Listy. Tom II 1931-1944 - Maria Dąbrowska, Stanisław Stempowski - ebook

Listy. Tom II 1931-1944 ebook

Maria Dąbrowska, Stanisław Stempowski

0,0

Opis

Przygotowany do publikacji tom stanowi ważne dopełnienie wiedzy o życiu i twórczości Marii Dąbrowskiej, domyka też znacząco obraz jej korespondencji. Zebrany tu materiał epistolograficzny ma charakter wyjątkowy przede wszystkim ze względu na swoją obszerność (listy pochodzą z okresu prawie 30 lat), charakter relacji korespondentów, a także ze względu na niezwykły splot w tych zapisach literatury i życia. W korespondencji dwojga wybitnych intelektualistów i wieloletnich partnerów życiowych codzienność przeplata się z wysokiej próby refleksją o literaturze i kulturze, wyłaniające się stąd portrety korespondentów otoczone są przez wyraziste portrety ludzi im współczesnych z różnych środowisk i różnych egzystencjalnych traktów. Listy wymieniane między Marią Dąbrowską i Stanisławem Stempowskim są najważniejszym i najciekawszym zespołem korespondencji autorki "Nocy i dni". Mimo że minęło ponad pół wieku od jej śmierci, nie są znane ani szerokiemu kręgowi czytelników, ani nawet literaturoznawcom.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 1348

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opracowała, wstępem i przypisami opatrzyła Ewa Głębicka

Redakcja naukowa Andrzej Piotr Lesiakowski

Recenzentki Ewa Kołodziejczyk, Ewa Paczoska

Redakcja i indeks Andrzej Piotr Lesiakowski

Korekta Magdalena Szczepańska

Projekt typograficzny, łamanie i projekt okładki Robert Oleś / d2d.pl

Edycja opracowana w ramach projektu UMO-2011/01/B/HS2/03285, finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

© Copyright by Fundacja Akademia Humanistyczna, 2022

© Copyright by Instytut Badań Literackich PAN, 2022

© Copyright by Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską. Oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, 2022

© Copyright by Ewa Głębicka, 2022

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-66076-29-7 (całość)

ISBN 978-83-67637-01-5 (t. 2)

ISBN 978-83-962896-9-8 (t. 2)

Listy

1931

338 Stanisław Stempowski [Warszawa, 28 stycznia 1931]

28 I 31, rano

Oczywiście, powróciwszy z dworca do domu[1], ujrzałem znalezione przez Władzię na kanapie – pastę do zębów i jeszcze coś. Dołączyłem do tego zapomnianą bawełnę do cerowania pończoch, zrobiłem paczuszkę, którą Władzia zaraz niesie na pocztę wraz z siedmioma paczkami do Heli (3), Stasia (3), Jaworza (1). Oczywiście nic a nic nie zdziwiłem się, ani zgorszyłem, owszem, ucieszyła mnie ta normalna „rejterada” i okazja do myślenia o kochanej figurce jako o czymś b[ardzo] swoim.

W liście od Zabojeckiej oczywiście znalazłem znów ustęp o Tobie, który wynotowuję – niech idzie do zbioru trofeów: „…przeczytałam Jej artykuł[2] o godz. 3 w nocy z piątku na sobotę. Miałam do Niej pisać, gdyż wrażenie artykuł ten uczynił na mnie ogromne, jak dawno nic. Jakże chciałam jej to wypowiedzieć. Tymczasem nazajutrz sama mi nr przysłała. To nie pióro Stasia [Posnera], to jej geniusz, jej diapazon kulturalny i uczuciowy stworzył to arcydzieło. Ale nic dziś nie mogę pisać – tylko do Ciebie co najwyżej”. A w końcu listu dodaje: „podziękuj p. Dąbr[owskiej] – tymczasem, bo chcę i muszę do Niej napisać”[3].

Książki Twoje dziś sam Jej wyślę. Skarży się, że b[ardzo] cierpi i nie sypia[4]. List rozpaczliwy.

W tej chwili stary wymizerowany listonosz przyniósł dwie paczki książek z Min[isterstwa] Ośw[iaty], złożone na kanapie. Listów żadnych ani telefonów.

Pisz Barbarę, gazet nie czytuj, listów do nikogo nie pisz. Zamknij się w sobie – to jest termin już ostateczny. Jeżeli wrócisz z nieskończonym tomem I do druku, wyniosę się na Sienną. A może tylko tego chcesz? Całuję

St.

BUW, rkps nr 1389, k. 51. List bez koperty; maszynopis.

[1] Stempowski odprowadzał Dąbrowską na pociąg; pisarka jechała do Jaworza w towarzystwie Jerzego Czopa, który przyjeżdżał do Warszawy w sprawach uzdrowiska. Już w Jaworzu notowała w dzienniku: „Przyjechałam, aby sprawdzić na sobie ostatecznie te uczucia – i – niestety – nic we mnie już dla niego nie ma, a i w nim chyba dla mnie” (Dz., 1 lutego 1931), a w kilka dni później: „Wszystko wróciło napowrót i toczy się z podobieństwem do wzajemnego szczęścia. Widać tak już być musi. […] I piszę mimo wszystko. Porzuciłam wszystkie dalsze tomy i piszę nowy tom pierwszy w istnym natchnieniu – młodość Bogumiła i Barbary” (Dz., 20 lutego 1931).

[2] Mowa o artykule Dąbrowskiej dotyczącym sprawy brzeskiej pt. Na ciężkiej drodze, „Wiadomości Literackie” 1931, nr 4, s. 1. Wypowiedź ta była ostrą krytyką sfer rządowych, szerzej traktowała o moralnym wydźwięku wydarzeń politycznych zachodzących w Polsce. Pisarka przypomniała hasło rewolucji moralnej z 1926 r. i nawiązując do tzw. sprawy brzeskiej, zwróciła uwagę na jego dewaluację. Odniosła się do wypowiedzi J. Piłsudskiego: „W wywiadzie udzielonym dn. 27 sierpnia 1930 r. marszałek Piłsudski powiedział z powodu naszej konstytucji, że jest ona czymś w rodzaju «kiepskiego bigosu», w którym «zgniła szynka jest dla pana prezydenta, a posłom zostaje niedokiszona kapusta». Zastrzegając, że nikt nie może podawać w wątpliwość całościowej troski marszałka Piłsudskiego o dobro narodu, – musimy przyznać, że wykonawcy jego idei pojmują tę parabolę w sposób narzucający pytanie: «a co zostaje dla społeczeństwa, dla którego konstytucja przede wszystkim jest pisana?»”. Uznając, że społeczeństwo musi czasem ograniczyć swoje prawa dla interesu państwa jako całości, przestrzegała z pozycji obywatelskiej: „Sumienie społeczne musi wyczuwać, że zło jest w miarę możności zmniejszane i usuwane na rzecz szlachetniejszych, bardziej honorowych metod rządzenia i działania. Pojemność ludzka na dziejące się pokątnie zło, na ciemne kulisy życia zbiorowego jest ograniczona, a cierpliwa odporność, wystawiana zbyt często i zbyt długo na próbę, na koniec urywa się w nieprzewidzianym miejscu, na nieoczekiwanym, z ubocznych tylko względów bardziej strasznym niż inne wydarzeniu. I gdy spodem szumnych frazesów mocarstwowych idą (pomijając powszechne w całym świecie pogorszenie się spraw gospodarczych) takie rzeczy, jak stosowanie z reguły tortur i znęcania się w urzędach śledczych, upadek niezawisłości sądów, nadużycia ekspedycji karnych w Małopolsce i wreszcie Brześć; gdy obywatel w Polsce może być nie tylko pomału obierany ze swobód, ale może być nadto przez każdego uzbrojonego przedstawiciela władzy bezkarnie poniewierany; gdy tzw. «opanowywanie terenu», tj. skłanianie ludzi oraz instytucji społecznych na stronę rządu osiąga się w całym kraju środkami mocno niewybrednymi, – nic dziwnego, że sumienie zaczyna się niepokoić. […] Tymczasem władze i komeraże między nimi stały się środkiem i celem same w sobie i same dla siebie, a wzgardzone społeczeństwo stało się tylko umożliwiającym te partię gry, bacznie inwigilowanym «robotem»”. Zadawała dramatyczne pytania: „Czy rząd i jego stronnicy, walcząc z partyjnictwem, nie przeobrażają się sami w partię, zdążającą nadto ku temu, od czego chcieliśmy się pięć lat temu ocalić? Czy słuszna walka ze swawolą nie przeistacza się w walkę z wolnością i z człowiekiem? Czy dla dobra i sprawności państwa jest konieczne, żeby czwarty czynnik ustroju państwowego, człowiek indywidualny i jego życie, utraciły w ogóle wszelki sens, wartość i godność? Czy maszyna państwowa, zgarnąwszy pozornie i formalnie w swoje tryby wszelkie dziedziny życia i operując niby to masami i wielkimi cyframi, nie utraciła w gruncie rzeczy łączności z prawdziwym życiem narodu, z jego duszą? I czy nie kołacze w próżni, tkając powietrze, jak warsztaty w bajce Andersena o nowych szatach cesarza?»”. Odniosła się wprost do sprawy Brześcia: „Nie odwracajmy uwagi od istoty zagadnienia. Nikt nie neguje tragicznych konieczności racji stanu. I jeżeli Brześć wywołał tak słuszny gniew, to dlatego, że choć nie uśmiercono nikogo, stała się tam rzecz gorsza niż wydanie wyroku śmierci na przeciwników politycznych. Postępowano tam tak, jakbyśmy nie byli narodem, nie już rycerzy, a choćby przyzwoitych ludzi, – ale jakbyśmy byli narodem duchowych ekonomów. […] Traktowanie, zarówno więźniów w Brześciu, jak bitych i upokarzanych w niesłychanie wymyślny sposób Ukraińców przy pacyfikacji Małopolski Wschodniej, która to sprawa czeka na swoje «oskarżam!», – traktowanie to nie przynosi chluby naszej ojczyźnie i pozostawia nieuleczalny uraz w duszy każdego, komu się te rzeczy stały wiadome”.

[3] List M. Zabojeckiej do S. Stempowskiego z 26 stycznia 1931 r., BUW, rkps nr 1559, k. 201.

[4] Zabojecka była w złym stanie nerwów po śmierci brata.

339 Maria Dąbrowska [Jaworze, 28 stycznia 1931]

28 I 31, 11 rano

Odbyłam już ranny spacer ścieżką koło Steklowej, rozłożyłam Barbarę i nim zacznę pracę, spieszę z Tobą podzielić się wrażeniami. Najpierw jednak rzeczy, których zapomniałam wziąć, więc bawełna do pończoch i nie wiem jakim cudem, zapewne przy kilkakrotnym przepakowywaniu, zostawiłam moją pastę Kolynos do zębów, którą byłam już miała, więc o ile będziesz coś wysyłał, to mi ją też przyślij – jeśli znajdziesz na stole lub w łazience. Książkę Chłopi w Sowietach[1] wzięłam ze sobą, napisz, czy mam ją odesłać Tobie, czy też posłać wprost do Zarzecza? Ja całą drogę nie mogłam się oswobodzić od myślenia o sprawach publicznych. Moi towarzysze podróży zmieniali się w ciągu drogi, ale wszyscy czytali pisma rządowe. Byli to wszystko Żydzi wyglądający na kupców lub spekulantów w rodzaju tego, co z nami jechał do Krakowa. Jeden tylko, ten, co wyjechał razem z Warszawy i siedział naprzeciwko mnie przy oknie, podobny do Miedzińskiego[2] i do Furmanika[3], wyglądał „konfidencjonalnie” – jechał za legitymacjami. Wszyscy zostawili swoje gazety, więc do końca podróży trułam się parszyweńką, kłamliwą i bezmózgą mową Sławka, wychwalaną jako nie wiem już który cud świata, oraz „nieobyczajnym śmiechem duchowych ekonomów nad większością narodu wziętą za pysk”[4]. Twój Poczętowski[5] m[iędzy] innymi powiedział, że w żadnym kraju cywilizowanym nie wierzono by relacjom więźniów politycznych – to tylko my, wskutek długoletniej niewoli, mamy taki respekt dla więźniów politycznych. W „Ekspresie Czerwonym”[6] znalazłam artykuł o posiedzeniu Rady Miejskiej podpisany A.B., a w nim taki ustęp: „Przypadek zrządził, że pomiędzy radnymi reprezentującymi różne zawody znalazł się jeden człowiek, jakiego nie posiada żadna rada miejska w Polsce, Juliusz Kaden-Bandrowski, artysta, wielki pisarz. K[aden-]B[androwski] rzadko się udziela pracom Rady. Gdy jednak zdecyduje się zabrać głos – przykuwa uwagę wszystkich, panuje niepodzielnie nad salą. Jego słowa nadają myślom życie, jego wyobraźnia staje się wyobraźnią słuchacza, lekarzy, buchalterów, inżynierów, adwokatów i robotników siedzących na ławach, reprezentujących różne obozy polityczne, Kaden odrywa od rzeczy przyziemnych i małych, i zapala do rzeczy wielkich”.

Stawiał on wnioski dotyczące subsydiów dla bibliotek i w sprawie opery, itd. Głosowanie nad nimi miało być nazajutrz, ciekawa jestem, jak wypadło. Swoją drogą muszę przyznać, że Kaden jest typowym człowiekiem doraźnego sukcesu – nie pamiętam, aby gdziekolwiek nie przeprowadził swojego wniosku, jakkolwiek by on wyglądał.

W Bielsku na stacji czekał na mnie sekretarz – doktor skaleczył się w palec, dostał wrzodu i gorączki, rękę nosi na temblaku i jeszcze bardziej niesporo się porusza niż dotąd. Jaworze zastałam w olbrzymim śniegu, ale w takim, który pokrywa czapami i smugami wszystkie drzewa, ale i tu odwilż i pewno wszystko to staje. Już się urządziłam i jest mi dobrze, ach, byle tylko pracę naprzód posunąć. Znajdź mi w tym tomiku Norwida, który nosi tytuł Autoportret, wierszyk na temat „Sukces i zwycięstwo”[7], przepisz mi. Jest to krótki wierszyk, bodaj czy nie czterowiersz.

To chyba na razie wszystko, aha, nie zapomnij rozmówić się z Rostkonią, tel. 20905, że nie w poniedziałek, bo święto (w te dwa święta mają tu być zawody narciarskie). Mnie już wczoraj od razu wszystko, co mi Rostkonia włożyła, wyleciało, i ząb boli.

Władzia niech przesyła książki, a te, które jej zostawiłam wyjeżdżając, niech zaniesie do Zośki Józkowej, Naruszewicza 16. Jedzie się jedynką lub 19-tką do ostatniej stacji przy gimnazjum Giżyckiego[8]. Prawie naprzeciwko przystanku, na prawo jest deseczka z napisem ulica Naruszewicza. Jest to jeszcze ścieżka w polu, z daleka widać kilka domów białych, w jednym z nich, bodaj czy nie w pierwszym na I piętrze, na lewo ze schodów, mieszka Zośka.

Całuję Cię, trzymaj mnie au courant tego, co się dzieje w domu i w świecie.

M.

28 I 31

[Dopisek na marginesie pierwszej strony:]

Paschalski[9] powiedział o mowie Sławka „mowa ta, która już w tej chwili przechodzi do historii…”.

Muz. Lit., sygn. 2050, t. II, k. 104–105. List bez koperty; rękopis.

[1] Chodzi o książkę: S. Przybyłowski, Chłopi pod panowaniem bolszewickim. Notatki, wrażenia i refleksje z pobytu w Rosji Sowieckiej, Warszawa 1930 (wyd. 2 Przemyśl 2001).

[2] Bogusław Miedziński (1891–1972), polityk, publicysta, pułkownik, bliski współpracownik J. Piłsudskiego. W czasie I wojny światowej służył w Legionach Polskich i Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), w latach 1918–1922 w Wojsku Polskim; był m. in. szefem Oddziału II Informacyjnego Ministerstwa Spraw Wojskowych. W latach 1922–1938 był posłem na sejm, w latach 1938–1939 senatorem i marszałkiem senatu. W 1922 r. związany z PSL „Piast”, w latach 1923–1927 z PSL „Wyzwolenie”. Należał do współorganizatorów przewrotu majowego w 1926 r. W latach 1928–1935 członek Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR), a od 1939 r. jednen z naczelnych działaczy Obozu Zjednoczenia Narodowego. Był czołowym publicystą i organizatorem prasy rządowej, m. in. w latach 1926–1927 zastępcą redaktora naczelnego „Głosu Prawdy”, a w latach 1929–1932 redaktorem „Gazety Polskiej”, współtwórcą koncernu Dom Prasy SA. Od 1939 r. przebywał na emigracji, najpierw we Francji, a od 1940 r. w Wielkiej Brytanii.

[3] Stanisław Furmanik (1896–1972), teoretyk literatury, tłumacz, autor licznych prac z dziedziny wersyfikacji, edytor, członek komisji Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego (MWRiOP) do wyboru książek zalecanych dla szkół, w której pracowała też Dąbrowska.

[4] Po wyborach brzeskich 4 grudnia 1930 r. Walery Sławek po raz drugi stanął na czele rządu, prowadząc taktykę konfliktu z opozycją; forsował ustawy, które de facto wprowadzały elementy systemu autorytarnego w państwie (m. in. pod pretekstem zagrożenia państwa) i utrwalały wpływy obozu sanacyjnego.

[5] Julian Wincenty Poczętowski (1880–1938), senator. Ukończył prawo na uniwersytecie w Kijowie, studiował następnie nauki społeczne w Brukseli i Paryżu. Działał w Partii Pracy, której został prezesem. Wchodził w skład Rady m. Warszawy. Z ramienia BBWR był członkiem senatu II i III kadencji. Publikował artykuły dotyczące zagadnień gospodarki.

[6] Wspomnianego artykułu nie udało się zlokalizować.

[7] Chodzi o wiersz Omyłka: „Sukces bożkiem jest dziś – on czarnoksięstwo // Swe rozwinął jak globu kartę; // Ustąpiło mu nawet zwycięstwo // Starożytne wiecznie coś warte! // Aż spostrzeże ten tłum u swej mogiły, // Aż obłędna ta spostrzeże zgraja: // Że – zwycięstwo wytrzeźwia ludzkie siły, // Gdy sukces i owszem – rozpaja!…” (C.K. Norwid, Autoportret, przyp. i posł. R. Zrębowicz, Warszawa 1922, s. 19).

[8] Gimnazjum Władysława Giżyckiego mieściło się przy ul. Puławskiej 113.

[9] Franciszek Julian Paschalski (1889–1940), wybitny adwokat, współpracownik J. Piłsudskiego, działacz obozu sanacji, wolnomularz.

340 Stanisław Stempowski [Warszawa, 30 stycznia 1931]

30 I 31

Piszę z biura, dlatego wiersza Norwida nie posyłam, uczynię to w następnym liście. Posyłkę już pewnie otrzymałaś, Ty miła Zapominajko. Dziś dostałem list[1], który Ci posyłam – wyjąłem z koperty, gdyż nie właził do mojej.

Siedem paczek Władzia wysłała nazajutrz, prostymi pozycjami wraz z ósmą dla Ciebie kosztowało aż 5 zł. Takie śmiecie! Do Józkowej odeślę jutro. Dziś przyjechał tu rano na Sienną Hub, będzie na obiedzie z Jurkiem o 2-ej. Spodziewam się i Lucjana Niemyskiego. Jutro wieczorem rozjadą się, powziąwszy decyzję[2]. Będę tedy miał wypełnione te dwa dni sprawami niewesołymi. Podobno i Henryk [Józewski] dziś przyjechał. Słowem, życie nie zostawia nas w spokoju. PrzybyłowskiegoChłopów, skoro Ci będzie niepotrzebny, odeślij wprost do Zarzecza (Hubert St[empowski], sk. p. 51, Włodzimierz), tylko w poleconej opasce na imię Huby, żeby nie przepadła, bo kosztuje 10 zł, a każdy się złakomi. Nowin żadnych. Gazet nie czytaj. I pisz, pisz. Całuję

St.

List do Jasińskiego wysłałem wczoraj po południu.

Pasztet wyślę Ci, jak Władzia zrobi w domu all right.

BUW, rkps nr 1389, k. 52. List bez koperty; rękopis.

[1] Nie wiadomo, czyj list wysłał Stempowski.

[2] Nie udało się ustalić, czego dotyczyła narada, być może spraw związanych ze spuścizną zmarłego Stanisława Posnera.

341 Maria Dąbrowska [Jaworze, 31 stycznia 1931]

31 I 31

Kochany, Barbara się toczy, dnie są niewymownie piękne, był wiatr halny i dużo śniegu stopił, ale w lasach w górze jeszcze ogromne zaspy, a tu, koło zakładu prawdziwie wiosenny dzień dziś, pachnący roztopami, błękitem i słońcem. Były tu manewry wojskowe na nartach, przyglądałam się z ciekawością malowniczej fabryce „byczochłopstwa”. W ogrodzie w bieli stał karabin maszynowy.

Goście całkiem nieważni, co lepsi „wybijają się na pierwszy plan” – Lech Niemojewski z żoną[1], są inteligentni i dość przyjemni, zwłaszcza ona – noszą oboje olbrzymie okulary, tak że nazywam ich okularnikami. Są dość grubi, on czerwony, ona biała, on w rodzaju [Eugeniusza] Śmiarowskiego, nieco tylko ładniejszy, a za to mniej ma wdzięku. Czynią wrażenie pary Niemców – hodują w domu kilkanaście kanarków, które fruwają po pokojach.

Słuchaj – odkryj szafirowy kilimek w stołowym przy piecu. Są pod nim dwa stosy książek i papierów – wysoki Poncza, i niski czerwonych i niebieskich odrzuconych przez Komisję i odłożonych tam przeze mnie do późniejszego zużytkowania. Otóż na stosie Ponczowych (wysokim) na wierzchu znajdziesz kilka moich książek, między nimi Młodość Conrada. Przeszukaj tę książkę, powinna być w niej zapisana kartka – przyślij mi ją w liście, to stąd poślę recenzję Grydzewskiemu[2]. Egzemplarz Młodości tu jest, zostawiony przeze mnie latem.

Kożuch pana Edwarda [Jasińskiego] robi furorę. A czy wiesz, kto mnie tu najserdeczniej powitał? Emilia „śpiewaczka”[3] – o czym Ci opowiem – i Dudkowa[4], która objęła mnie za szyję i wyściskała.

Ja Cię też ściskam – inaczej. Wszystko będzie dobrze.

Ma.

A ta całonocna sesja Sejmu to jest obliczone na efekt „radosnej twórczości” – że patrzcie, jak to my potrafimy pracować[5].

Wszystkie listy odbieraj i częściowo podług wagi przesyłaj. W „Wiadomościach” nadzwyczaj ciekawy odczyt Lewisa[6] o jego ojczyźnie Ameryce[7]. Jeżeli nie przeczytałeś, to szkoda.

[Dopisek na marginesie drugiej strony:]

„Kobietę Współczesną” wysyłaj Heli – Płonne p. Golub, woj. pomorskie.

Muz. Lit., sygn. 2050, t. II, k. 106–107. List bez koperty; rękopis.

[1] Lech Niemojewski (1894–1952), architekt, profesor Politechniki Warszawskiej, syn Andrzeja Niemojewskiego, pisarza. Jego żoną była Jadwiga z domu Dobrowolska. Opublikował książki: Siedem cudów świata. W cieniu wielkości, sztuka i technika, banalność doskonała, wieczność i chwila, względność wielkości, trochę teorii (1938, wyd. 2 1948) oraz Uczniowie Cieśli (Rozważania nad zawodem architekta) (1948); za drugą z tych prac, której zarzucano niezgodność z obowiązującą wówczas doktryną polityczną, został pozbawiony katedry Historii Sztuki i Architektury Średniowiecznej na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej.

[2] Dąbrowska nie ogłosiła recenzji Młodości, dopiero w 1932 r. opublikowała w „Wiadomościach Literackich” artykuł Społeczne i religijne pierwiastki u Conrada (nr 7, s. 1–2), przedr. w: tejże, Szkice o Conradzie, Warszawa 1959, s. 78–100.

[3] Nie udało się ustalić, o kogo chodzi. – W oryginale imię podkreślone ołówkiem, ręką S. Stempowskiego.

[4] Dudkowa – masażystka w Jaworzu.

[5] Mowa o posiedzeniu sejmu w nocy z 26 na 27 stycznia 1931 r., na którym obradowano nad sprawą Brześcia.

[6] Lewis Harry Sinclair (1885–1951), pisarz amerykański, który w swojej twórczości tworzył często satyryczny obraz życia amerykańskiej klasy średniej i jej prowincjonalnej mentalności. Przed wojną ukazały się w Polsce jego powieści Ulica Główna (1920, wyd. pol. 1933), Babbitt (1922, wyd. pol. 1927), Doktor Arrowsmith (1925, wyd. pol. 1933) i Samuel Dodsworth (1929, wyd. pol. 1932). W 1930 r. otrzymał Literacką Nagrodę Nobla.

[7]Sinclair Lewis o Ameryce, „Wiadomości Literackie” 1931, nr 5, s. 2. – W oryginale nazwisko podkreślone ołówkiem, ręką S. Stempowskiego.

342 Stanisław Stempowski [Warszawa, 2 lutego 1931]

[Nr] 2)[1]

2 II 31

Przed chwilą telefonował do mnie p. Jasiński, otrzymał Twoją kartkę i pytał, czy długo zabawisz. Powiedziałem, że jak najdłużej, a on wybiera się do Jaworza dopiero po 20-tym lutego. Pytał dlatego, że boi się nudów w Jaworzu i gdyby Ciebie tam nie zastał, pojechałby do Krynicy. Prosiłem, żeby przed wyjazdem skomunikował się z Tobą lub ze mną i wtedy dowie się na pewno. A więc trzy tygodnie masz spokój zapewniony, a w czwartym może nawet z przyjemnością Jasińskiego powitasz. Był b[ardzo] wzruszony Twoją pamięcią o nim przy wsiadaniu do wagonu – mówiłem o nagłości wyjazdu i porwaniu przez dr. Czopa. Wspomniał, że miał od żony telefon z Garwolina, że czeka nań tam list od Ciebie. Przy sposobności powiedziałem mu parę komplementów kojących. Rozmowa z przyjaciółmi[2] wzięła go i ukoiła boleść, zadaną drugim artykułem.

Rozmawiałem dziś z Dymitrem, który przysłał tu wczoraj dwa bilety na dzisiejszą uroczystość Dostojewskiego[3] (pójdziemy na nią z Jurkiem). Dopiero ode mnie dowiedział się o Twoim wyjeździe. Mówił, że Marynia Czapska leży chora na nerki w Paryżu i martwi się, że straci posadę w „Pamięt[niku] Warsz[awskim]”[4], a także martwi się, że egzempl[arz] Mickiewicza[5], który Ci przysłała (oprócz tego co mnie), nie został otrzymany. Kilka już innych przepadło też na poczcie. Właśnie przeczytałem jej książkę, która zrobiła na mnie swą surową prostotą, licującą z tragizmem tego żywota, wielkie wrażenie. Jak dzieło sztuki. Napisałem Jej o tym. W polskiej prasie dotąd nie było nawet wzmianki, gdy w dwu rosyjskich pismach za granicą były duże artykuły!![6] Gorycz ojczysta! Wszyscy zajęci są, szmatławcy, albo ujadaniem się, albo kawiorem Pilniaka[7]. Dymitrowi podobał się b[ardzo] Twój drugi artykuł. Mówił, że go przedrukował „Przegląd” żydowski[8], „Kur[ier] Warsz[awski]” i „ABC” w wyjątkach[9].

Wczoraj dopiero wyjechał wieczorem Hub, który mi wypełnił te trzy dni, dlatego nie pisałem. W ciężkich jest opałach, gdyby był w czasach Dickensa, trafiłby do więzienia za długi. W ciągu lutego wynoszą się z Zarzecza. Był tu z Lucjanem u adwokata i podobno jakąś drogę wyjścia znaleźli. Poza tym znalazł już sobie i sposób dalszego bytowania. Na czas przejściowy Żona[10] pewnie przybędzie do Warszawy.

U nas w domu nic nowego. Władzia pilnie szyje wieczorami w stołowym pokoju i trzyma się domu, podlewa kwiaty. (Dziś mam dzień frei[11], gdyż idę na obiad do Strugów, a cały ten czas synowie jadali tutaj). Pasztet zrobiła i połowę wysłała onegdaj Tobie. Kartka dla listonosza z adresem do emerytury leży na stole.

Telefonował przed kilku dniami Kołaczkowski, prosząc o Twój adres, gdyż ma jakąś pilną sprawę do Ciebie. Dałem.

Telefonowała Samotyhowa, pytając, czy nie wiem o tym, czy Ty zamierzasz napisać cokolwiek o jej książce o Abramowskim, gdyż wie od Grydzewskiego, że oddał ją Tobie do recenzji, bo gdybyś napisać nie mogła, prosiłaby Grydz[ewskiego] o oddanie komu innemu. Powiedziałem, że wyjechałaś chora, żeby się leczyć i zupełnie odosobnić od świata i prac dorywczych dla pracy nad swoją powieścią i że prawdopodobnie w tych warunkach żadnych recenzji pisać nie będziesz. Piszę o tym, żeby nie było z tego powodu kwasów: jeżeli pisać nie chcesz, to może mam tę książkę odesłać Grydzewskiemu?[12]

Autoportret Norwida przewertowałem, ale wiersza Sukces i zwycięstwo nie znalazłem. Chyba ten:

Omyłka

Sukces bożkiem jest dziś – on czarnoksięstwo

Swe rozwinął jak globu kartę i

Ustąpiło mu nawet i zwycięstwo,

Starożytne – wiecznie coś warte!

Aż spostrzeże ten tłum u swej mogiły,

Aż obłędna ta spostrzeże zgraja:

Że – zwycięstwo wytrzeźwia ludzkie siły,

Gdy sukces – i owszem – rozpaja!…

Mętny wiersz, którego nie rozumiem, jak wiele rzeczy u Norwida. Natomiast inny wiersz rozumiem:

Siła ich

– Ogromne wojska, bitne generały,

Policje – tajne, widne i dwu-płciowe –

Przeciwko komuż tak się pojednały?

Przeciwko kilku myślom – co nie nowe!…

Listów żadnych – jeden Ci posłałem od nieznanej pani. Czasem tylko niewieście głosy pytają o Ciebie, ale nie mówią kto.

„Wiad[omości] Liter[ackich]” ostatni numer b[ardzo] cichy i skromny posłałem Ci. Była z powodu Twojego art[ykułu] wzmianka groźna w „Gaz[ecie] Polskiej”[13], że odtąd należy je nazywać „Wiad[omości] Polityczne”. Pewnie pisał ją Krygier[14], który wzywał Miecia [Mieczysława Grydzewskiego] na admonicję[15]. Też literat. Za Mikołaja I cenzorzy też pisywali w czasopismach, tylko wszyscy nimi pogardzali.

Jakże barbaryzujesz? Pociesz dobrą wieścią, że już się saganek potoczył.

Całuję Ciebie

St.

Muz. Lit., sygn. 2071, t. II, k. 90–93. List bez koperty; rękopis.

[1] List z numerem 1 nie zachował się.

[2] M. Dąbrowska, Rozmowa z przyjaciółmi, „Wiadomości Literackie” 1931, nr 3, s. 2 – był to apel do pisarzy dot. uwięzienia posłów w Brześciu. Owym drugim artykułem Dąbrowskiej był Na ciężkiej drodze – zob. list 338, przyp. 2.

[3] 2 lutego 1931 r. wypadała pięćdziesiąta rocznica śmierci F. Dostojewskiego, uroczyście obchodzona przez środowisko emigracji rosyjskiej, w tym przez Związek Rosyjskich Pisarzy i Dziennikarzy w Polsce.

[4] „Pamiętnik Warszawski” założony został w 1929 r. przez Wacława Berenta, który podjął się prowadzenia pisma tylko przez rok. W lutym 1931 r. Ludwik Hieronim Morstin i Jan Parandowski zamieścili w „Kurierze Porannym” wyjaśnienie dotyczące prób oddania „Pamiętnika” w zależność finansową od Instytutu Popierania Polskiej Twórczości Literackiej – jak pisali, odrzucili tę propozycję, ponieważ instytucję tę uważają za szkodliwą.

[5] M. Czapska, La vie de Mickiewicz, préf. P. D. La Rochelle, Paris 1931.

[6] Recenzji w emigracyjnej prasie rosyjskiej nie udało się odnaleźć, znane są późniejsze recenzje w języku francuskim: F. Baumal, „Les Annales” 1931, nr z 15 maja; P. Dominique, Un vie de Mickiewicz, „Pologne Littéraire” 1931, nr 53; P. D. La Rochelle, Réflexions en marge d’une vie de Mickiewicz, „Les Nouvelles Littéraires” 1931, nr 429; H. Montfort, Livres et périodiques, „La Pologne. Politique, Economique, Litteraire et Artistique” 1931, nr 5; A. Thérive, „Le Temps”, Paris 1931, nr z 24 maja. Także w prasie polskiej w 1931 r. książka miała liczne omówienia.

[7] Boris Andriejewicz Pilniak, właśc. B. A. Vogau (1894–po 1937), pisarz rosyjski, przedstawiciel tzw. prozy ornamentalnej. Pochodził z rodziny Niemców nadwołżańskich. Ukończył Wydział Ekonomiczny Moskiewskiego Instytutu Handlowego. Debiutował w 1915 r. w „Rosyjskiej myśli”. W twórczości, opartej na koncepcji dwoistości świata, ukazywał dzieje Rosji w powiązaniu z kulturą i specyfiką charakteru narodowego, a rewolucję jako triumf żywiołu anarchicznego i zapowiedź powrotu Rosji do pierwotnej struktury społecznej. Opublikował m. in. powieści Śmierć komandarma, Opowieść niezgaszonego księżyca (1926; wyd. pol. 1927). W tym czasie w Polsce znany był także tom opowiadań Iwan Moskwa (1927; przekł. W. Broniewskiego, 1928) i powieści Nagi rok (1922; wyd. pol. 1930) oraz Wołga wpada do Morza Kaspijskiego. Powieść o piatiletce (1930; przekł. W. Broniewskiego, 1930), którą poświęcił zagadnieniu cywilizacji przemysłowej, a także opowiadania ogłaszane w prasie. Opublikował też powieść Maszyny i wilki (1925, wyd. pol. 1984) oraz zbiory reportaży literackich: Korzenie japońskiego słońca (1927, wyd. pol. 1934) i O’key. Romans amerykański (1933, wyd. pol. 1934). Aresztowany w 1937 r., został stracony w czasie wielkiej czystki. – W styczniu 1931 r. Pilniak odwiedził Warszawę. Fabularyzowany wywiad z pisarzem opublikował na łamach „Wiadomości Literackich” (1931, nr 7) tłumacz jego prozy W. Broniewski.

[8] „Nasz Przegląd” – wychodzący w Warszawie w latach 1923–1939 najbardziej wpływowy dziennik polskiej przedwojennej społeczności żydowskiej, o sympatiach syjonistycznych. Redagowany był przez Jakuba Appenszlaka i Natana Szwalbego. Do jego współpracowników należał m. in. Janusz Korczak, w 1925 r. artykuły dotyczące literatury publikował w nim Jerzy Stempowski (podp.: D.B.).

[9] Znany jest przedruk artykułu Rozmowa z przyjaciółmi w piśmie „Robotnik” 1931, nr 32, artykuł Na ciężkiej drodze przedrukował zaś w 1931 r. krakowski „Naprzód” (nr 18, 20, 23, 24) oraz we fragmentach „Kurier Poznański” (nr 40) i „Myśl Niepodległa” (nr 1061).

[10] Mowa o żonie S. Stempowskiego, Marii.

[11]frei (niem.) – za darmo.

[12] Omówienie broszury A. SamotyhowejEdward Abramowski i jego poglądy na znaczenie dobra i piękna w przebudowie życia (Warszawa 1931) Dąbrowska opublikowała w numerze 15 „Wiadomości Literackich” pt. Interesujący szkic o Edwardzie Abramowskim (s. 3).

[13] Dotyczy artykułu Dąbrowskiej o sprawie Brześcia pt. Na ciężkiej drodze (zob. list 338, przyp. 2). – Autor anonimowego felietonu zatytułowanego Wiadomości Literackie i polityczne („Gazeta Polska” 1931, nr 29, s. 2), zamieszczonego w dziale literackim redagowanym przez J. Kadena-Bandrowskiego, zarzucał tygodnikowi upolitycznienie i porównał go do „Myśli Narodowej”. Pisał: „[…] artykuły takie, jak p. Marii Dąbrowskiej i Kroniki tygodniowe p. Słonimskiego są na pewno artykułami czysto politycznymi i jeślibyśmy mieli je rejestrować, to powiedzielibyśmy, że są one odcienia cekawistycznego. Wiemy, że to twierdzenie szczególnie nie oburzy autora pacyfistycznych wynurzeń, które tak chętnie czytają nasi wewnętrzni malkontenci. Pani Dąbrowska oburzy się już mniej. Chce ona przede wszystkim dokuczyć autorom wyznającym inne niż ona wartości polityczne. Ale co mają do tego «Wiadomości Literackie»?”.

[14] Właśc. Edmund Krüger (1881–1935), autor książek dla młodzieży, publicysta m. in. „Gazety Polskiej”. Drukował pod pseudonimami Edmund Jezierski, Janusz Kruk. W latach 1922–1935 pracował w Wydziale Prasowym Komisariatu Rządu dla m.st. Warszawy.

[15] admonicja (przestarzałe) – reprymenda.

343 Stanisław Stempowski [Warszawa, 2 lutego 1931]

2 II 31

[Nr] 3

Już po wysłaniu listu do Ciebie, Kochana, naszedł list od Czapskich, który załączam[1], a także i Twój drugi list, na skutek którego posyłam Ci Twoją notatkę o Młodości Conrada. (Jak Ty to wszystko pamiętasz, gdzie co leży!!) Przyszła i książka Czapskiej [La] vie de Mickiewicz dla Ciebie. Może zechcesz do nich napisać, to podziękuj za książkę. Kto by o niej mógł do „Wiad[omości Literackich]” napisać? Może zainspirujesz, to przez Jurka powiem Grydzowi (adres Czapskiej: Mme Marie Czapska, 14, rue Royer-Collard Paris, 5e)[2].

Nic nie wiem, jaka to Emilia „śpiewaczka” powitała Ciebie. – A może byś napisała do Chopina[3] do Katowic, uprzyjemniłby Ci muzyką którąś niedzielę. Nie zaniedbuj tej miłej i kulturalnej znajomości.

Lewisa odczyt czytałem, zainteresował mnie stosunkiem do tzw. ojczyzny, ale treść nikła i niegłęboka, a nadto i świadcząca o b[ardzo] słabym oczytaniu. Kogoż to cytuje z pisarzy światowych – same oklepane liczmany, zresztą na Amerykanach i Niemcach świat się kończy. T. Mann jako najwyższy wyraz europ[ejskiej] literatu[ry]. A Jacka Londona wśród swoich reklamow[anych] znakomitości nie zauważył – właśnie ich największego, światowej miary pisarza. I prekursora dzisiejszości, ale protestującego przeciw termitom, sardynkom oraz glistom w imię człowieka, samotnego i dostojnego.

Idę zaraz na wieczór Dostojewskiego. Do widzenia. Cieszę się, że nareszcie Barbara się toczy – aby do rychłego i zwycięskiego końca.

St.

Muz. Lit., sygn. 2071, t. II, k. 94. List bez koperty; rękopis.

[1] Listy Marii Czapskiej do Dąbrowskiej z lat 1927–1963 przechowywane są w BUW, rkps nr 1385, t. I, k. 219–255, tamże listy Józefa Czapskiego z lat 1933–1939, k. 256–258; wspólny list rodzeństwa do pisarki nie zachował się.

[2] Recenzję książki La vie de Mickiewicz pt. Nowy portret Mickiewicza w „Wiadomościach Literackich” opublikował w listopadzie (nr 44, s. 3) Aureli Drogoszewski.

[3] Tadeusza Fiałkowskiego.

344 Maria Dąbrowska [Jaworze, 4 lutego 1931]

5 II 31

Mój Najmilszy, Kochany Stachu,

tyle rzeczy jest rozmaitych mało ważnych, a koniecznych do napisania, że nie wiem, od czego zacząć. Najpierw więc – endecy dokonali na mnie w sposób klasyczny tego, co się nazywa wyzyskaniem głosu sumienia dla wstrętnych celów partyjnych. Nie czytam gazet, ale Lech Niemojewski „ukonsolował”[1] mnie pokazaniem przedruku mojego artykułu w „Kurierze Poznańskim”[2], wycinek ten załączam[3]. Sam osądź, co zrobili – wszystko, co było przeciw nim, tendencyjnie, perfidnie poprzekręcali lub poprzemilczali. Tak mnie to przejęło i oburzyło, że byłam przez parę dni wprost chora i zrozumiałam znowu gorzką konieczność milczenia, gdy się ma takich wrogów. Ostrzegano mnie, byłam na to przygotowana, ale nie myślałam, że tak to mnie będzie wstydzić i boleć. Przez dwa dni wciąż myślałam, jak zareagować[4], chciałam iść na drogę sądową, a może przesłać do „Kur[iera] Pozn[ańskiego]” list, którego oni naturalnie nie ogłoszą, ale który można jednocześnie posłać do całej prasy? Poradź mi, może Ci jutro projekt takiego listu prześlę. Druga sprawa, z której też nie wiem, jak wyjść, to list Kołaczkowskiego[5]. Proponuje on mi objęcie działu literackiego w piśmie, które powstaje jako przeciwwaga „snobizmowi” „Wiadomości Literackich”[6]. Dostali „skądś”, zapewne z Instytutu[7], 15 tysięcy, przystępuje do Spółki Szelążek, tj. „Dom Książki Polskiej”[8], i ma być subwencja Dep[ar]t[amentu] Sztuki. Redakcja: Ostrowski Jerzy[9], Piwiński[10], Tadeusz Makowiecki[11] i ja. Ja jestem prawie zdecydowana odpowiedzieć odmownie, a w każdym razie żadnej stałej pracy nie mogę się podjąć przed wrześniem, to jest przed wydrukowaniem powieści. Po powieści tego rodzaju praca byłaby dla mnie b[ardzo] nęcąca, ale to towarzystwo mnie nie pociąga, nie wierzę w nie, a z dwu mętnych ludzi Kołaczk[owskiego] i Grydzewskiego sympatyczniejszy jest mi, nie wiem czemu, Grydzewski.

[Dopisek na marginesie:]

Zachowaj tę sprawę przy sobie. Mogłabym jednak przyobiecać im współpracownictwo, ale i z tym się waham, napisz, co o tym myślisz. Trzecia sprawa, to Jasińskiego[12]. Strasznie mnie rozdrażniło jego postawienie sprawy, gdyż jako gość, jak Ci wiadomo, jest b[ardzo] pożądany i potrzebny tutaj, bardzo bym sobie wyrzucała, gdyby z mojego powodu nie przyjechał, a przecież, jak wiesz, 22-go muszę być w Warszawie na drugim lutowym zebraniu Komisji. Dwu bym nie chciała opuścić. Co więc robić? Co do korespondencji, to gdy przyjdzie duża koperta zawierająca recenzje i zawiadomienie o posiedzeniu na d[zień] 16 lutego, to z recenzji tych wyjmij trzy, a raczej sześć, dotyczących trzech książek, o których wnioski przypadające na mnie obiecałam na posiedzenie stąd przysłać. Są to książki. 1. Sudermanna Kuma troska, Szembekowa: Niegdyś i Orczy: Eldorado[13]. Recenzje z tych książek mi przyślij. Gdyby było zawiadomienie o wypłacie za posiedzenia, to mi je przyślij, a ja każę sobie tu odesłać pieniądze. Na mieszkanie przyślę.

Tu dnie są niewiarygodnie piękne, dawno już nie widziałam takiej zimy i pod tym względem b[ardzo] się cieszę, że przyjechałam. Były dwa dni w słońcu, wszystko obrośnięte szronem – istna baśń[14]. Cała służba pytała o Ciebie i o Twe zdrowie. Błahut, który nazywa mnie „panną”, i Tomasz kazali Ci się kłaniać. Tomasz chce się rozejść z żoną, a jako dobry katolik nie wie, jak to zrobić. Dudkom[15] chory [!] koń, tak się martwią, że on aż dostał ataku sercowego. Doktor wciąż chodzi z ręką na temblaku, zdaje się, że będzie musiał zdejmować paznokieć i że to się nie obejdzie bez narkozy. Ma jechać w tych dniach z pacjentem Skrobolem do Krakowa i tam pewno sobie ten palec opatrzy. Opowiadał mi poufnie o Borenioku rzeczy świadczące, że ten chytry chłopek, co czyta Schopenhauera, jest trochę kundel. Pani Niemojewska, która mi coś dziwnie przypominała i pachniała miasteczkiem, okazała się wnuczką księgarza Szczepankiewicza[16] w Kaliszu. Przez tę księgarnię otrzymywaliśmy jeszcze całą pocztę. Słowo Szczepankiewicz to dla mnie nie nazwisko, ale Dionizy[17], a potem Józef Unisławski z wózkiem mleczarskim, ze skrzynką, z której wyjmuje pachnące słomą i chłodem gazety i listy, gdy w powietrzu brzmi pytanie: A do Szczepankiewicza wstępowaliście? Oboje Niemojewscy są moimi „wielbicielami”, ona uważa mnie za jedną z „najpoczytniejszych” pisarek. Koń by się uśmiał.

[Dopisek na marginesie trzeciej strony:]

Na dobitek wiadomość o przyjeździe pani St[empowskiej]i o kłopotach Huby też mnie wytrąciła z równowagi. Może lepiej, żebym stąd zamiast do Warszawy, pojechała do Piorunowa? Powiedz, co mam robić?

Muz. Lit., sygn. 2050, t. II, k. 108–109. List bez koperty; rękopis. Na marginesach ręką Stempowskiego dopisane ołówkiem cyfry: 1), 2), 3), 4), zaznaczające ważne miejsca w liście. Załączone wycinki k. 110: „Samuelu – odpuść mi!”. Maria Dąbrowska o Brześciu [na doklejce dopisane piórem, ręką S. Stempowskiego: Lech Niemojewski, „Kur. Pozn.” 1931, 326/I Nr 40]; wycinek z odręczną notatką: „Kur. Pozn.” 129, zawierający noty: (w): Sprawa pobicia posła Liebermana; Z przeszłości sędziego Demanta. Sensacyjny proces w Warszawie; [b.a.] Dalsze szczegóły uchwały Rady Ligi Nar. w sprawie górnośląskiej.

[1] konsolować – pocieszać.

[2] „Kurier Poznański” – dziennik informacyjno-polityczny założony w 1872 r. przez Ludwika Merzbacha. Początkowo postulował pracę organiczną i lojalizm wobec Cesarstwa Niemieckiego, zwalczając jednocześnie socjalizm, liberalizm i warszawski pozytywizm. Pod koniec XIX w. został przejęty przez liberalnych ziemian, a w 1906 r. przez Narodową Demokrację. Odtąd redagowany był przez Mariana Seydę (z przerwą w latach 1915–1926) i Ksawerego Zakrzewskiego (współzałożyciela dziennika), a w latach 1915–1922 przez Bolesława Leonarda Marchlewskiego. Za wydawanie dziennika odpowiedzialna była Drukarnia Polska, spółka ściśle związana z kierownictwem Stronnictwa Narodowego. Z pismem współpracowało wielu wybitnych publicystów, nie tylko związanych z prawicą, m. in. Artur M. Swinarski, Karol H. Rostworowski, prawnik i polityk Zygmunt Wasilewski i prawnik Bohdan Wasiutyński. Dziennik miał licznych korespondentów w kraju i za granicą; stałym korespondentem warszawskim był Hieronim Wierzyński.

[3] Streszczenie artykułu Dąbrowskiej Na ciężkiej drodze z obszernymi cytatami pt. „Samuelu – odpuść mi!” – Maria Dąbrowska o Brześciu ukazało się w numerze 40 „Kuriera Poznańskiego” (z 26 stycznia, s. 6). Omówienie rozpoczyna się od zdania: „Znana pisarka Maria Dąbrowska, skłaniająca się do tej pory do obozu «sanacyjnego», ogłosiła niezwykle interesujący artykuł, poświęcony sprawie Brześcia […]”. Na marginesie tekstu Dąbrowskiej L. Niemojewski pisał: „Klub B.B. w czasie obrad z poniedziałku na wtorek zachowywał się w sposób barbarzyński. Krzyczał, przerywał mówcom, urządzał nieustannie wrzawę, a w chwilach najtragiczniejszych… śmiał się. Chichotem lub cynicznymi uwagami przyjmował opisy tego, co się działo w Brześciu. […] O «chichocie» klubu B.B. przy omawianiu sprawy Brześcia pisała już w «Wiadomościach Literackich» zbliżona do «sanacji» Maria Dąbrowska, stwierdzając, że śmiech ten w całej sprawie brzeskiej wywarł na niej najwstrętniejsze wrażenie”.

[4] Na marginesie ręką Stempowskiego dopisek niebieską kredką: 1).

[5] Na marginesie ręką Stempowskiego dopisek niebieską kredką: 2).

[6] Mowa o liście z 3 lutego 1931 r. (BUW, rkps nr 1385, t. V, k. 76–77), w którym krytyk podaje szczegóły projektu oraz nazwiska niektórych współpracowników pisma, m. in. Wacława Borowego, Romana Dybowskiego, Stanisława Helsztyńskiego, Zbigniewa Grabowskiego. – Inicjatywa Kołaczkowskiego nie powiodła się. Dopiero w 1934 r. założył w Warszawie kwartalnik „Marchołt”, poświęcony sprawom literatury i kultury.

[7] Mowa o Instytucie Popierania Polskiej Twórczości Literackiej, utworzonym w 1930 r. z inicjatywy Józefa Piłsudskiego przy organizacyjnym zaangażowaniu Stanisława Michalskiego.

[8] Eustazy Wacław Szelążek (1888–1945), literat, poeta, księgarz, wydawca, od 1925 r. dyrektor Spółki Akcyjnej „Dom Książki Polskiej” w Warszawie.

[9] Jerzy Zbigniew Ostrowski (1897–1942), profesor gimnazjalny, powieściopisarz, autor książek dla młodzieży, od 1930 r. członek ministerialnej Komisji do Oceny Książek do Czytania dla Młodzieży SzkolnejMWRiOP, gdzie poznała go Dąbrowska, urzędnik w Wydziale Programowym tegoż ministerstwa. W 1932 r. redagował pismo dla młodzieży „Ster”. W latach 1937–1938 współpracował z „Prosto z Mostu”. Opublikował liczne książki dla młodzieży, m. in. Obok życia (1924), Sztandar na maszcie (1925), Żywa szkoła (1926), Ziemia Świętego Krzyża (1929), Myśli o wychowaniu (1924), oraz powieści z życia brazylijskiego, m. in. Brazylia (1933), Polscy konkwistadorzy (1934).

[10] Leon Piwiński (1889–1942), krytyk literacki, edytor. Do 1929 r. pracował jako urzędnik, zdobywając jednocześnie rozległą wiedzę o literaturze i muzyce w drodze samokształcenia. Debiutował jako krytyk literacki w 1912 r. recenzją powieści Tadeusza MicińskiegoKsiądz. Współpracował z „Echem Literacko-Artystycznym”, „Przeglądem Warszawskim” (tu recenzje prozy polskiej i obcej), „Przeglądem Współczesnym”, „Światem Książki”, „Rocznikiem Literackim”, „Nowymi Książkami”. W 1936 r. był redaktorem naczelnym tygodnika „Pion”. Wydał m. in. Listy Juliusza Słowackiego (t. 1–3, 1932) i poezje Bronisławy Ostrowskiej, ponadto z Manfredem Kridlem – dzieła Zygmunta Krasińskiego, Juliusza Słowackiego i Adama Mickiewicza. – Dąbrowska znała Piwińskiego z posiedzeń Komisji do Oceny Książek do Czytania dla Młodzieży SzkolnejMWRiOP.

[11] Tadeusz Makowiecki (1900–1952), historyk literatury i sztuki, poeta. Syn Zygmunta Makowieckiego, publicysty związanego z „Gońcem Porannym”, i Zofii z Wartogłowskich, konserwatorki muzealnej. Debiutował w 1926 r. w „Ruchu Literackim” studium o C. K. Norwidzie. Od 1927 r. pracował w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie, jednocześnie był adiunktem na UW. W 1928 r. pracował w redakcji „Nauki Polskiej”, następnie w Dyrekcji Funduszu Kultury Narodowej. Współzałożyciel „Pamiętnika Warszawskiego” (1929), w 1934 r. uczestniczył w powołaniu pisma „Marchołt” (ale nie wszedł do jego redakcji), w 1939 r. redagował jego kontynuację – kwartalnik „Glosy Poświęcone Kulturze i Piśmiennictwu”. W 1944 r. był współorganizatorem akcji ratowania zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej. Od 1946 r. profesor na UMK w Toruniu. Opublikował m. in. studia o C. K. Norwidzie (w wyd. zbiorowym O Norwidzie pięć studiów 1949) i S. Wyspiańskim (Poeta-malarz 1935).

[12] Na marginesie ręką Stempowskiego dopisek niebieską kredką: 3).

[13] H. Sudermann, Kuma troska, przekł. A. Callierowa, Warszawa 1891, wyd. nast. w przekł. P. Hulki-Laskowskiego, Łódź 1930; M. Szembekowa, Niegdyś… Wspomnienia moje o Aleksandrze Fredrze, przedm. A. Grzymała-Siedlecki, Lwów–Warszawa 1927; E. baronowa Orczy, Eldorado. Powieść, przekł. P. Ledóchowska, Poznań [1929]. – W tym akapicie podkreślone niebieską kredką, ręką S. Stempowskiego: „trzy, a raczej sześć”, „Kuma troska, Szembekowa: Niegdyś”, „Orczy: Eldorado”.

[14] Na marginesie ręką Stempowskiego dopisek niebieską kredką: 4).

[15] W Dziennikach we wspomnieniu pt. Jaworze Dąbrowska pisała o mieszkańcach i pracownikach zakładu: „Jaworze, w którym czuliśmy się przez wszystkich, nie wyłączając służby, kochani, wyróżniani, uwielbiani, w którym starano się nam, jak to mówią, nieba przychylić i w którym zaznawaliśmy najsłodszego wypoczynku i odprężenia duchowego, jak tylko można sobie wyobrazić. Jaworze, gdzie mieliśmy tylu życzliwych i przyjaciół, gdzieśmy ich mieli także śród prostych tamtejszych ludzi. Z tych najmocniej wrazili mi się w pamięć: Dudkowie, mąż i żona, którzy byli kąpielowymi zakładu, ona dla pań, on dla panów, a oprócz tego mieli we wsi małą gospodę. Tomasz Witkowski, góral spod Brennej, służący do wszystkiego w zakładzie, mały człowieczek, lubiący i umiejący prowadzić filozoficzne rozmowy, i wreszcie Błahut” – M. Dąbrowska, Dzienniki 1914–1965. Pierwsze pełne wydanie w 13 tomach (bez opracowania edytorskiego), t. 3: Uzupełnienia za lata 1917–1935, Warszawa 2009, s. 136. Dalsze cytaty z tego źródła opatrzono skrótem Dz. oraz datą zapisu, a w przypadku niedatowanych zapisów – numerami tomu i strony.

[16] Bronisław Szczepankiewicz (1843–1922), księgarz, nakładca, właściciel drukarni. W 1878 r. założył przy ul. Warszawskiej w Kaliszu księgarnię wraz ze składem nut i materiałów piśmiennych oraz wypożyczalnię książek, a w 1880 r. drukarnię; wydawał książki religijne i do 1885 r. Kalendarz Informacyjny (Kalendarz Kaliski Informacyjny). Po 1905 r. był współzałożycielem i opiekunem Szkoły Handlowej, założycielem w 1882 r. i prezesem Kaliskiego Towarzystwa Muzycznego. W 1911 r. przekazał księgarnię córce, Felicji Lubinkowskiej, która prowadziła ją do 1914 r. W ostatnich latach życia pracował w redakcji „Kuriera Kaliskiego”.

[17] Dionizy – mleczarz, bohater opowiadania Dąbrowskiej Tryumf Dionizego.

345 Stanisław Stempowski [Warszawa, 5 lutego 1931]

5 II 31

Właśnie przed chwilą wrzuciłem do Ciebie list pisany w biurze, a oto zastaję Twoją epistołę, wypełnioną naglącymi pytaniami, na które natychmiast, wbrew zwyczajom, odpowiadam.

1. Sprawa „Kuriera Poznańs[kiego]”. Artykuł, ogłoszony drukiem, tak samo jak każda książka, staje się własnością publiczną w tym znaczeniu, że każdy może nad jego treścią dyskutować, cytować wyjątki (z powołaniem się na źródło), wyjmować te ustępy, które mu są dogodne, i zamilczać o innych. Ileż zupełnie sprzecznych tez dowodzono, powołując się na Ewangelię, a u nas – na wieszczów! Formalnie nie masz żadnej racji, aby wytaczać pismom endeckim, że Cię nie przedrukowują w całości, jeno w wyjątkach, bo takiego obowiązku nie ma i być nie może, i w żadnym sądzie takiej sprawy nie wygrasz. I nie o to chodzi. Chcesz się odgrodzić od enedecji. To Twoje prawo: powiedzieć, że najmniej i bynajmniej nie jestem z wami. Ale to możesz powiedzieć tylko przy jakiejś sposobności, ale nie inaczej, wdając się w polemikę, bo z ludźmi złej woli polemizować trudno. Najwyżej mogłabyś zamieścić krótki list w „Wiad[omościach] Literac[kich]”. Ale dziś, w ogniu nienawiści, kłamstw i insynuacji nigdy nie wiadomo, co za skutek będzie. Będzie to zrozumiane jako Canossa. Zwłaszcza że „Gazeta Polska”[1] rozpoczęła dziś serię anonimowych artykułów pt. Marii Dąbrowskiej „myśli stamtąd”[2] w plugawym sołdackim tonie. Jeśli pytasz o moją radę, to myślę, że najlepiej – milczeć. Iść swoją drogą, a psy niech szczekają. (Zbieram dla Ciebie wycinki, ale Ci ich nie poślę. Szkoda Twojego czasu, który zużyj na lepszą sprawę – pisz swoje).

2) Propozycja Kołaczkowskiego. Myślę, że powinnaś ją pod jakimś przyzwoitym pozorem (praca nad powieścią) uchylić grzecznie. A to dla dwu najważniejszych przyczyn (a jest ich więcej), które się mi od razu rzuciły w oczy: 1-o) udział w redakcji odpowiedzialnej za kierunek i duch pisma literackiego, jeśli nie ma prowadzić do b[ardzo] przykrych nieporozumień, wymaga pewnego duchowego zespolenia redaktorów, ich jednakowego poziomu kulturalnego, a co najmniej – uprzedniego porozumienia się w zasadniczych założeniach i kierunku pisma. Tymczasem przyszłych towarzyszów swoich nawet nie znasz z widzenia, nie uważasz za bliskich Ci z tego, co napisali (pismo pomyślane zostało bez Twojego udziału, przychodzisz do gotowego, cudzego domu), a maklera – Kołaczkowskiego, który was kojarzy, masz za mętną głowę, lekkomyślną w sądach i zgoła niepoważną. Za ten zespół brać odpowiedzialność – to nie do pomyślenia. 2-o) Pismo będzie oczywiście krytyczne, prócz wojny podjazdowej z Mieciem [M. Grydzewskim], zacznie kampanię przeciwko różnym pisarzom. Nie wiem, czy Piwiński, Ostrowski i Makowiecki (? a cóż to za prorok?) dają gwarancję, że taką wojnę z jakiegoś godziwego, ideowego (bo tylko to ją usprawiedliwić może) stanowiska poprowadzą. Ty jedna wśród nich jesteś powieściopisarką i jako taka wszystkie koszty tej wojny zapłacisz. Uważam nawet propozycję Tobie zrobioną za pewną nieprzyzwoitość, wynikającą z zapomnienia lub nieświadomości, kim Ty jesteś.

3) Jasiński: Nie rozumiem, dlaczego tak Cię poruszyło jego „postawienie sprawy”. Chce w końcu lutego wyjechać do Krynicy, gdyż w Jaworzu boi się nudów, ale o ile Ty przedłużyłabyś swój pobyt w Jaworzu do połowy marca, to dla Ciebie pojechałby tam. Otóż czy Ty, czy ja napiszę, że na 22 lutego musisz być w Warszawie na Komisji, a On niech sobie radzi jak może. Żadnej tragedii. Gdybyś chciała Czopowi takiego gościa przysporzyć, to możesz dodać, że towarzystwo w Jaworzu b[ardzo] ciekawe, pogoda piękna itd. I że pomimo Twojej nieobecności może się zabawić wcale dobrze.

4) Myślę, że likwidacja Zarzecza nie nastąpi tak prędko i że przyjazdu Żony przed marcem nie mogę się spodziewać.

Koperty z Min[isterstwa] Oświaty będę pilnował i recenzje odnośne zaraz wyślę. Nawet „Wiad[omości] Lit[erackie]” z Perzyńskim wysyłam. Nie czytaj gazet i nie dręcz się dalszymi kolejami Samuela[3].

Całuję Cię

St.

Muz. Lit., sygn. 2071, t. II, k. 95–96. List bez koperty; rękopis.

[1] „Gazeta Polska” – wydawany w Warszawie w latach 1929–1939 nieoficjalny naczelny organ rządzącego obozu piłsudczyków. Redagowany początkowo przez jego założyciela, A. Koca (do 1931 r.), następnie przez B. Miedzińskiego (1931–1938) i M. Starzyńskiego (1938–1939). Dziennik informacyjno-polityczny o orientacji sanacyjnej, powstał z połączenia „Epoki” i „Głosu Prawdy”. Do zespołu redakcyjnego lub stałych współpracowników należeli T. Hiż, I. Matuszewski (główny publicysta polityczny pisma), J. A. Szczepański, S. Wasylewski, K. Wrzos oraz wielu literatów, w tym J. Kaden-Bandrowski i K. Wierzyński. „Gazeta” propagowała idee ustroju autorytatywnego i ostry kurs wobec opozycji politycznej, jej czytelnicy wywodzili się ze sfer politycznych i urzędniczych.

[2]Marii Dąbrowskiej „myśli stamtąd”, „Gazeta Polska” 1931, nr 28, s. 3; nr 29, s. 3.

[3] Zob. list 344, przyp. 3.

346 Maria Dąbrowska [Jaworze, 7 lutego 1931]

7 II 31

Drogi Mój, Kochany,

wszystkie Twoje rady są słuszne, ja sama zresztą doszłam pomału do tego samego wniosku i co do Kołaczkowskiego, i co do „Kur[iera] Pozn[ańskiego]”, zwłaszcza że istotnie weszłam już w dziedzinę „barbaryczną”. Tylko w takim razie nie donoś mi nawet, co tam drukują, bo mnie to rozdrażnia, chyba że byłoby coś wymagającego natychmiastowej reakcji rzeczowej. A zresztą, jak wrócę, wszystko to rozpatrzymy. Co do Jasińskiego, to dalej nic mu nie[1] mów o tym, że ja mam na 22-go stąd wyjechać. On tu już depeszował o pokój od 20-go, ja do niego za kilka dni napiszę sama, jakoś, co będę mogła, obmyślę*. Ja przez pierwsze dnie tutaj, a teraz mogę Ci napisać, bo minęło, fatalnie czułam się ze zdrowiem. Cały czas byłam na diecie, a i serce się odezwało, była to widać reakcja po ostatnich warszawskich tygodniach, a także i wpływ źle, jak się okazało, pomyślanej kuracji Landsberga[2]. Gdyż od dnia, kiedy przestałam pić jego ziółka (ja ziółek w ogóle organicznie nie znoszę) i ową combretinę[3], a wróciłam do zapisanej dawniej belladonny[4] z salolem[5], wszystko mi zaraz polepszyło się i przeszło, a i pisanie zaraz się prędko potoczyło, bo przedtem szło jak z kamienia. Z „Kobietą Współczesną” było tak, że obiecałam im dać rozdział powieści, ale nie wiedziałam, że im tak zależy na terminie, po ich depeszy sekretarz zaraz przepisał mi rozdział o ślubie Barbary i Bogumiła, wysłałam ekspresem i już dziś to mają[6]. Sekretarz przyniósł mi ten maszynopis z dziwnie zmienionym wyrazem twarzy i powiedział: „Ja się rozpłakałem nad tym”. – „Co pan mówi – pytam, dlaczego?” – „To śliczne – powiada – ten ślub i jak oni potem jadą na ten pogrzeb. Szkoda, że ona go nie kochała!”. Nie dowierzałam, myśląc, że to „zawodowa grzeczność”, ale doktor potem powtórzył mi tę samą jego opinię. Jest to poza Tobą pierwszy czytelnik tej powieści w jej nowym ujęciu. Zawsze, gdy daję te rzeczy do przepisywania prostakom, wstydzę się, bo mi się zdaje, że oni się mogą tylko z tego, co ja piszę, wyśmiewać. Ale skrycie marzę zawsze, żeby pisać na najwyższym poziomie, a jednak dostępnie dla takich właśnie sekretarzy. Muszę powiedzieć, że ta reakcja przejęła mnie i ucieszyła więcej niż niejeden sąd pięknoduchów. Tenże jednak uczuciowy sekretarz zrobił oto dziś taką rzecz. Na gwałt został wysłany na noc do Absalona po podpis na prolongatę dużego weksla, płatnego dziś na dwunastą w południe. I oto zawieruszył się po drodze, tak że Absalon telefonuje przed chwilą o 11, że on dopiero teraz przyjechał. Biedny Czop musiał rzucać fartuch, słuchawkę i pędem autem do Bielska, by skądś wytrzasnąć potrzebne pieniądze. Nie zdziwiłabym się, gdyby zbił tego „Stacha”. Kłopoty finansowe związane z tym sanatorium, które mnie z początku nudziły, teraz, kiedy już prawie we wszystko jestem wtajemniczona, zaczęły mnie zajmować, jest to pewno jedyna sposobność w moim życiu do zapoznania się z tą dziedziną życia. Ma to wiele wspólnego z Kumątroską Sudermanna, której tak szukaliśmy w pociągu i nie mogliśmy znaleźć (i chwała Bogu, precz szukać troski, kiedy ona sama wiecznie nas szuka), a którą przeczytałam teraz i stwierdziłam z przyjemnością, że to jest wielkie dzieło sztuki, któremu nawet przestarzałe naiwności nie mogły zaszkodzić. Postać Pawła Meyhöfera troszkę mi w odniesieniu do swych kłopotów przypomina Czopa, zestawiając te dwie postacie, fantastyczną i rzeczywistą doszłam do artystycznego zrozumienia pewnego typu ludzkiego, typu borykającego się z przedsiębiorstwem kapitalistycznym, a niemającego w sobie ani potrzeby, ani dążenia do zysku. Tylko że ten w powieści jest bardziej autentycznym człowiekiem niż ten żywy, na którego Bogu czegoś zabrakło.

Tu ciągle przecudna zima. Dobrze się czuję śród tej białości, mgły i szronu. Wczoraj znów śnieg przywalił, gór nie widać, świat stał się mały i zaciszny. Słychać tylko dzwonki sanek, a na drodze zobaczysz jedynie dzieci idące do szkoły lub chłopa wiozącego saniami gnój na pole[7]. Na jednym polu Larischa drenują mimo to, możesz sobie wyobrazić, z jakim zajęciem, ze względu na Bogumiła, temu się przypatruję. Rowy kopią kilofami, ziemia jednak nie jest głęboko zamarznięta. W tym nastroju zimowym, jakiego nie pamiętam już dawno, dawno, napisałam b[ardzo] piękny rozdział kończący pobyt Niechciców w Krępie. W rozdziale tym zawarte zostało czteroletnie życie syna, który im umarł – zobaczysz. Teraz piszę z tkliwością. Ach, gdybym mogła wrócić stąd z pierwszym tomem gotowym i przepisanym przez „sekretarza” na maszynie. Nie chcę teraz tego decydować, bo mnie tęskno do domu, ale zobaczę, jak będzie dalej szło, jeśli szparko, to myślę o takiej rzeczy, żeby na 22-go przyjechać na posiedzenie Komisji na parę dni do Warszawy i by odświeżyć się Tobą, i jeszcze tu do jakiego 10 marca wrócić, by skończyć. Na posiedzeniu muszę być koniecznie, bo by to wyglądało niesolidnie, a co do kosztów, to posiedzenie daje mi 130 zł, więc gdybym pojechała 3 kl[asą] bez rzeczy i wydała w obie strony 50 zł, to i tak by mi się jeszcze opłaciło. Ale to tak w tej chwili myślę, wszystko będzie zależeć od tego, jak się dalej praca potoczy. Mam tu jeszcze jedną przyjemność, która mi w domu nie idzie. Otóż w oranżerii Larischa były jeszcze resztki fiołków alpejskich, sprzedaje je po 1 zł 50 gr, jeden zastałam na stole, dwa dokupiłam sobie, i gdy u siebie muszę zawsze patrzeć, jak wszystkie fiołki alpejskie niszczeją mi, co mnie zawsze więcej bolało, niż warto było okazać, tu mimo centralnego ogrzewania, wyobraź sobie, rozwijają im się wszystkie pączki i co dzień, budząc się, biegnę zaraz zobaczyć, jak daleko się to posuwa. Widać na tej wysokości lepiej one idą.

Życie pędzę jak anachoreta, gdyż poza jadalnią nie widuję nikogo, czasem doktor wpada na papierosa, ale papierosów palę b[ardzo] mało, 2–3 na dzień, tak że dopiero teraz skończyły się te, co dałeś, i kupiłam nowe. Wstaję rano, o 7½ gimnastykuję się, myję, wycieram, jem śniadanie, potem jeszcze leżę z kwadrans, czytam książki Komisji – od 9 do 11-tej jestem na spacerze, chodzę daleko po wszystkich znanych nam ścieżkach, zapuszczam się w lasy, gdzie panuje niewysłowiona cisza, czasem tylko słychać z daleka krzyk drwali, co spuszczają pnie, ale i tych robót teraz mało, czasem rogacz chrząknie i widać ślady saren. Od 11-tej do 2-giej piszę, po obiedzie trochę leżę, a od 4 do 5-tej znów idę na spacer. Doktorowa prosiła mnie, żeby zabierać na ten spacer doktora, który teraz prawie nie wychodzi, ale udało mi się to tylko raz, gdyż w jego opartej na improwizowaniu „metodzie” pracy zawsze ma coś nieprzewidzianego do załatwienia, od 5-tej do 8-mej piszę, i wtedy idzie mi, nie wiem czemu, zawsze lepiej niż rano. Po kolacji jeszcze do 11 piszę lub w jakiś tam sposób szperam w swoich notatkach. Przed 12-tą już zawsze śpię, tj. śpię od kilku dni, gdyż dotąd męczyła mnie bezsenność i ciągłe budzenie się, aż dopiero jakiś biały proszeczek i polepszenie się stanu żołądkowo-sercowego przełamały to i teraz śpię dobrze, mam wrażenie, że dopiero teraz zaczyna mi tu powietrze służyć. Gości jest teraz dwanaście osób, z tych osiem siada do stołu, jedzenie jest b[ardzo] dobre, gdyż ta sędziwa Halka jest sto razy lepszą kucharką od wszystkich przybieranych jej do pomocy kucharzy i kucharek. Pasztet był świetny, jedliśmy go w ciągu dwu obiadów wszyscy na tzw. przystawkę.

Władzi nakazuję, żeby dobrze paliła w piecach, co dzień w dwóch, jeżeli zwłaszcza są wiatry.

Jeżeliby koperta z recenzjami nie nadeszła do domu, to się nie turbuj, znaczyłoby to, że nadeślą ją tu do mnie, gdyż znają mój adres – to chyba wszystko. Przepraszam, że tyle napisałam, jeszcze tak bazgrząc, ale tak chciałam z Tobą porozmawiać. Trzymaj mi się dobrze i wesoło, – Ty mocny, dobry, promienisty Stachuniu. Całuję Cię bardzo, Kochany

Ma.

[Dopisek na marginesie pierwszej strony:]

* Jeśli co mówiłeś o terminie, to przy okazji powiedz, że nie wiadomo, że może zostanę dłużej itp.

Muz. Lit., sygn. 2050, t. II, k. 111–114. List bez koperty; rękopis.

[1] Słowa „nic mu nie” podkreślone ołówkiem, ręką S. Stempowskiego.

[2] Marceli Landsberg (1890–1951), lekarz, specjalista chorób wewnętrznych i zakaźnych. W latach 1918–1926 pracował jako starszy asystent w II Klinice Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Warszawskiego, następnie do 1934 r. był lekarzem wolontariuszem w szpitalu na Czystem w Warszawie i w Państwowym Zakładzie Higieny. W latach 1934–1939 łączył funkcję ordynatora i kierownika Oddziału Chorób Wewnętrznych w szpitalu na Czystem. Po wojnie był profesorem Akademii Medycznej w Łodzi.

[3]Folium Combreti – liść trudziczki, zioła stosowanego w medycynie.

[4] belladonna – lek ziołowy, pokrzyk wilcza jagoda.

[5] salol – rodzaj kwasu salicylowego.

[6]Ślub. (Rozdział z powieści „Pośród życia i śmierci”), „Kobieta Współczesna” 1931, nr 8–10.

[7] Fragment od słów „wczoraj znów…” do słów „…do szkoły” zaznaczony na marginesie ołówkiem, ręką S. Stempowskiego.

347 Stanisław Stempowski [Warszawa, 8 lutego 1931]

8 II 31

Prawie co dzień wypada mi pisać do Ciebie, gdyż dopisuję się do nadchodzących do Ciebie listów. Wybacz, że je wyjmuję z kopert, które dla kontroli, z datą wysłania, składam na twoim biurku.

Od wyjazdu Twego nadeszły cztery paczki książek do oceny (leżą nierozpakowane), ale listu z recenzjami nie ma. Za osiem dni ma być posiedzenie, na które miałaś przysłać swoje trzy recenzje (Sudermanna, Szembekowej i Orczy). Może sama napiszesz do Grotowskiej[1] albo upoważnisz mnie do zatelefonowania do Niej (N telef.?) i powiesz, o co mam prosić.

List z odpowiedziami na Twoje pytania wysłałem onegdaj. Czy otrzymujesz moje listy? – Miałem telefon od Anielusi, która nie wiedziała o Twoim wyjeździe i pytała, czy będziesz na zebraniu KLiN-a[2], więc to i ona w tej poczciwej instytucji tkwi.

Instytut Popierania Pols[kiej] Twórcz[ości] Literac[kiej] (ten Michalskiego) już działa, gdyż przysłał Ci zaproszenie na dziś na odczyt Pigonia[3] o towianizmie. Następnie poznańscy profesorowie Peretiatkowiczi Sobeski wydają książkę pt. Współczesna kultura polska[4] i nadesłali do wypełnienia kwestionariusz (data urodzenia, stopnie naukowe, stanowisko, prace, spis dzieł). Jeśli chcesz odpowiedzieć, to Ci te druczki prześlę.

Emeryturę poleciłem wysłać Ci do Jaworza, czy otrzymałaś? Oto mniej więcej wszystko o drobiazgach żywota. Dziś ma tu być Dymitr na zwykłej herbacie, zamówił sobie (przez pamięć na Ciebie) konfitury wiśniowe – nie wiem, czy są i czy można. Wczoraj ugaszczał go obiadem Jurek, jak mi o tym D[ymitr] telefonował, chwaląc szczodrość J[urka] większą niż Franca Potockiego[5], który za obiad proszony za dwu zapłacił zł 13.

De publicis – najważniejsze, że moralny rozłam pogłębia się: prof. A. Krzyżanowski[6], Nowak[7] i Zdz[isław] Lechnicki[8] złożyli swe mandaty. W związku z wystąp[ieniem] ostatniego zrobiono rewizję w „Przełomie”, a nr 5 został cały skonfiskowany za artykuł Czarna plama[9]. Jednak najpotężniejsza siła nie może ostać się bez sankcji moralnej albo przynaj[mniej] bez zastępującej ją psychozy zbiorowej (jak u bolszewików lub faszystów)[10].

Któregoś wieczora nie mogłem spać i przeczytałem Pana Hamsunowego[11]. Myślę, że taki okrutny pojedynek kochających się ludzi, pełen drapieżnych kaprysów i łamiący na zawsze życie dwojga ludzi – jest już zamierzchłą przeszłością, zamierającym nawet w literaturze echem romantyzmu, u którego kolebki stał despotyzm polit[yczny] i społeczny. Urozmaicało to życie biednych ludzi, którzy gdzie indziej wyładować swej energii nie mogli. A może, gdy znów moloch „państwa” przytłoczy nas – wrócimy do tej zabawy. Opowieść Glahna przypomina b[ardzo] opowiadania Turgieniewa.

Myślałem oczywiście o tym, jakże to my się kochamy. Po jakiemu

Smutno.

Całuję Ciebie, Najmilsza

St.

Muz. Lit., sygn. 2071, t. II, k. 97–98. List bez koperty; rękopis.

[1] Helena Grotowska, pracownica Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.

[2] KLiN – Klub Literacki i Naukowy, założony z inicjatywy L. Płoszewskiego w 1928 r. przez W. Borowego, który też został prezesem Klubu. Funkcję sekretarza pełnił do 1939 r. Płoszewski, po wojnie Z. Rothertowa. W pracach Klubu uczestniczyli głównie W. Borowy, K. Górski, M. Kridl, J. Gołąbek, K. W. Zawodziński. Zajmowano się najczęściej zagadnieniami literatury okresu romantyzmu i Młodej Polski. KLiN został zlikwidowany w 1947 r.

[3] Stanisław Pigoń (1885–1968), historyk literatury polskiej, wybitny edytor, od 1921 r. profesor uniwersytetu w Wilnie (w latach 1927–1928 rektor), od 1931 r. profesor UJ, członek PAU (od 1929 r.) i PAN (od 1952 r.). W latach 1939–1940 więziony w obozie hitlerowskim w Sachsenhausen. Jako badacz romantyzmu i Młodej Polski zajmował się głównie treścią ideowo-moralną utworów literackich i ich funkcją wychowawczą w życiu narodu, publikował opracowania biograficzne i historycznoliterackie dotyczące wybitnych pisarzy, zwłaszcza A. Mickiewicza. Był autorem fundamentalnych edycji Pism wszystkich A. Fredry, dzieł zebranych S. Żeromskiego i W. Orkana, wydał korespondencję Mickiewicza i Z. Krasińskiego oraz Pana Tadeusza (1925), był wybitnym znawcą kultury ludowej.

[4] A. Wigura, Współczesna kultura polska. Nauka, literatura, sztuka. Życiorysy uczonych, literatów i artystów z wyszczególnieniem ich prac, red. A. Peretiatkowicz, M. Sobeski, Poznań 1932.

[5] Zapewne mowa o Franciszku Salezym Potockim.

[6] Adam Krzyżanowski (1873–1963), ekonomista, profesor UJ, polityk. Od 1923 r. zajmował się głównie kwestią naprawy skarbu i stabilizacji złotego, był przeciwnikiem reformy W. Grabskiego. Od 1928 r. poseł na sejm z ramienia BBWR. Po ostrym starciu z B. Miedzińskim odmówił głosowania w sprawie Brześcia zgodnie z zaleceniami swego klubu i 5 lutego 1931 r. złożył mandat poselski.

[7] Julian Ignacy Nowak (1865–1946), lekarz medycyny i weterynarii, bakteriolog, profesor UJ, polityk. W 1905 r. wszedł z listy „Czasu” do Rady Miejskiej Krakowa, w której pozostawał do 1935 r. W listopadzie 1914 r. pełnił funkcję komisarza rządowego dla Krakowa, a od grudnia 1914 do 1916 r. był pierwszym zastępcą prezydenta miasta. Działał od 1903 r. w Krakowskim Towarzystwie Rolnym, w latach 1921–1927 był jego wiceprezesem. Należał do Stronnictwa Prawicy Narodowej. Od 31 lipca do 14 grudnia 1922 r. był premierem pozaparlamentarnego gabinetu, a od 31 lipca do 21 sierpnia tegoż roku ministrem wyznań religijnych i oświecenia publicznego. W latach 1922–1927, nie zrywając więzów z konserwatystami z Krakowskiego Stronnictwa Zachowawczego, w senacie reprezentował Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast”, zasiadał w senackiej komisji ds. oświaty i kultury.

[8] Zdzisław Lechnicki (1890–1959), ziemianin, działacz polityczny. Od 1910 r. działał w Związku Młodzieży Polskiej „Zet”. Był w 1926 r. współorganizatorem i teoretykiem Związku Naprawy Rzeczpospolitej i do wejścia Związku w 1928 r. do BBWR jego przewodniczącym. Należał do zwolenników Piłsudskiego, ale pozostawał w opozycji do rządów sanacji. W latach 1928–1931 poseł na sejm z ramienia BBWR, złożył mandat po aresztowaniu posłów Centrolewu. W czasie II wojny światowej walczył w ZWZ-AK. W latach 1949–1957 więziony pod fałszywymi zarzutami sabotażu w Państwowych Nieruchomościach Ziemskich.

[9] „Przełom” – tygodnik polityczno-społeczny wydawany w latach 1926–1935, organ prorządowego Związku Naprawy Rzeczpospolitej, w kierownictwie którego był Z. Lechnicki. – L. Hass pisał o reakcji pisma na sprawę brzeską: „«Przełom» widział w całej inteligenckiej akcji protestacyjnej – jakkolwiek ten jej charakter społeczny sam podkreślał – odbicie tego wszystkiego, «co przeżyły dusze ludzi starych, nieznanych, bezimiennych, co przeżywa dusza zbiorowa społeczeństwa». Czasopismo to między grudniem 1930 r. a lutym roku następnego zamieszczało artykuły krytykujące politykę BBWR, w tym również w przeszłości, wręcz od jego utworzenia. Zeszyt «Przełomu» z 1 lutego, co już w przypadku periodyku grupy prorządowej stanowiło wręcz ewenement, został skonfiskowany” (L. Hass, Inteligencji polskiej dole i niedole. XIX i XX wiek, Łowicz 1999, s. 262–263 i przyp. 51).

[10] L. Hass nakreślał mniej optymistyczny obraz buntu posłów przeciw polityce rządu wobec opozycji: „Nie później niż 4 grudnia 1930 r. minister reform rolnych Witold Cezary Stankiewicz podpisał zbiorowy protest i wycofał się z BBWR, Tadeusz Hołówko myślał o podobnym kroku demonstracyjnym. Była to już kulminacja ówczesnego konfliktu inteligencji z obozem rządowym. Niebawem zaczęły owe nastroje opadać. Kiedy KC ZP [Związku Patriotycznego] uchwalił, by posłowie należący do Zjednoczenia Pracy – przeważnie zarazem i do ZP – głosowali w sejmie w lutym 1931 r. w sprawie brzeskiej przeciwko przedłożeniu rządowemu, spośród jego 24 posłów tylko Zdzisław Lechnicki oraz Ignacy Nowak, i to nie w pełni, zastosowali się do tej decyzji – jedynie powstrzymywali się od udziału w głosowaniu. Spośród co najmniej dwu dziesiątków innych liberałów i radykałów z klubu parlamentarnego BBWR tak samo połowicznie zachował się jeden – Adam Krzyżanowski z Partii Pracy, inni nie zdobyli się nawet na tak skromny gest. Ową trójkę kierownictwo bloku zmusiło do rezygnacji z mandatów poselskich. […] Bunt wygasł” (L. Hass, Inteligencji polskiej dole i niedole…, s. 263).

[11] K. Hamsun, Pan (1894), wyd. pol. wspólne z Wiktoria i Marzyciele, przekł. Cz. Kędzierski, przedm. S. Wasylewski, Poznań [1930]. Wyd. nowe osob. pt. Pan. Z papierów porucznika Thomasa Glahna, przekł. A. Marciniakówna, Izabelin 1992.