Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Sześcioro dzieci z różnymi charakterami i pasjami wyrusza w pasjonującą podróż do czasów, kiedy życie wyglądało zupełnie inaczej niż to, które jest im znane!
Kiedy podczas szkolnego projektu Kasia, Bożenka, Wojtek, Adrian i Karol zostają przydzieleni do jednej grupy, nie wiedzą, że wkrótce ich życie zamieni się w wielką przygodę. Za sprawą komputerowego programu i jednej nieprzemyślanej decyzji przenoszą się do czasów, gdy nie było telefonów komórkowych, ludzie ubierali się zupełnie inaczej, a jedzenie różniło się od tego, które tak dobrze znają. Czy przypadkowe spotkanie z rówieśnikami z innej epoki odmieni ich życie? Jakie niebezpieczeństwa czyhają w nieznanym im świecie? I jaką rolę odegra uroczy pies – Gryzak?
Joanna Jax – autorka bestsellerowych powieści z historią w tle – tworzy opowieść o przyjaźni, dojrzewaniu i dzieciństwie, które jeśli tylko się tego pragnie, może być wspaniałą przygodą. "Ferajna ze szkolnej ławki. Wehikuł czasu" to książka nie tylko dla najmłodszych, ale też dla dorosłych, którzy chcą poznać dzieci i ich świat trochę lepiej!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 85
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pechowy dzień
Wszystko zaczęło się od konkursu. Pan Darek, nauczyciel informatyki, ogłosił, że w tym roku nagrodą za zajęcie pierwszego miejsca będzie wycieczka do Francji. Każdy, kto uważnie słuchał, zdawał sobie sprawę, jak trudno będzie wygrać. Zapewne dlatego wielu uczniów chciało zrezygnować z udziału w rywalizacji, uznając, że nie będą mieli szans.
Pan Darek się zdenerwował.
– Dlaczego się poddajecie i nie chcecie spróbować? Podzielimy się na grupy i być może któraś wygra.
– Pewnie tylko najlepsi wezmą udział, a my co najwyżej najemy się wstydu – odparł odważnie Radek. Naprawdę uważał, że mają niewielkie szanse.
– Może właśnie grupa z waszej klasy okaże się najlepsza. Trzeba wierzyć we własne możliwości. W przeciwnym razie nigdy nie osiągniecie sukcesu. Gdyby sportowcy myśleli w ten sposób, żaden z nich nie podjąłby walki o medal – odparł nauczyciel.
Radek musiał przyznać mu rację. Kto nie próbował, ten nie wygrywał. A nawet jeśli nie zdobędą nagrody głównej, przeżyją ciekawą przygodę.
Po kilku dniach pan Darek poinformował klasę, że do konkursu zgłosiło się kilkadziesiąt drużyn z całej Polski. Nie było ich więc tak wiele, jak wcześniej sądził, i ich szanse się zwiększyły. Doszedł do wniosku, że gdyby wystartowało kilkaset, byłoby znacznie trudniej zwyciężyć.
Kiedy jeden problem został rozwiązany, pojawił się następny. Jak podzielić klasę na grupy, aby którakolwiek mogła zwyciężyć. Uczniowie od razu zaczęli typować do swoich drużyn najlepszych uczniów z tego przedmiotu, ale kolejny raz sprawę rozstrzygnął pan Darek.
– Przestańcie krzyczeć i się kłócić! – powiedział głośno.
– Michał od razu wybrał Wojtka i Maćka, najlepszych uczniów z informatyki – oburzył się Karolek.
– Dlatego ja skompletuję drużyny. Nie chcę, aby w jednej byli sami chłopcy, a w innej same dziewczyny.
– E, to na pewno nie wygramy. – Zrezygnowany Maciek machnął ręką.
– Może będziecie się bardziej starać – zakończył dyskusję nauczyciel.
W klasie zrobiło się bardzo cicho, ponieważ pan Darek otworzył notes i zaczął tworzyć grupy. Zajęło mu to trochę czasu i wkrótce usłyszeli dzwonek na przerwę. Nikt jednak nie ruszył się z miejsca, ponieważ wszyscy byli bardzo ciekawi, do jakiej drużyny trafią.
Radek na początku liczył, że w jego grupie będą sami najlepsi uczniowie, a zdobycie trofeum znajdzie się w zasięgu ich możliwości. Teraz jednak nie był już tego taki pewny i mógł tylko mieć nadzieję, że trafi się im chociaż jeden prymus.
Kiedy nauczyciel wyczytał skład drużyn, Radek pomyślał, że wycieczka do Francji pozostanie wyłącznie marzeniem, ponieważ w ich grupie jedynym dobrym uczniem z informatyki był Wojtek. Kasia także bardzo dobrze się uczyła, ale najlepsze oceny dostawała z historii i języka polskiego, a nie z informatyki.
Pan Darek przydzielił do nich jeszcze Bożenkę, dziewczynę, która przez cały czas chodziła z głową w chmurach, Karolka, myślącego tylko o jedzeniu, oraz największego łobuza z klasy, Adriana.
Ten ostatni nie lubił Wojtka, nazywając go pogardliwie lamusem. Kasia trzymała się z daleka od Bożenki, bo ta uważała ją za lizuskę, a z nerdem Adrianem nie kolegował się nikt. Karolek natomiast lubił jedynie hamburgery i chipsy.
– Nie wygramy – zawyrokował Radek, gdy ich grupa się zebrała, by omówić projekt na konkurs.
– Również tak uważam – westchnął Adrian. – Dajmy spokój i wracajmy do domu. Umówiłem się z chłopakami na discordzie, szkoda mi czasu na jakieś konkursy.
– Głodny jestem – wtrącił się Karolek.
– Ty zawsze jesteś głodny – powiedziała z wyrzutem Bożenka, która była bardzo szczupła i prawie codziennie oddawała swoje śniadanie Karolkowi.
– Może trzeba pójść do pana Darka i powiedzieć mu, że grupę należy rozwiązać – zasugerowała Kasia.
– Nie rób wiochy – burknął pod nosem Adrian, który wolał mieć jak najrzadszy kontakt z nauczycielami. Uważał, że wszystkie problemy powinno się rozwiązywać w grupie. – Będziemy udawali, że coś robimy...
– I co potem? – Kasia wydęła usta. – Pojedziemy na konkurs bez niczego i najemy się wstydu. A gdy wrócimy, każdy z nas zarobi pałę.
– Pewnie, gdybyś dostała jedynkę, od razu zaczęłabyś płakać. – Adrian zaczął naśmiewać się z Kasi, dla której najważniejsze było otrzymanie świadectwa z czerwonym paskiem.
– Przestańcie się kłócić. Kasia ma rację. Wygramy się czy nie, ale nie możemy pojechać na ten konkurs jak banda nerdów, która niczego nie potrafi. Na pewno nie skończy się na jedynkach, ale pan Darek może wezwać do szkoły rodziców i dopiero będzie... – powiedział Karolek.
– Właśnie. – Bożenka uniosła palec. – I wtedy nie puszczą mnie na spływ kajakowy.
– Wielkie mi co – prychnął Adrian. – Ja zamierzam przez całe wakacje grać i może pojadę kilka razy na basen, gdy będzie ładna pogoda.
Atmosfera w grupie stawała się coraz gorsza i Radek już sam nie wiedział, co byłoby lepsze. Wymyślić coś banalnego i zostać wyśmianym przez innych uczestników konkursu czy może w ogóle niczego nie zrobić i otrzymać pałę. Jednak Karolek miał słuszność, pan Darek mógłby wezwać do szkoły rodziców i wówczas mieliby większe kłopoty.
W czasie, gdy większość osób z ich drużyny się kłóciła lub podsuwała pomysły, w jaki sposób wykręcić się z konkursu, Wojtek nie odzywał się wcale. Największy klasowy geniusz z informatyki nosił okulary w srebrnych oprawkach, które bezustannie zsuwały się mu z nosa, i włosy do ramion, bo nie miał czasu pójść do fryzjera. Najpewniej dlatego, że wciąż był zajęty wymyślaniem nowych programów.
Radek najchętniej zmieniłby drużynę, bo osoba, na którą liczył najbardziej, milczała, ale nie lubił się poddawać. Popatrzył na Wojtka i zapytał zrezygnowany:
– Masz jakiś pomysł?
– Mam, ale muszę być w domu przed czternastą. Trzeba wyprowadzić psa.
Bożenka, która usłyszała tylko ostatnią część zdania, oznajmiła:
– Sami widzicie, to nie ma sensu. Ten pies wszystko psuje. Nie zdążymy się nawet naradzić.
– Gryzak to świetny pies – obruszyła się Kasia, która zawsze miała odmienne zdanie od Bożenki.
– Szkoda tylko, że gdy zbyt długo siedzi sam, obgryza buty, meble i zabawki. – Wojtek poprawił okulary.
– Bawisz się jeszcze zabawkami? – zakpił Adrian.
– Nie, ale mam młodszą siostrę. – Wojtek nie dał się sprowokować. – To jej zabawki, a gdy Gryzak je niszczy, Majka zaczyna beczeć i nie przestaje aż do wieczora.
– Słuchajcie, mam pomysł! – krzyknął nagle Karolek.
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę kolegi, ponieważ ten rzadko wpadał na jakieś pomysły.
– Słuchamy... – mruknął Radek, nie spodziewając się niczego odkrywczego.
– Chodźmy na kebaba i tam się zastanowimy – odparł Karolek.
Zrobiło się zamieszanie, ponieważ pozostali członkowie grupy rzucili się na Karolka, oburzeni, że nawet w obliczu tak trudnego zadania myśli jedynie o żarciu.
– Przestańcie! – krzyknął Radek. – Jeśli będziemy się kłócić, nie pojedziemy do Paryża.
– I tak nie pojedziemy. – Adrian machnął ręką. – Nic z tego nie będzie.
– No, właśnie. Ale kebsa można zjeść – zawtórował mu Karolek.
– A może dacie coś powiedzieć Wojtkowi. Mówił, że ma pomysł – zrugała ich Kasia. – Jeśli pójdzie do domu zająć się Gryzakiem, niczego się nie dowiemy.
Nastała cisza i znowu wszyscy skupili się na Wojtku.
– Wymyśliłem taki program, który przenosi w czasie, ale jeszcze nie mam pomysłu, jak potem powrócić do naszych czasów. Pracowałem nad nim od miesięcy, mogę wam zademonstrować.. Pewnie nie wygramy, ale chociaż nie będzie obciachu. Tylko co z tego, że opowiem komisji o programie, jeżeli nie będę mógł dokonać prezentacji – oznajmił.
– Ale mega... – zainteresował się Adrian, co zadziwiło pozostałych członków grupy, ponieważ dla ich kolegi komputer wymyślono jedynie po to, żeby on mógł na nim grać. – Cofnąłbym się do klasówki z matmy i nie dostałbym pały.
– A skąd wiesz? – zapytała Bożenka.
– Przecież wiem, jakie były zadania. – Adrian wzruszył ramionami. – Tyle to się potrafię nauczyć.
– To mógłby być prawdziwy przełom i dałby nam wygraną – ucieszył się Radek, uznając, że mimo tak fatalnego doboru osób mieli jeszcze szansę na zdobycie nagrody. Nie odniósł się oczywiście do słów Adriana, chociaż on sam chętnie by powtórzył kilka sprawdzianów. Zwłaszcza tych niezapowiedzianych i z których dostał złe oceny.
– Tak, tylko wciąż mam problem, jak sprawić, by powrócić do chwili obecnej. Nie chciałbym przenieść się do epoki kamienia łupanego i pozostać tam na zawsze – westchnął Wojtek.
– Ciekawe, czy mieli wtedy hamburgery... – rozmarzył się Karolek – Albo hot-dogi.
– Tak – zakpiła Kasia. – Pod warunkiem, że najpierw je sobie upolowali.
Radek posmutniał. Projekt Wojtka był genialny, ale należało go dopracować.
– Przestańcie. To musi być świetny program, ale Wojtek ma rację. Jeśli nie znajdziemy formuły, która pozwoli nam powrócić do czasów obecnych, nawet nie powinniśmy go prezentować. Nie chciałbym się obudzić w średniowiecznym zamczysku i w rycerskiej zbroi.
– A dlaczego to takie skomplikowane? Przecież ty jesteś bardzo mądry – zapytała Bożenka i chwilę potem przygryzła zawstydzona usta.
– Bo kiedyś nie było komputerów. Nie znajdziemy żadnego, żeby wpisać do niego dane i wrócić – oznajmił zrezygnowanym głosem Wojtek.
– Poprosimy o pomoc pana Darka – zaproponowała Kasia. – Może on coś wymyśli.
– Oczywiście, ty zawsze chcesz korzystać z pomocy nauczyciela – prychnęła Bożenka i znowu wszyscy zaczęli się kłócić.
– Przeszkadzacie mi myśleć! – Wojtek postanowił przerwać awanturę.
– Może głodny jesteś? Po jedzeniu lepiej się myśli. – Karolek znowu zaczął marudzić.
– Ty zawsze gadasz tylko o jednym. Ostatnio nawet Rubensa nazwałeś Grubensem.
– Każdemu może się pomylić, zwłaszcza gdy się patrzy na jego obrazy. A i tak mi nie zależy na dobrej ocenie z plastyki. I wcale nie mówię bez przerwy o jedzeniu, ale to pora obiadu, a my i tak niczego nie wymyślimy – obruszył się Karolek.
– To może ja pójdę do domu, bo mam teraz trudny level do przejścia – niecierpliwił się Adrian.
– Słuchajcie – powiedziała nagle Kasia. – Moim zdaniem należy znaleźć jakiś przedmiot, który kiedyś również istniał. I dzięki niemu będziemy mogli wrócić.
– Na przykład kanapkę z szynką – dodał Adrian, który chyba także zrobił się głodny. – Kanapki istniały zawsze. Tata mi mówił.
Co zrozumiałe, pozostali wyśmiali pomysł Adriana, nawet Karolek, który zazwyczaj lubił jeść.
– Poczekajcie, Kasia dobrze mówi. Musi być coś, co połączy czas teraźniejszy z przeszłym. – Wojtek uniósł palec.
Od razu przestali żartować i w skupieniu obserwowali Wojtka. Kiedy ich kolega się nad czymś zastanawiał, nie należało mu przeszkadzać.
– Może klucz... – zaproponował Radek.
– Klucz do zagadki? – zapytała Bożenka.
– Nie, taki normalny. Najlepiej bardzo stary – Radek upierał się przy swoim.
– Mógłbym spróbować, tylko skąd weźmiemy stary klucz? Trzeba by pójść na targ staroci i czegoś odpowiedniego poszukać. – Wojtek nie wyśmiał propozycji kolegi, a to oznaczało, że ma już pomysł, w jaki sposób dokończyć swój projekt.
– Mogę zapytać dziadka – zaoferował Adrian. – Mieszkamy w kamienicy, którą zbudowano jakieś sto pięćdziesiąt lat temu. W tym domu urodził się też mój pradziadek. Może znajdę coś takiego na strychu. Mama zawsze mówi, że tam jest pełno starych rupieci i należałoby uprzątnąć pomieszczenie, ale jakoś nikomu się nie chce. Nasi sąsiedzi ze swojej części zrobili suszarnię, ale u nas jakoś nie ma chętnych na robienie porządków w tym miejscu, bo podobno tam jest pełno pająków.
– Dobra, zapytaj dziadka, a reszta niech też pomyśli o jakimś starym przedmiocie, który pozwoliłby nam wrócić do obecnych czasów. Byle nie był zbyt duży. W każdym razie mamy plan. Spotkamy się jutro o szesnastej u mnie. Muszę przypilnować Gryzaka – zakończył nagle Wojtek i zaczął pakować do torby swoje rzeczy.
Radek był przekonany, że jego kompan na coś wpadł, ale rozgardiasz panujący w grupie nie pozwalał mu się skupić. Nie wiedział jednak, czy dotyczyło to jakiegoś starego przedmiotu, który rozwiązałby problem powrotu do obecnych czasów, czy może było to coś zupełnie innego.
Nazajutrz udali się Wojtka. Radek był bardzo ciekawy, czy ich kolega wymyślił coś równie genialnego jak program przenoszący w czasie, i dlatego stawił się na spotkaniu punktualnie o szesnastej. Przeważnie się spóźniał, ale nie tym razem.
Wojtek mieszkał wraz z rodzicami, młodszą siostrą i psem na jednym ze stołecznych osiedli. Miał bardzo mały pokój, więc gdy już wszyscy dotarli na miejsce, zrobiło się dość ciasno. Dziewczyny siedziały na tapczanie, ale Radek musiał zająć miejsce na podłodze obok Karolka. Tylko Adrian stał oparty o szafę, jakby nie miał pomysłu, gdzie mógłby się ulokować. W dodatku w pokoju znajdował się jeszcze pies, ale na szczęście znalazł miejsce pod biurkiem Wojtka.
Karolek odezwał się pierwszy:
– Wojtek, dlaczego twój pies na mnie patrzy?
– Bo jesz batona. A Gryzak lubi wafelki – oznajmił Wojtek.
– Dam mu kawałek – zaproponował Karolek, ale Kasia go zrugała. Chwilę potem zrobiła mu wykład na temat szkodliwości cukru.
– Jak mnie nie zaszkodził, to i psu nic nie będzie. – Karolek wzruszył ramionami.
– Tobie to chyba nic już nie jest w stanie zaszkodzić – powiedziała Kasia. – A pieskowi, owszem.
– Właśnie – wtrącił się Adrian. – Lepiej oddaj go mnie.
Adrian w przeciwieństwie do Karolka był chudy jak patyk, mimo że także bardzo lubił jeść. Może dlatego, że ostatnio urósł jakieś dwadzieścia centymetrów.
– Masz ten klucz? – zapytał Wojtek Adriana, tym samym przerywając dylematy Kasi i Karolka.
– Znalazłem taki duży, dziadek powiedział, że to przedwojenny. Znaczy, sprzed drugiej wojny.
– To pokaż. – Wojtek był podekscytowany.
– Przecież miałem go znaleźć. Nie było mowy, że mam go dzisiaj przynieść – zdziwił się Adrian.
– Ale ty głupi jesteś. – Bożenka wydęła usta.
– Wielkie mi co, przyniosę następnym razem. – Adrian wzruszył ramionami. – Ale znajdę podobny w sieci, to wam pokażę.
Wojtek wstał z krzesła i zwrócił się do Adriana:
– To siadaj i szukaj. Zobaczymy, czy się nadaje.
Znalezienie zdjęcia klucza podobnego do tego, który leżał na strychu kamienicy, w której mieszkał Adrian, nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Radek nie miał pojęcia, jak mu się to udało.
– Identyczny. Prawie... – pochwalił się Adrian.
– Wrzuć go do folderu „Wehikuł czasu” – nakazał mu Wojtek. – Będziemy mieli wzór.
Kiedy Adrian to zrobił, na ekranie wyskoczyło prostokątne okno.
– A w tym okienku co trzeba wpisać? – zapytał kolegę.
– Teraz nic, tutaj wpiszemy datę, do której chcielibyśmy się przenieść – powiedział Wojtek i od razu pozostali członkowie grupy zaczęli rzucać datami. Najlepiej szło Kasi, ponieważ miała szóstkę z historii, innym trochę się myliły daty z momentami w dziejach świata.
– Ja pamiętam tylko 1410. Bitwa pod Grunwaldem – powiedział Adrian i dodał: – Ale boję się, że mnie stratuje konnica.
– Za to mógłbyś się załapać na pieczyste – wytknął mu Radek.
– Zjadłbym skrzydełka, ale nie wiem, czy robili wtedy frytki – zainteresował się Karolek.
– Kartofle chyba mieli. Sami byśmy zrobili frytki – odparł Adrian.
– Nie mieli – oznajmiła Kasia – Ziemniaki zaczęto jadać w Polsce jakieś trzysta lat później.
– Nie rozumiem, dlaczego zawsze robicie problemy. Przecież to wszystko jedno, gdzie się przeniesiemy, a raczej do jakiej daty. Można wpisać byle jaką – skwitował Radek i zanim Wojtek zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, Adrian wstukał jakieś cyfry na klawiaturze i wcisnął enter.
– Nieee.... – usłyszeli krzyk Wojtka, a potem świat zawirował.
Radek nie miał pojęcia, co się dzieje, ale nagle komputer zniknął, podobnie jak jego koleżanki i koledzy. Zdążył zauważyć jedynie, że Gryzak szarpie go za nogawkę spodni, a potem zobaczył tylko ciemność.
Pomyślał, że zemdlał, bo w pokoju Wojtka było wyjątkowo duszno, i zdołał wysnuć wniosek, że gdy tylko ktoś otworzy okno, ocknie się i znowu ujrzy swoje koleżanki i kolegów, a nawet niesfornego Gryzaka.