Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Debiut jednej z najpopularniejszych influencerek z bookmediów. Fikcyjna Dziewczyna porywa w emocjonalną opowieść o tym, że zawsze warto być sobą, a miłość to nie tylko pluszowy miś i kwiaty.
"Nikt mnie nie uświadomił, że dorosnąć można jeszcze przed osiemnastymi urodzinami, a szkoda, bo może nie popełniłabym tych wszystkich młodzieńczych błędów. Tego jednego również. Tego, którego żałuję najbardziej, a będzie się za mną ciągnął najdłużej, plamiąc moją przyszłość."
Valentina Lores to ambitna siedemnastolatka, która po bolesnym rozstaniu zatraca się w swoich pasjach i próbuje uleczyć złamane serce. Przez pewien niespodziewany incydent, jedną podsłuchaną rozmowę i kilka zbiegów okoliczności, Valentina zawiera układ z nielubianym przez siebie chłopakiem: obrzydliwie bogatym łamaczem serc - Isaiahem. Między tą dwójką mogłoby pojawić się uczucie, gdyby na drodze Valentiny nie stanął jej prześladowca. Stalker.
Do tej pory dziewczyna zauważała w ludziach każdy najmniejszy szczegół, zaglądała w ich dusze i celnie przewidywała zamiary. Jednak co, jeżeli wszystko wokół było jedynie kłamstwem? Jeżeli była naiwna?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 372
Rok wydania: 2025
Projekt okładki: Piotr Wszędyrówny
Redakcja: Anna Rozenberg
Redaktor prowadzący: Małgorzata Święcicka
Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Justyna Techmańska, Karolina Mrozek
Zdjęcie na okładce: www.gettyimages.com © bharat patel
Ilustracje: © D.S., © Lena Filipiak, © Lena Wojnarowska
Droga Czytelniczko/Drogi Czytelniku,
zachowania głównej bohaterki bywają ryzykowne i nie zawsze są wzorem do naśladowania. Nie powtarzaj ich w prawdziwym życiu, bo zostały wymyślone na potrzeby fikcji literackiej.
Książka zawiera wulgaryzmy, sceny imprez alkoholowych oraz opis zbrodni. Jeśli takie wątki mogą budzić twój dyskomfort, odłóż tę powieść.
Lena
© for the text by Lena Filipiak
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2025
ISBN 978-83-287-3610-8
You&YA
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2025
–fragment–
Wszystkim tym, którzy zaprzepaścili swoją wyjątkowość, bo przejmowali się opinią niewartych tego ludzi. Proszę, nie bójcie się być sobą.
Drogi Czytelniku, jest spora szansa, że sięgnąłeś po ten tytuł, bo znasz mnie i moje działania w internecie. Lepiej jednak, aby książka zaczekała na twojej półce, jeżeli nie czujesz się gotowy, by przeczytać powieść poruszającą takie tematy, jak: śmierć, alkohol, uzależnienia, stalking, manipulacja czy wewnętrzne rany. Poczekaj na dobry moment.
Główna bohaterka zdecydowanie NIE jest przykładem do naśladowania, a jej decyzje w większości są podejmowane impulsywnie, w pogoni za rozgłosem. Sytuacje opisane w mojej powieści NIE przydarzają się na co dzień, więc pamiętajcie, by nie romantyzować ani nie oczekiwać podobnych przygód. Prawdziwe życie jest inne, ale często nie mniej ciekawe.
Nie spodziewałam się, że napiszę tak długie ostrzeżenie, lecz warto wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie… Niektórzy twierdzą, że literatura piękna wymiera na rzecz młodzieżówek, takich jak ta. Po części się zgadzam, jednak jeżeli podzielacie ten pogląd, nie sięgajcie po ten tytuł. Starałam się zawrzeć w mojej powieści piękne, szalone uczucie oraz przemianę wewnętrzną bohatera, lecz jest w niej też wiele pobocznych wątków, mających urozmaicić fabułę. Chcę, żebyście się śmiali, płakali, cieszyli, smucili – odczuwali emocje i przede wszystkim czerpali satysfakcję z czytania. I tego wam życzę.
Cóż… Polubiłam się z tą mroczną tematyką i wierzę, iż mimo ciemnej, wattpadowej kurtyny, jaka przysłoni waszą perspektywę, dostrzeżecie w tej książce więcej głębi, niż sobie wyobrażacie.
Nigdy bym nie pomyślała, że pewnego dnia zostanę zraniona prosto w pełne miłości serce. Tym bardziej nie uwierzyłabym w niespodziewane pojawienie się mężczyzny, który przedrze się przez niezniszczalny mur, jakim się otoczyłam, i pomoże mi odbudować samą siebie. Kawałek po kawałku.
Gdyby ktoś mi powiedział, że tuż po ukończeniu przeze mnie ledwie siedemnastu lat w moim życiu pojawi się nieobliczalny stalker w wielkich, ubłoconych butach i postawi mój trochę szalony, przypominający Alicję w Krainie Czarów świat do góry nogami, i zostawi mnie w tym bałaganie zupełnie samą, zabrzmiałoby to śmiesznie i niedorzecznie. Bo przecież byłam tylko zwykłą, nieco nietuzinkową, szaloną oraz egoistyczną, zadufaną w sobie, zbyt mocno wymalowaną nastolatką. I nieważne, ile epitetów pasowałoby do mojej osoby, nigdy nie straciłabym kontroli nad własnym życiem do tego stopnia, by doprowadzić do tak chorych, niedorzecznych i poplątanych wydarzeń.
Prawda?
Valentina Lores była młodą dziewczyną o nieskazitelnej urodzie, z zamiłowaniem do imprez i, przede wszystkim, duszą towarzystwa. Mówiono też, że była niespełnioną romantyczką, która dla swojego kochającego chłopaka byłaby w stanie poświęcić wszystko.
Nazywam się Valentina Lores i jestem zupełnie inna.
O takiej osobie nikt nie chciał słuchać, lecz jedynie podziwiać ją, zazdrościć i oczekiwać jej najmniejszego potknięcia. W końcu co taka uśmiechnięta dziewczyna o obsypanej piegami skórze mogłaby w sobie skrywać? Jakie rany osłaniała jej żółta sukienka? Jakie sekrety chowała w radosnym spojrzeniu i jakie słowa wypowiadała dużymi różowymi ustami?
Nie znałam odpowiedzi na te pytania. Nie byłam taką dziewczyną, choć znałam ją bardzo dobrze, więc śmiało mogę przyznać, że akurat ona nie skrywała przed światem żadnej bolesnej prawdy. Była idealna, bo właśnie na taką się kreowałam i w ten sposób postrzegali mnie moi znajomi. Bo tak chciałam. Chciałam, żeby postrzegali mnie jako liderkę, otwartą, szczerą, uśmiechniętą nastolatkę, która nie obawiała się postawić na swoim. Była jedną z moich najlepiej dopracowanych masek. Najpiękniejszych i najwiarygodniejszych.
Miałam ogromną nadzieję, że już do końca mojego życia właśnie za taką będą mnie mieli.
A kim była prawdziwa Valentina? Marzycielką, czytelniczką, zazdrośnicą, kłamczuchą oraz manipulatorką i, przede wszystkim, duchową artystką, która musiała odłożyć swoje zainteresowania na bok z powodu narastających obowiązków. Skrywała wiele tajemnic. Chciała być dorosła i mimo że nigdy nie przyznała tego na głos, udawała dojrzalszą, żeby zaimponować innym. Nie miała jednak złych intencji, była po prostu skrzywdzoną dziewczynką, która okłamywała samą siebie.
Wiedziałam, że nie to chcieli widzieć pozostali, więc ukrywałam ją pod maską. Na całe szczęście miałam cudownego chłopaka. Co prawda nigdy nie poznał prawdziwej mnie, ale kochał każdą wykreowaną przeze mnie cechę. To właśnie motywowało mnie do podtrzymywania tej wersji – chciałam być w jego oczach idealna.
Była dwudziesta trzecia czterdzieści. Leżałam na swoim łóżku wykończona wszystkim, co mnie otaczało. Gdyby życie było tak proste jak gra, najchętniej wylogowałabym się z serwera na miesiąc lub rok.
Patrzyłam prosto w światło ze zwisającej z sufitu lampy, dostrzegałam unoszący się po pokoju dym. Gdy czarne plamy przysłoniły mi ten widok, mrugnęłam kilkukrotnie, pozbywając się bólu spojówek, i z powrotem spojrzałam na trzymanego w dłoni papierosa. Zaciągnęłam się po raz ostatni, rozmyślając o życiu idealnej Lissy White. Była perfekcyjną córką, siostrą, przyjaciółką, na dodatek bogatą, powszechnie lubianą i bardzo ładną dziewczyną. Wystarczył uśmiech, a każdy chłopak byłby w stanie skoczyć dla niej z mostu, gdyby tylko o to poprosiła. Oczywiście, że jej zazdrościłam, choć wiedziałam jak męczące było to uczucie. Westchnęłam, próbując pozbyć się natrętnych myśli, lecz to nie pomagało.
Czy ja naprawdę zapominałam, kim jestem, i w każdej kolejnej odgrywanej przeze mnie roli zostawiałam cząstkę siebie, zatracając się w nicości? Może byłam okrutna, a uśmiech miał stanowić przykrywkę dla mojego zgniłego wnętrza? Jęknęłam sfrustrowana, przecierając dłonią podkrążone oczy. Czy aby nie przesadzałam? Powinnam świętować, pić alkohol i nie myśleć o otaczającym mnie świecie w towarzystwie najukochańszych przyjaciół. A tymczasem od kilku godzin leżałam na łóżku i paliłam papierosa za papierosem. Utwierdziłam się w przekonaniu, że trudno być prawie dorosłą.
Wyrwana z rozmyślań, sięgnęłam po telefon i z każdym kolejnym powiadomieniem byłam coraz bardziej przybita. Niby byłam lubiana i miałam wielu znajomych, których doceniałam, ale to przygnębiające uczucie gonienia za czymś nieuchwytnym i zbliżająca się utrata nastoletniego życia wywoływały we mnie nieprzyjemne dreszcze. Mój niepokój pogłębiały kolejne osiemnastki najbliższych przyjaciół.
Nikt mnie nie uświadomił, że dorosnąć można jeszcze przed osiemnastymi urodzinami, a szkoda, bo nie popełniłabym tych wszystkich młodzieńczych błędów. Przede wszystkim tego, którego żałuję najbardziej, a będzie się za mną ciągnął najdłużej, plamiąc moją przyszłość.
Zlekceważyłam wszelkie życzenia urodzinowe i bez czytania odpowiadałam na wszystkie krótkim „dziękuję”. Byłam wdzięczna, nawet bardzo, lecz w tej chwili nie miałam siły tego okazywać.
Przerzuciłam się na czat z moją przyjaciółką. Już miałam kliknąć przycisk rozpoczynający rozmowę, ale przypomniałam sobie, że Sophie Lauren była właśnie w połowie drogi do Liverpoolu. Była jedną z najważniejszych osób w moim życiu – w końcu znałyśmy się od najmłodszych lat. Wiele razy zdarzało nam się kłócić, ale nasza przyjaźń przetrwała.
Uwielbiałyśmy wspólnie chodzić na basen, do kina albo najzwyczajniej włóczyć się po Londynie i wyśmiewać turystów. Spędzałyśmy razem każde walentynki, które wypadały w jej urodziny. No, przynajmniej dopóki obie nie poznałyśmy naszych chłopaków i zaczęłyśmy spędzać święto zakochanych u boku naszych drugich połówek.
Poznałyśmy się w czasach, kiedy dla wszystkich byłam niewidzialna. Inne dzieci nie zwracały na mnie uwagi, wręcz przeciwnie, uznawały za świetną zabawę wyśmiewanie się ze mnie. To właśnie Sophie wyciągnęła mnie z tego trwającego lata dołka i zaoferowała mi swoją przyjaźń. A ja, żeby jej nie zawieść, postanowiłam stać się kimś innym – w moim mniemaniu lepszym. Zmieniłam wygląd, nawet zaczęłam używać tuszu do rzęs i wszystkie dzieciaki zaczęły poświęcać mi więcej uwagi. Niestety, byłam wtedy na tyle zniszczona i zakompleksiona, że zamiast zaprzyjaźniać się z nowymi osobami, stałam się pyskata oraz chamska wobec tych, którzy mnie zranili. Czyli dla wszystkich z wyjątkiem Sophie.
Obecnie byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami i choć widywałyśmy się rzadko, zawsze mogłyśmy do siebie zadzwonić – żeby się pożalić, poprosić o wsparcie lub poplotkować. Tak bardzo pragnęłam teraz porozmawiać z nią przez telefon. Wyżalić się, poplotkować, ponaśmiewać z jej wyborów, natomiast z powodu jej wyjazdu zostałam sama. Zamiast więc wysłać tej niewinnej blondynce brutalną wiadomość głosową, krytykującą jej podróż, przypomniałam sobie o pewnym bliskim mi mężczyźnie. Napisałam więc do mojego chłopaka, by życzyć mu miłej nocy, bo kiedy nie było Sophii, tylko on potrafił podnieść mnie na duchu.
Nie byłam na niego zła, że nie złożył mi życzeń urodzinowych. Właściwie doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że szykował dla mnie imprezę niespodziankę – dlatego rzekomo zapomniał o moich urodzinach.
Biedak nie potrafił kryć się z niespodziankami, natomiast ja z łatwością każdą odgadywałam, niszcząc efekt zaskoczenia. Tym razem postanowiłam nie psuć mu zabawy i udawałam niezbyt mądrą, naiwną, niczego niespodziewającą się dziewczynę. Bo nawet przed własnym chłopakiem wolałam udawać niewartego uwagi przeciwnika.
Niech żyje w takim przekonaniu, niech nie wierzy w moje możliwości. Tak było dla mnie bezpieczniej, albowiem tylko głupiec odkrywałby wszystkie karty, ujawniając swoją strategię. Szkoda, że na chwilę się zapomniałam.
Spojrzałam na papierosa, a właściwie popiół, jaki z niego pozostał w glinianej popielniczce. Paliłam w zamkniętym pokoju, ale przysięgam, że zdarzało się to rzadko. Nie zamierzałam stać przy otwartym oknie, by wszyscy mieszkańcy budynku znajdującego się tuż naprzeciwko mojego domu widzieli, co robię.
Wgapiałam się przez chwilę w sufit, gdy usłyszałam dźwięk zegarka oznajmiający północ.
00:00 – koniec nieszczęsnych urodzin, moja słodka gwiazdko.
Uwielbiałam lepić z gliny.
Gdy moje ręce po raz pierwszy dorwały się do tej masy, z której można stworzyć niewyobrażalne dzieła, uległam nowej pasji i rozpoczęłam swoją przygodę. To właśnie dlatego moje biurko ubrudzone było resztkami zaschniętej gliny i rozpryskanymi farbami.
Od moich urodzin minęło około tygodnia, lecz zamiast korzystać z pięknego słońca i wakacji, które za niecały miesiąc miały dobiec końca, od pięciu godzin przesiadywałam w zamkniętym pokoju i lepiłam serce pokryte kolcami.
Pomysł był mój i byłam bardzo z siebie dumna, a z każdą chwilą, gdy rzeźba nabierała wyraźniejszych kształtów, moje usta uśmiechały się coraz szerzej.
Kiedy skończyłam, przyjrzałam się dokładnie każdej części rzeźby. Wyszło idealnie, dokładnie według mojego zamysłu, a przynajmniej tak mi się zdawało, ponieważ zmieniałam go średnio co dziesięć minut. Zresztą czym byłaby sztuka bez zmiany koncepcji lub zagmatwanych wyjaśnień, których autor zdecydowanie nie miał na myśli.
Czegoś mi jednak zabrakło. Przeglądając rzeczy, które mogłabym wykorzystać do ukończenia dzieła, moją uwagę przykuły kryształki, pierwotnie przeznaczone do zdobienia paznokci. Gliniane serce pokryłam niewielką ilością czerwonej farby, natomiast kolce obkleiłam wspomnianymi kryształkami.
Dłonią przetarłam spocone czoło, zostały na nim czerwone ślady farby. Zaschnięta glina posypała się na biurko, co spowodowało jeszcze większy bałagan.
Westchnęłam sfrustrowana, spoglądając na brudne biurko, glinę przyklejoną do podłogi i – co najgorsze – ubrudzone ubrania. Szybko poszłam do łazienki, by zmyć brud, lecz kiedy spojrzałam we własne odbicie, aż się zaśmiałam.
Czoło i okolice oczu miałam ubrudzone brokatową farbą, w czarne włosy wplątały się zgubione kryształki, a stosunkowo nowe ubrania pokrywała pokruszona glina. Wyglądałam jak choinka obwieszona tanimi brokatowymi bombkami.
Do twarzy mi w tym czerwonym, pomyślałam i uśmiechnęłam się do swojego odbicia.
Ten kolor, najlepiej w odcieniu wytrawnego wina, symbolizujący prawdziwą namiętną miłość, ale też kolor krwi był moim ulubionym.
Pozbyłam się kryształków, umyłam twarz ciepłą wodą, ubrania wrzuciłam do kosza na brudne pranie i włożyłam czyste dresy.
Wróciłam do swojego pokoju i już miałam wskoczyć do ogromnego łóżka, kiedy moją uwagę przykuło wysychające serce. A gdyby tak…
Podeszłam do biurka. Z jednej szuflady wyjęłam pudełko pełne starych płyt, z drugiej – młotek, którym rozbiłam je na małe kawałeczki. Następnie przykleiłam odłamki do wystających z serca kolców, a efekt w końcu sprostał moim oczekiwaniom.
Nie dość, że pokaleczyłam przy tym sobie opuszki palców, to jeszcze, po przeanalizowaniu każdego fragmentu serca, opadłam na biurko z wycieńczenia, po czym usnęłam wśród artystycznego nieładu.
Obudziło mnie lekkie potrząsanie i delikatny głos mamy.
– Skarbie, przyszedł Antony.
Gwałtownie uniosłam głowę i powiedziałam, że zaraz zejdę na dół. Kiedy mama wyszła z pokoju, rozczesałam włosy, odsłoniłam zasłony i w pośpiechu zerknęłam na telefon. Była dwunasta!
Zbiegłam po schodach i weszłam do salonu, gdzie czekał na mnie mój ukochany chłopak. Bez chwili zastanowienia wtuliłam się w niego, lecz zanim zdążył mnie pocałować, szybko pobiegłam do łazienki, aby umyć zęby.
Byłam głodna pocałunków.
Kiedy wróciłam, mama zaproponowała Antony’emu kawę, ale on odmówił z uprzejmym uśmiechem. Powiedział, że chce spędzić ze mną trochę czasu. Wstał od stołu, chwycił mnie za rękę i razem weszliśmy na górę. Gdy dotarliśmy do mojego pokoju, kopnięciem zatrzasnął drzwi, puścił do mnie oko i się o nie oparł. Uśmiechnęłam się promiennie i naparłam na niego swoim ciałem. Był niewiele wyższy, mimo to z trudem dosięgałam jego ust, tak by w pełni rozkoszować się ich smakiem. Antony, jakby czytając mi w myślach, chwycił mój tyłek i mnie obrócił. Teraz to ja opierałam się plecami o drzwi. Podskoczyłam lekko, oplotłam nogami talię chłopaka, a on aż jęknął.
– Jesteś niewiarygodnie seksowna w tych szarych dresach. Uwielbiam cię w takim wydaniu – powiedział, sunąc ustami wzdłuż mojej szyi. Szalenie mnie to podniecało.
Zdyszana zaśmiałam się radośnie. Komplement sprawił mi przyjemność, tak samo jak jego dłonie, wędrujące wzdłuż mojej talii.
Oboje ciężko dyszeliśmy, oddając się pocałunkom i pieszczotom. Wzdrygnęłam się, kiedy chłopak ugryzł mnie w szyję. Lekko szarpnęłam go za włosy.
– Kocham twoje czarne włosy i piwne oczy. Kocham twoje ciało i twój uśmiech. Kocham całą ciebie – szeptał mi do ucha.
– Ja ciebie też – odparłam.
I wtedy coś mnie tknęło. Zrozumiałam, że nasze gorące pocałunki sprowadzały się do jednego. Czy to się zaraz wydarzy? – pomyślałam. Czy ja stracę…?
O kurwa, nie. Znaczy tak!
Dlaczego pomyślałam „nie”? Nie byłam gotowa? Byłam. Na pewno. Na pewno?
– Antony! – pisnęłam, przerywając nasz pocałunek.
Pożądanie spłynęło ze mnie jak woda po kaczce. Zestresowałam się i przez krótką chwilę poczułam się jak niewinna mała istotka w rękach dorosłego mężczyzny.
Chłopak spojrzał na mnie wybity z rytmu.
– Coś się stało? – zapytał, na co ja przełknęłam ślinę.
Powoli opuściłam nogi na podłogę, stanęłam twarzą w twarz z kolejnym swoim kłamstwem.
– Nie. Nic się nie stało, ale zapomniałam, że miałam ci pokazać swoje dzieło, nad którym pracowałam całą noc. – Z moich ust wydobyło się kłamstwo wymyślone na poczekaniu w obawie przed inicjacją seksualną. W dodatku to nie była pierwsza taka sytuacja. Wielokrotnie zdarzało mi się przerywać nasze pocałunki pod różnymi pretekstami, żeby tylko do tego nie doszło. Właściwie nie miałam pojęcia, dlaczego to robiłam. Może zwyczajnie się bałam, a może gdzieś w głębi serca czułam, że Antony nie jest właściwą osobą.
Nawet tak nie myśl – skarciłam się, wysuwając z objęć chłopaka.
Podbiegłam do biurka i chwyciłam gliniane serce. Kiedy się odwróciłam, brunet stał tuż za mną, przyglądając się rzeźbie w moich dłoniach.
– Jest piękne – powiedział.
Oczekiwałam większego entuzjazmu, więc zrobiło mi się smutno, że tak lakonicznie skomentował efekt mojej ciężkiej pracy, ale wtedy mnie zaskoczył. Objął mnie czule i pocałował w czoło. – Czyli nikt nie może złamać twojego serca, tak? – zapytał, przeczytawszy karteczkę przyczepioną do jednego z kolców.
Zerknęłam na niego zdezorientowana, podążając wzrokiem za jego spojrzeniem. So, you want to break my heart, right? Good luck.
Zapomniałam o tym zupełnie.
– Nikt – odpowiedziałam stanowczo, chociaż zdradzały mnie czerwone rumieńce, które pojawiły się na moich policzkach.
Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy. Wziął ode mnie serce i stojąc naprzeciwko mnie, zaczął odłamywać kolce.
Zszokowana patrzyłam na niego, a chwilę później poczułam, jak ciepła łza spływa mi po policzku. Tyle pracy… Jak on mógł?!
– Co ty robisz? – spytałam.
– Powierzysz mi to bezbronne serce? – odpowiedział pytaniem na pytanie, gdy zniszczył moje dzieło.
– Po co?
Antony potrafił mnie zaskoczyć, jednak teraz patrzyłam na niego z zagubioną miną. Jedna z moich brwi powędrowała lekko ku górze, na co on uśmiechnął się z rozbawieniem. Mnie nie było do śmiechu. Byłam wkurzona!
– Będę je trzymał w bezpiecznym miejscu – wytłumaczył. – I nie bądź beksą, rozmawialiśmy o tym, żebyś tyle nie płakała, mam rację? – Delikatnie starł ciepłą łzę z mojej twarzy.
Cała wściekłość ulotniła się ze mnie jak za dotknięciem magicznej różdżki, a jej miejsce zajęła szczera miłość. Ten chłopak jest niesamowity – pomyślałam. Nie zasługuję na niego.
– A-ale… Przepraszam, nie powinnam mówić metaforami. To nudne. – Spojrzałam na niego spod sklejonych rzęs.
Byłam przy nim taka bezbronna. Pozwoliłam mu zniszczyć swoją wielogodzinną pracę, bo wypowiedział jedno zdanie, które zawróciło mi w głowie.
– Gwiazdeczko, uwielbiam, kiedy mówisz metaforami.
Gwiazdeczko. Naprawdę na niego nie zasługiwałam – a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
– Boję się – odrzekłam. – Boję się, że pewnego dnia wyślesz mi nagranie, na którym zrzucasz to serce z balkonu lub roztrzaskujesz je młotkiem. Łamiąc przy tym moje prawdziwe. – Ciałem naparłam na klatkę piersiową Antony’ego. – Jeżeli nasza relacja jest snem, nie chcę się z niego wybudzać – dodałam.
Odkąd pamiętam, miałam problemy z zaufaniem spowodowane nieobecnością ojca. Tak desperacko starałam się zbliżyć do ludzi, lecz nie potrafiłam im zaufać. Może właśnie dlatego bałam się swojego pierwszego razu. Bo co, jeżeli zaufam Antony’emu, a on odwróci się przeciwko mnie?
– Nigdy tego nie zrobię – odparł. – A nawet jeśli kiedyś złamię ci serce… Tylko proszę, nie karz mnie za to, że użyłem zwrotu „jeśli kiedyś”.
– Jakże bym śmiała. Uwielbiam nasze szczere rozmowy. – Uśmiechnęłam się promiennie. – Poza tym jesteś zbyt słodki, by przerywać ci głupim przekomarzaniem.
Wzmocnił uścisk, a następnie lekko się odsunął, by z powrotem zajrzeć mi w oczy.
– Nawet jeśli kiedyś to zrobię, przyjdę do ciebie z klejem i skleimy je razem. – Kącik jego ust powędrował ku górze. – Ale najpierw, klęcząc przed tobą, wypowiem słowo „przepraszam” tyle razy, ile sobie zażyczysz, gwiazdeczko.
Uśmiech nie schodził z moich ust.
– Poza tym, spójrz. – Uniósł serce. – To tylko glina, no wiesz. Nie jest jak twoje serduszko, które tak kocham. To – wskazał palcem na moją lewą pierś – nie jest tak kruche, jak ci się wydaje. Jest silne, tak samo jak jego właścicielka.
Kochałam go. Naprawdę tak cholernie go kochałam.
– Kocham cię, Valentino. Pamiętaj o tym, dobrze? – powiedział nagle, jakby czytał mi w myślach. Zamiast odpowiedzieć, ujęłam jego twarz w dłonie i zaczęłam go całować.
Jego usta były pełne i przyjemne w dotyku, a kiedy zaczął dłońmi zataczać kółka na mojej talii, rozpływałam się w jego objęciach, jakby świat dookoła nas się zatrzymał.
Wplatałam dłonie w jego ciemne loki, ale poruszył twarzą, więc gwałtownie się od niego odsunęłam.
– Ała! – jęknęłam z wyrzutem. – Mógłbyś w końcu zgolić ten zarost? Znowu mnie podrapałeś.
Z obrażoną miną skrzyżowałam ręce na piersi, ale kiedy się zaśmiał, ukazując swoje idealnie równe białe zęby, zrozumiałam, że nie potrafię się na niego gniewać.
Uśmiechnęłam się i przez krótką chwilę śmialiśmy się razem. Do momentu, kiedy do głowy nie wpadł mi pewien spontaniczny, zupełnie niezwiązany z naszymi pocałunkami pomysł.
Przestałam się śmiać i spojrzałam Antony’emu w oczy.
– Chcę iść na imprezę – oznajmiłam.
Ta myśl krążyła po mojej głowie od dłuższego czasu, jednak dopiero wtedy zechciałam wcielić plan w życie i o niej wspomniałam. Z naszymi znajomościami nietrudno było znaleźć imprezę z dnia na dzień, szczególnie że ostatnio mój najlepszy przyjaciel Ryan wspominał o jednej z nich.
– Valentino, ostatnim razem… Pamiętasz, co się stało, czyż nie? – odparł chłopak, a ja poczułam ostre ukłucie w sercu.
Nigdy tego nie zapomnę – pomyślałam, spuszczając wzrok. Zdradziłam go. Na imprezie sylwestrowej zdradziłam Antony’ego z innym chłopakiem. Choć był to jedynie delikatny pocałunek, wyrzuty sumienia będą się za mną ciągnąć wieczność.
Pokłóciliśmy się wtedy, a ja, wbrew sobie, obiecałam, że będę omijała imprezy szerokim łukiem. Co prawda od sylwestra wymknęłam się na kilka bez wiedzy Antony’ego, ale powoli ten sekret zaczynał mi ciążyć. Poza tym chciałam pobawić się w towarzystwie swojego chłopaka.
– Tak, i ustanowiłam wtedy dwie zasady. Po pierwsze, już nigdy się to nie powtórzy, a po drugie, nigdy nie pójdę na żadną imprezę, prawda?
– Tak – odparł krótko, czekając na wyjaśnienie.
– Dzisiaj chcę złamać jedną z tych zasad – przerwałam, aby zbudować napięcie. – Antony, czy pójdziesz ze mną na imprezę dla niewyżytych nastolatków?
Zapadła cisza. Moje serce na moment stanęło, a może wręcz przeciwnie, przyspieszyło. Wpatrywałam się w mojego chłopaka z oczekiwaniem i nadzieją.
– Z tobą? – Uniósł brew, utrzymując mnie w napięciu. – Zawsze.
Muzyka dzwoniła mi w uszach, a alkohol i kolorowe światełka powodowały migrenę i nieprzyjemne zawroty głowy. Mimo to do tego momentu bawiłam się świetnie. Tańczyłam, rozmawiałam ze znajomymi i nowo poznanymi, śmiałam się i wlewałam w siebie alkohol. Jednak nie było przy mnie mojego chłopaka.
– Hej, Ryan – zagadnęłam mojego pijanego przyjaciela, który właśnie nalewał sobie kolejnego szota. – Widziałeś gdzieś Antony’ego?
– Poszukaj w zamkniętych pokojach – odparł, próbując złożyć sensowne zdanie. – Może postanowił odwdzięczyć się po sylwestrze.
Jęknął z bólu, gdy nadepnęłam mu na stopę.
Nie wierzyłam w jego słowa, a jednak mnie zirytowały. Westchnęłam, wywracając przy tym oczami.
– To nie jest śmieszne. Idę szukać dalej. – Odwróciłam się do niego plecami, ale postanowiłam jeszcze coś dodać, więc ponownie na niego spojrzałam. – I nie wypij za dużo. Nie zamierzam cię później zbierać z podłogi.
– Za późnooo!
Pokiwałam głową z niedowierzaniem, zabrałam mu kubek, który przed chwilą zdążył napełnić, i jednym ruchem ręki wlałam zawartość do gardła. Skrzywiona spojrzałam na uśmiechniętego Ryana, odstawiłam kubek, po czym udałam się na dalsze poszukiwania.
– Żegnaaaj, koleżankooo! – krzyknął za mną, ale ja ledwo zrozumiałam jego słowa, zagłuszane przez głośne karaoke w salonie. Szukałam mojego chłopaka ze snów po całym domu. Co jakiś czas skarpetki przyklejały mi się do lepiącej podłogi, która stanowiła mieszankę soków, alkoholu i gdzieniegdzie wymiocin. Obrzydlistwo.
Nigdzie nie znalazłam Antony’ego, nawet w zamkniętych pokojach, do których zajrzałam dla spokoju ducha.
Zadzwoniłam do niego siedemnaście razy, ale nie odebrał ani nie oddzwonił. Spanikowana, zaczęłam wysyłać wiadomości, układając w głowie najgorsze scenariusze.
23:45
JA: Gdzie jesteś?
JA: Halooo!
JA: Mam się martwić?
00:01
JA: Antony, to nie jest zabawne
JA: Robię się śpiąca. Chcę do domu
00:53
JA: Gdzie jesteś?!
JA: Za 5 min wracam sama
00:58
JA: Okej. Załatw sobie transport, a później przepraszaj na kolanach
03:07
JA: Wszystko gra?
I tak właśnie z imprezy, na którą poszłam z chłopakiem, wróciłam sama.
Następnego dnia z rana usłyszałam pukanie do drzwi. Wrócił chłopak marnotrawny – pomyślałam. Jednak zamiast niego przed drzwiami zastałam połamane gliniane serce, które jeszcze przedwczoraj lepiłam w środku nocy z myślą o moich uczuciach.
Obok niego leżała karteczka wraz z klejem u boku. Jednak musisz skleić je sama, bo wstyd mi będzie spojrzeć ci w oczy. Przepraszam.
– Nie – wyszeptałam.
Nie dowierzałam w to, co widzę, ale kiedy przeczytałam wiadomość ponownie, zrozumiałam, że miałam rację.
Zalałam się gorzkimi łzami.
Moje prawdziwe serce pękło na tysiące kawałeczków i wiedziałam, że raczej nie skleję go z pomocą wody.
Tamtego wieczoru zostałam zdradzona przez swojego chłopaka i nie był to zwykły niewinny, nic nieznaczący pocałunek.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
You&YA
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz