Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Trzy przyjaciółki z Gościeradowa niestrudzenie poszukują szczęścia i miłości. Renata wreszcie zdobyła wymarzoną pracę, ale wciąż obawia się swojego słynnego pecha. Ela znalazła się na życiowym rozdrożu i musi zdecydować, czy otworzy się na miłość, czy ucieknie przed nią. Kamila jest gotowa za wszelką cenę bronić lokalnego dziedzictwa historycznego przed chciwymi spadkobiercami, a jednocześnie walczy z własnymi demonami przeszłości. Może nie zawsze postępują rozsądnie, ale robią to, co podpowiada im serce.
Czy niepoprawna romantyczka znajdzie swojego księcia?
Czy jeden pocałunek może zmienić cały świat?
I jakie sekrety kryje historia Gościeradowa?
Ciepłe i pełne uśmiechu Szczęście utkane z babiego lata to drugi tom sagi gościeradowskiej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 327
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wszystkie postacie są fikcyjne, a wydarzenia
nie miały miejsca... ale mogły mieć.
Dla wszystkich, którzy znają te legendy,
i tych, którzy zapragną je dopiero poznać.
Witajcie w Gościeradowie!
Szczęście iskrzące i utkane z babiego lata.
Twoją i moją miłość w sobie przeplata.
1.
Ela Sroka raptownie otworzyła oczy. Przez kilka sekund nie ośmieliła się nawet odetchnąć. Było zbyt spokojnie i odprężająco. Koc pod jej plecami, zielona trawa wokół i błękitne niebo nad głową, poduszką okazała się muskularna męska pierś unosząca się w rytm oddechu. Była w szoku, że tak łatwo przysnęła, a w następnej chwili przekonała się, że ramiona Daniela Turkowskiego mocno ją obejmowały. Subtelny zapach potu i słońca drażnił jej zmysły. Zamrugała, próbując skupić wzrok i nie całkiem pojmując, co pierwszy raz od wielu lat skłoniło ją do takiej poufałości z mężczyzną. Bo to był Daniel? Jej największa miłość? Rzeczywistość była tak bliska marzeniom, które dręczyły ją przez cały okres dorastania, od kiedy ją zostawił. Przez parę chwil zastanawiała się intensywnie, czy to nie sen, w którym znów jest tą zapłakaną nastolatką szukającą w jego ramionach schronienia przed światem.
– Śpisz? Powiedziałbym, że jest mi cudownie, ale dłoń mi zdrętwiała. – Jego niski, zmysłowy głos działał na Elkę niczym pieszczota. Zaśmiała się, zmieniając pozycję i uwalniając jego ramię.
Leżeli na łące przy stawach w Wólce Gościeradowskiej, tak samo jak kiedyś. Wszystko wokoło mogło się zmienić: ona, on, ale nie niebo nad nimi. Męska obecność Daniela narzucała się jej myślom, a wraz z nią coś jeszcze, coś niespodziewanego. To niemożliwe. Od kilku lat żyła w przekonaniu, że nigdy więcej nikogo nie pokocha.
Daniel wstał i wyprostował kości. Widziała jego opaloną skórę, włosy splecione ciasno na karku. Zdjął koszulkę, ukazując tatuaż jaskółki wijącej się w locie. Na samą myśl o jego ciele oblizała wargi. Podchwycił to spojrzenie z uśmiechem rozleniwienia.
– Podoba ci się, co widzisz?
– Nawet bardzo.
– Więc przeprowadź się do mnie. Mam duży pokój i codziennie będziesz się budziła w moim łóżku. Przy tym ciele.
Na samą myśl o zamieszkaniu pod jednym dachem z jego tatą i bratem zrobiło jej się niedobrze.
– Nasz dom jest dużo większy niż folwark. I jest tylko tata i Przemek. – Daniel sięgnął po butelkę wody mineralnej. Odkręcił korek.
– Będziesz musiał mieć strasznie dużo dzieci, żeby wypełnić ten dom.
W ciemnych, czekoladowych oczach Daniela przemknął wyraz zadowolenia. Podał jej butelkę, klękając na kocu.
– Chcę mieć dzieci z tobą – zapewnił.
– Ja ich nie chcę.
– Bo ich nie lubisz? – spytał, zanim Ela zdążyła to wyjaśnić.
Tym razem zabrzmiał ostrożnie. Elka upiła łyk wody, obserwując jego twarz.
– Bardzo lubię. Ale mój czas minął, jestem już za stara na dzieci i jest mi wygodnie bez biegania za nimi.
To musiał być straszny wstrząs dla niego, ale słysząc to, patrzył nadal łagodnie, jakby rozbawiony. Napiła się jeszcze, po czym oddała mu butelkę. Mimo woli poczuła wyrzuty sumienia, choć wiedziała, że to niepoważne pytanie. Jeszcze bardziej zaskakująco brzmiała jego propozycja. Czy chciał, by przeprowadziła się do niego i wypełniła pustkę, jaką pozostawiła po sobie jego była żona? Niemożliwe, żeby potrzebował do szczęścia jej towarzystwa.
– Nad czym myślisz?
Ela otworzyła usta, by odpowiedzieć, zanim jednak zdążyła wypowiedzieć choćby słowo, usta Daniela dotknęły jej warg. Zaczął ją całować mocno, gorąco, z niekrytą namiętnością. Był ciepły. Odchyliła się i objęła go ramionami za szyję, przyciągnęła do siebie i odwzajemniła pocałunek z żarliwością, która narastała w niej, od kiedy ją zaprosił na ten spacer. Odgarnął jej włosy z twarzy, by móc pieścić wargami jej policzek, ucho, czuła ciepły oddech na swoim ciele.
– Martwisz się, Sroczko? – Znów użył tego przezwiska, co za pierwszym razem, gdy ją pocałował. Teraz robił to leciutko, równocześnie gładząc dłonią jej włosy. Nie śpieszył się, nie poganiał, jakby miał czas rozkoszować się chwilą. – Boisz się, tak?
– Czego? – zapytała, odpychając jego dłoń.
– Ryzyka.
– Nie. Nigdy się tego nie bałam. Wyjechałam do Niemiec za pracą zaraz po szkole, bez znajomości języka. Teraz przeprowadziłam się do dziewczyn w kilka dni. Nie boję się ryzyka – zaprzeczyła głośno.
Położył ją na kocu. W oszołomieniu szeroko otworzyła oczy, kiedy odszukał ustami jej szyję, broda i wąsy łaskotały ją, a potem rozpiął guziki jej koszulki, zsunął miseczki sportowego stanika i zaczął ją lekko całować. Ela poddała się pieszczocie jego ciepłych warg. Spoglądając na bezchmurne niebo, czuła miękkość jego włosów pod palcami.
– Będziemy iść wolno – wyszeptał do jej ucha. – Nie chcę tego stracić, obiecuję, ale jeśli zmienisz zdanie, przestanę. Po prostu powiedz mi, co mam zrobić, a ja to zrobię.
Elka wplotła palce w jego włosy, uśmiechając się ciepło, gdy jego usta znów dotknęły jej szyi.
Dlaczego gdy on to mówił, brzmiało to tak prosto? Oddech Elki stał się cięższy. Daniel odwrócił ją i przyciągnął jej biodra do siebie, miażdżąc jej tyłek w dłoniach, roześmiała się z tego pewnego ruchu. Poczuła jego podniecenie i jęknęła, zszokowana. Trzymał ją na dystans przez wiele dni, odmawiając jej tego. Kusząc i opanowując się, a ona wracała niezaspokojona na kanapę w folwarku. Teraz jego dłonie przesunęły się po jej plecach, tkanina jej bluzki nagle znalazła się niżej. Daniel muskał wargami jej szyję, posyłając przez jej ciało mrowienie z przyjemności. Nie mogła się powstrzymać od jęku. Zaczepił palcami o biustonosz, trawa na szczęście była wysoka, uspokajało ją to. Bluzka opadła razem ze stanikiem, jego dłonie odnalazły jej piersi, a potem znów ją obrócił i opuścił głowę. Wessał jeden sutek, a potem drugi, sprawiając, że napięcie wewnątrz niej pogłębiło się. Nic z tego, tym razem tego nie przerwie. Jej szorty otarły się o niego. Wyciągnęła doń, chcąc go dotknąć.
Daniel cofnął się, by umożliwić jej lepszy dostęp.
– Zamkną nas za obnażanie się? – zapytała.
Daniel roześmiał się.
– Bardzo wątpię, żeby Romkowi chciało się tu spacerować.
Jej dłonie przesuwały się po jego ciele, a pragnienie w niej rosło. Kiedy spojrzała na Daniela, jego oczy były jasne. Po chwili znów ją pocałował. Pochyliła się i polizała jego wargę. Została nagrodzona gardłowym jękiem, więc zrobiła to ponownie. Jedna z jego rąk wsunęła się między jej nogi, sprawiając, że sapnęła, i rozdzieliła jej uda. Opuścił głowę na jej piersi, a ona leżała na plecach, zdyszana, i rozkoszowała się tą przyjemnością. Na wpół przymknęła oczy i chociaż chciała mu oddać to, co jej sam dawał, nie mogła znaleźć punktu do pociągnięcia tej niewinnej gry dalej.
Dźwięki natury wokół nich przerwał dzwonek komórki Daniela. Mężczyzna westchnął i usiadł, sięgając po swój plecak. Przeszył ją prąd rozczarowania, w pośpiechu zapięła stanik. Próbowała odwrócić wzrok, ale Daniel jej nie przepuścił. Podniósł nieco jej brodę i przycisnął usta do jej ust w uspokajającym pocałunku. Wyjął komórkę.
– To Kamila.
– Może coś się stało? Odbierz. – Odepchnęła go jednym szybkim ruchem i podciągnęła koszulkę i biustonosz, zakrywając pulsujące wciąż jeszcze piersi.
– Cześć... Tak... jest tu... Nie, nad stawem... Mhmm, powiem jej. Zaraz przyjdziemy.
Zerknęła na niego zaciekawiona, gdy chował komórkę do plecaka.
– Twój brat przyjechał i cię szuka – odezwał się Daniel.
Cholera! Zła wstała, zapinając spodenki i wsuwając stopy w japonki.
– Uparty dureń.
– Ja?
– Ty też. Musimy iść, on nie odpuści.
Zwinęła koc, gdy Daniel zbierał resztki kokosanek i butelkę wody, po czym wepchnął wszystko do plecaka.
– Może się za tobą stęsknił.
– Nie, przyjechał prawić mi kazanie. – Zapięła guziki bluzki, przygładziła włosy. – Spoko, to mam już opanowane.
– Uważaj na piasek, może się osunąć.
Podał jej dłoń i pozwoliła zdjąć się z piaszczystej skarpy. Szli nagrzaną ulicą w stronę folwarku. Kłamałaby, gdyby powiedziała, że nie miała ochoty się do niego przytulić, jak i przeprowadzić. Nie potrafiła wyjaśnić dlaczego, ale ufała mu bez żadnych wątpliwości. Tak naprawdę nie było nic do powiedzenia. Życie, o którym marzyła, się skończyło. Po całkowitym fiasku poprzedniego małżeństwa nie była jednak gotowa na kolejny krok, nie umiała jeszcze odłożyć na dobre przeszłości i rozpocząć nowego życia.
– To nie ma znaczenia – powiedziała w końcu i wzruszyła ramionami, patrząc na Daniela. – Ta część mojego życia się skończyła. Proszę, pozwól po prostu temu być, tak jak jest.
Uśmiechnął się, obejmując ją ramieniem.
– A czy powiedziałem, że będzie inaczej, kocie?
Elka kiwnęła głową, przegryzając dolną wargę.
– Przykro mi, ale nie... nie zamieszkam z tobą.
– Wiem. Chciałem, byś o tym tylko pomyślała.
– Tak, dokładaj mi rzeczy do przemyślenia.
Elka była zdumiona tym, co czuła w sercu do tego mężczyzny. Czy to była miłość? Nie wiedziała, ale wszystkie pragnienia i potrzeby, które powstrzymywała przez całe życie, zdawały się przenikać przez zaporę, którą zbudowała, i kazały jej w to uwierzyć.
– Ale chcę, by było jak teraz – dodała wesoło. – Lato, słońce i żebyś częściej chodził bez koszulki.
Daniel znienacka pocałował ją w nos, czym wywołał jej pisk i śmiech. Utykanie nie było widoczne, gdy się na niej opierał, ale jej to nigdy nie przeszkadzało.
– Uwierz mi, Elka. Też tego chcę. Zabiorę cię na kąpiel w stawie i zobaczymy, co się stanie później.
Oparła głowę o ramię Daniela, gdy jego dłonie przesunęły się po jej szyi, muskając miejsce, gdzie biło tętno. Znalazł jej usta, zmuszając, by stanęła na palcach. Oddała mu lekki pocałunek.
– Czy kiedykolwiek powiedziałem ci, jak piękne są twoje nogi?
– Chcesz czegoś? – Szturchnęła go w bok. – Przyznaj się.
– Popływajmy wieczorem nago w stawie.
– Z rybkami. Nie, dziękuję.
Elka roześmiała się, gdy Daniel połaskotał ją po ramieniu, posyłając zimne dreszcze po jej rozpalonej skórze. Doszli do folwarku i tam ujrzała samochód Roberta zaparkowany na trawniku przed ogrodzeniem. Otworzyła bramkę i zobaczyła swojego brata razem z Kamilą na ganku. Kamila Ratajczyk, z którą Elka zamieszkała w starym folwarku, w sportowym topie i spodniach capri wyglądała jak zagubiona księżniczka, z rozmarzonym wyrazem twarzy, okularami na nosie i długim warkoczem przerzuconym przez ramię. Dziewczyna pomachała im, gdy szli w stronę budynku.
– Chcesz, żebym został? – zapytał cicho Daniel, gdy Ela się zawahała.
– Muszę z nim pogadać sama.
– W porządku, będę w stajni.
– Daniel? Mogę cię prosić? – Kamila wstała z krzesła i nachyliła się nad balustradą tarasu. – Zajrzysz do bojlera? Woda znowu się nie nagrzała... Przepraszam... powinnam wezwać hydraulika.
– W porządku. I tak jestem na miejscu.
Elka wspinała się na schody. Robert wstał, witając się z Danielem, przecież znali się od lat. Teraz panowała między nimi napięta cisza. Daniel musnął ramię Eli palcami, posyłając jej uśmiech, po czym skierował się do folwarku.
– Czy ty z nim już nie chodziłaś? – zapytał brat, gdy tylko drzwi wejściowe się zamknęły.
Elka nie mogła powstrzymać parsknięcia. Widok mężczyzny wielkości boksera, próbującego nad nią górować i prężyć mięśnie, był zdecydowanie najzabawniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek miała okazję oglądać.
– Jesteś niegrzeczny – prychnęła ponownie, zasłaniając uśmiech dłonią. – Lubię go. Braciszku, marnie wyglądasz. Brak snu, brak kawy i wrodzona potrzeba ochrony siostry przed jakimś łamaczem serc. Masz tyle zmartwień.
– I dorastającego syna.
– On sobie świetnie radzi.
Zaciskając usta, by powstrzymać niewątpliwe przekleństwo, zszedł po schodach i odwrócił się do niej.
– Chodź, pokażesz mi konie.
– Lubisz rodeo? – zachichotała, zbiegając ze schodów, i dołączyła do niego. – Po co przyjechałeś, Robciu? Kocham cię, a nie dzwonię, bo jestem tchórzem i nie chcę, żebyś pokazał mi, gdzie jest moje miejsce.
– Tu jest?
– Może. – Minęła bramkę do stadniny i skierowała się do wybiegu dla koni.
– Kiedy wrócisz do domu?
– Robciu, nie mam domu. Nadal go szukam. Jak pracy.
– Nie zamierzam z tobą dyskutować ani się kłócić, Elka – powiedział cicho, przystając przy ogrodzeniu, o które oparł się dłońmi. – Ale powinnaś wiedzieć, że mama żałuje. Ona zawsze żałuje, ale ci tego nie powie.
– Wiem. Nie musisz nas godzić.
– Dlaczego, do cholery, nie przyjedziesz do domu?
Oparła się na ogrodzeniu obok niego i zapatrzyła się w konie biegające wolno po trawie.
– Tak myślałem. Obydwie uparte, w końcu i ja przy was osiwieję. Muszę ci jeszcze coś powiedzieć... Sylwia jest chora. Ciężko chora od wielu lat. Eliza mi to kiedyś powiedziała. Ona nie chce tu wracać, ma tam dobrą opiekę medyczną, ale... lekarze nie dają jej dużych szans.
– Przykro mi. – Położyła dłoń na jego ramieniu. – Wiem, że ją kochasz.
– Nie... Może kiedyś... Muszę to powiedzieć Bartkowi. Może Sylwia będzie chciała jeszcze się z nim zobaczyć.
– Uważasz, że ją to zmiękczyło? Nie. Nie zrobi tego. – Elka z trudem wstrzymała wściekłość. – Odrzuciła go. Chciałeś, żeby utrzymywała kontakt tylko z nim, jednak ona wolała swoją nową rodzinę. Bartek jej nie potrzebuje. Eliza mu wystarcza w zupełności.
– Ale nie jest jego matką.
– To twoja zasługa.
– Co?
– Dobrze wiesz – warknęła. – Eliza też się w tobie kochała, tak samo jak Sylwia. Ale była młodsza, brzydka i gruba, więc wybrałeś po prostu ładniejszą siostrę, nie mądrzejszą.
– Zapomniałem, jaka suka z ciebie.
Parsknęła, znów wpatrując się w konie i przyciskając twarz do swojego ciepłego ramienia.
– Eliza jest teraz o wiele ładniejsza i fajniejsza, a ty nie masz odwagi zaprosić jej na randkę. Nasza matka cię podjudza, że nie powinieneś utrzymywać kontaktu z Matejczykami, a to bzdura. Eliza nigdy nikogo nie skrzywdziła.
Elka poruszyła się niepewnie, nie wiedziała, czy powinna tak strofować Roberta i mu jeszcze dokładać. Nie potrafiła załagodzić napięcia, które się między nimi wytworzyło.
– Świetnie, przyjeżdżam tu zaprosić cię na niedzielny obiad, a ty prawisz mi morały.
– Bo nie możemy oboje być rozwiedzionymi, jęczącymi grzesznikami.
– Jak widzę, ty masz faceta. – Robert ją lekko szturchnął. – Mam dać nadzieję mamie?
– O, nie. Nic z tego. To... przelotny romans, nic więcej.
– Ciekawe, wyglądało to inaczej, kiedy trzymałaś go za rękę jak nastolatka kilka minut temu. Złamiesz matce serce, jeśli nie przyprowadzisz go do domu. To wnuk Koźlaka, ona nadal uwielbia tego szalonego staruszka. – Spojrzał na nią, po czym posłał jej łagodny uśmiech.
– Nie bierz mnie pod włos – warknęła, pstrykając mu palcami przed nosem. – Pojadę do domu, a ty zaraz mnie zbajerujesz, żebym się wprowadziła. Matka będzie mną rządzić i jeszcze w tym roku każe wybierać suknię ślubną. Nie.
Robert uśmiechnął się grzecznie.
– Może za kilka miesięcy.
– Nie. Sam jej powiedz o Elizie.
– Co o Elizie? – Zmarszczył brwi.
– Że chcesz ją zaciągnąć na snopek słomy.
– Jezu, dlaczego zawsze od ciebie obrywam. Nie powiedziałem, że Eliza mi się...
– Kłamco! – Kopnęła go w kostkę. – Widziałam, jak się na nią lampiłeś i tylko jaja chowałeś, żeby nie zauważyła, że coś jednak w tych spodniach się rusza na jej widok.
– Elka. – Zarumienił się.
– Głupek... – urwała, zdając sobie sprawę, że omal nie walnęła go pięścią w twarz. – Przepraszam.
– Temperament Sroczki.
Na tarasie dworku pojawił się Daniel i patrzył na nich.
– Nie wiem, Robert. – Ela spojrzała znów na brata, zniżając głos. – Gryzie mnie to, że kłócę się z mamą, ale boję się przyjechać do domu.
– Ona już ci wybaczyła – zapewnił.
Daniel zbliżał się do bramki. Elka zamrugała, by odpędzić łzy, i odwróciła się do brata.
– Mówiąc szczerzę, chętnie bym się upiła i zapomniała o wszystkim.
– Tak? To twój sposób na problemy?
Chrząknęła, zastanawiając się, co więcej mogła mu powiedzieć.
– Tak, to jest świetny pomysł.
– Elka, dorośnij.
– Nie. Już byłam dorosła i to nie wypaliło. Dlaczego nie mogę przez chwilę być właśnie taka?
– Bo to nie działa?
– Ha. Właśnie, że działa.
Odwróciła się, Daniel był w przybudówce, gdzie trzymał narzędzia, i dźwięk ich przewracania odbijał się echem od murów.
– Jak się układa między wami? – zapytał ją brat, podążając za nią wzrokiem.
– Znośnie. Nie planujemy niczego, tylko się cieszymy tym, co jest, i ty również powinieneś tego spróbować z Elizą.
– Czepiłaś się mnie.
Przez chwilę prawie zrobiło się jej go żal, ale potem sobie przypomniała, z jakiego powodu tu jest.
– A nie powinnam? Zaraz ci ją ktoś ukradnie, a ty będziesz starym prykiem.
– Wolę nim być niż...
– Właśnie: niż co, stary Sroko? Jakie to urocze, mój brat się rumieni – mruknęła, przyglądając się jego policzkom.
– Wredna jędza.
– Stary zbereźnik.
Podskoczyła, słysząc zamykanie wrót przybudówki. Daniel z narzędziami wracał do starego folwarku, posyłając jej uśmiech.
– Ciekawe, kto tu jest zbereźnikiem. Tylko nie zrzucaj majtek, siostra. – Robert szepnął jej do ucha.
– Widzę, że jesteś wielkim fanem samotnych nocy, ale ja naprawdę nie muszę być sama, to rodzi agresję i wstrętne myśli.
– Dobrze, dotarliśmy do momentu głębokich wynurzeń. I nie musimy udawać, że jesteśmy wobec siebie grzeczni.
Elka patrzyła na niego zaskoczona. Widząc jego poważną minę, omal się nie roześmiała.
– A czy byliśmy kiedykolwiek grzeczni, brodaczu? Zapytaj, czy Elizie się spodoba, jak ją tam posmyrasz tą gęstą brodą.
Pociągnęła za jego gęsty zarost. Robert roześmiał się.
– Trzeba przyznać, że nic się nie zmieniłaś. Nadal jesteś upierdliwa.
– I to we mnie kochasz. Tak... dobrze, jutro przyjadę do domu. Będę grzeczna... zjem z wami obiad i będę siedzieć cicho. Nie, nie zabiorę Daniela. – Odwróciła się i ruszyła w dół do folwarku. Brat szedł krok za nią.
– Dlaczego? Mama go polubi.
– Bo rozpowie całej wsi, że z nim sypiam.
– Raczej że się z nim spotykasz – poprawił ją.
– Nie.
– Jak chcesz. Ale jak się nie pojawisz, to tu po ciebie przyjadę, a jak cię nie zastanę, to pojadę do jego domu. Tak, księżniczko, wiem, gdzie mieszka. Zmieniałem im tam płot kilka lat temu – dodał, odwracając się do swojego samochodu.
– I co? Nakryjesz nas na sianie? Nie mam pojęcia, dlaczego mi nie wierzysz.
– Bo cię znam.
– Tak, tak... Kocham cię! – Stanęła na palcach, pocałowała go w policzek i przytuliła się do niego. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to go ułagodzi.
– Dałem ci tyle czasu, ile potrzebowałaś. Minął ponad miesiąc i to daje mi nadzieję, że tym razem tu zostaniesz.
Zaskoczył ją, nie wiedziała, co odpowiedzieć. Wsiadł do samochodu i wystawił głowę przez okno.
– Dzięki. Powiem mamie, że jutro przyjdziesz, będzie sprzątać dom cały dzień.
– Bo córka marnotrawna wraca. – Uśmiechnęła się lekko. – Dobrze. Odpocznij trochę, braciszku, masz podkrążone oczy.
– A wy we dwie mi tylko dokładacie.
Miał rację, pomyślała, patrząc, jak wycofuje się z trawnika. Gdy odjeżdżał, stała w słońcu, czekając, aż samochód zniknie, a potem ruszyła do folwarku. Usiadła na środkowym schodku ganku i schowała twarz w dłoniach. Robert zawsze miał rację. Nie mogła ciągle uciekać przed matką, wspomnieniami i tym, kim była. Wzięła głęboki wdech, ze wszystkich sił starając się opanować.
– Zawsze byłem zazdrosny o to, że on był na pierwszym miejscu.
Na dźwięk głosu Daniela odwróciła się. Podszedł i usiadł obok niej.
– Zwariowałeś, to mój brat.
– Ale to, jak na niego patrzysz, jak zawsze wybierałaś go pierwszego, jak gnałaś, gdy dzwonił albo cię wołał. Zawsze bałaś się coś przeskrobać, żeby nie był na ciebie zły.
– Nie podoba mi się, co sugerujesz. Ale to proste, wychowaliśmy się tylko we dwoje. Nasza matka zawsze tylko jęczała, że musi się zajmować nami i gospodarstwem. Nauczyliśmy się opiekować sobą – wyjaśniła.
– Wiesz, że pobił kiedyś chłopaka przez ciebie?
– Wiem. Darka, który na to zasłużył.
Opowiadając o niej głupie rzeczy, które nie były prawdziwe.
Daniel wyciągnął rękę i poprawił kosmyk włosów, który opadł jej na ramię.
– Jesteś smutna.
– Muszę jutro pojechać do domu. Stawić czoła mamie i... przeprosić.
– Tak, przepraszanie to twoja pięta Achillesowa. – Poczuła na uchu ciepły oddech. – Kup jej kwiaty.
– Ona nie znosi kwiatów ciętych. Uważa je za marnotrawstwo.
W odpowiedzi pochylił się bliżej.
– Skądś to znam. Kup jej coś w doniczce.
– Nie będę się podlizywać. Zawiozę jej truskawek – odparła automatycznie. – Przynajmniej mnie ochrzani, że przywożę coś, co mają w polu.
– Bardzo chciałbym cię pocałować.
– A ja zapalić – mruknęła.
Zaśmiał się krótko, jakby chciał coś jej wyszeptać, nachylił się do jej ucha, obejmując ją, i tylko musnął po policzku.
– Wyjdź za mnie.
– Nie! – odmówiła gwałtownie. – Jesteś większym głupcem, niż wcześniej sądziłam, jeśli myślisz, że się zgodzę. Znam cię od kilku tygodni.
– Od kilkunastu lat – poprawił ją rozbawiony. – Sroka, znamy się niemal do dziecka, kiedy biegałem boso po podwórku dziadka Mietka. Pachniesz naprawdę słodko. Jak wtedy, wysmarowana truskawkami na buzi.
– Umm... przepraszam – usłyszeli głos Kamili. Dziewczyna boso, stremowana i z rozpuszczonymi włosami stała w drzwiach folwarku. – Jest gorąco, zrobiłam mrożonej herbaty. Napijecie się?
– Jasne, skarbie – odparła Ela, wstając ciężko.
– Wstawiłam kurczaka na obiad... Sądzicie, że wesele się przeciągnęło? Jest po pierwszej... – zapytała niepewnie Kamila, patrząc na ulicę.
– Dzwoniłaś do Reni? – Elka zmarszczyła brwi.
– Nie odbiera. Nie chcę jej przeszkadzać – wyjaśniła przyjaciółka, wchodząc do domu. – Spróbuję jeszcze raz.
Ciepłe dłonie Daniela musnęły wrażliwą skórę za kolanami Eli.
– Zapraszam cię dzisiaj na noc do mnie. Do domu.
– Wolę stajnie – powiedziała, choć jej oczy mówiły co innego.
– Dobrze, zobaczymy, jak rozwinie się wieczór.
Na ulicy rozległ się dźwięk silnika zbliżającego się samochodu. Wzrok Elki odruchowo powędrował w tamtym kierunku. Skoda Renaty Wiercińskiej, jej najlepszej przyjaciółki od czasów liceum, zbliżała się do folwarku.
– Zguba się znalazła – wymruczała.
– To dobrze. – Daniel wstał. – Już miałem jechać szukać jej w Oficerówce. Kamila się martwi.
– Ma dobre serce.
– Ma – potwierdził.
Renia zaparkowała, wyskoczyła z auta i pomachała im, po czym wyjęła z bagażnika jakieś pudło. Elka niemal zaklęła, widząc, jak Renia się odstawiła. Wysokie czarne szpilki, czarne spodnie, w których musiało jej być naprawdę gorąco, ale eksponowały nogi i talię, elegancka bluzka i rozpuszczone włosy. I pełny makijaż, podkreślający jej długie rzęsy, oczy zmysłowo obwiedzione kredką, ukryte pod pudrem piegi i wyraźne usta.
– O la, la – zaśpiewała Ela, gdy Renia się zbliżała. – Gdzie się tak odstawiłaś?
– Miałam swoje powody. Kupiłam szampana a... moja mama naszykowała nam rosół i kotlety z ziemniaczkami.
Daniel sięgnął po pudło i wyjął je z jej dłoni.
– Daj, to ciężkie.
– Cześć, przystojniaku. – Renia pacnęła go dłonią po ramieniu.
– Laseczko, wyglądasz kwitnąco.
– Kamila wstawiła kurczaka – wybełkotała Elka, widząc wielki uśmiech Reni, która patrzyła za Danielem znikającym we wnętrzu domu.
– Kurczaka zjemy później. Chodź, napijmy się szampana! – Renia ją objęła i gdyby nie to, że przed chwilą prowadziła samochód, Elka bez trudu uwierzyłaby, że jest pijana.
– Masz dobry humor. Co świętujemy?
– Zobaczysz.
Przeszły do kuchni, małej, ale Elka nie zamieniłaby jej już na żadną inną. Kamila trzymała w ręku łapkę na muchy, którą teraz pacnęła Renię po plecach.
– Gdzieś była? Już chciałam wzywać straż pożarną!
– Żeby ugasili moje pragnienie? – zaśmiała się Renata, zdejmując torebkę z ramienia. – Poczekajcie chwilę, muszę założyć szorty i top, bo umieram. Chodzę w tym od rana!
Krzyczała już z korytarza. Elka zerknęła na Kamilę, potem na Daniela wyjmującego pojemniki i szampana z pudełka. Podał je Kamili.
– Może dostała podwyżkę? – zastanawiała się.
– Nie dostałam! – zawołała Renia z pokoju. – Daniel, otwórz szampana! A wy bierzcie się za jedzenie. Wprosiłam się do mamy i wyżebrałam co nieco dla nas wszystkich.
– Byłaś na obiedzie u rodziców? Nie spałaś? – pytała Ela, zerkając w korytarz.
Renia wyszła z pokoju, splatając włosy gumką recepturką. Była boso, a na sobie miała stary top i różowe szorty.
– Nie. Ale czuję, że niedługo będę musiała się kimnąć. – Usiadła przy stoliku i radośnie postukała w kraciastą ceratę. – Co mamy do picia?
– Mam mrożoną herbatę. Naleję ci, siedź. – Kamila rzuciła się do dzbanka.
Elka usiadła obok przyjaciółki przy stole.
– Co to za okazja?
– Właśnie, co to za okazja? – Kamila powtórzyła pytanie.
Renia wyciągnęła do niej dłonie, gdy podawała jej szklankę z herbatą.
– Usiądź.
– Zrobiłaś to. – Kamila wyszeptała cicho.
– Tak.
Ela zapiszczała, rzucając się na szyję przyjaciółki.
– Wariatko! Ale się cieszę. Wiedziałam, że to zrobisz!
Co dziwne, Kamila obeszła stół i również ją przytuliła, a razem z nią Elkę, niepewnie, ale to zrobiła.
– Tak, ja też się cieszę.
– Skarbie, widziałaś jego sieć hoteli w necie? – Elka postukała Kamilę w ramię. – Jego nazwisko? Jego firma to pierdolony majstersztyk... On jest kurewsko bogaty.
– Chyba nie nadążam... – bąknął Daniel z szampanem w dłoni. – Kto jest kurewsko bogaty?
– Patrzysz na asystentkę Wiktora Połanieckiego – oznajmiła z dumą Elka, obejmując Renię.
Ta wstała, wyplątując się ze śmiechem z jej ramion jak pijana, i pokazując na siebie.
– Renata Wiercińska, sekretarka i asystentka Wiktora Połanieckiego, prezesa sieci hoteli „Wiktor” i kompleksów działających pod marką Połanieccy SA. W czym mogę pomóc?
Daniel gwizdnął cicho, Kamila zachichotała, a Elka tylko oznajmiłam radośnie:
– Reńka... ty jesteś stworzona do tej pracy!
– Cicho, zaczynam jutro o dziesiątej. Daniel, otwieraj szampana! – Usiadła na stołku, otwierając pojemniki na żywność rozstawione na stole. – Podajcie talerze. Będziemy świętować.
– Ja też się cieszę. Elka ma rację, Renia, to jest praca dla ciebie. – Kamila wyjmowała talerze z szafek.
Elka wstała, by jej pomóc.
– Kami, ty też na tym coś ugrasz. – Elka pociągnęła ją za dłoń. – Jeśli ona będzie przy Połanieckim, ty będziesz wiedzieć wszystko z pierwszej ręki.
– Tak i jutro poproszę Wiktora, by się z tobą spotkał. Niech każda ze stron przedstawi swoje racje. Będę rozjemcą.
– Nie rób tego dla mnie. – Kamila zarumieniła się, stojąc z naręczem talerzy.
– Dlaczego ma nie robić? – Elka parsknęła, sięgając po szklanki i kieliszki. – To doskonały pomysł.
Korek wystrzelił w dłoniach Daniela, aż Ela podskoczyła. Postawiła kieliszki na stole, a gdy on nalał do nich szampana, piana spłynęła po jej palcach. Zlizała ją, była słodka.
– Powiedziałaś rodzicom? – zapytała Renatę.
Ta przyjęła kieliszek i skinęła głową.
– Tak. Mama mało nie dostała zawału... Karol był pod wrażeniem umowy i już przeszukał net w poszukiwaniu Połanieckiego. Czytał nam wszystkie artykuły. Chyba Wiktor zrobił na nim niemałe wrażenie.
Elka zachichotała.
– Niewątpliwie. Mama będzie chciała, żebyś zapraszała go do domu.
– Nie w tym życiu – wysyczała przerażona, unosząc kieliszek, bo wszyscy zgromadzili się już przy stole. – Dobra, dziewczynki. Toast za lepsze czasy.
– Nie, Renia... za ciebie – zaproponowała Elka. – Tylko ty mogłaś tak zrobić, dając wszystkim kopa po jajach.
– Tak. Za to się napiję – wymruczała i przy akompaniamencie śmiechu przyjaciółek wychyliła cały kieliszek szampana.
Elka poczuła ciepłą dłoń zjeżdżającą po jej plechach. Daniel upił tylko mały łyk i musnął jej wargi.
– Przyniosę wam wino, mam jakieś w samochodzie.
Elka pisnęła zachwycona.
– Tak, będziemy dzisiaj świętować. Za Reńkę! Za naszą kochaną wariatkę!