Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bezwarunkowa psia miłość czy strategia ewolucyjna? Niepowtarzalna więź czy układ oparty na obopólnej korzyści? I kto w tym układzie odgrywa kluczową rolę?
Simon Garfield, właściciel labradora o imieniu Ludo i miłośnik zwierząt, z iście psią ciekawością przygląda się wyjątkowej relacji łączącej psa z człowiekiem. Swoją opowieść zaczyna od starożytnych malowideł naskalnych, a kończy… w laboratorium, gdzie odczytano sekwencję psiego genomu.
Podąża śladami czworonogów, które niegdyś u naszego boku polowały, a dziś pomagają rozbrajać bomby, wykrywać nowotwory, lecz przede wszystkim są naszymi najwierniejszymi towarzyszami. Poznajemy pierwszego labradoodle’a, lojalnego akitę oraz border collie, który pamiętał nazwy ponad tysiąca pluszowych zabawek.
Autor z pasją tropi bogactwo psiego świata, ujawnia sekrety najlepszych trenerów i odkrywa psychologiczne korzenie związku pies-człowiek. Związku równie wspaniałego, co skomplikowanego, niemal w takim stopniu jak relacje między ludźmi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 371
Wszystkim psom, które kochamy
Jeśli nie masz psa, przynajmniej jednego, być może z tobą wszystko jest w porządku, ale coś może być nie w porządku z twoim życiem.
Roger Caras
Pies rzadko ciągnie nas w górę do swojego poziomu mądrości, za to człowiek często ciągnie psa w dół do własnego poziomu.
James Thurber
Fakt, że pies czuje zapach, którego nie może czuć człowiek, nie czyni go geniuszem – czyni go psem.
Temple Grandin
Zupełnie jak człowiek? Wiktoriański dżentelmen przygotowany na wielkie wyjście Źródło: Hans Christian Adam
WPROWADZENIE
PSOWATOŚĆ PSÓW
Dlaczego on tu jest?
Dlaczego mój pies leży zwinięty w kłębek u moich stóp, gdy piszę te słowa? Jak to się stało, że polubiłem jego przyjazny, aczkolwiek niekiedy impertynencki sposób bycia? Jakim cudem jego nieświeży oddech stał się tematem żartów podczas kolacji z przyjaciółmi? Dlaczego wydaję ponad tysiąc funtów rocznie na jego ubezpieczenie zdrowotne? I wreszcie dlaczego tak bardzo go kocham?
Ludo nie jest żadnym wyjątkowym psem. To zwykły labrador retriever – w samej Wielkiej Brytanii żyje ich mniej więcej 500 tysięcy, a w Stanach Zjednoczonych około miliona – reprezentant jednej z najpopularniejszych ras w obu tych krajach. Ludo jest taki sam jak inne labradory. Uwielbia bawić się piłką, można nawet powiedzieć, że jest w tej dziedzinie ekspertem. Przejadłby wszelkie dostępne w naszej galaktyce zasoby żywności, nie pozostawiając innym psom ani okruszka. Jest zagrożony wysokim ryzykiem wystąpienia dysplazji stawów biodrowych. Najlepiej wygląda na miękkiej kanapie w domu z centralnym ogrzewaniem, gdzieś daleko od Nowej Fundlandii, krainy swoich przodków.
Ludo to jednak wyjątkowy pies dla mnie i dla całej reszty jego ludzkiej rodziny. Jest już dość sędziwym dżentelmenem, ponieważ ma dwanaście i pół roku, a my zrobimy absolutnie wszystko, aby żył z nami w szczęśliwości jeszcze długo. Mokniemy z nim na długich spacerach, gdy obwąchuje wszystkie zakątki w parku Hampstead Heath. Układamy plan dnia zgodnie z jego potrzebami, posiłkami, przechadzkami i dostawami lekarstw, których potrzebuje do życia (mój kochany pupil cierpi na padaczkę). Wydajemy na niego znaczną część naszych przychodów, a on jeszcze nigdy nie wysłał nam ani jednej kartki z podziękowaniami[1]. Gdy nie ma go z nami przez kilka dni, na przykład kiedy dzieci zabierają go do siebie na weekend, nasz dom wydaje się niezwykle pusty. Mamy wielkie szczęście, że Ludo jest z nami. Bóg jeden wie, jak sobie poradzimy, gdy go zabraknie.
W ten weekend zamierzam odwiedzić wystawę „Discover Dogs” (Odkryjmy Psy) w hali wystawowej we wschodnim Londynie, podczas której będzie można podziwiać zwinność i posłuszeństwo ponad 200 różnych ras psów. Przedstawiciele niektórych z nich są tak mali, że z łatwością zmieściliby się w mojej torbie, innych zaś tak ogromni, że być może miałbym kłopot z zapakowaniem ich do samochodu. Będzie to także okazja do zakupu mnóstwa akcesoriów i gadżetów, spośród których większość wcale nie jest dla psa, lecz raczej dla człowieka – na przykład obrazy olejne czy ubrania z różnymi ozdobami i napisami związanymi z psami, takimi jak slogany: „Jeśli nie zapraszasz mnie z psem, to nie zapraszaj mnie wcale”, „Psy dają mi radość, ty raczej nie”, „Wolę wyjść na spacer ze swoim sznaucerem”. W związku z faktem, że nie mogę zabrać na tę wystawę Luda, bo jest to zabronione, w kolejny piątek wezmę go na pokaz filmu Rocketman w kinie Exhibit w Balham w południowym Londynie. Może mój pies nie jest wielkim fanem Eltona Johna i w zasadzie lubi słuchać jakiejkolwiek muzyki, a także odgłosów odkurzacza, ale sądzę, że ucieszy się z własnego miejsca, koca i psich przysmaków podczas projekcji. Wszystkie psy dostają darmowy bilet – w zamian personel może je głaskać. Podczas seansu nie wygasza się też całkowicie świateł, żeby pupile się nie denerwowały.
A zatem kiedy znaleźliśmy się w punkcie, w którym pies to już nie tylko pies? I od kiedy psy chodzą do kina? A od kiedy psy towarzyszą człowiekowi nie tylko podczas polowań, ale także podczas rozbrajania bomb lub wykrywania raka u pacjentów? W jakim stopniu zezwalamy po cichu na przewartościowanie ludzkiego życia oraz dostosowanie godzin pracy, czystości dywanu i organizacji urlopu do potrzeb zwierząt, które kiedyś żyły poza domem i same dbały o siebie? Od kiedy naturalną czynnością psa jest wylegiwanie się na kanapie, a nie polowanie?
Niniejsza książka stanowi analizę rozwoju niezwykle silnej i nierozerwalnej więzi, jaka łączy człowieka i psa od wieków. Odmieniła ona miliony psich i ludzkich egzystencji. Jeśli Nietzsche się nie mylił i „świat istnieje dzięki zrozumieniu psów”, to być może badanie psów przyniesie nam też lepsze zrozumienie nas samych.
Dlaczego on tu jest?
Dlaczego mój człowiek nieprzerwanie stuka w klawiaturę i czasem miłośnie wzdycha? Ile ciepłych napojów może wypić w przerwach od pisania? Dlaczego zawsze daje mi obiad o tej samej porze? Dlaczego to posłanie ze specjalnej pianki, które mi kupił, wcale nie zapamiętuje pozycji, w jakiej wczoraj się wygodnie ułożyłem? Czemu jestem z nim taki szczęśliwy?
Antropomorfizacja psów nie jest nowym zjawiskiem. Na biurku mam zdjęcie z XIX wieku przedstawiające czarnego labradora, który pozuje przebrany za lorda w garniturze i kapeluszu, a w dodatku „pali” fajkę. Mówiące psy są motywem w kinematografii, odkąd kino przestało być nieme. Jednak porozumienie pomiędzy psem a człowiekiem nigdy nie było tak głębokie, oryginalne i niepokojące jak w dzisiejszych czasach. Natura tej więzi i nasze zaangażowanie w tę relację zdają się przybierać na sile w ostatnich 50 latach, nie tylko dlatego że dzięki postępom naukowym lepiej rozumiemy psy, ale też za sprawą socjologicznej interpretacji psiego zachowania. Wszystko to sprawiło, że pies i człowiek się do siebie zbliżyli. Jesteśmy niczym pijani tancerze spleceni w ekstatycznym uścisku z naszym najlepszym przyjacielem.
Taki związek pełen pasji niestety nie zawsze dobrze się kończy. Obok zdjęcia wiktoriańskiego psiego lorda mam fotografię kota w czapeczce firmy Kangol i w okularach przeciwsłonecznych, co sprawia, że wygląda on jak Samuel L. Jackson. Na swoim komputerze mam zdjęcia przedstawiające psy, które czytają, żeglują i jeżdżą na rowerze. Wiem, że jest w tych fotografiach coś moralnie niepoprawnego, a jednak wciąż je gromadzę, ponieważ wydają mi się niezwykle czarujące.
Co tydzień otrzymuję od amerykańskiego magazynu „Bark” maila zatytułowanego Psy się śmieją. Każdy z nich zawiera co najmniej dwa zdjęcia pięknych szczerzących się psów myśliwskich; ostatnio były to Baxter („Baxter ma wesołe usposobienie, uwielbia jeść, wygrzewać się w słońcu, chodzić na spacery i być głaskany”) i Chad („Ten przystojniak z początku może się wydawać nieco powściągliwy, ale właśnie to czyni go tajemniczym i uroczym!”). Te pieski są pełne uroku, ale tak naprawdę przecież się nie uśmiechają. Ludzie z „Bark” wiedzą jednak, że być może fotogeniczność czworonogów zagwarantuje im lepszy start, gdyż większość tych zwierząt jest po przejściach i szuka nowego domu.
Imiona, jakie nadajemy naszym psom, coraz częściej są imionami, jakie wybralibyśmy dla naszych dzieci. Zamiast Fido jest Franek, zamiast Majora – Maks. Trzydzieści lat temu było inaczej. Dzisiaj nadajemy psom imiona ludzkich bohaterów. Nelson wciąż cieszy się popularnością, niebawem przybędzie też Gret. Możesz mieć suczkę o imieniu Taylor i psa wabiącego się Swift. Angielscy prawnicy lubią nazywać swoje czworonogi Shyster (czyli Krętacz, Matacz), architekci – Zaha[2], inni wolą bardziej potoczne imiona i parki pełne są dziś na przykład psów o imieniu Fleabag (Sierściuch). Jest też cała gama imion raperskich: Snoop Dogg, Phife Dawg, Nate Dogg, Bow Wow.
Rząd, na jaki zasługujemy – Pluto, minister ubezpieczeń społecznych, mówi: „Nie mogę się doszczekać!”Źródło: Powielono za zgodą magazynu „Private eye”
Coraz częściej używamy nazw różnych ras psów do klasyfikacji nas samych. Zajadły dziennikarz radiowy to rottweiler, a sympatyczny spiker – pudel lub pudelek. Przyjazne i oddane postaci z powieści są niczym mięciutkie labradory. Miejskie zbiry to pitbule. Kogoś, kto lubi walczyć, porównamy do teriera, a detektywa – do psa gończego. Wiesz, o co mi chodzi. Wiesz, bo jesteś zwinny jak chart wyścigowy i mądry jak pies pasterski.
W języku angielskim od dawna posługujemy się naszymi czworonożnymi przyjaciółmi do określenia naszych uczuć i czynów. Po ciężkiej pracy jesteśmy zmęczeni jak psy. Upijamy się jak skunks czy kundel, a następnego dnia we drink the hair of the dog, czyli pijemy klina, a dosłownie wypijamy psi włos. Zagięcie strony odkładanej przez nas książki nazywane jest dog ear, czyli psie ucho. Trzymamy kciuki za underdog, czyli za słabszego kandydata lub słabszą drużynę. Obszczekujemy niewłaściwe drzewo (bark up the wrong tree), czyli popełniamy błąd, a następnie znajdujemy się w sytuacji bez wyjścia, czyli w psiej budzie (doghouse). Depresję nazywamy czarnym psem (black dog), a wisielczy wyraz twarzy – hangdog countenance (dosłownie „oblicze powieszonego psa”). Wyrażenia psie śniadanie czy też psi obiad (dog’s breakfast i dog’s lunch) używane są w znaczeniu bałaganu. Człowiek może też zejść na psy. Cat’s pyjamas, piżama kota, jest określeniem czegoś fajnego, za to dog’s bollocks (dosłownie „psie jaja”) to coś bzdurnego[3]. Psy przyczyniły się nawet do spopularyzowania nazewnictwa jednej z pozycji seksualnych – „na pieska”.
Kończę pisać tę książkę w kwietniu 2020 roku, w czasie panowania wirusa, i zdaje się, że u nas w domu tylko Ludo zachowuje spokój. Wygląda jednak na wykończonego. Chyba już wszyscy wiedzą, że pandemia okazała się kuriozalnym czasem dla psów. Rzadko bywają teraz same w domu i są wyprowadzane na spacer częściej, niżby sobie tego życzyły. Przyjaciele i sąsiedzi chcą je od nas pożyczać, bo posiadając pupila, masz prawo do spaceru. Schroniska dla zwierząt odnotowują większą liczbę zapytań w sprawie adopcji. W miejscu, w którym zaledwie kilka miesięcy temu odbywała się wystawa „Discover Dogs”, mieści się dziś tymczasowy szpital z 4 tysiącami łóżek. Media społecznościowe pękają w szwach od filmików i kreskówek o COVID-19 i psach. Olive i Mabel, śliczne labradory komentatora sportowego Andrew Cottera, stały się gwiazdami internetu, pokazując, jak walczą o dominację podczas lockdownu.
Właściciele psów, którzy mieszkają sami, są nad wyraz wdzięczni za komfort przebywania w towarzystwie pupila. Ale mam też pewne obawy, jeśli chodzi o obecną sytuację. Jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej nie chciałbym, aby Ludo chorował. Niezwykle trudno też dziś o specjalną niemiecką suchą karmę, a poza tym aby otworzyć zapachowe woreczki na psie kupy, najwygodniej najpierw polizać palce, co w tej chwili nie jest najlepszym pomysłem.
Nawet jeśli nigdy nie miałeś psa i tylko oglądałeś „Crufts” (coroczną międzynarodową wystawę psów rasowych) w telewizji, to na pewno zdajesz sobie sprawę, że przyjaźń z psami jest bogata, zróżnicowana, trudna i skomplikowana – tak samo bogata, zróżnicowana, trudna i skomplikowana jak związki międzyludzkie. Psy nie są już jedynie elementem wyposażenia domu, ale stanowią część rodziny. Być może są jedynym nieludzkim gatunkiem, z którym jesteśmy tak blisko.
Niniejsza książka analizuje próby ulepszenia tego związku przez człowieka, a także próby stworzenia zwierzęcia doskonałego czy też takiego, które zachowywałoby się jak człowiek. Na swój sposób pies stał się bowiem przedłużeniem człowieka. (Nawet sam Albert Einstein zauważył, że jego foksterier szorstkowłosy Chico był niezwykle inteligentny i zdolny do odczuwania złości. „Otrzymuję tak wiele listów, że aż mi współczuje i wciąż próbuje ugryźć listonosza”). To podejście, uporczywie zwane jedynie przez socjologów antropomorfizacją lub antropomorfizmem, a przez miłośników psów uznawane za zachowanie całkowicie akceptowalne, jest powszechnie rozumiane przez trenerów psów jako niehumanitarne. A jednak wciąż je stosujemy. Jest ono dla nas naturalne i jesteśmy do niego przekonani do tego stopnia, że stosowanie u pupila diety niezawierającej kurkumy mogłoby według nas uchodzić wręcz za zaniedbanie. Gdy w 2017 roku kino Exhibit rozpoczęło projekcje dla zwierząt i ich właścicieli, puszczano filmy o psach, na przykład Zakochany kundel czy też Wyspa psów. Ostatnimi czasy jednak zwierzaki oglądają w nim normalne obrazy, w których tylko na pozór porusza się tematykę związaną z psami, a są to takie tytuły jak Gdyby ulica Beale umiała mówić, Czy mi kiedyś wybaczysz? albo I tak cię kocham. Po skończonym seansie także psi widzowie mają swoje pięć minut sławy. Właściciele ubierają je w futra oraz zakładają im ozdobne obroże i robią z nich gwiazdy na Instagramie[4].
Moja książka jest apoteozą inteligencji, ciekawości, piękna i lojalności psów. Zastanawiam się, czy psy, gdyby mogły, też napisałyby coś podobnego o ludziach. Znajdziesz tu pokrzepiające serce, a także absurdalne historie o psach – niektóre śmieszne, inne smutne, a jeszcze inne ciepłe lub niepokojące. Publikacja stawia też nowe, trudne pytania o to, jak człowiek traktuje dziś czworonożnego przyjaciela, jakim jest pies, i dokąd nas to prowadzi. Przeanalizujemy na przykład, czy naturalna miłość, jaką darzymy psy, nie przeradza się w brak szacunku, a pogoń za psimi nowościami i różnorodnością – w wykorzystywanie. Wszyscy hodowcy, z którymi miałem okazję porozmawiać, martwią się o przyszłość. Czy zapomnieliśmy, skąd pochodzą psy i jak zazwyczaj wyglądało ich życie? Czy zawsze gwarantujemy im najlepsze warunki, czy raczej chcemy, aby żyły naszym życiem? Czy istnieje ryzyko, że psy utracą swą esencję, czyli to, co psia psycholożka Alexandra Horowitz nazywa psowatością?
W centrum moich rozmyślań pozostaje kluczowe pytanie: jak przeszliśmy od polowań z wilkiem europejskim (i innymi podgatunkami Canis lupus) do kupna podgrzewanego posłania dla naszego cavalier king charles spaniela (lub innej rasy Canis lupus familiaris). Nasza podróż, kulturowa i naukowa, zabierze nas do Australii, Japonii, Stanów Zjednoczonych i najprawdopodobniej na „Crufts” w Narodowym Centrum Wystawowym w Birmingham.
Całe życie przed nim: Ludo jako szczeniakŹródło: Własność autora
Przy okazji postaram się wyjaśnić pochodzenie krzyżówek cheagle, czyli mieszanki ras beagle i chihuahua, oraz chiweenie, czyli skrzyżowania chihuahua z jamnikiem. Porozmawiamy o pierwszym kompletnym sekwencjonowaniu genomu psa, a także przeanalizujemy najbardziej znaczące w ostatnich czasach eksperymenty i teorie, o których można przeczytać w publikacjach naukowych. Zadamy sobie pytanie, czy Karol Darwin nie powinien być znany ze swych prac nad gatunkiem psa tak jak ze zgłębiania tajników ewolucji człowieka. I dlaczego Karol Dickens kupił sobie broń palną, aby strzelać do bezdomnych psów. Opowiemy o odosobnionych psich cmentarzach i innych miejscach czy też sposobach na upamiętnienie naszych ukochanych zwierząt. Postaramy się także zrozumieć, dlaczego obrazki psów grających w pokera były niegdyś tak popularne i czemu – jeśli jeszcze ich nie widziałeś – przeglądasz YouTube w poszukiwaniu filmików przedstawiających właścicieli, którzy droczą się ze swymi pupilami. Przykładem jest filmik, w którym pies o imieniu Clark wciąż nie dostaje swojego zasłużonego przysmaku – bekonu – i który ma ponad 200 milionów odtworzeń.
Nie jestem jednak ani psychologiem, ani etologiem, a już na pewno nie genetykiem, więc starałem się czerpać rady od specjalistów w danej dziedzinie. Moje doświadczenia są natury dziennikarskiej i opierają się na dowodach w postaci trzech psów, które posiadałem w ciągu 30 lat. Są to: basset hound o imieniu Gus, biszkoptowy labrador Chewy i mój obecny pies, czarny labrador Ludo. Czasem nawet się do nich upodabniam, o czym świadczy artykuł w „Sunday Timesie”, w którym porównano mnie do entuzjastycznego poszukiwacza trufli. Nie można znać psa o nienagannych manierach, dajmy na to, dłużej niż od godziny i nie zastanawiać się, co też dane zwierzę ma w głowie, co sprawia, że jest szczęśliwe, przestraszone, lub w jaki sposób najchętniej się bawi. Dodam tylko, że w tej książce znajdziecie głównie historie o dobrych psach, mimo że na świecie jest sporo złych psów. Pewnego razu na przykład zostałem ugryziony przez jednego z nich, gdy wracałem na rowerze ze szkoły. Był to owczarek niemiecki, od którego dziabnięcia zachorowałem na tężec. Zdecydowałem jednak nie brać sobie tego do serca i skupiam się jedynie na harmonijnych aspektach relacji człowieka z psem.
Psy żyją w świecie, który niemiecki biolog Jakob von Uexküll nazwał światem autonomicznym czy też Umwelt. Podobnie myślał Frans de Waal, autor książki Bystre zwierzę. Czy jesteśmy dość mądrzy, aby zrozumieć mądrość zwierząt?. Być może pies nie potrafi zrozumieć systemu, w którym rządzą czas i pieniądz, ale nie dzieje się tak dlatego, że brak mu inteligencji, lecz dlatego, że czas i pieniądz nie stanowią istoty jego życia.
Przeciętny psi mózg jest o jakieś dwie trzecie mniejszy od mózgu człowieka. Za to psi nos posiada ponad 200 milionów receptorów węchowych. My mamy ich jedynie 5 milionów, zatem nasze priorytety są różne. Około jednej trzeciej psiego mózgu odpowiada za wrażenia zapachowe – nasz mózg wykorzystuje do tego jedynie 5 procent. Wciąż podziwiam, jak Ludo bada świat swoim „skórzanym” nosem. Jego wrażliwy węch pozwala mu na doskonałą ocenę środowiska wokół niego, a także innych psów i ludzi. Doskonale wie, kto się boi psów, a wtedy zachowuje dystans; pamięta, kto skupia na nim uwagę, a wtedy się z nim wita, okazując radość i podając w pysku swoją ulubioną zabawkę. Rozpoznaje także ludzkie nastroje i wie, kogo i kiedy pocieszyć. Czasem zastanawiam się, czy traktuję Luda i jego psich kolegów z podobną uwagą i szacunkiem.
Jedną z wielu rzeczy, które przyciągają nas do szczeniąt – poza ich oczywistą przesłodkością – jest nieograniczona ciekawość świata. Szczeniaki uwielbiają poszukiwania. Z wiekiem owa ciekawość przeradza się w czujność. Gdy psy słyszą niestandardowe dźwięki, od razu rzucają się do przeszukiwania terenu. Uwielbiają odkrywać świat, nowe odgłosy, zmieniające się obrazy i ludzi wokół. Tymi ludźmi jesteśmy my i sami często zachowujemy się jak szczenięta i odkrywcy, badając precyzyjnie, co czyni psa psem i wspaniałym kompanem dla człowieka. Jako miłośnicy psów stanowimy część wielkiej wspólnoty, a więź, jaka łączy nas z naszym pupilem, zbliża nas do milionów innych ludzi.
A zatem gdzie najlepiej wyruszyć w naszą podróż po związkach między psami a ludźmi? Jak zacząć ją odpowiednio z historycznego punktu widzenia? Być może należałoby wyjść z założenia, że jesteśmy psom coś winni.
Znajdź psa: Hockney, Stanley i Boodgie na tle psiej ścianyŹródło: © David Hockney/Richard Schmidy
1
PONADCZASOWE PORTRETY PSÓW
W lutym 2019 roku w Protein Studio w Shoreditch postanowiono na kilka dni zawiesić obrazy na wysokości oczu psów. Przedstawiały one między innymi słynne psy, takie jak corgi królowej Elżbiety, Łajkę, sowieckiego psa astronautę, czy też Petrę z programu dla dzieci Blue Peter – siedzącego na maszynie do pisania psa, który odpowiada na listy od widzów. Pojawiły się tam również zdjęcia psich bohaterów na wózkach inwalidzkich oraz najbardziej fotogenicznych psich instagramerów. Wystawa została nazwana „The National Paw-Trait Gallery”[1] i miała na celu promocję konkursu na „Najfantastyczniejszego psa świata”, zorganizowanego przez portal Facebook, mimo iż nigdy nie zdefiniowano, co to znaczy „najfantastyczniejszy pies świata”. Może właśnie dlatego Toshiro Flores, dziewięcioletni chihuahua z Meksyku, był niezmiernie zdziwiony, gdy zajął pierwsze miejsce.
Obrazy psów w muzeach nie są niczym nowym. Wszak człowiek malował psy już w zamierzchłych czasach na ścianach jaskiń. Każdy właściciel galerii sztuki w dobie renesansu wiedział, że jeśli powiesi w niej obraz psa, ludzie chętniej będą ją odwiedzać. Pewnie gdyby codziennie przez tysiące lat wieszano w muzeach coraz to nowsze obrazy psa i człowieka, powstałaby w ten sposób całkiem niezła geneza związku pomiędzy tymi dwoma gatunkami.
Czego jeszcze możemy się nauczyć dzięki niedawnym wystawom? W 2013 roku w Gallery on the Corner w Battersea odbyła się wystawa, z której dochód został przeznaczony na fundację zajmującą się bezdomnymi psami i kotami w tej dzielnicy. Samą wystawę stworzyły żywe zwierzęta – „malowały obrazy” na pokrytej papierem podłodze, poruszając miski z jedzeniem, do których przytwierdzone były pędzle umoczone w farbie. Psy mogły zarówno podziwiać wystawę, jak i brać w niej czynny udział jako artyści. Mogły także dokonać zakupu[2].
W lipcu 2019 roku w Southwark Park Galleries w południowo-wschodnim Londynie odbyła się dość podobna wystawa. Nosiła nazwę „Sztuka współczesna oczami psów. Dla psów i ludzi”. Dzieła sztuki zostały wybrane przez właścicieli psów i oczywiście były związane tematycznie z ich pupilami. Znalazły się tam prace Martina Creeda, Joan Jonas, Davida Shrigleya i Luciana Freuda. Ryciny, obrazy olejne, filmy i fotografie przedstawiające psy w rozmaitych sytuacjach nie miały ze sobą wiele wspólnego – no, może poza kiczowatością. Dla oczu miłośników czworonogów były jednak urocze. Czy istnieje lepszy sposób na wyrażenie miłości niż utrwalenie na płótnie swojego pupila lub zrobienie mu zdjęcia?
Prace wystawione w Southwark Park Galleries to część nobliwego panteonu. Każda większa szanująca się galeria sztuki posiada sekcję poświęconą psom, dzięki czemu wiele można się nauczyć o tym, jak zmieniała się relacja pomiędzy psem a człowiekiem na przestrzeni wieków. Sceny te mogą przedstawiać psa i pana podczas polowania w XV wieku i stanowić symbol jedności. W tym przypadku zwierzę jest atrybutem arystokratyczności. Dzisiaj częściej spotykamy obrazy psów przebranych w fikuśne kapelusze, które gwarantują im miliony polubień w mediach społecznościowych. Psy na Instagramie są nie mniej ważne niż te z renesansowych obrazów, a już na pewno oba przedstawienia są rozkoszne. Psy przez wieki się zmieniały. Inne są obecnie ich budowa i znaczenie, a ponadto bardziej się od siebie różnią. Wciąż jednak zarówno psy, jak i ich wizerunek pozostają dla nas równie ważne.
W londyńskiej Narodowej Galerii Sztuki można znaleźć około 200 obrazów przedstawiających psy. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że psy znalazły się na nich przypadkowo, ale gdy przyjrzeć im się bliżej, można dostrzec, że psy są centralną częścią tych płócien, dominują je i rzucają subtelny urok na tego, kto je maluje. Bez wątpienia są ważne, mimo pozornej przypadkowości znalezienia się w kadrze, jak w Portrecie małżonków Arnolfinich Jana van Eycka z 1434 roku – u stóp pary podziwiać można maleńkiego gryfonika brukselskiego. Psy często pełnią w obrazach funkcję symboliczną – w tym przypadku jest to symbol wierności i dumy. W obrazie Chrystus przybity do krzyża Gerarda Davida z około 1481 roku widzimy w centralnej części malowidła niemal nagiego Jezusa, a nieopodal małego, prawie bezwłosego pieska, który wącha czaszkę. To symbol przeznaczenia i ciekawości tego, co się z nami stanie po śmierci. W obrazie Joseph Greenway autorstwa Jensa Juela z 1788 roku widzimy dandysa z psem gończym, który przygląda się swemu panu z szacunkiem i odrobiną strachu. Także sam Canaletto w przedstawienia placu Świętego Marka w Wenecji nie zapomniał o namalowaniu przypominającego nieco teriera kundelka, który przycupnął u stóp szlachcica. Każdy miłośnik psów wyczyta z wyrazu jego pyska nadzieję na choćby okruszek jakiegoś słodkiego przysmaku z Caffè Florian, znajdującej się po prawej stronie płótna.
To jedynie przedstawienia przypadkowych psów czy też psy, które się wpraszają w malarski kadr. W innych galeriach na całym świecie psy stają się centralnymi punktami obrazów. Dosłownie każdy miłośnik czworonogów znajdzie tu coś dla siebie. Psy arystokratyczne? Proszę spojrzeć na Charty hrabiego de Choiseul namalowane przez Gustave’a Courbeta w 1866 roku. Pies jako obrońca? Jeanne-Elisabeth Chaudet przedstawia go na obrazie Dziecko śpiące w kołysce pod strażą dzielnego psa, który właśnie zabił wielką żmiję z 1801 roku. Coś słodkiego? Przyjrzyjmy się namalowanemu przez Philipa Reinagle’a w 1805 roku Portretowi nadzwyczajnie muzykalnego psa, który przedstawia małego spaniela z łapami na klawiaturze i wyrazem pyska, jakby właśnie ćwiczył wykonanie jakiegoś utworu. Na obrazie Ottona Dixa Sprzedawca zapałek z 1920 roku możemy zobaczyć jamnika, który obsikuje główną postać. Zachwycające są też namalowane grubą kreską, popartowe kundle o prostej linii grzbietu autorstwa Keitha Haringa. Patrząc na te wszystkie prace, chciałoby się znaleźć ich wspólny mianownik. Przecież to niemożliwe, by jedyną cechą wspólną tych psów była sierść. Przy głębszej analizie zdajemy sobie sprawę, że przedstawione zwierzęta przykuwają naszą uwagę swoim ciepłem, pocieszającą obecnością i psowatością. Niezależnie od tego, czy psy są na płótnie postacią centralną, czy drugoplanową, obrazy te byłyby bez zwierząt niekompletne, a ich oglądanie nie wiązałoby się z taką przyjemnością.
Buldogi trzymają się razem: Przyjaciel w potrzebie autorstwa Cassiusa Marcellusa Coolidge’aŹródło: Alamy/Keith Corrigan
Kiedyś odwiedziłem Davida Hockneya w jego studiu w Los Angeles. Rozmawialiśmy oczywiście o jego ukochanych jamnikach Stanleyu i Boodgiem. Były to psy nieposkromione, jak twierdził, uwielbiały gości i ruch w kuchni. Niestety, nie interesowały się zbytnio sztuką.
Hockney przeżył swoje jamniki o wiele lat, podobnie zresztą jak wielu jego ludzkich przyjaciół. Aby upamiętnić swoich pupili, stworzył w domu w Los Angeles psią ścianę, wyrażającą ciepłe uczucia. Przedstawiała ona psy zwinięte w kłębek, obwąchujące się nawzajem na swoich mięciutkich posłaniach lub śpiące na puszystych poduszkach. Kiedyś ktoś zrobił Hockneyowi zdjęcie na tle ściany z 40 obrazkami przedstawiającymi Stanleya i Boodgiego. David siedzi na pasiastym fotelu ustawionym pod psią ścianą i obejmuje ramionami oba jamniki. „Nie będę przepraszał za tematykę” – napisał we wstępie do książki o portretach swoich psów. „Te dwa stworzenia to moi przyjaciele. Są inteligentne, kochające, mają poczucie humoru, chociaż czasami się nudzą. Patrzą, jak pracuję. Ja za to lubię patrzeć, jak razem wyglądają. Dostrzegam ich smutek i zadowolenie”. Hockney podkreśla, że w świecie pełnym bólu desperacko chciał namalować coś przyjemnego. „Tematem obrazów nie są psy. Jest nim moja miłość do tych małych stworzeń”. Jest to oczywiście to, co widzimy w każdym dziele sztuki poświęconym psom.
Więcej dowodów na głęboką miłość, jaką ludzie żywią do swoich psów, można znaleźć w Kennel Club w Mayfair oraz w Kennel Club Museum of the Dog na Manhattanie, miejscach o największej na świecie liczbie dzieł sztuki przedstawiających psy. Są tam psy-bohaterowie, malowane jako nadgatunek czy też jako wojownicy sportów walki. W londyńskiej kolekcji znajduje się wiele trofeów i certyfikatów zdobytych w ciągu ponad stulecia pokazów psów rasowych, a także mnóstwo fotografii upamiętniających zakochanych w pupilach właścicieli, pozujących obok dumnych i wykończonych po pokazie psów. Są wśród nich przedstawiciele szlacheckich rodów, zwykli obywatele i wielu ekscentrycznych ludzi w tweedowych marynarkach i eleganckich pantoflach. Kolekcja dokumentuje też różne zmieniające się w czasie role psa w dziewiętnastowiecznej Anglii, począwszy od scen łowieckich aż po Billy’ego, słynnego łapacza szczurów z 1823 roku, który prawdopodobnie był terierem, a już na pewno mistrzem w swoich fachu. Przedstawiony jest na ringu jako zabójca stu szczurów w niespełna pięć minut. Jednak najbardziej wzruszająca scena to ta, którą namalował Richard Ansdell w 1860 roku, zatytułowana Buy a Dog Ma’am (Kup pani psa). Dzięki niej rozumiemy, jak człowiek skierował swą miłość z psa jako zwierzęcia użytkowego na psa jako zwierzę domowe. Obraz nosi ślady inspiracji twórczością Landseera i początkowo wystawiany był w Royal Academy. Przedstawia on raczej niedbającego o psy mężczyznę o twardym spojrzeniu, siedzącego pod filarem, prawdopodobnie na miejskim targu. W lewym ręku trzyma małego białego pieska z czerwoną tasiemką wokół szyi (być może jest to krzyżówka pudla z mopsem), a pod jego prawą ręką znajduje się pies podobny do spaniela. U jego stóp namalowane są dwa większe, wyglądające na przygnębione psy użytkowe. Przesłanie obrazu jest jasne: ich czas przeminął i nie są już zdolne do pracy.
Kolekcja manhattańska została przeniesiona do nowej siedziby przy Park Avenue na początku 2019 roku po wielu latach spędzonych na przedmieściach St Louis. Zawiera ona przeróżne bibeloty, z jakich byłaby dumna niejedna ciotka, takie jak chińskie figurki, cynowe trofea łowieckie czy propozycje interaktywnego zwiedzania, na przykład specjalne urządzenie, dzięki któremu na podstawie naszego zdjęcia dowiemy się, jak wyglądalibyśmy jako pies. Niestety maszyna nie bierze pod uwagę naszego temperamentu.
W Muzeum Psa znajdują się wszelkie klasyki, w tym Silent Sorrow (Ciche cierpienie) z 1910 roku autorstwa Maud Earl, przedstawiające Cezara, psa Edwarda VII, opłakującego u stóp fotela odejście swojego pana, oraz namalowany w 1875 roku przez Johna Sargenta Nobla obraz Pug and Terrier (Mops i terier), na którym zobaczyć można żałośnie wyglądającego uwiązanego teriera z puszką na datki u szyi, a na stopniu ponad nim dobrze odżywionego, aczkolwiek smutnego w obliczu tej niesprawiedliwości mopsa. Najbardziej znanym dziełem jest Millie on the South Lawn (Millie na południowym trawniku) Christine Merrill. Chodzi o trawnik znajdujący się przy Białym Domu – Millie była angielskim springer spanielem należącym do George’a H.W. Busha i Barbary Bush. Malowidło przedstawia psa leżącego obok czerwonej piłki. Zwierzę zajmuje niemal całe płótno, w tle widać bryłę Białego Domu oraz zarys fontanny. Millie wygląda na pewnego siebie i kochanego psa. Obok portretu można odczytać słowa z listu Barbary Bush napisanego przy okazji otwarcia wystawy Muzeum Psa w St Louis w 1990 roku: „Psy wzbogaciły naszą cywilizację – pisze pierwsza dama – i na stałe zagościły w naszych sercach i rodzinach już wieki temu...”. Ciekawostką jest to, że Donald Trump jest pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych, który nie posiadał psa[3].
Najciekawszym eksponatem w muzeum jest jednak nie obraz, ale spadochron użyty przez psiego bohatera z czasów drugiej wojny światowej. W tamtym okresie wiele psów brało udział w bardzo ważnych misjach, w tym Rob, angielski owczarek collie, spadochroniarz, który skakał, czy też był wypychany z samolotu, ponad 20 razy podczas pracy dla SAS w kampanii w północnej Afryce. Pod koniec wojny został odznaczony Medalem Dickin, psim odpowiednikiem Krzyża Wiktorii, brytyjskiego odznaczenia wojennego przyznawanego za męstwo na polu bitwy[4].
Muzeum Psa przy Park Avenue upamiętnia znanego yorkshire terriera, suczkę o imieniu Smoky. Szczegóły jej waleczności są trudne do udowodnienia, podobnie jak w przypadku Roba. Wierzy się jednak, że Smoky walczyła w dżunglach Nowej Gwinei i stanowiła ważne ogniwo w łączności pomiędzy jednostkami. Smoky była członkiem 26. Eskadry Rozpoznania Fotograficznego 5. Armii Sił Powietrznych i mimo że sama nie robiła zdjęć, to brała udział w 12 misjach bojowych i została ośmiokrotnie odznaczona. Dziennikarze z „Yorkshire Post”, którzy spisali jej historię, ponieważ Smoky należała do miejscowej rodziny, twierdzili, że suczka uratowała ponad 250 ludzi i ponad 40 samolotów. Ale Smoky na tym nie poprzestała. Smoky chciała więcej.
Gdy Bill Wynne, jej właściciel, leżał w szpitalu, Smoky przychodziła z wizytą i siadała obok jego łóżka. Wkrótce inni pacjenci też chcieli z nią przebywać i tak Smoky stała się uznaną psią terapeutką. Gdy Bill Wynne trafił do Australii, zabierał Smoky do różnych szpitali, gdzie pies uzdrawiał rannych. Smoky jednak chciała działać dalej (a może chciał tego Wynne), więc skoczyła ze spadochronem i pokonała tym sposobem 400 innych psów w walce o tytuł Najlepszej Maskotki w Rejonie Północno-Zachodniego Pacyfiku. Następnie stała się lokalną celebrytką, a w Hollywood zdobyła sławę może nie tak wielką jak Rin Tin Tin czy Lassie, ale była gwiazdą otwarć supermarketów i nowych kanałów telewizyjnych.
PRZYPISY
WPROWADZENIE
ROZDZIAŁ 1