Listy. Tom I 1924-1930 - Maria Dąbrowska, Stanisław Stempowski - ebook

Listy. Tom I 1924-1930 ebook

Maria Dąbrowska, Stanisław Stempowski

0,0

Opis

Przygotowany do publikacji tom stanowi ważne dopełnienie wiedzy o życiu i twórczości Marii Dąbrowskiej, domyka też znacząco obraz jej korespondencji. Zebrany tu materiał epistolograficzny ma charakter wyjątkowy przede wszystkim ze względu na swoją obszerność (listy pochodzą z okresu prawie 30 lat), charakter relacji korespondentów, a także  ze względu na niezwykły splot w tych zapisach literatury i życia. W korespondencji dwojga wybitnych intelektualistów i wieloletnich partnerów życiowych codzienność przeplata się z wysokiej próby refleksją o literaturze i kulturze, wyłaniające się stąd portrety korespondentów otoczone są przez wyraziste portrety ludzi im współczesnych z różnych środowisk i różnych egzystencjalnych traktów.

Listy wymieniane między Marią Dąbrowską i Stanisławem Stempowskim są najważniejszym i najciekawszym zespołem korespondencji autorki "Nocy i dni". Mimo że minęło ponad pół wieku od jej śmierci, nie są znane ani szerokiemu kręgowi czytelników, ani nawet literaturoznawcom.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 1157

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Maria Dąbrowska, Stanisław Stempowski

Listy Tom I 1924–1930

Opracowała, wstępem i przypisami opatrzyła Ewa Głębicka

Redakcja naukowa Andrzej Piotr Lesiakowski

Recenzentki Ewa Kołodziejczyk, Ewa Paczoska

Redakcja i indeks Andrzej Piotr Lesiakowski

Korekta Magdalena Szczepańska

Projekt typograficzny, łamanie i projekt okładki Robert Oleś / d2d.pl

Edycja opracowana w ramach projektu UMO-2011/01/B/HS2/03285, finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

© Copyright by Fundacja Akademia Humanistyczna, 2021

© Copyright by Instytut Badań Literackich PAN, 2021

© Copyright by Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską. Oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, 2021

© Copyright by Ewa Głębicka, 2021

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-66076-29-7 (całość)

ISBN 978-83-66076-30-3 (t. 1)

ISBN 978-83-953764-7-4 (t. 1)

Korespondencja Marii Dąbrowskiej i Stanisława Stempowskiego 1924–1951

„Uwielbiam listonoszów” – napisała Dąbrowska w 1947 roku do Stempowskiego, należała bowiem do osób, dla których wymiana listów stanowiła jedną z cenniejszych wartości życia. Spośród setek zespołów składających się na jej spuściznę epistolarną kilka zasługuje na szczególną uwagę. Są to listy wymieniane z mężem – Marianem Dąbrowskim, z Jerzym Stempowskim oraz z jego ojcem – Stanisławem, i w końcu z długoletnią towarzyszką życia – Anną Kowalską. Poza okazjonalną wymianą listów z twórcami krajowymi jest też kilka interesujących, choć objętościowo nie tak obszernych, bloków korespondencji z pisarzami, zwłaszcza tymi, którzy po II wojnie pozostali na emigracji, między innymi z Tadeuszem Sułkowskim i Kazimierzem Wierzyńskim[1].

Korespondencja z pisarzami pokazuje Dąbrowską jako osobę publiczną, czasem przyjaciółkę po piórze, listy wymieniane z Jerzym Stempowskim to przede wszystkim frapująca i erudycyjna wymiana poglądów na literaturę, sztukę, życie społeczne i polityczne. Inaczej jest z korespondencją ze Stanisławem Stempowskim i Anną Kowalską (wcześniej z mężem) – tu mamy do czynienia z listami osób związanych silnie uczuciowo i wspólnym życiem domowym. Z tego wynika specyficzny charakter listów, pokazujących korespondentów w sytuacjach wzruszająco prywatnych, zwykle pozbawionych pozy i kreacji.

Dąbrowska i Stempowski poznali się w roku 1924 w siedzibie Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych, gdy trzydziestopięcioletnia pisarka zdecydowała się porzucić pracę biurową i skupić wyłącznie na twórczości literackiej, a jej miejsce zajął, zaprotegowany przez męża pisarki, Mariana Dąbrowskiego, o blisko dwadzieścia lat starszy Stanisław Stempowski.

Mnie również nie postało w głowie, że siwy młodzieńczy pan, który mnie wówczas przyjął tak niezręcznie bukiecikiem fiołków, stanie się za kilka lat i też na zawsze wielką moją miłością, najwierniejszym i najoddańszym towarzyszem mojego życia.[2]

O ile Maria Dąbrowska nadal funkcjonuje w świadomości społecznej jako klasyk literatury polskiej, to Stanisław Stempowski jest obecnie postacią niesłusznie zapomnianą i postrzeganą bądź jako późny towarzysz życia pisarki, bądź przez pryzmat jego zaangażowania w wolnomularstwo[3]. Wyjątek stanowi biograficzna książka Grażyny BorkowskiejMaria Dąbrowska i Stanisław Stempowski[4].

Nietuzinkowa, ciepła i przepełniona mądrością osobowość, jaką był Stempowski, jego ogromna erudycja polihistora[5] i – co nie bez znaczenia – urocze poczucie humoru były dla Dąbrowskiej antidotum na traumę związaną z przedwczesną śmiercią męża w 1925 roku, którego głęboko kochała, choć nie potrafiła dochować mu wierności. Stempowski – w młodości działacz społeczny związany z PPS, współpracownik „Prawdy” Aleksandra Świętochowskiego, współzałożyciel socjalistycznego „Ogniwa”, po 1920 roku minister rolnictwa i zdrowia Ukraińskiej Republiki Ludowej, wielki mistrz Wielkiej Loży Narodowej Polski, wybitna osobowość lewicującej inteligencji polskiej – z całą pewnością był dla pisarki jedną z najważniejszych osób w jej życiu. To Stempowski – intelektualista, wolnomularz, znawca problematyki ukraińskiej i cichy doradca ówczesnego MSZ – wprowadził pisarkę w środowisko (reprezentowane przez takie osobistości jak między innymi Henryk Józewski, Stanisław Posner, Ludwik Krzywicki), które wywarło przemożny wpływ na ukształtowanie się jej dojrzałego światopoglądu i filozofii życia. To on był jej przewodnikiem po wysokiej literaturze i publikacjach dotyczących spraw społecznych. Spędzili ze sobą ćwierć wieku, Stanisław zmarł na rękach Marii w 1952 roku.

Zaczęli pisać do siebie, zanim się spotkali. Pierwsze, grzecznościowe listy wysyłali sobie jeszcze za życia Mariana. Stempowski utrzymywał bliskie kontakty z Dąbrowskim, z którym znali się z jednej z wolnomularskich lóż polskich, pozyskani do masonerii przez brata Mariana, Józefa Dąbrowskiego (Grabca). Korespondencja ta dawała obojgu wiele satysfakcji – początkująca pisarka znalazła w Stempowskim, o ileż doskonalszego niż w mężu, partnera wymiany zdań o literaturze, znakomicie zorientowanego także w najnowszych publikacjach prasy literackiej i społecznej. Można odnieść wrażenie, że przyszła autorka Nocy i dni początkowo popisywała się nieco przed nim swoją erudycją, ten zaś nie szczędził jej czołobitnych komplementów i wyrazów entuzjastycznego uznania dla jej utworów literackich, zwłaszcza po opublikowaniu Ludzi stamtąd.

Dąbrowska obdarzyła wkrótce miłością Stempowskiego, który od lat żył w separacji z żoną, Marią ze Stempowskich. W 1927 roku zamieszkali razem. Nigdy się nie pobrali; publicznie, a także na kartkach pocztowych zwracali się do siebie per „pan”, „pani” – stąd w korespondencji i w Dziennikach Dąbrowskiej żartobliwe imię Paneczek, jakim nazywała towarzysza życia, a i on czasem nazywał ją w listach Paneczką.

Dla obojga los okazał się łaskawy, pozwalając spotkać się na trudnym dla każdego z nich etapie życia. Ona – zdruzgotana niedawnymi przeżyciami, on – bezdomny tułacz, szukający swego miejsca w Warszawie po tym, jak na skutek rewolucji w Rosji i wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku musiał uchodzić ze swego majątku w Winikowcach na Podolu.

Stempowski nigdy nie zajął miejsca Mariana Dąbrowskiego; „ten pierwszy”, którego nazywała Mirkiem, stał się swoistą legendą, fantomem, nie tak znów wiele mającym wspólnego z rzeczywistą postacią[6].

[…] p. Stempowski to moja jedyna dziś pociecha i ukojenie […]. Płynie przez niego strumień jakiejś cichej siły, o której może sam nie wie, a która się udziela i uzdrawia. W promieniu jego obecności cierpienie się ucisza i nazwę to szczęściem, że go co dzień teraz widzę. Ale kiedy odchodzi, tęsknota i cierpienie rozprzestrzeniają się z tym większą chyżością. Miru, nie myślałam, że aż na tyle różnych sposobów potrafi mnie tęsknota do Ciebie nachodzić. (Dz., 13 kwietnia 1926)

W okresie międzywojennym dużo wyjeżdżali osobno – Stempowski do rodziny i do przyjaciół na Kresach: do żony i syna Huberta w Zarzeczu, do przyjaciela Henryka Józewskiego w Łucku oraz do Juliusza Poniatowskiego, wówczas kuratora gimnazjum krzemienieckiego, Dąbrowska – na długie miesięce do sanatorium w Jaworzu, gdzie powstało kilka rozdziałów Nocy i dni, w wojaże zagraniczne, z wizytami u rodziny i przyjaciół. Wszystkim tym wyjazdom towarzyszyła intensywna korespondencja, wynikająca z potrzeby kontaktu, zastępującego codzienne wspólne życie i rozmowy.

Listy o miłości

Ten zespół listów ma charakter przede wszystkim bardzo osobisty – to świadectwo najpierw przyjaźni, potem miłości i przywiązania, a nade wszystko niezwykłej więzi intelektualnej, łączącej dwie wybitne osobowości twórcze. Bez wątpienia emocjonalne wsparcie Stempowskiego w okresie wdowieństwa Dąbrowskiej miało decydujący i zbawienny wpływ na jej dalsze losy i decyzje twórcze, choć związek ten był naznaczony nieustannym niepokojem o zdrowie Stanisława, zmagającego się z chorobą serca.

Pisarka nie ukrywała tęsknoty za Marianem; nowa miłość nie unieważniała poprzedniej. Obaj kochani przez nią mężczyźni mogliby się uzupełniać, dając Marii poczucie pełni szczęścia. Stempowski był tym bardziej ważny dla Dąbrowskiej, że znał i przyjaźnił się z poprzednikiem, nie odmawiał rozmowy o nim, przyjmował ze zrozumieniem jej tęsknotę.

To tylko Ci niechcący, w szale nieprawdę napisałam, że wyzwoliłam się z miłości do M[ariana]. Kocham go wciąż i zawsze, Jego w Tobie, a Ciebie z Nim. Zdaje mi się, że gdyby żył, w troje ustanowilibyśmy dopiero prawdziwe szczęście miłosne na świecie, o jakim biedni chodzący tutaj ludzie nie mają żadnego pojęcia. (M. Dąbrowska, 30 czerwca 1927)

Stanisław wiedział, że ta późna miłość to cud, który nie miał prawa się zdarzyć, ale się zdarzył, i z wdzięcznością przyjmował dar losu, lecz także konsekwencje związku ze znacznie młodszą kobietą. W literaturze pięknej szukał potwierdzenia ich relacji i cytował fragment pamiętnika Elisabeth de Clermont-Tonnerre.

À soixante-neuf ans il épousa par amour une femme de quarante ans, sa nièce. Veuve inconsolable, elle vit dans le souvenir des neuf années de bonheur sans égal qu’il lui donna.[7]

Obdarzając się miłością, jednocześnie oboje szukali powiernika do rozmów o swoich wcześniejszych miłościach; Dąbrowska – bo nie mogła zapomnieć Mariana, Stempowski – bo szukał potwierdzenia swojej atrakcyjności jako godnego miłości młodej kobiety. Ona powierzyła mu do przeczytania korespondencję z mężem, on – pokazał otrzymany kilka lat wcześniej list miłosny od narzeczonej zmarłego syna, młodziutkiej panny Zofii Jełowickiej, która zakochała się w nim po śmierci Pawła Stempowskiego.

Pisanie listów było dla nich jak nałóg; wysyłali listy, nie czekając na odpowiedź. Zwykle to Stempowski pisał pierwszy, by Dąbrowska znalazła list na stole, jako znak wyprzedzającej, zapobiegliwej pamięci i troski.

Miłość Dąbrowskiej do Stempowskiego, inna niż do Mariana, mogła zawierać też podskórną tęsknotę za ideałem ojcowskiej opieki; czy mamy prawo doszukiwać się tu ukrytego, ujawnionego w relacjach ze Stanisławem kompleksu na tle relacji rodzinnych? Zapewne nie, pisarka być może chciała jedynie złagodzić smętne przekonanie Stempowskiego o uczuciu, które przychodzi po czasie.

Dziś obudziłam się z jakimiś porwanymi słowami jakby modlitwy o Twoje zdrowie i życie. Bądź mi zdrowy, choć miną lata, choćby i najsędziwszy będziesz, ja zawsze przy Tobie uklękam i kochać Ciebie będę jak ojca najdroższego, bo takiego bym Ojca mieć chciała, taki jest ojcem serca mojego – jak Ty, umiłowany mój. (M. Dąbrowska, 14–20 czerwca 1927)

Listy nie były jedynie dowodem pamięci i prostą informacją o sobie; znajdywali w nich dar talentu i mądrości, którymi obdarowywali się hojnie. Stempowski cenił sobie styl życiowej i artystycznej postawy autorki Nocy i dni; o jej listach pisał:

Dają mi one radość obcowania z Tobą i napawają podziwem dla nienasyconej ciekawości do toczącego się przed oczami „świata” i dla bezgranicznej chłonności odbieranych wrażeń, które gromadzą się w Tobie, zachowując swą pierwotną jaskrawość, i tworzą nieprzebrane tworzywo Twojego „eposu”. Ale to jedna strona Twojego talentu. Druga – dla mnie bardziej czarująca – to tajemnica organizowania tego tworzywa przez enchantement „światem”, to nieustanny wysiłek pokonywania życia przez jego afirmację i docierania do jego tajemnego sensu. (S. Stempowski, 19 lipca 1933)

Listy pokazują, jak duże miała Dąbrowska wsparcie przy obowiązkach odciągających ją od pracy literackiej. Stempowski czytał i recenzował książki przysyłane jej przez Ministerstwo Oświaty do oceny kwalifikującej wpisanie na listy lektur szkolnych. Porządkował papiery, sporządził nawet spis przedmiotowo-osobowy manuskryptów i otrzymanych przez Marię listów.

Niezwykłej harmonii intelektualnej, jaka z latami wytworzyła się między nimi, towarzyszyło poczucie bliskości emocjonalnej, którą nieodmiennie deklarowali. Nazwali tę relację „adoracją, ale wzajemną” (S. Stempowski, 22 października 1930).

O pisarstwie Dąbrowskiej

Stempowski zdawał sobie sprawę z mistrzostwa pisarstwa Dąbrowskiej. Był pierwszym czytelnikiem i recenzentem jej prac, oceniając je z perspektywy swojej rozległej erudycji i literackiego smaku. Zanim powstały Noce i dnie, pisał o opowiadaniu Ksiądz Filip:

Jak Ty umiesz te delikatne i nieuchwytne rzeczy prostymi słowy chwytać! Na jednej stronicy odsłoniłaś tę samą najtajniejszą sprawę ludzką, na którą Undset zużyła tyle stronic. Ale to ubocznie tylko. Tak, to powrót do Ludzi stamtąd – powrót do siebie. (S. Stempowski, 21 października 1929)

Listowne narady ze Stempowskim to platforma dyskusji nad techniką twórczą, którą Dąbrowska wybrała intuicyjnie jako najbardziej odpowiadającą jej temperamentowi i sposobowi opisywania rzeczywistości. Miała jednakże wątpliwości, czy jest ona właściwa:

Nie wiem, do czego doprowadzi moja metoda przedstawiania toku zdarzeń za pomocą bezpośredniej akcji i dialogu. To jest metoda uważana za zdobycz nowoczesnej techniki pisarskiej, ale ja posługuję się nią przez niedołęstwo, bo nie umiem opowiadać o negatywach. (M. Dąbrowska, 11 sierpnia 1928)

W listach znajdziemy sporo jej wypowiedzi o własnej twórczości i warsztacie pisarskim. Gdy pisała opowiadanie Oktawia, twierdziła:

Ja nie mam w najmniejszym stopniu zmysłu żadnej syntezy, a nie wiem, skąd mi się wzięła jaka taka umiejętność komponowania nowel w Ludziach stamtąd, gdyż teraz zupełnie mnie ona zawodzi. Potrafię tylko niewolniczo oddawać pewne kawałki rzeczywistości – jedno drugiego się nie trzyma. (M. Dąbrowska, 21 lipca 1929)

Tego rodzaju sądy Dąbrowskiej wydają się bardziej szczere niż te publikowane w wywiadach. Z upływem lat obserwujemy zresztą zmianę perspektywy w ocenie własnego potencjału twórczego. Poczucie, że wyrosła ponad poziom oficjalnych oczekiwań od literatury, jest wyraźne w pierwszych latach powojennych.

Czytelnik listów może śledzić, jak – widziana z perspektywy domowej – toczyła się praca literacka obojga korespondentów.

W rok po śmierci męża Dąbrowska, uciekając w pracę, by oswoić poczucie straty, zaczęła szkicować powieść Domowe progi, będącą pierwszą wersją Nocy i dni. Powrót energii twórczej przypisywała zbawiennemu oddziaływaniu Stempowskiego, o czym napisała w Dziennikach: „Pod jego wpływem zaczęłam z całej siły pisać” (Dz., 1 lipca 1926). Pracowała niemal z furią, nieustannie wspierana zachętami i jego dobrym słowem. Inaczej niż Marian – Stanisław nie tylko dostrzegł w Dąbrowskiej niezwykły, oryginalny talent, ale przede wszystkim uparcie mobilizował ją do wzmożonych wysiłków w pracy literackiej.

Listy Dąbrowskiej, podobnie jak jej Dzienniki, pokazują drogę, którą przeszła jako autorka Nocy i dni, od pierwszych wzmianek („Ja dziś zaczęłam coś gryzmolić około powieści”, Dz., 15 lipca 1926), przez kolejne zwątpienia („Wydaje mi się, że nie zacznę na dobre pisać powieści, póki się z Panem nie naradzę”, Dz., 11 września 1926; „W podglebiu wszystkich myśli nurtuje zażarcie, a bezowocnie rodzina Bogumiła Niechcica”, Dz., 17 lipca 1927), po sukces czytelniczy kolejnych tomów. W korespondencji odnajdziemy zresztą wzmianki o sytuacjach domowych i rodzinnych, które – zyskując postać literacką – weszły do Nocy i dni, jak na przykład fragment o liście wysłanym z podróży, dotyczącym palenia w piecach – odnajdujemy go w powieści jako list Barbary do domu z drogi do Częstochowy i w określeniu „barbaryzm” przeciwstawianym przez pisarkę „bovaryzmowi”.

List Twój ostatni wprawił mnie w dobry humor, i też uśmiechałem się – bo przypomniał mi ową historyczną kartę z wagonu do Władzi o paleniu w piecach. A więc: Na 23 przyjadę nieodwołalnie... chciałabym wyjechać we czwartek lub piątek... poza tym myślę ofiarować jeden dzień... w każdym razie najpóźniej przyjadę w sobotę lub niedzielę. Rozpiętość terminów iście barbaryczna. (S. Stempowski, 17 lutego 1931)

Stempowski był pierwszym czytelnikiem, doradcą i surowym recenzentem powstającej wówczas powieści; lektura listów pokazuje, jak wiele pisarka mu zawdzięczała: nie tylko całe frazy wyjęte z listów i włożone w usta bohaterów, ale też sugestie skrótów, porządek w planie powieści, nazwiskach i imionach bohaterów. Z listów odczytamy, jak znacząca była pomoc Stempowskiego przy ostatecznej redakcji powieści: recenzował, doradzał, kontrolował szczegóły biografii licznych bohaterów i ogólny plan powieści, wreszcie – poprawiał interpunkcję i prowadził korekty wydawnicze wszystkich tomów. „Siedzę nad przecinkowaniem dalszych rozdziałów i jutro rano sam zaniosę na Mazowiecką”[8] (S. Stempowski, 3 grudnia 1931) – pisał do Jaworza, gdzie w tym czasie przebywała Dąbrowska.

Pisarka bardzo liczyła się z opiniami Stempowskiego i zwykle stosowała do udzielanych rad. Zwierzała mu się z kłopotów z organizacją niektórych wątków pisanej powieści, obsesyjnie dbając o prawdopodobieństwo każdego szczegółu. Widzimy, jak konsultowała wątpliwe sytuacje z fachowcami, sprawdzała wielokrotnie.

Dziś dostałam już pierwsze sześć arkuszy wydrukowanych i zdjęła mnie straszna wątpliwość co do rozdziału ze śmiercią Celiny. Czy mianowicie Grubas [doktor Przemysław Rudzki] nie pokpił sprawy. Na skutek jego instrukcji umieściłam szczegół, że Celina przed otruciem dla dodania sobie odwagi piła wódkę, a teraz czytając to, uprzytomniłam sobie, że przeciejodrozpuszczasięwspirytusie!! Piszę dziś w tej sprawie do Grubasa. Jeżeli to jest nonsens, który mi wytkną, to trzeba będzie to poprawić i bodaj na mój koszt wydrukować ten arkusz jeszcze raz! (M. Dąbrowska, 4 lipca 1934)

Zresztą także Stempowski oceniał rękopis powieści pod kątem prawdopodobieństwa psychologicznego i walorów literackich, kwestionując niektóre rozwiązania zastosowane przez Dąbrowską. Nie zawiódł go instynkt, gdy pisał o rozmowie Agnieszki z księdzem Wiadrowiczem:

Młodzieńcza „zadziorność” Agnieszki w dyspucie z księdzem i jej obrona masonerii prawdziwe i wzruszające, ale Ty za nią cięgi dostaniesz, mężna niewiasto. Trochę ta cytata z Apokalipsy w ustach Agnisi nierealistyczna, ale w Braciach Karamazowych Dostojewski wali całą księgę o świętości (Старец Зосима) złożoną z cytat ewangelicznych – prawda, że ją wszyscy przy czytaniu powieści przepuszczają i zapamiętują tylko drastyczną scenę, kiedy trup świętego zaczyna śmierdzieć. (S. Stempowski, 13 lipca 1934)

Stempowski obdarzał towarzyszkę życia swoją mądrością, uczulał na presję, jakiej podlegają osoby wchodzące w życie publiczne, przekazywał jej swój spokój i rozwagę, dyskretnie ostrzegał, chronił. Tę postawę nazywał żartobliwie „sceptycznym ględzeniem człowieka, który z wieku swego jest skazany być widzem” (S. Stempowski, 3 lipca 1934). Po ukazaniu się drukiem Nocy i dni ostrzegał, że

każdy człowiek, kiedy przestaje być prywatny […] i staje się publiczny, wpada w sferę olbrzymiego ciśnienia zewnątrz ciżby ludzkiej i tego, co ona uzna za przyzwoite i dobre i co narzuca i dyktuje swym wybrańcom lub, jak w danym wypadku, ulubieńcom. (S. Stempowski, 2 listopada 1934)[9]

Jak świadczą listy, indywidualna aktywność literacka Stempowskiego miała inny charakter – próbował sił w twórczości przekładowej, publicystycznej, pisał nawet komedię rodzinną[10], był przyjaznym redaktorem artykułów Dymitra Fiłosofowa, konsultował i poprawiał przekłady Marii Czapskiej. Dąbrowska – co ujawniają listy – zawdzięczała mu sporo, gdy podjęła się przekładów opowiadań Czechowa; on dokonał ich tłumaczenia filologicznego, ona rzecz opracowała literacko.

Czechowa zacząłem już tłumaczyć […]. Pisać staram się wyraźnie i szeroko, żebyś mogła temu nadać postać godną Ciebie, bo nie chcę figurować na przekładach, żeby nie naroczyć. (S. Stempowski, 6 grudnia 1950)

Obserwujemy też ogromny wysiłek, jaki oboje włożyli w prace Instytutu Gospodarstwa Społecznego nad wyborem i przygotowaniem do publikacji Pamiętników bezrobotnych, Pamiętników chłopów i Pamiętników emigrantów.

Sądy o literaturze

W korespondencji tej odnajdujemy relacje z lektur, bogato okraszone licznymi cytatami fragmentów ważnych dla Dąbrowskiej i Stempowskiego. Rozległość lektur obojga zadziwia. Prawda, że Dąbrowska była przez kilka lat stałą recenzentką w czasopismach (na przykład w „Głosie Prawdy” Wojciecha Stpiczyńskiego), że dostawała wiele książek od znajomych i zaprzyjaźnionych pisarzy, ale też dobierała inne lektury wedle osobistego klucza: czytała filozofów, socjologów, książki historyczne i społeczno-polityczne, nowości literatury polskiej i obcej, sięgała do klasyki. Przedmiotem stałych dyskusji były artykuły prasowe, zwłaszcza w czytywanych regularnie „Wiadomościach Literackich” i prasie codziennej. Książki i czasopisma podążały za wyjeżdżającym, wysyłane pocztą lub przynajmniej obszernie przytaczane i komentowane.

Wiele miejsca w listach obojga zajmowała literatura współczesna polska i obca. Nie był to katalog nowości wydawniczych, ale przemyślana refleksja nad literaturą, sprowadzająca problem do właściwych rozmiarów. Na marginesie polemiki o Przymierzu z dzieckiem Stempowski pisał:

„Patos autentyczności” też jest równie stary, jak sama sztuka, która cokolwiek chce wyrazić, musi się sycić obserwacją i upojeniem życia. Chwała Bogu, że to znów wraca pod nową nazwą. (S. Stempowski, 29 grudnia 1926)

Podobnie było w przypadku literatury powojennej. Znakomite są zresztą spostrzeżenia Stempowskiego dotyczące zjawisk i tendencji w życiu literackim po 1945 roku. Po odczycie Parandowskiego donosił Dąbrowskiej:

[…] Parand[owski] przytoczył dowcip Boya, że kobiety, które spotkał zawód miłosny, zakładały pensjonat w Zakopanem, albo zaczynały tłumaczyć powieści. Obecnie niebezpieczeństwo najazdu kobiet na tłumaczenia wzrosło, gdyż pensjonatów już nie ma. (S. Stempowski, 27 kwietnia 1950)

W pierwszych latach PRL Dąbrowska została wciągnięta w system przymusowych świadczeń środowiska pisarzy wobec społeczeństwa, które poddawane było intensywnej indoktrynacji. Wiele listów z tego okresu to zdawanie sprawy ze spotkań autorskich, organizowanych byle jak i przynoszących słabe wyniki.

Dostrzec można świetny instynkt historycznoliteracki obojga, łatwość trafiania w sedno problemu, tajemnicę czytanego dzieła. Stempowski, recenzując bez sympatii Popiół i diament Andrzejewskiego, pisał:

Jest to bardzo ryzykowna rzecz, na granicy tuż-tuż koło świństwa, a kosztem tego poruszająca i altera pars. Chodzi o zabójstwo pepeera – en toutes lettres – przez zamachowców obecnie zlikwidowanych, a więc już należących do historii i do innego zagrodowego świata. Ma jednak talent ta glista – chociaż lubi rozwadniać czystą, a niekiedy i brudną wodą. (S. Stempowski, 29 marca 1948)

Z bocznych krzeseł obserwowali związki literatury i polityki. Po uroczystości jubileuszu Staffa Stempowski referował rozmowę z Jerzym Zawieyskim, który właśnie popadł w niełaskę u władz po wypowidzi na zjeździe pisarzy w Szczecinie, jakie „wygłosił na usilne 21błagania marksistów, żeby ożywić nudy unisonowych przemówień”, kończąc sprawozdanie sentencją: „Nie trzeba dawać się kusić panterze” (S. Stempowski, 1 września 1949).

Zamknięte w listach relacje z lektur są cenną materią dla historyka literatury, pokazującą wrażliwość pisarską obojga, ich świadomość społeczną, historyczną, a także psychologiczną. Mamy tu chronologiczny przegląd przeczytanych i przemyślanych książek, otrzymujemy ich krótkie recenzje, często zaskakujące. O Biesach Dostojewskiego Dąbrowska pisała:

Jest to rzeczywiście paszkwil, a nawet cała intryga sklecona w sposób sztuczny i mało przekonywający. Ale lwi pazur psychologa, dotknięcie prawie że chirurgicznie precyzyjne obnaża takie żałosne i straszliwe głębie ludzkiej duszy, że aż dreszcz chwilami przechodzi. Dziedziną Dostojewskiego jest ta straszna dziura w duszy, przez którą jeżeli człowiek stąpi nieostrożnie, to leci w jakąś otchłań męki bez dna. (M. Dąbrowska, 15 sierpnia 1928)

Na kartach listów toczyli spory o literaturze. Po lekturze Krystyny córki Lavransa S. Undset, którą Dąbrowska uważała za „potężne arcydzieło”, Stempowski ripostował, że to „Posępna i okrutna książka”, pokazująca „świat jako kłębowisko robactwa, które ślepa jakaś siła co pewien czas wygniata i niszczy dla niewiadomych celów” (S. Stempowski, 3 sierpnia 1929). Nad przesłanie sagi przedkładał twórczość Conrada: „O ileż dumna postawa człowieka, a nie robaka wobec żywiołu i Losu jest bliższa nam ilepsza np. u Conrada” (S. Stempowski, 3 sierpnia 1929).

Dąbrowska miała słuszne przeczucie dwuznaczności powieści KoestleraCiemność w południe, gdy pisała:

Po uważnym jej przepatrzeniu doszłyśmy obie [A. Kowalska i M. Dąbrowska] do przekonania, że to jest genialnie obmyślone zamówienie społeczne. Świat jest głupi, zwłaszcza zachodni. Ponieważ opisano tam okropności, przyjął to za książkę przeciw. Lecz wczytaj się w nią tylko uważnie. Jestem prawie pewna, że autor jest kolegą tych, których opisał za oświetlonym biurkiem. (M. Dąbrowska, 10 marca 1948)

W listach sporo miejsca zajmują uwagi o muzyce; oboje, niezależnie od stałego uczęszczania do filharmonii, słuchali nadawanych przez radio koncertów symfonicznych, przypominali sobie wzajemnie o ich terminach, recenzowali je, oceniali wirtuozerię wykonawców. Przede wszystkim jednak traktowali muzykę jako oczywisty element swojego życia duchowego, na równi z lekturą książek, bytnością w teatrze, wizytami w muzeach i galeriach sztuki; zdarzało się, że Stempowski wynotowywał i wysyłał Marii terminy radiowych audycji muzycznych. O Symfonii Patetycznej Czajkowskiego usłyszanej w poranku symfonicznym pisał, dając świadectwo potężnego wzruszenia i bardzo osobistego odbioru:

Może dlatego, że przebywam wciąż w kręgu śmierci i że słuchałem jej w skupieniu samotności, wstrząsnęła mną do głębi. […] W dźwiękach tylko można oddać to przeplatanie obydwu sprzecznych elementów uczuć i przechodzenie jednego w drugie, prawie syntezę – i Cz[ajkowski] to uczynił. A plastyki grozy śmiertelnej nie znam równej w sztuce. (S. Stempowski, 18 maja 1930)

Zamiast dziennika

Były okresy w życiu Dąbrowskiej, w których zaniedbywała pisanie dziennika, a jej listy do Stempowskiego z tego czasu zastępują diariusz. Dotyczy to między innymi lat 1931 i 1932, w których skupiła się na pracy nad Nocami i dniami oraz na nawiązanym w 1929 roku romansie z Jerzym Czopem. Kochała Stempowskiego i była do niego przywiązana, jednak nie potrafiła oprzeć się gwałtownemu zauroczeniu poznanym w Jaworzu doktorem. Wcześniej swoje rozterki powierzała diariuszowi, o tej zawikłanej sytuacji pisząc:

Kto by pomyślał, że ja jeszcze raz będę znowu to wszystko przeżywać. Kocha mnie dwu najpiękniejszych z urody ludzi w Polsce […]. I ja ich kocham obu i nie wiem, jak to udźwignąć, jak sobie z tym dać radę. (Dz., 26 czerwca 1930)

Nigdy nie przyznała się Stanisławowi do nowego związku, w listach niezmiennie deklarowała głębokie uczucie, bez wątpienia prawdziwe. Listy jaworzańskie są jednak kreacją; Dąbrowska mija się w nich z prawdą, gdy pisze o tęsknocie i chęci powrotu do domu. Stempowski – wydaje się – świadom był tych uwikłań, ale jego wymówki, ukryte w aluzjach, nie raniły. W czasie gdy romans z Czopem przybrał na sile, Stempowski pisał do towarzyszki życia ze spokojem dojrzałej mądrości:

Czytałem teraz Twojego Hamsuna i myślałem właśnie nad tym dziwnym, dziwnym splotem okrucieństwa i tkliwości, z jakiego składa się miłość. I często tkliwość znajduje swój wyraz w okrucieństwie – i odwrotnie. (S. Stempowski, 14 lutego 1931)

Zakończenie romansu z Czopem nie przyniosło Dąbrowskiej uspokojenia. Rozgoryczeniu towarzyszyło poczucie końca życia intymnego. Zbliżała się do pięćdziesiątki, czuła się stara i wypalona. I choć w Dziennikach deklarowała: „Jestem taka szczęśliwa ze Stachnem” (Dz., 31 sierpnia 1938), w relacjach ze Stempowskim czuła się opiekunką, nie kochanką.

Po raz pierwszy ujawnia się w listach swoista gra, prowadzona przez korespondentów po to, by jak najmniej kłamiąc – jednocześnie nie ranić. Podjęli ją oboje w akcie wzajemnej lojalności i ze świadomością, że to konieczne, że zły czas minie, pozostanie to, co najcenniejsze. Sytuacja taka powtórzy się, gdy Dąbrowska w 1943 roku zwiąże się uczuciowo z Anną Kowalską.

Listy „domowe” z perspektywą społeczną

Maria wyjeżdżała częściej i na dłużej. Siłą rzeczy listy Stanisława dotyczyły więc w pierwszej kolejności spraw domu. W każdym niemal liście wysyłał z Polnej „kroniczki życia polnego” – były to relacje ze zmagań ze służącą, raporty o dostawach węgla, pilnej poczcie jak i informacje o wszystkich gościach, przebiegu i tematach rozmów z nimi, swoich lekturach, wizytach w teatrze, filharmonii, wysłuchanych radiowych audycjach muzycznych. W listach powojennych otrzymujemy zamkniętą w szczególe ilustrację mizerii codziennego życia, w którym wydarzeniem zasługującym na odnotowanie jest kupno kilku pomarańczy. Ale też złośliwe i uciążliwe utrudnienia życia społeczeństwa w prostych, zdawałoby się, sprawach, jak wyłączanie światła za karę czy przymus wykupywania niektórych niepełnowartościowych produktów spożywczych.

Rozstając się na krótko, w listach kontynuowali rozpoczętą jeszcze w domu dyskusję, co bywa kłopotliwym utrudnieniem w lekturze korespondencji, zwłaszcza gdy wątek dotyczył polityki.

Co do opozycji i składania mandatów, to Ty miałabyś rację teoretycznie, gdybym ja nie miał jej praktycznie. Bo w praktyce to nie z dżentelmenami sprawa i nie ma takiej siły, która by zmieniła dalszych na liście do zrzeczenia się. Przecież o to było już tyle kramu. Ci, co przeszli głosami robotników PPS, żeby przejść do B[BW]R, powinni byli złożyć mandaty – a tego nie uczynili. To samo było z „Wyzwoleniem”. A jakże wygląda ten rozłam w Ch[rześcijańskiej] D[emokracji] – przeszli głosami swej partii i za jej pieniądze, a teraz za cenę notariatu dla Smólskiego on ich przeprowadza na podwórko rządowe. W tych warunkach, gdzie nie ma charakteru, a jest nabywca – czysta teoria wyjścia, taka prosta, jest nie do pomyślenia. (S. Stempowski, 7 lutego 1934)

Domyślamy się więc, jak bardzo wydarzenia zewnętrzne absorbowały ich, jak były ważne, skoro nieustające rozmowy i dyskusje w zaciszu domowym toczyły się dalej na odległość. Po zamachu na Bronisława Pierackiego 15 czerwca 1934 roku Dąbrowska relacjonowała Stempowskiemu reakcje przyjaciół na to wydarzenie:

Henryk [Józewski] siedział ze mną dość długo, wypił herbaty, zjadł konfitur –papierosówniepaliliśmy [podkr. MD] – i rozmowa toczyła się, jak możesz sobie wyobrazić. Był w żałobnej opasce, natomiast Wacek [Dąbrowski] przyniósł swoją w kieszeni. Na ulicach coraz więcej widzi się żałobnych opasek. Rosną dwie legendy o charakterze i postaci człowieka, jedna – prywatna, zgodna u wszystkich najbliższych nawet współpracowników, druga oficjalna – uroczysta. (M. Dąbrowska, 21 czerwca 1934)

Czytelnik nie znajdzie w tej korespondencji zbyt wielu wątków ogólnych, dotyczących spraw kraju, społecznych i politycznych, raczej ułamkowe informacje, które należy układać jak puzzle. Sporo listów Dąbrowskiej związanych było z wyjazdami spółdzielczymi po Polsce.

Swoje obserwacje pisarka formułowała tu inaczej niż w publikowanych reportażach; nie kryła zaniepokojenia obserwowaną rzeczywistością i nie wahała się formułować negatywnych ocen. Przykładem jest obecny w korespondencji motyw żydowski, a jego wyrazistość i gwałtowność ocen powoduje niejaką konsternację. Dotyczy to głównie Dąbrowskiej, rzadko Stempowskiego; oboje nie byli wolni od demonstrowania dystansu, czasem wprost niechęci do osób pochodzenia żydowskiego i do kultury tego narodu na różnych jej poziomach. Sądów wyrażonych w prywatnych zwierzeniach z całą pewnością nie powtórzyliby publicznie, w każdym razie publicystyka autorki Dorocznego wstydu jest od nich wolna, choć sprawa żydowska pojawia się w niej kilkakrotnie, gdy pisarka odnosi się do zagadnień ekonomicznych. Nie znała środowiska ortodoksyjnych Żydów, widywała ich w pociągach i w trakcie spółdzielczych podróży po Polsce, obserwowała niechętnie i z estetyczną przykrością jako zbiorowisko ludzi kulturowo obcych – hałaśliwych, cuchnących cebulą i czosnkiem nędzarzy. Miała kłopot z przedstawieniem Żydów w tworzonych właśnie Nocach i dniach; w 1928 roku Stempowski zestawiał na jej prośbę małą antologię przypowieści i aforyzmów żydowskich z okolic Zarzecza, tytułując ją Tako rzecze Szmul Tojer. Dąbrowska znała zasymilowanych, wykształconych Żydów ze swojego środowiska społecznego i intelektualnego, ale i o nich pisała przeważnie bez życzliwości. Związek ze Stanisławą Blumenfeldową i poznanie jej rodziny zachwiały nieco niechętną i zniecierpliwioną postawą pisarki.

W listach Dąbrowskiej, podobnie jak w Dziennikach, niemal obsesyjne było doszukiwanie się etnicznego pochodzenia żydowskiego u spotkanych osób, przy czym towarzyszyły temu mało sympatyczne opisy ich powierzchowności. W jednym z listów z 1933 roku pisarka próbowała zdefiniować antysemityzm, odwołując się do personaliów i dość wątpliwej analogii historycznej. Widziała go na poziomie estetycznym, rasowym i etycznym oraz kategorii „obcy wśród ludzi”.

Jechałam w ścisku żydowskim brudnym i hałaśliwym. Uprzytomniłam sobie w całej pełni, jakim jest podłoże dla antysemityzmu, że leży ono nie tylko w dziedzinie nienawiści rasowej i wstrętu estetycznego, ale i w dziedzinie moralnej. Żyd zachowuje się wszędzie tak, jakby był sam na świecie, i jakby go w ogóle żadne inne stosunki prócz interesów nie mogły łączyć z ludźmi. A gdy je łączą, dyskontuje je niestety jak Mort[kowiczowa] na rzecz swych interesów. Oczywiście są wyjątki, o tyle bardziej jaskrawe i odskakujące, o ile ogólny poziom jest rażącoobcywśródludzi [podkr. MD]. Stary Testament! To samo co hitleryzm – dlatego zawrzała tam taka nienawiść, [Niemcy i Żydzi] są zbyt podobni do siebie. (M. Dąbrowska, 16 października 1933)

Być może określenie „obcy wśród ludzi” jest jedynie niezręcznością językową Dąbrowskiej, jeśli jednak nie – mamy do czynienia ze świadomą intencją podwójnego wykluczenia. Zasadnicze wydaje się używanie przez pisarkę słowa „rasa” (choć w innym znaczeniu niż w ideologii rasizmu), w której kategoriach określiła Żydów. Przejęła je od Wernera Sombarta, którego pracę z 1911 roku pt. Die Juden und das Wirtschaftsleben referowała na łamach „Prawdy” i z którą mentalnie zapewne się identyfikowała[11], uważając, że pewne cechy psychofizyczne są genetycznie przypisane poszczególnym rasom ludzi. Była nieprzychylnie przekonana o wyższej inteligencji Żydów nad innymi nacjami, jednocześnie z rozdrażnieniem przyjmowała akty wysokiej samooceny ze strony osób pochodzenia żydowskiego.

Wydaje się, że autorka ogłoszonego w 1936 roku artykułu Doroczny wstyd, w którym stanowczo i w ostrych słowach potępiała antysemickie awantury, silnie ulegała dość powszechnym w dwudziestoleciu międzywojennym stereotypom na temat Żydów, w prywatnych listach i w Dziennikach pisała o nich niechętnie jako o elemencie obcym lub co najmniej negatywnie odróżniającym się od Polaków. Mamy tu więc do czynienia ze swoistym rozdwojeniem: nie lubiła Żydów, ale gwałtownie protestowała, gdy Polacy dokonywali ekscesów i brutalnej przemocy wobec nich. Być może więc nie Żydów broniła, ale walczyła o etos Polaka[12].

Dąbrowskiej listy z podróży zagranicznych

Stempowski wyjeżdżał z domu na krótko – do rodziny, przyjaciół, do uzdrowiska; po świecie podróżowała tylko Dąbrowska. Jak ujęła to Ewa Nawrocka, autorka obszernej monografii o podróżach pisarki – „lata trzydzieste to prawdziwa eksplozja pasji turystycznej Dąbrowskiej, wyruszającej rok po roku w jakieś ciekawe podróże”[13].

O ile listy pisane z powodu okazjonalnego wyjazdu dotyczyły głównie nieuporządkowanych przed podróżą spraw bieżących, to relacje z okazji wojaży zagranicznych mają swoją osobną poetykę, są zwykle szczegółowe, skupione na opisie widzianych miejsc. Towarzyszą im refleksje związane z miejscem pobytu, jego historią i znaczeniem kulturowym. W przypadku korespondencji niezwykle ruchliwej Dąbrowskiej mamy często do czynienia z niemal gotowymi reportażami. Ewa Nawrocka tak charakteryzowała aktywność Dąbrowskiej:

…była to osoba otwarta na świat, świadomym wysiłkiem osadzająca się w świecie, zwrócona ku przyszłości, twórczo zaangażowana w otaczającą ją rzeczywistość społeczną, polityczną i przede wszystkim kulturową Polski i Europy. Zdolna przy tym do śmiałego wykraczania myślą poza ramy historycznych uwarunkowań obrazu świata i zdająca sobie sprawę z własnego miejsca w świecie i sposobu jego doznawania, przeżywania, konceptualizowania.[14]

W 1927 roku Finlandia, Litwa, Łotwa, Estonia, w 1934 Włochy, Jugosławia, w 1935 wycieczka statkiem „Kościuszko” wzdłuż wybrzeży Morza Śródziemnego – listowne opowieści z większości z tych peregrynacji stały się punktem wyjścia do tekstów ogłaszanych następnie w prasie[15]. Tylko pobyt we Włoszech, dokąd w 1934 wyjechała z Józewskimi, nie zaowocował takimi publikacjami. Wprawdzie był on dla pisarki silnym przeżyciem, a Rzym zrobił na niej „wstrząsające wrażenie”, ale listy stamtąd są raczej powierzchowną relacją z nazbyt uciążliwej podróży, spędzonej w męczącym ją towarzystwie, osoby obarczonej dodatkowo niedyspozycją zdrowotną. Nie sposób stawiać ich w rzędzie relacji włoskich innych pisarzy, na przykład Iwaszkiewicza. Dąbrowska pospiesznie realizowała plan wycieczki, dopisanej w ostatniej chwili do marszruty, bo właściwym celem jej podróży była Jugosławia, dokąd udawała się z ramienia MSZ. Włochy interesowały ją z powodu zabytków, muzeów, dzieł sztuki, które czuła się w obowiązku obejrzeć, ale dopiero w Dubrowniku przytłoczyła ją piękność, która wydała jej się „tak błoga, radosna i zarazem ekstatyczna, wprost nieziemska, jakby miasto i całe wybrzeże było hymnem, chórem aniołów na chwałę Boga przedwiecznego” (M. Dąbrowska, 27 października 1934). W tej podróży szczególnie interesowali ją spotykani ludzie – opisy tych kontaktów zajmują w listach wiele miejsca i dostarczają wiele ciekawych notatek natury obyczajowej i socjologicznej. Dla czytelnika jej relacji z Włoch interesujące jest nie to, co opisała, ale i to, czego nie dostrzegła. Bez głębszej refleksji obserwowała Włochy faszystowskie, które – jak zapisała w Dziennikach – „robią wrażenie czystości nieomal holenderskiej”, i zastanawiała się: „Czyżby to rzeczywiście rządy Mussoliniego doprowadziły do tego stanu?” (Dz., 1 października 1934).

Listy lat wojny i okupacji

Odrębny, swoisty blok to listy z lat 1939–1945. Lektura korespondencji z sierpnia 1939 roku nie wskazuje, by Dąbrowska i Stempowski zdawali sobie sprawę z groźby wybuchu wojny. Pisarka przebywała w Ciechocinku i narzekała na nudę i drożyznę. Sygnały w listach Stempowskiego wiązały się raczej z próbą jej uspokojenia i także nie mówią o świadomości zbliżającego się zagrożenia.

Spotkałem w tramwaju Łubieńskiego Michała z MSZ, pokazałem mu depeszę o mobilizacji w Rumunii i Serbii, ogromnymi literami krzyczącą. Uśmiechnął się i odrzekł, że o tym nic nie wiedzą i że to Niemcy sami rozsiewają trwogę na świecie. (S. Stempowski, 14 sierpnia 1939)

Listy z okresu okupacji są nieliczne, bo rzadko się rozstawali: jeden wyjazd Dąbrowskiej do Lwowa, jej spółdzielczy wyjazd do Bukowiny i dwa wyjazdy Stempowskiego na wieś do przyjaciół – to jedyny czas pisania listów, w których da się wyczytać nieco szczegółów życia pod okupacją niemiecką i radziecką. Po wybuchu wojny, 7 września Dąbrowska i Stempowski wyruszyli do Łucka, gdzie mieszkał Hubert Stempowski, pełniący wówczas funkcję prezydenta miasta. Planowali przedostać się na Węgry. Około 13–14 września podróżowali autem w kierunku Zaleszczyk, by opuścić kraj, jednak po drodze zmienili decyzję i postanowili pozostać w Polsce; powrócili do Łucka, gdzie pozostali do pierwszych dni grudnia. Henryk Józewski relacjonował krótką podróż z nimi:

[W Łucku] Stempowskiego i Dąbrowską znalazłem w podziemnej cerkwi prawosławnego soboru. Był to miejski schron. Odwiozłem ich do mieszkania i tam po naradzie zdecydowaliśmy się jechać na Zaleszczyki. Miałem dobrego buicka, potrzebny zapas benzyny i dobrego kierowcę, mego przyjaciela. Ruszyliśmy szosą dubieńską na Krzemieniec w potoku zmierzających tam aut. […] podjąłem decyzję – z Polski nie wyjadę. Stało się to jasne i oczywiste. Powiedziałem moim towarzyszom o tej decyzji i ofiarowałem im mój samochód. Kierowca zgodził się z nimi jechać. Zareagowali zaskakująco – padli mi w objęcia i oświadczyli, że oni także z Polski nie wyjadą. Stempowski i Dąbrowska zostali w Łucku, ja znalazłem się w Pińsku.[16]

Przez Włodzimierz i Brześć przedostali się do Lwowa. W grudniu 1939 dłużej zatrzymali się w domu Blumenfeldów, czego literacki opis znajdziemy w Przygodach człowieka myślącego. Odwiedził ich tam Gustaw Herling-Grudziński, który także przedostał się do Lwowa.

Długa rozmowa z Dąbrowską i Stempowskim była dla mnie balsamem w ówczesnym Lwowie, na sowieckim poligonie „literackim”, który nowa władza stworzyła z zamiarem selekcji ludzi „dyspozycyjnych”, zalęknionych, gotowych lub przynajmniej skłonnych do serwilizmu, zobojętniałych na klęskę wrześniową, zerkających coraz otwarciej ku Czerwonemu Sztandarowi zatkniętemu na „trupie sanacyjnej Polski”. Od Dąbrowskiej i Stempowskiego usłyszałem to, co tak bardzo wtedy pragnąłem usłyszeć, co przed spotkaniem z nimi słyszałem we Lwowie raz tylko i krótko w zadymionym pokoiku, gdzie Lidia Ciołkoszowa [...] dyskutowała ze swoimi przyjaciółmi politycznymi.[17]

Dopiero w czerwcu 1940 roku udało im się powrócić do Warszawy; odtąd opuszczali Polną rzadko. „Teraz trzeba siedzieć w domu i razem” (M. Dąbrowska, 20 listopada 1941). Nie rozstawali się do połowy 1941 roku, kiedy to Stempowski wyjechał na odpoczynek do przyjaciół do Cegłowa. Tam obserwował transporty wojskowe po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej.

W listopadzie 1941 roku pisarka wyjechała do Lwowa, głównie po to, by odwiedzić Stanisławę Blumenfeldową, pod której urokiem pozostawała od pierwszego wojennego pobytu w tym mieście; między kobietami zawiązały się wówczas więzy emocjonalne, które przewróciły świat uczuć autorki Nocy i dni. Ponieważ Niemcy akurat wstrzymali możliwości cywilnego ruchu kolejowego, Dąbrowska miała kłopot z wyjazdem do domu; udało jej się wrócić dopiero 26 listopada. Choć okupacja nie sprzyjała wojażom, jednak i z tego okresu zachowały się znakomite opisy wyprawy pisarki do Lwowa, pozwalające spojrzeć na losy przyjaciół: Blumenfeldów, Kowalskich, Barbary Wolskiej i innych. Niektórych z nich spotka w kraju po 1945 roku, gdy fala repatriantów z Kresów zostanie przesiedlona do Wrocławia, wśród nich będą Kowalscy i rzesza profesorów Uniwersytetu Jana Kazimierza. W listach tego czasu odnajdziemy tragiczne wieści o rodzinie Dąbrowskiej; o powstańczych losach i śmierci Jadwigi Szumskiej, o wojennych kolejach życia rodziny Stanisława Szumskiego, o angielskich peregrynacjach Bogumiła Szumskiego w Brygadzie gen. Maczka i powojennych jego niełatwych losach po powrocie do kraju. Stempowski natomiast żył w nieustannym niepokoju o osiadłego w Szwajcarii syna, od którego listy dochodziły rzadko, o aresztowane i wywiezione do obozu koncentracyjnego wnuczki bliźniaczki, martwił się też problemami tułającej się po prowincji Marii Stempowskiej.

W nielicznych listach z tego okresu czytelnik odnajdzie przede wszystkim atmosferę okupacyjnej biedy codziennej egzystencji: kłopoty finansowe, trudności aprowizacyjne, ale i tak przyziemne problemy jak nieustająca walka z pluskwami, z czarnym humorem zwanymi przez nich pieszczotliwie „żółwiki”.

Listy powojenne

Listy z pierwszego okresu po wyzwoleniu pokazują obsesyjny strach Dąbrowskiej przed wybuchem kolejnego konfliktu wojennego. Miała poczucie, że świat został dotknięty obłędem; przeżywszy grozę dwóch kataklizmów zbrojnych, panicznie bała się wybuchu III wojny, która wydawała się realna.

Wkrótce listy staną się sposobem przekazywania – jak za okupacji – zakodowanych starannie informacji o losach przyjaciół i znajomych, na przykład ukrywającego się przed policją polityczną Henryka Józewskiego. Tego rodzaju wiadomościom towarzyszyło poczucie niepewności dnia jutrzejszego. Wobec trudnej sytuacji mieszkaniowej, przez kilka lat oboje żyli w strachu przed dokwaterowaniem lokatorów, a nawet utratą mieszkania.

Listy powojenne zawierają też informacje nieco lżejszego kalibru; są często znakomitymi obrazkami z PRL-u, jak opis plaży w Sopocie, na której Dąbrowska obserwowała „plażujący i kąpiący się «świat pracy» – obwisłe kąpielówki, zapadłe piersi, wystające żebra, blade i ziemiste karnacje, kobiece niezgrabne kostiumy kąpielowe z tanich perkalików w kwiatki”, ale także „wypoczęte dobrze odżywione ciała i eleganckie stroiki kąpielowe” mieszkańców Grand Hotelu (M. Dąbrowska, 20 sierpnia 1951). Listy z tego okresu mają znacznie bardziej „domowy” charakter niż korespondencja sprzed 1939 roku. Udręczeni przeżyciami wojennymi oboje początkowo skupiali się na sprawach odbudowania swojej egzystencji, przywrócenia dawnej równowagi. Dla czytelnika nieznającego warunków w Polsce powojennej relacje o codziennym życiu mogą wydawać się nadzwyczaj zabawne lub opisane z przesadą; świadek tamtej epoki rozpozna realia ekonomiczne i społeczne kraju, z trudnością dźwigającego się ze spustoszeń wojennych, dodatkowo gnębionego absurdami nowego porządku. Wtedy jednak były rzeczywistością – nieznośną, odbierającą poczucie bezpieczeństwa i spokój codziennego bytowania. W opisie drobnych szczegółów i utrapień życia widzimy, jak bardzo społeczeństwo było przez władze trzymane w ryzach, kontrolowane, również – na jak bardzo elementarnym poziomie owa kontrola i nakazowość były wprowadzane, jak choćby sprzedaż wiązana produktów pierwszej potrzeby z przymusowym wykupywaniem towarów zalegających w magazynach państwowych.

Z listów wyłania się też stosowany przez nowe władze system służący podporządkowaniu sobie środowiska literatów. Dąbrowska zaznała bardzo szybko finansowej i rzeczowej opieki państwa socjalistycznego. Przyjęła ją bez zastrzeżeń, być może z poczuciem, że zasługuje na wyjątkowe traktowanie.

Otrzymałam 12 tysięcy zasiłku na remont mieszkania, Anna [Kowalska] dostała 3 tysiące zasiłku. Prócz tego dowiedziałam się, że zostałam wciągnięta na listę osób, którymi ma się stale opiekować Państwo w postaci przydziału żywności i odzieży, zasiłku pieniężnego – wszystko stale miesięcznie. […] Wczoraj była pani Konopacka-Kozikowska, która przyniosła nam od Kozikowskiego […] trzy kartyżywnościowepierwszejkategorii [podkr. MD]: dlamnie,dlaAnnyidlaCiebie [podkr. MD]. Będziemy co miesiąc takie karty otrzymywać przez Związek Literatów, a sklep rozdzielczy mamy pod bokiem u Pszonki (ostatnio Klinke). […] Również w kuratorium szkol[nym] przyjęto mnie b[ardzo] dobrze i dano 1500 zasiłku na pogrzeb Jadzi. (M. Dąbrowska, 28 kwietnia 1945)

Potrzeba szczerych kontaktów z bliskimi, zaufanymi osobami wzrastała w miarę jak nasilała się wszechobecna i nachalna propaganda państwowa – w prasie, radiu i na zgromadzeniach publicznych. Stempowski precyzyjnie i z widoczną desperacją definiował sposób dawkowania społeczeństwu nowej doktryny. O oddziaływaniu radia na społeczeństwo pisał, że jest to „podły instrument do ogłupiania ludzi, do ubijania ich na jedną pożądaną dla państwa modłę codziennym wbijaniem w ich uszy i głowy chytrze obmyślanych rzeczy” (S. Stempowski, 11 listopada 1946).

Dąbrowska dość szybko zrozumiała, że nie widzi dla siebie miejsca w nowej rzeczywistości politycznej. Zwłaszcza zbliżająca się ofensywa socrealizmu była dla niej propozycją nie do przyjęcia, ocenianą z poczuciem bezradności oraz przekonaniem, że nie zamierza sprostać wymogom nowej polityki kulturalnej, w polityce tej nie ma zaś racji bytu literatura, której była reprezentantką.

Myślę o tym, że co ja mogę dać ojczyźnie, któraniejestwstanie skonsumować moich wartości. Kto daje rzeczy nad stan swojego kraju, wydaje się być dającym bardzo mało. (M. Dąbrowska, 7 maja 1947)

Wrocław Dąbrowskiej

Ogromny blok korespondencji wiąże się z powojennym wrocławskim adresem Anny Kowalskiej, który na długie miesiące bywał także adresem autorki Ludzi stamtąd. Wyjeżdżając do Wrocławia na wiele tygodni, powierzała Stasiulkowi sprawy codzienne domu, nie zawsze łatwe do prowadzenia, zwłaszcza w trudnych czasach powojennych. Deklarując tęsknotę za domem, zwlekała z powrotem, lekceważąc kłopoty, którym starszy pan zaradzić nie mógł, na przykład sprawy meldunkowe, dokwaterowania lokatorów, formalności podatkowe itp. Nie dziw, że co jakiś czas słał zniecierpliwione depesze, takie jak: „Proszę wracać, czekam z wyjazdem” (S. Stempowski, 13 sierpnia 1946). Jednocześnie miał poczucie, że Maria oddala się w niebezpieczne rejony; zniecierpliwiony, potrafił napisać z wyrzutem: „Ty jesteś w domu gościem!” (S. Stempowski, 20 lipca 1946). Gdy Dąbrowska wyjeżdżała do Wrocławia, życie na Polnej toczyło się własnym rymem, wypełnionym codzienną krzątaniną. Tymczasem dom Anny przy Lindego stawał się dla Dąbrowskiej jakby własnym; tu mogła oddawać się pasjom ogrodniczym, czyszczenie zaniedbanego ogrodu dawało jej poczucie porządkowania życia. Żyła w rozdwojeniu, rozdarta między Stanisławem a Anną, wymyślając powody zwlekania z przyjazdem do Warszawy, oszukując siebie i – Stempowskiego. Niechętnie wracała do domu, a potem pisała do Anny:

Jest prawdą, że uważam go za drogiego przyjaciela, że jestem do niego w jakiś nieważny sposób przyzwyczajona. Ale jatylkoijedynie boję się, abyprzezemnie [podkr. MD] nie umarł na serce. Poza tym nie tylko nie kocham go, ale przeważnie już nawet i nie lubię. Nie cierpię nawet tego rodzaju „sympatyczności”, którą on wszystkich czaruje, choć obiektywnie uważam to za wielką zaletę życiową. (M. Dąbrowska do A. Kowalskiej, 12 stycznia 1946)[18]

Ja, kiedy St[anisław] wchodzi do mojego pokoju, ściskam zęby, żeby nie krzyczeć: „Precz stąd, tu jest tylko miejsce dla Anny”, [zajęty jest] błahymi gospodarczymi sprawami, nie rozmawiam z nim już o niczym. Rekwizyt, sublokator, ceniony obiektywnie. Nic więcej. (M. Dąbrowska do A. Kowalskiej, 17 stycznia 1946)

Wkrótce Stanisław w listach do Anny stanie się „panem Stanisławem”. Polna to także bolesne wspomnienia powstania warszawskiego i śmierci Jadwigi Szumskiej, o czym pisała do Anny Kowalskiej:

Jadzia ściga mnie wszędzie. […] Kiedy ktoś mówi o Jej śmierci, omdlewam wewnętrznie z oczekiwania, że mnie o coś oskarży. Samo to, że osoba, co ją grzebała, przez rok przeszło nie odzywała się do mnie, wydaje mi się wyrokiem potępienia. (M. Dąbrowska do A. Kowalskiej, 19 listopada 1945)

Tylko Ty jedna umiałaś rozpraszać tę straszną chmurę, bez Ciebie potykam się ciągle o ten grób. (M. Dąbrowska do A. Kowalskiej, 20 listopada 1945)

Wrocław to było nowe życie, budowane wprawdzie na gruzach, ale nie na grobach bliskich.

Ja ostatnio „dojrzałam do powrotu” i mam chwile po prostu nostalgii za domem. Uległambłaganiom [podkr. MD] Anny, żeby podarować jej jeszcze ten tydzień. (M. Dąbrowska, 13 sierpnia 1946)

Polna zdaje mi się czarna i posępna i tak pełna tych straszliwych dwu miesięcy powstania. (M. Dąbrowska, 11 listopada 1946)

Ale Wrocław powojenny nie był miastem przyjaznym do mieszkania. Centrum miasta zostało niemal całkowicie zrównane z ziemią pod koniec działań wojennych, ocalały jedynie dzielnice obrzeża. Początkowo zamieszkiwała go głównie ludność niemiecka, czekająca na przymusowe wysiedlenie do Niemiec, stopniowo przybywali Polacy jako przymusowi przesiedleńcy z Kresów Wschodnich (głównie z okręgu lwowskiego) i z Polski centralnej, długo stacjonowały jednostki radzieckie. Faktyczną władzę w mieście sprawowała nie administracja polska, lecz komendanci Armii Czerwonej, współpracujący z dawną lokalną administracją niemiecką, nie zaś z Polakami. Szerzyły się rozboje, rabunki, gwałty i bezprawie. Wielu dawnych mieszkańców miasta pracowało jako służba w poniemieckich domach zajętych przez Polaków. Powszechne było poczucie przymusowej tymczasowości.

Ciekawe, co będzie, jak wszyscy Niemcy wyjadą, bo Polacy tu nie chcą zupełnie pracować. A tu zwłaszcza powinno się pracować, choćby przez samą ambicję, żeby pokazać światu, że potrafimy te ziemie utrzymać choćby w takiej czystości jak Niemcy. Dziś Wrocław jest oceanem chwastów – lebiody i bylice po wszystkich skwerach i wszędzie, gdzie nie ma bruku, po żwirowych alejach, wszędzie tworzą dżunglę wysoką na człowieka. (M. Dąbrowska, 8 sierpnia 1946)

Z listów nie wynika, by Dąbrowska kwestionowała przesunięcie granicy polskiej na zachód[19]. Problemy Wrocławia oceniała raczej z perspektywy elitarnego środowiska uniwersyteckiego, reprezentowanego przez Annę i Jerzego Kowalskich i ich znajomych, których w większości poznała we Lwowie w 1939 roku[20].

„Prawdziwy” Wrocław pierwszych lat powojennych – niebezpieczny, wielonarodowy i wielokulturowy – chyba mało interesował Dąbrowską. Nie znajdziemy w jej relacjach pogłębionych analiz sytuacji. Ale i tak obraz nowopolskiego miasta i problemy jego mieszkańców wyłaniające się z jej listów są nadzwyczaj ciekawe, jak choćby sprawa spisu powszechnego w 1950 roku, szczególnie dramatyczna dla przesiedleńców.

Jest tam rubryka, gdzie się mieszkałoprzedwojną [podkr. MD], przy czym wszyscy, którzy wtedy mieszkali na byłych ziemiach wschodnich, mają podawać, że mieszkali w Związku Radzieckim, co zaznaczono specjalnym odnośnikiem. (M. Dąbrowska, 28 listopada 1950)

Wrocław był dla Dąbrowskiej przede wszystkim miastem, w którym mieszkała Anna, choć oczywiście dostrzegała uciążliwe kłopoty codziennego życia, nie tak znów inne niż w Warszawie. Ze względu na związek z Kowalską miała pomysł przeniesienia się tam na stałe, ale podzielała lęki repatriantów, że tzw. Ziemie Odzyskane zostaną na skutek przewidywanej kolejnej wojny utracone:

Mój Boże, gdybym była pewna, że to zostanie przy nas, na głowie stanęłabym, aby tu na Karłowicach dostać dom z ogrodem, gdzie moglibyśmy przeżyć resztę życia. Nie mam też już sił na dźwiganie mojej rodziny jak dromader. (M. Dąbrowska, 11 listopada 1946)

Odstąpiła ostatecznie od tych planów, gdy profesor Kowalski śmiertelnie zachorował i zachodziła obawa, że po jego przewidywanej rychłej śmierci dom na Lindego zostanie wdowie odebrany.

„Sprawa Anny”

Zaczęła się dla Dąbrowskiej w okresie okupacji niemieckiej, gdy kobiety związały się uczuciowo, ale nabrała dramatycznego wymiaru, kiedy Kowalska zaszła w ciążę. Dąbrowska – jak zaświadcza jej korespondencja z przyjaciółką – była pogrążona w rozpaczy, targało nią poczucie niezasłużonej krzywdy. Jednak dla Stempowskiego miała własną wersję wydarzeń, jakby próbując znaleźć logiczne wytłumaczenie zaistniałej, niezrozumiałej także i dla niej sytuacji.

Biedna Anna–zachowajtowabsolutnejdyskrecjiiniemównikomu, bo to dla niej sprawa wstydliwa i bolesna, padła ofiarą swojej dobroci i „litowania” się nad mężem, którego od dawnaniekocha, i oto rezultat – jest w szóstym miesiącu ciąży. (M. Dąbrowska, 15 lutego 1946)

Emocje wynikające z intymnego związku z Anną przekładały się na treść i stylistykę listów Dąbrowskiej do Stempowskiego, które czasem stawały się jedynie katalogiem poleceń gospodarczych. Stanisław po raz kolejny musiał zmierzyć się z jej emocjonalnymi uwikłaniami i delikatnymi aluzjami, czasami tylko stanowczym słowem dawał do zrozumienia, iż wie, jaka prawda kryje się za jej deklaracjami. W 1946 pisał do Dąbrowskiej do Wrocławia:

Zastanowił mnie również pewien motyw, stale powtarzający się w Twoich listach do mnie z szerokiego świata: „Polna jest najcudniejszym miejscem na świecie”. Właśnie odczytywałem teraz Twoje listy do mnie z Jaworza i z innych piękniejszych miejscowości na świecie – i tamten refren wciąż brzmi. Pamiętam i Twój wykrzyknik po powrotach z podróży: „Po co ja właściwie wyjeżdżałam, kiedy tu tak dobrze!”. (S. Stempowski, 12–16 lipca 1946)

Zdając sobie sprawę z emocjonalnego uzależnienia Marii od Anny, Stempowski wysyłał sygnały świadczące o jego emocjach i wiedzy, ale zawsze dyskretne. „Pozdrowienia dla Mary-Anny”, „Całuję Mary-Annę”. Czasem tylko górę brały u niego rzadko ujawniane zniecierpliwienie, rozgoryczenie i poczucie samotności.

Dramat homoseksualnej miłości, który rozegrał się między Anną i Marią, znalazł swoje świadectwo w korespondencji pisarek z lat 1943–1964, w latach 1943–1946 niezwykle emocjonalnej, w pewnym okresie wypełnionej pretensjami, wyjaśnieniami i zaklęciami, głównie Dąbrowskiej. W listach Marii do Stempowskiego sprawa Anny, a potem też Tuli, toczy się na innym poziomie, często w lekturze zaskakującym. Ze smutkiem i niedowierzaniem czyta się słowa Dąbrowskiej, która próbowała zdyskredytować małżeństwo Kowalskich, odebrać małżonkom oczywiste – wydawałoby się – prawo do współżycia. Wchodzi na poziom plotki, tym bardziej przykrej, że formułowanej dosadnie. Ciąża Anny staje się w słowach Dąbrowskiej faktem przypadkowym, niechcianym i niegodnym.

Pojawienie się Tuli na świecie było dla Marii znacznie trudniejszym problemem niż kontakty Anny z mężem, wobec miłości matki do dziecka była bezradna, a zdawała się oczekiwać wyłączności. „Biedne dziecko poczęte ze wstrętem” – napisze (M. Dąbrowska, 15 stycznia 1946). W jej listach portret Tuli rysowany jest przez dłuższy czas nieżyczliwą kreską; nie wymienia nawet jej imienia, używa słowa „dziecko”, przypisuje jej złośliwe zachowania, animalizuje.

Dziecko Anny robi teraz gorsze wrażenie niż latem, mimo że bardzo urosło. […] Cały dzień od czasu do czasu nie to, że płacze, ale piszczy, skomli, kwili i zawodzi, jak szczenię, kocię czy czajka. Latem śmiało się, teraz nie śmieje się wcale, ma zły i przestraszony wyraz twarzy. (M. Dąbrowska, 14 listopada 1946)

Z czasem, gdy emocje opadną, pogodzona z losem – dostrzeże w nieco już starszej Tuli inteligencję, wdzięk, dziecięcy urok i swoiste poczucie humoru. Pogodzi się z jej obecnością, uzna prawo Anny do miłości do córki; Stempowski – jak świadczą listy – gorąco i z wzajemnością pokocha dziewczynkę jak własną wnuczkę.

Bez wątpienia korespondencję tę dobrze jest czytać równolegle z Dziennikami Dąbrowskiej, a z okresu wrocławskiego – z listami Marii i Anny i diariuszem tej drugiej.W przypadku Dąbrowskiej wiedza o jej uczuciach i sprawach codziennych zamknięta jest w jej Dziennikach, jednak wówczas, gdy robiła dłuższe przerwy w notatkach (na przykład od 27 maja do 17 listopada 1946 roku) – listy do Stempowskiego i Kowalskiej stają się jedynym świadectwem jej życia, rozdartego między Polną a Lindego.

Portrety osób

W listach odnajdujemy relacje o osobach znanych w dwudziestoleciu międzywojennym i po wojnie: pisarze, uczeni, artyści, politycy – postacie z bliskiego i dalekiego kręgu znajomych. Uzupełniają wiedzę o życiu w Polsce zaprzyjaźnionego z obojgiem Dymitra Fiłosofowa, pokazując go jako działacza emigracyjnego, organizatora Domku w Kołomnie, ale i prywatnie, wśród codziennych trosk i kłopotów. Stempowski, proszony przez Marię Czapską, czytał i poprawiał jej przekłady na język polski wystąpień i artykułów Fiłosofowa drukowanych w czasopismach polskich. Dowiadujemy się, jakie były losy lwowskiej rodziny Blumenfeldów, z którymi zaprzyjaźnili się w czasie okupacji, profesorów Uniwersytetu Jana Kazimierza, którzy po wojnie osiedli we Wrocławiu. Obserwujemy lekcję malowania, jaką Dąbrowska, ufna w swój talent, wzięła u Zdzisława Kraśnika.

[Kraśnik] Poczyna sobie rzeczywiście w dość osobliwy sposób, gdyż właściwie prawie nie maluje ręką, tylko puszcza z pędzla olbrzymie kapki kolorowej wody, wyciskając ją niekiedy palcami z pędzla, a potem manipuluje deską, na której papier przytwierdzony, przechylając ją w rozmaite strony, tak by się to w rozmaite esy-floresy rozlewało, potem tu i ówdzie przemyje nieco gąbką, gdzie się za bardzo jedno z drugim pozlewa, kiedy o tyle wsiąknie, że się już nie leje na wszystkie strony, to doda tu i ówdzie parę kresek i plamek pędzlem albo zgoła patykiem. (M. Dąbrowska, 20 czerwca 1939)

Znajdziemy w listach opinie o kolegach po piórze i o ich twórczości, których czasami ani Dąbrowska, ani Stempowski nie wypowiedzieliby publicznie. Można by zestawić spory „alfabet” zawartych w tej korespondencji portretów pisarzy, działaczy społecznych, polityków oraz charakterystyk utworów.

Natkniemy się też na bogactwo anegdot, a nawet środowiskowych plotek, jak relacja o kontrowersyjnej odmładzającej operacji, której jakoby poddać się miał prezydent Mościcki (S. Stempowski, 11 października 1934). Z wycieczki na Litwę, Łotwę i do Estonii Dąbrowska donosiła Stempowskiemu o demonstracji młodzieży TUR-u, która w pociągu na złość Piłsudskiemu, jadącemu tym samym pociągiem do Wilna, „ryczy fałszywie i potwornie brzydko Międzynarodówkę i Czerwony sztandar” (M. Dąbrowska, 24 lipca – 1 sierpnia 1927).

Język listów

Znakomitą cechą tej korespondencji jest literackość listów. Doceni to czytelnik, dostrzegali oboje piszący. Zwłaszcza Stempowski, krygując się nieco z powodu, jego zdaniem, nieudolności własnych listów – nieustannie komplementował Dąbrowską. Być może był to rodzaj adoracji, może forma zachęty do bardziej intensywnej pracy literackiej.

Bez wątpienia język wielu listów Dąbrowskiej zapowiada bogactwo leksykalne i stylistyczne Nocy i dni, jak w zdaniu:„Przepyszne gorąco roztoczyło się nad światem” (M. Dąbrowska, 15 lipca 1926). Jednak zachwyca też znakomity, żywy i dynamiczny styl listów Stempowskiego, jak we fragmentach:

Dziś spałem przy drzwiach i oknach otwartych, w nocy szumiał suchy i ciepły wiatr halny, jak ongi. Strumyk przy bramie szemrał i bełkotał jakieś opowieści i ptactwo, zbudzone wiatrem, pogwizdywało noc całą. (S. Stempowski, 11 czerwca 1928)

[…] od wczoraj wybrało się na iście żniwną pogodę – ranki zamyślone, wieczory o cichych, długo niegasnących zorzach, noce z niebem wysokim i wzniosłym. (S. Stempowski, 13 sierpnia 1928)

Listy Stempowskiego jako forma adoracji intelektualnej same w sobie są żywe, nie zdawkowe, okraszone uroczym dowcipem; tym ostatnim przewyższają listy Dąbrowskiej. Ów „uśmiech na ustach i żart” dotyczył często opisu spotkanych osób, jak na przykład kuracjuszki w Jaworzu, którą Stanisław określił jako „pannę z manierami i długą końską twarzą, z wybitnym aparatem jadalnym” (S. Stempowski, 20 czerwca 1932), ale i codziennych kłopotów czy swoich dolegliwości zdrowotnych.

[A. Zagórska] Nic nie wiedziała o tym, żeś wyjechała w niedzielę. No i że od niedz[ieli] jestem chory. Ma się modlić za mnie. Teraz zdrowie już zapewnione, bo i Olsz[ewska] dziś zawiadomiła mnie, że nie tylko odmawia na moją intencję nowennę, ale zamówiła u jakiegoś nadzwyczajnego księdza mszę. Już w głosie moim wyczuwa skutki tych nadprzyrodzonych zabiegów. (S. Stempowski, 20 stycznia 1938)

Nieobca była Stempowskiemu ironia, z jaką traktował realia Polski powojennej, na przykład Ziemie Odzyskane nazywając „Ziemiami Opuszczonymi” (S. Stempowski, 18 marca 1948). To Stempowski był autorem większości słów i wyrażeń języka domowego, w pełni zrozumiałego jedynie dla mieszkańców Polnej i ich przyjaciół. „Regiony do porządku doprowadzaj, bo są bardzo w życiu potrzebne” – pisał o dolegliwościach kobiecych Dąbrowskiej (S. Stempowski, 15 sierpnia 1930). W listach pojawiają się wyrazy nieistniejące w słownikach polszczyzny, na przykład „kopurs”, „kopursować” (oznaczające wzmożoną energię, aktywność), „kipling” (zdaje się żartobliwe przekręcenie nazwy pikling, oznaczającej wędzonego śledzia) czy „grobiec” jako nazwa ptaka, którego przyrodniczej nazwy nie udało się ustalić. Jak pisała Dąbrowska, wyjaśniając w Dziennikach słowo „klapuster” (masoneria) – Stempowski „zachował przez całe życie dziecięcą zdolność i skłonność do tworzenia na użytek swój i swoich najbliższych własnego, dziwacznego języka” (Dz. III, Uzup., s. 126).

Cenzura listów

Chronologiczną lekturę korespondencji utrudnia fakt, że listy nie zawsze docierały do adresata regularnie. Mowa nie tylko o okresie okupacji, ale też o latach powojennych, gdy były systematycznie cenzurowane, przychodziły więc z wielodniowym opóźnieniem. Uciążliwości cenzury zajmują sporo miejsca w licznych komentarzach do współczesnego życia. Wiadomo, że oboje byli obserwowani w związku z ukrywającym się Henrykiem Józewskim i kręgiem jego współpracowników oraz Jerzym Stempowskim, przebywającym w Szwajcarii, zapewne wchodziły w grę również inne powody, jak choćby ewentualne kontakty Bogumiła Szumskiego, który świeżo wrócił z Anglii.

Niepokoi mnie milczenie Jurka. Ostatni list był zaraz po powrocie z Rzymu 24 stycznia, czyli to już trzeci miesiąc! Coś się z nim dzieje, pewnie jest chory. A może teraz listy nie dochodzą. Przyniósł mi np. listonosz dwa listy (głupie) z Hondurasu. Szły przez Poznań, jak zawsze, na jednym był napis w Warszawie zrobiony, że list ma ślady uszkodzenia. Oba listy miały numery ołówkiem 21 i 22 i doręczył mi za pokwitowaniem, choć nie były wcale polecone. Sprawdziłem na starych kopertach i zobaczyłem numery niższe – 18, 20. Więc snadź mam swoje konto w jakiejś kartotece poznańskiej. Wiosna ludów, braterstwo narodów. (S. Stempowski, 3 kwietnia 1948)

Rzecz jasna, cenzurowane były też ich prace literackie. Z korespondencji dowiadujemy się, że artykułu Dąbrowskiej o powstaniu warszawskim zatytułowanego Trzeźwość i patos nie opublikowano z powodu ingerencji cenzury, których pisarka nie przyjęła. Z tego samego powodu w 1949 roku nie mógł wyjść drukiem planowany tom nowel okupacyjnych Pożegnanie z przeszłością.Wiele mówiący jest wybór z rejestru ingerencji cenzorskich w Pamiętnikach Stempowskiego, zabawnie zestawiony w jego liście, między innymi:

Oto niektóre poprawki cenzora: zamiast dworek – domek; salon wzięty w cudzysłów (nie może być salonu!); firanki koronkowe w dwu oknach – usunięte. Następnieusunięte: 1) scena w salonie z tacą i kawą i gośćmi; 2) dżdżu poprawił na deszczu!; 3) kwitariusze na biurku! (dowód, że ojciec był ziemianin. W ogóle przerobił mi ojca zupełnie!); 4) ustęp o tym, że ojciec pracował w polu wespół z robotnikami (obszarnik, wyzyskiwał robotników zapewne!); 5) strój piastowy przerobił na Piasta. […] i dalej całe stronice usunięte! (S. Stempowski, 18 lutego 1950)

W odpowiedzi na tę wiadomość Dąbrowska pisała z goryczą, zdając sobie sprawę, że nie jest w stanie zrozumieć nowej rzeczywistości i w niej funkcjonować: „Jesteśmy niepotrzebni i musimy się z tym pogodzić, ciesząc się, że pozwalają nam dożyć do końca naszych dni” (M. Dąbrowska, 21 lutego 1950). Niepogodzona z wymaganiami zarządzających literaturą i polityką kulturalną, była gotowa porzucić twórczość artystyczną na rzecz jakiegoś prostego, pożytecznego zajęcia, choćby ogrodnictwa (M. Dąbrowska, 22 lutego 1950).

Listy jako przypadek edytorski

Szczególną (także edytorską) sytuacją był fakt, że Dąbrowska, po upadku powstania warszawskiego przebywająca w Dąbrowie Zduńskiej, przepisywała swoją korespondencję z mężem i Stempowskim, dokonując przy tym istotnych zmian. „Wstajemy późno − Po śniadaniu i sprzątnięciu − przepisuję dalej listy nasze. Na dole Rosjanie grają na harmonii” (Dz., 26 stycznia 1945). Czyniła to nie tylko, by korespondencję ocalić, ale też – przygotować ją do publikacji. Włączyła do tego bloku także listy, których nigdy nie wysłała, a nawet fragmenty Dzienników utrzymane w konwencji listu (zapiski w Dziennikach z września 1926 roku), które również nie zostały wysłane pocztą, więcej – nie wiadomo, czy autorka przekazała je adresatowi. Można przypuszczać, że tak się nie stało, formuła listu została zaś nadana znacznie później, w trakcie przepisywania. Powodem włączenia ich do zespołu niniejszej korespondencji było istnienie wersji maszynopisowych, sporządzonych przez Dąbrowską na przełomie 1944 i 1945 roku w Dąbrowie Zduńskiej, zawierających także listy utrwalone w diariuszu. Spośród siedmiu notatek dziennikowych skierowanych do Stempowskiego jedna zasługuje na szczególną uwagę. W dwóch zdaniach, datowanych 9 września 1926 roku, a później skopiowanych, Dąbrowska pisze:

W tych dniach pierwszy raz śniłeś mi się, Paneczku, nie chory, zdrowy i wesoły. Stałeś i śmiałeś się swoim śmiechem fauna i trzymałeś mnie na rękach, tak jak raz było. (9 września [1926])

W Dziennikach odnajdujemy notatkę podobnej treści:

W tych dniach pierwszy raz śnił mi się St. Nie chory. Zdrowy, wesoły. Stał i śmiał się swym śmiechem fauna i trzymał mnie na rękach, tak jak raz było. St. jest już w Warszawie, ale jest tak rozbity swoją chorobą, że zupełnie tragicznie bierze naszą przyjaźń, rozpacza, że „minął się ze mną w czasie”. (Dz., 9 września 1926)

Nie wiemy, który z zapisów powstał jako pierwszy – czy dwuzdaniowy list został przepisany do Dzienników, czy też kolejność była odwrotna. Edytorka podjęła jednak decyzję o włączeniu tej i sześciu podobnych wstawek do niniejszej publikacji, wychodząc z założenia, że taka była intencja Dąbrowskiej, choć ma świadomość, że być może czyni odstępstwo od dokumentu na rzecz kreacji literackiej, jesteśmy bowiem pewni, że pisarka chciała, by jej korespondencja została pośmiertnie opublikowana. O takiej jej woli świadczy fakt, że sposobiła listy do druku. Sporządzając odpis maszynopisowy, Dąbrowska opuszczała niektóre kąśliwe uwagi dotyczące bliskich i przyjaciół lub – jej zdaniem – mało ciekawe opisy ich sytuacji rodzinnych. Jednak zdarzało się, że pomijała niemal cały list informujący o codziennych sprawach i przepisywała tylko akapit odnoszący się do pracy literackiej. Odpis maszynopisowy jej listu z 6 września 1928 roku zawiera jedynie dwa zdania wyjęte z oryginału: „Dziś zaczynamnajostatniejszy (już po rozpadnięciu się na cztery) rozdział pierwszej części”; „Ten ostatni rozdział jest XXVIII”. W sytuacji gdy zachowały się rękopis i jego skrócona wersja, podstawą edycji jest manuskrypt, opatrzony komentarzem dotyczącym opuszczeń i zmian.

Listy Marii Dąbrowskiej, podobnie jak jej diariusz, są przede wszystkim arcyciekawym świadectwem jej życia prywatnego, zawierają też komentarze odnoszące się do bieżących wydarzeń społecznych, politycznych, kulturalnych oraz liczne wypowiedzi i relacje na temat własnej twórczości, to materiał równie frapujący jak opublikowane wcześniej Dzienniki. Wydawanie kolejnych zespołów listów ma ogromne znaczenie dla rozpoznania niezbadanych aspektów życia i twórczości obojga korespondentów, zawiera niewypowiadane publicznie sądy i oceny, jest też swoistym zapisem życia społecznego i politycznego XX wieku, daje sylwetki przyjaciół i znajomych, w tym ludzi z pierwszych stron gazet i pierwszych rzędów sali sejmowej. Oboje korespondenci byli osobami funkcjonującymi w szerokim kręgu towarzyskim, oboje też mieli przemożną potrzebę dzielenia się swoimi wrażeniami i myślami.

Trwająca prawie trzydzieści lat wymiana listów Dąbrowskiej ze Stempowskim wpisuje się w nowy, oparty na diariuszach i epistolografii nurt badań nad jej życiem i twórczością, zapoczątkowany serią kolejnych wydań jej Dzienników w opracowaniu Tadeusza Drewnowskiego, a następnie kolejnymi edycjami jej korespondencji.

Opis zbiorów

Oba zespoły listów, rozdzielone między Muzeum Literatury i Dział Rękopisów Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, liczą łącznie 1052 jednostki. Jak wspomniano wyżej, w 186 przypadkach są to istotnie przeredagowane (opuszczenia fragmentów tekstu) maszynopisowe wersje listów z lat 1926–1939. Oprócz tego istnieje 12 rękopisowych odpisów listów Dąbrowskiej wykonanych przez Stempowskiego, także skróconych i stylistycznie poprawionych, nadto odpisy 11 listów Stempowskiego do Dąbrowskiej z 1933 i 1935 roku. Odręczne poprawki na części maszynopisów zostały wprowadzone ręką pisarki, na innych – Stempowskiego. W tej sytuacji raczej nie uda się ustalić z całą pewnością, kto był autorem wariantów maszynopisowych i decydował o opuszczeniu fragmentów listów; być może czynili to oboje, po uprzednim uzgodnieniu zasad przepisywania.

Zespoły te są stosunkowo kompletne – tylko nieliczne listy zaginęły. Korespondencja ta jest szczególnym wyzwaniem edytorskim, przede wszystkim ze względu na jej rozległość, ale też stan zachowania rękopisów oraz nieczytelny dukt pisma Dąbrowskiej, z czasem także Stempowskiego, który ubolewał: „Coś mi się stało, że nie mogę, pomimo najlepszej chęci, pisać dużymi literami. Tak pisał drobniutko pod koniec życia Limanowski Bol.” (S. Stempowski, list z 9–11 lutego 1950).

Niektóre listy pisane były przez kilka dni z rzędu, stając się swego rodzaju małą kroniką wydarzeń czy dziennikiem. Ale bywało i tak, że korespondenci wysyłali po kilka listów lub kart pocztowych jednego dnia. Oboje numerowali wysyłane i otrzymywane listy, choć rejestry te zawodziły; numery myliły się, a listy czasami ginęły. Kłopoty związane z oczekiwaniem na spóźniający się list Stempowski podsumował w swoim stylu:

Zastałem dziś w domu twoich trzy karty (jedna do Władzi) pisane w chwili wyjazdu z Dubrownika, tj. 4 XI, a więc doszły na piąty dzień. Jeżeli i moje tak samo idą, to odpowiada się na każde pytanie dopiero po dziesięciu dniach. To coś tak jak z żyrafy, która gdy zamoczy nogi na jesieni, to dopiero na wiosnę dostaje kataru. (S. Stempowski, 8 listopada 1934)

Rozległość chronologiczna tej korespondencji jest imponująca – obejmuje okres od apogeum Niepodległej, poprzez koszmar II wojny, po szarzyznę i mroki komunizmu. Obcujemy z żywym świadectwem wydarzeń historycznych, oglądanych i ocenianych przez dwie wybitne indywidualności. Z punktu widzenia pracy literackiej Dąbrowskiej obserwujemy w listach jej dojrzewanie jako pisarki, od sukcesu Ludzi stamtąd i Nocy i dni po nietrafione próby stworzenia nowej panoramy życia inteligencji polskiej w Przygodach człowieka myślącego, drukowanych w prasie we fragmentach od 1950 roku.

„Bardzo Ci wdzięczny jestem za Twoje listy, kiedyś zrobisz z nich piękną rzecz, bo wrócę do Ciebie po mojej śmierci” – napisał Stempowski w liście z 21 lipca 1933 roku.