Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Najłatwiej okłamać tych, których kochasz.
Agata kocha męża, ale już go nie lubi. Monika satysfakcję w sypialni osiąga poza małżeńskim łożem. Justyna życiową tragedię przeżywa zupełnie sama, choć nie powinna.
Wszystkie spędzają weekend z mężami w idealnym miejscu, by naprawić swoje związki. Chcą oderwać się od rozpraszających zdobyczy cywilizacji, dzwoniących smartfonów i ciągłych powiadomień. Miało być tak romantycznie. Kominek, sypiący za oknem śnieg i oni.
Las, spokój i nadzieja. Przecież ona umiera ostatnia. Ale śmierć miała inne plany. Przyszła wcześniej, niezapowiedziana, by zabrać… kogoś.
Trzy pary, sześć osób i setki kłamstw.
I ktoś, kogo nikt się nie spodziewał.
Emocjonujący thriller o ludzkich słabościach i konsekwencjach budowania relacji opartych na kłamstwach. Tam, gdzie kończy się prawda rozpoczyna się pełna pułapek gra, której finału nie sposób przewidzieć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 397
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Bartosz Szczygielski, 2022
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2022
Redaktorka prowadząca: Anna Rychlicka-Karbowska
Marketing i promocja: Marta Kujawa
Redakcja: Karolina Borowiec-Pieniak
Korekta: Joanna Pawłowska, Anna Nowak
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl
Projekt okładki i stron tytułowych: Mariusz Banachowicz
Zdjęcie na okładce: © Ivan Kmit | Adobe Stock
Zdjęcie autora: © Mikołaj Starzyński
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
eISBN 978-83-67324-65-6
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
www.czwartastrona.pl
Dla M., przy której nie muszę nic ukrywać
Uznawał zwłoki za frapujące.
Choć miał sporo lat na karku i wiele już widział, ludzkie ciało dalej miało przed nim dużo tajemnic. Kiedyś sądził, że wie o nim wszystko. Przywilej młodości, gdy świat wydaje się miejscem, które warto znać i nigdy cię nie skrzywdzi. Szybko przekonał się, że jednak niewiele wie o życiu, a jeszcze mniej o ciele, i prawdopodobnie nigdy nie dowie się wszystkiego. Pierwsza w życiu wizyta w prosektorium dobitnie mu to udowodniła. Do tej pory zdarzało mu się zamykać oczy i widzieć przed nimi obrazy, których nie powstydziłby się H.R. Giger. Oślizgłe, pełne różnego rodzaju wydzielin i organów, o których nie miał pojęcia, gdzie powinny się pierwotnie znajdować.
Wzdrygnął się na samą myśl.
W ludzkim ciele po śmierci zachodzą procesy, których opisami zapewne straszono dzieci już w średniowieczu. Jakub starał się nie skupiać na tym, co widział teraz przed sobą. Przynajmniej nie na tym, co może się niedługo wydarzyć. Nie na częściach ciała, które będą puchły, odpadały i wydzielały z siebie zapachy pobudzające jego żołądek do nadprogramowej pracy. Może odrobinę przesadzał, ale miał do tego pełne prawo.
Trupy są nieprzewidywalne. To wiedział z całą pewnością, choć tego konkretnego trupa Jakub w ogóle się nie spodziewał. Teoretycznie powinien. Zawsze i wszędzie. Policyjna legitymacja wciśnięta do tylnej kieszeni jeansów miała być potwierdzeniem, że będzie przygotowany na wszystko, co zobaczy. Teoria rzadko kiedy spotyka się jednak z praktyką.
Przełknął głośno ślinę i wypuścił powietrze nosem. Powinien zachować się profesjonalnie, ale martwy facet na środku salonu potrafi wytrącić z równowagi. Zapewne niewiele osób spodziewałoby się podobnego widoku. Nie w miejscu, które z daleka wygląda, jakby włożono w nie ogromne pieniądze, by wszystko było idealnie. Zaczynał poważnie żałować, że zabrał się do tej roboty i że się tutaj w ogóle znalazł. Dużo przeszedł, by tak się stało.
Dosłownie.
Przez koszmarne opady śniegu Jakub musiał zostawić samochód przy głównej drodze. Wręcz został do tego zmuszony, ponieważ pojazdem zarzuciło na zakręcie i ten wylądował w rowie. Na szczęście on wyszedł z tego bez szwanku, ale bez lawety o wyciągnięciu samochodu mógł tylko pomarzyć. W głowie widział już rachunek, jaki przyjdzie mu za ten wyjazd zapłacić. Zaczynał też wątpić w to, czy mimo wszystko zarobi wystarczająco dużo na opłacenie kosztów, które już zdążył ponieść, i tych, które niedługo się pojawią. Samochód Jakuba może nie należał do najlepszych i najdroższych, ale jeździł. Przynajmniej jakąś godzinę temu tak było.
W normalny dzień doszedłby na miejsce w jakieś dziesięć minut. Tutaj przedzierał się przez zaspy dobrą godzinę, a minimum kwadrans zastanawiał się, czy idzie w dobrym kierunku. Telefon był poza zasięgiem jakiejkolwiek sieci, co więcej, na mrozie zaczął działać wolniej i wolniej, aż zupełnie się wyłączył. Jeżeli Jakub się nie podniesie, będzie musiał doliczyć kolejny wydatek do swojego ciągle rosnącego rachunku.
Kiedy w końcu wyszedł z lasu na polanę i dostrzegł cel podróży, omal nie rozpłakał się ze szczęścia. Czuł, że zamarznie tej nocy i znajdą go najwcześniej w kwietniu, o ile w ogóle to nastąpi. Punkt docelowy jego wyprawy uświadomił mu, że ma jeszcze szanse wyjść z tej eskapady zwycięsko.
Trzy duże budynki, które kiedyś były stodołami lub dziś miały za takie uchodzić, wyglądały na ciepłe w środku. Z pewnością było w nich przyjemniej niż na zewnątrz, gdzie temperatura musiała oscylować w okolicy minus dziesięciu stopni Celsjusza. Wiatr i zacinający śnieg potęgowały uczucie chłodu, a kurtka, którą Jakub miał na sobie, nie nadawała się na zimę. Wystarczała do tego, by dostać się od samochodu do konkretnego punktu – pod warunkiem, że ten znajdował się w zasięgu wzroku.
Ledwo czuł już dłonie wciśnięte do kieszeni spodni. Nie wiedział, czy łzy, które pociekły mu po policzkach, są efektem zacinającego wiatru, czy faktu, że dojrzał miejsce swojego ratunku. Wysokie na kilka metrów i obite blachą, do której teraz przyczepił się mokry śnieg. Duże przeszklone ściany doskonale pokazywały, co znajduje się wewnątrz. Stojąc przed budynkami i odgarniając z twarzy śnieg, nie zauważył, by cokolwiek się tam działo.
Podszedł do środkowego budynku i złapał za klamkę. Drzwi otworzyły się bez problemu, a Jakub wślizgnął się do domku. Otrzepał się ze śniegu, a potem stuknął obcasami o siebie, by pozbyć się białego puchu z butów.
– Nie jesteśmy już w Kansas, Dorotko – powiedział do siebie, rozmasowując dłonie. Za kilka minut powinno w nich wrócić krążenie, bo obecnie prawie ich nie czuł. – Halo?
Stwierdził, że to dobra chwila, by zaanonsować swoją obecność. Może odrobinę zbyt późno, ale na to wpływu już nie miał. Trochę inaczej to zaplanował, jednak aura na zewnątrz sprawiła, że nie miał innego wyjścia. Patrząc przez wielkie szyby, wiedział, że tylko szaleniec spróbowałby się stąd wydostać.
– Halo? Było otwarte i…
Zauważył go na środku salonu, niedaleko kuchennego stołu. Śnieg lekko rozświetlał mrok, więc Jakub mógł dostrzec przynajmniej zarysy mebli i postaci, która tkwiła niecałe pięć metrów od niego. Siedziała na krześle, które wydawało się nienaturalnie ustawione w tej przestrzeni. Wzdłuż drewnianego blatu dostrzegł resztę siedzisk. Mężczyzna miał opuszczoną głowę i wpatrywał się w swoje kolana.
– Przepraszam. – Jakub zrobił dwa kroki przed siebie. – Wszystko w porządku?
Zdawał sobie sprawę z tego, że pytanie było retoryczne. Wpatrywał się w trupa. Świadczyło o tym kilka rzeczy. Z jego perspektywy facet nie oddychał, a do tego na lewej skroni miał spore rozcięcie. Krew zdążyła już skrzepnąć, zostawiwszy na skórze paskudny kożuch. Korciło go, by dotknąć mężczyzny i upewnić się, że faktycznie jest martwy. Powstrzymał się. Nie miał ze sobą żadnych rękawiczek i nie zamierzał zostawiać zbyt dużo śladów swojej obecności, więc po prostu stał i patrzył.
Dalej nie potrafił pojąć, jakie decyzje doprowadziły go do miejsca, w którym się teraz znajdował. Roztrząsał to w głowie tak długo, że śnieg, który wniósł do pomieszczenia na ramionach, zdążył się rozpuścić i w pełni odparować. Jakubowi zrobiło się nawet odrobinę za ciepło, więc rozpiął kurtkę.
Pod jedną ze ścian znajdował się kominek, ale wyglądał na dawno nieużywany. Mimo tego dało się wyczuć, że w budynku ktoś przebywał. Oprócz nieboszczyka parę innych rzeczy nie pasowało do niemal sterylnej scenerii. Na stole, który musiał służyć za jadalniany, Jakub dostrzegł talerze z resztkami posiłku. Kiedy mijał kanapę, zauważył na jej oparciu szeroką gumkę do włosów. Facet siedzący na krześle miał na środku głowy okrągły placek gołej skóry, więc przedmiot raczej nie należał do niego.
Jakub oderwał w końcu wzrok od nieboszczyka.
Uznawał zwłoki za frapujące, ale musiał coś przedsięwziąć.
Zanim zajmie się tym, co wydarzyło się w miejscu, które znał jako Kredowe Wzgórza, powinien się upewnić, czy jest tutaj sam. Nie liczył martwego faceta. Jakubowi chodziło o osoby, które dalej miały puls, a czuł, że znajdują się gdzieś blisko. To oznaczało kłopoty. Jeżeli ktoś zamordował mężczyznę, a wiele na to wskazywało, on może być następny. Dużo mu płacili, ale dalej za mało, by ryzykował życie. Jakub uważał zresztą, że nie ma na świecie pieniędzy, które warte byłyby takiego ryzyka. Trochę zbyt późno doszedł do takich wniosków, ale dalej żył, więc nie było tak najgorzej. I zależało mu na tym, by ten stan utrzymać jak najdłużej.
Pomieszczenie, w którym się znajdował, musiało mieć przynajmniej pięćdziesiąt metrów kwadratowych. Wydawało się nawet większe przez to, że część ścian zastąpiły ogromne szyby. Jakub widział teraz, że śnieg powoli zasypywał je coraz wyżej i wyżej. Przed sobą miał jeszcze otwartą kuchnię i schody, które prowadziły na antresolę. Wszystko wykończone zostało stalą i drewnem, które tylko miało wyglądać na stare. Wystarczyłoby wpuścić tutaj fotografa, a nowoczesne „loftowe” ujęcia robiłyby się same.
W powietrzu wyczuwał zapach cytrusów. Kucnął i przyjrzał się bliżej podłodze wokół krzesła, na którym siedział mężczyzna. Ktoś ją umył, i to dość dokładnie. Nie na tyle, by zatrzeć wszystkie ślady, ale jednocześnie wystarczająco, by krew nie była widoczna od razu po wejściu do pomieszczenia. Dostrzegał jej ślady, więc to, co wydarzyło się w Kredowych Wzgórzach, musiało wydarzyć się niedawno. Trup wyglądał na świeżego. Zapowiadała się ciekawa noc.
Jakub wyprostował się i spojrzał w górę. Ktoś go obserwował z antresoli. Śnieg lekko rozświetlał pomieszczenie, więc nie był w stanie dostrzec zbyt wiele, jedynie sylwetkę.
Zastygł na moment, kiedy zdał sobie sprawę, że jest na przegranej pozycji: bez żadnej broni i na środku otwartego salonu. Osoba stojąca na antresoli zrobiła krok w stronę schodów, a Jakub zrozumiał, że spogląda na kobietę. Wysportowaną i w samych stringach. Ciemność nie przesłaniała wszystkiego, a on na moment stracił czujność. Usłyszał szybkie kroki za plecami i zdążył uchylić się przed ciosem, który miał spaść na jego głowę.
Gruby kawałek drewna rozbił się o podłogę, a napastnik przewrócił się, niesiony własnym pędem. Jakub nie zastanawiał się dwa razy i z miejsca rzucił mu się na plecy. Kolano wbił między łopatki mężczyzny i próbował przygwoździć go do ziemi. Facet musiał być zbudowany z samych mięśni, które na dodatek zaczęły się teraz napinać. Jakub próbował przez parę sekund utrzymać swoją pozycję, ale niewiele to dało. Napastnik zrzucił go na podłogę. Podobnie jak stojąca na antresoli kobieta, też był praktycznie nagi. Jakuba pocieszało to, że facet ma na sobie bokserki, a nie stringi, więc przynajmniej nie zginie z ręki faceta z pośladkami na wierzchu.
Kiedy napastnik się wyprostował i odwrócił, Jakub postanowił sięgnąć po ostateczną kartę.
– Policja! – wrzasnął, odczołgując się w stronę stołu. – Policja!
Stojący naprzeciwko facet zastygł w bezruchu. Trwali tak przez chwilę, aż w końcu mężczyzna podniósł głowę w stronę antresoli.
– Ubierz się, proszę.
Miał głos, który nadawałby się dla wokalisty kapeli deathmetalowej, i to takiego, który zdążył już zjeść dwa koty na obiad i popić całość dziewiczą krwią. Jakub pozwolił sobie na wzięcie głębszego oddechu, ale powietrze wypuścił już powoli i cicho. Nie chciał zdradzać tego, jak bardzo mu ulżyło, że nie będzie musiał dalej walczyć z napakowanym kolesiem. Nawet w kiepskim oświetleniu wyglądał jak He-Man, a jego bokserki zbyt mocno opinały to, na co Jakub nie chciał patrzeć.
– Aga, cholera no, włóż coś na siebie – powtórzył facet i nachylił się w stronę Jakuba z wyciągniętą dłonią. – Sądziłem, że to włamywacz czy coś.
– Jasne, nic się nie stało.
Jakub podał mu rękę i nawet nie zauważył, kiedy znalazł się ponownie na nogach. Facet podciągnął go tak, jakby ważył parę kilogramów, a nie osiemdziesiąt.
– Czy mógłbym zobaczyć jakąś legitymację?
– Tak, oczywiście.
Sięgnął do kieszeni jeansów i wyciągnął dokument. Legitymacja zapakowana w mocno przetarte skórzane etui była przepustką Jakuba do miejsc, gdzie normalnie nikt go nie zapraszał. Od dawna musiał sam się wszędzie wpraszać. Tak samo, jak zrobił to teraz. Wyciągnął dokument przed siebie tak, by zasłonić palcem rzeczy, z których nie był specjalnie dumny, w tym kawałek zdjęcia. Wyglądał na nim jak po dwutygodniowym tańcu z heroinową księżniczką, ale i tak lepiej niż na zdjęciu w dowodzie osobistym. Zauważył, że dłoń mu się lekko trzęsie, liczył jednak, że pozostanie to niezauważone.
– Jakub Wit – przeczytał mężczyzna. – Komisarz.
– W rzeczy samej – przyznał Wit, chowając legitymację. – Z kim mam przyjemność?
– Tomasz Bysiewicz. – Typ uśmiechnął się, przejeżdżając dłonią po mięśniach brzucha. – Tak, wiem, nazwisko pasuje.
Trudno było się z tym nie zgodzić. Jakub może nie miał wielkich kompleksów na punkcie swojego ciała, bo też starał się nie myśleć zbyt intensywnie na ten temat. W swoim życiu odwiedził kilka siłowni, a raz nawet próbował biegania. Przeszedł odpowiednie testy sprawnościowe, ale daleko było mu do człowieka, który patrząc w lustro, czuje, że osiągnął w tej kwestii wszystko. Obecnie uważał, że brakuje mu kilku kilogramów do stanu nadwagi, i zamierzał nie dopuścić, by te kilogramy się pojawiły. Patrząc na muskulaturę Tomasza, poczuł, że powinien jednak znów odwiedzić siłownię. I to nie po to, by skorzystać z rozstawionych tam automatów z batonami proteinowymi.
– Co pan tutaj robi? – Tomasz skrzyżował ręce na piersi. – Jest środek nocy, a to prywatna kwatera.
– W tej sytuacji – Wit wskazał na siedzącego kilka kroków od nich nieboszczyka – to ja będę zadawał pytania.
Tomasz odwrócił głowę w stronę kuchni i momentalnie pobladł. Jakub zauważył to nawet pomimo braku źródeł światła. Mężczyzna wpatrywał się w trupa, a ręce powoli mu wiotczały, aż w końcu zawisły bezwładnie wzdłuż tułowia. I wtedy w pomieszczeniu zrobiło się widno. Światła pod wysokim sufitem rozjaśniły przestrzeń, a Jakub zobaczył kobietę stojącą przy schodach. Tym razem miała już na sobie koszulkę. Taką, która nie zostawiała zbyt wiele dla wyobraźni – kończyła się nad pępkiem i była wycięta tak mocno, że wystarczyłoby niewielkie szarpnięcie, a ubranie nadawałoby się do wyrzucenia. Dalej nie zdecydowała się na włożenie spodni, więc Jakub odwrócił wzrok, by przypadkiem nie zawiesić wzroku zbyt długo tam, gdzie nie powinien.
– O co tutaj chodzi? – spytała, wpatrując się w Jakuba. – Mamy ten domek jeszcze na kilka dni, więc to chyba jakaś pomyłka. Tomek, co to za koleś?
– Policjant… – odparł Bysiewicz. – Komisarz czy ktoś taki.
– Policjant? – Przekręciła głowę na bok. – Jeżeli chodzi o tę muzykę wykorzystaną w filmie, to nie wiedziałam, że to nielegalne. Rozmawiałam już z naszym prawnikiem, więc nie wiem, co jeszcze mam zrobić. Przeprosiłam i to miało wystarczyć, a nie, że jakaś policja będzie mnie teraz nachodzić. Zaraz zadzwonię do tego wszarza, bo wisi nam pieniądze za konsultację, skoro to i tak nic nie dało.
– Aga – warknął Tomasz. – Choć raz się zamknij i…
Kobieta nie czekała, aż zdanie zostanie dokończone. Ruszyła przed siebie i złapała za jedną z poduszek leżących na kanapie. Wzięła solidny zamach i rzuciła nią w Tomasza. Jakub nie musiał być detektywem, by zrozumieć, że to nie pierwszy taki rzut w jej życiu. Na mężczyźnie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Poduszka odbiła się od jego ramion i wylądowała na podłodze.
– Jeżeli myślisz, że pozwolę sobie, byś tak do mnie mówił, ty mały fiutku, to jesteś w cholernym błędzie! Mam tego dość!
W powietrzu wisiało wiele niedopowiedzianych zdań, ale te musiały poczekać. Agata zauważyła bowiem, gdzie Tomasz spoglądał przez cały czas. Jakub spodziewał się, że kobieta zacznie krzyczeć. Może nawet pojawi się jakieś małe omdlenie; ludzie różnie reagowali na widok nieboszczyka. Tymczasem Agata westchnęła, odwróciła się i wlepiła wzrok w Wita.
– To nie ja – powiedziała spokojnie. – Ale za niego nie będę ręczyć.
Idealna para, pomyślał.
– Kim wy, do cholery, jesteście?
AGATA I TOMASZ BYSIEWICZ
WCZEŚNIEJ
– Hej, hej, kochani, to ja, jak wam mija dzień?
Agata wpatrywała się w wyświetlacz iPhone’a i po raz kolejny przesunęła palcem w lewo, by wyjść z aplikacji aparatu. Próbowała nagrać poranne stories już trzy razy, ale z żadnego filmiku nie była do końca zadowolona. Jej włosy wyglądały dziś tragicznie, a wizytę u fryzjera miała zaplanowaną dopiero na pojutrze. Zastanawiała się nawet, czy nie zadzwonić do Roberta, by ten ją gdzieś wcisnął, ale wolała nie ryzykować. Na wizytę czekało się u niego czasem po kilka tygodni, a jeżeli mu się podpadło, to tygodnie zmieniały się w miesiące. Na miejsce Agaty czyhało już stado innych kobiet.
Związała blond włosy w kucyk i dla pewności mocniej ścisnęła je gumką z tyłu głowy. Ciągle je gdzieś zostawiała. Tę znalazła na stole obok sterty rachunków do opłacenia. Nimi zajmie się później, najpierw prawdziwe obowiązki.
Podniosła raz jeszcze smartfona i wybrała swój lepszy, lewy profil. Włączyła aparat i szeroko się uśmiechnęła.
– Hej, kochani – powiedziała, podnosząc kubek z kawą. – Ja zaczęłam dzień od kawusi. Oczywiście czarnulka i bez cukru.
Upiła ostrożnie odrobinę i odstawiła kubek na stół.
– Ostatnio mówiłam wam, że kawa też może być zdrowa, i teraz opowiem, jak taką przygotować.
Zatrzymała nagrywanie.
Sprawdziła, czy udało jej się zamknąć w piętnastu sekundach. Na szczęście tak, więc przynajmniej nie będzie musiała robić tego raz jeszcze. Niewiele brakowało, a smak kawy wykręciłby jej twarz tak, że kolejne megabajty poszłyby do śmieci.
Spojrzała do wnętrza kubka. Przygotowała czarną breję przed godziną, więc ta zdążyła już ostygnąć. Tego na filmie nie będzie widać. Podobnie jak tego, że do środka wcale nie dodała cynamonu oraz kakao, czyli antyoksydantów. Raz spróbowała tego wywaru i od tamtej pory wzdrygała się na samą myśl o powtórce.
Poprawiła kartkę z wydrukowanym tekstem, którą przyczepiła do doniczki stojącej na blacie stołu. Duże, wyraźne litery, by przypadkiem nie pomyliła się podczas nagrania. Czasem Agata stawiała na spontaniczność, ale nigdy, kiedy w grę wchodziły pieniądze. Te zmieniały wszystko. Dawały niezależność, ale też nakładały sporo ograniczeń. Reklamodawcy mieli swoje wytyczne, KPI-e i wykresy – ona była tylko jedną ze zmiennych. Ale za to płacili na czas i płacili dużo.
Zdarzało jej się czasem naginać rzeczywistość na potrzeby płatnej współpracy, a ostatnio robiła to coraz częściej. Im więcej takich współprac, tym większe pieniądze i Agata musiała z tego korzystać. Zdawała sobie sprawę, że jej ciało nie zawsze będzie wyglądało tak dobrze, jak teraz. Firmy kosmetyczne chętnie wspierały kobiety w kwiecie wieku, ale rzadko kiedy chciały im płacić. Liczyła, że ma przed sobą jeszcze pięć, może sześć lat, zanim skończy się jej złota era. Miała dwadzieścia osiem lat, a każdego dnia na Instagramie pojawiały się młodsze od niej. Bardziej wysportowane i z większymi piersiami.
– Już niedługo – powiedziała, opuszczając głowę i kierując swoje słowa do piersi. – Już niedługo.
Agata zapisała się na konsultacje w sprawie powiększenia tych części ciała, ale dalej wahała się, czy to dobry pomysł. To coś, czego nie będzie w stanie ukryć przed swoją społecznością. Ludźmi, których od kilku lat przekonywała do tego, że naturalność jest zaletą i pierwsze, co trzeba zrobić, to zaakceptować samego siebie. Nawet w to wierzyła, ale zdawała sobie też sprawę, że Internet nie jest prawdziwym życiem. Niezależnie od tego, co się mówiło na stories i pisało pod postami. Niektórym udało się zmonetyzować naturalność, ale to byli szczęśliwcy. Reszta musiała zadowolić się wizerunkiem i dbać o niego tak długo, jak to tylko możliwe.
Złapała za kubek i ponownie włączyła nagrywanie. Ostatni raz spojrzała na kartkę z podpowiedziami i szeroko się uśmiechnęła.
– Mówiłam już, że należy unikać cukru, i dalej to podtrzymuję. Jak dodacie do kawy odrobinę cynamonu, to nie tylko będzie smakowała lepiej, ale też będzie regulowała poziom cukru we krwi. Odrobina kakao pomoże wam obniżyć ciśnienie.
Podniosła kubek jak do toastu, a następnie wyłączyła nagranie. Będzie musiała jeszcze przyciąć początek i koniec, by całość wyglądała naturalniej. Tym razem Agata była zadowolona z rezultatu. Względnie, ale gonił ją czas i nie mogła już za bardzo wybrzydzać. Makijaż zajął jej dziś dłużej niż zazwyczaj, bo prawie nie spała w nocy. Ledwo udało jej się ukryć podkrążone oczy, a nie mogła użyć żadnego z filtrów na nagraniu. Ta cała naturalność odbijała jej się teraz czkawką.
Wzięła głęboki wdech i sięgnęła po opakowanie kawy. Sprawdziła etykietę i zaczęła nagrywać.
– I pamiętajcie, to, co pijecie, ma znaczenie – weszła na wyższe tony. – Ja wypróbowałam CoffeeBio Green i jestem zachwycona. Ekologiczne i stuprocentowo organiczne sproszkowane ziarna. I mam dla was super promkę. Z kodem „PaniFiters” macie aż dwadzieścia procent zniżki. Link do sklepu znajdziecie na kolejnym stories.
Nie było to jej najlepsze nagranie i zdawała sobie z tego sprawę. Materiały musiała jednak opublikować do godziny dwunastej, a jeszcze czekała ją obróbka. Za jakiś tydzień przygotuje też rozdanie, bo w przedpokoju stały dwa kartony z CoffeeBio Green, z którymi nie miała co zrobić. Na szczęście firma oprócz dania gratisów miała jej zapłacić. Agata musiała się trochę nagimnastykować, by zgodzili się na taką współpracę, ale obie strony powinny być zadowolone. Odbiorcy jej ufali. Kobiety chciały wyglądać jak ona, a faceci skupiali się na tym, że pokazała kawałek pośladka. Raz zdecydowała się na zdjęcie, gdzie zaprezentowała cellulit. Zebrała tysiące polubień i setki nowych fanów, ale nie mogła tego robić cały czas. Nie wtedy, kiedy kreowała się na sportowca.
Przemilczała to, że swoją sylwetkę zawdzięcza głównie genom.
Od dziecka była wysoka i chuda, ale doceniła to dopiero wtedy, kiedy liczba serduszek na Instagramie rosła w tempie logarytmicznym. Wystartowała od prostych zdjęć, a potem podpatrzyła na zagranicznych kontach, że wystarczy kilka przysiadów i trochę motywującej gadki, by poszły za nią tłumy.
Dasz radę.
Wierzę w ciebie.
Nie poddawaj się.
Z czasem zaczęło pojawiać się coraz więcej obserwujących, a kiedy udało jej się załapać na zdjęcie z trybun Stadionu Narodowego, stała się w końcu kimś. W tym, by nie była Agatą Obrzyń, ale Panią Fiters, pomogło też to, że nie miała wtedy na sobie stanika. Stała się kobietą, o której się mówiło i którą zapraszało się na imprezy i koncerty tylko po to, by poinformowała o nich w swoich mediach społecznościowych. Wykorzystała to i nie żałowała żadnej decyzji, którą musiała podjąć po drodze. Może oprócz jednej.
Tej, która właśnie wyłoniła się ze swojego pokoju.
– Skończyłaś nagrywać?
Tomasz przeszedł do kuchni i zaczął grzebać w szafkach. Znowu chodził po domu w samych bokserkach. W dodatku tak ciasnych, że nawet gdyby chcieli mieć kiedyś dzieci, to z pewnością już by nie mogli. Materiał odcinał dopływ powietrza i gotował oprzyrządowanie Tomasza, ale ten nie widział w tym żadnego problemu. Twierdził, że w samej bieliźnie lepiej mu się myśli. Kiedyś Agata w to wierzyła. Wierzyła też w to, że on faktycznie myślał, ale ostatnie miesiące pokazały jej, w jak wielkim błędzie była.
– Tak – odparła, odkładając kawę na stół i blokując smartfona. – Powinno być w porządku.
– Mam nadzieję, bo sporo nam za to zapłacili.
– Mnie.
– Co?
– Mnie zapłacili – doprecyzowała Agata. – To była moja współpraca.
Czuła, że powinna to podkreślić. Prowadzili z Tomaszem wspólne konto, ale to ona je ciągnęła. On nie miał głowy do interesów. Głównie odpowiadał na komentarze napalonych małolat, które widziały w nim kolejnego Brada Pitta. Wierzyła, że ten związek i to małżeństwo pozwolą jej rozwinąć skrzydła. Sprawią, że znikną wiadomości od napalonych facetów, którzy wierzyli w to, że zdjęcie penisa działa jak zaproszenie na kawę. Takich fotografii faktycznie pojawiało się coraz mniej. Podobnie jak lajków pod ich wspólnymi zdjęciami. Z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej i jak tak dalej pójdzie, to skończą się współprace i trzeba będzie wymyślić coś innego. Agata nie chciała harować na etacie przez osiem godzin. Nie przeszkadzało jej teraz to, że jest w robocie niemal non stop, by zawsze być na wyciągnięcie ręki fanów. Postawiła na siebie i po chwilowej przerwie znowu poczuła przypływ mocy.
Musiała tylko naprostować kilka spraw.
– Też mi się coś kroi. – Tomasz, mówiąc to, zmienił ton głosu na bardziej oschły. – Ci kolesie od bielizny termoaktywnej mają przysłać mi próbki w tym tygodniu.
– Płatne?
– Barter – odparł po chwili, nurkując głową w szafce pod zlewem. – Ale mają duże zasięgi.
– Zasięgi nie opłacą rachunku za prąd.
Dla potwierdzenia swoich słów Agata podniosła wydruk leżący na stole. Wprawdzie mieli jeszcze sporo gotówki na kontach, ale chciała podkreślić powagę sytuacji. Od kilku miesięcy to głównie ona przynosiła pieniądze do domu, a Tomek odpowiadał tylko za kwestie wizerunkowe. I czuła, że zaczyna go to przerastać. Coraz mniej rozmawiali, a wspólne fotografie zawsze były pozowane. Trzy sekundy uśmiechu dla uciechy tłuszczy, a następnie powrót do szarej codzienności. Do tego, czego czujne oko kamer ich smartfonów nie rejestrowało.
– Worki na śmieci się skończyły – powiedział, prostując się, i wzruszył ramionami. – Musimy zacząć robić listę zakupów. Miałem je kupić w zeszłym tygodniu.
– Weź reklamówkę z biedronki – rzuciła od niechcenia. – Są w szafce nad okapem.
Spojrzała na Tomasza, który zaczął kręcić się po kuchni tak, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. Zanim dotarł do odpowiedniej szafki, zdążył niepotrzebnie otworzyć dwie inne. Agatę drażniła ta nieporadność, i to drażniła ją coraz bardziej. Sama nie pamiętała już dni, kiedy Tomek ani razu nie działał jej na nerwy. Najgorsze było to, że nie pamiętała też, kiedy to wszystko się zaczęło. Kiedy jej mąż zmienił się z ekscytującego mężczyzny w po prostu mężczyznę. Człowieka, który stał się jej obojętny.
I wiedziała, że Tomasz myśli podobnie o niej.
Fizyczność przestała mieć dla obojga znaczenie. Agacie nie imponowały mięśnie Tomka, a w pewnym momencie zaczęła się ich nawet obawiać. Była wysportowana, ale w starciu ze stukilowym facetem nie miałaby żadnych szans. Jedyne, na co mogłaby wtedy liczyć, to krwotok wewnętrzny. Nie posądzała męża o takie zapędy, ale już parę razy zdarzyło się, że ich kłótnie kończyły się rozbitymi naczyniami, a raz nawet dziurą w drzwiach. To były ostatnie przejawy jakichkolwiek emocji w ich związku. Nawet seks już ich nie budził. Tomek przez tydzień się do niej nie odzywał, kiedy w łóżku sięgnęła po żel nawilżający. Twierdził, że już jej nie pociąga. Agata zaprzeczała tak żarliwie, że prawie sama w to uwierzyła. Coś między nimi umarło, ale ona nie zamierzała się poddawać.
– Daj mi jeszcze z dziesięć minut i będę gotowa – powiedziała, wracając do ekranu smartfona.
– Gotowa?
Tomek przerwał pakowanie pustych butelek po wodzie mineralnej do reklamówki. Odstawił ją na kuchenny blat i odwrócił się w stronę Agaty.
– Zapomniałeś?
Powstrzymała się przed tym, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku dezaprobaty. Zbyt głębokie westchnięcie doprowadziłoby do kolejnej kłótni. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby nie to, że byli umówieni, a jedną wizytę już musieli przez to przełożyć.
– Nie zapomniałem – odparł. – Też będę gotowy.
– Jedziemy do terapeuty.
– Mówiłem przecież, że pamiętam.
Złapał za reklamówkę z butelkami, przycisnął ją do piersi i zgniótł to, co znajdowało się w środku. Dźwięk miażdżonego plastiku drażnił uszy Agaty, odkąd kiedyś w szkole zabrali ich do sortowni odpadów. Tomek o tym dobrze wiedział. Kiedy wspólnie zamieszkali, mówiła mu o tym za każdym razem, kiedy tylko zbierał śmieci.
– Zaraz będę.
Wziął telefon leżący na blacie i spojrzał na wyświetlacz. Agata dostrzegła, że lekko się przy tym uśmiechnął. Tak, jak robił to kiedyś, gdy Agata wysyłała mu zdjęcia, których „Playboy” nie miałby odwagi wydrukować. Sądziła, że poczuje ukłucie zazdrości, ale bardziej zmartwiło ją to, że musi jeszcze wyedytować filmy, które powinna zaraz opublikować na profilu. Odczekała, aż Tomasz narzuci na siebie rzeczy i kurtkę i wyjdzie z mieszkania, trzaskając przy tym drzwiami. Cały czas wpatrywał się w telefon. Agata nawet się nie złościła.
Robiła to samo.
Musiała być na bieżąco. Wiedzieć, co dzieje się w sieci, by odpowiednio szybko reagować. Odpisywanie na komentarze, reakcje na stories i planowanie treści na kolejne dni. To pochłaniało jej większość czasu. Do tego jeszcze nagrania treningów, obróbka i wieczne użeranie się z YouTube’em, by udowodnić, że ma prawa do konkretnego utworu. Raz wykorzystała Sweet Child O’Mine Gunsów i nagranie zniknęło z sieci po dwudziestu minutach. Wtedy po raz pierwszy się przestraszyła, że czeka ją kosztowny proces. Słyszała o tym, że muzycy potrafią być wyjątkowo zajadli w dochodzeniu swoich praw. Na szczęście szybka porada prawnika trochę ją uspokoiła, choć facet za pięć minut chwalenia się wiedzą zainkasował kilka stówek.
Włączyła raz jeszcze przygotowane wcześniej nagrania. Obejrzała je dwukrotnie, a potem wszystkie wykasowała. Wstała i przeszła do sypialni. Zrzuciła z siebie luźny T-shirt, który miał pokazywać ją w wersji na luzie, i włożyła top, który wykorzystywała do ćwiczeń. Nie pachniał już najlepiej, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć. Za to odsłaniał dekolt, a w połączeniu ze zdrową kawą dawał poczucie, że po jej wypiciu będzie się miało ciało idealne. Ustawiła się tak, by za plecami widać było jej zestaw przyrządów do ćwiczeń.
Uśmiechnęła się.
– Hej, hej, kochani, jak wam mija dzień?
Sesja ciągnęła się w nieskończoność.
Agata nie mogła się wczuć i widziała po Tomaszu, że u niego jest jeszcze gorzej. Od samego początku spotkania wpatrywał się w okno za plecami terapeuty. Okno wychodzące na sąsiedni budynek, stojący najwyżej dwadzieścia metrów od fasady tego, w którym właśnie się znajdowali. Echo rozchodziło się pomiędzy blokami tak, że Agata słyszała, jak mieszkańcy sąsiedniego bloku oglądają w telewizji telenowelę udającą film dokumentalny. Nawet wciągnęła się w akcję, która toczyła się wokół dwóch przyjaciółek. Każda z nich miała romans z mężem tej drugiej. Chyba zbliżał się punkt kulminacyjny, bo zaczął się blok reklamowy, a Agata wróciła do rzeczywistości.
– Przepraszam, mógłby pan powtórzyć?
Terapeuta zapisał coś w swoim notatniku i poprawił okulary.
– Chciałem się dowiedzieć, czy zrobiliście ćwiczenie, o które prosiłem.
– To z patrzeniem się? – przypomniała sobie. – Tak, spróbowaliśmy.
– I jak wam poszło?
Spojrzała na Tomasza, który tylko wzruszył ramionami.
– Chyba w porządku – odparł. – Wytrzymaliśmy jakieś dwie minuty.
– Trochę dłużej – poprawiła męża Agata. – Ale nie udało się wytrzymać pełnych pięciu minut.
Zadanie domowe, które dostali od terapeuty, wydawało się Agacie zupełnie bezsensowne. Mieli usiąść z mężem naprzeciwko siebie, odłożyć telefony, wyłączyć muzykę i wszelkie rozpraszacze, a potem na siebie patrzeć. W oczy i bez żadnych wygłupów, choć nie robili tego od dawna. Po prostu mieli spoglądać na siebie i spróbować dostrzec w oczach tej drugiej osoby coś więcej. Agata zauważyła tylko, że Tomek zaczął regulować sobie brwi.
– Sądzisz, że dlaczego tak się stało?
– Dlaczego nie wytrzymaliśmy pięciu minut? Nie wiem. Trochę nie widziałam w tym… sensu.
Brakowało jej innego słowa, ale to oddawało rzeczywistość najlepiej. Agata nie potrafiła inaczej tego wytłumaczyć. Takie wpatrywanie się w drugą osobę miało im coś udowodnić, ale Konrad nie powiedział, co dokładnie. Może coś na ten temat wspominał podczas ostatniej sesji, a Agata po prostu nie słuchała. Wtedy myślami była już przy tym, że musi opublikować wieczorny film zapraszający na galę charytatywną. Przygotowywała się do niej od tygodni i to było priorytetem.
– A ty? – Konrad skierował wzrok na Tomasza. – Dlaczego te pięć minut to było za długo?
– Znam Agatę na wylot – odparł beznamiętnie Bysiewicz. – Widziałem już jej oczy.
Oparła się plecami o poduszki na kanapie. Nawet nie chciała tego komentować. Mogła się założyć, że Tomek nie wie, jaki ma kolor oczu, i gdyby je teraz zamknęła, powiedziałby, że niebieskie. Agata widziała zdjęcia poprzedniej partnerki Tomasza.
Niebieskooka zdzira, pomyślała.
– O, w końcu jakiś uśmiech.
Konrad Klawier, ich terapeuta i kat w jednym, widział zdecydowanie zbyt dużo. Agata już kilkukrotnie łapała się na tym, że odczytywał jej myśli o wiele lepiej niż ona sama. Miał też oko do szczegółów, ale nie zawsze wiedział, kiedy powinien się nimi dzielić.
– To chyba ze zmęczenia – skłamała. – Ciężki dzień.
– Rozumiem – odpowiedział, zamykając notes. – Ćwiczenie, o które was prosiłem, miało was do siebie zbliżyć. Te kilka minut może wydawać się wiecznością, kiedy nie patrzymy w odpowiednie oczy.
Słowa terapeuty zabrzmiały wyjątkowo ostro, choć mówił wszystko jednolitym tonem. Spokojnym, nieoceniającym i łagodnym. Agata nigdy nie widziała, by Konrad okazywał jakieś emocje. Zdawało jej się, że jedynie je absorbuje z otoczenia, a następnie analizuje. Było w tym coś, co niezdrowo ją pociągało. Jej mąż potrafił być aż nadto ekspresyjny. Szczególnie wtedy, kiedy nagrywał swoje filmiki i próbował uchodzić za najszczęśliwszego człowieka na świecie. Do tego ciągle gdzieś się przemieszczał i nie potrafił zostać w jednym miejscu dłużej niż kilka minut. Zastanawiała się, jakim cudem umie wytrzymać czterdziestominutową sesję. Konrad nie miał z tym żadnych problemów i Agata zdawała sobie sprawę, że to powoduje jej fascynację.
Dodatkowo Klawier był absolutnym przeciwieństwem Tomasza pod względem fizycznym. Większy podmuch wiatru mógłby go porwać, a w najgorszym przypadku złamać mu kręgosłup. Zazwyczaj terapeuta ubierał się w za duże koszule, a pasek od spodni miał tak wysoko, że musiał przy siadaniu drażnić mu sutki. Zdawało jej się, że jest też odrobinę niezdarny, ale w pocieszny, szczeniaczkowy sposób. Zauważyła, że w okolicy lewego oka ma niewielkiego siniaka, jakby uderzył się o kant szafki. Aż chciało się mu przygotować okład, byle tylko nie płakał.
W normalnych okolicznościach uznałaby, że jest zupełnie aseksualny. To jednak nie były normalne okoliczności.
– Nie martwcie się tym, że nie udało się za pierwszym razem. – Konrad lekko się uśmiechnął. – Zacznijcie od minuty. Później dwóch, aż w końcu uda się wam patrzeć w oczy przez pięć minut. Możecie to robić tak długo, jak potrzebujecie. Nikt nie będzie was za to oceniał. Możecie mi zaufać, za kilka tygodni będziecie patrzyli na siebie zupełnie inaczej niż teraz.
Agata chciała w to wierzyć.
To ona zaproponowała sesje terapeutyczne, by ratować ich małżeństwo. Wyciągnęła rękę do Tomasza i czekała, aż ten za nią chwyci. Sądziła, że sesje w tym pomogą, ale jak na razie nie zauważyła dużych postępów. Trochę więcej rozmawiali i rzadziej się kłócili. Nie stali się przez to lepszym małżeństwem, co najwyżej lepszymi współlokatorami. Wiedziała też, że nie spróbują po raz kolejny ćwiczenia z patrzeniem sobie w oczy. Nie powiedziała tego na głos, ale spoglądając w tęczówki Tomasza, myślała tylko o tym, by go spoliczkować. Dać mu powód do tego, by w końcu obudził się z letargu i wrócił do stanu sprzed małżeństwa. Coraz mniej wierzyła, że to w ogóle wykonalne.
– Mam nadzieję, że masz rację – odpowiedziała i spojrzała na smartwatcha. – Kończymy na dziś?
– Tak, jeszcze tylko jedna kwestia.
Usłyszała, jak Tomasz wypuszcza z siebie głębokie westchnięcie.
– Zazwyczaj nie proponuję tego parom, które są na waszym etapie, ale uważam, że tym razem warto. Czasem dobrze wyjść ze swojej strefy komfortu i zrobić coś… innego. Trochę eksperymentów w końcu nikomu nie zaszkodzi. Sam mam parę takich na swoim koncie i skończyły się sukcesem.
Konrad podniósł się z fotela i podszedł do stojącego pod ścianą biurka. Nowoczesnego i przyciągającego wzrok tak samo jak kurz. Metalowe oraz szklane wstawki wyglądały efektownie, ale utrzymanie ich w czystości musiało być mordęgą. Terapeuta usiadł na obrotowym krześle i sięgnął do szuflady. Wyciągnął z niej drugi notes, przewrócił kilka kartek i po chwili położył na blacie wizytówkę. Następnie schował notes i wrócił z kartonikiem na swój fotel. Ściskał i wyginał wizytówkę między palcami, a potem położył ją na kolanie.
– Wiecie, czym jest FOMO? – spytał i utkwił wzrok w Tomaszu.
– Coś słyszałem.
– Fear of missing out. – Agata chciała zabłysnąć wiedzą. – Obawa przed tym, że przegapi się coś ważnego, ciekawego.
– Tak. – Konrad przeniósł wzrok na kobietę. – I że nie możemy w tym czymś uczestniczyć.
Kiwnęła głową, że dobrze wie, o co mu chodzi. Często łapała się na tym, że po prostu brakuje jej smartfona w dłoni. Narzędzia do tego, by sprawdzić, co dzieje się na świecie. Wprawdzie jej świat ograniczał się do kilkunastu kont i Pinteresta, gdzie czasem szukała inspiracji dla bardziej domowych zdjęć, ale tam także wiele się działo. Wierzyła w to, że w jej bańce jest bezpiecznie, i nie lubiła jej opuszczać. I nie lubiła, kiedy ktoś próbował ją z niej wyciągnąć.
– Sądzisz, że to nas dotyczy? Że mamy to FOMO?
Pytanie było raczej z tych retorycznych, ale i tak je zadała. Konrad nie odpowiedział, tylko złapał za wizytówkę i podał ją Agacie. Wyczuła od niego woń papierosów i płynu do płukania ust. Przez ułamek sekundy poczuła też fakturę jego palców. Gładkich, miękkich i zadbanych. Szybko cofnęła rękę.
– Uważam, że przydadzą wam się małe wakacje od… wszystkiego.
Agata spojrzała na Tomasza.
Jej mąż pisał właśnie komentarz pod swoim postem na Instagramie. Jeśli sądzić po zaangażowaniu, nie pierwszy, odkąd sesja się skończyła.
– Dziękuję. – Podniosła się i ruszyła w stronę wyjścia. – Przemyślimy to.
Nie zastanawiał się dwa razy nad manewrem.
Tomasz zmienił pas i wcisnął się między dwa samochody. Lewy pas poruszał się odrobinę szybciej niż ten, którym się wcześniej wlekli, ale ona nie ryzykowałaby stłuczki. Agata zobaczyła w lusterku bocznym, że kierowca jadący teraz za nimi zaczął agresywnie machać rękoma, a potem usłyszała dźwięk klaksonu. Spojrzała na męża, ale ten nie zareagował, więc sama wcisnęła przycisk włączający światła awaryjne. Pomogło, a jadący za nimi pojazd zwiększył dystans.
– Kiedyś nas zabijesz – powiedziała, zapadając się głębiej w fotel pasażera. – Albo kogoś.
– Gdyby nie jeździli jak pizdy, nie musiałbym się tak zachowywać.
Zignorowała jego wypowiedź. Agata często to robiła i zauważyła, że jest jej z tym zaskakująco dobrze. Mniej się stresowała, a to już spory plus. Jeszcze kilkanaście minut i będą w mieszkaniu. Każde zajmie się swoimi sprawami, a atmosfera sama się oczyści. Działo się tak za każdym razem, kiedy wracali z sesji u Konrada. Ona wpadała w dziwne otępienie, a Tomasz się złościł. Nigdy na nią, obrywało się wszystkim i wszystkiemu wokół. Dziś padło na warszawskich kierowców, bo według jej męża to oni odpowiadali za wiecznie zakorkowane miasto. Nawet jeżeli zgadzała się z tą opinią, teraz nie mogła tego powiedzieć.
– Co sądzisz o dzisiejszej sesji? – spytała, wpatrując się w stojące po prawej stronie auto.
Kierowca przeglądał Instagrama na telefonie w uchwycie przyczepionym do przedniej szyby. Widziała kilka znajomych fotografii lub takich, które służyły komuś do inspiracji. Portal aż kipiał od kradzionych pomysłów i takich samych zdjęć, ale z minimalnymi różnicami w kompozycji. Agata przestała już zwracać na to uwagę, siedzącemu dwa metry od niej mężczyźnie wyraźnie to nie przeszkadzało. Zatrzymał scrollowanie na zdjęciu trenerki fitness, które nie zostawiało dużo miejsca dla wyobraźni. Agata też wrzucała odważne zdjęcia, ale starała się od tego odchodzić i stawiać wręcz na naturalizm.
Społeczność tego nie kupiła.
– Przypomnij mi, ile mu płacimy za godzinę?
– Dwie stówy.
– A ty mi mówisz, że ja marnuję kasę. – Pogłośnił muzykę. – To chyba nic nie daje, nie wiem sam. To ćwiczenie, o którym mówił, jakieś takie dziwne było.
– Czytałam, że on szczyci się takim nieszablonowym podejściem do terapii.
– Za dwie stówy za godzinę też pisałbym takie bzdety, by jakoś uzasadnić cenę. Nie będziemy tego już robić chyba, co nie?
– Nie, chyba nie.
Spodziewała się takiej odpowiedzi. Agata czuła, że ich związek niedługo się rozbije, i widziała dwie drogi. Rozstaną się jak cywilizowani ludzie lub dalej będą trwać ze sobą i coraz mocniej się oddalać. Wolała tę pierwszą wersję, ale ta pociągnie pewnie za sobą konsekwencje. Agata kreowała w sieci ich związek jako coś idealnego. Nawet na sesję do terapeuty jeździli na drugi koniec miasta, by przypadkiem nie natrafić na kogoś znajomego, choć popularność w sieci nie dawała anonimowości nigdzie. Raz spotkała fankę w poczekalni u ginekologa i to było bardziej krępujące niż wizyta na samolocie. Odmówiła wtedy zrobienia sobie pamiątkowej fotki na tle plakatu o karmieniu piersią. W odwecie dostała kilka wulgarnych komentarzy i obietnicę tego, że zostanie zniszczona w sieci.
– Powinniśmy zatankować. – Tomasz spojrzał na deskę rozdzielczą. – Mam jutro event pod Piasecznem.
Kolejny powód, dla którego Agata próbowała ratować ten związek, a nie poszła od razu do prawnika. Firmę prowadziła ona, ale Tomasz także widniał w dokumentach. Dzielenie później tego wszystkiego i stos papierologii, który się z tym wiązał, wyjątkowo mocno potrafiły scementować każdy związek. Sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej służbową kartę.
– Tylko weź fakturę – przypomniała, kładąc kartę na podłokietniku.
– Jasne.
– Pamiętasz NIP?
– Mam zapisany w telefonie – westchnął i ponownie zmienił pas na ten, z którego przed chwilą uciekł. – Mam coś ci kupić na stacji?
– Nie, dziękuję.
Ponownie bez włączania kierunkowskazu Tomasz zmienił pas i wjechał na ten prowadzący do stacji benzynowej, jednej z ostatnich na trasie przed ich domem. Wielka sieciówka, która przekonywała, że wszystko robi z myślą o Polakach. Kiedy zatrzymali się pod dystrybutorem, Agata dostrzegła plakat, z którego jakiś staruszek zapewniał ją, że jabłka są zdrowe, i zachęcał, by kupić jedno właśnie tu. Agata nie zaufałaby niczemu, co można zjeść na stacji, a już na pewno nie owocom leżącym cały dzień wśród spalin.
Odczekała, aż Tomasz wysiądzie z samochodu i zajmie się tankowaniem. Dopiero kiedy zniknął za drzwiami stacji, wyciągnęła telefon z torebki. On swój zabrał ze sobą, choć wymagało to wyciągnięcia smartfona z uchwytu. Widocznie nie chciał, by żona sprawdzała, co dzieje się w jego małym świecie. Ona też nie przepadała za tym, kiedy Tomasz patrzył na jej wyświetlacz. Wspólne konto na Instagramie nie oznaczało, że nie mają przed sobą tajemnic.
Agata otworzyła przeglądarkę, a następnie nową kartę w trybie prywatnego przeglądania. Wpisała „Konrad Klawier” i zaczęła wpatrywać się w wyniki, po raz kolejny po tym, jak skończyli wizytę u terapeuty. W sieci nie mogła znaleźć o nim za dużo informacji. Nie miał kont w mediach społecznościowych, chyba że z fałszywymi danymi. Trafiła na kilka wyników, gdzie recenzowano jego prace naukowe i określano Konrada mianem wizjonera na równi z szaleńcem, niewiele więcej mogła znaleźć.
Miał za to swoją stronę internetową, gdzie oprócz krótkiego biogramu były dane kontaktowe oraz zdjęcie. To na nim Agata skupiła uwagę. Konrad wyglądał tam inaczej niż w rzeczywistości. Dobrze uczesany, gładko ogolony i w dopasowanym ubraniu. Przygryzła dolną wargę i zamknęła kartę przeglądarki.
Chciała schować telefon do torebki, ale wtedy jej wzrok padł na wizytówkę, którą wręczył im terapeuta. Wpisała „Kredowe Wzgórza” i weszła w pierwszy link. Strona została stworzona ze smakiem i w minimalistycznym stylu. Przywitało ją duże zdjęcie trzech budynków. Nowoczesnych, choć stylizowanych odrobinę na stodoły. Takie miejsca stały się ostatnio wyjątkowo modne. Dawały spokój przed miejskim zgiełkiem, a zdjęcia na Instagrama wychodziły tam jak z profesjonalnej sesji. Mokry sen każdego influencera. Jej także zrobiło się ciepło.
Potrzebowali z Tomaszem odpoczynku od pracy, a przede wszystkim od siebie. Od siebie w wersji, którą znali na co dzień. Byli ze sobą od dawna, a rodzaj wykonywanej pracy sprawiał, że bardzo dużo czasu spędzali w swoim towarzystwie. Agata nie pamiętała już, kiedy ostatni raz wyszła z jakąś przyjaciółką na kawę. W ogóle nie pamiętała już, czy ma jeszcze jakiekolwiek przyjaciółki. Miała dużo znajomych, które chętnie słuchały o jej życiu, a ona o ich, ale bez zbędnego zagłębiania się w szczegóły. Te zostawiała tylko dla siebie. Zastanawiała się, czy przypadkiem nie powinna umówić się z Konradem na jakąś osobistą sesję. Przed nim mogłaby się otworzyć.
Oderwała wzrok od ekranu telefonu i spojrzała na otaczający ją krajobraz. Brudny śnieg zalegał przy chodnikach, a powietrze można było zobaczyć, czyli smog był dziś wyjątkowo dokuczliwy. Miejsce, które polecił im Konrad, wyglądało przy Warszawie jak raj na ziemi. Zdawała sobie sprawę, że to może być tylko złudzenie, ale jednak wyjątkowo zachęcające.
Wróciła na stronę Kredowych Wzgórz i rozwinęła menu, gdzie kliknęła kalendarz. Spojrzała na dostępne terminy i ze zdziwieniem stwierdziła, że w ciągu najbliższych dwóch miesięcy jest raptem jedno wolne okienko na weekend. Reszta dni była albo zarezerwowana, albo z jakiegoś powodu wyłączono możliwość zapisu. Agata nie wiedziała, czy to przypadkiem nie jakaś programistyczna sztuczka, by zachęcić ją do szybkiej decyzji, ale jeżeli tak było, to działało.
Zarezerwowała wizytę w Kredowych Wzgórzach.
– Za każdym razem płacimy więcej za tankowanie – powiedział Tomasz, wsiadając do samochodu i kładąc kartę płatniczą z powrotem na podłokietniku. – Powinniśmy założyć gaz.
– Znasz się na tym?
– Znam kogoś, kto się zna – odparł, wciskając guzik uruchamiający silnik. – To chyba wystarczy.
– Może i tak, ale pamiętasz, że to leasing?
– Dobra, nieważne.
Ruszyli spod dystrybutorów, a Tomek nie czekał, aż ktoś wpuści ich na pas, i po prostu wymusił, by ich wpuszczono. Agata tylko cicho westchnęła.
– Jedziemy w Bieszczady – zakomunikowała.
– Co? Kiedy i po co?
– W piątek i zostajemy do poniedziałku, więc jak miałeś coś w harmonogramie, to lepiej to przełóż.
Znowu utknęli w korku, więc Tomek mógł spojrzeć na Agatę w sposób, którego nienawidziła. Zupełnie jakby podała mu jajka sadzone, ale z twardym żółtkiem. Niby coś, co można zaakceptować, ale niesmak pozostaje.
– Co znowu wymyśliłaś?
– Jedziemy do Kredowych Wzgórz. – Uśmiechnęła się. – Oderwiemy się na trochę od tej szarzyzny.
Nienawidziła lutego i traktowała go jak zło konieczne, które po prostu trzeba przetrzymać. Agata uważała, że to najgorszy z miesięcy, i nie znajdowała w nim niczego, co jest godne zmiany zdania. Wyjątkiem był tłusty czwartek, ale już nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała w ustach coś tłustego. Jej wygląd, mimo doskonałych genów, wymagał odrobiny wyrzeczeń.
– To nie to miejsce, które chciał nam wcisnąć Konrad?
– To dokładnie to miejsce.
– Na pewno ma jakiś procent od polecania klientów.
Agaty to nie obchodziło. Postanowiła, że te kilka dni to będzie ich ostatnia szansa. Z dala od rozpraszającej cywilizacji i wszystkiego, co odseparowywało ich od siebie. Bieszczady i domek tylko dla nich to idealna okazja, by poważnie zastanowić się nad przyszłością. Po cichu liczyła też na to, że w Kredowych Wzgórzach nie będzie zasięgu i zapomni o smartfonie. Z początku na pewno nie będzie jej łatwo, ale potrzebowała tego. Oboje potrzebowali.
Konrad miał rację.
– Kilka dni nas nie zbawi – powiedziała. – Zostały ci jakieś zlecenia do dokończenia?
Mogła o to w ogóle nie pytać. Znała odpowiedź, ale każdą próbę kontaktu uważała za ważną.
– Nie, chyba nic nade mną nie wisi teraz.
– To postanowione.
– Skoro tak twierdzisz.
Już wiedziała, że całe popołudnie Tomasz będzie obrażony. W tym przypadku oznaczało to, że będzie wydawał z siebie ciche pomruki przy wykonywaniu jakiejkolwiek czynności. Przynajmniej wtedy, kiedy będzie w zasięgu wzroku Agaty.
– Spodoba ci się – powiedziała, wpatrując się gdzieś w przestrzeń przed sobą. – Zobaczysz.
– Mhm.
To tylko kilka dni, pomyślała.
Co złego może się wydarzyć?
KREDOWE WZGÓRZA
OBECNIE
Koszmar to mało powiedziane.
Jakub Wit zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, w której się znalazł. Nie chodziło nawet o samego martwego faceta, choć on także dokładał kolejną cegiełkę zmartwień. Z każdą chwilą docierało do niego, jak źle to wygląda z boku. Przy odrobinie samozaparcia prokurator mógłby uznać go za włamywacza, choć do budynku Wit wszedł przez niezamknięte drzwi. Wszędzie były jego odciski palców, nie mówiąc już o śladach obuwia. Technicy mieliby orgazm na samą myśl, jak wiele Jakub im zostawił. Stał więc pośrodku otwartego salonu i był jedną z trzech osób dramatu, a dokładniej: tragedii. Jedną z czterech, jeżeli liczyć nieboszczyka.
– Dobrze – westchnął. – Musimy się uspokoić.
– Jestem spokojna – odparła Agata, robiąc kilka kroków z dala od pozostałych.
Jakub odnosił wrażenie, że o wiele bardziej przeszkadza jej w pomieszczeniu obecność Tomasza niż martwego faceta. Wyczuwał bardzo nieprzyjemne wibracje w powietrzu. Mężczyzna także nie chciał patrzeć na swoją partnerkę. O wiele bardziej interesowała go postać Jakuba, co tylko sprawiało, że ten czuł się jeszcze gorzej.
– Dlaczego nie masz broni? – spytał Tomasz, krzyżując ręce na piersi. – Myślałem, że policjanci zawsze noszą ze sobą spluwę.
– Mam broń służbową.
Wolał nie wnikać w szczegóły. Jakub faktycznie miał broń, która teraz bezpiecznie spoczywała w schowku na rękawiczki jego samochodu. Patrząc za okno, doszedł do wniosku, że teraz pojazd musi przykrywać już tak gruba warstwa śniegu, że z drogi nikt go nawet nie dostrzeże. Oczywiście jeśli ktokolwiek zdecyduje się na jazdę w takich warunkach, w co wątpił. Bez pługu przed maską nic się tutaj nie dostanie.
– Musimy zadzwonić po policję – zaproponowała Agata, stając przy oknie. – I karetkę.
– Jak chcesz gdzieś zadzwonić, skoro tutaj nie ma zasięgu?
Kończąc swoją wypowiedź, Tomasz głośno westchnął. Jakub już współczuł kobiecie, bo jeżeli jej partner zachowywał się tak przez cały czas, to należało się dziwić, że to nie on siedzi na krześle z rozwaloną czaszką. Mina kobiety sugerowała, że niewiele brakowało, by liczba oddychających osób w pomieszczeniu zmniejszyła się o jedną trzecią.
– Sto dwanaście działa, nawet jak nie masz zasięgu – odparła i ruszyła w stronę schodów.
– Hej – powiedział Jakub na tyle głośno, by podkreślić swoją pozycję. – Proszę się nie poruszać po pomieszczeniu.
Zatrzymała się i odwróciła w stronę Wita.
– Niby dlaczego?
– To miejsce zbrodni – zauważył. – I tak już pewnie zadeptane, ale lepiej nie robić tutaj więcej bałaganu.
– Chciałam pójść po telefon.
– Rozumiem, ale proszę tego nie robić. Ja mam telefon.
Sięgnął po swój smartfon i podniósł go wysoko w górę, by dać umocowanie słowom. Chyba nie przyniosło to żadnego efektu.
– To polecenie?
Przeczuwał, że to będzie bardzo ciężka noc, ale do tej pory uważał, że najgorsze ma już za sobą. Ton głosu tej kobiety wskazywał, że był w błędzie.
– Niezupełnie, ale…
– Zaraz wrócę – zakomunikowała i ruszyła schodami w stronę antresoli.
Próbował nie odprowadzać jej wzrokiem, by przypadkiem nie wywołać kolejnej awantury. Kobieta miała ciało, którego inne przedstawicielki jej płci musiały nienawidzić za same uda. Wyglądały jak prosto z Photoshopa. Jakub spojrzał na mężczyznę, ale ten tylko wzruszył ramionami. Całe szczęście, nie zareagował na odrobinę zbyt długie gapienie się Wita na jego partnerkę.
– Weź mi spodnie! – krzyknął Tomasz w stronę antresoli. – Nie będę stał jak debil w samych gaciach. I ty też weź jakieś włóż, bo facetowi zaraz oczy na wierzch wyjdą.
Jakub poczuł, jak policzki robią mu się wyjątkowo gorące. Na miejscu Tomasza od razu dałby sobie w