Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Kontynuacja bestsellerowego Drapieżnego rodu Piastów!
Czas dzielący śmierć Bolesława Krzywoustego w 1138 roku i koronację Władysława Łokietka w 1320 roku to jeden z najbardziej burzliwych okresów w dziejach Polski. Państwo Piastów, podzielone na dzielnice w słynnym testamencie Krzywoustego, szybko straciło swoją międzynarodową pozycję. Nastały czasy wielkiej, ciągnącej się przez nieomal dwa stulecia wojny w rodzinie Piastów, zaciekle walczących ze sobą o zdobycze terytorialne, władzę i królewską koronę.
W wartkiej i żywej opowieści Sławomir Leśniewski sprawia, że niemal zapomniani książęta znów stają się postaciami z krwi i kości. A bywali cyniczni, przewrotni i okrutni! Popełniali liczne błędy i dopuszczali się czynów nieprzynoszących chwały. Nie gardzili mało honorowymi sposobami walki, imali się podstępów, sięgali po truciznę i skrytobójstwo. Jednocześnie w ich niekończących się konfliktach wyrażał się niezwykły polityczny instynkt, który pozwolił ostatecznie wydobyć państwo z otchłani, odnowić królestwo i rozpocząć marsz ku czołówce europejskich krajów.
Piastowie. Przeklęty testament to dzieje upadku i heroicznej walki o tron i zjednoczenie kraju — pełne dramatów i osobistych tragedii, szlachetnych czynów i niecnych postępków dokonywanych przez nieodrodne dzieci swojej epoki. Fascynująca podróż po niezwykłej historii średniowiecznej Polski!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 396
JAK USTRZEC POLSKĘ?
Kraje jedenastowiecznej Europy, w których panowały stosunki patrymonialne, rozpadały się. Najwcześniej, już w XI wieku, dotknęło to Ruś Kijowską. Bardzo szybko zaczęła przypominać wielobarwną szachownicę utworzoną przez dziesiątki mniejszych i większych księstw. W kilku innych państwach proces podziału na mniejsze organizmy powoli dojrzewał lub właśnie się rozpoczynał. I nikt nie potrafił go powstrzymać. Bolesław Krzywousty zamierzał przełamać ową niemoc. Odszedł w przeświadczeniu, że jego dziedzictwo uniknie losu, którego doświadczył wschodni sąsiad.
Nie zdawał sobie sprawy, z czym się mierzy.
Był rok 1138. Bolesław III Krzywousty po pełnym chwały życiu docierał do kresu swoich dni. Miał pięćdziesiąt dwa lata, niemało jak na epokę, w której przyszło mu żyć. Schodził z ziemskiego padołu jako ostatni z trzech sławnych Bolesławów rządzących w ciągu stulecia z okładem państwem stworzonym przez Polan. Opatrzność podarowała mu sześć lat mniej niż Chrobremu i całą dekadę więcej niż Śmiałemu, mimo to Krzywousty umierał z przeświadczeniem, że nie zdążył zrealizować całości swoich wielkich planów. Przede wszystkim nie zdołał sięgnąć po koronę, o czym marzył i co pozwoliłoby mu dorównać dwóm wielkim imiennikom oraz politycznie wywindować Polskę.
Szczególnie ostatnie lata panowania przyniosły księciu wiele zgryzot. Okazały się także mało szczęśliwe dla kraju. Wcześniejsze triumfy wojenne i sukcesy polityczne ustąpiły miejsca niepowodzeniom, na które książę nie był przygotowany. Sam je jednak prowokował. Krzywousty dokonywał nietrafionych wyborów, otwierał zbyt wiele frontów i przysparzał sobie coraz to nowych wrogów. Przy tym wszystkim zachowywał się jak człowiek, który nie bierze pod uwagę możliwości porażki. To była niebezpieczna mieszanka mogąca spowodować wielkie problemy. Krzywoustemu z rąk zaczęło się wymykać zdobyte podczas trzech krwawych wypraw wojennych Pomorze Zachodnie na czele ze Szczecinem. Niewiele mu pomógł sojusz z Danią, który sprowokował jedynie Niemców do zintensyfikowania działań wymierzonych w Polskę. W 1133 roku diecezja poznańska na mocy bulli papieża Innocentego II została podporządkowana arcybiskupstwu magdeburskiemu. Zaledwie rok później, za sprawą spowinowaconych ze sobą władców pozostających pod wpływem króla niemieckiego Lotara, zawiązała się antypolska koalicja złożona z Czech, Węgier, Austrii i Rusi. Jako żywo przypominało to sytuację sprzed stulecia, kiedy król Mieszko II, wybitnie uzdolniony władca – niesłusznie spotwarzany przez niechętnych mu kronikarzy i nazwany Gnuśnym – nie oparł się jednoczesnemu uderzeniu sąsiednich państw i stracił tron, a potężny kraj został w praktyce podzielony przez najeźdźców.
Bolesław usiłował rozbić groźny alians i wybrał się na Węgry, aby osadzić na ich tronie przychylnego sobie władcę, Borysa, syna króla Kolomana, ale w bitwie nad rzeką Sajó poniósł bolesną porażkę z wielonarodowymi wojskami Béli II. Dla księcia, który już w młodości nosił przydomek „wilcze szczenię”, a zwycięstwa kreśliły jego długi wojenny szlak, klęska była szczególnie bolesna i wyznaczała kres wielkich militarnych dokonań. Ale potem stało się coś jeszcze gorszego. Przez trzy lata, począwszy od 1132 roku, na Śląsk wyprawiali się Czesi pod wodzą księcia Sobiesława I, bez litości pustosząc bogatą prowincję. Podczas pierwszego najazdu spłonęło około trzystu wsi, zginęły lub zostały wzięte w niewolę tysiące mieszkańców. Przypomniały się czasy straszliwego najazdu księcia Brzetysława z poprzedniego wieku. Trudnej sytuacji wschodniego sąsiada nie omieszkali wykorzystać Niemcy. Tak bardzo kilkakrotnie wcześniej upokorzeni przez Krzywoustego, pokazali swoją moc, zmuszając księcia do złożenia w 1135 roku hołdu królowi Lotarowi w Merseburgu. Kwestią nurtującą historyków pozostaje, czy ów akt dotyczył całego państwa, czy jedynie jego części. Większość skłania się ku tezie, że mogło chodzić jedynie o Pomorze. Zmarły przed dekadą wybitny mediewista Tadeusz Grudziński, autor rozprawy poświęconej pertraktacjom merseburskim, twierdzi jednak, że Bolesław Krzywousty w ich wyniku został lennikiem Lotara wraz z całym swoim państwem. To przykra konstatacja, szczególnie dla niemałej grupy ludzi nadmiernie idealizujących rodzimą historię. Gdyby nawet rzeczywiście było tak, jak tego chce Grudziński, to w Merseburgu książę uzyskał też wiele korzyści. Uregulował bowiem stosunki z Węgrami, a także poczynił krok, by potwierdzić rozejm z Czechami i zamienić go w trwały pokój. To wszystko doprowadziło do rozbrojenia antypolskiej koalicji sąsiednich państw.
Bolesław III Krzywousty, według Jana Matejki.
Czując nadchodzący nieubłaganie koniec ziemskiej wędrówki, polski władca intensywnie myślał nad sposobami ustrzeżenia swojego dziedzictwa przed ościennymi wrogami i niepokojami wewnętrznymi. Dobrze wiedział, że niebezpieczeństwa mogą się czaić zarówno poza granicami, jak i w samym państwie. Tę dość oczywistą wiedzę posiadł nie tylko z mądrych ksiąg i obserwacji przewijających się na jego oczach wydarzeń w sąsiednich krajach. Zdobył ją również dzięki osobistym, jakże gorzkim doświadczeniom. Niczym zadra tkwiło w jego pamięci wspomnienie bezlitosnej walki, jaką o władzę nad Polską stoczył najpierw z ojcem, Władysławem Hermanem, i jego wszechwładnym palatynem Sieciechem, a później ze swoim starszym, przyrodnim bratem Zbigniewem, który rościł sobie prawa do rządów w charakterze princepsa (pierwszego; księcia zwierzchniego). Bezwzględny rodzinny konflikt przyniósł ogromną gorycz, zdradę, okrucieństwo i śmierć. Ale przede wszystkim faktyczne, głębokie pęknięcie kraju i społeczeństwa, o czym pisał Andrzej Jureczko w Testamencie Krzywoustego: „Od 1102 r. występuje więc w Polsce nie tylko podział na dzielnice, lecz mamy także do czynienia z rozbiciem społeczeństwa na dwa wrogie obozy, sprzymierzone z siłami zewnętrznymi”. W braterski spór, obok Węgrów, Rusinów i Czechów, wmieszał się cesarz Henryk V, po którego nieudanej wyprawie z 1109 roku pozostało wspomnienie heroicznej obrony Głogowa i kontrowersyjny mit o bitwie na Psim Polu pod Wrocławiem, na którym gromady bezpańskich psów miały rozwłóczyć zwłoki niemieckich rycerzy. Dwa lata później Polska miała już tylko jednego władcę. Zwabiony podstępem i doprowadzony do śmierci przez siepaczy Bolesława Zbigniew – prawda, że hardy i wielokrotnie prowokujący brata, a nadto dybiący na jego życie i szukający pomocy u obcych – stał się dozgonnym wyrzutem sumienia zwycięskiego księcia. Brutalne starcie z krewniakiem i jego śmierć kosztowały Krzywoustego kościelną klątwę i o mały włos nie pozbawiły go książęcego tronu. Był bardzo bliski losu, jaki spotkał jego stryja, Bolesława Śmiałego, który utracił koronę po straceniu uczestniczącego w antykrólewskim spisku biskupa Stanisława i wyzwaniu rzuconemu Kościołowi. Krzywousty się ukorzył i dzięki temu uratował władzę, ale jego pozycja wobec Kościoła i możnych wyraźnie osłabła.
Pamiętając o własnych tragicznych przejściach, książę pragnął ustrzec przed nimi swoich żyjących synów (piąty prawdopodobnie urodził się krótko przed śmiercią ojca). Nie miał wielkiego wyboru. Mógł jednego z nich uczynić swoim następcą i oddać mu rządy nad krajem, nie kłopocząc się o pozostałych potomków, lub obdarować każdego kawałkiem Polski, równocześnie mianując któregoś z nich księciem zwierzchnim. Mógł też nie czynić niczego i po swoim zgonie pozostawić sprawy własnemu biegowi. Tego jednak bał się najbardziej. Bolesław był z pewnością świadom tego, co w poprzednim stuleciu stało się na Rusi. Jej władca Jarosław Mądry, rządzący Rusią Kijowską przez niemal pół wieku (od 1016 do śmierci w 1054 roku, z krótką przerwą), podzielił państwo pomiędzy pięciu synów, osadzając najstarszego Świętosława na tronie Kijowa i czyniąc go zwierzchnikiem nad pozostałymi braćmi. „Był pierwszym z władców ruskich – pisał Władysław Serczyk, autor Historii Ukrainy – o którym wiadomo, że rozdzielając dzielnice w państwie między swoich synów ustalił wyraźnie zasadę senioratu i pryncypatu. Wezwał ich do posłuchu słowami: «Jego słuchajcie, jakoście słuchali mnie, niech on wam będzie zamiast mnie»”. I przez kilkanaście lat koncepcja podziału kraju, obliczona na zachowanie pokoju i współpracy między dziedzicami Jarosława, działała bez zarzutu. Bracia wzajemnie się wspierali i wspólnie odpierali najazdy stepowych plemion, kipczackich Połowców i tureckich Torków. Ale z czasem ich relacje zaczęły się psuć i w latach siedemdziesiątych krewniacy stanęli do bezpardonowej bratobójczej walki o zwierzchnictwo nad Rusią, zachowując się niczym zupełnie obcy sobie ludzie, mający przed oczami jedynie miraż władzy. Budowla, którą chciał stworzyć Jarosław Mądry, zaczęła się chwiać, a w końcu rozpadła się z hukiem i Ruś poczęła się dzielić pomiędzy jego potomków na coraz mniejsze księstwa. Charakterystyczny zapis odnoszący się do najmłodszego z synów Mądrego pojawił się w Powieści minionych lat. Podobno zmarły w 1093 roku książę Wsiewołod, obdarowany przez ojca Perejasławiem, „miał zgryzoty od synowców swoich, gdyż poczęli napierać na niego, chcąc włości ten tej, ów zaś drugiej; on zaś uspakajając ich, rozdawał im włości”. Dzielił swoje władztwo niczym przysłowiowy tort. Ale ten musiał się przecież któregoś dnia skończyć.
Znając losy polityczno-administracyjnego eksperymentu Jarosława Mądrego, ostatecznie przeciwstawne jego zamysłowi uchronienia Rusi przed wojną domową, Krzywousty długo myślał nad innym, lepszym rozwiązaniem. Uznał jednak, że nie będzie sprawiedliwe, tak jak to przyjęto w Czechach, uczynienie władcą najstarszego z potomków i obdarowanie pozostałych jedynie tytułami i majątkami, z jednoczesnym odebraniem im jakiegokolwiek znaczenia politycznego. W jego przekonaniu byłaby to krzywdząca degradacja. Nazbyt wszystkich swoich synów kochał, odrzucił więc czeskie rozwiązanie, skądinąd pragmatyczne i stosunkowo dobrze zabezpieczające integralność państwa. Bolesław postanowił podążyć niejako trzecią drogą, wybierając z obu przykładów – ruskiego i czeskiego – najlepsze, jego zdaniem, unormowania. Jak ujął to Andrzej Jureczko, książę przyjął kompromis „pomiędzy zasadą jedynowładztwa i niepodzielności a ideą rozbicia państwa na kilka dzielnic, stanowiących udzielne księstwa młodszych przedstawicieli dynastii”. Postanowił obdzielić nadaniami wszystkich synów, ale najstarszego z nich uczynić księciem zwierzchnim, obdarowując go zarówno największą domeną, jak i idącą z nią w parze rozległą władzą polityczną. Jednocześnie głęboko wierzył, że jego potomkowie okażą się rozsądniejsi od swoich słowiańskich pobratymców z Rusi. Przekonanie to opierał na wnikliwej obserwacji zachowania synów, którzy darzyli się wielką miłością i krótko przed śmiercią ojca zapewniali go solennie, że w przyszłości to się nie zmieni i będą zawsze ze sobą zgodnie współpracowali. Przychylne nastawienie do decyzji księcia okazali także możni, zainteresowani przecież żywotnie osłabieniem władzy centralnej ze względu na własne interesy.
Wiara, że tak się rzeczywiście stanie, była naiwna i aż dziw bierze, że uległ jej człowiek pokroju Krzywoustego – ale głównie z dzisiejszego punktu widzenia. Stawianie mu zarzutów musiałoby mieć ahistoryczne zabarwienie, wynikające z wiedzy o późniejszych wydarzeniach. Krzywousty patrzył na otaczający go świat zupełnie inaczej, niż czynimy to my z dzisiejszej perspektywy. Umierał pełen nadziei, że sprawy potoczą się zgodnie z jego oczekiwaniami. Idea, która mu przyświecała, miała jednak okazać się porażką. Jej najsłabsza strona czaiła się bowiem w charakterze ludzkiej natury – wypełnionej emocjami, ambicjami i pożądliwością władzy; w istocie niezmiennej. Ponadto wielce niesprzyjający był fakt, że najstarszy z synów Krzywoustego w chwili śmierci ojca szczycił się już co najmniej jednym męskim potomkiem, Bolesławem, któremu później dodano przydomek Wysoki (drugi, Mieszko Plątonogi, przyszedł na świat pomiędzy 1131 a 1146 rokiem). Jakże mógł sądzić stary książę, że jego pierworodny zechce kiedyś oddać władzę nad dzielnicą senioralną najstarszemu z przyrodnich braci, pomijając własnych synów?! Brutalnie, ale jakże prawdziwie brzmi zdanie Jureczki: „Książęta krewnych nie potrzebują, a Władysław miał ich w nadmiarze”. Kochani przezeń młodsi bracia w pewnym momencie mogli się stać jedynie zawadą w realizacji planów dynastycznych. I doprowadzić do politycznego kryzysu. Nadszedł on o wiele wcześniej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
Polska wkraczała w jeden z najtrudniejszych okresów w swoich dziejach.
SPIS ŹRÓDEŁ ILUSTRACJI
Biblioteka Narodowa: s. 13.