Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy podejrzany o morderstwo aktor manipuluje swoim wizerunkiem, aby ukryć tajemnicę z przeszłości?
Nowy thriller laureatki Nagrody Czytelników Wielkiego Kalibru.
Jeszcze poprzedniego wieczoru Alex Skorupsky świętował premierę filmu, rano budzi się w zupełnie innej rzeczywistości. Jego dziewczyna Agnieszka zniknęła, a kamery zarejestrowały, jak jej samochód potrąca kobietę, z którą Skorupsky'ego łączyło coś więcej niż tylko służbowa relacja.
Jeśli Alex nie odnajdzie Agnieszki przed policją, jego budowana latami kariera będzie skończona. Tylko czy Alex jest równie krystaliczny, jak bohaterowie, których gra w filmach? I czy szuka zaginionej dziewczyny, aby ją ocalić? Czy może... chce ją uciszyć na zawsze?
Fejm to nie tylko przewrotny thriller, w którym prawda ma wiele twarzy. Joanna Opiat-Bojarska otworzyła wiele zamkniętych dla publiczności drzwi, wniknęła do środka i obnażyła prawdę o mechanizmach rządzących światem sław.
"Fejm jest jak dobry film sensacyjny, w którym po wielu zwrotach akcji, aż do samego końca jesteśmy robieni w balona, ale na tym polega dobra rozrywka. Joanna Opiat-Bojarska Nagrody Czytelników Wielkiego Kalibru nie dostała przypadkiem. Kryminał to powietrze, którym oddycha, a więc drogi czytelniku, poproszę o głęboki wdech i zaczynamy!"
Karolina Korwin-Piotrowska.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 489
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja: Paweł Sajewicz, Hanna Trubicka
Korekta: Magdalena Szroeder-Stępowska, Monika Ochnik
Projekt okładki: Krzysztof Rychter
Zdjęcie na okładce: Rekha Arcangel
Opracowanie graficzne i skład: Maciej Trzebiecki
Redaktor prowadzący: Marcin Kicki
ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa
Copyright © by Agora SA, 2023
Copyright © by Joanna Opiat-Bojarska, 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone
Warszawa 2023
ISBN: 978-83-268-4033-3
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Spojrzenia.
Łapał je w biegu. Ukradkowe. Badawcze. Ciekawskie. Przelotne.
Mógłby użyć tysiąca słów, a nadal nie opisałby wszystkich emocji wpatrzonych w niego ludzi. Wolał rozkoszować się chwilą. Zatrzymywał wzrok na tych, w których oczach dostrzegał zachwyt. To właśnie zachwyt był dla niego jak tlen. Brał więc głębokie oddechy i ładował baterie.
– Alex! Jedno pytanie przed seansem!
Rozkojarzył się na chwilę, ale teraz musiał wrócić do obowiązków. Był w pracy. Odwrócił głowę w kierunku kobiecego głosu. Najpierw zauważył wycelowany w niego mikrofon z logo youtube’owego kanału, a dopiero później twarz. Ilość tapety sugerowała, że ma do czynienia z dziewczyną, która premierę filmu traktuje z taką samą przesadą jak bal noworoczny.
– Tak?
– Ile kosztowało cię przygotowanie do roli?
– Christian Bale do roli w Mechaniku schudł trzydzieści kilo, sypiał po dwie godziny dziennie i podobno miał wrażenie, że wychodzi poza swoje ciało. Robert De Niro, by poczuć postać Taksówkarza, nocami rozwoził klientów po Nowym Jorku. Ja musiałem jedynie... – Zdenerwowanie próbowało przejąć kontrolę nad jego perfekcyjnym przygotowaniem. Nie po to wczoraj przed lustrem powtarzał odpowiedzi na pytania, których się spodziewał, by teraz wyjść na niedoskonałego. Odetchnął, spojrzał rozmówczyni głęboko w oczy, by uznała go za pewnego siebie, i wrócił do roli. – ...musiałem jedynie zrozumieć, jak to jest funkcjonować bez wzroku w świecie, w którym najbardziej liczy się to, co widać. Bohater, w którego wcieliłem się w filmie, jest niewidomy, pewny siebie i odważny. Połączenie tych wszystkich cech było ogromnym wyzwaniem. Pewnie poległbym, gdyby nie pomoc Artura, mojego niewidomego trenera życia.
Alex miał nadzieję, że wymierzony w niego mikrofon wszystko zarejestrował. Mówił głośno i wyraźnie, by słowa przebiły się przez dochodzący ze wszystkich stron hałas. Hol był pełen ludzi.
– Tu jesteś.
Najpierw poczuł na swoich plecach dłoń, a sekundę później zapach perfum. Rozpoznałby je wszędzie. Woń zielonej gruszki i jaśminu wydawała się zachęcająca, chociaż ciężka, a zaraz za nią pojawiała się dusząca wanilia ramię w ramię z uziemiającą fasolą tonka. Czasami wydawało mu się, że tylko Weronika Madejska, jego menedżerka, jest na tyle silną kobietą, by z gracją nosić La belle Jeana-Paula Gaultiera. Zupełnie jakby to dla niej został stworzony. Przy pierwszym kontakcie wydawała się intrygująca i uprzejma, ale bardzo szybko prezentowała przyziemną konkretność oraz odurzającą skuteczność.
– Przepraszam, że przerywam. – Weronika zbliżyła twarz do lewego policzka Alexa. – Musimy zajmować miejsca. Zaraz się zacznie.
Gdyby obserwował ich ktoś obcy, nieznający realiów branży, mógłby wyciągnąć wniosek, że są parą. Nie byli, chociaż Weronika wiedziała o nim prawie wszystko. Pracowali razem od czterech lat. To ona go znalazła, wzięła pod swoje skrzydła, załatwiła angaż w filmie, dzięki któremu zyskał sławę, i skutecznie dbała o to, by jego zawodowa wartość rosła w tempie geometrycznym.
– Dziękujemy pani za wywiad – rzuciła uprzejmie do dziennikarki, pchnęła Alexa w stronę sali kinowej, ale zanim odeszła, spytała jeszcze: – Kiedy możemy spodziewać się przesłania materiału do autoryzacji?
Na ekranie pojawiły się napisy końcowe. Alex wypuścił powietrze z płuc i dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że bolą go mięśnie brzucha i kręci mu się w głowie. Zupełnie jakby przez cały seans wstrzymywał oddech.
Na sali było zbyt ciemno, by mógł dostrzec twarze zgromadzonych. Koniecznie chciał jednak wiedzieć, jak publiczność przyjęła film. On sam widział Follow me już cztery razy.
Po raz pierwszy – na seansie reżyserskim, dwa miesiące przed premierą. Wpatrywał się wtedy w postać, którą odtwarzał, z takim zaangażowaniem, że nie zauważył nikogo i niczego poza nią. Za drugim razem było lepiej – oddzielił siebie od postaci i mnożył w głowie krytyczne uwagi dotyczące gry aktorskiej. Trzeci raz, kilka dni temu, przyniósł mu kontekst opowieści. W końcu zauważył, że na ekranie pojawiają się również inni bohaterowie, a montaż wzmaga napięcie i w wyjątkowy sposób prowadzi historię do wybuchowego zakończenia. Czwarty seans zaliczył dziś, ale chociaż kierował wzrok w stronę ekranu, był zbyt skupiony na tym, co stanie się po projekcji, by docierały do niego kolejne obrazy.
Zawsze tak miał. Po miesiącu od premiery oglądał film ze sobą w roli głównej jeszcze raz i dopiero wtedy dopuszczał do siebie wszystkie emocje.
– Idziesz – usłyszał w swoim uchu głos Weroniki i zorientował się, że oto nadeszła chwila, na którą tak długo czekał. Najważniejsza premiera w życiu. Rozejrzał się. Wszyscy twórcy opuszczali swoje miejsca i szli na scenę.
Gdy sam na niej stanął, obok reżysera, scenarzysty, operatora kamery oraz innych aktorów i aktorek, poczuł, że żyje. Wszystkie światła były skierowane na nich. Wpatrywały się w niego uśmiechnięte twarze osób z widowni, a z głębi sali rozległy się oklaski. Fala dźwięku wzbierała, a gdy dotarła do Alexa, pomyślał, że w tej chwili byłby wstanie przenieść na plecach Kilimandżaro.
Przyjemne uczucie utrzymywało się także po zejściu ze sceny, zaliczeniu setki zdjęć oraz udzieleniu wywiadów. Gdy ostatni przyprowadzony przez Weronikę dziennikarz podziękował za poświęcony czas, Alex zaczął rozglądać się po holu. Chciał znaleźć Agnieszkę, spojrzeć jej głęboko w oczy i sprawdzić, czy spodobała jej się postać, którą wykreował.
Nie szukał jej długo. Stała sama, w najciemniejszym rogu pomieszczenia. Wpatrywała się w telefon komórkowy, zupełnie jakby nie interesowało jej to, gdzie jest i jacy sławni ludzie znajdują się na wyciągnięcie ręki. Jej twarz była napięta.
Nigdy wcześniej nie zabierał jej na takie spotkania. W ogóle rzadko bywali razem w miejscach publicznych. Dziś do kina też weszli osobno. Ona przemknęła z tłumem widzów, a on wkroczył do środka po czerwonym dywanie jak hollywoodzka gwiazda.
Wczoraj przez krótką chwilę rozważał nawet, czy nie wykorzystać jej obecności na premierze. Mogliby przecież zapozować razem na ściance. Foty, na których wpatruje się w nią spojrzeniem zakochanego kundla, hulałyby po internecie z podpisem: „To ona usidliła największego przystojniaka!”. Ludzie w komentarzach pytaliby, czy Agnieszka jest dla niego odpowiednia i jaka czeka ich przyszłość. Wiele fanek ruszyłoby do kina, by wyczytać z jego oczu, czy podczas zdjęć był już w niej zakochany.
Ostatecznie uznali jednak, że Alex pozostanie przy wizerunku atrakcyjnego singla. Agnieszka wydawała się rozumieć specyfikę jego zawodu i nigdy głośno nie zgłaszała sprzeciwu. A jemu robiło się niedobrze na myśl, że miałby sprzedawać własną intymność.
– I jak? – zagadnął, gdy do niej podszedł.
Odetchnęła ciężko, jakby próbowała oddzielić to, co wydarzyło się między nimi wcześniej, od tego, co dzieje się teraz.
– Wiedziałam, że jesteś dobry... – zagryzła usta – ale że aż tak?
W sukni, którą jej kupił, wyglądała tak apetycznie, że trudno mu było powstrzymać dłonie. Same wyrywały się w stronę jej bioder.
– Cieszę się, że moja kreacja aktorska przypadła pani do gustu. – Położył nacisk na słowo „pani” i się roześmiał.
Jej twarz się rozluźniła. Rozchyliła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamarła, zatrzymując spojrzenie gdzieś za plecami Alexa.
Odwrócił się. Grupa dziewczyn toczyła się wolno w stronę wyjścia z kina. Przekrzykiwały się, gestykulowały i parskały śmiechem. Na tyle głośno, by można to uznać za efekt ekscytacji podlanej alkoholem.
– Ooo, patrzcie, Alex! – zawołała rudowłosa dziewczyna, gdy ich mijały, ale koleżanki jej nie usłyszały. Nie przejęła się tym jednak. Zatrzymała się i wyciągnęła dłoń, by pogłaskać Alexa po klatce piersiowej. – Idziesz z nami? Masz co opijać, produkcja sztos! A ty... no, po prostu wow. Wielki szacun!
– Cieszę się, że moja kreacja aktorska przypadła ci do gustu – powtórzył formułę, którą reagował na wszelkie pochwały.
Znał tę twarz i ogniste włosy. Gdyby pamiętał jej imię, dodałby je, celowo zdrabniając, z nadzieją, że taka poufałość już na zawsze zmieni dziewczynę w jego wierną fankę. Taką miał strategię.
Ale nie pamiętał. Ładne twarze jakoś łatwiej zapadały mu w pamięć niż imiona.
– Przypadła do gustu? – Dziewczyna parsknęła. – Facet, to było zajebiste!
– Miło mi to słyszeć.
– Dobra, dobra, daruj już sobie te formułki. Lecę, bo laski na mnie nie poczekają. – Machnęła ręką w kierunku wyjścia. – Jeśli chciałbyś dołączyć, to będziemy w Loretcie. A jeżeli, jak zwykle, wolisz unikać tłumów, to myślę, doktorku, że powinieneś mnie zbadać prywatnie. Pora powtórzyć badanie kontrolne. – Puściła oczko i roześmiała się, jakby była dumna, że go zaskoczyła. – Zadzwoń. Numer znasz.
Maszerowali korytarzem w kierunku szatni. Za nimi nadal trwała impreza. Oddalali się od ludzi, ale nadal trzymali się na dystans, jakby byli dla siebie obcy.
– Badanie kontrolne? – syknęła Aga.
Jej głos zmieszał się z docierającym do nich szumem small talku.
– Byłem ginekologiem tylko przez trzy dni na planie cztery lata temu. – Alex nawet na nią nie spojrzał. – To nie moja wina, że serial miał ponadmilionową oglądalność.
– Nie twoja wina, że baba marzy, żebyś włożył palce w jej cipę?
Być może powinien zareagować na prowokację i przynajmniej skrzywić się z obrzydzeniem. Zamiast tego spojrzał na swoje adidasy. Były białe. Idealnie kontrastowały z czarnym garniturem i czarnym T-shirtem, które miał na sobie. Dobrze wyglądał w każdej wersji siebie. Podobał się kobietom. Miał za to przepraszać?
– Nie wiem...
– Przestań – przerwała mu.
– Jestem zszokowany tak samo jak ty – improwizował. – Porozmawiajmy o tym później. Proszę.
Spojrzał na nią. Bez emocji. Tak zwyczajnie, jakby zobaczył ją po raz pierwszy. Zgrabne nogi, kształtne biodra, mały biust, taki najbardziej mu się podobał. Do tego intrygujący umysł, magnetyzujące spojrzenie i gesty nasycone zmysłowością. Agnieszka była piękną i atrakcyjną kobietą. Naturalną. Prawdziwą. Podniecającą. Gdyby byli sami, przyciągnąłby ją do siebie, przytulił i wymruczał do ucha, że jest dla niego najważniejsza.
– Przestań, nie jestem aż taka głupia. Gdyby mnie tu nie było, dałbyś się jej poderwać! – Unosiła i ściszała głos, jakby ostatkiem sił panowała nad emocjami.
– Nie tutaj.
– Nie teraz. Nie tutaj. Nie o tym. Ja pierdolę, Alex! Jak możesz, po tym wszystkim, co dziś...
Nadal był w pracy. Przyciągał spojrzenia i miał świadomość, że paparuchy są jak snajperzy. Nie widać ich, ale gdy już wycelują swój obiektyw w ofiarę, ta nie ma jak się obronić.
Z oczu Agi wyczytał, że jego opanowanie i profesjonalizm, czy raczej obojętność, podsycają w niej wściekłość. Nie zamierzał tracić czasu na pojedynek spojrzeń. Opuścił głowę i zerknął na zegarek.
– Za chwilę idziemy z chłopakami do klubu. Przewietrz głowę i dołącz do nas.
Spojrzała na niego, jakby właśnie zaproponował, żeby wspólnie zabili jej matkę.
– To najważniejsza premiera w moim życiu. Długo czekałem, żeby świętować sukces. Bardzo, kurwa, długo. – Za plecami usłyszał zbliżające się kroki. – Nie pozwolę ci tego zepsuć.
– Świetnie – wycedziła przez zęby. – Skoro w tej sytuacji zabawa jest dla ciebie ważniejsza... to nie mamy o czym gadać.
Obcy mężczyzna szedł w stronę szatni. Alex dla niepoznaki wyjął telefon i kiedy facet znajdował się na tyle blisko, by zobaczyć ich twarze, udał, że robi sobie selfie z fanką.
Odgrywanie ról. W tym był najlepszy.
Muzyka grała tak głośno, że dźwięki szczelnie wypełniały cały lokal. Głos wokalistki na dobre rozgościł się w uszach Alexa, a towarzyszący mu house’owy podkład arogancko, bez pozwolenia wnikał głębiej w ciało. Wprawiał w drgania nie tylko głowę, barki i dłonie, ale również narządy wewnętrzne. Serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej.
Na bar wjechała właśnie drewniana deska, pomiędzy kieliszkami ozdobionymi cukrem i wypełnionymi niebieskim płynem tańczył ogień. Jeszcze jedna kolejka spektakularnych kamikadze. Alex nie liczył która.
– To za nas, panowie! – Krzysiek pierwszy złapał kieliszek. W filmie pojawiał się w jednej z pierwszych scen i ginął. – Za żywych i umarłych!
Pozostali się nie ociągali. Maciej, który grał sąsiada głównego bohatera, Marcin, który na czas zdjęć stał się policjantem, i Alex. To on zaproponował toast:
– Za sukces!
– Sukces już masz! – roześmiał się Maciej.
– Pamiętasz, czego uczyli nas w szkole aktorskiej? Trzeba być głodnym sukcesu! Zawsze!
Przekrzykiwali się, opróżniali kieliszki i podrygując w rytm muzyki, zerkali na falujący na parkiecie tłum. Rozluźnieni mężczyźni, zalotne kobiety i rozbiegane światła stroboskopowe.
– Jak jest?! – wrzasnął Krzyśkowi do ucha Alex.
– Zajebiście!
– A gdzie masz tę... tę swoją?! – Alex nie mógł sobie przypomnieć imienia partnerki kumpla.
– Weź, nie nosi się drewna do lasu! A ty nadal cieszysz się wolnością?
– No. I nie narzekam.
– Kurwa, Alex! Zajebiście wyszło na tej premierze, co nie?!
Obaj byli aktorami, ale dzieliło ich niemal wszystko: wiek, sytuacja prywatna, finansowa i zawodowa. Ale tej nocy poczucie, że złapali Pana Boga za nogi, towarzyszyło każdemu z nich. Pokazali się w filmie, który miał szansę zostać polskim hitem roku. Mieli co świętować. Dwa lata temu podjęli decyzję o udziale w projekcie, o którym mało wiedzieli, a ryzyko było duże. Reżyser nie miał żadnego doświadczenia, nikt go nie znał i z tego, co obiecywał, mogła wyjść wielka klapa. Dziś dotarło do nich, że się opłaciło. W życiu każdego z nich następował właśnie przełom. I to przekonanie ich spajało.
– Jeszcze jedna kolejka i wbijamy na parkiet! – zarządził chwiejący się na nogach Krzysiek.
Alex przyjął kolejną porcję alkoholu, ale zamiast wtopić się w tańczący tłum, skręcił w stronę toalet. Znał drogę, ale dojście do wąskiego korytarza wydało mu się dziś dużym wyzwaniem. Nogi myliły rytm, a podmuchy z klimatyzacji zdawały się tak silne jak wichura Helena.
Na szczęście wewnętrzny kompas go nie zawiódł. Dotarł. Pęcherz dawał mu znać, że w odpowiednim momencie. Pozostało jedynie pokonać mroczny korytarz, na którego końcu znajdowały się oświetlone drzwi. Alex pomyślał, że jest jak samolot przygotowujący się do lądowania. Musi zmierzać prosto w stronę światła.
Skupił się. Muzyka traciła na sile, a świecące na drzwiach kółko i trójkąt stawały się coraz większe.
Wtedy je zauważył.
Trzy rozbawione dziewczyny. Na oko dwadzieścia parę lat. Odstrzelone. Stały na jego drodze, jakby na kogoś czekały. Jedna z nich spojrzała na Alexa. Ich oczy się spotkały. Rozpoznała go. Musiała go rozpoznać, bo szturchnęła koleżankę. Szturchnięta też spojrzała i nie odrywając od niego oczu, pociągnęła trzecią dziewczynę za rękaw.
– OMG! To on.
– Jak on? Tutaj?
– To nie może być on.
– To on. Padnę. Zaraz będzie obok nas przechodził.
Alex nabrał powietrza, wyprostował się i wypchnął do przodu klatkę piersiową. Minął dziewczyny, rzucając jedynie krótkie, niezdradzające zainteresowania spojrzenie. Pisk, który wywołał, dotarł do niego, kiedy zamykały się za nim drzwi męskiej toalety. Uśmiechnął się do siebie.
Odlał się, skontrolował w lustrze fryzurę i obydwa profile, a potem spojrzał w odbicie tak, jakby nie mógł się sobie oprzeć. To było dobre spojrzenie i działało na płeć przeciwną. Zamknął oczy, zresetował ustawienia twarzy, nadając jej obojętny wyraz, i wrócił na korytarz.
Dziewczyny stały tam, gdzie je zostawił. Wiedział, że wciąż tam będą. Niespiesznie kierował się do głównej sali, ale kiedy je mijał, złapał spojrzenie jednej z nich i delikatnie się uśmiechnął.
– Ja pierdolę, czy on stanął?
Usłyszał pytanie i uznał, że grzechem byłoby nie skorzystać z okazji. Zatrzymał się.
– Nie wiem, co masz na myśli. – Starał się zabrzmieć elokwentnie, ale upojenie alkoholowe mu w tym nie pomagało.
Spojrzał na dziewczynę, która wydawała się najodważniejsza z całego towarzystwa.
– OMG! To ty? To naprawdę ty? – Zareagowała tak, jakby był hologramem. Wyciągnęła przed siebie rękę, ale go nie dotknęła. – Patrz, Iza, na żywo wygląda jeszcze lepiej!
– Ale... nie można wyglądać... lepiej – wyjąkała Iza.
– Widzę, że wolicie gadać same ze sobą. Gdybyście zmieniły zdanie i chciały spróbować ze mną, to kręcę się tu... gdzieś.
Odpowiedziały śmiechem. Uznał to za deklarację woli.
– No to chodźmy na parkiet. Są tam moi koledzy aktorzy. Mamy takie swoje małe święto, ucieszą się, jeśli dołączycie.
Puścił dziewczyny przodem, by na szybko i z pełną premedytacją sprawdzić, jakie mają figury. Czuł się jak na kolacji all inclusive, podczas której nie trzeba się ograniczać, a potrawy leżące na stołach przekrzykują się: weź mnie, weź mnie.
Wybrał dziewczynę o najdłuższych nogach, twarzy anioła i obfitych ustach podkreślonych krwistoczerwoną szminką. Zbliżył się do niej i położył jej rękę na biodrze. Spojrzała na niego i pozwoliła się przyciągnąć. Uśmiechnął się. Miał ochotę zrobić to już podczas premiery. Co prawda z ciałem Agnieszki, ale przecież z fizycznego punktu widzenia każde biodro było takie samo, nie powinien odczuwać różnicy.
Dotknął ustami ucha wybranej dziewczyny i powiedział:
– Może się nap... – Język mu się plątał. – Najpierw się czegoś napijemy? We dwoje?
Gdy zdał sobie sprawę, że dochodzący z oddali stukot nie ustaje, postanowił otworzyć oczy. Powieki wydawały się sklejone jak stęsknieni kochankowie. Kiedy udało mu się je wreszcie rozewrzeć na kilka milimetrów, odpuścił.
Przestraszył się. Ostrego światła, wirującego obrazu i świadomości, że nie jest jeszcze gotowy stanąć na deskach codziennego teatru. Nie wiedział, gdzie jest, jak się tu znalazł ani co działo się poprzedniej nocy. Pamiętał szoty, głośną muzykę i czerwone kobiece usta.
Skupił się na swoim ciele. Chciał wziąć głęboki wdech, ale coś naciskało na jego brzuch. Albo to brzuch naciskał na... materac?
Zrozumiał, że leży na brzuchu ze zgiętą i odwiedzioną w bok nogą. Nic nie uciskało go ani w kroku, ani w pasie. Musiał być nagi. W łóżku. Czyżby z właścicielką czerwonych ust?
W nocy przesadził z alkoholem, ale przecież jej tego nie powie. Nie pamiętał, jak miała na imię, ale mógł to ograć. Powiedzieć do niej „Skarbie”, a potem przekonująco pokazać, że bardzo chciałby z nią zostać, ale przypomniał sobie, że zostawił w mieszkaniu mleko na gazie. Albo chorą matkę. Albo że musi odprowadzić dzieci do przedszkola. Nie chodziło o to, by uwierzyła, tylko by zastygła, dając mu przestrzeń na wycofanie się z jej mieszkania.
Wysunął dłoń przed siebie, żeby sprawdzić, czy natknie się na jej ciało. Sąsiednia połowa łóżka była nie tylko pusta, ale też zimna.
Druga próba otwarcia oczu poszła dużo lepiej. Obraz wirował, jednak Alex wychwytywał szczegóły. Zagłówek łóżka. Znał go. Wiedział nawet, ile kosztował. Stanowczo zbyt wiele, ale dwa lata temu uznał, że musi sobie wynagrodzić frustracje, jakie przeżył na planie głupawej komedii romantycznej.
– Aga? – zachrypiał.
Odpowiedziało mu walenie do drzwi. Chciał je zlekceważyć, ale hałas był nie do zniesienia.
Zerwał się z łóżka. Mimo że przy każdym ruchu głowa sygnalizowała, że zaraz wybuchnie, doczłapał do przedpokoju. Chciał warknąć na Agę, że przecież ma własne klucze, ale uznał, że to mu się nie opłaci. Agnieszka od razu się zorientuje, że Alex ma kaca giganta, i uruchomi gadkę o tym, że pięknie potrafi się urządzić, gdy jej przy nim nie ma, i że zachowuje się jak dzieciak spuszczony ze smyczy.
Przekręcił klucz, nacisnął klamkę. Nie zdążył uchylić drzwi, bo ktoś je pchnął.
– Nareszcie! – krzyknęła wysuszona kobieta i nie czekając na zaproszenie, weszła do środka. – Co z wami wszystkimi? Ile można czekać?!
– Ale...
Po kilkusekundowej zawieszce zdał sobie sprawę, że jest nagi. Przesunął się w stronę wieszaka, ściągnął z niego bluzę i przewiązał ją sobie wokół bioder jak fartuch.
– Agnieszka! – zawołała kobieta. – Cholera jasna, mogłaś zadzwonić, że nie przyjedziesz. Agnieszka!
Nawet go nie zauważyła. Panoszyła się, zaglądając do kolejnych pomieszczeń. Sprawdziła łazienkę, pokój, sypialnię i kuchnię. Alex nie interweniował. Stał w miejscu i starał się jedynie przeżyć. W tej chwili nadmiar ruchu i hałasu wydawał mu się śmiercionośny.
– Co się tak gapisz? Gdzie ona jest?
– Ale o co chodzi, pani... – zamilkł. Chciał dodać jej imię, ale zbyt późno zorientował się, że jego też nie jest w stanie sobie przypomnieć.
Z matką Agi widział się wcześniej tylko dwa razy. Raz przypadkiem, u Agi w mieszkaniu, drugi – na oficjalnym obiedzie w jej domu. Za każdym razem zastanawiał się, czy Agnieszka na starość będzie wyglądać tak samo: jak nadkruszony sucharek.
– Co pani tu robi?
– Agnisia miała dziś ze mną podjechać do meblowego. Sama fotela nie wybiorę, nie mam gustu. To znaczy mam... – Przewróciła oczami. – Agnisia mówi, że zły. Chociaż, jak tak patrzę na ciebie... to zaczynam się zastanawiać, czy ona ma dobry.
– Mogę jakoś pani pomóc?
– Agnisia się spóźniała, fotel wybrałam sama, ale teraz ona musi go przewieźć. Dzwoniłam, ale, cholera jasna, nie odbiera. Pojechałam do niej, ale ta jej tęczowa współlokatorka powiedziała, że Agnisi nie ma. A skoro tam jej nie ma, to siedzi u ciebie, to chyba jasne? Agnieszka! Przestań się chować! Dalej, chłopaku, nie mam czasu na głupie zabawy. Gdzie ona jest? – Zatrzymała się w końcu, agresywnie wwiercając spojrzenie w twarz Alexa.
Wzruszył ramionami.
– O której wyszła z domu?
– Nie pomogę...
– Powiedz jej, że jestem obrażona. I że jak się coś obiecuje, to trzeba się z tego wywiązać. A nie tak! Nie tak ją wychowałam! To twoja wina!
Kawa. Tego potrzebował. Najbardziej na świecie. Głowa pękała mu jeszcze bardziej niż wtedy, gdy po mieszkaniu łaziła ta wstrętna baba. Włączył ekspres, ale nie czekał, aż się rozgrzeje. Pomaszerował do sypialni po komórkę. Nie znalazł jej ani na szafce nocnej, ani w łóżku. Wrócił do salonu. Ogarnął wzrokiem kanapę i stoliki. Przeszukał garnitur, który miał na sobie podczas wczorajszej imprezy.
To twoja wina!
Alex miał wrażenie, że już to słyszał. Przez alkoholową mgłę przebijała się skrzywiona twarz Agi, powtarzająca w kółko tę samą kwestię. Wysilał się, by dotrzeć do wspomnień, zobaczyć ciąg dalszy albo przynajmniej szerszy kontekst. Nie pamiętał, czy dołączyła do nich w klubie ani czy znowu się kłócili, ale skoro rano pomyślał, że obudził się przy obcej kobiecie, coś w tym musiało być.
Chciał zadzwonić do Agi. Zapytać, gdzie jest, i z jej głosu wywnioskować, jak wygląda obecny status ich związku. Nigdzie nie znalazł swojego telefonu. Zrezygnowany wrócił do kuchni. Nastawił dużą białą kawę. Gdyby miał na podstawie smaku, który czuł w ustach, odgadnąć, jak spędził wczorajszy wieczór, uznałby, że wylizywał podłogę w toalecie publicznej.
Ekspres zakończył pracę. Alex zabrał kubek pełen kawy, dodał do niego dwie łyżeczki cukru i usiadł przed komputerem. Aplikacja lokalizująca jego komórkę informowała, że telefon został odłączony od sieci o godzinie drugiej piętnaście w centrum miasta. To właśnie tam mieścił się klub, do którego wybrał się wczoraj z kumplami.
– Najwidoczniej się rozładował. – Zakończył poszukiwania.
Korzystając z tego, że siedzi przed ekranem, zajrzał na swoje social media. Pobieżnie przebiegł przez kilkadziesiąt powiadomień o oznaczeniach jego profilu w postach. Kliknął w parę z nich. Prześledził wpisy i komentarze. Ochy i achy po wczorajszej premierze rozlewały się po internecie.
Tak właśnie powinno być. Huczna premiera nie była zabawą, tylko głównym punktem z listy działań marketingowych. Bombą zrzuconą na kinomanów, by wywołać jak największą falę uderzeniową.
– „Ale ci zazdroszczę, że tam byłaś i że miałaś okazję porozmawiać z najprzystojniejszym aktorem na świecie” – przeczytał na głos jeden z komentarzy i się roześmiał.
Był spuchnięty, obolały i śmierdzący. Miał podkrążone oczy, a jego blond grzywka żyła własnym życiem, kładąc się na czoło i sprawiając wrażenie, jakby nosił na głowie beret. Daleko mu było do wczorajszego przystojniaka.
Po prysznicu poczuł się trochę lepiej. Dźwięk przychodzącego połączenia wideo przyciągnął go z powrotem do komputera.
– Halo?
– Czemu nie odbierasz komórki? Dzwonię do ciebie i dzwonię. Zajrzysz do mnie po castingu?
Weronika miała na sobie koszulę w panterkowy print i w ogóle nie patrzyła w kamerkę. Była u siebie w kuchni i albo robiła porządek w szafkach, albo próbowała coś ugotować.
– Po castingu? – powtórzył.
– Jak skończysz.
– A kiedy zaczynam?
– Weź, Alex, nawet tak nie żartuj. – Zbliżyła przerażoną twarz do kamery.
Spojrzał na zegar wiszący obok lodówki. Była jedenasta pięćdziesiąt.
– O której?
– O dwunastej.
– Faktycznie. Ale w piątek.
– Dziś jest piątek.
– Kurwa mać!
– Gdzie jesteś?
– W domu. – Poruszył laptopem, by pokazać wnętrze. – Walczę z kacem. Właśnie wyszedłem spod prysznica. Kompletnie mi uciekło, że to dziś.
– Ale tekst znasz?
– Teoretycznie... Uczyłem się, ale w tym stanie nawet nie jestem pewny, jak się nazywam.
– Alex Skorupsky przez igrek. Zbieraj dupę w troki. Umyj zęby, wlej w siebie jeszcze jedną kawę, włóż coś czystego. Masz dziesięć minut, by wyglądać na najprzystojniejszego faceta na świecie. Wysyłam po ciebie auto – zarządziła. – Będzie czekało pod klatką punkt dwunasta. Do studia dojedziesz w kwadrans. Fuck. Nie wiem, ile czasu zarezerwowali na przesłuchanie i czy po tobie kogoś mają. Dobra, nie panikujmy. Zatrzymam ich. Oddychaj głęboko i zbieraj się w tempie ekspresowym, a ja biegnę do studia. Zagadam reżysera. Ale! – Zawiesiła głos. – Jeśli nie pojawisz się tam do dwunastej piętnaście, osobiście wyrwę ci jaja!
Skrócił mycie zębów do czterdziestu sekund, ulubioną kawę zamienił na espresso i zrezygnował z przemyślanego wybierania ciuchów. Wciągnął na siebie żelazny zestaw: niebieskie dżinsy, granatową koszulę i białe adidasy. Buty sportowe dodawały mu pewności siebie, dżinsy – swobody, a koszula podkreślała kolor jego oczu.
Stanął przed drzwiami i zerknął na zegarek. Jedenasta pięćdziesiąt osiem. Mógł już wychodzić. Chociaż nie.
Cofnął się do salonu po portfel. Jakoś będzie musiał zapłacić za powrót do domu, a skoro nie ma komórki, nie skorzysta z płatności w aplikacji. Złapał też kartki, na których znajdował się tekst. Pomyślał, że w taksówce przebiegnie po nim wzrokiem, by odświeżyć sobie pamięć.
Gdy otworzył drzwi i zrobił krok na klatkę schodową, zauważył dwóch umundurowanych policjantów. Byli młodzi, trochę zagubieni i zdziwieni jego widokiem. Zupełnie, jakby szykowali się na spotkanie z nim, ale jeszcze nie byli gotowi.
– Pan Alex Skorupsky? – spytał jeden z nich.
– O co chodzi?
– Komenda Rejonowa Policji, aspirant Tęcza, możemy wejść?
W odpowiedzi Alex zamknął za sobą drzwi, przekręcił klucz w zamku i zrobił trzy kroki w stronę schodów. Policjanci stali ciągle w tym samym miejscu i wpatrywali się w niego.
– Spieszę się – wyjaśnił Alex.
– To ważne.
– Ważny to ja mam casting. Zacznie się za... – Spojrzał na zegarek. – No właśnie się zaczyna. Tak więc sami panowie rozumiecie. – Wszedł na schody.
– Chwileczkę.
– Panowie, ja naprawdę bardzo chętnie bym z wami porozmawiał. Rzadko przyjmuję u siebie policjantów, za to często ich grywam. No ale niestety, nie ma zmiłuj. Biegnę na dół, jeśli chcecie, możecie mi towarzyszyć.
Nie czekał na odpowiedź. Ruszył. Policjanci zrobili to samo.
– Pani Agnieszka Dzikowska została w pana mieszkaniu?
– Że co?
– Czy zastaliśmy panią Agnieszkę Dzikowską?
Alex zwolnił.
– Nie, dlaczego?
– A kiedy wróci?
– Skąd mam wiedzieć? – oburzył się.
– Mieszkacie razem.
– No co pan!
– Byliśmy u niej, ale jej współlokatorka powiedziała, że pani Dzikowska mieszka u pana.
– Bzdura. Czemu miałaby u mnie mieszkać?
– Bo jesteście parą.
Alex dotarł już do parteru. Przed drzwiami stała taksówka. Zatrzymał się, przebiegł wzrokiem po jednym z mężczyzn, żałując, że nie ma czasu na rozmowę. Tęcza jakoś nie pasował mu na policjanta. Zadawał pytania jak paparazzi. Przemknęło mu przez myśl, że wczoraj ktoś widział go z Agnieszką i dziś chciał potwierdzić szmatławe przypuszczenia.
– Parą? – Roześmiał się, okazując szczere zdziwienie. – Bzdura. – Ruszył do czekającej na niego taksówki.
– Proszę poczekać. Wiemy, że pan ją zna, musimy ją znaleźć. Wczoraj jej volkswagen beetle potrącił człowieka. Ofiara walczy o życie.
– Agnieszka...? – Stanął jak wryty. – Nic jej nie jest?
– Szukamy jej.
– A ofiara... – Chciał wyartykułować sensowne pytanie, ale spojrzał na zegarek. – Przepraszam, naprawdę muszę jechać. – Kiwnął dłonią, wsiadł do auta i zamknął za sobą drzwi.
Samochód ruszył, a kiedy wyjechali z Białego Kamienia na skrzyżowanie Boboli z Rakowiecką, Alex zakrył oczy dłońmi. Musiał pozbyć się obrazów, którymi zaczął bombardować go mózg.
Obrzydliwa żółć na desce rozdzielczej.
Cienka kierownica bardziej przypominała gamingową niż prawdziwą.
Palec zmierzający do wyświetlacza.
Nagłe szarpnięcie i ból w klatce piersiowej.
Logo volkswagena.
Gdyby ktoś chciał nakręcić scenę oczekiwania na casting, na pewno nie zrobiłby tego tutaj. Korytarz był zbyt ciemny, niski i wąski, by cokolwiek mogło prezentować się w nim interesująco. Wyglądał bardziej jak przedsionek piwnicy niż kariery.
Alex wszedł do poczekalni i zmierzył wzrokiem pozostałych aktorów. Dwóch z trzech mężczyzn miało znajome twarze, ale nie na tyle, by pamiętał ich nazwiska. Na pewno nie byli dla niego bezpośrednią konkurencją. Jeden z nich miał dziwnie asymetryczne oblicze, a drugi wyhodował sobie brzuch, którego nie był w stanie ukryć duży T-shirt. Na ich tle Alex prezentował się nieźle nawet z kacem pulsującym w głowie.
Nie uśpiło to jednak jego czujności. Lata w zawodzie nauczyły go, że na castingu nie chodzi o to, by być idealnym. Po pierwsze trzeba wykazać się umiejętnością zrozumienia wskazówek reżyserskich, po drugie talentem aktorskim, po trzecie – należy mieć szczęście, by wpasować się wyglądem i zachowaniem w wizję postaci.
Istniała jeszcze jedna zasada, o której Alex starał się pamiętać: miej wyjebane, a będzie ci dane. Castingi, na których bardzo mu zależało i które w jego ocenie szły mu dobrze, przegrywał, a te, po których czuł się beznadziejnie – wygrywał.
– Cześć wszystkim – rzucił, mijając aktorów dostojnym krokiem. Podszedł do drzwi. Dźwięki dochodzące ze środka sugerowały, że jakiś kandydat próbuje przekonać do siebie reżysera. Alexowi to nie przeszkadzało. Zapukał i nie czekając na odpowiedź, otworzył drzwi.
– Dzień dobry! Już jestem! – poinformował radośnie, jakby czekali tylko na niego, a innych przesłuchiwali jedynie z nudów.
Aktor, który produkował się na tle białej ściany, zamilkł. Wybity z rytmu utracił energię. Alex uprzejmie skinął głową w jego stronę, jednocześnie myśląc, że jednego z konkurentów ma już z głowy.
– Poprosimy pana za kilka minut – padło zza stołu, przy którym siedzieli reżyser castingu, operator kamery i dziewczyna, która wyglądała na asystentkę tego pierwszego.
– Świetnie. – Uśmiechnął się tak, jakby wygraną miał już w kieszeni.
Zamknął za sobą drzwi. Przeskanował korytarz spojrzeniem drapieżnika. Na jego końcu zauważył znajomą postać. Weronika zmierzała w jego stronę, ale rozmowa, którą musieli przeprowadzić, nie mogła się odbyć na oczach obcych. Ruszył jej na spotkanie, rozglądając się za ustronnym miejscem.
– Witaj, kochana. – Cmoknął ją w policzek.
– Alex. – Oddała mu pocałunek. – Dobrze wyglądasz.
Alex chwycił za najbliższą klamkę, a drzwi drgnęły. Wsunął do środka głowę, by sprawdzić, czy ktoś tam jest. Pusto. Złapał Weronikę za rękaw i pociągnął za sobą.
– Mamy problem... – jęknął, gdy zamknął za nimi drzwi.
– Nie przejmuj się, jest dobrze, puściłam im bajeczkę o awarii samochodu. Po prostu odwrócili kolejność. Idź i daj z siebie to, co masz najlepszego.
– Nie chodzi o casting.
– A o co? Premiera się udała, wszyscy zachwycają się i filmem, i tobą.
– Wera, musisz mi pomóc! – Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
Bladoniebieskie oczy zdradzały, że wybiegała z domu w pośpiechu. Zwykle zakrywała ich barwę soczewkami w intensywnym kolorze yellow green.
– Dajesz.
– Policja szuka Agi.
Patrzyła na niego. Nie rozumiała.
– Muszę znaleźć ją przed nimi.
– Jak to znaleźć?
– Normalnie – warknął. – Ostatni raz widziałem ją na premierze. Poszedłem do klubu, a ona do domu. Ale tam jej nie ma. Muszę ją znaleźć przed policją. To jedyny sposób, żeby zapobiec prawdziwym problemom.
Alex wyszedł na ulicę i zmierzał w stronę najbliższego centrum handlowego. Pieszo. Korzystał z pogody, dostarczał skacowanemu organizmowi tlenu i porządkował myśli.
Jeśli ktokolwiek miałby wygrać dziś casting na główną rolę, to właśnie słońce. Udawało, że jest środek lata, mimo że tydzień temu ledwo co skończył się marzec. A właściwie nie udawało. Świeciło z takim zaangażowaniem, jakby samo w to wierzyło. I pociągało za sobą ludzi, którzy wychodzili z domów bez kurtek, a teraz mijali Alexa, kuląc się z zimna.
Alex też miał talent. Mógł przyswoić sobie obcą osobowość, a potem oddać ją słowami, minami i gestami, sprawiając, że ludzie mu uwierzą. Ale to wymagało przygotowania. Teraz musiał uporządkować rozsypane w pamięci puzzle. Był tam, w pieprzonym samochodzie Agi. Widział swoje ręce na kierownicy. Bolało go w klatce piersiowej, w tym miejscu, w którym ciało ma kontakt z pasami bezpieczeństwa. Ale nigdy, przenigdy nie przyzna się do tego, że potrącił człowieka.
Zatrzymał się. Zaczerpnął powietrza.
Miał wszystkie narzędzia niezbędne do sprawiania, by fikcja stała się prawdą. Musiał tylko wiedzieć dokładnie, na czym stoi, z której strony może spodziewać się kamer i jak się ustawić, by jego twarz wyglądała najkorzystniej.
Jest niewinny. W to musieli uwierzyć. Wera. Aga. On i cała reszta świata.
Wypuścił powietrze i zamknął oczy. Hałas ulicy sugerował, że nic takiego się nie stało. Życie w Warszawie toczyło się dalej. Kochał to miasto, goniące za lepszym jutrem. Nie zamierzał go stracić.
Wciągnął powietrze nosem. Poczuł, że zimny strumień przemieszcza się do gardła i krtani, dociera do płuc, wypełniając je do granic. Dusił się, a w uszach słyszał zapętlony męski głos: „Wczoraj jej volkswagen beetle potrącił człowieka, wczoraj jej volkswagen beetle potrącił człowieka, wczoraj jej volkswagen beetle potrącił...”.
Warszawa, czwartek, dzień premiery
Obrzydliwa żółć na desce rozdzielczej.
Siedział w samochodzie Agi i zbierało mu się na wymioty. Nie cierpiał tego odcienia żółtego. Nie wiedział, co w głowie mieli projektanci volkswagena, że kolor karoserii wprowadzili tak nachalnie do wnętrza.
W jego głowie kołatała się myśl, że zaraz się udusi. Kolana trzymał niemalże pod brodą, a garnitur, za który zapłacił fortunę, opinał się na jego udach.
Cienka kierownica bardziej przypominała gamingową niż prawdziwą.
Spojrzał na nią, a uczucie duszności się pogłębiło. Otworzył okno, by wpuścić trochę powietrza i wygnać myśl, że ktoś za karę wsadził go do zabawkowego samochodu.
– Kiedy w końcu przesiądziesz się do prawdziwego auta? – rzucił pytanie.
Aga je zignorowała. Jej drobne palce trafiły najpierw na dźwignię biegów, a następnie na panel sterujący radiem. W głośnikach rozległ się męski głos:
– Odliczacie już czas do weekendu? Ja tak. I jedyne, co trzyma mnie przy życiu, to przekonanie, że jutro jest piątek, a każdy piątek to przecież weekendu początek.
Głos wydobywający się z radia samochodowego był tak obleśnie radosny i rozbiegany, że Alex nie mógł go słuchać.
Palec zmierzający do wyświetlacza.
To był jego palec. Zmienił stację. Raz. Drugi. Trzeci. Żadna nie pasowała do jego nastroju. Wszystko, czego właśnie doświadczał, wydawało się mu nieodpowiednie.
– Zjedź na bok – warknął.
– Dlaczego?
– Zjedź!
Aga wrzuciła kierunkowskaz i zatrzymała się w zatoczce autobusowej. Alex wyszedł z samochodu, nie zamykając drzwi. Okrążył go.
– Wysiadaj. – Otworzył drzwi od strony kierowcy.
– Ale...
– Przestań, Aga. Możesz zrobić to, o co proszę, czy to też przekracza twoje możliwości?
– Też? – syknęła, ale zrobiła, co chciał.
Usiadł za kierownicą, poprawił fotel, lusterka, a kiedy dziewczyna zajęła miejsce pasażera, drapieżnie włączył się do ruchu. Silnik zawył. Alex nie zdejmował stopy z pedału gazu. Chciał jak najszybciej dotrzeć do celu.
Spojrzał na Agę. Siedziała z obrażoną miną. Miał jej dość. Gdyby byli teraz w jego aucie, zatrzymałby się, wysadził ją na środku ulicy i odjechał. Chciał być sam.
Wrócił do obserwowania drogi. To był ostatni moment. Błyskawicznie przeniósł nogę z gazu na hamulec i docisnął tak mocno, jakby od tego zależało jego życie.
Nagłe szarpnięcie i ból w klatce piersiowej.
Poczuł je, a zanim zamknął oczy, spojrzał jeszcze przed siebie. Prosto na znajdujące się na kierownicy logo volkswagena.
– Policja poszukuje świadków wypadku drogowego, do którego doszło wczoraj w Warszawie. Piesza została potrącona przez osobę kierującą samochodem marki volkswagen beetle. Stan potrąconej jest ciężki. Kobieta była w ciąży. Lekarze walczą o życie jej i dziecka.
Telewizor emitował obrazy i głosy, ale Weronika nie poświęcała mu uwagi. Nie lubiła ciszy w mieszkaniu, więc gdy tylko przestępowała próg, uruchamiała telewizor, dając sobie iluzoryczne poczucie, że nie jest sama. Robiła to bezwiednie i niezależnie od tego, co działo się później lub kto ją odwiedzał, telewizor działał aż do chwili, gdy szła spać.
– Fuck, gdzieś tu powinna być... – Wyrzuciła zawartość szuflady z podręcznymi „przydasie” na podłogę. – Nowa tajska knajpa na Saskiej Kępie. Rzucili mi ulotkę do skrzynki, zostawiłam ją specjalnie na nasze spotkania.
– A pamiętasz nazwę? – Ewelina siedziała na kanapie zajęta malowaniem paznokci. – Jak skończę, to sprawdzę w necie.
– Znajdę. No, chyba że masz ochotę na... – Weronika zrobiła wachlarz ze znalezionych ulotek. – ...włoskie, japońskie, chińskie albo amerykańskie.
– Czekaj, niech się zastanowię: pizza, ryż, makaron, buły kontra kulinarna sztuka Tajlandii? Thai po tajsku znaczy „wolny”. Wybieram wolność.
Weronika lubiła te ich babskie piątki. Przyjaźniły się od trzech lat, a dziesięć miesięcy temu wymyśliły, że niezależnie od tego, co się będzie działo w ich życiu, spędzą ze sobą każdy piątek. Trzymały się tego i spotykały naprzemiennie, raz u jednej, raz u drugiej. Plan jazdy zawsze był taki sam, najpierw lunch, potem babskie przyjemności, czyli zakupy, masaż kobido albo udział w warsztatach rozwojowych, a wieczorem robiły się na bóstwo i wychodziły w miasto.
Dzisiaj Weronika miała przed sobą jeszcze jedną ważną rozmowę telefoniczną. Dopiero gdy upora się z problemami Alexa, będzie mogła przełączyć się na tryb weekendowy. Ale najpierw chciała zająć uwagę Eweliny zamawianiem jedzenia.
– Nooo, wiedziałam, że ją zostawiłam! – Weronika triumfalnie uniosła dłoń z ulotką.
Chciała rzucić okiem na menu, ale właśnie rozdzwonił się jej telefon. Położyła ulotkę na stoliku kawowym, obok lakierów do paznokci, i odebrała połączenie.
– Halo?
– Ico?
– Halo? – powtórzyła zdziwiona. Nie rozpoznała ani męskiego głosu, ani nie rozkodowała tego, co do niej mówił. Odsunęła telefon od ucha. Na wyświetlaczu widniał nieznany numer. – Halo?
– Ico?
Rozłączyła się. Nie miała czasu na wysłuchiwanie głupich żartów. Położyła telefon na stoliku.
– To on? – Ewelina wpatrywała się w nią z szelmowskim uśmiechem.
– Kto?
– Facet z zeszłego tygodnia, ten z baru. Albo może to ktoś z Tindera? Przyznaj, że ta apka jest rewelacyjna!
– Przestań.
– No co? Przecież nie chcesz umrzeć w samotności.
– Ale nie jestem tak zdesperowana, żeby przeglądać dziwne twarze, czytać jeszcze dziwniejsze opisy i gadać z facetami, którzy deklarują, że nie myślą o seksie, a w drugiej wiadomości proszą o przesłanie nagiego zdjęcia. Głupie to. – Weronika wykrzywiła twarz.
Nie kłamała. Faktycznie przewijanie profili na Tinderze ją nudziło. Nie identyfikowała się z konsumpcyjnym podejściem tej aplikacji do związków. Prawda była jednak taka, że nadal miała ją zainstalowaną, bo prowadziła tam interesującą rozmowę z obcym mężczyzną.
– No dobra, skoro nie Tinder, to znaczy, że bar! – Ewelina nie dawała za wygraną. – Widziałam, jak dyktujesz mu swój numer telefonu.
– Dyktowałam, ale zmieniłam kolejność cyfr.
– To może coś mu się pomyliło i jednak dobrze je zapisał? Przeznaczenie!
Weronika nie zdążyła nawet przewrócić oczami, bo telefon znowu się rozdzwonił.
– To on? – Ewelina nie ustępowała. – Odbierz!
– Ewela, wyluzuj.
– Ten sam numer?
– Nieznany, tak jak przed chwilą.
– Czyli on. Odbierz! Przystojny był.
– Sama odbierz...
Weronika nie musiała dwa razy powtarzać. Ewelina złapała telefon, kliknęła w zieloną ikonę słuchawki, ale zamiast przyłożyć komórkę do ucha, podała ją przyjaciółce. Chwilę walczyły na miny. Ostatecznie Weronika skapitulowała.
– Halo – odezwała się tonem skazańca.
– Co się u ciebie dzieje, Wera? – spytał znajomy męski głos. – Najpierw coś nas rozłączyło, a teraz nic nie było słychać.
– Alex? – zdziwiła się. – Nie wyświetlił mi się twój numer.
– Bo mam nowy. Tamten się gdzieś zapodział. Nieważne. Znalazłaś Agę?
– Działam. Próbuję dobić się do najlepszego detektywa w stolicy, ale nie odbiera. – Spojrzała na zegarek. – Daj mi jeszcze chwilę.
– Wera, nie mamy czasu!
– Dobra, spróbuję z innej strony.
Alex się rozłączył, a Weronika spojrzała na telewizor, na lakiery do paznokci i na przyjaciółkę. Ta wpatrywała się w nią żądna wrażeń.
– To był ten przystojniacha Alex Skorupsky? Zaproś go, niech wpadnie. Chętnie się nim zaopiekuję.
– Zamówisz żarcie i nalejesz wina? – spytała Weronika, ale nie czekała na odpowiedź.
Miała gdzieś wino. Wyszła do sypialni. Zamknęła za sobą drzwi. Przeszukała listę kontaktów. Zatrzymała się na jednym. Miesiąc temu były z Eweliną i jej koleżankami na imprezie u byłego Eweliny, policjanta. Przez chwilę zastanawiała się, czy dzwonić do niego to dobry pomysł, ale uznała, że nie ma wyjścia.
– Cześć, Wera z tej strony. – Starała się brzmieć lekko, radośnie i spontanicznie. – Nadal pracujesz w kryminalnym? Mam sprawę, muszę ustalić miejsce pobytu pewnej osoby. Nieoficjalnie. Pomożesz?
– No cześć. Nieoficjalnie? Nie znam takiego słowa. Ale wiesz co, dam ci namiary na kumpla. Jest detektywem. Może nawet na siebie wpadliście. Był na mojej imprezie.
Alex wszedł do klatki schodowej i rozejrzał się uważnie. Przypomniał sobie bezradny wyraz twarzy policjantów, gdy wsiadał do taksówki, i nie zdziwiłby się, gdyby nadal tu stali.
Klatka była jednak pusta. Odetchnął z ulgą. Dla swojego bezpieczeństwa musiał trzymać się od nich z daleka, przynajmniej do momentu rozmowy z Agą.
Po wizycie w centrum handlowym ból głowy stał się jeszcze bardziej nieznośny. Kac, jak wierny przyjaciel, nadal go nie opuszczał. W ustach i przełyku czuł suchość, jakby od tygodnia błądził po Saharze.
Dotarł do drzwi mieszkania. Wyjął z kieszeni klucze, wcisnął odpowiedni w zamek i przekręcił.
Zanim wszedł do środka, schylił się i podniósł złożoną na cztery kartkę, która chwilę wcześniej musiała tkwić pomiędzy drzwiami a framugą. Odłożył ją razem z kluczami na szafkę w przedpokoju.
Połknął tabletki przeciwbólowe, wypił naraz pół litra wody, zasłonił okna w sypialni, ale zanim położył się spać, przypomniał sobie o kartce. Wrócił po nią i rozwinął.
Spojrzenie przykuł najpierw czerwony odcisk wydatnych ust, a potem drukowane litery składające się w wiadomość: „mam twój telefon”.
– Kiepsko wyglądasz. – Weronika czekała na niego przed lokalem.
Nigdy wcześniej tu nie był, a szyld nie wyglądał zachęcająco. Gdyby się tu nie umówili, nigdy by nie wszedł do środka. Odrapane naklejki na witrynie zdradzały, że to miejsce, w którym oszczędzają na wszystkim, pewnie nawet na płynie do mycia naczyń.
– Twój telefon wybudził mnie ze snu. Kto to?
– Detektyw. Polecony. Kazałeś uruchomić tryb pilny, więc umówiłam się z nim bezzwłocznie, mimo że właśnie miałam wychodzić na party. – Spojrzała na swoją krótką czarną sukienkę i buty na wysokim obcasie.
Dopiero teraz zauważył, że wygląda inaczej niż zwykle. Bardziej kobieco, filmowo i pociągająco.
– Jesteś pewna jego dyskrecji?
– Możesz spać spokojnie, byłam tu wcześniej i przypilnowałam, by podpisał umowę. Poza tym polecił mi go znajomy.
– Klauzula poufności?
– Alex, takie pytanie mi uwłacza. – Przewróciła oczami.
– Serio? A prezentujesz się kwitnąco.
Pchnął drzwi i dżentelmeńsko puścił Weronikę przodem. Lokal świecił pustkami. Przy barze siedziało dwóch mężczyzn, którzy wyglądali na takich, co życie spędzają na piciu piwa, a nie oglądaniu telewizji. Alex pomyślał, że to dobrze, bo żaden z nich nie powinien na niego zwrócić uwagi. Zresztą, wychodząc z domu, zadbał o to, by nikt go nie rozpoznał. Zamaskował twarz bejsbolówką, a proporcje ciała luźnym, czarnym dresem.
– Poznajcie się, to nasz detektyw, a to Alex. – Weronika zatrzymała się przy stoliku ukrytym w kącie.
– Sylwester Pusz. – Mężczyzna, którego żaden reżyser castingu nie zaangażowałby do roli detektywa, uniósł się z krzesła i wyciągnął dłoń na powitanie. Miał zbyt duży brzuch, zakola i tatuśkowate spojrzenie. Alex zmierzył go swoim, a potem uścisnął mu dłoń, angażując w to możliwie dużo siły.
– Czego się napijesz? – Weronika spojrzała na Alexa.
– Jeśli już... to pepsi. Koniecznie w butelce. – Wykrzywił się na myśl o szklankach, które w tym lokalu pewnie były brudne, i usiadł przy stole.
Obserwowali się w ciszy, dopóki Weronika nie wróciła. Postawiła przed Alexem szklankę i butelkę, a sama usiadła przy czekającym na nią kubku herbaty.
– Dziękuję, że znalazł pan czas tak szybko – zagaiła.
– Jest pani z polecenia. Poza tym podobno to coś pilnego. Proponuję skrócić uprzejmości i przejść do konkretów.
– Tak jak wspominałam, musimy kogoś znaleźć. Błyskawicznie, raczej w trybie „na wczoraj” i przede wszystkim dyskretnie.
– Skąd ten pośpiech?
– Bo nie tylko my jej szukamy – wtrącił Alex. – Musimy dotrzeć do niej pierwsi. Jest pan dobry?
– Najlepszy.
– Ile osób z panem pracuje?
– To zależy od tematu. Jeśli klientowi zależy na dyskrecji, robię wszystko sam.
– Widzę, że się zrozumiemy. – Alex się uśmiechnął. – Agnieszka Dzikowska. Za godzinę lub dwie podeślę panu jej numer telefonu. Mieszka na Bielanach, to znaczy ma tam mieszkanie, jeden pokój podnajmuje koleżance. Introwertyczka, bez znajomych, jest copywriterką. Jej matka też jest z Bielan, ale dokładnego adresu nie mam. Raczej się u niej nie ukrywa, bo mama Agi wpadła dziś do mnie i szukała córki.
– Adresy, nazwy, telefony: do koleżanki, współpracowników, kontrahentów. Potrzebuję punktu odbicia. Kiedy widział pan ją ostatni raz?
– Wczoraj w kinie. Wera, podeślesz panu dokładny adres?
Kobieta skinęła głową i wyjęła z torebki komórkę. Odblokowała ją, ale zamiast szukać adresu, zatrzymała spojrzenie na ekranie. Krótką chwilę odczytywała coś, uśmiechając się pod nosem, a potem pisała.
– Wera? – pospieszył ją Alex.
– Już, już. Tak, mam, wysyłam.
– Wczoraj pod tym adresem parkowała swojego żółtego beetle’a, a potem pojechała... Nie wiem. Może do domu?
– Jej telefon jest aktywny? Dzwonił pan do niej?
– Nie wiem. – Alex wzruszył ramionami.
– Dlaczego?
– Co dlaczego?
– Szuka jej pan, a nie próbował się z nią skontaktować?
– To pan jej szuka. – Alex uniósł głos. – Nie będę panu odbierał roboty.
Detektyw spojrzał najpierw na Alexa, a potem Weronikę.
– Jeśli ma pan być zadowolony z naszej współpracy, to niech pan nie filtruje informacji. – Detektyw wyglądał na rozdrażnionego. – Muszę wiedzieć wszystko. Inaczej nie zdobędę przewagi nad... no właśnie, kto jeszcze szuka tej osoby? I dlaczego pani Agnieszka się ukrywa?
Zapanowała cisza. Alex nie zamierzał zwierzać się obcemu facetowi ze swojego życia. W ogóle nikomu nie zamierzał się zwierzać. Chciał dwóch rzeczy. Jak najszybciej pozbyć się bólu głowy i znaleźć Agnieszkę.
– Powiedz mu wszystko. – Głos Weroniki był miękki.
Chciała go uspokoić. Ufał jej, może powinien pójść na kompromis? Albo przynajmniej coś, co stwarza jego pozory?
– Policja – wyznał cicho. – Szuka jej policja. Podobno potrąciła kobietę i uciekła z miejsca zdarzenia. Muszę z nią porozmawiać, zanim zacznie zeznawać. Nie dzwoniłem do niej, bo zgubiłem telefon. Sam bym ją znalazł, ale jestem na celowniku. Nie chcę, by do mediów przedostały się informacje, że była moją dziewczyną. – Odchrząknął i uciekł spojrzeniem w podłogę.
Alex nacisnął dzwonek i oparł się dłonią o ościeżnicę. Gdy drzwi się otworzyły, uśmiechnął się zawadiacko i obcesowo obmacał spojrzeniem kobietę, która stała po drugiej stronie. Brunetka miała na sobie zielone legginsy i stanik sportowy w tym samym kolorze. Materiał przylegał do ciała, podkreślając niezbyt duże, ale krągłe biodra, zgrabne nogi i średniej wielkości biust. Włosy zebrała na czubku głowy i niechlujnie związała w kitkę, odsłaniając długą szyję. Lubił w kobietach to miejsce, w którym szyja przechodzi w ramiona, ale dziś to nie ono przyciągnęło jego uwagę. Wrócił spojrzeniem do punktu, w którym biodra zmieniały się w pośladki. To był jego osobisty punkt G. Wystarczyło jedno spojrzenie, by poczuł, że jest gotów.
– Cześć, Piękna.
Grał na nią. Świdrował spojrzeniem, by uwierzyła, że dla niego jest najpiękniejszą i najważniejszą kobietą na świecie.
– No cześć, Bestio. Twoje spojrzenie mówi mi, że po wczoraj... nadal nie masz dość...
– E tam, moje spojrzenie. Twoje ciało prosi mnie, żebym się nim zaopiekował.
– Prosi? Ono błaga.
– Błaga mnie, bym wszedł – zawiesił głos.
– Wejdziesz? – Odsunęła się od drzwi, robiąc mu miejsce w przedpokoju.
Zerknął tęskno w głąb mieszkania. Hol prowadził wprost do salonu. Gdyby zrobił jeden krok, w mig przeniósłby się na wygodną kanapę.
– Chciałbym, ale się spieszę – skłamał.
Żachnęła się. Zewnętrza część jej dłoni dotknęła czoła. Spodobał mu się ten teatralny gest. Był odrobinę przerysowany, ale oddawał uczucia bez użycia słów. Słowa w takiej sytuacji byłyby zbyt konkretne, a gesty dawały olbrzymie pole do interpretacji.
Odpowiedział półuśmiechem i uniesieniem brwi nad prawym okiem. Czy tak by wyglądał, gdyby rozważał zmianę planów?
– Dziękuję za zmysłowy odcisk ust. Oprawię go sobie w ramkę. – Z kieszeni wyjął kartkę, którą znalazł w drzwiach swojego mieszkania.
– Rozpoznałeś mnie? – Zaśmiała się. – I gdzie to powiesisz? W toalecie? – Jej spojrzenie zmieniło się z arystokratycznego w grunge’owe.
Błyskawicznie wychwycił ten charakterystyczny grymas, o którym prasa pisała, że czyni jej wizerunek niepokornym. Znał ją. Dobrze. Chwilami myślał, że zbyt dobrze.
Piękna odwróciła się do niego tyłem. Schyliła do komody, eksponując kształtne pośladki. Nadal wwiercał się w nią wzrokiem. Uda, pośladki, biodra, brzuch, biust, ramiona, szyja.
– Po to przyszedłeś? – Wyciągnęła przed siebie dłoń.
Leżało na niej najpotężniejsze urządzenie osobiste na świecie. Jego iPhone 12 w pancernym etui.
Szedł przed siebie.
Po wyjściu z mieszkania Pięknej powinien skierować się do metra albo zamówić taksówkę, ale trudno mu było oprzeć się pokusie. Warszawa puszczała się właśnie w piątkowe tango, lokale tętniły życiem, a ludzie, których Alex mijał, promieniowali radością podrasowaną alkoholem. Chciał się do nich przyłączyć, by przez chwilę czuć się tak beztrosko jak oni, ale powstrzymywała go świadomość, że jest zbyt sławny na takie akcje. Prawdopodobieństwo znalezienia następnego dnia swojego zdjęcia na portalu plotkarskim graniczyło z pewnością. Nie potrzebował dodatkowych problemów.
W całodobowym sklepie kupił piwo i udał się niespiesznie na most Świętokrzyski. Nie chciał wracać do domu. Chciał zrozumieć.
Odsłuchał nagranie, które Aga zostawiła mu na skrzynce głosowej. Raz, drugi, trzeci. Czwarty przerwało połączenie przychodzące. Spojrzał na ekran i wykrzywił się, widząc zdjęcie matki. Nie chciał z nią teraz rozmawiać. Odrzucił połączenie i wysłał SMS-a, że ma dużo pracy i odezwie się w wolnej chwili.
Czuł się rozbity. Zmęczenie dawało o sobie znać, a ból głowy utrudniał myślenie. Wczoraj podczas premiery filmu napinał mięśnie twarzy odpowiadające za pojawianie się i utrzymanie uśmiechu. Zwykle nikt, poza osobami publicznymi, nie pamiętał o ich istnieniu. Nawet Alex czasem zapominał. Do czasu kolejnego występu. Kilkugodzinne pozowanie do zdjęć, uśmiechy wysyłane fanom i utrwalane na selfikach, to wszystko było dla jego twarzy niczym runmageddon.
Teraz się nie śmiał. Dopił piwo, wyrzucił butelkę do kosza i sięgnął po iPhone’a. Uznał, że piwo złagodziło kaca i może teraz myślenie pójdzie mu lepiej. Uruchomił nagranie z poczty głosowej.
„Halo? Alex? To ja. Ja... – Niewyraźne słowa zlewały się ze sobą, jakby roztrzęsiona Aga przysuwała się i odsuwała od słuchawki. – ...nie wiem, czy... źle... szło, ale... nie powinnam... matki. Przepraszam, jestem...”.
[...]