Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Lemingi. Młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków to zbiór 40 zabawnych, skłaniających do refleksji opowiadań z życia młodych pracowników korporacji. Karykaturalne przedstawienie ich poglądów, przyzwyczajeń i niepokojów. Książka stanowi kontynuację treści z facebookowego profilu o tej samej nazwie. Bogato ilustrowana. „Wreszcie powstało coś o nas i dla nas. Z pewnością jest to przełomowa książka, która przynajmniej o jeden krok przybliży nas do Europy. Bardzo się cieszę, że wreszcie wiem, co należy myśleć.” Alex, 21 lat „Młodzi, wykształceni i z wielkich ośrodków od lat prowadzą działalność edukacyjną na fejsiku, to bardzo ważne, że książka w odważny sposób podejmuje te same, najważniejsze dla tego kraju tematy: nietolerancję, problem polskiego fashysmu i próby cywilizacyjnego dogonienia Europy, przy okazji promując pozytywny i nowoczesny styl życia. Dyskurs najwyższej próby.” Fabian, 29 lat „Potężny cios prosto w wąsatą gębę opresywnego polskiego patriarchatu. Odważne dekonstrukcje i śmiałe, niepoprawne dyskusje. Wiem już, jak powinien wyglądać nowoczesny patriotyzm, za co się wstydzić i co zrobić, żeby zasłużyć na miano prawdziwej Europejki. Dziękuję.” Maryna, 25 lat „Nareszcie pojawia się książka o nas – młodych i wykształconych pracownikach korpo. Tysiącami przybywamy z małych ośrodków, aby po ukończeniu zaocznej wiedzy o Czukczach, rozpocząć karierę w korpo i polepszać wyniki naszych pracodawców. Mówią o nas pogardliwie „słoiki”, czy „lemingi”, ale to przecież my stanowimy sushi tej ziemi.” Jagoda, 26 lat
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 251
Okres tak zwanego Bożego Narodzenia to moment w ciągu roku, kiedy w przestrzeni publicznej jak nigdy dominuje narracja katofashystoffska, a dyskurs publiczny oscyluje niemal wyłącznie wokół zagadnień powiązanych z przeżywaniem tego okresu według jedynych dopuszczalnych przez polski katotaliban wzorców kulturowych. Nie ma miejsca w Bożym Narodzeniu dla inaczej myślących, dla szukających w nim wartości humanistycznych, ogólnoludzkich, europejskich. Sama nazwa wskazuje, że święta należą się tylko mentalnemu podkarpaciu. Inni są oczywiście wykluczeni, a więc gorsi – znów wprowadzamy tym samym podział na „polaków-katolików”, którzy Boże Narodzenie przeżywają poprawnie, i tę całą niegodną uwagi resztę, która próbuje wyłamać się z podkarpackich paradygmatów.
Trudno więc się dziwić, że w okresie przedświątecznym nastroje w kolektywie nie były zbyt wesołe.
– Cipka na nie dla zawłaszczania Winter Holidays przez Kościół – gorączkowała się Jagoda. – Dlaczego nie możemy stosować publicznie nazewnictwa neutralnego światopoglądowo? Przecież mamy rozdział Kościoła od państwa – perorowała rozżalona.
– Otóż to – zgodziliśmy się. – Skoro nikt nie chce nam pomóc, powinniśmy sami zainicjować zmiany jako kolektyw postępowy i europejski. Zachodnia Europa już sobie radzi z tym problemem, nie możemy jej zawieść, nie możemy pozwolić, aby za nas się wstydziła, zwłaszcza że już na nas czeka i patrzy z nadzieją w naszą stronę.
– Nadzieja to churching – przypomniał kolega gej.
Kolektyw popatrzył na nas niepewnie.
– A skąd wiecie, co o tym trzeba myśleć? – zapytał nieufnie hipster barista, trzeci rok na czwartym roku antropologii kulturowej, drugi raz na pierwszym roku socjologii.
– Nie wiemy. Po prostu patrzymy na Europę i staramy się nadążać – wyjaśniliśmy. – Musimy zacząć od kwestii nazewnictwa i nadać świętom bardziej inkluzywny charakter. Wiecie, żeby nikt się nie poczuł wykluczony i nikomu nie zrobiło się przez nas przykro.
– Mnie już jest przykro – poskarżył się Andrzej z Tarnowa.
– Tobie może – z godnością uznała Jagoda, przemawiając w imieniu nas wszystkich. – W imię neutralności światopoglądowej i równowagi w dyskursie katofashyści mogą zostać z obchodów Winter Holidays wykluczeni. Tego wymaga postępowa tolerancja.
Stwierdziliśmy więc wspólnie, że skoro Zachód obchodzi Winter Holidays, my będziemy świętować Humanistyczną Przerwę Kulturową. W ten sposób wskazaliśmy, że Winter Holidays mogą być świeckie, przypadać w dni wolne od nauki i pracy oraz stanowić zakorzeniony w naszej kulturze zwyczaj, który można jeszcze udoskonalić za pomocą subtelnej dekonstrukcji tradycyjnych obrzędów i wzorców zachowań.
Postanowiliśmy więc, że w kontrze wobec opresyjnej natury tradycyjnych pracowniczych tzw. wigilii zorganizujemy u siebie wigilię świecką, humanistyczną i neutralną światopoglądowo, czyli pozbawioną elementów katolickich.
Z tego względu odeszliśmy od konserwatywnego kodu kulturowego i zrezygnowaliśmy z tradycyjnych polskich potraw. Nasza wrażliwość nie pozwalała nam bowiem przyłożyć ręki do masowej eksterminacji karpioosób, śledzioosób i innych ryb, tradycyjnie mordowanych na polskie stoły. Na naszej humanistycznej wigilii nie mogło natomiast zabraknąć kiełków sushi, sałatki z soczewicy, piwerka ze sprajtem i tofu z sojowym mlekiem. Byliśmy dumni, że dekonstrukcję tradycyjnej polskiej wieczerzy przeprowadziliśmy w stylu wegańskim i w dodatku fair trade’owym, jako że frendziary z kolektywu zaopatrzyły nas w produkty pochodzące od wegańskiej lesbijskiej komuny poliamorycznej.
Wygodnie rozsiedliśmy się na podłodze. Świadomie zrezygnowaliśmy ze stołu jako mebla konstytuującego wspólnotę rodzinną podczas posiłku. Popatrzyliśmy po sobie niepewnie.
– Dobra. Ale co teraz? – spytała niepewnie Jagoda.
Nowy z Tarnowa pogwizdywał cicho coś, co chyba zaczynało się od słów „Jarek malusieńki”, przystrajając swój box gałązkami jedliny.
– Może podzielimy się opłatkiem – zapytał z nadzieją.
– To niemożliwe – zadecydował Fabian. – Przepraszam, że tak autorytatywnie stawiam sprawę, ale zdecydowanie chcę podkreślić, że dzielenie to domena oszołomów z PiSu.
Przez kolektyw przebiegł szmer aprobaty (spokojnie, czytelnicy z nową maturą, to metafora, szept nie biega). Lubiliśmy, kiedy ktoś przepraszał. Czuliśmy, że to właściwa postawa.
– Możemy opłatek pomnożyć – zaproponował kolega gej. Ukończył liceum z dwóją z matematyki, więc uważał się za humanistę. – To jest inaczej niż dzielenie, bo wychodzi więcej.
– Premier mnoży nam podatki, więc to musi być spoko – zgodził się Fabian. – Jak to się robi?
Spojrzeliśmy po sobie niepewnie. Po raz kolejny. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że sytuacja zaczyna nas przerastać. Niedobrze. Europa wstrzymała oddech.
– Wiecie co, a chooy z tym – zadecydowaliśmy wreszcie w imieniu kolektywu. – Skoro odcinamy się od tradycyjnych paradygmatów, nie musimy przejmować się opłatkiem. Wyzwólmy się więc spod jarzma opłatka, kochani, i poczęstujmy się kiełkiem sushi.
– Może chociaż życzenia sobie złóżmy. – Nowego nie opuszczała nadzieja. – Mogę zacząć.
– Nie – zaprotestowaliśmy stanowczo. – Nie możemy tego zrobić, ponieważ nie wiemy, czy nasze życzenia odpowiadają temu, czego życzy sobie życzeniowy target.
– Dokładnie – Jagoda podrapała się w ciemię. – To byłby przecież fashysm życzyć komuś „wszystkiego dobrego”.
– Ja na przykład nie chciałbym wszystkiego dobrego – poparł ją kolega gej. – Dobre i złe to kategorie wyciągnięte z churchingu, a to przed nim chcemy uciec. Można sobie życzyć wszystkiego fajnego. Wtedy każdy może to dostosować do swoich potrzeb.
– A jak ktoś nie ma potrzeb? To wtedy nie ma możliwości dopasowania i zostaje wykluczony. Tak też nie można – zaoponowaliśmy. Kolega gej wyraźnie się zmartwił.
– No dobrze, więc darujemy sobie życzenia – załagodziliśmy sytuację.
Nowy przysłuchiwał się naszej dyskusji z taką miną, jakby oglądał Szkło Kontaktowe. Ewidentnie nie rozumiał.
– To ja zacznę – uparcie powtórzył. – Życzę wam z okazji świąt Bożego Narodzenia, aby…
– Oj, wyluzuj – jęknął Fabian. – Na pewno będziesz nam życzył jakichś katofashystoffskich bredni. O cieple rodzinnym i takich tam.
– No właśnie – Jagoda spojrzała na Andrzeja z godnością. – A my tu w większości jesteśmy singlami z aspiracjami. Robimy kariery w outsourcingu, nie ma więc czasu na wizyty w małych ośrodkach. Winter Holidays spędzę na fitnessie. Trzeba się rozwijać.
– Chociaż słoików to bym nawiózł. Osoby płodzące zawsze coś spakują – zastanowił się kolega gej. – Można by tak jednak pojechać na dzień czy dwa…
Wszyscy smętnie rozejrzeli się po pokoju. Nowy z Tarnowa właśnie zakładał choinkowy łańcuch na laptopa.
– Ale oczywiście zachowując dystans wobec małoośrodkowych zwyczajów – kolega gej zaczął brnąć w usprawiedliwienia – moglibyśmy demonstrować dystans wobec katotalibanu, ale jednocześnie przywieźć słoików, może dziadkowie rzucą jakiś hajs?
– ZUS jest jeszcze wypłacalny – westchnął z zazdrością Fabian.
Pokiwaliśmy smętnie głowami. Nikt z nas jeszcze nie otrzymał swojego 1200 brutto. Korpo za to życzyło nam optymizmu na Winter Holidays i w nowym roku, co wyraziło na neutralnej światopoglądowo e-kartce w geometryczne wzory i fraktalne płatki śniegu. Z dumą zauważyliśmy, że kartka nie sugerowała w żadnej mierze churchingowego charakteru świąt.
Raz jeszcze ogarnęliśmy wzrokiem zadumany kolektyw. Wyglądali, jakby próbowali nad czymś intensywnie myśleć. Jako Redakcja najmodniejszego kolektywu na fejsiku poczuliśmy się za nich odpowiedzialni.
– Dobra, kochani, słuchajcie. Można pojechać do małego ośrodka. Wiadomo, patriarchat, taki mamy system. Na szczęście antycypowaliśmy pewne sytuacje i…
– Przepraszam, co robiliście? – spytał zdezorientowany kolega gej. Szybko włączył odpowiednią aplikację na iPhonie. Po twarzy przemknął mu wyraz rozczarowania. – Aaaa, takie rzeczy…
– …tak więc antycypowaliśmy, że może dojść do takiej sytuacji, kiedy trzeba będzie wam powiedzieć, co należy myśleć. Mamy dla was specjalny poradnik na Winter Holidays:
Jak na tęczowo przetrwać katolski festiwal churchingu
√ Podczas dzielenia się opłatkiem ostentacyjnie pomnażaj swój opłatek, zabierając innym i nie dając swojego – wskaż, że pełnisz rolę Państwa. Zapytaj, czy mógłbyś otrzymać opłatek bezglutenowy, oburz się, że tradycyjny opłatek dyskryminuje chorych na celiakię, zauważ, że na Zachodzie to nie do pomyślenia.
√ Kiedy na stole pojawi się barszcz, zauważ głośno, że wszędzie pełno jest buraków. Stanowczo domagaj się sushi i kiełków. Odmów jedzenia pierogów, jeśli nie są z soczewicą. Ostentacyjnie zasłaniaj się archiwalnym numerem Wyborczej, jeśli rozmowa przy stole zejdzie na tematy polityczne.
√ Cały czas miej pod ręką kubek ze Starbunia. Uważaj, żeby nie nalali ci tam barszczu. Opowiadaj głośno, że prawdziwa kawa to frappelatte, a nie te podkarpackie fusy. Westchnij, wyszepcz, że oni tu na pewno nie piją fair trade’owej kawy od kooperatywy kenijskich lesbijek.
√ Wstydź się za Jedwabne, nie płacz po papieżu.
√ Zaciągnięty na pasterkę, przestój całą mszę za kolumną, stój, kiedy wszyscy klęczą, pokaż, że nawet w kościele można być neutralnym światopoglądowo.
√ Chodź po mieszkaniu w cienkim szaliczku, podkreślaj, że w wielkim ośrodku wszyscy tak chodzą, uważaj, żeby frędzelki nie wpadły ci do barszczu.
√ Nie rozmawiaj o polityce, pytany o cokolwiek odpowiadaj: „wszyscy wiedzą, że Kaczyński to wariat i chce podpalić Polskę”.
√ Kiedy inni śpiewają kolędy, włącz sobie na iPhonie swój ulubiony zespół indie, powiedz wszystkim, że na pewno go nie znają, bo zespół ma tylko pięciu fanów na fejsbuku i jest tak hipsterski, że nie polubił go nawet jego własny wokalista.
√ Pakując słoiki do neutralnej genderowo torby, patrz uparcie w drugą stronę, zachowaj kamienną twarz i udawaj, że robisz to tylko dlatego, że zostałeś zmuszony i wcale się nie cieszysz, że dzięki domowemu żarciu zaoszczędzisz trochę pieniędzy na modne miejskie eventy i przynajmniej przez kilka dni nie będziesz musiał chodzić po mieście z pustym kubkiem ze Starbunia.
– Dziękujemy, Redakcjo – Fabian sprawiał wrażenie szczęśliwego. – Dzięki Wam będziemy wiedzieć, co myśleć. Wiecie, przez te obciachowe święta ani Wyborczej, ani Newsweeka…
Uśmiechnęliśmy się skromnie.
– Drobiazg, od tego nas macie. A teraz wybaczcie, pójdziemy już na dworzec poczekać na pociąg. Takie są opóźnienia, że przy odrobinie szczęścia zdążymy na wczorajszy.
– Sorry – odparł nonszalancko Fabian – ale taki mamy klimat.
Wracałem późną nocą przez najpotworniejsze kaczystowskie dzielnice. Chowając się za śmietnikami, obserwowałem mohery wychodzące na nocny żer. Przeczesywały wielkomiejskie odpadki w poszukiwaniu resztek ze stołów pracowników modnych korpo.
Chyłkiem przemykałem między krzakami, aby nie wpaść w łapy kaczafistoffskiego komanda śmierci. iPhone stracił zasięg. Bałem się wyciągnąć iPada. Nagle nocne cienie zawirowały w obłędnym tańcu nienawiści. Rozbrzmiewały potworne okrzyki. „Jarosław, Jarosław”, niosło się w ciemności. Z mgły wynurzył się mroczny, niski typ. Z miejsca podzielił tłum na mniejsze grupy. Wzbudził nienawiść na tle rasowym i seksualnym.
Struchlały schowałem się za najbliższym winklem. Tu mnie nie znajdzie – pocieszałem się. Kaczafi omiótł wzrokiem okolicę i wzniósł modły do patriarchalizmu i kapitalizmu. Przerażony odwróciłem się i pobiegłem, biegłem, biegłem w stronę jaśniejących jak morska latarnia świateł wielkiego miasta. Zostawiłem za sobą mrok fashysmu, przede mną był Starbuś i piwerko ze sprajtem. Za mną było Podkarpacie. Przede mną – Europa.
Pawła Kolejo „Brzegiem rzeki Wisły wracałem i truchlałem”
Jak pewnie wszyscy wiecie, młodzież aspirująca do podjęcia studiów w wielkim ośrodku musi najpierw uporać się z neomaturą, dzielącą osobouczniów na tych, którzy mogą studiować, i na tych, których przyszłość zamknie się wraz z drzwiami stodoły osób płodzących na podkarpackiej, małopolskiej i każdej innej wsi.
Ostatnio wybraliśmy się z kolektywem na piwerko ze sprajtem, ot tak, żeby zresetować się po zrealizowaniu planu sprzedażowego. Mieliśmy przyjemność spotkać w modnym homopozytywnym lokalu w centrum wielkiego ośrodka młodzież neomaturalną, która wyrwała się ze swojego małego miasta, aby odetchnąć atmosferą dyskursu akademickiego i doświadczyć przedsmaku studiowania.
– Cipka, neomaturzyści – przywitaliśmy się serdecznie, od razu sprawdzając, czy oni również dążą do afirmacji waginy w przestrzeni publicznej wbrew patriarchalnej pruderii.
– Cipka, Redakcjo – odpowiedzieli neomaturzyści. Ucieszyło nas to, że są zaznajomieni z techniką feministycznego dyskursu. – Uwielbiamy tę atmosferę wielkiego miasta. U nas, w Nowym Sączu, nawet nie uwidzisz geja. Tutaj zaś, jako iż jest to wielki ośrodek, towarzystwo też jest bardziej różnorodne. Aczkolwiek z radością na to patrzymy. Iż, iż, iż.
– Pewnie z utęsknieniem wypatrujecie października?
– Nie łapię, xD
– W październiku zaczyna się rok akademicki. Pewnie nie możecie się doczekać?
– A, to tak, xD, nie mówcie do nas przerzutniami, pliz. To nam przypomina o konieczności zdania matury, jako iż nie jest łatwo dostać się do wielkiego ośrodka. Jakby nie główkować, to zdać musimy, co jest yebanym fashysmem, aczkolwiek iż mać, ogólnie.
– System wam rzuca kłody pod nogi.
– Nieee, nie rzuca, co wy. W Nowym Sączu to owszem, czasem jakiś moher rzuci jajkiem, kiedy testujemy nowe legginsy, ale nie, tak poza tym to drewnem w nas nie rzucają.
– Raczej chodziło mi o to, że po drodze napotykacie trudności.
– Taaa, xD, mamy do szkoły trochę pod górkę, czasem trzeba przejść przez jezdnię, ale z tym sobie radzimy, bo trzeba było zapamiętać: zielone-idź, czerwone-stój, zdaje się. Chyba. Wszędzie trzeba się na pamięć uczyć, a my nie mamy pamięci, jako iż przede wszystkim stawiamy na kreatywność.
– A jakie chcielibyście podjąć studia?
– Humanistyczne. Matmy nie łapiemy, właściwie książek też nie bardzo lubimy czytać, znaczy tych grubych, powyżej szesnastu stron. Aczkolwiek neta to jeszcze. Kiedyś przeczytaliśmy „Kamizelkę” i trochę się zraziliśmy do czytania, przereklamowane. Najlepiej więc studia z fejsbunia. Zarządzanie lajkami będzie? Bo w social mediach to akurat jesteśmy oblatani. Mamy też konto na instagramie. Czasem wrzucimy fotkę z imprezy.
– No to życzymy wam powodzenia, centra outsourcingowe już na was czekają.
– A jak, xD. Do Sącza na pewno nie wrócimy, xD. W końcu przelew to każden z nas umie przeczytać, więc się nadamy, ta? Dokładnie.
Supervisor Fabian od rana chodził bardzo podekscytowany. Pamiętamy, że ostatni raz wyglądał tak, kiedy udało się zrealizować plan sprzedażowy i dostaliśmy z tej okazji pół dnia wolnego na kąpiel, zmianę ubrania i uzupełnienie płynów po 72-godzinnej zmianie.
Chodził więc uśmiechnięty, co chwilę pociągał z e-papierosa i powtarzał, że no, teraz nareszcie otworzymy się na Europę.
Właśnie wykrzyknął to teraz po raz kolejny, skupiając na sobie zdezorientowaną, lecz oczywiście życzliwą uwagę kolektywu.
– Ale przecież jesteśmy otwarci, to o co chodzi? – spytał kolega gej.
– Zawsze można być otwartym jeszcze bardziej. Sky is the limit naszego otwarcia. Redakcjo, co o tym myślicie?
– Otwartość jest cechą konieczną dla rozwoju nowoczesnego i postępowego społeczeństwa – wyrecytowaliśmy formułkę, którą niegdyś przygotowaliśmy specjalnie na taką okazję. – Dzięki otwartości może kiedyś dogonimy Europę, a póki co dzięki niej możemy adaptować u siebie odpowiednie wzorce.
– No właśnie, adoptować – potwierdził z mądrą miną Fabian. – Będziemy mieć w kolektywie nowego frenda.
– Jak się nazywa? Ma konto na fejsie? – kolega gej już przyczaił się nad laptopem.
– Będziemy mieć nowego frenda, studenta. Chyba z Erasmusa.
– A gdzie leży Erasmus? – spytała skołowana Maryna. – Sorry, geografię miałam ostatnio w liceum.
– Erasmus to taki program unijny – cierpliwie wyjaśnił Fabian. – Unia daje pieniądze studentom, żeby mogli zwiedzać inne europejskie miasta, studiować socjologię w Rzymie albo Berlinie, a nie w Rzeszowie czy Bydgoszczy.
– Jakie to piękne – westchnęliśmy chórem.
– Nie wzdychać mi tu chórem – burknął supervisor – bo zalatuje churchingiem.
Pociągnął z e-papierosa, wyraźnie poruszony.
– Będziemy mieć frenda z zagranicy. Z zachodniej Europy. Antyfaszystę i aktywistę ekologicznego. Prosto z Londynu.
Spojrzeliśmy po sobie, nagle zawstydzeni. Prawdziwy antyfaszysta! Z samego Londynu! Nagle poczuliśmy się w swoim polskim, zaściankowym antyfashysmie bardzo nijacy i bez wyrazu.
– W CV napisał, że nazywa się Alex Kovalsky – przeczytał nasz supervisor. – Wygląda na to, że to syn polskich emigrantów.
– To oni rzeczywiście wracają? – zdziwiła się Maryna.
– Na to wygląda. I to do naszego korpo!
Rozległo się lekkie stukanie do drzwi. Podekscytowany Fabian podfrunął niby człowiek-motyl do drzwi i otworzył je zamaszyście z szerokim uśmiechem.
– Witamy gościa z Europy, zapraszamy!
– Dzień dobry – odezwał się gość czystą polszczyzną i bez obcego akcentu. – Nowy Sącz to też Europa, haha. A więc się zgadza – patrzył na nas uśmiechnięty niepewnie, świadom najwidoczniej, że żart o Nowym Sączu w Europie nigdy więcej w naszym korpo nie przejdzie.
Fabian tymczasem stał jak wryty.
– Kto ty jesteś? – zapytał wreszcie. – Byłeś umówiony? My tu czekamy na nowego frenda, studenta z Erasmusa. Alexa.
– Aleksander Kowalski, miło mi – przedstawił się gość.
– Jaki Kowalski? – spytał słabym głosem supervisor. – Miał być Kovalsky. I nie żaden Aleksander! Alex. Alex Kovalsky.
– Mogłem się trochę zapędzić w CV – zgodził się Aleksander. – Ale sami widzicie, jak się nazywam. Z takim nazwiskiem to tylko iść na pole kartofle sadzić. A po ostatnim sezonie obiecałem sobie, że już żadnego ziemniaka nigdy więcej w glebę nie rzucę. Ręce sobie poharatałem! I miałem ziemię pod paznokciami! Ziemię – jak jakiś wąsaty wiochman!
Spojrzeliśmy na Alexa nieco przychylniej. Wysoki, szczupły, rejbany jak należy, włosy zaczesane zgodnie z nowymi korpotrendami, widocznie niedookreślony seksualnie.
– Jakiej jesteś orientacji? – zadał to kluczowe pytanie Fabian. – To dla nas bardzo ważne.
– Dzisiaj jeszcze nie zdecydowałem – swobodnie odpowiedział Kovalsky.
Rozległy się gromkie brawa. Fabian popatrzył na niego z uznaniem.
– Sam wiesz, że na początek możemy zaproponować ci jedynie darmowe praktyki, ale żeby je odbyć, musisz zapłacić za przygotowanie do ich odbywania – wyjaśniliśmy Alexowi.
– To zrozumiałe – pokiwał ze zrozumieniem głową. – Jestem na to przygotowany.
– Co umiesz robić? – spytał Nowy z Tarnowa, do tej pory milczący w kącie.
– A co to za pytanie? Nie wiem. Niczego jeszcze nie robiłem. Skończyłem właśnie zaoczną socjologię. Ale do CV wpisałem, że jestem kreatywny, dynamiczny, umiem pracować w zespole i interesuję się społeczeństwem i polityką, a moje hobby to Unia Europejska i social media.
– Masz konto na fejsie?
– Na instagramie też – Alex zrobił sobie błyskawiczne selfie. – Może być? Podpiszę: „pierwszy dzień w korpo, lol”.
– Może być – zadecydował Fabian. – Bierzemy cię.
Alex się zarumienił.
– To „Kovalsky” jest strasznie pretensjonalne – wypaliła nagle Maryna. – Jak Stachursky. Zalatuje cebulo.
– Ale jest megaaaa ironiczne – Alex uśmiechnął się szeroko, aż z modnego trzydniowego zarostu błysnął garnitur białych zębów. – Kowalski jest przaśny, a ja moim Kovalskym pokazuję, że mam dystans, xD