Nasz las i jego mieszkańcy - Bohdan Dyakowski - ebook + książka

Nasz las i jego mieszkańcy ebook

Bohdan Dyakowski

4,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

 Trudno uwierzyć, że pierwsze wydanie tej unikatowej książki ukazało się w końcu XIX wieku. Potem było siedem kolejnych i wszystkie cieszyły się gigantycznym powodzeniem wśród czytelników. Autor książki – przyrodnik, pedagog, literat, propagator idei ochrony przyrody – pisze bowiem o lesie w sposób, w jaki nie pisał nikt przed nim ani po nim. Las widziany jego oczami to autentyczna kraina cudów. Każdy będący jego częścią żywy organizm to osobna historia do opowiedzenia, poczynając od wilków czy niedźwiedzi, poprzez strzyżyka i mysikrólika, na najmniejszych owadach i roślinach kończąc. W Naszym lesie żyją – przytulają się, uciekają przed niszczycielami, cieszą się i skarżą się sobie (i autorowi) – nie tylko zwierzęta. Również rośliny, które rozmawiają ze sobą. Z każdego zdania, oprócz niebywałej wręcz wiedzy, przebija wielka miłość do lasu. Lęk przed jego zniszczeniem i wskazówki, co czynić, by go ocalić i zachować. Poznajmy jego tajemnice.

W historii nauki polskiej Bohdan Dyakowski był z pewnością najwybitniejszym popularyzatorem wiedzy o przyrodzie. Rola, jaką odegrał w budowaniu świadomości przyrodniczej kilku pokoleń Polaków, jest nie do przecenienia. Był człowiekiem o niezwykle szerokich horyzontach umysłowych i o świadomości ekologicznej, którą dziś określilibyśmy jako nowoczesną. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 318

Oceny
4,7 (9 ocen)
6
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Skrytkapocztowa1993

Nie oderwiesz się od lektury

Obowiązkowa lektura dla miłośników przyrody. pisana ciekawym stylem, posiada mnóstwo cennych informacji. Polecam jak najbardziej
00

Popularność




Bohdan Dyakowski Nasz las i jego mieszkańcy ISBN Copyright © for this edition by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2016 Photos copyright © by Anna Puchalska, 2016All rights reserved Redaktor prowadzący Jan Grzegorczyk Redaktor Justyna Kobus Projekt okładki i stron tytułowych Grzegorz Kalisiak Fotografia na okładce Włodzimierz Puchalski Projekt typograficzny i łamanie Grzegorz Kalisiak | Pracownia Liternictwa i Grafiki Wydanie I w tej edycji Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 faks 61 852 63 26 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Wstęp

Trudno uwierzyć, że pierwsze wydanie tej unikatowej książki ukazało się w końcu XIX wieku. Potem było siedem kolejnych, z których sześć wyszło przed drugą wojną światową, a tylko jedno po, i to niemal natychmiast, bo w 1947 roku. Wszystkie cieszyły się gigantycznym powodzeniem wśród czytelników. Dlatego też dziś ta wciągająca opowieść o lesie i jego mieszkańcach, mimo że niektóre informacje wymagały przypisów uwzględniających obecny stan wiedzy, warta jest tego, by poznali ją również współcześni czytelnicy. Bo las widziany oczami autora, Bohdana Dyakowskiego — polskiego biologa, pedagoga, propagatora idei ochrony przyrody, pisarza, a wreszcie współzałożyciela Ligi Ochrony Przyrody — to autentyczna kraina cudów.

Każdy żywy organizm będący jego częścią to osobna historia do opowiedzenia. Każdy „bohater” tej książki, poczynając od niedźwiedzia, lisa i wilka, poprzez strzyżyka i mysikrólika, na najmniejszych owadach, ale i roślinach kończąc, dla jej autora stanowi integralną, jednakowo ważną część leśnego królestwa. Bo w Naszym lesie żyją — przytulają się, uciekają przed niszczycielami, cieszą się i skarżą się sobie nawzajem (i autorowi) — nie tylko zwierzęta. Również rośliny rozmawiają między sobą. Trzeba jednak umieć ich słuchać, a ten rzadki dar dany jest właśnie autorowi książki. Dyakowski odkrywa także przed nami nieznane legendy i przypowieści związane z leśnymi mieszkańcami, z których możemy się dowiedzieć na przykład o tym, dlaczego mysikrólik ma w nazwie „króla” i co dzieje się podczas ptasich spotkań.

Na tym jednak nie koniec. Dyakowski obala też wiele stereotypów dotyczących tych mieszkańców lasu, którymi zwykliśmy pogardzać. Zwraca uwagę, że te wyłącznie złe stworzenia niemal nie istnieją, w każdym razie należą do nielicznych. I tak na przykład „w najbardziej znienawidzonym przez człowieka zwierzęciu” — mowa o wilku — wskazuje na jego ogromną zaletę: męstwo. Przypomina nam, że od dawien dawna ludziom słynącym z waleczności nadawano przydomek „Wilk”. Nazywano tak również choćby najdzielniejsze pokolenia dawnych Słowian, których członkowie wyróżniali się odwagą na wojnie. Ponadto godną podziwu cechą wilczycy jest przywiązanie do potomstwa. Dopóki młode nie nauczą się same polować, matka je żywi, ochrania i broni, zupełnie nie dbając o samą siebie. „To zapewne dało pretekst do podań o dzieciach wychowanych w lesie przez wilczyce” — zauważa Dyakowski.

Daje też inny przykład. Ot, choćby taka kukułka — ptak niegroźny co prawda, ale przecież pogardzany przez człowieka z uwagi na znaną powszechnie skłonność do podrzucania własnych jaj do cudzych gniazd. Przy czym podrzucając własne, zwykle wyrzuca przy tym z gniazda jaja gospodarza. „Pasożyt lęgowy” — zwykliśmy mówić o kukułce. „Nie trzeba jednak nigdy śpieszyć się zbytnio z osądzaniem, zwłaszcza na czyjąś niekorzyść” — postuluje Dyakowski i wyjaśnia, jak wiele dobrego dla lasu czyni ten ptak. Ulubionym pokarmem kukułki są bowiem kosmate gąsienice, których — co najważniejsze — nie jadają inne ptaki, bo nie mogłyby ich strawić z powodu ostrych włosów. Jedynie żołądek kukułki daje im radę. „Wypędźmy kukułkę z lasu, a jutro rozmnożą się w nim kosmate liszki, należące właśnie do najbardziej szkodliwych, i zaczną objadać drzewa! Trzeba zatem złagodzić naszą opinię o kukułce, darować jej winy (…) i postawić w szeregu najgorliwszych obrońców lasu, najpożyteczniejszych ptaków” — tłumaczy autor Naszego lasu.

Takich „sprostowań” pisanych niejako w obronie dobrej opinii niedocenianych przez człowieka zwierząt jest w książce mnóstwo. Co przy tym warte podkreślenia — z każdego zdania oprócz niebywałej wręcz, imponującej wiedzy autora, przebija również wielka miłość do lasu i jego mieszkańców. Lęk przed jego zniszczeniem i wskazówki, co czynić, by go ocalić i zachować. Dziś, gdy obawa przed jego wyniszczeniem stała się całkiem realna, warto je poznać.

Wydawca

I

Las w zimie

Woda i las — to największa ozdoba każdego krajobrazu. Strumyk, szemrzący u stóp pochylonych nad nim starych wierzb lub olch, dodaje nieopisanego uroku miejscowości, która bez niego wydawałaby się mniej ożywiona i wesoła. Miły chłód wiejący z lasu ciągnie do niego w skwarny dzień letni i ludzi, i zwierzęta. A ileż to stworzeń znajduje w lesie bezpieczną kryjówkę! Wydrążenia w drzewach, szerokie konary i gałęzie dostarczają mieszkań rozmaitym ptakom, czworonogom i owadom. Tu wiewiórka skacze z gałęzi na gałąź, tam dzięcioł pracowicie kuje i kuje, tam znów lezie po chropawej korze olbrzymi jelonek, „robak z rożkami”, jak go niesłusznie niektórzy nazywają. Na ziemi uwijają się pracowite mrówki, a spomiędzy liści rozlega się śpiewny głos drozda. Od czasu do czasu odzywa się wesoło ukryta w gąszczu kukułka. Słowem życie wre w całej pełni. Choć słońce wysoko wzniosło się już na niebie i skwar tak wielki, że w polu wszystko jakby zamarło, a ludzie przerwali swą pracę — w lesie nic się prawie nie zmieniło. Skwar tam nie dochodzi, jest chłodno i zacisznie. Coś ciągnie każdego ku tej miłej zieloności, wśród której oko może odpocząć po jaskrawym blasku słońca w polu.

Ale jeśli las przedstawia latem tak miły i pociągający widok, jakże się zmienia jego wygląd na jesieni, kiedy kolejno ustaje śpiew ptaków, liście z drzew opadają i tylko czarne, nagie konary sterczą ku górze. Gdy nadciągnie zima, wszystkie drzewa wyglądają tak, jak gdyby pousychały; wprawdzie niektóre dęby i graby mają jeszcze liście i stracą je ledwie przy końcu zimy, ale co to za liście! Żółte i suche, zwiędłe i zmarszczone, nic a nic nie ożywiają sobą widoku. Bo są istotnie martwe; same drzewa jednak żyją, zasnęły tylko na zimę, na czas mrozów i śniegów. Zrobiły zupeł­nie to samo, co różne drobne zwierzątka: jeże, chomiki i inne, które się kryją w norkach i zasypiają do wiosny.

Liście naszych drzew są zbyt delikatne, aby mogły znieść ostre mrozy: wystawione na ich działanie zginęłyby niechybnie i straciły soki, wywołując tym samym śmierć drzewa. Zimą nie mogą one pracować i karmić całej rośliny, jak to czynią latem, a w krajach gorących przez cały rok; drzewo więc musi pozbyć się tej swojej letniej szaty z liści, ale tak, aby nie przepadły zawarte w nich soki. Toteż zawczasu, jeszcze w jesieni, sok z liści przepływa do pnia okrytego grubą korą, pod której osłoną nie potrzebuje obawiać się mrozów. A liście, na nic już wówczas drzewu niepotrzebne, żółkną, więdną i opadają. Ale nawet i wtedy nie przestają być użyteczne: gnijąc, użyźniają ziemię i przygotowują grunt dla nowych roślin.

Drzewo, nim straci na jesieni stare liście, wcześniej już ma nowe, przygotowane na przyszłą wiosnę. Jeszcze w lecie wytworzyło ono pączki i otuliło je grubymi łuskami, które często pokryte są dodatkowo drobnymi, białymi włoskami, niby futerkiem, albo za­sklepione gęstą, lepką żywicą, jak to szczególnie dobrze widać u topoli. W pączkach tych ukryte są drobne, bardzo delikatne listeczki, które jednak mogą nie obawiać się mrozu dzięki otaczającym je łuskom.

Pączki na drzewie — to zupełnie jakby jajeczka owadów, ukryte w ziemi lub pod korą: śpią sobie spokojnie przez całą zimę, tak samo jak w jajeczku śpi mały owad, póki go nie powoła do życia ciepło słoneczne. Gdy słoneczko przygrzeje, drzewo się budzi, soki zaczynają w nim krążyć, a dopływając do pączków, budzą je. Pączki pęcznieją, robią się grubsze, łuski z nich opadają i ukazuje się malutka łodyżka z drobnymi, bladozielonymi listkami, które od słońca barwią się wkrótce na piękny, ciemnozielony kolor. I wraca znów lasom cała ich piękność i świeżość!

Drobne roślinki, które wzrastają u stóp drzew lub na polankach i z kwiatów swych tworzą barwny kobierzec, również nie giną na zimę. I one zasypiają tylko, na wiosnę zaś wyrosną znów w tym samym miejscu z pączków, ukrytych na podziemnych pędach.

Tymczasem jednak głucho i cicho w lesie: śpią drobne zioła, ukryte w ziemi, śpią wyniosłe drzewa, ubrane w białe futro ze śniegu. Bo śnieg to naprawdę jakby futro dla roślin, które nie dopuszcza do nich mroźnego powietrza. Dlatego mroźna zima, ale bez śniegu, zawsze jest gorsza dla roślin od śnieżnej. Posiewy jesienne w polach giną zazwyczaj, gdy mrozy się zaczną, zanim śnieg zdąży je przysypać i zakryć.

Ale i śnieżne futro wyrządza czasem drzewom krzywdę. Gdy wicher naniesie na wierzchołek drzewa zbyt wiele śniegu, a później mróz chwyci i okryje go lodem, wierzchołek łamie się pod tym ciężarem i nie może już odrosnąć: na wiosnę boczne pączki dadzą początek nowym gałęziom, na których rozwiną się nowe liście, a wierzchołek będzie sterczał suchy i złamany, tym smutniej odbijając od zielonego tła młodych liści. Nie­jedno drzewo obciążone śniegiem mogłoby się poskarżyć, jak ta brzózka, co:

Odarta z letniej szaty,

Chwiejąc warkocz swój kudłaty,

Wyśpiewywa pieśń niedoli,

Że, słuchając, dusza boli:

„Biały śniegu! po co było

Wiać na głowę, na pochyłą,

I obciążać bardziej jeszcze,

Że wierzchołki wysokiemi

Giąć się muszę aż do ziemi?

Wiosna przyjdzie, lód pokruszy,

Ona warkocz mój osuszy;

Z młodych pączków trysną liście,

Liście wonne i majowe,

Ale nawet wiosny przyjście

Nie podniesie uroczyście

Skaleczoną moją głowę!”

Władysław Syrokomla

Nie wszystkie jednak z naszych drzew zasypiają na zimę. Między zwierzętami mamy dość takich, które przed mrozem nie chowają się trwożliwie do kryjówek, ale wciąż się kręcą i uwijają, pracowicie wyszukując pożywienia. Tak samo mamy i niektóre rośliny okryte zielenią przez całą zimę. Niewiele ich wprawdzie; w zimie u nas:

Jeno sosna się zieleni,

I świerk tylko, co gdzieś śmiele

W niebo wyrósł przy kościele

Lub przy chórze śmiało strzelił;

I barwinek gdzieś ukryty,

Wiecznie świeży i nadobny,

I jałowiec…

Wincenty Pol

Barwinek — to właściwie nie nasza roślina; po­chodzi z krain cieplejszych, gdzie rosną dziko różne jego gatunki. U nas najczęściej widzieć go można w ogrodach. Znajduje się jednak także tu i ówdzie w lasach, a jego skórkowate, gładkie i połyskujące liście sprawiają miłe wrażenie na tle jednostajnej białości śniegu. Za to sosny, świerki, jałowiec — to dzieci krain śnieżnych, jakby stworzone po to, aby nie dać zupełnie zaginąć zieloności w czasie zimy. Gdy nadciągną ostre mrozy, gdy śnieg zasypie pola i łąki, lasy sosnowe lub świerkowe stoją niewzruszone i zielone, jak w lecie. Ich wąskie, długie szpilki, czyli igły, nie boją się mrozu i czy zimą, czy latem, wyglądają zawsze jednakowo. Słusznie też nazwano te drzewa wiecznie zielonymi. Nie sądźmy jednak, aby sosna lub świerk nigdy nie traciły liści, aby te same igły trwały na nich przez cały czas, póki drzewo żyje. Żaden liść nie istnieje tak długo: każdy ma okreś­lony, krótszy lub dłuższy czas życia. Zawsze najpierw wyłania się z pączka delikatny, drobny listek, który stopniowo wzrasta, wzmacnia się i dochodzi do właściwej wielkości, potem zaczyna słabnąć, więdnie i ginie. Ale nie wszystkie liście żyją jednakowo długo: szerokie liście naszych drzew liściastych istnieją tylko przez jedno lato, igły szpilkowych po kilka lat — 3, 4, 7, 8, czasem więcej. A że drzewo ciągle wytwarza nowe igły, chociaż co roku część starych opadnie, nigdy się nie zdarza, aby było ono zupełnie ogołocone z liści.

Liście są głównymi karmicielami rośliny, one dostarczają jej potrzebnego pokarmu z gazów znajdujących się w powietrzu. Toteż drzewo, które straci liście na zimę, przestaje na ten czas żywić się i staje się jakby martwe, wpada w rodzaj snu zimowego. Inaczej rzecz się ma z drzewami iglastymi: zatrzymując liście na zimę, zachowują też one możność karmienia się, życie więc nie za­miera w nich ani na chwilę i soki w pniu krążą ciągle.

Jednak las szpilkowy narażony jest za to zimą na większe niebezpieczeństwo niż liściasty: zimowe wichury mogą nanieść więcej śniegu na gałęzie sosen lub świerków, gęsto okryte zielo­nymi igłami. Pod tym ciężarem gałęzie, wierzchołki, a nieraz i całe drzewa gną się i łamią częściej, niż to się zdarza z liściastymi. Ale choć niejedno drzewo w lesie iglastym padnie ofiarą zimowych za­mieci, las cały wesoło się zieleni na białym tle śnieżnych pól. A pod jego osłoną u stóp starych pni tulą się niektóre, tak samo zawsze zielone, drobne roślinki i krzaki: tu jałowiec, tam wrzosy, widłaki lub niektóre paprocie, tam niskie krzaczki brusznic albo żurawin, gdzie indziej kępki mchów. Wszystko to są towarzysze drzew iglastych, również ożywiający zimowe krajobrazy.

Południowe kraje mają lasy liściaste, zielone przez cały rok, mają mirty i wawrzyny, wiecznie zielone dęby korkowe, drzewa oliwne, cytrynowe i pomarańczowe, które nie znają wcale śnie­gów ani mrozów… Ale nie mamy im czego zazdrościć: po długiej, śnieżnej zimie tym milsza się wydaje wiosna, tym bardziej nęcą oko kwiaty na łąkach, których nie widziało się przez kilka miesięcy. A zresztą, przecież mamy zieloność i w zimie: „zamiast mirtu jest barwinek”, są wrzosy i brusznice; zamiast cytrynowych lub pomarańczowych gajów — bory sosnowe i świerkowe.

II

Bór sosnowy

Lasy szpilkowe różnią się od liściastych nie tylko podczas zimy, także latem wygląd ich jest odmienny, a zieloność inna. Las liściasty odznacza się większą rozmaitością: ros­nące w nim drzewa należą zazwyczaj do różnych gatunków; rozras­tają się przy tym niejednakowo: jedne strzelają bardziej ku górze, inne rozgałęziają się w grube konary. Pośród drzew większych krzewią się drobniejsze, a także krzaki, tworzące gąszcze. Obok dębów, buków, topoli i innych drzew wysokich rosną tam:

Jarzębiny ze świeżym pasterskim rumieńcem,

Leszczyna, jak menada z zielonymi berły,

Ubranymi jak w grona, w orzechowe perły,

A niżej dziatwa leśna: głóg w objęciu kalin,

Ożyna czarne usta tuląca do malin.

Adam Mickiewicz

Słowem, w lesie liściastym panuje ogromna rozmaitość pod względem wielkości, kształtu i zieloności składających go drzew.

Co innego las szpilkowy (nazywany również lasem iglastym lub borem). Ten cechuje przede wszystkim jednostajność. Wszystkie drzewa na przestrzeni kilkunastu, a często i kilkudziesięciu kilometrów, np. w puszczach, należą do jednego, co najwyżej dwóch lub trzech gatunków. Pnie są zawsze proste, jednakowo rozgałęzione, wyrastają wszystkie do tej samej mniej więcej wysokości, tak że las iglasty z daleka poznać można od razu po jego jednostajnym wyglądzie. Sprawia on wrażenie, jak gdyby był cały pociągnięty jedną ciemnozieloną farbą: brak w nim zupełnie wszelkich odcieni, wszystkie liście mają jednakową barwę. O ile przyjemne wrażenie sprawia taki bór zielony na tle śnieżnej równiny, o tyle ponura wydaje się jednak latem jego ciemna zieloność w zestawieniu z urozmaiconą i świeżą zielenią drzew liściastych.

Za to przy zbliżaniu się do lasu iglastego uderza nas mile, szczególnie w gorący dzień, żywiczny zapach smółki1, którą są napojone pnie drzew iglastych. Żywica ta wypływa kroplami ze świeżo przełamanych gałązek, a stale wydostaje się na zewnątrz przez szczeliny w korze, następnie gęstniejąc: dlatego to kora tych drzew jest zawsze lepka. Palą się one doskonale: jeśli przy­padkiem ogień się dostanie np. do boru sosnowego, strawi on go nawet na przestrzeni dziesiątek mil, jak to się niejedno­krotnie zdarzało w wielkich puszczach. Pożary borów na małą skalę bywają i u nas, szczególnie wzdłuż stacji kolejowych, od iskier wyrzucanych z lokomotywy.

Wewnątrz lasów szpilkowych złożonych ze świerków i jodeł panuje zwykle większa ciemność niż w lesie liściastym. Świerki i jodły mają kształt piramidalny, a gałęzie ich rosną tak gęsto obok siebie, że bardzo często żaden promień słońca nie może się przedostać do ich „stóp”. Ciemno tam i chłodno, ziemia zupełnie naga, brak wszelkiego podszycia: nie zieleni się tam trawa, nie ma żadnych kwiatów, co najwyżej rosną lubujące się w ciemności grzyby i leżą opadłe, sczerniałe i zeschłe igły.

Co innego bory sosnowe: wyniosłe stare sosny od dołu są zazwyczaj zupełnie pozbawione gałęzi, te znajdują się dopiero na dość znacznej wysokości nad ziemią, a chociaż plączą się mię­dzy sobą, nigdy jednak ich liście nie tworzą tak zbitej masy jak u jodeł i świerków. Dlatego w lesie sosnowym jest zawsze jasno. Rośnie tam bardzo często trawa, prawie zawsze oprócz niej znajdą się jakieś inne rośliny: jeśli nie kępki wrzosów, to zielone runo borówek, darnie mchu, krzaczki poziomek. Bory sosnowe obfitują zwykle w najrozmaitsze rodzaje leśnych jagód. Tam to

srebrzył się mech siwobrody,

Zlany granatem czarnej, zgniecionej jagody,

A tam się czerwieniły wrzosiste pagórki,

Strojne w brusznice jakby w koralów paciorki.

Adam Mickiewicz

U nas właśnie sosen jest najwięcej. Świerk i jodła to drzewa bardziej górskie, tworzące lasy przeważnie w górach. Na równinach natomiast, szczególnie u nas, przeważają bory sosnowe. Poczciwe drzewo ta sosna, zupełnie niewybredne! Daje sobie radę na bardzo nędznych i jałowych gruntach, na których inne drzewa marnieją i giną. To dzięki temu, że głęboko sięgające i mocno rozgałęzione korzenie pozwalają jej wydobyć cząstki pożywne nawet z najnędzniejszej gleby. Rośnie też sosna na piaskach, gdzie obok niej może się ledwie utrzymać również mało wymagająca brzoza. I dobrze rośnie:

Pogiętymi konary

Na sto sążni rozwisa,

A korzeńmi bez miary

Żółty piasek wysysa.

I nie dość, że sama na tych jałowych gruntach rośnie, to jeszcze przygotowuje je dla in­nych: z piasku wilgoć szybko ucieka, ale niech na nim wyrośnie lasek sosnowy, niech się ziemia okryje opadłymi igłami, to zwilgotnieje wkrótce i stanie się podatna do wyżywienia innych roślin. Pojawi się tam zwykłe podszycie boru sosnowego, i zamiast nagich piasków będzie miła zieloność w zimie oraz obfitość jagód obok cienia i chłodu w lecie.

Sosna w ogóle przyzwyczajona jest do twardych warunków życia: nie tylko zadowala ją nieurodzajny, piaszczysty grunt, daje sobie radę i na podmokłej, błotnistej glebie, chociaż powodzi się jej tam gorzej i wygląda marniej. A przy tym i niewygody klimatu znosi równie dobrze, osiedlając się na nie­gościnnej, dalekiej północy i w górach na znacznej wysokości.

Nasiona sosen posiadają dość długie skrzydełka, dlatego gdy tylko otworzy się szyszka i wypadną zawarte w niej nasiona, wiatr porywa je i niesie dalej. Jedno wrzuci do wody, inne na twardy, zupełnie jałowy grunt, gdzie zwykle ginie marnie. Ale niejedno upadnie na właściwą glebę w tym samym lesie lub gdzieś dalej. Tam przeleży kilka tygodni, później zaś wypuści korzonek oraz mały kiełek i zacznie rosnąć ku górze. W jesieni zjawią się na młodym drzewku listeczki — igły, w pierwszym roku wyrastające po­jedynczo, od drugiego już parami, co widać na starej sośnie.

Sosna w ogóle potrzebuje dużo słońca i młode sosenki rosną marnie, jeśli okrywa je zbyt wielki cień. Ale za to gdy słonko przygrzewa, rozwijają się bardzo pięknie: wypuszczają co roku spod wierzchołka trzy do pięciu gałązek, ułożonych w kółko i sterczących ku górze. Pień młodej sosenki ma zawsze na sobie, w pewnych odstępach, po trzy do pięciu gałęzi. Z liczby tych okółków, ułożonych z gałęzi, można wywnioskować, ile lat ma drzewko. Ale tylko dopóki jest młode, później bowiem z powodu usychania i opadania starych gałęzi ilość okółków zaciera się. Taka młoda sosenka o prawidłowym wyglądzie zwie się choiną. Od niej po­chodzi nazwa choinki dla drzewka ubieranego w świeczki i różne ozdoby na gwiazdkę wigilijną. Dzisiaj zresztą używa się do tego przeważnie nie sosenek, ale młodych świerczków lub jodełek, znacznie ładniejszych. Zwyczaj ten, sprawiający dzieciom tyle przyjemności, nie jest bynajmniej bardzo dawny: urządzać i ubierać choinkę w wieczór wigilijny zaczęto po raz pierwszy w Warszawie na początku wieku XIX. Wkrótce ten zwyczaj rozpowszechnił się w całym kraju.

Na choinach nie tylko z pnia wyrasta zawsze po trzy do pię­ciu gałęzi, ale i ze starszych gałęzi w ten sam sposób rozchodzą się młodsze; a że pierwszy okółek ukazuje się prawie tuż nad ziemią, łatwo pojąć, jaki cień panuje w lasku, w którym dominują choiny. Każda z nich ma u góry dość światła, ale nie dopuszcza go do ziemi; grunt więc tam jest nagi i pozbawiony prawie zupełnie roślinności. Taki chojniak, czyli lasek złożony z choin, nie ma zwykle podszycia.

Ten brak światła jest jednak szkodliwy dla dolnych gałęzi samej choiny: tracą one stopniowo szpilki, przestają rosnąć, usychają, a wreszcie łamią się za sprawą wiatru i opadają. „Sosna zrzuca gałęzie” — powiadają leśnicy. W istocie sosna zrzuca kolejno starsze gałęzie, rosnąc wciąż wierzchołkiem ku górze, aż wreszcie przybiera postać nagiego pnia, ze sklepistą kopułą ga­łęzi, zaczynającą się gdzieś hen, bardzo wysoko. Światło może wtedy bez przeszkód przedzierać się między sosnami, ogrzewa ziemię i pozwala bujnie rozwinąć się runu z wrzosów i borówek. Młody, „głuchy” chojniak staje się borem „rozmownym”, a rosną w nim już nie choiny, ale sosny prawdziwe, których wierzchołki, nawet w czasie lekkich podmuchów wiatru, potrącając się wzajemnie igłami, powodują charakterystyczny, tajemniczy szmer, jak gdyby gwarzyły z cicha, jak gdyby prowadziły z sobą rozmowę.

Stare sosny nie zawsze mają jednakową postać: niekiedy pnie ich są zupełnie pozbawione gałęzi (oprócz samego wierzchołka), nagie i proste, jak tyki, sterczą ku górze — to sosny gonne, czyli masztowe. Sosny takie przekraczają nieraz 30 metrów, czyli 100 stóp wysokości, są więc bez mała dwa razy wyższe od kolumny Zygmunta III w Warszawie. Sosny gonne rosną przeważnie na piaskach; u nas są bardzo pospolite, chociaż nie zawsze dochodzą do takiej wysokości.

Niekiedy zaś, zamiast wystrzelić w prosty pień, czyli tak zwaną strzałę, sosna rozrasta się w olbrzymie konary i wówczas, pomimo mniejszego wzrostu, sprawia nie mniej potężne wrażenie ogromem gałęzi, którymi „na sto sążni rozwisa”. Taką rosochatą postać miewają przeważnie sosny rosnące samotnie na otwartej przestrzeni, na polankach leśnych, w ogóle w pewnej odległości od innych drzew. Mają one dość światła i dość miejsca, mogą więc bez przeszkód rozrastać się gałęziami na wszystkie strony, zamiast strzelać jedynie w górę. Za to w lasach, gdzie jedno drzewo tłoczy się na drugie, znajdują się przeważnie sosny gonne.

Bory sosnowe rosną u nas w wielu okolicach. Niegdyś two­rzyły one olbrzymie puszcze, ciągnące się na przestrzeni dziesiątków mil, ale z biegiem czasu wyrąbano je, a grunty wykarczowano i powoli zamieniono w pola uprawne. Dziś z dawnych puszcz pozostały tylko resztki w postaci mniejszych lub większych lasów.

Największą puszczą z istniejących dzisiaj jest Białowieska; składa się ona z rozmaitych gatunków drzew liściastych i iglastych. Wewnątrz pu­szczy, w części o najlepiej zachowanym charakterze pierwotnym, wydzielono w roku 1925 teren na Białowieski Park Narodowy2.

To tutaj od dawna żyje największa populacja wolnego żubra na świecie. Przy końcu pierwszej wojny wytępiono je tam co prawda doszczętnie, ale w 1929 roku sprowadzono kilka sztuk z rozmaitych ogrodów zoologicznych i ze zwierzyńca w Pszczynie i osadzono w specjalnie dla nich ogrodzonej części Parku Naro­dowego, gdzie te okazałe zwierzęta mogły żyć po części swobodnie. Żubry chowały się dobrze i mnożyły tak, że w roku 1937 było ich w puszczy już 13, w tym 5 rasy czysto białowieskiej.

Ostatnią wojnę 1939–1945 przetrwały dość szczęśliwie, a obecnie są otoczone opieką. Już przed wojną część żubrów z Białowieży i z Pszczyny roz­mieszczono w innych specjalnie dla nich urządzonych rezerwatach, żeby uchronić tę cenną hodowlę od niebezpieczeństwa wybuchnięcia zarazy i dać zwierzętom możność życia w rozmaitych warunkach. Liczba rezerwatów żubrzych w Polsce z upływem lat wciąż się powiększa3.

Wytrzebienie puszcz, szczególniej sosnowych, miało nieraz bardzo zgubne następstwa. Sosny korzeniami swoimi wiążą lotny piasek i zatrzymują wilgoć w gruncie, szczególniej gdy pod ich osłoną rozrosną się borówki i wrzosy. Z wycięciem sosen znikło i runo borów, nie miał już kto zatrzymywać wilgoci i grunt w wielu miejscach stał się znów szczerym, jałowym piaskiem. Po brzegach Puszczy Białowieskiej, gdzie wytrzebiono las od dawna, ciągnie się kraina piaszczysta i jałowa, chociaż w samej puszczy znajduje się niejedno bagno.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1 W botanice: młoda żywica, występująca na drzewach iglastych.

2 Obserwuje się tu zjawisko ustępowania sosny zwyczajnej, (kiedyś stanowiącej niemal połowę całego drzewostanu puszczy) na rzecz gatunków liściastych.

3 Według najnowszych danych Księgi Rodowodowej Żubrów z 31 grudnia 2015 roku w Polsce żyło 1566 żubrów. Z tego aż 578, czyli ponad 1/3, w Puszczy Białowieskiej, w tzw. stadach wolnościowych.