Chechło - Paulina Świst - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Chechło ebook

Paulina Świst

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Piaszczyste plaże, trawy i trzcinowiska przyciągają ludzi spragnionych wypoczynku. Oraz tych, którzy z dala od wielkomiejskiego gwaru prowadzą tu swoje ciemne interesy. Na przykład takich jak Luca. Inni, tacy jak Marcin i Paulina, woleliby pewnie zjawić się tam z własnej woli i w nieco przyjemniejszych okolicznościach.  Chwilowo są jednak za bardzo zajęci ratowaniem własnej skóry,  żeby o tym myśleć. I choć ciąg dalszy nastąpi, to nie wszystkim to wyjdzie na dobre i nie każdy wyjdzie z tego żywy...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 211

Oceny
4,4 (6063 oceny)
3946
1190
588
247
92
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wmachnowski

Nie polecam

Wulgarna pokoleniowa autoironia. Czas stracony.
102
Mimezis84

Nie polecam

Sięgnęłam po książkę pani Świst po raz drugi i niewątpliwie ostatni. Styl pisania autorki nie jest dla mnie.
102
BookAnna

Nie oderwiesz się od lektury

Pierwsze spotkanie z autorka i kurka wodna pytanie do mnie?! Gdzie ja byłam wcześniej?! Pozdrawiam
Kammart

Nie oderwiesz się od lektury

Po Mała M. byłam zaskoczona gdzie ta Paulina którą do tej pory uwielbiałam, ale Chechło to jest to za co ją uwielbiam, teksty które zapadają w pamięć i akcja która toczy się płynnie. Napewno przeczytam nie raz tak ja wracam do poprzednich książek. Znowu wyraziści bohaterowie, dialogi które niezmiennie mnie bawią. Super
zksiazkaprzykawie

Nie oderwiesz się od lektury

Paulina Świst jak zawsze spisała się na medal, uwielbiam jej książki. "CHECHŁO" to kontynuacja Paprocan czyli kolejne szalone i gorące przygody z domieszką kryminalną. Książka jak zwykle mnie pochłonęła, jest interesująca, czyta się naprawdę fajnie i szybko. Natomiast jest jeden minus dla Autorki, i to tylko za to, że ta książka jest stanowczo za krótka... 😅 Ta historia opowiada nam tu o 35 letniej Paulinie Maxellon, która jest prawniczką, poniekąd jest zawieszona z racji postawionych jej zarzutów, pozatym jest autorką sprośnych książek (jedną zdążyłam już wydać, natomiast na drugą brak czasu), uwielbia drogie buty, torebki i kosmetyki, lecz los nie jest dla niej łaskawy i po kolei wysprzedaje to co jej zostało, aby nie popaść w długi kredyt sam się nie spłaci... Mimo tego, że jest zawieszona i nie może prowadzić swojej kancelarii to się nie poddaje i podejmuję tymczasową pracę w gminie u swojego kuzyna, w między czasie dorabia jeszcze jako kelnerka... Pewnego dnia na przyjęciu, któr...
50

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Monika Frączak

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Barbara Milanowska (Lingventa)

Zdjęcie na okładce

© Vaida Abdul/Arcangel Images

© Paulina Świst

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2021

ISBN 978-83-287-1705-3

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2021

fragment

„Nie trawię kawałków o tym jak pięknie jest, nie rzygam tęczą,

To nie różowa kraina w brokacie, wiesz, jak jest tu ze mną,

Tak działamy na siebie nawzajem, że nam skacze tętno,

Nie tylko seks to daje, bywa, że w poprzek stajesz, nie ma lekko…”

Sokół, Z tobą

Rudej,

doskonale wiesz, za co… :*

Świerklaniec

– Paula!

Niechętnie podniosłam wzrok znad ekranu komputera. Właśnie pisałam ognistą scenkę. Mój główny bohater wyrywał bohaterkę w katowic­kim pubie, a ona nieustannie mu pyskowała, jednocześnie zastanawiając się, czy bardziej pragnie mu dać, czy pozostać porządną dziewczyną. Niestety nie ułatwiłam jej zadania – wykreowałam takiego faceta, że jej szanse na niewylądowanie za chwilę w jego mieszkaniu, w dodatku na kolanach, oceniałam na dwadzieścia procent. Teoretycznie to zależało ode mnie, bo to ja ich wymyślałam. Praktycznie zaś robili, co chcieli, i totalnie nie umiałam nad nimi zapanować. W konsekwencji takiego rozwoju akcji miałam rumieńce jak dziewica, kończyłam trzeciego red bulla i popalałam ukradkiem elektronika. Ostatnie, czego teraz potrzebowałam, to zawracanie mi dupy. I nie miało żadnego znaczenia, że jestem aktualnie w pracy.

– Yhym? – Spojrzałam na swoją szefową, nawet nie starając się ukryć irytacji.

– Co tam klepiesz z takim zaangażowaniem? – Próbowała zapuścić żurawia na ekran, więc błys­kawicznie przełączyłam okno na służbowego Facebooka.

– Piszę post o obchodach Dni Gminy Świerk­laniec – rzuciłam arcypoważnym tonem. – Znasz jakiegoś grafika, który wytnie mi leżące na drodze łajno z fotek obrazujących procesję konną? Jakoś tak nietwarzowo zostawić, a nie wiem, czy ludzie uwierzą, jak napiszę w opisie, że to nie łajno, tylko znany już na cały świat krakowski „lagun”.

Poczekałam, aż przestanie trząść się ze śmiechu. Bawienie ludzi miałam wpisane w system. Mimo że czasy nie sprzyjały specjalnej wesołości…

– Dobra, dobra, kochana, ja ci wierzę. – Szefowa otarła załzawione od śmiechu oczy. – Piszesz post o paradujących po wsi konikach, które nikogo oprócz małoletnich koniar i napalonych na nie starych, zboczonych dziadów nie obchodzą, i właśnie dlatego masz minę, jakby przed chwilą oświadczył ci się Marcin Dorociński… Ciulać to my, a nie nas.

– No dobra, prywatę robię – skapitulowałam. – Ale wszystko, co miałam zaplanowane na dziś, a nawet na za miesiąc, już ogarnęłam. A te posty na oficjalnych portalach są tak sztywne, że powinnam się porządnie nawalić, zanim nacisnę Enter, żeby móc spokojnie zasnąć. Jak kiedyś zdecyduję się stąd odejść, to wreszcie dodam post w swoim stylu – rzuciłam jedną ze stałych gróźb.

Pracowałam tu zaledwie sześć miesięcy, a już dostawałam pierdolca. To kompletnie nie była robota dla mnie, ale nie miałam wyjścia. Jakiegokolwiek.

– Z okazji nadchodzących Świąt życzę wszystkim mieszkańcom Gminy, aby ich nikt nie wkurwiał. Nie chlejcie za dużo, pozdro 600? – dopytała Grażyna.

Skubana, kiedy ona zdążyła mnie tak poznać?

– Powiadomienia dostawałabym do końca życia. – Uśmiechnęłam się szeroko. – No dobra, ale pewnie czegoś ode mnie chcesz?

– Wójt ma zaraz gości. Trzeba tam im zanieść jakieś kawki, ciastka i inne pierdolety. Wyglądasz najlepiej, więc idziesz.

– Uroda zawsze była moim przekleństwem. – Przewróciłam oczami. – Poza tym mam już swoje lata, niech idzie Natalia.

Natalka była dwudziestoletnią blondynką. Pracowała w sekretariacie i miała buzię piękną jak z obrazka. Z trudem zdała maturę, mimo iż w dwa tysiące dwudziestym pierwszym roku najtrudniejszym zadaniem na egzaminie dojrzałości było pokolorowanie drwala na obrazku. Nikt nie wie, jakich użyła sztuczek i czarów, ale dostała pracę w urzędzie. Zwierzyła mi się kiedyś, że kolejną jej ambicją jest zostanie żoną czterdziestoletniego miejscowego dżolera, którego jeszcze nikomu nie udało się usidlić. Powiedziałam, że kibicuję jej z całego serca, ale może warto poznać trochę świata, zrobić jakieś studia i nie padać od razu na kolana przed podstarzałym królem wsi tylko dlatego, że ma starą betę, na dodatek w LPG… Stwierdziła, że się nie znam, a ja przyznałam jej rację. W końcu miałam trzydzieści pięć lat, nie zamierzałam zostać niczyją żoną, a swoją maturę zdałam na szóstkę, ale tak dawno, że nie byłam pewna, czy Natalka była już wtedy na świecie.

– Nie może iść Natalia, gdyż po pierwsze: wójt życzy sobie ciebie, a po drugie, potrzebny jest mu ktoś z mózgiem…

– A to fakt, Natka odpada.

Popatrzyłam przez szybę oddzielającą mój pokój od jej boksu. Cielęcym wzrokiem gapiła się w ekran telefonu. Potem zaczęła stroić miny i na zmianę wydymać wargi, i wciągać policzki. Jej brwi, które przypominały dwie opite krwią pijawki przyssane nad oczami, ułożyły się tak, że wyglądała jak Oskar Zrzęda z Ulicy Sezamkowej. Nie wiem, czemu dzieci się tak oszpecają… Po jej wyniosłej minie widziałam, że przygotowywała właśnie instafotkę z jakimś gównianym filtrem: okrągłymi okularami lub psimi uszami… Co ja tu, kurwa, robię? Jak ja się tu zna­lazłam?

– Ktoś z mózgiem? Do podania kawy? Zwarło mu styki? – wróciłam do tematu.

Rozmyślanie o tym, jak wpakowałam się w centrum dowodzenia i egzystencjonalnych problemów tego zadupia, nie mogło przynieść mi nic dobrego.

Grażynka wyglądała, jakby w myślach odliczała do dziesięciu.

– Nie mów tak o nim, bo jeszcze usłyszy. Przyjeżdża jakaś delegacja, a jednym z jej członków jest… – Zawiesiła teatralnie głos.

– Adam Maszyniok – zgadłam z rezygnacją.

– Tak! – Uśmiechnęła się triumfalnie. – A tylko ty umiesz sobie radzić z tym starym capem.

Westchnęłam ciężko i wstałam zza biurka.

– – –

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz