Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przypadek, który sprawił, że wszyscy się uśmiechnęli.
Paulina, mama pięcioletniej Laury i sumienna pracownica korporacji, nie podejrzewała, że te święta spędzi w Bieszczadach. Kiedy szef, zamiast awansować, wysyła ją na urlop, Paulina czuje się zdezorientowana i nie wie, co zrobić z nadmiarem wolnego czasu. Na szczęście Kinga, jej najlepsza przyjaciółka, namawia ją do wyjazdu w swoje rodzinne strony, do małego, zagubionego w śniegu Mikołajewa.
Na miejscu Paulina poznaje rodziców przyjaciółki oraz jej brata, Wojtka, który zupełnie nie przypada jej do gustu. Na skutek intrygi uknutej przez gospodynię Paulina i Wojtek muszą połączyć siły i wspólnie przygotować kolację wigilijną.
Czy dwojgu obcym, niedarzącym się sympatią ludziom uda się porozumieć i zorganizować idealne święta, które zachwycą również pięciolatkę? I co wspólnego z tym wszystkim ma pewien mały aniołek potrafiący zmiękczyć niejedno twarde serce?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 274
Copyright © Joanna Nowak
Copyright © Wydawnictwo Replika, 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja
Magdalena Kawka
Korekta
Paulina Kawka
Projekt okładki
Izabela Szewczyk
Skład i łamanie
Maciej Martin
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dariusz Nowacki
Wydanie elektroniczne 2022
eISBN 978-83-67295-90-1
Wydawnictwo Replika
ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań
www.replika.eu
Rozdział 1
W Boże Narodzenie wszystkie drogi prowadzą do domu.
Marjorie Holmes
Paulina Kaszyńska ciaśniej otuliła się szalem. Czternasty dzień grudnia przywitał warszawiaków mroźną aurą, co było na tyle niespodziewane, iż mało kto zdołał się należycie przygotować do zmiany pogody. Ta jak zwykle zaskoczyła drogowców, którzy poniewczasie wyjechali na ulice miasta, aby posypać oblodzone drogi piaskiem. Kierowcy na własnej skórze zdążyli już odczuć skutki ślizgawicy, co obrodziło korkami, stłuczkami i rosnącym poziomem stresu wśród spieszących się do pracy. Przechodnie z uwagą kroczyli przed siebie, zżymając się w duchu na służby miejskie zapominające o odpowiednim zabezpieczeniu ulic. I tylko dzieci uśmiechały się szeroko, korzystając z pierwszego w sezonie prezentu od zimy. Wprawdzie nie spadł jeszcze śnieg, więc o lepieniu bałwana czy bitwie na śnieżki mogły na razie zapomnieć, ale gonitwa po lodowej nawierzchni w minimalnym stopniu rekompensowała dotychczasowe niedostatki.
Paula wolała nie zastanawiać się, ile przypadków złamań trafi dziś na szpitalny oddział ratunkowy i ile spośród nich będzie dotyczyło dzieci. Uczuliła Laurę, żeby nie biegała jak szalona po boisku, bo o nieszczęście w takich warunkach nietrudno. Dziewczynka gorliwie zapewniła, że nie będzie brała udziału w niebezpiecznych wyścigach, lecz matka znała ją na tyle dobrze, by wiedzieć, iż pięciolatka miała kompletnie odmienne niż ona zdanie na temat nieostrożnych rozrywek. Jeśli wraz z rówieśnikami wpadnie w wir zabawy, rozsądek zejdzie na drugi plan. Jedyną nadzieję Paulina pokładała w opiekunce Laury, kobiecie z wieloletnim doświadczeniem, która wychowała kilka pokoleń przedszkolaków. Grażyna Wieczorek znała się na swojej pracy jak mało kto, wiedziała zatem, jak niecne pomysły mogły przyjść do głowy jej podopiecznym.
Przedsiębiorcza trzydziestodwulatka spoglądała na sznur aut przed sobą. Nerwowo stukała palcem w kierownicę, widząc, jak w oddali sygnalizator zmienia światło na zielone. Niestety przez skrzyżowanie nie zdołał przejechać żaden samochód. Za to tu i ówdzie odezwały się klaksony wygrywające frustrację spieszących do pracy kierowców.
Spiker radiowy informował o potężnym zatorze w centrum stolicy. Drobne kolizje na głównych ulicach spowodowały niejedną blokadę. Asfalt zawężał się do jednego pasa, skutecznie uniemożliwiając przejazd dziesiątek pojazdów. Droga do celu wydłużała się w nieskończoność wprost proporcjonalnie do złości tych, którzy przestawali dziwić się wysokiej pozycji Warszawy w rankingu najbardziej zatłoczonych miast.
W przeciwieństwie do córki Paulina nie była zachwycona nadejściem zimy. Doskonale bowiem pamiętała sytuację sprzed roku, kiedy po obfitych opadach śniegu przyszło jej z mozołem odśnieżać samochód, który, koniec końców, nie chciał zapalić. Zmuszona do skorzystania z komunikacji miejskiej, z torebką w jednej dłoni, aktówką z dokumentami i laptopem w drugiej, stała w zatłoczonym tramwaju, czując czyjś łokieć wbity w bok. W pojeździe trzęsło niemiłosiernie, hałas uniemożliwiał skupienie myśli, a doznania zapachowe jakimi raczyli ją współpasażerowie, przyprawiały o zawrót głowy.
I tak mogła uznać tamten dzień za wyjątkowo szczęśliwy. Wszak dotarła do pracy bez większego spóźnienia. Jej sąsiad nie miał tyle szczęścia. Zapomniawszy, gdzie zaparkował auto, zabrał się za odgarnianie śniegu z cudzych czterech kółek. Nim dotarł do własnych, zmitrężył tyle czasu, że musiał gęsto tłumaczyć się przed przełożonym z braku punktualności. W związku z tym radził każdemu, kto zabiera się do jednej z najbardziej znienawidzonych czynności o tej porze roku, aby najpierw sprawdził tablicę rejestracyjną.
Paulina spojrzała na zegarek, po czym zacisnęła mocno zęby. Zamierzała zjawić się w firmie już o siódmej rano, chcąc należycie przygotować się do czekających dziś wyzwań, lecz jak to bywa z planami, najczęściej biorą w łeb. Do późnych godzin nocnych siedziała przed komputerem i nanosiła poprawki do prezentacji opracowanej na potrzeby spotkania z potencjalnym kontrahentem ze Stanów Zjednoczonych. Amerykanie dwa dni wcześniej przylecieli do Warszawy, lecz dopiero dziś znaleźli czas na spotkanie. Jego stawka była ogromna. Od tego czy ukazana przez Paulinę wizja współpracy obu firm przypadnie gościom do gustu, zależała przyszłość kontraktu opiewającego na kilka milionów złotych.
Paulina doskonale zdawała sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na niej spoczywała. I choć nie sposób w podobnej sytuacji wyłączyć myślenia i przestać się stresować, nie paraliżowała jej waga przedsięwzięcia. Wręcz przeciwnie, starała się tak ukierunkować emocje, by wykrzesać z siebie jak najwięcej pozytywnej energii. Wszak cudzoziemcy należeli do nacji niezwykle otwartych na drugiego człowieka i z miejsca potrafili wyczuć fałsz, niezorganizowanie czy brak kompetencji.
Na szczęście o żadnej z tych cech nie mogło być mowy w przypadku Pauliny. Od ponad miesiąca pod czujnym okiem kierownika działu oraz pieczą prezesa opracowywała projekt przyszłej kooperacji przedsiębiorstw działających w branży finansowej. Spędzała w pracy długie godziny, nierzadko przychodząc do biura razem z dozorcą, a wychodząc wraz z paniami zatrudnionymi do sprzątania. Weekendy również spędzała z komputerem. Chcąc zabłysnąć przed przełożonymi, dodawała własne pomysły i mimo że większość z nich nie znajdowała uznania, nie przejmowała się drobnymi niepowodzeniami. Perspektywa końcowego sukcesu przemawiała do niej o wiele silniej niż nieistotne potknięcia.
Nie zwracała również uwagi na docierające zewsząd złośliwe docinki. Kiedy w wewnętrznym konkursie została wybrana do realizacji zadania, natychmiast stała się obiektem komentarzy współpracowników. Ci bynajmniej nie składali jej gratulacji. Chociaż efekty ciężkiej i wytężonej pracy miały przysłużyć się każdemu z nich, jedyne, czego sobie życzyli, to żeby Kaszyńska odniosła spektakularną porażkę. Wówczas udowodniliby kierownictwu, że popełniło niewybaczalny błąd, decydując się powierzyć Paulinie kluczowe w historii firmy przedsięwzięcie.
Jedyną osobą, na którą mogła liczyć, była Kinga, jej najlepsza przyjaciółka, a zarazem osobista asystentka prezesa. Kinga szczerze cieszyła się pierwszym krokiem Pauliny na drodze do awansu. Wprawdzie, aby nie zapeszyć, sama zainteresowana nie mówiła głośno o wskoczeniu na wyższy szczebel w korporacyjnym łańcuchu pokarmowym, niemniej w kuluarach powtarzano, że podpisanie umowy z nowym kontrahentem otworzy jej niejedne drzwi.
Kinga mocno ściskała kciuki za spotkanie, które zrobi z przyjaciółki gwiazdę. Co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości. Jeszcze dziś będą otwierać szampana i śmiać się z zawistnych ludzi podkopujących morale głównej prelegentki. Jeszcze zapłacą za brak wiary w Paulę!
Zamiast wstać wczesnym rankiem i przy własnym biurku sposobić się do najważniejszej w karierze prezentacji, Paulina obudziła się z policzkiem przyciśniętym do klawiatury laptopa. Ze zgrozą zerknęła na widniejącą na ekranie godzinę. Dochodziło w pół do ósmej, co oznaczało, że cały plan dnia należało wyrzucić do kosza. I niemal natychmiast przejść do planu B, chociaż takowy jeszcze nie istniał.
W pośpiechu zamknęła klapę komputera. Z podkrążonymi od niewyspania oczami miotała się między łazienką, a garderobą, poniewczasie przypominając sobie, że Laura nadal śpi. Na tę myśl aż jęknęła. Jej córeczka nie znosiła porannego wstawania. Wołami nie dawała się wyciągnąć z łóżka, więc budzenie jej skoro świt nie należało do najprzyjemniejszych obowiązków. Zwłaszcza że po otwarciu oczu bywała naburmuszona, grymasiła podczas śniadania i ociągała się z wkładaniem butów oraz kurtki. O nałożeniu czapki czy rękawiczek lepiej nie wspominać.
Blady strach padł na Paulinę. Jeśli w ciągu najbliższego kwadransa nie wyjdą z domu, nie miała szans zjawić się w biurze o czasie. A przecież po drodze powinna zaprowadzić dziewczynkę do przedszkola!
Naraz usłyszała pukanie do drzwi. Niewiele myśląc, wyszła do korytarza, przekręciła zamek i złapała klamkę.
Na progu stała Nadia, dwudziestopięcioletnia Ukrainka, którą najmowała do sprzątania, w weekendy zaś dodatkowo do gotowania. Mimo młodego wieku, Nadia znakomicie wywiązywała się z obowiązków. Odkąd pocztą pantoflową trafiła do mieszkania Pauliny, wnętrza nieustannie lśniły czystością, a sobotnio-niedzielne menu zostawało zjadane co do okruszka. Choć znały się krótko, bo ledwie od trzech miesięcy, Kaszyńska nie żałowała zatrudnienia dziewczyny.
– Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie – powiedziała Nadia na powitanie. – Ale na ulicach panują fatalne warunki. Autobus nie przyjechał na czas…
– Nieważne – przerwała Paulina. W osobie Nadii niespodziewanie dostrzegła rozwiązanie porannych problemów z Laurą. – Wchodź do środka. Mamy do pogadania.
Ukrainka zbladła.
– Zrobiłam coś nie tak? – spytała strwożona. – Proszę mi wierzyć, chciałam przyjechać wcześniej.
– Niczym się nie przejmuj. – Paula wciągnęła Nadię do mieszkania. – Muszę szybko wyjść do pracy, a Laura jeszcze śpi. Nie będzie dla ciebie kłopotem obudzenie jej, zrobienie śniadania i odprowadzenie do przedszkola? – Paulina w biegu przetrząsała szafę z ubraniami, zwracając się jednocześnie do zaskoczonej Nadii. – Zaraz napiszę ci odpowiednie upoważnienie.
Nadia stała bez ruchu. Spoglądała na zabieganą Paulinę z mieszaniną niedowierzania i sceptycyzmu. Jak to? Pracowała u Kaszyńskiej jako sprzątaczka oraz kucharka, nie najmowała się do opieki nad dzieckiem.
– Jesteś moją ostatnią deską ratunku. W pracy czeka mnie ważne spotkanie. Nie mogę sobie pozwolić na brak punktualności – tłumaczyła Paula z marsową miną, patrząc na ołówkową spódnicę pilnie wymagającą prasowania. Rzuciła ją w kąt, po czym zdecydowała się na beżowy kombinezon idealnie podkreślający zalety jej szczupłej sylwetki.
– Nie wiem czy to dobry pomysł. Ja nigdy…
– Zgódź się. – Błagalny wzrok Pauliny potrafił zmiękczyć niejedno serce. – Obiecuję, że nie pożałujesz. Szczodrze cię wynagrodzę.
– Nie chodzi o pieniądze. Nigdy nie zajmowałam się Laurą.
– Ona bardzo cię lubi. Jestem przekonana, że się dogadacie. To jak będzie? – spytała Paulina z nadzieją.
Nadia wiedziała, że i tak się zgodzi. Nie zwykła bowiem odmawiać prośbom potrzebujących. A stojącą przed nią kobieta była bliska podwojenia wynagrodzenia Ukrainki, byle ta zgodziła się wyszykować dziewczynkę do wyjścia.
– No dobrze, ale tylko dziś – zastrzegła.
Paulina pisnęła z radości.
– Dziękuję, dziękuję!
Podbiegła do Nadii i mocno ją wyściskała. Naraz przypomniała sobie, że nie cierpi na nadmiar czasu. Zaczęła się ubierać, uświadamiając sobie z przykrością, iż nie zdąży nałożyć makijażu. Cóż, nie wszystko stracone. Spakuje do kosmetyczki cały zestaw i w biurowej toalecie zrobi się na bóstwo.
– Nie muszę ci chyba mówić, co zrobić jej na śniadanie? Znasz upodobania Laury. Ciuchy na dziś leżą w salonie. Moja córka sama je wybierała – dodała z powątpiewaniem w głosie. Już wczoraj dość jasno wyraziła, co sądzi na temat pasteloworóżowej sukienki, którą pięciolatka zakładała na szczególne okazje. Niestety, mała nie dała sobie wytłumaczyć, że w powszedni dzień nie należy korzystać z odświętnej garderoby. Uparła się i już!
Paulina spakowała dokumenty, komputer i kosmetyki. Na posiłek nie znalazła ani minuty. Istniała szansa, że nie spóźni się do firmy, więc grzechem byłoby z niej nie skorzystać. Narzuciła płaszcz i sięgnęła do komody po buty, gdy w drzwiach swojego pokoju stanęła zaspana Laura. W piżamce z bohaterkami Krainy lodu pocierała dłonią oczka, ziewając przy tym przeciągle. Wyglądała rozczulająco, lecz Paula nie mogła pozwolić sobie na choćby chwilę rozkojarzenia.
– Mamusiu, gdzie idziesz? – spytała dziewczynka nieco płaczliwie.
– Wychodzę do pracy. Nadia z tobą zostanie, zjesz śniadanko i pójdziesz do przedszkola, dobrze, skarbie?
Laura wygięła usta w podkówkę.
– Ale pamiętasz, jaki jest dzisiaj dzień?
Telefon w torebce Pauliny zabrzęczał sygnałem przychodzącej wiadomości. Wyjęła go z bocznej kieszeni, odblokowała i spojrzała na esemesa.
Kinga informowała o wcześniejszym niż zwykle pojawieniu się prezesa. Jako jego osobista asystentka zawsze była na bieżąco z tym, co dzieje się w przedsiębiorstwie. Teraz donosiła, że szef wygląda na podenerwowanego czekającym ich spotkaniem, co przywołało Paulinę do porządku.
– Tak, tak, pamiętam – odparła na odczepnego, odpisując, że w przeciągu pół godziny ona również zjawi się na miejscu. – Do zobaczenia, Laurko. – Nie patrząc na córkę, pomachała jej ręką na pożegnanie.
Kaszyńska powróciła do rzeczywistości. Na szczęście korek wreszcie się odetkał i mogła ruszyć przed siebie. W mniej niż kwadrans dotarła na firmowy parking. Zaparkowała na pierwszym wolnym miejscu, zgarnęła torbę, kosmetyczkę oraz aktówkę i wyszła z auta. Stukając obcasami, niemal biegła w stronę windy prowadzącej na siódme piętro biurowca. W środku przebierała nogami ze zniecierpliwienia. Ekscytacja walczyła ze strachem o palmę pierwszeństwa. Z jednej strony spotkanie napawało ją lękiem. Wszak od tego jak wypadnie podczas prezentacji, zależała jej dalsza kariera. Wprawdzie nikt wprost nie mówił o konsekwencjach porażki, lecz wnioski nasuwały się same. Jednocześnie zastanawiała się, jak bardzo sukces wpłynie na kwestię obsadzenia stanowisk kierowniczych. Paulina nie ukrywała przed przełożonymi, że jest gotowa na milowy krok. Nie bała się odpowiedzialności, potrafiła zarządzać zespołem, miała wiedzę, umiejętności oraz doświadczenie. Z takimi papierami tylko głupiec wahałby się na nią postawić.
– Nareszcie jesteś! – zawołała żywiołowo Kinga, gdy Paula pojawiła się w open spasie.
Oczy zgromadzonych natychmiast zwróciły się ku wchodzącej. Niektórzy patrzyli na nią znacząco, inni podszeptywali coś na ucho sąsiadom i tylko gdzieniegdzie pojawiły się życzliwe uśmiechy.
Paulina podążyła ku przyjaciółce.
– Pomożesz mi? – spytała ściszonym głosem. – Zaspałam i nie zdążyłam zrobić makijażu.
Kinga popatrzyła na nią oceniająco. Owszem, Paulina wyglądała nieco inaczej bez zwyczajowego make-upu, ale jego brak tylko podkreślał urodę, wydawała się młodsza, co dodawało jej uroku.
– Ale chyba nie mamy na to czasu. – Kinga zerknęła na zegarek. – Zaraz zaczyna się spotkanie.
– Niemożliwe. Jeszcze nie ma dziesiątej.
– Nie dostałaś maila z przesunięciem godziny? Rokicki wysyłał wiadomość wczesnym rankiem.
Serce Pauliny o mało nie wyskoczyło z piersi. Po przebudzeniu i skonstatowaniu, że nie wyszła do pracy o zaplanowanej porze, nie zajrzała na służbową skrzynkę pocztową. Ograniczyła się do zapisania zmian w prezentacji, po czym… Krew w żyłach kobiety zaczęła krążyć coraz szybciej. Za żadne skarby świata nie potrafiła przypomnieć sobie, czy rzeczywiście ich dokonała.
– Lepiej idź do salki konferencyjnej. Wszyscy już na ciebie czekają – poradziła Kinga.
– Amerykanie już przyszli? – Paula przygryzła ze zdenerwowania wargę. Najchętniej zaczęłaby ten dzień od nowa, bez błędów i niepotrzebnego pośpiechu. Niestety nie dało się cofnąć czasu choćby o chwilę.
– Jeszcze nie, ale twoja nieobecność za moment może stać się zbyt widoczna.
Paulina przyznała przyjaciółce rację. Była główną prelegentką i nie mogła zawieść.
– Życz mi szczęścia – westchnęła.
– Będę mocno trzymać kciuki. – Podekscytowana Kinga zmierzała z Paulą w kierunku pomieszczeń reprezentacyjnych firmy. Jako asystentka prezesa również miała uczestniczyć w kluczowym dla rozwoju przedsiębiorstwa spotkaniu. Jej rola sprowadzała się jednak jedynie do zaparzenia kawy oraz przyniesienia poczęstunku. Choć rozległe kompetencje predysponowały ją do znacznie bardziej odpowiedzialnych zadań, szef wciąż nie dostrzegał tkwiącego w Kindze potencjału.
Paulina odetchnęła głęboko. Wszelkie przeciwności losu sprzysięgły się przeciwko niej, lecz ani myślała się poddawać. Nieraz stawała przed, zdawałoby się, niemożliwym, a mimo to wychodziła obronną ręką z każdej sytuacji. Dziś również zrobi użytek z nabywanej przez lata pewności siebie i udowodni każdemu, kto wątpił w jej umiejętności, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
A potem, kto wie, może zostanie doceniona na tyle, by przełożeni wzięli pod uwagę jej kandydaturę nie tylko podczas rozdzielania należnych premii, ale, co znacznie ważniejsze, przy obsadzaniu najważniejszych stanowisk.
Rozdział 2
Boże Narodzenie jest konieczne. Potrzebujemy co najmniej jednego dnia w roku, aby przypomniał nam, że świat nie kręci się tylko wokół nas.
Eric Sevareid
Paulina niewiele pamiętała z wydarzeń ostatnich kilku godzin. Kiedy za Kingą, która przyniosła na tacy filiżanki kawy dla szefostwa oraz gości, zamknęły się drzwi i prezes oddał jej głos, wszystko zlało się w jedno. Zdaniem Rokickiego, prezentacja wypadła znakomicie. Pracownica była świetnie przygotowana do wystąpienia, a i na pytania klientów odpowiadała bez zbędnego zastanowienia. Jej wnioski i konkluzje okazywały się na tyle trafne, że Amerykanie nie znajdowali żadnego punktu zaczepienia, który mógłby okazać się kością niezgody w negocjowanej umowie.
Około południa zmęczona, ale szczęśliwa Paulina wyszła z sali konferencyjnej na korytarz, gdzie na rezultat rozmów w napięciu czekała Kinga.
– No i? – spytała jedynie, na co Kaszyńska lekko się uśmiechnęła.
To wystarczyło, by przyjaciółka zapiszczała z radości. Rzuciła się na wyzutą z energii Paulę, po czym wyściskała najmocniej, jak potrafiła.
– Wiedziałam, że tak będzie! Nikt inny, oprócz ciebie, nie dałby rady.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mam to już za sobą.
Paulina wiele dałaby za chwilę oddechu. Nie minął jednak kwadrans, a pomyślne wieści rozeszły się po biurze i musiała przyjmować dziesiątki gratulacji. Niektóre wydawały się szczere, niemniej nie brakowało również podszytych zawiścią oraz zazdrością słów. W korporacyjnej codzienności podobne zachowania należały do normalności, więc Paula niespecjalnie dziwiła się brakiem entuzjazmu współpracowników. Wszak wielu chciałoby znaleźć się na jej miejscu nie tylko ze względu na gratyfikacje pieniężne. Doskonale zdawali sobie bowiem sprawę, że podpisanie kontraktu z Amerykanami wzmocni pozycję Pauliny, a tym samym osłabi ich własną.
Świętowanie trwało w najlepsze, gdy do wyraźnie rozluźnionego zespołu dołączyli kierownicy. Po powrocie z obiadu, na który prezes zaprosił obcokrajowców, do biura, wśród burzy braw, dołączył Rokicki.
– Dzisiaj mamy powody do dumy – powiedział na wstępie. – Dzięki ciężkiej pracy jesteśmy na najlepszej drodze do sukcesu. Włożyliście mnóstwo sił w przygotowanie najważniejszego w historii firmy projektu. Wam wszystkim i każdemu z osobna należą się wielkie podziękowania.
– Brawo! – krzyknął ktoś z tłumu.
– Jednak największe wyrazy wdzięczności pragnę skierować w stronę pani Pauliny Kaszyńskiej, bez której nie zdołalibyśmy wyjść z batalii zwycięsko.
Paulina stała gdzieś z boku w towarzystwie Kingi. Kiedy z ust szefa padło jej nazwisko, została wypchnięta przez przyjaciółkę na środek pomieszczenia. W odpowiedzi główna prelegentka zgromiła ją wzrokiem.
– Poświęcenie pani Pauliny i jej niebywała intuicja sprawiły, że tegoroczny grudzień zapisze się złotymi zgłoskami w historii naszej firmy, dlatego z niebywałą przyjemnością pragnę ogłosić, iż…
Przemówienie prezesa przerwał dźwięk przychodzącego połączenia. Paulina z dzwoniącym aparatem w dłoni zarumieniła się ze wstydu. W tej samej sekundzie uświadomiła sobie, że zapomniała o wyciszeniu urządzenia. Pamiętała o tym przed wejściem do sali konferencyjnej, ale zamieszanie związane z przesunięciem godziny spotkania, skutecznie wybiło jej z głowy przyziemne sprawy. Teraz w duchu dziękowała opatrzności, że nikt nie zadzwonił do niej podczas prezentacji.
W pośpiechu nacisnęła czerwoną słuchawkę, nie spoglądając nawet na numer dzwoniącego.
– Przepraszam – mruknęła niewyraźnie.
Rokicki nie poczuł się dotknięty. Już otwierał usta, by kontynuować wystąpienie, gdy telefon zadzwonił po raz drugi. Spłoszona Paulina odruchowo zerknęła na wyświetlacz i zamarła. Dzwonili z przedszkola, a ona znajdowała się pod ostrzałem niezliczonej ilości par oczu! Opiekunki nigdy nie naruszały prywatnego czasu rodziców. Jeśli jednak się na to decydowały, musiały mieć poważny powód.
– Może to coś ważnego i warto odebrać? – spytał Rokicki, wywołując rozbawienie części pracowników.
– Później oddzwonię – odparła speszona Paula. – Jeszcze raz przepraszam.
Telefon odezwał się po raz kolejny.
Paulina uśmiechnęła się przepraszająco i wycofała się z otaczającego ją i prezesa kręgu, po czym skierowała w stronę toalety. W międzyczasie odebrała połączenie.
– Słucham? – odezwała się nerwowo, zamknąwszy za sobą drzwi.
– Pani Paulina Kaszyńska? – Opiekunka grupy odetchnęła z ulgą. Pani dyrektor przed paroma minutami nakazała skontaktować się z matką dziewczynki, a ta uparcie nie odbierała. Owszem, przedszkolanki wiedziały, że kobieta jest zapracowana, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, iż babcia z dziadkiem częściej odbierali małą, niemniej w niektórych sytuacjach wypadałoby odłożyć obowiązki na bok i zająć się dzieckiem.
– Tak, o co chodzi? Stało się coś złego z Laurą? Jest chora?
– Nie, proszę się nie denerwować. Nic jej nie dolega.
– W takim razie dlaczego pani dzwoni i zajmuje mój czas? Skoro Laura ma się dobrze…
– Właśnie o to się rozchodzi, że z małą nie jest najlepiej – wtrąciła niepewnie rozmówczyni. – Sytuacja wydaje się na tyle poważna, że pani dyrektor poprosiła o kontakt z panią. Jest pani już może w drodze do przedszkola?
Paulina nie kryła zdziwienia. Zwykle to jej mama albo ojciec odbierali wnuczkę, bo ona nie mogła wyrwać się przed siedemnastą z pracy. Dopiero po dwudziestej – o ile w biurze nie czekały do wykonania pilne sprawy – zjawiała się w domu rodziców i zabierała Laurę do domu. O tej porze mała zazwyczaj już spała. Paula widziała w oczach mamy zniecierpliwienie za każdym razem, kiedy musiała budzić córeczkę, aby przetransportować ją do samochodu. Wielokrotnie prosiła, by wnuczka mogła zostać u nich na noc, ale Paulina ostro się temu sprzeciwiała. Miejsce dziecka było przy matce, nawet jeśli ich wspólne chwile należały do rzadkości.
Od kilku dni nie mogła jednak korzystać z pomocy rodziców. Tydzień wcześniej wylecieli do Kanady, do brata mamy. Rodzeństwo nie widziało się od lat, a wujek niejeden raz zapraszał do siebie na dłużej. Teraz gdy mama i tata byli już na emeryturze, mogli w końcu wybrać się w odwiedziny. Paulina musiała wobec tego skorzystać z usług agencji. Zatrudniona przez nią profesjonalna opiekunka miała odbierać Laurę z przedszkola i zajmować się nią do powrotu matki.
– Nie rozumiem. Przecież nie minęła jeszcze pora odbioru dzieci. Poza tym zostawiłam państwu numer telefonu do opiekunki Laury. Do niej w pierwszej kolejności powinniście dzwonić.
– Pani Paulino, chyba zaszło jakieś nieporozumienie. Dwa tygodnie temu rozesłaliśmy informację o dzisiejszych jasełkach z prośbą o przygotowanie strojów dla dzieci oraz punktualne przybycie. Laura bardzo się zdenerwowała, że pani nie ma. Ponoć obiecywała pani przyjść na przedstawienie.
Choć wysilała umysł, Paula nie zdołała przypomnieć sobie podobnej rozmowy. Laura miała bujną wyobraźnię, więc bardzo prawdopodobne, że na poczekaniu opowiedziała przedszkolankom o sytuacji, do której nigdy nie doszło.
– Przedstawienie już się skończyło, ale Laura nadal jest niespokojna. Bardzo proszę, żeby pani przyjechała.
Przyjechać? Teraz? Kaszyńska pokręciła głową. Właśnie świętowała największy w karierze sukces. Z ogromnymi nadziejami czekała na słowa prezesa wychwalającego jej zaangażowanie w projekt. Miałaby wyjść z biura w środku dnia i nie usłyszeć, co przełożony ma do powiedzenia?
– Jak już wcześniej wspomniałam, Laurę odbiera opiekunka…
– Owszem, niemniej w tej sytuacji niezbędna jest pani obecność jako matki – wtrąciła pedagożka nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Naraz Paulina poczuła się jak mała dziewczynka, którą należy skarcić za niewłaściwe zachowanie. Wszak to córka powinna znajdować się na pierwszym miejscu, tymczasem praca zajmowała całą uwagę kobiety.
– Postaram się dojechać jak najszybciej – mruknęła jedynie, po czym zakończyła połączenie.
Rokicki zdziwił się, słysząc prośbę Pauliny o wcześniejsze wyjście z biura. Zwłaszcza w takim dniu należał jej się poklask ze strony koleżanek oraz kolegów. Sądził, że pilna i obowiązkowa podwładna zostanie w firmie do późnych godzin popołudniowych, aby w szczegółach omówić zasady przyszłej współpracy.
Kiedy jednak wyjaśniła, że chodzi o dziecko, powiedział, że w zasadzie nie jest już dzisiaj potrzebna i w spokoju może zająć się córką. Jako ojciec krnąbrnej nastolatki doskonale wiedział, jak ważne jest zainteresowanie rodziców.
Paulina wsiadła do samochodu. Zadzwoniła do opiekunki, aby odwołać jej dzisiejszą wizytę. Kobieta nie była zachwycona. Twierdziła, że to nieodpowiedzialne zwalniać ją z obowiązków za pięć dwunasta, kiedy ma już ustalony grafik dnia. Paulina nie odpowiedziała. Dotąd dogadywała się z nią bez trudu, tymczasem okazywało się, że i renomowana wychowawczyni może mieć sporo za uszami.
Ruch na drogach znacznie zelżał, więc w ciągu niespełna pół godziny dotarła do prywatnego przedszkola znajdującego się w zacisznym rejonie Mokotowa. Zatrzymała auto na jednym z dziesiątek wolnych miejsc z cichą nadzieją, że obejdzie się bez pretensji ze strony opiekunek. Wszak każdego miesiąca płaciła niemałe czesne.
Laura siedziała w kącie sali i nie odzywała się do nikogo. W przepięknym stroju aniołka ściskała pluszowego misia i nie dawała się namówić na zabawę z rówieśnikami.
Paulina przyglądała się jej z niepokojem. Nie była bowiem w stanie przypomnieć sobie, żeby kupowała córce przebranie na jasełka. Najpewniej rodzice jeszcze przed wyjazdem zadbali o odpowiedni strój dla wnuczki, bo doskonale wiedzieli, że w ferworze przygotowań do spotkania z klientami córka nie znajdzie na to czasu.
I znów poczuła ukłucie w dołku. Przecież do niej należało dbanie o potrzeby dziecka.
Przebrana w sukienkę Laura usadowiła się w samochodowym foteliku. Od wyjścia z przedszkola nie odezwała się do matki słowem, choć zwykle nie zamykała się jej buzia. Paulina doszła do wniosku, że to rodzaj kary, jaki dziewczynka zastosowała wobec nieobecnej na przedstawieniu matki.
– Skarbeczku, nie bocz się na mamę – rzekła czule, gdy włączyła się do ruchu i skierowała w stronę domu. – Naprawdę nie mogłam przyjechać na jasełka. Wiesz, że miałam dzisiaj bardzo ważne spotkanie? – dodała, lecz nie doczekała się odpowiedzi. Brnęła więc dalej. – Obiecuję, że wszystko ci wynagrodzę. Może pojedziemy do galerii handlowej i kupimy prezenty pod choinkę? Przecież święta już niedługo.
Była pewna, że propozycją zakupów zdoła ugłaskać Laurę, ale ta zdenerwowała się jeszcze bardziej.
– Prezenty przynosi Święty Mikołaj! To nie wiesz? I nie chcę nigdzie z tobą jechać. – Laura odwróciła głowę do okna.
– To może masz ochotę na gorącą czekoladę? Bardzo ją lubisz.
– Nie dzisiaj – oznajmiła dziewczynka.
Sytuacja wyglądała na poważną, skoro Laura odmawiała ulubionego przysmaku.
– Laurko, gdybym znalazła czas, nie przepuściłabym okazji, żeby zobaczyć cię jako aniołka. Ale dzisiaj to było niemożliwe. Mamusia musi zarabiać pieniążki na jedzenie i zabawki. Tłumaczyłam ci to nie raz.
– Inne mamusie i tatusiowie też chodzą do pracy, a przyszli na jasełka. Tylko ciebie zabrakło! – powiedział przedszkolak z wyrzutem. – Obiecałaś, że będziesz!
Paulina zacisnęła zęby. Córka mogła mieć uzasadnione pretensje, jednak ostatnie zdanie wytrąciło kobietę z równowagi.
– Proszę cię, córeczko, nie kłam. Niczego nie obiecywałam.
Laura wygięła usta w podkówkę.
– Wcale nie kłamię! Rano powiedziałaś, że wiesz jaki jest dzisiaj dzień!
Ach! Paula cicho westchnęła. Mała miała rację. Tyle że w tamtej chwili Paulina bez większego namysłu powiedziała to, co pięciolatka chciała usłyszeć. A później nie przywiązywała do swoich słów większej wagi. Zajęta czekającym ją wyzwaniem, puściła w niepamięć rozmowę z córką.
Laura nie zapomniała. Tak rzadko przebywała z mamą, że chwile z nią uważała za cenne i warte zapamiętania. Z tego powodu nie mogła się doczekać, aż mama zasiądzie w gronie innych rodziców i w całości skupi się na niej, nie na pracy. Niestety jej dziecięce marzenie się nie spełniło. Przeznaczone dla rodzicielki krzesło pozostało puste.
– Przepraszam, myszko – odezwała się Paulina cichym głosem.
– To nie wystarczy. Przez ciebie zabolało mnie o, tu. – Dziewczynka wskazała gdzieś w okolicach żołądka. – Babcia mówiła, że jak ktoś nie dotrzymuje obietnic, to może mnie zaboleć serduszko. I ja tak bardzo czekałam na jasełka, bo chciałam ci pokazać, czego się nauczyłam.
Paulina otarła z policzka łzę wzruszenia. Przejmujący głosik Laury dotykał ją do żywego. Z drugiej strony wiedziała, że nawet gdyby miała świadomość, co wydarzy się w przedszkolu, nie dałaby rady pojawić się na przedstawieniu. Spotkanie z Amerykanami od dawna traktowała priorytetowo. I mimo całej miłości do dziecka, nie przekreśliłaby szansy na rozwój kariery.
Ciąg dalszy w wersji pełnej