Moja Maddie. Kaci Hadesa - Cole Tillie - ebook

Moja Maddie. Kaci Hadesa ebook

Cole Tillie

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Maddie i Flame'a połączyła miłość, która nigdy nie powinna była się im przytrafić. Byli dwiema przeklętymi duszami, dwoma zranionymi sercami i tylko w swoich ramionach znajdowali ukojenie. Przeszli razem daleką drogę i pokonali przeszkody, które wydawały się nie do pokonania. Nie było im jednak dane długo cieszyć się nieznanym wcześniej poczuciem bezpieczeństwa u boku ukochanej osoby. Demony przeszłości wciąż nie dawały im spokoju.

Kaci Hadesa od lat byli niepokonanym klubem. Przez długi czas żadna inna grupa nie próbowała zakwestionować ich przewagi. Teraz coś się zmieniało w układzie sił. Powoli stawało się jasne, że ktoś ośmielił się rzucić Katom wyzwanie. Zagrożenie trzeba było zneutralizować. Ale dla Flame'a bitwa z wrogami klubu była tylko jedną z wielu walk, jakie musiał toczyć. Równie groźne były jego lęki i traumy z przeszłości. Piekielna otchłań znów stała przed nim otworem. I tylko jedna osoba na świecie mogła go ocalić. Maddie. Czy ukochana zdoła ugasić szaleństwo Flame'a i po raz kolejny udowodni mu siłę swojego uczucia?

Czasami nawet najsilniejsza miłość nie pokona demonów przeszłości...

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 473

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tillie Cole

Moja Maddie

Kaci Hadesa

Przekład: Marcin Kuchciński

Tytuł oryginału: My Maddie (Hades Hangmen #8)

Tłumaczenie: Marcin Kuchciński

ISBN: 978-83-289-0934-2

Copyright© Tillie Cole 2020 All rights reserved.

Cover Design by www.Damonza.com

No Part of this publication may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photography, recording, or any information storage and retrieval system without the prior written consent from the publisher and author, except in the instance of quotes for reviews. No part of this book may be uploaded without the permission of the publisher and author, nor be otherwise circulated in any form of binding or cover other than that in which it is originally published.

Polish edition copyright © 2024 by Helion S.A.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreshttps://editio.pl/user/opinie/mojkh8_ebook Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Kup w wersji papierowejPoleć książkę na Facebook.comOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » Nasza społeczność

Drogie Czytelniczki, drodzy Czytelnicy!

W trosce o Was informujemy, że w książce pojawiają się wątki takie jak: utrata bliskiej osoby, problemy rodzinne, przemoc, autodestrukcja, agresja, problemy psychiczne, uzależnienia, pozbawienie życia, działalność niezgodna z prawem, sceny intymne, niecenzuralne słownictwo, przyjmowanie substancji odurzających. Mogą być nieodpowiednie dla osób wrażliwych bądź tych, które przeżyły traumę. Zalecamy ostrożność przy lekturze.

Pamiętajcie – jeśli zmagacie się z problemami, trudnym czasem, smutkiem, porozmawiajcie o tym z kimś bliskim lub zgłoście się po pomoc do specjalistów.

SŁOWNICZEK

(W kolejności niealfabetycznej)

Terminologia związana z Zakonem

Zakon– apokaliptyczny Nowy Ruch Religijny. Wierzenia częściowo oparte na nauczaniu chrześcijańskim. Głosi wiarę w rychłe nadejście apokalipsy. Początkowo kierowany przez proroka Dawida (który ogłosił się bożym prorokiem i potomkiem króla Dawida), starszyznę oraz apostołów. Obecnie miejsce proroka Dawida zajął prorok Kain (jego siostrzeniec).

Członkowie żyją razem w odosobnionej społeczności. Wiodą tradycyjne i skromne życie oparte na poligamii i niekonwencjonalnych praktykach religijnych. Wierzą, że „świat zewnętrzny” jest grzeszny i pełen zła. Nie mają kontaktu z ludźmi spoza Zakonu.

Społeczność– własność Zakonu kontrolowana przez proroka Kaina. Odosobniona żywa wspólnota. Porządek w społeczności utrzymywany jest przez apostołów i starszyznę uzbrojonych na wypadek ataku z zewnątrz. Mężczyźni i kobiety żyją w osobnych częściach osady. Przeklęte trzymane są z dala od mężczyzn (wszystkich, z wyjątkiem starszyzny) w prywatnych pomieszczeniach. Teren, na którym żyje społeczność, jest ogrodzony.

NowySyjon– nowa społeczność Zakonu utworzona po tym, jak poprzednia społeczność została zniszczona w bitwie przeciwko Katom Hadesa.

Starszyzna Zakonu (pierwotnejspołeczności)– składała się z czterech członków. Byli to: Gabriel (nieżyjący), Mojżesz (nieżyjący), Noe (nieżyjący), Jakub (nieżyjący). Odpowiadali za codzienne funkcjonowanie społeczności. W hierarchii władzy byli drudzy po proroku Dawidzie.

Do ich obowiązków należała edukacja Przeklętych.

Starszyzna Nowego Syjonu– mężczyźni o najwyższym statusie Nowego Syjonu. Wybierani przez proroka Kaina.

Zastępca proroka– stanowisko zajmowane przez (nieżyjącego) Judasza, brata bliźniaka proroka Kaina.

Drugi w hierarchii władzy po proroku Kainie. Bierze udział w prowadzeniu Nowego Syjonu i ma wpływ na religijne, polityczne oraz militarne decyzje dotyczące Zakonu.

Strażnicy– wybrani mężczyźni Zakonu odpowiedzialni za ochronę terenu należącego do społeczności i członków Zakonu.

Akt zjednoczeniaz Panem– rytualny akt seksualny pomiędzy mężczyznami a kobietami w Zakonie. Rzekomo pomaga mężczyznom zbliżyć się do Boga. Akty odbywają się podczas mszy. Dla osiągnięcia transcendentalnego doświadczenia zażywane są narkotyki. Kobiety mają zakaz doznawania rozkoszy, co jest karą za grzech pierworodny Ewy. Ich siostrzanym obowiązkiem jest oddawanie się mężczyznom na życzenie.

Przebudzenie– rytuał przejścia w Zakonie. Gdy dziewczynka kończy osiem lat, zostaje seksualnie „przebudzona” przez członka społeczności lub – podczas specjalnych okazji – członka starszyzny.

Święty krąg– praktyka religijna oparta na idei „wolnej miłości”. Stosunek seksualny z wieloma partnerami w miejscu publicznym.

Święta siostra– wybrana kobieta Zakonu, której zadaniem jest wychodzenie na zewnątrz i szerzenie przesłania Zakonu poprzez kontakty seksualne.

Przeklęte– kobiety (dziewczęta) w Zakonie uznane za zbyt piękne i w związku z tym z natury grzeszne. Mieszkają w odosobnieniu od reszty społeczności. Są postrzegane jako zbyt kuszące dla mężczyzn i o wiele bardziej zdolne do sprowadzania ich na złą drogę.

Grzechpierworodny– według św. Augustyna człowiek rodzi się grzeszny i posiada wrodzoną skłonność do przeciwstawiania się Bogu. Grzech pierworodny jest wynikiem nieposłuszeństwa wobec Boga. Ewa i Adam zjedli zakazany owoc i zostali wygnani z raju. W Zakonie, zgodnie z doktryną proroka Dawida, to Ewę należy winić za skuszenie Adama do popełnienia grzechu i dlatego kobiety w Zakonie postrzegane są jako uwodzicielki i kusicielki. W związku z tym muszą być posłuszne mężczyznom.

Szeol– w Starym Testamencie słowo to oznacza grób lub świat podziemny. Kraina umarłych.

Glosolalia– niezrozumiałe dźwięki wypowiadane przez wyznawców podczas religijnego uniesienia. Glosolalia ma być przejawem obecności i działania Ducha Świętego.

Diaspora– rozproszenie jakiegoś narodu wśród innych narodów.

Wzgórze Potępienia– wzgórze na obrzeżach społeczności. Miejsce karania lub przetrzymywania jej członków.

Ludzie diabła– określenie na klub motocyklowy Kaci Hadesa.

Nałożnice proroka– kobiety wybrane przez proroka Kaina, których zadaniem jest służyć mu seksualnie. Nałożnice proroka cieszą się wysokim statusem w Nowym Syjonie.

Głównanałożnica proroka– wybierana przez proroka Kaina najbliższa mu nałożnica.

Niebiańska medytacja– akt duchowego aktu seksualnego praktykowany przez członków Zakonu, którzy wierzą, że w ten sposób zacieśniają więzi z Bogiem.

Repatriacja– proces sprowadzania osoby z powrotem do kraju. Repatriacja Zakonu to plan sprowadzenia wszystkich członków z zagranicznych społeczności do Nowego Syjonu.

Pierwszy dotyk– pierwszy stosunek seksualny z dziewicą.

Terminologia Katów Hadesa

Kaci Hadesa– jednoprocentowcy. Klub motocyklowy założony w Austin w Teksasie w 1969 r.

Hades– w mitologii greckiej bóg podziemia, a także nazwa jego krainy.

Oddział macierzysty– miejsce założenia klubu i jego główny oddział.

Jednoprocentowcy– Amerykańskie Stowarzyszenie Motocyklistów rzekomo stwierdziło niegdyś, że 99% motocyklistów to przestrzegający prawa obywatele. Motocykliści, którzy nie przestrzegają zasad ASM-u, nazywają się jednoprocentowcami (to pozostały 1% nieprzestrzegających prawa). Ogromna większość jednoprocentowców należy do przestępczych klubów motocyklowych.

Katana– skórzana kamizelka noszona przez motocyklistów. Ozdabiana naszywkami i znakami graficznymi przedstawiającymi barwy charakterystyczne dla danego klubu.

Włączony– termin używany, gdy kandydat zostaje pełnoprawnym członkiem klubu.

Kościół– zebrania pełnoprawnych członków klubu, którym przewodniczy prezes klubu.

Dama– kobieta, która posiada status żony. Jest pod ochroną swojego partnera. Przez członków klubu status ten jest uważany za święty.

Klubowa dziwka– kobieta, która odwiedza klub, aby świadczyć usługi seksualne jego członkom.

Suka (suczka)– w kulturze motocyklistów czułe słowo określające kobietę.

Odejść do Hadesu– w slangu motocyklistów: umrzeć.

Spotkać (odejść do) Przewoźnika– umrzeć. Odniesienie do Charona w mitologii greckiej. Charon był duchem świata podziemnego, przewoźnikiem umarłych przez rzeki Styks i Acheron do Hadesu. Opłatą za transport były monety kładzione na oczach i ustach umarłych podczas pochówku. Ci, którzy nie uiścili opłaty, byli skazani na stuletnią tułaczkę na brzegach Styksu.

Śnieg– kokaina.

Lód– metaamfetamina.

Proszek– heroina.

Struktura organizacyjna Katów Hadesa

Prezes (prez)– przewodniczący (lider) klubu. Dzierży młotek, który jest symbolem jego absolutnej władzy. Młotek używany jest do przywoływania porządku w kościele. Słowo prezesa stanowi prawo obowiązujące w klubie, którego nikt nie może kwestionować. Jego jedynymi doradcami są wyżsi rangą członkowie klubu.

Zastępca prezesa (wice)– drugi rangą po prezesie. Wykonuje jego rozkazy. Główny łącznik z innymi oddziałami klubu. Podczas nieobecności prezesa przejmuje jego wszystkie obowiązki.

Kapitan– odpowiedzialny za planowanie i organizację wszystkich wypraw klubu. Ma rangę oficera i odpowiada jedynie przed przewodniczącym i jego zastępcą.

Sierżant– odpowiedzialny za ochronę i utrzymywanie porządku podczas klubowych imprez. Niewłaściwe zachowanie zgłasza przewodniczącemu i jego zastępcy. Do jego obowiązków należy zapewnienie bezpieczeństwa klubowi, jego członkom oraz kandydatom.

Skarbnik– prowadzi księgę wszystkich przychodów i rozchodów oraz spis wydanych i odebranych naszywek i barw.

Sekretarz– odpowiedzialny za prowadzenie dokumentacji klubu. Do jego obowiązków należy też zawiadamianie członków klubu o nadzwyczajnych spotkaniach.

Kandydat– osoba, która nie jest jeszcze pełnoprawnym członkiem klubu. Bierze udział w wyprawach, ale nie ma prawa do udziału w zgromadzeniach kościoła.

Prolog

Flame

Lata temu…

Było mi zimno. Tak cholernie zimno. Nieustannie. Szorstkie, nieprzyjemne drewno, którym wyłożone są ściany mojego pokoju, drapały napiętą skórę na wystających łopatkach. Nie jadłem od… sam już nie wiem jak długo. Przycisnąłem dłonie do brzucha. Ciągle coś w nim burczało, nie dając mi zapomnieć o głodzie. Ale tatuś zapowiadał, że nie dostanę nic do jedzenia. Nie zamierzał karmić diabła.

Siedziałem tam w samej bieliźnie. Tatuś mówił, że grzesznicy tacy jak ja nie zasługują na ubrania. Mówił, że zło płynące w moich żyłach jest wystarczająco ciepłe, by mnie ogrzać. Nie chciałem być zły. Nie zamierzałem, ale tatuś powiedział, że taki właśnie jestem. To dlatego inne dzieci nie chciały się ze mną bawić – widziały czerń w mojej przeklętej duszy.

Spojrzałem w dół na swoje ramiona i klatkę piersiową. Wszystko pokryte śladami po ukąszeniach węży. Gdy sobie o tym przypomniałem, o ich zębach zagłębiających się w moim ciele, ogarnął mnie jeszcze dotkliwszy chłód. Węże były pomysłem pastora Hughesa, który próbował mnie w ten sposób oczyścić. Ale to nie zadziałało. W moim przypadku nic nie działało. Byłem zbyt głęboko zanurzony w grzechu. Nieodwracalnie, jak powiedział tatuś. Nie do końca rozumiałem, co to może znaczyć, ale na pewno nie brzmiało to dobrze.

Zamknąłem oczy, ale nadal widziałem tatę, który jakiś czas temu odwiedził mnie i szedł, zataczając się w moją stronę, gdy siedziałem w kącie. W moim pokoju nie było żadnych mebli. Tata wyniósł łóżko już kilka tygodni temu, więc spałem teraz na podłodze. Nie miałem żadnego koca, żadnej poduszki. Powiedział, że na to nie zasługuję.

Drzwi do pokoju otworzyły się z trzaskiem. Nawet z drugiego końca pokoju wyczuwałem bijący od niego zapach alkoholu. Zatrzymał się przede mną i sięgnął do klamry. Miałem tylko sekundę, by zwinąć się w kłębek, zanim pas spadł z trzaskiem na moje plecy. Zacisnąłem zęby i powieki. Wiedziałem, że na to zasłużyłem, bo byłem zły. Ponieważ w mojej krwi płynął żywy ogień. To jednak nie łagodziło bólu…

Tatuś bił mnie tak długo, aż przestawałem w końcu cokolwiek czuć. To źle, bo ja pragnąłem bólu. Chciałem, żeby diabeł zostawił mnie w końcu w spokoju. Tatuś złapał mnie za włosy i przyciągnął do siebie. Nie krzyknąłem. Grzbiet jego dłoni przeciął moją twarz i poczułem w ustach smak krwi.

– Spójrz na siebie – wymamrotał, szarpiąc moje włosy i zmuszając mnie, bym podniósł wzrok. Widziałem swoje odbicie w brudnym lustrze wiszącym na ścianie. Zamknąłem oczy. Nie chciałem widzieć swojej twarzy. Twarzy diabła. – Powiedziałem, żebyś patrzył, chuju! – wrzasnął tatuś i posłusznie otworzyłem oczy.

Uśmiechał się, ale ja nie rozumiałem, dlaczego to robi. Nie miałem pojęcia, dlaczego ludzie się uśmiechają lub krzywią. Niczego nie rozumiałem. Przez ludzi miałem mętlik w głowie. Nie wiedziałem, jak się przy nich zachowywać i jak z nim rozmawiać, by ich od siebie nie odstraszyć.

Chyba właśnie tego tatuś nienawidził we mnie najbardziej.

– Debil. – Ścisnął moje policzki tak mocno, aż krew z rozciętej skóry spłynęła mi po brodzie. Odetchnąłem z ulgą. Wraz z tą krwią wypłynie ze mnie część trawiącego mnie ognia. Musiałem krwawić, aby być ocalonym.

Tatuś sięgnął do kieszeni i wyciągnął długopis. Odchylił moją głowę do tyłu i zaczął pisać coś na moim czole. Do oczu napłynęły mi łzy. Kiedy skończył z moim czołem, przeniósł się na moje plecy, klatkę piersiową, ramiona, a następnie przyłożył usta do mojego ucha.

– Debil. – Jego ostry głos sprawił, że zadrżałem. Przycisnął czubek palca do słowa wypisanego na moim czole. – Pieprzony debil!

Znaczenia tego słowa również nie znałem. Wiedziałem tylko, że to coś złego. Dzieciaki, z którymi próbowałem się bawić, też tak za mną wołały. A tatuś zawsze mnie tak nazywał.

– Wracaj do kąta i nie ruszaj się stamtąd – rozkazał.

Słyszałem, jak wychodzi z domu, słyszałem jego kroki na żwirowej ścieżce na zewnątrz. Siedziałem, obejmując kolana.

– Idź. Idź sobie – szeptałem do ognia płynącego w moich żyłach. – Opuść moje ciało. Niech tatuś znów mnie pokocha. Niech te płomienie zgasną.

Ale ja nic Boga nie obchodziłem. Byłem teraz dzieckiem szatana. Tak przynajmniej powtarzał pastor Hughes. Nagle zamarłem, słysząc śpiew dobiegający z salonu. Mama. Mama miała jeszcze jedno dziecko. Miałem brata. Izajasza. Ale ja go nawet nie widziałem. Tatuś nie wypuszczał mnie z pokoju i nie pozwolił mi jeszcze go zobaczyć.

Słuchałem, jak moja mama śpiewa kołysankę. I wtedy nie czułem ognia w żyłach. Nie czułem demonów szalejących w mojej duszy ani diabła, który mnie obserwował.

Wstrzymałem oddech, gdy Izajasz zaczął płakać. Mama po prostu śpiewała dalej, a on w końcu się uspokoił. Moja mama była dobra. Tatuś wobec niej też nie był miły. Nie podobało mi się, kiedy ją krzywdził. Nie wiedziałem jednak, jak mógłbym go powstrzymać.

Usłyszałem kroki zbliżające się do drzwi mojego pokoju. Serce zaczęło mi bić szybciej. Pomyślałem, że to tatuś wrócił tak szybko do domu. Ale kiedy drzwi się otworzyły, zobaczyłem w nich mamę. Wcisnąłem się głębiej w kąt. Tatuś wyraźnie powiedział, że nie wolno mi nikogo dotykać. Że mój dotyk jest zły i krzywdzi innych.

A ja nie chciałem skrzywdzić mojej mamy.

Nie chciałem skrzywdzić mojego małego braciszka.

– Skarbie… – Mama włączyła światło. Raziło. Byłem przyzwyczajony do ciemności, nie światła. Mama podeszła bliżej. W ramionach trzymała niemowlę.

– Nie! – krzyknąłem, potrząsając głową, gdy wyciągnęła dłoń w moją stronę. – Nie możesz mnie dotykać. Proszę…

Mama zaczęła płakać. Nie chciałem, żeby płakała. Była na to zbyt ładna.

Cofnęła dłoń, ale nie odeszła. Usiadła przede mną na podłodze.

– Skarbie… – Wskazała na słowa wypisane na moim ciele, a łzy spłynęły jej po policzkach. Coś ścisnęło mnie w klatce piersiowej.

Po jej twarzy spłynęła łza, a mój braciszek poruszył się w jej ramionach. Spojrzałem na niego. Mama uśmiechnęła się i odsunęła kocyk, abym mógł go lepiej widzieć. Był taki malutki.

– To twój braciszek – szepnęła. Przyjrzałem się uważnie jego małej twarzyczce. Nie wiedziałem, czy jest do mnie podobny. Nie chciałem, żeby tak było. Nie chciałem, by w jego żyłach również płynął ogień. Nie chciałem, by tatuś krzywdził także i jego, by pastor Hughes przystawiał do niego węże.

– Izajasz. – Mama podeszła nieco bliżej.

– Nie – zaprotestowałem, przyciskając się plecami do ściany. Mama zatrzymała się, a ja, gdy już miałem pewność, że się nie zbliży, odważyłem się raz jeszcze spojrzeć na braciszka. Przyglądał mi się.

– On cię zna – powiedziała mama.

Z trudem przełknęłam grudę, która zrobiła mi się w gardle.

– Zna?

– Tak. Jesteś jego starszym bratem, Josiah. Wie, że zawsze będziesz go bronił.

– Będę go bronił? – Nie miałem pojęcia, jak miałbym to robić. Przecież byłem zły.

– Nie jesteś złym dzieckiem – powiedziała mama. Ale mówiła tak tylko dlatego, że nie rozumiała, czym jest zło. Tatuś mi tak powiedział.

Nagle Izajasz uniósł rączkę i o mały włos mnie nie dotknął. Szybko cofnąłem swoją dłoń. Wciąż na mnie patrzył.

– On tylko chciał potrzymać cię za palec, skarbie. Chce poznać swojego starszego brata.

– Potrzymać… Potrzymać mnie za palec?

– Patrz – powiedziała mama. Wyciągnęła swój palec w stronę mojego brata, a on natychmiast go chwycił. Mama uśmiechnęła się. – On tylko chce się przywitać.

– Nie, nie mogę. – Wsunąłem dłonie pod uda. Ja też chciałem go potrzymać. Ale nie mogłem tego zrobić. Nie chciałem go skrzywdzić. Nie chciałem uczynić z niego grzesznika.

– Skarbie – znów odezwała się mama. – Obiecaj mi… – Zawiesiła głos, spojrzała w dół na Izajasza i pocałowała go w policzek. Och, chciałbym, żeby mnie też pocałowała. Ale nie mogła tego zrobić. Nie pozwoliłbym jej na to. Nikt nie może całować mnie w policzek. – Obiecaj, że zawsze będziesz kochał swojego brata, Josiah. Że zawsze będziesz się nim opiekował. Że będziesz go chronił. Bo tak robią starsi bracia.

– Obiecuję.

Mama znów zaczęła płakać.

– Pewnego dnia, gdy opuścisz to miejsce, zabierzesz go ze sobą. Masz dbać o jego bezpieczeństwo. Kochaj go. I pozwól, by on kochał ciebie. Obaj na to zasługujecie.

Nie miałem pojęcia, dlaczego mówi takie rzeczy. Przecież mój tatuś nigdy nie pozwoli mi odejść.

– Nie jesteś zły. Jesteś moim słodkim małym synkiem, który po prostu widzi świat inaczej. To ojciec nic nie rozumie. Jesteś wyjątkowy i kochany. Bardzo kochany. Rozumiesz? Wierzysz mi? – Skinąłem głową, ale tak naprawdę wcale nie wierzyłem w jej słowa. – Kocham cię. Zawsze będę cię kochać. Ciebie i Izajasza. Nawet gdy mnie tu nie będzie. Jesteście braćmi, a bracia chronią się nawzajem. – Ponownie spojrzała na Izajasza. Nadal ściskał jej palec w swojej malutkiej dłoni. – I pewnego dnia, gdy nabierzesz odwagi, może pozwolisz mu też potrzymać swój palec. Nie skrzywdzisz go, skarbie. Wiem, że tego nie zrobisz.

Chciałem być odważny. Chciałam tego dla niej. Ale nie, nie mogłem dotknąć mojego brata. Nie mogę go skrzywdzić. Może pewnego dnia, kiedy ogień w moich żyłach zniknie, a diabeł opuści moją duszę, w końcu pozwolę mu potrzymać się za palec.

Rozdział pierwszy

Flame

Teraz…

– Mówię ci, w ogóle nie miała odruchu wymiotnego. Po prostu brała głębiej i głębiej, aż do samego końca. – Viking aż zagwizdał. – Odpłynąłem. Przysięgam, na chwilę mnie zamroczyło, gdy złapała mnie za jaja, i wystrzeliłem prosto w jej usta. – Szturchnął AK w bok. – A potem wziął ją Rudge. Mówi, że po wszystkim odebrało mu mowę na dobre dziesięć minut. Taka była dobra suka.

– Dobrze wiedzieć, bracie – powiedział AK, otwierając drzwi do kościoła.

– Wariactwo, wiem. Ty i Flame możecie odtąd już zawsze mieć fioletowe jaja przez te wszystkie łańcuchy, którymi okręciliście sobie kutasy, ale nie ja. Na szczęście możecie żyć zastępczo dzięki mnie.

– Czy to oznacza, że będziemy też „zastępczo” mieć rzeżączkę za pośrednictwem twojego dziwkarskiego dupska? – spytał AK.

Viking przycisnął dłoń do piersi.

– Mimo wszystkich moich podbojów nie zaraziłem się jeszcze żadną chorobą weneryczną, więc wybacz, skurwielu.

AK spojrzał na Vike’a.

– Bzdury. Świetnie pamiętam epidemie chlamydiozy w dwa tysiące dziesiątym, dwa tysiące dwunastym i dwa tysiące czternastym.

Viking wzruszył ramionami.

– No cóż, może i tak, ale czymże jest takie małe nieporozumienie wśród prawdziwych przyjaciół? Teraz jestem czysty jak łza.

AK pokręcił głową i zajął swoje miejsce. Kiedy usiadłem, spojrzałem na Asha, który opierał się o ścianę. W dłoni trzymał peta i przygryzał wargę. Wczoraj nie wrócił na noc do domu. Maddie nie zmrużyła oka, zamartwiając się o niego. Próbowałem się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. W klatce piersiowej poczułem jakiś dziwny ból. Potarłem dłonią mostek. Naprawdę nie wiedziałem, jak rozmawiać z tym dzieciakiem. Maddie twierdziła, że cierpi z powodu śmierci Slasha. I że trzeba mu pomóc. Problem w tym, że nie miałem bladego pojęcia, jakiej pomocy mógłbym mu udzielić. Stał się taki małomówny. Ostatnio często przesiadywał u Smilera.

Jeszcze mocniej potarłem klatkę piersiową. Ten pieprzony ból był naprawdę nieznośny.

Drzwi do kościoła otworzyły się i weszli Tank, Tanner i Bull. Zaraz za nimi do środka wsunął się Smiler. Brodę i włosy miał dłuższe niż zwykle, a oczy zaczerwienione jak jasna cholera. Zane przyniósł drinki, a następnie podszedł do Asha i zaczął z nim rozmawiać. Mówili zbyt cicho, bym mógł usłyszeć, o czym mówią.

Rudge usiadł obok Vikinga.

– Vike, opowiedz im o tej suce…

– Już to słyszeliśmy – powiedział AK. – Nie potrzebujemy jeszcze twojej wersji.

– A powiedział ci, jak złapała nas za jaja?

– Tak. I wciąż próbuję wyrzucić ten obraz z głowy.

Rudge przygryzł dolną wargę.

– Cholera. Na samą myśl o tej spektakularnej sesji obciągania znów mi staje.

Do kościoła wszedł Styx. Skinął głową w naszym kierunku, próbując zwrócić uwagę AK. AK stanął przy boku prezesa i Styx zamigał:

– Lilah urodziła dziś rano. Ky jest w szpitalu.

AK wypowiedział to na głos dla tych, którzy nie rozumieli języka migowego.

Styx spojrzał w stronę drzwi. Odwróciłem głowę w tamtą stronę. Stała tam Mae, próbując ściągnąć mnie wzrokiem.

– Flame? Maddie chce zamienić z tobą słówko.

Natychmiast się poderwałem i wyszedłem na korytarz. Maddie stała pod ścianą z Bellą. Uśmiechnęła się na mój widok. Wziąłem ją za rękę. Coś było nie tak. Po co tu przyszła? Suki nie przychodzą do kościoła.

Ostatnio nie czuła się najlepiej. A ja nie lubiłem, kiedy była chora. Na szczęście nie zdarzało się to często. Nie mogłem bez niej żyć. Nie znosiłem, gdy zostawała w łóżku i czuła się źle. Chciałem, żeby zawsze czuła się wyśmienicie. Chciałem, by nigdy nie opuszczała mojego boku.

– Wszystko w porządku? – spytałem, uważnie lustrując jej twarz. Niestety, nie potrafiłem zbyt dobrze czytać innych ludzi. Z Maddie na szczęście zwykle mi się to udawało. Znałem ją na wylot. Zadbałem o to, by wiedzieć o niej wszystko. Była blada. – Wciąż jesteś chora. Musisz wrócić do łóżka. Zabiorę cię do domu. Chodź.

Maddie przycisnęła dłoń do mojego policzka, chcąc mnie zatrzymać. Moje szalejące serce natychmiast zwolniło. Jej dotyk zawsze tak na mnie działał. Przeszedłem naprawdę długą drogę od momentu, w którym nie mogłem być w ogóle dotykany, do tego, że potrzebowałem, by moja suka dotykała mnie nieustannie. Gdybym nie mógł dotykać Maddie za każdym razem, gdy ją widziałem, to chyba straciłbym swój pieprzony rozum. A gdybym nie wiedział, gdzie w danym momencie jest, nie mógłbym się ani na chwilę skupić. Jeśli nie widziałem jej dłużej niż kilka godzin i z nią nie rozmawiałem, ogień w moich żyłach wracał. Czułem rosnące płomienie pod skórą. Bo płomienie zawsze wracały. Tylko Maddie potrafiła trzymać je ode mnie z daleka.

– Nic mi nie jest, kochanie – zapewniła Maddie. Na dźwięk płaczu dziecka odwróciłem głowę. Bella przechadzała się po korytarzu, trzymając w ramionach Charona i mówiąc do niego miękkim, słodkim głosem. Patrząc na jego zaczerwienione policzki i załzawione oczy, nagle przeszyło mnie lodowate zimno. Gardło mi się zacisnęło i miałem trudności ze złapaniem oddechu. Nie mogłem oderwać wzroku od dziecka Styxa. Charon spoglądał w górę na Bellę. Nagle jego rączka wystrzeliła w górę, szukając dłoni Belli. Wszystkie mięśnie mojego ciała się napięły, gdy jego mała dłoń owinęła się wokół jej palca.

– Flame… – Głos Maddie popłynął do mojego ucha, ale nie byłem w stanie oderwać wzroku od tego widoku: dziecka Styxa trzymającego kurczowo palec Belli. Czułem, że oblewa mnie pot. Krew pulsowała mi w głowie. – Kochanie. – Maddie przesunęła się tak, aby zasłonić mi widok. Teraz widziałem już tylko jej twarz, tę jej cholernie piękną twarz z dużymi, zielonymi oczami. Położyła dłonie na moich policzkach i ściągnęła moją głowę tak, bym widział tylko ją. – Wróć do mnie. – Jej zielone oczy wpatrywały się prosto w moje. – Wszystko jest w porządku. Cokolwiek się dzieje, wszystko jest w porządku. Jesteś tu, ze mną, w klubie. – Pod wpływem spojrzenia Maddie kamień leżący na moim sercu zaczął się unosić. Dostosowałem swój oddech do rytmu jej oddechu. – Tak. Dobrze. Oddychaj ze mną. Wróć do mnie. – Wzięła mnie za obie ręce. Oparłem czoło o czubek jej głowy. Dłonie Maddie były drobne, ale trzymały mnie teraz mocno. Dzięki temu łatwiej było mi złapać oddech.

– Już lepiej? – spytała. Przytaknąłem, nie odsuwając czoła od jej głowy. Ból w klatce piersiowej jednak nie ustępował, dlatego stałem tak z moją żoną, trzymając ją za ręce. Dłoń Maddie powędrowała do mojego policzka. Odsunęła głowę, żeby spojrzeć mi prosto w oczy. Wciąż była blada.

– Jesteś zmęczona – stwierdziłem. Teraz już potrafiłem rozpoznać u niej ten stan. Jej oczy stawały się nieco matowe, a ramiona opadały. – Powinnaś leżeć w łóżku. Wciąż jesteś chora.

Maddie się uśmiechnęła.

– Naprawdę czuję się znacznie lepiej, kochanie. Zapewniam cię. Jadę do szpitala odwiedzić Lilah i jej bliźniaki. – Maddie uśmiechnęła się tak szeroko i pięknie, że trzepnęło mnie to prosto w trzewia, przeganiając resztki bólu z mojej klatki piersiowej. – Nasi siostrzenica i siostrzeniec są cali i zdrowi, Flame. – Mocno ścisnęła moją dłoń. – Bardzo chciałabym w końcu ich zobaczyć.

W tym momencie podeszli do nas Mae i Styx. Obejmował ją i usta trzymał przy jej uchu. Zaraz za nimi podążał Zane.

– Zane zawiezie je do szpitala. Kazałem mu wszystko sprawdzić i zawrócić, jeśli pojawią się jakiekolwiek trudności – zamigał Styx.

Trudności. Na zewnątrz działo się coś niedobrego. Ktoś najwyraźniej postanowił z nami zadrzeć. Podrzucał nam gówno pod bramę. Kozie głowy. Jakieś porąbane symbole wymalowane krwią na drodze prowadzącej do naszego klubu. Jak dotąd nie stało się nic więcej. Tanner nie był w stanie trafić na żaden ślad. Ale pewne było, że jakieś chuje zagięły na nas parol i nas obserwowały. Chciałem zamknąć Maddie w naszym domku na cztery spusty. Gdybym wiedział, kto się na nas czai, dobrałbym mu się do skóry. Zatłukłbym go i poćwiartował tak, że żaden skurwiel nigdy by go nie rozpoznał.

– Flame? – Głos Maddie wyrwał mnie z zamyślenia. Moja pierdolona głowa była wypełniona obrazami śmierci, krwi i potrzebą zabicia tego, kto czaił się pod naszymi pierdolonymi drzwiami. AK powiedział, że to mogą być tylko jacyś trzeciorzędni handlarze bronią, którzy tylko się z nami drażnią. Nie wiedziałem, czy to prawda. – Flame? – Maddie pocałowała mnie w policzek. Miałem wrażenie, że woda, która płynie w moich żyłach, wydostała się i oblewa moją skórę. Maddie była moją pieprzoną wodą święconą usuwającą grzech, który ropiał w moim ciele. – Wszystko jest w porządku. – Przesunęła palcami po moim czole. – Zapanuj nad tym swoim pędzącym umysłem. Wszystko jest dobrze.

Tak, wszystko było dobrze. Skoro to powiedziała Maddie, to znaczy, że tak było.

Przyciągnąłem ją do siebie. Owinąłem ramiona wokół niej, a ona wtuliła się we mnie.

– Chodź, Charonie – powiedziała Mae, mijając nas i podchodząc do Belli i jej syna. Aż skręciło mnie w żołądku, gdy Mae zabrała dziecko z rąk siostry i ucałowała je w policzek. Charon zakwilił radośnie, a ja zacisnąłem powieki. Przed moimi oczami pojawił się obraz piwnicy, w której mój tata trzymał mnie przez lata. Znów poczułem szorstkie deski na plecach… Jedenaście… jedenaście oddechów… dwunastego oddechu już nie złapał…

– Jadę do szpitala. – Otworzyłem oczy. Miałem w ramionach Maddie. Obejmowała mnie. Nie byłem w żadnej piwnicy. Przesunęła dłońmi po moich ramionach. Jej dotyk odganiał płomienie. Tylko ona potrafiła trzymać je ode mnie z daleka. Potrzebowałem jej, by nadal to robiła. – Zostanę tam chwilę.

– Dojadę do ciebie zaraz po kościele.

Maddie skinęła głową. Poczułem ruch mięśni jej twarzy na mojej klatce piersiowej. Uśmiechnęła się. Uwielbiałem, kiedy się uśmiechała. Wyglądała wtedy najpiękniej.

– Świetnie. – Odsunęła się i sięgnęła do moich dłoni. Zacisnęła je mocno. – Zobaczysz bliźnięta. – Znów poczułem ciężar w żołądku. Wcale nie miałem na to ochoty. Niezbyt dobrze radziłem sobie z niemowlętami. Ja… Jedenaście… dwunastego nigdy nie złapał…

– Wszystko będzie dobrze, kochanie. – Maddie wzięła moją twarz w dłonie. – Wróć do mnie. Spójrz na mnie. – Zrobiłem, o co mnie poprosiła, i widziałem już tylko jej zielone oczy. Uniosła się na palcach, aby sięgnąć moich ust. Nie mogłem jednak się całkiem rozluźnić. Moja głowa była pełna galopujących myśli. Maddie pocałowała mnie mocniej. Całowała i całowała, aż jęknąłem i odwzajemniłem pocałunek. Widziałem tylko Maddie, czułem tylko Maddie i myślałem tylko o Maddie. Wsunąłem dłonie w jej włosy i zacząłem ją całować. Pragnienie całowania jej nigdy nie gasło.

W końcu Maddie się odsunęła i powiedziała:

– Nic mi nie będzie, Flame. Będę z moimi siostrami i Charonem. Zane bezpiecznie odwiezie nas do szpitala. Kiedy skończysz, dołącz do mnie.

– Oczywiście. – Odwróciłem się do Zane’a. – Nie rozbij się. Żadnych wygłupów. Po prostu dowieź je bezpiecznie na miejsce.

– Tak będzie, Flame.

Wzrok Maddie powędrował gdzieś nad moim ramieniem. Zesztywniała i gwałtownie wypuściła powietrze.

– Asher.

Odwróciłem się i zobaczyłem mojego brata w drzwiach kościoła. Skinął głową w stronę mojej żony i obrócił się na pięcie, wracając do środka. Maddie westchnęła ciężko. Nie wiedziałem, z jakiego powodu. Kiedy przyjrzałem się jej twarzy w poszukiwaniu jakichś wskazówek, jedyne, co udało mi się w niej zobaczyć, to smutek. Miała ściągnięte brwi i wypełnione łzami oczy.

– Chyba będzie lepiej, jeśli już pojedziemy. – Maddie pocałowała mnie jeszcze raz, po czym ruszyła korytarzem. Jej długa fioletowa suknia tańczyła wokół jej ciała. Blade ramiona były wyeksponowane, a długie czarne włosy opadały jej na plecy.

Jaka ona była piękna. Nie wiedziałem wiele, ale tego akurat byłem pewien.

Wyszedłem za nią i jej siostrami z klubu i patrzyłem w ślad za samochodem, dopóki całkiem nie zniknął z pola widzenia. W tym samym momencie do moich żył wróciły płomienie. Jeszcze nie paliły, jeszcze nie były rozgrzane do czerwoności, ale były tam. Zawsze tam były. Nigdy mnie nie opuszczały. Wiedziałem, że będę czuł ten narastający żar przez cały kościół, aż do momentu, w którym dołączę do Maddie w szpitalu.

Wróciłem do budynku i już w korytarzu natknąłem się na Asha. Palił kolejnego papierosa i szedł w stronę baru. Minął mnie bez słowa. Nawet na mnie nie spojrzał. „On cierpi, Flame. Potrzebuje nas. Potrzebuje ciebie”. W głowie słyszałem słowa Maddie. Słowa, które powtarzała mi od tygodni.

Nie wiedziałem, jak mógłbym pomóc Ashowi. Nie miałem zielonego pojęcia. Ale Maddie chciała, żebym mu pomógł. Myślałem o jej przepełnionych smutkiem oczach. Nie mogłem tego znieść.

Odwróciłem się.

– Co mam zrobić, żebyś przestał się tak zachowywać?

Ash zatrzymał się, a jego ramiona wyraźnie napięły się pod kataną. Zamrugałem, zastanawiając się, dlaczego, kurwa, przestał się do mnie odzywać.

– Nie wróciłeś wczoraj na noc. Maddie nie zmrużyła oka, czekając na ciebie. Wiesz, że jest chora. Próbowałem skłonić ją, żeby się położyła i odpoczęła, ale odpowiedziała, że nie może, bo czeka, aż wrócisz do domu. – Nie zareagował ani słowem. A ja przecież mówiłem o Maddie. Wkurzyło mnie, że nic go to nie obchodzi. – No powiedz coś, do jasnej cholery! – warknąłem, czując, jak ten pieprzony węzeł w mojej klatce piersiowej znów zaczyna się zaciskać. A przecież już powoli zaczynałem rozumieć Asha. Do czasu. Po śmierci Slasha… znów byłem zagubiony. Nie rozpoznawałem już niczego w twarzy brata. Nie rozumiałem jego spojrzenia i tego, jak jego ciało napina się lub rozluźnia.

Ash odwrócił się i zaciągnął dymem.

– Wyszedłem. – Jego ciemne oczy wwiercały się prosto w moje. Strzepnął popiół z papierosa na podłogę.

W policzku drgnął mi mięsień i spuściłem wzrok. Nie potrafiłem zbyt długo utrzymywać kontaktu wzrokowego. Nie znosiłem tego.

– Maddie mówi, że powinienem ci pomóc.

Ash się roześmiał.

– Ty? Pomóc? Mnie? Przechylił głowę na bok, uważnie mi się przyglądając, ale ja nadal za nic nie potrafiłem odczytać wyrazu jego twarzy. – Jak niby ty mógłbyś pomóc mnie? – Mój kark zaczynał się rozgrzewać, skóra zaczęła mnie piec i zakołysałam się na nogach. Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Nie miałem bladego pojęcia! Ash roześmiał się ponownie, ale kiedy podniosłem wzrok i spojrzałam na jego twarz, on wcale się nie uśmiechał. Jedynie kręcił głową. – Tak właśnie myślałem. – Odwrócił się i odszedł, znikając w barze.

– Flame? – AK stał przy drzwiach do kościoła. – Zaczynamy.

Wszedłem do sali i zająłem swoje miejsce. AK zamknął za nami drzwi i usiadł tam, gdzie zwykle siadywał Ky.

Styx uniósł dłonie i zaczął migać.

– Dalej nie wiadomo, kto, do kurwy nędzy, zostawia na naszych podjazdach głowy zwierząt i te krwawe symbole? – Styx wskazał na Tannera.

– Próbowałem dowiedzieć się, kto zwykle robi takie rzeczy. Włamałem się nawet do federalnej bazy danych. Nic. Brak jakichkolwiek poszlak. – Tanner wzruszył ramionami. – Sądzę, że to jakieś nic nieznaczące dupki, które dla zabawy chcą zadrzeć z Katami Hadesa. Ale będę się dalej rozglądał.

Styx skinął głową, po czym spojrzał na Tanka. Tank oparł się o stół.

– Dzisiaj znaleźliśmy kozę z wyrwanymi wnętrznościami i wyłupanymi oczami. Zostawili ją przed warsztatem. – Tank przewrócił oczami. – Ciągle to samo. To samo gówno. Inny dzień.

– No cóż, przynajmniej możemy zrobić sobie fajnego grilla. Mięso mamy za darmo – zauważył Viking, wznosząc szklaneczkę whiskey w powietrze, a następnie wychylając ją do dna. – Niech te chore wiadomości nadal spływają. Będziemy ucztować jak królowie!

– Tylko kto, kurwa, miałby ochotę jeść kozę? – spytał Tank, wykrzywiając z obrzydzenia usta.

– Muszę ci powiedzieć, że w wielu krajach koza to prawdziwy przysmak – zapewnił go Viking. – Słyszałem, że świetnie wchodzi z czerwonym winem.

– Tak, pewnie dlatego, że ty pijesz czerwone wino – odparował Tank, kręcąc głową.

Viking pochylił się w jego stronę.

– Może i mam ciało greckiego boga z płonącymi czerwonymi lokami, ale muszę ci powiedzieć, że jestem też wrażliwym i kulturalnym skurwielem.

– Jedyna kultura, jaką w sobie masz, to kultura bakterii, która rośnie sobie teraz na szalce Petriego w gabinecie lekarskim – zakpił z niego Tank. Viking już miał otworzyć usta, ale Styx uderzył pięścią w stół, przerywając tę wymianę.

Wszyscy odwrócili się w stronę Styxa, ale ja myślałem tylko o Maddie. Czy dotarła do szpitala bez przeszkód? Dlaczego mówi, że nic jej nie jest, skoro wciąż jest taka blada? AK przyciągnął moją uwagę. Uniósł swoją komórkę. Pokazał mi skierowany w górę kciuk, a ja dostrzegłem SMS-a od Zane’a z informacją, że Maddie, Bella i Mae są już u Lilah. Wypuściłem powietrze i rozluźniłem ramiona.

Była bezpieczna. Styx podniósł ręce i AK zaczął tłumaczyć:

– Te pieprzone martwe kozy nie są powodem, dla którego zwołałem to spotkanie.

Ash wszedł do kościoła, niosąc tacę z butelką whiskey i szklaneczkami. Styx patrzył, jak mój młodszy brat nalewa trunek. Prez również nie odrywał od niego wzroku. Gdy bursztynowy płyn został już rozlany do szklaneczek i Ash wycofał się, żeby stanąć z tyłu przy ścianie, Styx sięgnął do kieszeni i wyjął z niej zdjęcie. Rzucił je na stół. Wszyscy się pochyliliśmy zaciekawieni. Zdjęcie wędrowało z rąk do rąk. Widać na nim było dwóch facetów. Leżeli martwi w kałużach krwi i pocięci nożem na pieprzone kawałki… a na ich nagich klatkach piersiowych wycięte było jedno słowo: „SLASH”.

Przekazałem zdjęcie z powrotem AK. Styx przenosił wzrok ze Smilera na Asha i z powrotem.

Ash.

Styx uniósł dłonie.

– Dziś rano skontaktował się ze mną szeryf w tej sprawie. Wygląda na to, że jacyś meksykańscy dilerzy narkotykowi niskiego szczebla zostali zabici zeszłej nocy na obrzeżach Georgetown. – Styx oparł się wygodnie na krześle. – Byli powiązani z Diego Mediną i kartelem Quintana. Luźne związki. Z tego, co się orientuję, to ledwo ich znali. – Styx rzucił znaczące spojrzenie Smilerowi. – Masz mi coś do powiedzenia, bracie? Ponoć gdzieś wczoraj wybyłeś.

Smiler nie odpowiedział, ale uśmiechnął się szeroko. Ten uśmiech wyglądał co najmniej dziwnie na jego twarzy. Ksywa Smiler nie wzięła się znikąd – nazwano go tak, bo nigdy się nie uśmiechał. Wychylił swoją szklaneczkę, a następnie, nadal bez słowa, nalał sobie kolejną. Smiler przez większość czasu chodził nawalony whiskey lub jakimkolwiek innym trunkiem, który wpadł mu w ręce. Kiedyś trzymał się na uboczu, a teraz pieprzył każdą klubową sukę, jaka znalazła się w zasięgu wzroku.

– Zabiłeś ich? Bez pozwolenia klubu? – spytał AK, tym razem w swoim imieniu.

– Zabiliśmy ich we dwóch. – Moja głowa skręciła w stronę głosu, który wypowiedział te słowa. Ash stał oparty o ścianę. Ręce miał założone na piersi. – Te chuje pracowały dla Diego. – Smiler, nadal uśmiechnięty, skinął głową w stronę Asha i wychylił szklaneczkę. Pustym naczyniem zasalutował Ashowi. – Te dupki zabiły Slasha.

– Diego zabił Slasha – powiedział AK, powoli cedząc słowa i nie odrywając wzroku od mojego brata. – Diego, a nie jego ludzie. Działał na własną rękę.

– Wszyscy są winni. Pracowali dla Diego. Zasłużyli sobie na śmierć – stwierdził Ash.

– Był z wami Zane? – wysyczał AK. – Wczoraj wieczorem miał być w domu z ciotką.

Ash przygryzł zębami kolczyk w wardze.

– Tak. Był z nami. Wyskoczył na chwilę. Ale spokojnie, nie martw się. On stał tylko na straży. Brudną robotę wykonaliśmy tylko my, Smiler i ja. – Ash wzruszył ramionami i się uśmiechnął. – Nie byli pierwsi, nie będą ostatni. – W sali zapanowała martwa cisza, a po chwili poczułem na sobie wzrok wszystkich. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Dlaczego, do cholery, na mnie patrzyli?

– Zawieszam was obu. W swoim czasie skontaktuję się z wami i powiem, jak możecie wrócić na łono naszego klubu. – AK niestrudzenie tłumaczył Styxa. Ręce prezesa szalały, kierując się w stronę Asha i Smilera.

Smiler poderwał się, zgarniając ze stołu butelkę whiskey.

– No to nara, palanty. Zawsze do usług. – Wyszedł, głośno trzaskając za sobą drzwiami.

– Cholera! Komuś jeszcze podoba się ten nowy Smiler? – wykrzyknął Vike. Nikt mu nie odpowiedział. – Bo mnie się podoba. W ciągu ostatniego tygodnia powiedział więcej niż przez wszystkie wcześniejsze lata razem wzięte.

– Stracił kuzyna – zauważył Cowboy, rzucając ostre spojrzenie Vike’owi.

– Wiem. To wszystko jest popieprzone. Ale to tak, jakby jakaś tkwiąca w nim pieprzona bestia zerwała się z uwięzi. I mnie się to, kurwa, podoba.

Znów skierowałem uwagę na mojego brata i prezesa.

– Zostaw swoją katanę na stole. – AK przetłumaczył słowa Styxa. – A kiedy już wyciągniesz głowę ze swojego pierdolonego głupiego tyłka, zaczniesz od nowa jako kandydat. Od samego, kurwa, początku.

Ash uniósł podbródek w stronę Styxa, ale nie ruszył się i nadal podpierał ścianę. Styx wstał i obszedł stół dookoła. Napiąłem wszystkie mięśnie i odsunąłem krzesło. Nikt nie będzie groził Ashowi. Nikt, nawet sam prezes.

AK pochylił się w moją stronę i powstrzymał mnie spojrzeniem. Nie musiał mnie nawet dotykać. Pokręcił głową.

– Nie. Pozwól mu załatwić tę sprawę – powiedział. Wbiłem wzrok w podłogę. – Flame, Styx jest naszym prezesem. Jeśli Ash chce być Katem, musi się podporządkować. Ty przeszedłeś już to w przypadku Reapera. Ash też musi dostać nauczkę. Nie może chodzić po mieście i zabijać na własną rękę, kogo chce. Nie w naszym imieniu.

Zacisnąłem zęby, moje serce znów zalała pieprzona lawa, ale pozostałem na miejscu. Miał rację. Jednak patrzenie, jak Styx podchodzi do Asha, było dla mnie bolesne. W żołądku czułem kulę żelaza. Nasz ojciec bił Asha tak samo jak mnie. Głodził go i torturował tak jak mnie. Nikt nie ma prawa tknąć go ponownie. Nikt, nawet Styx. Pozwolę mu na rozmowę, ale nie zgodzę się, by dotknął choć jednego włosa na głowie mojego brata, nawet jeśli – jak powiedział AK – zasłużył sobie na to.

Płomień rozgorzał w moich żyłach. Im bardziej Styx zbliżał się do Asha, tym bardziej moja krew zmieniała się w czystą benzynę. A kiedy Styx stanął przed nim, mój oddech był już ciężki i szybki. Prezes nad nim górował. Ash nie był konusem, ale nie był też tak potężny jak Styx… Jeszcze. Bo pewnego dnia stanie się od niego większy. Już był tak wysoki jak ja. A kiedy nabierze jeszcze trochę mięśni, będzie śmiertelnym zagrożeniem dla każdego, kto odważy się z nim zadrzeć.

Styx wyciągnął dłoń. Ash patrzył hardo Styxowi prosto w oczy, ale po chwili oderwał plecy od ściany i zerwał z siebie katanę. Podał ją prezesowi, a następnie ruszył do wyjścia. Przechodząc, rzucił mi spojrzenie, ale nie powiedział ani słowa.

– Będziemy mieć kłopoty z glinami? – spytał Tank, wskazując zdjęcie martwych Meksykanów, które wciąż leżało na stole.

Styx pokręcił głową.

– Nie. Opłaciłem go. Cieszy się, że ich nie ma. A do tego zarobił u nas łatwe pieniądze. – Styx rzucił na stół katanę Asha i usiadł z powrotem. Odszukał mnie wzrokiem. – Musi w końcu nad sobą zapanować i skończyć z tym gównem. Byłem dla niego łagodny tylko dlatego, że jest twoim bratem i niedawno stracił swojego najlepszego przyjaciela. Ale jeśli dalej będzie się tak zachowywał…

AK odchrząknął i przejął pałeczkę od Styxa.

– On ma w sobie pragnienie zabijania, Flame. W naszym klubie może mu to dobrze służyć, ale w tej chwili jest zbyt lekkomyślny. Zostawia ślady. Jeśli złapią go gliniarze, których nie opłacamy, to może trafić do więzienia. Zmarnuje sobie życie.

Rozejrzałem się po sali. Wszyscy patrzyli na mnie. Nie podobało mi się to. Nie znosiłem tego.

AK zwrócił się do Styxa.

– Porozmawiam z Ashem. Będę miał go na oku. – Z powrotem odwrócił się do mnie. – Musi się uspokoić, bracie. Wiem, że stracił Slasha, rozumiem jego ból, ale on ma dopiero osiemnaście lat. Nie panuje nad swoimi emocjami. Jeśli zadrze z niewłaściwymi ludźmi, skończy w piachu.

Mój żołądek przeszył ostry ból jak od postrzału. Ash nie może umrzeć. Jest moim bratem. Tak, nie zawsze go rozumiałem. Ale był członkiem mojej rodziny. On i Maddie, AK i Vike, cały ten klub. Nie wiedziałem jednak, jak mógłbym mu pomóc. Maddie zawsze miała jakieś dobre rozwiązanie na wszystko, ale nawet ona nie znała odpowiedzi na to pytanie.

– Skurwiel to taki Flame w miniaturze – powiedział Viking. – Z każdym dniem coraz bardziej zmienia się w ciebie. – Viking skinął głową w stronę Tanka. – Swoją drogą, niezła robota z tymi tatuażami. Ramiona Asha wyglądają, jakby pochłaniały je te płomienie.

Tank zasalutował Vikingowi.

Ja ponownie wbiłem wzrok w stół. Nie chciałem, żeby Ash był taki jak ja. Ja byłem popierdolony. Pieprzony debil. Cholerny niedorozwój. Ash był ode mnie lepszy, mądrzejszy. On nie był taki ociężały, taki głupi. Nie chciałem, żeby był psychopatą z płomieniami we krwi, synem diabła.

Styx stuknął młotkiem, kończąc nasze spotkanie. Moi bracia odeszli od stołu, ale ja zostałem na swoim miejscu. Nie wiedziałem, jak mógłbym pomóc Ashowi. Nie wiedziałem, jak mógłbym pomóc samemu sobie. Nie udało mi się pomóc mojej mamie. Nie uratowałem jej. Nie uratowałem Izajasza. I jeszcze nie tak dawno temu sam chciałem umrzeć. Błagałem AK, by położył kres moim cierpieniom, gdy ogień w moim ciele zaczął mnie pochłaniać. Mnie uratowała Maddie. Ale Ash nie miał kogoś takiego u swojego boku. Nie miał nikogo, kto potrafił uspokoić jego ogień, uciszyć jego płomienie, pokonać demony szalejące w jego uszy. Był sam.

Może potrzebował własnej Maddie.

– Flame? – Uniosłem głowę i spojrzałem na stojącego przy mnie AK. – Chodź, pojedziemy do szpitala którymś z klubowych samochodów. Zawiozę cię. – Skinął głową w stronę drzwi. – Phebe jest tam z Lilah od samego początku. Właśnie po nią jadę. Ty ze szpitala wrócisz samochodem Zane’a. Ja go zabiorę. Muszę z nim poważnie porozmawiać.

Poszedłem za AK. Kiedy wyjeżdżaliśmy z naszego osiedla, mignął przed nami samochód Styxa.

– On zabiera Mae i jedzie spotkać się z Kylerem i dziećmi – poinformował mnie AK. Gówno mnie to obchodziło. Wciąż jeszcze czułem to kłucie w żołądku. Od tego wszystkiego robiło mi się niedobrze. Nie mogłem przestać myśleć o Ashu. Przed oczami miałem jego minę, gdy spojrzał na mnie, wychodząc z kościoła. Dlaczego w ogóle na mnie popatrzył? Chciał czegoś ode mnie? Chciał mi coś powiedzieć? Może powinienem był wyjść za nim? Nie, na pewno niczego ode mnie nie chciał. Przecież chwilę wcześniej, tam na korytarzu, nie chciał ze mną rozmawiać. On nigdy nie chciał ze mną rozmawiać. Ostatnio nie gadał już nawet z Maddie, a z nią przecież zawsze chętnie zamieniał słówko.

– Nie mam, kurwa, pojęcia, jak mogę mu pomóc – wyrwało mi się. Nie mogłem, kurwa, usiedzieć w miejscu. – W moim mózgu było za dużo gówna, za dużo mgły, przez którą nie mogłem się przebić, tyle pytań i myśli, że głowa mi dosłownie pękała. Nie potrafiłem wydostać się z tej mgły. Ona tak naprawdę nigdy nie zniknęła, ale w niektóre dni zdawała się być gęstsza i mroczniejsza niż w inne. Czasem się w niej gubiłem. Tak jak dzisiaj.

Moja dłoń powędrowała odruchowo do nadgarstka. Czułem pod opuszkami palców blizny, wszystkie cięcia, które zadałem sobie przez lata. Poczułem, jak stal noża w kieszeni pali mnie w kieszeni dżinsów. Zamknąłem oczy, gdy płomienie w moich żyłach zaczęły się unosić i gonić chłodną krew, która pędziła teraz szybko, próbując uciec. Nie mogłem tego wytrzymać. Nie byłem w stanie tego dłużej znieść. Wbiłem paznokcie w ciało, by powstrzymać płomienie, by ukoić trawiący mnie ogień. Aż syknąłem, czując ostry ból. Blizny pod moimi palcami zaczęły pulsować, jakby miały własne serca wypychające krew na powierzchnię, pozwalając jej uciec. Przypomniałem sobie, co czułem, gdy ostrze zagłębiało się w mojej skórze. Stal dawała ujście krwi, pozwalając jej się ochłodzić. To była pieprzona przyjemność…

– Flame. – Szorstki głos AK sprawił, że poderwałem głowę. – Mów do mnie. Znów czujesz płomienie? – Zamrugałem i spojrzałem na drogę przed sobą. Szary asfalt rozmazywał się przed moimi zmęczonymi oczami. Cholera! Muszę jak najszybciej dotrzeć do tego szpitala. Muszę zobaczyć się z Maddie. Potrzebowałem jej. Natychmiast. Przycisnąłem dłonie do oczu. Paliła mnie skóra na całym ciele. Chciałem, żeby Maddie mnie dotknęła i odgoniła płomienie. Ale jej tu nie było, więc opuściłem ręce i tylko mocniej wbiłem paznokcie w skórę. Mój kutas drgnął pod wpływem natychmiastowego przypływu uzależniającego bólu. Ból był dobry. Ból był przyjemny. Już od tak dawna tego nie czułem. Zapomniałem już, jak przyjemnie jest uwolnić zło, które we mnie żyło. – Flame! – warknął AK. – Mów do mnie, bracie. Mów!

Mocno zacisnąłem powieki. Jeśli poczujesz płomienie, przypomnij sobie moje palce na twojej skórze, przeganiające je. Już nigdy więcej nie musisz się ciąć, kochanie. Mój dotyk trzyma płomienie z daleka. Pomyśl tylko o moim dotyku, a ogień zgaśnie.

Maddie… Poczuj palce Maddie. I tak właśnie zrobiłem. Przypomniałem sobie, jak leżeliśmy na łóżku, jak jej dłoń przesuwała się po moim ramieniu, a jej zielone oczy wpatrywały się w moje. Potem uśmiechnęła się, a płomienie, które próbowały wyrwać się spod kontroli, wracały do snu.

Maddie potrafiła ukoić szalejący we mnie diabelski ogień.

– Flame! – AK już praktycznie krzyczał.

– Skąd wiadomo, że ktoś kłamie? – spytałem, nie patrząc na niego. Wzrok miałem utkwiony w kroplę krwi na moim nadgarstku, w miejscu, w którym mój paznokieć wbił się w ciało.

– Co? Kogo podejrzewasz o kłamstwo?

Próbowałem przywołać wspomnienie dotyku Maddie, ale przed oczami miałem tylko jej twarz. Blade policzki, sine usta. Słyszałem, jak wymiotuje w łazience.

– Powiedziała, że nic jej nie jest. Że już czuje się lepiej. Ale ona nadal wygląda na chorą – powiedziałem, odwracając głowę do AK. Patrzył na mnie, co jakiś czas zerkając na drogę. – Ale powiedziała, że jest już lepiej. Maddie mnie nie okłamuje. Nigdy. – Pokręciłem głową. – Ale nadal jest tak blada.

– Maddie nie kłamie, bracie. Jeśli mówi, że czuje się lepiej, to powinieneś jej wierzyć. Każdemu czasem zdarza się zachorować. Grypa, wirusy, to wszystko krąży w powietrzu. Ale po czasie wraca się do zdrowia. Maddie też ma prawo czuć się czasem gorzej. Ale się jej poprawi.

Wziąłem głęboki wdech, ale coś w mojej klatce piersiowej nadal było napięte – coś było nie tak, cholernie nie tak. Jakby wielki pieprzony głaz dusił moje płuca i miażdżył serce.

– A jeśli chodzi o Asha… – podjął AK, a moje dłonie odruchowo zacisnęły się w pięści. Pięści zaczęły się trząść. – Musimy znaleźć jakiś sposób, aby pomóc mu pogodzić się z tym wszystkim. – Wyłączył radio. – Czy on w ogóle chodzi do szkoły?

– Cóż, rano wychodzi z domu. Maddie już o to dba. Mówi, że jedzie do szkoły.

– Co jednak nie znaczy, że tam dociera, bracie. Niedługo ma egzaminy. Jeśli teraz rzuci szkołę, to wszystko pójdzie na marne – AK przesunął dłonią po zaroście. – Zajmę się tym. Dopilnuję, żeby chodził na lekcje. Saffie zaczyna naukę w przyszłym tygodniu. Chcę, żeby Ash się nią zaopiekował. Nie sądziłem, że to się kiedyś wydarzy. Wiesz, jaka ona jest nieśmiała. Ale ta mała suka mówi, że chce iść do szkoły. Phebe już się zamartwia. Będzie spokojniejsza, jeśli Ash i Zane będą się nią opiekować. – AK wzruszył ramionami. – To dobry pomysł. Saffie zna Asha. Ten skurwiel powinien wrócić do szkoły i zadbać o to, by żadna wredna suka nie sprawiała jej kłopotów.

Kiedy dotarliśmy do szpitala, zaparkowaliśmy obok samochodu Styxa i weszliśmy do środka.

– Co za dupki. Można by pomyśleć, że nigdy wcześniej nie widzieli katan – mruknął AK, wskazując podbródkiem ludzi kłębiących się przy wejściu. Byłem pewien, że wszyscy się nam przyglądają, ale gówno mnie to obchodziło. Ja i tak nigdy nie zwracałem na innych uwagi.

I nienawidziłem szpitali. Tego zapachu. Tych dźwięków. Moja skóra oblała się zimnym potem na wspomnienie tamtego doświadczenia, gdy byłem przywiązany do szpitalnego łóżka i wstrzykiwano mi jakieś gówno, które tylko pogorszyło mój stan, jeszcze bardziej wzniecając ogień w moich żyłach. Lekarze i pielęgniarki przytrzymywali mnie, gdy demony rozdzierały mnie od środka. Dawali mi zastrzyki, które uśmierzały moje krzyki, ale nie płomienie.

– Flame. – Skierowałem uwagę na AK, który stał w otwartej windzie ze Styxem. – Wsiadaj. Maddie jest na górze. – Maddie. Ona wszystko naprawi. Odpędzi mgłę z moich myśli i płuc, pozwalając mi znów oddychać swobodnie. Wystarczy, że wezmę ją za rękę, a wszystko się uspokoi.

Przez całą drogę w górę kołysałem się na piętach. Widziałem, że Styx miga coś do AK, ale skupiłem się na wyświetlanych numerach pięter – z każdą kolejną cyfrą byłem coraz bliżej Maddie. Gdy tylko drzwi się rozsunęły, wypadłem z windy.

– Tędy. – AK wskazał drogę.

Podszedłem za nim i Styxem do biurka i już po chwili zostaliśmy wpuszczeni do innego korytarza.

– O, tam jest Zane. – AK dostrzegł go jako pierwszy.

Na nasz widok Zane wstał i szeroko rozłożył ramiona.

– Dostałem już wiadomość od Asha, wujku. Mogę wyjaśnić…

– Kurwa, nie teraz – rzucił ostro AK. – Chcę najpierw zobaczyć dzieci Kylera i Lilah, a potem zabiorę ciebie i Phebe do domu. – Wycelował palec w twarz Zane’a. – I wtedy sobie porozmawiamy, gówniarzu. To będzie kurewsko długa rozmowa. – Zane skinął głową i wbił ręce głęboko w kieszenie, spuszczając przy tym głowę.

– Zane! Chce mi się pić! Tata powiedział, że masz mnie zabrać do sklepiku i kupić coś do picia i jedzenia – Córka Kylera i Lilah, Grace, stanęła przed Zane’em z zadartą w górę głową. Uwiesiła się mu na ręce, zmuszając go do wyjęcia dłoni z kieszeni. – Chodźmy! Nie chcę siedzieć tu cały dzień! – Pociągnęła go za sobą w dół korytarza.

– Faceci będą mieli z nią ciężko. Rządzi się jak nie wiadomo kto – powiedział AK, gdy tamci zniknęli już z pola widzenia. – Ma to po ojcu. Na razie jednak Zane zasługuje na taką poniewierkę. Mały skurwiel.

Podwójne drzwi rozsunęły się i Ky wyszedł do nas. Styx podszedł do swojego zastępcy jako pierwszy. AK też go objął. Ky skinął mi na powitanie.

– Flame.

– No i co tam? – spytał AK.

– Dwa zdrowe dzieciaki. – Ky przeczesał dłońmi swoje długie blond włosy. – Azrael i Talitha. Li wybrała imiona. Jakieś biblijne gówno. – Wzruszył ramionami. – Mnie to wisi. Po tym, jak widziałem jej rozcięty brzuch… Ale ona przetrwała to wszystko z takim uśmiechem, była tak kurewsko silna, że mogłaby nazwać moje dzieci Cipa i Pojeb, a mnie by to nie przeszkadzało. – AK i Styx się roześmiali. Nie dołączyłem do nich. Mój wzrok utkwiony był w małych szybach w podwójnych drzwiach. Kiedy przed oczami mignęła mi fioletowa sukienka Maddie, podszedłem bliżej. Tak, była tam.

AK i Ky rozmawiali za moimi plecami, ale ich nie słuchałem. Zatrzymałem się dopiero, gdy przez okienko zobaczyłem Lilah leżącą na łóżku, a Phebe i Bellę siedzące na krzesłach obok niej. Bella miała na rękach Charona. Jednego noworodka trzymała Mae… a drugiego Maddie. Coś w mojej klatce piersiowej zacisnęło się tak mocno, że zacząłem walczyć o oddech. Przecież widok Maddie miał poprawić mój stan. Ale kiedy miała dziecko na rękach… poczułem się gorzej. O wiele gorzej. Moja Maddie wpatrzona w malutką twarzyczkę dziecka owiniętego w niebieski kocyk… Coś do niego mówiła. Jej uśmiech… Jej uśmiech był tak cholernie wielki, że nie mogłem oderwać wzroku od jej rozpromienionej twarzy.

Maddie z dzieckiem na rękach. W swoim życiu trzymałem tylko jedno dziecko… Moja skóra płonęła, kurewsko płonęła od wspomnień, które próbowały przebić się przez mgłę w mojej głowie. Starałem się skupić na Maddie. Na jej pięknej, idealnej twarzy i na tym, że wszystko na pewno byłoby lepsze, gdyby tylko spojrzała w moją stronę.

I wtedy Maddie zaczęła poruszać ustami. Nie słyszałem jej przez grube drewniane drzwi, ale wiedziałem, że śpiewa. Wiedziałem, jak brzmi jej głos. I wiedziałem, co śpiewa. To było This Little Light of Mine.

Przycisnąłem dłonie płasko do drzwi i czytałem z ruchu jej warg. Patrzyłem, jak jej drobne ciało kołysze się z dzieckiem w ramionach. Gardło zaczęło mi się zaciskać. Przypomniałem sobie rysunek Maddie z jej szkicownika. Nie ten, w którym stoimy, trzymając się w objęciach, ale ten, który sprawił, że chciałem jej dotknąć w sposób, w jaki nigdy nie pragnąłem dotykać nikogo innego. Ten, na którym ona ma na rękach niemowlę, a ja stoję tuż obok.

Problem w tym, że ja nie mogłem mieć dziecka. To niemożliwe. Nie mogę i nigdy nie będę mógł. Maddie o tym wiedziała. Mój dotyk zabijał dzieci. Izajasz… Przypomniałem sobie Izajasza w moich ramionach tam, wtedy w piwnicy. Był cały czerwony i krzyczał w niebogłosy. Po chwili jednak jego płacz ustał, a oddech stał się dziwny.

Miał rzężący oddech. Liczyłem je. Jeden… Brzmiał źle, kurewsko źle. Doliczyłem do jedenastu… i oddech ustał. Przy jedenastym oddechu jego skóra zmieniła kolor i… już nie złapał dwunastego. Nigdy nie wziął dwunastego oddechu.

Podniosłem wzrok z powrotem na Maddie. Ręce mi się trzęsły, a pot spływał po karku. Skóra Maddie też miała jakieś dziwne zabarwienie. Zbliżone do koloru skóry Izajasza. Czy ona też była chora?

– Maddie – wyszeptałem. Maddie odwróciła głowę w stronę Lilah, która w tym momencie coś chyba do niej powiedziała. Ponownie spuściłem wzrok na dłonie. Trzęsły się tak mocno, że musiałem zacisnąć pięści, aby spróbować je powstrzymać. Bezskutecznie. Nagle zamarłem. Czy to możliwe, że jest chora przez mój dotyk? Może to ja zacząłem ją ranić? Po tak długim czasie… Odsunąłem się od okienka i opadłem na najbliższe krzesło. Nie mogłem oderwać wzroku od swoich dłoni. Wpatrywałem się w nie, próbując zauważyć w nich jakąś zmianę. Jeśli diabeł w jakiś sposób uczynił mnie jeszcze bardziej złym, bardziej przeklętym, to mogłem skrzywdzić też Maddie.

– Flame? Wszystko w porządku? – spytał AK. Stał na drugim końcu korytarza obok Styxa i Kylera. Odruchowo skinąłem głową, ale nie oderwałem wzroku od swoich dłoni. Szukałem w nich oznak, jakichkolwiek znaków, że tkwiące we mnie zło stało się silniejsze niż kiedykolwiek. Przyglądałem się swoim żyłom, sprawdzając, czy nie zmieniły koloru. Zacisnąłem powieki i przywołałem w głowie melodyjny śpiew Maddie. Jej łagodny głos zawsze mnie uspokajał.

I faktycznie, niemal natychmiast ciężar leżący na mojej piersi zelżał i mogłem zaczerpnąć głębszego oddechu.

Próbowałem wmawiać sobie, że mój dotyk nie może jej ranić. Ale po chwili przed oczami znów stanął mi ten obraz – ona z dzieckiem w ramionach. Ja nie mogę nosić na rękach dzieci. Mój dotyk je rani. Tak właśnie zabiłem swojego brata. Tak powiedział mi tata. Mamę też zabiłem. Maddie mówi, że to nieprawda, ale teraz sama jest chora. Ash również jest w coraz gorszej formie. Diabeł ciągnie go ze mną do piekła. Płynęła w nas ta sama krew. Te same płomienie w naszych duszach…

Starałem się skupić na śpiewie Maddie, który słyszałem w głowie. Wkrótce będzie przy mnie. Sprawi, że wszystko będzie lepsze. Dotychczas zawsze jej się to udawało.

Odpędzi diabła i jego płomienie.

Rozdział drugi

Maddie

– Azraelu, jesteś doskonały. – Pochyliłam się nad łóżkiem, by delikatnie umieścić go z powrotem w ramionach Lilah. Moja siostra się uśmiechnęła. Wzdrygnęła się lekko, ale nawet ból po cesarskim cięciu nie był w stanie przyćmić jej radosnego blasku. Patrzyłam na nią z zachwytem. Lilah zawsze była piękna, ale wątpię, by kiedykolwiek promieniała bardziej niż w tej chwili.

Usiadłam obok Mae, która trzymała na rękach Talithę. Przesunęłam palcem po różowym policzku dziecka. Gdy poruszyła się pod moim dotykiem, po moim kręgosłupie rozeszła się fala niepokoju. Lęk mieszał się z ekscytacją, tworząc bańkę uczuć, które ledwo mogłam powstrzymać. Kiedy usiadłam na krzesełku przy łóżku, Bella wzięła mnie za rękę.

– Powiedziałaś mu już, siostro?

Ekscytacja wyparowała i została już tylko obawa. Uśmiech wywołany możliwością patrzenia na dwie tak piękne istoty, które dopiero co pojawiły się na tym świecie, zgasł. Przygryzłam wargę.

– Nie. Jeszcze nie udało mi się zebrać na odwagę.

Bella ścisnęła mnie mocniej, najwyraźniej próbując dodać mi otuchy.

– Wkrótce sam zauważy.

Moja dłoń odruchowo powędrowała do brzucha. Miękki materiał fioletowej sukienki szybko uformował się wokół niewielkiego wybrzuszenia. Moja mała, bezcenna górka. Flame jeszcze nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. Zauważył jednak, że coś ze mną nie tak. Powiedziałam mu, że to jakiś wirus. Widziałam, jak do tego podchodzi. Dostrzegłam zmartwienie na jego twarzy i ten dziwny błysk w jego oczach. Nie byłam z nim szczera. Bałam się jednak, że prawda go przerazi i sprawi mu ból. Nie chciałam mu go dodawać – on już zbyt wiele wycierpiał w swoim życiu.

– Nie odważę się mu tego powiedzieć – wyszeptałam. W sali szpitalnej zapanowała cisza. Podniosłam wzrok i natknęłam się na spojrzenia wszystkich moich sióstr – Belli, Sii, Phebe, Lilah i Mae – wszystkie miały wypisane na twarzy smutek i współczucie. Wysunęłam dłoń z ręki Belli i przesunęłam nią po brzuchu, głaszcząc dziecko, które rosło w środku. – Wiecie, jak wiele demonów nim targa. Ale… – zaczęłam i natychmiast umilkłam. Nie zamierzałam mówić im o przerażających rzeczach, których mój mąż doświadczył w dzieciństwie. To była nasza tajemnica. Nigdy go nie zdradzę, nigdy nie nadwyrężę jego zaufania.