Kobieta w kapeluszu - Sylwia Bies - ebook + książka

Kobieta w kapeluszu ebook

Bies Sylwia

4,3

Opis

Iwona Miklas prowadzi popularne konto na Instagramie, gdzie relacjonuje swoje beztroskie, studenckie życie. Kiedy do grona obserwatorów dołącza tajemnicza kobieta w kapeluszu, nieodłącznym towarzyszem dziewczyny staje się niepokój. Ivi odnosi wrażenie, że nieznajoma nie tylko śledzi każdy jej krok, ale także wie o niej zdecydowanie zbyt wiele. Z pozoru niewinna gra przeistacza się w realne niebezpieczeństwo, a gdy poukładany świat Iwony zaczyna rozsypywać się jak domek z kart, gotowa jest zrobić wszystko, by odkryć tożsamość kobiety. Jak wiele będzie musiała poświęcić? Jak trudna okaże się prawda?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 305

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (120 ocen)
58
42
14
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lenka2325

Dobrze spędzony czas

Bardzo fajna
10
bebesser

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam, zaskakująca książka!
00
anna9494m

Nie oderwiesz się od lektury

Mimo że książka trochę przewidywalna, czyta się ją z dużym zaciekawieniem. Jest to moja pierwsza pozycja autorki i już wiem że nie ostatnia 😋
00
Lewan86

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo fajna pozycja
00
Wiosna333

Dobrze spędzony czas

Jak wszystkie książki autorki, również tę powieść przeczytałam z zaciekawieniem, a zakończenie okazało się nieprzewidywalne.
00

Popularność




RedakcjaRobert Ratajczak

KorektaNatalia Jargieło

Fotografia na okładce© Andrey Kiselev – stock.adobe.com© jumlongch – stock.adobe.com

© Copyright by Sylwia Bies© Wydawnictwo „Vectra”

Projekt okładkiNatalia Jargieło

Skład, łamanie, realizacja okładkiprzygotowanie publikacji elektronicznejArtur Kaczor, PUK KompART

Druk i oprawaWZDZ Drukarnia Lega, Opole

ISBN 978-83-65950-47-5(wydanie elektroniczne)

ISBN 978-83-65950-46-8(wydanie papierowe)

WydawcaWydawnictwo „Vectra”Czerwionka-Leszczyny 2020

www.arw-vectra.pl

Ani W. – mojemu prywatnemu „adwokatowi diabła” w anielskiej skórze.

OBECNIE

kobietawkapeluszu obserwuje Cię.

 

Iwona z uśmiechem spojrzała w ekran nowego iPhone’a. Instagramowe konto ivi_miklas z każdym dniem zyskiwało na popularności. Tylko w ciągu ostatniej godziny przybyło jej ponad stu obserwujących.

– Brawo ja! – powiedziała do lustrzanego odbicia, podziwiając świeże sombre, zrobione tego przedpołudnia u jednego z droższych fryzjerów w Krakowie. – Jeszcze trochę i zostanę sławną influencerką. Warszawskie lale, kryjcie się! Nadchodzi prawdziwa gwiazda mediów społecznościowych – królowa Ivi.

Ustawiła twarz do słońca, poprawiła grzywkę i ponętnie wydęła usta. Nie w jakiś tam tandetny dzióbek, śledziła trendy, więc wiedziała doskonale, że taki sposób pozowania dawno już odszedł do lamusa. Ona chce inspirować Internautów, zaserwować im nową jakość, a nie ślepo naśladować innych.

Dotknęła ekranu palcem i usłyszała charakterystyczne kliknięcie. Uśmiechnęła się, widząc efekt swojej pracy. Prezentowała się na zdjęciu całkiem dobrze. Udało się wyeksponować obfity biust, a uniesieniem głowy wysmuklić optycznie szyję.

Nałożenie na fotografię ulubionego filtra było kolejnym, niezbędnym krokiem przed udostępnieniem swojego wizerunku szerszej publiczności. Teraz należało pomyśleć o odpowiednim podpisie i tagach do zdjęcia. Wiedziała jednak, że są one drugorzędną kwestią, bowiem jeden obrazek przemawiał do odbiorcy mocniej niż sto słów. Przeczytała to zdanie w którymś z poradników dla aspirujących instablogerów, ale nie pamiętała już jego tytułu.

Hej miśki! Jak się Wam podoba mój nowy, wiosenny look? #wiosna #nowafryzura #grzywka #sombre #kochamswojeżycie #wiosennetrendy– napisała. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie dorzucić kilku hashtagów w języku angielskim, ale obawiała się popełnienia błędu. Internauci bezwzględnie wyśmiewają literówki nawet u gwiazd większego formatu. Lepiej unikać zbędnego ryzyka. Kliknęła dodaj i w napięciu oczekiwała na pierwsze reakcje.

mario94, camilka, wiktor_borek, natasha.90 lubią Twoje zdjęcie.

fitness.ka skomentował(a): piękna <3

lucek_lucek i mario94 obserwują Cię.

kobietawkapeluszu lubi Twoje zdjęcie.

Iwona przywykła, że mężczyźni na widok jej apetycznych krągłości odruchowo klikają serduszko pod zdjęciem i dołączają do grona obserwujących, by nie przeoczyć kolejnych seksownych fotek. Licealistki i studentki śledziły instagramowe poczynania Ivi Miklas, z nadzieją wypatrując jej pierwszego spektakularnego potknięcia, w międzyczasie po cichu inspirowały się stylem dziewczyny, kupowały kosmetyki, ubrania i gadżety, które polecała. Prawdziwe kobiety z klasą, a za taką w niedalekiej przyszłości Iwona chciała być postrzegana, rzadko odwiedzały profil studentki dziennikarstwa. Dlatego użytkowniczka o nicku kobietawkapeluszuna tyle przykuła uwagę Ivi, by ta zechciała wejść na jej instagramowe konto.

Wyglądało na to, że profil został założony niedawno. Obserwujących było tu zalewie kilkoro, nie pojawiły się jeszcze żadne zdjęcia prócz okrągłej miniaturki. Tyle wystarczyło, żeby Iwona poczuła do nieznajomej coś na kształt sympatii. Z czarno-białej fotografii kobieta dyskretnie uśmiechała się do obiektywu. Jej twarz nie była jednak wyraźna, na próżno doszukiwać się charakterystycznych cech, bowiem rysy niemal całkowicie przysłaniał cień rzucany przez ogromne rondo kapelusza.

Ivi od razu rozpoznała to nakrycie głowy i w myślach pochwaliła wybór kobiety. Nie dalej jak tydzień temu, sama przymierzała go w jednym z butików w Bonarce. Kapelusz był piękny i stylowy, ale jednocześnie cholernie drogi i niepraktyczny. Co prawda wystarczyłby jeden telefon do matki, a stosowna suma zasiliłaby jej konto. Iwona miała na niego ogromną chrapkę, lecz pod wpływem opinii jednej z przyjaciółek nie zdecydowała się na zakup.

– Daj spokój, Ivi. To fakt. Jest piękny. Ale gdzie zamierzasz go nosić? – zapytała Wiolka, robiąc przy tym znudzoną minę. – Chodźmy lepiej na kawę i jakieś ciacho. To bardziej pasuje do modnych studentek niż kapelusz matrony.

– Pewnie masz rację – przytaknęła Iwona i zdjęła z głowy kapelusz, choć najchętniej opuściłaby butik w jego towarzystwie.

– Nie słuchaj jej. Kup, jeśli tobie się podoba – Martyna, zwana Tynką, najwierniejsza fanka instagramowych poczynań Iwony, próbowała przeforsować swoje zdanie, choć nauczona doświadczeniem wiedziała, że nie ma szans w słownym starciu z bardziej charyzmatyczną Wiolą.

– Wrócę po niego za dziesięć lat – zaśmiała się Ivi, choć nawet dla niej samej ten nieszczery śmiech zabrzmiał wyjątkowo sztucznie.

Jednak tamta nieznajoma kobieta miała dość odwagi i klasy, by nie tylko kupić ten kapelusz, założyć go, ale także uczynić z niego główny element swojego wizerunku. Iwona bez wahania nacisnęła niebieski przycisk Obserwuj.

WCZEŚNIEJ

Krajobraz był dość monotonny, dlatego urozmaicali sobie drogę regularnymi przerwami na kawę, coś słodkiego i dziki seks na tylnej kanapie SUV-a. Mieli przed sobą jeszcze tysiąc kilometrów, a wraz ze zwiększającą się liczbą tych przejechanych, rosły ich nadzieje na długie i szczęśliwe życie, jakie miało czekać na nich w Katowicach, rodzinnym mieście Eryka.

Lidka z niesłabnącym zachwytem wpatrywała się w umięśnione ciało swojego przystojnego narzeczonego. Widziała, że szybka jazda niemieckimi autostradami sprawia mu ogromną przyjemność. Siedział wyprostowany, trzymał kierownicę jedną ręką, drugą błądząc po kolanie ukochanej. Z rozbawieniem obserwował w lusterku irytację kierowców, gdy z lekkością wyprzedzał ich pojazdy.

Eryk kochał swój czarny samochód niemal równie mocno jak Lidkę. Dziewczyna próbowała namówić go na sprzedaż auta i powrót do Polski samolotem, jednak trzydziestolatek był w tym temacie nieugięty. Kategorycznie sprzeciwiał się pozostawieniu SUV-a w Irlandii. Gotów był ponieść wszelkie koszty związane z przystosowaniem pojazdu do ruchu prawostronnego, zarejestrowaniem oraz ubezpieczeniem go, byle tylko odpędzić widmo ewentualnego rozstania.

Teraz Lidka cieszyła się z takiego obrotu sprawy. Wspólna podróż przez Europę, wbrew wcześniejszym obawom, okazała się całkiem przyjemna. Godziny spędzone w samochodzie wcale się nie dłużyły, mogli do woli cieszyć się swoim towarzystwem. Miłość, którą widziała w oczach ukochanego, pozwalała jej nieco uciszyć podszyte strachem wątpliwości. Nie istniał skuteczniejszy schron przed lękiem niż jego silne ramiona.

Zanim poznała Eryka myślała, że nigdy nie zdoła uciec przed swoją przeszłością. Obsesyjnie pragnęła bezpieczeństwa, które z biegiem lat stało się po prostu synonimem miłości. Wielkie słowo na M nie pojawiało się nawet w tych najśmielszych marzeniach. Wspomnienie bycia kochaną – tak odległe, że chwilami zastanawiała się, czy nie istniało jedynie w wyobraźni małej dziewczynki, a później dorastającej kobiety. Wiele by dała, aby móc wskrzesić te emocje, by poczuć się istotnym, jeśli nie najistotniejszym elementem czyjegoś życia. I wtedy pojawił się on…

Nienawidziła tej roboty. Nienawidziła jej tak samo mocno jak całego swojego parszywego życia. Proszę, dziękuję, karta czy gotówka? Stały zestaw pytań, stały repertuar klientów, radzących sobie z problemem obcości w jedyny znany im sposób – poprzez kultywowanie prastarego obyczaju picia taniej wódki, obowiązkowo zagryzanej ogórkiem kiszonym i kiełbasą drugiej świeżości. W swoiste dewocjonalia regularnie zaopatrywali się w polskim sklepie na Blackpool. Upatrywali w Lidce pokrewnej duszy. Niesłusznie. Nigdy nie czuła się tutaj outsiderką, kimś, kto przybył na Zieloną Wyspę, zostawiając za sobą wszystko, co bliskie i swojskie. Daleki był jej ten jaskółczy niepokój, nostalgia i tęsknota za domem. Prawdę powiedziawszy, nie czuła, by gdziekolwiek czekał na nią dom. Z tego powodu ceniła język angielski za wyraźne, semantyczne rozbicie słów home i house. Nieco mniej za nazbyt sentymentalne powiedzonko: home, sweet home.

Od razu zwróciła na niego uwagę. Różnił się od typowego klienta sklepu Mazurek. Uderzał pewnością siebie, balansującą na granicy arogancji. Każde wypowiedziane przez niego słowo, każdy ruch i najdrobniejszy nawet gest, świadczyły o tym, że gardzi miejscami takimi jak to i ludźmi, których można tu spotkać. Czuł się lepszy od nich wszystkich, a Lidce, nie wiedzieć czemu, imponowało to.

– Pierwszy raz cię tu widzę – zagadnęła, skanując kod kreskowy z osiemnastu pudełek ptasiego mleczka. Takie zakupy wydały jej się co najmniej dziwne, postanowiła jednak to przemilczeć. Nasz klient, nasz pan.

– I pewnie ostatni. Na szczęście moja siostra osiąga pełnoletniość tylko raz w życiu. Zupełnie nie rozumiem jej obsesji na punkcie tych słodyczy. Słodka pianka w byle jakiej czekoladzie. Nic specjalnego.

Urodziny. Prezenty. Kolejne słowa, których brakowało w jej słowniku. Poczuła, że nadchodzi to znajome uczucie uderzenia w czułą strunę, ale zacisnęła zęby i nie pozwoliła mu się poddać. Nie tutaj. Nie przed tym przystojnym nieznajomym. Przybrała maskę obojętności i rzuciła w przestrzeń:

– Poproszę osiemdziesiąt sześć euro i czterdzieści centów. Kartą czy gotówką?

W odpowiedzi, bez słowa, podał jej kartę płatniczą. Zamierzała tylko dyskretnie rzucić okiem na nazwisko właściciela. Eryk Zakrzewski. Chyba jednak zbyt długo zawiesiła wzrok na personaliach klienta, bo ten chrząknął z dezaprobatą.

– Przepraszam – bąknęła, przyłapana na gorącym uczynku.

– Chyba w takim razie wypadałoby, żebym również wiedział, z kim mam do czynienia.

– Lidka…

– Lidka. A dalej?

– Po prostu Lidka.

– Posłuchaj mnie, po prostu Lidka. Jesteś zbyt ładna, by pracować w takiej norze. Zadzwoń do mnie, kiedy skończysz swoją zmianę. Będę miał dla ciebie pewną propozycję.

Na wydruku z terminala zapisał ciąg cyfr i wsunął do kieszonki jej sklepowego fartucha. Nawet przez sekundę nie miała wątpliwości, co powinna zrobić.

Ta jedna rozmowa telefoniczna nadała życiu kobiety właściwy bieg. Tydzień później rzuciła posadę kasjerki w polskim sklepie Mazurek i zaczęła pracę ekspedientki w jednym z najbardziej ekskluzywnych domów handlowych w Cork. Dzięki koneksjom matki Eryka, doskonałej znajomości języka, sprawnemu nabywaniu nowych umiejętności i niebanalnej urodzie, szybko awansowała na stanowisko kierownika działu handlowego. Z zapleśniałego pokoju na przedmieściach przeniosła się do przeszklonego apartamentu Zakrzewskiego przy Riverside. Pierwszy raz w życiu czuła się kochana, adorowana, pożądana. I zamożna. Choć wówczas wydawało jej się to sprawą drugorzędną.

Romantyczne zaręczyny w Barcelonie wyzwoliły w Eryku pragnienie zmian, osiedlenia się gdzieś na stałe. Zaproponował powrót do Polski. Pomysł ten budził w Lidce wewnętrzny sprzeciw, ale przekonanie, że jedynym właściwym dla niej miejscem jest to u jego boku, było w tamtym momencie absolutnym pewnikiem. Obecność Eryka nadawała jej życiu sens i kierunek. Aktualnym był Śląsk.

Minęło wiele lat odkąd ostatni raz widziała Polskę. Nie potrafiła myśleć o niej: mój kraj, moja ojczyzna. Wszędzie była cudzoziemką. Czuła się jak element dziecięcej układanki, który przez defekt, niewielki, ale jednak, nie pasuje do całości. Starała się zbytnio nie wybiegać myślami w przyszłość i nie roztrząsać spraw z przeszłości. Najważniejsze, że tu i teraz była szczęśliwa. Nie liczyło się nic więcej.

Musnęła dłonią policzek Eryka, dyskretnie dając mu znać, by zjechał na najbliższy parking. Dopóki miała go przy sobie, była kompletna.

OBECNIE

Uwielbiała ten zapach. Orientalna nuta perfum idealnie współgrała z papierosowym dymem, który ciągle go otulał, wnikając dyskretnie w jego włosy i ubrania. Dotychczas gardziła palącymi mężczyznami. Norbert był inny. Miał w sobie to coś, co przyciągało ją do niego jak magnes. W każdej czynności, jaką wykonywał, przejawiała się wielka klasa, niezależnie od tego, czy prowadził właśnie samochód, rozbierał ją wzrokiem, czy zaciągał się zagranicznymi papierosami. Działał na wszystkie jej zmysły, dlatego spotkania z nim były przyjemnością, której Iwona nie potrafiła sobie odmówić.

– Napijemy się drinka? – zapytała, zapinając sprawnym ruchem koronkowy biustonosz.

– Innym razem, cukiereczku. Za chwilę będę musiał lecieć.

– Jak to? – wydęła usta w podkówkę.

– A tak to… – postukał palcem w ekran smartfona. – Dostałem przed chwilą SMS-a. Jestem potrzebny w firmie. Jak nie wrócę do biura za pół godziny, wysypie nam się projekt.

– Nie wydaje mi się, żeby chodziło o projekt.

– Iwonko, nie zachowuj się jak mała naburmuszona dziewczynka. Przecież dobrze wiesz, że mam obowiązki. Inaczej… – objął ją w pasie i jednym ruchem przyciągnął do siebie, szepcząc do ucha – …nie wypuściłbym cię z łóżka.

– Naprawdę?

– Oczywiście. Uwielbiam cię, wiesz o tym, moja seksowna kocico.

Chciała mu wierzyć. Robiła wszystko, by nie okazać, że serce jej pęka, gdy po piętnastu minutach łóżkowej zabawy bez gry wstępnej, po prostu zamykają się za nim drzwi. Zawsze miał jakiś bardzo ważny powód: nowy klient, pilny projekt, mechanik, dentysta, niespodziewana wizyta z psem u weterynarza. Znosiła to z milczącą godnością, bowiem facet taki jak Norbert doskonale wpisywał się w wyrafinowany gust Ivi – wysoki brunet o mocno zarysowanych kościach policzkowych, świetnie ubrany, trochę nonszalancki, trochę elegancki. Inteligentny i czarujący, choć chwilami władczy i dość tajemniczy. Często nieruchomo zawieszał wzrok, przygryzając dolną wargę. Było w tym geście coś sensualnego.

Iwona uklepała poduszkę, na której przed chwilą leżała, poprawiła ułożenie biustu w miseczkach, obróciła twarz w kierunku okna, by słońce ładnie ją oświetliło. Padające promienie potrafiły zdziałać cuda, zazwyczaj dzienne światło dawało o niebo lepsze efekty niż graficzna obróbka zdjęcia. Zrobiła pięć selfie. Wybrała najlepsze z nich i udostępniła na Instagramie z podpisem:

Pościel jeszcze pachnie ogniem naszych ciał #sexy #znimnajlepiej #zakochani #zaczarowani

Szybko pojawiły się nowe polubienia i komentarze. Po twarzy Iwony spłynęło kilka łez. Nagle, wbrew temu, co usiłowała wmówić swoim obserwatorom, poczuła się bardzo samotna. Nie chciała spędzać reszty popołudnia w pustym mieszkaniu, wyczekując na telefon Norberta. Tym bardziej, że mógł już wcale nie odezwać się tego dnia. Wysłała wiadomość do przyjaciółek:

Zlot czarownic w Małej Czarnej przy uczelni. Za godzinę.

Po kilkudziesięciu sekundach ikonkami uniesionych kciuków Martyna i Wiola potwierdziły swoje przybycie.

Knajpka roiła się o tej porze od studentów pobliskiej prywatnej uczelni. Jeszcze miesiąc temu zdecydowana większość z nich pochylałaby się właśnie nad notatkami, ale teraz czuć było ogólne rozluźnienie po zakończonej sesji. Ci, którzy przetrwali grad egzaminacyjnych pytań, mogli cieszyć się co najmniej dwoma tygodniami względnego spokoju.

Iwona bezwiednie mieszała łyżeczką swoją karmelową latte.

– Jesteś jakaś nieswoja. Stało się coś? – zapytała z troską Tynka.

– Pewnie kłopoty w raju – Wiolka nie dała odpowiedzieć koleżance. – Czyżby pan idealny okazał się zwyczajnym śmiertelnikiem?

Chęć zwierzenia się przyjaciółkom nagle prysła. Ostatnie, na co Iwona miała ochotę, to wysłuchiwanie uszczypliwych uwag Wioli.

– Wszystko w porządku, dzięki za troskę. Jestem po prostu trochę zmęczona. Nauka, pisanie pracy, prowadzenie profilu na Insta. Do tego jeszcze przesilenie wiosenne.

– Co prawda, to prawda. Studia potrafią być takie męczące – przytaknęła Tynka, ostentacyjnie ziewając.

– I teraz, kochane, wchodzę ja. Cała na biało. Co powiecie na to? Ta-dam! – Wiolka odblokowała ekran tabletu, a następnie z triumfalnym uśmiechem położyła urządzenie na środku stolika. – Długi weekend majowy, słońce, drinki i my w bikini. Gorący tydzień na Cyprze.

– Piszę się na to! – zapiszczała podekscytowana Martyna. Dziewczyna z sąsiedniego stolika zerknęła na nią z nieskrywanym oburzeniem.

Właściwie Iwona nie była w nastroju do planowania urlopu. Wolałaby wyjechać gdzieś z Norbertem, choć dobrze wiedziała, że nie miała na to najmniejszych szans. Wyobraziła sobie więc fantastyczne zdjęcia, jakie mogłaby zrobić podczas wakacji na wyspie. Słupki popularności zazwyczaj znacząco rosną, kiedy na profilu pojawiają się młode, opalone ciała w kostiumach kąpielowych. Ujęcie z kolorowym drinkiem w dłoni, smukła sylwetka skąpana w blasku zachodzącego słońca, apetyczna porcja owoców morza, których, nawiasem mówiąc, Ivi nie znosiła.

– Właściwie to ja też chętnie polecę – powiedziała, uśmiechając się do swoich myśli. – Musiałabym tylko poprosić mamę o kasę. Całe szczęście, że zawsze zgadza się spełniać moje zachcianki.

– To dzwoń. Do końca tygodnia trzeba wpłacić zaliczkę.

Sięgnęła po telefon i wybrała numer matki. Jolanta Miklas, o dziwo, odebrała już po pierwszym sygnale. Zazwyczaj trzeba było dobijać się do niej kilka razy, zanim zdołała odnaleźć komórkę na dnie przepastnej torebki.

– Co tam, córciu?

– W sumie w porządku. Zaliczyłam już wszystkie egzaminy, miałam tylko jedną poprawkę.

– To dobrze. Zdolna dziewczynka – Iwona odniosła wrażenie, że matka odpowiada automatycznie i wcale jej nie słucha. Wyraźnie chciała jak najszybciej zakończyć rozmowę.

– Przeszkadzam ci? – zapytała.

– Tylko trochę. Poznałam ciekawego mężczyznę na portalu i właśnie czatujemy. Tym razem intuicja mnie nie myli. Mówię ci… To nareszcie ktoś wyjątkowy… – zawiesiła głos, a po chwili zastanowienia dodała: – Ale to ty jesteś całym moim światem, Ivi. Potrzebujesz czegoś?

– Chciałabym wyjechać z dziewczynami w maju na Cypr. Musimy wpłacić zaliczkę.

– Dobrze, kochanie. Wyślij mi wszystkie dane, a najpóźniej jutro przeleję pieniądze na konto biura podróży. A teraz kończę. Pa!

Zanim Iwona zdążyła pożegnać się z matką, w słuchawce odpowiedziała jej już głucha cisza. Wiedziała, że to nieracjonalne, ale po raz drugi tego dnia poczuła się odrzucona, niepotrzebna.

Zamieszała jeszcze raz kawę. Postanowiła nie poddawać się przygnębieniu. Dyskretnie zerknęła na swój profil. Obserwujących znów przybyło, a pod nowym zdjęciem pojawiło się prawie pięćdziesiąt komentarzy. Trochę poprawiło jej to humor.

WCZEŚNIEJ

Czarny dym z fabrycznych kominów unoszący się ponad miastem. Osypująca się farba z drewnianych okien familoków. Dzieci brodzące w kałuży na podwórku, umorusane błotem, dzierżące w dłoniach z dumą patyki – doskonałą broń i berło zarazem. Niezrozumiała dla przyjezdnych gwara. Brud, hałas, szarość. Tak Lidka wyobrażała sobie Katowice.

W jednym z niewyraźnych wspomnień z wczesnego dzieciństwa widzi siedzącą z otwartą buzią dziewczynkę, oglądającą z zachwytem rewię na lodzie. To tylko krótki przebłysk, ale wydawało się jej, że spektakl odbywał się w katowickim Spodku. Musiała już kiedyś tutaj być. Może nawet mieszkała przez jakiś czas.

Rzeczywistość nie pokryła się z jej wizją stolicy Śląska. Zaskoczenie było tym większe, im bardziej miasto tętniło życiem i pozytywną energią nowoczesności. Galerie handlowe, nowoczesne kluby, muzea, odrestaurowany, klimatyczny Nikiszowiec – z każdym kolejnym dniem Katowice odkrywały przed Lidką coraz to inne oblicze. Zachwycała ją wszechobecna zieleń w industrialnym mieście.

Z balkonu ich przestronnego mieszkania rozpościerał się widok na nieodległy Park Kościuszki. Już od prawie roku napawała się tym pejzażem, sącząc poranną kawę. Nie mogła uwierzyć w to, jak szybko upływał czas w towarzystwie Eryka. Miała wrażenie, że dopiero co opuszczali wspólnie Irlandię. W istocie, w ciągu ostatnich miesięcy utkali sobie nową rzeczywistość tutaj, w Polsce.

Właściwie czuła się szczęśliwa i spełniona. Mogła na dobre zapomnieć o wątpliwej karierze sprzedawczyni. Nareszcie miała szansę rozwijać się w pracy na wysokim poziomie. Robiła tłumaczenia dla kilku dużych firm oraz wydawnictw. Pracowała z domu i bardzo ceniła sobie ten komfort.

Gdyby prowadziła konto na Facebooku albo innych portalach społecznościowych, mogłaby z dumą pochwalić się piastowanym stanowiskiem. Trzymała się jednak z daleka od tego współczesnego targowiska próżności. Ona, kobieta bez przeszłości, tak naprawdę musiałaby wymyślić samą siebie na nowo.

Coraz silniejsza potrzeba zapuszczenia korzeni u Eryka zaczęła wzbudzać jej podświadomy niepokój. Starała się nie wsłuchiwać w nieco już zapomniane myśli, że jest człowiekiem znikąd, a jedynie wypełnienie tych pustych miejsc w pamięci pozwoliłoby jej pójść naprzód. Długo nie da rady oszukiwać samej siebie. Przeprowadzka do Polski wyzwoliła głęboko skrywane, bolesne wspomnienia. Pochodziła stąd. I to jedyne, co umiałaby powiedzieć na temat swojego związku z ojczyzną. Przyjemność płynącą z jedzenia pierogów, schabowych, prawdziwego chleba i wiejskiej szynki, za którymi zazwyczaj tęsknili emigranci, poznała całkiem niedawno. Jej smaki dzieciństwa? Słonawy posmak drapiących w gardło łez.

Postanowiła skupić całą swoją uwagę na dokumentach leżących na biurku. Deadline nieubłaganie się zbliżał, a ona nie przetłumaczyła jeszcze nawet połowy tekstu. Trzeba zająć się pracą, ostatnie, czego chciała, to zawalić terminy. Na snucie ponurych rozważań przyjdzie jeszcze czas, bo pod skórą czuła, że czarne myśli powracać będą jak bumerang.

– Pracujesz, kochanie? – w drzwiach gabinetu nieoczekiwanie pojawił się Eryk ze swoim hollywoodzkim uśmiechem numer pięć. W zamyśleniu musiała nie usłyszeć, że wszedł do mieszkania.

– Tak, muszę jak najszybciej uporać się z tymi najpilniejszymi tłumaczeniami.

– Może czas na krótką przerwę? – stanął za oparciem fotela i zaczął zmysłowo masować jej napięty kark. Poddała się jego dłoniom. – Moglibyśmy… No wiesz… popracować razem nad naszym wspólnym dziełem.

Kiedy nachylił się i poczuła z tyłu szyi jego gorący, przyspieszony oddech, momentalnie napięła się jak struna. Czar prysł. Mogła się tego spodziewać. Eryk tak szybko nie odpuści.

– Rozmawialiśmy o tym wczoraj. Nie chcę dziecka. A przynajmniej nie teraz.

Widziała jak z każdym wypowiadanym słowem bardziej go rani. Nie chciała wbijać mu noża prosto w serce. Po prostu liczyła, że ją zrozumie. Choć mogło to być o tyle trudne, że tak naprawdę sama siebie nie do końca rozumiała.

– W porządku.

Nawet na nią nie spojrzał, wychodząc z pomieszczenia. Miała ochotę wybiec za nim, przytulić się i porozmawiać, ale wiedziała, że to i tak nic nie zmieni. Nie potrafiła głośno mówić o swoich obawach. Zwłaszcza, jeśli były pozornie tak irracjonalne jak ta, że dziecko mogłoby odebrać jej sporą część miłości Eryka. Tak bardzo pragnęła zawłaszczyć go wyłącznie dla siebie, schować przed całym światem, nareszcie mieć kogoś naprawdę swojego.

Kochała go do szaleństwa i nie była gotowa dzielić się nim z kimś innym. Jeszcze nie. Nawet z ich wspólnym dzieckiem. Właściwie nie sądziła, by kiedykolwiek miało się to zmienić, ale postanowiła zagrać na czas. Nie mogła pozwolić na to, by dopadł go choć cień wątpliwości, czy dobrze zrobił, wiążąc z nią swoją przyszłość. Nie umiałaby już bez niego żyć.

Odczekała aż Eryk nieco uspokoi emocje. W tym czasie, tłumacząc kolejne linijki tekstu, z tyłu głowy układała w odpowiednim szeregu słowa, które powinny paść w ich najbliższej rozmowie. Nie mogła bez końca od niego brać. Musiała nareszcie dać mu cokolwiek w zamian. Choćby pustą obietnicę.

Niepewnym krokiem weszła do salonu. Zakrzewski siedział na kanapie z książką. Nie czytał jej, patrzył tylko pusto w przestrzeń. Podniósł wzrok, kiedy Lidka zajęła miejsce obok niego. W jego oczach szkliły się łzy. Nigdy wcześniej nie widziała, by ten pewny siebie mężczyzna płakał.

Nie chciała go zranić. Tak naprawdę gotowa była zrobić niemal wszystko, by go uszczęśliwić. Dlaczego musiał zapragnąć akurat tego, czego najbardziej się obawiała? Czy już mu nie wystarczała? Stanowili pełnię, nie potrzebowali w tym idealnym, dwuosobowym układzie nikogo więcej.

– Jesteś na mnie zły… – z jej ust padło ni to pytanie, ni stwierdzenie. – Przepraszam, dobrze wiesz, że nie chciałam cię urazić.

– Kocham cię. Chcę dzielić z tobą życie. Jeśli ty nie, powiedz mi o tym od razu.

– Oczywiście, że chcę. Nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez ciebie. Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć? – zapytała z wyrzutem.

– Ostatnio zachowujesz się dziwnie. I nie chodzi tylko o to, że na samo wspomnienie o powiększeniu rodziny reagujesz nerwowo. Jesteś ciągle zamyślona, jakby nieobecna. Poznałem cię jako kobietę tryskającą energią i stawiającą czoła wszelkim przeciwnościom, a teraz, kiedy moim zdaniem wszystko układa się nam idealnie, coraz częściej widzę cię przygnębioną. Tęsknisz za Irlandią? Porozmawiaj ze mną, inaczej nie będę mógł ci pomóc.

Lidka nie była w stanie opanować drżenia podbródka. Zbierało się jej na płacz. Naprawdę chciałaby umieć nazwać po imieniu swoje lęki, oswoić widma z dawnych lat, zaakceptować je takimi, jakimi są, ale nie potrafiła. Wtuliła się w silne ciało Eryka i znów poczuła się na swoim miejscu.

– To nie tak. Kocham cię najbardziej na świecie. Niezależnie od tego, czy będziemy mieszkać tutaj, w Irlandii, czy choćby na Alasce. Problem tkwi zupełnie w czym innym.

Spojrzał na nią pytająco. Przez chwilę miała wrażenie, że wyczytał prawdę z jej oczu. Tak naprawdę wystarczyło jedno, wnikliwe spojrzenie na Lidkę, by dostrzec wyrysowaną na jej pozornie pogodnej twarzy, kreśloną latami mapę upokorzeń, wstydu, niepewności i niezaspokojonych pragnień.

– Nie mogę pisać historii kolejnego pokolenia, nie wiedząc, kim jestem. Nie mogę karmić naszej córki lub syna swoim nieustannym lękiem i narastającą dzień po dniu żądzą zemsty. W Irlandii było inaczej. A tu… to wszystko wraca, staje się bardziej realne. Jestem stąd, a nie mam żadnych wspomnień. To dość niepokojące. Chciałabym najpierw móc rozwikłać tę zagadkę, dotrzeć do prawdy. Inaczej nigdy nie osiągnę wewnętrznego spokoju.

– Naprawdę uważasz, że wskrzeszenie upiorów z przeszłości może ci w tym pomóc?

– Nie wiem… Nie przekonam się, jeśli nie spróbuję, choć nie mam pojęcia, od czego powinnam zacząć.

Eryk przyciągnął ją bliżej siebie. Z największą czułością, na jaką był w stanie się zdobyć, gładził ją po głowie. Przychyliłby Lidce nieba albo wręcz przeciwnie – gotowy byłby zejść nawet do piekieł, jeśli mogłoby to raz na zawsze utulić i otoczyć opieką ukryte w głębi niej, wewnętrzne, niekochane dziecko.

Nie zamierzał więcej na nią naciskać. Byli jeszcze młodzi. I choć sam czuł, że widziałby się już w roli ojca, Lidka widocznie potrzebowała więcej czasu. Był trochę zły na siebie, bo wcześniej nie przeszło mu to przez myśl. Miał kochającą rodzinę, piękne wspomnienia z przeszłości, więc zachowanie ciągłości pokoleń rodu Zakrzewskich było dla niego czymś naturalnym. Traumatyczne doświadczenia narzeczonej skutecznie blokowały ją przed wzięciem odpowiedzialności za nowe życie.

Postanowił udowodnić jej, że mimo iż pochodzą z dwóch skrajnie różnych światów, niezależnie od wszelkich okoliczności, będzie stał po jej stronie. Nie mógł wtedy jeszcze wiedzieć, że obsesja na punkcie przeszłości może zniszczyć każdą, nawet najlepiej zapowiadającą się przyszłość.

Lidka nieoczekiwanie zasnęła w ramionach ukochanego. Eryk delikatnie podsunął pod jej bezwładną głowę poduszkę, a dopiero później wysunął swoją rękę. Wyciągnął z szafy cienki koc i okrył nim smukłe ciało kobiety.

Nie chciał jej budzić. Wyglądała tak spokojnie i bezbronnie, gdy śniła z lekko otwartymi ustami. Rozczulił go ten widok. Poczuł jeszcze silniejszą potrzebę otoczenia Lidki troską i poczuciem bezpieczeństwa. Wolne środki na karcie kredytowej mogły okazać się w tym względzie bardzo pomocne.

Podniósł klapę uśpionego laptopa. Uruchomił przeglądarkę, wpisał w Google ciąg wyrazów i wcisnął klawisz Enter. Chwilę później zaczął dokładnie przeglądać wyniki wyszukiwania. Lista nazwisk okazała się krótsza, niż mógł się spodziewać. Tym lepiej, łatwiej było ją zweryfikować.

Godzinę i jedną rozmowę telefoniczną później miał niemal stuprocentową pewność, że dokonał właściwego wyboru. Podekscytowany zaczął potrząsać ramieniem Lidki.

– Kochanie, obudź się. Mam dla ciebie niespodziankę.

Otworzyła zaspane oczy i przeciągnęła się niczym rozleniwiony kociak. Spojrzała na niego tym samym ufnym spojrzeniem, w którym się zakochał. Nie czekając, aż zdąży coś powiedzieć, wsunął jej na kolana laptopa. Na monitorze widniało zdjęcie eleganckiego mężczyzny w dobrze skrojonym garniturze. Z jego postawy biła pewność siebie.

– Kto to jest? – zapytała Lidka.

– Człowiek, który pozna odpowiedzi na wszystkie dręczące cię od lat pytania.

OBECNIE

Jolie: Od dawna jesteś sam?

Freud70: Już jakiś czas…

Jolie: Ja od śmierci męża próbuję na nowo ułożyć sobie życie, dlatego założyłam konto na portalu. Tylko ciągle spotykam jakichś napalonych gości. Nikogo sensownego.

Freud70: Myślisz, że ja też jestem napalonym gościem?

Jolie: Wydajesz się być inny ;)

Freud70: Bo jestem…

Jolie: Fajnie mi się z tobą pisze.

Freud70: Vice versa. Dużo czasu minęło od śmierci twojego męża? Jeśli to dla ciebie trudny temat, nie musisz odpowiadać. To musiało być straszne, zostać wdową tak wcześnie.

Jolie: Minęły już ponad dwa lata. Pogodziłam się z sytuacją. Na szczęście zabezpieczył finansowo mnie i córkę. Pieniądze to nie wszystko, ale łatwiej przetrwać żałobę, kiedy nie trzeba martwić się o każdy grosz.

Freud70: Bardzo mi przykro…

Jolie: Wiele razy z Iwonką prosiłyśmy go, żeby trochę przystopował z pracą. A on ciągle chciał więcej i więcej. Nowi klienci, nowa linia produkcyjna, nowy rynek zbytu. Wiecznie coś. Wychodził rano, wracał późnym wieczorem. Kiedy o tym myślę, to samotna byłam już na długo przed jego śmiercią.

Freud70: Nie układało się wam?

Jolie: Nie można powiedzieć, że było źle między nami. Po tylu wspólnych latach nikt już nie zachowuje się jak para zakochanych nastolatków. Ale nie sądzę, by kiedykolwiek mnie zdradzał. Po prostu spędzał w pracy więcej czasu niż ze mną. I chyba ta praca ostatecznie go zabiła. Zmarł na zawał serca w swoim biurze. Znalazła go jego asystentka.

Freud70: Straszne… Naprawdę ci współczuję. Fajna babka, a tyle w życiu przeszła.

Jolie: Dzięki :) Pogadajmy teraz o tobie.

Freud70: A co chciałabyś wiedzieć?

Jolie: Wszystko ;)

Freud70: Zachłanna jesteś. Ale pozwolę ci odkrywać siebie po malutkim kawałeczku. Trzeba sobie dozować napięcie.

Jolie: Masz dzieci?

Freud70:Jakoś się nie złożyło…

Jolie: To szkoda. Moja córka Iwonka jest moją dumą. Taka ładna, mądra. Studiuje dziennikarstwo. W przyszłości na pewno będzie sławna. Może będziesz miał okazję kiedyś ją poznać.

Freud70: Najpierw chciałbym poznać ciebie, słodka Jolie…

Jolie: Jeśli nadal będzie nam się tak dobrze rozmawiało, to niewykluczone, że umówimy się na spotkanie w realu.

Freud70: Nie ukrywam, że bardzo na to liczę…

Jolie: A jakie są twoje doświadczenia z internetowych randek?

Freud70: Skoro nadal szukam, to raczej nieciekawe ;) Ty narzekasz na mężczyzn, których tu poznałaś, a ja mógłbym godzinami pisać o pokręconych kobietach, z jakimi rozmawiałem na tym portalu. Ale z tobą jest zupełnie inaczej.

Jolie: Ojej. To miłe.

Freud70: Bo ja z założenia jestem miłym gościem ;)

Jolie: I skromnym!

Freud70: Ha ha! To też…

Jolie: Dobrze, że jest ten cały Internet, daje tyle możliwości. Można poznać naprawdę ciekawych ludzi, zrobić zakupy, zaprezentować siebie. Ja znowu o Ivi, ale zrozum dumną matkę, naprawdę jest się czym chwalić. Ona prowadzi takie konto na Instagramie. Pokazuje swoje życie, zainteresowania, ubrania, kosmetyki. Czuję, że czeka ją wielka kariera.

Freud70: To na pewno świetna dziewczyna. I skoro piękna, to po mamie…

Jolie: O tak. Jest młoda i śliczna. Ale czy po mnie? Czy ty aby mnie nie kokietujesz?

Freud70: No, może trochę ;) Jesteś piękną kobietą, nie mogę odkleić oczu od twoich zdjęć.

Jolie: Ty na profilowym jesteś też niczego sobie ;)

Freud70: Dziękuję… Z grzeczności nie zaprzeczę ;)

Jolie: Mogę liczyć jeszcze na jakieś fotki?

Freud70: Póki co, musisz uwierzyć mi na słowo…

 

Jolanta Miklas uśmiechała się zalotnie do ekranu. Może i powtarzała to zawsze, gdy nawiązywała nową znajomość na portalu randkowym, ale tym razem rzeczywiście czuła, że trafiła na bardzo interesującego człowieka. Zamierzała z ciekawością obserwować, w jakim kierunku się to rozwinie. Miała naprawdę dobre przeczucie i wielkie oczekiwania.

WCZEŚNIEJ

Nerwowo spojrzała na zegarek. Do umówionego spotkania zostało jeszcze dwadzieścia minut. Żałowała, że jednak nie wzięła samochodu, tylko uparła się na przejazd do centrum autobusem. Teraz nie musiałaby nerwowo wyglądać pojazdu, który, jak na złość, nadal nie pojawił się na horyzoncie.

Wszystko przez tę trudną do opisania mieszankę stresu i podekscytowania, ograniczającą umiejętności logicznego myślenia. Poza tym Lidka nie była zbyt dobrym kierowcą, bała się ewentualnej stłuczki z powodu rozkojarzenia. Komunikacja miejska wydała się jej zatem dość oczywistym wyborem.

Nerwowo przestępowała z nogi na nogę, wzbudzając zainteresowanie starszej pary na ławeczce. Obiecała sobie w duchu, że jeśli autobus linii 12 nie wyłoni się do trzech minut zza zakrętu, wezwie taksówkę. Dlaczego nie wpadła na to wcześniej?

Nie miała jednak zbyt wiele czasu na karcenie się w myślach, bowiem kilkanaście sekund później na wprost niej otworzyły się drzwi żółtego przegubowca. Usiadła przy oknie i postanowiła zająć głowę obserwacją nielicznych o tej porze współpasażerów.

Pozornie niewinna analiza koloru włosów i kształtu nosa siedzącej dwa miejsca przed nią kobiety około pięćdziesiątki, doprowadziła ją w rejony, w jakie od lat starała się nie zapuszczać. Czy to mogłaby być właśnie ona? Po tak długim czasie nie byłaby w stanie rozpoznać żadnego z nich, równie dobrze mogliby codziennie, zupełnie bezwiednie mijać się na klatce schodowej albo w osiedlowym markecie.

Przez chwilę zadawała sobie pytanie o odwrotną sytuację. Gdyby przypadkowo się spotkali, czy oni dostrzegliby w niej coś znajomego? Czy spoglądając w jej zimne oczy, domyśliliby się, kim jest?

Zmieniła się, zaryzykowałaby nawet stwierdzenie, że z całkiem niepozornej dziewczynki przeistoczyła się w pięknego łabędzia. Złotawe włosy nabrały ładnego, równomiernego koloru blond, a nieco zaokrąglona, dziecięca buzia wyostrzyła swoje rysy, pięknie zarysowując kości policzkowe, które budziły zazdrość u przedstawicielek tej samej płci.

Coraz częściej męczyły ją dziwne sny, z których niewiele pamiętała, ale pozostawiały po sobie znajome uczucie niepokoju. Z każdym dniem wspomnienia mocniej odżywały. Tutaj wszystko wydawało się bardziej realne. Dlatego właśnie tak bała się powrotu do Polski. Eryk zdawał się rozumieć jej obawy, choć dobrze wiedziała, że ktoś, kto nie przeżył tego co ona, nigdy nie będzie w stanie nawet wyobrazić sobie skali traum i lęków, jaką Lidka operuje.

Narzeczony postanowił jednak okazać jej wsparcie w jedyny sposób, w jaki naprawdę mógł to zrobić – sfinansować otwarcie tej puszki Pandory. Oboje nie mieli pojęcia, czy obudzą uśpione koszmary z dzieciństwa kobiety, czy pożegnają je na zawsze. Byli gotowi zaryzykować. Eryk, by odzyskać dawną Lidkę, Lidka – by być może nareszcie poznać samą siebie.

Wysiadła z autobusu pod kamienicą, w której mieściło się biuro Aleksandra Tomali, prywatnego detektywa. Jeszcze raz skontrolowała godzinę. Za trzy dwunasta, co znaczyło, że wbrew wcześniejszym obawom, udało się jej dotrzeć chwilę przed czasem. Odetchnęła z ulgą, nienawidziła się spóźniać.

Popchnęła ciężkie drzwi od klatki schodowej i weszła na pierwsze piętro. Przystanęła przed biurem, by pozbierać myśli i choć trochę ochłonąć. Serce biło jak oszalałe. Przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy nie lepiej po prostu wyjść teraz z budynku, odpuścić sobie to prywatne śledztwo, teczkę ze strzępami informacji wyrzucić do pierwszego mijanego kosza na śmieci i spróbować żyć tak, jakby obsesja na punkcie przeszłości wcale nie wróciła. Nim zdążyłaby skłonić się ku tej wersji, nacisnęła klamkę.

Postawiła pierwszy, niepewny krok do środka. Sama nie wiedziała, czego powinna spodziewać się po takim miejscu. Czy wnętrze biura detektywa Tomali przypominać będzie raczej poczekalnię gabinetu stomatologicznego, czy też przytulne mieszkanie z puchatym kocurem wylegującym się na fotelu?

W niewielkim, jasnym korytarzu przywitała Lidkę młoda, krótkowłosa szatynka. Zaproponowała coś do picia, zdjęła z półki segregator i zapraszającym gestem otworzyła drzwi po prawej stronie.

– Bardzo proszę. Szef już na panią czeka.

Lidka uśmiechnęła się nieśmiało i skinęła głową, próbując zamaskować narastające zdenerwowanie.

Pomieszczenie, do którego weszła, do złudzenia przypominało plan zdjęciowy znanego serialu o życiu mafijnych bossów. Pod oknem, w samym rogu znajdowało się ogromne, dębowe biurko z dwoma skórzanymi fotelami na kółkach. Bliżej drzwi ustawiono ciemne sofy, a pomiędzy nimi niską ławę. Na przeciwległej ścianie opierały się wysokie regały z szeregami książek oraz papierowych teczek. Obok, ponad niską szafką, zawieszono sporych rozmiarów telewizor LCD. Brakowało tylko unoszącego się w powietrzu dymu kubańskich cygar.

Siedzący za biurkiem elegancki mężczyzna w granatowej marynarce wstał i podszedł do onieśmielonej Lidki.

– Dzień dobry. Lidia, jak mniemam – zdecydowanie uścisnął jej dłoń. – Aleksander Tomala, miło mi.

– Dzień dobry – odpowiedziała, próbując odgadnąć wiek detektywa. Widać było, że dbał o siebie. Co tu kryć, specyfika jego pracy wymuszała zachowanie dobrej kondycji fizycznej. Gdyby nie świadomość ponad dwudziestopięcioletniego doświadczenia Tomali w branży, nie dałaby mu więcej niż czterdzieści lat. W istocie, w ubiegły weekend świętował swoją pięćdziesiątkę.

– Mówmy sobie po imieniu, to ułatwi współpracę – zaproponował Tomala.

– Z przyjemnością. Lidka.

– Zapraszam, usiądź sobie tam, gdzie będzie Ci najwygodniej. Rozgość się, chciałbym żebyś poczuła się swobodnie.

Zapadła się w miękką, dwuosobową sofę pod ścianą. Prywatny detektyw zajął fotel naprzeciwko. Na ławie postawił przenośny komputer, obok niego rozłożył luźne kartki i kilka długopisów.

– Twój narzeczony nakreślił mi mniej więcej sytuację, ale chciałbym, żebyś opowiedziała mi całą historię od początku. Z uwzględnieniem każdego, najdrobniejszego detalu. Niczego nie pomijaj, nawet jeśli uważasz, że to mało istotny szczegół.

– Postaram się. Szczerze mówiąc, nie pamiętam zbyt wiele. Minęło tyle lat.

– Rozumiem. Sprawa nie będzie łatwa, dotarcie do prawdy zajmie na pewno sporo czasu. – I pochłonie kupę pieniędzy Eryka – dopowiedziała w myślach Lidka. – Mogę jednak obiecać, że wraz z moimi ludźmi dołożymy wszelkich starań, żeby ci pomóc.

Drżącymi palcami kobieta otworzyła teczkę, którą do tej pory ściskała pod pachą. Wyciągnęła na niski stolik kilka prasowych wycinków, dziecięce rysunki, fotografie oraz pożółkniętą kartkę z odręcznie pisanym, krótkim tekstem. Dobrze wiedziała, że od tej pory życie jej i Eryka ulegnie zmianie. Czas będzie odmierzany oczekiwaniem na kolejne wiadomości od Tomali oraz towarzyszącymi im emocjami. Jakimi? Nie miała pojęcia…

Lidka sięgnęła do torebki po paczkę chusteczek higienicznych. Odczuwała silną potrzebę zaciskania czegoś w dłoni podczas tej trudnej rozmowy. Nie wiedziała od czego zacząć opowieść. Kiedy już znalazła odpowiednie słowa, następne zdania wypływały z jej ust rwącym potokiem. Mówiła niemal bez przerwy, oddechu zaczerpując tylko wtedy, gdy siedzący naprzeciwko detektyw formułował kolejne pytania.

Po godzinie opuściła biuro Aleksandra Tomali. Czuła się dziwnie obnażona, po raz pierwszy w swym dorosłym życiu musiała tak bardzo odsłonić się przed zupełnie obcym człowiekiem. Podsyciło to powracający falami żal za tym, co utracone. Dlaczego zrobiono to właśnie jej? Czym na to zasłużyła? Była przecież tylko małą dziewczynką…

W kącikach oczu poczuła piekące łzy, więc zatrzymała się na chwilę, by wyciągnąć z torebki okulary przeciwsłoneczne. Wsuwając je na nos, postanowiła upić się po powrocie do domu tanim winem, by przytłumić wzbierający w niej gniew i ugasić poczucie wstydu.

Znów udało im się ją upokorzyć, mimo że, jak przypuszczała, już dawno zdążyli zapomnieć o jej istnieniu.

OBECNIE

– Będzie wspaniale! Ale się cieszę! – szczebiotała do telefonu podekscytowana Tynka. – Wybierzemy się na mały shopping i kupimy zajebiste stroje kąpielowe, co nie?

– Nie wiem. Być może trzeba będzie zamówić z neta. W marcu w galerii może być kiepsko z wakacyjnymi akcesoriami.

– Nie mów! Z boskim ciałem jak twoje, to można robić wirtualne zakupy, bo we wszystkim wyglądasz odjazdowo. Ale ja… Muszę mierzyć, czy aby majtki same nie będą się zsuwać z tego kościstego tyłka.

Iwona zaśmiała się do słuchawki, jednocześnie przeglądając na ekranie komputera zdjęcia z cypryjskiej miejscowości Ajia Napa, gdzie wspólnie z przyjaciółkami będzie wypoczywać już za kilka tygodni. Zamierzała po prostu dobrze się tam bawić, dodawać kolejne posty na instagramowe konto i pchnąć swą internetową karierę ku świetlanej przyszłości.

A Norbert… Norbert niech się martwi, czy przypadkiem Iwona nie spędza czasu na wakacjach w zbyt miłym i przystojnym towarzystwie. Dobrze mu zrobi, jeśli choć raz poczuje to, co nieustannie towarzyszyło Ivi od prawie trzech miesięcy. A dokładnie od 28 grudnia ubiegłego roku, kiedy to ukochany bez cienia wstydu oznajmił jej, że nie spędzą razem sylwestra na domówce u Wiolki, bo musi pójść na bal dobroczynny z… własną żoną.

– Tylko nie mów, że miałaś mnie za kawalera – zaśmiał się, a ona zawtórowała mu nerwowym rechotem. Dokładnie tak myślała, ale nie zamierzała się z tym zdradzić. Nie chciała, by Norbert postrzegał ją jako naiwną małolatę. Nigdy nie widziała na jego palcu obrączki. Spotykali się wtedy już od dobrych kilku tygodni i Iwona nie dostrzegła jakiegokolwiek sygnału ostrzegawczego, by w życiu tego mężczyzny miała istnieć jeszcze jakaś kobieta poza nią.

Zakochana do szaleństwa Ivi starała się wierzyć zapewnieniom Norberta, że jego małżeństwo od dawna wisi na włosku, a z Pauliną łączą go wyłącznie sprawy zawodowe i majątkowe, bo uczucie sprzed lat bezpowrotnie wygasło. Fikcyjny związek – powtarzał często, dopowiadając: Ona dla mnie nic nie znaczy. To ty jesteś miłością mojego życia. Na razie nie mogę się z nią rozwieść, bo… (i tu, w zależności od sytuacji, padała cała gama twardych argumentów, których wspólnym mianownikiem były zazwyczaj pieniądze, pozycja, inni ludzie, krucha psychika Pauliny).