Fu#k up - Paulina Świst - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Fu#k up ebook

Paulina Świst

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Jeśli popełniasz błąd, rób to porządnie i do końca. Tak, żebyś już nie miał szansy go naprawić.

Oliwia i Przemek to silne, drapieżne osobowości. Dla jasności: żadna nie jest kryształowa, choć to chyba oczywiste. Przemek mógłby powiedzieć o sobie przynajmniej tyle, że się stara. Świadczy o tym chociażby jego praca dla ludzi. A co można powiedzieć o Oliwii? Hm…

Marzenia prysły w chwili, kiedy na horyzoncie pojawiła się spółka VeroMax. Wszystko wskazuje na to, że finansowe przekręty wciąż idą pełną parą. Akcja toczy się daleko poza granicami prawa, ale to nie znaczy, że nie obowiązują tam żadne zasady. Wręcz przeciwnie.

Oliwia i Przemek już niedługo się o tym przekonają.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 215

Oceny
4,5 (3115 ocen)
2058
587
323
111
36
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Andrulewiczk

Całkiem niezła

Jakoś tak szału nie było. Z kolejną nowszą książką mam wrażenie déjà vu. Styl pisania, język i cięte riposty głównych bohaterek zrobiły się irytujące.
204
Weronika8608

Całkiem niezła

Jak zawsze przyjemnie słucha się tej pary lektorskiej ale mam wrażenie, że ostatnie książki są do siebie bardzo podobne, te same teksty (np.literalnie, itp.), zadziorna główna bohaterka, to wszystko już było...
161
Adrianka90

Nie oderwiesz się od lektury

Także ten..... Z każdą kolejną książką kocham Śwista coraz mocniej ❤️ Każda książka to kilka godzin bez kontaktu ze światem, człowiek bierze jej książkę do ręki i kompletnie się wyłącza. Ale mi z tym dobrze. 😀 Po raz kolejny Paulina stanęła na wysokości zadania i jak zwykle nie zawiodła swoich czytelników. A ja się cieszę, że kiedyś przez przypadek wpadłam na jej pierwszą książkę ❤️❤️❤️ Paulina Świst ❤️❤️❤️❤️
143
PaulinaNiewczas
(edytowany)

Z braku laku…

Chyba najgorsza z dotychczasowych książek. Ten motyw z Veromaxem już sie zrobił nudny.
92
Sallyan_86

Nie oderwiesz się od lektury

5*, choć uważam, że jest to najsłabsza część z książek o Veromaxie...I chyba też ten temat Veromaxu, który jest wszechobecny, mi się przejadł.
50

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Monika Frączak-Pawlak, Damian Ryży

Zdjęcia na okładce:

© Dima Photographer/Schutterstock

© Jacek Kadaj/Dreamstime.com

Ilustracja wewnątrz:

© pikisuperstar/pl.freepik.com

© by Paulina Świst

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2023

ISBN 978-83-287-2665-9

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2023

–fragment–

„Ja na głęboką wodę mam patent

Od małolata znamy się

Nie uczą nas jak działa podatek

Dadzą cztery osiem, sami mają damy dwie na ręku

A ty z nimi na pieńku, o każdym swoje wiesz

Który siedział w którym pierdlu

Pokerowa twarz!

Grasz czy pas?

Jak tworzyć to historię

Jak robić to furorę

Jak bańka to półtorej

Jak reszta moje

Jak pozew to pierdolę

Jak kiedykolwiek to teraz

Jak kochać to ideał”.

PRO8L3M, Vito Bambino Ritz Carlton Remix

Olivce, której ani trochę nie polubiłam, kiedy ją poznałam :P

I to z pełną wzajemnością („Nie wiem czemu wy się tym Świstem tak zachwycacie :P”)

No i spotkałyśmy się ponad rok później, na sylwestrze i w niecodziennych okolicznościach przyrody (oraz bani) odkryłyśmy, że nie polubiłyśmy się, bo jesteśmy… takie same :D

I potem już poszło jak lawina ;)

Jeszcze trochę nam rzeczy do zrobienia na liście marzeń zostało, więc GO TIGER!:*

GLIWICE

Ksenia

– Werner, czy ciebie Bóg opuścił? – Patryk uniósł wysoko brwi.

– Ani trochę. Przemyślałam tę kwestię dogłębnie i to nie jest przypadek. Nie będę już nigdy sypiać z żadnym facetem, który nie ma w imieniu literek „a” i „r”. To gwarantuje najlepszy seks – oznajmiłam z arcy­poważną miną.

Czasem zastanawiałam się, co by było gdyby jakiś mądry psychiatra posłuchał tego, co opowiadam w momentach, gdy się stresuję. Myślę, że dwa tygodnie urlopu w kaftaniku miałabym zapewnione od ręki. I otwartą opcję długoterminowego przedłużenia pobytu.

– Popraw mnie jeśli się mylę, ale zakładam, że nie będziesz już nigdy sypiać z żadnym innym facetem – powiedział Cwibel spokojnie.

Za spokojnie. Niemal widziałam wybuchające mu w głowie korki.

Kochany, zaborczy nerwus.

– To akurat jest oczywiste. – Pocałowałam go w policzek. – Ale… oparte na założeniu, że tego nie spierdolisz. Jednakowoż należy również brać pod uwagę, że może ci coś odwalić. A wtedy przecież nie spędzę reszty życia w celibacie, wijąc się po łóżku i wołając z płaczem: Why, P-A-t-R-yk, why?! – Wczułam się w rolę i teatralnym gestem odrzuciłam włosy na plecy.

– W sensie, że miałoby mi odwalić bardziej niż wtedy, kiedy zdecydowałem się na związek z tobą? – Uśmiechnął się szeroko.

– Oj nie udawaj. Zanudziłbyś się na śmierć beze mnie. Przecież ty nawet nie znasz innych kobiet, z którymi da się pogadać dłużej niż kwadrans o czymś innym niż medycyna estetyczna. – Usiadłam obok niego, na murku przed wejściem do prokuratury i wyjęłam elektronika.

– Nie no, masz rację. „Wpływ występowania liter „a” i „r” w imieniu na umiejętności łóżkowe samców w Europie Środkowo-Wschodniej w XXI wieku” to zdecydowanie lepszy temat – stwierdził głosem wykładowcy akademickiego.

– Zajebisty tytuł na doktorat – stwierdziłam poważnie. – Myślisz, że powinnam się tym zająć? No nie wiem… Przeprowadzić jakieś dalsze badania? – Uniosłam brwi.

– Jak ja ci przeprowadzę badania, to przez miesiąc nie usiądziesz na dupie. – Uśmiechnął się do mnie słodko.

– A co jeśli nagle, po czterdziestce coś ci odwali i uznasz, że wolisz ode mnie jakąś małoletnią tępą dzidę? I nie mów mi proszę, że idiotki cię nie kręcą, bo ci przypomnę swoją poprzedniczkę, a potem zabiję cię śmiechem.

– Zostawisz kiedyś w spokoju tę biedną Samanthę? – zaciekawił się uprzejmie.

– Jak tylko ją wychowam. – Zaciągnęłam się. – Chyba mam w sobie ukryty talent pedagogiczny. Idzie mi wybornie. Porównaj sobie jej Instagram z czasów, zanim zaczęłam wyśmiewać te idiotyzmy, które dodaje, z jej wpisami teraz. W sumie jestem dobrym człowiekiem, jeszcze trochę i Sami wyjdzie dzięki mnie na ludzi… – Zamyśliłam się.

– Bardzo dobrym. – Jego głos ociekał ironią. – I dlatego jak ostatnio dodała fotę z restauracji, to wrzuciłaś na profil Poli Werner rolkę z pytaniem: „Kto chce zobaczyć w relacji na insta, co dziś jadłaś?” i Alicię Keys śpiewającą: „No one”.

Wybuchnęłam śmiechem. Udała mi się ta rolka, nie przeczę.

– Tego wrzucania żarcia też ją oduczę, choć to akurat przebiega opornie – przyznałam. – Mam wrażenie, że całe życie jadła kartofle z kiszką za pomocą drewnianej łyżki i dlatego teraz, na widok normalnych dań i sztućców, dostaje małpiego rozumu połączonego z kociokwikiem: Kiedy tylko jest w knajpie TO MUSI się tym faktem podzielić z całym światem.

– Kartofle z czym? – Popatrzył na mnie z uśmiechem.

– Kartofle ze zsiadłym mlekiem. To bardzo pospolite, szybkie i tanie danie – wyjaśniłam.

Uwielbiam nasze regionalizmy i byłam dumna jak wiele z nich już udało mu się przyswoić.

– Wracając do twojej chorej teorii, Werner… – Temat najwyraźniej nie dawał mu spokoju. – To jest kompletnie bezsensowna. I dyskryminująca!

– Czemu się tak pieklisz, P-A-t-R-yku? – Uśmiechnęłam się szeroko. – Masz i „r” i „a”. Niech się martwią ci, co nie mają.

– Bo to jest nie fair – oburzył się. – Jaki facet ma wpływ na to, jak ma na imię?

Uwielbiałam ten jego racjonalizm. Zwłaszcza, kiedy mogłam robić sobie z niego jaja.

– Konsultowałam to z koleżankami. Przyznały mi rację! Zwłaszcza Iga…

– Bo Ragnar ma na imię K-R-ysti-A-n – wszedł mi w słowo.

Za błyskotliwy umysł lubiłam go prawie tak bardzo jak za mięśnie.

– Zresztą to moja teoria, nikomu nie każę jej powielać. Moja gra, moje zasady. Sprawdzona na własnym przykładzie. Mój były nie miał „r” i „a”, ty masz. Proste? Proste!

Nie wiem jak udawało mi się zachować powagę.

– Mimo, że to był komplement, to nic nie zmienia. – Za upór też go kochałam, ale mniej niż za resztę. – Ta teoria jest durna jak kilo gwoździ – podsumował.

– No nie wiem, mnie tam się podoba – usłyszałam głęboki, męski głos za plecami.

Odwróciliśmy się z Patrykiem równocześnie i spojrzeliśmy na przystojnego bruneta z blizną pod okiem i kpiącym uśmieszkiem na ustach.

– R–A–dek Wyrwa – wyraźnie zaakcentował pierwsze dwie literki, śmiejąc się pod nosem. – CBŚP.

– Patryk Cebulski. – Cwibel zmierzył go wzrokiem.

Oho! Unoszący się w powietrzu testosteron prawie zaczął szczypać mnie w oczy… Fighter versus cebeeś. Nie wróżyło to spokoju. Wręcz przeciwnie. Zwiastowało wielki, epicki, pełen fajerwerków rozpierdol.

– Wiem, kim pan jest. Przyznaję, że jestem pana fanem, ostatnia walka to był majstersztyk. Choć jak ktoś w przerwie poszedł do kibla, to mógł wrócić już po sprawie. Trzydzieści sekund – rzucił brunet, gasząc papierosa. – Poza tym, jest pan jednym z ostatnich fighterów, za których mój brat ręczy, że mają zasady…

Cwibel zamrugał i uniósł oczy w górę. Jak zawsze kiedy starał sobie coś przypomnieć.

– Zaraz… Wyrwa? – Wyluzował się lekko. Chyba awantura była chwilowo zażegnana. – Jest pan bratem Siwego? Daniela Wyrwy?

– Niestety. – Brunet wykrzywił się zabawnie. – Kazał pana pozdrowić. Jeśli się nie mylę, wybieramy się na to samo spotkanie. Audiencja u miłościwie nam panującego lorda Zimnego?

Miałam wrażenie, że go polubię. Uwielbiałam ludzi, którzy tak jak ja darli łacha ze wszystkiego wokół. Wyraz jego oczu wskazywał, że raczej nie będziemy się z nim nudzić.

– Tak, do prokuratora Zimnickiego – wtrąciłam, bo miałam wrażenie, że cała rozmowa toczy się nad moją głową. A z pewnością nie dam się „wykolegować” z tematu VeroMaxu, tylko dlatego, że jako jedyna w tym towarzystwie… nie mam fiuta.

– Zapraszam więc na salony. – Wskazał ręką szklane drzwi. – Aaa i pani Kseniu…

Drgnęłam zaskoczona. Nie przedstawiłam się przecież. Najwyraźniej nie tylko my zrobiliśmy przed tym spotkaniem dobre rozpoznanie.

Uśmiechnął się szeroko, widząc moją zdumioną minę.

– Zimny ma na imię Łukasz. – Puścił do mnie oko. – Nie wychylałbym się przy nim z tym pani doktoratem.

GLIWICE

Patryk

– Czuję się na tym twoim Śląsku jak u cioci na imieninach. Czy tu wszyscy się znają? – rzuciłem do ucha Kseni, kiedy czekaliśmy aż Wyrwa ogarnie nam wejście do prokuratury.

– W zasadzie, w pewnych środowiskach… tak – przyznała. – Skąd znasz jego brata?

– Walczyłem z nim ponad dziesięć lat temu, potem trochę z nim sparowałem… – Wróciłem pamięcią do czasów, kiedy MMA w Polsce dopiero raczkowało.

– Wygrałeś? – popatrzyła na mnie spod opuszczonych rzęs.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Czasami się zastanawiałem, skąd u tak inteligentnej laski takie zamiłowanie do… zabijaków. To pewnie jakiś atawizm, regresja ewolucyjna. Jakaś jej prababcia w czasach jaskiniowców, musiała ciężko odpokutować wybór nieodpowiedniego faceta, bo Ksenia była w kwestii gustu do mężczyzn nieugięta. Byłem absolutnie pewien jednego: imponowałem jej tym, że umiem się bić, prawie tak samo jak tym, że mam na dodatek nieco mózgu. Trzecie miejsce zajmowało to, że zdecydowanie umiałem pociągnąć ją za włosy. W odpowiednich momentach i sprzyjających temu okolicznościach.

– Pytasz, a wiesz. – Uśmiechnąłem się szeroko. – Wygrałem, ale przyznaję szczerze, że łatwo nie było. Był bardzo, bardzo dobry. Polskie stracone pokolenie, zaprzepaszczony talent…

– Co się stało?

Po błysku w oku widziałem, że obudziła się w niej pisarska ciekawość. Siła nie do zatrzymania.

– Albo zawodowy sport, albo dragi i nieodpowiednie towarzystwo – wytłumaczyłem krótko. – Wybrał źle. Nigdy bym nie podejrzewał, że ma brata policjanta, słyszałem, że popłynął w stronę gangsterki…

– Popłynął, odpłynął, potem znów popłynął. U Daniela zawsze był prąd – rzucił Radek, który nagle zjawił się tuż obok nas. – Ale od kilku lat, odpukać, jest grzeczny i ustatkowany.

– Spasł się? – zapytałem z ciekawością.

Wyrwa parsknął śmiechem i ruszył w stronę schodów.

– Nie, nie przeżyje dnia bez treningu. Chociaż może ta siłownia to wymówka… Ma w domu pyskatą siedmiolatkę i rocznego syna… Powiedział mi ostatnio, że więcej sypiał w Iraku niż teraz.

– Walczy coś? – podtrzymałem rozmowę.

– Czasem, na miejscowych galach, ale raczej rekreacyjnie. – Weszliśmy na drugie piętro i stanęliśmy przed wejściem do wydziału śledczego prokuratury okręgowej. – Stan Tomka Zimnickiego jest już stabilny, ale i tak nie liczyłbym, że Zimny będzie oazą spokoju – uprzedził nas Wyrwa i pchnął drzwi.

Podeszliśmy pod drzwi gabinetu znajdującego się na końcu korytarza. Były uchylone, ale Wyrwa zamiast wejść przystanął przy nich i bezczelnie zaczął podsłuchiwać. Najwyraźniej, tak jak ja, lubił najpierw rozeznać sytuację.

– Wiesz, jakie jest moje największe marzenie? – dobiegł nas zdecydowany męski głos zza drzwi. – Chciałbym kurwa mieć taką rakietę, do której mogę raz w roku zapakować pięć osób i… wypierdolić je na księżyc. Bez konsekwencji. Czekałbym na ten dzień bardziej niż na gwiazdkę. Wybrałabym jakiś termin oddalony od świąt, końcówka zimy, początek wiosny… – rozmarzył się facet, a ja ledwie powstrzymałem śmiech.

– Oprócz mojego pseudobrata, który ma pole position, kogo byś zapakował? – usłyszałem zaciekawiony, kobiecy głos.

– Putina – rzucił facet.

Wyrwa chyba uznał, że atmosfera jest odpowiednia, bo popchnął drzwi i zamiast przywitania, zapytał:

– Moja była żona wejdzie?

GLIWICE

Ksenia

– Dzień dobry. Przepraszam, że przełożyłem nasze spotkanie o prawie dwa tygodnie, ale chciałem najpierw mieć absolutną pewność, że z moim bratem wszystko będzie w porządku. – Wysoki brunet wstał z fotela i podszedł do nas. Na żywo, jeszcze bardziej niż na fotkach przypominał Marcina Dorocińskiego.

– To zrozumiałe. – Cwibel podał mu rękę. – Patryk Cebulski.

– Łukasz Zimnicki – przedstawił się. – A to Kinga Błońska. – Wskazał na siedzącą przy stole atrakcyjną brunetkę. – A pani to musi być… Ksenia Wernerowska. – Zimnicki popatrzył na mnie… jakoś dziwnie.

Coś tu było nie tak.

– Może to moje skłonności do obsesji i paranoja… – Zmierzyłam wzrokiem całe towarzystwo. – Ale mam wrażenie, że państwo mnie znają, a ja was nie?

– Skłonności do obsesji i paranoja to podobno cechy dobrych pisarzy. – Wyrwa puścił do mnie oko.

Ożeż kurwa!

– I wszelkiej maści psychopatów. – Zachowałam kamienną twarz.

Najwyraźniej dobrze odrobili zadanie domowe. Tylko jakim cudem?

– Niech się pani nimi nie przejmuje. – Błońska uśmiechnęła się do mnie. – Od niedawna mają nową obsesję… Książki Poli Werner, które zresztą wyciągnęli z mojej biblioteki. Jestem ogromną fanką!

– A skąd takie nagłe zainteresowanie? – Cwibel usiadł przy stole.

– Kiedy Łukasz powiedział mi o VeroMaxie skojarzyło mi się to z firmą MaxoVer, o której ostatnio czytałam bardzo intrygującą powieść… – rzuciła Błońska – Główny bohater był zawodnikiem MMA i miał ciekawe tatuaże. – Wskazała ręką na przedramię mojego faceta. – Na przykład taki.

Bałam się, że podciągnie mu do góry koszulkę i sprawdzi, czy naprawdę ma na brzuchu wytatuowaną kartę tarota. A była zbyt atrakcyjna, bym mogła na to pozwolić, więc pewnie skończyłoby się wytarganiem jej za te czarne, kręcone loki.

– Niebywałe, co też pani mówi?! – Cwibel zdziwił się teatralnie, a potem obnażył w uśmiechu wszystkie zęby i spojrzał na mnie.

Bardzo dobrze go znałam, więc natychmiast rozszyfrowałam to spojrzenie… Znaczyło mniej więcej: „Mówiłem ci niunia, że jedziesz po bandzie, teraz wypij piwo, którego nawarzyłaś”.

– I co? Fajne te książki? Nigdy nie czytałam, podobno to takie podwórkowe porno… – Postanowiłam jak zawsze w sytuacjach podbramkowych przypa­ja­cować.

Zresztą ryzyko fuckupu było niewielkie. To poważni ludzie, nie wyglądali jakby mieli zamiar lecieć z tym tematem do Pudelca.

– Podobały mi się – wyznał Zimnicki. – Choć mam zasadniczo odmienne zdanie od autorki w temacie „sześćdziesiątek”.

– A ja nie – wtrącił się Cwibel.

– Słyszałem, na jaką minę pana wjebali z tym rzekomym zabójstwem. – Zimny spoważniał i usiadł przy stole. – Brak weryfikacji i myślenia, plus walenie sobie konia pod zatrzymanie sławnej osoby generują czasem błędy u moich kolegów po fachu – przyznał.

– Gdybym musiał przez to przesiedzieć w areszcie kilka miesięcy, to niespecjalnie by mnie pan pocieszył – powiedział Cwibel.

– Ale nie przesiedział pan. Przygotowałem się przez te dwa tygodnie i wiem, że jednym z obrońców, który wyciągnął pana z dołka, była moja kuzynka Iga Mianowska. Za dużo mamy tu przypadków i powiązań, więc proponuję pomóc sobie nawzajem i zagrać w otwarte karty – zaproponował Zimnicki.

GLIWICE

Patryk

Znałem się na ludziach, poza tym zrobiłem dobry wywiad. Wiedziałem, że mogę mu zaufać.

– Jak pan sobie życzy. To może zacznę od pytania, czy mówi panu coś nazwisko Marcel Szymkowski? – zacząłem z grubej rury.

– Sprzedajne ścierwo, niegodne blachy[1] – wtrącił Wyrwa, odpalając papierosa w otwartym oknie. – Pracowałem z nim w KMP Gliwice, potem przenieśli go do Wojewódzkiej. Zawsze podejrzewałem, że lata na dwa fronty, ale nie miałem dowodów. Jakimś cudem prześlizgał się do emerytury… Obiłem mu kiedyś mordę – przyznał z łobuzerskim uśmiechem.

Ksenia uśmiechnęła się do niego tak promiennie, że pod stołem lekko kopnąłem ją w kostkę.

– Teraz podobno jest poszukiwany do sprawy zabójstwa pani dziadka i usiłowania pani zabójstwa? – Zimnicki spojrzał na Werner.

Musiał wrzucić ją na bęben i dotrzeć do początku tej historii.

– Tak – rzuciła krótko, momentalnie poważniejąc.

– Jaki on ma związek z moim bratem? – Zimnicki popatrzył na nas z napięciem.

– Brat panu nie powiedział? – zdziwiłem się.

Wyrwa i Zimny wymienili spojrzenia, ale nie powiedzieli ani słowa.

– Tomek nie mówi nam niczego – powiedziała w końcu Błońska. – Nie pomagają prośby, groźby, modlitwy ani wróżby. Zamknął się w sobie.

Dziwna historia, ale nie zamierzałem wtrącać się w ich rodzinne relacje. Zwłaszcza, że sam przeżyłem poważny wpierdol, który nieomal zniszczył mi karierę i życie, i pamiętałem, jak się wtedy czułem. Też nie byłem najlepszym partnerem do rozmów, a powrót do psychicznej równowagi zajął mi ponad dwa lata. Trudno oczekiwać, by brat Zimnickiego dwa tygodnie po porąbaniu maczetami miał ochotę na ckliwe rozmowy.

– No więc my państwu powiemy – wtrąciła się Ksenia. – Marcel Szymkowski to mój dawny kolega. Jeśli czytaliście akta sprawy mojego dziadka, to wiecie, że raczej nie z tych „od serca”. Natomiast facet, który pomówił Patryka o zabójstwo to Artur Adamski, jego syn.

Cała trójka naszych rozmówców wyglądała jakbyśmy im właśnie oznajmili, że chcemy wyciąć, usmażyć i zjeść ich nerki. Czyli byli dość zszokowani.

– Były facet mojej kuzynki Igi, kolega mojego brata Tomka? Ten Artur Adamski? – Zimnicki pierwszy oprzytomniał.

– We własnej osobie – potwierdziłem. – To on ma swoje udziały w firmie VeroMin, która właśnie przejmuje kluby pańskiego brata… To spółka córka VeroMax. Po nazwie widać, że się jebańcy z tym specjalnie nie kryją.

– Gdzie jest Adamski? – Wyrwa wyglądał jakby aż palił się do roboty. – Pogadałbym z nim.

– Iga ustaliła, że w Areszcie Śledczym na Białołęce – rzuciła Ksenia.

– To ułatwia nam robotę, ściągnę go tu sobie do jakichś czynności. – Zimny zapisał coś na kartce. – A Szymkowski? Wiecie coś, o czym my nie wiemy?

– Wiem, gdzie on jest. – Zakołysałem się na krześle. – Ale póki co, mówimy tylko my, więc chciałbym wiedzieć, czy może mi pan dać coś w zamian? Kto stoi za VeroMaxem? Czemu chcieli mnie wrobić w za­bójstwo?

– Nie mam pojęcia, czemu chcieli pana wrobić – powiedział od razu Zimnicki. – Nie wiem, jaki to ma związek… O pobicie mojego brata podejrzewałem ludzi Szarego.

– Szarego? – Ksenia aż uniosła się na krześle. – Jego historia była kanwą jednej z moich książek!

– Mówiłam ci! – wykrzyknęła Błońska do Zimnego. – Mówiłam ci, że historia przedstawiona w debiucie Poli Werner, jest oparta o Szarego, to mi nie wierzyłeś! Bo ty prowadziłeś jego postępowanie i nie udostępniałeś nikomu akt! – odwróciła się do Kseni. – A pani zmieniła tam bardzo wiele, ale zawarła pani takie szczegóły, których nie było w gazetach. Skąd je pani znała?

– O kurwa. – Ksenia zbladła. – Znałam je od… Marcela Szymkowskiego! Pomagał mi przy tej książce jako konsultant!

Czułem, jak puzzle, jeden po drugim, wskakują na swoje miejsce.

– Popatrz Zimny – Wyrwa zrobił uduchowioną minę – zaiste wiele dowiaduje się człowiek, który nie pyta. Chyba nareszcie, po siedmiu latach, wiemy, kto był kretem Szarego w KMP Gliwice, kiedy poznaliśmy Kingę.

– Szymkowski nie pracował z nami przy sprawie Szarego – zaprotestował Zimny.

– I pewnie właśnie dlatego go nie typowaliście – uzupełniła sensownie Błońska.

– Gdzie on jest? – Zimny odwrócił się w moją stronę.

– Za granicą. – Uśmiechnąłem się leniwie. – Ale jeśli nie będzie się pan jakoś namiętnie interesował tym, w jaki sposób się przemieścił, to mogę spowodować, że znajdzie się niebawem na zielonej granicy z Polską.

– Za paskiem[2], po naszej stronie? – dopytała Błońska.

Skinąłem głową.

– Dam znać gdzie, ale ktoś musi go aresztować… – podsunąłem.

– Mogę ja? Mogę ja? – Wyrwa sparodiował głos pięciolatka, który zgłasza się do roli Gwiazdy Betlejemskiej w przedszkolnym teatrzyku.

Byli bardziej stuknięci, niż ja i Vini… Nie powstrzymałem szerokiego uśmiechu.

– Możesz – zgodził się Zimnicki. – Jak go tu ściągnę, to ustalimy dalsze działania.

– Ma pan pomysł na to, jak dobrać się do dupy VeroMin? – dopytałem.

– Mam kilka – powiedział powoli Zimny. – Zobaczymy, co z nich wyjdzie.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] Odznaka policyjna.

[2] Linia graniczna rozdzielająca państwa.

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz