Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju… ale trudno też być nim poza jego granicami.
„My. Kronika upadku” to próba odpowiedzi na pytanie: „Co się stało z Rosją?”. To ostre, błyskotliwe i pełne emocji felietony Dmitrija Glukhovsky’ego, z których każdy jest reakcją na wiadomości i czasem pozornie błahe wydarzenia z życia Rosjan i Rosji, a zebrane razem tworzą historię reżimu Putina od 2012 roku do pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Dopiero z dzisiejszej perspektywy wyraźnie widać to, co usiłował nam przekazać Glukhovsky: jak krok po kroku, wydarzenie po wydarzeniu, znikały wolność i demokracja, jak brutalizowały się resorty siłowe, jak powracały duchy Związku Radzieckiego, jak militaryzowała się państwowa ideologia i jak kraj gotował się do wojny. Autor komentuje swoje teksty z dzisiejszej perspektywy, patrząc na siebie i własne postrzeganie rzeczywistości jak na swego rodzaju historyczny artefakt. Ta książka z niepokojącą jasnością pokazuje, jak wielu rzeczy woleliśmy nie dostrzegać, jak wiele sygnałów wypieraliśmy i o jak wielu sprawach nie chcieliśmy wiedzieć, podczas gdy Rosja metodycznie i konsekwentnie maszerowała w kierunku wojowniczej tyranii.
„Trzymacie w rękach bilet na crash test z bliska. Wiecie, że w finale samochód przywali w ścianę, a mimo to będziecie zahipnotyzowani patrzeć, jak auto się rozpędza, jak podrygują w nim manekiny, jak przy uderzeniu zostanie wgnieciona maska i wybuchną poduszki powietrzne. Zapiski Dmitrija Glukhovsky’ego o wydarzeniach w Rosji, prowadzone od 2012 roku, to pędzenie Rosji na betonowy mur. Na końcu znajduje się wojna i otchłań autorytaryzmu, ale najpierw jest jazda, na którą zaprasza instruktor Glukhovsky. Dla mocniejszych wrażeń przebija szpikulcem poduszki powietrzne i rozregulowuje hamulce – im silniejsze zderzenie z murem, tym lepiej.” – Kuba Benedyczak, autor „Oddziału chorych na Rosję”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 327
Tytuł oryginału
Мы. Дневник падения
Copyright © 2024 by Dmitry Glukhovsky
through Nibbe Literary Agency
nibbe-literary-agency.com
All rights reserved
Redakcja tekstu oryginalnego
Евгений Север, Анна Синяткина
[imiona i nazwiska pozostałych redaktorów utajniono w celu uniknięcia bezprawnego ścigania]
Przekład
Paweł Podmiotko
Redakcja
Piotr Mocniak
Korekta
Pracownia 12a
Skład, okładka i przygotowanie do druku
Tomasz Brzozowski
Opracowanie wersji elektronicznej
Karolina Kaiser,
Zdjęcie na okładce
Ćwiczenia obronne pionierów, fot. Viktor Bulla, Leningrad 1937
Copyright © for this edition Insignis Media, Kraków 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone
ISBN 978-83-68053-93-7
Insignis Media, ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków
tel. +48 12 636 01 90
insignis.pl, e-mail: [email protected],
Facebook: @Wydawnictwo.Insignis
X, Instagram, TikTok: @insignis_media
Jak to się stało, że kraj, który jeszcze niedawno zmierzał w przyszłość, nagle dokonał ostrego zwrotu? Jak doszło do tego, że z mocarstwa, które odrzuciło totalitaryzm, dobrowolnie wycofując swoje pancerne armie z Europy i otwierając ramiona dla Ameryki, znów zamienił się w obrażone na cały świat państwo zbójeckie? Jak i kiedy doszło do tej złowrogiej przemiany?
Jak to możliwe, że naród, któremu wojna z Ukrainą została początkowo narzucona, nie spierał się i nie sprzeciwiał tej rzezi? Że znaleźli się ludzie gotowi szczerze ją popierać i tacy, którzy zgodzili się wziąć w niej udział – dla zysku lub z powodu możliwości, które otwarły się przed nimi w zamian za jawne i oczywiste bestialstwo?
Dlaczego bezwzględna większość moich współobywateli wolała udawać, że tej wojny po prostu nie ma, że w żaden sposób ich nie dotyczy – nawet wtedy, gdy już zaczęła ich dotyczyć?
Dla mnie ta wojna była nie tyle zaskoczeniem, co prawdziwym szokiem.
W swoich powieściach z zapałem kreśliłem apokaliptyczne scenariusze, ale w rzeczywistości nie mogłem uwierzyć, że w XXI wieku jest możliwe takie potworne barbarzyństwo, takie bezmyślne okrucieństwo, taka łatwowierność zwykłych ludzi w obliczu tak bezczelnych łgarstw propagandy. A jednak wojna wybuchła i toczy się już drugi rok. I wywołała ją Rosja, moja ojczyzna.
Na pytanie: „Jak Rosja zmieniła się z demokratycznego państwa w totalitarną, neosowiecką dyktaturę?”, odpowiedź brzmi oczywiście tak, że Rosja nigdy nie była demokracją, ale też wciąż nie jest totalitarną dyktaturą. Przez całe te trzydzieści lat nasz kraj był i nadal jest na wskroś skorumpowaną republiką bananową – na wzór tych w Ameryce Łacińskiej czy Afryce – ale zamiast bananami handluje i szantażuje świat gazem i ropą.
Stojący u steru przypadkowi ludzie, miernoty i beztalencia, uczepili się pokaleczonych wymion wielkiego niegdyś imperium i wydoili je do krwi. I to właśnie ci tymczasowcy ze wszystkich sił starają się przejść do wieczności, właśnie ci samozwańcy próbują przekonać lud o sakralnej naturze władzy. I właśnie dlatego, że zdają sobie sprawę ze swojej przypadkowości, tak bardzo starają się zasłonić bohaterskim mitem własny goły tyłek.
Najpierw próbowali odgrywać nowoczesne i postępowe demokratyczne państwo, teraz usiłują przedstawić naszą bananową republikę jako nowe wcielenie stalinowskiego Związku Radzieckiego. W rzeczywistości jednak cała ta mazanina na kartonowo-gipsowych konstrukcjach jest potrzebna tylko po to, by ukryć prawdziwe procesy zachodzące w Rosji: procesy gnicia i gorączkowego rozkradania, upychania po kieszeniach niszczejącego majątku narodowego.
To niekończąca się historia oszukiwania innych i siebie, w której władza okłamuje nieszczęsny, pozbawiony praw naród, marzący o zwykłym ludzkim życiu, mówiąc mu, dlaczego to życie jest dla niego nieosiągalne, a nawet przeciwwskazane. Ponieważ istnieje rzekomo jakaś historyczna misja, dla której musi wszystko poświęcić, tak jak zrobili to jego ojcowie i dziadowie. Ponieważ jesteśmy otoczeni wrogami, „nas dziś gnębią siły ponure”, jak śpiewało się w rewolucyjnej pieśni sprzed stu lat[1] i jak śpiewa się po dziś dzień w telewizyjnej propagandzie. Dlatego lichotę życia Rosjanina można uzasadnić wielkością Rosji.
Ale dlaczego naród, który wyszedł z niewoli egipskiej na spotkanie wolności, zatęsknił na pustyni za batem i sam powlókł się z powrotem do swoich nadzorców? Kiedy Rosja została opętana przez biesa, przez którego miota się w ataku szału, bluzgając nieartykułowanymi przekleństwami i absurdalnymi oskarżeniami, rzucając się z pianą na pysku na swoich sąsiadów, próbując rozszarpać im gardła? I jak nazywa się ten demon?
Do tej transformacji wcale nie doszło błyskawicznie. Odbywała się stopniowo i w żadnym razie nie spontanicznie; kierowały nią państwowe i lojalne wobec państwa mass media, a wszystko to w kontekście nasilenia nie tylko propagandy, ale i represji, tak że każdy mieszkaniec Rosji zaczynał powoli rozumieć, jak wolno mu myśleć, a jak nie warto. Ledwie parę lat przed zajęciem i aneksją Krymu w Rosji panowały jednak zupełnie inne nastroje – tylko nieliczni obywatele pragnęli odzyskać dawne ziemie radzieckie czy imperialne, natomiast większość marzyła o modernizacji i dalszym dryfowaniu na Zachód. A i po dziś dzień pomimo tytanicznych wysiłków i nieograniczonych środków na propagandę, pomimo mocno nagłaśnianych represji, mimo eliminowania aktywistów politycznych i totalnej cenzury – rosyjskim władzom nie udało się osiągnąć jednomyślności, choć otwarty opór wobec reżimu i rozpętanej przez niego wojny został złamany. Niemniej wojnę – i cały ten paranoidalno-rewanżystowski projekt Putina – popiera znaczna część społeczeństwa.
Ta książka składa się z artykułów i felietonów, które pisałem dla różnych periodyków w ciągu ostatniej dekady; przeważnie komentując wydarzenia, które zdawały się wówczas ważne, a czasem nawet przełomowe, i dokumentując to, jak reagowała na nie opinia publiczna. Poza tym przy okazji, dokonywałem sam dla siebie pewnych odkryć dotyczących „losu ojczyzny” i „stanu umysłów”.
I chociaż publikując je tutaj w porządku chronologicznym, układam je jak zapiski w dzienniku pokładowym statku kosmicznego spadającego w czarną dziurę, to wzięte razem, teksty te tworzą też coś więcej: mozaikę przedstawiającą nie tylko spotykającą Rosję katastrofę, ale i Rosję, którą ta katastrofa spotyka.
Kto winien? – sami dobrze wiecie. Co robić?[2] – to pytanie za sto punktów. Ale jak do tego doszło? – to proszę bardzo, o tym mogę długo.
Aby przypomnieć, jakie wydarzenia są komentowane w tym czy innym artykule, postanowiłem opatrzyć każdy z nich wprowadzeniem opisującym kontekst historyczny: to ważne, ponieważ o niektórych wypadkach czy dyskusjach zdążyliśmy zapomnieć, choć kilka lat temu społeczeństwo było nimi bardzo zbulwersowane. Często snułem prognozy – a ponieważ nierzadko się też myliłem, artykuły te wymagają mojej własnej oceny post factum. Oceny te przedstawiam w komentarzach, które umieściłem po każdym z artykułów.
W wielu z tych tekstów wykorzystywałem pewien chwyt retoryczny: pisałem w imieniu ludzi żyjących w Rosji w tym samym czasie co ja, w „naszym” imieniu. „Myślimy”, pisałem, „czujemy”… Starałem się diagnozować procesy zachodzące w narodzie, czując się jego częścią.
Ale czy mam prawo mówić w imieniu tego narodu, choć nie przewidziałem ani wojny, ani faktycznej narodowej zgody na jej rozpętanie, choć znajduję się dziś na emigracji politycznej, a we własnej ojczyźnie zostałem napiętnowany jako obcy agent i wydano za mną list gończy?
I kim są ci „my”? Czy da się opisać osławiony „rosyjski naród” lub, mówiąc słowami naszej konstytucji, „wielonarodowy lud Rosji”? Czy można wliczyć do niego wszystkich ludzi w Rosji mieszkających? Co ich łączy oprócz czerwonego paszportu, obowiązku płacenia podatków Kremlowi i poświęcania dla niego życia na szaleńczych wojnach? Czy inteligencja lub klasa średnia są w ogóle jego nieodłączną częścią, myślącą i czującą tak samo jak umowne „masy”?
Są to pytania otwarte.
Myślę jednak, że czasem udawało mi się wyczuć i opisać jakieś kompleksy, jakieś bolesne punkty, jakieś ambicje i marzenia, które stanowią wspólny mianownik dla licznych i bardzo różnych moich współobywateli. A kiedy naniże się te artykuły w porządku chronologicznym na nić przeobrażenia Rosji z kraju próbującego być normalnym w państwo, które tę normalność odrzuca – zaczynają wyglądać jak prawdziwa kronika naszej wspólnej jaźni i zbiorowej nieświadomości. Kronika upadku w czarną dziurę.
Towarzysza Stalina nie wolno u nas ruszać – gdyby ktoś próbował, zadepczą go dzieci katów i niewolnicy z syndromem sztokholmskim. Ale ty pamiętasz…
…Czwarta rano. Dzwonek do drzwi. Otwierasz – na progu stoi ich trzech. Czapki z chabrowym otokiem. Przyszli po ciebie. Wykręcają ci ręce, wywlekają na podwórze, wsadzają do więźniarki z napisem „CHLEB”, wiozą gdzieś, obiecując, że wszystko wyjaśnią, a kilka godzin później, po zmiażdżeniu ci moszny obcasem, pobiciu do nieprzytomności i wymuszeniu przyznania się do winy, wyprowadzają cię na wilgotny więzienny dziedziniec i strzelają ci w brzuch. Potem – gdy jeszcze żyjesz – dobijają cię. Twoim rodzicom mówią, że dostałeś dziesięć lat bez prawa do korespondencji. I jeszcze przez dziesięć lat będą wierzyć, że cię zobaczą.
Albo to:
…Nie masz nic do żarcia. Nie masz, bo przychodzą oddziały aprowizacyjne i wszystko zabierają, a kto się z nimi kłóci, tego zabierają za stodołę i strzelają mu z mosina w głowę. Odebrali ci całe ziarno, które zamierzałeś zasiać. I nie ma teraz nic do żarcia. I znów przychodzą oddziały aprowizacyjne. Żeby zabrać ostatnie resztki, które cudem udało ci się ukryć. Bez których zginiesz. Z twoich siedmiorga dzieci dwoje umarło z głodu na twoich rękach, a jedno, najmłodsze, twoja żona sama udusiła poduszką, bo nie ma już mleka, a ono bez ustanku krzyczało z głodu. Sąsiedzi podobno zmarłym maluszkiem nakarmili dzieci, które pozostały przy życiu. Te pytały, skąd wzięło się to mięso – a matka płakała w głos. I myślisz: a czy ja będę tak potrafił? I bierzesz do rąk obrzyna, który został ci jeszcze z wojny światowej, a sąsiad bierze widły, i przeganiacie pasożytów. A kilka miesięcy później rzucają na was, chłopów, wspaniałego marszałka Tuchaczewskiego z kawalerią. Żeby jednak nie marnować na was kawalerii, Tuchaczewski postanawia wytruć was toksycznymi gazami. I puchną, czernieją, duszą się twoi sąsiedzi. I ty sam zdychasz. I wszystkie twoje dzieci, które cudem przetrwały głód.
A to pamiętasz?
…Jesteś bohaterem. Musisz nim być! Bo broniłeś tej cholernej cerkwi przez całą dobę. Bo czterech zabiłeś na pewno, a piąty odczołgał się do tyłu, w drgawkach, zostawiając za sobą szeroką jaskrawoczerwoną smugę, aż wpadł do własnego okopu. Ale wcale nie jesteś bohaterem: nie miałeś dokąd uciec, a gdybyś spróbował się wycofać – czekałoby na ciebie NKWD. Ty miałeś karabin, oni pepesze. Ścięliby cię serią i zostawili, aż wyrzygasz całą krew. Ty masz swoją służbę, oni swoją. Gnidy… Waśkę z sąsiedniej ulicy, który stał z tobą ramię w ramię przez ostatnie dwa lata, kula trafiła w policzek, miażdżąc wszystkie zęby, nie udało się zatrzymać krwotoku. A potem szkopy wyciągnęli moździerz, dorwali cię jednak, doznałeś wstrząśnienia mózgu. Doszedłeś do siebie – oszczędzili cię. Wzięli do niewoli. A towarzysz Stalin powiedział: my jeńców wojennych nie mamy. I wsadzili cię do obozu koncentracyjnego. Sformowali kompanię, połowa umarła z głodu, wszystkich oficerów od razu postawili pod ścianą, tych, którzy powiedzieli prawdę, i tych, którzy próbowali kłamać. Komunistów zatłukli kolbami. A ty przeżyłeś. I uciekłeś. Przekroczyłeś linię frontu i do swoich! Chciałeś dalej walczyć! Pokazać tym draniom… A ciebie NKWD, raz!… Taka służba. Zęby ci wybili. Chcieli wiedzieć, czy szkopy cię werbowały, czy nie. I na wszelki wypadek posłali cię na piętnaście lat do Republiki Komi. Do łagru. Wyszedłeś – bez zębów, bez wątroby, bez żołądka. Bez duszy. A potem, przez tyle, ile ci jeszcze zostało – może dziesięć lat – będziesz marzył o udowodnieniu, że nic nie zrobiłeś. A oni wcale nie uważali, że jesteś winny. Oni tylko tak, na wszelki wypadek.
To nie Stalin wygrał wielką wojnę ojczyźnianą. Zwyciężyli w niej ludzie. A on tych ludzi – swój własny naród – traktował jak gwoździe, jak cement, jak pręty zbrojeniowe, jak łajno.
Niech będzie przeklęty.
Mniej więcej w tamtym czasie kult Stalina, który był wcześniej domeną ideowych komunistów i tęskniących za młodością starych dziadów, zaczął powoli przechodzić do głównego nurtu polityki. Jakiekolwiek represje obmyślali na Kremlu – wystarczyło wspomnieć o Stalinie, by wszelkie putinowskie ograniczenia swobód zdawały się w jego cieniu liberalnymi pieszczotami. Sam Putin wielokrotnie powtarzał: „To przecież nie 1937 rok”, mając na myśli, że w porównaniu ze szczytowym okresem stalinowskiego terroru jego samego cechuje jakoby niezwykły liberalizm i łagodność. W tych wzmiankach pobrzmiewała też jednak groźba: to nie trzydziesty siódmy, ale lepiej nie testujcie mojej cierpliwości. Jego przewrotność widać też w czym innym: do pewnego stopnia Putin przymierzał mundur generalissimusa, marząc o wprowadzeniu zmian na mapie świata z nowymi Churchillem i Rooseveltem, domagając się od byłych sojuszników nowej Jałty. I ta stalinomania, ten pociąg do historycznej rekonstrukcji, a potem i restauracji – pragnienie rozegrania drugiej wojny światowej na nowo, po swojemu, w duchu Jankesa na dworze króla Artura, z desantowcami i bronią jądrową, było jednym z czynników, które popchnęły go do wojny.
Nie należy przy tym zapominać, że dziś Rosją faktycznie rządzą dawni agenci FSB, spadkobiercy KGB i NKWD; spadkobiercy oprawców. I czują się kontynuatorami tamtej władzy, są zwolennikami tamtych metod, podczas gdy Memoriał, organizacja społeczna, która badała zbrodnie stalinizmu i pracowała nad zachowaniem pamięci o masowych represjach, została zdelegalizowana i zamknięta. A psy łańcuchowe zostały spuszczone na krytyków Stalina tuż przed tym, jak jego kult zaczął się przekształcać w sekretną kremlowską religię – która teraz jest wyznawana otwarcie i bez skrępowania.
[1] Co ciekawe, owa pieśń to Warszawianka 1905 (przyp. tłum.).
[2]Kto winien? i Co robić? – tytuły słynnych książek Aleksandra Hercena (1846) i Nikołaja Czernyszewskiego (1862; w 1902 Włodzimierz Lenin wydał własną książkę pod tym samym tytułem) (przyp. tłum.).