Mondo cane - Jerzy Jarniewicz - ebook

Mondo cane ebook

Jerzy Jarniewicz

3,5
29,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Tom wyreżyserowany przez autora zgodnie z regułami gatunku kina Mondo cane. Jarniewicz rejestruje prawdziwe śmierci znajomych, zerwania, odejścia – i bezlitośnie przygląda się własnym reakcjom na te „krańcówki”. Kpiarsko poczyna sobie z modelem poezji konfesyjnej, gdy obnaża zarówno perwersyjny wojeryzm mediów, jak i słabości własnego, coraz częściej schorowanego ciała. Ciągle zmienia perspektywę składni: raz ustawia obiektyw z ironicznego dystansu, a chwilę później kameruje wszystko w szokująco intymnym zbliżeniu. Jest tu wszystko, na co tak bardzo pragnęliście patrzeć, i na co tak bardzo patrzeć wam nie dano.

Książka wyróżniona Nagrodą Literacką Nike 2022. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 25

Oceny
3,5 (2 oceny)
0
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Gazety miały rację: śnieg padał w całej Polsce

Ten śnieg jest niecodzienny,

obcy na mojej ulicy. Dopiero co przyszedł

i nie wie, jak się ułożyć na dachach

i pod dachami. Jest śniegiem do zapisania.

Przywitałbym jak gościa, ale

prószy sucho. I mimo że odeszłaś,

sypie, jakby głodni

doczekali się chleba, chłopcy już nie musieli

kryć się pod wiaduktem, a psom

papież przetarł drogę do życia wiecznego.

.

Bagaż, rzeczy osobiste

Mogliśmy dojeżdżać do Zgierza. Spał, naprzeciw mnie,

z otwartymi ustami. I patrzyłem na te jego usta,

w usta otwarte patrzyłem, w usta, bez języka, otwarte

tak szeroko, że nawet gdyby nie spał, nie przemówiłyby, a 

spał tak pięknie, jakby młodo umarł, albo w tę ostatnią godzinę

przed Łodzią Kaliską nie miał nic, naprzeciw mnie, nic

nie miał do ukrycia. Zawstydziłem się

i zacząłem czytać.

.

Love Song

Włókiennicza Łódź zniknęła w popołudnie: Femina,

Rena-Kord, Próchnik, Bistona, Uniontex. Trochę dłużej trwało znikanie

łódzkich kin, od Bałtyku na Narutowicza po Muzę

na przedmieściu: Wisła, Roma, Energetyk,

Młoda Gwardia, Świt.

Pod każdym imieniem cię zapamiętałem, pod palcami

mam twój perkal, kaszmir i aksamit, w kieszeni karnety do kina,

przed oczyma nasz na okrągło oglądany film. Przyjedź,

zbudujemy to miasto. Włókniarki czekają.

.

Kwiaty dla Snowdena

Śniło mi się, że czytam w gazecie,

jaki mam poziom bilirubiny i że biorę

od miesiąca afobam. Tak mi się wczoraj

śniło, a sen to głębokie gardło, nie może

się mylić. I to jeszcze śniłem, że czytam w tej

wczoraj przyśnionej gazecie, jak weszliśmy

w Starbucksie do męskiej kabiny na seks, choć

to było dawno i od tego czasu twój obraz

stracił na ostrości, a ja dałbym sobie

łeb uciąć, że zrobiliśmy to

w Coffeeheaven, co wprawdzie

niewiele w tej historii zmienia, ale

trzymajmy się faktów. Za dnia

też czytam gazety.

.

Wiersz z płaczącą posłanką

W sieci wciąż płacze i tak jeszcze

długo będzie, zdążysz popatrzeć. Czy

poszła z agentem do łóżka, i jak

ją uwodził, że tak szybko uwiódł,

i co w nim widziała, gdy na niego

patrzyła, zanim zaczęła płakać, z girlandą

muszelek na szyi, zgódźmy się:

nie będziemy wiedzieć. Nas jeszcze dla nas

nie było. Twoje imię, jeszcze dla mnie

pod ziemią, zaczynało dopiero kiełkować. Kto

je zasiał? I kto nas potem, jaki agent,

jakich służb specjalnych, na życie i na śmierć

uwiódł, że to, co przyszło na koniec,

na białym prześcieradle zdając się krwią

i nasieniem, było krwią w nasieniu?

.

Triaż

Będą prywatyzowali ptaki i już nie jestem pewien,

czy ziemia się kręci. Gdyby nie ten zgrzyt. Bo coś zgrzytnęło

za oknem, a tylko człowiek kłamie. Jak dobrze, myślę, że

zgrzytnęło i mamy się czego, na jakiś czas, trzymać.

Na sorze triażują, ruch taki, że mogłoby nas nie być, gdyby nie

wiechetek na głowie, który mi dłonią, w publicznym odruchu,

przygładziłaś. A ptak? Pamiętam, był taki dzień, że rąbnął jakiś w szybę,

spadł na balkon i leżał, z trudem chwytając powietrze. Co za ptak, nie wiem,

bo przestał oddychać i go uprzątnąłem. Dziś myślę, gdy do niego wracam,

że mógł to być, że niech to będzie, zbłądzak wiechetkowaty.

.

Pieska miłość

Ktoś podpatrzył: dwa beagle w zbliżeniu

na trawie, w kadrze słońce łasi się i merda.

Dwie żywe łyżeczki pod nagim niebem. „Jak my”,