Klub Opiekunek. Claudia i tajemnicze telefony - Ann M. Martin - ebook

Klub Opiekunek. Claudia i tajemnicze telefony ebook

Ann M. Martin

4,2

Opis

Bycie dobrą opiekunką do dziecka nie zawsze jest łatwe, a wiceprzewodnicząca Klubu Opiekunek, Claudia Kishi, uczy się tego na własnej skórze. Ona i inne członkinie Klubu odbierają w pracy dziwne telefony. Czy za tajemniczymi telefonami stoi złodziej klejnotów, który włamał się do domów w okolicy? Jedno jest pewne - Klub musi podjąć działania, aby chronić swoje dzieci!

Poznajcie serię książek opowiadającą o przygodach przyjaciółek, które wspólnie zakładają Klub Opiekunek. Bestsellerowa seria autorstwa Ann M. Martin sprzedała się w 176 milionach egzemplarzy i wciąż inspiruje kolejne pokolenia czytelniczek na całym świecie.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 133

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (17 ocen)
10
2
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Blisston

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka. Naprawdę bardzo polecam dla dzieci 10+.
00

Popularność




Ann M. Martin

Klub Opiekunek. Claudiaitajemnicze telefony

Tytuł oryginału: The Baby-Sitters Club. Claudia and the

Phantom Phone Calls

Przekład: Małgorzata Masełko-Swędrak

Copyright © 1986 by Ann M. Martin.

All rights reserved. Published by Scholastic Inc.

Scholastic, Apple Paperbacks, The Baby-Sitters

Club, and associated logos are trademarks and/or registered trademarks of Scholastic Inc.

Cover design by Maeve Norton

Cover art © 2020 by Sumiti Collina

Copyright for the Polish edition and translation © 2020 by Mamania, an imprint of Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o.

Redakcja: Edyta Masełko-Łaciok

Korekta: Kamila Wrzesińska

Skład: Sylwia Budzyńska

Adaptacja okładki: Ewelina Malinowska

ISBN 978-83-66750-60-9

Wydawnictwo Mamania

Grupa Wydawnicza Relacja

ul. Łowicka 25 lok. P-3

02-502 Warszawa

www.mamania.pl

Dla Brendy BoweniJean Feiwel.

Jestem wam taka wdzięczna.

Wieczór był mglisty i wietrzny, a deszcz lał się strumieniami z ciężkich chmur, które zupełnie zasłaniały księżyc. Pomyślałam sobie, że to jedna z takich nocy, kiedy najlepiej byłoby:

a) zaszyć się gdzieś z „Duchem z Pine Hill”, kolejnym tomem przerażających zagadek Nancy Drew, i lukrecjowymi patyczkami schowanymi w szufladzie,

b) popracować nieco nad martwą naturą, którą zaczęłam ostatnio malować, i jednocześnie pomarzyć sobie o Trevorze Sandbournie.

Ale gdzie tam…

– Nie – powiedział tata. – Najpierw odrobisz zadanie domowe, Claudio.

No cóż, z tatą nie ma dyskusji. Poza tym mamy umowę, rodzice i ja – jeśli każdego wieczora odrobię całe zadanie domowe (ktoś z rodziny ma mnie wtedy pilnować), będę mogła w dalszym ciągu chodzić na lekcje rysunku. I co ważniejsze, będę mogła zostać w Klubie Opiekunek.

Klub Opiekunek to pomysł mojej przyjaciółki, Kristy Thomas. Przyszedł jej do głowy na początku siódmej klasy. Kristy, która mieszka po drugiej stronie ulicy, często opiekuje się dziećmi. Tak samo jak ja i Mary Anne Spier, najlepsza przyjaciółka Kristy, która mieszka tuż obok niej. To właśnie Kristy zaproponowała, żebyśmy się zebrały i założyły klub, a następnie rozreklamowały go i tym samym rozkręciły niewielki biznes, co w gruncie rzeczy nam się udało. Dodatkowo zaoferowałyśmy dołączenie do nas mojej nowej koleżance, Stacey McGill, a ona się zgodziła. Od tego czasu Klub Opiekunek działa pełną parą. Ludzie nas kojarzą i dzwonią na okrągło, a w efekcie każda z nas ma więcej pracy niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego tak ważne było, aby rodzice pozwolili mi w nim pozostać. Niewiele brakowało, żebym wszystko schrzaniła, kiedy mama i tata dostali wiadomość ze szkoły. Było w niej napisane, że nie wykorzystuję całego swojego potencjału i inne takie. Rodzice są przyzwyczajeni do tego typu listów – dostają je dwa razy do roku – niemniej jednak nie spodziewali się odkryć, że od początku roku szkolnego nie odrobiłam większości zadań domowych. Właśnie wtedy mama i tata ustanowili nowe zasady.

Tak naprawdę chodzi o to, że zwykle prace domowe są tak nudne, że w ogóle nie potrafię się na nich skoncentrować. Do tego bywają kompletnie bezużyteczne. Kto by się przejmował, czy „>” oznacza „więcej niż”, czy „mniej niż” albo czemu się równa „x” (poza tym, po co w ogóle zajmować się szukaniem rozwiązania, skoro za każdym razem „x” równa się czemuś innemu?). Jedyną rzeczą, jaką lubię w szkole, jest czytanie, ale nauczyciele odbierają mi frajdę nawet z tego. Mają w głębokim poważaniu fakt, że na ogół rozwiązuję zagadki kryminalne wcześniej niż detektyw w danej opowieści. Jedyne, co ich martwi, to to, że nie wiem, co to przysłówek.

To wszystko nie byłoby jeszcze takie złe, gdyby nie Janine. Czyli moja siostra. Ma piętnaście lat i jest prawdziwą geniuszką. Jej IQ wynosi 196, czyli jest ponad przeciętną (100) i ponad ponadprzeciętną (120), a nawet powyżej poziomu geniusza, który oscyluje wokół 150. Zdradzę wam teraz sekret. Moje IQ też jest powyżej przeciętnej. Wszyscy się temu dziwią, bo generalnie ledwo potrafię literować, ale to właśnie dlatego rodzice i nauczyciele tak bardzo się mnie czepiają. Nie mogą przeboleć, że mimo wrodzonej inteligencji nie jestem dobrą uczennicą. Mówią, że jeśli tylko „będę wystarczająco się koncentrowała i uważała na lekcjach”, poradzę sobie w szkole naprawdę świetnie. Ale komu by na tym zależało? I tak nigdy nie dorównam Janine.

Nawet sobie nie wyobrażacie, jak to jest mieć starszą siostrę, która jest geniuszką (no chyba że ktoś z was akurat taką ma). Nie możesz powiedzieć jej, ot tak, najprostszej rzeczy. Wczoraj rano rzuciłam tylko:

– Janine, na dworze jest zimno. Mama prosi, żebyś zamknęła okno przed wyjściem do szkoły.

I wiecie, co ona na to? Odpowiedziała:

– Fascynuje mnie, że w naszym społeczeństwie staramy się raczej regulować temperaturę otoczenia niż ludzkiego ciała. To pierwsze jest przecież o wiele trudniejsze i do tego bardzo nieefektywne. Ludy prymitywne i członkowie różnych istniejących obecnie społeczeństw mają tendencję do zwykłego dodawania lub zdejmowania kolejnych warstw odzieży, podczas gdy my zachęcamy wszystkich do korzystania z najróżniejszych urządzeń grzewczych i klimatyzatorów.

Nawet nie wiedziałam, że jest takie słowo jak „ludy”.

W każdym razie wracając do tamtego mglistego wieczora, tata powiedział, że powinnam zabrać się za moje zadanie domowe i tym razem to Mimi będzie mi pomagać. Założenie jest takie, że mam przynajmniej spróbować odrobić lekcje samodzielnie, ale zawsze ktoś musi koło mnie siedzieć i pilnować, żebym nie odfruwała myślami i robiła każdy przykład do końca. Później taka osoba sprawdza, czy postępuję zgodnie z podanymi w podręczniku wskazówkami i odpowiada na moje ewentualne pytania. Nikt nigdy nie odrabia zadania ZA MNIE, ale czasem udaje mi się zmusić Janine do podania właściwej odpowiedzi. Udaje mi się to tylko dlatego, że moje głupie zadania domowe są dla niej tak nudne, że kiedy drugi raz w ciągu jednego posiedzenia musi mi w czymś pomagać, jest w stanie zrobić wszystko, byleby tylko sprawę przyspieszyć. No cóż, przykro mi. Przykro mi, że nie jestem fanką trygonometrii czy czegokolwiek, czym zajmuje się Janine. Nie możemy być wszyscy wielkimi uczonymi.

Mimi, moja babcia, to moja ulubiona pomocniczka. Jest cicha, ma łagodny głos i nieskończone pokłady cierpliwości. Moja rodzina pochodzi z Japonii, a Mimi razem z dziadkiem (który zmarł, zanim się urodziłam) przywieźli mamę do USA, kiedy była małą dziewczynką. Mama nie posiada w ogóle obcego akcentu (podobnie jak tata, który też przyjechał do USA jako małe dziecko), ale Mimi mówi przyjemnym, rozkołysanym głosem, który kojarzy mi się ze statkiem płynącym na pełnym morzu. Do tego jest najbardziej uprzejmą osobą, jaką znam. Nigdy nie wyraziła się o nikim w ostrych słowach.

Wyjęłam książkę do wiedzy o społeczeństwie.

– Co znajduje się między okładkami tej książki? – zapytała Mimi, która uważa, że książki są oczami pozwalającymi zajrzeć do serc i egzystencji innych ludzi (ludów?).

Opowiadała mi kiedyś o tym.

– Wiedza o społeczeństwie – odparłam. – Czytaliśmy dzisiaj w klasie rozdział trzeci. Teraz musimy odpowiedzieć na pytania do dyskusji znajdujące się na końcu rozdziału… Mimi, skoro to pytania do dyskusji, to dlaczego o nich nie dyskutujemy? Jak pan Miller może nas zmuszać do zapisywania odpowiedzi?

– Nie wiem, Claudio, ale jeżeli jest takie zadanie do uzupełnienia, to powinnaś je wykonać tak, jak życzył sobie tego nauczyciel.

– Wiem… – mruknęłam.

Ech, jasne, że wiedziałam. Kilka tygodniu temu udzieliłabym jednowyrazowej odpowiedzi albo ominęłabym w ogóle to zadanie. Teraz nie miałam wyjścia.

Zaczęłam pisać. Mimi przyglądała mi się, od czasu do czasu wskazując błędnie zapisane słowo lub sugerując, żebym sprawdziła interpunkcję. Po wiedzy o społeczeństwie przyszedł czas na matematykę, potem angielski, aż wreszcie skończyłam wszystko, co trzeba. Odetchnęłam z uczuciem ulgi zmieszanej z nudą.

– Co zamierzasz teraz robić, moja droga? – zapytała Mimi.

– Wrócić do czytania „Ducha z Pine Hill” – odparłam, zamykając książkę do angielskiego.

Mimi wie o mojej słabości do serii książek z Nancy Drew, ale jest jedyną wtajemniczoną osobą z rodziny.

Mama i tata na pewno powiedzieliby, żebym czytała coś poważniejszego, a Janine kazałaby mi sięgnąć po jakąś wartościową literaturę. Jej wyobrażenie o dobrej książce, z którą można zaszyć się przy kominku, to „Korzenie amerykańskiej tradycji społecznej”, którą pochłania obecnie z takim zapałem, jakby niczego więcej nie miała już w życiu przeczytać.

– I co tam ciekawego dzieje się obecnie w „Duchu z Pine Hill”? – zapytała Mimi.

– Och, teraz jest naprawdę strasznie – zaczęłam.

– Lubisz się bać, kochanie?

– W sumie tak… Przynajmniej tak mi się wydaje. To znaczy, tylko przy czytaniu, wtedy to naprawdę niezła frajda. Wyjrzyj na zewnątrz, Mimi. Posłuchaj, jak w drzewach szumi wiatr, spójrz, jak niebo przecinają pioruny. To idealna noc na czytanie takich opowieści.

– Strasznie… – Mimi się uśmiechnęła. – Już prawie Halloween – zauważyła. – Jeszcze tylko kilka tygodni.

Skinęłam głową.

– Tak sobie myślę, że chyba jestem już za duża na zabawę w „cukierek albo psikus”.

– Wiesz, zawsze możesz się przebrać i pomóc nam rozdawać cukierki. Jestem przekonana, że to równie dobra zabawa jak „cukierek albo psikus”.

Mimi doskonale wie, jak uwielbiam wymyślać dla siebie kreacje. To dla mnie naprawdę ważne. Moim zdaniem ubiór wyraża wnętrze każdego człowieka. Poza tym, skoro codziennie trzeba się w coś ubrać, dlaczego nie zmienić tego w zabawę? Tradycyjne ciuchy wyglądają nudno i zakładanie ich jest nudne samo w sobie. Dlatego nigdy takich nie noszę. Lubię jaskrawe kolory, duże wzory i śmieszne dodatki, takie jak na przykład kolczyki z piór. Może to dlatego, że jestem artystką. Trudno powiedzieć. Dzisiaj na przykład mam na sobie fioletowe spodnie, które kończą się poniżej kolan i mają dopinane szelki, białe rajstopy w zegary, fioletową koszulę w kratę i pasujący do niej kapelusz, wysokie trampki i kolczyki-homary. Taki zestaw to mój znak rozpoznawczy.

Lubię też przebierać się w różne kostiumy i naprawdę szkoda mi, że w tym roku żadnego nie zaprezentuję. Ale jak powiedziała Mimi, mogłabym w sumie zrobić tak, że będę w przebraniu rozdawać słodycze. Może wyskoczę przebrana za smerfa? Niebieski makijaż byłby zabawny.

– Mimi, bardzo dziękuję ci za pomoc. – Wstałam z miejsca. – Byłoby super, gdybyś to ty mogła mi pomagać każdego wieczora.

– Wiem, kochanie, ale lepiej, żebyśmy się zmieniali. Czasami jestem zajęta wieczorami, poza tym twoi rodzice też chcą zobaczyć, jak przykładasz się do nauki.

– Racja.

W takim razie czemu Janine mi pomaga? Z pewnością dlatego, że moja praca domowa jest tak nudna, że nikt nie wytrzymałby przy niej więcej niż jeden wieczór z rzędu, nawet Mimi. Im rzadziej członkowie rodziny muszą mi pomagać, tym lepiej (dla nich).

Byłam już w połowie schodów na górę, kiedy coś mi się przypomniało. Odwróciłam się i zbiegłam na dół.

– Mimi? – zawołałam.

– Tak, kochanie? – Babcia akurat mościła się w fotelu z grubą książką.

– Przypomniała mi się jedna rzecz… Popracujmy teraz nad twoim portretem.

Na lekcjach rysunku mieliśmy w tym semestrze zadane dwa projekty: martwą naturę i portret. Oba do wykonania farbami olejnymi. Bohaterką mojego portretu była Mimi.

– Nie masz nic przeciwko? – zapytałam. – Wystarczyłoby mi pół godziny.

– W porządku. – Mimi ostrożnie włożyła zakładkę do książki, po czym ruszyła za mną do mojego pokoju.

Wiem, że artyści powinni malować w świetle dziennym, ale między szkołą a niańczeniem dzieci nie zostawało mi zbyt wiele godzin, kiedy świeciło słońce. Musiałam zadowolić się malowaniem w swoim pokoju przy każdym możliwym, dostępnym oświetleniu.

Usadziłam Mimi w głębokim fotelu, ustawiłam odpowiednio sztalugę i rozpoczęłam pracę. To już trzeci raz, kiedy Mimi pozuje dla mnie, więc powoli widać, jak ze szkicu wyłania się obraz.

– Mimi? – powiedziałam po chwili. – Opowiedz mi o czasach, kiedy byłaś małą dziewczynką w Japonii.

Babcia uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać historię, którą słyszałam już wiele razy. Na szczęście potrafiła rozmawiać bez poruszania się.

– Byliśmy rodziną bardzo podobną do twojej – powiedziała. – Mieszkałam razem z rodzicami, starszą siostrą i dziadkiem, ojcem mojego taty.

– Mimi – przerwałam jej nagle – czy dogadywałyście się z siostrą?

– O, tak – odparła Mimi. – Byłyśmy przyjaciółkami. Razem się uczyłyśmy i bawiłyśmy. Chodziłam za nią krok w krok i próbowałam robić wszystko to, co ona. Miała do mnie dużo cierpliwości.

– Dlaczego w takim razie ja i Janine nie jesteśmy przyjaciółkami? – zapytałam, marszcząc brwi przy malowaniu.

– Aby narodziła się przyjaźń, konieczny jest wysiłek – odpowiedziała Mimi cicho. – Poza tym, żeby się z kimś zaprzyjaźnić, trzeba spędzić z tą osobą trochę czasu. Trzeba z nią rozmawiać i próbować ją zrozumieć. Tak zaprzyjaźniłaś się z Kristy, Mary Anne i Stacey.

– Ale z Janine nie da się rozmawiać – zaprotestowałam. – I ona nigdy nie ma dla mnie czasu. No, prawie nigdy. Pomaga mi z zadaniami domowymi, ale to się nie liczy.

– A jak to jest z tobą? Masz czas dla swojej siostry?

– Niezbyt często.

– Zobaczysz, pewnego dnia będziecie przyjaciółkami – powiedziała Mimi.

Wróciłam do malowania, a babcia do swojej opowieści. Później, kiedy już wyszła z mojego pokoju, wyjęłam z szuflady lukrecjowe cukierki, a spod materaca książkę o przygodach Nancy Drew razem z paczką korzennych karmelków.

Szybko dotarłam do rozdziału czternastego. To była naprawdę ekscytująca lektura. Mimo to, gdy przeżuwałam cukierki, moje myśli zaczęły błądzić, wędrując prosto do Trevora Sandbourne’a.

Podniosłam wzrok znad książki.

Trevor Sandbourne to najfajniejszy chłopak w całej siódmej klasie w gimnazjum Stoneybrook. Do tego ma najbardziej romantyczne nazwisko na świecie. Trevor ma kruczoczarne włosy, pochmurne spojrzenie i piegi na nosie. Spaceruje po szkolnych korytarzach z poważną miną i w głębokim zamyśleniu, a prócz tego pisze wiersze dla „Głosu Literackiego”, czasopisma wydawanego w naszej szkole. Nigdy nie myślałam, że zakocham się w poecie. Jedynym problemem jest to, że nie mamy żadnych wspólnych zajęć, więc w ogóle się nie znamy. On prawdopodobnie w ogóle nie wie, że ja istnieję.

– DRYYYYŃ! – Na dźwięk dzwonka telefonu aż podskoczyłam.

Sięgnęłam po słuchawkę, zastanawiając się, czy istnieje choćby maleńka szansa, że osoba po drugiej stronie to Trevor.

– Halo?

– Cześć, Claud. To ja.

– Cześć, Stacey.

– Co robisz?

– Myślę o Trevorze Sandbournie.

– A ja o Samie Thomasie. (Sam to jeden z dwóch starszych braci Kristy, w którym Stacey jest bezgranicznie zakochana. Ja osobiście uważam, że jako uczeń pierwszej klasy szkoły średniej jest dla niej zdecydowanie za stary).

Westchnęłam. Stacey również.

– Były jakieś telefony w sprawie klubu? – zapytała po chwili.

– Nie.

– Serio?

– Serio.

Główna siedziba Klubu Opiekunek znajduje się w mojej sypialni. To dlatego, że jako jedyna z naszej czwórki mam telefon w swoim pokoju. Co więcej, posiadam też osobny numer. Klub spotyka się trzy razy w tygodniu. Jeśli zainteresowani naszymi usługami zadzwonią w czasie jednego z takich spotkań, mogą skontaktować się z nami wszystkimi naraz, co oznacza, że w ciągu jednej rozmowy telefonicznej są w stanie dogadać szczegóły współpracy z konkretną, dostępną w danym terminie opiekunką. Jak to powiedziała Kristy: „oto cały urok naszego klubu”. Oczywiście, ludzie mogą dzwonić do nas również indywidualnie, zdarzają się też sytuacje, że kontaktują się w sprawie klubu poza godzinami spotkań. W takiej sytuacji jestem zobowiązana zanotować wszystkie informacje dotyczące zlecenia, takie jak termin, liczba dzieci pod opieką i godzina powrotu ich rodziców. Potem powinnam zaoferować pracę wszystkim członkiniom klubu, zanim oddzwonię do klienta już z konkretnym nazwiskiem. Przyznaję, że kilka razy zapomniałam to zrobić i sama z marszu wzięłam zlecenie. Jednak moim zdaniem to średnio uprzejmie ze strony Stacey sugerować, że na okrągło siedzę w robocie.

Moja koleżanka znowu westchnęła.

– Coś się stało? – zapytałam.

– Nic, po prostu chciałabym mieć więcej znajomych, to wszystko.

– Jeszcze będziesz miała. Przecież nie mieszkasz tu nawet dwa miesiące. Znalezienie przyjaciół zajmuje trochę czasu.

Stacey i jej rodzice przeprowadzili się w sierpniu do Stoneybrook w Connecticut prosto z Nowego Jorku.

– No może… – odpowiedziała.

– A co powiesz na to, żebyśmy w sobotę spotkały się z Kristy i Mary Anne? Może zorganizujemy coś innego niż klubowe spotkanie? Jesteś wolna w weekend?

– Jestem wolna cały czas – powiedziała Stacey.

– Ech, co ty wygadujesz, nie jesteś. Masz mnóstwo klubowych zleceń i co rusz jeździsz z rodzicami do Nowego Jorku.

– To nie to samo, co posiadanie przyjaciół.

– Dobra, to zorganizujmy coś w sobotę, OK? Zadzwonię do Kristy i Mary Anne.

– OK.

– Do zobaczenia jutro, Stacey.

– Pa!

– Pa!

Rozłączyłyśmy się, a ja wlepiłam wzrok w deszcz za oknem. To nie będzie proste zadanie, znaleźć na sobotę takie zajęcie, na które zgodzi się surowy tata Mary Anne i jednocześnie pozwoli na nie rygorystyczna dieta Stacey, ale byłam zdeterminowana, żeby zorganizować coś dla nas wszystkich. „Porozmawiam jutro w szkole z Kristy i Mary Anne”, postanowiłam, po czym wróciłam do lektury „Ducha z Pine Hill”.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.