Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Teraz to ja jestem śmiercią!
Andrzej Kordel wraca po latach w rodzinne strony. Nie jest to łatwy powrót. W dzieciństwie właśnie tu w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach został zamordowany jego brat bliźniak. Nieprzepracowana trauma przybiera na sile, a Andrzej balansuje na granicy szaleństwa. Nie poddaje się jednak, wie, że musi zmierzyć się z przeszłością i dopaść sprawcę, tym bardziej że dochodzi do kolejnego mordu.
Andrzej Konefał – pisarz i czytelnik, najbardziej pociągają go powieści wzbudzające grozę i dreszcz przerażenia. Autor „Nimfy”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 243
Rok wydania: 2023
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Oficynka & Andrzej Konefał, Gdańsk 2023
Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Oficynki.
Wydanie pierwsze w języku polskim, Gdańsk 2023
Redakcja: zespół
Korekta: Anna Marzec
Skład: Dariusz Piskulak
Projekt okładki: Magdalena Zawadzka
Zdjęcia na okładce: © beyza kaplan/pexels
perry wunderlich/pexels
ISBN 978-83-67875-34-9
www.oficynka.pl
e-mail:[email protected]
Dla Eli,mojej siostry
Czasem do szczęścia wystarczy tylko czyjaś obecność,na przykład siostry.
Christina Rosetti
Prolog
Pamięć jest straszliwa. Człowiek może o czymś zapomnieć – ona nie.
Po prostu odkłada rzeczy do odpowiednich przegródek. Przechowuje dla ciebie różne sprawy albo je przed tobą skrywa – i kiedy chce, to ci to przypomina.
Wydaje ci się, że jesteś panem swojej pamięci,ale to odwrotnie – pamięć jest twoim panem.
John Irving, Modlitwa za Owena (1989)
Widzisz, sprawiedliwość dosięga każdego. To ona kształtuje nasze życie od narodzin aż po kres. W końcu nadszedł dzień, kiedy trzeba się zatrzymać i zastanowić nad własnymi błędami. Ty doskonale o tym wiesz, bo masz dużo na sumieniu, prawda? – Odwróciłem się i zobaczyłem bladą twarz mojego słuchacza. – Spójrz na ten gwóźdź. Jest długi, zardzewiały, twardy i zimny. Tak zimny jak twoje serce. To dla mnie szczególny amulet. W tamtej chwili wierzyłem, że w jakiś sposób mi pomoże, że w ostatnim momencie wyjdę z tego cało. Ale przeznaczenie miało dla mnie inny scenariusz. Czy wiesz, jak pachnie śmierć? – Spojrzałem w zmęczone, przekrwione od płaczu oczy. – Ona ma zapach strachu. Widziałem ją i za każdym razem wyglądała inaczej. Wiesz, co było najśmieszniejsze? – Poczekałem sekundę lub dwie, wiedząc, że nie mogę liczyć na odpowiedź. – Znałem prawdę. Śmierć ukrywała się, wodziła mnie za nos. Ale ja natychmiast ją rozpoznawałem. Może po prostu mam taki dar, kto wie? Wiele bym dał, aby nic nie pamiętać i żyć w kojącej niewiedzy. Niestety, zostałem zmuszony do zmierzenia się z własnymi lękami. W końcu nadszedł moment, w którym spojrzę prawdzie i śmierci w oczy, mówiąc głośno, że już się nie boję! Dosyć strachu, dosyć ucieczki. Powstałem na nowo, niczym feniks z popiołów. Teraz to ja jestem śmiercią, sprawiedliwością, prawdą i twoim jedynym sądem ostatecznym.
Część pierwsza
Spójrz
rozdział 1
Powrót do Polski na kilka dni miał być terapią antystresową dla nas obojga. Praca w Anglii, ciągłe darcie kotów z angolami i stres spowodowały, że razem z Wiktorią rzuciliśmy na biurka naszych szefów karty urlopowe i kupiliśmy bilety. To było szalone, spontaniczne przedsięwzięcie, zważywszy na to, że lot zamówiliśmy z dnia na dzień, wydając na to niemałe pieniądze.
Nazywam się Andrzej Kordel i mieszkam na obczyźnie od dziesiątego roku życia. Do Londynu zabrała mnie ciotka Aniela, siostra mojego taty. Miała ku temu konkretny powód. Dla mojego dobra postanowiła wziąć sprawy we własne ręce, widząc, jak cierpię po tragedii, jaka spotkała moją rodzinę. Próbowałem wymazać z pamięci to, co się stało, i po czasie małymi kroczkami wychodziłem na prostą.
Oczywiście nie byłem synem marnotrawnym i bardzo często dzwoniłem do rodziców, lecz oni nie byli skorzy do rozmów. Konwersacja za pomocą kamerki internetowej, zamiast w cztery oczy, utrudniała utrzymanie więzi rodzinnych.
Upływały miesiące i lata, a ja dzwoniłem coraz rzadziej. Uczyłem się języka, zdobywałem nowe znajomości, dostałem dobrze płatną pracę. Robiłem zdjęcia dla jednej z redakcji w centrum Londynu. Robota nie była dobrze płatna, ale wystarczyło, aby przetrwać miesiąc do kolejnej wypłaty.
Gdy stałem się samowystarczalny, ciocia zachorowała na grypę, aż w końcu choroba ją pokonała. Zostałem sam.
Teraz wracałem do Polski, nie wiedząc, jakie spotka mnie przyjęcie.
– Ale pięknie! – Wiktoria przytuliła się do mojego ramienia i spojrzała przez okrągłe okienko, obserwując chmury.
– Mówiłem ci, że zżera mnie stres? – zapytałem, kiedy samolotem wstrząsnęły turbulencje.
– Ciebie? – Prychnęła. – Masz stalowe nerwy. – Pogładziła mnie po twarzy. – Estera przyjedzie na lotnisko?
– Niestety nie. Mama źle się czuła w nocy.
Estera to moja siostra, starsza o dziesięć lat. Nie dogadywałem się z nią najlepiej, może dlatego, że miałem brata bliźniaka. Po tym, co przeżyliśmy, czułem się podle, zostawiając ją w tym piekle na ziemi. Nie rozumiałem, dlaczego ciocia nie mogła zabrać ze mną także jej. Do dziś nie dowiedziałem się prawdy, ale żywię nadzieję, że mój przyjazd wyjaśni niektóre zawiłości i będę mógł zrzucić z barków ogromny ciężar.
– Można było się tego spodziewać. – Wiktoria ziewnęła i wyprostowała się w fotelu. – Ona jest taka…
– Rozmawiałem z nią wczoraj. Do tego tato jest w kiepskim stanie, więc może to dobrze, że będę tu kilka dni.
– Kochanie, mówisz to tak, jakby ktoś miał zaraz umrzeć.
Samolot powoli obniżył pułap, a z głośnika dowiedzieliśmy się, że za piętnaście minut wylądujemy.
Jeszcze kilka godzin temu, gdy siedziałem w ulubionym fotelu, nie mogłem doczekać się spotkania z rodziną. Teraz byłem bliski paniki. Chciałem wrócić na wyspy i nie myśleć o powrocie.
Kiedy wyjrzałem przez okno, zobaczyłem zabudowania Wrocławia i zbliżającą się płytę lotniska. Mój strach przed spotkaniem z rodziną był nieco irracjonalny i doskonale o tym wiedziałem. Musiałem zrobić kolejny krok, by zamknąć ten trudny dla mnie rozdział.
Dodatkowo związałem się z najfantastyczniejszą kobietą pod słońcem. Powinna znać moją rodzinę. Zresztą Wiki pragnęła tego z całego serca. Ani zdjęcia, ani nawet moje opowieści nie mogły się równać z prawdziwym spotkaniem.
– Będzie dobrze – zapewniła.
Wiktoria przyjechała do Londynu zaraz po otrzymaniu stypendium dla studentów z zagranicy na Uniwersytecie w Newcastle. Wiktorii udało się je zdobyć jako jednej z pierwszych. Wcześniej mieszkała w Krakowie. Pracowała w restauracji, lecz po kilku klapsach w tyłek i nokaucie jednego z napastujących ją mężczyzn straciła pracę. Wiki może była piękną blondynką o drobnej budowie ciała, ale od ponad pięciu lat trenowała judo. Zawsze mówiła, że inteligencję ma nie od parady, a walki uczyła się sama, oglądając filmy z YouTube’a. Miała też cięty język, który druzgotał przeciwnika, a czasami nawet i mnie. No cóż, miała niewyparzoną gębę i nie dawała sobie w kaszę dmuchać.
Gdy ją poznałem dwa lata temu, urzekła mnie swoim promiennym uśmiechem, urodą i rozkosznym humorem. Muszę przyznać, że nie znoszę angielskiego humoru, ale w wykonaniu Wiktorii słuchałem go z przyjemnością i płakałem ze śmiechu. I jeszcze jej oczy. Piękne, błyszczące jak szmaragdy.
DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA W WERSJI PEŁNEJ