H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu - Michel Houellebecq - ebook + książka

H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu ebook

Michel Houellebecq

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Literacki hołd jednego z największych skandalistów naszych czasów złożony mistrzowi opowieści grozy

Ateista, skrajny rasista, aspołecznik – to niektóre z wielu przymiotów, które przypisuje się Howardowi Phillipsowi Lovecraftowi. Pomimo braku nieposzlakowanej opinii, po jego książki sięgają miliony osób na całym świecie. Serie Zew Cthulhu, W górach szaleństwa i Coś na progu stały się kanonem wśród wielbicieli horroru oraz inspiracją dla niezliczonej ilości twórców. Skąd wziął się fenomen H.P. Lovecrafta? Jednemu z najważniejszych pisarzy początku XX wieku przygląda się Michel Houellebecq – prowokator, skandalista, autor bestsellerowych powieści Mapa i terytorium, Cząstki elementarne czy Uległość.

H.P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu to nie tylko przybliżenie postaci Lovecrafta, ale również ukazanie prywatnego oblicza Michela Houellebecqa, pozbawionego cynizmu, z uważnością przyglądającego się dziełom swojego mistrza. Okresy twórcze pisarzy dzieli niemalże sto lat. Pomimo dwóch całkowicie odmiennych epok, w których żyli, możemy dostrzec pomiędzy nimi nić porozumienia opierającą się na często kontrowersyjnych i prowokatorskich opiniach oraz nihilistycznej postawie wobec świata.

Ponowna lektura eseju Michela Houellebecqa, niemalże 30 lat od daty jego pierwszego wydania, pozwala zrozumieć, jaki rodzaj wrażliwości jest bliski pisarzowi, dlaczego H.P. Lovecraft pomija w swoich utworach temat seksu i pieniędzy, ale też skąd u obu pisarzy bierze się brak przystosowania do otaczającej ich rzeczywistości.

Z perspektywy czasu wydaje mi się, że napisałem tę książkę niczym mą pierwszą powieść. Powieść z tylko jednym bohaterem (H.P. Lovecraftem we własnej osobie); powieść, pisaną z tym utrudnieniem, że wszystkie przytoczone w niej fakty musiały być autentyczne.

Michel Houellebecq

Michel Houellebecq – ur. 1956 r., jeden z najsławniejszych współczesnych powieściopisarzy francuskich, eseista, poeta, autor piosenek. Laureat m.in. Nagrody Goncourtów i IMPAC Dublin Literary Award, w 2019 został uhonorowany przez prezydenta Emmanuela Macrona Legią Honorową; jego książki przetłumaczono na ponad czterdzieści języków. Łączy prozę z gatunku science fiction, powieści obyczajowej i eseju.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 99

Oceny
4,1 (56 ocen)
23
20
10
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kubax84

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobry esej, naświetla czytelnikowi sylwetkę, kontekst i samo dzieło Lovecrafta.
00
beepbeep69

Dobrze spędzony czas

dobre
00
Wladyslawborkowski-2000

Z braku laku…

nie dla mnie doradzam
00
Necro

Dobrze spędzony czas

Jako wielbiciel Lovecrafta, uradowany jestem, że pisarz formatu Houellebecqa tak zgrabnie przedstawił wyjątkowość Mistrza Grozy. Wszystkie wysnute wnioski są trafne, tak myślę
00
Anndr

Dobrze spędzony czas

Elokwencja, precyzyjny język, elegancja intelektualna autora, powściągliwość w wyrażaniu "sądów" to odświeżająca odmiana w czasach pandemii magicznego myślenia i niczym nie skrępowanych emocjonalnych bezwstydnych bredni, które uchodzą za mądrość. Nie zmienia to faktu, że wszystkie te umiejętności zaprzęgnięto w studium ponurego, depresyjnego bagna.
01

Popularność




Opieka redakcyjna: ANDRZEJ STAŃCZYK
Korekta: LIDIA TIMOFIEJCZYK
Opracowanie graficzne: ROBERT KLEEMANN
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
Tytuł oryginału: H.P. Lovecraft. Contre le monde, contre la vie © Éditions du Rocher, 1991, 1999, 2005 © Copyright for the Polish translation by Jacek Giszczak © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2020
Wydanie drugie Wydanie pierwsze: Warszawa, 2007
ISBN 978-83-08-07138-0
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.

I.Inny świat

.

Być może trzeba wiele wycierpieć,by docenić Lovecrafta...

Jacques Bergier

Życie jest bolesne i pełne rozczarowań. W konsekwencji pisanie kolejnych realistycznych powieści jest zbędne. Wiemy już, czego ogólnie spodziewać się po rzeczywistości, i wcale nie mamy ochoty dowiadywać się więcej. Ludzkość jako taka budzi w nas już tylko umiarkowaną ciekawość. Wszystkie te jakże wnikliwe „spostrzeżenia”, wszystkie te „sytuacje”, anegdoty... Wszystko to sprawia jedynie, że po zamknięciu książki znowu ogarnia nas lekkie uczucie mdłości, które i tak wywołuje dowolny dzień „prawdziwego życia”.

Posłuchajmy teraz Howarda Phillipsa Lovecrafta:

Jestem tak znudzony ludzkością i światem, że nic nie jest w stanie mnie zainteresować, chyba że znajdę co najmniej dwa morderstwa na stronie lub przeczytam o jakichś potwornościach rodem z nieznanych przestrzeni.

Howard Phillips Lovecraft (1890–1937). Potrzebujemy silnego antidotum na wszelkie formy realizmu.

Kto kocha życie, nie czyta. Nie chodzi też zresztą do kina. Cokolwiek by o tym mówić, dostęp do świata artystycznego jest w mniejszym czy większym stopniu zarezerwowany dla tych, którzy mają tego wszystkiego t r o c h ę  d o ś ć.

Sam Lovecraft miał tego całkiem dość, nie tylko trochę. W 1908 roku, w wieku osiemnastu lat, przytrafiło mu się coś, co uznano za „załamanie nerwowe”, i pogrążył się w letargu, który trwał dziesięć lat. W wieku, w którym jego dawni szkolni koledzy zanurzają się w życie niczym w cudowną i nieznaną przygodę, bez żalu zostawiając za sobą dzieciństwo, on zamyka się w domu, rozmawia tylko z matką, odmawia codziennego wstawania z łóżka, całe noce wałęsa się w nocnej koszuli.

Zresztą nawet nie pisze.

Co robi? Może trochę czyta. Nawet tego nie jesteśmy pewni. Jego biografowie muszą przyznać, że niewiele wiedzą na ten temat i że, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, przynajmniej między osiemnastym a dwudziestym trzecim rokiem życia nie robi dosłownie nic.

Potem, stopniowo, między rokiem 1913 a 1918, bardzo powoli, sytuacja ulega poprawie. Znów zaczyna nawiązywać kontakt z rasą ludzką. Nie jest to łatwe. W maju 1918 roku pisze do Alfreda Galpina:

Jestem na wpółżywy; znaczną część sił zabierają mi próby siadania i chodzenie; mój system nerwowy jest w stanie całkowitego rozprzężenia, jestem kompletnie otępiały i apatyczny, chyba że trafię na coś, co mnie szczególnie zainteresuje.

Koniec końców, nie warto się silić na psychodramatyczne rekonstrukcje. Gdyż Lovecraft jest człowiekiem świadomym, inteligentnym i szczerym. Gdy kończył osiemnaście lat, ogarnął go jakaś rodzaj letargicznej trwogi i doskonale zna jej pochodzenie. W liście z 1920 roku będzie się długo rozwodził nad swoim dzieciństwem. Mała kolejka z wagonikami zrobionymi z drewnianych skrzynek... Wozownia, gdzie urządził swój teatr lalkowy. Później ogród, którego plany sam sporządził i wytyczył alejki; ogród, nawadniany systemem własnoręcznie przez niego wykopanych kanałów, rozciągał się wokół niewielkiego klombu z tkwiącym pośrodku zegarem słonecznym. Było to, jak powiada, „królestwo wieku dorastania”.

Później ten fragment, który zamyka list:

Spostrzegłem wówczas, że staję się zbyt dorosły, żeby się tym cieszyć. Bezlitosny czas chwycił mnie w okrutne szpony, miałem siedemnaście lat. Duzi chłopcy nie bawią się w domy na niby i wymyślone ogrody, musiałem więc, pełen smutku, oddać mój świat młodszemu chłopcu, mieszkającemu nieopodal. Odtąd już nigdy nie kopałem ziemi, nie wytyczałem ścieżek ni dróg; te czynności wywołują we mnie zbyt wielki żal, bo ulotna radość dzieciństwa nigdy nie może być zaspokojona. Dorosłość jest piekłem.

Dorosłość jest piekłem. Wobec tak kategorycznego stanowiska „moraliści” naszych czasów wydadzą pewnie pomruk dezaprobaty, czekając na stosowną chwilę, by wyjawić swoje obsceniczne domysły. Może w istocie Lovecraft nie mógł stać się człowiekiem dorosłym; jedno jest wszakże pewne – wcale tego nie chciał. A wziąwszy pod uwagę wartości rządzące dorosłym światem, trudno mieć mu to za złe. Zasada realizmu, zasada przyjemności, współzawodnictwo, nieustanna rywalizacja, seks i lokaty... nie ma powodu, by wznosić radosne pieśni.

Lovecraft wie, że nie ma nic wspólnego z tym światem. I że jest z góry skazany na porażkę. Zarówno w teorii, jak w praktyce. Stracił dzieciństwo, stracił także wiarę. Czuje odrazę do świata i nie widzi żadnego powodu, by sądzić, że wszystko mogłoby wyglądać inaczej, g d y b y  s i ę  l e p i e j  p r z y j r z e ć. Religie to dla niego tylko „słodkie iluzje”, które wskutek postępu wiedzy stały się przeżytkiem. W okresach wyjątkowo dobrego humoru będzie mówił o „zaklętym kręgu” wiary religijnej; lecz jest to krąg, z którego tak czy owak czuje się wygnany.

Niewiele znamy istot do tego stopnia owładniętych, przesiąkniętych do szpiku kości przeświadczeniem o absolutnej nicości wszelkich ludzkich dążeń. Świat to tylko chwilowy układ cząstek elementarnych. Stadium przejściowe na drodze do chaosu, który w końcu zwycięży. Rasa ludzka zniknie. Pojawią się inne rasy, które również znikną. Niebo będzie lodowate i puste, przeniknięte nikłym światłem na wpół martwych gwiazd. Które także znikną. Zniknie wszystko. Zaś ludzkie czyny są tak samo wolne i pozbawione sensu jak swobodne ruchy cząstek elementarnych. Dobro, zło, moralność, uczucia? To tylko „wiktoriańskie fikcje”. Jedynie egoizm istnieje. Zimny, nienaruszony i promienny.

Lovecraft ma pełną świadomość, jak bardzo przygnębiające są te konkluzje. Jak napisał w 1918 roku:

Wszelki racjonalizm próbuje zminimalizować walor i wagę życia oraz pomniejszyć ogólny zasób ludzkiego szczęścia. W wielu przypadkach prawda może prowadzić do samobójstwa lub przynajmniej wywołać niemal samobójczą depresję.

Nigdy nie zmieni swych materialistycznych i ateistycznych przekonań. Wraca do nich w każdym kolejnym liście z wyraźnie masochistycznym upodobaniem.

Oczywiście życie nie ma sensu. Ale śmierć także. I jest to jedna z tych rzeczy, które mrożą krew w żyłach, gdy odkrywamy świat Lovecrafta. Śmierć jego bohaterów nie ma żadnego sensu. Nie przynosi żadnego ukojenia. W żaden sposób nie pozwala spointować historii. H.P. Lovecraft niestrudzenie niszczy swoje postaci, nie próbując sugerować, że jest to coś więcej niż rozszarpywanie marionetek. Kosmiczny strach, obojętny na te pożałowania godne perypetie, jedynie narasta. Szerzy się i zaczyna znajdować środki wyrazu. To Wielki Cthulhu budzi się ze snu.

Czym jest Cthulhu? Układem elektronów, jak my. U Lovecrafta groza jest ściśle materialna. Lecz jest bardzo możliwe, że za sprawą wolnej gry sił kosmicznych Wielki Cthulhu dysponuje mocą i możliwościami działania znacznie przewyższającymi nasze. Co, a priori, nie jest szczególnie krzepiące.

Ze swych podróży po złowrogich ziemiach niewysłowionego Lovecraft nie przywozi nam dobrych wieści. Bardzo możliwe, stwierdza, że coś kryje się i czasem pozwala dostrzec za zasłoną rzeczywistości. Coś w gruncie rzeczy obrzydliwego.

Jest faktycznie możliwe, że poza ograniczonym kręgiem naszej percepcji istnieją inne byty. Inne istoty, inne rasy, inne koncepty i inne inteligencje. Niektóre spośród tych bytów prawdopodobnie znacznie przewyższają nas inteligencją i wiedzą. Lecz niekoniecznie jest to dobra wiadomość. Dlaczego mielibyśmy sądzić, że te istoty, tak bardzo od nas różne, przejawiają jakąkolwiek naturę d u c h o w ą? Nic nie pozwala zakładać, że możliwe jest przekroczenie powszechnych praw egoizmu i zła. Byłoby rzeczą śmieszną wyobrażać sobie, że nieznane istoty czekają na nas na krańcach kosmosu, rozumne i życzliwe, by poprowadzić nas ku jakiejś harmonii. By wyobrazić sobie, jak potraktowałyby nas, gdybyśmy nawiązali z nimi kontakt, lepiej przypomnieć sobie, w jaki sposób my traktujemy takie „niższe inteligencje” jak króliki czy żaby. W najlepszym przypadku stają się naszym p o ż y w i e n i e m; czasem też, często, zabijamy je dla samej przyjemności zabijania. Oto, ostrzega Lovecraft, prawdziwy obraz naszych przyszłych relacji z „obcymi inteligencjami”. Może niektóre z pięknych okazów gatunku ludzkiego będą miały zaszczyt skończyć na stole operacyjnym podczas sekcji; to wszystko.

I po raz kolejny nic z tego wszystkiego nie będzie miało najmniejszego sensu.

Ludzie kończącego się XX wieku, ten rozpaczliwy kosmos to nasz własny świat. Ten świat pełen ohydy, w którym strach rozchodzi się coraz szerszymi kręgami aż po odrażające objawienie, ten świat, w którym naszym jedynym możliwym do wyobrażenia przeznaczeniem jest dać się p r z e ż u ć  i  p o ż r e ć, rozpoznajemy doskonale jako nasz świat mentalny. A gdyby ktoś chciał poznać stan naszych umysłów za pomocą szybkiej i precyzyjnej sondy, sam sukces Lovecrafta byłby znamiennym symptomem. Dziś bardziej niż kiedykolwiek możemy uznać za własną tę p o d s t a w o w ą  d e k l a r a c j ę, która otwiera opowiadanie Artur Jermyn:

Życie jest okropne i tajemnicze, nadzwyczaj rzadko mamy okazję ujrzeć cienie prawdy, skrywane za zasłoną różnorodnych złudzeń i iluzji – a kiedy to nastąpi, życie wydaje się nam po stokroć straszniejsze.[3]

Jest wszakże paradoksem, że wolimy ten świat, choćby nie wiadomo jak szkaradny, od naszej realności. Co sprawia, że jesteśmy dokładnie takimi czytelnikami, na jakich czekał Lovecraft? Czytamy jego opowiadania w tym samym stanie ducha, który kazał mu je napisać. Szatan czy Nyarlathothep, nieważne, lecz nie zniesiemy już ani jednej dodatkowej minuty r e a l i z m u więcej. I, by powiedzieć wszystko, Szatan nieco się zdewaluował poprzez swe długotrwałe związki z wstydliwymi meandrami naszych grzechów powszednich. Lepszy już Nyarlathothep, zimny, zły i nieludzki jak lód. Subb-Haqqua Nyarlathothep!

Widzimy wyraźnie, dlaczego lektura Lovecrafta stanowi rodzaj paradoksalnej pociechy dla dusz znudzonych życiem. W istocie można ją polecić wszystkim, którzy z tego czy innego powodu odczuwają prawdziwą a w e r s j ę do życia we wszelkich jego przejawach. Wstrząs nerwowy wywołany pierwszą lekturą jest w niektórych przypadkach dość znaczny. Uśmiechamy się sami do siebie, zaczynamy nucić operetkowe melodie. Spojrzenie na egzystencję, w rezultacie, ulega przemianie.

Od chwili gdy Jacques Bergier sprowadził tego wirusa do Francji, liczba czytelników rośnie w oszałamiającym tempie. Podobnie jak większość zarażonych, sam odkryłem Lovecrafta w wieku szesnastu lat, za sprawą „przyjaciela”. Był to prawdziwy szok. Nie wiedziałem, że literatura może oddziaływać w podobny sposób. Zresztą nadal nie jestem tego pewien. U Lovecrafta jest coś n i e  d o  k o ń c a  l i t e r a c k i e g o.

By się o tym przekonać, zważmy najpierw, że co najmniej piętnastu pisarzy (można tu przywołać Franka Belknapa Longa, Roberta Blocha, Lina Cartera, Freda Chappella, Augusta Derletha, Donalda Wandrei...) poświęciło całe lub część swojego dzieła na rozwijanie i wzbogacanie mitów stworzonych przez Lovecrafta. Nie dyskretnie, ukradkiem, lecz całkiem otwarcie. Nawiązania są nawet systematycznie podkreślane poprzez użycie tych samych s ł ó w, które nabierają w ten sposób cech magicznego zaklęcia (dzikie wzgórza na zachód od Arkham, Uniwersytet Miskatonic, miasto Irem o tysiącu kolumn... R’lyeh, Sarnath, Dagon, Nyarlathothep..., a nade wszystko nienazwany, bluźnierczy Necronomicon, którą to nazwę można wymawiać tylko szeptem). Iâ! Iâ! Shub-Niggurath! Koza z tysiącem koźląt!

W epoce, która ceni oryginalność jako najwyższą wartość w sztuce, ten fenomen może zadziwiać. W istocie, jak słusznie podkreśla Francis Lacassin, niczego podobnego nie odnotowano od czasów Homera i średniowiecznej epiki rycerskiej. Mamy tu do czynienia, trzeba to z pokorą przyznać, z tym, co nazywamy „mitem założycielskim”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Przypisy

[3] H.P. Lovecraft, Artur Jermyn, w: Droga do szaleństwa, przeł. R. Lipski, Poznań 2004, s. 78.