Piekielna paczka - Czoik Sandra - ebook + książka

Piekielna paczka ebook

Czoik Sandra

3,7

Opis

Estera wiedzie spokojne i szczęśliwe życie, do czasu, gdy w nocnym klubie otrzymuje tajemniczą paczkę z napisem: „Wszystkiego najlepszego”. W środku znajduje płytę z makabrycznym nagraniem. Dziewczyna musi stanąć do gry z psychopatą. Gry, w której stawką jest ludzkie życie. Czas na beztroskę się skończył. Zaczynamy odliczanie…

Sandra Czoik napisała niezwykle intrygujący thriller pełen emocji, niespodzianek i zwrotów akcji. Charyzmatyczne postacie, wielowątkowość historii i nieszablonowa fabuła sprawią, że długo nie będziecie mogli zapomnieć o tej historii. Nadchodzi Piekielna paczka, czy odważysz się ją otworzyć? - Polecam, Justyna Leśniewicz

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 594

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (34 oceny)
15
6
4
5
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ziabunia83

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca, świetnie się czyta!
00
ska77

Nie polecam

Nie no...po prostu nie. Nie lubię pisać nieprzychylnych recenzji, tu jednak inaczej się nie da. Książka nie powinna być opisana jako "thriller, sensacja, horror" lecz "dla dzieci i młodzieży". Dopóki nie dobrnęłam do podziękowań, byłam pewna, że autorka jest nastolatką. Dialogi na poziomie gimnazjalnego opowiadania, zdarzenia niekiedy tak nieprawdopodobne (samolot!), że zakrawają na fantastykę a motyw wszystkich wydarzeń wyskakuje jak Filip z konopii. Jeżeli autorka darowałaby sobie wątek "kryminalny" i wycięła połowę stron, mogłoby być z tego całkiem zgrabne opowiadanie o młodzieżowych miłostkach. Myślę, że książka może się spodobać młodszym czytelnikom. Niestety, nie jest dla mnie.
00
mocca62

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo udany debiut, przy którym miło spędziłam czas. Ciekawy pomysł na poprowadzenie akcji i świetnie wykreowani bohaterowie, z którymi łapie się nić porozumienia już od pierwszej strony. Gorąco polecam :)
00
Kathy_W

Dobrze spędzony czas

Nim sięgnęłam po "Piekielną paczkę" miałam okazję zapoznać się z innymi tekstami Sandry Czoik, między innymi w antologii grupy literackiej Piórem Czarownic, czy na platformie Wattpad. Widziałam już mniej więcej czego mogę się spodziewać, jeśli chodzi o sposób opowiadani, choć wiadomo, że autorka mogła mnie czymś zaskoczyć. Nim "Piekielna paczka" ujrzała światło dzienne w formie drukowanej, minęło trochę czasu, styl autorki ewoluował, więc w pewien sposób czytanie było swoistym spojrzeniem w przeszłość. *** Estera wiedzie poukładane życie typowej nastolatki. Ma niewielkie grono zaufanych przyjaciół: Wiktorię i Fabiana oraz szczęśliwą rodzinę. W dniu urodzin wybiera się z paczką do klubu, który intrygował ją od dawna. Jednak ten wypad nie przebiega tak jak to sobie bohaterowie wyobrażali. A w chwili, gdy do rąk Estery trafia adresowana do niej tajemnicza paczka zmienia się dosłownie wszystko. Pęka bezpieczna bańka, w której do tej pory egzystowała dziewczyna i nadchodzi czas niebezpiec...
00
kasienkaxox96

Nie oderwiesz się od lektury

Świetny debiut
00

Popularność




Sandra Czoik – za dnia matka, żona i miłośniczka zwierząt. Nocą wielbicielka mrocznych książek, filmów, seriali i ciemnych stron życia. Zakochana w muzyce, nie wyobraża sobie bez niej życia, chociaż nie potrafi grać na żadnym instrumencie. Pisanie pochłania ją bez reszty. Uwielbia wsiąkać w wykreowany świat i nie reagować na zewnętrznebodźce.

Copyright © by Sandra Czoik, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja: Aneta Grabowska

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcia na okładce: unsplash

Projekt okładki: Justyna Sieprawska

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek

Ilustracje wewnątrz książki: © by OpenClipart-Vectors z Pixabay

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-66754-93-5

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 37

Rozdział 38

Epilog

Dodatki

Podziękowania

Dla Kasi, Marysi i Karoliny W.

Niebezpieczna zabawa z psychopatą, który zdaje się znać każdy twój ruch. Potwór wytypował kolejne ofiary, dając ci szansę je uratować. Wyłącznie od ciebie zależy, czy przeżyją. Zagrasz? Ja spróbowałam i przepadłam bez reszty. Polecam na chłodne, mroczne wieczory. Szybsze bicie serca gwarantowane!

D. B. Foryś, autorka cyklu „TessaBrown”

„Piekielna Paczka” to opowieść, która od pierwszych stron trzyma w napięciu i nie pozwala oderwać się od lektury nawet na chwilę. Zagadki czają się tam na każdym kroku, a stawka, o jaką grają główni bohaterzy, sprawia, że tętno przyspiesza i pojawia się dreszcz przerażenia. Postacie zapadają w pamięć na długo, każdy tu znajdzie kogoś, komu będzie kibicować. Bardzo polecamy tę lekturę! Emocje nie opuszczą was do samego końca i jeszcze długo ponim!

Piórem Czarownic

Trzymający w napięciu i pełen akcji thriller. Strach to jedyne uczucie, które towarzyszy Esterze, głównej bohaterce, po otwarciu tajemniczej paczki urodzinowej. Od tego momentu dziewczyna podejmuje decyzje, które wpływają nie tylko na nią, jej rodzinę i bliskich, a także na obce osoby – zwłaszcza te, które musi uratować. Jeśli zaufa nieodpowiednim ludziom, straci wszystko, w tym miłość. Wybory, jakich dokona, pozostawią na jej psychice ślady do końca życia. Gorącopolecam!

Katarzyna Garczyk, autorka książki „Ostatnioddech”

Prolog

Kończy mi się czas i zdaję sobie z tego sprawę. Jeśli nie odnajdę dziewczyny z pierwszego zdjęcia, podzieli ona losy tych zpłyty.

Przede mną leży kolejna paczka, napis na niej głosi: To ostatnia podpowiedź. Boję się ją otworzyć. Nie wiem, co tym razem zastanę w środku. Może to być zwykła kartka, ale równie dobrze zabity kot.

Ukradkiem pociągam nosem, starając się wyłapać, czy nie śmierdzi. Brak smrodu wydaje się dobrym znakiem, ale nie mogę wykluczyć tego, że po prostu jest dobrzezamaskowany.

Gram w chorą grę, którą muszę wygrać. Nie wiem, dlaczego to ja zostałam wybrana do tej roli, ale nie mogę się wycofać. Stawka jest zbytwysoka.

W końcu zbieram całą odwagę, przypominając sobie, że ta dziewczyna gdzieś tam jest, nieświadoma tego, że jeśli jej nie odnajdę, zagra pierwszoplanową rolę w horrorze. Biorę do ręki scyzoryk i wbijam go delikatnie w taśmę, która ochrania pudełko przed rozpakowaniem. Zamykam oczy, wiedząc, że jeśli je otworzę, mogę ujrzeć coś, czego nigdy nie chciałabym zobaczyć. Głęboki wdech i wydech. Otwieram je, a po sekundzie zamykam z powrotem. Zdecydowanie nie chciałam tegozobaczyć.

Mam ochotę po raz kolejny się poddać. Chociaż przez chwilę wyobrazić sobie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Jednak pudełko jest prawdziwe, tak samo jak znajdujący się w nim palec i mała kartka z podpowiedzią:

Jejzawód.

Rozdział 1

Przeciągam czarnym tuszem po rzęsach, a następnie przeczesuję długie, ciemnobrązowe włosy. Spinam je w wysoki kucyk za pomocą niebieskiej gumki. Gotowa przechodzę z łazienki do pokoju i rozglądam się po wnętrzu, szukająctelefonu.

W końcu odnajduję go po przekopaniu pościeli w kościotrupy. Zwinnym ruchem odblokowuję ekran, a wtedy zalewa mnie fala powiadomień. Setka znajomych na tablicy facebookowej życzy mi wszystkiego najlepszego, a co niektórzy dodają do tego moje przypałowe zdjęcia – szkoda tylko, że pamiętają o mnie jedynie tego dnia, kiedy im Facebook przypomina.

Dobra, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Z trudem odrywam się od urządzenia i z szerokim uśmiechem na twarzy opuszczam mójpokój.

Zbiegam po drewnianych schodach, cicho pogwizdując, i czuję, że to będzie dobry dzień. Przechodzę przez długi korytarz, stąpając po przyjemnie ciepłej podłodze. Spoglądam kątem oka na zawieszone zdjęcie, które przedstawia mnie, rodziców i starszą ode mnie siostrę. Zostało zrobione dokładnie rok temu, a ja dziś, tak jak wtedy, jestem cholernieszczęśliwa.

Przekraczam próg kuchni, a wtedy jak na komendę od stołu wstają trzy osoby. Wszyscy uśmiechnięci zaczynają śpiewać Sto lat, a ja po prostu stoję, czując, jak ogarnia mnie wzruszenie. Mama podchodzi do mnie, trzymając w dłoniach tort, na którym palą się dwie świeczki. W myślach wymawiam życzenie. Zdmuchuję jednocześnie jedynkę isiódemkę.

– Siadaj, skarbie. Najpierw śniadanie, potem tort i prezenty – mówi moja mama i uśmiecha się promiennie.

Siadam na brązowym, drewnianym taborecie przy stole. Biorę do ręki talerzyk, a następnie nakładam sobie solidną porcję jajecznicy. Największym plusem w moim życiu jest dobra przemiana materii, gdyby nie ona, już dawno nie mieściłabym się wdrzwiach.

– Jakie masz plany na dziś? – wtrąca tata, przeżuwając kromkę zmasłem.

Piję porzeczkowy sok, nie odpowiadając. Wiem, że się domyśli, ale mam nadzieję, że tym razem odpuści. Nie cierpi mojego najlepszego przyjaciela Fabiana, argumentując zawsze, że źle mu z oczu patrzy.

Spoglądam na niego, a ten wzdycha i kręcigłową.

– Dziś ci odpuszczę, ale chyba nie podjedzie po ciebie na tej śmiercionośnejmaszynie?

– Tato! – piszczę, udając oburzenie, a ten, jakby nigdy nic, unosi dłonie w geściekapitulacji.

Śmiercionośna maszyna, czyli motocykl, to jedyne, czym przemieszcza się mójprzyjaciel.

– Wiktoria też będzie? – pyta mama i posyła mi rozbawionespojrzenie.

Doskonale zdaje sobie sprawę, jaka jest moja przyjaciółka, i darzy ją ogromną sympatią, ale Wiktoria i Fabian w jednym pomieszczeniu to mieszankawybuchowa.

– Będzie – odpowiadam krótko, wiedząc, że ten dzień będzieciekawy.

– Nie pozabijają się? – dopytuje, pewnie w myślach przywołując jedną z ich kłótni, których było naprawdęwiele.

– Oby nie. – Śmiejęsię.

Kończę jeść i spoglądam na cichą Laurę, która zwykle dużo nadaje. Patrzy nieobecnym wzrokiem za okno, a na jej ustach widnieje dziwny uśmiech. Gdybym jej nie znała, pomyślałabym, że jest psychopatką mordującą małekoty.

– Ziemia do Laury! – Macham jej dłońmi przed twarzą, a ta dwukrotnie mruga, spoglądając na mnie swoimi jasnoniebieskimi oczami.

Co ciekawe, zawsze jej ich zazdrościłam. Moje piwne nie umywają się do tych, które ona odziedziczyła poprababci.

– Żyję, zamyśliłam się. – Wystawia mi język, po czym bierze talerz i odstawia go do zmywarki.

Robię to samo i korzystając z tego, że rodzice nas nie usłyszą, nachylam się do jej ucha, zbierając się na odwagę, by o coś poprosić. Z każdym moim słowem jej oczy robią się coraz większe, a usta zaciskają się w wąską linię. W końcu spogląda na mnie, a jej wzrok jasno mówi: „Nie ma mowy”. Ciągnę ją za rękę, niemo błagając, na co ona w odpowiedzi przewraca oczami i pokazuje mi środkowy palec. Ot, siostrzanamiłość.

– Czas na prezenty! – woła mama, klaszcząc wdłonie.

Podchodzę do niej, a do moich rąk trafia malutkie pudełeczko. Z ekscytacją je otwieram, odnajdując w środku wymarzony prezent. Hip-hopowe płyty to właśnie to, o czym marzyłam. Dodatkowo na każdej z nich znajduję autograf. Mogę umierać. Piszczę i rzucam się na mamę, zastanawiając się, jak udało się jej to załatwić. O ile zdobycie jednego czy dwóch autografów nie sprawiłoby aż takiego problemu, to jednak siedmiu wydaje się nieco kłopotliwe. Musiała siępostarać.

– Ja mam dla ciebie osobny prezent – mówi tata, a do moich dłoni trafiakoperta.

Delikatnie ją otwieram, a kiedy w środku odnajduję bon dla trzech osób na pobyt w przytulnym domku nad urokliwym jeziorem, ponownie piszczę. Przytulam ich oboje i wtedy Laura poważnym głosem oświadcza, że prezent od niej znajduje się w moim pokoju. Już mam zamiar wystartować, ale mama przypomina mi o torcie. Posłusznie siadam i pałaszując go, niecierpliwie ruszam w powietrzu nogami. Kiedy w końcu talerzyk jest pusty, wstaję, udając się na poszukiwanie podarku. Nie mam pojęcia, gdzie może się znajdować, skoro nie zauważyłam go wcześniej, a jak zeszłam do kuchni, moja siostra już tubyła.

Kocham niespodzianki, jednak tylko pod warunkiem, że są naprawdę niespodziewane. Kiedy słyszę coś w stylu: „Mam dla ciebie prezent, ale to niespodzianka”, cholernie się irytuję. Wtedy chciałabym wiedzieć już. Teraz.

Dopadam do zielonej oazy, jak rodzice nazywają mój pokój, i z ekscytacją przekopuję pościel oraz szuflady. Nigdzie nic nie ma. Na moment zamyślam się, drapiąc się po brodzie, a wtedy mój wzrok pada na stojącą na parapecie doniczkę, w której znajdują się sztuczne kwiaty. Z szerokim uśmiechem wyciągam je i dzięki temu moim oczom ukazują się trzy fałszywe dowody. Podekscytowana piszczę, ciesząc się jak nienormalna. Chwilę wcześniej prosiłam siostrę o załatwienie ich, a tu proszę! Już teraz są w moich dłoniach. Fabian i Wika sięucieszą!

Od paru miesięcy planowaliśmy wypad do Piekiełka, czyli nocnego klubu, który jednak wyróżnia się na tle innych. Ma bowiem wystrój rodem z horroru, a zabawa w nim powoduje niemały dreszczyk emocji. Idealne klimaty dla mnie – będąc kiedyś w domu strachu, myślałam, że sięzanudzę.

Mam nadzieję, że Piekiełko będzie o niebolepsze.

Nie wiem konkretnie, co dzieje się w tym klubie, ponieważ każdy, kto tam był, milczy jak zaklęty. Słyszałam pogłoski, że uczestnicy podpisują klauzulę poufności, a żeby się tam dostać, trzeba zostać wytypowanym.

Jednym słowem dowód osobisty to nawet nie jest połowa sukcesu. Musimy wymyślić dobry plan, aby to właśnie naswpuszczono.

– I jak? Podoba się prezent? – pyta Laura, opierając się o futrynę, a kosmyk blond włosów opada jej naoko.

Posyłam jej szczery uśmiech i z prędkością błyskawicy znajduję się przy niej, mocno tuląc chuderlaweciało.

– Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! – krzyczę podekscytowana, nie zwracając uwagi na wyrywanie się siostry, którą najpewniej za mocnościskam.

– Pu-ść – syczy ostatkiem sił, wbijając mi palce wżebra.

– Wybacz! – Odsuwam się na bezpieczną odległość, unoszącdłonie.

Laura przewraca oczami i wychodzi z pokoju, podśmiewując się pod nosem.

Rzucam się na łóżko i odblokowuję ekran telefonu, przyciskając do piersi trzy dowody. Wybieram na Messengerze połączenie głosowe na naszej minigrupce. Kiedy dostrzegam dwie pary oczu, przybliżam przedmioty do kamery, a wtedy po drugiej stronie słyszę okrzykiradości.

***

– Co robimy? – pytam, stojąc w parku i zajadając się hot-dogiem. Spoglądam na przyjaciół, którzy już są po dwóch kłótniach i z grobową ciszą wpatrują się w brudny betonowy chodnik. – No dajcie spokój, dziś są moje urodziny – jęczę, przeciągając ostatnie słowo. – A jeszcze nie obmyśliliśmy planu, jak się dostać do Piekiełka.

Wgryzam się kolejny raz w gorącą parówkę, kiedy czuję dużą dłoń na swoim kolanie.

Spoglądam na Fabiana i unoszę brew w niemym pytaniu.

– Wiesz, maleńka, pozbądźmy się balastu – szepcze, kiwając głową na Wiktorię, a ta, udając, że tego nie słyszy, zaciska pięści. – Wtedy obiecuję, to będzie niezapomniana noc. – Posyła mi TEN swój uśmiech, po którym ponoć miękną dziewczynom nogi, jednak jedyna reakcja, na jaką mnie stać, to głośny śmiech.

Ten jednak, niezrażony moją wesołością, kąsa mnie w ucho, a ja zastanawiam się, czy na pewno wszystko z nim w porządku. Wiktoria nie wytrzymuje ignorowania i nachyla się, udając, że jej niedobrze.

– Czyżbyś była zazdrosna? – pyta Fabian, przyciągając mnie ramieniem do siebie, a ja przez to muszę przyznać, że te jego perfumy to jednak powalają. Nie żebym wcześniej ich nie czuła, ale z takiej odległości wyczuwa się je zdecydowanie bardziej. – Wikusiu – szepcze, puszczając jej oczko, a ta zdenerwowana wstaje.

– Słuchaj, pacanie, nie irytuj mnie, bo ci przylutuję, a wtedy urodziny Estery spędzisz w prawdziwym piekle – fuka, wywołując tym u Fabiana wybuch gromkiego śmiechu.

Po dziesięciu minutach, kiedy śmiech chłopaka już dawno umilkł i pozostała jedynie cisza, postanawiam się odezwać.

– Już, dzieciaczki? Czas ucieka! – krzyczę, zeskakując z ławki, i rozglądam się na boki. – Musimy obmyślić strategię – dodaję, zataczając dłonią koło i znacznie się garbiąc. – Uda nam się. Wierzę w to!

Zauważam, że przypatruje mi się starsza pani, więc uspokajam się i z szerokim uśmiechem mówię jej „dzień dobry”, na co odwraca wzrok.

– Dobra, mam plan – oznajmia Wiktoria, zacierając ręce i przywdziewając na twarz tajemniczy uśmieszek.

Nie wiem dlaczego, ale już zaczynam się gobać.

***

– Jeszcze raz. Gdzie idziecie i dlaczego jesteś przebrana za kota? – pyta mama, kładąc dłonie na biodrach i wyczuwając, że coś kręcę.

– Mamo, idę do Wiktorii. Zaprosiła parę osób i wymyśliliśmy, że się poprzebieramy – tłumaczę, mając nadzieję, że moje kłamstwo nie wyjdzie na jaw.

– Laura cię zawiezie, tak?

– Tak. Mogę już iść? – proszę, robiąc najsłodsze oczy, jakie potrafię.

Dzięki nim moja matula się zgadza. Podekscytowana odbębniam taniec szczęścia, a kiedy dostrzegam Laurę, popycham ją na zewnątrz.

– Szybciej! – piszczę, a ona oczywiście na złość zapiera się nogami. – Błagam!

Śmieję się i widząc, że prośby nie działają, gilgotam ją po boczkach, a ta, rozbawiona, w końcu rusza. Pakujemy się razem dosamochodu.

Kiedy zanurzam ciało w obitym skórą fotelu, czuję, jak przyjemne dreszcze lokują się w moim brzuchu. Im bliżej celu, tym bardziej się nasilają. W końcu docieramy pod klub. Wysiadam ekspresowo, niemal od razu dostrzegając wystrojoną w sukienkę Wikę i stojącego obok niej chłopaka z maską. Idealnie.

Nie mówiąc nic, razem ruszamy do bramek, przy których nie czeka nikt. Stajemy przed wysokim ochroniarzem. Mierzy nas pełnym politowania wzrokiem i przegania machnięciem dłoni.

– Słyszałam, że nudne ekipy nie mają tu wstępu. Czy my wyglądamy ci na nudziarzy? – pyta Wika, dotykając jego ramienia, a wtedy wzrok mężczyzny ląduje na jej biuście.

– Daj spokój i tak słyszałem, że nic się nie dzieje w środku ciekawego. Domy strachu już są lepsze – oznajmia Fabian, przybierając pozę obojętnego.

– Domy strachu nie umywają się do Piekiełka – mówi ochroniarz, nadal nie odrywając wzroku od uśmiechającej się zadziornie dziewczyny.

– Tak? Byłam raz w czymś podobnym do Piekiełka i jak na moje standardy, to dupy nie urywało – szepczę, teatralnie odrzucając włosy.

Ochroniarz, zdekoncentrowany naszymi przemowami i mizianiem Wiki po ramieniu, mówi w końcu:

– Dowody.

Nieśpiesznie je wygrzebujemy, nie okazując na zewnątrz ekscytacji. Ogląda je dokładnie z każdej strony, a kiedy już myślimy, że wrota piekieł stoją przed nami otworem, dodaje jeszcze jedno zdanie:

– Powodzenia w przejściukorytarzy.

***

– To są chyba jakieś jaja – mówi Fabian i z obawą wpatruje się w poruszające się kolczaste belki.

– Raczej nie. Dajcie spokój, przecież nie umrzemy przez to – szepczę, nie do końca będąc o tym przekonana.

Wika robi trzy kroki naprzód, a wtedy belka niebezpiecznie przyśpiesza w jej stronę.

– Może jednak pójdziemy do kina? – pyta, cofając się i głośno przełykając ślinę.

Analizuję nasze położenie, nerwowo zastanawiając się, jak pokonać ten cholerny korytarz. Łącznie mamy przed sobą trzy belki, które zmieniają swoje miejsce, sprawiając, że zawsze pozostaje jeden wąski pasek wolny.

Przeskoczyć ich z pewnością nie damy rady. Pozostaje jedynie liczyć na zwinność.

– Ruszamy osobno – mówię i wpatruję się w przeszkody. – Ja pierwsza, w końcu dziś jestem kotem. – Mrugam do nich, mając nadzieję, że nie zauważyli mojego strachu.

Robię pierwszy krok, a następnie trzy szybkie. Nie ma odwrotu. Znajduję się na wolnym pasku, jedna belka za mną. Dwie przede mną. Uderzenia mojego serca o klatkę piersiową osiągają maksymalny poziom.

Przyśpieszam na wolnym pasie, kątem oka widząc przeskakującą belkę. Odbijam prędko na prawo, mając szczęście. Gdybym spóźniła się dosłownie o parę sekund, jej ostre kolce wbiłyby się w moją skórę… Nie… To przecież niemożliwe! To w końcu tylko gra.

Skaczę między trzema pasami, mając ogromnego fuksa, a kiedy docieram do końca, czuję ulgę. Opieram dłoń na czerwonej, wykafelkowanej ścianie i biorę głęboki oddech.

– Ej, zniknęły! Czad! – wykrzykuje Wika.

Z niedowierzaniem wpatruję się w podłogę i ściany, gdzie po śmiercionośnych przedmiotach nie ma śladu.

Moja przyjaciółka rusza pewnym krokiem przed siebie, ale nim zdążę pisnąć, zatrzymuje jąFabian.

Mocno ściska ramiona Wiktorii, ciskając gromami z oczu.

– Czy ty jesteś idiotką?! – wrzeszczy. – Filmów nie oglądasz?! To może być pułapka! – Puszcza ją i wymachuje rękoma, chyba tego nie kontrolując. – Pójdę pierwszy, powoli.

Stawia niepewny krok. Bada grunt. Kiedy nic się nie dzieje, z prędkością żółwia przechodzi parę centymetrów do przodu. Nie powiem, bawi mnie ta jego cierpliwość, ale Wikę niestety irytuje. Kiedy Fabian jest w połowie drogi, ta najnormalniej nie wytrzymuje i rusza biegiem. Mijając chłopaka, klepie mocno jego plecy, sprawiając, że niespodziewający się tego Fabian syczy zbólu.

W końcu i on odpuszcza stawianie niepewnych kroków i już normalnym tempem dołącza do nas. Z ulgą przybijamy piątki, a następnie razem naciskamy klamkę, nie wiedząc, gdzie zaprowadzą nas kolejne drzwi.

Kiedy stajemy na początku następnego korytarza, oślepia nas rażąca biel. Poprzedni przypominał burdel – nie żebym w nim była, filmy, sami rozumiecie. Tym razem czuję się, jakbym znalazła się na sali operacyjnej. Dosłownie. Oślepiająca biel. Lampy wyglądające kropka w kropkę jak te, które możemy znaleźć chociażby u dentysty i… malunki lekarzy w zielonych chustach na twarzy, z różnymi narzędziami w rękach.

– Strach się bać – podsumowuje Fabian, uśmiechając się od ucha do ucha. – Tym razem ja przechodzę korytarz.

Żadna z nas się nie sprzeciwia. Przyjaciel rusza szybkim krokiem, jakby chciał pokazać nam, że to miejsce nie robi na nim wrażenia. Pierwszy krok, drugi, trzeci. I… huk.

Wystraszony Fabian pada na kolana w doskonałym momencie. Dokładnie między głową moją a Wiki w ścianie widnieją wbite nożyczki.

Nogi się pode mną uginają, ale staram się przekonać samą siebie, że to z pewnością zabieg mający nas wystraszyć.

– Spójrz na kafelki – szepcze Wiktoria. – Zmieniają kolory. Jedne na niebiesko, drugie na pomarańczowo. Musimy zrobić próbę, na które nie stawać.

Fabian kiwa z uznaniem głową, a ja uśmiecham się szeroko, dumna z rozumowania przyjaciółki. Chłopak bierze głęboki wdech i staje na pierwszej płytce mieniącej się na niebieskikolor..

Ze strachu wytrzeszczamy oczy, ale nie dzieje się nic. Możemy odetchnąć z ulgą.

– To będzie łatwizna! – krzyczy przyjaciel i posyła nam uśmiech.

Podnosi nogę i omal nie stawia jej na złej płytce. Niebieski kolor zamienił się w pomarańczowy, a my się tego nie spodziewaliśmy. Po prostu banda idiotów!

W końcu udaje mu się przeskoczyć o dwie płytki, a wtedy kolory zaczynają szaleć. W przeciągu paru sekund zmieniły kolor kilkukrotnie. Jak ktoś ma to niby przejść?!

– Kieruj nogi na pomarańczowe – podpowiada Wiktoria, uważnie obserwując otoczenie.

Fabian stara się zastosować do jej rady, ale niestety kilka razy staje na złej płytce, przez co omal nie obrywamy ostrymi narzędziami.

– Poddaję się! – krzyczy zdenerwowany i pędem rusza na koniec korytarza.

Nożyczki, skalpele i inne chirurgiczne narzędzia wariują w powietrzu, niemal trafiając w nasze głowy. Spanikowane rzucamy się na podłogę. Błagam w myślach, żeby to się skończyło.

Kiedy lawina znika, a zdyszany przyjaciel pada ze zmęczenia na końcu pomieszczenia, dopada go wnerwiona Wika. Okłada go na oślep pięściami, rzucając tak niecenzuralną wiązanką słów, że niejeden dorosły rozdziawiłby usta w szoku.

– Możesz przestać, wariatko?! Przecież to i tak tylko iluzja!

– Iluzja?! – krzyczy Wiktoria i podnosi jedne z leżących na ziemi nożyczek. Dźga nimi Fabiana, a ten z bólu wytrzeszcza oczy. – Zacznij myśleć, kretynie.

Nie patrząc więcej na nas, pcha kolejne drzwi, a my bez słowa podążamy za nią.

Nie ma co. Wesołe urodziny.

***

Kończymy trzeci korytarz, milcząco siedząc na jego końcu. Tym razem omal nie zostaliśmy nabici na rożen, a na koniec zgnieceni przez ściany. Dlatego teraz oddychamy szybko, każdy pogrążając się w swoich myślach. Zapewne i tak myślimy o tym samym.

To miejsce jest cholernie dziwne i chore. Kto normalny robi takie korytarze?! Dobra, to tylko iluzja. Miało nastraszyć i nastraszyło. Z pewnością wszystko było zaprogramowane tak, że nie mogło nas zranić.

– To… idziemy? – pytam, odczuwając chorą ekscytację, że oto wreszcie dotarliśmy do najpopularniejszego miejsca w Krakowie.

– Po to tu jesteśmy, no nie? – Fabian szturcha mnie łokciem, a ja przewracam oczami.

Wstaję i otrzepujękolana.

Moi przyjaciele robią to samo. Jednym mocnym pchnięciem otwieram czarne, obite z zewnątrz skórą drzwi i niepewnym krokiem wkraczam do środka.

Pierwszym, co we mnie uderza, są migające w całej sali światła, które powodują wrażenie widzenia innych w „klatkach”. Następnie do moich nozdrzy dociera specyficzny zapach, którego nie mogę zidentyfikować. Jest mocny i zarazem przyjemny.

Spoglądam na przyjaciół, którzy rozglądają się po wnętrzu. Zauważam, że Fabian znów ma na twarzy maskę, więc nie mogę dostrzec, czy w tej chwili szeroko się uśmiecha.

Po lewej stronie odnajduję wzrokiem bar i stwierdzam, że na podziwianie przyjdzie czas. Pora się napić. Szturcham przyjaciół, wskazując głową na wodopój, a ci zgodnie kiwają głowami na znak, że są za. Siadamy na wysokich barowych krzesłach i wgapiamy się w kocioł, z którego ulatuje para. Czad!

Przed nami staje człowiek z zmasakrowaną twarzą. Przechodzą mnie ciarki i głośno przełykam ślinę.

– Co za charakteryzacja! – krzyczy mi do ucha Wiktoria.

Uśmiecham się delikatnie. Tak. Wyszła im nadzwyczaj realistycznie.

Mężczyzna pyta Fabiana, co podać, a on, nie pytając nas o zdanie, zamawia każdemu kolejkę szotów. Już po chwili wypijam pierwszego i czuję, jak płonie mi gardło. No tak. Piekiełko.

Wychylam kolejne i zeskakuję z krzesła, starając się nie okazywać, że uczucie w gardle staje się nie do wytrzymania. Rzucam okiem na zwisające z sufitu zwłoki i muszę przyznać, że te manekiny są cholernie dobrze zrobione. Widocznie dbają o detale. Korytarze, barman, manekiny. Wszystko wydaje się takie prawdziwe.

Wiktoria ciągnie mnie za ramię, a ja już wiem dokąd. Nadszedł czas na taniec. Kiwam dłonią Fabianowi, aby poszedł z nami, bo najpewniej Wika o nim zapomniała. Zresztą nie pierwszy raz.

Obijamy się o tłum ludzi pogrążonych w tańcu, nikt nie zwraca uwagi na innych. Uśmiecham się szeroko i nie patrząc na innych, wydurniam się, kołysząc biodrami i machając rękami w rytm muzyki. Kilkakrotnie Fabian obraca mnie, przez co omal się nie przewracam, a następnie czyni to samo z Wiką. Ze zdziwieniem obserwuję, jak ta wybucha śmiechem i puszcza mu oczko.

Nie wiem, ile mija czasu, odkąd znaleźliśmy się na parkiecie, lecz ledwo mogę oddychać, a moja twarz pewnie jest cała czerwona. Pokazuję towarzyszom, że pora udać się na odpoczynek, a oni zgodnie kiwają głowami.

Robię krok i wtedy niespodziewanie gaśnie światło, spowijając cały klub w mroku. Słyszę dźwięk odpalanej piły oraz mieszający się z nim krzyk, który wywołuje na mojej skórze dreszcze. Trwa to zaledwie chwilę, a gdy znów światła są na swoim miejscu, zauważam, że do moich rąk wsunięto średniej wielkości paczkę.

Dziwię się, że nie poczułam tego, jak do mnie trafiła, ale kiedy zauważam na niej napis: Wszystkiego najlepszego, na mojej twarzy pojawia się szerokiuśmiech.

Rozdział 2

Docieram do domu, dzierżąc w dłoniach paczkę. Czuję się cholernie szczęśliwa i pijana… Wiem, że zdecydowanie przegięliśmy z alkoholem, ale w końcu to moje urodziny, a w urodziny takie rzeczy sięzdarzają.

Cieszę się, że są wakacje, bo nie wiem, jak jutro poszłabym do szkoły. Może jest dopiero wczesny niedzielny ranek, ale wiem, że jeżeli zaraz nie położę się do łóżka, to nie wstanę dowieczora.

Otwieram drzwi do pokoju najciszej, jak się da, nie chcąc obudzić rodziców aniLaury.

Kiedy wkraczam do zielonej oazy i widzę, jak dumnie prezentuje się łóżko, bez zahamowań opadam na nie razem z tajemniczympudełkiem.

Przymykam oczy, czując, jak ogromne, ciemne łapska wciągają mnie do otchłani zwanej snem. Jestem o krok od pogrążenia się w błogim odpoczynku, kiedy przypominam sobie o pakunku.

Podnoszę się więc i z zaciekawieniem najpierw oglądam go dookoła, zastanawiając się, co może być w środku. Fabian i Wika wypierali się, twierdząc, że to nie od nich, ale ja tam wiem lepiej. W końcu kto mógłby w tym klubie podarować mi urodzinowyprezent?

Szarpię za folię, próbując się dostać do środka, lecz stwierdzam, że dziś jestem na to zdecydowanie zbyt słaba. Podążam w kierunku szuflady w biurku, starając się dokopać do scyzoryka, raz po raz o coś się potykając. W końcu obudzęrodzinę…

Mam! Z triumfem unoszę go niczym trofeum. Z szerokim uśmiechem wbijam nożyk w paczkę, nie mogąc doczekać się, aż w końcu dobiorę się do zawartości.

Otwieram niespodziankę, ze zdziwieniem spoglądając na mniejsze opakowanie, w całości czarne. Pomyłka! Są tam też białe, maleńkie, wykaligrafowane literki, które tworzą zdanie:

Twój osobistyhorror.

Zaczyna być dziwnie, lecz nie byłabym sobą, gdyby mnie to nie zaintrygowało.

Otwieram opakowanie, a moim oczom ukazuje się czerwona płyta. Obserwuję ją z każdej strony, zastanawiając się, czy aby nie ma tu czegoś ukrytego. Odkładam przedmiot na miejsce i przekopuję resztę pustego kartonu, mając nadzieję, że jeszcze coś znajdę. Nic z tego. Zrezygnowana rzucam opakowanie w kąt i zacieram ręce z podekscytowania. Ciekawi mnie niezmiernie, co znajduje się na tejpłycie.

Ponownie wstaję i decyduję się najpierw na przebranie w pidżamę. Walić kąpiel, jeden raz mogę sobie zrobić „dzień borsuka”, jak to mawiała moja mama w dzieciństwie.

Podnoszę się z łóżka, czując, że wraca mi energia. Cóż, tak już mam, że interesuje mnie wszystko, co inni uważają za przerażające. Może dlatego jednym z moich ulubionych seriali jest Śmierć na tysiąc sposobów? Doskonale pamiętam odcinek, kiedy dwóch facetów obrzucało się mąką i przez to się udusili. Akurat oglądałam to z Wiką, która widząc, jak się zaśmiewam, stwierdziła, że jestempsychopatką.

Uważam jednak, że czymś innym jest oglądanie czegoś na ekranie, a czymś innym nażywo.

Wątpię, czy gdybym widziała to na własne oczy, to nadal na moich ustach gościłbyuśmiech.

Teraz, wciągając na siebie szare spodenki, kończę przebieranie i zgarniam laptopa. Następnie sięgam po słuchawki leżące na biurku i ponownie opadam na łóżko. Poprawiam dużą, szarą poduszkę i przykrywam się kołdrą. Następnie kładę na przykrytych nogach sprzęt. Podłączam czarne słuchawki i parokrotnie poruszam myszką, żeby urządzenie sięodwiesiło.

Kiedy na tapecie wita mnie Leatherface w masce, mogę odetchnąć z ulgą. W końcu naciskam przycisk, dzięki któremu już po chwili wyskakuje miejsce na płytę. Wkładam ją i delikatnie popycham plastik. Czekając, zakładam słuchawki, a wtedy wreszcie wyskakuje folder o tytule: Śmierć.

Czuję, jak włoski na rękach stają mi dęba, głośno przełykam ślinę. Co ci moi przyjacielewymyślili?

Po paru minutach załącza się film, a ja już po pierwszej sekundzie nabieramobaw.

Widzę ciemny las, w którym stoi przerażona dziewczyna. Rozgląda się na boki, a jedynymi dźwiękami, które słyszę, są jej oddech i szum wiatru. Cofa się, przypadkowo stając na gałązkę, powodując tym trzaśnięcie. Zaciska powieki. Dostrzegam na jej policzkach łzy. Dotyka swojego ramienia, z którego sączy się krew, i ledwo dostrzegalnie kręci głową.

Już po chwili wyraz jej twarzy się zmienia. Szeroko otwartymi piwnymi oczami wpatruje się w przestrzeń przed sobą. Z jej gardła wydobywa się krzyk i nie tracąc czasu, rusza do ucieczki.

Ekran staje się czarny, a ja orientuję się, że oglądając to, sama co chwilę przestaję oddychać. Kilka chwil później zauważam inną scenerię, która niemal dosłownie mrozi krew w żyłach. Piwnica albo inne ciemne pomieszczenie z setkami obrazów na ścianie. Pośród nich na sznurku wisi naga kobieta, której puste oczy tępo wpatrują się wmoje.

Zatrzymuję film, nie mogąc na to patrzeć. Wmawiam sobie, że to nie może być prawdziwe, a jednak drżę i nawet zamykając oczy, widzę tę blondynkę, której wyraz twarzy mówi to, czego nie chcę do siebie dopuścić. To nie jestfikcja.

Nie rozumiem tego. Fabian i Wika najpewniej chcieli mi zrobić chory żart, sprawdzając, czy się przestraszę. Na pewno takjest.

Biorę kilka głębokich wdechów, starając się uspokoić. Ręce drżą mi jak nigdy, a po policzkach płyną łzy. To fikcja, Estera. Nic takiego się nie wydarzyło – powtarzam jak mantrę. Jedynym sposobem, by się o tym przekonać, jest obejrzenie filmu do końca. Jednak widząc kursor myszki, zawieszony nad przyciskiem odtwarzania, nie potrafię się zmusić do tego na pozór łatwego kliknięcia.

Ciszę przerywa dźwięk wiadomości, przez który omal nie dostaję zawału. Sięgam po telefon i odblokowuję go, dostrzegając migające imię mojego najlepszego przyjaciela. Odczytuję SMS-a, nie wiedząc za bardzo, co o nimmyśleć.

Od Fabian: Nie mogę spać, cały czas myślę o tej paczce, którą dostałaś. Es, to serio nie jest od nas, a już na pewno nie ode mnie. Zresztą wchodziliśmy razem, jak mielibyśmy townieść?

Oddycham coraz szybciej, szukając logicznego wytłumaczenia tego prezentu. Kto mógłby zrobić mi tak chory żart? Poza Wiką i Fabianem nikogo znajomego nie widziałam w klubie, a oprócz nas jedynie Laura wiedziała, dokąd się wybieram. Analizuję w myślach, czy to ona mogłaby zrobić mi taką niespodziankę, ale coś wewnątrz mnie krzyczy, że to nie mojasiostra.

Postanawiam się podzielić tym spostrzeżeniem z Fabianem, ale kiedy wiadomość jest już gotowa, dociera do mnie, że on może nie mieć pojęcia, co się w tym pudełku znajduje. Jak mu to wtedy wytłumaczę?

Jedynym sposobem, aby się przekonać, czy to żart, jest obejrzenie filmiku. Odkładam telefon i nim się rozmyślę, ponownie naciskam małytrójkącik.

Przez chwilę wpatruję się w puste oczy blondynki, by po sekundzie ekran ponownie stał się czarny. Chwila przerwy i całkiem inna sceneria. Grupa ludzi maszeruje przez miasto, śmiejąc się głośno, a w tle słychać dźwięk jadących samochodów i tramwajów. Zbliżenie na kobietę o krótkich, rudych włosach. W moim gardle rośnie gula. Kobieta się zatrzymuje i odwraca, rozglądając dookoła ze zmarszczonymi brwiami. Tak jakby wyczuła, że ktoś ją obserwuje i chciała go na tym przyłapać. Po chwili potrząsa głową i ponownie odwraca się tyłem do kamery. Czarny ekran.

Szybko stopuję, wiedząc już, że to nie oznacza niczego dobrego. Muszę się na to przygotować. Mam ochotę kilka razy przejść się od okna do łazienki, ale moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Są dosłownie jak z waty. Nieustraszona Estera Fikus już nie jestnieustraszona.

Czuję, że wszystkie promile z krwi już wyparowały, a jedyną pamiątką pozostawioną po nich jest cholerna suchość w ustach. Niestety obok łóżka nie stoi żaden napój. Jedyną wodą w pokoju jest ta, która służy do podlewaniakwiatków.

Powolnym ruchem oblizuję usta i przyłapuję się na tym, że sama siebie próbuję oszukać. Jakbym tymi przyziemnymi sprawami próbowała wyprzeć z pamięci płytę, która właśnie znajduje się w laptopie.

Wzdycham i wiem, że prędzej czy później muszę to obejrzeć w całości. Zazwyczaj wybieram pierwszą opcję, więc i tu nie ma co przedłużać. I tak na samym końcu będzie coś w stylu: „Ha! Dałaś się nabrać!”. A wtedy sama zacznę się śmiać i w końcu pójdęspać.

Wzdycham ponownie i naciskając przycisk odtwarzania, zamykamoczy.

Nie słyszę nic, a kiedy niepewnie podnoszę powieki, dostrzegam klęczącą rudowłosą. Tym razem kobieta nie jest naga, co mój mózg rejestruje z ulgą. Ubrana w długą, białą suknię wygląda, jakby zaraz miała brać ślub. Mam tylko nadzieję, że jej losy nie potoczą się tak samo jak kobiety w utworze Słonia – Love forever. Dziewczyna nieznacznie porusza głową, a ja przypatruję się jej dokładniej. W uszach ma wiszące, płaskie kolczyki, a we włosach srebrną spinkę z małymi diamentami w kształcie serc. Kamera zjeżdża niżej, ukazując jej bose stopy, w które powbijane są małe kawałki szkła.

Krzywię się, jednak dalej uparcie wpatruję w ekran. Ten po chwili zamienia się na niebieskie tło, przez które mój niepokój rośnie. Nie trwa to długo, zaledwie kilka sekund, a ponowny widok kobiety wywołuje we mniemdłości.

Jej usta… są zaszyte. Grube, czarne nici widać nad i pod jej pełnymi, różowymi wargami. Każda dziurka, z której wystaje sznureczek, jest na oko w takiej samej odległości od poprzedniej. Jakby człowiek, który to zrobił, cenił sobie perfekcję. Odrywam wzrok od jej ust, coś przyciąga mnie do oczu. Wpatruję się w szare źrenice, które wydają się puste, jakby uszło z nich życie. Nie wiem, czy kobieta nie żyje. Możliwe, że załamana psychicznie nie zdaje sobie sprawy z rzeczywistości. W jej spojrzeniu nie widać rozpaczy, tylko tę cholerną obojętność, która jest jeszcze bardziej przerażająca od zaszytychwarg.

Mija kilka minut, podczas których nie dzieje się nic. Ten czas wykorzystuję, aby dokładnie przyjrzeć się rudowłosej. Od idealnie gładkiego czoła przez gęste i długie rzęsy aż do brody, na której widnieje jedna maleńka niedoskonałość w postaci wągra.

Kiedy jej gałki oczne się poruszają, mimowolnie się wzdrygam. Przez cały czas nie mrugnęła ani razu! Nie mam zielonego pojęcia, jak ktoś może tak długo wytrzymać bez tejczynności.

Nie mogę znieść niepewności, więc zaczynam skubać koniec kołdry. Do moich uszu dolatuje delikatny dźwięk harfy, który w innych okolicznościach brzmiałby przyjemnie. Tym razem odbieram go jako złowrogąmuzykę.

Wzrok dziewczyny ląduje na kamerze, a mnie po raz kolejny wychodzi gęsia skórka. Czuję się tak, jakby patrzyła wprost na mnie. W słuchawkach ustaje muzyka, zastąpiona cichym, ledwie słyszalnym chichotem. Ten brzmi przerażająco i nie zwiastuje niczego dobrego, chociaż i bez niego wszystko wskazywało na to, że losy kobiety nie potoczą sięwesoło.

Z jednego oka rudowłosej wypływa mała kropelka, która powoli sunie po policzku, by ostatecznie zniknąć. Widzę jej strach. Pustka odeszła, a ja myślałam, że to było najgorsze, co mogłam zobaczyć. Teraz wiem, że się myliłam. To wyraźnie bijące z jej oczu przerażenie sprawia, że coraz szybciej wali mi serce, a dłonie z każdą sekundą pocą sięmocniej.

Słychać odgłos strzału, który podpowiada mi, że tej broni z pewnością nie można zaliczyć do miniaturowych. Pocisk trafia prosto w bok głowy kobiety, powodując, że jej czaszkę dosłownierozsadza.

Nie wytrzymuję. Zatrzymuję odtwarzanie i biegnę do łazienki. Podnoszę deskę i wymiotuję. Mocno, długo, a moje ciało co rusz domaga się więcej. Kiedy czuję, że to już koniec, ocieram z policzków łzy i na drżących nogach podnoszę się, pomagając sobie chwyceniem umywalki.

Stoję zgarbiona i raz po raz opłukuję twarz zimną wodą, mając nadzieję, że to pomoże. Niestety, nawet nie zamykając oczu, widzę krew, najpewniej wymieszaną z mózgiem, a moje ciało znów domaga się jednego. Po raz kolejny opadam na kolana i wymiotuję, pragnąc wymazać ten widok z głowy. Płaczę, błagając w myślach, żeby to wreszcie się skończyło.

Nie wiem, ile tak trwam. Zmieniam położenie – od toalety do umywalki i od nowa, aż wreszcie udaje mi się uspokoić. Nie potrafię jednak nadal wrócić do pokoju. Wiem, że tam czeka laptop z otwartym filmikiem, którego nie potrafię dokończyć. To nie wygląda jak fikcja czy filmowy horror, które uwielbiam. Kobiety z tego nagrania umarły naprawdę i teraz wreszcie to do mnie dociera.

Tym bardziej powinnam zmusić się do obejrzenia nagrania, w końcu nie trafiło w moje ręce przypadkowo. Ta paczka jest przeznaczona dla mnie i chociaż to wszystko przywodzi mi na myśl chory żart, zdaję sobie sprawę, że nim niejest.

Wychodzę z łazienki i staję przy łóżku, zmuszając ciało do tego, aby znów zaległo na posłaniu. Pozornie prosta czynność sprawia teraz ogromny problem i kiedy tylko w końcu mi się to udaje, głośno nabieram powietrze do płuc.

Drżącą dłonią naciskam przycisk odtwarzania, a wtedy znów wyraźnie widzę martwą kobietę pozbawioną połowy czaszki. Walczę z odruchem wymiotnym, a kiedy wreszcie ekran staje się czarny, oddycham z ulgą. Nie trwa ona długo, bo po zaledwie kilkunastu sekundach pojawia się zdjęcie kolejnej kobiety. Przypatruję się mu i wiem, że nie widziałam jej nigdy wcześniej – ani na żywo, ani w tymnagraniu.

Krótkie, różowe włosy z niebieskimi końcówkami, obcięte na irokeza. Jej uszy nie są przekłute, brak jakichkolwiek dodatków. Ma chudą, lekko pociągłą twarz i wielkie worki pod szarymi oczami. Nie ma ani grama makijażu, zresztą uważam, że go nie potrzebuje. Jest naprawdę ładna. Ciężko oszacować wiek po jednym niedokładnym zdjęciu. Choć gdybym miała strzelać, z pewnością nie przekroczyłatrzydziestki.

Jej zdjęcie gaśnie, zastąpione innym. Znów kobiecym. Tym razem dziewczyna wygląda na nieco młodszą, chociaż z pewnością jest pełnoletnia. Ma długie, czarne włosy, które stopniowo z prostych przechodzą w kręcone. Zresztą ciężko orzec, gdy widzę jej fotografię tylko do linii biustu. Ma oliwkową cerę i nieco okrągłą twarz z nosem, którego czubek jest lekko zadarty. Na powiekach widnieją idealnie proste kreski narysowane eyelinerem, a usta pomalowane są ciemnoczerwoną szminką. Nie jest wychudzona, ale nie pokusiłabym się o stwierdzenie, że kobieta ma nadprogramowe kilogramy. Wygląda naprawdę dobrze. Ubrana w zieloną koszulkę na ramiączkach, na której znajduje się wizerunek żaby, zyskuje moją sympatię. Cóż, zielony kolor jest zdecydowanie moimulubionym.

Zdjęcie gaśnie, zastępuje je trzecia fotografia. Tej kobiecie z pewnością można dać ponad trzydzieści lat. Jej twarz jest nieco pulchna, ale wydaje się zwyczajna. Nie przyciąga wzroku, po sekundzie zapomina się, że kogoś takiego się widziało. Ma brązowe oczy, które odcieniem przypominają błoto. Dodatkowo są małe, co naprawdę nie wygląda imponująco. Nie widzę jej uszu, bo włosy przysłaniają cały widok. Są naprawdę gęste, chociaż ich kolor przywodzi na myśl określenie „mysi”. Jest posiadaczką małych, wąskich ust, pomalowanych różową szminką, która gdzieniegdzie jest rozmazana. Sprawia wrażenie niechlujnej. Nic więcej nie mogę dostrzec, bowiem wyraźnie widać tylko twarz, a sylwetka jestrozmyta.

Zdjęcie gaśnie i przez moment wgapiam się w czarne tło, zastanawiając się, co tym razem ujrzę.

Oglądając uważnie zdjęcia kobiet i wyłapując interesujące mnie szczegóły, minimalnie się uspokajam, ale teraz boję się, że moja chwilowa równowaga emocjonalna po raz kolejny zostanie zachwiana. Wciągam głośno powietrze do płuc, gdy widzę, że tym razem nie pojawiają się żadne filmiki ani zdjęcia, za to ekran zdobi tekst. To, na co czekałam.

DrogaEstero!

Tylko od ciebie zależy, czy te trzy kobiety podzielą losy poprzedniczek. Masz bowiem do wykonania zadanie, które ułatwię ci nieco podpowiedziami. Nie będą oczywiste, a niektóre będą wymagały od ciebie sprytu.

Liczę, że nasza mała rozgrywka przysporzy ci tyle frajdy, ile jej było moim udziałem podczas planowania tego małego horroru. W końcu lubisz horrory, tak samo jak ja, więc ta jedna rzecz nasłączy.

Wybacz, że nie otrzymałaś urodzinowych życzeń osobiście, ale to jeszcze nie czas na spotkanie. Kto wie, kiedynadejdzie?

Zaczynajmy. Od dziś tyka zegar, który odlicza godzinę śmierci jednej z nich. Tylko która będziepierwsza?

Rozdział 3

Mija tydzień od moich urodzin, od których funkcjonuję niczym zombie. W pierwszy dzień mój brak chęci do życia zwaliłam na zmęczenie po imprezie, zakopując się w kościotrupiej pościeli i słuchając przybijających kawałków. Drugiego dnia zaalarmowani brakiem odzewu przyjaciele stanęli przed drzwiami do mojego domu. Nie dałam rady się z nimi spotkać. Rodzice pomyśleli, że się pokłóciliśmy.

Trzeciego dnia Laura próbowała mnie wyciągnąć na świeże powietrze. Oczywiście z marnymskutkiem.

Kolejnego Fabian, korzystając z nieobecności rodziców (skubaniec pamięta, w jakich godzinach pracują), wkroczył do mojego pokoju, akurat jak dobijałam się utworem Żadnych zmartwień. Ściągnął mi słuchawki, zrzucił kołderkę i przez godzinę prowadził monolog. Potem siedział koło mnie bez słowa i naprawdę prawie pękłam i już miałam powiedzieć, co się stało, ale wtedy do pokoju wkroczył tata i miło, aczkolwiek stanowczo kazał opuścić mu nasz dom.

Piątego dnia przyszła Wika i przez dwie godziny wrzeszczała tak, że zaczynałam sądzić, iż po jej wizycie będę potrzebować aparatu słuchowego. Kiedy wyszła, do środka weszli rodzice i grając dobrego i złego glinę, próbowali wyciągnąć ze mnie powód smutku.

Szósty dzień był naprawdę spokojny. Co jakiś czas odbierałam SMS-y od Fabiana i Wiki, nawet ich nie czytając, a po prostu kasując. Laura co godzinę zaglądała do mojego pokoju, jakby obawiając się, że mogę sobie coś zrobić. Rodzice musieli wyjechać na jeden dzień, by ściągnąć z Niemiec jakiś samochód. Oczywiście w celu sprzedania go, w końcu byli zawodowymihandlarzami.

Teraz, kiedy nastał siódmy dzień wegetowania, mama zagroziła, że wyśle mnie do psychologa, jeśli nadal będę przypominać zombiaka. Uwierzyłam jej i dlatego w końcu ruszyłam się z łóżka, żeby najpierw ogarnąć swoje ciało. Na duszę na razie nie mamsiły.

Kiedy pachnąca i schludnie ubrana staję w kuchni, mogę przysiąc, że słyszę, jak domownikom spada kamień z serca. Uśmiecham się, co jest nie lada wyczynem, ale nie chcę, by domyślili się, że właśnie nadszedł dzień, kiedy przestałam być radosna. Naprawdę żyło mi się dobrze bez problemów, więc dlaczego musiała spaść na mnie takabomba?

– Dzwonił Fabian, powiedział, że nie odbierasz od niego połączeń – zaczyna niepewnie mama. – Pokłóciliściesię?

– Nie, mamo – odpowiadam krótko, nakładając dwa tosty na talerz. Jakoś patrząc na nie, w ogóle nie odczuwam głodu. – Miałam po prostu taki tydzień, każdy kiedyś przechodzi etap buntu. Powinniście się cieszyć, że tylko tak wam dałam go odczuć. – Staram się zażartować, lecz chyba nikt z nich się na to nienabiera.

– Estera, czy ty zakochałaś się w Fabianie, a on spotyka się z Wiktorią? – pyta tata poważnym tonem, a ja słysząc to, zaczynam siękrztusić.

Dobry Boże, gdyby to był mój problem, naprawdę bym się cieszyła. Zresztą co to za absurdalny pomysł? Że niby ja w Fabianie? A on zWiką?

– Tato, masz zbyt wybujałą fantazję. Fabian to mój przyjaciel, a on i Wika to coś nierealnego. Nie jestem pewna, czy oni w ogóle chociaż trochę się lubią. – Po raz pierwszy uśmiecham sięszczerze.

Chyba mój tata to wyłapuje, bo już po chwili dodaje swojeprzemyślenie.

– Kto się czubi, ten sięlubi.

***

Siedzę na krakowskim rynku, czekając na przyjaciół, by wreszcie wytłumaczyć im, dlaczego zachowywałam się tak, a nie inaczej. W końcu psychol – bądź psycholka, nie jestem pewna – nie zabronił mi o tym komuś powiedzieć. Tylko dlaczego nie są to rodzice bądź Laura? Nawet teraz na samą myśl o wyznaniu im mojego sekretu niespokojniedrżę.

W tłumie ludzi dostrzegam idącego w moją stronę przyjaciela, za którym oglądają się dziewczyny. Fabian jest naprawdę przystojny, może nie jak modele, ale to nawet lepiej. Ma mięśnie, lecz nie sześciopak. Ładnie się uśmiecha, zawsze takserdecznie.

Kiedy dosiada się do mnie, przez chwilę milczymy, nie wiedząc, jak zacząć. Nerwowo poruszam nogą, wpatrując się w adidasy, które o tej porze roku powinnam zamienić na japonki bądźsandały.

– Twój tata zasugerował mi – zaczyna, nerwowo pocierając kark – że może nasza przyjaźń w rzeczywistości nie jest tylko przyjaźnią. – Spogląda na mnie niepewnie, badając moją reakcję, a ja, cholera, mam ochotę się zaśmiać, lecz niepotrafię.

– Fabian, litości – mruczę, kręcąc głową i wpatrując się w zabiegany tłumludzi.

– Es, jeśli czujesz do mnie coś innego niż przyjaźń, możesz mi powiedzieć – mówi, delikatnie dotykając mojego ramienia, a ja omal się nieduszę.

– Ty tak serio? Powiedz, czy ja ci się podobam? – pytam, czujączażenowanie.

– Yyy…

Tak, to jedyny dźwięk, który wychodzi z jego ust. Normalnie mistrz elokwencji, wie, jak dowartościowaćdziewczynę.

– Fabian? – Unoszę brew w oczekiwaniu na jakąkolwiek sensowną odpowiedź i po raz pierwszy zauważam na jego policzkachrumieńce.

– Jesteś naprawdę bardzo ładna, Es, ale nie czuję żadnych… Hmm… – szuka dobrego określenia. – Trzepoczących nietoperzowychskrzydeł.

Chichoczę. Rany, tydzień bez śmiechu, a ja czuję się, jakby to trwało wieki. Fabian uśmiecha się niewinnie, by po chwili się skrzywić.

Podążam za jego wzrokiem i zauważam idącą w naszą stronę Wikę z butelką jakiegoś napoju w dłoni. Teraz dopiero czuję, jak bardzo chce mi siępić.

– Też traktuję cię jak brata, tata sobie coś ubzdurał – mówię, nie chcąc, żeby zbytnio się tymzamartwiał.

Wiktoria przystaje niedaleko nas i wyciąga telefon, a na jej twarzy pojawia się grymas. Podchodzimy do niej. Mając ich przy boku, prawie zapominam onagraniu.

– Zaraz muszę wracać do domu, świetnie – wyjaśnia, chociaż nadal namiętnie pisze coś na telefonie. – Moi rodzice są w pracy, brat też, a dziś ma do nas przyjechać ciotka z kuzynem. Świetnie – powtarza jedno ze swoich ulubionych słów i tupie nogą jak mała, rozkapryszonadziewczynka.

– Dobra, to idź już teraz, żeby się nie spóźnić – mruczy Fabian, jednocześnie przeganiając ją jak muchę, która spaceruje ponodze.

W odpowiedzi Wiktoria pokazuje mu środkowy palec i zwracając wzrok na mnie, czeka. No to nadeszła chwilawyznania.

– Może lepiej usiądźmy – proponuję.

– Jezu, Estera, nie strasz. Co się dzieje? – pyta dziewczyna i odrzucapołączenie.

– Zaraz wam wszystko opowiem, tylko usiądźmy, okej? A ty odbierz, może to cośważnego.

Nie czekając na ich reakcje, siadam przy pomniku głowy kogoś tam, a oni zaraz po mnie. Przez chwilę przysłuchujemy się rozmowie Wiki, najpewniej z jej mamą, w której trakcie naliczam aż dwadzieścia razy powiedziane „świetnie”.

Kiedy kończy rozmawiać, wzdycha głośno, spogląda na mnie i upija spory łyk fanty. Widzi mój proszący wzrok, więc podaje mi butelkę, a ja niemal od razu się do niej przysysam. Zamiast odczuć ulgę, chce mi się jeszcze bardziej pić. To cholerstwo jest naprawdęsłodkie.

– Dobra, mów w końcu, co się dzieje – szepcze Wika, poprawiając rozwalającego siękucyka.

Biorę głęboki oddech i opowiadam wszystko po kolei, przeżywając to od nowa. Nie streszczam szczegółów śmierci kobiet, nie chcąc, by reakcja przyjaciół była taka sama jak moja. Kiedy kończę, Wika jest wyraźnie blada, a Fabian wpatruje się we mnie zprzerażeniem.

– Jesteś pewna, że to nie jest jakiś chory żart? – pyta przyjaciółka, nerwowo skubiąckoszulkę.

– Tak. Nie chcesz tego oglądać – zapewniam, wiedząc, że gdyby ona to zobaczyła, na pewno by sfiksowała. Pozornie jest twarda, ale wewnątrz to naprawdę uczuciowadziewczyna.

– Musisz to zgłosić na policję – stwierdza Fabian, a Wika niemal od razu go popiera. – W każdym filmie psychol od razu zabrania pójścia na policję, tobie nie zabronił, prawda?

Kręcę głową, wiedząc, do czego chłopak dąży. To nie może być takieproste.

– Musisz to zgłosić, to pewnie pieprznięty kretyn, który cię straszy, złapią go i tyle – ogłasza Wika, a ja modlę się, żeby naprawdę tak było. – Idziemy – mówi i ciągnie mnie zarękę.

Jak zwykle zapomina o Fabianie, który – chyba do tego przyzwyczajony – sam wstaje i podąża zanami.

– Czekajcie. – Gwałtownie się zatrzymuję, coś sobie uświadamiając. – Co ja mam im niby powiedzieć? I w ogóle wysłuchają mnie? Przecież jestemnieletnia.

– Masz tę płytę? – pyta przyjaciel, a ja odpowiadam skinieniem głowy. – No to im pokażesz ityle.

Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, ale posłusznie podążam za nimi. Idziemy w milczeniu, a kiedy po dłuższej chwili przystaję, chcąc nabrać siły, u moich nóg ląduje zwinięta papierowa kulka. Rozglądam się, chcąc zobaczyć, kto jest jej nadawcą, jednak nikogo nie dostrzegam. Podnoszę ją i odczytuję treść, przez którą niemal od razu miękną minogi:

Do posterunku niedaleko. Jak już zgłosisz sprawę nagrania, to wybierz, kto z twoich przyjaciół zagra rolę w naszym filmie. Wojowniczy motocyklista bez uprawnień na kierowanie? A może rozwiązła dziewczyna z setkami tajemnic?

Wybierz dobrze, i tak nie dostanąochrony.

Rozdział 4

– To chyba jakieś żarty – mamrocze Fabian, wpatrując się w kartkę, którą nadaltrzymam.

Wika przerażona milczy, a jej oczy błyszczą od gromadzących się w nichłez.

Cofa się, jakby obawiała się naszej reakcji, a Fabian ze zmarszczonymi brwiami nadal nie zwraca na niąuwagi.

– Muszę iść – szepcze przyjaciółka, nie patrząc nanas.

– Wika… Zaczekaj… – Staram się ją zatrzymać, ale z marnym skutkiem. Odwraca się na pięcie i pędem ucieka. – Cholera! To zły pomysł, żebyśmy się rozdzielali. Po co ja wam o tym mówiłam?!

Czuję obezwładniającą złość, to wszystko mojawina.

– Spokojnie, w środku miasta jej nie zaatakuje. Teraz, kiedy wiemy, że to nie jest zwykły kretyn, a prawdziwy psychopata, musimy działać ostrożnie. Nadal chcesz iść na policję? Ja po tej pogróżce straciłem wiarę, że to rozsądneposunięcie.

Zadziwia mnie jego spokój. Właśnie przed chwilą wyszły na jaw brudne grzeszki zarówno Wiki, jak i jego, a mimo to na chłodno analizujesytuację.

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – mruczę, nerwowo przebierającnogami.

Na samą myśl o tym, że ten człowiek może nas obserwować, po moim ciele przechodzi dreszcz. Jest tu, to pewne. Chyba że kogoś wynajął. Rety, wszystko zaczyna mi się mieszać, tysiące myśli na sekundę sprawiają, że zaczyna boleć mniegłowa.

– Jedźmy do ciebie – proponuje Fabian i zabiera z mojej dłoni kartkę, którą wsuwa do kieszeni swoich szarych spodenek. – Pokażesz mi to nagranie i na spokojnie przemyślimywszystko.

Kapituluję. W tej chwili czuję obezwładniający strach i zgodzę się nawszystko.

– Czym pojedziemy? – pytam, uświadamiając sobie jedno: jazda autobusem w taki upał będziekatorgą.

– No jak to czym? – odpowiada pytaniem na pytanie, uśmiechając sięrozbrajająco.

Tak, tato. Mam nadzieję, że nie dostaniesz zawału, jak podjadę na tej „śmiercionośnejmaszynie”.

***

Dwie godziny później sączymy truskawkowy koktajl, który wcisnęła nam moja mama przed wyjściem do koleżanki. Taty na szczęście nie ma w domu, dzięki czemu nie odpowiadam za pogorszenie jego stanu zdrowia, a Laura jest najpewniej w pokoju, bo nie widziałam jej ani razu, odkądwróciłam.

Gdy tylko wkraczam do zielonej oazy, dzwonię do Wiki, ale ta nie odbiera. Informuje mnie jedynie wiadomością, że dotarła do domu.

Będziemy musiały szczerze porozmawiać. Najpierw ja, terazona.

Jak tak dalej pójdzie, nasza przyjaźń będzie opierać się na samychtajemnicach.

– Fabian? Dobrze się czujesz? – pytam, kiedy filmik dobiega końca, a on nadal wpatruje się w ekran. Po chwili nieobecny spogląda na mnie, a jego wzrok jest przerażający. – Fabian? – Niemal piszczę, kiedy ciszę przerywa dźwięk pukania do drzwi. – Proszę! – krzyczę.

Wiem, że to Laura. W końcu kto mógłby pukać do mojego pokoju, skoro nikogo innego nie ma w domu? Sama zaczynam się zbytnionakręcać.

– Wybaczcie, że wam przeszkadzam, ale potrzebuję na chwilę pomocy twojego przyjaciela. Zepsuła mi się szafa i drzwi ledwo wiszą, a te cholerne śrubki ciężkoprzykręcić.

Spoglądam na Fabiana, czekając, aż sam się odezwie, ale chyba się na to nie zanosi, więc szturcham go łokciem, a on, jakby wybudzając się, nie wie, o cochodzi.

– Możesz pomóc Laurze naprawić szafę? – pytam, a on natychmiast zgadza się skinieniemgłowy.

Wychodzą z pokoju, a ja, korzystając z chwili samotności, wyciągam czysty zeszyt, który teraz mam zamiar zapisać informacjami o psychopacie. Bądź psychopatce. Cholera! Nie wiem nawet, jakiej jest płci, więc jak mam zacząćdziałać?

Nie mogę się znów rozpaść, niemal od razu po tym, jak ledwo się ogarnęłam.

Biorę do ręki czarny, zwykły, najtańszy długopis i zaczynampisać:

Dwie zamordowane kobiety. Trzy potencjalne ofiary. Czy coś je łączy?

Pierwsza kobieta zamordowana przez powieszenie, była naga. Druga kobieta zastrzelona solidną bronią, ubrana w suknięślubną.

Czy ich ubiór mógł oznaczać ślub i noc poślubną? W takim razie dlaczego najpierw pojawiła się naga kobieta? To wszystko nie ma sensu. Dodatkowo czuję się cholernie źle, kiedy analizuję tak na chłodno ludzką śmierć.

Wzdycham i upijając solidny łyk koktajlu, postanawiam cofnąć się do początku. Gdzie otrzymałam nagranie? WPiekiełku.

Piekiełko. Ktoś stamtąd dał mi tę paczkę. Jedynymi osobami, które wiedziały o tym, gdzie się wybieram, są:

1. Fabian.

2. Wiktoria.

3. Laura.

Nikt z powyższej trójki nie jest w to zamieszany, więc pozostają sami obcy ludzie. Czyli możliwości są tysiące. Cudownie.

Kto jest właścicielem Piekiełka? Dlaczego nikt nic nie mówi o tym miejscu, skoro nie trzeba podpisywać żadnejklauzuli?

Tak. Już wiem, co muszę zrobić najpierw – przyjrzeć się najpopularniejszemu klubowi w mieście.

Opadam na pościel i zerkając na zegarek, zastanawiam się, czemu Fabian tak długo nie wraca. Wstaję więc i wychodzę na korytarz, kierując się do pokojuLaury.

Kiedy stoję pod drzwiami i już mam wejść, dobiega do mnie podenerwowany głosFabiana.

– Estera musi o tym wiedzieć, to ważne, rozumiesz?!

O czym nie wiem? Przez chwilę nie słyszę żadnej odpowiedzi i już mam wchodzić, gdy dociera do mnie odpowiedźsiostry.

– To nie jest istotne, nie wyjdzie jej na dobre ta wiedza. Sam pomyśl! Co toda?

Nie wytrzymuję. Muszę wiedzieć, co jest grane, tu i teraz. Wparowuję do pokoju, a dwójka bliskich mi ludzi momentalniemilknie.

– Czego nie wiem, a powinnam? – pytam, nabierając złychprzeczuć.

– O czym mówisz? – Laura udaje, że nie ma pojęcia, o co michodzi.

– Daj spokój, siostra. Słyszałam waszą rozmowę, powoli zaczynam mieć dość tajemnic, więcsłucham.

– Dobra, ale obiecaj, że się nie zdenerwujesz – mówi, uśmiechając siękrzywo.

– Uhm… Tak, jasne. Do rzeczy. – Niecierpliwię się, chcę wiedzieć teraz, już.

– No powiedz jej – ponagla Fabian, patrząc na mnie dziwnymwzrokiem.

– Zapisałam cię na obóz letni już dawno temu, trwa tylko tydzień, w przyszłym tygodniu wyjeżdżasz – mówi, a ja momentalnie staję jak wryta. – To miała być niespodzianka, ale Fabian zauważyłpapiery.

Że? Co? Proszę?

– Fabian, o to chodziło? – pytam, mając nadzieję, że to głupiżart.

Docholery!

Mam siedemnaście lat, nie siedem! Jestem prawie pełnoletnia, a przez moją siostrę czuję się jakdziecko.

– Tak, Es. Wiem, że masz teraz… sporo na głowie. Wolałem, żeby Laura poinformowała cię o tymwcześniej.

– Rodzice wiedzą? – Mam nadzieję, że pokręcigłową.

– Jasne, że tak. To drogi obóz. Sprzedając teksty do artykułów, wiesz, ile musiałabym na niego zarabiać? – zadaje pytanie, a mnie nic to nieinteresuje.

– Nigdzie nie jadę – mówię i wychodzę z pokoju, trzaskającdrzwiami.

***

Maluję się, nie zamierzając rezygnować z planu. Muszę sprawdzić, o co chodzi z tym Piekiełkiem.

Fabian wchodzi do pokoju z dwoma hamburgerami, a mnie momentalnie burczy wbrzuchu.

– Pozwoliłem sobie naszykować jedzonko. Dobrze, że twoich rodziców nie ma w domu. – Kładzie tacę na łóżku, spoglądając na czarnyzeszyt.

Ekspresowo go przechwytuję, nie chcąc, żeby zobaczył w nim swojeimię.

– To pamiętnik. – Wcale nie kłamię. W końcu osobiste przemyślenia to pamiętnik, co z tego, że te przemyślenia nie odnoszą się do mnie, tylko do jakiegośpsychola.

– Okej. Swoją drogą, twoich rodziców coś często teraz nie ma. Oczywiście to ogromny plus dlaciebie.

– Raczej minus, ten psychopata bez problemu tu wejdzie, żeby mnie zabić – szepczę.

Tylko pozornie jestem odważna, bo tak naprawdę cholernie się boję. Nadal nie dopuszczam do siebie tego wszystkiego, jakby mój umysł blokował fakty, bym mogła jakośfunkcjonować.

– Weź… Nawet tak nie żartuj, Es. Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda – zapewnia i posyła mi niewinny uśmiech. – A teraz jedz i mów, gdzie się takstroisz.

Posłusznie biorę hamburgera do ręki i wgryzam się w cieplutką bułeczkę oraz soczystego kotleta. Niebo wgębie.

– Do Piekiełka – informuję z pełnąbuzią.

Reakcja przyjaciela jest natychmiastowa. Szok i głośne, pełnesprzeciwu:

– Nie ma mowy. Es! Czy ciebie do końcapowaliło?!

Chyba tak, bo nie dopuszczam do siebie możliwości, że nie uda mi się tam dostać. Zmarnowałam już tyle czasu, muszę wreszcie zacząć działać. To nie są żarty. Mogę zapobiec morderstwom. Muszę zapobiec… Nie zamierzam dopuścić do tego, żeby którejkolwiek z tych kobiet spadł włos z głowy. Dlaczego wybrał akurat mnie? Smarkulę o zerowym pojęciu, jak wygląda prawdziweżycie.

– Dobra, o której idziemy i jaki jest plan na dostanie się do środka? – pyta Fabian, a ja posyłam mu szerokiuśmiech.

Wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi, którzy za sobą pójdą nawet dopiekła.

– Koło dwudziestej, tylko planu nie mam – mówię i momentalnie pochmurnieję. To Wika zawsze jest „głową” naszejtrójki.

– Nie pękaj, coś wymyślimy. Swoją drogą, czym tam dotrzemy? Jedziemy moją maszyną czy pytasz Laurę opodwózkę?

Na samą myśl o starszej siostrze krew zaczyna mi wrzeć. Co jej strzeliło do głowy? Chce się mnie pozbyć, czy jak? Biorę dwa głębokie wdechy i wreszcie postanawiam poruszyć temat motocyklaFabiana.

– O co chodziło z tym, że nie masz uprawnień? – pytam, mrużąc oczy i bacznie obserwując reakcjęprzyjaciela.

Ten o dziwo wybuchaśmiechem.

– Daj spokój, Es. Psychol mógł na mnie wyciągnąć cięższe działo, a poruszył takąbłahostkę.

– To nie jest błahostka, dobrze wiesz, że możesz sobie przysporzyć problemów – tłumaczę jak małemudziecku.

– Jeżdżę tak od roku i jeszcze ich nie mam. Osiemnastkę skończę za parę miesięcy, nic się nie stanie. Po prostu powinienem jeździć na lżejszym, ale nie stać mnie na inny. Ten odziedziczyłem po kuzynie – kończy mówić i wzruszaramionami.

Przez chwilę siedzimy w milczeniu, nawet na siebie nie patrząc. Zastanawia mnie to, jakie mój przyjaciel ma jeszcze tajemnice. Dzisiaj po raz pierwszy widzę go innego, poważniejszego, opanowanego. Czy to możliwe, że mimo tylu lat znajomości znam go tylko częściowo? Mój dziadek zawsze mówił, że nigdy nie poznasz w pełni żadnego człowieka. Zawsze w jego głowie jest coś, o czym nie ma pojęcia nikt.

Ja do tej pory nie miałam praktycznie żadnych sekretów. Rodzice wiedzieli, gdzie jestem, przed przyjaciółmi odsłoniłam się cała. Czy to oznacza, że jestem prostym, nudnym człowiekiem? Albo raczejbyłam?

– Napisz może do Wiktorii, czy chce iść z nami. Nie ukrywam, jakoś szczególnie za nią nie tęsknię, ale wiem, że chcesz, żeby z namiposzła.

Uśmiecham się delikatnie. Aż tak łatwo mnie rozgryźć? Wyciągam telefon i posłusznie wybieram jej numer, licząc, że tym razemodbierze.

W słuchawce rozlega się jakiś discopolowy utwór, który sprawia, że moje bębenki niemal pękają. Ponoć o gustach się nie dyskutuje, ale tekst tej piosenki wymyślił chyba pijany menel za dwa piwa. Włącza się poczta głosowa, na co prawie zgrzytam zębami. Po chwili przychodzi SMS, w którym przyjaciółka informuje, że siedzi z ciocią i kuzynem, więc nie możerozmawiać.

– A jakbyśmy ubrali się podobnie i ty cały czas byś się śmiała, a ja stałbym i poważnym wzrokiem wgapiał się wochroniarza?

– Co? – pytam mało elokwentnie, nie rozumiejąc, o czym on do mniemówi.

Fabian nie ukrywa, że moje pytanie go załamuje. Wznosi dłonie, jakby się modlił, i szepcze coś niezrozumiale. Pożegnajmy poważnego Fabiana, wrócił mój zgrywający sięprzyjaciel.

– Wyjście do Piekiełka, kobieto. Co ty na to? – Stuka palcami o biurko, niecierpliwiąc się, a ja przewracamoczami.

– Nic lepszego nie masz? – zadaję pytanie, na co urażony kręci głową. – Dobra, niech będzie. W co sięubieramy?

***

O równej dwudziestej stajemy pod klubem przebrani w białe prześcieradła. Przepraszam, to ponoć są szaty. Tak, to właśnie genialne przebranie wymyślone przez mojegoprzyjaciela.

Ze zdziwieniem wpatruję się w tłum i poprawiam kok na mojej głowie za pomocą wsuwki. Robiłam go przez czterdzieści minut, a i tak zdążył się połowicznie rozwalić przez jazdę cholernym autobusem. Stajemy na końcu kolejki i ze zdziwieniem dostrzegam, że każdy tutaj jest ubrany jak na normalną dyskotekę. Co jest, kurde? Ludzie obracają się i zerkają w naszym kierunku, a ja mam ochotę zapaść się podziemię.

– Nie wiem, co jest grane, Es – szepcze Fabian, na co nie odpowiadamnic.

Za nami stają kolejne osoby i słyszę, że są już nieźle wstawione oraz rozbawione. Oczywiście nami… Jakżeby inaczej. Ignoruję ich prostackie komentarze, błagając w myślach, byśmy wreszcie znaleźli się w tych przeklętych korytarzach. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zapragnę ponownie jeprzechodzić.

– Macie jakiś problem? – Słyszę to pytanie i wiem, że zwiastujekłopoty.

Dotykam ramienia Fabiana, chcąc go uspokoić, ale ten nie zwraca na mnie uwagi. Z nienawiścią wpatruje się w dwójkę wyższych od niegogości.

– Milcz, chłopcze. Albo raczej dziewczynko. Czy ty masz pomalowaną twarz? – pyta jeden z nich i wybuchaśmiechem.

Tak, podkreśliłam jego brwi, ponieważ chciałam, żebyśmy się wyróżniali. Jak widać, całkiemniepotrzebnie.

– Stary, patrz! Homoś chce już się dostać do Piekła! – Drugi gość rechocze, a ja czuję, że Fabian coraz bardziej dygocze znerwów.

– Daj spokój. Oni są pijani – szepczę, starając się gouspokoić.

Ci jednak rzucają coraz gorszymi obelgami, które nawet mnie wyprowadzają z równowagi. Zamykam oczy i ta jedna sekunda wystarcza, by jeden z nich oberwał pięścią w nos. Zatacza się zaskoczony, a drugi mężczyzna posyła mordercze spojrzenie Fabianowi. Rusza na niego, a ja jak ostatnia idiotka staję przed nim, mając nadzieję, że uspokoi się, widzącdziewczynę.

– Widać, że z ciebie miękka klucha, jak twoja laska musi cię osłaniać, frajerze – mówinieznajomy.

Zastanawiam się, czy to nie jest ten moment, w którym powinnam wezwaćochronę.

– Odsuń się, Es. Nie chcę cię pchać, ale jeśli zaraz nie odejdziesz, to przyrzekam, że sam cięprzeniosę.

Stoję twardo, nie ruszając się nawet o centymetr. Przeciwnikowi Fabiana najwyraźniej nie przeszkadza moja obecność, bo tuż koło mojej twarzy pojawia się pięść, która trafia mojego przyjaciela. Drugi mężczyzna zdążył już wstać, zaczyna robić się coraz większe zamieszanie. Zostaję przepchnięta na bok, a trzech facetów zadaje sobie kolejne ciosy. Piszczę, wzywając ochronę, i nie wiem, jak pomóc Fabianowi, który pomimo tego, że zaciekle się broni i sam wymierza mocne uderzenia, to ma już rozcięty łuk brwiowy, a połowa jego prześcieradła jestpotargana.

W końcu moje nawoływania przynoszą skutek. Podbiega dwóch krótko obciętych ochroniarzy z ogromnymi bicepsami, najpewniej napakowanymi sterydami. Szybko odciągają od siebie poturbowanych facetów, sami nie odnosząc przy tym żadnych obrażeń. Na do widzenia każdemu sprzedają solidny cios w brzuch, a ja przerażona wyrywam się do mojego przyjaciela. Dotykam go i ze łzami w oczach pytam, czy nic mu nie jest, jednak ten wyszarpuje się i odwracając na pięcie, odchodzi.

Biegnę za nim, nic nie robiąc sobie z tego, że właśnie odstawiamy widowisko. Walić to.

Kiedy jesteśmy już za rogiem, a on nawet nie zwalnia tempa, ryczę coraz głośniej. Mam dość, to nie tak miało wyglądać. Siadam na betonie jak obrażona mała dziewczynka. Chowam głowę w kolanach i staram się uspokoić. Nie mija chwila, a słyszę, jak ktoś przysiada obok, doskonale wiem, że to Fabian. Czuję zapach jego ulubionych perfum, który mnieuspokaja.

– Przepraszam, Es – szepcze i przyciąga mnie ramieniem do siebie, zmuszając doprzytulenia.

Nie oponuję, delikatnie dotykam dłonią jego brzuch przez skrawek czarnej koszulki. Prześcieradło zdążył wyrzucić. Syczy ledwo słyszalnie, a ja po raz kolejny czuję się winna. Gdyby nie to, że go tu wyciągnęłam, nic by się nie stało. Nie byłby poobijany i może spędzałby przyjemnywieczór.

– To ja przepraszam – mówię, pociągającnosem.

Prostuję się i ze smutkiem spoglądam na księżyc w pełnej okazałości. Zawsze lubiłam wpatrywać się w niebo, wyszukiwać konstelacje, snuć szalone teorie o życiu pozaziemskim. Teraz nie dostrzegam tam nic poza migającymipunktami.

– Daj spokój, musimy tylko wymyślić, jak się tamdostać.