Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy zapada decyzja o zakończeniu związku, trzeba na nowo poukładać relacje w rodzinie. Jak powiedzieć o tym dzieciom? Jak zorganizować opiekę, jak podzielić się odpowiedzialnością i dlaczego bywa to bardzo trudne?
Natalia Minge, doświadczona psycholożka pracująca z rodzicami i mama czwórki dzieci, pokazuje, jak podejść do wyzwań związanych z rozstaniem rodziców:
• jak rozmawiać z dzieckiem o rozwodzie i separacji?
• jak rozwiązywać konflikty z drugim rodzicem?
• jak zaopiekować się emocjami swoimi i dziecka?
• gdzie szukać wsparcia i jak poradzić sobie w przypadku samotnego rodzicielstwa?
To książka, która pokazuje jak różne mogą być doświadczenia dzieci po rozwodzie rodziców i pomaga poradzić sobie w sytuacjach, kiedy robi się naprawdę trudno. Natalia Minge – psycholożka pomagająca rodzicom w trudach wychowania oraz wspierania rozwoju dzieci. Działa w duchu Rodzicielstwa Bliskości oraz Porozumienia Bez Przemocy. Jest trenerką Komunikacji Opartej na Empatii oraz autorką kilkunastu książek skierowanych do rodziców i dzieci. Mama czwórki dzieci. „Mamania. Pierwszy kontakt” to seria książek, które powinny znaleźć się na półce każdego rodzica. Do stworzenia serii zaproszono osoby, które w prosty i jasny sposób przekazują wiedzę na najróżniejsze tematy: od jedzenia po wychowanie. To książki zwięzłe, praktyczne, przedstawiające w wyczerpujący sposób najważniejsze zagadnienia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 65
Skoro sięgasz po tę książkę, to znaczy, że najprawdopodobniej decyzja o rozstaniu już zapadła. Zrobiliście wszystko, co było w waszej mocy, by wychować dzieci wspólnie, i po prostu nie wyszło. Zadaniem tej książki jest pomóc ci przebrnąć przez niełatwy czas, który masz przed sobą. W założeniu miała być pierwszą, ale zdecydowanie nie ostatnią deską ratunku. Mam przy tym nadzieję, że pomoże ci rozwiązać choć niektóre kwestie, że pomoże ci zadbać o siebie i dzieci, a może nawet choć trochę przyłoży się do normalizacji relacji z byłym partnerem. Znajdziesz tu porady, jak przeprowadzić dziecko przez proces rozstania, jak ułożyć wspólną opiekę, ale też propozycje postępowania w sytuacjach problemowych. Ostatnia część mówi o kwestiach trudnych i bardzo trudnych, ale według mnie ważnych.
Niektóre podjęte w tej książce tematy są kontrowersyjne – w takim wypadku zawsze starałam się stać po stronie osoby najsłabszej, czyli dziecka. Z niektórymi wnioskami części czytelnikom trudno będzie się zgodzić. Wynika to najprawdopodobniej z mojej jednoznacznej postawy wobec wszelkich przejawów przemocy oraz krzywdzenia, na którą nie ma we mnie zgody, i uważam, że również w społeczeństwie nie powinno jej być.
Niektóre ze wspominanych tu okoliczności mogą wydawać się dziwne, wręcz nieprawdopodobne, ale każda z nich naprawdę wystąpiła. Za każdym ze zdań zawartych w tej książce stoją prawdziwi ludzie i prawdziwe problemy. Mam szczerą nadzieję, że dzięki niej tobie uda się wielu z nich uniknąć. Mam też nadzieję, że dzięki tej książce poczujesz, że nie jesteś sam, nie jesteś sama, niezależnie od tego, jak wielkie stoją przed tobą wyzwania.
Rozdział 1
Najpierw rodzic
Niezwykle często w momencie, gdy pada propozycja bądź zapada kategoryczna decyzja o rozstaniu, pierwszą myślą rodziców jest pytanie „Co my robimy dzieciom?”. Wielu zastanawia się, jak je wesprzeć w tej sytuacji, jak zaoszczędzić im cierpienia i co zrobić, by jak najmniej decyzje teraźniejszych dorosłych wpłynęły na życie przyszłych dorosłych. Wszystko to są kwestie niezwykle ważne, którymi oczywiście będziemy się zajmować w dalszej części książki. Działania z nimi związane są jednak bardzo energochłonne. Trzeba podjąć wiele ważnych decyzji i zachowywać się w sposób opanowany i dojrzały. Taki, który każe trzymać własne emocje na wodzy, by zrobić miejsce na emocje dziecka. Aby to wszystko w ogóle było możliwe, rodzic nie powinien udawać, że sobie radzi. Znajduje się w sytuacji nierzadko ekstremalnie trudnej. Musi zatem najpierw zadbać o siebie tak, jak to tylko możliwe, im bowiem on będzie silniejszy i bardziej stabilny, tym lepiej będzie w stanie pomóc dziecku, tym mniejsze koszty to dziecko poniesie i tym mniejsze będą długofalowe konsekwencje rodzicielskich decyzji.
Wiele osób panicznie boi się rozstania, mimo że związek, w którym trwają, nie zaspokaja ich potrzeb, unieszczęśliwia, a nierzadko zwyczajnie ich krzywdzi. Często jedyną artykułowaną przyczyną lęku jest obawa o to, że rozstanie zaszkodzi dzieciom bardziej niż życie w całej, choć nieszczęśliwej rodzinie. Jeżeli taka osoba, przekonana o tym, że małżeństwo powinno trwać mimo wszystko ze względu na dzieci, zdecyduje się na rozstanie lub staje przed podobną decyzją partnera, nierzadko boryka się z ogromnymi wyrzutami sumienia. Może czuć, że odebrała coś dzieciom, że zawiniła czymś, co zrobiła, lub czymś, czego nie zrobiła, a w efekcie dzieci wychowywać się będą w niepełnej rodzinie lub będą musiały żyć na dwa domy.
Wyrzuty sumienia z pewnością nie znikną po przeczytaniu paru zdań z książki, jednak warto zadać sobie kilka pytań:
Czy chcę, by moje dziecko w przyszłości trwało w nieszczęśliwym związku?Czy jest we mnie gotowość powiedzenia mojemu dziecku, że powinno poświęcić nadzieję na szczęście, na lepsze jutro, że powinno cierpieć w imię trwałości związku?Czy dziecko powinno znosić krzywdy i upokorzenia, codzienne awantury?Z dużym prawdopodobieństwem odpowiedź na te pytania brzmi „nie”. A właśnie taki przykład zachowania dajesz dziecku, tkwiąc w nieszczęśliwym związku, marząc o tym, by któregoś dnia po prostu odejść.
Trwanie w związku „bo dzieci” ma jeszcze jedną negatywną konsekwencję – bardzo źle wpływa na długofalową relację między rodzicem a dziećmi. Jeżeli bowiem ktoś „poświęca się” dla dzieci, mimo najlepszych chęci często mimowolnie obarcza je odpowiedzialnością za swoje nieszczęście, spodziewa się wdzięczności za coś, o co dzieci wcale nie proszą i czego w rzeczywistości nie oczekują. W praktyce znam o wiele większą liczbę dorosłych, którzy mają do rodziców pretensje, że się nie rozwiedli, że trwali w nieszczęśliwym związku. Nikt nie wspomina dobrze dzieciństwa spędzonego w zatrutej atmosferze żalu i pretensji. O dziwo, o wiele mniej dorosłych ma pretensje o to, że rodzice się rozstali (inną kwestią jest żal o to, jak to zrobili, ale na to będzie miejsce w dalszej części książki).
Istnieją jeszcze dwa istotne argumenty przeciwko pogrążaniu się w wyrzutach sumienia. Po pierwsze – co się stało, to się nie odstanie. Jeżeli zapragniecie dać sobie jeszcze jedną szansę na wspólne życie – świetnie, nie ma zatem powodów do wyrzutów sumienia. Jeżeli nie – też okej, widać tak miało być i trzeba się skupić na budowaniu przyszłości. Po drugie, ważniejsze, pielęgnowanie wyrzutów sumienia kieruje ogromną część uwagi do wewnątrz. Osoba zadręczająca się z jakiegoś powodu – nie tylko rozstania, ale także krzyku na dziecko czy innego „przewinienia” – skupia się na sobie, na swoich myślach i przeżyciach w sytuacji, gdy ktoś inny może bardzo potrzebować jej uwagi.
O wiele bardziej konstruktywne będzie zatem przyjąć do wiadomości sytuację, w jakiej się znaleźliście, i zacząć działać, by konsekwencje były jak najmniej bolesne, a przyszłość, która was czeka, bardziej zbliżona do tego, czego pragniecie.
Wchodząc w relację, nikt nie planuje rozstania. Nikt (przynajmniej w naszym kręgu kulturowym pozwalającym na samodzielny wybór partnera), mówiąc „tak” przed urzędnikiem lub księdzem, nie myśli o tym, że kiedyś jednak przyjdzie mu zakończyć relację, z którą wiąże tyle planów i nadziei. Czasami (głównie w książkach i komediach romantycznych) bajka trwa przez całe życie, częściej związek to ciężka praca wymagająca ciągłego uczenia się, dokonywania wyborów i znajdowania w sobie pokładów cierpliwości. A czasem się nie udaje. Może się to dziać powoli, dzień po dniu ktoś, z kim się mieszka, staje się obcym człowiekiem, czasem nagle, w eksplozji ukrywanych żali, które sprawiają, że stajecie się wrogami, czasem jedna z osób z jakiegoś powodu wchodzi w nowy związek zaspokajający potrzeby, o których istnieniu nie wiedziała, czasem ktoś uświadamia sobie, że od lat stosowana jest wobec niego przemoc – w białych rękawiczkach lub bez nich.
Ktoś z pewnością jest za taki rozwój spraw odpowiedzialny i praktycznie nigdy nie jest to jedna osoba. Odpowiedzialność, w różnych proporcjach, rozkłada się na obu małżonków, ich rodziców, znajomych, pracodawców i ogół społeczeństwa. Kto jest zatem winny? Czasami sąd jest w stanie jednoznacznie stwierdzić, że wyłącznie jedna ze stron. Zwykle jednak nie. I przy tym warto pozostać. Nawet jeżeli czujesz, że to wszystko mogło potoczyć się inaczej, że można było inaczej zrobić to czy tamto, lepiej jest przyjąć do wiadomości, że tak. Mogłem mniej pracować. Mogłam nie jechać na tamto spotkanie integracyjne. Mogłem zauważyć, że żona jest przemęczona i potrzebuje wsparcia. Mogłam odejść wcześniej. Czy to zatem twoja wina? A może jednak nie dałoby się tego wszystkiego zrobić bez wiedzy o tym, jakie przyniesie konsekwencje? I czy, co najważniejsze, ma to teraz znaczenie, czy to twoja wina? Ważne są konsekwencje, które ponosisz, i to, co możesz zrobić dla siebie i dziecka.
Nie naprawisz błędów. Możesz je przemyśleć, możesz wyciągnąć z nich wnioski.
I tym warto się zająć, zwłaszcza gdy wejdziesz w następny związek, jednak tu i teraz możesz zadbać, by dziecko nie ponosiło ich konsekwencji.
Ten podrozdział można by właściwie zamknąć w jednym słowie. Nikomu. Tyle że życie nie jest idealne i z dużym prawdopodobieństwem przyjdzie ci opowiadać historię swojego życia średnio nią zainteresowanym urzędnikom. Nie oznacza to jednak, że musisz się tłumaczyć ze swoich decyzji. Jeżeli czujesz nieodpartą potrzebę mówienia o tym, dlaczego znalazłaś się w tej sytuacji, to prawdopodobnie potrzebujesz to przepracować w swojej głowie. To całkowicie normalne i w praktyce bardzo potrzebne, bo pomaga ci zrozumieć sytuację i ją zaakceptować, ale warto do takich rozmów wybierać osoby, które rzeczywiście okażą ci wsparcie i zrozumienie, a także będą w stanie powstrzymać się od dawania rad lub, co gorsza, obwiniania.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki