Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Historia dynastii, która doprowadziła Polskę do szczytu potęgi, ale i zapoczątkowała jej powolny upadek.
Okres panowania Jagiellonów – blisko dwa wieki rządzenia w Polsce i na Litwie, ale też lata królowania w Czechach i na Węgrzech – to czas paradoksów. Ród, który wydał tak wielkie talenty polityczne, pozostawił kraj pełen niedomkniętych tematów. Dlaczego dynastia, która rzuciła wyzwanie Habsburgom, zeszła ze sceny cicho, nie podejmując walki o polityczne przetrwanie, jak uczynili to Piastowie? Jak to możliwe, że w czasie największego rozkwitu państwa rozpoczął się proces jego nieodwracalnej korozji?
Sławomir Leśniewski, autor bestsellerowego Drapieżnego rodu Piastów, w swojej 30 książce historycznej przenosi nas do przesyconego blaskiem świata renesansowych rezydencji i czasów militarnej potęgi, która wzbudzała podziw i szacunek całej Europy. Kreśli portrety monumentalnych i wybitnych monarchów z rodu – Władysława Jagiełły i Kazimierza Jagiellończyka – jak i postaci tragicznych, poległych na polu bitwy – Władysława Warneńczyka i Ludwika II Jagiellończyka. Poznamy słabości tych, którzy, jak Jan Olbracht czy ostatni z rodu Zygmunt August, często stawiali uciechy stołu i łoża ponad sprawy państwa. Pełnoprawnymi bohaterkami tych historii będą zaś wyjątkowe, nietuzinkowe kobiety, jak matka królów – Elżbieta Rakuszanka, Bona Sforza czy Barbara Radziwiłłówna.
To za czasów Jagiellonów rozdane zostały karty w rozgrywce decydującej o losach naszej części Starego Kontynentu. Swoje atuty mieli słabnący, ale nie dający o sobie zapomnieć Krzyżacy, rosnąca w siłę Moskwa, ekspansywna Turcja i cierpliwe cesarstwo Habsburgów. A Jagiellonowie? Jak sprawnymi okazali się graczami?
Pasjonująca historyczna opowieść o niekwestionowanej wielkości i zmarnowanych szansach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 443
WŁADYSŁAW II JAGIEŁŁO
Jagiełło szedł do ołtarza zachwycony nieziemską urodą Jadwigi, ona zaś zachowywała wobec niego łatwo zauważalny dystans. Krótko przed uroczystością, co potwierdza anonimowy zapis Kalendarza katedralnego krakowskiego, „unieważniła i odwołała” śluby z Wilhelmem, „jeśli jakie były”. A przecież były, i to nie tylko one. Głos w tej sprawie zabrał wszystkowiedzący Długosz, pisząc o zachowaniu królowej: „Zdawała sobie bowiem sprawę, że mnóstwo ludzi wiedziało dobrze, iż po złożeniu oficjalnej przysięgi małżeńskiej przez piętnaście dni ze wspomnianym księciem Austrii Wilhelmem bywała w łożnicy i że doszło nawet do fizycznego spełnienia małżeństwa. Bojaźń Boża i wyrzuty sumienia w jakiś tajemny sposób budziły w niej niepokój”. Jeśli kronikarz ma rację, to Jadwiga potrafiła sobie doskonale poradzić ze skrupułami, natomiast Jagiełło, jeśli nawet wyszedł z małżeńskiego łoża w przekonaniu, że nocy poślubnej nie spędził z dziewicą, umiał ten fakt pozostawić dla siebie. Były sprawy o wiele ważniejsze. Zresztą w przyszłych związkach czekały na niego nie takie problemy...
Dwa tygodnie po ślubie odbyła się koronacja Jagiełły. Po latach Długosz biadał, że „korona sławnego Królestwa Polskiego wraz z ręką jej królowej dostała się niedawnemu poganinowi ze wzgardą i lekceważeniem własnych dziedzicznych książąt”, i nie umiał przyznać, że Litwin okazał się nietuzinkowym władcą. Mało tego – twierdził, że to z powodu zerwania zaręczyn Jadwigi z Wilhelmem i przekreślenia zaplanowanego małżeństwa na rzecz związku z poganinem Jagiełłą „wszechmocny Pan [z] zemsty dotknął Polaków boleśnie wieloma karami w postaci bezładnych rządów i królów, którzy bardziej popierali Litwinów niż Polaków”.
Unia personalna obu krajów się dokonała. Pierwszy z Jagiellonów zasiadł na polskim tronie. Nikt nie mógł przewidzieć, czy założy dynastię, czy może na nim się zacznie i zakończy królewski epizod. Jedno było pewne: w historii obu krajów, ale też i sąsiednich państw, zaszedł wielce istotny fakt. To, jakie on wyda konsekwencje, uzależnione było od zbyt wielu ludzi i czynników, w tym całego bagażu niemożliwych do przewidzenia przypadków i okoliczności, aby można byłoby się kusić o jakiekolwiek stanowcze prognozy. Rzeczywiste rezultaty, jakie przyniosła unia, przerastały wyobrażenia wszystkich współczesnych, którzy zawierając międzypaństwowe porozumienie, mieli wprawdzie na uwadze rozwiązanie konkretnych, aktualnie istniejących problemów, ale byli w stanie przewidzieć jedynie część następstw mogących wyniknąć z podjętych decyzji. Z pewnością nikt nie mógł ujrzeć oczami wyobraźni potężnych kresowych majątków z niezależnymi niemal od władzy centralnej królewiętami ani Królestwa Prus wyrosłego na ruinach państwa zakonnego. A także całej masy innych konsekwencji, zarówno korzystnych, jak i niepożądanych. Wiadome było tylko to, czego oczekują od siebie i co sobie w zamian chcą podarować Polska i Litwa oraz ich sfery rządzące.
Największy dar Wielkiego Księstwa zawierał się w unijnym postanowieniu zawartym w łacińskim słowie applicare, oznaczającym „przyłączyć”. Ów termin spowodował niemało zamieszania nie tylko wśród ówczesnych polskich i litewskich polityków, ale i w gronie poważnych historyków aż do dzisiaj interpretujących jego treść, a przede wszystkim znaczenie, jakie zamierzały mu nadać umawiające się strony. Nie ma wątpliwości, że Jagiełło jako wielki książę traktował Litwę w sposób patrymonialny, jako swoją własność, i tak z nią postąpił. Nie wszystkim to musiało się spodobać. Możni litewscy przez niemal dwa kolejne stulecia przy różnych okazjach będą podważać już nie tylko owo przyłączenie ziem litewskich i ruskich do Polski, ale samą unię, i usilnie zmierzać do jej zerwania. Szczególnie wówczas, kiedy już przeminie krzyżackie zagrożenie i zakon przejdzie do głębokiej defensywy, zaś Moskwa nie ukaże jeszcze swojego najgorszego, ekspansywnego oblicza.
Paradoksalne, ale tylko z pozoru, w opisanym zachowaniu wielkich panów litewskich było to, iż właśnie dzięki Polsce i owemu applicare mogli dojść do prawdziwej potęgi, korzystając z polskich rozwiązań ustrojowych, i uzyskać zrównanie w prawach z polską magnaterią. Ich postępowanie wynikało z politycznego cynizmu, ale też z pewnego rodzaju nabytej po przodkach pazerności; nie dość było im rosnącego znaczenia oraz godności i urzędów zdobytych dzięki unii, chcieli również zachować pod swoją wyłączną kontrolą Wielkie Księstwo. Applicare, chociaż może wielu możnych litewskich sobie tego nie uświadamiało, okazało się dla Litwy błogosławieństwem, a dla Polski nabrzmiewającym przez wieki problemem. Nie oznaczało bowiem niczego innego niż zaangażowanie jej rosnących sił do walki ze wszystkimi wrogami Wielkiego Księstwa. W wielkiej mierze dzięki temu mogło ono jako państwo przetrwać, gdyż jeszcze kilka lat krzyżackiego naporu, mobilizującego do niszczących wypraw tłumy chrześcijańskiego rycerstwa, a najprawdopodobniej doszłoby do podboju ostatnich w Europie pogan. „Przejęcie” Litwy wybiło Polskę z jej dotychczasowej politycznej orbity i spowodowało ciążenie państwa w kierunkach, które dotychczas pozostawały poza jego największym zainteresowaniem, tym samym zaś oznaczało postępującą utratę zainteresowania ziemiami na północy i południowym zachodzie. Polska, kraj w dużym stopniu jednorodny pod względem wyznaniowym i narodowościowym, nagle i z własnej woli wzięła na siebie obowiązki i problemy, z jakimi dotychczas nie zmierzyło się żadne inne państwo i które łatwo mogły ją przytłoczyć. Warto tu wskazać niewielki, ale jakże znamienny przykład wciągnięcia Polski w sprawy litewskie. Już w 1389 roku brat króla, Lingwen, jako namiestnik Nowogrodu Wielkiego powołany przez jego mieszkańców, zamierzał złożyć hołd lenny Jagielle, co stanowiło element planu okrążenia Moskwy od północy. Było oczywiste, że takie i im podobne inicjatywy wcześniej czy później, choć raczej wcześniej, wprzęgną Polskę w rydwan aktywnej polityki zagranicznej Wielkiego Księstwa.
W tym miejscu właściwe będzie dokonanie uporządkowania związanego z nazewnictwem państwa, do którego została przyłączona Litwa. Ówcześnie bowiem funkcjonowały terminy: Polska, Królestwo Polskie, Korona Królestwa Polskiego. O ile dwie pierwsze nazwy kojarzą się jednoznacznie, o tyle ostatnia występuje w trzech różnych znaczeniach. Po pierwsze jako koncepcja państwa stanowiącego wartość nadrzędną nad władzą polskich królów, dziedzicznych (za Andegawenów) i obieralnych (począwszy od Jagiełły). W drugim rozumieniu było to określenie państwa związanego unią z Litwą i istniejącego w latach 1386–1569, później zaś stanowiącego jeden z dwóch członów Rzeczypospolitej Obojga Narodów, która przestała istnieć w 1795 roku. Trzecie znaczenie wiązało się ze wszystkimi ziemiami wchodzącymi w skład Królestwa Polskiego na podstawie dziedzictwa i prawnej sukcesji.
Przedstawienie Władysława Jagiełły,grafika autorstwa Jakuba Siebeneichera z 1597 roku.
Zaraz na początku wspólnych rządów Jagiełło musiał wystarać się w Rzymie o uznanie jego małżeństwa, co wcale nie musiało się powieść wobec wytoczonego przez Habsburgów procesu i krzykliwej, demagogicznej propagandy Krzyżaków, którzy nazywali Litwina „pogańskim psem Jagalem”. Papież Urban VI, zapewne dostrzegając korzyści płynące z faktu ochrzczenia Litwy i pozyskania nowego źródła finansowania Stolicy Apostolskiej, wiosną 1388 roku wydał bullę, w której nazwał polską parę władców „najdroższymi w Chrystusie synem i córką”. Świętość i legalność ich małżeństwa została potwierdzona papieskim autorytetem, a Jagiellon przy okazji uzyskał tytuł władcy arcychrześcijańskiego (princeps christianissimus). Jadwiga powoli przyzwyczajała się do Jagiełły i jego dziwactw. Musiała czuć się bardzo niekomfortowo, podobnie jak i on. Zapewne minęło sporo czasu, nim bez lęku i niechęci zaczęła go dopuszczać do siebie w łożu. Dzielił ich nie tylko wiek. Pochodzili z dwóch różnych światów, z innych kultur. Jadwiga była przesiąknięta cywilizacją zachodnią i wiarą katolicką, jemu, chociaż synowi chrześcijanki Julianny, było bliżej do kultury i obyczajów barbarzyńskiego Wschodu i powoli uczył się nowych pojęć i przesiąkał chrześcijańskim światopoglądem. Wiele rzeczy ją u niego dziwiło, denerwowało, niektóre zachowania niemal przerażały. Jagiełłę zaskoczyła jej wielka miłość do ksiąg. Ich wzajemne relacje z początków pożycia przedstawił tworzący współcześnie wzięty historyk Jerzy Besala w książce Małżeństwa królewskie. Jagiellonowie, pisząc, że Jagiełło „Dziwił się też namiętnej jeździe konnej żony, polowaniom, samodzielności – i patrzył na to z podziwem, ale może z irytacją”.
Ona natomiast dostawała gęsiej skórki, gdy jej świeżo ochrzczony mąż obracał się trzy razy przed wyjściem z zamku czy dworku, rzucał za siebie pogiętą słomkę czy patyczek, spluwając przy tym głośno, albo mył włosy wyrwane z brody i wkładał je między palce. Nikomu nie chciał zdradzić, po co to robi. Podobno nauczyła go tego matka. Poza tym jednak Jadwiga dostrzegała jego niezwykłą, rosnącą pobożność: podobno to właśnie Jagiełło przetłumaczył „Ojcze nasz” na litewski, co może świadczyć o tym, że pomawianie go o analfabetyzm było co najmniej dużym nadużyciem, albo o tym, że mając otwarty umysł i wykazując wielkie osobiste zdolności, bardzo szybko zasypał wstydliwą przepaść dzielącą go nie tylko od żony i nauczył się sztuki pisania i czytania.
Między Jadwigą i Władysławem II nie było wielkiej miłości, choć z czasem wyrosło pomiędzy nimi zrozumienie i przywiązanie, ale niemal od początku potrafili ze sobą zgodnie współpracować. Prowadzili dwie niezależne od siebie królewskie kancelarie i sprawnie dzielili się obowiązkami administracyjno-państwowymi. Jagiełło wziął na siebie zadanie chrystianizacji Litwy i czynił to na tyle umiejętnie i z niezbędnym wyczuciem, że nie doszło do poważniejszych zamieszek ani wybuchów sprzeciwu ze strony ludności. A przecież mogło się łatwo tak stać, kiedy z jego rozkazu wycinano święte gaje litewskie – siedliska odwiecznych bóstw, zabijano otaczane świętością węże i gaszono równie święte ognie. Może dlatego tak się działo, że oprócz nowych, nadanych im podczas chrztu imion byli poganie otrzymywali w darze nowe ubrania i drobne podarki, a król nadał Wilnu prawa miejskie „na wzór Krakowa”.
W tym samym zaś czasie, kiedy Jagiełło posługiwał się krzyżem i darem wymowy, skłaniając rodaków do zmiany wiary, jego żona udała się na wyprawę wojenną! Jej celem była Ruś Halicka. W połowie stycznia 1387 roku zmarła Elżbieta Bośniaczka, na początku lutego Opolczyk wezwał Ruś do oporu wobec polskich wojsk, a krótko potem Jadwiga, pomimo żałoby, na ich czele, mając u boku kasztelana krakowskiego, upomniała się zbrojnie o zagarniętą przez Węgrów i księcia opolskiego prowincję. W tym przypadku najważniejsze nie były jej umiejętności wojskowe, bo tych nie posiadała, ale obecność w obozie pod Haliczem i zapewnienie, że Ruś na zawsze pozostanie przy Polsce, co z propagandowego punktu widzenia było tak ważne. Węgierski starosta nie podjął walki, niemal wszystkie miasta same otworzyły bramy przed królową. Bez wylania kropli krwi Polska odzyskała całą Ruś Czerwoną (do odzyskania Halicza niezbędny okazał się udział wojsk litewskich) oraz szmat ziemi z Podolem Zachodnim. Jakby dopełnieniem tego sukcesu stał się hołd, który hospodar mołdawski Piotr złożył Polsce pod koniec roku. Zdolności negocjacyjne i polityczne Jadwiga wykazywała również w wielu innych sytuacjach. Miała wpływ na skłóconych krewniaków króla i łagodziła ich relacje pomiędzy sobą oraz z Jagiełłą, a ponadto uczestniczyła w rozmowach z Krzyżakami. Przestrzegała ich przed konfliktem z Polską i Litwą, wieszcząc, iż jeżeli jej zabraknie, aby łagodzić spory, zakon czeka katastrofa. Miała również dużo do zrobienia w związku z polsko-litewskimi nieporozumieniami. Tym bardziej że Witold, pożądający większej władzy, znów zdradził i przeszedł na stronę zakonu, wściekły na Jagiełłę, który forował Skirgiełłę.
Kolejna już zdrada Kiejstutowicza przyniosła masę komplikacji i morze krwi. W 1390 roku armia krzyżacka, potężnie wzmocniona zachodnimi pocztami oraz wojskami Witolda, podeszła pod Wilno, którego skutecznie bronili również Polacy. Okrucieństwo Krzyżaków, do którego na Litwie zdążono już przywyknąć, tym razem przeszło wszelkie wyobrażenie. Ich wycofująca się armia pozostawiła po sobie las pali z wbitymi na nie dziećmi wileńskich mieszczan. W ciągu dwóch następnych lat Witold trwał u boku zakonu i udowadniał, jak bardzo nieodgadniona jest jego natura. Jego alians z Krzyżakami wydawał się scementowany, szczególnie że z ich pomocą udało mu się rozciągnąć swoją władzę nad rozległymi terytoriami Wielkiego Księstwa. Ale siła tego sojuszu nie wytrzymała próby czasu. Po tajnych rozmowach z Jagiełłą i odpowiednim przygotowaniu się znów porzucił Krzyżaków. I już nigdy nie powrócił pod ich skrzydła. Być może ten niespodziewany krok wywołał zaskakującą reakcję knującego przeciwko Polsce Władysława Opolczyka. Złożył on bowiem wielkiemu mistrzowi zakonu, rozsławionemu przez Mickiewicza Konradowi Wallenrodowi, propozycję rozbioru rosnącej w siłę Polski. W gronie beneficjentów obok zakonu miały się znaleźć Brandenburgia, Węgry i książęta śląscy. Oczywiście Opolczyk miał w tym własny interes – pragnął uchronić przed zakusami Korony swoje lenna na Kujawach i na pograniczu śląskim. Wallenrod, pewny przyszłych sukcesów w wojnie z Polską, nie zamierzał się jednak z nikim ziemiami polskimi dzielić i ofertę księcia odrzucił. Gdyby potrafił prześwietlić przyszłość i sięgnąć chociażby do 1410 roku, najprawdopodobniej postąpiłby inaczej. A tak książę opolski wspomniane lenna wkrótce utracił, zaś zakon nie skorzystał z szansy na odwrócenie losu i podążył ku swojemu przeznaczeniu.
SPIS ŹRÓDEŁ ILUSTRACJI
Cyfrowe Muzeum Narodowe w Krakowie: s. 35