Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rafał Kosik
Felix, Net i Nika oraz Świat Zero2. Alternauci
Felix, Net i Nika, warszawscy gimnazjaliści, trafiają do światów alternatywnych, a każda wizyta pokazuje im (i nam), jak wyglądałby nasz świat, gdyby historia potoczyła się trochę inaczej. Lektura dla myślących czytelników od lat 7 do 107!
Ostrzeżenie nr 1 – w tej książce znajdziesz gigantyczną dawkę humoru.
Ostrzeżenie nr 2 – od tej książki trudno się oderwać!
Ostrzeżenie nr 3 – ta seria uzależnia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 724
Rafał Kosik
Felix, Net i Nika oraz Świat Zero 2. Alternauci
Za oknem ze zgrzytem przetoczył się tramwaj. Zatrzęsły się szyby, zabrzęczały szklanki w szafce kuchennej, a w blaszanych kubkach z herbatą pojawiły się kręgi. Felix i Net sztywno siedzieli przy stole w salonie półtorapokojowego mieszkania państwa Mickiewiczów i czuli się jak we śnie. Nika w sąsiednim półpokoju rozmawiała ze swoim nieżyjącym tatą, a jej nieżyjąca mama mieszała rosół w wielkim garze na kuchni.
Felix mechanicznymi ruchami podnosił do ust kubek i upijał łyk stygnącej herbaty. Net patrzył to na rodziców przyjaciółki, to na Felixa, nie wierząc, że to się dzieje naprawdę. Burczało mu w brzuchu, ale wyjątkowo nie zwracał na to uwagi.
Dokładnie tydzień wcześniej trójka przyjaciół odwiedziła Instytut Badań Nadzwyczajnych, by uczestniczyć w próbnym uruchomieniu pierścienia JumpGate – nowoczesnej kopii niemieckiej instalacji Wunrung z czasów drugiej wojny światowej. Oryginalne pierścienie Wunrung były teleporterami, a wbrew zamierzeniom konstruktorów okazały się również wehikułami czasu. JumpGate, który dorobił się już potocznej nazwy Skoczywrota, na razie istniał tylko w jednym egzemplarzu, więc nie można było sprawdzić, czy za jego pomocą uda się cokolwiek teleportować. Przyjaciele niezbyt rozsądnie przeszli przez wyłączony Pierścień, by wspomnieć przygody z ostatnich wakacji1. Z początku nic nie wskazywało na to, że właśnie władowali się w poważne kłopoty. Jednak już następnego dnia kilka istotnych szczegółów nie zgadzało się z tym, co pamiętali. Potajemnie dotarli do Instytutu i ponownie przeszli przez Pierścień, co tylko pogorszyło sytuację. Domyślili się, że JumpGate nie działa jak teleporter, lecz jest bramą do światów alternatywnych. Próbując wrócić do swojego świata, przeszli przez Pierścień jeszcze kilka razy, lecz zamiast znaleźć się w Świecie Zero, lądowali w kolejnych, coraz bardziej odległych rzeczywistościach. Ta, w której znaleźli się teraz, była ze wszystkich najdziwniejsza – w świecie B75, czyli oddalonym o co najmniej siedemdziesiąt pięć lat od Świata Zero, Trzecia Rzesza nie poniosła klęski w roku 1945, tylko wciąż istniała. A co więcej, okupowała tę część Polski, która nie została zajęta przez Związek Radziecki.
Z półpokoju dochodziły strzępki przyciszonej rozmowy:
— … jesteś pewna? — pytał tata. — … nie wygadają? … dobrze ich znasz? …
Nika przytakiwała i odpowiadała, ale zbyt cicho, by chłopcy mogli cokolwiek usłyszeć. Zresztą zaraz odezwała się mama Niki:
— Życie na Pradze to nie to samo. — Uśmiechnęła się do przyjaciół, wycierając dłonie w ściereczkę. Bardzo przypominała Nikę. Starsza niemal o trzydzieści lat, zaniedbana, zmęczona, ale pogodna. — Rzadko tu bywacie, to pewnie czujecie się jak w innym świecie.
— Dokładnie tak bym to określił. — Net przełknął ślinę.
— Niemców prawie nie ma, jakby okupacji nie było. Za to nasza policja ma mniejszy posłuch, toteż są ulice, gdzie strach po nocy chodzić. Jak się udała wycieczka?
— Wycieczka? — Net uniósł brwi.
— Byliście we Wrocławiu.
— Wrocław… Wrocław! Aha! Super się udała. Pełny sukces. Wróciliśmy.
— Czy klasa żeńska nie miała zwiedzać Gdańska? — zapytał tata, wchodząc do salonu.
— Klasa żeńska? — Nika podeszła do stołu.
— Słuchaj, Pączusiu — tata podniósł lekko głos. — Nie po to płacę za szkołę po tamtej stronie, żebyś wagarowała.
— Nie wagaruję! — Dziewczyna nerwowo pokręciła głową.
— Byłaś w Gdańsku, czyż nie?
— Przecież… — Nika po raz pierwszy, odkąd tu weszli, spojrzała na przyjaciół. — Przecież wycieczka to atrakcja…
Paweł Mickiewicz zgasił papieros w popielniczce, z której niemal wysypywały się króciutkie niedopałki. W niebieskawym powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach taniego tytoniu, na który nakładał się o wiele przyjemniejszy zapach rosołu. Tata spojrzał na córkę, przytulił ją i pocałował w czoło.
— Musimy mieć do siebie zaufanie. — Sięgnął po kolejny papieros. — W ciężkich czasach tylko to się liczy. I przebierz się, zanim przyjdą.
— Tamto ubranie… jest w praniu. Koleżanka zalała mnie colą.
— Czym?
— To był… kompot — wtrącił pospiesznie Felix.
— Załóż drugi komplet.
Tata podszedł do okna, zapałką przypalił papieros i zapatrzył się na ulicę w dole.
— Nie pal tyle, już nalewam — powiedziała mama.
Owinęła ścierką uszy dużego garnka, zestawiła go z elektrycznej kuchni i przymierzyła się do odlania makaronu. Westchnęła, odstawiła ciężkie naczynie i potarła nadgarstek. Felix zerwał się i przejął garnek. Mama podłożyła durszlak, a chłopak uchylił pokrywkę i sprawnie przelał zawartość, po czym odkręcił zimną wodę.
— No proszę — ucieszyła się mama. — Chłopak, a umie odlać makaron, nie marnując przy tym połowy.
Tata nie zgniótł papierosa w popielniczce, lecz poślinił palce i zagasił żar, a wypalony do połowy pet wsunął do paczki z napisem „Popularne”. Nika dopiero teraz zorientowała się, że mama patrzy na nią wyczekująco. Wyjęła więc z szafki pięć talerzy, każdy inny, i kolejno podsunęła mamie.
Po chwili siedzieli już nad parującym rosołem. Wszyscy, z wyjątkiem Niki, zaczęli jeść. Dziewczyna obracała łyżkę, nie odrywając wzroku od rodziców. Dopiero gdy mama spojrzała na nią pytająco, zreflektowała się i umoczyła łyżkę w zupie. Rosół był nieco wodnisty, ale nikt nie zamierzał narzekać.
Chłopcy zjedli szybko, jednak na wszelki wypadek nie wstawali od stołu, dopóki reszta nie skończyła. Nika odstawiła talerze do zlewu, a Felix trącił Neta nogą i wymownie wskazał drzwi. Net uniósł brwi.
— Tak całkiem? — zapytał szeptem.
— Na trochę. — Felix wstał i pociągnął za sobą Neta. Dodał głośniej — przejdziemy się i zwiedzimy okolicę. Rzadko bywamy po prawej stronie. Obejrzymy, jak tu się żyje, a potem wpadniemy… się pożegnać.
Zarzucili plecaki i wyszli.
— Wiesz, co się stało? — rzucił Felix, gdy znaleźli się na gwarnej ulicy. — Wyszliśmy dziś z Pierścienia z napisem „Breslau”. To po niemiecku znaczy Wrocław. Nasza klasa w B75 przeszła przez teleporter do Wrocławia, a nasi dwaj alterzy, zamiast zwiedzać, zostali przerzuceni do głębokiego socjalizmu B40. My w tym samym momencie wyszliśmy z drugiej strony Pierścienia, ale w Warszawie, nie we Wrocławiu. Z punktu widzenia naszej tutejszej klasy to wygląda, jakbyśmy się zerwali ze szkoły.
— Naprawdę nie mogę się zmusić do współczucia naszym alterom — przyznał Net. — Za dużo mamy własnego pecha, żebym się martwił pechem ogólnym.
— Chodzi mi raczej o to, że to pierwszy raz, kiedy przemieściliśmy się w przestrzeni.
— Tutaj pewnie nie ma Skoczywrót, więc przejęło nas najbardziej podobne urządzenie. Ciekawe, skąd wzięły się te międzymiastowe teleportery. Przecież wojna zakończyła się po trzydziestu dniach, więc nie było potrzeby wymyślania cudownej broni, żeby zapobiec klęsce. No i obliczenia profesora Kuszmińskiego niekoniecznie musiały wpaść w ręce Niemców, żeby mogli zaprojektować Wunrung.
— Nie wiem. Może po październiku trzydziestego dziewiątego rozpoczęła się zimna wojna między Niemcami a Rosją. Wtedy zbrojenia trwałyby nadal. Zamiast marudzić, lepiej bądź wdzięczny prawom fizyki, że nie pozwoliły nas posłać w nicość.
Minęli kilka ulic i wyszli na Ząbkowską, przypominającą jeden wielki długi bazar. Na zaczepki handlarzy już nawet nie zwracali uwagi. Pobieżnie oglądali stragany i witryny.
— Że jej mama zginęła w katastrofie lotniczej, to rozumiem — odezwał się Net. — Znaczy w Świecie Zero zginęła. Tu, w świecie B75, nie wsiadła do samolotu, więc nie mogła zginąć. To jest, powiedzmy, logiczne. Ale dlaczego w takim razie nie było jej też w tym przenoszonym socjalizmie w B40? Przecież ona zginęła raptem kilkanaście lat temu, a B40 oddzielił się od Świata Zero co najmniej… no czterdzieści lat temu.
— Im coś bardziej dotyczy nas, tym więcej rzeczy pasuje — wyjaśnił Felix. — W B40 chodziliśmy razem do tej samej szkoły, choć przyszliśmy do niej półtora roku temu. To ostatecznie można uznać za stałą, która prowadzi nas przez światy alternatywne. Skoki nie są całkiem chaotyczne, tylko następują według jakiegoś klucza. Może istnieje coś takiego, jak wątki, które łączą ze sobą podobne światy i ułatwiają przejście do takiego „bardziej znajomego”. Zastanawiające jest tylko, dlaczego żyje tata Niki. On, zdaje się, umarł na raka płuc, bo od dawna dużo palił.
— Może tutaj papierosy są droższe, więc pali mniej? — Net wzruszył ramionami. — Albo robią je ze zdrowszego siana. Różnie może być. Wiesz, o czym myślę?
— Będzie chciała tu zostać. — Felix skinął głową.
Zatrzymali się, zaintrygowani nagłą zmianą w zachowaniu ludzi. Ulica zaczęła się wyludniać, przechodnie gdzieś znikali, zwijano stragany i zamykano sklepy. Nieliczne zaparkowane samochody odjeżdżały. Jeszcze chwila i zostaliby sami na pustej ulicy.
— Tam! — Net pociągnął Felixa w stronę sklepu kilka budynków dalej. W jego drzwiach znikała właśnie ruda dziewczyna.
— Ubranie trochę się nie zgadza — zauważył Felix.
— Miała się przebrać, nie pamiętasz?
Od strony Targowej dochodził narastający pomruk silników. Ktokolwiek nadjeżdżał, na Pradze nie był mile widziany. Przyjaciele dopadli drzwi sklepu. Zostały już zamknięte, a właściciel, sześćdziesięciolatek z siwą czupryną i takimiż wąsami, pokręcił tylko głową i odwrócił tabliczkę „Otwarte” na stronę z napisem „Zamknięte”. Odszedł. Przycisnęli twarze do szyby, osłaniając się dłońmi od słońca. Wewnątrz, między regałami stała Nika i gestykulując, mówiła coś do sprzedawcy. Miała na sobie szary mundurek przypominający skautowski.
Net załomotał otwartą dłonią w szybę. Nika i mężczyzna spojrzeli w tę stronę. Dziewczyna zmrużyła oczy, jakby nie poznawała chłopców.
— Stoimy pod słońce — zauważył Felix i cofnął się o krok. Net zrobił to samo.
Nika popatrzyła na nich, po czym zwróciła się do sklepikarza, wskazując drzwi. Nie słyszeli, co mówi, ale domyślili się, że żąda otwarcia zamka. Pomruk silników był coraz głośniejszy. Zbliżało się wiele ciężkich pojazdów. Mężczyzna pokręcił głową i odpowiadał coś. Wreszcie, zrezygnowany, wyciągnął z kieszeni klucze i podszedł do drzwi. Przekręcił zamek i wpuścił chłopców.
— Będą z tego tylko kłopoty — mruknął, ponownie zamykając drzwi. — Mam nadzieję, że macie ważny Ausweis.
— Jasne — zapewnił go Net. — A kto… nadjeżdża?
Sklepikarz spojrzał na niego znad okularów w drucianych oprawkach.
— Nie żartuj, młody człowieku. Nerwy i tak już mam jak postronki. Schowajcie się lepiej.
Odszedł na zaplecze. Przyjaciele rozejrzeli się. Na półkach leżały opakowania makaronu, herbaty, mąki, kawy. Czyli sklep spożywczy.
— Mało prawdopodobne, żeby ten ktoś chciał wpaść na zakupy — zauważył Net. — Ale kto to jest, że wszyscy tak czmychnęli?
— Ty pytasz poważnie? — Nika spojrzała na niego zimnym, jakby obcym spojrzeniem.
— Rzadko bywam na Pradze. — Net rozłożył ręce. — A jeszcze rzadziej w B75. Skąd mam wiedzieć?
— To gestapo. — Nika skinęła dłonią, by schowali się za regałami. — Coś się musiało stać, skoro tu przyjechali.
— A polska policja?
— Zwiali pierwsi. Są mocni w gębie, ale na Różyca nawet nie próbują wchodzić. Jak pojawiają się Niemcy, to znaczy, że sprawa jest poważna. Mają własnych szpicli. Nie przychodzą w ciemno.
— A skąd ty to wiesz?
Nika tylko wzruszyła ramionami.
— Szybko się wkręciłaś. — Net ocenił ją wzrokiem. — Wyglądasz jak konduktorka z Deutsche Bahn2.
— A wy jak cyrkowcy. Chcecie się rzucać w oczy?
— Przecież nie mieliśmy się gdzie przebrać. Są!
Przyjaciele przykucnęli za półką z kawą. Ulicą przetoczyły się na wielkich kołach trzy lekkie ciemnogranatowe transportery. Za nimi postępowali mundurowi z gotowymi do strzału karabinami automatycznymi. Mundury i charakterystyczne niemieckie hełmy Wehrmachtu również były ciemnogranatowe.
— Jak na filmie — szepnął Net.
Ostatnich kilku żołnierzy zatrzymało się na komendę oficera. Skręcili w stronę sklepu.
— Oj, robi się 3D… — jęknął Net.
Oficer dłonią w czarnej rękawiczce zastukał w szybę. Jeden z transporterów cofnął się i zatrzymał przed drzwiami, wjeżdżając dwoma kołami na chodnik. Przyjaciele zerknęli na ukrytego za drzwiami zaplecza sklepikarza – trząsł się ze strachu.
— To nie jest film — szepnął Felix. — Ani nie istnieje żaden plan B. Plan A zresztą też nie.
— O mamusiuboska… — Net zamknął oczy. — Po co ja przeszedłem przez ten Pierścień…?
Oficer zastukał ponownie. Sklepikarz walczył ze sobą, zaciskając pięści. Wreszcie rozsądek zwyciężył, bo przecież tamci, gdyby chcieli, i tak mogliby bez trudu stłuc szybę i wejść. Zrobił trzy głębokie oddechy i wyszedł z zaplecza.
— Wymknijcie się przez składzik — powiedział, niemal nie poruszając ustami. — Zasłonię was.
Wolno podszedł do drzwi i zaczął przetrząsać kieszenie, przypadkiem tak, że poły fartucha rozsunęły się, całkowicie zasłaniając szybę w drzwiach.
— Ale gdzie jest ten składzik? — zapytał Felix.
Nika popchnęła go w stronę zaplecza, i pociągnęła za dłoń Neta. Przygarbieni, przemknęli za kontuar i dalej, na całkiem spore zaplecze, na szczęście pozbawione okien. Dziewczyna przeszła między regałami z kartonami pełnymi produktów i pociągnęła stojącą pod ścianą szafę.
— Ruszcie się — syknęła.
Felix pierwszy podbiegł i pomógł przesunąć ciężki mebel. W ścianie widniała otwierana do góry drewniana klapa z okienkiem z matowego szkła.
— Co to jest? — zapytał Net.
— Winda. — Nika otworzyła klapę, odsłaniając ciemny szyb.
— Trochę mała. Projektant chyba pomylił cale z centymetrami.
— To jest szyb windy do kuchni. Kiedyś była tu restauracja. — Chwyciła mały parapet i przytrzymując drugą dłonią spódniczkę, wsunęła się do wnętrza. — Wchodźcie, tu jest drabinka.
Z trudem wgramolili się za nią. Felix zaparł się o niewidoczne w ciemności szczeble, dosunął szafę i opuścił klapę w chwili, kiedy otworzyły się drzwi frontowe do sklepu.
— Dzień dobry. — Niemiec przywitał się poprawną polszczyzną, choć z wyraźnym obcym akcentem. — Pan Konstanty Goldmann? Mamy do pana kilka pytań. Proszę zamknąć sklep i wsiąść do samochodu.
— Uprzejmi jacyś — zauważył szeptem Net.
Nika zasłoniła mu usta dłonią. Czekali, aż trzasnęły drzwi i zgrzytnął zamek. Chwilę później warkot silnika zaczął się oddalać.
— Niezupełnie. — Nika puściła Neta. — Przez najbliższe kilka godzin przejdzie przez coś, przez co nigdy nie chciałbyś przechodzić. — Odetchnęła. — A wtedy powie im o moim tacie.
— Co im powie?
Nika nie odpowiedziała. Zsunęła się po drabince i otworzyła identyczną klapę w piwnicy. Wygramolili się do pomieszczenia dwa na dwa metry, oświetlonego małym zakratowanym okienkiem pod sufitem. Z kuchni zostały tylko rury i jeden przekrzywiony zlew. Dwie ściany klitki wyglądały inaczej – domurowano je później. Dziewczyna podeszła do szarych drzwi, chwilę nasłuchiwała i przekręciła gałkę zamka. Wyszli na korytarz, z którego widać było schody na parter.
— W Świecie Zero też tak to wygląda? — zapytał Net, ale nie otrzymał odpowiedzi.
— Nie zamkniemy tego zamka od zewnątrz — zauważył Felix. — Ktoś może się tędy włamać do sklepu.
— Przez kilka najbliższych dni złodzieje nie wychylą nosa z domu. Chodźcie, muszę ostrzec tatę.
— Zaczekaj — poprosił Net. — Co się z tobą dzieje? Rozumiem, że to z rodzicami to spore wydarzenie, ale…
Spróbował ją objąć. Wywinęła się i zamknęła za nimi drzwi. Spojrzała na swój mundur, tak bardzo brudny po przejściu przez szyb.
— Od kwadransa należysz do jakiejś paramilitarnej organizacji i już na mózg ci się rzuca — stwierdził ponuro Net. — Co to za mundur? Hitlerjugend3?
— Szarych Szeregów4 — odpowiedziała chłodno. — Na pewno już zamknęli mosty i metro. Nie wrócicie dziś na lewy brzeg. Możecie u nas przenocować, jeśli chcecie. Na materacu.
— Dzięki, ale…
Net wyciągnął dłoń, by dotknąć jej ramienia. Odepchnęła go.
— Czego wy w ogóle ode mnie chcecie?
Nie wyglądała na obrażoną, raczej na obojętną. Wbiegła po schodach na parter. Wyjrzała na zewnątrz i wyszła. Chłopcy wymienili spojrzenia.
— Ona zachowuje się, jakby chciała się nas pozbyć — szepnął z niedowierzaniem Net.
— Właśnie powiedziała, że możemy przenocować — zauważył Felix.
— Ale jakim tonem!
Wyszli przed dom. Po pojazdach gestapo nie było śladu. Stali przy krawężniku, nie wiedząc, gdzie iść ani co robić. Nika oddalała się, nie oglądając się za siebie. Na ulicę ostrożnie wracało życie, choć wyraźnie czuło się, że coś się zmieniło.
— Jeżeli nie otworzą mostów, przenocujemy u niej — stwierdził Felix. — Potem pomyślimy.
— Nie wiem, czy nie wolę się przespać w jakimś parku — burknął Net. — A jeżeli otworzą?
— Poszukamy moich rodziców. Dom jest przedwojenny. Może jednak, jakimś cudem w tym świecie też tam zamieszkali. Skoro twoi w B40 mieszkali w tym samym miejscu, a nawet na najwyższym piętrze… Może to jest element wzoru, który prowadzi nas przez światy.
— W B75 nie ma tam żadnego wysokiego budynku. — Net wzruszył ramionami. — Nieważne, nie zamierzam tutaj zostawać.
— To trochę bardziej skomplikowane niż poprzednio. Coś mi się zdaje, że jak przejdziemy przez ten Pierścień, którym tu weszliśmy, to znajdziemy się we Wrocławiu. W końcu to teleporter działający w pracy ciągłej.
— Znajdźmy więc tutejszy odpowiednik Instytutu Badań Nadzwyczajnych.
— Najpierw musimy przekonać Nikę, żeby chciała tam z nami iść. Nie powinniśmy się rozdzielać. To dodałoby kolejną zmienną do równań –
— Jakich równań?! — Net zamachał rękoma. — Nie mamy pojęcia, jak to działa! Równania, zapomnij o nich. O niczym nie mamy pojęcia, a właśnie rozleciała się nasza superpaczka, jakbyś nie zauważył! — Felix spróbował uciszyć przyjaciela, ale on nie zwracał na to uwagi. — Koniec superpaczki, rozumiesz?! Ona teraz ma rodzinę, należy do jakiejś bojówki. Po co jej jeszcze para freaków do kolekcji?
Przechodnie zerkali na nich z zainteresowaniem, choć ubrudzeni przedzieraniem się przez nieużywany szyb nie wyglądali już tak jaskrawo.
— Ona powiedziała „Szare Szeregi”? — Felix zmarszczył brwi.
— Jakoś tak. Może sobie należeć do Różowych Rzędów albo i Piątych Kolumn. Nie obchodzi mnie to. Dopóki nie miała rodziców, byliśmy dla niej… substytutem! Nie chcę u niej nocować.
— Przejdzie jej. — Felix potarł brodę. — Szare Szeregi to polska organizacja harcerska z czasów wojny. Jak to możliwe, że Nika paraduje w środku dnia w mundurze organizacji, która jawnie walczyła z okupantem? Szkoda, że nie możemy jej zapytać o to, co dokładnie robiły Szare Szeregi w Świecie Zero. Zawsze była dobra z historii.
— Obawiam się, że dla niej to my jesteśmy historią. W tej piwnicy miałem wrażenie, że rozmawiam z zamrażarką.
Felix nie podzielał oburzenia Neta. Przebiegał wzrokiem po szyldach po przeciwnej stronie ulicy. Pociągnął przyjaciela w stronę Targowej, aż tuż przed skrzyżowaniem zatrzymał się i wskazał narożny szyld.
— „Bar Ząbkowski” — przeczytał Net. — Dopiero jedliśmy.
— Niżej przeczytaj. — Felix już przechodził przez ulicę.
— „Śniadania, obiady, kolacje, elektrogazety”. — Net przepuścił dorożkę i dogonił przyjaciela. — Myślisz, że…?
— A cóż by innego?
Narożnym wejściem dostali się do lekko zapyziałego wnętrza. W pierwszej sali przy chybotliwych stolikach posilało się kilkanaście osób. Bar musiał być kiedyś elegancką restauracją, ale liczne usprawnienia taniej jadłodajni zamieniły wspomnienia dawnej świetności w cień. Przekuty w murze otwór z napisem „Zwrot naczyń” dobił nawet i ten cień.
Przez przeszklone drzwi prowadzące do drugiej sali sączyło się zimne światło monitorów. Napis nad drzwiami głosił „Elektrogazety – die Datenstation”.
— Elektrogazety? — mruknął Net. — A telewizję pewnie nazwali „pędzące pocztówki”.
Pchnęli drzwi i weszli do pomieszczenia przypominającego nieco to ze stacji metra „Stawki”, jednak ciemniejszego, pozbawionego bowiem okien. Komputerów było kilkanaście, z czego większość zajętych przez ludzi w wieku przyjaciół. Jedynie przy drzwiach siedział trzydziestoletni facet i… grał w grę, przypominającą ping-pong z pierwszych komputerów ośmiobitowych. Chłopcy usiedli przy komputerze w przeciwnym rogu. Starszy model, wyglądem przypominał przedpotopowy telewizor z małym wyłupiastym ekranem w obudowie pokrytej błyszczącym fornirem. Nad ekranem przybito mosiężną tabliczkę z napisem „Rechner 09”. Litery na klawiaturze zostały niemal całkowicie starte, a zamiast dziwnego spodka-joysticka tkwiły cztery dodatkowe klawisze ze strzałkami z boku klawiatury.
Felix przysunął do siebie klawiaturę połączoną parcianym przewodem z „telewizorem”.
— Sądzisz, że gdzieś w centrali tego dziwnego internetu zapali się czerwona lampka, jeśli wpiszę „Szare Szeregi”? — zapytał cicho.
— Prawdopodobieństwo jest mniejsze niż… — Net szukał porównania. — Nie, lepiej nie będę prowokował rzeczywistości porównaniami. Prawdopodobieństwo jest bardzo małe. Przy tej architekturze sieci log file dotrze do centrali za kilka godzin. To jakby wysłać paczkę kurierem.
Felix przytaknął, wpisał „Szare Szeregi”, a potem używając dodatkowych klawiszy i „entera”, wybrał „odszukaj”. Te komputery od razu ustawiono na język polski. Ekran zgasł na kilka długich sekund i tym razem przyjaciele naprawdę pomyśleli, że coś zepsuli. Jednak kineskop rozjarzył się ponownie i wyświetlił „Brak znalezisk”. Felix wpisał jeszcze kilka oczywistych haseł, których definicję komputer wyświetlił znów z kilkusekundowym opóźnieniem, lecz poprawnie. Oczywiście na tyle, na ile poprawna mogła być definicja ze świata alternatywnego odległego o siedemdziesiąt pięć lat.
— Aktualnych danych to tu raczej nie będzie — zastanowił się Felix. — Nie sprawdzimy sytuacji z mostami.
— Sprawdzimy ją z kilkugodzinnym opóźnieniem. — Net przesunął do siebie klawiaturę. — Jeżeli służby informacyjne coś wrzucą. — Całkiem sprawnie zaczął przemieszczać się po menu, choć każde wciśnięcie „entera” skutkowało dłuższym przygaśnięciem ekranu. Wreszcie wyświetlił listę „Aktualności”. — Łał! Elektroniczne wydania gazet.
Po polsku była tylko jedna – „Nowy Kuryer Warszawski”, którego papierową wersję już mieli. Net wybrał tę pozycję z listy. Po nieuniknionej pauzie na wyszukiwanie danych, wyświetlił się w niskiej rozdzielczości nagłówek „Kuryera” oraz lista artykułów – – z pewnością niepełna.
— Wszystko z wczoraj — ocenił Felix. — To nic nie da.
— Osobiście nie radzę tego tu czytać — usłyszeli za sobą.
Odwrócili się gwałtownie. Za nimi stał ten sam mężczyzna, który wcześniej grał w ping-ponga. Miał na sobie staromodną bawełnianą marynarkę i równie oldskulowe spodnie. Jak zresztą większość ludzi po tej stronie Wisły.
— Nie znam was. — Mężczyzna zmrużył oczy. — Nie jesteście stąd.
— Z Żoliborza — wyjaśnił Felix. — A w połowie to nawet z Bielan. Nie możemy wrócić, bo mosty…
— I wpadliście poczytać gadzinówkę5. Płacić i wynocha!
— Płacić? — zdziwił się Net. — Jak to płacić? A to nie za darmo?
— Rechnerować chcą, ale płacić to już nie? — Mężczyzna zacisnął pięści i lekko się uśmiechnął. — Mamy sposoby na takich małych folksdojczy.
— Nie jesteśmy żadnymi folksdojczami — zaprotestował Felix. — Tak tylko wpadliśmy.
— Wpadliście, nie da się ukryć. I to głupio wpadliście.
Przyjaciele wstali i cofnęli się pod ścianę, gdy tamten postąpił krok w ich stronę. Reszta klientów kawiarenki oderwała się od terminali i patrzyła na przedstawienie. Kilku starszych nawet wstało, prawdopodobnie z zamiarem współuczestnictwa w tym, co miało się wydarzyć.
— Może zbiera pan numizmaty…? — Net zaczął przetrząsać kieszenie.
— Macie pecha. Jestem filatelistą.
Felix i Net wcisnęli się w kąt, podczas gdy filatelista, wraz z trzema chłopakami starszymi od przyjaciół, podchodził coraz bliżej. Felix oparł już dłoń na najbliższym krześle, by móc użyć go w charakterze broni. I wtedy, gdy przyjaciołom wydawało się, że starcie jest nieuniknione, a straty własne będą spore, zaskrzypiały drzwi i do kawiarenki weszła Nika. Była ubrana ponownie w swoje zwykłe ubranie: Martensy, spódniczkę w szkocką kratę i bluzę jeansową. Spojrzała na zamieszanie w kącie i otworzyła szerzej oczy.
— Mickiewiczówna — uśmiechnął się do niej filatelista — wróć za chwilę, złotko. Mamy tu sprawę do załatwienia ze szpiclami.
— To nie są szpicle! — wykrzyknęła. — Znam ich.
Mężczyzna skrzywił się i poprawił kołnierz, wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu sprawy.
— Są z tamtej strony. Jak dobrze ich znasz?
— To nie ich wina, ich rodzice tam mieszkają. Są w porządku. Chodzę z nimi do szkoły. Znam ich od dawna. Przeprowadzili mały sabotaż podczas szkolnego apelu…
— Ta twoja szkoła…
— Tata kazał.
Na wzmiankę o ojcu Niki filatelista westchnął i odszedł od chłopców.
— Czytali gadzinówkę — powiedział jeszcze i wrócił do swojego komputera.
— Po tamtej stronie trudno dostać „Gońca Warszawskiego”.
— A w sieci… — bąknął Net. — Znaczy w… rechnerze było tylko to.
— A skąd w elektrogazecie miał się wziąć „Goniec”? Zabierz ich stąd, zanim zmienię zdanie.
Usiadł przy biurku, pochylił się nad komputerem i uruchomił tę samą grę. Klientela powoli wróciła do swoich zajęć, wyraźnie zawiedziona, że atrakcja została odwołana. Nie czekając ani chwili, przyjaciele wyszli do większej sali barowej.
— Dzięki — powiedział chłodno Net. — Bez tutejszego wdzianka zachowujesz się jakoś… normalniej.
— Oficjalnie jest w praniu. — Nika objęła przyjaciół i przytuliła. — Przepraszam, że was tak… zignorowałam. Nie wiecie, jak to jest… Pogodziłam się już z myślą, że nigdy ich nie odzyskam, a tutaj nagle… są. Wiedziałam, że was tu znajdę. — Wskazała głową kafejkę. — Wylądowaliśmy w B75 w złym momencie. Akurat coś się stało. Gestapo zwinęło kilka osób. Od wielu miesięcy nie robili takich akcji. Mamy kłopot, bo ci ludzie… — Ściszyła głos, choć w zamieszaniu nikt z kilkudziesięciu osób nie miał szansy ich podsłuchać. — Ci ludzie, których dziś aresztowano, byli powiązani z moim ojcem.
— Państwo podziemne? — podsunął Felix.
— Lepszym określeniem jest… opozycja. Nie wiem zbyt wiele. Przepytałam mamę na tyle, na ile to było możliwe, żeby się wszystko nie wydało. Wygląda na to, że Niemcy nie zaatakowali Związku Radzieckiego. Więc po czterdziestym piątym Polska nie znalazła się w całości pod okupacją radziecką, tylko została podzielona na pół. Ale podobnie jak w Świecie Zero powoli następowało rozluźnienie. Mama użyła określenia erozja reżimu. Tyle że następuje ona wolniej niż u nas. Polska nie ma własnego rządu, tylko niemieckiego gubernatora. Mówi się o pewnej autonomii, ale to odległa przyszłość. Wszyscy myślą raczej o bezpiecznym dotrwaniu do lepszych czasów niż o zbrojnym powstaniu. Niewiele więcej wiem, ale na pewno gestapo wkurzyło się o coś. Nie możemy nocować w domu, bo za kilka godzin mogą przyjść. Szczerze mówiąc… — Nika spuściła głowę — nie wiem, co robić.
— To dlatego znów jesteś taka… — zaczął Net, ale ugryzł się w język.
Nika uniosła na niego wzrok i już miała coś powiedzieć, ale uprzedził ją Felix:
— Tego akurat najmniej się spodziewałem.
Net i Nika powiedli za jego spojrzeniem. Przy stoliku pod oknem nad talerzami z barszczem ukraińskim siedziało dwóch mężczyzn – Piotr Polon i Marek Bielecki.
Te przygody zostały opisane w książce Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa. [wróć]
Deutsche Bahn – niemieckie koleje. [wróć]
Hitlerjugend – „Młodzież Hitlera”, organizacja młodzieżowa NSDAP, którą w uproszczeniu można by porównać do organizacji skautowskiej. [wróć]
Szare Szeregi – kryptonim konspiracyjny Związku Harcerstwa Polskiego podczas drugiej wojny światowej. [wróć]
Gadzinówka – rodzaj pisma powszechnego w czasach okupacji niemieckiej i sowieckiej. Polskojęzyczna prasa, wydawana przez administrację okupacyjną w Generalnym Gubernatorstwie oraz zachodnich obwodach Związku Radzieckiego. Służyła propagandzie. [wróć]
— Co oni tutaj robią? — Net chciał podejść do tatów.
— Czekaj, zastanówmy się. — Felix powstrzymał go. — Jeszcze mamy chwilę.
— Tak z dziesięć ruchów łyżką. Może w B75 mieszkamy na Pradze… no, ale czy chciałoby się nam drałować codziennie na Powiśle? Przecież chodzimy do szkoły z Niką.
— Nie wiem, czy z wami chodzę — zauważyła. — Tak tylko powiedziałam.
Obaj tatowie intensywnie dyskutowali przyciszonymi głosami, nie przerywając jedzenia. Wyglądali tak samo jak w Świecie Zero, jeśli nie liczyć oldskulowych ubrań. Jednak tata Felixa również tutaj miał na sobie roboczą kamizelkę z kilkoma dużymi kieszeniami.
— Może i racja — odezwał się Net. — Nie wiem, czy chcę przez to jeszcze raz przechodzić. Rodzeństwo, nie rodzeństwo…
— To, że oni się znają — powiedział Felix — i najwyraźniej pracują razem, to znaczy, że mamy kolejną stałą dla kolejnych światów.
— W B40 się nie znali.
— Zamierzacie tak stać? — zapytała z niedowierzaniem Nika. — Właśnie odnaleźliście rodziców i po prostu stoicie?
— My ich zawsze… mieliśmy — odparł przepraszającym tonem Net.
Tatowie skończyli jeść, odnieśli talerze do okienka zwrotu naczyń i wyszli na ulicę.
— Chodźmy za nimi — zadecydował Felix. — Ostatecznie do nich podejdziemy. Chociaż nie jestem pewien, czy… wolno nam tutaj być. Na Pradze.
Tatowie, rozmawiając, szli Targową w stronę Dworca Wileńskiego. Śledzenie ich nie sprawiało trudności, byli bowiem tak zaaferowani rozmową, że nie zwracali najmniejszej uwagi na otoczenie. Gwar uliczny tym bardziej czynił idących za nimi przyjaciół niemal niewidzialnymi.
— Jest jeszcze jedna sprawa — odezwał się Felix. — Mamy telefony, ale nie mamy ładowarek. Jak je wyłączymy, potem nie dadzą się włączyć, bo nie znamy PIN-ów. — Zerknął na wyświetlacz, uchylając kieszeń tak, by nikt z postronnych nie zauważył dziwnego przedmiotu. — U mnie jest dwadzieścia procent naładowania baterii.
— Jak już myślę, że nie ma problemu, to ty zaraz jakiś wynajdziesz — stwierdził Net i dyskretnie zerknął na swój telefon. — U mnie piętnaście.
— Gdybyśmy znaleźli transformator dający na wyjściu pięć voltów i dwa cienkie kabelki, to można by je podładować. Pamiętasz, na którym złączu USB jest zasilanie, a na którym masa?
— Nie. A tu nie znajdziemy schematu USB. Manfred też go nie będzie miał w bazie danych. — Net wskazał kciukiem plecak, po czym skrzywił się. — Nie mam też zasilacza do laptopa. Potrafisz zrobić transformator?
— Potrafię, ale prościej będzie znaleźć gotowy. Tolerancja napięcia w laptopie musi być co najmniej plus minus dziesięć procent. Dokąd oni idą? Minęli stację metra.
— Mama wspomniała — powiedziała Nika — że po tej stronie Wisły gestapo ma siedzibę na Cyryla i Metodego. To trzysta metrów przed nami. Tam pewnie trzymają więźniów, których dziś zgarnęli.
— Chyba nie myślisz, że… — Net zawiesił głos.
Tatowie na szczęście skręcili w prawo, do dworca kolejowego.
— Gdybyśmy musieli się rozdzielić — powiedział Felix — używajmy SMS-ów. Macie ustawione wibracje?
— Telefon został w domu, w torbie — odparła Nika. — Wyszłam tylko na chwilę, żeby wam powiedzieć, że nie możemy nocować u mnie i… żeby was przeprosić.
— Przeprosiny przyjęte — oświadczył z uśmiechem Net.
— A teraz idź po ten telefon — dodał Felix. — Albo lepiej weź torbę i wszystko. My sprawdzimy, gdzie oni idą, i wyślemy ci SMS-a.
Nika skinęła głową i szybkim krokiem ruszyła z powrotem. Chłopcy podbiegli na ukos przez spory plac, by nie zgubić tatów po wejściu na dworzec. W świecie B75 Dworzec Wileński również obsługiwał tylko połączenia podmiejskie, ponieważ i tutaj Wilno leżało za granicą, w Związku Radzieckim – jawnie wrogim wobec Trzeciej Rzeszy. Dworzec spadł więc do drugiej ligi, ale to nie znaczy, że był brzydki. Budynek w niczym nie przypominał tego ze Świata Zero, gdzie nad peronami znajdowała się galeria handlowa. Tutejszy był niższy, ale z monumentalną – na tyle, na ile było to możliwe przy tej wysokości – kolumnadą od strony Targowej. Zdecydowanie odstawał od okolicznych kamienic i przedwojennych gmachów.
Synowie weszli za tatami po szerokich reprezentacyjnych schodach prowadzących do kolumnady zwieńczonej frontonem z tarczą zegara. Znaleźli się w niespodziewanie małej hali z kasami biletowymi. Hala nie była może szczególnie ciasna, jednak fronton obiecywał coś bardziej okazałego. Za halą urządzono poczekalnię i wyjście na perony – tylko częściowo zadaszone. Tatowie skręcili w boczny korytarz, a gdy Felix i Net tam dotarli, zastali jedynie troje drzwi oznaczonych numerami.
— Przynajmniej nie wsiedli do pociągu — stwierdził Felix.
Nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo poczuł ciężką dłoń zaciskającą się na karku.
— Puszczaj, chamie! — krzyknął Net, również uchwycony w żelazny uścisk.
— Cicho, szpicle. — Głos należał do potężnego mężczyzny.
— Znowu szpicle?
Napastnik pchnął ich w stronę środkowych drzwi i nacisnął klamkę. Ściślej mówiąc, użył łokcia Neta do naciśnięcia klamki, po czym wepchnął przyjaciół na ciemne schody wiodące w górę do pomieszczeń ewidentnie technicznych. Kopniakiem zamknął drzwi i poprowadził ich na drugą kondygnację, czyli mniej więcej na wysokość trzeciego piętra. Próbowali się szarpać, ale to skutkowało tylko wzmocnieniem uścisku. Dotarli na górę, minęli krótki korytarz techniczny i skręcili w kolejne drzwi.
— Au! — poskarżył się Net, gdy znów został użyty do naciśnięcia klamki.
W wysokim, zagraconym pomieszczeniu o wymiarach dziesięć na dziesięć metrów, przy stole zasłanym papierami i częściami maszyn, stali obaj tatowie. Patrzyli na przybyłych z zaskoczeniem.
Trzymający przyjaciół mężczyzna zwolnił uścisk i pchnął swoje ofiary. Chłopcy mimowolnie wykonali kilka kroków, by nie upaść.
— Śledzili panów. Przydybałem ich w korytarzu. Chyba próbowali się dowiedzieć, które drzwi prowadzą tutaj. Na szczęście byłem czujny.
— Śledzili nas? — Tata Neta spojrzał na niego z rozdrażnieniem. — Próbowali dowiedzieć się, gdzie weszliśmy? No to właśnie rozwiałeś ich wątpliwości.
— Mam ich…? — Mężczyzna uniósł dłonie, jakby zastanawiał się, jak ich użyć do zamordowania intruzów. — No nie wiem w sumie, co…
— Nie rób niczego, Mikołaju, bo na szczęście sprowadziłeś tu naszych synów. Wracaj na posterunek, a następnym razem ostrzeż nas dyskretniej. — Wskazał głową wciśniętą w kąt umywalkę.
— Tak jest! — Mikołaj prawie zasalutował. Powstrzymał ruch w połowie i wyszedł.
Przyjaciele spojrzeli na umywalkę, potem na zamknięte drzwi, a wreszcie na ojców. Tata Neta założył ramiona i spojrzał na przyjaciół groźnym wzrokiem. Tata Felixa patrzył na nich bardziej z zaciekawieniem.
— Co wy tu robicie? — zapytał ten pierwszy.
— To dość skomplikowane… — Net nie mógł się zdecydować, czy pocierać obity łokieć, czy masować nadwerężony kark.
— Jak nas wyśledziliście? — zapytał pan Polon.
— Nie przestrzegacie żadnych zasad konspiracji — odparł Felix. — Zauważyliśmy was w barze i po prostu tu za wami przyszliśmy.
— Ale co robicie na Pradze? — zapytał pan Bielecki.
— Odwiedzaliśmy Nikę — wyjaśnił Felix, a widząc pytające spojrzenia, dodał — koleżankę z kla… ze szkoły. Przypadkiem zauważyliśmy was w barze. No i… jesteśmy.
Zapadło milczenie. Tatowie spojrzeli po sobie. Pan Bielecki lekko wzruszył ramionami, na co tata Felixa uśmiechnął się i powiedział:
— Skoro nas znaleźliście, to nie ma powodu robić przed wami tajemnic. Prowadzimy tu pewne… badania. Ale pamiętajcie, że to jest –
— Top top top secret — dokończył za niego Felix.
— To właśnie chciałem powiedzieć… Oficjalnie to dział remontowy dworca. Dyrekcja nas lubi, bo zamiast wymieniać zepsute transformatory, przekaźniki i temu podobne, naprawiamy je. Oszczędzają sporo, a te naprawione urządzenia są bardziej niezawodne od nowych. Mamy więc wolną rękę, by prowadzić tu nasze badania. Takie małe hobby. Nazwaliśmy te pomieszczenia Instytutem. — Tata ogarnął pokój ruchem dłoni. — Tam są jeszcze dwa inne pokoje, ale to bardziej… magazyny.
— Zaczekajcie tutaj chwilę. — Tata Neta spojrzał znacząco na tatę Felixa i popukał w zegarek. — Musimy sprawdzić odczyty parametrów zasilania.
— Tak, zaczekajcie dwie minuty.
Obaj w pośpiechu zniknęli za drugimi drzwiami, zostawiając przyjaciół samych. Pomieszczenie wyglądało na warsztat połączony z magazynem. Przez dosyć brudne okrągłe okienka w dwóch przeciwległych ścianach wpadało wątłe światło. Dach był jednospadowy, zapewne więc znajdowali się w pokoju na piętrze, czy może raczej wysokim poddaszu ukrytym za frontonem dworca. Zatem tatowie weszli przed chwilą do sali zegarowej.
— Odczyty parametrów zasilania? — powtórzył cicho Felix. — Czyli zerkną na wskazówkę amperomierza.
Podszedł do dużego stołu z dwoma imadłami i uchwytem do wiertarki. Wprost nad nim z sufitu zwieszała się na krótkim kablu lampa, teraz wyłączona. Stół nie był więc zbyt jasno oświetlony, a graty w narożnikach pomieszczenia ginęły w półcieniach. Felix obejrzał leżące na stole wydruki schematów maszyn i opisy techniczne po polsku i niemiecku. Przyjrzał się też pobieżnie różnym leżącym tu przedmiotom.
— To kamuflaż — orzekł.
— Sami nam to powiedzieli — zauważył Net.
— To jest podwójny kamuflaż. — Felix wskazał prawie metrowej długości model parowozu wykonany ze starych łożysk, rur i metalowych skrzynek. — Znam mojego tatę. Nie zrobiłby tak niestarannego modelu. On w ogóle nie zrobiłby modelu.
Net wysłał do Niki SMS z informacją, gdzie są, nachylił się nad parowozem i przyjrzał mu z bliska.
— A to niby czemu? Wygląda fajnie.
— Niczemu nie służy. Mój tata nie jest modelarzem, tylko wynalazcą. A jeżeli nawet ostatecznie robiłby model, to nie powstrzymałby się, żeby ten model czemuś nie służył. A on nawet nie ma ruchomych kół. Zobacz, łożyska są przykręcone tak, że nie mogą się obracać. Powstał, żeby przypadkowym gościom, takim jak my, wydawało się, że odkryli jakąś tajemnicę, że kamuflażem jest dział remontowy, a po pracy dwaj panowie klecą tu modele i wynalazki z zamiarem zarobienia na patentach. To na przykład — wskazał rotor alternatora połączony z pompą oleju, zaworem gazowym i kilkoma innymi częściami — jest rotor alternatora połączony z pompą oleju, zaworem gazowym i kilkoma innymi częściami. Wygląda na prototyp maszyny, ale niczemu nie może służyć.
Net wziął prototyp, a ten rozleciał mu się w dłoniach. Kilka części z łomotem uderzyło o podłogę.
— Ups… — Chłopak schylił się, by pozbierać części. — Ale skoro to do niczego nie służy, to i tak się nie mogło zepsuć.
Odłożył wszystko na stół i odsunął się pod ścianę, z rękoma założonymi z tyłu. Nikt jednak nie przyszedł, by sprawdzić, co jest źródłem hałasu.
Felix podszedł do narożnego regału, zajmującego dwie ściany, i obejrzał jego zawartość. Większość stanowiły pudełka z żarówkami, przełącznikami i innymi częściami zamiennymi, które mogły się przydać na stacji. Tu wszystko wyglądało najzupełniej normalnie, nawet częściowo rozmontowana waga bagażowa.
Na ścianie obok drzwi wejściowych wisiał przyklejony taśmą izolacyjną rozkład jazdy. Felix sprawdził godzinę na zegarku i porównał ją z tabelką.
— Właśnie powinien odjeżdżać pociąg do Małkini.
Jakby w odpowiedzi lekko przygasła żarówka, a chwilę później przez podłogę przeszła delikatna wibracja.
— Czy sieć trakcyjna jest zasilana z tego samego źródła, co oświetlenie? — zapytał Net.
— Chyba nie…
Zza drzwi magazynu dobiegało ciche buczenie. Felix sięgnął do włącznika i zgasił światło. Dopiero wtedy w szczelinie pod drzwiami dostrzegli zimny niebieskawy poblask, jaki widać podczas spawania elektrycznego. Światło szybko zniknęło, a buczenie ucichło. Drżenia podłogi już nie było czuć.
— Jakby zwarcie — stwierdził Felix, włączając światło. — Jaką moc ma lokomotywa elektryczna?
— A skąd mam wiedzieć? — Net rozłożył ramiona.
— Tylko na głos myślę. Można by to wyliczyć: masa, przyspieszenie…
— Weź po prostu moc silnika autokaru i pomnóż przez dziesięć. Po co ci to?
— Dwa tysiące koni mechanicznych, niech będzie. — Felix potarł brodę. — Czyli półtora tysiąca kilowatów, czyli półtora megawata. Czyli może nieźle błyskać, jeśli obwód się gdzieś nie styka.
— Stary, bez liczenia mogłem ci to powiedzieć.
— Liczyłem co innego. Tam jest Pierścień.
Net zamilkł i uniósł brwi.
— Tam jest Pierścień — powtórzył Felix. — Skoro tyle rzeczy się zgadza tu i w Świecie Zero, to czemu nasi starzy tu też nie mieliby się zajmować Pierścieniem?
Podszedł do drzwi i spróbował zajrzeć przez dziurkę od klucza. Jednak klamka mu to uniemożliwiała. Wyjął więc z kieszeni smartfon, przyłożył obiektyw do dziurki i wcisnął ikonę kamery na wyświetlaczu. Oczom przyjaciół ukazał się… błyskający resztkowymi iskrami fragment Pierścienia.
— Gdy pociąg rusza, pobiera z sieci sporo prądu — Felix schował telefon do kieszeni. — Ale Pierścień pobiera go jeszcze więcej i dlatego przygasa światło. Nikt się temu nie dziwi, bo…
— … dzieje się to dokładnie w chwili, gdy rusza pociąg — dokończył Net. — Możemy wrócić.
— A przynajmniej wynieść się z Trzeciej Rzeszy — przyznał Felix.
— Jeżeli przekonamy Nikę.
Gdzieś z boku dobiegło ciurkanie. Z kranu leciała woda.
— Ja niczego nie ruszałem — zastrzegł szybko Net i podszedł do umywalki.
— Lepiej nie dotykaj — poprosił Felix.
— Zakręcę, bo będzie na nas.
Zakręcił wodę akurat w momencie, gdy drzwi do „magazynu” otworzyły się i tatowie wrócili. Tata Felixa trzymał zadrukowaną kartkę papieru i obaj przebiegali po niej wzrokiem.
— Nie jest dobrze — mruknął pan Polon.
Drzwi wejściowe otworzyły się raptownie i do środka wpadła Nika w mundurze harcerskim oraz trzymający ją za kark Mikołaj. Pchnął dziewczynę na środek. Net doskoczył i złapał ją, by się nie przewróciła. Ona jednak wyminęła go i sama złapała równowagę.
— Dziękuję bardzo! — zerknęła przez ramię na Mikołaja. — Pięknie witacie tu gości.
— Czy żadne zasady konspiracji już nie obowiązują? — zapytał groźnie tata Neta.
— Tym razem użyłem systemu wczesnego ostrzegania — odparł z pretensją w głosie Mikołaj.
Pan Bielecki wskazał umywalkę, a Mikołaj podrapał się w głowę.
— Może coś pomyliłem.
— Zakręciliśmy wodę — przyznał się Felix.
— Możecie wyjaśnić dlaczego?
— Bo leciała. — Net wzruszył ramionami. — Nagle zaczęła lecieć bez powodu.
Jego ojciec potarł czoło i przeniósł uwagę na Nikę.
— A ty kim jesteś?
— Nika Mickiewicz. Przyniosłam wiadomość –
— Mamy ustalone kanały przekazywania informacji.
— To Nika, dobrze ją znamy — dodał szybko Net. — Chodzi do naszej klasy.
— Do klasy? — Tata uniósł brwi.
— Do szkoły, chciał powiedzieć — sprostował Felix.
— To córka Mickiewicza — przypomniał sobie pan Polon. — Myślę, że można jej zaufać. O co chodzi?
Nika odetchnęła, na wszelki wypadek odsunęła się od Mikołaja i powiedziała:
— Nie możemy używać telefonów. Dlatego przyszłam osobiście. Aresztowali kilku ludzi, i to tylko kwestia czasu, kiedy oni wszystkich wsypią. Konieczne jest przegrupowanie. Narada rozpoczyna się za dwadzieścia minut w bezpiecznej knajpie. Muszę jeszcze odebrać z umówionego miejsca porucznika.
Net obejrzał ją od stóp do głów.
— Masz pralkę z suszarką?
— Mam dwa komplety munduru.
— To świetnie, ale tak bardziej rzucasz się w oczy — zauważył pan Bielecki. — Przebierz się w coś neutralnego.
Nika nie była zachwycona tym pomysłem, za to Net uśmiechnął się szeroko i dodał:
— O tak. Wolę cię bez munduru… znaczy… w cywilnym stroju. Psychika ci się przestawia od tych wszystkich naszywek i sprawności.
Dziewczyna posłała mu znudzone spojrzenie i wyszła.
— O co chodzi z tym kranem? — zapytał Felix.
— Kiedy ktoś zamierza tu zejść, Mikołaj odkręca na dole zawór, a z kranu leci woda — odparł tata. — To sygnał ostrzegawczy. Specjalnie przerobiliśmy instalację.
— Nie mogliśmy o tym wiedzieć.
Pan Bielecki spojrzał na drzwi magazynowe.
— Też się zbierajmy. Lepiej tego i tak nie ukryjemy. Jak się Niemcy zwiedzą, nic nie pomoże.
— Jak na razie dwudziestojednoprocentowy zanik. — Tata Felixa złożył na pół wydruk, wsunął go do wewnętrznej kieszeni marynarki i skinął na przyjaciół, by wyszli. — Może kwatera została odkryta, a może to zwykły błąd transmisji.
Felix miał na końcu języka prośbę o wyjaśnienie. Uznał jednak, że to nie jest najlepszy moment.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki