Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rafał Kosik Felix, Net i Nika oraz Zero Szans
Felix, Net i Nika wyruszają na szaloną wyprawę na drugi koniec świata. Czy ich mission imposible ma jakiekolwiek szanse powodzenia?
Czy zaginiony samolot z Laurą oraz tajemniczym ładunkiem uległ katastrofie? Gdzie zaprowadzi przyjaciół ich niezwykłe śledztwo? Jesteście gotowi na Bangkok, Sajgon, street food, wredne małpy, śmierdzące duriany, tuk-tuki, opuszczone wieżowce, yakuzę oraz gang mnichów, eleganckie hotele oraz kwatery z latającymi karaluchami, bazary, krokodyle w kanałach Menamu i ruiny zagubionych w dżungli świątyń, oplecione korzeniami drzew i pajęczynami pająków, których nigdy nie chcielibyście zobaczyć?
Przed czytelniczkami i czytelnikami wielka dawka egzotyki, tajemnic, przygód, kłopotów, sercowych komplikacji i niezawodnego humoru!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 442
Za oknami ciemność, podłoga wibruje, jednostajny pomruk silników usypia. Gdyby to był zwykły samolot, większość pasażerów klasy business już by smacznie spała, a ci z ekonomicznej próbowaliby znaleźć najmniej niewygodną pozycję. Ale to nie jest zwykły samolot. Wprawdzie ma fotele, i to całkiem wygodne, jednak po jedenastu godzinach pojęcie komfortu powoli przestawało istnieć. Tym bardziej że przymocowano je do ścian, bokiem do kierunku lotu.
Net znudził się chodzeniem tam i z powrotem wzdłuż ładowni, zastawionej wojskowymi pakunkami. Potykał się co chwila, bo jedyne oświetlenie stanowiły rozmieszczone co kilka metrów słabe lampy.
— Mamy teleportery, latalerze, samoloty naddźwiękowe — zrzędził — a lecimy śmigłowcem. Jak Sikorski z Gibraltaru.
— To nie jest śmigłowiec, tylko samolot śmigłowy — mruknął Felix, zajęty analizowaniem wymiętej papierowej mapy. — Drobna różnica. Mogliśmy polecieć Herculesem albo wcale.
— No ale czemu on jest śmigłowy? Przecież są takie odrzutowe, szybsze.
— Taki na przykład Boeing C-17 Globemaster III jest odrzutowy — przytaknął Felix. — Ale polskie lotnictwo używa samolotów Lokheed C-130 Hercules, a one są śmigłowe. Mniej paliwa, prostsze w serwisowaniu, mogą latać w warunkach wysokiego zapylenia.
— To tak na wypadek, gdyby znowu wybuchł ten wulkan na Islandii? Ten, którego nazwy nie da się wymówić? O, coś wreszcie jest! — Net przycisnął nos do okna. — Coś świeci w dole.
Nika, do tej pory milcząca i pochłonięta lekturą Ścieżek Północy Flanagana, odłożyła książkę, zgasiła małą latarkę nauszną i też wyjrzała.
Okien było ledwie kilka, ale dla trójki przyjaciół wystarczyło.
W dole, z doskonałej czerni wyłaniał się świat dziesiątek, setek tysięcy świetlnych punkcików. Przypominał oglądaną w dużym powiększeniu kolonię fluorescencyjnych bakterii. Widok był rozmyty jak za mgłą.
Felix uruchomił program nawigacyjny w telefonie, ale nie udało się złapać zasięgu, nawet tuż przy oknie – kadłub samolotu skutecznie ekranował sygnał.
— Może to Delhi — zastanowił się. — Jest ogromne i zawsze wisi nad nim smog.
— Można by zapytać pilotów. — Net zerknął do przodu, na przegrodę oddzielającą ładownię od kabiny.
— Przecież wiesz, że jesteśmy tutaj pod warunkiem — przypomniała Nika — że piloci się o nas nie dowiedzą.
Rzeczywiście, początkowo przyjaciele się ukrywali, jednak po kilku godzinach okazało się, że nikt nie zagląda do ładowni.
— Był jeszcze warunek — Net dotknął M-ATV-a1, przypiętego pasami do podłogi, i porozumiewawczo poruszył brwiami — że nie dotykamy ładunku.
Nika przewróciła oczami i wróciła do lektury.
Ładunek stanowił opancerzony pojazd patrolowy, większy i wyższy od Hummera, oraz kilka sporych drewnianych skrzyń oznaczonych jedynie wojskowym numerem ewidencyjnym i orzełkiem w koronie. Było jeszcze trochę drobnicy, jakieś worki i skrzynki. Ładownia Herculesa w niczym nie przypominała wnętrza normalnego samolotu pasażerskiego. Ściany i sufit były oplecione pasami montażowymi i nieosłoniętymi rurami instalacji hydraulicznych. Podłogę wykonano z blachy podziurawionej różnego rodzaju otworami, służącymi montażowi ciężkich ładunków. Wnętrze wyglądało trochę jak tunel metra. W trakcie budowy.
Niemniej lot Herculesem okazał się najlepszym sposobem, by dyskretnie dostać się z Polski do Tajlandii.
— Wciąż narzekasz — zauważył Felix.
— Ziom, przez pierwsze dwie godziny nie narzekałem. — Net rzucił się na zielone wojskowe worki z nieznaną, ale miękką zawartością. — Baran… — Zamknął oczy i głęboko odetchnął. — Drugi baran… trzeci baran… czwarty baran… O, ten jest czarny. Obok stoi owca. Piąty baran…
Nic to nie dało, nawet nie poczuł śladu senności, mimo że doliczył do sześćdziesięciu ośmiu baranów. Być może dlatego, że tak naprawdę liczenie baranów tylko przeszkadza w zasypianiu. Wyjął telefon i otworzył e-booka Kwantowa teoria umysłu. Zanurzył się w lekturze, co nie było dla niego wcale łatwe. Tutaj jednak brakowało bodźców i rozrywek, więc nawet książka stała się atrakcyjna.
Kwadrans później dźwięk silników zmienił się. Jakby zmniejszyły się obroty.
— Lądujemy? — Net oderwał się od lektury.
Felix zerknął na telefon.
— Powinniśmy jakoś niedługo — powiedział.
— Zniżamy się — zauważyła Nika. — Czujecie?
Rzeczywiście pojawiło się charakterystyczne uczucie lekkości, znane każdemu, kto kiedykolwiek leciał samolotem.
— Bangkok? — Net zerwał się z posłania z worków i przycisnął czoło do okna. — Nie widzę żadnego miasta. — Za szybą ziała idealna czerń, jeśli nie liczyć migającego światła pozycyjnego. — Przepraszam, ale czy to śmigło nie powinno się obracać?
Felix złożył mapę i zaczął obserwować silniki. Hercules miał ich cztery, po dwa na każde skrzydło. W krótkich błyskach trudno było się zorientować, czy śmigło się obraca, czy wręcz przeciwnie.
— Nagrajmy i zobaczymy w zwolnionym tempie. — Net już wyciągał telefon z kieszeni.
— Wolę prostsze metody. — Felix zaświecił latarką przez okno.
Zapadła cisza – z dwóch śmigieł obracało się tylko jedno.
Nika znów odłożyła książkę i przeszła na drugą stronę samolotu.
— Te się obracają — zawołała.
— Oba? — zapytał Net. — Obydwa?
— Tak. To znaczy… Teraz już tylko jedno.
Felix i Net obeszli samochód. Właściwie to Net go obiegł, po czym i tak musiał zaczekać na Felixa, bo w świetle słabej latarki nausznej wiele nie dało się dostrzec. Teraz wpatrywali się w skrzydło oświetlone latarką Felixa. Obracało się tylko jedno śmigło.
— Oszczędzają paliwo? — zapytała Nika.
Felix tylko pokręcił głową.
Jeżeli mieli jeszcze wątpliwości, czy wszystko w porządku, to rozwiał je kolejny silnik. Przyjaciele w napięciu wpatrywali się w zwalniające śmigło.
— Czy ten samolot może lecieć na jednym silniku? — zapytał Net.
Felix znów pokręcił głową. Nie było oczywiste, czy miał na myśli „nie”, czy „nie wiem”.
— Mam złe przeczucia — szepnęła Nika.
— Jak zwykle umiesz dodać otuchy — mruknął Net.
I wtedy stało się coś, czego podświadomie się spodziewali. Czwarty silnik zaczął pracować nierówno i przerywać, aż wreszcie się zatrzymał.
— O mamusiu… — jęknął Net. — Jak mogły się zepsuć wszystkie naraz?
Felix bezradnie pokręcił głową, a Net już się rozkręcał:
— I co teraz będzie?! Mówiłem, żeby nie lecieć!
Nika w pierwszym odruchu chciała go przytulić, ale powstrzymała się.
— Będzie dobrze — powiedziała, siląc się na spokojny ton.
Nagle w ładowni zgasły światła, a zamiast nich zapaliły się słabsze, czerwone. Słyszeli tylko szum powietrza opływającego kadłub.
— Dżizas… — westchnął Net.
— To co prawda nie szybowiec — Felix starał się zachować spokój — ale kilka kilometrów przeleci rozpędem. Może kilkanaście. Jest czas, żeby uruchomić silniki. Albo znaleźć lotnisko.
I wtedy usłyszeli jeszcze coś. Nie był to niestety dźwięk rozrusznika, tylko modulowany pisk alarmu gdzieś z przodu.
Bez słowa ruszyli w stronę kabiny pilotów. Nie było sensu dłużej się ukrywać.
Niewielkie urządzenie na ścianie grodzi przed kabiną mogło, choć nie musiało, być interkomem.
— Może się nie wkurzą — podsunęła Nika.
— A jeśli zasnęli, to nawet podziękują — dodał Net.
Felix nie namyślał się długo. Nacisnął guzik. Na obudowie zapaliła się czerwona kontrolka, a gdzieś z przodu dobiegło przytłumione brzęczenie.
Odpowiedź nie nadchodziła, piszczał jedynie alarm.
Felix zastanawiał się już od pewnego czasu, czy w samolocie wojskowym są od strony ładowni jakieś zabezpieczenia przed otworzeniem drzwi do kabiny.
Podeszli bliżej. Nawet jeżeli takie zabezpieczenie istniało, nie mogło spełnić swojej funkcji. Drzwi były bowiem uchylone i delikatnie chybotały się na zawiasach.
Felix otworzył je szerzej. Przygotował sobie już nawet przeprosiny, że przeszkadza w tak trudnym momencie. No i że w ogóle tu są, ale… kabina pilotów była pusta. Na panelach migało kilka kontrolek, inne świeciły różnymi kolorami, przy czym dominował czerwony. Alarm wciąż piszczał.
— Co jest?! — jęknął Net. — Poszli na spacer z psem?
Felix odwrócił się i krzyknął w głąb samolotu:
— Halo! Jest tu kto?!
W tonie głosu Felixa było coś takiego, że reszta spojrzała tam gdzie on. Niebo na wschodzie, przed dziobem samolotu, jaśniało, zapowiadając nadchodzący brzask. Przez przednią szybę widać było majaczący horyzont. Horyzont, który znajdował się zdecydowanie za wysoko.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
M-ATV – (ang. MRAP-All Terrain Vehicle) samochód opancerzony, odporny na wybuchy min. [wróć]