Nasza dziewczynka - Georgina Cross - ebook + audiobook + książka

Nasza dziewczynka ebook i audiobook

Cross Georgina

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

To zwyczajne popołudnie, gdy wychodzę przez drzwi kuchenne na patio, żeby sprawdzić, co u mojej
pasierbicy, Mii, która pływa w basenie. Ale nie ma jej. Serce zamiera mi w piersi, gdy widzę otwartą
tylną bramkę. Byłam kilka metrów dalej. Dlaczego nie słyszałam jej krzyków?

KTO ZABRAŁ NASZĄ DZIEWCZYNKĘ?

Mój mąż nie rozumie, jak mogłam pozwolić na to, żeby nasza córka zniknęła. Widzę, że śledczy mi nie wierzą. Uważają mnie za złą macochę. Detektyw ciągle pyta mnie, co robiłam przez te pięć minut, kiedy Mia zniknęła. Ale nie mogę zdradzić jej mojego sekretu. Nigdy nie byłyśmy z Mią blisko i czasami doprowadzała mnie do szału, ale nigdy bym jej nie skrzywdziła.

MUSICIE MI PO PROSTU UWIERZYĆ.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 297

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 43 min

Lektor: Gerogina Cross
Oceny
4,2 (418 ocen)
208
128
64
13
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
coolturka

Dobrze spędzony czas

"Nasza dziewczynka" Georginy Cross to premierowa powieść Wydawnictwa Filia. Gdy będąca pod opieką macochy trzynastoletnia Mia nagle znika, w domu obok wybucha pożar. Czy te dwie sprawy coś łączy? Motyw zaginięć dzieci jest moim faworytem, ponieważ niesie najwięcej emocji i jak słyszę opinie, że to najczęściej eksploatowany temat - myślę: who cares? [ang. kogo to obchodzi?], skoro za każdym razem opowiada inną, często tragiczną historię. Tutaj zniknięcie Mii, staje się pretekstem do wyjawienia wstydliwych grzeszków dwóch rodzin. Również i ta powieść jest mocno emocjonalna, autorka z niezwykłą pieczołowitością oddała wszystkie te uczucia, które towarzyszą ludziom w przełomowych dla nich momentach. Powieść napisana niezwykle przyjemnym językiem z perspektyw kilku kluczowych dla fabuły postaci. Od początku jest dość zagadkowo, przez co tworzę w swej głowie kilka prawdopodobnych scenariuszy. Na dodatek autorka bardzo umyślnie myli tropy i zaskakuje wieloma zwrotami akcji. Tu wszystko ...
40
BorderCollie

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa i fajna.
10
Moni_Dana

Dobrze spędzony czas

Ciekawa książka, pełna zwrotów akcji. Zakończenia nie przewidziałam - za to duży plus 😊
10
Szaniula

Nie oderwiesz się od lektury

Książka bardzo mi się podobała.
10
agaaga33

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla moich synów, Reece’a i Liama.

Miejcie wielkie marzenia i ciężko pracujcie.

Kocham Was

 

PROLOG

 

 

 

 

Mia

 

Moja ulubiona część basenu to jego dno. Nie jest nim błyszcząca powierzchnia ani to, jak moje ręce przecinają wodę podczas zanurzania się. Chodzi o to, w jaki sposób unoszę ręce nad głowę i osuwam się na dno, a moje ciało znajduje się coraz niżej i niżej.

Biorę kilka głębokich oddechów, krzyżuję nogi i dopiero wtedy zanurzam się pod wodę.

W dół, w dół, coraz niżej.

Na samym dnie jest tyle pięknych kolorów. Woda nie jest biała i niebieska, lecz w kolorze szarym i indygo. Widzę kolory kości słoniowej i srebra. Na ścianach basenu poruszają się światła, które przypominają błyszczące diamenty.

Moje ciało tkwi w zawieszeniu. Włosy unoszą się i falują wokół głowy, wolne od czepka. Z ust wydostają się bąbelki powietrza, oczy mam szeroko otwarte i chłonę to, co mnie otacza. Jestem w stanie zostać tu przez minutę, może troszkę dłużej.

Ostatnimi czasy wolę być tu niż gdziekolwiek indziej. Tu jest cicho, z nikim nie muszę rozmawiać. A moje sekrety należą w tym miejscu tylko do mnie.

Wpatruję się w rozmyty i kołyszący się kształt, który jest moim domem. Domem, w którym dorastałam. Wyobrażam sobie światło wpadające do salonu i przechodzącą macochę koło jednego z okien. Zastanawiam się, co chodzi Vanessie po głowie. Pewnie zamierza zacząć przygotowywać kolację. Wie, że tata niedługo wróci z pracy.

Mam trochę czasu, mogę zostać pod wodą jeszcze chwilę.

Nad basenem pojawia się cień. Widzę kształt człowieka, który stoi przy krawędzi i wpatruje się we mnie – to musi być Vanessa. Przyszła po mnie wcześniej. Albo siedziałam tu dłużej, niż mi się wydawało.

Nawet lubię Vanessę. Wiem, że chce dobrze i sprawia, że mój tata jest szczęśliwy. Jednak nie jestem w stanie powstrzymać dopadającego mnie czasem smutku. Tęsknię za moją mamą. Wolałabym, żeby to ona była tu ze mną, a nie Vanessa.

Ostatnio bardzo dużo myślę o mamie. Zawsze o niej myślałam, ale teraz zdarza się to coraz częściej. Te myśli mnie pochłaniają, przejmują władzę nad moim sercem, aż czuję jej utratę i przerażenie na myśl, że mogę zapomnieć, jak wyglądała albo jak brzmiał jej głos. Widzę, co mają moi przyjaciele i czasami chciałabym móc pobiec do mamy i poprosić o pomoc. Ona lepiej by mnie zrozumiała. Wiedziałaby, co robić.

Chciałabym, żeby widziała, jak pływam. Czy byłaby dumna z tego, co osiągnęłam? Co mogłaby sobie o mnie pomyśleć teraz, gdy mam trzynaście lat?

Ciemny cień nadal stoi nad basenem, a do moich uszu dobiega zniekształcone przez wodę wołanie. Mimo to, po tym jak dźwięk się powtarza i jak Vanessa gestykuluje, jestem w stanie wywnioskować, że muszę wyjść z basenu.

Tym razem dźwięk jest ostrzejszy, bębenki mi pulsują, w głowie zwiększa się ciśnienie. Boli mnie klatka piersiowa i wiem, że byłam tu za długo. Czas się wynurzyć. Jeśli tego nie zrobię, skończy mi się powietrze…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

 

Dzień zniknięcia

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

 

 

 

Vanessa Tanner

 

Środa, dzień zniknięcia

 

Gdy zdarzy się coś strasznego, następuje ten dziwny moment, kiedy tylko ty wiesz, że to coś stało się naprawdę, ale nie masz odwagi nikomu o tym powiedzieć. Bo wypowiedzenie tego na głos oznaczałoby, że to się stało. Powiedzenie komuś innemu oznaczałoby, że to prawda.

Zaginęła Mia – moja trzynastoletnia pasierbica. Zniknęła z basenu na naszym podwórku.

Nie zostawiłam jej na tak długo, mówię sobie. Maksymalnie kilka minut.

Na zewnątrz miała być bezpieczna. Nic nie powinno było się jej stać, nieważne, że była sama. Słyszałabym jej krzyk – gdyby miała powód, żeby krzyczeć.

Czuję, że dopada mnie szok. Moja skóra płonie. Dociera do mnie dziwny dźwięk. To mój oddech: krótki i urywany, jakby ktoś położył na mojej piersi pięćdziesięciokilogramowy betonowy blok. To za mało, by mnie zabić, ale wystarczająco, żeby sprawić ból. Czuję, jak zaciska mi się gardło – z każdą sekundą mięśnie napinają się coraz bardziej.

Obracam się na pięcie. Robię kilka kroków i opieram się o blat kuchenny. Rozglądam się szeroko otwartymi oczami po pomieszczeniu, szukając jej albo czegoś, co wskazałoby na to, że znajduje się w środku.

– Mia – mówię głośno. – To nie jest śmieszne.

Nie dostaję odpowiedzi.

Wszystkie pokoje są puste. Otwieram szafy, odsuwam zasłonę prysznica.

Wcześniej – godzinę temu? Nie pamiętam – Mia poszła popływać w basenie. Nie wiem, czy założyła czepek. Nie wiem, czy patrzyłam na zegarek, gdy wychodziła. Ale jestem pewna, że wyszła tylnymi drzwiami w swoim czarnym stroju kąpielowym i z ulubionym różowym ręcznikiem przerzuconym przez ramię. Szła na patio, a drzwi zamknęły się za nią z kliknięciem. Poszła ćwiczyć pływanie, co robi zawsze po tym, gdy przywożę ją do domu. Jej trening jest tak zakorzeniony w naszej codziennej rutynie, że już nie zwracam na to uwagi. W tak młodym wieku jest już mistrzynią w pływaniu. Napawa nas to dumą.

Mia. Blond włosy. Wąskie ramiona i wysportowane drobne ciało. Niebieskie oczy spoglądające spod ciemnych rzęs. Uśmiech na twarzy, który pojawia się, kiedy zerka w bok – ten, o którym mówi, że się wygłupia, ten, który sprawia, że mam wrażenie, że coś chodzi jej po głowie. Moja piękna i mądra pasierbica.

Patrzę na tylne drzwi.

Nie widzę Mii. Nie widzę żadnego ruchu.

Panuje martwa cisza – zakłóca ją mój oddech.

Powinna już skończyć pływać…

Może, jeśli jeszcze poczekam, wróci. Tak, na pewno tak będzie. Jeśli poczekam jeszcze kilka minut, otworzy drzwi i wejdzie do środka, jakby nic się nie stało, zaskoczona tym, jak tu stoję. Będzie rozbawiona i zaciekawiona widokiem przerażenia na mojej twarzy. Wzruszy ramionami i powie, że nic się nie stało, że tylko się wygłupiała. Powie, że chciała zostać na dnie basenu trochę dłużej.

– Wystraszyłam cię, co? – powie i uśmiechnie się psotnie, a ja poczuję, jak z moich ramion znika ciężar.

Ale tak się nie dzieje. Nie przychodzi do domu. Nie krzyczy, woda nie spływa po jej ciele. Nie zostawia za sobą kałuży wody. Nigdzie nie ma śladu Mii. A do mnie dociera, że jeszcze nigdy tak bardzo nie chciałam zobaczyć swojej pasierbicy.

Całe ciało sztywnieje mi ze strachu, żołądek zaciska się boleśnie, a przed oczami mam mroczki. Mrugam, zmuszając się do wzięcia w garść. Muszę zrozumieć, co się dzieje. Czas mija. Z każdą sekundą, gdy tu stoję, wydłużają się minuty, gdy nikt nie może pomóc. Tylko ja wiem, że Mia zaginęła.

Sięgam po telefon, a ręce drżą mi tak bardzo, że mam wrażenie, że odpadną mi palce. Do oczu napływają łzy. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz płakałam. W tym momencie zdaję sobie sprawę, że to się dzieje naprawdę. Gdy wykonam telefon, a Tripp odpowie, powiem to na głos.

Biorę głęboki wdech i słucham sygnału połączenia.

Pierwszy… Drugi…

Ból w mojej głowie nasila się…

– Za pięć minut będę – odpowiada Tripp, nie dając mi dojść do głosu tak, jak to zwykle ma miejsce.

– Mia – słyszę swój głos. – Nie mogę jej znaleźć.

Brzmi na zdezorientowanego. Rozkojarzonego.

– O czym ty mówisz?

– Mia – powtarzam, gardło zaciska mi się jeszcze bardziej. – Zaginęła. – W końcu zaczynam przekazywać mu informacje. – Wszędzie jej szukałam. Nad basenem. W domu. Pływała, a potem zniknęła. Trener powiedział, żeby zrobiła trochę długości, musiała więcej potrenować. Wróciłyśmy do domu – byłyśmy tu, odkąd odebrałam ją ze szkoły – ale potem… Nie wiem. Nie ma jej. Nie wiem, co się stało. – Nagle coś do mnie dociera. Otwieram oczy i przez chwilę wstrzymuję oddech. Czekam na uczucie ulgi. Tripp będzie wiedział, dokąd poszła i to wszystko się skończy. Cały czas wie, że nic jej nie jest i omówimy to podczas kolacji. – Dzwoniła do ciebie?

– Nie, nie dzwoniła. Vanessa, uspokój się. Co masz na myśli, mówiąc, że nie możesz jej znaleźć?

Odrobina nadziei znika tak szybko, jak się pojawiła.

– Mia zaginęła! – krzyczę, bo desperacko potrzebuję, żeby nadążał za tym, co do niego mówię. – Była w basenie, a teraz jej tam nie ma. Nie ma jej w pokoju. Nie odbiera telefonu. To do niej niepodobne – wiesz o tym. Nie zniknęłaby tak po prostu, najpierw by nam powiedziała, że wychodzi.

– Sąsiedzi…

– Nigdzie by nie poszła, nie dając nam o tym wcześniej znać. – Wpatruję się w tylne drzwi, nogi mam jak z waty. – To wygląda tak, jakby wyszła z basenu… – Milknę na chwilę. – Jakby wyszła z basenu i po prostu odeszła.

– To na pewno zwykłe nieporozumienie.

Czuję przeszywający ból głowy.

Tripp odchrząkuje.

– Pomyślmy przez chwilę. Dokąd mogłaby pójść?

– Właśnie to próbuję ci powiedzieć. Nie wiem!

Zapada cisza. Potrafię go sobie wyobrazić: za kierownicą, w koszuli z kołnierzykiem, na siedzeniu pasażera leży sportowa marynarka. To powinno być zwyczajne środowe popołudnie, gdy Tripp wraca z pracy na kolację. Tyle że wszystko się zmieniło.

Czuję, że zaczyna to do niego docierać. W jego głosie słyszę napięcie.

– Vanessa, nie ruszaj się stamtąd. Zostań w domu, słyszysz? Nie wychodź.Prawie dojechałem do domu. Nie rozłączaj się… – Słyszę, że przyspiesza, słyszę ryk silnika.

Sprawdzam zegarek. Jest prawie 17:30. Będzie tu za kilka minut. Pędzę do salonu, rozglądając się na boki, choć nie wiem, co chcę tam znaleźć i nie wiem nawet, czego tak naprawdę szukam, zwłaszcza że już przeszukałam cały dom. Kanapa. Dywan. Półka wisząca wysoko na ścianie. Potrzebuję wskazówki. Czegoś, co zostawiła. Czegoś, co powie mi, gdzie się podziała. Ale jedyne co widzę to zeszyty, laptop na pufie, plecak wiszący na wieszaku.

Zrzucam poduszki na podłogę, prawie potykając się o dywan. Odsuwam meble, otwieram szuflady. Raz jeszcze wszystko sprawdzam, bo mogłam coś pominąć. Robię drugą rundę po domu, szukając miejsca, gdzie mogła zostawić jakąś notatkę.

Nic jednak nie znajduję – dosłownie nic. Nic co mówiłoby: Zaraz wrócę. Widzimy się za moment. Żadnej wiadomości w moim telefonie.

– Dzwoniłaś do kogoś? – pyta Tripp. – Do jej przyjaciół? Może poszła do kogoś?

Zamykam kolejną szafkę.

– Nigdzie by nie poszła, Tripp.

– Może nie miała czasu, żeby ci powiedzieć. Może chciała, ale zapomniała. – Słyszę desperację w jego głosie. – Musi gdzieś być, Vanessa. – Głos mu się łamie. – Pilnowałaś jej, prawda?

Stało się. Czuję to w mojej głowie: trzask, głośny huk. Nieruchomieję. Gdy słyszę jego słowa, czuję uderzające w moją twarz ciepło.

Czy to pierwszy raz, gdy to się dzieje? Czy mój mąż mnie obwinia? Może to sobie wyobrażam? Czy wyobrażam sobie, że myśli, że zgubiłam jego dziecko? Naszedziecko.

Nie mam czasu, żeby o tym teraz myśleć. Musimy znaleźć Mię.

– Dzwoniłaś do niej? – pyta Tripp. – Namierzałaś jej telefon?

Potrzebuję chwili, żeby odpowiedzieć.

– Zrobiłam i jedno, i drugie. Ostatnia lokalizacja jest z naszego domu.

– Szukałaś na ulicy?

– Była w stroju kąpielowym. Ociekałaby wodą. Wiesz, że nigdzie by tak nie poszła.

Zaczyna coś mówić, ale mu przerywam.

– Jej ręcznik. – Przenoszę wzrok na podwórko, na trawnik, który rozciąga się za naszym dwupoziomowym domem z designerskim basenem, zbudowanym na środku. Wzięłaby ze sobą ręcznik. Mogła go zostawić.

Pędzę przez dom, ciągle trzymając telefon przy uchu.

Wychodzę na zewnątrz. Temperatura zaczyna spadać, cienie na podwórku wydłużają się. Czuję chłód na policzkach, co przypomina mi, że może być połowa marca, ale wiosna przychodzi powoli do Huntsville. Po niej nastąpi wilgotne lato, charakterystyczne dla Alabamy. Mimo chłodnego powietrza jestem cała spocona. Serce wali mi jak młotem.

Rozglądam się po podwórku, drepczę w tę i we w tę, przede mną rozciąga się kamienne patio. Docieram do basenu – nie ma jej w nim – zaczynam pospiesznie szukać ręcznika. Widzę go, leży porzucony na ziemi. Jest suchy – nigdy go nie użyła. Coś przeskakuje w mojej głowie, coś przerażającego. Chwytam ręcznik i przyciskam miękki materiał do piersi.

Wyszła z basenu.

Nie wytarła się.

Serce bije mi jak szalone.

Coś się stało. Nie poszła nigdzie sama.

Ktoś wyciągnął ją z basenu.

– Jest suchy – mówię.

– Co jest suche?

Nieruchomieję, bo w pierwszej chwili nie dotarło do mnie, że wypowiedziałam te słowa na głos. Przez moment zapomniałam, że ciągle jestem połączona z Trippem.

– Jej ręcznik – odpowiadam. – Nie użyła go.

– Dlaczego nie… – Tripp nie mówi nic więcej. Nie kończy zdania, bo coś go rozproszyło. Urywa nagle, a ja myślę przez chwilę: Dzięki Bogu, znalazł ją. Zobaczył ją na ulicy i zatrzymuje się, żeby dać jej reprymendę. Wkrótce wyjaśni nam, z jakiego powodu opuściła posesję w stroju kąpielowym.

Ale nie to się dzieje.

Słyszę stłumiony dźwięk.

– Tripp? Co się dzieje? – pytam z desperacją w głosie.

Odwracam się w stronę domu. Wiem, że jest na naszej ulicy. Za chwilę wpadnie do domu. Przyjdzie, żeby pomóc, z twarzą tak samo czerwoną jak moja. Przyjdzie, żeby razem ze mną przeszukać podwórko.

Głos mu się łamie.

– Co jest, do cholery?

Ściskam telefon z całej siły, jakby od tego zależało moje życie.

– Co się dzieje? O co chodzi?

– Dym – mówi głośniej. – Vanessa, jesteś tam? Nic ci nie jest?

Łapię się za głowę. O czym on mówi? Dlaczego o to pyta? Chcę mu przypomnieć, że to Mii szukamy.

– Dym. Dużo dymu. I wozy strażackie. – Dyszy, a ja zdaję sobie sprawę, że wysiadł z samochodu i do mnie biegnie. – Pożar… Boże, ogromnypożar. Dom Campbellów. – Jego głos jest przerażająco piskliwy. – Vanessa. Czy ona… Czy ona jest w środku?

W tym momencie staję nieruchomo. Czuję, jak moje nogi zastygają, a ja przerywam to, co robię.

Gdzieś w mojej głowie kolejne elementy układanki łączą się w całość. Fragmenty z całego dnia. Wspomnienia, wcześniej rozsypane, tworzą spójny obraz, prowadząc do uświadomienia sobie tego, co się dzieje. Zalewa mnie panika.

Przypominam sobie o katastrofie na posesji obok. Piekło na ziemi mające miejsce w tym samym czasie, gdy szukałam Mii. Kolejny koszmar, który jest tak nierealny, że odpychałam go od siebie.

Mój mąż krzyczy. Słyszę go przez telefon – biegnie i krzyczy – a ja ledwo utrzymuję telefon.

Gdy spoglądam w niebo, dostrzegam latający dookoła mnie dowód: na moich ramionach osiada popiół. Szare drobiny zbierają się wokół moich nóg. Czarny dym i ciężki zapach spalenizny.

Docierają do mnie dwie rzeczy.

Zaginęła moja pasierbica.

A dom moich sąsiadów stoi w ogniu.

 

ROZDZIAŁ DRUGI

 

 

 

 

Vanessa

 

Słyszę krzyki. Syreny. Trzaskanie drzwi samochodowych.

Ale to nie dzieje się z powodu Mii – jeszcze nie.

To nie tak, że wcześniej nie słyszałam syren ani strażaków. To nie tak, że nie byłam już przed domem, żeby zobaczyć ogień na posesji obok. Ale gdy wbiegłam do domu, żeby sprawdzić, co z Mią, i powiedzieć jej, że jest niebezpiecznie i że musi wyjść z basenu, nie znalazłam jej tam, gdzie być powinna. Dopadła mnie panika, a mój umysł skupił się na tej jednej rzeczy. Nic innego nie miało znaczenia – nie mogło mieć. Moje całe ciało i umysł były skupione na znalezieniu Mii.

Tripp wbiega do domu przez frontowe drzwi.

– Vanessa, całe szczęście, że nic ci nie jest. – Słyszę dudnienie w jego piersi, gdy mocno mnie obejmuje. Liczę na to, że mnie ochroni.

Odsuwa się.

– Na pewno nic ci nie jest? – Lustruje mnie spojrzeniem od stóp do głów. – Nie jesteś poparzona? – Odebrało mi głos. Potrząsa mną łagodnie. – Nic ci nie jest? Kochanie, mów do mnie.

Patrzę nad jego ramieniem na naszą ulicę. Otwieram szeroko oczy, gdy słyszę hałas i widzę dym oraz płomienie, a także dwa wozy strażackie na podjeździe sąsiadów. Czerwone światła, potężne strumienie wody, lejące się na trzypoziomowy dom Campbellów. Widzę i słyszę – niemal czuję – moc, z jaką woda uderza w dach i okna. Wyobrażam sobie ściekające po ścianach domu strumienie. Strażacy wykrzykują rzeczy, których nie rozumiem. Odkręcają kolejny wąż.

Patrzę na moje ręce i nogi. Dotykam swojej twarzy. Poparzona? Dlaczego miałabym być poparzona? Moja skóra i ubrania są nietknięte. Nie jestem poparzona. Nic mi się nie stało. Jestem bezpieczna.

Ale Mia…

Przenoszę spojrzenie na mojego męża.

– Mia – szepczę, kiedy odzyskuję głos.

– Co się stało? – pyta Tripp. – Kiedy widziałaś ją po raz ostatni? Wiedziałaś, że obok jest pożar?

Wyrzuca z siebie pytania, a ja mogę tylko milczeć. Czy właśnie tak wygląda szok? Czy właśnie coś takiego się dzieje, gdy czujesz się, jakbyś opuścił swoje ciało?

Po czole Trippa spływa pot. Czeka, aż coś powiem – cokolwiek – co ma sens, ale ja nie wiem, co powiedzieć. Nie mam bladego pojęcia.

Tak, u sąsiadów jest pożar. Mia zaginęła. Nie sądzę, żeby te dwie rzeczy były ze sobą powiązane, ale nie mam stuprocentowej pewności. Wiem jednak, że nie mamy dużo czasu. Tripp, naprawdę musimy się spieszyć. Musimy znaleźć naszą dziewczynkę.

– Vanessa! Proszę cię. – Patrzy prosto na mnie.

Mrugam.

Mój Boże. Mia. Nasza dziecinka zaginęła.

Zaczynam przypominać sobie więcej rzeczy. Docierają do mnie skrawki informacji: dźwięk zamykanych tylnych drzwi, Mia pływająca w basenie.

Ale gdy otwieram usta, żeby powiedzieć to wszystko Trippowi, z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk.

Prowadzi mnie na kanapę.

– Jesteś w szoku. Musisz usiąść. – Ściska moją dłoń, zachęcając mnie, bym usiadła, ale zaraz odchodzi i biegnie na podwórko. Nie jestem w stanie pozostać w bezruchu, dlatego idę za nim na niepewnych nogach, napędzana odrobiną nadziei, że przez te kilka chwil zdarzył się cud i Mia wróciła. Że znajdziemy ją przy basenie.

Tripp jest szybki. Nie mogę za nim nadążyć. Dociera do basenu, prawie do niego wpada. Balansuje na krawędzi. Patrzę, jak odzyskuje równowagę, rozgląda się po basenie, poruszając przy tym głową, jakby bał się, że coś mu umknie, jakby nagle miał rentgen w oczach. Ale w basenie nie ma żadnego dziecka. Na jednym końcu zbiornika chlupocze wodospad, strumień wody rozbija się o kamienie. Ten dźwięk zawsze był kojący – już nie jest.

Rozgląda się po podwórku. Dociera wzrokiem do potężnego ogrodzenia na końcu posesji. Patrzy na dużą szopę w rogu. Jego uwagę przykuwa głośne trzaśnięcie. Odwraca głowę w stronę podwórka sąsiadów. Kłęby dymu unoszą się w powietrzu, nad dachem widać wielkie płomienie. Dym jest tak gęsty, że przysłania całą ulicę.

Po raz pierwszy dociera do mnie, że dym jest niebezpiecznie blisko.

Tripp wraca pędem do domu, a ja depczę mu po piętach.

– Vanessa, dokąd ona poszła? Wiedziałaś, że obok jest pożar? Czy ona wiedziała? Ile czasu minęło, zanim się zorientowałaś… – przerywa mu trzask tłuczonego szkła. Ucieka spojrzeniem w stronę sąsiedniego domu.

Chwytam go za rękę tak mocno, że wiem, że zostanie po tym ślad.

– Ogień – mówię w końcu, kiedy odzyskuję głos.

Krew odpływa mu z twarzy.

– Ona nie… na pewno nie...

– Musimy zadzwonić na 911, Tripp. W tej chwili. – Nagle przejaśnia mi się w głowie. Musimy znaleźć Mię.

– Poczekaj tu, powiem im. – Zanim to do mnie dociera, pędzi przez dom, wpada po drodze na stół, aż w końcu dopada do drzwi i wybiega na zewnątrz. Znajduje strażaka i błaga go o pomoc. Serce mi pęka. Czuję fizyczny ból, jakby ktoś je rozdzierał. Słyszę, co mówi. Z przerażeniem orientuję się, jakie przypuszczenia ma Tripp na temat tego, gdzie jest nasza córka.

Nagle pędzi w stronę domu sąsiadów.

– Nie! – krzyczę i ruszam pędem w jego stronę. Ale strażacy są szybsi ode mnie. Chwytają go za ramiona i odciągają.

Z domu niespodziewanie bucha potężna fala ognia, a strażacy odwracają się, żeby chronić się przed gorącem. Ale nie Tripp. Wyrywa się do przodu, jego brązowe mokasyny brną przez zalaną wodą trawę. Naprawdę chce się dostać do tego domu.

Ktoś do niego podbiega. To Julia Campbell, nasza sąsiadka. Kobieta, która patrzy jak wszystko, co do niej należy, jak cały trzypoziomowy dom stoi w płomieniach. Płacze – wręcz szlocha. Twarz ma czerwoną, oczy zapuchnięte, a jej drobne dłonie napierają na pierś Trippa, gdy stara się odepchnąć go od posesji. Ale Tripp też płacze i wskazuje na dom, a potem na siebie. Nie muszę słyszeć, by wiedzieć, co mówi.

Na twarzy Julii widzę niedowierzanie, całe jej ciało drży, a nogi się trzęsą, gdy kręci gwałtownie głową i wydaje z siebie przeciągłe: Nieeeee… Przenosi wzrok z domu na Trippa i z powrotem. Robi krok w tył i puszcza go. Nogi się pod nią uginają i myślę, że kwestią czasu jest, gdy straci przytomność. Powinnam do niej podejść. Powinnam pomóc, ale tego nie robię. Stoję w miejscu jak sparaliżowana.

Tripp wrzeszczy, a reszta z nas nie chce wierzyć w to, że Mia mogła być w środku. Jeśli jednak tam jest, to niemożliwe, żeby przetrwała to piekło. Jest za mała, za młoda, za delikatna. Umrze tam. Na myśl o tym moje serce się rozpada.

 

ROZDZIAŁ TRZECI

 

 

 

 

Julia Campbell

 

Mój dom płonie. Mój wspaniały, piękny dom. Wszystko, co kochałam, zbudowałam i udekorowałam, stoi w płomieniach. Cały budynek: piękne rzeźbione kolumny, witraże i jedyne w swoim rodzaju wnętrze, którego nie da się zastąpić. Ten dom, podobnie jak każdy inny na naszej ulicy, należy do rejestru historycznego z 1918 roku. Jest jedyny w swoim rodzaju.

A teraz Tripp Tanner mówi mi coś, czego nie chcę słyszeć – nie dopuszczam tego do siebie. W pierwszej chwili nie chciałam mu uwierzyć, modliłam się do Boga, żeby okazało się, że mówił coś zupełnie innego, ale nie, on ciągle wypowiadał te same słowa. Bez przerwy mówił „Mia i ogień, i twój dom”, a ja z całych sił starałam się nie zakryć uszu i nie zacząć krzyczeć.

Samo to, że tracę dom jest okropne, ale świadomość, że w środku może być Mia… Nigdy bym się po tym nie pozbierała. Nikomu z nas nie udałoby się po czymś takim dojść do siebie.

Mia nie może znajdować się w środku. Nie ta śliczna dziewczynka. Przeżyła już wystarczająco dużo złego. To musi być nieporozumienie. Wielkie nieporozumienie. Ukrywa się albo jest w basenie, albo poszła do domu przyjaciółki. Jest bezpieczna… musi być. Nie ma innej opcji. Tripp musiał się pomylić.

Ale ojciec małej wygląda, jakby miał się rozpaść na kawałki. A przed nami są tylko płomienie.

Dom płonie, ale ja staram się skupić na mojej rodzinie. To oni są najważniejsi. Moje dzieci są bezpieczne – wciąż są na treningu koszykówki. Mąż wraca z pracy.

A moja najdroższa mama jest bezpieczna w domu obok. Zaprowadziłam ją wcześniej do Vanessy. Miałam wyjść z domu tylko na godzinę, żeby zawieźć tę cholerną paczkę na drugi koniec miasta, ale utknęłam w zakichanym korku. Powinnam była tu być. Jednak po chwili namysłu dziękuję niebiosom, że nie siedziałam w środku. A gdybym została uwięziona? A jeśli nie zdołałabym wyprowadzić mamy z domu na czas?

Czuję, jak żołądek mi się skręca. Co jeśli Miautknęła w domu?

Nie, nie mogę o tym myśleć. Bóg dopilnował, żeby nikogo nie było w środku. Moja mama jest bezpieczna w domu obok, dzieci – Robert i Kayla – są na treningu w szkole. Przypominam sobie, że najważniejsza jest rodzina. Wszystko inne da się zastąpić.

Słyszę, jak Tripp powtarza:

– Mia. Jest tam. Pomóż mi ją znaleźć.

Nikogo w środku nie było. Poza tym, po co Mia miałaby tam iść? Co miałaby robić w moim domu?

Głowa mnie boli. Jak to się stało, do cholery?

Rozglądam się dookoła. Wozy strażackie i domy sąsiadów są rozmazane. Kręci mi się w głowie, a nogi chyba zaraz odmówią posłuszeństwa.

Ktoś krzyczy do Trippa. To chyba dowódca ekipy ratowniczej przekrzykuje hałas i prosi o opis Mii.

– Trzynaście lat. Ponad metr pięćdziesiąt wzrostu, jakieś metr pięćdziesiąt siedem. Blond włosy – wylicza pospiesznie Tripp. – Wydaje mi się, że tam jest.

Strażak wygląda na zszokowanego.

– Jest pan pewien?

– Nie wiem – mówi Tripp, krztusząc się od łez. – Ktoś to po prostu musi sprawdzić.

– Czy ktoś widział, jak wchodzi do środka?

Tripp ciągnie się za włosy.

– Nie wiemy tego. Nie wiemy, dokąd poszła. Ale zaginęła i jedyne miejsce, gdzie jej nie szukaliśmy, to właśnie ten dom. Istnieje prawdopodobieństwo, że tam poszła. Jeśli jest w środku, może uda się ją uratować. Ale trzeba to sprawdzić… Proszę. Proszę, pomóżcie mi ją znaleźć.

Dowódca rozpoczyna akcję ratowniczą. Rozkazuje grupie strażaków znaleźć drogę do środka i sprawdzić każde możliwe do przeszukania miejsce. Przekazuje im opis Mii.

– Dostańcie się tam! W środku może być trzynastolatka!

Dwóch strażaków, którzy przez cały ten czas trzymali Trippa, nie odstępuje go na krok i podtrzymuje za ramiona. Nie chcą ryzykować, że wbiegnie do środka, nawet jeśli pragnie tylko znaleźć swoją córkę. Bohater czy nie, na pewno by nie przeżył – nawet ja to wiem. Ogień i żar powaliłyby go w sekundę.

Opieram się o jednego ze strażaków i stoimy tak razem, grupą, gdy dookoła ludzie krzyczą i biegają po ulicy.

Z każdą mijającą sekundą, z każdym trzaskiem, sykiem i rykiem dobiegającym z domu, coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy na przegranej pozycji. Kończy nam się czas. Maleją szanse ocalenia domu. Mam złamane serce. Nie uda się ocalić nawet jednego pokoju.

A Mia… słodka Mia… możliwe, że nie żyje.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

Tytuł oryginału: The Stepdaughter

 

Copyright © Georgina Cross, 2020

First published in Great Britain in 2021 by Storyfire Ltd trading as Bookouture.

Copyright for the Polish edition © 2022 by Wydawnictwo FILIA

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2022

 

Projekt okładki: Mariusz Banachowicz

Zdjęcie na okładce:

© Angelique Rademakers/arcangel

© Carlos Caetano/arcangel

 

Redakcja, korekta, skład i łamanie: Editio

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8280-356-3

 

 

Wydawnictwo FILIA

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Seria: FILIA Mroczna strona

 

mrocznastrona.pl