Osiemnastka - Dorota Glica - ebook + audiobook + książka

Osiemnastka ebook i audiobook

Glica Dorota

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

DZIEWCZYNA NIEDAWNO ŚWIĘTOWAŁA OSIEMNASTKĘ, NIE PRZEŻYŁA JESZCZE ZBYT WIELE. W TYM ROKU MIAŁA SKOŃCZYĆ LICEUM, ZDAĆ MATURĘ, IŚĆ NA STUDIA. MNÓSTWO RZECZY MIAŁO SIĘ DOPIERO ZACZĄĆ…
Podczas osiemnastki w apartamentowcu w Miasteczku Wilanów z balkonu wypada młoda dziewczyna. Policja tłumaczy jej śmierć jako wynik brawury i upojenia alkoholowego. Siostra nastolatki nie wierzy jednak, że Kaja zginęła przez przypadek. Zwraca się do dziennikarki Joanny Kot po pomoc w wyjaśnieniu zagadki. Od tej chwili we dwie próbują dowiedzieć się, co dokładnie się wydarzyło podczas feralnej nocy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 236

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 43 min

Lektor: Dorota Glica
Oceny
4,2 (248 ocen)
127
66
30
17
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PaulinaO

Nie polecam

Banalne zakończenie, którego każdy czytelnik jest się w stanie domyślić wcześniej niż w połowie książki. Fabuła nie wciąga, jest płaska i ciągnie się jak flaki z olejem. Szkoda czasu.
10
poemka

Nie oderwiesz się od lektury

świetnia wciągająca opowieść :)
00
justa-books

Z braku laku…

To jest najniżej oceniona książka z twórczości pani Doroty. Jak dla mnie szkoda czasu na jej czytanie. Przebrnęłam przez nią. Ale w pamięci nic z niej nie pozostanie. Zdecydowanie NIE dla tego pozycji.
00
Margaret257

Nie oderwiesz się od lektury

Czytam już którąś książkę autorki i wszystkie są świetne. Ciągle coś się dzieje, zaskakuje, polecam
00
Vagamunda

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo wciągająca
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny.

Ernest Hemingway

 

 

 

 

 

 

Wszystko się skończyło…

Miasteczko Wilanów, 27 stycznia

 

 

Jak długo trwa upadek z dwudziestu pięciu metrów: dwanaście, piętnaście sekund? Mówi, się że tuż przed śmiercią przelatuje nam przed oczami całe życie. Czy taki czas wystarczył, by coś podobnego zadziało się w umyśle Kai Kazimierskiej?

Dziewczyna niedawno świętowała osiemnastkę, nie przeżyła jeszcze zbyt wiele. W tym roku miała skończyć liceum, zdać maturę, iść na studia. Mnóstwo rzeczy miało się dopiero zacząć…

Głośny krzyk przerażenia, krótki lot w powietrzu i śmiertelne uderzenie głową o chodnik sprawiły jednak, że wszystko zostało nagle przerwane i już nic nigdy się nie wydarzy.

Nie, Kaja nie zdążyła przypomnieć sobie całego swojego życia, jedyne, co ujrzała tuż przed śmiercią, to twarze tych, których kochała i którzy kochali ją: rodziców i siostry Julki. To wokół tych osób i tajemnic, które przed nimi skrywała, krążyły jej ostatnie myśli przed śmiercią. To z rodziną było jej najbardziej żal się rozstawać…

 

 

 

 

 

 

„Sto lat, Julka”

 

 

 

Obawiała się tego dnia. Jeszcze w styczniu czekałaby na niego z niecierpliwością i podnieceniem, dziś wolałaby, żeby minął jak najszybciej, żeby nikt nie pamiętał, że kończy właśnie szesnaście lat.

Miała urodziny, ale czuła, że nie może sobie pozwolić na radość czy nawet najmniejszy uśmiech – nie po tym, co stało się z Kają. Wiedziała, że podobnie czują się rodzice, bo jak świętować urodziny jednej córki, kiedy druga niedawno straciła życie? Na dodatek w tak koszmarnych okolicznościach. Ani mama, ani tata nie dali jej oczywiście tego odczuć, ale zdawała sobie sprawę, że to dla nich trudne i bolesne. Od samego rana widziała to w ich smutnych oczach, słyszała w drżących głosach, chociaż robili wszystko, żeby ukryć swoje cierpienie.

Oczywiście nie było żadnego hucznego przyjęcia, jakie urządzali zwykle na szesnastkę jej szkolni znajomi. Nikt tego nie zaproponował ani nawet o tym nie pomyślał. Rodzina Kazimierskich była w żałobie i na razie nic nie wskazywało na to, by ten czas miał się szybko zakończyć.

Może nawet nie skończy się już nigdy – myślała czasami, przechodząc obok pustego pokoju siostry. Panowała w nim przerażająca cisza, chociaż jeszcze nie tak dawno rozbrzmiewała tu jej ulubiona muzyka. Czasami Julka wchodziła do pomieszczenia, żeby chociaż na chwilę poczuć się bliżej Kai. Kładła się na łóżku i próbowała wyłapać jej zapach, dotykała przedmiotów i ubrań, jakby szukała w nich odrobiny ciepła, śladów. W ten sposób miała wrażenie, że siostra nie odeszła na zawsze. Po prostu wyszła z domu i zaraz wróci. Te małe oszustwa zdawały egzamin, ale tylko na kilka sekund. Później smutek powracał ze zdwojoną siłą, a wraz z nim przeszywający ból i łzy, których nie dawało się powstrzymać.

Mama od dnia śmierci starszej córki ani razu nie zajrzała do jej pokoju. Nie potrafiła nawet spojrzeć na drzwi, żeby nie wybuchnąć płaczem, a co dopiero wejść do środka. To było ponad jej siły. Najchętniej wyprowadziłaby się z tego mieszkania, nawet z miasta, bo tu wszystko przypominało jej Kaję. Często myślała o tym, czy nie powinna dołączyć do starszej córki. Życie straciło dla niej sens i jedyne, co wciąż kazało jej wstawać każdego ranka, to świadomość, że ma drugie dziecko, które jej potrzebuje. Gdyby nie to, pewnie dałaby sobie spokój z tym wszystkim tego dnia, gdy dowiedziała się o wypadku.

Obchodzenie urodzin Julki zakończyło się na malutkim śmietankowym torcie bezowym z pobliskiej cukierni, z lukrowanym napisem „Sto lat, Julka”. Kiedy siedzieli we troje przy stole, nikt nic nie powiedział, ale każde z nich patrzyło ze smutkiem na czwarte krzesło – puste. Zawsze należało do Kai i od dnia jej śmierci Julka ani razu na nim nie usiadła. Przez pierwszy miesiąc omijała je nawet wzrokiem, ale zauważyła kiedyś ukradkiem, jak mama gładziła delikatnie oparcie, a po chwili zacisnęła na nim mocno palce, jakby chciała poczuć cokolwiek innego oprócz rozpaczy. Teraz, chociaż żadne z nich nie wspomniało o Kai, jej brak wciąż rozdzierał im serca. Rodzice myśleli o tym, że ich starsza córka już nigdy nie będzie miała urodzin, nie założy rodziny, nie zestarzeje się, a Julka – że wraz z jej śmiercią straciła przyjaciółkę i wsparcie, które miało trwać przez całe życie, że już nic nigdy nie będzie takie samo.

Odkąd pamięta, były w domu we dwie i choć nie zawsze się ze sobą zgadzały i często się kłóciły, wiedziały, że ich losy są ze sobą splecione. Mama zawsze powtarzała, że najlepszą przyjaciółką jest siostra i że kiedyś same to zrozumieją. Nie zdążyły…

Raz, podczas oglądania komedii romantycznej – której tytułu Julka już nie pamiętała – obiecały sobie, że jedna będzie druhną drugiej oraz matką chrzestną jej pierwszego dziecka. Te obietnice też nie zostaną spełnione. Julka była świadoma, że będzie musiała iść przez życie sama bez ukochanej siostry, za to z ogromnym poczuciem straty, które nigdy jej nie opuści. I pewnie już zawsze będzie tak okropnie bolało.

Tego poranka nikt nie zaśpiewał „Sto lat”, musiał wystarczyć sam lukrowany napis na torcie, wykonany wprawną, ale pozbawioną uczucia ręką cukiernika. Zjedli, a potem każde wstało, dosunęło swoje krzesło do stołu i poszło do siebie. Mama, która z trudem powstrzymywała łzy, rozpłakała się, gdy tylko weszła do sypialni. Julka słyszała zza ściany jej cichy szloch. Tak właśnie wyglądały ostatnie tygodnie w ich mieszkaniu – dziewczyna niemal codziennie siedziała skulona w swoim pokoju i wsłuchiwała się w płacz dobiegający z sąsiedniego pokoju. Wiele razy chciała iść do sypialni i przytulić mamę, pocieszyć ją, zapewnić, że wszystko będzie dobrze, ale nie miała odwagi. Poza tym w głębi duszy wiedziała, że nie jest w stanie pomóc komuś, kto stracił ukochane dziecko.

Ojciec przebrał się szybko w strój sportowy i wyszedł na dwór pobiegać. Robił tak codziennie, niezależnie od pogody, nawet kiedy lało i wiało. Ruch oraz aktywność fizyczna pomagały zagłuszyć mu myśli o zmarłej córce. Przestawał wtedy analizować, skupiał się na oddychaniu i na tym, by pokonać wyznaczony dystans. Intensywny wysiłek choć na chwilę tłumił jego cierpienie.

Kiedy Julka zamknęła za sobą drzwi do swojego pokoju, głośno odetchnęła. Tylko tutaj mogła zdjąć maskę. Nie musiała się już dłużej uśmiechać ani zagadywać rodziców, żeby na moment oderwali się od myśli o Kai. Robiła to od tego strasznego dnia, kiedy zginęła jej siostra. Wtedy wyznaczyła sobie cel: nie będzie dostarczać rodzicom kolejnych powodów do smutku. Nie zrobiła tego świadomie, nie przeanalizowała całej sytuacji ani nie wyciągnęła takich wniosków – po prostu, gdy zobaczyła łzy w oczach mamy, poczuła, że musi stać się idealna, bezproblemowa – zostać wymarzonym dzieckiem, o które nie trzeba się martwić, co jest naprawdę trudne, szczególnie kiedy jest się nastolatką. Dziś, kiedy jedli tort, też taka była, a przynajmniej takie starała się zrobić wrażenie. Podziękowała rodzicom za pamięć, powiedziała, że ciasto jest pyszne, i uśmiechała się – nie za dużo, by nie urazić ich smutku, ale także, by nie poczuli się winni, że nie świętują jak trzeba urodzin żyjącej wciąż córki. Kilka razy zatrzymała się w pół słowa, żeby odruchowo nie wspomnieć imienia siostry, bo wtedy przy stole zapadłaby głucha cisza.

Teraz usiadła na łóżku i wyjęła z szuflady brązowy zeszyt. Przycisnęła go mocno do piersi. To był pamiętnik Kai. Znalazła go przypadkiem tydzień wcześniej w jej pokoju. Leżał ukryty na półce za książkami. Siostra nigdy o nim nie wspominała, dlatego Julka była naprawdę zaskoczona. Nie podejrzewała, że Kaja zapisuje swoje wspomnienia. Przez kilka dni zastanawiała się, czy w ogóle powinna do niego zajrzeć – przecież takie notatki to coś bardzo osobistego, intymnego. Może powinna je spalić albo wyrzucić? Tyle że była to jedyna wiadomość, jaką siostra po sobie zostawiła. Jej głos z zaświatów, dzięki któremu Julka znów mogła być bliżej niej. Dlatego nie wspomniała o znalezisku rodzicom i zaczęła czytać.

Spędziła nad lekturą kilka godzin, całe popołudnie i wieczór, a kiedy już zgasiła światło, nie mogła zasnąć. Przez to, co przeczytała, nie spała całą noc. Zrozumiała, że tak naprawdę nie znała swojej siostry, nie wiedziała, jak wyglądało jej prawdziwe życie, z czym musiała się mierzyć na co dzień, o czym marzyła. Kaja miała swoje tajemnice, o których nie mówiła ani jej, ani rodzicom.

Rzeczywiście, kilka miesięcy przed wypadkiem jakby zamknęła się w sobie. Stała się bardziej milcząca i zamyślona, ale Julka sądziła, że to przez stres związany z maturą i wyborem studiów. Sama też by się przejmowała na jej miejscu, dlatego nie dopytywała o powód takiego zachowania, a teraz bardzo tego żałowała. Może gdyby wtedy szczerze porozmawiały, wszystko wyglądałoby dziś inaczej…

Po tym, czego się dowiedziała z pamiętnika, postanowiła uważniej przyjrzeć się okolicznościom śmierci Kai. Musiała zrozumieć, co działo się z nią tuż przed wypadkiem. W głowie dziewczyny narodził się plan, wiedziała jednak, że nie da rady zrealizować go sama, a nie chciała na tym etapie włączać rodziców. Zdecydowanie za wiele już przeżyli i wycierpieli – nie zasłużyli na to, by wracać do tych najbardziej bolesnych chwil, ale Julka potrzebowała kogoś dorosłego, kto nie będzie się bał zadawać trudnych pytać i pomoże jej dotrzeć do kilku osób. Na przykład dziennikarza. Często czytała w internecie o tym, że dziennikarze pomagają w takich sytuacjach, w których nie radzą sobie zwykli ludzie – kiedy trzeba uzyskać odpowiedzi od kogoś, kto zasłania się swoją pozycją, dojść do ukrytej prawdy czy rozwiązać jakąś zagadkę. Poza tym bez przerwy szukają tematów na swoje artykuły.

Pamiętała, że tuż po wypadku interesowali się historią Kai, ale właściwie nikt nie skupił się na wyjaśnieniu tego, co tak naprawdę stało się w Miasteczku Wilanów. Akurat w tym przypadku żaden z dziennikarzy nie chciał drążyć, po prostu poprzestali na ogólnych informacjach, z których wyłaniał się nieprawdziwy i krzywdzący obraz jej siostry, a ona potrzebowała kogoś, kto spróbuje sięgnąć głębiej, komu będzie zależało na odkryciu prawdy, ale nikogo takiego nie znała osobiście. Dlatego właśnie postanowiła zdać się na los i weszła na stronę najpopularniejszego portalu internetowego. Kiedy kliknęła w zakładkę z kontaktem, wyświetliła się lista kilkunastu nazwisk z fotografiami i adresami mailowymi. Jej uwagę przykuła drobna blondynka w okularach z czerwonymi kocimi oprawkami, zza których patrzyły na nią niebieskie oczy – tak bardzo podobne do tych, jakie miała Kaja, ale przepełnione smutkiem. Nazywała się Joanna Kot.

Być może właśnie z powodu tego smutku, który dostrzegała ostatnio także w spojrzeniach bliskich, wypełniającego po brzegi ich dom od dwóch miesięcy, Julka poczuła z tą kobietą jakąś dziwną więź. Postanowiła jej zaufać, chociaż wiedziała, że to irracjonalne, bo przecież nigdy wcześniej się nie spotkały. Zaryzykowała i kliknęła w adres mailowy, a potem zaczęła pisać: „Nazywam się Julia Kazimierska. Mam szesnaście lat. Niedawno straciłam jedyną siostrę. Wierzę, że pani może mi pomóc…”.

 

 

 

 

 

 

Nic ci nie jest, synku?

 

 

 

Trwało leniwe przedpołudnie. Zachęcone wysoką, jak na tę porę, temperaturą i wiosennym słońcem dzieci bawiły się w najlepsze: biegały, śmiały się i przekrzykiwały. Na miejskim placu zabaw w Elblągu panował przyjemny gwar, który zna każdy, kto choć raz przechodził obok takiego miejsca. Wśród maluchów znajdował się również trzyletni syn Alka Witkowskiego – Dominik.

Ten radosny i otwarty chłopiec, jak każdy trzylatek, był w nieustannym ruchu: bujał się na huśtawce, kręcił na karuzeli, bawił w piaskownicy, a za chwilę zjeżdżał ze zjeżdżalni. Troskliwy tata nie spuszczał oka z malca, śledził każdy jego krok.

Dominik był jedynym dzieckiem Alka, jego oczkiem w głowie. Moment, w którym ojciec wziął go po raz pierwszy na ręce i poczuł jego ciepło i zapach, był jednym z najpiękniejszych w życiu mężczyzny. Od chwili narodzin syna pokochał go bezwarunkowo, zrozumiał, że jego najważniejszym zadaniem jest chronienie tej bezbronnej istotki przed całym niebezpieczeństwem i złem tego świata.

Starali się z żoną o dziecko prawie cztery lata i gdy już myśleli, że się nie uda, na teście pojawiły się upragnione dwie kreski. Popłakali się wtedy ze szczęścia. Ciążę traktowali bardzo poważnie, przestrzegali wszystkich zaleceń lekarza, chodzili na kursy dla przyszłych rodziców, wertowali poradniki o porodzie i czasie połogu. Z przejęciem szykowali wyprawkę, wybierali wózek, przewijak i łóżeczko. Tak długo przecież marzyli o maluszku i chcieli być jak najlepiej przygotowani, gdy już pojawi się na świecie.

Alek poznał Justynę w Anglii, gdzie pracowali w jednej restauracji. On był kucharzem, a ona kelnerką. Na początku nie zwracała uwagi na cichego, zamkniętego w sobie mężczyznę, z czasem jednak zaczęła dostrzegać jego zalety: uczciwość i pracowitość. Zgodziła się, gdy spytał, czy pójdzie z nim do kina, a on z ochotą przyjął jej późniejsze zaproszenie na spacer po parku. Po kilku miesiącach razem zamieszkali. Tworzyli zgodną i szczęśliwą parę i często żartowali, że prawdziwą miłość najlepiej spotkać na emigracji.

Istniała jednak pewna tajemnica, która mogła sprawić, że ich związek zostanie wystawiony na próbę. Alek długo ukrywał przed ukochaną swoją przeszłość. Jako nastolatek zrobił coś, czego nie powinien – popełnił największy błąd w całym swoim życiu, a teraz bał się, że Justyna tego nie zaakceptuje. Nie chciał jej stracić, stała się dla niego zbyt ważna, ale wiedział, że prędzej czy później będzie musiał wyznać prawdę, bo na kłamstwie nie da się stworzyć prawdziwego związku. A taki właśnie chciał zbudować z Justyną. Kochał ją i marzył o tym, że założą rodzinę, dlatego zanim się oświadczył, wszystko jej opowiedział.

Dla Justyny był to prawdziwy szok, ale przecież widziała w jego oczach łzy, czuła, że żałuje tego, co zrobił, i że cierpi z tego powodu. Zdawała sobie również sprawę z tego, że gdyby tylko mógł cofnąć czas, nie popełniłby tego tragicznego w skutkach błędu. Rozmawiali o tym przez całą noc, a potem już ani razu nie wrócili do tego, co wydarzyło się wiele lat temu – woleli myśleć o ich wspólnej przyszłości.

Przeszłość jednak pamiętała o nich. Pół roku temu mama Alka bardzo podupadła na zdrowiu. Zaczęło się od tego, że czuła się zmęczona i kręciło jej się w głowie, a potem ręce odmówiły posłuszeństwa i trzęsły się do tego stopnia, że nie mogła nawet utrzymać w nich szklanki z wodą. Po długich prośbach i naleganiach syna poszła więc do lekarza, a ten nie pozostawił żadnych złudzeń. To były początki choroby Parkinsona, która niestety szybko się rozwijała. Kobieta nie mogła dłużej mieszkać sama. Jedynak próbował namówić ją do przeniesienia się do Anglii, ale nie chciała o tym słyszeć i powtarzała uparcie, że „starych drzew się nie przesadza”. Poza tym nie wyobrażała sobie, że zostawi bez opieki grób ukochanego męża, który odwiedzała prawie codziennie. Alek i Justyna nie mieli innego wyjścia – musieli wrócić do Elbląga i zająć się schorowaną kobietą.

Dla niego nie było to łatwe zadanie – za granicą mógł być tym, kim chciał: Alkiem, który nie popełnił w przeszłości błędu. Tam nikt go nie znał ani nie oceniał, ale w rodzinnej miejscowości wiele osób wiedziało o tym, co zrobił, i nawet po tylu latach spoglądało na niego podejrzliwie. Zdawał sobie sprawę z tych rzucanych ukradkiem oskarżycielskich spojrzeń i choć starał się nie zwracać na nie uwagi, było mu naprawdę ciężko, szczególnie kiedy na przykład odprowadzał syna do przedszkola i słyszał, jak ktoś ścisza nagle głos i szepce coś za jego plecami. Był wtedy przekonany, że mówią o nim i o tym, co strasznego zrobił wiele lat temu.

– Tata, tata, zobac, jak wysoko! – wołał głośno Dominik, wspinając się na ściankę wspinaczkową.

Spojrzał na syna i już miał przestrzec go, żeby uważał i zszedł niżej, kiedy nagle malec stracił równowagę. Paluszki ześlizgnęły się z kolorowych uchwytów i chłopczyk runął w dół. Alka momentalnie oblał zimny pot, serce zaczęło mu bić jak szalone. Przerażony doskoczył do leżącego na ziemi i płaczącego syna.

– Nic ci nie jest, synku? – zapytał, oglądając go ze wszystkich stron.

– Rącka… boli… baldzo boli…

Kilka osób, głównie matek pilnujących dzieci na placu zabaw, zasugerowało, że powinien szybko jechać do szpitala, by sprawdzić, czy chłopiec nie doznał wstrząśnienia mózgu lub nie złamał ręki. Niby nie upadł z dużej wysokości, ale w takich sytuacjach zawsze lepiej skonsultować się z lekarzem. Tym bardziej że rączka Dominika rzeczywiście puchła.

Alek ostrożnie zaniósł chłopca do auta. W drodze do szpitala zadzwonił do Justyny i powiadomił ją o tym, co się wydarzyło.

 

 

 

 

 

 

Chcę wyjaśnić, co się stało

 

 

 

Joanna poprawiła okulary w kocich oprawkach, których czerwień podkreślała niebieski kolor jej oczu, i z satysfakcją patrzyła na ekran monitora. Była z siebie zadowolona. Skończyła przed chwilą pisać artykuł o nielegalnym wysypisku pod Warszawą. Pracowała nad nim przez ostatnie dwa tygodnie, a zanim zajęła się pisaniem, zrobiła solidny research: zbierała materiały, zgłębiała wiedzę na temat groźnych dla środowiska oraz ludzi chemikaliów i rozmawiała z zaniepokojonymi sytuacją mieszkańcami okolicznych domów oraz specjalistami od ochrony środowiska.

Nikt nie mógł jej zarzucić, że potraktowała sprawę pobieżnie, zresztą nigdy tego nie robiła. Kiedy zajmowała się jakimś tematem, skupiała na nim całą swoją uwagę – inaczej nie potrafiła. Lubiła ten moment, gdy wystukiwała ostatnie zdanie z pełnym przekonaniem, że wykonała kawał dobrej dziennikarskiej roboty. Tym razem też czuła, że dała z siebie wszystko, i z dumą podpisała artykuł swoim nazwiskiem. Podobno jeśli człowiek kocha to, co robi, tak naprawdę nigdy nie pracuje – w przypadku Joanny sprawdzało się to w stu procentach: dziennikarstwo nie było jej zawodem, tylko pasją i miłością. Oddawała mu całe swoje serce. Nie interesowało jej tworzenie pozbawionych emocji depesz czy plotkarskich newsów, których wartość ocenia się na podstawie liczby kliknięć i komentarzy na stronie portalu. Nawet o nich nie myślała, kiedy szukała tematów. Uważała, że dziennikarz powinien mieć misję i zawsze stawiać ją na pierwszym miejscu. Dlatego właśnie Joanna Kot chciała czegoś więcej – czuć, że jej praca jest ważna, może coś zmienić, sprawić, że otaczający świat będzie lepszy lub przynajmniej sprawiedliwszy.

Kiedy znalazła interesujący ją temat, poświęcała mu się bez reszty. Mogła sobie na to pozwolić – nie miała dzieci, była singielką i jak dotąd zupełnie jej to nie przeszkadzało. Właściwie podobał jej się taki styl życia, jaki prowadziła, bo oferował to, co ceniła najbardziej: niezależność. Śmiała się, że w jej przypadku nazwisko bardzo pasuje do osobowości – podobnie jak prawdziwe koty uwielbiała wolność i chodzenie swoimi drogami. Nie wyobrażała też sobie, że mogłaby z tego zrezygnować dla kogoś lub czegoś. Porzucić coś, co daje człowiekowi szczęście? Nie, nie było w tym żadnego sensu.

Ogarnęła raz jeszcze wzrokiem cały tekst, dodała tytuł „Polska śmietniskiem Europy” i zadowolona wysłała mailem do naczelnego. To on decydował, kiedy artykuł miał ukazać się na portalu, a także w którym miejscu, chociaż Joanna była pewna, że jej tekst jak zwykle trafi na stronę główną. Nie wynikało to z fałszywego wysokiego mniemania o swoich umiejętnościach czy zarozumiałości, tylko z doświadczenia. Pisała dobre teksty, które po prostu zasługiwały na wysoką pozycję.

Była już prawie dziesiąta wieczorem. Redakcja za dnia pełna ludzi i gwaru teraz świeciła pustkami. W czerwcu miną cztery lata, odkąd Joanna została tu zatrudniona. Naczelny złożył jej propozycję po tym, jak przesłała mu mailem wyczerpujący reportaż o zabójstwie popularnej youtuberki nad jeziorem na Mazurach. Artykuł spodobał mu się na tyle, że opublikował go niemal bez zmian, a potem z satysfakcją obserwował rosnące wciąż zainteresowanie czytelników. Klikalność tego tekstu przerosła najśmielsze oczekiwania redakcji, a kolejne artykuły o śledztwie i jego wynikach tylko ugruntowały pozycję Joanny w czołówce najlepszych warszawskich dziennikarzy. Konkurencja wciąż próbowała ją podkupić, oferując dużo większą wierszówkę i dodatkowe benefity, a dziennikarka – chociaż cieszyła się z takiego zainteresowania – grzecznie odmawiała. Była zadowolona z obecnego pracodawcy i atmosfery, jaka panowała wśród współpracowników, nie myślała więc o zmianie pracy.

Joanna pochodziła spod Elbląga, ale po przeprowadzce do Warszawy pokochała ją całym sercem. Dobrze czuła się w tym mieście pełnym życia, które podobnie jak ona ciągle było w biegu i prawie nigdy nie spało. Poza tym dawało jej anonimowość: nikt tu nie znał jej przeszłości, nie patrzył z perspektywy tego, co przeżyła w młodości. Nie litował się nad nią.

Zanim wyszła z biura, sprawdziła jeszcze raz pocztę. Zrobiła to właściwie odruchowo, nie liczyła, że szef odebrał od niej wiadomość i odpisał. W końcu miał małe dziecko, więc nie spędzał w pracy całych nocy, jak ona, tylko pewnie wykorzystywał każdą wolną chwilę na sen. Poza tym Kwiatkowski trzymał się zasady, że nie zabiera roboty do domu, co szanowała, choć sama oczywiście miała zupełnie inny styl pracy. Przed pójściem do domu chciała tylko sprawdzić, czy jej mail doszedł.

W folderze „Odebrane” pojawiła się jednak niespodziewanie nowa wiadomość od nadawcy, którego nie znała. Joanna już zamierzała go zignorować i sprawdzić dopiero rano, ale temat wydał jej się naprawdę ciekawy. Zbyt intrygujący, by tak po prostu odpuścić i wyjść z redakcji bez choćby rzucenia okiem na zawartość maila. Brzmiał on: „Chcę wyjaśnić, co się stało”. Zdjęła więc z ramienia torebkę i z powrotem usiadła przy biurku. Spojrzała na adres: [email protected].

Taki adres może założyć sobie każdy – pomyślała dziennikarka jeszcze przed otwarciem wiadomości. Nie była długa, ale jej treść sprawiła, że serce Joanny zaczęło bić mocniej. Julia Kazimierska pisała, że ma szesnaście lat, niedawno straciła osiemnastoletnią siostrę, która wypadła z balkonu podczas urodzin kolegi. Według policji był to nieszczęśliwy wypadek – ot, pijana imprezowiczka zginęła przez własną lekkomyślność, ale Julia w to nie wierzyła. Czuła, że kryje się za tym coś więcej, tym bardziej że jej siostra miała swoje tajemnice, a przede wszystkim była zupełnie innym człowiekiem, niż przedstawiła ją prasa, opisując tamtą historię. Dlatego Julia szukała teraz kogoś, kto nie pozwoli, by ta sprawa została zamieciona pod dywan. Kogoś, kto pomoże jej dotrzeć do prawdy.

W ciągu prawie dziesięcioletniej kariery zawodowej Joanna spotykała się z różnymi wersjami wydarzeń i ocenami opisywanych przez nią bohaterów. Często bywało tak, że to, co jedni widzieli jako białe, innym zdawało się czarne, a świadkowie wydarzeń ubarwiali je, bo dzięki temu wydawali się bardziej interesujący, lub po prostu kłamali. W mailu od szesnastoletniej Julii Kazimierskiej było jednak coś, co sprawiło, że uwierzyła w tę historię – szczerość, której dawno już nie czuła. Może dlatego, że sama straciła brata, kiedy miała szesnaście lat, i wciąż pamiętała cierpienie, które dotknęło wtedy całą jej rodzinę i całkowicie ją zmieniło. W każdym razie wiadomość od tej dziewczyny sprawiła, że mimo późnej pory Julia wpisała w wyszukiwarkę „Kaja Kazimierska” i zaczęła szukać informacji o opisywanych przez jej siostrę wydarzeniach.

Znalazła mnóstwo artykułów na temat tej nieszczęsnej imprezy – widać, że sprawa była głośna. Pewnie dlatego, że bawiąca się młodzież należała raczej do bogatej, a tragedia zdarzyła się w jednym z apartamentów w tak zwanym Miasteczku Wilanów, nowobogackiej dzielnicy Warszawy. Kiedy przejrzała nagłówki oraz leady z brukowców, zorientowała się, że nastolatka miała rację – wszyscy wydali niepochlebny sąd nad jej siostrą, jako przyczynę wypadku wskazując alkohol i brawurę. W podobnym tonie wypowiadała się również policja. Nic nie wskazywało na to, że za tą sprawą kryje się coś więcej – nic prócz maila od Julii Kazimierskiej. Mimo to Joanna najpierw wysłała do niej wiadomość z propozycją spotkania, a dopiero potem udała się do domu, żeby przespać choć kilka godzin.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

Copyright © by Dorota Glica, 2023

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2023

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2023

 

Projekt okładki: Mariusz Banachowicz

 

Redakcja: Karolina Macios

Korekta: Marta Akuszewska, Jarosław Lipski

Skład i łamanie: Dariusz Nowacki

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8280-892-6

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Seria: FILIA Mroczna Strona

mrocznastrona.pl

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.