Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka Anny Kamińskiej, autorki bestsellerowej Simony — jednego z największych hitów wydawniczych roku.
Czternaście opowieści o trudnych, ale ważnych spotkaniach, o poszukiwaniu najbliższych oraz o podróży w głąb siebie. Prawdziwe historie kilkunastu adoptowanych niegdyś bohaterów, którzy po latach decydują się odnaleźć swoje rodziny biologiczne.
Księgowa, artysta malarz, dyrektor dużej firmy, pedagog i inni. Jedni o swojej przeszłości dowiedzieli się od rodziców, niektórzy przypadkiem, inni od „życzliwych” znajomych lub złośliwych kolegów z podwórka. Wszyscy, chcąc poznać prawdę o sobie, postanowili stawić czoło lękowi i ruszyć na spotkanie z nieznanym. Efekty opisanych wyprawy okazują się różne — Kuba zaczyna inaczej malować, Ania postanawia walczyć z bulimią, Tomek nareszcie jest szczęśliwy, a Patrycja boi się odnalezionej siostry kryminalistki. Jedni silnie wiążą się z rodziną biologiczną, drudzy dopiero poznawszy swoich krewnych, potrafią docenić wartość miłości, którą otacza ich rodzina adopcyjna. I choć każda z tych historii jest wyjątkowa, to wszystkie niezwykle przejmujące.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 219
Rodzicom
Księgowa, artysta malarz, pedagog i inni — adoptowani w dzieciństwie — decydują się odnaleźć po wielu latach swoją rodzinę biologiczną. Pedagog odnajduje przez Naszą Klasę czworo rodzeństwa, księgowa — dwie siostry, odebrane, tak jak ona sama, matce chorej na schizofrenię, malarz — siostrę, za którą podświadomie tęsknił i którą minął kiedyś przypadkowo na ulicy… Kuba po odkryciu tajemnicy z dzieciństwa zaczyna inaczej malować. Karolina już wie, dlaczego śniła jej się kobieta z blond włosami, Ania — skąd pochodzi jej blizna na pośladku, a Emilia — czemu jest wyczulona na światło…
Historie, które opowiada każda z kilkunastu osób (w wieku od dwudziestu do sześćdziesięciu lat), pokazują, że efekty podróży w głąb siebie — planowanej lub nie — mogą być różne. Nie zależą od tego, czy ktoś o tym, że był adoptowany, dowiedział się od rodziców, czy przez przypadek, gdy podczas świątecznych porządków znalazł w domu w szufladzie kopertę z napisem: „Dokumenty adopcyjne”; gdy życzliwa kuzynka zauważyła: Twoja mama nie ma zdjęć z okresu, gdy była w ciąży; lub gdy usłyszał od kolegi na podwórku: Znajda!
Ania, kiedy dowiedziała się, że była adoptowana, zaczęła walczyć z bulimią. Patrycja boi się dziś odnalezionej kiedyś siostry kryminalistki. Z kolei Tomek, który ma „nową” siostrę, jest szczęśliwy, bo wreszcie nie czuje się na świecie sam. Kasia ma poczucie, że po raz pierwszy w życiu wszystko jej się układa, ale… jej siostra Ala nie może zaznać spokoju…
Większość bohaterów zebranych przeze mnie historii nie żałuje jednak konfrontacji z przeszłością, bo, jak tłumaczy jeden z moich rozmówców: Wiem kim jestem, wiem, jak żyć. Odnalezieni to zbiór opowieści o trudnych, ale ważnych spotkaniach i o poszukiwaniu siebie.
Imiona niektórych bohaterów książki i osób, o których opowiadają bohaterowie, zostały zmienione.
Tata śnił mi się tylko dwa razy w życiu. Pierwszy raz, gdy stał przed wejściem do szpitala. Świeciło słońce. Szłam przez las aleją. Tata wyszedł mi naprzeciw i stanął przed jednym z pawilonów szpitala, tak jakby na mnie czekał. Powiedział: Ja tu teraz zostaję, a ty musisz wracać i opiekować się mamą. To mi się śniło tuż po jego śmierci. Zmarł w tym szpitalu na nowotwór płuc. Drugi raz przyśnił mi się, gdy się o wszystkim dowiedziałam. Stał przede mną i się uśmiechał.
*
Dowiedziałam się w niedzielę 17 stycznia 2006 roku. Mąż z córkami jeżdżą na nartach. Gdy wyjechali w góry i miałam tydzień dla siebie, umówiłam się z koleżanką na kawę. Rozmawiałyśmy o naszych rodzicach. Powiedziałam jej wtedy: Wiesz, ja to chyba jestem adoptowana. Wyglądam zupełnie inaczej niż moi rodzice, z matką nie miałam nigdy dobrych relacji. Koleżanka odpowiedziała, że jeśli rzeczywiście mam takie wątpliwości, to przecież zawsze mogę to sprawdzić.
Po tym spotkaniu pojechałam do matki do domu i zajrzałam w stare dokumenty. Znalazłam w nich m.in. jej książeczkę zdrowia. Była tam informacja o porodzie z lipca 1964 roku i z grudnia 1965. Zdziwiłam się, bo ja urodziłam się w październiku 1965 roku. Zadzwoniłam do koleżanki i mówię, co znalazłam. Ona na to: Słuchaj, to w takim razie może ty naprawdę jesteś adoptowana? Ja: Niemożliwe. Nie chciałam w to uwierzyć. Czułam jednak, że coś jest nie tak. Pojechałam do cioci, siostry bliźniaczki mojego ojca, i zapytałam wprost: Ciociu, czy ja byłam adoptowana? Miała w oczach łzy jak grochy. Powiedziała: Tak, ale… my cię kochaliśmy, bo ty zawsze byłaś nasza. Byłam przerażona. Pomyślałam: Ktoś cię nie chciał, odrzucił, nie byłaś potrzebna. Jesteś człowiekiem znikąd.
*
Z dzieciństwa pamiętam tylko tatę. Odprowadzał mnie do szkoły i chodził na zebrania. Koleżanka z podstawówki powiedziała mi ostatnio: Wiesz, ja się zastanawiałam, czy ty w ogóle masz mamę, bo wszędzie tylko ten twój tata. Chodziliśmy z tatą do kina, do teatru, na spacery. Po drodze opowiadaliśmy sobie dowcipy. Graliśmy razem w klasy i w badmintona.
W wakacje mieszkałam u babci, mamy taty, w domu pod lasem. Na co dzień wychowywałam się u ciotek. Tata zabierał mnie od nich po pracy tylko na dwie, trzy godziny do domu. Pracował w biurze jako dyspozytor transportu, mama była księgową. Obydwoje mieli średnie wykształcenie.
Spośród krewnych matki utrzymywaliśmy kontakty tylko z rodziną ze strony babci. Może dlatego, że ojciec matki był Romem. Dowiedziałam się o tym po latach. Matka miała osiemdziesiąt dwa lata, gdy o tym powiedziała. Kiedy moja córka zapytała: Babcia, a dlaczego ty masz takie dziwne nazwisko panieńskie? — odpowiedziała: Bo mój ojciec był Romem.
Matka zawsze pięknie mnie ubierała. Sukienek, butów i dodatków sprowadzanych zza granicy nigdy nie wolno było mi ubrudzić. Powtarzała mi często, że jestem tępa i niczego w życiu nie osiągnę. Gdy tata umierał, jego największym zmartwieniem było to, jak ja sobie ułożę relacje z matką. Miałam dziewiętnaście lat, gdy zmarł. Pamiętam ten dzień. To była niedziela 11 listopada. Wracałam wtedy pociągiem z Częstochowy. Spałam. O godzinie dziewiętnastej dwadzieścia nagle się przebudziłam. Dowiedziałam się później, że tato zmarł dokładnie o tej godzinie. Po jego śmierci matka zawodziła: Teraz to naprawdę zostałam sama.
*
Całe życie miałam wrażenie, że jestem z innej bajki. Matka miała śniadą cerę, piwne oczy i ciemne włosy. Ja mam jasną karnację i zielone oczy. Nie mogę się opalać. Mama była niska, miała metr pięćdziesiąt osiem wzrostu, tata był niewiele wyższy od niej. Ja jestem dobrze zbudowana i wysoka. Byłam przekonana, że wygląd odziedziczyłam po babci. Tak to sobie tłumaczyłam.
Nigdy nie pasowało do mnie moje imię — Ala. Nie lubiłam go. Dziś też nie czuję się z nim związana. Było mi zawsze obce, takie obok mnie.
Zastanawiało mnie też to, że rodzice byli o wiele starsi od rodziców moich rówieśników. Wstydziłam się tego przed kolegami, oni mieli rodziców w wieku trzydziestu lub czterdziestu lat, moi byli między pięćdziesiątką a sześćdziesiątką. Gdy ktoś mnie pytał o wiek rodziców, odejmowałam im lat.
Kiedyś znalazłam w domu dokument — akt urodzenia z grudnia 1965 roku. Ja urodziłam się w październiku 1965. Poszłam z tymi papierami do mamy i zapytałam o to. Miałam wtedy dziesięć lat. Mama na to, że to jest pomyłka. Zabrała dokumenty i chyba gdzieś schowała, potem już ich nie widziałam. Nie wracałam do tego tematu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki