło Krzysztofa z pantałyku: — Pamiętaj, Krzysiu, ja nadal cię kocham i wciąż czekam, aż spadną ci klapki z oczu. Ona nie jest warta ciebie ani tych katuszy, które przez nią przeżywasz. Wykorzystała cię, gdy zostawił ją tamten mężczyzna, a teraz wykorzystuje fakt, że twój ojciec jest znanym i cenionym adwokatem, którego przeklinają sędziowie, bo zawsze stawia na swoim.
Nie pamiętał, jak pożegnał się z Gosią i w jaki sposób dotarł do domu. Był kompletnie zszokowany, zwłaszcza że Eulalia ani słowem nie wspomniała o spotkaniach z byłym kochankiem i ojcem jej dziecka. Gdyby w tym momencie zastał ją w domu, zapewne nie obyłoby się bez karczemnej awantury, ale ostatnio jego żona dużo czasu spędzała w Konstancinie, by podnieść na duchu swoją matkę. A może wcale tam nie jeździła, ale spotykała się ze swoim gachem i dlatego za każdym razem zabierała ze sobą syna? Rzekomo po to, by on mógł skupić się na sprawie, a teściowa oderwać chociaż na kilka godzin od ponurych myśli, ale jaka była prawda?
Do wieczora nie tknął akt, tylko leżał wgapiony w sufit. Kiedy żona wróciła do domu, już ochłonął. W końcu nie był to ani pierwszy, ani zapewne ostatni raz, gdy ktoś chciał ich poróżnić, więc zapytał spokojnie:
— Czy to prawda, że spotykasz się z… ze swoim byłym? — Znacząco spojrzał na Łukasza. — No, wiesz…
— Położę małego spać i pogadamy — powiedziała z westchnieniem.
Wydawało mu się, że Łukaszowi zaśnięcie zajmuje całe wieki, ale w końcu Eulalia przyszła do dużego pokoju, usiadła obok Krzysztofa i przytuliła się do niego.
— Tak, spotkałam się z nim. Pewnego dnia czekał na mnie przed blokiem. Wyobraź sobie, że miał czelność przyjść do mnie po tylu latach i oznajmić, że chce być prawdziwym ojcem i stworzyć ze mną rodzinę. Wyśmiałam go. Potem nachodził mnie jeszcze kilka razy, straszył sądem, plotkami, ale przecież ja nie wróciłabym do niego, nawet gdyby ciebie nie było w moim życiu. Najpewniej żona miała już dość jego zdrad, dostała rozwód, kochanka go pogoniła i koniec końców wylądował u mamusi, która mieszka na Pradze, w zatęchłym pokoiku bez łazienki. Powrót do mnie dałby mu szansę godziwego życia. Niech spada! — zakończyła mściwie.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — zapytał zimno.
— Nasze małżeństwo jest wciąż bardzo kruche, a ten epizod nic nie znaczy. Po co miałam więc jeszcze dorzucać ci zmartwień?
Rozzłościł się na dobre. Uznała, że nagłe pojawienie się biologicznego ojca Łukasza jest niewarte wzmianki, ale dla niego miało pierwszorzędne znaczenie. Nie miał bowiem pojęcia, jaki oręż zechce wyciągnąć ów człowiek, by zniszczyć jego rodzinę. Poza tym już teraz wszyscy znajomi dowiedzieli się o jego istnieniu, Krzysztof zaś kolejny raz wyszedł na idiotę i frajera.
***
Pierwszy dzień procesu Romana Kesslinga ograniczył się do odczytania aktu oskarżenia i wniosków obrony o powołanie kolejnych świadków i zakończył się po dwóch godzinach. Zaraz po nim zarówno on, jak też Eulalia i jej matka udali się na Sadybę, do domu Wielopolskich. Matka Krzysztofa przygotowała obiad i starała się, by wszyscy zainteresowani oderwali się od tematu Romana Kesslinga. Jednak i tak po kilku minutach padły pytania dotyczące nastawienia sędziego, kompetencji prokuratora i roli świadków, którzy mieli stawić się na następnej rozprawie.
Pod wieczór, gdy nadszedł czas Dziennika Telewizyjnego, Szymon Wielopolski powiedział:
— Włączę telewizor. Ciekawe, czy coś powiedzą, czy to już przebrzmiałe wydarzenie. Co prawda widziałem jakichś ludzi z kamerą, ale zastanawiam się, na którym miejscu znajdzie się ta informacja i czy w ogóle się pojawi w Dzienniku. Rozgłos nie jest nam na rękę, bo w takich przypadkach sędzia może kierować się zgoła innymi pobudkami, niż powinien.
— Byle nie była to wiadomość podana na pierwszym miejscu — jęknęła Eulalia.
Informacja o rozpoczynającym się procesie Kesslinga znalazła się w Dzienniku Telewizyjnym pod sam koniec. Nie miało to jednak żadnego znaczenia, bo w tym momencie jedna wiadomość zdominowała wszystkie pozostałe, nawet jeśli pojawiła się dopiero jako druga w kolejności. Oto ogłoszono, że na Stolicy Piotrowej zasiądzie Polak, kardynał Karol Wojtyła.
Nic nie poszło tak, jak to zaplanowała Amelia Imhoff. Karol wcale nie zachłysnął się życiem na Zachodzie, rodzice Andreasa zaś nie kwapili się, by wesprzeć ją finansowo i ograniczali się jedynie do zakupu luksusowych zabawek Mikołajowi. Na życie w Polsce wystarczały jej pieniądze ze sprzedaży domu pod Stuttgartem, których po opłaceniu adwokatów pozostała nędzna resztka, i dywidendy wypłacane z wydawnictwa Dargiewiczów. Jeśli jednak Natalia zechce pewnego dnia odsprzedać swoje udziały w spółce, Amelii mogło nie wystarczyć oszczędności, ewentualnie spłucze się do zera. Fakt, zostanie wówczas panią prezes, ale była świadoma, że gdy przejmie stery w firmie, większość pracowników odejdzie, zwłaszcza tych najlepszych i najbardziej znanych, jak chociażby Nela czy ta smarkula Kinga, i minie trochę czasu, zanim doprowadzi wydawnictwo do tak dobrej formy, w jakiej było teraz. A na to także musiała mieć pieniądze.
— Dlaczego kupujesz mu takie drogie rzeczy? — wściekał się Lewin, gdy wracała z RFN-u obładowana pudłami z klockami Lego, resorakami i maskotkami, które można było w Polsce nabyć jedynie w pewexie.
Oczywiście, nie wspominała słowem, że owe dobra jej syn otrzymuje od swoich dziadków. Wiedziała jednak, iż pewnego dnia zrobi to Mikołaj, i musiała być na to przygotowana. Tak samo, jak na to, że kiedyś jej syn zacznie opowiadać Imhoffom o swoim tacie.
Nie tylko z tego powodu dochodziło pomiędzy nią i Karolem do zgrzytów. Kością niezgody wciąż pozostawał ich ślub, na który Lewin nalegał niemal każdego dnia. A jej kończyły się wykręty. Postanowiła więc pewnego razu porozmawiać z Karolem szczerze i odkryć karty.
— Dobrze, kochanie, powiem ci, dlaczego wciąż zwlekam. Tylko błagam, nie złość się na mnie. Rodzice Andreasa sądzą, że Mikołaj jest ich wnukiem. Po prostu tak założyli, bo przecież kiedy ich syn został zamordowany, wciąż byłam jego żoną. Nie wiem, jak z tego wybrnąć. To majętni ludzie i boję się, że wpadną we wściekłość, kiedy dowiedzą się o nas.
Karol Lewin popatrzył na nią ze zdziwieniem.
— Nie rozumiem, skarbie. Co oni cię obchodzą? Mieszkamy w Polsce, tutaj ich pieniądze nic nie znaczą. W RFN-ie mogliby zatruwać ci życie, ale nie w Warszawie. Tutaj to ja mógłbym stanowić zagrożenie dla nich.
— Karol, byłeś tam… Widziałeś, jak się tam żyje. Nie musimy mieszkać w RFN-ie, Europa jest duża. Możemy osiąść w Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, gdzie tyko chcemy. A wówczas pieniądze Imhoffów będą miały znaczenie. Oni są właścicielami spółek rozsianych po całej Europie Zachodniej — odparła cicho.
— A więc o to chodzi… Amelio, ja już wyraziłem swoje zdanie. Nigdzie się stąd nie ruszę. Polska to mój dom, tutaj się urodziłem i tutaj zdechnę. Wiedziałaś, na co się piszesz, więc proszę, skończmy tę rozmowę i nigdy więcej do niej nie wracajmy. Jeśli mnie kochasz…
Przerwała mu:
— Jesteś miłością mojego życia, Karol, ale wciąż się zastanawiam, jaka przyszłość nas tu czeka.
— Normalna. Może niedługo rozpoczniemy budowę domku, oboje jeździmy samochodami i niczego nam nie brakuje. Mógłbym nawet machnąć ręką na to, że nie mamy ślubu, ale, do cholery, w moim resorcie bardzo źle na to patrzą. W końcu żyję z kobietą, która przyjechała z imperialistycznego kraju i odkąd się ze mną związała, przestała współpracować z polskim wywiadem. Może jątrzy, może szpieguje. Nie chcę już pisać raportów i tłumaczyć się ze swoich prywatnych spraw. Kiedy się pobierzemy, wkrótce potem otrzymasz polskie obywatelstwo i nikt już nie będzie suszył mi głowy.
— Właśnie, co to za kraj, jeśli władza zagląda ci nawet do łóżka — prychnęła.
— Władza musi być czujna, bo w przeciwnym razie reakcyjne siły zechcą posunąć się jeszcze dalej niż dotychczas.
— Reakcyjne siły… — Zachichotała. — Mówisz jak stalinowski aparatczyk.
— Amelio, patrzyłaś na wszystko z perspektywy kłamliwych informacji, które przedostawały się na Zachód.
— No, już dobrze, nie złość się — odparła łagodnie, ale tym razem Karol nie zamierzał składać broni.
— Chcę, żebyśmy w ciągu roku zostali małżeństwem — wysyczał.
— Czy twój upór ma jakiś związek z imprezą na Saskiej Kępie? — wytknęła mu.
— Nie, ale nie ukrywam, że to właśnie w sobotę postanowiłem zakończyć ten temat raz na zawsze.
— Ale jakoś nie kończysz, tylko wciąż drążysz.
Uśmiechnęła się i podeszła do Karola. Przytuliła się do niego i włożyła mu dłoń pod koszulę. Jej pieszczoty za każdym razem działały na Karola kojąco i jej ukochany przestawał marudzić, jakby jej palce stanowiły czarodziejską różdżkę, która jest w stanie zrobić z nim wszystko, co tylko chciała.
Delikatnie wysunął jej rękę spod swojej koszuli i powiedział cicho:
— Dzisiaj ci się nie uda mnie zbyć. Kocham cię i naszego synka. Chcę, żebyśmy byli prawdziwą rodziną.
— A ja chcę stąd wyjechać. Mam dość kolejek, tej szarości, bylejakości i ponurych, zmęczonych ludzi. Błagam, będzie nam tam cudownie.
— Amelio, wiem, że tęsknisz za tamtym życiem, ale ja nie czuję się tam dobrze. Nie znam języków, a to całe bogactwo mnie przytłacza. Mogę zakosztować luksusu przez tydzień czy dwa, ale nie mógłbym pracować jako zwykły robol i być kompletnie anonimowy. Tam stanę się niewidzialny, bez jakiegokolwiek znaczenia. A moja rodzina? Nie mógłbym ich odwiedzać, bo przecież jeśli wybiorę wolność na Zachodzie, w Polsce będę skończony. Dla mnie to droga bez powrotu i tego boję się najbardziej. Wyjeżdżając, popełnię zawodowe samobójstwo. Nie mogę opuścić Polski na próbę i wrócić jak gdyby nigdy nic, jeśli nie znajdę szczęścia za żelazną kurtyną.
— Karol, wciąż liczysz, że kiedyś Gierek zrobi tu drugi RFN. A ja ci mówię, że będzie coraz gorzej. Nie jestem głupia i nie słucham jedynie Dziennika, ale także napotkanych w sklepach czy parkach ludzi. I wtedy widzę coś zupełnie innego niż to, czym karmi Polaków telewizja czy prasa. A jeśli dojdzie do jakiejś rewolucji, takich jak ty będą wieszać albo wsadzać do więzień.
Uśmiechnął się smutno.
— Wtedy ucieknę, a ty mi w tym pomożesz.
Nie powiedziała już ani słowa. W tej chwili jedyne, na co mogła liczyć, to jakiś zamach stanu albo rewolucja. Tylko jak długo będzie na to czekać? W Czechosłowacji już dziesięć lat wcześniej Sowieci pokazali, co oznacza bunt. W Polsce zresztą też nie obyło się bez protestów, które zostały brutalnie stłumione. Tutaj należało żyć według scenariusza, który nakreślała władza — zadowalać się niezbędnym minimum i przyklaskiwać nawet najgłupszym pomysłom. Nie rozumiała, dlaczego Karol nie chciał wykorzystać okazji i opuścić tego miejsca. Miała trochę pieniędzy, a niebawem zamierzała przejąć spółkę Dargiewiczów, w której rządziłaby z Lewinem. Jakiż to byłby chichot losu, gdyby znienawidzony przez Alicję Dargiewicz ród Lewinów pozbawił ją wszystkiego, co kochała. Marzyła, że pewnego dnia będzie mogła popatrzyć na zawiedzioną minę tej kobiety. Dokładnie taką, jaką widywała u swojej matki, mimo że nowy mąż dał jej niemal wszystko. Ojczym Amelii miał w zasadzie tylko jedną wadę. Nie był Julianem Chełmickim, a to sprawiało, że nie mógł uczynić jej matki w pełni szczęśliwą.
Grzegorz Łyszkin był gotów zrobić dla niej wszystko. Porzucić swój kraj, rodzinę w Polsce i postawić wszystko na jedną kartę. Na miłość do niej. Jednak on także miał pewną wadę. Nie był Karolem Lewinem, ten zaś nie chciał zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia. Czuła, jakby stała na linowym moście, który chwieje się pod wpływem podmuchów wiatru, a ona nie wie, czy da radę przejść na drugą stronę i czy nie lepiej byłoby się wycofać do punktu wyjścia. Amelia Imhoff, odkąd postanowiła, że nie będzie więcej ofiarą, nie lubiła z niczego rezygnować. Wiedziała jednak, że pewnego dnia będzie musiała podjąć decyzję i dokonać wyboru. Albo wyjechać do Szwajcarii ze swoim synem i żyć w luksusie jak niegdyś, albo pogodzić się z szaroburą rzeczywistością w Polsce, ale za to u boku ukochanego.
— O ja pierdolę… — Z zamyślenia wyrwał ją głos Karola.
— Co się stało? — zapytała, nieco przestraszona.
— Ten drań został papieżem.
— Kto taki?
— Wojtyła. Kurwa, teraz to się dopiero zacznie…
— Polak został papieżem? — zdziwiła się. — Przecież od ponad czterystu lat wybierano Włochów.
— Właśnie… — wymamrotał Karol.
— Myślisz, że będzie nawoływał Polaków do przewrotu i zmiany władzy? — zapytała.
— Jestem tego pewny — prychnął. — Co niedzielę będzie pierdolił o wolności, poszanowaniu godności człowieka i mieszał tym fanatykom religijnym we łbach.
— Widzisz… To jest argument, żebyśmy wyjechali. — W Amelię wstąpiła nowa nadzieja.
Usłyszała jego tubalny śmiech.
— Oszalałaś? Dopiero teraz zostanę naprawdę doceniony i będę miał władzę, o której wcześniej nawet nie śniłem.