Manifest Kapitalistyczny. Jak wolny rynek uratuje świat - Norberg Johan - ebook

Manifest Kapitalistyczny. Jak wolny rynek uratuje świat ebook

Norberg Johan

4,0

Opis

Manifest kapitalistyczny. Jak wolny rynek uratuje świat

 

Czy nierówności społeczne mogą być korzystne? Dlaczego nie należy bać się technologicznych monopolistów? I jak to możliwe, że wolny rynek uczy nas hojności?

Johan Norberg broni globalnego, wolnorynkowego kapitalizmu przed krytykami – i tymi z lewicy, i z prawicy. Argumentuje, że – na przekór ich tezom – system ten przyczynia się do bogacenia się społeczeństw, umożliwia nam dbanie o środowisko naturalne i jego skuteczną ochronę, a nawet umacnia międzyludzką solidarność i czyni nas szczęśliwszymi.

Norberg uważa, że „kapitalizm” to nazwa wyjątkowo niefortunna i niesprawiedliwa – bo sednem tego systemu nie jest kapitał, lecz oddanie kontroli nad gospodarką w ręce miliardów niezależnych konsumentów, przedsiębiorców i pracowników oraz pozwolenie im na samodzielne decydowanie o własnym losie. „Gospodarka rynkowa – twierdzi – polega przede wszystkim na współpracy i wymianie. Chodzi w niej o to, aby razem z innymi zrobić coś, czego nie bylibyśmy w stanie zrobić sami”. A są to zarówno rzeczy trywialne i błahe – choćby zaparzenie filiżanki kawy – jak i najdonioślejsze: czynienie świata miejscem lepszym dla nas wszystkich.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 402

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




De­dy­kuję li­be­ra­łom kla­sycz­nym wszyst­kich par­tii

Przed­mowa

CO SIĘ STAŁO Z RE­AGA­NEM I THAT­CHER?

Obec­nie nikt już nie opo­wiada się zde­cy­do­wa­nie za glo­ba­li­za­cją, może z wy­jąt­kiem Jo­hana Nor­berga.

Po Ti­dholm, szwedz­kie ra­dio pu­bliczne, 29 maja 2020 r.

Dwa­dzie­ścia lat temu na­pi­sa­łem książkę w obro­nie glo­bal­nego ka­pi­ta­li­zmu. Ni­gdy nie są­dzi­łem, że to zro­bię. Ka­pi­ta­lizm, my­śla­łem so­bie, to sys­tem chci­wych mo­no­po­li­stów i po­tęż­nych wła­ści­cieli. Lecz po­tem za­czą­łem ba­dać ten świat i zda­łem so­bie sprawę, że to w naj­mniej uryn­ko­wio­nych spo­łe­czeń­stwach elity były naj­sil­niej chro­nione przed wolną wolą oby­wa­teli i dys­po­no­wały naj­więk­szą wła­dzą. Pa­ra­dok­sal­nie to wła­śnie ka­pi­ta­lizm – po­przez wolne rynki i do­bro­wolne umowy oparte na idei wła­sno­ści pry­wat­nej – za­gro­ził moż­nym. Za ka­pi­ta­li­zmem prze­ma­wia nie za­ło­że­nie, że ka­pi­ta­li­ści za­wsze za­cho­wują się wła­ści­wie – gdyby tak było, mo­gli­by­śmy bez obaw po­wie­rzyć im mo­no­pol wła­dzy – lecz do­strze­że­nie, że lu­dzie czę­sto nie za­cho­wują się wła­ści­wie, do­póki się ich do tego nie zmusi, a wol­ność wy­boru i kon­ku­ren­cja zmu­szają ka­pi­ta­li­stów do po­dej­mo­wa­nia wła­ści­wych dzia­łań.

Marks i En­gels w za­sa­dzie mieli ra­cję, gdy w in­nym ma­ni­fe­ście – ko­mu­ni­stycz­nym z 1848 roku – stwier­dzili, że wolne rynki w krót­kim cza­sie przy­nio­sły więk­szy do­bro­byt i stwo­rzyły wię­cej tech­no­lo­gicz­nych in­no­wa­cji niż wszyst­kie po­przed­nie po­ko­le­nia ra­zem wzięte, a nie­ustan­nie roz­wi­ja­jący się trans­port i ro­snąca do­stęp­ność dóbr, ty­powe dla wol­nych ryn­ków, kru­szyły struk­tury feu­dalne i prze­ła­my­wały na­cjo­na­li­styczną cia­snotę umy­słów. Marks i En­gels znacz­nie le­piej niż współ­cze­śni so­cja­li­ści uświa­do­mili so­bie, że wolny ry­nek jest po­tężną, po­stę­pową siłą. Nie­stety, nie mieli wy­star­cza­jąco dia­lek­tycz­nie uspo­so­bio­nych umy­słów, aby za­ra­zem zro­zu­mieć, że ko­mu­nizm to re­ak­cyjna siła, która sprze­ci­wia się po­stę­powi i uwstecz­nia spo­łe­czeń­stwa, wio­dąc je z po­wro­tem ku cze­muś w ro­dzaju ze­lek­try­fi­ko­wa­nego feu­da­li­zmu.

Pół­tora wieku póź­niej wolny ry­nek umoż­li­wił jesz­cze więk­szej gru­pie lu­dzi uwol­nie­nie się od pa­nów i mo­no­poli. Roz­wój ryn­ków dał im moż­li­wość wy­boru, mo­gli się tar­go­wać albo – po raz pierw­szy w dzie­jach – od­ma­wiać. Nie­skrę­po­wany han­del, za­pew­nia­jąc tań­sze do­bra, nowe tech­no­lo­gie i do­stęp do kon­su­men­tów w in­nych kra­jach, wy­do­był mi­liony lu­dzi z ot­chłani głodu i biedy.

A jed­nak na prze­ło­mie ty­siąc­leci ka­pi­ta­lizm za­częto wście­kle ata­ko­wać. Mię­dzy­na­ro­dowy ruch an­ty­ka­pi­ta­li­styczny do­ma­gał się, aby silne rządy zwięk­szyły kon­trolę nad go­spo­darką i la­wi­nowo wpro­wa­dzały cła, re­gu­la­cje prawne oraz po­datki. Or­ga­ni­zo­wano ma­sowe ma­ni­fe­sta­cje prze­ciw­ni­ków ne­go­cja­cji pro­wa­dzo­nych w ra­mach Świa­to­wej Or­ga­ni­za­cji Han­dlu, ma­ją­cych na celu więk­sze otwar­cie ryn­ków. Wolny han­del, in­we­sty­cje za­gra­niczne i mię­dzy­na­ro­dowe kor­po­ra­cje oskar­żano o czy­nie­nie bied­nych jesz­cze bied­niej­szymi. Fran­cu­ski le­wi­cowy ruch pro­tek­cjo­ni­styczny AT­TAC szybko zdo­by­wał zwo­len­ni­ków w ca­łej Eu­ro­pie. Po­strze­ga­łem ich jako siłę re­ak­cyjną, chcącą po­zba­wić biedne spo­łe­czeń­stwa wol­no­ści, którą te do­piero za­czy­nały się cie­szyć.

Ar­gu­menty prze­ma­wia­jące prze­ciwko temu ru­chowi ze­bra­łem w opu­bli­ko­wa­nej w 2001 roku książce Spór o glo­ba­li­za­cję[1*]. Był to ma­ni­fest kla­sycz­nego li­be­ra­li­zmu. Wy­ja­śnia­łem dla­czego, aby świat sta­wał się bar­dziej spra­wie­dliwy, wpływy ka­pi­ta­li­zmu na­leży zwięk­szać, a nie zmniej­szać. Wy­czu­cie chwili to klucz do suk­cesu, więc książka zo­stała mię­dzy­na­ro­do­wym be­st­sel­le­rem i prze­tłu­ma­czono ją na po­nad 25 ję­zy­ków, mię­dzy in­nymi na arab­ski, per­ski, tu­recki, chiń­ski i mon­gol­ski.

W końcu de­bata o glo­ba­li­za­cji ob­rała inny kie­ru­nek. Zwo­len­nicy otwar­tej go­spo­darki za­częli od­pa­ro­wy­wać ciosy. Kry­ty­kami czę­sto kie­ro­wało szczere obu­rze­nie na świa­tową biedę i nie­spra­wie­dli­wość. Dla­tego my, zwo­len­nicy wol­nego han­dlu, mo­gli­śmy na tym wspól­nym grun­cie po­ka­zać – za po­mocą me­ry­to­rycz­nych wy­ja­śnień i kla­row­nych da­nych sta­ty­stycz­nych – że aby móc zwal­czać biedę i głód, ko­nieczna jest więk­sza li­be­ra­li­za­cja ryn­ków. Im wię­cej dys­ku­to­wa­li­śmy, tym bar­dziej opo­nenci wy­da­wali się prze­ko­nani, że za­leż­no­ści nie były tak pro­ste, jak pier­wot­nie za­kła­dali, a część in­ter­lo­ku­to­rów na­wet zmie­niła po­glądy. Ko­ja­rzyli glo­ba­li­za­cję ze sta­tus quo, z Unią Eu­ro­pej­ską, Ban­kiem Świa­to­wym oraz Mię­dzy­na­ro­do­wym Fun­du­szem Wa­lu­to­wym, i byli za­sko­czeni, że nas, czyli ich opo­nen­tów, rów­nież nie sa­tys­fak­cjo­no­wała obecna nie­spra­wie­dli­wość i że także do­ma­gamy się ra­dy­kal­nych roz­wią­zań. De­batę szybko zdo­mi­no­wał po­gląd, że aby roz­wi­jać się go­spo­dar­czo i spo­łecz­nie, biedne kraje po­trze­bują wię­cej han­dlu, in­we­sty­cji i przed­się­bior­czo­ści. Jak ujął to se­kre­tarz ge­ne­ralny ONZ Kofi An­nan, pro­ble­mem jest nie­do­syt glo­ba­li­za­cji, a nie jej nad­miar.

Or­ga­ni­za­cja AT­TAC szybko stra­ciła po­pu­lar­ność i urok, po czym zni­kła. W opu­bli­ko­wa­nym w dzien­niku „Gu­ar­dian” ar­ty­kule bry­tyj­ski an­ty­ka­pi­ta­li­sta Geo­rge Mon­biot prze­pro­sił za wspie­ra­nie pro­tek­cjo­ni­zmu: „My­li­łem się w kwe­stii han­dlu”. Przy­znał też, że bez Świa­to­wej Or­ga­ni­za­cji Han­dlu świat byłby znacz­nie bar­dziej nie­spra­wie­dliwy. Nie­wiele póź­niej bry­tyj­ska or­ga­ni­za­cja hu­ma­ni­tarna Oxfam, zwy­kle skła­nia­jąca się ku le­wi­co­wym po­glą­dom i kry­ty­ku­jąca wolne rynki, roz­po­częła za­kro­joną na sze­roką skalę kam­pa­nię prze­ciwko pro­tek­cjo­ni­zmowi Unii Eu­ro­pej­skiej w dzie­dzi­nie rol­nic­twa.

Bono, opo­wia­da­jący się prze­ciwko świa­to­wym nie­rów­no­ściom ir­landzki mu­zyk roc­kowy i ak­ty­wi­sta, wy­znał: „[...] w ostat­nich la­tach w związku z moją pracą w Afryce do­zna­łem olśnie­nia w kwe­stii han­dlu. To cał­ko­wi­cie zmie­niło moje na­sta­wie­nie”[1]. Gdy prze­ma­wiał na Uni­wer­sy­te­cie Geo­r­ge­town, do­dał: „Za­równo tu, jak i wszę­dzie in­dziej na świe­cie walka z ubó­stwem, nie­sie­nie wspar­cia i do­star­cza­nie po­mocy z za­gra­nicy działa jak opa­tru­nek, a wolna przed­się­bior­czość to lek. Przed­się­bior­czość to naj­pew­niej­sza droga roz­woju”. Prze­miana za­sko­czyła nie tylko jego fa­nów, ale i sa­mego mu­zyka, który pod­su­mo­wał: „Gwiazda rocka wy­znaje ka­pi­ta­lizm. Cza­sami sam nie mogę uwie­rzyć, gdy słu­cham tego, co mó­wię”[2].

Ta zmiana po­staw to bez wąt­pie­nia nie tylko moja za­sługa. Wielu in­nych rów­nież wal­czyło o nią dniami i no­cami, a na roz­wój sy­tu­acji miało wpływ mnó­stwo czyn­ni­ków, jak choćby zwy­kła ob­ser­wa­cja, że glo­ba­li­za­cja po pro­stu się spraw­dziła. W kra­jach, które włą­czały się w go­spo­darkę świa­tową, po­ziom biedy spa­dał szyb­ciej niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej. Nie­mniej or­ga­ni­za­cja Oxfam za­prze­czyła pu­blicz­nie, ja­koby jej nowe sta­no­wi­sko było efek­tem na­wró­ce­nia wsku­tek gło­szo­nych przeze mnie prawd, a Bono z pew­no­ścią słu­chał mnie rza­dziej niż ja U2.

Głosy na­wo­łu­jące do za­koń­cze­nia ery glo­ba­li­za­cji uci­chły, ale nie mo­żemy do­dać: „i żyli długo i szczę­śli­wie”. Dwu­dzie­sto­le­cie, które na­de­szło po opu­bli­ko­wa­niu mo­jej książki, za­fun­do­wało pla­ne­cie praw­dziwą jazdę bez trzy­manki. W la­tach 2008–2009 do­świad­czy­li­śmy naj­więk­szego współ­cze­snego kry­zysu fi­nan­so­wego, póź­niej groźna pan­de­mia po­za­my­kała całe re­jony świata i za­biła mi­liony lu­dzi, mamy chaos na Bli­skim Wscho­dzie, ataki ter­ro­ry­styczne, kry­zys mi­gra­cyjny, na­pię­cia geo­po­li­tyczne i po­wrót do agre­sji mi­li­tar­nych na wielką skalę – Pu­tin na­je­chał Ukra­inę. W tym sa­mym okre­sie za­czę­li­śmy re­al­nie od­czu­wać ka­ta­stro­falne skutki glo­bal­nego ocie­ple­nia.

Wszystko to ob­na­żyło ludzką bez­bron­ność i po­now­nie wzbu­dziło po­dej­rze­nia wo­bec otwar­tej go­spo­darki świa­to­wej. Zro­dziło tę­sk­notę za sil­nymi ludźmi i sta­now­czymi rzą­dami, które chro­ni­łyby nas przed nie­bez­pie­czeń­stwami tego świata. Ne­go­cja­cje Świa­to­wej Or­ga­ni­za­cji Han­dlu utknęły w mar­twym punk­cie, Stany Zjed­no­czone pod­wa­żyły me­cha­nizm roz­strzy­ga­nia spo­rów, a po kry­zy­sie fi­nan­so­wym udział han­dlu w PKB po raz pierw­szy od II wojny świa­to­wej prze­stał ro­snąć. Glo­balną wolną go­spo­darkę do­tknęła sta­gna­cja, a fala dą­żeń do de­mo­kra­ty­za­cji ustro­jów zo­stała po­wstrzy­mana przez opór au­to­kra­tów.

W Chi­nach trzy­dzie­sto­letni pro­ces re­form wy­ha­mo­wał i apa­rat pań­stwa za­czął od­zy­ski­wać utra­cone ob­szary wpły­wów. Na Za­cho­dzie znów po­ja­wiły się głosy, że glo­ba­li­za­cja po­szła za da­leko i że przed­się­bior­stwa na­leży kon­tro­lo­wać. Tam, gdzie wcze­śniej pod­czas mię­dzy­na­ro­do­wych szczy­tów mó­wiono o otwie­ra­niu się, de­re­gu­la­cji i li­be­ra­li­za­cji (na­wet je­śli nie za­wsze prze­kła­dało się to na dzia­ła­nia), ję­zyk stra­cił ostre za­bar­wie­nie, a w miej­sce pro­gra­mów kon­kret­nych re­form po­ja­wiły się mętne ha­sła, ta­kie jak in­klu­zja, zrów­no­wa­żony roz­wój czy stra­te­giczna au­to­no­mia. I „part­ner­stwo” mię­dzy tym a owym.

Nie­wiele póź­niej do­szło do szcze­gól­nego zwrotu w spo­so­bie my­śle­nia. Po upadku le­wi­co­wej ofen­sywy na glo­ba­li­za­cję ataki za­częła przy­pusz­czać pra­wica. Zwal­cza­nie pro­tek­cjo­ni­zmu przy­po­mina walkę z cho­ro­bami skóry, jak to ujął ame­ry­kań­ski eko­no­mi­sta Paul Sa­mu­el­son: gdy po­ra­dzisz so­bie z cho­robą w jed­nym miej­scu, na­gle po­ja­wia się w in­nym. Nowe po­ko­le­nie kon­ser­wa­tyw­nych po­li­ty­ków brzmi zdu­mie­wa­jąco po­dob­nie do or­ga­ni­za­cji AT­TAC z 2001 roku: świat jest nie­bez­pieczny, nikt już nad ni­czym nie pa­nuje, a wolny han­del nisz­czy lo­kalne tra­dy­cje i do­bre miej­sca pracy. Pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych Do­nald Trump stwier­dził na­wet, że „glo­ba­li­sta” to osoba, która „tak na­prawdę wcale nie trosz­czy się o nasz kraj”.

Cho­ciaż szybki po­stęp w bied­nych kra­jach po­ka­zał Za­cho­dowi, że glo­ba­li­za­cja przy­nosi ko­rzy­ści, to wciąż wy­zna­jemy mit, ja­koby go­spo­darka była grą o su­mie ze­ro­wej, czyli zysk jed­nych za­wsze ozna­cza stratę dru­gich. Wielu do­szło więc do wnio­sku, że skoro biedne kraje zy­skują, to my w bo­ga­tych kra­jach je­ste­śmy te­raz tymi, któ­rzy tracą. Me­cha­nizm po­strze­ga­nia świata nie zmie­nił się, tylko ina­czej przy­pi­sa­li­śmy role. Dwa­dzie­ścia lat temu wolny han­del był uwa­żany za zło, po­nie­waż to my wy­zy­ski­wa­li­śmy ich, a obec­nie jest uzna­wany za zło, po­nie­waż to oni wy­zy­skują nas. Dwa­dzie­ścia lat temu ka­pi­ta­lizm był zły, gdyż po­dobno spra­wiał, że biedni jesz­cze bar­dziej ubo­żeli. Te­raz jest zły, po­nie­waż spra­wia, że biedni się bo­gacą.

Z po­czątku, kiedy przed­sta­wia­łem ar­gu­menty prze­ma­wia­jące za ryn­kiem, han­dlem i imi­gra­cją, czę­sto ata­ko­wano mnie, twier­dząc, że na­leżę do „sza­lo­nej pra­wicy”. Kiedy dziś po­daję te same ar­gu­menty, cza­sem oskarża się mnie, że je­stem „na­wró­co­nym le­wa­kiem”. To nie ja się zmie­ni­łem. Pra­wi­cowi na­cjo­na­li­ści nie ofe­rują w pro­gra­mie go­spo­dar­czym wiele poza żą­da­niem za­trzy­ma­nia świata, aby mo­gli z niego wy­siąść (a przy tym wy­rzu­cić imi­gran­tów), więc ich wście­kłe ataki na glo­ba­li­za­cję spo­wo­do­wały po­wsta­nie no­wego frontu tam, gdzie tra­dy­cyj­nie pa­no­wał kla­syczny le­wi­cowy pro­gram rzą­do­wego in­ter­wen­cjo­ni­zmu. Aby za­pew­nić nam fał­szywe po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa, rządy utrud­niają han­del, mi­gra­cję i bu­dow­nic­two, co zde­cy­do­wa­nie spo­wal­nia wzrost, krzyw­dząc wła­śnie tych lu­dzi, któ­rych po­li­tycy rze­komo chro­nią.

Współ­cze­śnie do­mi­nu­jąca nar­ra­cja o glo­bal­nym ka­pi­ta­li­zmie – po­dzie­lana przez pra­wi­co­wych i le­wi­co­wych po­pu­li­stów, a w ła­god­niej­szej for­mie rów­nież przez znaczną część po­li­tycz­nego i go­spo­dar­czego es­ta­bli­sh­mentu – nie prze­czy, że ostat­nich dwa­dzie­ścia lat bylo epoką do­bro­bytu, lecz zwraca uwagę na to, że jego owoce tra­fiły w zde­cy­do­wa­nie za mało rąk, a poza tym były to ręce nie­wła­ści­wych osób. Twier­dzi, że glo­bal­nym zwy­cięzcą są Chiny, które prze­jęły pro­duk­cję na­szych fa­bryk i za­brały nam pracę – że jest to groźny wy­grany, który krad­nie na­sze tech­no­lo­gie i pod­mi­no­wuje bez­pie­czeń­stwo na­ro­dowe. To z ko­lei spra­wia, że co­raz czę­ściej go­spo­darkę świa­tową trak­tuje się jako geo­po­li­tyczną grę, w któ­rej zwy­cięzca bie­rze wszystko, więc – we­dług nie­któ­rych – mu­simy wpro­wa­dzić w han­dlu ogra­ni­cze­nia i po­now­nie zna­cjo­na­li­zo­wać łań­cu­chy war­to­ści[2*].

Zgod­nie z tą nar­ra­cją na Za­cho­dzie roz­wój przy­niósł ko­rzy­ści głów­nie bo­ga­tym, pod­czas gdy płace ogółu spo­łe­czeń­stwa od dzie­się­cio­leci utrzy­mują się na sta­łym po­zio­mie. Nie­rów­no­ści zde­cy­do­wa­nie ro­sną, a pra­cow­nicy stali się no­wym pre­ka­ria­tem, który musi to wszystko ja­koś cią­gnąć, nie­pewny przy­szło­ści i roz­draż­niony. Fa­bryki po­za­my­kano, a klasę ro­bot­ni­czą znisz­czono, cza­sem na­wet do­słow­nie, fi­zycz­nie, co po­ka­zuje zja­wi­sko „śmierci z roz­pa­czy” (okre­śle­niu temu przyj­rzymy się w roz­dziale trze­cim). Na rynku znów po­ja­wiły się mo­no­pole, głów­nie w wą­skim kręgu nie­ty­kal­nych gi­gan­tów tech­no­lo­gicz­nych, które wkra­czają w co­raz to nowe ob­szary i wy­pie­rają sym­pa­tyczne firmy ro­dzinne.

Już to po­wo­duje, że sy­tu­acja wy­gląda bar­dzo źle, a jesz­cze na­wet nie do­tknę­li­śmy te­matu wpływu glo­bal­nego ocie­ple­nia na pla­netę. Mówi się nam więc, że aby prze­ciw­dzia­łać ne­ga­tyw­nym zmia­nom, trzeba na­tych­miast przy­wró­cić silny rząd, od­zy­skać kon­trolę, re­dy­stry­bu­ować za­soby i dzięki oświe­co­nej po­li­tyce prze­my­sło­wej prze­kie­ro­wać te za­soby do wska­za­nych prze­my­słów pań­stwo­wych oraz do sek­tora zie­lo­nych tech­no­lo­gii.

De­bata wy­glą­dała w ten spo­sób już przed pan­de­mią. A kiedy nowy ko­ro­na­wi­rus za­czął pu­sto­szyć pla­netę, po­dej­rze­nia wo­bec świata ze­wnętrz­nego i wol­nego han­dlu eks­plo­do­wały z pełną mocą. Rządy za­my­kały gra­nice państw i do­ma­gały się od­two­rze­nia kra­jo­wych łań­cu­chów do­staw. „Nie chcę mó­wić, że je­ste­śmy na zwy­cię­skiej ostat­niej pro­stej – twier­dził en­tu­zja­stycz­nie se­kre­tarz han­dlu w rzą­dzie Trumpa – lecz ta­kimi dzia­ła­niami przy­spie­szymy po­wrót sta­no­wisk pracy do Ame­ryki Pół­noc­nej”. Z ko­lei fe­lie­to­nistka biz­ne­sowa „Fi­nan­cial Ti­mesa” Rana Fo­ro­ohar wy­ra­ziła opi­nię, że „glo­ba­li­za­cja w ta­kiej for­mie, w ja­kiej zna­li­śmy ją przez ostat­nie czter­dzie­ści lat, za­wio­dła”.

Tym­cza­sem rządy po­sta­no­wiły ra­to­wać go­spo­darki, przy­dzie­la­jąc sub­wen­cje – naj­pierw sek­to­rowi fi­nan­so­wemu, a po­tem już wszyst­kim, jak le­ciało. Lu­dzie szybko przy­wy­kli do idei, że zy­ski na­leżą do osób pry­wat­nych, za to ro­snące straty mają być po­kry­wane przez po­dat­ni­ków lub banki cen­tralne. A gdy bra­kuje pie­nię­dzy, po pro­stu trzeba je do­dru­ko­wać, kiedy to zaś wy­woła in­fla­cję, po­trzebna jest ko­lejna tran­sza sub­wen­cji, żeby skom­pen­so­wać wzrost cen. I tak da­lej. Pre­mierka Szwe­cji Mag­da­lena An­ders­son stwier­dziła na­wet, że pan­de­mia osta­tecz­nie „za­koń­czyła neo­li­be­ralną erę, za­in­au­gu­ro­waną przez That­cher i Re­agana”.

Ta­kie słowa pa­dają obec­nie nie tylko z ust so­cjal­de­mo­kra­tów. Pra­wi­cowi po­pu­li­ści, dzien­ni­ka­rze i eko­no­mi­ści rów­nież twier­dzą, że „skoń­czyła się era Re­agana/That­cher”. Tę dwójkę przy­wód­ców czę­sto uznaje się za sym­bole li­be­ra­li­za­cji go­spo­darki z po­czątku lat 80. XX wieku i nie­stety ja też mam wra­że­nie, że ich era się skoń­czyła.

Do­radca Do­nalda Trumpa Ste­phen Mo­ore oświad­czył, że re­pu­bli­ka­nie nie są już par­tią Re­agana, lecz Trumpa – i to się zga­dza. Wy­star­czy spoj­rzeć na par­tyjną agi­ta­cję prze­ciwko wol­nemu han­dlowi, imi­gra­cji czy fir­mom tech­no­lo­gicz­nym, że nie wspo­mnę o kłam­stwach i oszu­stwach wy­bor­czych (Re­agan na­zwał kie­dyś po­ko­jowe prze­ka­zy­wa­nie wła­dzy „ma­gią” wol­nego świata). To­rysi – dawna par­tia That­cher – po­rzu­cili jed­no­lity ry­nek eu­ro­pej­ski (w któ­rego two­rze­niu nie­gdyś ode­grali klu­czową rolę), po­dob­nie zresztą jak wiele in­nych fun­da­men­tal­nych za­ło­żeń go­spo­dar­czych. Ba­wią się w bar­dziej ak­tywną po­li­tykę prze­my­słową i slo­gany w ro­dzaju Buy Bri­tish (Ku­puj to, co bry­tyj­skie) – pro­mu­jąc nową po­stawę, którą Bo­ris John­son (mi­mo­wol­nie pu­blicz­nie) stre­ścił krótko: „pie­przyć biz­nes”[3*].

Jego prze­lotna na­stęp­czyni Liz Truss, która wsła­wiła się stwier­dze­niem, że im­port sera na dużą skalę to „hańba”, pró­bo­wała na­śla­do­wać Że­la­zną Damę, ale bar­dziej na­wią­zu­jąc do jej sta­now­czo­ści niż do po­li­tyki. Wy­stą­piła prze­ciwko „kon­sen­su­sowi skarbu pań­stwa i eko­no­mi­stów z «Fi­nan­cial Ti­mesa», wy­cho­dzą­cych z za­ło­że­nia, że bu­dżet po­wi­nien być zrów­no­wa­żony”, i za­fun­do­wała so­bie szyb­kie odej­ście ze sta­no­wi­ska pre­mierki, pró­bu­jąc wpro­wa­dzić gi­gan­tyczny, nie­ma­jący po­kry­cia w bu­dże­cie, pa­kiet do­ta­cji na ener­gię oraz ob­niżki po­dat­ków, któ­rych rynki nie za­mie­rzały fi­nan­so­wać.

Idee Re­agana i That­cher nie ode­szły jed­nak kom­plet­nie w nie­pa­mięć – zo­ba­czymy to szcze­gól­nie wy­raź­nie, je­śli obiek­tyw­nie spoj­rzymy, skąd wieje wiatr. Gdy mó­wimy, że za­ni­kły, trak­tu­jemy epokę tych po­li­ty­ków jako swego ro­dzaju ide­olo­giczne od­stęp­stwo, okres, w któ­rym dzicy teo­re­tycy i ra­dy­ka­ło­wie po­cią­gnęli po­li­ty­ków w kie­runku do­gma­tycz­nego neo­li­be­ra­li­zmu, a te­raz wresz­cie – są­dzimy – można po­wró­cić do zdro­wego, in­ter­wen­cjo­ni­stycz­nego spo­sobu my­śle­nia. W tam­tych re­for­mach zaś wcale nie o to cho­dziło. Choć li­be­ralni eko­no­mi­ści za­in­spi­ro­wali wiele zmian, łą­czo­nych z na­zwi­skami Re­agana i That­cher, to ich epoka ni­gdy nie była ide­olo­gicz­nym eks­pe­ry­men­tem, lecz prag­ma­tyczną próbą po­ra­dze­nia so­bie z na­tu­ral­nym upad­kiem do­tych­cza­so­wych po­glą­dów na za­leż­ność po­mię­dzy in­fla­cją a re­gu­la­cjami, wpro­wa­dza­nych w ży­cie przez roz­ra­sta­jące się rządy.

Świad­czy o tym mię­dzy in­nymi spo­strze­że­nie, że „era Re­agana/That­cher” roz­po­częła się przed Re­aga­nem i That­cher. Wła­ści­wie za­ini­cjo­wali ją ich po­li­tyczni opo­nenci. To de­mo­krata Jimmy Car­ter, po­przed­nik Re­agana, już w 1978 roku, w orę­dziu o sta­nie pań­stwa za­de­kla­ro­wał: „Krok po kroku wy­ci­namy gąszcz zby­tecz­nych prze­pi­sów fe­de­ral­nych, za po­mocą któ­rych rząd zbyt czę­sto in­ter­we­niuje w na­sze pry­watne ży­cie i pry­watny biz­nes”[3]. To ad­mi­ni­stra­cja Car­tera prze­pro­wa­dziła de­re­gu­la­cję lot­nic­twa, ko­lei, trans­portu ko­ło­wego i ener­ge­tyki (a także pro­duk­cji rze­mieśl­ni­czego piwa! Przed jego erą nie na­pił­byś się sa­mu­ela adamsa). I to rów­nież Car­ter mia­no­wał na pre­zesa Re­zerwy Fe­de­ral­nej Paula Volc­kera, który w paź­dzier­niku 1979 roku wy­po­wie­dział wojnę in­fla­cji.

W 1976 roku w Wiel­kiej Bry­ta­nii Ja­mes Cal­la­ghan, la­bu­rzy­sta i po­przed­nik That­cher, wy­ja­śniał człon­kom swej par­tii, że choć do tej pory wie­rzyli w to, iż re­ce­sję można zwal­czyć dzięki więk­szym wy­dat­kom i wyż­szej in­fla­cji, to tak nie jest: „Mó­wię wam te­raz zu­peł­nie szcze­rze, że ta­kiej moż­li­wo­ści już nie ma”, a o ile kie­dy­kol­wiek ist­niała, to gwa­ran­to­wała „wstrzyk­nię­cie w obieg go­spo­darki więk­szej dawki in­fla­cji, a to w ko­lej­nym kroku skut­kuje wyż­szym po­zio­mem bez­ro­bo­cia”[4]. Za walkę ze związ­kami za­wo­do­wymi i de­cy­zję, aby za­mknąć 115 de­fi­cy­to­wych, nisz­czą­cych śro­do­wi­sko ko­palń wę­gla, jedni That­cher po­dzi­wiali, inni nie­na­wi­dzili – lecz czy wiesz, że Ja­mes Cal­la­ghan i Ha­rold Wil­son, dwaj po­przedni pre­mie­rzy z ra­mie­nia la­bu­rzy­stów, za­mknęli łącz­nie aż 257 ko­palń wę­gla[5]?

To nie li­ber­ta­riań­scy ide­olo­dzy prze­pro­wa­dzali w la­tach 70., 80. i 90. XX wieku wiel­kie li­be­ra­li­za­cje. To par­tie so­cja­li­styczne roz­po­częły pro­cesy „od­so­cja­li­stycz­nia­nia” go­spo­da­rek In­dii, Au­stra­lii i No­wej Ze­lan­dii. To par­tie pro­tek­cjo­ni­styczne otwie­rały go­spo­darki Bra­zy­lii i Mek­syku. W Chi­nach, Wiet­na­mie i Chile na­to­miast wol­no­ści go­spo­dar­cze wpro­wa­dzali dyk­ta­to­rzy, któ­rych serca – jak­kol­wiek pa­trzeć – nie biły dla li­be­ral­nych war­to­ści. W więk­szo­ści przy­pad­ków były to par­tie i osoby, które z ogromną przy­jem­no­ścią da­lej kon­tro­lo­wa­łyby lud­ność i go­spo­darkę. Jed­nak idea ak­tyw­nej roli pań­stwa skry­wała iry­tu­jący pro­blem, przed któ­rym nie da­wało się uciec – pro­blem, który, wy­wo­dzący się z so­cjal­de­mo­kra­tów, szwedzki mi­ni­ster fi­nan­sów Kjell-Olof Feldt (ma­rzący, by urze­czy­wist­nić w swoim kraju de­mo­kra­tyczny so­cja­lizm) pod­su­mo­wał: „Mó­wiąc wprost, oka­zało się, że to po pro­stu nie­wy­ko­nalne”.

I o to wła­śnie cho­dzi. Sama idea brzmi nie­zwy­kle ku­sząco. Gdy ktoś obie­cuje ci cały świat, sub­wen­cje i dar­mowe rze­czy, za­wsze zdo­bę­dzie po­klask. Lecz to po pro­stu nie działa. Wciąż nie. Nie ma cze­goś ta­kiego jak dar­mowe lun­che, a do­bra na­leży wy­two­rzyć, za­nim bę­dzie można je roz­dy­stry­bu­ować. Wcze­śniej czy póź­niej pie­nią­dze in­nych lu­dzi się skoń­czą, jak stwier­dziła That­cher, a je­śli wów­czas je do­dru­ku­jesz, to do­ce­lowo zruj­nu­jesz wa­lutę. I – jak się prze­ko­nała Liz Truss – wcze­śniej czy póź­niej skoń­czą ci się rów­nież cy­taty z That­cher, je­śli bro­nisz bu­dżetu, w któ­rym ma być wszystko dla wszyst­kich, po­nie­waż to się po pro­stu nie ze­pnie. Kre­dyty się pię­trzą, in­fla­cja ro­śnie, a ty za­czy­nasz się za­sta­na­wiać, skąd na­prawdę bie­rze się do­bro­byt.

Nie po­wstrzyma to no­wych po­ko­leń po­li­ty­ków przed po­wta­rza­niem tych sa­mych błę­dów. Gdy blakną wspo­mnie­nia o daw­nych fia­skach, lu­dzi ogar­nia silne pra­gnie­nie, by spró­bo­wać jesz­cze raz. W ob­li­czu ki­pią­cej wro­go­ści wo­bec cu­dzo­ziem­ców i przed­się­biorstw pra­gnie­nie to prze­ja­wia się w for­mie ir­ra­cjo­nal­nych prób sto­so­wa­nia pro­tek­cjo­ni­zmu, od­gór­nego ste­ro­wa­nia prze­my­słem, two­rzo­nych na ko­la­nie prze­pi­sów i kon­fi­ska­cyj­nych po­dat­ków. Du­szą one wzrost go­spo­dar­czy i krzyw­dzą naj­bar­dziej bez­bron­nych. Za­gra­żają glo­bal­nej go­spo­darce, mimo że to ona oka­zuje się naj­pew­niej­szą na­dzieją na po­stęp ludz­ko­ści.

Tak, mamy za sobą dwa­dzie­ścia strasz­nych, peł­nych wstrzą­sów i wo­jen lat, a także pan­de­mię. A jed­nak w kon­tek­ście ludz­kiego do­bro­stanu było to naj­lep­sze dwa­dzie­ścia lat w dzie­jach. Skala skraj­nego ubó­stwa zma­lała o 70 pro­cent. To ozna­cza, że od chwili, gdy na­pi­sa­łem swoją pierw­szą książkę w obro­nie glo­bal­nego ka­pi­ta­li­zmu, każ­dego dnia do­sta­jemy po­nad 138 ty­sięcy ar­gu­men­tów prze­ma­wia­ją­cych za tą ideą. Bo wła­śnie tyle osób każ­dego dnia wy­do­by­wało się ze skraj­nej biedy w ciągu ostat­nich dwóch de­kad: 138 ty­sięcy męż­czyzn, ko­biet i dzieci. Każ­dego dnia. Po­mimo wszyst­kich wstrzą­sów i prze­szkód rów­nież w cza­sie pan­de­mii. O taki po­stęp warto wal­czyć i za­chę­cać do ini­cjo­wa­nia go w ko­lej­nych miej­scach.

Dla­tego wła­śnie mu­simy znów od­ro­bić lek­cje i przy­po­mnieć so­bie ar­gu­menty prze­ma­wia­jące prze­ciwko po­wro­towi do daw­nych roz­wią­zań. Przy­naj­mniej raz na dwa­dzie­ścia lat po­trze­bu­jemy ma­ni­fe­stu ka­pi­ta­li­stycz­nego, który opo­wiada się za wol­no­ścią go­spo­dar­czą, od­no­sząc się do pro­ble­mów i kon­flik­tów obec­nej epoki. I wła­śnie dla­tego na­pi­sa­łem tę książkę. Z tych wszyst­kich i z jesz­cze jed­nego po­wodu – w mi­nio­nej de­ka­dzie kwe­stie go­spo­dar­cze prze­stały być prio­ry­te­tem. Ow­szem, wciąż o nich de­ba­to­wano, lecz ze­szły na dal­szy plan. Coś in­nego zdo­mi­no­wało serca, umy­sły i twe­ety. Kiedy zimna wojna, kon­flikt po­mię­dzy ka­pi­ta­li­zmem a ko­mu­ni­zmem do­biegł końca, wielu uznało, że po­li­tyka go­spo­dar­cza może prze­stać zaj­mo­wać się ide­ami i że wolno spro­wa­dzić ją do py­ta­nia o to, która par­tia ma wła­ściwy ze­staw umie­jęt­no­ści i naj­le­piej ra­dzi so­bie z ad­mi­ni­stra­cją. W miej­sce sta­rań o wol­ność i wo­jen klas po­ja­wiły się wojny kul­tu­rowe. I tak, jak daw­niej py­ta­li­śmy, do­kąd zmie­rzamy, na­gle za­czę­li­śmy py­tać sa­mych sie­bie, kim je­ste­śmy – i kto do nas nie pa­suje. Za­równo eta­ty­styczna le­wica, jak i na­cjo­na­li­styczna pra­wica an­ga­żo­wały się w swo­iste czystki, pró­bu­jąc wy­eli­mi­no­wać wszystko, co nie przy­staje do ich wi­zji upo­rząd­ko­wa­nego, bez­piecz­nego świata. Gra­nice zo­staną za­mknięte, po­mniki oba­lone, pro­te­sty za­ka­zane, a „prze­bu­dzone” firmy z po­wro­tem pójdą spać[4*].

Wojna kul­tur jest grą o su­mie ze­ro­wej, w któ­rej wszyst­kim na­leży na­rzu­cić jedną ho­mo­ge­niczną toż­sa­mość. Ka­pi­ta­lizm dla od­miany jest grą o su­mie do­dat­niej, która two­rzy roz­wi­ja­jące się, dy­na­miczne spo­łe­czeń­stwa, a tym sa­mym umoż­li­wia wszyst­kim gru­pom ży­cie w zgo­dzie z wła­sną toż­sa­mo­ścią, re­ali­zo­wa­nie swo­ich wi­zji i pro­jek­tów. Za­miast ha­seł „Zwy­cię­stwo lub śmierć!” czy też „Mil­cze­nie to prze­moc!” li­be­ralni ka­pi­ta­li­ści pro­po­nują „Żyj i po­zwól żyć in­nym – tylko nie się­gaj mi do kie­szeni i nie łam mi nogi”.

Ni­niej­sza książka jest próbą od­wró­ce­nia uwagi od wojny kul­tu­ro­wej i za­chętą do po­now­nego za­ję­cia się spra­wami de­cy­du­ją­cymi o na­szej przy­szło­ści.

Dla­czego „ka­pi­ta­lizm”? Nie­stety, słowa po­tra­fią wpro­wa­dzać w błąd. Wol­no­ryn­kowy ka­pi­ta­lizm tak na­prawdę nie do­ty­czy kwe­stii ka­pi­tału, lecz od­da­nia kon­troli nad zło­żoną go­spo­darką w ręce mi­liar­dów nie­za­leż­nych kon­su­men­tów, przed­się­bior­ców i pra­cow­ni­ków oraz po­zwo­le­nia im na sa­mo­dzielne de­cy­do­wa­nie, co po­pra­wia ja­kość ich ży­cia. Za­tem bez­tro­skie mó­wie­nie o „przej­mo­wa­niu kon­troli nad ka­pi­ta­li­zmem” ozna­cza wła­ści­wie, że rządy przej­mują kon­trolę nad oby­wa­te­lami.

A to już brzmi cał­kiem ina­czej, prawda? De­ir­dre McC­lo­skey, jedna z mo­ich in­te­lek­tu­al­nych ido­lek, na­rzeka, że wy­raz ka­pi­ta­lizm spra­wia mylne wra­że­nie, ja­koby cho­dziło w nim o rządy ka­pi­tału, a nie o wol­ność wy­boru lu­dzi w kwe­stiach go­spo­dar­czych, choć to wła­śnie tak na­prawdę ozna­cza wolny ry­nek: „Ka­pi­ta­lizm to błąd na­ukowy za­warty w jed­nym wy­ra­zie, okrop­nie my­lące okre­śle­nie, ukute przez na­szych wro­gów i nie­stety wciąż sto­so­wane przez na­szych sko­ło­wa­nych przy­ja­ciół”[6]. Dla­czego więc i ja sto­suję ten ter­min? Po­nie­waż nie­za­leż­nie od tego, co o nim są­dzę, i bez względu na to, ja­kim wy­ra­zem wo­lał­bym okre­ślać sys­tem pry­wat­nej wła­sno­ści i wol­nych ryn­ków, to słowo zo­stało nie­ro­ze­rwal­nie z nim zwią­zane i je­śli zwo­len­nicy ka­pi­ta­li­zmu nie wy­peł­nią go zna­cze­niem, to zro­bią to jego prze­ciw­nicy.

Na ko­lej­nych stro­nach ja­sno wy­każę, że go­spo­darka ryn­kowa nie po­lega na kon­ku­ren­cji i ry­wa­li­za­cji, lecz przede wszyst­kim na współ­pracy i wy­mia­nie. Cho­dzi w niej o to, aby ra­zem z in­nymi zro­bić coś, czego nie by­li­by­śmy w sta­nie zro­bić sami. Książka ta nie wy­ło­niła się z mo­jego mó­zgu jak Atena z głowy Zeusa, go­towa, w świe­cą­cej zbroi. Jest re­zul­ta­tem dzia­łań lu­dzi, któ­rych po­zna­łem, efek­tem prze­czy­ta­nych przeze mnie ksią­żek, pracy ba­da­czy, dzięki któ­rym po­sze­rza­łem wie­dzę, i roz­mów z opo­nen­tami, któ­rzy po­mo­gli mi po­pra­wić błędy. Ta książka jest owo­cem wy­sił­ków nie­zwy­kłej liczby osób, po­dob­nie jak każdy inny pro­dukt i usługa na rynku, na­wet je­śli za za­warte w niej błędy – co oczy­wi­ste – od­po­wie­dzial­ność po­no­szę tylko ja.

W tym du­chu współ­pracy i so­li­dar­no­ści chciał­bym po­dzię­ko­wać Mat­tia­sowi Bengts­so­nowi, An­dre­asowi Birro, Chri­stia­nowi Sand­strömowi, Fre­dri­kowi Se­ger­feld­towi, Pa­tri­kowi Ströme­rowi, Mat­tia­sowi Svens­so­nowi oraz Da­nie­lowi Wal­den­strömowi – za po­my­sły, in­spi­ra­cję i dane. Je­stem głę­boko wdzięczny Ca­spia­nowi Reh­bin­de­rowi za uży­teczne ko­men­ta­rze i su­ge­stie, za­równo co do formy, jak i tre­ści. Dzię­kuję rów­nież Ben­ja­mi­nowi Do­usie oraz An­dre­asowi Jo­hans­so­nowi He­inö za ich rolę w po­wsta­wa­niu tej książki, agen­towi li­te­rac­kiemu An­drew Gor­do­nowi, za nie­złomne orę­dow­nic­two mo­jej pracy, re­dak­to­rowi z wy­daw­nic­twa Atlan­tic, Ja­me­sowi Ni­gh­tin­gale’owi, za uważną re­dak­cję i war­to­ściowe ko­men­ta­rze, a re­dak­torce ję­zy­ko­wej Char­lotte Atyeo za jej dba­łość o szcze­góły.

Szcze­gól­nie wdzięczny je­stem to­bie, Frido, za twoją mi­łość, cier­pli­wość i od­wagę. Ko­cham ka­pi­ta­lizm, ale cie­bie ko­cham jesz­cze bar­dziej.

Niech moc rynku bę­dzie z wami – za­wsze.

Jo­han Nor­berg

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy koń­cowe

Przed­mowa
[1] Michka As­sayas, Bono o Bono, przeł. Ra­fał Śmie­tana, Spo­łeczny In­sty­tut Wy­daw­ni­czy Znak, Kra­ków 2007, s. 300.
[2] Prze­mó­wie­nie Bono na Uni­wer­sy­te­cie Geo­r­ge­town, 2013: Glo­bal So­cial En­ter­prise Event.
[3] Jimmy Car­ter, orę­dzie o sta­nie pań­stwa, 19 stycz­nia 1978.
[4] Ga­vin Poyn­ter, The Po­li­ti­cal Eco­nomy of State In­te­rven­tion: Con­se­rving Ca­pi­tal Over the West’s Long De­pres­sion, Ro­utledge 2020, s. 3.
[5] Ro­bert Bra­dley, Col­liery clo­su­res since 1947, www.he­aley­hero.co.uk/re­scue/in­di­vi­dual/Bo­b_Bra­dley/PM-Clo­su­res.html.
[6] De­ir­dre McC­lo­skey, Why Li­be­ra­lism Works, Yale Uni­ver­sity Press 2019, s. 235.
[1*] Jo­han Nor­berg, Spór o glo­ba­li­za­cję. Kto zy­skuje, kto traci, ile i dla­czego?, przeł. Piotr Bo­ni­sław­ski, Jan M. Fi­jor, Fi­jorr Pu­bli­shing, War­szawa 2006 [przyp. tłum.].
[2*] Łań­cuch war­to­ści (ang. va­lue chain) – se­kwen­cja dzia­łań po­dej­mo­wa­nych przez firmę, aby opra­co­wać, wy­two­rzyć, sprze­dać i do­star­czyć pro­dukt, a na­stęp­nie świad­czyć usługi po­sprze­da­żowe [przyp. red.].
[3*] Bo­ris John­son wy­po­wie­dział te słowa do am­ba­sa­dora Bel­gii w Lon­dy­nie, Ru­dolfa Huy­ge­lena, w czerwcu 2018 roku, na przy­ję­ciu w Fo­re­ign Of­fice. We­dług pu­bli­cy­sty „New Sta­te­smana” Willa Dunna nie była to nie­zręcz­ność – prze­kaz miał pójść – i po­szedł – w świat; https://www.new­sta­te­sman.com/bu­si­ness/2022/07/bo­ris-john­son-fuck-bu­si­ness-exac­tly-what-he-did [data do­stępu: 4 marca 2024] [przyp. red.].
[4*] Prze­bu­dzona firma (ang. woke bu­si­ness) – taka, która wy­ka­zuje się od­po­wie­dzial­no­ścią spo­łeczną. Jej ce­chy to mię­dzy in­nymi etycz­ność (np. sto­suje wy­łącz­nie su­rowce wy­two­rzone bez wy­zy­sku), róż­no­rod­ność oferty (np. da­nia dla we­gan czy aler­gi­ków w fast fo­odzie), in­klu­zyw­ność (np. rów­no­upraw­nie­nie w za­trud­nie­niu), zrów­no­wa­żony roz­wój śro­do­wi­skowy (np. zmniej­sze­nie śladu wę­glo­wego), fi­lan­tro­pia itd. Mówi się też o opar­tym na tych sa­mych za­sa­dach „prze­bu­dzo­nym ka­pi­ta­li­zmie” (ang. woke ca­pi­ta­lism) [przyp. red.].
Ty­tuł ory­gi­nałuThe Ca­pi­ta­list Ma­ni­fe­sto.Why the Glo­bal Free Mar­ket Will Save the World
Pro­jekt okładkiKe­enan
Przy­go­to­wa­nie okładki do drukuKa­ro­lina Że­la­ziń­ska-So­biech
Re­dak­tor pro­wa­dzącyBar­tło­miej Ka­ftan
Re­dak­cjaŁu­kasz Kle­syk
Kon­sul­ta­cja na­ukowa rozdz. 1–5prof. Ma­te­usz Ma­chaj
Ko­rektaIda Świer­kocka Ewa Tu­rek
Co­py­ri­ght © by Jo­han Nor­berg, 2023 Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Ur­szula Ru­zik-Ku­liń­ska, 2024 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., 2024
ISBN 978-83-8360-056-7
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.