Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Z ilustracjami Gosi Herby
„Pisarzom z kotami do twarzy. [...] Od razu przyjemnie znaleźć się w prestiżowym towarzystwie: Hemingway, Colette, Bukowski, Burroughs, wszyscy przyznawali się wszak do kociarstwa, zostawili na dowód cytaty i strofy”. Obserwacjami i anegdotami dzielą się wybitni kociarze: Stefan Chwin, Olga Drenda, Piotr Paziński, Małgorzata Rejmer, Piotr Siemion i Paweł Sołtys. Każdy z nich w charakterystycznym dla siebie stylu, a wszyscy z niezwykłą wrażliwością, zabierają czytelnika do świata, w którym rządzą koty.
Polecamy także tom opowiadań „O psach”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 105
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka
Projekt typograficzny Robert Oleś / d2d.pl
Ilustracje na okładce i wewnątrz tomu © by Gosia Herba
Prawa autorskie wszystkich tekstów przysługują ich Autorom.
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2018
Redakcja Magdalena Budzińska
Korekta Katarzyna Juszyńska / d2d.pl i Małgorzata Poździk / d2d.pl
Redakcja techniczna i skład Robert Oleś / d2d.pl
Skład wersji elektronicznej d2d.pl
ISBN 978-83-8049-763-4
WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Wołowiec 2018
Wydanie I
O kotach
Siedemnastego września w południe Hawana Brown, szczupły, elegancki i pełen gracji, uroczyście zasiadł na konarze jarzębiny i patrząc z góry na oświetlony słońcem świat, począł się dzielić mądrością ze swoimi słuchaczami, którzy otoczyli kołem pień starego drzewa. Fiona, która właśnie przechodziła przez podwórze kamienicy Alkowera przy Jagiellińskiego 12, dołączyła do siedzących na trawie, spragnionych wiedzy znajomych i przyjaciół – Buzukiego, Mejkuna, Bandżo, Leona i Kluski…
Mądry był mędrzec Hawana Brown, gdy tak z konara jarzębiny przemawiał do swoich słuchaczy. Fiona chłonęła każdą jego myśl.
– Tauryna – Hawana Brown smutno przymykał oczy – niezwykle cennym jest aminokwasem w naszej diecie. Czyż jednak nie jest prawdziwie haniebne, że musimy zjadać myszy tylko dlatego, że ich niewinne ciałka taurynę zawierają? Bo w mysich ciałkach tauryny jest pięć razy więcej niż w świeżej wołowinie? O, czemu żeś, koci Boże, skazał nas na to, że nie odczuwamy słodkiego smaku i nie możemy spożywać węglowodanów w postaci kremówek papieskich oraz tortów, które ludziom dawały tak wiele smakowych radości? Niestety, przeklęta tauryna odpowiada za mnogość kociąt w każdym naszym miocie! A jak jej mamy za mało, to nam jeszcze mięsień sercowy zaczyna przerastać.
O, koci Boże! Czemu tak postanowiłeś – wzdychał Hawana Brown, patrząc na swoich słuchaczy z konara jarzębiny – że musimy jeść ciałka szarych myszek razem z kośćmi i na dodatek przegryzać surową trawą? Bo jak będziemy jeść samo tylko mięso, to skażemy się na niszczący niedobór wapnia? O, czy ktoś z nas potrafi przeniknąć nieprzeniknioną mądrość postanowień Przedwiecznego?
A na dodatek ludzie, których na szczęście nie ma już na Ziemi, przez setki lat wmawiali nam, że pochodzimy ze skrzyżowania kota nubijskiego z pospolitym żbikiem! Naprawdę – Hawana Brown podnosił oczy ku niebu – jesteśmy zwierzętami świętymi z obszaru Żyznego Półksiężyca. W Egipcie nasze ciała były mumifikowane jak ciała faraonów. Dopiero później zepchnięto nas do nikczemnej roli tępicieli gryzoni. Naszym żałosnym domem stały się stodoła, piwnica i chlew! A jeszcze chrześcijanie zrobili z nas wspólników czarownic i szatana! Sam papież Innocenty VIII – niech po trzykroć będzie przeklęte jego imię! – uznał nas za wcielenie zła i dlatego palono nas żywcem na gorejących stosach…
A durni ludzie z World Cat Congress upierali się, że są rasy lepsze i gorsze. Jakie tam lepsze i gorsze! – obruszał się Hawana Brown. – Wszystkie koty są równe. Moja znajoma buraska z Teatru Narodowego, która mieszkała pod sceną główną, musiała pięćdziesiąt razy oglądać musical Adrew Lloyda Webbera. A jakież tam na nasz temat brednie wyśpiewywano! I jeszcze świat żądał od nas, byśmy wszyscy wyglądali jak, nie przymierzając, maneki-neko, porcelanowa figurka kota, który uniesioną łapą zaprasza gości do chińskich restauracji! I ileż to głupstw na nasz temat do dziecięcych główek wpakowano! Jakiś kot w butach, jakiś kot z Cheshire, jakiś kot detektyw pani Braun oraz – a jakże! – moskiewski kot Behemot, oczywiście sługa Wolanda szatana!
A w Szwajcarii do dzisiaj ludzie – o ile jeszcze ktoś żyje w tym górzystym kraju – sporządzają z naszego mięsa potrawy bożonarodzeniowe! Nie mówiąc już o Chinach i Wietnamie, gdzie regularnie gotowano nas żywcem! Nas, przedstawicieli szlachetnego rodu Felis catus domestica!
Więc po tym wszystkim, co o nas wygadywano i wyśpiewywano, przez całe życie mamy polować na myszy i szczury, czekając, aż nas ktoś łaskawie pochwali za łowność? O, nie! Nigdyśmy się nie zniżyli i nigdy się nie zniżymy do czegoś tak nikczemnego jak polowanie z głodu. Każde nasze polowanie zamieniamy w balet, zabawę, ruch, giętkość! Spośród wszystkich upolowanych ofiar wspaniałomyślnie porzucamy zawsze połowę! A człowiekowi przynosiliśmy zdobycz z łaski, bo on – wieczny nieudacznik – sam na mysz zapolować nie umiał…
Kiedy Fiona pod jarzębiną słuchała tych dobrych, mądrych prawd, o których świat niesłusznie zapomniał, jej serce oddychało spokojną radością.
Hawana Brown rozumiał więcej niż inne koty. Kiedy pewnego dnia swoje nauczanie poświęcił kociej miłości, poczuła w sercu ciepło prawdziwej empatii. Sędziwy, osiwiały mędrzec pochylił głowę i w cichym zasmuceniu prawił o żałosnej doli wszystkich kocic.
– Dlaczegóż to, koci Boże – pytał – postanowiłeś, że koci penis ma mieć sto dwadzieścia haczykowatych brodawek, przez co zapłodnienie kotki zawsze musi odbywać się w okropnym bólu? Każdej wiosny serce mi rozdzierają marcowe miauczenia, które w młodości naiwnie brałem za krzyki rozkoszy. Dlaczego, Panie Ziemi naszej, zdecydowałeś, że ludzie, zapładniając, czuli intensywną frajdę, a kotki muszą tak cierpieć? I jeszcze kocie dzieci są ślepe przez dwa tygodnie po urodzeniu! O, koci Boże, dlaczego stworzyłeś taki koci świat?
O, jakże mądry jest Hawana Brown – wzdychała Fiona, przeskakując z dachu na dach na Nowogrodzką z Powiśla, gdzie Hawana Brown mieszkał na strychu w trzypiętrowej kamienicy Alkowera, przy której stała stara jarzębina.
Koci Boże – pytała samą siebie – dlaczego muszę mieć ruję trzy razy w roku? Podobno ludzie mieli ruję przez cały rok, ale rodzili tylko raz. Rodzić jednak trzy razy w roku? I to po osiem kociąt? Czy to nie przesada? Kiedyś obliczyła, ile kociąt ona sama może urodzić przez całe życie, i przeraziła się. Hawana Brown odczytywał wtedy z konaru jarzębiny dobitny nakaz z Księgi Żyznego Półksiężyca: „Bądźcie płodni, mnóżcie się i zakociajcie Ziemię”. Zakocić Ziemię – więc to miało być najwyższym celem, do którego powinna dążyć razem z milionami sióstr swoich i braci? Hawana Brown powiedział kiedyś, że przez lata Amerykanie nieprzytomnie zachwycali się kotką Dusty, która wydała na świat czterysta dwadzieścia kociąt. Więc mam być – Fiona pytała siebie – taka jak kotka Dusty?
Kiedy Warszawa była jeszcze zamieszkana przez ludzi – rojna, strojna i gwarna – Hawana Brown musiał chodzić na kociej smyczy jak inni przedstawiciele jego rasy, udając przy tym, że jest szczęśliwy. Na codzienne spacery wyprowadzała go posłanka Beata K. z Żoliborza, która kochała koty równie silnie jak Polskę. Ale teraz na szczęście nie było już żadnych ludzi, ani w Warszawie, ani na całej Ziemi, może z wyjątkiem górzystej Szwajcarii. Wystarczył skromny wirus AP31C961, by cała ośmiomiliardowa ludzkość w parę miesięcy znikła z powierzchni globu. Miasta ucichły i opustoszały. Mieszkania i domy stanęły otworem. W oknach hoteli fruwały firanki. Galerie handlowe i supermarkety powoli tonęły w zwałach złotego piasku, nawiewanych w głąb pustych ulic podmuchami suchego wiatru ze wschodu i z południa.
Teraz Hawana Brown nie pozwoliłby założyć sobie żadnej smyczy. Jego czekoladowobrązowa sierść, gładka i pięknie siwiejąca na grzbiecie, połyskiwała w słońcu, gdy tak spoglądał z konara jarzębiny na wpatrzonych w niego słuchaczy. „Kotom bez trudu udaje się to, co nie jest dane człowiekowi: iść przez życie, nie czyniąc hałasu” – mawiał Ernest H., wielki znawca tych stworzeń. I tak właśnie, nie czyniąc hałasu, szedł przez życie mądry Hawana Brown.
A Fiona? Kiedy pewnego sobotniego popołudnia wracała z Powiśla na Nowogrodzką, ujrzała z dachu kota Bidonia. Trochę o nim słyszała, bo od jakiegoś czasu było o nim dość głośno w Warszawie.
Kot Bidoń szedł Marszałkowską – nastroszony, pręgowany, mocny, z burą, puszystą kitą, giętko prężącą się w niebo – i nie był sam.
– Jeszcze burość nie zginęła, póki my żyjemy! – wykrzykiwał kocim basem, krocząc na czele pręgowanej falangi burasów z Powiśla, którzy prężąc ogony jak pochodnie, głośno powtarzali jego hasła. – Precz ze sfinksowatymi łysolami! Burasa burota nas zachwyca! Mazowsze wolne od syjamów!
Na widok energii, z jaką się poruszał, poczuła iskierki elektryczności na swoim puszystym futerku. O, nareszcie ktoś z charakterem, nie jak te podwórzowce, sflaczałe i leniwe, z którymi miała do czynienia na co dzień w podziemiach Dworca Centralnego. Kot Bidoń wiedział, czego chce, i gotów był zrobić wszystko, by tego dopiąć. Zaciekawił ją ten okaz. W jednej chwili nabrała szacunku. Pomyślała, że warto by go poznać bliżej.
Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.