Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 286
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Małgorzata Kasprzyk, 2024 Copyright © by Wydawnictwo Inedita, 2024All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Adriana Rak
Projekt okładki: Patrycja Kiewlak
Zdjęcie na okładce: freepik AI
Ilustracje przy nagłówkach: clivio1/Adobe Stock
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-970712-3-0
Wydawnictwo Inedita Gniewino Wydawca: Adriana Rak [email protected] www.wydawnictwoinedita.pl
Spis treści
ROZDZIAŁ I
ROZDZIAŁ II
ROZDZIAŁ III
ROZDZIAŁ IV
ROZDZIAŁ V
ROZDZIAŁ VI
ROZDZIAŁ VII
ROZDZIAŁ VIII
ROZDZIAŁ IX
ROZDZIAŁ X
ROZDZIAŁ XI
ROZDZIAŁ XII
ROZDZIAŁ XIII
ROZDZIAŁ XIV
ROZDZIAŁ XV
ROZDZIAŁ XVI
ROZDZIAŁ XVII
ROZDZIAŁ XVIII
ROZDZIAŁ XIX
ROZDZIAŁ XX
ROZDZIAŁ XXI
ROZDZIAŁ XXII
ROZDZIAŁ XXIII
ROZDZIAŁ XXIV
ROZDZIAŁ XXV
ROZDZIAŁ XXVI
ROZDZIAŁ XXVII
ROZDZIAŁ XXVIII
ROZDZIAŁ XXIX
ROZDZIAŁ XXX
ROZDZIAŁ XXXI
ROZDZIAŁ XXXII
ROZDZIAŁ XXXIII
ROZDZIAŁ XXXIV
ROZDZIAŁ XXXV
ROZDZIAŁ XXXVI
ROZDZIAŁ I
W swoim rodzinnym mieście Eryk Grabowski uchodził za dziwaka. Wprawdzie jako dobry weterynarz cieszył się uznaniem, ale panowało powszechne przekonanie, że miłość do zwierząt przesłania mu świat. W domu miał nie tylko psa i dwa koty, lecz także papugę, żółwia, chomika, trzy króliki, kanarka, świnkę morską, kozę oraz… węża. W dodatku podobno często z nimi rozmawiał, chociaż w kontaktach z ludźmi był raczej małomówny. On sam wcale się tego nie wypierał, wręcz przeciwnie – twierdził, że to normalne. Gdyby rozmawiał z roślinami, tak jak król Karol III, można by go uznać za dziwaka, ale w tym przypadku…?
Bardziej jednak niż nawyki Eryka bulwersowały ludzi wygłaszane przez niego opinie. Weterynarz utrzymywał bowiem, że zwierzęta zdecydowanie górują nad ludźmi: nie postępują podle, nie dopuszczają się zdrad, nie kradną i nie zabijają, chyba że są głodne. Jego zdaniem ludzie powinni się na nich wzorować. Rzecz jasna takie poglądy nie podobały się mieszkańcom małej mieściny na Kaszubach, którzy wprawdzie uważali go za dobrego człowieka, lecz często podkreślali, że ma coś nie w porządku z głową.
Mimo wszystko w młodości Eryk nie narzekał na brak powodzenia u kobiet. Był przystojny, miał dobry zawód, posiadał duży, wygodny dom, słowem prezentował się nieźle jako potencjalny kandydat na męża. Ze względu na nietypową sytuację w domu większość jego romantycznych znajomości miała jednak charakter przelotny. Ostatnia poważna kandydatka na panią Grabowską omal nie dostała zawału, kiedy rano znalazła w łóżku węża. Eryk na próżno tłumaczył jej, że po pierwsze Symeon nie jest jadowity, a po drugie lubi sobie czasem pospacerować. Zamiast go słuchać, chwyciła ubrania i uciekła, rezygnując ze wspólnego śniadania. Więcej nie chciała się z nim umówić.
Kiedy Eryk wkroczył w wiek średni, był już przyzwyczajony do samotności, która dzięki zwierzętom wcale nie wydawała mu się dokuczliwa. Wówczas zdarzyło się coś, czego nie planował, a co miało zasadniczo zmienić jego życie. Niespodzianka była wynikiem powiązań rodzinnych: Emilia, siostra Eryka, mieszkała w Bydgoszczy i miała dwóch synów, Karola i Wojtka. Starszy został fizjoterapeutą i znalazł sobie pracę w rodzinnym mieście, młodszy skończył weterynarię, po czym oznajmił, że pragnie odbyć staż zawodowy u wujka. Eryk nie widział powodu, aby siostrzeńcowi odmawiać, zwłaszcza że bardzo go lubił. Łączyła ich nie tylko miłość do zwierząt, lecz także podobna filozofia życiowa – Wojtek również był sceptyczny w stosunku do ludzi.
Na dzień przed jego przyjazdem w domu Eryka wszystko było gotowe: odnowiony pokój lśnił czystością i wabił świeżym kolorem ścian, szafy stały puste, aby zmieściły się w nich wszystkie przywiezione rzeczy, a lodówka w kuchni uginała się pod ciężarem zapasów jedzenia dla dwóch osób. Kiedy Eryk po raz ostatni upewnił się, że o niczym nie zapomniał, poczuł wyraźne zadowolenie. Cieszył się na przyjazd Wojtka – swojego rodzinnego ulubieńca. Wprawdzie Karola też darzył sympatią, ale to młodszy z braci był zawsze jego faworytem, ponieważ dzielił z nim poglądy i zainteresowania.
Nigdy nie przypuszczał, że kiedyś będą razem pracować, a tymczasem… Myślał o tym z prawdziwą przyjemnością i planował wprowadzić siostrzeńca we wszystkie zagadnienia, które wzbudzą jego ciekawość. Wiedział, że Wojtek marzy o otwarciu własnej kliniki weterynaryjnej w Bydgoszczy, toteż chciałby się zorientować, jak funkcjonuje taka placówka, aby nie popełniać w przyszłości żadnych błędów. Było to bardzo rozsądne z jego strony.
Pochłonięty myślami o przyjeździe krewnego, Eryk nie zwracał uwagi na upływ czasu, kiedy więc zauważył, że dochodzi siódma, wpadł w panikę. Został tego wieczoru zaproszony na przyjęcie do znajomych, którzy świętowali dwudziestą rocznicę ślubu. Nie było to wprawdzie daleko, bo mieszkali po przeciwnej stronie ulicy, ale miał się tam zjawić właśnie o siódmej. Klnąc swoje gapiostwo, szybko sięgnął do szafy po dyżurny garnitur. Wprawdzie uchodził już za niemodny, ale Eryk nie widział potrzeby kupowania nowego, ponieważ występował w nim sporadycznie.
Na co dzień jego praca wymagała praktycznych ubrań, w których zresztą czuł się najlepiej – w sumie współczuł facetom zatrudnionym w biurach i urzędach. Gdyby sam miał się ubierać do pracy w garnitur i krawat, chybaby zwariował!
Zwłaszcza krawat uważał za prawdziwą zmorę, ale dziś zawiązał go na szyi, aby się odpowiednio zaprezentować na uroczystości. Potem zabrał prezent, który tydzień wcześniej kupił dla jubilatów – piękną, srebrną cukiernicę. Powinni być zadowoleni, gdyż obydwoje lubili takie cacka.
Kiedy zameldował się w ich domu kwadrans po siódmej, przywitały go komentarze zgromadzonych.
– No tak, ci, co mają najbliżej, zawsze przychodzą na końcu!
– Przepraszam, jutro będę miał gościa, więc dopinałem wszystko na ostatni guzik – wyjaśnił.
– Wiadomość już się rozeszła – zauważyła gospodyni. – Zwłaszcza dziewczyny w mieście są zainteresowane…
– To prawda – potwierdził jej mąż. – A Ginter podobno autentycznie przestraszył się konkurencji…
Joachim Ginter, młody lekarz, uchodził dotąd za najatrakcyjniejszego kawalera w miasteczku. Budził wielkie zainteresowanie zarówno wśród młodych kobiet, jak i ich matek. Każda z nich chciała go „upolować” dla córki. Eryka nieco to dziwiło, gdyż Ginter reprezentował typ narcystyczny – był elegancki, wymuskany i zapatrzony w siebie. Nie chciał jednak wchodzić w dyskusje na ten temat ani tym bardziej porównywać go z Wojtkiem, więc zbył uwagi obecnych miłym uśmiechem i zajął się wręczaniem prezentu gospodarzom. Tak, jak się spodziewał, byli bardzo zadowoleni, ponieważ znakomicie utrafił w ich gust. Potem zaprosili wszystkich do stołu, co nasunęło Erykowi przypuszczenie, że czekali tylko na niego…
Kolacja okazała się znakomita. Na początku gości tak pochłonęło próbowanie różnych przystawek, że nie zaczęli nawet dyskutować o polityce! Dopiero po zaspokojeniu pierwszych objawów łakomstwa trochę zwolnili i skoncentrowali się na krytykowaniu rządu.
Eryk nie brał udziału w dyskusji aż do momentu, gdy brat gospodarza nazwał jednego z ministrów osłem.
– Na litość boską, nie obrażaj osła – powiedział stanowczo.
Na tym jego wkład w rozmowę się zakończył, nikt jednak nie był zdziwiony, gdyż wszyscy wiedzieli, że jest raczej małomówny. Po kolacji towarzystwo rozbiło się na mniejsze grupki, najwyraźniej mając dość tematów ogólnokrajowych. Nadszedł czas na miejscowe plotki, a te najlepiej było omawiać w gronie zainteresowanych. Nagle Monika, szesnastoletnia córka jubilatów, oznajmiła:
– Nauczyłam się ostatnio wróżyć z kart. Jeśli ktoś chce, mogę spróbować…
Wszyscy popatrzyli na nią z wyraźnym zdziwieniem. Potem posypały się odpowiedzi.
– To dobre dla młodych, ale w naszym wieku…
– Co nas może jeszcze w życiu spotkać? Emerytura…?
– I choroby, ale o nich lepiej z góry nie wiedzieć!
Monika robiła wrażenie ogromniej rozczarowanej.
– Chyba że powróżysz Erykowi – zasugerował żartem ktoś z gości. – W jego życiu jeszcze wszystko może się zdarzyć…
Oczy zebranych zwróciły się na niego, więc Eryk z pewnym wahaniem skinął głową. Nigdy nie był u wróżki, ponieważ nie wierzył w przepowiednie, lecz uznał, że córce gospodarzy nie wypada odmawiać.
Usiedli przy małym stoliku, na którym stały jeszcze filiżanki z kawą.
Wszyscy jak na komendę zabrali je i zaczęli obserwować rozwój wydarzeń. Monika potasowała karty, poinstruowała go, jak ma przełożyć, a następnie poprosiła, aby wybrał cztery. Potem zaczęła mówić:
– Ta oznacza młodego człowieka, ta poważne kłopoty, a ta nagłe rozstanie…
– Ten młody człowiek to chyba siostrzeniec Eryka, który ma jutro przyjechać – zauważyła jej matka.
– Na pewno – dodała sąsiadka. – Przyjedzie i spowoduje kłopoty. Potem on i Eryk pokłócą się i rozstaną…
– Zwariowałyście…? – zapytał zainteresowany, nie próbując nawet ukryć zdziwienia. – Ja miałbym się pokłócić z Wojtkiem? To świetny chłopak!
W pokoju nagle zapanowała cisza.
– Córcia, czy ty nie przesadzasz? – zapytał ojciec Moniki. – Naprawdę widzisz tam same okropne rzeczy? A co oznacza ta czwarta karta?
– Niespodziankę.
– Dobrą czy złą?
– Tego karty nie mówią…
– To do cholery z takimi wróżbami! Najpierw się ich dobrze naucz.
Monika westchnęła i rozejrzała się dookoła.
– Może spróbuję powróżyć komuś innemu – zasugerowała nieśmiało.
– W żadnym wypadku! – zdenerwował się jej ojciec. – To miał być miły wieczór, a ty chcesz psuć humor naszym gościom?
– Co racja, to racja – poparła go żona. – Zabieraj te karty i daj nam spokojnie porozmawiać.
– Ale w przypadku pana Eryka naprawdę tak wyszło…
Ostre spojrzenia rodziców sprawiły, że Monika nie powiedziała nic więcej. Zabrała karty i wyszła z pokoju. Wkrótce gości bez reszty pochłonęły miejscowe plotki, tylko sam zainteresowany nie mógł zapomnieć o tej dziwnej wróżbie. Dlaczego wypadła tak niepomyślnie…?
Kiedy wrócił do domu, opowiedział o wszystkim zwierzętom. To był jego stały zwyczaj – gdy szykował im jedzenie, zawsze zwierzał się z tego, co go spotkało w ciągu dnia. Miał wrażenie, że bardzo lubią słuchać tych opowiadań. Tym razem też wszystkie wpatrywały się w niego z zainteresowaniem, a żaden z kotów nawet nie ziewnął.
– Oczywiście, to zupełna bzdura – dodał na zakończenie. – Mógłbym pokłócić się z każdym, tylko nie z Wojtkiem. On jeden zawsze mnie rozumiał. Poza tym nie znam nikogo, kto byłby mniej skłonny do sprawiania kłopotów. Wojtek to chłopak do rany przyłóż. A ta cała Monika dopiero uczy się wróżyć, więc mogła coś pomylić. Nie trzeba jej wierzyć.
– Trzeba! – odezwała się nagle skrzekliwym głosem papuga o imieniu Zuza.
– Co ty pieprzysz? – zapytał rzeczowo Eryk, rzucając jej groźne spojrzenie.
Zuza wcale się nie przestraszyła. Nadal patrzyła na niego odważnie i z dużą pewnością siebie powtarzała:
– Trzeba! Trzeba! Trzeba!