Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dawno temu spadająca gwiazda zwiastowała, że niewypowiedziane życzenie mogło się spełnić.
Calvin Dog Bard wybrał klub ponad rodzinę i dopiął swego – został Prezydentem młodszej gwardii Dogs of Hell. Cienka linia pokoju, jaką zawarli z Savage Croupiers, się zacierała, a stary szef Krupierów, Thanaka Doyle, zapadł się pod ziemię. Dziedzictwo Doyle’a – hotel Paradise, królestwo hazardu, mafii i wielkich pieniędzy, zasilające Krupierów – miało zostać przejęte.
Do miasta wróciła Rose Anne Elliot. Cal nie pamiętał córki Lucky’ego, jednego z mechaników w Hell Ride. Kiedy dziewczyna domagała się ochrony klubu nad synem krwi, Calvin zgodził się bez wahania. Nie wiedział, że ta decyzja wszystko zmieni, że kobieta, która urodziła mu syna, sprawi, że jego marzenia znajdą się w zasięgu jego ręki. Rose Anne okaże się jego aniołem, niepotrafiącym pogodzić się z zasadami klubu, a namiętność nadal będzie się między nimi utrzymywała.
Dla Klubu Dogs of Hell nastały trudne czasy – w grę wchodziły duże pieniądze, kasyno i walka o terytorium.
CYKL Dogs of Hell
Mój do zapomnienia #1
On jest mój #2
Burza w nim #3
Wszystko oprócz niego #4
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 398
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
CYKL Dogs of hell
Mój do zapomnienia #1
On jest mój #2
Burza w nim #3
Wszystko oprócz niego #4
CYKL Hiena z Kaprovicz
Hiena z Kaprovicz
Hiena z Kaprovicz. Nie latamy. Tom 2
POZOSTAŁE POZYCJE
Protegowana
W PRZYGOTOWANIU
Revers – Bracia Henderson
Jack Bad Demons MC
Hiena z Kaprovicz. Jeszcze nie latamy. Tom 3
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Ewelina Maria Mantycka, 2020Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja:Kinga Szelest
Korekta I: Paulina Aleksandra Grubek
Korekta II: Magdalena Zięba-Stępnik
Zdjęcie na okładce: © by MRBIG_PHOTOGRAPHY/iStockphoto
Projekt okładki: Marta Lisowska
Skład i łamanie, wersja elektroniczna: Adam Buzek
Ilustracje przy nagłówkach: Marta Lisowska
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-66754-60-7
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Epilog
Uli Iwan,
„Uda ci się… uda, zobaczysz…
To świetna książka, musi ci się udać”.
Za to, że jesteś tą osobą,
która mnie wspiera w każdym szaleństwie,
marzeniach i łzach. Pierwszej recenzentce
i najlepszej przyjaciółce,
ślęczącej po nocach nad poprawkami
i przeżywającej ze mną te wszystkie historie.
Mojej Rose Anne Elliot
Prolog
Rose Anne Elliot
„Nigdy się tego nie spodziewałam. Rzeczy w moim życiu brały mnie z zaskoczenia. Kradły moje serce i obdzierały z niego warstwy, a ty sprawiłeś, że poczułam to, o czym nigdy nie marzyłam. Sądziłam, że wiem, co to miłość. Myliłam się. Nikogo nie kochałam tak, jak ciebie. A może to tylko moje marzenia sprawiały, że byłeś w nich ideałem. Bywały dni, kiedy patrzyłam na ciebie i sądziłam, że nie będę mogła nigdy wyznać ci swoich uczuć i kochać cię bardziej, niż już to zrobiłam. Wszyscy mylili się co do mnie, ty również mnie nie znałeś, ale zawsze mówiłeś coś, co sprawiło, że się śmiałam, albo spoglądałeś na mnie tymi pięknymi, niebieskimi oczami z uśmiechem, a ja po prostu ci ufałam. Tak bardzo ci ufałam. A potem mnie zawiodłeś i tak łatwo sprawiłeś, że moje serce pękło. I wiem, że po tym nigdy nie będę mogła kochać cię tak samo. Stracone zaufanie boli, a ja straciłam coś więcej niż to. Straciłam niewinne marzenia”.
Danville, Kentucky
Tamtego dnia miałam na sobie niebieską dżinsową spódniczkę i czarną koszulkę Levi’sa. Lato było upalne, a ja zawsze po szkole kręciłam się na terenie kompleksu przynależącego do klubu Dogs of Hell. Mój tata był ich częścią, jednym z wielu mechaników wielkiego warsztatu Hell Ride. To była noc jak każda inna w tym miejscu, przynajmniej tak mi się wydawało. Mogłam tu przychodzić, kiedy chciałam, i dla nikogo nie było to zaskoczeniem, jeśli nie zbliżałam się zbytnio do starej części baru, gdzie tutejsze dziwki urządzały swój popis dla chłopaków. Moja matka była jedną z nich – dziwką, która mnie urodziła i w wieku dwudziestu trzech lat zwiała na Florydę. Lucky mnie wychował, a to wiązało się z trudnościami, ponieważ byłam w klubie od maleńkości i dorastałam na tym podwórku. Jako nastolatka stawałam się kłopotem, funkcjonując na co dzień z dziećmi krwi braci. Większość czasu spędzałam w warsztacie, słuchając ojca i braci negocjujących interesy klubu.
Wiele godzin mijało mi na górze budynku, gdzie odrabiałam lekcje na starej kanapie w biurze, jadłam swoje lunche i uczyłam się odróżniać klucze francuskie od zaworowych, ale najlepsze były te spędzone z moim tatą. Był cierpliwy i odpowiadał na tysiące pytań, które zawsze miałam. To był najfajniejszy okres mojego życia. Dzięki ojcu potrafiłam nie tylko naprawiać samochody, pokazał mi także, jak patrzeć w przyszłość z optymizmem. Byłam jedną z tych nieśmiałych dziewczyn i jak mówiło moje imię, Rose Anne – nadane mi po piosence, którą mój ojciec uważał za historię mojego poczęcia – byłam chowana pod kloszem. To prawda, moje dorastanie wyglądało zdecydowanie inaczej niż innych dzieciaków. Miałam przyjaciół wśród motocyklistów, byłam jedną z księżniczek, choć mój ojciec nie nosił ich naszywki. Uwielbiałam moje życie i nie zmieniłabym w nim ani jednej rzeczy.
Byli w nim Marshall, Jared, Lilly i Rachel, miłość do harleya, zapachu oleju silnikowego i nasze szalone lata, które spędziliśmy razem. Byłam dziewczyną Marshalla od trzynastego roku życia, gdy włożył mi robaka za stanik na obozie wakacyjnym. Trzymaliśmy się razem. Odkąd skończyłam szesnaście lat, uczestniczyłam w imprezach, na których faceci palili papierosy, pili gorzałę i całowali ledwie ubrane kobiety. Nie paliłam, nie brałam niczego podejrzanego i ojciec mi ufał. Oni mnie wychowali. Obserwowanie, jak każdego dnia wybuchają bójki z powodu jakiegoś głupiego gówna, czy rozebranych lasek leżących na podjazdach albo rzygających za warsztatem… Nie, to mnie nie przerażało. MP5, jako Prez, zawsze się o mnie troszczył, jego stara, Molly Kazov, zresztą też; głównie robił to Lucky, ale były takie chwile, że podrzucał mnie do nich. Tata opiekował się mną tak, jak mógł. Kochałam go… Nadal go kocham.
Nigdy nie uważał Marshalla za mojego chłopaka, raczej za brata. Może miał rację, nie odwzajemniałam uczuć napalonego szesnastolatka, któremu oddałam swoje dziewictwo, ale nie serce. Zakochałam się w jednym z braci broni z klubu, gdy bez koszulki zmieniał oponę za pomocą lewarka w chevrolecie taty. Dog – Calvina Bard. Moja pierwsza skryta miłość; to, że byłam dla niego dzieciakiem, rozdzierało moje serce na strzępy. Uczyłam się to akceptować, mimo że mnie zabijało. I miał starą. Szaloną Vi. Kobietę, która nazywała mnie Roxanne, myliła imię, ponieważ była suką. Nie znosiłam jej, nie tylko dlatego, że miała faceta, w którym się podkochiwałam.
Ostatnie dni tego lata miałam spędzić ze swoją paczką, zanim pójdę do college’u w Atlancie.
Żałowałam tego, że tata chciał, abym wyjechała i dorosła z dala od klubu. Musiałam jakoś zebrać się do kupy i przestać nad sobą użalać.
Nie byłam typem córki, która się sprzeciwia, nie, jeśli decyzję podjął z ciocią Jane. Była moją przyjaciółką i matką zarazem, choćby dlatego, że miałam do kogo zadzwonić w każdej chwili. Nie mogłam się doczekać, kiedy z nią zamieszkam. Choć kochałam klub i nie chciałam opuszczać Doga, nie mogłam zawieść taty. Odkąd skończyłam jedenaście lat, ostatnie niedziele miesiąca spędzałam u wujostwa. Mieszkali na małym ranczu poza miastem, mogłam kąpać się w strumieniu biegnącym między ich ranczem a farmą wuja Ellie. Urządzaliśmy sobie pikniki, uwielbiałam jeść świeże kanapki i ciasto jagodowe z lunchu piknikowego, który ciotka dla nas przyrządzała. Tęskniłam za nimi. Za trzy lata będę mogła wrócić i znów zamieszkać z ojcem, ale musiałam zdobyć wykształcenie i znaleźć pracę. O tym marzył Lucky – abym była kimś więcej niż dziewczyną z klubu.
Tamtego dnia przyjechałam z Rachel McKenną, córką MC, i Cashem, który był Prospektem i chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki. Marshall napisał wiadomość, że jest na miejscu. Dziś były urodziny Lucasa Kazova, syna MP5, i urządzano je hucznie. Od śniadania nic nie jadłam, więc skierowałam się do kuchni barowej i znalazłam tam Molly oraz żonę Kojota, Stellę Benedict, i inne kobiety. Witały mnie serdecznie, częstując każdą potrawą, jaką zdołały upchać w kuchni. Było późno, więc zanim dotarłam na dach, gdzie umówiłam się z Marshallem, musiałam po ciemku wspiąć się na drabinkę. To było nasze sekretne miejsce, na starym garażu przylegającym do klubu. Przy wejściu stała skrzynka z piwem. Kiedy już znalazłam się na górze, wzięłam piwo w rękę, upiłam mały łyk i ruszyłam w stronę kominów. Tam na jednym z murków siedziała Lilly Ashley Duerss, córka Curba, miała słuchawki na uszach, a na kolanach swój rysownik, była odcięta od świata. Opuściła ramiona i pochyliwszy się, skupiła na swoim zajęciu, zasłaniały ją czarne jak noc włosy. Nikt nie był taki jak Lilly. Ona miała w sobie coś wyjątkowego, co sprawiało, że człowiek myślał o dobroci, szczeniaczkach i śmiechu. Jej światło przyciągało wszystkich. Rach była szalona, gadatliwa i ciągle się z kimś kłóciła. Lilly wyrażała się obrazami, były tak kolorowe i pełne życia, czasem zastanawiałam się, która z nas była większą marzycielką. Nawet jeśli Rach i ja byłyśmy blisko, Lilly nas dopełniała. Była pierwszą prawdziwą przyjaciółką, którą miałam od tak dawna. To dziewczyna, która miała te same obawy i marzenia, co ja. Rach brała życie, jakie było, a my musieliśmy je dopiero udekorować.
Usiadłam obok niej, spoglądając na niebieskie i białe delikatne kwiaty na jej rysunku.
– To piękne, Lilly – powiedziałam. – Mówiłaś tacie o dostaniu się do szkoły artystycznej w NY?
– Nie.
Cisza. Lilly nie zawsze łatwo się zwierzała.
– Lilly, to twoja szansa.
– Nie jestem tak silna jak ty czy Rach, Rose Anne. Nie dam sobie rady w NY. Rach nie zamierza iść w ogóle do college’u, planuje poślubić Casha.
– Ale jej mama na to nie pozwoli, więc spokojnie.
– Zostanę w Louisville, biznes to również fajna sprawa. Na drugim roku skupię się na wykształceniu ogólnym. Mam nadzieję, że zdobędę się na odwagę i wybiorę coś konkretnego.
Roześmiałam się na te słowa.
– Twoja mama ci tak powiedziała, chcąc cię zniechęcić?
Oparłam się plecami o komin i zapatrzyłam w rozgwieżdżone niebo.
– Tak. Uważa, że szkoła artystyczna to spory wydatek.
– I daleko od niej.
– Tak, postanowiłam to zakończyć. Nie mogę żyć ciągle marzeniami, Rose Anne. Po prostu… nie mogę.
– Wiem. Ja też nie mogę. – Upiłam łyk piwa i spojrzałam w rozgwieżdżone niebo nad nami, czekając na spadającą gwiazdę. – Wiem, że pragniesz podróżować i malować, ale rozumiem, że marzenia są wyłącznie marzeniami.
– Coś się zmieniło?
– Co? – zapytałam niepewnie, spoglądając na nią.
– To całkiem mądre, co mówisz.
Spojrzałam w dal.
– Lilly…
– Odejdź od niego, Rose Anne. Teraz… póki masz szansę. – Jej głos stał się miękki.
Zebrałam się w sobie i odparłam:
– Złe rzeczy się zdarzają, czasem jest do bani, ale to życie.
– To nie jest życie, Rose Anne – szepnęła, a moje oczy zapłonęły od łez. – Te rzeczy nie są normalne.
– Wiem – wymamrotałam.
Dostrzegłam spadającą gwiazdę, jej łuna, tak piękna i cudowna, sunęła się tylko rozbłyskiem i upadła. To sekunda, jedno uderzenie serca, jedno marzenie. Chciałabym… Chciałabym, aby Calvin Bard mnie kochał. Aby mnie chronił przed Marshallem i tym, co złe. Aby…
Ale gwiazda już znikała, abym nie miała tylu marzeń, więc zamknęłam mocno powieki.
– Czy on cię bije, Rose Anne?
– Nie, dlaczego? – Wzdrygnęłam się.
– Rach kłóciła się o to z Cashem. On to podejrzewa i ją zapytał – wyjaśniła.
Popatrzyłam jej w oczy.
– Nie. Marshall nigdy mnie nie uderzył.
Jej palce wróciły do rysowania, dmuchnęła na papier, chcąc pozbyć się kawałków ołówka.
– To nie oznacza, że tego nie zrobi. To nie tylko to… widziałam go parę dni temu… on pobił kogoś w szkole…
Spojrzałam się na swoje dłonie.
– Wiem.
Wiedziałam o wszystkim, co Marshall próbował zatuszować. Chłopak Simsonów wpadł na listę jego wrogów, gdy ojciec kupił mu camaro na urodziny. Zazdrość była okrutna.
Słysząc gwizdy, wstałam i podeszłam do krańca dachu, chcąc zobaczyć, co się dzieje w starej części klubu. Pode mną roztaczał się kadr jak z filmu porno, impreza rozkręciła się dość szybko. Na stole piknikowym leżały dwie kobiety, ich spódniczki były podwinięte do pasa, a bracia pieprzyli je kolejno. Znałam to, przegrywa ten, który pierwszy się spuści. Dalej jakiś mężczyzna obsługiwał się ustami Leah, nie zważając, że świeci gołym tyłkiem. W pobliżu było więcej golizny. Na starym chargerze, który stał tu od zawsze, facet w kamizelce Psa Piekła pieprzył blondynkę mocno od tyłu, nie przejmując się, tym, że inni stali dookoła i obserwowali akcję. Powinnam była do tego przywyknąć, Marshall lubił przychodzić na te imprezy. Spojrzałam w dół na schody ewakuacyjne, które prowadziły również na dach. Mężczyzna pieprzył kobietę na stopniach, ujeżdżając ją na czworaka, w blasku starej latarni przy kompleksie. To był Marshall, poznałam jego kaszkiet nasunięty tył na przód na brązowe loki. Odwróciłam się zażenowana, że obserwowałam ich choć przez moment. Kobietą była Halley, klubowa dziewczyna, która dołączyła do nich parę tygodni temu. Kilka miesięcy wcześniej wpadłabym w histerię, widząc ich uprawiających seks. Dziś nie byłam w stanie wykrztusić z siebie czegokolwiek. Lilly podeszła do mnie, ale gdy tylko spostrzegła, co dzieje się na dole, odwróciła się i uciekła, prawie potykając się na schodach. Usłyszałam jej ciężkie kroki, wiedziałam, że znajdzie Rach i poprosi, aby zabrała ją do domu. Po prostu nie dała rady oglądać tego, co tam się działo. Ja nie mogłam, wróciłam na miejsce, oparłam się znów o komin i zapatrzyłam w gwiazdy. Nie wszystko było tak słodkie i niewinne jak rysunki Lilly.
Słyszałam trzask schodów i kroki, chwilę później pojawił się Marshall, a za nim Halley. Poczułam serce w gardle oraz skręcanie w żołądku. Zapinał dżinsy i nie trzeba geniusza, by domyślić się, co robił. Oczywiście, że powinnam była być zła i zazdrosna, ale nie mogłam. Usiadłam prosto, Marshall wpatrywał się w moje oczy. W jego źrenicach zobaczyłam przyjaciela z dzieciństwa, moją pierwszą miłość i osobę, która, jak się okazało, łamała mi serce. Był wysoki, młody, ze strzechą kasztanowych włosów i piegami na nosie, miał podłużną szczękę, którą porastał ciemny zarost, chciał w ten sposób upodobnić się do Aarona Benedicta. W ciemności światło księżyca oświetlało mu twarz. Klepnął Halley po tyłku w neonowej mini i kazał przynieść sobie piwo z dołu. Tak, dziewczyna od razu to zrobiła, a ja widziałam, jak zbiegała szybko po schodach, aby spełnić jego zachciankę i nie dołączyć do tych, którzy zabawiali się na dole. Marshall się do mnie uśmiechnął, a ja drgnęłam, gdy usiadł blisko na gzymsie komina. Sięgnął po moje piwo i upił łyk, zapatrzony w panoramę kompleksu. Pragnął czegoś, czego nie mogłam mu dać, a jednak mnie nie zostawił. Przerażał mnie tak bardzo, że nie wiedziałam, czy mam dość siły, by się odezwać. Powiedzieć osobie, która cię kocha, że wybierasz życie bez niego? W większości przypadków po prostu tego unikałam. W tym przypadku nie miałam innej opcji.
Ja i Marshall pragniemy dwóch różnych rzeczy i żadne z nas nie zrezygnuje. On chce, abym zrobiła tak, jak on mi każe, a ja chcę uciec. Jest z tym duży problem, bo wiem, że gdy dowie się, że podjęłam ostateczną decyzję o Atlancie, wpadnie w szał. Walczyłam przez lata, by uniknąć tej rozmowy, w której powiem, że odchodzę i do niego nie wrócę. Próbowałam zachować dystans, by utrzymać nas w strefie związku, w którym on mógł robić, co mu się podobało, a ja go słuchałam. Tak było prościej. Udawać, że nie obchodzi mnie, że pieprzy się z innymi kobietami, i zdradzać go, choć wyłącznie w sercu i w marzeniach.
To było bezpieczniejsze.
– Gdzie Rach i Lilly? – zapytał.
– Lilly chciała wrócić do domu, a Rach zaszyła się z Cashem.
– Nadal z nim jest? To żółtodziób i długo tu nie zabawi.
– Nie wiem, co robią – skłamałam, by nie rozmawiać o Cashu.
Marshall jako dziecko krwi uważał się za wyższego pozycją niż Prospekci, którzy musieli ciężko zapracować na swoje naszywki.
– Bradley…
– Mówiłem ci, kurwa, nie nazywaj mnie tak – warknął, stukając butelką o komin.
– Przepraszam, Marshall – szepnęłam drżącym głosem. – Rozmawiałam z tatą. Nie zmienił zdania, jadę do Atlanty z końcem wakacji.
– Kurwa. Pogadam z nim.
– Nie. – Wystraszyłam się. – To tylko trzy lata. Będę przyjeżdżać na weekendy.
– Nie rozumiesz… Potrzebuję cię. Chcę mieć tu dziewczynę. Nie mogę poradzić sobie z zazdrością i odmową, jak będziesz daleko. Nie mogę. Nie będę. Skończymy z tym. Musisz dokonać wyboru i powiedzieć Lucky’emu, że tu zostajesz. Ze mną.
Zachciało mi się płakać, bo znałam ten ton aż za dobrze. Wszystko zaczęło się komplikować, gdy skończyłam szesnaście lat, a nasza przyjaźń przerodziła się w coś więcej; coś, czego oboje próbowaliśmy uniknąć. On był zaborczy, potrzebował seksu, posłuszeństwa i zapewnień, że go kocham i nie zostawię. Zawsze udawałam, że mnie to nie przeraża. Marshall zamierzał dołączyć do klubu i odkupić winy ojca, który został wydalony z ich szeregów. Oddychał tym miejscem. Był tu, aby być kiedyś jednym z nich, i do tego potrzebował mnie. Od najmłodszych lat jego wybuchy złości i agresja wzbudzały podejrzenia Stelli i Molly, że Marshall jest podobny do ojca. On to wiedział doskonale, a ja miałam dać mu alibi, stanąć u jego boku. Ale rzeczywistość wkroczyła między nas. Zaczęłam być ofiarą jego cichych złości, gorszych dni, żalów, że inni bracia go traktują jak dzieciaka, a dziwki nie zwracają na niego uwagi. I nagle miejsce, które tak bardzo kochałam, stało się moim koszmarem. Obserwowałam go, poznawałam i potrafiłam uniknąć kłótni, słuchając. Przestałam myśleć o tym, by tu zostać. Podjęłam decyzję, by odejść, rozpocząć nowe, bezpieczne życie gdzieś, gdzie nie będzie Marshalla i klubu.
– Rose Anne?
Dźwięk głosu Marshalla sprawił, że moje ciało się spięło. Nie wiedziałam, co powiedzieć, do diabła, nawet nie wiedziałam, co on teraz zrobi. Przeraziło mnie to bardziej, niż gotowa byłam przyznać. Nigdy wcześniej nie miałam tak wielu obaw. Nigdy więcej nie chcę już czuć strachu.
– Nie jestem pełnoletnia i to mój tata podejmuje za mnie decyzje, Marshall.
– Jesteś moją starą i on to uszanuje. – Położył mi dłoń na karku, a ja starałam się nie spiąć.
Wpatrywałam się w swoje buty.
Nachylił się do mnie, a ja poczułam jego wargi na swoich i usłyszałam szorstkie chrząknięcie, gdy objął moją twarz.
– Nie rozdzieli nas. Zobaczysz. Nikt nas nie rozdzieli – odezwał się niskim głosem.
– Nie wiem, tata dokonał wyboru – szepnęłam napiętym głosem.
Wstał, a ja starałam się nie spuszczać oczu z jego twarzy, choć w środku drżałam, a zimny pot spływał wzdłuż mojego kręgosłupa. Wyglądał dziś na spokojnego, ale to mogły być pozory, za dobrze go znałam. Ubierał się w stylu gotyckim, w czarne dżinsy i ciemne podkoszulki ze strasznymi motywami na nich. Miał długie włosy jak większość motocyklistów i tatuaże na dłoniach. Spięłam się, zauważywszy, że intensywnie nad czymś myśli.
– Zdejmij spódniczkę, Rose Anne.
– Co?
– Przelecę cię bez gumki – oznajmił, rozpinając pasek. – Zajdziesz w ciążę, wtedy twój stary będzie musiał cię tu zostawić. Będziesz moja.
Jezu, zrobiło mi się niedobrze, gdy zobaczyłam, że on wcale nie żartował. Jego szaleństwo błyszczało, a on już opuszczał spodnie.
– Poczekaj. Nie mogę… nie mogę…
– Musisz, Rose Anne.
– Nie mogę… Mam okres – skłamałam, zachłystując się powietrzem.
Spojrzałam mu w oczy i, Boże, modliłam się, aby uwierzył. Samo patrzenie na niego bolało, w jego źrenicach rysowała się niepewność co do moich słów, ale podciągnął spodnie.
– To jutro albo pojutrze, zrobimy to i powiemy, że musimy czekać, aż dowiesz się, czy nie jesteś w ciąży.
– Nic chcę tak, Marshall – zaczęłam drżącym głosem. – Wyjadę tylko na kilka tygodni, potem wrócę i powiem tacie, że to się nie udało. Pragnę mieszkać w Danville.
– Jak to może zadziałać? – Pokręcił głową, znów siadając obok mnie. – Zostań tu, możesz uczęszczać do miejscowego college’u.
Wzdrygnęłam się.
– Ciocia Jane chce mnie mieć blisko siebie.
– Ja również. Jesteś moją dziewczyną, potrzebuję cię. – Jego dłoń sięgnęła do mojej i ścisnęłam z nim palce.
Wiedziałam, że to popieprzone, wiedziałam, że okłamywanie siebie i bliskich jest złe. Nie chciałam tam zostać, nie z nim.
– Wiem, Marshall. Za kilka lat będziemy mogli decydować o sobie. Po prostu pozwól mi dotrzeć do miejsca, w którym muszę być, i ja tu wrócę, do ciebie.
Zaśmiał się gorzko.
– Czy ty z nim rozmawiałaś, Rose Anne?
Zadrżałam.
– Tak! – krzyknęłam. – Ale Lucky mnie nie słucha. Mówi, że to dla mojego dobra. Chodzi o coś znacznie więcej niż wykształcenie. Pragnie, aby ciocia Jane nauczyła mnie, jak być dziewczyną. Żyć bezpiecznym życiem ludzi poza klubem, ojciec sądzi, że to mnie uszczęśliwi.
– Ale ty chcesz być starą? Moją starą.
Ten komentarz mnie zranił i wiedziałam, że jeśli zaprzeczę, to on to załatwi po swojemu; widziałam to w jego oczach.
– Marshall – szepnęłam. – Wiesz, że tak.
Boże, mój głos się kurewsko łamał. To kurewsko złe, ale nauczyłam się tak dobrze kłamać.
– Czyżby? – zapytał gorzko. – Jestem prawie pewien, że właśnie teraz nawet nie poszłabyś ze mną na dół. Chciałbym, abyś się zabawiła, abyśmy byli w tym razem…
– Marshall, nie rób tego. Nie zmuszaj mnie do znienawidzenia cię.
Prychnął.
– To zasady klubu. Zmarnowałem miesiące na twoje zawodzenie i głupie wykręty. Nigdy nie chciałaś zrobić kolejnego kroku, zawsze trzymając z przyjaciółmi. Skończyłem z tym. Sądzisz, że Rach i Cash nie bzykają się z innymi? Robią to.
Byłam zła.
– Nie wiesz tego.
– Powstrzymałem się z szacunku dla MC. Ona dla zabawy rżnie się z Prospektem. Myślisz, że jest kimś innym niż zwykłą klubową dziwką? Tylko tym będzie.
Zacisnęłam pięści.
– Pragnę dać ci więcej. Bycie moją sprawi, że nigdy nie będziesz jedną z nich. Jeślibyś się otworzyła i mnie wpuściła… Ale nigdy nie chciałaś mi zaufać. Zawsze trzymałaś mnie z boku, upewniając się, że zaspokoją mnie dziwki. Ale ja pragnę ciebie.
– Proszę – szepnęłam, gdy jego dłoń miażdżyła moją. – Nie mówmy o tym dzisiaj.
– A kiedy? Ciągle uciekasz z tym tematem. Czas, byś wiedziała, gdzie jest twoje miejsce.
Zbliżył się do mnie.
Pocałował mnie brutalnie. Jego język wsunął się między moje wargi, a ja poczułam gorzki posmak piwa i jego natarczywe usta. Nie protestowałam, gdy mnie gryzł i pochylał tak, aby mieć dostęp do moich piersi i ciała. Dlaczego się nie broniłam? Bo on rozerwałby mnie na strzępy i nigdy nie naprawiłabym szkód, które by wyrządził. Wiem to.
– Kocham cię, Marshall… Kocham… – jęczałam.
– Tak, cóż, powinnaś była wcześniej o tym pomyśleć i nie pozwolić ojcu decydować o sobie.
– Proszę, Marshall – wyszeptałam, gdy podciągnął moją koszulkę i ugryzł sutek. Boleśnie.
Potem usłyszałam z oddali wybawiający mnie głos.
– Przyniosłam ci piwo, Marshall.
Odetchnęłam z ulgą, bo odchylił się i mnie puścił. Znów byłam wolna, tylko chwilowo. Nie chcę tu być, ale muszę. Nie wybrałam żadnej ze swoich dróg, ale byłam bliska ucieczki. Gdy Marshall i Halley zniknęli, szukając miejsca dla siebie, ja postanowiłam poszukać Rachel i wracać do domu. Na pewno ukryła się w warsztacie.
***
Na parkingu zapadła kompletna ciemność, co utrudniało mi zejście po drabince. Muzyka dudniła wokół. Musiałam unikać zachodniej części klubu. Jak zwykle o tej porze, noc była niebezpieczna, jeśli chłopcy byli wstawieni. W sumie byłam chroniona, ale wolałam unikać ich pijackich zaczepek. Jeśli żyjesz tak jak ja, to szybko się uczysz, że w tym miejscu wszystko może się zmienić w mgnieniu oka.
Obok warsztatu było wiele samochodów i motocykli, szukałam pickupa Rachel.
Niewiele myślałam o tym, że jestem tu sama, dopóki nie usłyszałam damskiego głosu dobiegającego zza jednego z pickupów, nie brzmiał on radośnie. Poszłam za tym dźwiękiem i zobaczyłam kobietę stojącą na podjeździe obok czerwonego auta. W ciemności mogłam dostrzec jedynie mieszaninę blond włosów i wysokich obcasów, kiedy dziewczyna przeklinała pod nosem. Westchnęłam bezradnie, przyglądając się lasce, która przykuwała uwagę facetów w klubie. Victoria Johnson była tu królową. Miała długie blond włosy, kilka odcieni jaśniejsze niż moje. Jej oczy były błękitne jak ocean. Jej usta zawsze wyglądały tak, jakby całowały się całymi godzinami i pewnie tak było. To, co miała na sobie, wyglądało na nowe. Z pełnymi biodrami i płaskim brzuchem w tej sukience wyglądała jak gwiazda porno, i miała idealne cycki.
Zawsze jej zazdrościłam; nie tylko tego, że Dog ją kochał. Nigdy nie byłam tak piękna jak ona. Moje nogi były chude i zbyt długie w stosunku do reszty ciała, a moją twarz pokrywały krępujące piegi, które odziedziczyłam po mamie. Czasem fantazjowałam, że Dog rzuca królową dla mnie, małej córki Lucky’ego, i jednego dnia to tata poprowadzi mnie do ołtarza, a Dog obieca, że pokocha mnie na zawsze. Nigdy tak naprawdę nie pozwoliłam sobie uwierzyć w te wizje. Mogłam fantazjować przed snem, a marzenia zawsze były czymś, czego nikt nie mógł mi odebrać.
Oddychałam głęboko, idąc powoli chodnikiem, jak najciszej, aby moje trampki nie wydały żadnego dźwięku. Widok wściekłej Vi sprawił, że wróciło do mnie zbyt wiele wspomnień, o których wolałabym nie pamiętać. Victoria dowiedziała się, że wodzę błędnym wzrokiem za Dogiem, i powiedziała, że wydrapie mi oczy, jeśli mnie na tym przyłapie. Zawsze była chora z zazdrości.
– Tylko patrzyłeś? Kurwa, ty zawsze patrzysz! Na cycki, dupę.
– Ale pieprzę wyłącznie twoją. – Głos Cala był stłumiony w ciemności.
Te słowa sprawiły, że coś ścisnęło mnie w dołku. Och. On tu był! Zamarłam, słysząc jego przeciągły głos.
– Daj spokój, Vi, one nic nie znaczą.
Chcąc napisać do Rachel, szukałam w torebce telefonu. Vi wściekała się coraz bardziej. Skryłam się za maską jednego z aut, aby mnie nie dostrzegła. Mogła szybko znaleźć kolejną ofiarę swojej złości. Wypominała mu pieprzenie striptizerki w Portland, gdy byli tam razem. Nie słyszałam, żeby się bronił, nie Cal.
– Świetnie! Upiłeś się i tyle! Pieprz dalej, fiucie. Może Rock odda ci tę małą, na której widok ci staje. – Jej obcasy stukały na podjeździe. – Cholerny Pies w swoim świecie. Nie dzwoń i nie dziękuj!
Jej głos niósł się echem. Rach odpisała, że odwozi Lilly do domu i żebym poczekała. Super, utknęłam tu. Na szczęście obcasy suki Vicky się oddalały. OK. Mogłam wyjść z ukrycia. Chciałam dostać się do warsztatu, do biura ojca na moją kanapę, gdzie mogłam poczekać na Rach z dala od klubu. Zapadł zmrok, było na tyle ciemno, że miałam problemy z dokładnym widzeniem. Kiedy omijałam pickupa Cala, usłyszałam huk z tyłu.
Podskoczyłam i odwróciłam się. Wielka postać zeskakiwała z paki.
– Vi? Dokąd idziesz, skarbie? Nie gniewaj się na mnie.
Przestałam mrugać, dostrzegłam Cala zaplatającego długie blond włosy w kucyka i patrzącego na mnie. Kurwa, żartował? Czy ja wyglądam jak Vi? Musiał być pijany.
– Gniewasz się?
Chrząknęłam, gdy zaczął iść w moją stronę przy boku pickupa.
– Cal… nie jestem Vi.
Jego twarz była dla mnie zupełnie nieczytelna. Przez jeden straszliwy moment pomyślałam, że może wcale nie będzie chciał ze mną rozmawiać.
– Hej.
Byłam zdenerwowana, mówiąc to po dłuższej chwili jego milczenia. Powinnam była się wkurzyć na jego pomyłkę albo chociaż przestraszyć. Jednak moje ciało niczego się nie nauczyło, ponieważ stanie blisko Cala przede wszystkim mnie podniecało. Sądzę, że to przez jego zapach, nic nie działało na mnie tak bardzo, jak on.
Miał na sobie białą koszulkę z logo Harleya, dżinsy, buty i kamizelkę. Jego opalenizna wskazywała, że tego lata często chodził bez ubrań. Dostrzegłam, że napinają mu się mięśnie, gdy opuszczał dłonie.
Cholera, poczułam się oszołomiona.
– Hej – powiedział powoli.
Odchyliłam głowę i spojrzałam na jego twarz.
Przypomniałam sobie, o ile był ode mnie wyższy. Górował nade mną.
Oparł się chwiejnie o bok pickupa.
– Dokąd idziesz, piękna?
– Do warsztatu. Vi dała ci popalić?
Wzruszył ramionami i nachylił się w moją stronę. Jego włosy były rozczochrane, ale na ustach widniał pogodny uśmiech.
– Zrobiła to, co lubi najbardziej. – Roześmiał się.
– Tak, lubi to. Nieważne. Idę, Cal. – Machnęłam dłonią.
– Co ty tutaj robisz sama? Gdzie jest Marshall? Dziewczyny? – Zmrużył lekko oczy. – Kręcenie się tutaj w samotności nie jest dla ciebie bezpieczne. Wiesz o tym.
Te słowa sprawiły, że coś ścisnęło mnie w dołku.
– Wiem – szepnęłam.
– Więc masz zamiar tak, kurwa, stać czy przejdziesz do rzeczy?
– Um… nie jestem pewna, czy nadążam – przyznałam.
Ciągle czułam się wytrącona z równowagi. Jaka kobieta byłaby w stanie skupić się na czymkolwiek, stojąc przed takim ciałem?
Cal roześmiał się rozbawiony. Patrzyłam na jego podbródek. Nie ogolił się dzisiaj, miał wystarczający zarost, żeby odrobinę podrażnić kobiecą skórę. Przyłapał mnie, że zerkałam na jego wargi. Uniósł brwi, ewidentnie był tylko rozbawiony moim zachowaniem. Przyglądał mi się z zamyśloną miną. Po chwili wyglądał, jakby dokonał jakiegoś trudnego wyboru.
– Chodź – powiedział i nie było to zaproszenie.
Złapał mnie za rękę i przeciągnął przy boku pickupa na pakę, z której zeskoczył. Klapa była otwarta, posadził mnie na niej, zanim zdążyłam pisnąć. Mój instynkt podpowiadał mi, że nie byłam z nim teraz bezpieczna… Oczywiście nie w sensie fizycznym. Nigdy mnie nie uderzył i nie widziałam, aby zrobił to Vi, choć go wkurzała. Ale byłam cholernie pewna, że pożałuję tego, że nie uciekłam, gdy mogłam. Cal uniósł ręce, objął moją twarz i przyjrzał mi się uważnie. Oblizał usta, przyciągając moje spojrzenie. Zrobił krok do przodu, naruszając moją przestrzeń osobistą, i pchnął mnie w tył. Złapał mnie za tyłek, uniósł i przycisnął do samochodu. Moja cipka znajdowała się tuż przy jego kroczu, a piersi naciskały na jego tors. Dla równowagi otoczyłam szyję Cala ramionami i objęłam go nogami w pasie.
– Słodko pachniesz, kwiatuszku. Czy wolisz wrócić do domu, kiedy jeszcze możesz?
Powinnam była odejść. Wiedziałam o tym. Ale jego penis już był twardy, a każda część mojego ciała go pragnęła. Instynkt samozachowawczy ustąpił bezgranicznemu pożądaniu.
Cal uśmiechnął się i nie był to miły uśmiech. Poczułam, jak zaciska palce na moich pośladkach, a jego biodra mocniej na mnie napierają, wywołując u mnie pożądanie przepływające przez całe ciało. W jego objęciach czułam się bezpiecznie. Zacisnęłam ramiona dookoła jego szyi, podciągnęłam się i musnęłam jego usta swoimi. Nie odpowiedział, więc zrobiłam to ponownie, tym razem ssąc dolną wargę i lekko ją przygryzając. To zawsze podniecało Marshalla. Cal uniósł dłoń i wplótł palce w moje włosy. Gdy pochwycił moje usta w długim, mocnym pocałunku, rozpoznałam w nim mieszaninę złości i pożądania. Spróbowałam poruszyć biodrami, desperacko potrzebowałam poczuć, jak jego fiut ociera się o moją łechtaczkę. Nagle Cal znieruchomiał, odsunął się i spojrzał na mnie. W jego źrenicach widać było intensywność.
– Poważny błąd, skarbie.
Otworzyłam szeroko oczy z zaskoczenia. Moje ciało lgnęło do niego, szorstka skóra kamizelki drażniła moje sutki. Każda część mnie pragnęła jego dotyku.
– To nie jest błąd, Cal – szepnęłam.
– Nie jest – odparł powoli i celowo otarł się o mnie biodrami.
Jęknęłam głośno.
Odwróciłam głowę, co było trudne, ponieważ pochylił się, by pocałować moją szyję. Podciągnął mnie wyżej, żeby mieć lepszy dostęp. Zaczął ssać moją skórę, a mi zachciało się śmiać, gdy czułam jego łaskoczący zarost. Wierciłam się, moje biodra desperacko potrzebowały stymulacji. Zamiast tego Cal przesunął usta po mojej brodzie, odkrywając na szyi nowe miejsca do całowania i ssania. W tle słyszałam muzykę z imprezy, dźwięki śmiejących się i rozmawiających ludzi, ale tutaj na opustoszałym parkingu znajdowaliśmy się w zupełnie innym, oddzielonym świecie. Cal otoczył mnie swoimi zapachem, siłą i energią, która przytłaczała moje zmysły. Nakrył moje ciało swoim. Obejmowałam jego głowę, kiedy całował moje usta, zsuwając się i zatrzymując co chwila. Jednocześnie wsunął mi rękę między nogi, przesuwając powoli palcami w górę i w dół wnętrza mojego uda. Zadarł moją koszulkę i z niepokojącą szybkością rozprawił się z zapinanym z przodu biustonoszem. Natychmiast zaczął ssać jeden sutek. Oderwawszy plecy od blatu, wygięłam się w łuk. Cal podsunął wyżej moją spódnicę, uniósł moje biodra wystarczająco, żeby ściągnąć mi majtki. Pod gołym tyłkiem poczułam zimny metal, a Cal już pocierał palcami moją łechtaczkę.
– Jasna cholera, to takie przyjemne – wymamrotał.
Starałam się skupić na tym, co powiedział. Tego nie było w planach, nawet w najśmielszych marzeniach. Cal odsunął się od mojej piersi i jednocześnie mocno wsunął we mnie palce. Padł na kolana i ustami odszukał moją łechtaczkę, a ja nie byłam w stanie o niczym myśleć. Jego język przesuwał się po moim najwrażliwszym miejscu, drażnił mnie swoim przeklętym rytmem, który utrzymywał, wysłał mnie tuż nad krawędź. Właśnie wtedy jeszcze głębiej wsunął palce, próbując odnaleźć idealny punkt w moim wnętrzu. Poczułam, jak dreszcz przebiega przez całe moje ciało. Mężczyzna utrzymał stały nacisk, pocierając palcami w przód i tył, a jego język powoli doprowadzał mnie do szaleństwa.
Właśnie wtedy, gdy byłam bliska dojścia, Cal odsunął się i rzekł:
– Pobaw się swoimi cyckami.
Nie byłam w stanie się z nim kłócić.
Jęknęłam i wyciągnęłam ręce. Złapałam się za sutki i zaczęłam je szczypać i ciągnąć. Jego palce przesuwające się po moim punkcie G wywołały we mnie dziwne napięcie… Siła ramion mężczyzny podtrzymywała w górze moje kolana. Chciałam się wić, kopać i napierać na niego, ale Cal położył dłoń na moim brzuchu, kontrolując mnie. Powoli się podniósł, usadowił między moimi nogami i przesunął dłonie wzdłuż mojego ciała, od piersi do ud. Leżałam tam prawie nieprzytomna, gdy pochylił się nade mną i złapał mnie za kolana. Otworzyłam szeroko oczy. Cal posłał mi mocny, złowieszczy uśmiech i rozpiął swój rozporek.
– Nie dojdziesz, dopóki ci nie powiem.
Usłyszałam głosy, odwróciłam głowę, żeby je zlokalizować, nie chcąc być przyłapana.
Włożył rękę między nasze ciała i poczułam główkę jego penisa ocierającą się o moje wejście, przesuwał nim powoli w górę i dół. Jasna cholera. Drażnił się ze mną, aż ponownie znalazłam się na krawędzi. Nagle pochylił się nade mną i zassał mój sutek, zrobił to tak mocno, że prawie poczułam ból i doznanie, które paliło całe moje ciało. Spróbowałam otrzeć się o końcówkę jego fiuta, ale Cal mnie przytrzymał i zupełnie unieruchomił. Z każdym ruchem stawałam się coraz bardziej mokra. Cholera, był szeroki, szerszy niż Marshall i tego się obawiałam. Właśnie wtedy umieścił główkę kutasa tuż przed moim wejściem i wsunął się do środka.
– Jezu – sapnęłam z tego pierwszego kontaktu naszych ciał.
Spojrzałam do góry i jego oczy pochwyciły moje, gdy wsunął we mnie głęboko swojego penisa. Wypełnił mnie szybko i mocno, rozciągał mnie tak bardzo, że znajdowałam się na granicy bólu. Jęknęłam. Nigdy nie czułam się tak cudownie. Widziałam jego twarz, ciemnoniebieskie oczy w świetle księżyca i rysujące się tam pożądanie. Chciałam dotknąć jego twarzy, ale nie pozwolił mi na to. Wyciągnęłam dłoń, a on przyszpilił ją do zimnego blatu ciężarówki. Później mnie przekręcił, zmuszając, żebym uklękła, i wbił się we mnie od tyłu. Krzyknęłam zaskoczona intensywnością tej pozycji i zagryzłam wargi. Jedną rękę trzymał na moim biodrze, a drugą dotykał łechtaczki. Orgazm uderzył we mnie z niesamowitą prędkością, krzyknęłam zaciskając się na nim. Cal pchnął we mnie jeszcze trzy razy i sam doszedł, rozlewając we mnie swoje gorące nasienie.
Kurwa. Nie użył prezerwatywy! Niech to…
Powoli wysunął się ze mnie, oboje ciężko oddychaliśmy. Miałam mokre, splątane włosy, a makijaż spływał mi po twarzy. Przymknęłam powieki zmęczona, próbując ogarnąć to, co się właśnie stało.
– Wszystko w porządku?
– Tak. Po prostu potrzebowałam świeżego powietrza, atmosfera zaczęła tam gęstnieć.
Śmiał się, a potem leżeliśmy na pace i słyszałam, jak wyjmuje skręta, aby go zapalić. Dym płynął w górę pod niebo i chciałam powiedzieć, że to najpiękniejsza chwila w moim życiu, ale nią nie była. Nawet jeśli niebo było rozgwieżdżone, a ja przespałam się z Dogiem, moim skrytym pragnieniem i teraz grzeszną tajemnicą.
– Mała, było ostro, ale musisz spierdalać, zanim wróci Vi. Moja stara.
– Co? – Zamrugałam, przełykając ślinę.
– Wypierdalaj.
– Cal… ja…
Zerkałam na niego, na jego twarzy było widać wściekłość, ale nie patrzył na mnie. Podążyłam za linią jego wzroku i okazało się, że jego spojrzenie skupiło się na własnej dłoni, gdzie nosił obrączkę podarowaną mu przez Vi. Lekko się odsunęłam, nie chcąc wywoływać problemów, ale po jego mimice mogłam stwierdzić, że problem już powstał.
– Dla mnie to nic nie znaczyło. Dzięki za seks, ale spierdalaj.
I tak złamał mi serce.
Potem ledwo dotarłam do biura taty i płakałam długo, leżąc zwinięta w kłębek na kanapie i myśląc, że teraz będę klubową dziwką. Takie były zasady. Spałam z Marshallem i pieprzył mnie Cal, to czyniło ze mnie dziwkę, jaką była moja matka. Tu nie było sentymentów, jeśli tylko Cal pochwali się braciom… Vi urządzi mi piekło na ziemi, jak Less lasce Ticka, którą przyłapała na obciąganiu Calowi w klubowej łazience. Nie dość, że ją pobiła i podpaliła jej włosy zapalniczką, to obecnie Less była jedną z dziewczyn rozłożonych na stołach jako stacja kolejowa, czyli klubową dziwką do zabawy. Zaczęło mi się robić niedobrze, gdy coraz bardziej się nad tym zastanawiałam. Musiałam uciekać… Musiałam pożegnać się z marzeniami i dorosnąć. Znałam zasady i wiedziałam, co się stanie. Marshall będzie pierwszym, który rzuci mnie na ten stół, aby wypieprzyć przy braciach, a tata nigdy nie spojrzy na mnie bez żalu rysującego się w oczach. Nie mogłam do tego dopuścić.
Rozdział 1
Rose Anne
Rose Anne Elliot, wracasz do domu. Lubiłam lato i drogi, przy których drzewa tworzyły tęczę barw, opuszczając liście. Z klimatyzowanego samochodu łatwo było podziwiać naturę. Długa jazda dawała już znać moim stawom. Było to najpiękniejsze lato, jakie widziałam, zapowiadało się słoneczne. Doskonale. Wiedziałam, że na mojej twarzy maluje się zmęczenie. W wieku dwudziestu czterech lat powinnam cieszyć się życiem, a ja musiałam dźwigać ciężar problemów, z którymi większość kobiet żyje na co dzień.
Przyciągnęłam cienki materiał topu do siebie, czując jak skóra mrowi mnie od przyjemnego chłodu, nie mogę przesadzić z przyjemnością, moje subaru lubiło czasem sprawiać mi kłopoty. Wracałam do domu. Dziwnie to brzmiało. Cała ta sytuacja była dziwna. Danville w hrabstwie Boyle było przede mną, jak ostateczny cel drogi i bałaganu, który na siebie sprowadziłam. Moje życie należało do miejsca, w którym się wychowałam i gdzie nadal mieszkał mój ojciec. Bardzo za nim tęskniłam i martwiłam się, zostawiwszy go na pięć długich lat; byłam egoistką. Wierzyłam jego zapewnieniom, że daje radę, aż do telefonu Betty Huggins, pielęgniarki z Ephraim McDowell. Tata miał zawał, a mnie tam nie było.
Pomimo popołudnia miasteczko było prawie opustoszałe; gorąco zatrzymało wielu ludzi w domu. Jechałam, a Rag’n’Bone Man kojąco nucił swój hit w lokalnej stacji radiowej. Nie minęło dużo czasu, a skręciłam w znajome ulice. Tu się bawiłam, chodziłam do szkoły i na plac zbaw, tu tato zostawiał mnie pod opieką sąsiadek. Kiedy to było? Tak wiele zmieniło się w moim życiu od tych beztroskich lat. Dorosłam tylko dlatego, że musiałam i miałam wsparcie w wujku Ellie i ciotce Jane. Dwóch duszkach, które mi zesłano, abym trzymała plecy proste, gdy miałam ochotę zwinąć się w kulkę i płakać. I znów poczułam to samo, co pięć lat temu, jak opuszczałam Danville – strach, jaki mnie ogarnął po przylocie do Atlanty. W ciąży, mająca zacząć college i oskarżona przez Marshalla o sypianie z innymi mężczyznami oraz udział w klubowych orgiach. Zostałam w to wciągnięta, bo Marshall za wszelką cenę pragnął zmusić mnie do zostania przy jego boku. Nie wiedział o tamtej zdradzie, więc to były jego wymysły. Nie dochodziłam już później, czy kiedykolwiek oczyszczono mnie z tych zarzutów.
Nosiłam pod sercem syna Doga – dziecko, które bezgranicznie pokochałam od momentu, gdy rozryczałam się nad testem ciążowym. Nie mogłam mieć mężczyzny, którego kochałam, ale dostałam inny dar.
Nie cofnęłabym ani chwili z mojego życia, może… z wyjątkiem dni, w których mogłam wpłynąć na Marshalla. Bradley Riss nie żył, a ja nie byłam na jego pogrzebie. Został zastrzelony podczas któregoś ze starć w klubie. Po tym wydarzeniu Lilly wyjechała z Danville do Nowego Yorku, by studiować na jednej z prestiżowych akademii sztuk pięknych. Rach wyszła za mąż za pilota sił powietrznych z Norfolk i tam się przeprowadziła, by prowadzić życie, o jakim marzyła, z dwójką dzieciaków, psem i minivanem. Moi przyjaciele również uciekli, nie zapuściwszy tu korzeni. Ja miałam powód. A oni? Lilly nie znosiła tego środowiska, jej ojciec, Curb, często powtarzał, że jego Lilia nigdy nie będzie częścią tego świata, i miał rację. Rachel zakochała się i wybrała faceta ponad wszystko, w to mogłam uwierzyć. Zawsze szła za głosem serca, na szczęście mnie prowadził rozum; a także ciocia Jane. Marshall… miałam poczucie winy, że mogłam go powstrzymać, błagać, aby się opamiętał. Ale czy dałabym radę? Nie. On był zbyt upartym sukinsynem, a teraz nie żył. I… czułam ulgę, że nigdy go nie spotkam.
Podczas krótkiej jazdy przez miasteczko, za którym tak bardzo tęskniłam, uświadomiłam sobie, że denerwuję się na spotkanie z klubem. Oprócz taty i Rach, do której dzwoniłam, nie miałam z nikim kontaktu. Byli zwartą załogą i tego się bałam. Oni traktowali mnie jak rodzinę, ale ich również zostawiłam za sobą. Molly Kazov i Stella Benedict nieraz odbierały mnie ze szkoły i zabierały do siebie, bawiłam się z ich dziećmi, ale nadal czułam się jak ktoś z zewnątrz, mimo że urodziłam się i wychowałam w Danville. A obecnie zamierzałam sprowadzić tu mojego chłopca, on miał prawo czuć się tutaj bezpiecznie i być… blisko ojca. Jeszcze nie wiedziałam, jak to rozegram. Obawiałam się, że planowanie mnie pogrąży, więc postanowiłam zostawić to przypadkowi.
Najpierw tata – musiałam się nim zająć. Ciotka Jane miała rację, że skurczybyk nigdy nie przyzna się, że coś mu jest. A zawał to nie przelewki. Znalazłam miejsce parkingowe i wysiadłam z subaru, zderzając się z końcem lata w Kentucky; dzięki Bogu za lekki wietrzyk chłodzący mój kark. Z satysfakcją spojrzałam na swoje ubranie: niebieską aztecką spódniczkę, szary top vintage i naszyjnik z monetą. Tą monetą, którą wuj Evan rzucił, gdy wybierałam imię mojego syna, i tak padło na Nathan Elliot – na cześć mojego dziadka. Szare botki i bolerko dopełniały całości. W ostatnim roku schudłam i musiałam przybrać trochę funtów1, aby nie wymieniać całej garderoby. Z tak żywym dzieckiem jak Nathaniel Caleb Elliot nie potrzebowałam klubów jogi ani siłowni. Długie, jasnoblond włosy pozostawiłam rozpuszczone i dzikie, a piwne oczy oprawiłam lekkim makijażem. Jeśli miałam rozmawiać z personelem medycznym, musiałam wyglądać na mniej zmęczoną po kilku godzinach jazdy. Zabrałam torebkę i ruszyłam w kierunku wejścia do szpitala. W recepcji powiedziano mi, gdzie mam spodziewać się taty. Przecięłam korytarz, szukając windy.
Gardło miałam suche i bolało mnie, jak przełykałam ślinę. Rozpoznawałam znajome dźwięki i zapachy charakterystyczne dla tego miejsca.
Miesiąc temu Nath dostał paskudnego zapalenia ucha i spędziłam z nim parę dni w szpitalu. Na szczęście już było z nim wszystko w porządku i mogłam odetchnąć. Nie zostawiłabym go, gdybym rozpoznała oznaki powrotu zapalenia. Mój chłopiec źle znosił takie uziemienie. Rozejrzałam się zdumiona, że nie poznaję holu. Mój wzrok padł na starsze osoby na krzesłach. 34. Jest. Ostrożnie weszłam do środka, podrażniona unoszącym się aromatem. Zastałam tatę siedzącego na łóżku i oglądającego telewizję. Miał zmarnowany wyraz twarzy, ubrania pomięte, rozczochrane siwe włosy i był cały zarośnięty. Serce lekko mi się ścisnęło. Boże. Byłam na niego tak zła. Właściwie nadal jestem, że nic mi nie powiedział! Jego upór mnie czasem złościł. Skurczyłam się w sobie, bo mogłam przyjechać wcześniej. Ojciec zjawił się kilka razy w Atlancie, aby poznać wnuka, ale to były dość krótkie wizyty i wiem, że martwił się o nas. To ja odrzuciłam ochronę klubu, prawie tracąc go przez to, ale tata zawsze próbował mnie chronić. To ja pozwoliłam, by zranione serce wiedziało lepiej ode mnie, stawiając Natha na pierwszym miejscu. Więc teraz byłam zła też na siebie; wróciłam dopiero, jak coś się stało.
Właśnie wtedy tata skierował spojrzenie w moją stronę i jego oczy zaszkliły się z przypływu emocji na mój widok. Tak, ja również miałam ochotę płakać, gdy tak ścisnęło mnie w klatce piersiowej. Kiedy jego wzrok wylądował na mnie, usłyszałam, jak ojciec wciąga powietrze. Uśmiechnęłam się, podchodząc do łóżka, i nachyliłam, aby go objąć. Wciąż pachniał dymem papierosów i smarem silnika, tak jak uwielbiałam.
– Cześć, tato.
– Rose Anne?! Co tu robisz? – Jego głos drżał, a silne dłonie objęły mnie ciasno.
– Jak to co? – starałam się go zbesztać łagodnie. – Mój ojciec trafił do szpitala i miałam nie przyjechać?
– Kto ci powiedział?
Otarłam łzy, pociągając nosem.
– Mały duszek. Choć powinieneś był zadzwonić – wyszeptałam.
Pokręcił głową, a ja czułam się, jakbym przełykała garść żyletek. Sięgnął do szafki przy łóżku i nalał mi wody do szklanki. Upiłam łyk, odkrywając, jak zimna woda idealnie wpływa na moje rozdygotane nerwy.
– Nath jest z tobą?
– Nie, z ciocią i wujkiem, ale przyjadą niedługo.
Udało mi się wziąć trzy łyki, zanim odstawiłam szklankę od ust.
– Chciałbym go zobaczyć. Pewnie urósł.
Och, miał ten rozmarzony uśmiech.
– Tak troszkę, nadal zadaje sto milionów pytań i kocha się w samochodach. Te od ciebie są jego prywatną kolekcją. Ale, tato… Musisz zacząć powoli dbać o siebie, nie młodniejesz i zdaje się, że zaharowujesz się na śmierć.
Popatrzyłam na niego. Był taki słaby i blady; człowiek, który był zawsze dla mnie podporą. Żołądek mi się ścisnął i próbowałam zignorować miłość, którą do niego czuję. Odstawiłam szklankę na półkę i klepnęłam jego dłoń.
– Nie masz zamiaru nic powiedzieć na swoje usprawiedliwienie? – droczyłam się z nim.
– Nic mi nie jest, Rose Anne. Lekarze przesadzają.
Łzy wypełniły mi oczy. Zawsze to powtarzał, a jednak tu trafił. Nie, tym razem mnie nie nabierze.
Ścisnęłam jego rękę.
– Tak, tatusiu. Kłamiesz. Na szczęście następuje zmiana planów. Zostajemy ja, Nath i pewnie wujostwo, bo boją się, że zaharujemy się oboje.
– Nie musisz… Mieszkanie nad warsztatem nie jest dla ciebie.
– Znajdziemy coś, mam już na oku dom. Spokojnie. Pójdę najpierw porozmawiać z lekarzem. Zapytam, kiedy cię wypuszczą do domu, staruszku.
– Oby szybko.
Uśmiechnęłam się słabo, potakując.
– Postaram się coś załatwić. Odpoczywaj.
Znalazłam lekarza na obchodzie, pana Danielsa, i od razu go sobie przypomniałam. Składał mi kiedyś złamaną rękę po tym, jak upadłam na WF-ie.
Uśmiechnął się, poznając mnie mimo upływu lat. Zatrzymał się obok mnie.
– Panna Elliot, odwiedza pani tatę?
Przytaknęłam.
– W porządku, wypis nie prędzej niż za trzy dni. Jest odwodniony, słaby, a upały go teraz męczą. Chciałbym go tu jeszcze przetrzymać na wszystkie badania.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
– I to pragnęłam usłyszeć – strzeliłam. – Jest uparty i wiem, że uciekłby stąd w każdej chwili. Potrzebuje przerwy.
Lekarz lustrował mnie z nieczytelnym wyrazem twarzy i kiwnął głową.
– Tak jak wspominałem twojemu tacie… Musi na siebie uważać.
– Tak, będę mieć na niego oko. Proszę się nie martwić – przerywam mu błyskawicznie, udając pewną siebie. – Informacje dotyczące jego rekonwalescencji proszę przekazywać mnie.
Lekarz odchrząknął.
– Cieszę się, że będzie miał się kto nim zająć.
– Ja również – odparłam z uśmiechem.
– I przekaż mu, że trzy dni, nie mniej i nie więcej.
– Znacznie lepiej mu to przekazać, kiedy tutaj jest. – Zmarszczyłam brwi. – Tata źle się czuł zimą i ukrywał to od dłuższego czasu. Powiem mu, że tu przynajmniej ma dobre lekarstwa i gorące pielęgniarki.
Doktor Daniels zmierzył mnie od góry do dołu, dając do zrozumienia, że podoba mu się to, co powiedziałam.
– Miło widzieć, że ktoś się nim zaopiekuje.
Słowa ugrzęzły mi w gardle, a moje oczy gapiły się na niego. Teraz się uśmiechnął i pojawił się u niego ten charakterystyczny dołeczek.
– No dobrze. Cóż… – kontynuował lekarz. – Jego funkcje życiowe i rokowania są naprawdę dobre, więc wrócę później, by przebadać go ponownie. Jeśli będzie czegokolwiek potrzebował, wystarczy przycisnąć guzik, a zaraz zjawi się w jego pokoju pielęgniarka.
Puścił mi oczko, a potem obrócił się i odszedł.
– Postaram się o niego dbać. – Zaśmiałam się głośno, machając mu lekko.
Wracałam do pokoju taty spokojniejsza, doktor Daniels zawsze był szczery i lubiłam go. Gdyby miał jakieś zastrzeżenia, postarałabym się zmusić mojego ojca do zostania dłużej pod jego czujnym okiem.
Zbliżając się do sali, słyszałam głosy, dużo głosów i śmiechy. Przystanęłam w korytarzu, biorąc głęboki oddech i starając się zebrać odwagę. Widziałam w drzwiach dwóch wysokich mężczyzn w czarnych kamizelkach z czerwonym napisem „Dogs of Hell”. Nie mogłam ich uniknąć. Prędzej czy później musiałam się na nich natknąć.
Po prostu wejdź tam – pomyślałam.
Stanęłam za nimi na drżących nogach i chrząknęłam cicho.
– Przepraszam. Mogę przejść?
Dwóch obcych facetów tarasujących przejście się odwróciło. Nie, zaraz, ten zarośnięty facet to Ron, Aaron Benedict, syn Stelli i Kojota. Nie poznałam go, bo był większy, niż zapamiętałam. Brązowe włosy miał niedbale splecione na karku, a twarz pokrywała długa szczecina jak u drwala. Jezu… był ogromny, nie przypominam sobie, aby przed laty był tak masywny. Ale ostatni raz widziałam go wieki temu. I te przerażające, ciemne oczy mnie peszyły. Jego siostra Ciara, którą się zajmowałam, musiała być już nastolatką.
Weszłam do pokoju, czując, że wszyscy się na mnie gapią, a głosy cichną. Oto klub: stare i nowe dowództwo. Prez MP5, Timothy Kazov, nie zmienił się zbytnio, wciąż miał strzechę siwych włosów związanych w kitę i wystający brzuszek ukryty pod czarnym T-shirtem Guns N’ Roses. Obok niego, na wolnym szpitalnym łóżku siedział ojciec Rona, Matt Benedict – Kojot, prawa ręka i wice MP5. Był także czarnowłosy Lucas Kazov, Thim, syn MP5 i Molly. Wyglądał jak model grający złego chłopca. Był taki seksowny z tatuażami i to sprawiało, że zapominasz przy nim, iż jest również śmiercionośny, jak jego ojciec. Pod oknem stało jeszcze dwóch innych członków. Prawdziwy tłum.
Kiedy odwiedzający spojrzeli na mnie, westchnienie ugrzęzło mi w gardle i zamieniło się w ciche łapanie tchu. Jasna cholera. Calvin Bard stał po prawej stronie łóżka mojego ojca, z telefonem przy uchu. Nadal był ogromny i obezwładniający. Miał na sobie skórzaną kamizelkę z cięciami, a pod spodem białą koszulkę. Nie dało się ukryć, że był wyrzeźbiony; jego mięśnie ramion były napięte i wybrzuszały się pod rękawami. Odwróciłam oczy od imponującego ciała i popatrzyłam na twarz Cala, policzki mi płonęły, kiedy nawiązał ze mną kontakt wzrokowy. Uśmiechnął się, wyraźnie mnie nie poznając, ale wciąż nie mogłam oderwać od niego spojrzenia. Jasne włosy, które miał splecione na karku, kręciły mu się nad uszami, a niesforny lok opadał na czoło wprost do oczu. Te były niesamowite: głęboko niebieskie, okalane długimi, ciemnymi rzęsami, zupełnie jak u Natha, jego syna. Nos i broda Calvina były wyrzeźbione jak z granitu, a szczęka pokryta zarostem. Był wspaniały.
Mrugnęłam szybko, starając się uśmiechać szeroko i nie zdradzić drżenia w środku. Martwiłam się, jak zareaguję, gdy go zobaczę, ale niepotrzebnie. Serce, które kiedyś łomotało mi w piersi na jego widok, teraz nie pominęło zdrady, którą czułam, i żalu.
– A niech mnie! Kwiatuszek? – jęknął Lucas Kazov.
Kiwnęłam głową MP5.
– Dzień dobry, Thim, wujku Thimie.
Przytuliłam się do wielkoluda i natychmiast zostałam porwana w ramiona Kojota.
– Ale wyrosłaś.
– Odrobinę. – Zaśmiałam się.
– Roxseenn – zaśpiewał Thim.
Musiałam się głośno zaśmiać, czując zapach jego potu i skóry oraz szorstki materiał kurtki ocierający się o mój policzek, gdy mi się przyglądał.