Ferajna ze szkolnej ławki. Wehikuł czasu - Joanna Jax - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Ferajna ze szkolnej ławki. Wehikuł czasu ebook i audiobook

Joanna Jax

4,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Sześcioro dzieci z różnymi charakterami i pasjami wyrusza w pasjonującą podróż do czasów, kiedy życie wyglądało zupełnie inaczej niż to, które jest im znane!

Kiedy podczas szkolnego projektu Kasia, Bożenka, Wojtek, Adrian i Karol zostają przydzieleni do jednej grupy, nie wiedzą, że wkrótce ich życie zamieni się w wielką przygodę. Za sprawą komputerowego programu i jednej nieprzemyślanej decyzji przenoszą się do czasów, gdy nie było telefonów komórkowych, ludzie ubierali się zupełnie inaczej, a jedzenie różniło się od tego, które tak dobrze znają. Czy przypadkowe spotkanie z rówieśnikami z innej epoki odmieni ich życie? Jakie niebezpieczeństwa czyhają w nieznanym im świecie? I jaką rolę odegra uroczy pies – Gryzak?

Joanna Jax – autorka bestsellerowych powieści z historią w tle – tworzy opowieść o przyjaźni, dojrzewaniu i dzieciństwie, które jeśli tylko się tego pragnie, może być wspaniałą przygodą. "Ferajna ze szkolnej ławki. Wehikuł czasu" to książka nie tylko dla najmłodszych, ale też dla dorosłych, którzy chcą poznać dzieci i ich świat trochę lepiej!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 85

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 5 min

Lektor: Józek Pawłowski
Oceny
4,9 (75 ocen)
69
2
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mwolowska

Nie oderwiesz się od lektury

😁😁😁😁😁😁😁😁😁😁😀🤣 dzieci fajnie że tak podróżowano to było fajne
00
Bea2121

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna, lekka lektura nie tylko dla młodych.
00

Popularność




Re­dak­cja i ko­rektaAgnieszka Czap­czyk
Pro­jekt gra­ficzny okładkiŁu­kasz Sil­ski
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
Ilu­stra­cjeŁu­kasz Sil­ski
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght by Jo­anna Jax, War­szawa 2024
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83296-45-6
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. K. K. Ba­czyń­skiego 1 lok. 2 00-036 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Pe­chowy dzień

Wszystko za­częło się od kon­kursu. Pan Da­rek, na­uczy­ciel in­for­ma­tyki, ogło­sił, że w tym roku na­grodą za za­ję­cie pierw­szego miej­sca bę­dzie wy­cieczka do Fran­cji. Każdy, kto uważ­nie słu­chał, zda­wał so­bie sprawę, jak trudno bę­dzie wy­grać. Za­pewne dla­tego wielu uczniów chciało zre­zy­gno­wać z udziału w ry­wa­li­za­cji, uzna­jąc, że nie będą mieli szans.

Pan Da­rek się zde­ner­wo­wał.

– Dla­czego się pod­da­je­cie i nie chce­cie spró­bo­wać? Po­dzie­limy się na grupy i być może któ­raś wy­gra.

– Pew­nie tylko naj­lepsi we­zmą udział, a my co naj­wy­żej na­jemy się wstydu – od­parł od­waż­nie Ra­dek. Na­prawdę uwa­żał, że mają nie­wiel­kie szanse.

– Może wła­śnie grupa z wa­szej klasy okaże się naj­lep­sza. Trzeba wie­rzyć we wła­sne moż­li­wo­ści. W prze­ciw­nym ra­zie ni­gdy nie osią­gnie­cie suk­cesu. Gdyby spor­towcy my­śleli w ten spo­sób, ża­den z nich nie pod­jąłby walki o me­dal – od­parł na­uczy­ciel.

Ra­dek mu­siał przy­znać mu ra­cję. Kto nie pró­bo­wał, ten nie wy­gry­wał. A na­wet je­śli nie zdo­będą na­grody głów­nej, prze­żyją cie­kawą przy­godę.

Po kilku dniach pan Da­rek po­in­for­mo­wał klasę, że do kon­kursu zgło­siło się kil­ka­dzie­siąt dru­żyn z ca­łej Pol­ski. Nie było ich więc tak wiele, jak wcze­śniej są­dził, i ich szanse się zwięk­szyły. Do­szedł do wnio­sku, że gdyby wy­star­to­wało kil­ka­set, by­łoby znacz­nie trud­niej zwy­cię­żyć.

Kiedy je­den pro­blem zo­stał roz­wią­zany, po­ja­wił się na­stępny. Jak po­dzie­lić klasę na grupy, aby któ­ra­kol­wiek mo­gła zwy­cię­żyć. Ucznio­wie od razu za­częli ty­po­wać do swo­ich dru­żyn naj­lep­szych uczniów z tego przed­miotu, ale ko­lejny raz sprawę roz­strzy­gnął pan Da­rek.

– Prze­stań­cie krzy­czeć i się kłó­cić! – po­wie­dział gło­śno.

– Mi­chał od razu wy­brał Wojtka i Maćka, naj­lep­szych uczniów z in­for­ma­tyki – obu­rzył się Ka­ro­lek.

– Dla­tego ja skom­ple­tuję dru­żyny. Nie chcę, aby w jed­nej byli sami chłopcy, a w in­nej same dziew­czyny.

– E, to na pewno nie wy­gramy. – Zre­zy­gno­wany Ma­ciek mach­nął ręką.

– Może bę­dzie­cie się bar­dziej sta­rać – za­koń­czył dys­ku­sję na­uczy­ciel.

W kla­sie zro­biło się bar­dzo ci­cho, po­nie­waż pan Da­rek otwo­rzył no­tes i za­czął two­rzyć grupy. Za­jęło mu to tro­chę czasu i wkrótce usły­szeli dzwo­nek na prze­rwę. Nikt jed­nak nie ru­szył się z miej­sca, po­nie­waż wszy­scy byli bar­dzo cie­kawi, do ja­kiej dru­żyny tra­fią.

Ra­dek na po­czątku li­czył, że w jego gru­pie będą sami naj­lepsi ucznio­wie, a zdo­by­cie tro­feum znaj­dzie się w za­sięgu ich moż­li­wo­ści. Te­raz jed­nak nie był już tego taki pewny i mógł tylko mieć na­dzieję, że trafi się im cho­ciaż je­den pry­mus.

Kiedy na­uczy­ciel wy­czy­tał skład dru­żyn, Ra­dek po­my­ślał, że wy­cieczka do Fran­cji po­zo­sta­nie wy­łącz­nie ma­rze­niem, po­nie­waż w ich gru­pie je­dy­nym do­brym uczniem z in­for­ma­tyki był Woj­tek. Ka­sia także bar­dzo do­brze się uczyła, ale naj­lep­sze oceny do­sta­wała z hi­sto­rii i ję­zyka pol­skiego, a nie z in­for­ma­tyki.

Pan Da­rek przy­dzie­lił do nich jesz­cze Bo­żenkę, dziew­czynę, która przez cały czas cho­dziła z głową w chmu­rach, Ka­rolka, my­ślą­cego tylko o je­dze­niu, oraz naj­więk­szego ło­buza z klasy, Ad­riana.

Ten ostatni nie lu­bił Wojtka, na­zy­wa­jąc go po­gar­dli­wie la­mu­sem. Ka­sia trzy­mała się z da­leka od Bo­żenki, bo ta uwa­żała ją za li­zu­skę, a z ner­dem Ad­ria­nem nie ko­le­go­wał się nikt. Ka­ro­lek na­to­miast lu­bił je­dy­nie ham­bur­gery i chipsy.

– Nie wy­gramy – za­wy­ro­ko­wał Ra­dek, gdy ich grupa się ze­brała, by omó­wić pro­jekt na kon­kurs.

– Rów­nież tak uwa­żam – wes­tchnął Ad­rian. – Dajmy spo­kój i wra­cajmy do domu. Umó­wi­łem się z chło­pa­kami na di­scor­dzie, szkoda mi czasu na ja­kieś kon­kursy.

– Głodny je­stem – wtrą­cił się Ka­ro­lek.

– Ty za­wsze je­steś głodny – po­wie­działa z wy­rzu­tem Bo­żenka, która była bar­dzo szczu­pła i pra­wie co­dzien­nie od­da­wała swoje śnia­da­nie Ka­rol­kowi.

– Może trzeba pójść do pana Darka i po­wie­dzieć mu, że grupę na­leży roz­wią­zać – za­su­ge­ro­wała Ka­sia.

– Nie rób wio­chy – burk­nął pod no­sem Ad­rian, który wo­lał mieć jak naj­rzad­szy kon­takt z na­uczy­cie­lami. Uwa­żał, że wszyst­kie pro­blemy po­winno się roz­wią­zy­wać w gru­pie. – Bę­dziemy uda­wali, że coś ro­bimy...

– I co po­tem? – Ka­sia wy­dęła usta. – Po­je­dziemy na kon­kurs bez ni­czego i na­jemy się wstydu. A gdy wró­cimy, każdy z nas za­robi pałę.

– Pew­nie, gdy­byś do­stała je­dynkę, od razu za­czę­ła­byś pła­kać. – Ad­rian za­czął na­śmie­wać się z Kasi, dla któ­rej naj­waż­niej­sze było otrzy­ma­nie świa­dec­twa z czer­wo­nym pa­skiem.

– Prze­stań­cie się kłó­cić. Ka­sia ma ra­cję. Wy­gramy się czy nie, ale nie mo­żemy po­je­chać na ten kon­kurs jak banda ner­dów, która ni­czego nie po­trafi. Na pewno nie skoń­czy się na je­dyn­kach, ale pan Da­rek może we­zwać do szkoły ro­dzi­ców i do­piero bę­dzie... – po­wie­dział Ka­ro­lek.

– Wła­śnie. – Bo­żenka unio­sła pa­lec. – I wtedy nie pusz­czą mnie na spływ ka­ja­kowy.

– Wiel­kie mi co – prych­nął Ad­rian. – Ja za­mie­rzam przez całe wa­ka­cje grać i może po­jadę kilka razy na ba­sen, gdy bę­dzie ładna po­goda.

At­mos­fera w gru­pie sta­wała się co­raz gor­sza i Ra­dek już sam nie wie­dział, co by­łoby lep­sze. Wy­my­ślić coś ba­nal­nego i zo­stać wy­śmia­nym przez in­nych uczest­ni­ków kon­kursu czy może w ogóle ni­czego nie zro­bić i otrzy­mać pałę. Jed­nak Ka­ro­lek miał słusz­ność, pan Da­rek mógłby we­zwać do szkoły ro­dzi­ców i wów­czas mie­liby więk­sze kło­poty.

W cza­sie, gdy więk­szość osób z ich dru­żyny się kłó­ciła lub pod­su­wała po­my­sły, w jaki spo­sób wy­krę­cić się z kon­kursu, Woj­tek nie od­zy­wał się wcale. Naj­więk­szy kla­sowy ge­niusz z in­for­ma­tyki no­sił oku­lary w srebr­nych opraw­kach, które bez­u­stan­nie zsu­wały się mu z nosa, i włosy do ra­mion, bo nie miał czasu pójść do fry­zjera. Naj­pew­niej dla­tego, że wciąż był za­jęty wy­my­śla­niem no­wych pro­gra­mów.

Ra­dek naj­chęt­niej zmie­niłby dru­żynę, bo osoba, na którą li­czył naj­bar­dziej, mil­czała, ale nie lu­bił się pod­da­wać. Po­pa­trzył na Wojtka i za­py­tał zre­zy­gno­wany:

– Masz ja­kiś po­mysł?

– Mam, ale mu­szę być w domu przed czter­na­stą. Trzeba wy­pro­wa­dzić psa.

Bo­żenka, która usły­szała tylko ostat­nią część zda­nia, oznaj­miła:

– Sami wi­dzi­cie, to nie ma sensu. Ten pies wszystko psuje. Nie zdą­żymy się na­wet na­ra­dzić.

– Gry­zak to świetny pies – ob­ru­szyła się Ka­sia, która za­wsze miała od­mienne zda­nie od Bo­żenki.

– Szkoda tylko, że gdy zbyt długo sie­dzi sam, ob­gryza buty, me­ble i za­bawki. – Woj­tek po­pra­wił oku­lary.

– Ba­wisz się jesz­cze za­baw­kami? – za­kpił Ad­rian.

– Nie, ale mam młod­szą sio­strę. – Woj­tek nie dał się spro­wo­ko­wać. – To jej za­bawki, a gdy Gry­zak je nisz­czy, Majka za­czyna be­czeć i nie prze­staje aż do wie­czora.

– Słu­chaj­cie, mam po­mysł! – krzyk­nął na­gle Ka­ro­lek.

Wszyst­kie oczy zwró­ciły się w stronę ko­legi, po­nie­waż ten rzadko wpa­dał na ja­kieś po­my­sły.

– Słu­chamy... – mruk­nął Ra­dek, nie spo­dzie­wa­jąc się ni­czego od­kryw­czego.

– Chodźmy na ke­baba i tam się za­sta­no­wimy – od­parł Ka­ro­lek.

Zro­biło się za­mie­sza­nie, po­nie­waż po­zo­stali człon­ko­wie grupy rzu­cili się na Ka­rolka, obu­rzeni, że na­wet w ob­li­czu tak trud­nego za­da­nia my­śli je­dy­nie o żar­ciu.

– Prze­stań­cie! – krzyk­nął Ra­dek. – Je­śli bę­dziemy się kłó­cić, nie po­je­dziemy do Pa­ryża.

– I tak nie po­je­dziemy. – Ad­rian mach­nął ręką. – Nic z tego nie bę­dzie.

– No, wła­śnie. Ale kebsa można zjeść – za­wtó­ro­wał mu Ka­ro­lek.

– A może da­cie coś po­wie­dzieć Wojt­kowi. Mó­wił, że ma po­mysł – zru­gała ich Ka­sia. – Je­śli pój­dzie do domu za­jąć się Gry­za­kiem, ni­czego się nie do­wiemy.

Na­stała ci­sza i znowu wszy­scy sku­pili się na Wojtku.

– Wy­my­śli­łem taki pro­gram, który prze­nosi w cza­sie, ale jesz­cze nie mam po­my­słu, jak po­tem po­wró­cić do na­szych cza­sów. Pra­co­wa­łem nad nim od mie­sięcy, mogę wam za­de­mon­stro­wać.. Pew­nie nie wy­gramy, ale cho­ciaż nie bę­dzie ob­cia­chu. Tylko co z tego, że opo­wiem ko­mi­sji o pro­gra­mie, je­żeli nie będę mógł do­ko­nać pre­zen­ta­cji – oznaj­mił.

– Ale mega... – za­in­te­re­so­wał się Ad­rian, co za­dzi­wiło po­zo­sta­łych człon­ków grupy, po­nie­waż dla ich ko­legi kom­pu­ter wy­my­ślono je­dy­nie po to, żeby on mógł na nim grać. – Cof­nął­bym się do kla­sówki z matmy i nie do­stał­bym pały.

– A skąd wiesz? – za­py­tała Bo­żenka.

– Prze­cież wiem, ja­kie były za­da­nia. – Ad­rian wzru­szył ra­mio­nami. – Tyle to się po­tra­fię na­uczyć.

– To mógłby być praw­dziwy prze­łom i dałby nam wy­graną – ucie­szył się Ra­dek, uzna­jąc, że mimo tak fa­tal­nego do­boru osób mieli jesz­cze szansę na zdo­by­cie na­grody. Nie od­niósł się oczy­wi­ście do słów Ad­riana, cho­ciaż on sam chęt­nie by po­wtó­rzył kilka spraw­dzia­nów. Zwłasz­cza tych nie­za­po­wie­dzia­nych i z któ­rych do­stał złe oceny.

– Tak, tylko wciąż mam pro­blem, jak spra­wić, by po­wró­cić do chwili obec­nej. Nie chciał­bym prze­nieść się do epoki ka­mie­nia łu­pa­nego i po­zo­stać tam na za­wsze – wes­tchnął Woj­tek.

– Cie­kawe, czy mieli wtedy ham­bur­gery... – roz­ma­rzył się Ka­ro­lek – Albo hot-dogi.

– Tak – za­kpiła Ka­sia. – Pod wa­run­kiem, że naj­pierw je so­bie upo­lo­wali.

Ra­dek po­smut­niał. Pro­jekt Wojtka był ge­nialny, ale na­le­żało go do­pra­co­wać.

– Prze­stań­cie. To musi być świetny pro­gram, ale Woj­tek ma ra­cję. Je­śli nie znaj­dziemy for­muły, która po­zwoli nam po­wró­cić do cza­sów obec­nych, na­wet nie po­win­ni­śmy go pre­zen­to­wać. Nie chciał­bym się obu­dzić w śre­dnio­wiecz­nym za­mczy­sku i w ry­cer­skiej zbroi.

– A dla­czego to ta­kie skom­pli­ko­wane? Prze­cież ty je­steś bar­dzo mą­dry – za­py­tała Bo­żenka i chwilę po­tem przy­gry­zła za­wsty­dzona usta.

– Bo kie­dyś nie było kom­pu­te­rów. Nie znaj­dziemy żad­nego, żeby wpi­sać do niego dane i wró­cić – oznaj­mił zre­zy­gno­wa­nym gło­sem Woj­tek.

– Po­pro­simy o po­moc pana Darka – za­pro­po­no­wała Ka­sia. – Może on coś wy­my­śli.

– Oczy­wi­ście, ty za­wsze chcesz ko­rzy­stać z po­mocy na­uczy­ciela – prych­nęła Bo­żenka i znowu wszy­scy za­częli się kłó­cić.

– Prze­szka­dza­cie mi my­śleć! – Woj­tek po­sta­no­wił prze­rwać awan­turę.

– Może głodny je­steś? Po je­dze­niu le­piej się my­śli. – Ka­ro­lek znowu za­czął ma­ru­dzić.

– Ty za­wsze ga­dasz tylko o jed­nym. Ostat­nio na­wet Ru­bensa na­zwa­łeś Gru­ben­sem.

– Każ­demu może się po­my­lić, zwłasz­cza gdy się pa­trzy na jego ob­razy. A i tak mi nie za­leży na do­brej oce­nie z pla­styki. I wcale nie mó­wię bez prze­rwy o je­dze­niu, ale to pora obiadu, a my i tak ni­czego nie wy­my­ślimy – ob­ru­szył się Ka­ro­lek.

– To może ja pójdę do domu, bo mam te­raz trudny le­vel do przej­ścia – nie­cier­pli­wił się Ad­rian.

– Słu­chaj­cie – po­wie­działa na­gle Ka­sia. – Moim zda­niem na­leży zna­leźć ja­kiś przed­miot, który kie­dyś rów­nież ist­niał. I dzięki niemu bę­dziemy mo­gli wró­cić.

– Na przy­kład ka­napkę z szynką – do­dał Ad­rian, który chyba także zro­bił się głodny. – Ka­napki ist­niały za­wsze. Tata mi mó­wił.

Co zro­zu­miałe, po­zo­stali wy­śmiali po­mysł Ad­riana, na­wet Ka­ro­lek, który za­zwy­czaj lu­bił jeść.

– Po­cze­kaj­cie, Ka­sia do­brze mówi. Musi być coś, co po­łą­czy czas te­raź­niej­szy z prze­szłym. – Woj­tek uniósł pa­lec.

Od razu prze­stali żar­to­wać i w sku­pie­niu ob­ser­wo­wali Wojtka. Kiedy ich ko­lega się nad czymś za­sta­na­wiał, nie na­le­żało mu prze­szka­dzać.

– Może klucz... – za­pro­po­no­wał Ra­dek.

– Klucz do za­gadki? – za­py­tała Bo­żenka.

– Nie, taki nor­malny. Naj­le­piej bar­dzo stary – Ra­dek upie­rał się przy swoim.

– Mógł­bym spró­bo­wać, tylko skąd weź­miemy stary klucz? Trzeba by pójść na targ sta­roci i cze­goś od­po­wied­niego po­szu­kać. – Woj­tek nie wy­śmiał pro­po­zy­cji ko­legi, a to ozna­czało, że ma już po­mysł, w jaki spo­sób do­koń­czyć swój pro­jekt.

– Mogę za­py­tać dziadka – za­ofe­ro­wał Ad­rian. – Miesz­kamy w ka­mie­nicy, którą zbu­do­wano ja­kieś sto pięć­dzie­siąt lat temu. W tym domu uro­dził się też mój pra­dzia­dek. Może znajdę coś ta­kiego na stry­chu. Mama za­wsze mówi, że tam jest pełno sta­rych ru­pieci i na­le­ża­łoby uprząt­nąć po­miesz­cze­nie, ale ja­koś ni­komu się nie chce. Nasi są­sie­dzi ze swo­jej czę­ści zro­bili su­szar­nię, ale u nas ja­koś nie ma chęt­nych na ro­bie­nie po­rząd­ków w tym miej­scu, bo po­dobno tam jest pełno pa­ją­ków.

– Do­bra, za­py­taj dziadka, a reszta niech też po­my­śli o ja­kimś sta­rym przed­mio­cie, który po­zwo­liłby nam wró­cić do obec­nych cza­sów. Byle nie był zbyt duży. W każ­dym ra­zie mamy plan. Spo­tkamy się ju­tro o szes­na­stej u mnie. Mu­szę przy­pil­no­wać Gry­zaka – za­koń­czył na­gle Woj­tek i za­czął pa­ko­wać do torby swoje rze­czy.

Ra­dek był prze­ko­nany, że jego kom­pan na coś wpadł, ale roz­gar­diasz pa­nu­jący w gru­pie nie po­zwa­lał mu się sku­pić. Nie wie­dział jed­nak, czy do­ty­czyło to ja­kie­goś sta­rego przed­miotu, który roz­wią­załby pro­blem po­wrotu do obec­nych cza­sów, czy może było to coś zu­peł­nie in­nego.

Na­za­jutrz udali się Wojtka. Ra­dek był bar­dzo cie­kawy, czy ich ko­lega wy­my­ślił coś rów­nie ge­nial­nego jak pro­gram prze­no­szący w cza­sie, i dla­tego sta­wił się na spo­tka­niu punk­tu­al­nie o szes­na­stej. Prze­waż­nie się spóź­niał, ale nie tym ra­zem.

Woj­tek miesz­kał wraz z ro­dzi­cami, młod­szą sio­strą i psem na jed­nym ze sto­łecz­nych osie­dli. Miał bar­dzo mały po­kój, więc gdy już wszy­scy do­tarli na miej­sce, zro­biło się dość cia­sno. Dziew­czyny sie­działy na tap­cza­nie, ale Ra­dek mu­siał za­jąć miej­sce na pod­ło­dze obok Ka­rolka. Tylko Ad­rian stał oparty o szafę, jakby nie miał po­my­słu, gdzie mógłby się ulo­ko­wać. W do­datku w po­koju znaj­do­wał się jesz­cze pies, ale na szczę­ście zna­lazł miej­sce pod biur­kiem Wojtka.

Ka­ro­lek ode­zwał się pierw­szy:

– Woj­tek, dla­czego twój pies na mnie pa­trzy?

– Bo jesz ba­tona. A Gry­zak lubi wa­felki – oznaj­mił Woj­tek.

– Dam mu ka­wa­łek – za­pro­po­no­wał Ka­ro­lek, ale Ka­sia go zru­gała. Chwilę po­tem zro­biła mu wy­kład na te­mat szko­dli­wo­ści cu­kru.

– Jak mnie nie za­szko­dził, to i psu nic nie bę­dzie. – Ka­ro­lek wzru­szył ra­mio­nami.

– To­bie to chyba nic już nie jest w sta­nie za­szko­dzić – po­wie­działa Ka­sia. – A pie­skowi, ow­szem.

– Wła­śnie – wtrą­cił się Ad­rian. – Le­piej od­daj go mnie.

Ad­rian w prze­ci­wień­stwie do Ka­rolka był chudy jak pa­tyk, mimo że także bar­dzo lu­bił jeść. Może dla­tego, że ostat­nio urósł ja­kieś dwa­dzie­ścia cen­ty­me­trów.

– Masz ten klucz? – za­py­tał Woj­tek Ad­riana, tym sa­mym prze­ry­wa­jąc dy­le­maty Kasi i Ka­rolka.

– Zna­la­złem taki duży, dzia­dek po­wie­dział, że to przed­wo­jenny. Zna­czy, sprzed dru­giej wojny.

– To po­każ. – Woj­tek był pod­eks­cy­to­wany.

– Prze­cież mia­łem go zna­leźć. Nie było mowy, że mam go dzi­siaj przy­nieść – zdzi­wił się Ad­rian.

– Ale ty głupi je­steś. – Bo­żenka wy­dęła usta.

– Wiel­kie mi co, przy­niosę na­stęp­nym ra­zem. – Ad­rian wzru­szył ra­mio­nami. – Ale znajdę po­dobny w sieci, to wam po­każę.

Woj­tek wstał z krze­sła i zwró­cił się do Ad­riana:

– To sia­daj i szu­kaj. Zo­ba­czymy, czy się na­daje.

Zna­le­zie­nie zdję­cia klu­cza po­dob­nego do tego, który le­żał na stry­chu ka­mie­nicy, w któ­rej miesz­kał Ad­rian, nie za­jęło mu zbyt dużo czasu. Ra­dek nie miał po­ję­cia, jak mu się to udało.

– Iden­tyczny. Pra­wie... – po­chwa­lił się Ad­rian.

– Wrzuć go do fol­deru „We­hi­kuł czasu” – na­ka­zał mu Woj­tek. – Bę­dziemy mieli wzór.

Kiedy Ad­rian to zro­bił, na ekra­nie wy­sko­czyło pro­sto­kątne okno.

– A w tym okienku co trzeba wpi­sać? – za­py­tał ko­legę.

– Te­raz nic, tu­taj wpi­szemy datę, do któ­rej chcie­li­by­śmy się prze­nieść – po­wie­dział Woj­tek i od razu po­zo­stali człon­ko­wie grupy za­częli rzu­cać da­tami. Naj­le­piej szło Kasi, po­nie­waż miała szóstkę z hi­sto­rii, in­nym tro­chę się my­liły daty z mo­men­tami w dzie­jach świata.

– Ja pa­mię­tam tylko 1410. Bi­twa pod Grun­wal­dem – po­wie­dział Ad­rian i do­dał: – Ale boję się, że mnie stra­tuje kon­nica.

– Za to mógł­byś się za­ła­pać na pie­czy­ste – wy­tknął mu Ra­dek.

– Zjadł­bym skrzy­dełka, ale nie wiem, czy ro­bili wtedy frytki – za­in­te­re­so­wał się Ka­ro­lek.

– Kar­to­fle chyba mieli. Sami by­śmy zro­bili frytki – od­parł Ad­rian.

– Nie mieli – oznaj­miła Ka­sia – Ziem­niaki za­częto ja­dać w Pol­sce ja­kieś trzy­sta lat póź­niej.

– Nie ro­zu­miem, dla­czego za­wsze ro­bi­cie pro­blemy. Prze­cież to wszystko jedno, gdzie się prze­nie­siemy, a ra­czej do ja­kiej daty. Można wpi­sać byle jaką – skwi­to­wał Ra­dek i za­nim Woj­tek zdą­żył w ja­ki­kol­wiek spo­sób za­re­ago­wać, Ad­rian wstu­kał ja­kieś cy­fry na kla­wia­tu­rze i wci­snął en­ter.

– Nieee.... – usły­szeli krzyk Wojtka, a po­tem świat za­wi­ro­wał.

Ra­dek nie miał po­ję­cia, co się dzieje, ale na­gle kom­pu­ter znik­nął, po­dob­nie jak jego ko­le­żanki i ko­le­dzy. Zdą­żył za­uwa­żyć je­dy­nie, że Gry­zak szar­pie go za no­gawkę spodni, a po­tem zo­ba­czył tylko ciem­ność.

Po­my­ślał, że ze­mdlał, bo w po­koju Wojtka było wy­jąt­kowo duszno, i zdo­łał wy­snuć wnio­sek, że gdy tylko ktoś otwo­rzy okno, ock­nie się i znowu uj­rzy swoje ko­le­żanki i ko­le­gów, a na­wet nie­sfor­nego Gry­zaka.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki