Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tom wyreżyserowany przez autora zgodnie z regułami gatunku kina mondo cane. Jarniewicz rejestruje prawdziwe śmierci znajomych, zerwania, odejścia – i bezlitośnie przygląda się własnym reakcjom na te „krańcówki”. Kpiarsko poczyna sobie z modelem poezji konfesyjnej, gdy obnaża zarówno perwersyjny wojeryzm mediów, jak i słabości własnego, coraz częściej schorowanego ciała. Ciągle zmienia perspektywę składni: raz ustawia obiektyw z ironicznego dystansu, a chwilę później kameruje wszystko w szokująco intymnym zbliżeniu. Jest tu wszystko, na co tak bardzo pragnęliście patrzeć, i na co tak bardzo patrzeć wam nie dano.
Książka wyróżniona Nagrodą Literacką Nike 2022.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 25
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Gazety miały rację: śnieg padał w całej Polsce
Ten śnieg jest niecodzienny,
obcy na mojej ulicy. Dopiero co przyszedł
i nie wie, jak się ułożyć na dachach
i pod dachami. Jest śniegiem do zapisania.
Przywitałbym jak gościa, ale
prószy sucho. I mimo że odeszłaś,
sypie, jakby głodni
doczekali się chleba, chłopcy już nie musieli
kryć się pod wiaduktem, a psom
papież przetarł drogę do życia wiecznego.
Bagaż, rzeczy osobiste
Mogliśmy dojeżdżać do Zgierza. Spał, naprzeciw mnie,
z otwartymi ustami. I patrzyłem na te jego usta,
w usta otwarte patrzyłem, w usta, bez języka, otwarte
tak szeroko, że nawet gdyby nie spał, nie przemówiłyby, a
spał tak pięknie, jakby młodo umarł, albo w tę ostatnią godzinę
przed Łodzią Kaliską nie miał nic, naprzeciw mnie, nic
nie miał do ukrycia. Zawstydziłem się
i zacząłem czytać.
Love Song
Włókiennicza Łódź zniknęła w popołudnie: Femina,
Rena-Kord, Próchnik, Bistona, Uniontex. Trochę dłużej trwało znikanie
łódzkich kin, od Bałtyku na Narutowicza po Muzę
na przedmieściu: Wisła, Roma, Energetyk,
Młoda Gwardia, Świt.
Pod każdym imieniem cię zapamiętałem, pod palcami
mam twój perkal, kaszmir i aksamit, w kieszeni karnety do kina,
przed oczyma nasz na okrągło oglądany film. Przyjedź,
zbudujemy to miasto. Włókniarki czekają.
Kwiaty dla Snowdena
Śniło mi się, że czytam w gazecie,
jaki mam poziom bilirubiny i że biorę
od miesiąca afobam. Tak mi się wczoraj
śniło, a sen to głębokie gardło, nie może
się mylić. I to jeszcze śniłem, że czytam w tej
wczoraj przyśnionej gazecie, jak weszliśmy
w Starbucksie do męskiej kabiny na seks, choć
to było dawno i od tego czasu twój obraz
stracił na ostrości, a ja dałbym sobie
łeb uciąć, że zrobiliśmy to
w Coffeeheaven, co wprawdzie
niewiele w tej historii zmienia, ale
trzymajmy się faktów. Za dnia
też czytam gazety.
Wiersz z płaczącą posłanką
W sieci wciąż płacze i tak jeszcze
długo będzie, zdążysz popatrzeć. Czy
poszła z agentem do łóżka, i jak
ją uwodził, że tak szybko uwiódł,
i co w nim widziała, gdy na niego
patrzyła, zanim zaczęła płakać, z girlandą
muszelek na szyi, zgódźmy się:
nie będziemy wiedzieć. Nas jeszcze dla nas
nie było. Twoje imię, jeszcze dla mnie
pod ziemią, zaczynało dopiero kiełkować. Kto
je zasiał? I kto nas potem, jaki agent,
jakich służb specjalnych, na życie i na śmierć
uwiódł, że to, co przyszło na koniec,
na białym prześcieradle zdając się krwią
i nasieniem, było krwią w nasieniu?
Triaż
Będą prywatyzowali ptaki i już nie jestem pewien,
czy ziemia się kręci. Gdyby nie ten zgrzyt. Bo coś zgrzytnęło
za oknem, a tylko człowiek kłamie. Jak dobrze, myślę, że
zgrzytnęło i mamy się czego, na jakiś czas, trzymać.
Na sorze triażują, ruch taki, że mogłoby nas nie być, gdyby nie
wiechetek na głowie, który mi dłonią, w publicznym odruchu,
przygładziłaś. A ptak? Pamiętam, był taki dzień, że rąbnął jakiś w szybę,
spadł na balkon i leżał, z trudem chwytając powietrze. Co za ptak, nie wiem,
bo przestał oddychać i go uprzątnąłem. Dziś myślę, gdy do niego wracam,
że mógł to być, że niech to będzie, zbłądzak wiechetkowaty.
Pieska miłość
Ktoś podpatrzył: dwa beagle w zbliżeniu
na trawie, w kadrze słońce łasi się i merda.
Dwie żywe łyżeczki pod nagim niebem. „Jak my”,