Ebook i audiobook dostępne w abonamencie bez dopłat od 03.06.2025
Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
14 osób interesuje się tą książką
Z dala od zasad i reguł zło rośnie w siłę, czekając na moment, żeby zaatakować i zatriumfować…
W wigilię na posterunek policji trafia nastolatka, którą znaleziono rano samą przemarzniętą w lesie. Nikt nie wie, co się zdarzyło, bo dziewczyna, mimo prób funkcjonariuszy, uparcie milczy. Dopiero psycholożce Sarze Mikulskiej udaje się powoli nakłonić ją do mówienia. Okazuje się, że rodzina, która opiekowała się Emi, ukryła się wiele lat temu przed pandemią w puszczy. A dziewczyna oprócz tego, że całe życie przeżyła w lesie, skrywa wiele mrocznych tajemnic. Co wydarzyło się z dala od cywilizacji i dlaczego, chociaż wirusa pokonano wiele lat temu, Krugerowie pozostali na odludziu?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 179
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kolejna pandemia to tylko kwestia czasu…
Uciec jak najdalej
W mroźnym powietrzu odbijało się echo przyspieszonego oddechu i trzask łamanych gałęzi. Biegła na oślep, najszybciej jak umiała. Strach pulsował w skroniach, a serce waliło jak młot. Gałęzie, niczym chciwe, zaborcze, ostre palce, próbowały ją zatrzymać, szarpiąc mocno za jasne włosy i ubranie. Mróz szczypał boleśnie w policzki.
Każdy kolejny krok sprawiał cierpienie i ciął delikatną skórę bosych stóp tysiącami ostrzy lodu, ale adrenalina pchała ją do przodu. Surowy, prymitywny instynkt przetrwania przejął całkowitą kontrolę nad jej ciałem, nakazując dalszą, nieprzerwaną ucieczkę.
Gdy wbiegła między gęstsze drzewa, mięśnie zaczęły powoli odmawiać jej posłuszeństwa, a nogi stawały się coraz cięższe. Z każdym krokiem traciła siły. W końcu potknęła się i opadła na kolana. Chciała się podnieść, ale nie dała rady. Sił starczyło tylko na doczołganie się do najbliższego dębu.
Oparła plecy o pień i patrzyła, jak śnieg powoli zasypywał jej stopy i ręce, a przenikliwy chłód wpełzał przez cienką warstwę odzieży. Była tak zmęczona, że zamknęła oczy. Wtedy mróz zaatakował ze zdwojoną mocą. Czuła, jakby w nim tonęła. Stopniowo zaczęła opuszczać ją świadomość.
Tylko na chwilę, pomyślała. Odpocznę tu tylko minutę…
Wszystko się rozmywało, a granice między bólem, zmęczeniem a snem przestawały istnieć. Zimno atakowało coraz głębiej, wchodziło w ciało jak nieproszony gość, otulając je ciężką, lodowatą kołdrą, od której nie sposób było się uwolnić.
I nagle mróz przestał być już jej wrogiem, a zaczął stawać się łagodnym przyjacielem, który koił jej wyczerpanie i szeptał do ucha, że może odpocząć, prowadząc ją do miejsca, gdzie nie ma już strachu i niepewności.
Świat wokół zamilkł i ogarnęła ją nienaturalna cisza. Ciało rozluźniło się, a oddech spowolnił, jakby szykując się do snu lub śmierci… Wtedy nagle ktoś szarpnął ją mocno za ramię.
Podniosła z trudem niebieskie oczy i zobaczyła nad sobą sylwetkę. Na początku nie widziała wyraźnie, postać zdawała się tylko cieniem. Głos, który po chwili usłyszała, był jednak silny i zdecydowany.
– Słyszysz mnie? – Nieznajomy mężczyzna kucnął przy niej i dotknął jej policzka, próbując ją rozbudzić. – Dziewczyno, słyszysz mnie! Nie zasypiaj!
Otworzyła usta, lecz nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku. Próbowała coś powiedzieć, wykrztusić jakieś słowa, ale nie potrafiła.
Niespodziewany telefon
Mówi się, że czas leczy rany, ale to bzdura. Wie o tym każdy, kto doświadczył straty tak nagłej, jak trzęsienie ziemi, w którym bez ostrzeżenia traci się stały grunt pod nogami i wszystko wokół zamienia się najpierw w chaos, a potem w kompletną ruinę.
Straty tak intensywnej, że wszystkie kolory z dnia na dzień blakną i już zawsze wszystko jawi się tylko w odcieniach czerni i szarości.
Straty tak wielkiej, że pęka serce i nie ma żadnej nadziei, że ból, który się wtedy odczuwa, kiedyś ustąpi.
Jest za to pewność, że będzie z tobą już na zawsze i wrośnie tak głęboko, że stanie się częścią ciebie i nigdy się go nie pozbędziesz.
Tak było w przypadku Sary. Chociaż od śmierci jej bliskich minęło już wiele lat, upływ czasu nie przywrócił jej radości ani nie pozwolił zapomnieć. Ból, który wtedy czuła, nigdy nie minął, jedynie zmienił się w trwałą jej część, niczym blizna, która już zawsze będzie przypominała o zadanym ciosie, a każde święto lub rocznica wspólnego, rodzinnego wydarzenia były niczym rozdrapywanie tej rany do żywego, przez co nigdy nie zdążyła się zasklepić, przez co wciąż się jątrzyła i paliła tak mocno, że aż brakło tchu.
Teraz też, przy wigilijnym stole, ból atakował ze zdwojoną siłą, bo myśli Sary wciąż krążyły wokół utraconych córki i męża.
Znów byli we troje i śmiali się, ubierając choinkę przy dźwiękach nastrojowych kolęd. Szczebiocąca Julka biegała po salonie i podawała Markowi ozdoby, które zawieszał na przywiezionym rano ze świątecznego jarmarku drzewku.
W domu pachniało igliwiem oraz wanilią i cynamonem, których Sara użyła wczoraj wieczorem do przygotowania ciasta na pierniki. Marek, z uśmiechem na twarzy, wycinał ciasteczka w kształcie gwiazdek, serduszek i bałwanków, a Julka, cała umorusana mąką, śmiała się głośno, gdy coś mu nie wychodziło.
Kiedy pierniki były już w piekarniku, cała trójka zabrała się za przystrajanie domu. Rozwiesili światełka na oknie, udekorowali świątecznym wieńcem drzwi, a na półce w salonie ustawili małą szopkę. Julka dotykała delikatnie palcami porcelanowych figurek Świętej Rodziny, a Sara opowiedziała jej na dobranoc historię Bożego Narodzenia.
Nie traktowali tych chwil wyjątkowo, zachowywali się jak w każde święta. Kochali się i byli po prostu szczęśliwi.
Nie wiedzieli, że spędzają ostatnią wspólną Wigilię. Nie przeczuwali, że już nigdy nie upieką razem pierników, nie udekorują domu. Nie zawieszą na czubku choinki błyszczącej srebrnej gwiazdy, nie podzielą się opłatkiem i nie złożą sobie życzeń, nie zasiądą do świątecznego stołu, nie zaśpiewają kolędy, nie otworzą prezentów.
To miały być jedne z wielu świąt, które mają jeszcze przed sobą i które spędzą we troje. Sara i Marek mieli wspólnie patrzeć, jak ich córka dorasta, kończy studia, zakłada rodzinę. Potem mieli się zestarzeć i bawić z wnukami. Niestety stało się inaczej.
Dziś Sara była sama, a jedyne, co jej pozostało, to wspomnienia, w których często się zatapiała. I chociaż wiązało się z tym niewyobrażalne cierpienie, robiła to, bo tylko wtedy, chociaż na chwilę, mogła być z mężem i dzieckiem.
Tak też było i tym razem. Ola dostrzegła to natychmiast i jak zwykle podjęła się próby wydobycia siostry ze smutnych rozmyślań.
Były bliźniaczkami, od dziecka umiały wyczytać ze swoich twarzy każde odczucie i emocję. To dzięki pomocy Oli Sara funkcjonowała jakoś po tragedii, która ją dotknęła, a rodzina siostry stała się namiastką jej własnej, którą straciła bezpowrotnie.
– Może zaśpiewamy jakąś kolędę? – powiedziała Ola, patrząc z niepokojem na milczącą od kilkunastu minut Sarę.
– Ciociu, jaką byś chciała? – zapytała Maja, najmłodsza córka Oli, i szybko wdrapała się na kolana swojej matki chrzestnej.
Sara ocknęła się i powróciła do pięknie przyozdobionego na święta salonu siostry. Pogłaskała siostrzenicę po lekko kręconych czarnych włosach i zaproponowała:
– Może „Cichą noc”?
– Dobrze! – krzyknęła dziewczynka z radością i po chwili wszyscy zaczęli śpiewać.
Piękna, nastrojowa pieśń wypełniła dom rodziny Malinowskich. Nawet roześmiane i zwykle rozbiegane dzieciaki zatrzymały się i usiadły cicho wokół rozświetlonej choinki.
Sara spojrzała za okno. Padał lekki śnieg. Niektóre płatki na chwilę dotykały szyby, by po kilku sekundach roztopić się i zniknąć. Były tak kruche i ulotne, niczym chwile, które spędziła z córką i mężem. Chwile, które przeminęły i już nigdy nie wrócą, po których zostały tylko wspomnienia.
Wiele razy zastanawiała się i pytała Boga: dlaczego nie umarła wtedy wraz z nimi, z jakiego powodu przeżyła? Przecież to nie ma sensu, przecież w sercu już i tak była martwa. Niestety nie dostała odpowiedzi, trwała więc od lat w jakimś koszmarnym zawieszeniu, w którym przeszłość była pełna blasku i nadziei, a bezbarwna teraźniejszość jedynie echem tamtych szczęśliwych dni.
Padający śnieg i wzruszająca melodia kolędy sprawiły, że Sara znów poczuła dobrze znany obezwładniający i paraliżujący ból w sercu, a do jej oczu napłynęły łzy, rozmywając obraz świata za oknem i salonu siostry.
Przełknęła głośno ślinę i zaczęła robić to, co zwykle, żeby się uspokoić, nie rozpłakać i nie rozkleić przy ludziach. Liczyła w myślach: jeden, dwa, trzy, cztery… Po chwili poczuła, że ktoś delikatnie dotyka jej ręki. Podniosła mokre od łez oczy i zobaczyła twarz siostry.
– Chodź, spróbujesz moich pierogów z pieczarkami, dostałam nowy przepis od koleżanki z pracy – zaproponowała Ola.
Sara przerwała mechaniczne odliczanie i poddała się bliźniaczce. Zmuszając się do uśmiechu, podążyła za nią do przykrytego białym obrusem stołu i spróbowała pierogów. Udając, że nic się nie stało, udając, że wciąż żyje.
Przy kolacji wszyscy chwalili jedzenie przygotowane przez Olę. Sara też stwierdziła, że było pyszne, chociaż tak naprawdę nie umiała się cieszyć jego smakiem, bo nawet go nie czuła. Od śmierci Julki i Marka wszystko smakowało jak tektura.
Po posiłku i rozdaniu prezentów od Mikołaja Sara poszła do pokoju, w którym miała spędzić dwie kolejne noce. Spojrzała na nierozpakowaną jeszcze torbę i westchnęła. Zanim wzięła się do poszukiwania pidżamy i układania ubrań w szafie, zauważyła, że w jej zostawionym na czas kolacji na komodzie telefonie miga niebieska dioda, która powiadamiała o przychodzącym połączeniu lub wiadomości.
Tylko od kogo, skoro wszyscy jej bliscy siedzieli dziś z nią przy stole? – pomyślała i sięgnęła po aparat.
Na ekranie zobaczyła osiem nieodebranych telefonów od szefa. Była Wigilia, musiało wydarzyć się coś niespodziewanego. Kowalski nie dzwoniłby w święta z byle powodu, pomyślała i oddzwoniła. Mężczyzna odebrał po drugim sygnale.
– Halo, dzwonił pan do mnie, coś się stało? – zapytała.
– Tak, przepraszam, ale nie mam kogo poprosić o pomoc, są święta. Wszyscy są ze swoimi rodzinami… – Umilkł zmieszany, bo zdał sobie sprawę, jak bezdusznie i nieprzemyślanie mogło to zabrzmieć.
– Proszę powiedzieć, o co chodzi – przerwała niezręczną ciszę Sara.
Przez wiele lat zdążyła już się przyzwyczaić, że jej prywatna strata i ból wprawiają niekiedy ludzi w zakłopotanie.
Tuż po śmierci jej córki i męża niektórzy zaczęli unikać z nią kontaktu, bojąc się, że powiedzą coś niewłaściwego i nietaktownego.
Inni starali się ją pocieszać, zapewniając „że wszystko się jeszcze ułoży” i „potrzeba tylko trochę czasu”, co powodowało u niej tylko większą złość i frustrację.
Kolejna grupa w ogóle unikała tematu i zachowywała się, jakby nic się nie wydarzyło.
Jednak najbardziej denerwowali Sarę ludzie, którzy okazywali jej nadmierną troskę i oferowali ciągłe wsparcie, nie dając spokoju.
Prawda była taka, że ona sama musiała sobie poradzić z żałobą i nikt nie umiał jej w tym pomóc.
– Wczoraj w lesie znaleziono dziewczynę. Na oko ma jakieś szesnaście, siedemnaście lat, ale ciężko powiedzieć, bo jest wychudzona – kontynuował Kowalski.
– Co jej się przytrafiło?
– Nie wiemy. Jest bardzo przestraszona i nic nie mówi. Sprawdziliśmy rysopisy zaginionych nastolatek i żaden do niej nie pasuje. Ona jest… – Kowalski zamilkł, szukając właściwego określenia. – Dziwna, jakby dzika. Pomyślałem, że może pani zdoła do niej jakoś dotrzeć. Ostatecznie kto, jak nie psycholog dziecięcy, mógłby pomóc? Dałaby pani radę przyjechać dzisiaj na posterunek? Żal mi tego dzieciaka, nie chciałbym, żeby trafiła do jakiejś placówki opiekuńczej, nie w święta. Przecież wie pani, jak tam jest. Ta mała ze względu na swoją odmienność od razu stanie się obiektem agresji i żartów.
Sara znała warunki panujące w placówkach opiekuńczo-wychowawczych, na studiach miała tam praktyki i nie podejrzewała, żeby od tamtego czasu wiele się zmieniło. Jedyną gwarancją przetrwania w nich była siła – zarówno fizyczna, jak i psychiczna. Z opisu Kowalskiego wynikało, że znaleziona w lesie nastolatka ich nie posiadała.
Oczywiście Sara mogła odmówić, wykręcić się tym, że są święta i jest u siostry. Szef na pewno by to zrozumiał, nie umiała jednak zostawić potrzebującego dziecka bez pomocy. Nie po tym, co stało się z jej córką.
– Przyjadę, będę za dwie godziny – odpowiedziała i się rozłączyła. Po czym sięgnęła po nierozpakowaną torbę, zamknęła jej suwak i wyszła z pokoju, zupełnie zapominając, że ma na sobie absurdalny czerwony świąteczny sweter z nadrukowanym reniferem. Dostała go od szwagra pod choinkę w ramach żartu i na prośbę rozchichotanych dzieci bliźniaczki musiała od razu założyć.
Na dole Ola, nucąc pod nosem „Dzisiaj w Betlejem”, wkładała brudne naczynia do zmywarki. Słysząc kroki na schodach, przerwała i spojrzała na siostrę ze zdziwieniem.
– Dzwonili z pracy, wydarzyło się coś niespodziewanego, muszę tam jechać – wyjaśniła Sara.
– Ale są święta, mieliśmy jutro iść wszyscy razem obejrzeć szopkę.
Ola nie mogła zrozumieć nagłej decyzji Sary, ale wiedziała też, że jak siostra coś postanowi, to nic już tego nie zmieni. Była uparta jak mało kto. Mimo wszystko próbowała zachęcić bliźniaczkę do pozostania z jej rodziną.
– Wiem, postaram się wrócić do was najpóźniej jutro wieczorem. Pójdziemy do kościoła w drugi dzień świąt – zaproponowała Sara, uścisnęła siostrę i wyszła z domu.
Ola spojrzała przez okno i odprowadziła bliźniaczkę wzrokiem. Pogoda zaczynała się psuć, padał lekki śnieg i zrywał się wiatr.
Nagle Sara odwróciła się i pomachała, a Ola zauważyła, że siostra zapomniała o szaliku. Szybko pobiegła do wieszaka, zdjęła gruby wełniany kremowy szal i wyszła na dwór. Niestety nie zdążyła dać go Sarze, bo ta w tym czasie wsiadła do samochodu i odjechała.
Marzenia o domu
Nie da się wszystkiego zaplanować. Życie jest pełne niespodzianek i nie zawsze są one przyjemne. Czasami, mimo naszych najlepszych intencji i planów, rzeczy układają się inaczej, niż byśmy sobie tego życzyli i wyobrażali, a los zmusza nas do podjęcia decyzji, o których nam się wcześniej nie śniło. O prawdziwości tego stwierdzenia miało się wkrótce przekonać pewne młode małżeństwo.
– Chodź na chwilę, znalazłam coś ciekawego! – zawołała podekscytowana Nina znad ekranu laptopa.
Od kilku tygodni przeglądała portale z nieruchomościami w poszukiwaniu wyśnionego domu na przedmieściach.
Wynajmowali obecnie niewielkie dwupokojowe mieszkanie w centrum miasta. Niedawno wzięli ślub, a Adam dostał awans i sporą podwyżkę, postanowili więc przeprowadzić się do czegoś większego z wymarzonym ogrodem, bo Nina uwielbiała kwiaty i świeże zioła. Adam nieraz śmiał się, że żona ma taką rękę do roślin, że ich zapełniony po brzegi doniczkami malutki balkon przypomina gęstą dżunglę, pełną zieleni i słodkich zapachów.
Właśnie kończyły się wieczorne wiadomości w stacji, która była bezpośrednią konkurencją tej, w której pracował Adam.
Dziennikarka beznamiętnym głosem opowiadała o tym, że w niewielkiej wiosce w Maroku odnotowano kilkanaście przypadków tajemniczej choroby, której pierwsze objawy przypominają grypę. Materiał okraszono obrazami leżących w szpitalnych namiotach zarażonych i opiekujących się nimi lekarzy uzbrojonych w maseczki i rękawiczki.
No, koledzy tym razem się nie popisali. Podane informacje nie były ani ciekawe, ani odkrywcze, poza tym kogo interesuje sytuacja na drugim końcu świata? Widać, że nie mieli czym wypełnić czasu antenowego i szukali czegoś na siłę, podsumował w myślach program Adam, wyłączył telewizor i udał się do sypialni.
Nina siedziała na łóżku oparta o ścianę, z laptopem na kolanach. Już po jej uśmiechu Adam wiedział, że jest zadowolona. Mężczyzna szybko zajął wygodne miejsce koło żony i podążył za tym, co wskazywała palcem.
– Zobacz, to chyba coś dla nas. Ogłoszenie pojawiło się dosłownie przed chwilą. – Kobieta nie mogła ukryć ekscytacji w głosie.
Adam przeczytał po cichu opis domu i obejrzał załączone zdjęcia. Rzeczywiście posesja była bardzo ładna i położona blisko stacji kolejki podmiejskiej, zapewniającej szybki dojazd do pracy. Kolejnymi jej atutami był spory zadbany ogród i naprawdę dobra cena. Wydawało się, że to niebywała okazja.
– Zobacz na salon i te ogromne okno balkonowe. Wszystko mi się w tym domu podoba, nie trzeba byłoby nawet nic remontować, ewentualnie tylko odmalować ściany. Może zadzwonię i umówię nas na jutro po południu na obejrzenie? – zapytała z nadzieją w głosie Nina.
– Okej. Tylko po osiemnastej, bo mam kolegium w redakcji i być może będę musiał zostać trochę dłużej w pracy – odpowiedział Adam.
Szczęśliwa Nina od razu wzięła do ręki komórkę i zadzwoniła do agenta nieruchomości, żeby umówić się na prezentację. Kiedy odłożyła telefon na komodę, rozmarzyła się i zaczęła snuć przed mężem piękną wizję ich przyszłości w domu z ogłoszenia.
Opowiadała o tym, jak będą pić rano pyszną, aromatyczną kawę na dużym tarasie, popołudniami czytać książki na hamaku, a w weekendy spacerować po okolicy i cieszyć się przyrodą oraz słońcem.
Oczy zaświeciły się jej, gdy mówiła o tym, w jaki sposób urządzi ogród, jakie posieje w nim kwiaty i warzywa, jak będzie je pielęgnować i jak zdrowe będzie dzięki temu ich jedzenie. Ekologiczny styl życia i dieta były dla niej bardzo ważne, uważała, że dzięki nim mają więcej energii i unikają wielu chorób.
Adam słuchał i patrzył na żonę z zachwytem. W końcu przerwał jej pełen pasji monolog mocnym pocałunkiem w usta, a potem zaczął gładzić czule jej udo.
Nina zamruczała cicho i przeczesała długimi palcami ciemne włosy męża. Ten również poddał się pieszczocie. Po chwili ich ciała stały się jednością.
Trzeba to nagłośnić
Adam spojrzał zniecierpliwiony na okrągły wiszący na białej ścianie zegar. Zebranie redakcji się przedłużało, a bank był czynny jeszcze tylko godzinę.
„Spóźnię się kilka minut, ale powinienem zdążyć przed zamknięciem” – wystukał szybko pod stołem na Messengerze wiadomość do żony, która czekała już zapewne na miejscu i denerwowała się, że jeszcze go tam nie ma. Mieli dziś spotkać się z doradcą finansowym i złożyć wniosek o kredyt hipoteczny.
Po obejrzeniu na żywo domu, który znalazła Nina, zakochali się w nim i niemal natychmiast podjęli decyzję o wpłacie zaliczki i kupnie. Posiadali trochę oszczędności, ale większość kwoty musieli skredytować, na szczęście oboje dobrze zarabiali i nie było z tym problemu. Od spełnienia marzenia o życiu poza miastem dzieliły ich już tylko formalności. Według agenta nieruchomości za dwa miesiące będą mogli się przeprowadzić.
– Dobrze, mamy już chyba komplet informacji, teraz musimy je uszeregować i wybrać gości do komentarzy – podsumował Piotr, który odpowiadał za dobór reportaży.
Adam pracował w redakcji popularnego niedzielnego programu informacyjno-publicystycznego „Działo się”, na który składały się najważniejsze newsy z ostatnich siedmiu dni, okraszone wypowiedziami specjalistów z danych dziedzin.
Widzowie lubili ten program, bo przygotowywane przez dziennikarzy materiały były rzetelne i atrakcyjnie podane.
Adam zajmował się kontaktami z zapraszanymi gośćmi. Wynajdywał ich i dbał o to, żeby dobrze się czuli przed nagraniem i podczas niego.
Był sympatyczny i uprzejmy, co ułatwiało mu kontakt z dopiero co poznanymi ludźmi i namówienie ich do współpracy.
– Wydaje mi się, że powinniśmy jeszcze dodać info o tym tajemniczym wirusie z Maroka. Odnotowują tam coraz więcej przypadków zachorowań – odezwała się z przeciwnego końca stołu Doris, producentka programu, a oczy wszystkich obecnych w salce konferencyjnej osób skierowały się na nią.
– Nie wiem, czy to aż takie ważne. Musielibyśmy zdjąć jakiegoś newsa z kraju. Trochę szkoda. Poza tym widzowie po ostatniej jesiennej epidemii grypy mają już chyba po dziurki w nosie słuchania o wirusach. Co myślicie? – skomentował Piotr i rozejrzał się wokoło.
Nikt jednak nie miał ochoty wypowiedzieć się głośno. Zebranie trwało już za długo i po dziennikarzach, podobnie jak po Adamie, widać było zmęczenie i znużenie.
– To chyba nie jest jednak zwykła grypa, ale coś poważniejszego – broniła swojego pomysłu Doris.
– Dobra, nie przeciągajmy, głosujmy, kto jest za włączeniem materiału o chorobie z Maroka, niech podniesie rękę – zadecydował Piotr ku zadowoleniu siedzącego już jak na szpilkach Adama.
Kilka osób szybko poparło pomysł producentki.
Adam potrzebował chwili na zastanowienie. Widział kilka razy informację o wirusie w internecie i telewizji, ale nie traktował jej priorytetowo. Może Piotr miał rację; i on, tak jak inni, miał już dość newsów o chorobach. Jesienią przygotowywali wiele materiałów o epidemii i rozmawiał z kilkoma wybitnymi wirusologami, których zapraszał do studia. Ostatecznie nie podniósł więc ręki. Ku jego zdziwieniu większość kolegów i koleżanek zadecydowała jednak o włączeniu informacji do programu.
– No dobrze, w takim razie potrzebujemy jeszcze jakiegoś specjalisty, lekarza, wirusologa. Jakieś propozycje? – kontynuował zebranie Piotr.
Na sali znów zapanowała cisza, jak makiem zasiał.
Adam podniósł wzrok na wiszący na ścianie zegar. Ocenił, że jeśli nie wyjdzie z pracy w ciągu dziesięciu minut, nie zdąży na spotkanie w banku. Nie uda się im więc złożyć dziś dokumentów, a Nina będzie na niego bardzo zła, bo chciała to załatwić przed długim weekendem. Nie miał najmniejszej ochoty spędzać najbliższych trzech dni z niezadowoloną i naburmuszoną żoną. Tym bardziej że już od dawna planowali na ten czas krótki urlop nad morzem.
– Adam, czy ty czasami nie kontaktowałeś się jesienią z pewną panią profesor? Miała chyba na imię Ewa. Pamiętam, że opowiadała o wirusie grypy w bardzo prosty i zrozumiały dla widzów sposób i co najważniejsze, wzbudzała zaufanie – zapytał Piotr.
– Tak, z Ewą Strzałkowską – odpowiedział Adam.
Mężczyzna przypomniał sobie starszą, miłą, a przy okazji bardzo kompetentną naukowczynię. Rzeczywiście miała w sobie coś, co sprawiało, że lubiło się jej słuchać. Poza tym posiadała naprawdę wielką wiedzę i uchodziła za jedną z najlepszych specjalistek w dziedzinie wirusologii w kraju.
– Może zapytasz, czy zechciałaby wziąć udział w niedzielnym programie? – kontynuował Piotr.
– Powinna się zgodzić, o ile nie ma innych planów na długi weekend – odpowiedział Adam. – Zadzwonię do niej po wyjściu z pracy i dam ci znać. Teraz muszę lecieć, bo jestem już i tak bardzo spóźniony.
Piotr kiwnął głową na zgodę, a Adam wybiegł z redakcji na spotkanie z żoną i doradcą kredytowym.
Obiecany telefon wykonał w samochodzie.
– Dzień dobry, nazywam się Adam Kruger, dzwonię ze stacji Best TV. Gdy była pani u nas w studiu jesienią i opowiadała o panującej grypie, opiekowałem się wtedy panią przed wejściem na wizję.
– Tak, kojarzę. Opowiadał pan żarty w garderobie, żebym zapomniała o tremie. Bardzo mi to pomogło.
– Przepraszam, że niepokoję panią przed długim weekendem, ale chcielibyśmy zaprosić panią do niedzielnego programu, aby skomentowała pani sprawę tej tajemniczej afrykańskiej grypy.
– Wirusa AH13?
– Tak, będziemy bardzo wdzięczni.
– Zgoda, tylko musielibyśmy połączyć się zdalnie, mamy teraz tutaj, na uniwersytecie, urwanie głowy, nie dam rady podjechać do studia osobiście.
– Oczywiście, możemy zrobić to przez łącze internetowe.
– W takim razie jesteśmy umówieni… Bardzo dobrze, że zajęliście się tą sprawą, trzeba ją nagłośnić.
Adam ucieszył się, że tak szybko załatwił sprawę, i od razu powiadomił o tym szefa. Ten trochę marudził, że nie udało się ściągnąć wirusolożki do studia, ale i tak był zadowolony, że weźmie ona udział w programie, więc ostatecznie pochwalił Adama za dobrą robotę.
Po rozmowie z szefem myśli mężczyzny skupiły się wyłącznie na tym, żeby zdążyć na umówione spotkanie w banku. Na szczęście na ulicach nie było korków i jakimś cudem trafiał tylko na zielone światła. Po kilku minutach zaparkował auto przed placówką. Zdążył, do zamknięcia został jeszcze kwadrans.
Nina nie będzie zła, zapowiada się udany długi weekend, pomyślał, wyjmując kluczyki ze stacyjki. Dom bardzo jej się podobał i nie darowałaby sobie, gdyby kupił go ktoś inny. Miał należeć do nich i mieli być w nim bardzo szczęśliwi.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Copyright © by Dorota Glica, 2024
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2025
Projekt okładki: Mariusz Banachowicz
Redakcja: Agnieszka Luberadzka
Korekta: Grzegorz Kaczmarzyk, Agnieszka Luberadzka
Skład i łamanie: Dariusz Nowacki
PR & marketing: Sławomir Wierzbicki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8402-129-3
Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Seria: FILIA Mroczna Strona
mrocznastrona.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.